WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Spojrzała na zawartość swojego koszyka i parsknęła pod nosem. Butelka wina i ogórek? Nie wyglądało to zbyt dobrze, nawet jeśli jej intencje były czyste i jedyne na co miała ochotę to mizerię na obiad! Może powinna była pomyśleć nad jakimś urozmaiceniem swojej diety? Dorzucić coś jeszcze? Jakieś jabłka, pomarańcze, hummus, mleko kokosowe, ciecierzycę, bataty? Sęk w tym, że chociaż uwielbiała jeść i na pytanie “czy jesteś głodna” zawsze odpowiadała twierdząco, sama nie przepadała za staniem przy garach. Kanapki, surówki, jakieś niezbyt skomplikowane sałatki? Jak najbardziej. Imponujące uczty, składające się z przystawki, dania głównego oraz deseru? Niekoniecznie. W gotowaniu tylko dla jednej osoby było coś niesamowicie przygnębiającego.
Pogrążona we własnych rozmyślaniach lawirowała bez celu między półkami, wzrokiem ślizgając się po kolejnych produktach, których nie potrzebowała albo tych, na które ochoty po prostu nie miała. W pewnym momencie jednak przystanęła w miejscu, a oczy się jej zaświeciły. Czekolada. I to nie byle jaka, jej ulubiona. Z kawałkami orzechów i masłem orzechowym. Nie trzeba było jej kosztować - od samego patrzenia szło przytyć pięć kilo. Po tak ciężkim i stresującym dniu w pracy właśnie tego było jej trzeba. Czegoś obrzydliwie kalorycznego i niezdrowego, co chociaż odrobinę osłodzi jej życie. Pomoże uporać się z troskami i smutkami. Bo chociaż wszystko było u niej jak w najlepszym porządku, robiła to co lubiła, a żaden facet nie wysyłał do niej nastu smsów z pytaniem, kiedy będzie i dlaczego znowu się spóźniła - cholernie przeżywała to, co działo się w szpitalu. Los każdego swojego małego pacjenta, każdą zarówno udaną, jak i nieudaną operację. O wiele bardziej niż była w stanie przyznać się do tego na głos - w końcu takie przejmowanie się, zabieranie pracy do domu było oznaką słabości, a ona nie chciała dopuścić do sytuacji, w której zamiast za profesjonalizm i bycie dobrą w swoim fachu ceniono by ją za to, że jest taka łagodna, wrażliwa i uczuciowa, taka kobieca. I bez tego do szału doprowadzało ją, że z powodu tego, co znajduje się (a może bardziej tego, co nie znajduje się) między jej nogami, jej kompetencje są nieustannie podważane.
I kiedy już podeszła do sklepowej półki i próbowała chwycić za tabliczkę, zamiast za czekoladę chwyciła za kobiecą dłoń. Zdziwiona odsunęła się natychmiast, a potem cicho zaśmiała w wyrazie zażenowania. Tak bardzo skupiła się na tym, co działo się we wnętrzu jej głowy, że nie zauważyła tego, że gdy ona chciała zgarnąć dla siebie słodycz (co ważne, ostatni w opakowaniu!), zrobić dokładnie to samo planowała pewna cholernie urocza, absolutnie prześliczna blondynka. Właścicielka wielkich, okrągłych oczu, w których niejeden by pewnie mógł utonąć. A gdyby nie te wszystkie kursy ratownicze, utonęłaby i ona sama. “Przepraszam, byłaś pierwsza” uśmiechnęła się lekko, posyłając jej rozbawione spojrzenie. Czy było z nią coś nie tak, że na przekór swoim słowom miała ochotę zagarnąć czekoladę, a potem zaproponować, że się nią z nią podzieli? Chociażby i na sklepowym parkingu!
Somewhere along in the bitterness and
I would have stayed up with you all night
had I known how to save a life...
-
Osobie, która nie pijała alkoholu, czasami ciężko było trzymać się własnych przekonań. W wyjątkowo kiepskie dni, Mairee nie mogła nalać sobie kieliszka wina i z procentami w głowie pomyśleć o własnej egzystencji. Nie była również w stanie upić się do nieprzytomności, by o czymś zapomnieć. Nie miała na co zwalić swoich nieprzemyślanych decyzji. Musiała ze wszystkim sobie radzić – i zawsze być odpowiedzialna za siebie, ale również za innych. Pomocnik, opiekunka i kierowca w jednym. Cholera. Co jej więc pozostawało? W chwilach słabości sięgała po słodycze, a zajadanie się nimi stawało się więc kompulsywnym odruchem. W duchu dziękowała za to, że los obdarzył ją dobrymi genami i nie musiała narzekać na zbędne kilogramy. Miała pod tym względem szczęście – i chociaż na tej przestrzeni nie nabawiła się dotychczas kompleksów.
Tego dnia dość bezwiednie sięgała po ulubione łakocie, chociaż na dobrą sprawę, nie stało się nic strasznego – jedynie spotkanie kolegi ze studiów nieco wytrąciło ją z równowagi. Nie potrafiła zrozumieć zdziwienia wszystkich dookoła faktem, że postanowiła porzucić prawo … czy nikt, naprawdę nie widział, jaka była nieszczęśliwa? Wydała pod nosem siarczyste przekleństwo, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś znajduje się w pobliżu. A pewnie powinna.
Kobieca ręka powstrzymała ją przed zgarnięciem z półki ulubionej czekolady. Wzrokiem powędrowała po smukłej dłoni, przez ramię, szyję, ach do twarzy, a jej spojrzenie musiało wyglądać bezcennie, jako, że jedyne co pomyślała to … MÓJ BOŻE, JAKA ONA JEST PIĘKNA. Odsunęła się niczym oparzona, cały czas nie odrywając wzroku od nieznajomej. Odchrząknęła, zanim zdecydowała się cokolwiek powiedzieć, a jej policzki, gdzieś w międzyczasie, przybrały lekko różowy kolor. – Przepraszam, nie zauważyłam cię – powiedziała, chociaż ewidentnie wina leżała po stronie nieznajomej. Ale zaraz, zaraz … jaka wina? Czy to nie było zrządzenie losu, że właśnie się spotkały? Że zobaczyła jedną z najpiękniejszych kobiet, jaką kiedykolwiek widziała? – Możemy się podzielić – powiedziała, poniekąd odgadując myśli Winter. Wiedziała, że w innym przypadku odda jej tę czekoladę. Nie potrafiłaby jej odmówić, absolutnie. Nie, kiedy patrzyła w te ciemne oczy, w których niezaprzeczalnie malowało się zmęczenie.
-
“Możemy się podzielić” parsknęła, przykładając dłoń do ust, żeby tak stojąc na środku sklepu w towarzystwie kompletnie obcej osoby nie śmiać się jak wariatka. “Przepraszam, po prostu pomyślałam dokładnie o tym samym” dodała, próbując zachować przynajmniej względną powagę - było to jednak nad wyraz trudne. Tym bardziej, że na horyzoncie pojawiła się wizja spałaszowania ulubionego łakocia, a w jej sercu nie było miłości większej niż ta, do czekolady.
“Będziesz brała coś jeszcze?” zagaiła, mimochodem zerkając do trzymanego przez Mairee koszyka. Nie chciała wyjść na wścibską, ani tym bardziej nie chciała jej popędzać. Po prostu nie wiedziała, czy powinna grzecznie poczekać na nią w alejce, ustawić się w kolejce czy może potowarzyszyć jej w dalszych zakupach. “Poza tym, mama mnie uczyła, żeby nigdy nie przyjmować niczego od nieznajomych, myślę więc, że…. powinnyśmy się poznać” skwitowała pogodnie, wyciągając w jej stronę rękę. “Winter, miło mi” dodała, przesuwając spojrzeniem po jej szczupłej sylwetce, na dłużej zatrzymując się na rozkosznie zarumienionej twarzyczce. Była taka śliczna i urocza, wprost nie mogła się napatrzeć! Wiele by oddała, żeby mieć tak piękne, jasne włosy i duże okrągłe oczy. Gdyby znajdowały się nie w markecie, a w muzeum - Lanaghan bez dwóch zdań byłaby najwspanialszym dziełem sztuki.
“Bardzo Ci się spieszy? Właśnie sobie przypomniałam, że skończyła mi się kawa. Jeśli dziś nie uzupełnię zapasów, jutro rano nie wstanę do pracy” dodała, posyłając jej ciepły uśmiech - zaproszenie do dalszej przygody!
Somewhere along in the bitterness and
I would have stayed up with you all night
had I known how to save a life...
-
-
“Wielkie umysły myślą podobnie” zaśmiała się dźwięcznie, puszczając blondynce oczko. Jaka była szansa, że wraz z nowo poznaną kobietą wymieni się myślami? Raczej niewielka. A jednak właśnie tak się stało, co Bowen wzięła za jakiś taki dobry omen. Zwłaszcza, że brakowało jej kobiecego towarzystwa. W pracy miała dużo znajomych, koleżanek, jej grono przyjaciół było jednak dość wąskie i znajdowali się w nim głównie mężczyźni. Walter, Gabe… wielbiła ich nad życie i mogła z nimi rozmawiać o wszystkim i o niczym - w teorii. W praktyce mimo to wolała omijać tematy takie jak kremy przeciwzmarszczkowe, koronkowa bielizna czy depilacja pastą cukrową. Dużo, naprawdę dużo by oddała, żeby mieć przy sobie jakąś pokrewną duszę, która przeżywałaby podobne rozterki i dylematy. No i oglądała z nią stare musicale z Travoltą.
“Takie mamy czasy, że nie wiadomo, czego się spodziewać” zażartowała. Samego otrucia może specjalnie się nie obawiała, ale spacerowanie z kimś zupełnie obcym po sklepowym parkingu wydawało się jej dość nietuzinkowe, żeby nie powiedzieć dziwaczne. “Mairead” powtórzyła po niej. Wspaniałe imię, niezwykle oryginalne, nietypowe. Zupełnie jak jego właścicielka. “Podoba mi się. Widzę, że i Twoim rodzicom nie brakowało fantazji” rzuciła pogodnie. Wielokrotnie pytała Państwa Mahoney dlaczego nazwali ją tak, a nie inaczej i nigdy nie dostała jednoznacznej odpowiedzi. Czasem w żartach ojciec jej odpowiadał, że gdy ją zmajstrowali w sypialni przez Seattle przetoczyła się zima stulecia i jedyne co mogli robić młodzi to uprawiać masę seksu. A, że drogi były nieprzejezdne, szpitale i apteki zamknięte, dostęp do środków antykoncepcyjnych bardzo ograniczony - większość zbliżeń kończyło się mniej lub bardziej planowaną ciążą. Innym razem matka zaczynała radośnie świergować o tym, jak bardzo kocha śnieg i szusowanie na nartach.
“Tak, od zawsze. Urodziłam się tutaj i tutaj pewnie umrę. Nie wiem co, ale coś mnie trzyma w tym miejscu i nie chce puścić. Gdzie bym nie pojechała, prędzej czy później i tak wracam” wyjaśniła, zajmując z blondynką miejsce w kolejce do kasy. “A ty? Jesteś tutaj przejazdem, na stałe? Powiedziałabym, że nigdy Cię nie widziałam, ale to duże miasto i… nic o tym nie świadczy” kiwnęła głową, zaczynając rozpakowywać zakupy na taśmę.
Somewhere along in the bitterness and
I would have stayed up with you all night
had I known how to save a life...
-
- Tak, moja rodzina również stąd pochodzi. Przez studia mieszkałam w New Haven, a potem tu wróciłam. Zresztą, wydaje mi się, że od samego początku nie było innej opcji … zbyt wiele mnie tu trzyma – wzruszyła ramionami. Nigdy nie rozważała żadnej alternatywy – od początku wiedziała, że gdy tylko skończy studia, to tutaj będzie budować swoją przyszłość. Po części ze względu na rodzinę, a po części dlatego, ze zwyczajnie kochała to miasto. Nic nie mogło się z nim równać.
Odczekały w kolejce, po czym zapłaciły za swoje zakupy. Z uregulowanymi rachunkami, ruszyły w stronę wspomnianego parkingu. Mairead rozglądnęła się dookoła, w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłyby na chwilę usiąść. Ostatecznie przycupnęła gdzieś na krawężniku i z torby z zakupami wyciągnęła czekoladę, którą następnie otworzyła. – Więc … – zaczęła, po chwili zdając sobie sprawę, że w zasadzie to nie wie, o co może zapytać – … skoro okazało się, że obie mamy tak świetny gust, może wymienimy się numerami? – zagaiła ostatecznie, starając się, by w jej głosie rozbrzmiewała nonszalancja.
-
Idąc w ślad za blondynką, przysiadła na nagrzanym od słońca krawężniku, wyciągnęła z torebki spray dezynfekujący (przyzwyczajenie wyniesione prosto ze szpitala), spryskała łapki, podała buteleczkę swojej nowej koleżance, a następnie z rosnącym podekscytowaniem i świecącymi oczami urwała sobie pasek czekolady i wpakowała go do buzi, czując na języku i podniebieniu jak słodycz topi się w jej ustach, wywołując wewnątrz i na zewnątrz niemałą ekstazę. O mamo, jakie to było dobre.
“Jasne, któregoś dnia chętnie wyskoczę na kawę albo na drinka. Niedaleko przychodni jest świetne miejsce, w której podają najlepsze specjały” pokiwała głową, przejmując telefon Lanagham i wprowadzając do niego swój własny numer, a następnie prosząc, aby dziewczyna puściła jej krótki sygnał, co by i ona mogła zapisać jej komórkę. “Miałabyś coś przeciwko, żebym zabrała swojego najlepszego przyjaciela? Myślę, że mogłabyś wpaść mu w oko” zaśmiała się. Nie wiedząc jak i czemu, z góry założyła, że jasnowłosa jest wolna. Co zrozumiała dopiero po chwili i przez co, zrobiło się jej głupio. “Przepraszam, to znaczy… jeśli miałabyś ochotę. Może jesteś zajęta i nie chcesz się z nikim więcej widywać, nie mam pojęcia, dlaczego tak z tym wystrzeliłam. Równie dobrze możemy być tylko my” dodała z zakłopotaniem.
Somewhere along in the bitterness and
I would have stayed up with you all night
had I known how to save a life...
-
Mairee sięgnęła po płyn do dezynfekcji, który podała jej Winter i za który zarobiła prawdopodobnie dodatkowy punkt – nie, żeby blondynka była jakimś freakiem, jeśli chodzi o bakterie, aczkolwiek doceniała dbałość o podobne kwestie. Rozprowadziła środek na swoich rękach, po czym oddała jej buteleczkę, z wdzięcznym uśmiechem wymalowanym na twarzy. W następnej kolejności również sięgnęła po pasek czekolady. Przepysznej w dodatku; najwyraźniej obie miały dobry gust.
- Och, jesteś lekarzem? – zapytała, zaciekawiona wzmianką o przychodni. Równie dobrze mogła pełnić tam inną rolę, aczkolwiek to pierwsze, co wpadło Mairee do głowy. Zapisała jej numer w telefonie i zastanawiała się przez moment, czy powinna, niczym w filmach, zrobić również zdjęcie do kontaktu. Czy to zbyt wiele? Pewnie tak.
Zaśmiała się na jej wzmiankę o przyjacielu. Początkowo chciała odpowiedzieć, że w zasadzie wolałaby spotkanie tylko we dwie, aczkolwiek miała wrażenie, że nie wypada. Zwłaszcza, że musiałaby wymyślić ku temu jakąś sprytną wymówkę, a nie mogła powiedzieć, że z kimś się spotyka, prawda? To przekreśliłoby jej (potencjalne i pewnie nie istniejące) szanse u Winter. – No jasne. Nie przejmuj się, nie powiedziałaś nic złego. Jeśli twój przyjaciel ma równie dobry gust co ty, chętnie go poznam – i niestety nie chodziło tu o zainteresowanie osobą Mairee, a głupią czekoladę. Cóż, nie można mieć wszystkiego. – Kiedy masz czas? – zapytała, mając nadzieję, że nie wypadnie zbyt nachalnie