WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie brał LSD. Najprawdopodobniej. Od wyjścia z więzienia, od czasu do czasu poprawiał sobie humor skrętami. Zastanawiał się jeszcze nad czymś cięższym, mocniejszym, a kwas kojarzył mu się zbyt... optymistycznie, pomimo tego, że można było wpaść w ten wesoły trip, jak i kroczyć ciemną ścieżką omamów, bynajmniej nie takich, które wprowadzały w dobry nastrój. Gdyby miał wybierać, postawiłby na kokainę, choć nadal - z tyłu głowy wisiała obawa, że tym razem stanie się więźniem, lecz własnych uzależnień, z których nie będzie potrafił się wyrwać, tylko to go hamowało - brak umiejętności zatrzymania się w odpowiednim momencie.
Kiedy tak obserwował Virgie, przeszło mu przez głowę parę opcji, czym takim mogła się poczęstować, by zachowywać w ten sposób. Z wiadomych względów nie był żadnym ekspertem od dragów (przed odsiadką nawet nie myślał, by palić, pił też od święta), zatem żadne ze swoich podejrzeń nie stawiał jako pewnik.
- A nie lepiej iść, zaczaić się gdzieś i z ukrycia patrzeć na te miny, zamiast ich sobie wyobrażać? - zapytał od niechcenia, opierając się o zimną ścianę. - Z drugiej strony brzmi jak strata czasu, ale i tak już go tracisz pisząc z nimi - podsumował, pod koniec swojego wywodu wzruszając obojętnie ramionami.
...skoro tak to wyglądało, to tym bardziej nie liczył, że jakaś z jego tinderowych randek wypali. Nie, by się już na jakąś umówił, ale gdyby kiedyś miał zamiar...
- Taa, trochę. - Chyba tymi oparami z niedomkniętych butelek z roztworami, kiedy otwierał szafki w poszukiwaniu dowodów. - Trochę za mało. Skoro nie chcesz rozmawiać, możesz mi pokazać skąd bierzesz towar. Przecież nie sypnę. - Co jak co, ale z policją nie miał najlepszego kontaktu; no dobra, był jeden wyjątek - kapitan Cabrera, ale o tym nie musiała wiedzieć. Zresztą, ich znajomość była bardzo oficjalna i dotyczyła śledztwa w sprawie odnalezienia prawdziwych morderców.
...i kiedy miał dodać coś jeszcze, usłyszeli charakterystyczny odgłos przekręcania klucza w zamku (lub próby zrobienia tego), po którym ktoś cicho przeklął. Był to ewidentnie męski głos, ale... nie mógł rozpoznać, czy to Martin, David, czy inny pracownik, jakiś grabarz na przykład... ale ten pewnie nie miał kluczy. Chyba.
- Zamknęłaś drzwi na klucz po wejściu? - zapytał, odruchowo gasząc światło. I totalnie nie wiedział, czy to dobry pomysł, czy wręcz przeciwnie - bo jeśli nie zamknęła, to lepiej było się ujawnić, zamiast chować i sprawiać pozory, że nikogo nie ma, a ktoś zapomniał pozamykać zakład pogrzebowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spojrzała na niego z ukosa, zastanawiając się, co za różnica, na co traciła czas? Skoro było zabawnie, to chyba to wszystko, czego potrzebowała i nie musiała niczego uzasadniać? Nawet jeśli czułaby potrzebę, akurat przed nim.... A nie czuła.
Uśmiechnęła się za to szeroko, kiedy Blake, brzmiąc trochę jakby był jakimś cholernym echem (może przeszłości?), zaczął nawijać o towarze.
- Trzeba było od razu mówić, że chcesz kwas, a nie nawijasz o jakimś chorym zabieraniu - parsknęła.
W ogóle nie zwróciła uwagi na żadne odgłosy, wszystko, co jej nie pasowało do aktualnego obrazka, zganiała przecież na działanie narkotyku, a nie spodziewała się, żeby ktoś akurat teraz miał dobijać się do domu pogrzebowego. W końcu ostatecznie nie dostała żadnej wiadomości. Tym bardziej nie zrozumiała pytania Griffitha. Zmarszczyła brwi i skupiła się jeszcze na chwilę na aplikacji.
Jakiś Bruce.
Nawet hot.
Prawo.
- Ja tu przyszłam tylko po telefon - stwierdziła bez sensu, zupełnie nie odpowiadając na pytanie, ale chyba przypomniało jej to, że uciekała jej właśnie impreza.
Ruszyła bowiem do wyjścia z pomieszczenia równocześnie grzebiąc w kieszeniach kurtki. Za tym LSD. Bo miała chyba dzisiaj jakiś dzień dobroci dla zwierząt i skoro chciał, to mogła mu odpalić trochę.
Może zrozumie na kwasie, że powinien sobie stąd pójść, czy coś.
Zatrzymała się jeszcze w progu i spojrzała na niego przez ramię.
- No idziesz?
Ani to co mówiła, ani to co robiła, nie musiało mieć dzisiaj dla niej sensu, będzie się nad tym zastanawiać potem. Albo i nie. Najprawdopodobniej nie.
/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Randka z peter8_89 (który w rzeczywistości miał na imię Lucas) już od samego początku była skazana na porażkę. O ile przez snapa „rozmawiało” jej się z nim jako tako, to na żywo okazał się być obleśnym typem czekającym na koniec randki, najlepiej u niego lub u niej. Był natarczywy, zamawiał duże ilości alkoholu i rzucał dziwne aluzje. Chciała stamtąd uciec jak najszybciej, dlatego - pomimo zapewnień Blake’a, ze będzie mogła do niego zadzwonić - już po niecałej godzinie podała jakaś głupią wymówkę o włączonym gazie lub żelazku. Nawet nie była pewna co powiedziała, bo chciała już wyjść, zauważając grymas zaniedowolenia na jego twarzy, ale długo nie zajmowało to jej myśli. Głupia nawet nie zamówiła Ubera, kiedy w pośpiechu uciekła z tego baru, ale postanowiła przejść kilka ulic dalej, żeby nie stać jak ten kołek i przypadkiem się na niego nie natknąć. I może nawet dobrze, ze finalnie nie zamówiła, bo przypomniało jej się, ze przez pośpiech przed tą całą randka, kiedy poszła dostarczyć klucze Bruce’a Blake’a do Serenity zostawiła tam swoje. Jako, ze daleko nie miała postanowiła się przejść. Co prawda spacer zajął jej zdecydowanie za długo, bo jakieś dwadzieścia minut, ale to przez te szpilki, znacznie wyższe niż te które nosi na co dzień. Dodatkowo było jej trochę zimno, bo miała na sobie krótką sukienkę, pod płaszczem żadnego swetra, zrezygnowała tez z szalika, bo chciała przecież wyglądać jak najlepiej i nie zważała na to, czy będzie jej ciepło czy nie. Poza tym nie zakładała z góry, ze będzie uciekać w takim pośpiechu.
Gdzieś bliżej SFH zaczęła czuć się niekomfortowo. Miała poczucie bycia śledzona, ale kiedy się obejrzała nikogo nie zauważyła, wiec stwierdziła, że pewnie umysł jej płata figle.
Na jej nieszczęście wcale nie było to wytworem jej wyobraźni, tylko naprawdę ktoś ją śledził. I tym kimś był Lucas. Nie miała czasu na reakcje, została wepchnięta do budynku, którego drzwi właśnie otwierała, a następnie uderzona w twarz na tyle mocno, ze aż ją na chwile zamroczyło. Została tez popchnięta przez niego na ścianę, a podczas całej tej sytuacji, która w jej głowie trwała cała wieczność, wyzywał ją, zarzucał kłamstwo (co w sumie było prawdą) i zaczął mówić coś o tym, ze każda jedna jest taka sama, ubiera się w taki sposób, a później nie potrafi przyjąć komplementów od prawdziwego mężczyzny. Gdyby w tamtej chwili Sao nie była zbyt przerażona to pewnie by go wyśmiała, ale prawda była taka, ze sparaliżowało ją na kilka dobrych sekund. Zresztą tez nie miała za bardzo pola do manewru, bo facet przygwoździł ją do ściany, trzymając ciasno jej szyję. Coraz ciężej było jej złapać oddech, ale na jej szczęście, ręce miała nadal wolne, a w zasięgu jej dłoni znalazł się ten okropny wazon, który nie podobał jej się od samego początku.
A który dzisiaj uratował jej godność i prawdopodobnie życie.
Uderzyła go z całej siły w głowę, rozbijając naczynie, co dało jej trochę przewagi. Od razu skierowała swoje kroki w stronę biura, gdzie planowała zamknąć się od środka, ale facet nie dał za wygraną. Złapał ja za ramie, zaczęła się z nim szarpać aż w końcu udało jej się wyswobodzić z jego uścisku, ale peter8_89 zachwiał się i przewrócił uderzając głową niefortunnie w róg stojącej trumny, w wyniku czego ta się przewróciła upadając prosto na niego, przygniatając jego górna cześć ciała.
Saoirse nie wiedziała co robić, sparaliżowało ją i nie potrafiła myśleć logicznie. Ręce zaczęły jej się trząść, po policzkach spływać łzy, szczypała ją cała twarz, szyja nadal ją bolała, a z nosa leciała krew. Była przerażona i pewna, ze Lucas nie przeżył spotkania z dziewięćdziesięcio kilową trumną i jedyna myśl jaka przyszła jej do głowy, to ze trzeba się go pozbyć. Najlepiej zakopać gdzieś na cmentarzu.
Wyciągnęła telefon, ale nic nie widziała przez łzy w oczach, usłyszała tez znajome głosy, a ona ze strachu, zdenerwowania i stresu nie mogła się ruszyć. Przez chwile nawet nie rozumiała co słyszała, nie była tez pewna, czy ktoś tutaj był, czy może wybrała czyjś numer, wiec automatycznie uniosła wygaszony telefon do ucha, a przez jej głowę ani razu nie przeszła myśl o powiadomieniu policji. Dopiero kiedy poczuła dotyk, zdołała się wyszarpać i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, ze głosy należały do Virgo i Blake’a.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szukanie brudów (może nie dosłownie) Serenity Funeral Home nie udało się w czasie świąt Bożego Narodzenia; Martin chyba wyczuł, że coś wisi w powietrzu i mocno upierał się przy tym, aby do końca roku zostać w Seattle. A może wcale nie chodziło o to, że wyczuwał problemy? Mogło być tak, że to matka Biondi wolała święta spędzić w Szmaragdowym Mieście, przy okazji psując plan córki i współwłaściciela zakładu pogrzebowego. Blake nie wnikał w powody, a jedynie zarejestrował w pamięci to, że starszych Virgie nie będzie na początku roku. Szczęście zdawało się im sprzyjać - dokładnie dzień wcześniej David poinformował, że złapał jakąś infekcję (w to też nie wnikał) i nie da rady przyjść do pracy, a Sao... szła na randkę. Liczył, że Vi w ostatniej chwili się nie wycofa, uznając, że Nowy Rok - nowa ona, zatem zamiast zakopanego topora wojennego, woli stworzyć kolejny.
Pod wieczór przyjechał karawanem do SFH, jednak zanim wszedł do budynku zdążył jeszcze zapalić papierosa. W międzyczasie - ku jego (nie)zadowoleniu - pojawiła się blondynka, zatem po wymianie (zapewne) kilku złośliwości, paru ciętych komentarzy i szpili z dodatkiem kpiącego uśmiechu, zajęli się tym, co mieli zrobić.
- Kiedy wracają twoi rodzice? - zapytał unosząc na nią wzrok znad kilku kartek, jakie aktualnie przeglądał. Nie było mu dane usłyszeć odpowiedzi, bo zamiast tego daleko w tle (bo powiedzmy, że byli w drugiej części budynku) słychać było jakiś szmer. Odgłos szarpaniny zmieszany z niewyraźnym głosem zarówno kobiecym, jak i męskim.
- Kurwa - wypalił - chyba nie teraz - powiedział, ze zmarszczonymi brwiami patrząc na kobietę. Kłamstwem byłoby to, gdyby napisać, że nie pomyślał o tym, że Virginia go wkopała i teraz całość zrzuci na niego; te całe myszkowanie, nawet jeżeli miał do tego prawo, więc co mogli mu zarzucić?
- Jutro jest pogrzeb tego faceta, co zginął w wypadku i wyszło, że miał na koncie jakieś szemrane interesy - poinformował cicho - ale nie jesteśmy w CSI, ani innych kryminalnych zagadkach, więc wątpię, by ktoś chciał go wykraść. - A raczej wykraść jego szczątki, bo był tak zmasakrowany, że nawet ich tanato-cokolwiek nie musiała się nim zajmować. Trumna miała być zamknięta.
- Włamanie? - zagaił, następnie podchodząc do drzwi i naciskając na klamkę. Odgłosy szarpaniny zamieniły się w brzdęk tłuczonego szkła, głuchy huk, a potem trzask. Rzucił pod nosem soczyste przekleństwo, a potem je powtórzył, kiedy jego oczom ukazało się pole bitewne.
- Saoirse - wypalił, doskakując do blondynki, którą zmierzył uważnym spojrzeniem. W ogóle nie przejął się trumną leżącą na nieżywym (?) człowieku, a raczej jej zakrwawionej twarzy i sinych śladach na szyi.
- Ja pierdolę. Jak... kto... jesteś cała? -
zapytał, dopiero teraz przekierowując spojrzenie na Petera, Lucasa, czy jakkolwiek mu było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#17

Virgo wcale nie była skłonna do wymieniania złośliwości i obelg, tak naprawdę postanowiła być akurat teraz wyjątkowo cicha, bo docierało do niej, teraz, kiedy w zakładzie wespół ze swoim wrogiem (!!!) myszkowała za rzeczami, które mogły zmusić Martina do odwrotu...
Chyba była okropną córką.
Ale to by znaczyło też, że był okropnym ojcem.
W każdym razie było jej niedobrze na tę myśl, równie mocno co była zdeterminowana mimo wszystko coś znaleźć. A jak jest komuś niedobrze, to nie za wiele mówi. Tak w razie czego. Wszelkie zaczepki kwitowała więc raczej tylko przeciągłym spojrzeniem.
Skupiła się poza tym na poszukiwaniach - na szufladzie, którą przeszukiwała już poprzednio i okazała się mieć wymieniony zamek, więc musiała go wyłamać, na stosach nudnych formalnych dokumentów stricte związanych z pracą, w końcu na komputerze.
Wypróbowała jedno, drugie, trzecie hasło.
Nic.
Skupiła się tak, że zignorowała nawet pytranie Blake'a, najzwyczajniej w świecie go nie usłyszała.
Z irytacją popchnęła klawiaturę, jakby to ona była winna temu, że literki się nie zgadzają i wtedy odkryła, że pod nią ukryta była karteczka. Zgarnęła ją, ale nie zdążyła jej przeczytać, bo wtedy dotarło do niej, że Griffith mówił coś o włamaniu.
- No tak, włamaliśmy się przecież - wytłumaczyła cierpliwie, i dopiero to sprawiło, że wróciła na ziemię na tyle, by zwrócić uwagę na hałasy.
Wbiła podejrzliwe spojrzenie w drzwi. Serio. Pół Seattle miało plany buszować po zakłądzie pogrzebowym akurat dzisiaj? Wydawał się bardziej pełen życia niż zwykle...
- Gdzie ty... - zaczęła protestować, kiedy Blake otworzył drzwi, ona była raczej za wezwaniem policji, bo co jeśli byli uzbrojeni?
Nie będzie mu zaciskała potem rany od noża żeby się nie wykrwawił zanim przyjedzie karetka! Ale przestraszyła się, że Blake uzna, że się o niego martwi, więc ugryzła się w język i nie dokończyła.
Kurwa, kurwa, kurwa... iść za nim?
Chyba iść.
Poszła, ale została wygodnie w tyle. Tak żeby w razie czego mieć czas uciekać. Tak w razie czego.
Na początku ją wmurowało, bo scena, którą zastali z Blakiem była zupełnie abstrakcyjna. Jak z horroru. A przecież śmiała się z horrorów, tylko może nie takich w których cierpiała Sao...
Potem zareagowała zanim pomyślała, znalazła się obok blondynki, sama nie wiedziała jak, odgarniając jej włosy z twarzy i łapiąc za rękę.
- Co się stało...?
W ogóle nie zawracała sobie na razie głowy kolesiem pod trumną, wolała nie zastanawiać się czy był tam, gdzie najlepiej pasował... i skąd się tu wziął.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pomimo iż Blake i Virgie coś do niej mówili, do niej to nie docierało. Słowa rozmywały się w gonitwie jej własnych myśli, a wzrok utknął w mężczyźnie leżącym pod trumną. Dlatego przez dłuższą chwile milczała, a może myślała, ze trwało to dłużej niż w rzeczywistości?
Czy- czy on... – urwała przenosząc wzrok to na Virgie, to na Blake’a nadal ściskając w dłoni telefon, z trwającym połączeniem do Charlotte. Saoirse zapomniała o tym, ze planowała do kogoś zadzwonić, nie zdawała sobie nawet sprawy, ze pierwsza osoba, o której pomyślała wcale nie był Blake czy Virgie, a właśnie Lottie, która na pewno potrafiłaby myśleć bardziej racjonalnie niż ona czy Biondi i Griffith. – On nie żyje, prawda? – aż przeszły ją nieprzyjemne ciarki, głos jej się załamał i mocno przygryzła dolną wargę, by się nie rozpłakać.
Nie płacz Saoirse, nie teraz.
Kurwa. – zaklęła wsadzając telefon z powrotem do kieszeni płaszcza, a serce waliło jej jak oszalałe. Spojrzała przerażona na Virgie, później na Blake’a i zdała sobie sprawę, że przypadkiem wciągnęła ich w sytuacje beznadziejną. I o ile ona i Virgie mogłyby wyjść z tego bez problemu, to czy policja uwierzy, ze wszystko było przypadkiem widząc kartotekę jej niedoszłego szwagra? – Blake, pomóż mi sprawdzić czy on...czy na pewno... – słowa nie mogły przejść jej przez gardło – Trzeba przesunąć trumnę. – prawie, ze rozkazała od razu odzyskując kontrolę nad własnym ciałem i doskoczyła do trumny, którą naprawdę miała w planach przesunąć, nie zdając sobie sprawy z tego, że przecież widok może być okropny. W sumie nie, trochę się bała, pomimo iż w internecie widziała najróżniejsze zdjęcia i filmiki - a to filmiki ze sprzątania miejsca zbrodni, a to zdjęcia na medycznych profilach, a ostatnio nawet trafiła na tik toka, gdzie dziewczyna pokazuje ostatnie zdjęcia zmarłych celebrytów - ale jednak widok na żywo to co innego. Dlatego, chociaż w pierwszej chwili ona chciała to robić, to wzrok przeniosła na blondynkę uznając, ze ta się nada do tego lepiej niż ona.
Albo ty to zrób, Virgie. Pracujesz tutaj tyle lat, ze się na pewno przyzwyczaiłaś do widoku trupów w rożnym stanie. – telefon jej zawibrował, ale tylko dlatego, ze w tym momencie padła bateria. Nie wyjęła go jednak z kieszeni, by się upewnić, bo pamietała, ze nie ładowała go przed wyjściem.
Stres cała sytuacją nadal był jednak przeogromny, dłonie jej się trzęsły, a ona nie miała siły na...kompletnie nic. Nie przejmowała się tym jak wyglada, ze boli ją tu i tam; kręciło jej się w głowie, wiec usiadła na podłodze, obserwując jak ta dwójka radzi sobie ze sprawdzaniem stanu Lucasa. Żałowała tej randki, żałowała, ze wyszła bez zamawiania ubera z tego cholernego baru, a nawet tego, ze tamtej nocy w Trinity wymieniła się z nim tym cholernym snapchatem. Schowała twarz w dłoniach, powtarzając cicho pytanie „co ja zrobiłam” i zastanawiając się nad najlepszym wyjściem z całej tej sytuacji. Zadzwonić na policję? Upozorować włamanie, udawać, ze jej tutaj nie było? Nie, pierwsza opcja odpadała, druga była mało logiczna, pozostawało wiec nic innego niż...
Musimy się go pozbyć. – powiedziała to bardziej do siebie niż do nich, odrywając dłonie od twarzy i głośno westchnęła zrezygnowana. Pomimo iż nie chciała nawet patrzeć w stronę Lucasa, mimowolnie to zrobiła; pierwsza jej myśl? I dobrze mu tak, przez co poczuła się jak jakaś psychopatka i wolała nie mówić o tym na głos. A może jednak to nie były tylko jej myśli? Może naprawdę wypowiedziała te słowa?
Ja nie chciałam- on mnie śledził z tego baru i- to był wypadek. – zaczęła im się tłumaczyć, nie mogąc spojrzeć im w oczy, jakby bała się, ze ją oceniają i wyczyta to wszystko z ich wyrazu twarzy – Wierzycie mi, prawda? To był wypadek, on pierwszy mnie zaatakował, ja tylko chciałam iść do domu. – i się rozpłakała! Nie mogła się uspokoić ani nawet złapać oddechu; było jej niedobrze, zapach krwi był tak silny, ze aż czuła jej smak. A może to było w jej głowie? Może to jej własna krew? Może to tylko koszmar, z którego zaraz się wybudzi?
Uszczypnęła się raz, drugi i trzeci, ale nadal siedziała na podłodze Serenity z trupem obok.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Niespodziewany telefon od młodszej siostry, dziwne szumy w tle i jeszcze bardziej niepokojące strzępki rozmów, wśród których Charlotte zdołała wyłapać jeden męski i jeden kobiecy głos.
Nie potrzebowała niczego więcej, by przepełniona licznymi, często makabrycznymi wspomnieniami zbrodni głowa zaczęła pracować na wyższych obrotach. Choć nigdy nie była typem czekającej na pomoc księcia z bajki panikary, to jednak do zagrożeń wycelowanych bezpośrednio w rodzinę podchodziła zawsze tak samo poważnie. Nie była przewrażliwiona, ale niewątpliwie przygotowana na każdą ewentualność, dlatego podejmowanie nawet najbardziej spontanicznych decyzji przychodziło jej z naturalną łatwością. W pracy musiała działać szybko i zdecydowanie, bo wielokrotnie jeden zły ruch czy chwila zawahania przeważały o tym, kto kończył w więzieniu a kto na cmentarzu.
Pozostając w temacie zmarłych, to właśnie zakład pogrzebowy, o którym nie tak dawno wspomniała jej Sao, był kolejnym celem podróży Charlotte, gdy ta zorientowała się, że mieszkanie zajmowane przez młodszą Hughes było puste. Czuła napięcie we wszystkich mięśniach oraz uderzającą w zakończenia nerwowe adrenalinę. Wielokrotne próby połączenia się z blondynką kończyły się fiaskiem, dlatego kilka minut podróży do Bellard upłynęło jej pod znakiem złamania kilku przepisów ruchu drogowego.
Drogę z samochodu do budynku pokonała w biegu. Ten nijak nie współgrał z niebotycznie wysokimi obcasami, które zdawały się wybijać rytm podobny do tego, który kołatał w kobiecej klatce piersiowej. Miała dziwne przeczucie; wrażenie, że wydarzyło się coś złego. Saoirse nie dzwoniłaby bez potrzeby. Nie wygłupiałaby się, robiąc sobie żarty i decydując się na głuche telefony. To nie było w jej stylu.
Tak samo zresztą jak morderstwo.
Najwidoczniej Charlotte wcale nie znała swojej rodziny tak dobrze, jak dotychczas się jej wydawało.
Szarpnąwszy za klamkę, otworzyła drzwi. Pora była późna, co odebrała jako pierwszy sygnał ostrzegawczy. Nasłuchując dobiegających z wnętrza budynku dźwięków, stawiała kolejne kroki na posadzce. Choć bardzo chciała zachować siostrę po imieniu, to jednak zastany w zakładzie pogrzebowym widok odebrał jej mowę.
Rozbite szkło, przewrócona trumna, morze krwi i zapłakana Sao, a nad nią Blake i dziewczyna, którą kojarzyła ze świątecznego spotkania. Nie potrzebowała wiele, by zrozumieć, kto był głównym prowokatorem tego zamieszania; blada jak papier twarz młodszej siostry wyrażała więcej niż słowa, w których Charlotte zamierzała być niezwykle oszczędna.
- Później opowiesz - zakomunikowała krótko, wzrok przenosząc na twarz Blake'a. To, że znajdował się tam akurat on, nie działało ani na jego korzyść, ani na i tak wystarczająco barwną przeszłość.
Charlotte zaklęła w duchu. W głębi serca czuła, że wiedza na temat tego, co się wydarzyło, byłaby gwoździem do - ironicznie - trumny.
- Musimy go stamtąd wydostać - dodała, w kilku krokach pokonując odległość, jaka dzieliła ją od znajdującego się pod kilkudziesięciokilogramową trumną ciała. Zsunąwszy z ramion płaszcz, rzuciła ubranie na pobliską szafkę. Gdyby wiedziała, że wieczór zakończy w ten sposób, nie ubrałaby ulubionej sukienki w biało-czarną kratę. - No ruszcie się - ponagliła, przystając przy wciąż powiększającej się plamie krwi.
- Macie tu monitoring? Ktoś Cię widział? Co tu robiliście? - być może nie powinna była zarzucać ich tyloma pytaniami, ale czas i okoliczności zdecydowanie nie były niczyim sprzymierzeńcem. Musieli ogarnąć ten bałagan, w czym Charlotte była skłonna wziąć czynny udział, nawet jeżeli to zdecydowanie nie stawiało jej w dobrym świetle jako stróża prawa.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On nie do końca uznawał to za w ł a m a n i e, skoro był współwłaścicielem, o czym na pewno głośno i wyraźnie przypomniał blondynce na wypadek, gdyby z jakiegoś powodu (no ciekawe jakiego) postanowiła wyprzeć to z pamięci. Później już nie było czasu na pogawędki o terminie powrotu jej rodziców, ani prawdopodobieństwie tego, że to oni, ponieważ ewidentnie ktoś (i to pewnie nieproszony) znalazł się na terenie Serenity. Zapomniał o tym, że z rana napisał Saoirse o odbiorze kluczy (myślał, że zrobiła to przed randką, więc później do tego nie wracał), ewentualnie biorąc pod uwagę to, że David z jakiegoś powodu postanowił podjechać do zakładu pogrzebowego. Czyżby był wspólnikiem Martina w pewnych machlojkach, jakich dopatrzyli się (eh) razem z Virgie? Bo to przecież nie tak, że potrafiłby głośno i bez skrzywienia się przyznać, że to Biondi zasugerowała mu sprawdzenie konta bankowego i transakcji.
- Ciężko powiedzieć na pewno, ale o ile wzrok mnie nie myli... - urwał, robiąc więcej miejsca dla Vrigie, która zaczęła obmacywać Hughes, więc uznał, że on to tego miziania nie jest potrzebny. W nerwowym geście przesunął dłonią po włosach i karku, podchodząc bliżej trumny i przygniecionego faceta.
- To kawałek jego mózgu jest... o, tutaj - stwierdził, odruchowo marszcząc czoło, gdy na owym kawałku lakierowanego drewna skupił spojrzenie. W sumie mógł się pomylić, a Lucas mózgu nie posiadał i to była tylko krew i jakieś flaki. Wolał dokładniej nie sprawdzać, a na pewno nie bez rękawiczek, których mieli pod dostatkiem.
Całe szczęście, że byli w zakładzie pogrzebowym. Gdzie łatwiej ukryć zwłoki?
Bardzo irracjonalnie i nieodpowiednio do sytuacji parsknął śmiechem. Krótkim, zimnym, kpiącym ale i mającym w sobie coś z rozbawienia. Znów, kurwa.
- A nie możemy go od razu do niej... - Nie dokończył, wsłuchując się w historię blondynki. Kiedy zapytała czy wierzą, w odpowiedzi pokiwał głową, lecz mogło się to zdawać niepewne i bez przekonania, bo zrobił to dopiero po chwili.
- Przyszedł tu sam? Wydawało mi się, że coś... ja pierdolę. - Kroki. Był w trakcie wyprostowywania się i stanięcia przed trupem, kiedy dołączyła do nich Charlotte. - Skąd...? - zapytał tylko, przekierowując spojrzenie z jednej siostry na drugą. Kiedy, jak. Kolejne pytania, które chciał zadać, ale nie było na to czasu - na pewno nie teraz, kiedy koło jego stóp powstawała coraz większa plama krwi.
- Pójdę zamknąć drzwi, bo zaraz do kompletu zjedzie się tu policja i antyterroryści - skwitował, rozkładając ręce na boki, a mijając Lottie wywrócił oczami. - Bez urazy. Zwykle jak powstawało combo: zwłoki, ja i służba prawa, nie kończyło się to dla mnie najlepiej. - O jednej sprawie wiedziała, o innej nie i może i lepiej, bo nawet nie było o czym mówić. Wyciągnął z kieszeni klucze, by dość szybko zająć się uniemożliwienie wejścia komukolwiek jeszcze i wrócił do nie-i-żywej gromadki.
- Mieliśmy podwójną randkę, ale zrobiło się jakoś...sztywno - mruknął z sarkazmem. - Po co te nerwy... Tu codziennie jest jakiś trup. - Zerknął na Virgie, czy i ona zachowuje się tak nerwowo, czy nic dziwnego nie dostrzeże w jego podejściu.
...które chyba powinien zmienić patrząc na to, że był oskarżony o morderstwo. I to nawet nie raz.
- Nie możemy go jutro pochować razem z tamtym? Nikt się nie domyśli... -
zaproponował, zatrzymując się obok trumny z zamysłem ściągnięcia jej z ciała.
I...nie, nie miał na myśli innego człowieka, którego któreś z nich zamordowało. Ot, sam sobie umarł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała za specjalnie patrzeć pod tą trumnę, bo co innego mieć trupa na stole, a co innego mieć trupa przyjaciółki pod trumną. To znaczy, nie trupa TEJ przyjaciółki, tylko tego, którego ona stworzyła... tak jakby.
Potrząsnęła głową, kiedy usłyszała to bezwzględne absurdalne "musimy się go pozbyć". Jakby byli w jakimś durnym filmie, albo gorzej, na pbfie. Tylko w tych dwóch miejscach ludzie odpierdalali takie chore akcje. Normalni to rzygali, panikowali i dzwonili po mamusię. Oprócz pracowników zakładu pogrzebowego i służby zdrowia, rzecz jasna, bo akurat ci zyskiwali odporność. Jako taką.
Co nie zmieniało faktu, że była tutaj z psychopatami, najwyraźniej, dobry Boże.
Przeżegnała się, odruchowo, na wzmiankę o mózgu.
- Dorosłe życie ssie - oznajmiła zupełnie bez sensu, ładu i składu, a potem usiadła na podłodze obok Sao.
Idiotyczne, przecież nie będzie podnosić teraz tej trumny i pozbywać się śladów. Niech Blake to zrobi, miał w tym przecież chyba jakieś doświadczenie, nie?
Była zbyt piękna, żeby skończyć w pierdlu.
Powinni zadzwonić na policję.
Ale jeśli zadzwonią na policję, a będzie tu ten pieprzony morderca (a mówiła Martinowi, że to sam kłopot, mówiła!), to im nie uwierzą.
I będą przeszukiwać zakład.
I mogą znaleźć machlojki finansowe.
A wtedy już nie będzie niczego.
Albo nie uwierzą Sao.
I wtedy to Sao wyląduje w pierdlu, a ona też była na to zbyt piękna.
Musiała zapalić.
Ledwie odnotowała, że w sumie ktoś jeszcze tutaj dołączył, jakoś tak nie mogła się doliczyć głów, więc po prostu wyciągnęła dwa jointy, jeden wciskając do ust Sao.
- Masz, na migrenę - rzuciła odpalając zapalniczkę.
Potem zapaliła swojego. Oparła głowę o ścianę, przymknęła oczy, ale tylko na chwilę, bo jakieś wściekłe wścibskie pytania nowo przybyłej - o kurwa, kiedy ona przyszła?! - wyprowadziły ją z równowagi, więc obdarzyła ją zirytowanym spojrzeniem.
Niech się nie interesuje, nikt jej tu nie zapraszał.
Chyba ją kojarzyła.
- Randkę. Po moim trupie - prychnęła do Blake'a
A potem parsknęła śmiechem. Bo to było absurdalne w tych okolicznościach. Korciło ją też, żeby powiedzieć "to co, poinstruujesz nas, ekspercie?".
Zaciągnęła się jointem.
- Sao, śpisz dzisiaj u mnie - postanowiła.
Jeszcze by tego brakowało, żeby roztrzęsiona blondynka wygadała się współlokatorce wystarczająco mocno pociągnięta za język. Poza tym trochę się o nią martwiła.
Zebrała się z tej ziemi.
- To ja przyniosę worek na trupa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aż miała odruch wymiotny na informacje o mózgu Lucasa; spojrzała w tym momencie przerażona na Blake’a, następnie na miejsce, które wskazywał i znowu na niego i zbladła jeszcze bardziej. Jak on mógł mówić o tym w taki spokojny sposób? Jakby mówił o pieprzonej pogodzie, a nie o...mózgu.
Może to przez te więzienie, w którym przecież spędził aż pięć lat, może praca tutaj, a może to przez Virgie, z która przebywał - zdawało by się - więcej czasu niż ona. Gdyby jej głowę nie zajmował teraz problem leżący pod trumna, może zadałaby im pytanie co tu robili, ale (nie)stety w tej chwili nie była w stanie.
Dlatego kiedy Virgie wcisnęła jej tego skręta bardzo chętnie go przyjęła. Próbowała oddychać głęboko, bo miała wrażenie, ze powoli traci kontrolę nad własnym ciałem, a tu jeszcze Blake oznajmił, ze słyszy kolejne kroki. Zanim ujrzała Lottie, wystraszyła się, ze niechcący wybrała opcje emergency i to policja albo w ogóle, ze Lucas miał kolegę do pomocy i teraz wszystko nabierze nie tego kierunku co trzeba. Bo przecież jedynym właściwym wyjściem było pochować gościa. Po cichu, w grobie innego umarlaka i pozbyć się dowodów. Łatwizna, nie?
Ale była to tylko Charlotte. Najstarsza z rodzeństwa, najbardziej - wydawałoby się - odpowiedzialna i przede wszystkim agentka FBI. Co ona tu- ach. Musiała do niej zadzwonić, kiedy wyciągnęła telefon zaraz po tym jak koleś...upadł. Chciała od razu wstać, ale nawet się nie ruszyła. Kręciło jej się w głowie, czuła, ze robi jej się gorąco. Nieprzyjemne uczucie paniki rozlewało się po jej całym ciele, zaczynajac od klatki piersiowej.
Przez chwile miała wrażenie jakby odleciała. Nie mogła tez przestać gapić się na mężczyznę, z którym jeszcze jakiś czas temu rozmawiała w barze nieopodal. Borze zielony, czy Charlotte wezwie policję? Co- ”macie tutaj kamery?” - pytanie doszło do jej uszu jakby z opóźnieniem, bo chwile później Virgie wstała z podłogi oznajmiając, ze pójdzie po worek. Zaciągnęła się tym jointem, biorąc jeszcze od Biondi zapalniczkę, zanim wstała, by odpalić skręt na nowo. Z każdym buchem zaczynała się uspokajać, powoli wiec wstała na nogi - trochę jak Bambi uczący się chodzić - i zdjęła z siebie płaszcz. Musi im przecież pomoc, to był jej bałagan i to oni powinni jej pomagać, a nie na odwrót.
Nie, wróć.
Nikt nikomu nie powinien pomagać pozbyć się [niechcianego] trupa z domu pogrzebowego. To w ogóle nie powinno mieć miejsca, a jednak. Niechętnie pomogła przesunąć trumnę, ukazując widok jaki nikt normalny nie chciałby być świadkiem i myślała, ze zwymiotuje. Jak Virgo to robiła? W sensie szykowała te trupy?
W ogóle to czemu ona się tak gapiła? Powinna odwrócić wzrok, czy coś, masochistka. A im dłużej patrzyła tym gorzej wytrzymywał to jej żołądek. Odwróciła się wiec w pewnym momencie, wzięła kilka głębokich oddechów i spojrzała na żywe towarzystwo.
Może go skremujmy, prochów łatwiej się pozbyć. – bo przecież trumna z dwoma ciałami będzie wyjątkowo ciężka, czy pallbearers (trumienni?) się nie zorientują? A co jak trumna spadnie i...nie, wszystko musi być na tip top, dopracowane co do najmniejszego szczegółu. Spojrzała pytająco na Charlotte, która jako agentka powinna wiedzieć jak pozbyć się ciała, tak, żeby pod żadnym pozorem go nie znaleziono.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte raz za razem przesuwała wzrokiem po wszystkich zgromadzonych, jednak ze szczególnym uwzględnieniem siostry i Blake'a. Bliskie jej sercu osoby pakowały się w kłopoty z dziecinną łatwością, jednak Hughes nigdy nie sądziła, że mogliby dotrzeć do momentu, w którym priorytetem stałoby się ukrycie zwłok leżących w miejscu ich pracy. Brunetka nie była pewna, czy fakt, że owym miejscem był zakład pogrzebowy, było błogosławieństwem i pomocą od losu, czy może jednak tylko zwykłą ironią i jego złośliwością. O cokolwiek by jednak nie chodziło - należało wykorzystać ten prawdopodobnie jednorazowy fart.
Roziskrzone spojrzenie kobiety zatrzymało się na twarzy Griffitha. Ta nie przejawiała emocji pokroju szoku czy zdenerwowania, co w normalnych okolicznościach budziłoby kobiece podejrzenia. Ponieważ jednak chodziło o siostrę i faceta, który swego czasu był niemal rodziną - zawodowe przyzwyczajenia musiała schować do kieszeni.
- Sao dzwoniła - mruknęła w odpowiedzi, wzrokiem odprowadzając mężczyznę do samych drzwi. Nie była zachwycona perspektywą odizolowania się od świata, ale leżący nieopodal nich trup zdecydowanie wygrywał w kategorii na największą traumę tego wieczoru.
Zmrużywszy oczy, przyjrzała się Griffithowi. Nie była pewna, czy jego nastawienie wynikało z daleko idącej ignorancji, czy może jednak narastającej paniki, z którą usilnie próbował walczyć - o cokolwiek by nie chodziło, Charlotte czuła irytację.
- Bawi Cię to? - rzuciła sucho, nie kryjąc rozczarowania. Beznadziejnych żartów spodziewałaby się po każdym, ale z pewnością nie po kimś, komu już lata temu doczepiono łatkę mordercy. I choć męski system obronny na co dzień mógł funkcjonować w taki właśnie sposób, to jednak tego wieczoru chodziło o Sao. Charlotte nie zamierzała pozwolić ani sobie, ani tym bardziej im na jakikolwiek błąd.
- Pogrzeb jutro? I trumna będzie zamknięta? - zagaiła, kiedy uporali się ze skrzynką, która w jakimś stopniu była powodem obecnych problemów.
Ilość napływającej z każdej strony pomysłów była dziwnie zaskakująca. Gdyby nie chodziło o siostrę i kumpla, Charlotte byłaby skłonna pomyśleć, że zawodowo zajmowali się nie pogrzebami, ale właśnie ukrywaniem zwłok. Ciekawe, w jak wielu sprawach byliby w stanie pomóc chociażby FBI?
- Spalamy. I chowamy do tamtej trumny. Ewentualnie wynosimy i wyrzucamy... z dala od zakładu - zawyrokowała krótko po szybkiej analizie poszczególnych faktów oraz możliwości. Nie była zachwycona perspektywą udziału w precedensie zwyczajnie nielegalnym, ale... to nie był jej kaprys. Musiała pomóc Sao. - Potem wyszorujemy posadzkę, a ciuchów - tym razem zwróciła się bezpośrednio do młodszej Hughes - masz się pozbyć.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może trup zrobiłby na nim większe wrażenie, gdyby widział zwłoki (i to dopiero co stygnące) po raz pierwszy. Wtedy, gdyby nie pamiętał słabnącego głosu Ivy, która ostatkami zebranych sił prosiła, aby nigdzie nie szedł, tylko został. Myślał, że jak wezwie pomoc to zrobi więcej, przez co obiecuję, że zaraz wrócę pozostało tylko słowami bezsensownie wysłanymi w eter, obietnicą bez pokrycia. Może gdyby podczas odsiadki nie był świadkiem wielu bójek, które niejednokrotnie kończyły się śmiercią, nie słyszał mniej-bardziej krwawych historii odnośnie (rzekomo) popełnionych zbrodni... Aż wreszcie - może - gdyby nie to, że w listopadzie miał starcie z psychopatycznymi mordercami, którzy bez litości zabili co najmniej trzy osoby (nadal nie wiedział jakie uczucia żywi wobec widoku topionej dziewczyny, albo rzucanej niczym piłka głowy; chyba wolał to wyprzeć i potraktować jako jakiś odległy obraz, jaki nie wydarzył się naprawdę), a potem jeden z nich został przedziurawiony przez policję... wtedy widok zwłok zrobiłby na nim większe wrażenie.
...poza tym, przecież od jakichś sześciu miesięcy był właścicielem miejsca, gdzie zmarli ludzie zmieniali się częściej, niż pracownicy...
- Uważaj czego sobie życzysz, Virgie - odpowiedział lekko, wzruszając ramionami. Na jej (nie)szczęście nie interesowały go randki z trupami, ani tym bardziej randki z córką Martina, zatem nie skupiał się już na tym temacie, a przeniósł spojrzenie na Saoirse. I to chyba ona - jej stan, rozedrganie, płacz i finalnie to, że popełniła przestępstwo i zabiła człowieka przywróciło go do normy. Takiej, gdzie się nie śmiał, bo teraz to jeszcze nic; adrenalina robiła swoje, a kiedy się prześpi, minie dzień czy kilka - dopiero wtedy poczuje co się stało.
Tak myślał, przecież nigdy nikogo nie zabił, co nie?
- Nie wiem co mnie to - mruknął - bawić raczej nie, ale lepsze to, niż... - Usiąść i płakać. Nie dokończył, by młodsza Hughes nie poczuła się dotknięta jego słowami, a z drugiej strony Biondi wparowała z pocieszaczami, a on nie do końca myślał, by to było dobrym pomysłem, więc spoważniał i spojrzał na nie równocześnie marszcząc czoło.
- Serio? - rzucił tylko i pokręcił karcąco głową. Dramatyzowanie nie było im potrzebne, ale przesadna euforia też raczej nie, ale jedyne co zrobił, to uniósł dłonie w geście kapitulacji i wysłuchał pomysły Lottie.
- Zajmę się tym - odpowiedział w kwestii kremacji, wcześniej pewnie mówiąc, że z kamerami nie będzie problemu, bo nawet jeśli były, to pewnie na początku schadzki z Vi je wyłączyli, by przypadkiem obraz nie wpadł w niepowołane ręce. Równie dobrze od samego rana mogli to już zaplanować - żeby nie było, że nie nagrywało w tej konkretnej chwili. Zostawił panie same (tzn z Lucasem) i zniknął za drzwiami do królestwa Virginii, z którego wrócił pchając długi, stalowy stół z kółkami (taki jak w prosektorium, chyba się nazywa sekcyjny).
- Żadna z was nie potrzebuje jakiegoś organu? -
Spojrzał to na nie, to na umarłego, a potem wywrócił oczami na znak, że tylko się zgrywał i wcale nie myślał, że nagle będą zainteresowane przeprowadzaniem operacji na zmarłym. - Za kratkami poznałem jednego takiego... Connora. Mówił, że można na tym zrobić niezły interes - wyjaśnił pokrótce do czego nawiązywał. - Nie było tematu. - Uniósł dłonie w geście kapitulacji, a później z grymasem (i wcale nie tak super łatwo, bo jednak dźwiganie zamordowanych osób nie było czymś normalnym) przeniósł zwłoki.
...i jak już je ułożył (pewnie koślawo) na stole, to Lucas zadrżał, przy okazji strącając ze stopy buta.
- Kurwa - rzucił automatycznie - tak się... zdarza, co nie? - Impulsy pośmiertne i tak dalej. Żadnym specjalistą nie był, ale... gość przecież nie żył.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake miał rację. Trawka to był błąd. Potrzebowała czegoś zdecydowanie mocniejszego, żeby ogarnąć całą tą maskaradę umysłem. Wiedziała. wiedziała, że on będzie cholernym wrzodem na dupie tego zakładu. Bo hej, gdyby się nie pojawił i nie gadał jej o jakichś problemach finansowych, nigdy by się nie zorientowała. Nigdy by nie zaczęła grzebać w biurku Martina, nie zatrudniłby Sao.
Nie byłoby tu teraz Sao.
Nie byłoby tu teraz Virgie i Blake'a myszkujących po ojcowskim gabinecie przy wyłączonych kamerach.
Jeśli ten cały truposz rzeczywiście wdarł się tutaj i miał jakieś złe zamiary, kamery by to złapały. Gdyby były włączone. Możnaby iść na policję.
Kurwa, gdyby nie było tu Griffitha i tak można byłoby iść na policję, ale jego...hm, sława i reputacja na pewno by nie pomogły szybkiemu, ha, zakopaniu sprawy.
Wbiła więc w mężczyznę wyjątkowo pełne pretensji i irytacji spojrzenie.
- Grozisz mi? - wypluła z siebie, a potem jeszcze raz zaciągnęła się trawką. - A myślałam, że mamy rozejm - przewróciła oczami.
Zerkała przy tym ciągle na Sao, jakby obawiała się, że jeśli spuści ją z oczu dłużej niż na trzydzieści sekund, to jeszcze gotowa była tutaj wyzionąć ducha, zamiast oparów dymu...
- Nie dzwoń już po nikogo więcej - rzuciła do niej, bo gdzieś w końcu dotarła do niej przyczyna pojawienia się kolejnej osoby.
Ona sama nie miała żadnych pomysłów. Nie była przecież psychopatką, jedyne co zrobiła to przyniosła worek na trupa, bo przecież nie chcą rozchlapywać tej krwi po całym korytarzu...
Byłoby chyba za dużo mycia, nie?
Rzuciła więc worek na ziemię obok stolika z trupem.
- Zamierzasz czynić honory? - rzuciła do Griffitha sterczącego przy stole na kółkach jak idiota, kiedy krew zaczynała skapywać na ziemię. Przecież nie była typem siłaczki. - Ten cały Connor ci nie powiedział, że tak robią? - uśmiechnęła się idiotycznie - To poczekaj aż będziemy go palić bez trumny, wtedy dopiero podobno dają popisy. David tak mówił. A przecież nie chcemy odpowiadać na pytania czemu brakuje egzemplarza.
W końcu mieli tu już wystarczająco braków.
- Rzygać mi się chce - burknęła jeszcze raz rzucając okiem na trupa.
Chciała mieć to z głowy i poszukać czegoś mocniejszego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oglądała oczywiście programy i seriale, gdzie ludzie się nawzajem mordują i wiedziała, ze musi pozbyć się ubrań, a nawet i swojego ulubionego płaszcza. Dobrze, ze na noc miała iść do Virgie, bo pożyczy od niej jakaś sukienkę czy coś. Najchętniej to by się przebrała teraz, ubrania spaliła (nawet jeśli nie z ciałem, to tu miała lepsze warunki niż u siebie w mieszkaniu przecież) i tyle, ale...no. Było jeszcze tyle do zrobienia.
W każdym razie skinęła tylko głowa patrząc na Charlotte, dając jej do zrozumienia, ze tak właśnie zrobi.
Saoirse nie myślała teraz o tym co będzie jutro, czy za kilka godzin. Adrenalina robiła swoje, jedyne o czym myślała to by nie było żadnych śladów, ze zabiła człowieka, chociaż czasem przyłapywały sama siebie na tym, ze zdawało jej się, ze to wszystko tylko sen, koszmar właściwie, i ze zaraz się obudzi. Ściskało ją tez w żołądku, a serce biło jak szalone, ale starała się to ignorować.
Spojrzała na Blake’a, bo CZEMU ON SIĘ MARTWI MAŁYM SKRĘTEM, KIEDY POZBYWAJĄ SIĘ CIAŁA JAKIEGOŚ TYPKA?! Dziwne ma priorytety ten facet i to był w sumie jedyny raz, kiedy Sao pomyślała całkowicie trzeźwo.
...ale zrobiła się blada kiedy ciało Lucasa się poruszyło, spojrzała w tym momencie tez na starsza Hughes, podchodząc do niej na tyle blisko, ze mogła złapać ja za ramie. Odciągnęła tez ją nieco na bok, ignorując dyskusje Biondi i Griffitha, spojrzała jej w oczy, po czym, sama nie wiedziała dlaczego, się po prostu do niej przytuliła.
Przepraszam, Lottie, za to i całą resztę. – zapomniała, ze przecież jeszcze-brunetka nie wiedziała, ze Saoirse chowa tajemnice taty, ze maja gratisową siostrę gdzieś w Seattle i ze zatrudniła detektywa do rozwiązania zagadki. – Jestem okropna, młodszą siostrą. – dodała szeptem, nadal ją obejmując. Znowu cała drżała, bo ponownie bała się, ze ktoś się dowie, a ona pójdzie do więzienia. Obawiała się tez o dalsza karierę Lottie, która teoretycznie od razu powinna była wezwać odpowiednie służby, bo przecież jeśli ktokolwiek się dowie, to- nie, wolała o tym nie myśleć.
Musza przecież sprzątnąć ten bałagan.
W sumie to ona musi.
Puściła więc starsza Hughes i oznajmiła reszcie, ze idzie po jakieś środki czystości. Pamietała przecież, ze jest tu małe pomieszczenie gospodarcze, bo razem z Virgo paliła w takim skręta tuż po rozmowie? Oprowadzaniu? Jak zwał tak zwał. Chwile jej zajęło by wszystko zebrać, musiała tez nalać wodę i tak dalej; kiedy wróciła do miejsca zdarzenia, pierwsze czym się zajęła to czyszczeniem tej wielkiej plamy krwi. Dobrze, ze będzie musiała się pozbyć tych ubrań, przynajmniej jej nie było ich szkoda.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte Hughes zazwyczaj nie pozwalała sobie na panikę. Lata pracy w policji sprawiły, że stała się odporna na widoki jak chociażby ten zastany w zakładzie pogrzebowym. Tym razem nawet ona nie była jednak w stanie ukryć zdenerwowania, które malowało się na jej bladej twarzy oraz objawiało w coraz mniej kontrolowanych ruchach.
Nie chodziło bowiem o przypadkową osobę i sprawę, do której została wezwana późnym wieczorem. Nie było to coś, od czego mogłaby się zdystansować i z biegiem czasu wyrzucić wspomnienia ze swojej głowy. Sprawa była o tyle poważniejsza, że powodem zmartwień wcale nie był trup, okoliczności śmierci którego miałaby zbadać i odnaleźć sprawcę. Problem tkwił w świadomości, że tym razem znała sprawcę zdecydowanie za dobrze i - co najgorsze - chciała go za wszelką cenę chronić.
Z premedytacją zignorowała kolejne niekoniecznie udane żarty Blake'a oraz sposoby, jakich używała jego koleżanka, by poradzić sobie ze stresem wynikającym z tej chorej, niecodziennej sytuacji. Charlotte skupiała swoje spojrzenie na sylwetce Sao; musiała sprawdzić, że ta jakość się trzymała, że była w stanie ogarnąć ten bałagan i skupić się na tyle, by cały ten wieczór stał się tylko złym wspomnieniem, w ostateczności powracającym jak bumerang koszmarem, nie zaś wstępem do długiej sądowej batalii, która miałaby rozstrzygnąć, czy to naprawdę był jedynie nieszczęśliwy wypadek.
- Cc...co? - mruknęła, pozwalając, by siostra odciągnęła ją na bok. Nawet kilka dodatkowych metrów odległości nie sprawiło, że widok ciała mężczyzny stał się nieco bardziej znośny. Przeciwnie - znów odwróciła wzrok i skupiła się na lgnącej do niej Sao.
Bez wahania zacisnęła smukłe ramiona na wątłej sylwetce siostry, pozwalając, by blondynka wyrzuciła z siebie wszystko to, co leżało jej na sercu. Domyślała się, że było tego sporo.
- Hej, nie mów tak - zaprotestowała szybko, odsuwając się od Saoirse, ale jedynie w celu ułożenia dłoni na jej ramionach. - Załatwimy to, okej? Niczym się nie martw. Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało - zapewniła, raz jeszcze przyciągając siostrę do siebie. Uścisk nie trwał długo, ale był wystarczająco wymowny, by Sao zyskała pewność, że nie była w tym gównie sama.
W zapomnienie odeszło bowiem wszystko; dziwne zachowanie blondynki ze wspólnego lunchu czy nawet ostatnia rozmowa z Griffithem; dokładnie ta, w której dał jej do zrozumienia, że w rodzinie Hughes nie działo się najlepiej. Teraz chodziło jedynie o Sao, jej samopoczucie i posprzątanie bałaganu, jaki powstał tego wieczoru.
- Musisz się tylko uspokoić - poprosiła miękko, kiedy ruszyła za nią w celu przygotowania środków do sprzątnięcia przede wszystkim tej ogromnej plamy krwi.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”