WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Dopiero koło południa głód jemu jak i znajomym z zespołu dał się na tyle we znaki, by został oddelegowany do jednej z restauracji po obiad na wynos. Pech chciał, że lokal, który dotąd był jednym z ich ulubionych z niewiadomych powodów był zamknięty, a on mogąc pocałować klamkę, musiał się zastanowić nad innym miejscem, do którego mógłby zajrzeć. Padło na jedną z bardziej oddalonych restauracji. Pogoda od rana dopisywała i dotąd nic nie wskazywało na to, by miało się coś zmienić, ale już w połowie drogi zaskoczył go widok ciemnych chmur, które wyłoniły się zza wysokich budynków. Zostało mu może z dziesięć minut drogi, jednak ściana deszczu która zaczęła nadciągać z naprzeciwka w zawrotnym tempie, całkowicie zmieniła jego plany. Zanim zdążył się zastanowić nad tym, co powinien był zrobić, dopadła go ulewa i zmusiła by wszedł do pierwszego z brzegu lokalu. Nie miało znaczenia, czy był to zakład kosmetyczny, czy może sklep z kobiecą bielizną. Liczyło się tylko to, że mógł się schronić przed deszczem, co i tak nie powinno było robić mu różnicy zważywszy na to, że był całkowicie przemoczony.
Stojąc przy wejściu, nie rozglądał się po bokach. Wlepiał nos w szybę i wypatrywał nagłej poprawy pogody, ale ta zamiast się polepszać, stawała się coraz gorsza i nie zanosiło się na to, by miało się coś zmienić w ciągu nadchodzących minut. Zrezygnowany naskrobał wiadomość do zespołu, informując o tych nieoczekiwanych komplikacjach i w końcu odwrócił się by stanąć twarzą w twarz z luksusowo urządzonym pomieszczeniem. którego nie potrafił przypisac do żadnego sklepu. Gdzieś w rogu kręciły się jakieś kobiety, nie zwracające na niego żadnej uwagi. Nie był pewny, czy go nie zauważyły bo stały plecami do niego, czy miały na tyle dobre serca by go nie wyrzucić za drzwi, ale nie zmieniało to faktu, że podszedł do kanapy, na którą opadł z westchnięciem, wystukując kolejną wiadomość do jednego z kumpli. Nie zdążył jej wysłać. Wyczuwając czyjąś obecność uniósł głowę i parsknął śmiechem. Nie tego się spodziewał, choć może powinien?
— Zgrywasz niedostępną, nie odzywasz się, a teraz mnie prześladujesz? — zapytał, nie odrywając wzroku od twarzy sąsiadki, a zarazem kochanki, z którą nie miał kontaktu od ich ostatniego spotkania, sfinalizowanego pod prysznicem i na innych płaskich powierzchniach jej mieszkania.
-
Była boleśnie świadoma komplikacji, jakie niosła ze sobą relacja z sąsiadem-kochankiem, którego urok i czar sprawiały, że traciła głowę i nie była w stanie panować nad własnymi reakcjami. Najlepszym tego przykładem była jego ostatnia wizyta w apartamencie panny Thornton, gdzie zwyczajna, sąsiedzka przysługa przeistoczyła się w długie, upojne chwile we wzajemnym uścisku. I chociaż Ever bardzo skrupulatnie odrzucała od siebie wspomnienia związane z tamtym dniem, to jednak psotna wyobraźnia raz za razem dawała o sobie znać.
To nie mogło się dziać. Travis był zapatrzonym w siebie egoistą, który dbał jedynie o własne zadowolenie. Nie obchodziło go to, jak czuła się Everett w roli tej drugiej, a już na pewno nie to, co zrobiłaby Bernie, gdyby odkryła prawdę o jego zdradach. Co jednak było najgorsze - była modelka miała okazję poznać partnerkę Whitakera. Wątpiła, że mogłyby stać się najlepszymi przyjaciółkami, ale nie mogła odmówić kobiecie tego, że była po prostu miła i ewidentnie nie zasługiwała na takie traktowanie ze strony mężczyzny, z którym chciała dzielić swoje życie.
Praca po raz kolejny okazała się najskuteczniejszym lekiem na wszelkie bolączki. Zamknięcie się w pracowni czy kontakt z klientami w głównym pomieszczeniu showroomu były rozwiązaniami, do których Everett uciekała niesamowicie chętnie. Zawodowa kariera była jedną z nielicznych rzeczy, które faktycznie wyszły w jej życiu. Nie mogła tego zaprzepaścić.
Pogoda nie rozpieszczała i zdecydowanie nie namawiała do produktywnej aktywności, jednak Thornton od dawien dawna żywiła bliżej nieokreśloną sympatię do tak podłej pogody. Krople deszczu raz za razem uderzały o ogromną szybę, która dawała idealny widok na to, co działo się na chodniku oraz głównej ulicy. Ciemność panująca na zewnątrz idealnie współgrała z ciepłym oświetleniem w pomieszczeniu, zaś obecność przepięknych ubrań i aromat gorącej kawy oraz nieprzyzwoicie drogich perfum dopełniały ten krajobraz bogactwa i przepychu.
Everett właśnie podawała jednej z klientek kolejną z sukienek, kiedy do showroomu wdarł się podmuch chłodnego powietrza. Przekonana o pojawieniu się kolejnego potencjalnego nabywcy Thornton ruszyła w kierunku drzwi, nie sądząc, że jej oczekiwania mogłyby spotkać się z tak ogromnym rozczarowaniem.
- Odważne słowa jak na kogoś, kto właśnie nachodzi mnie w pracy - mruknęła z nieskrywaną dezaprobatą. Obecność Travisa - w dodatku przemoczonego - zwiastowała kłopoty, na które Everett nie mogła sobie pozwolić. Musiała sfinalizować tamtą transakcję; nie bez powodu spędziła nad obecnie mierzoną przez klientkę sukienką tak dużo czasu. - Co ty tu robisz?
-
Mogłaby mu powiedzieć, że był to tylko zbieg okoliczności, zabieganie i brak możliwości spędzania większej ilości czasu w domu, czy na spotkaniach ze znajomymi, w gronie których mógłby się znaleźć, ale i tak by nie uwierzył. Wiedział swoje i nawet nie musiała mu tego tłumaczyć. Wciąż nie przełknęła tego, że sypiała z zajętym facetem. Nie umiała go sobie odpuścić, tak jak on nie potrafił sobie odpuścić jej, a jednocześnie chciała być w porządku względem Bernie. On nie zamierzał. Było mu wszystko jedno, a każdy kolejno mijający dzień utwierdzał go w przekonaniu, że koniec tego związku nadciągał coraz większymi krokami.
— Nachodzę? Wybacz, może być chciała, żebym cię nachodził ale nie mam zwyczaju uganiać się za tchórzami. Przechodziłem obok, twoja praca okazała się pierwszym miejscem, do którego wszedłem jak oberwało chmurę. Jakbym wiedział, że się na ciebie napatoczę, to może bym się poświęcił i wszedł do sklepu obok — wywrócił oczami. Nie sądził, że tak zostanie to odebrane. Los już pokazał, że potrafił być złośliwą mendą. Pierw natrafili na siebie na festiwalu, który zapoczątkował znajomość, potem podzielił ich zaledwie jedną sąsiedzką ścianą, odciął mu dopływ wody, a ostatecznie doprowadził go wprost do miejsca pracy brunetki. Brzmiało jak kiepski żart, ale wiedział, że była to nieszczęsna rzeczywistość, z jaką należało się zmierzyć.
— Jak widać. Uciekam przed burzą — rozłożył ręce, na wypadek, gdyby nie zauważyła, że był doszczętnie przemoczony i zdecydowanie nie w humorze do tego, by dać sobie wmówić, że ją nachodził. Nie miał pojęcia gdzie pracowała. Właściwie to nawet nie wiedział, czym się zajmowała. Poznał ją na różne sposoby, włącznie z tym dogłębnym a zarazem nie miał pojęcia o takich błahostkach jak jej praca, ulubiony kolor, czy uczulenie na jakieś konkretne potrawy — Normalnie bym się nie rozgaszczał, bo kumple czekają na obiad, ale nie zanosi się na to, żeby zaraz miało przestać. Nie wiedziałem, że tu pracujesz. Przed chwilą nie wiedziałem nawet gdzie wchodzę i w sumie to... Wciąż nie wiem gdzie jestem — w sklepie z ubraniami? Z jednej strony był skłonny to obstawiać, z drugiej miejsce nie wyglądało jak typowy ciucholand, w którym ludzie przewijali się przez cały dzień w poszukiwaniu nowych ubrań w promocyjnych cenach.
-
Był egoistą, widział jedynie czubek swojego nosa i nie zważał na uczucia nikogo innego poza swoimi własnymi. To było kilka wystarczająco mocnych dowodów na to, że trzymanie się od niego z daleka było bezpieczną opcją. Thornton nie zamierzała marnować czasu na relację tego typu. Nie chciała mieć w swoim otoczeniu osoby tak perfidnej i zakłamanej, dlatego nie czuła się źle w związku z faktem, że po wspólnie spędzonej nocy tak naprawdę pozostawiła go z niczym; z milionem pytań, ale bez odpowiedzi i jednoznacznych sygnałów mogących świadczyć o przyszłości tej znajomości. Ta najzwyczajniej w świecie nie istniała.
- Za tchórzami. Na jakiej podstawie stwierdzasz, że jestem tchórzem? Może po prostu czuję wstyd związany z tym, że znowu pozwoliłam Ci się dotknąć, a obecnie nie mam ochoty widywać Twojej zakłamanej gęby, hm? - zasugerowała, unosząc wymownie brew.
Być może brzmiało to brutalnie, ale Everett nie zamierzała bawić się z Travisem w kotka i myszkę. Nadal uważała, że zachowywał się w stosunku do Bernie po prostu podle, zaś ona nie chciała brać w tym udziału. Nie chodziło już nawet o bycie tą drugą czy jakąś głupią babską solidarność. Jego dziewczyna była miła i nie zasługiwała na to, by zmarnować sobie życie u boku kogoś takiego jak on. - Więc śmiało. Przynajmniej nie będziesz przeszkadzał tutaj - dodała, wzruszając ramionami. Jego obecność była jej wybitnie nie na rękę, szczególnie w obecności naprawdę ważnej klientki. Nie chciała, by Travis kogokolwiek zniechęcił do zakupu sukienki, a przecież właśnie to wychodziło mu najlepiej - głupie żarty, nieprzemyślane zaczepki i niszczenie wszystkiego, czego tylko się dotykał.
- To już Twój problem. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż bycie Twoim przewodnikiem, więc.. będę wdzięczna, jeżeli po prostu stąd wyjdziesz. Moczysz kanapę i panele - zawyrokowała krótko, odwracając się od niego i ruszając w kierunku wciąż zajmującej przymierzalnię klientki.
Przez kolejne minuty Travis mógł przysłuchiwać się wymianie zdań, która na szczęście dla Everett zakończyła się szczęśliwie. Podając kobiecie torbę z rzeczami, znów posłała mężczyźnie nienawistne spojrzenie.
- Nadal tu jesteś? Powiedziałam coś - fuknęła, kiedy zostali w pomieszczeniu sami.
-
Jej kolejne słowa początkowo ignorował. To, że go wyprosiła dotarło do niego, ale nie brał pod uwagę opcji, w której miałby pójść za jej prośbą, czy może raczej nakazem. Na tą chwilę miejsce jej pracy było miejscem, w którym mógł się schronić przed deszczem i nie zamierzał z tego przywileju rezygnować. Równie dobrze mógł coś kupić, jeśli to miałoby ją zmusić do tego, by dała sobie spokój i po prostu pozwoliła mu zostać. Sama mogła za to wrócić do swoich obowiązków, w których wykonywaniu, nie planował jej przeszkadzać.
— Idź już, zajmij się swoimi sprawami. Nie zamierzam przeszkadzać i równie dobrze możesz udawać, że mnie tu nie ma. A twoja koleżanka niech podrzuci mopa. Powycieram zanim wyjdę — wzruszył ramionami.
Jeśli nie chciała rozmawiać, nie musieli tego robić. Nie chciała na niego patrzeć? Również nie musiała, bo on na nią nie zamierzał. Co jak co, mogła mu zaufać chociaż w tym, że nie ukradnie jej żadnej odlotowej sukienki z wystawy, za którą zarobiłaby mniej lub więcej, jeśli jakaś laska postanowiłaby się zaopatrzyć w taki skrawek materiału.
Odprowadziwszy ją wzrokiem do jednej z tych klientek, prychnął pod nosem i rozsiadł się wygodniej wracając do swoich zajęć, jakimi było przeglądanie sieci i wymiana kolejnych wiadomości z kumplem. Co jakiś czas zerkał tylko w stronę okien wychodzących na ulicę, licząc na to, że zaraz się rozpogodzi, ale wszystko wskazywało na to, że pogoda zrobiła się cholernie kapryśna i nie chciała z nim współpracować. I o ile teraz już i tak nigdzie się nie spieszył, tak wolał uniknąć awantury, która zdawała się wisieć w powietrzu gdzieś pomiędzy nim, a sylwetką krzątającej się po pomieszczeniu Everett.
— Mhm, nadal leje a ja porządnie zmarzłem od tych mokrych ubrań. Nie widzi mi się spacer po mieście w taką pogodę i umieranie przez kolejne tygodnie na zapalenie płuc — burknął zgodnie z prawdą. Co jak co, swoje zdrowie szanował na tyle, by nie iść mokrym i przemarzniętym w największą ulewę, narażając się na wiatr i inne warunki atmosferyczne, które nie współgrały z planami zachowania dobrego zdrowia. Na chorobę nie mógł sobie pozwolić. Nie teraz, kiedy w studio miał ogrom obowiązków związanych z nowym albumem.
-
- Co chcesz, żebym Ci powiedziała? Że było mi dobrze? Owszem. Ale jednocześnie wiem, że to nie powinno się wydarzyć. Dlaczego tak ciężko jest Ci zrozumieć to, że ze wszystkich sił próbuję być fair wobec siebie i Bernie? - jęknęła żałośnie, rozkładając ramiona w geście dezaprobaty i rezygnacji.
Travis na wszelkie dostępne sposoby dał jej do zrozumienia, że nie przejmował się absolutnie niczym. Żył chwilą i z każdego wydarzenia czerpał garściami, bez względu na to, jak wielu ludzi by po drodze nie zranił. Ona nie zamierzała taka być. Nie zamierzała ignorować wszystkiego dookoła tylko po to, by na paręnaście minut poczuć satysfakcję związaną z uczuciami, jakie towarzyszyły jej spotkaniom z mężczyzną. To się musiało skończyć.
- To nie mój problem - nie chciała zabrzmieć tak bezlitośnie, ale z drugiej strony nie czuła wyrzutów sumienia w związku z tym, że traktowała Travisa dokładnie tak, jak do tej pory on obchodził się z innymi ludźmi; bezkompromisowo, niemal brutalnie.
Everett nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że i to spływało po nim jak po kaczce. Z niezadowoleniem odmalowanym na twarzy przyglądała się temu, jak wygodnie rozsiadł się na jednej z kanap, nie wyrażając ochoty i gotowości do opuszczenia showroomu. Thornton westchnęła.
- Czego ty chcesz? Kasy na taksówkę? Mam Cię osobiście odwieźć do miejsca, do którego zamierzałeś dotrzeć? Zrobię to, o ile potem dasz mi spokój - mruknęła niechętnie, choć ton jej głosu sugerował, że była gotowa na tego typu poświęcenie.
Nie mogła dłużej kusić losu. Im dłużej on był obok, tym trudniej było jej zapanować nad własnymi emocjami oraz reakcjami. Nawet w tamtym momencie czuła rozpływające się po ciele ciepło, kiedy przemoczona koszulka tak ciasno przylegała do ładnie zarysowanej sylwetki, zaś niesforne kosmyki ciemnych włosów opadały na jego czoło. Everett wiedziała, że jeszcze minuta i uległaby każdym namowom oraz sugestiom.
- Niech Cię szlag, Whitaker - fuknęła na sam koniec.
Ruszyła do lady, spod której wyjęła ładnie oprawiony napis głoszący, że ,,zaraz wraca''. Wywiesiwszy kartkę na drzwiach, przekręciła klucz w zamku i skinęła głową w kierunku zaplecza, gdzie znajdowało się niewielkich rozmiarów biuro połączone z jej pracownią. Zaraz potem zgasiła światła w głównej sali.
- Być może znajdę coś suchego do przebrania. A potem znikasz.
-
— Oczywiście, że nie twój. Bo niby czemu miałby być? — mruknął w niezadowoleniu, które powodowało nie to, że nie przejmowała się jego zdrowiem, ale fakt, że znowu nie potrafili ze sobą normalnie porozmawiać. W innych okolicznościach, pomyślałby, że nie było najmniejszych szans na to, by znaleźli wspólny język, ale niestety wiedział, że jest wręcz przeciwnie, o czym świadczył cały dzień spędzony razem na dobrej zabawie w czasie nieszczęsnego festiwalu, do którego nieustannie powracał wspomnieniami.
— Kasy? Nie, może jakiemuś bezdomnemu się przyda, ale mnie na taksówki jeszcze stać. Powiedzmy, że chcę... Żebyś w końcu przestała być taką naburmuszoną wiedźmą. Wolę, kiedy jesteś sympatyczna, urocza i wesoła — uśmiechnął się zadziornie, ale nie kłamał. Stokroć bardziej wolał tą miłą wersję Ever, którą miał okazję poznać, a która ostatnimi czasy nie objawiała się za często w jego towarzystwie. Z obecną wersją, tą problematyczną, gotową mieszać go z błotem tylko dlatego, że coś mu w życiu nie wyszło i nie zamierzał nad tym płakać i ubolewać, szlag go trafiał.
— A dopiero pomyślałem o tym, że szlag to trafia mnie z tobą. Czytasz mi w myślach? — roześmiał się, ale rozbawiła go zarówno swoimi słowami, jak i tonem, którego użyła gdy je wypowiadała. Nie wiedział co planowała, ale uważnie śledził ją wzrokiem, nawet przez moment nie skupiając uwagi na niczym innym, do chwili w której nie zamknęła sklepu i nie zgasiła światła.
— Potrafisz zbudować intymną atmosferę wiesz? Tylko ja i ty, zamknięci na cztery spusty, przy zgaszonych światłach... — choćby chciał, nie mógł sobie odpuścić tej drobnej na wpół żartobliwej uwagi. Z jednej strony chciał jej trochę zagrać na nosie. Z drugiej strony, skłamałby, mówiąc że te zamknięcie z nią sam na sam, nie robiło na nim żadnego wrażenia.
-
Brała jednak również pod uwagę możliwość, w której Whitaker raz jeszcze wykazałby się zaskakująco dobrymi umiejętnościami w snuciu kłamstw i mydleniu ludziom oczu. Dotychczas szło mu to przecież wybitnie. Everett nie mogła stracić rezonu tylko dlatego, że on coś powiedział. Nie był wiarygodny.
- Nie obchodzi mnie, co robicie w swoim mieszkaniu - podjęła krótko, nie sprawiając przy tym wrażenia specjalnie przejętej sposobem, w jaki mężczyzna się uniósł. Nie powinien był krzyczeć i wszczynać awantur. Racja leżała - niestety - po jej stronie. To on zdradzał, kłamał i oszukiwał. To on nie był w stanie stworzyć normalnego, opartego na miłości i zaufaniu związku. Szukał zabawy, intensywnych doznań, ale jednocześnie nie był w stanie wyplątać się z czegoś, co może i było wygodnym przyzwyczajeniem, ale co mogło więcej znaczyć chociażby dla Bernie.
- Wyobraź sobie, że nie umiem się tym nie przejmować, bo - w przeciwieństwie do Ciebie - mam uczucia. I nie sądziłam, że rozstania to proces tak długotrwały. Albo się z kimś rozstajesz, albo ciągniesz całą farsę - nie rozumiała, dlaczego właściwie się produkowała. Wątpiła, że do Travisa cokolwiek by dotarło. Był zakorzeniony w swoich przekonaniach oraz egoizmie, który nie pozwalał myśleć o innych. To wystarczyło, by Thornton poczuła się do niego zniechęcona. To nie był mężczyzna, z którym spędziła kilka godzin podczas tamtego festynu.
- Ja wolę, kiedy facet nie oszukuje, nie zdradza i patrzy nieco dalej niż jedynie na czubek własnego nosa. Chyba obydwoje się rozczarujemy - mruknęła pod nosem, wzruszając ramionami.
Nie dbała o jego preferencje. Sam doprowadził do chwili, w której czuła się zmuszona do odgrywania naczelnej zołzy. Ponadto była już cholernie zmęczona tym, jak Travis pogrywał ze wszystkimi dookoła. Chciał zjeść i mieć ciastko, a przecież życie tak nie działało.
- Na Twoim miejscu nie wyobrażałabym sobie za wiele. Może po prostu uważam, że nie nadajesz się do tego, by ryzykować spotkanie z innymi, ważnymi dla mojego interesu ludźmi? - zasugerowała, kiedy w końcu znaleźli się w przylegającym do showroomu pomieszczeniu. Parter stanowił pracownię, w której pełno było materiałów, sztalug oraz manekinów, zaś zwykłe, proste schody prowadziły na antresolę, którą Everett wydzieliła na swoje biuro. Tutaj również panowała ciemność, ponieważ ogromne na całą jedną ze ścian okno obecnie wpuszczało do środka jedynie pochmurną, deszczową aurę.
- Masz. Możesz się tym wytrzeć, a ja zrobię kawy - skwitowała, podając mu jakiś gruby materiał i ruszając w kierunku schodów, ponieważ to właśnie w części gabinetowej znajdował się ekspres.
-
- A ja nie mam uczuć? Znowu wyrobiłaś sobie zdanie, prawie mnie nie znając? Everett... Byliśmy ze sobą dwa razy, dwa razy skończyliśmy w łóżku, wydaje mi się, że to za mało, żebyś mówiła czy mam uczucia czy nie i myślę, że gdybyś w końcu dała spokój i zdecydowała się mnie poznać, to zmieniłabyś zdanie — stwierdził, zerkając na nią z lekką urazą. Nie był bezuczuciowym dupkiem, który miał wszystko gdzieś. Znał takie pojecia jak wrażliwość, współczucie, rozumiał czym jest wierność i jak każdy człowiek chciał szczerze pokochać i być kochanym, żeby stworzyć z jakąś kobietą coś, co mogłoby przetrwać dłużej niż kilka lat pełnych awantur.
— To, że zdradziłem ją, nie znaczy, że zdradziłbym każdą. Nie oceniaj przez pryzmat jednego, przypominam ci, nieudanego związku — odparł, zerkając na nią kątem oka. Na tej podstawie mogła sobie wyrobić zdanie na jego temat, ale jednocześnie uważał, że powinna spojrzeć na sytuację z szerszej perspektywy. Nie wszystkie związki były idealne. Niektóre rozpadały się z dnia na dzień, inne były owiane złudnymi nadziejami, choć główni zainteresowani popełniali ogrom błędów, które nie pozwalały tych nadziei zrealizować. Tego jednak nie zamierzał tłumaczyć. Swoje wiedział i choć wiedział, że nie zdołałaby mu uwierzyć, mógł ją zapewnić, ze gdyby trafił na kobietę, z którą wszystko naprawdę dobrze by się układało, a zaangażowanie byłoby obustronne, nie byłby aż takim frajerem za jakiego go miała.
— No już nie przesadzaj, potrafię się zachować i nie zamierzam sabotować twojego interesu, który mało mnie obchodzi, wolę się zająć swoją robotą, która właśnie przez tą ulewę stoi w miejscu... — westchnął. Może chwilami był jak typowy, niepotrafiący się zachować dzikus, któremu nie należało ufać, ale wbrew pozorom nie był aż takim kretynem, żeby niszczyć jej coś, na co pewnie ciężko pracowała patrząc na to, z jakim rozmachem wszystko było urządzone — Właściwie, to czym się zajmujesz? — zagaił, mając nadzieję, że to pytanie, na dodatek zawierające w sobie szczere zainteresowanie, nieco załagodzi tą napiętą pomiędzy nimi sytuację.
— Dzięki... — odparł i zabrał od niej materiał, który miał mu posłużyć za prowizoryczny ręcznik. Kiedy odeszła, zrzucił z siebie ciuchy i doprowadził się do jako takiego porządku, po czym wziął stosik mokrych ubrań i udał się do pomieszczenia, w którym urzędowała Ever — Zgaduję, że nie, ale warto zapytać. Masz tu jakąś suszarkę? — zapytał, przystając w progu pomieszczenia i uniósł mokre ubrania. Bez sensu było wycierać się do sucha, by zaraz wrzucać na siebie mokre ubrania. Wolałby je wysuszyć, z drugiej strony nie łudził się, że szczęście mogłoby mu tak bardzo dopisać.
-
- Oceniam Cię od strony, od której dałeś mi się poznać. A dałeś mi się poznać jako zapatrzony w siebie, niewierny, egoistyczny dupek, który nie potrafi zrozumieć, że nie mam ochoty brnąć w coś, co krzywdzi innych ludzi. I tak, unikałam Cię. Ty możesz nazwać to tchórzostwem, ja wolę określić to profilaktyką - mruknęła bez cienia skrupułów, wzruszając przy tym ramionami w dość mocno ostentacyjny sposób. Wypowiadała się na temat tego, co widziała i nie był to obrazek najprzyjemniejszy dla czyichkolwiek oczu. Nie mógł mieć o to pretensji, nawet jeżeli widzący jedynie czubek własnego nosa frajer był jedynie pozorem, do którego Travis zdążył przyzwyczaić całe otoczenie. Everett nie chciała się o tym przekonywać.
Wątpiła, że neutralny temat mógłby pomóc w zażegnaniu konfliktu, ale niewątpliwie kwestia jej pracy była dużo przyjemniejsza niż kolejna tyrada o tym, że zdradzał swoją partnerkę. Przecież do niego i tak nie docierały ani sens kobiecych słów, ani powody, przez wzgląd na które wolała trzymać go na dystans.
- Pokazuję tutaj ubrania różnych projektantów, w tym również swoje. Klientki mierzą, sprawdzają, mogą ze mną porozmawiać na temat ciuchów i mody w ogóle. Większość projektów to pojedyncze sztuki, więc mają pewność, że poza nimi na ulicy nie pojawi się dziesięć osób ubranych tak samo - wyjaśniła pokrótce, uznając, że złożoność miejsc tego typu była tematem na nieco dłuższą pogawędkę. Na takową nie miała obecnie ochoty, dlatego te szczątkowe informacje musiały mężczyźnie wystarczyć.
- Nie, w łazience jest tylko taka do rąk i.. cholera - jęknęła, mierząc Travisa nieprzychylnym spojrzeniem, kiedy zjawił się na piętrze prawie nagi. Everett westchnęła w dezaprobacie, podając mu kubek z gorącą, aromatyczną kawą, której zapach zdążył się roznieść po pomieszczeniu.
Thornton była gotowa zapytać o coś jeszcze, jednak donośny grzmot i przeszywający niebo błysk skutecznie ją od tego pomysłu odwiodły. Ziemia niemal zadrżała, sprawiając, że włączone światło momentalnie zgasło i nic nie zapowiadało jego szybkiego powrotu, skoro na zewnątrz rozpętało się atmosferyczne piekło.
- Niech to szlag - niemal od razu sięgnęła po telefon i, zaświeciwszy latarkę, podeszła do jednej z szafek w celu odnalezienia chociaż kilku świeczek.
-
— A co ci powiedziałem? Rozstajemy się. Doprecyzuję, że ja zostawiam ją, żeby mogła ruszyć dalej i ułożyć sobie życie z kimś innym. Kiedy? Dzisiaj, o ile wróci do domu, bo nie zrobię tego przez telefon. Czy będę z nią szczery? Tak. Przyznam się nawet do zdrady — odparł, jak sądził udzielając odpowiedzi na wszystkie jej pytania, a przynajmniej sporą większość. Chciał się uwolnić ze związku, w którym nie czul się dobrze i w którym nie czuła się dobrze Bernie. Był względem niej nie fair, pozwalając sobie na skoki w bok, ale nie znaczyło to, że nie była dla niego ważna. Była, bo spędzili razem kilka lat, pierw w przyjaźni, później w związku. I może brzmiało to idiotycznie, patrząc na to, że był tym niewiernym, ale naprawdę chciał dla kobiety tego co dobre, a wiedział, że on jej tego nie zdoła dać.
— Ever, nie dałem ci się poznać od żadnej strony. Nie wiesz o mnie nic, a wszystko co o sobie wiemy, to to, jacy jesteśmy w łóżku, więc nie mów mi o poznaniu się, bo tak jak ja wiem niewiele o tobie, tak ty wiesz niewiele o mnie — zauważył. Nie wiedział, ile miała lat, czym się zajmowała, czy miała rodzeństwo, jakie studia ukończyła, ani w jakim zawodzie pracowała. Nie znał jej ulubionej kuchni, pechowej liczby, uwielbionego gatunku filmowego i miliona innych rzeczy, o których ludzie dowiadywali się na początkach znajomości. I działało to w drugą stronę. Ona nie wiedziała nic o nim, zaś wnioski dotyczące jego charakteru i tego jakim był człowiekiem, wysnuwała na podstawie jednego zdarzenia. Nie, żeby miał jej to za złe. Naprawdę ją rozumiał, ale nie potrafił zrozumieć, czemu nie dawała mu szansy na pokazanie się od tej lepszej strony, która uparcie wierzył, że na co dzień przeważała.
— To tłumaczy, czemu zawsze tak dobrze wyglądasz i czemu tak mnie do ciebie ciągnie — stwierdził bez zastanowienia, kiedy zobrazowała mu jako tako co robiła. Była projektantką, co on postrzegał jako swoisty artyzm. Musiała mieć wyobraźnię, poczucie estetyki i zdolności, do wykorzystywania talentu, który najwyraźniej miała, skoro udało jej się stworzyć miejsce, które wręcz krzyczało, że było tylko dla osób, z grubymi portfelami. Mógłby się więc pokusić o stwierdzenie, że swój do swego ciągnął. Ot co, dwie artystyczne dusze, choć zupełnie odmienne branże.
— Tylko do rąk... Może do jutra je wysuszę — mruknął, ale nie ruszył się z miejsca, lekko zmarszczył czoło i spojrzał pytająco na dziewczynę — Coś nie tak? — zagaił, odnosząc się do tej cholery, z którą tak nagle wyskoczyła. Nie podejrzewał, że mogło to mieć jakikolwiek związek z jego osobą, ale zanim doczekał odpowiedzi, sam lekko wzdrygnął się na dźwięk głośnego grzmotu i zerknął w stronę okna.
— Ten dzień, jest coraz ciekawszy... — westchnął i odłożył kubek na bok, żeby móc podejść do Thornton — Czego szukasz? — zapytał, tuż przed tym jak jego wzrok zatrzymał się na świeczkach — Świeczki? Ogarniasz tu romantyczne schadzki, czy co? — nie krył rozbawienia, jakie go ogarnęło gdy spoglądał na świeczki.
-
Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że nie czuła satysfakcji związanej z jego wyznaniem. Nie dlatego, że w końcu miał być wolny, dzięki czemu ona bez wyrzutów sumienia mogłaby pchać się do jego łóżka. Nie zamierzała tego robić. Chodziło jedynie o świadomość, że Bernie uwolniłaby się od palanta, który jej nie szanował. Dzięki tej decyzji wszystko byłoby dużo prostsze. Thornton jednak - kierowana zawodowym doświadczeniem - nie zwykła wierzyć wszystkim na słowo. Potrzebowała dowodów; zarówno na piśmie, jak i w formie działań. Travis do tej pory jedynie gadał. Dużo i nie zawsze mądrze.
- Tak? Pomyślmy. Zdradzasz swoją dziewczynę? Owszem. Nie powiedziałeś jej o zdradzie? Zgadza się. Czy przespałeś się ze mną ponownie, kiedy tylko miałeś okazję? No pewnie. To chyba wystarczająco dużo dowodów na to, że jesteś niewierny, fałszywy i że nie wyciągasz żadnych wniosków ze swoich zachowań. Aha, no i myślisz jedynie o sobie. Nie mów mi, że nie; gdyby zależało Ci na Bernie to albo powiedziałbyś jej prawdę od razu, albo już dawno zakończyłbyś tę farsę, którą nazywasz związkiem. Wybacz, że nie mam ochoty poznawać Cię od innej strony, skoro od kiedy mieszkamy po sąsiedzku prezentujesz jedynie tę najgorszą - wywróciła oczyma, zgarniając z ekspresu swój kubek z kawą.
Pokonawszy całą długość pomieszczenia, dotarła do biurka, wspierając się o jego krawędź pośladkami. Z trudem panowała nad chęcią ponownego zerknięcia na półnagą sylwetkę stojącego nieopodal niej mężczyzny. Choć był palantem, wciąż pozostawał atrakcyjny.
W celu odwrócenia swojej uwagi, rozejrzała się dookoła. To było jej miejsce na ziemi. Swego rodzaju azyl, w którym pojawiała się nie tylko w godzinach pracy, ale również na długo przed jej rozpoczęciem oraz po jej zakończeniu. Bywała tam nawet - lub szczególnie - w chwilach, kiedy potrzebowała ciszy, spokoju i przestrzeni jedynie dla siebie. Choć cały budynek był ogromny, to jedynym sąsiadem pozostawała znajdująca się tuż obok restauracja. Cała reszta pomieszczeń była niezajęta przez jakiekolwiek lokale z usługami, dzięki czemu dookoła panowała idealna atmosfera nie tylko do wypełniania obowiązków, ale również snucia przemyśleń i gdybania nad własnym losem. Wśród licznych sztalug i manekinów można było znaleźć szkice, projekty, próbki materiałów, ale także te niezbyt udane twory. Nie marnowała niczego, każdą porażkę starając się przekształcić w sukces. Tak, była z tego naprawdę dumna.
- Nie wiem, co Cię tak bawi. Latarka w telefonie to wyjście raczej krótkotrwałe, biorąc pod uwagę to, że może paść bateria, której - z wiadomych przyczyn - obecnie nie naładujemy - skwitowała, rozkładając kilka świeczek na biurku oraz pobliskiej szafce. Z pobliskiej szuflady wyjęła zapalniczkę i szybko uporała się z panującymi dookoła ciemnościami.
Blask bijący od świeczek nie był duży, jednak ich ilość dawała wystarczająco dużą ilość światła, by Everett i Travis mogli bez problemu odnaleźć sylwetkę tej drugiej osoby.
- I tak swoją drogą.. nie zaprosiłabym Cię na romantyczną schadzkę.
-
— Nigdy nie powiedziałem, że mi na niej zależy. Przynajmniej nie w taki sposób, w jaki powinno skoro z nią jestem. Kiedyś owszem, było tak. Pierw się przyjaźniliśmy, z czasem spróbowaliśmy czegoś więcej i wyszło jak wyszło, czyli kiepsko, bo czas zweryfikował wszystko. I wiesz co? Może myślę jedynie o sobie, ale wiesz czemu? Bo chcę poznać kogoś, kogo pokocham i z kim ułożę sobie życie. Chcę normalnego związku, gdzie kobieta zaakceptuje to, że ciągle mnie nie ma, że regularnie wyjeżdżam na długie tygodnie, a czasami miesiące. Taką, która wiedząc, że się ze mną wiąże, będzie mnie wspierać a nie szukać powodu do kolejnej awantury. Ja Bernie wspierałem, ona mnie? Na początku, ale z czasem przestała a nie rzucę swojej pracy dla niej, tylko dlatego, że nagle ją oświeciło... - rozgadał się równie mocno co ona i na moment odwrócił wzrok, by po chwili znowu powrócić nim do twarzy kochanki — Żałuję, że ją zdradziłem. Żałuję, że nie zakończyłem tego związku po pierwszej zdradzie. Nie żałuję, że byłem z tobą. I gdybyś dała mi szansę, to może zdołałbym ci to wyjaśnić lepiej, niż robię to teraz, bo mówimy o kilkuletnim związku i jeszcze dłuższej znajomości z nią, ale wiem, że i tak niczego to nie zmieni, bo i tak już mnie zaszufladkowałaś - dodał jeszcze.
Nic więcej do powiedzenia nie miał. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdy już raz otrzymało się łatkę, to nie sposób było jej odkleić. Irytowało go to w społeczeństwie, bo wychodził z założenia, że każdy powinien pokazać, że stać go na więcej i może być w oczach innych kimś lepszym. Sam nigdy nie oceniał, nie kategoryzował i nie bronił nikomu udowodnienia, że to co zostało mu przypisane nie ma znaczenia w porównaniu z wieloma innymi cechami, zachowaniami i rzeczami, które ten ktoś robił. Travis był pewny, że plusów w swoim życiu nazgarniał więcej niż minusów, ale siłą nikogo do tego przekonywać nie mógł.
— Te świeczki też nie będą się palić wiecznie, a nie wiadomo ile godzin przyjdzie nam tu spędzić — nic nie było wieczne, ani bateria w telefonie, ani wosk, który czasem stapial się szybciej, a czasem wolniej. Kolejne grzmoty i błyski, świadczyły o tym, że miasto jeszcze długo miało się zmagać z problemami jakie podarowała matka natura.
— Szkoda, bo ja ciebie chętnie... Kiedyś, kiedy już się do mnie przekonasz — odparł, lekko się uśmiechając. Na romantyczną schadzkę z przyjemnością by ją zaprosił, ale wiedział, że na ten moment nie miał na co liczyć. Jednocześnie nie mógł mieć pewności, że kiedykolwiek się to zmieni. Ever była zbyt uparta i chociaż jemu upartości nie brakowało, to nie miał zwyczaju natrętnego narzucania się drugiej osobie — Zwłaszcza, że te świeczki... Ładnie wyglądasz w tym świetle — dodał jeszcze, nie odrywając od niej wzroku, gdy płomienie oświetlały jej twarz subtelną łuną.
-
Nie uważała, by Travis traktował ją poważnie. Jak sam wielokrotnie podkreślił - łączyły ich stosunki czysto fizyczne, powtarzane nieregularnie i w przypływie emocji. Nie znali się i zdecydowanie nie zyskali zbyt wielu szans na to, by zmienić taki stan rzeczy. Jednocześnie jednak kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Whitaker pozostawał dla ciemnowłosej kimś całkowicie obojętnym. Myślała o nim zdecydowanie za często i równie regularnie powracała wspomnieniami do spędzanych razem momentów. Nie żałowała ani tej bliskości, ani płynącej z niej przyjemności, nawet jeżeli wyrzuty sumienia dawały o sobie znać nadzwyczaj mocno. To było cholernie popieprzone.
- Dziwisz mi się? - odparła po krótkiej pauzie, którą wykorzystała na dokładne przeanalizowanie słów mężczyzny. Z jednej strony wiedziała, że zakończenie długiego, poprzedzonego wieloletnią znajomością związku mogło być trudne, jednak z drugiej wciąż postrzegała zachowanie Travisa jako nieodpowiednie. Tkwienie w nieudanym związku, zdrady i kłamstwa - to wszystko sprawiało, że tracił na wiarygodności, nawet jeżeli przed zaledwie rokiem, podczas tamtego festiwalu, Everett byłaby skłonna uwierzyć mu we wszystko. - Słuchaj, nie jestem naiwna i rozumiem, że niektóre związki po prostu nie wychodzą. Jestem zaskoczona jedynie tym, że ciągniesz to wszystko tak długo; i że w momencie, w którym wciąż pozostajesz w tej relacji, wyrażasz chęć zaangażowania się w jakąś inną - nie chciała, żeby zrozumiał ją źle. Nie liczyła ani na związek, ani na cokolwiek bardziej zobowiązującego. Skoro jednak w jakimś stopniu zależało mu na tym, by poznała prawdę i zrozumiała jego pobudki, co było bezpośrednio połączone z lądowaniem w jednym łóżku, to Thornton nie była w stanie wmawiać sobie, że chodziło jedynie o zwyczajne kumplowanie się. Co najgorsze - czuła, że sama nie byłaby w stanie zadowolić się jakąś przyjaźnią.
I kiedy sądziła, że z tej drobnej sprzeczki mogliby przejść na temat nieco bardziej neutralny, to Travis - po raz kolejny - dał jej do zrozumienia, że nawet to był w stanie zniszczyć swoim gadaniem. Everett westchnęła, wywracając oczyma.
- Zawsze jesteś taki upierdliwy? - mruknęła, kiwając głową w kierunku szafki, gdzie wciąż znajdowało się kilka niewykorzystanych świeczek. Czepiał się, a ona tego nie lubiła, dlatego bardzo szybko zatęskniła za ciszą, jaka panowała dookoła, kiedy on pozbywał się mokrych ciuchów na dole, zaś ona przygotowywała kawę tutaj, na antresoli.
- Skąd możesz wiedzieć, że kiedyś się do Ciebie przekonam? - zagaiła, unosząc brew w wymownym geście. Do tej pory ze wszystkich sił starała się trzymać go na dystans, nie wyobrażać sobie zbyt wielu rzeczy i nie snuć domysłów na temat tego, czy ich znajomość faktycznie mogłaby przebiegać w sposób inny niż ten, na który decydowali się obecnie; pod znakiem sprzeczek, kłótni i nieporozumień. To było męczące, ale Everett wątpiła, że potrafili inaczej.
Jednocześnie nie była w stanie zignorować świadomości, że dystans między nimi znów się zmniejszył. Aura na zewnątrz oraz przytulność jej biura były mieszanką, która potrafiła zmącić nawet najbardziej ułożone myśli. Z każdą upływającą sekundą Thornton uświadamiała sobie, jak bardzo na rękę była jej cała ta sytuacja.
- Nie rób tego - jęknęła żałośnie, zaciskając smukłe palce na krawędzi biurka. Wiedziała, że wystarczyłyby zaledwie dwa, może trzy niewielkie kroki, aby dystans między nią a Travisem przestał istnieć. - Nie zachowuj się tak, jak gdybyśmy przed momentem się nie kłócili i jak gdyby cała ta sytuacja była zaplanowana - poprosiła, odwracając wzrok od jego postawnej sylwetki.