WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://aecom.com/wp-content/uploads/20 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/początek.

Idąc po pracy na tramwaj, Vex myślała o tym, że chętnie poszłaby sobie na lodowisko i zupełnie nie wiedziała, skąd jej się to wzięło, bo nigdy wcześniej nie była zbyt wielką fanką jeżdżenia na łyżwach. Ta zachcianka musiała jednak jeszcze trochę poczekać, aż świeżo rozpoczęta jesień przekształci się w zimę, tak więc myśli Vexile też się całkiem prędko przekształciły i zajęły innym, równie dziwnym tematem. Ogólnie padała na twarz po nocnej zmianie i marzyła tylko o łóżku, więc przebierała nogami nadzwyczaj szybko, aby jej czasem środek transportu nie zwiał – co jak co, ale na taksówkę było jej szkoda kasy, no i istniała też opcja, że jak sobie usiądzie w cieplutkim samochodzie, to jeszcze zaśnie. Jeśli nie zdąży na tramwaj, to jej ostatecznie przyjdzie odstać na przystanku bezczynne piętnaście minut i choć nie było to coś, o czym marzyła, to jednak będzie musiała to znieść w najgorszym wypadku.
Wyminęła na chodniku jakąś babuszkę z wózeczkiem pełnym zakupów (że też jej się chciało wstawać wcześnie, aby pójść do sklepu) i była już całkiem blisko przystanku tramwajowego, gdy na coś nadepnęła. Na szczęście nie była to żadna psia niespodzianka, tylko apaszka – i to całkiem ładna. Vex od razu się rozejrzała, chcąc znaleźć właściciela, czy raczej właścicielkę, bo wątpiła, aby jakikolwiek facet nosił coś takiego. Nie spodziewała się niczego, może leżało to tam już dłuższą chwilę, ale jednak! Jednak miała szczęście – choć właściwsze byłoby stwierdzenie, że to kobieta, która apaszkę zgubiła, ma szczęście. Wzór na torebce ciemnowłosej kobiety pasował do materiału tkwiącego w dłoni Vexile, a że była na tyle uczciwa, by sobie nie przywłaszczyć czyjeś własności, musiała czy prędzej właścicielkę zatrzymać.
- Hej! – zawołała od razu- Proszę zaczekać! Apaszka! - uniosła nawet rękę, aby zamachać kawałkiem materiału, dosyć szybko ją jednak opuściła.
Zerknęła jeszcze na zgubioną chustę. Misterna robota, była naprawdę śliczna. Musiała koniecznie zapytać, gdzie została kupiona.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

W sumie to Clover też by nie pogardziła takim biletem w jedną stronę, bo naprawde miała dość własnego życia, dość Seattle, dość tego… no tego wszystkiego po prostu. Więc mogłaby wsiąść w pierwszy samolot i polecieć sobie na drugi koniec świata, udawać kogoś, kim wcale nie jest, albo nawet taką osobą się stać! Przynajmniej na jakiś czas, na miesiąc, na dwa… na rok może, tak żeby odpocząć od tego wszystkiego, zresetować sobie mózg i po prostu… zapomnieć o tym wszystkim co ją spotkało. O zostawieniu przed ołtarzem, upokorzeniu i złości, po tym jak znowu zobaczyła twarz swojego do niedawna “ukochanego”. I cóż, no nie wytrzymałaby pewnie dłużej niż rok, bo jednak bardzo lubiła swoje wykształcenie, nad którym się jednak TROCHĘ napracowała i nie chciała tego tak po prostu wywalać do kosza. A nie wiedziała, czy gdzieś w Wietnamie, na Haiti, czy na innych wyspach dziewiczych by znalazła zatrudnienie dla siebie. A z drugiej strony, może? No taka przygoda nie byłaby taka zła, gdyby Clover się nad tym zastanowiła przez kilka chwil. Bo czy naprawdę ją tutaj coś trzymało? No nie do końca. Patrzyła się właśnie w niebo, bo czuła że no na bank zaraz zacznie padać, kiedy usłyszała jakieś wołanie. I odwróciła się, oceniając krytycznie zdobycz kobiety - to chyba nie moje - przyznała, ale nie taka na sto procent pewna, bo była ostatnio tak zła i tak bardzo pochłonięta swoimi myślami, że nie zwracała uwagi na to co zakłada. Cud, że nie wychodziła do pracy w piżamie albo kapciach! - Możesz sobie zatrzymać, totalnie pasujecie do siebie - przytaknęła, a potem zmarszczyła brwi - okej, chwila, dobra. Nie wyglądasz wcale jak szmata, którą ktoś najwyraźniej zgubił, a ktoś inny podeptał, naprawdę! Wyglądasz bardzo dobrze… nowa fryzura? - zaczęła się motać trochę, ale ej no, nie chciała jej obrazić, naprawdę! - To znaczy nie znam cię, więc nie mam pojęcia czy jest nowa i…. mam bardzo, bardzo chujowy dzień, okej? - no beznadziejnie w końcu przyznała, marszcząc brwi i robiąc zrezygnowaną minę - okej, tydzień. Miesiąc. Rok tak naprawdę - dodała ciszej. - Chcesz iść na wódkę? - i wypaliła na sam koniec, bo cóż, skoro i tak się pogrążyła swoim absolutnie idiotycznym słowotokiem, mogła też przybić gwóźdź do trumny. A nie, jednak ten gwóźdź postanowiła przybić ciężarówka, która przejeżdżając obok, najebała na wielką kałużę i obie dziewczyny właśnie ochlapała brudną wodą….

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Vex chciała być miła, bo tak ogólnie to z natury była całkiem miła (przez większość czasu) i potrafiła sobie wyobrazić, jakie rozczarowanie może kogoś ogarnąć, gdy po dotarciu do domu uświadamia sobie, że zgubił coś cennego – cennego czasem tylko na lubienie tego przedmiotu bardziej od innych. Apaszka wyglądała na dobrą jakościowo i była ładna, a nikogo innego, kto pasowałby na właścicielkę, w zasięgu wzroku nie było, choć z drugiej strony nie wiedziała też, ile czasu owy element garderoby leżał na chodniku.
Nie była zdziwiona, że nie trafiła, bo tak tez mogło być. Chwilową konsternację na twarzy Vex wywołały dopiero kolejne słowa, bo wybitnie uprzejme nie były, ale nie miała w planie wdawać się w jakiekolwiek dyskusje nawet po to, aby zwrócić komuś uwagę, że jest opryskliwy, więc wzruszyła jedynie ramionami. Uznała, że zostawi chustę na ławce na przystanku i tam zamierzała się udać, bo taki był przecież jej pierwotny cel – zdążyć na tramwaj - ale nie zdążyła zrobić nawet kroku.
Konsternacja znów się pojawiła, teraz już wyraźna i trwająca dłużej niż trzy sekundy. Wysłuchała przemowy, brwi jej powędrowały do góry – co było całkiem zrozumiała reakcją, bo co niby miała zrobić? Zdziwiła się i to mocno, bo niecodziennie ją spotykało coś takiego. Właściwie to nigdy, choć podobno powszechnie znaną prawda jest to, że najlepiej jest się wygadać obcej osobie.
Jasne, każdy miał prawo mieć chujowy dzień, miesiąc, rok, całe życie i nawet warto było mówić o tym szczerze na głos, bo wtedy zmieniało to nastawienie otoczenia i wymuszało inne reakcje lub interpretacje zachowania. W pierwszej chwili Vexile była skłonna poczuć się urażona i gdyby była w innym nastroju, może by odpowiedziała coś dosadnego, w świetle zaskakującego wyznania jednak jej szybko przeszło.
- Eee… – wyrwało jej się niezbyt inteligentnie. No taką miała nadzieję, że nie wygląda jak szmata! A już tym bardziej porzucona, choć porzucona została już kilka razy w życiu na różne sposoby.
Wódka z rana nie była fascynująca opcją, zwłaszcza po nocce pytanio-propozycja była jednak tak zaskakująca, że Vex była nawet skłonna się zgodzić, w końcu wcale nie musiała pić czystej, może to była taka przenośnia tylko i zamiast wódeczki pojawiłyby się dwie filiżanki kawy (z wkładką!). Zanim jednak powiedziała cokolwiek, nieszczęsna ciężarówka przetoczyła się obok po jezdni, a brudne krople na twarzy oraz ubraniu zdecydowanie nie wzbudziły radości Vex.
- Cooo… – powiedziała, jakby nie dowierzając. No bo czy to się działo naprawdę? Czy jednak zasnęła z głową na biurku jeszcze w laboratorium i śniła właśnie o powrocie do domu, a obudzi się za kilka minut i z zaskoczeniem spostrzeże, że do końca zmiany pozostało jeszcze kilka godzin? Niestety, to musiało się dziać. Na domiar złego tramwaj, na który tak pędziła, właśnie zatrzymał się przy przystanku i nie było szans, aby do niego dobiegła. Może czas popracować nad kondycją.- Teraz to już chętnie! – tramwaj właśnie sobie odjeżdżał… - I chyba faktycznie mam nową fryzurę… – zauważyła, przebiegając palcami po lekko wilgotnych, bo ochlapanych chwilkę wcześniej kosmykach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

OMG, strasznie przepraszam, totalnie zapomniałam o tej grze i dopiero dzisiaj znalazłam posta! :<<<<
To dobrze, na świecie naprawdę brakowało dobrych i miłych ludzi! Bo jednak większość to było egoistyczne skurwysyństwo, które patrzyło tylko na swoje własne interesy. Właśnie dlatego tacy ludzie jak Trump, Pisowcy i Konfederacja lądują w rządach i u władzy. Co jest totalnie durne i bez sensu, bo jak byk historia pokazuje, że egoizm prowadzi tylko i wyłącznie do cierpienia, ale cóż, niestety ludzie nie potrafią się uczyć na błędach. Clover też nie należała do ludzi o mądrym rozumku, a przynajmniej nie mądrym w tym życiowym sensie. W końcu zakochała się w facecie i chciał za niego wyjść, a on zostawił ją przed ołtarzem, no ewidentnie było coś z nią nie tak, na pewno przegapiła jakieś znaki i na pewno mogła tego uniknąć. Bo na swoją mądrość naukową nie narzekała… i chyba przychodził ten czas, żeby tupnąć nogą i uznać, że pierdoli te związki, sprawy uczuciowe i generalnie facetów i zajmie się tylko i wyłącznie swoją karierą.
I to prawda, zgubienie czapki, czy szalika zawsze boli i jest smutne! I gdyby Clover jeszcze to w życiu traciła, to bardzo możliwe, że przelałaby się i tak przepełniona czara i mogłaby wpaść w małe załamanie nerwowe. A może było już za późno, skoro właśnie tak się odzywała do obcych ludzi w tym momencie. Może nie powinna tak od razu zakładać, że jest bliska załamania nerwowego, a zamiast tego przyznać, że już go przechodzi? No chyba to był ten czas, bo kobieta wyglądała na trochę przerażoną.
A ochlapanie brudną wodą było jak kropka nad i. - Widzisz? To na pewno moja wina - dodała, marszcząc brwi - ale przynajmniej masz ładną apaszkę na pocieszenie. To znaczy była ładna, zanim ją też ochlapało… - rzuciła, znów się gubiąc w słowach, ale skoro już ustaliły, że to nie jej dzień, to chyba mogło być jej już wszystko jedno. - Bar, czy kupujemy butelkę i idziemy pić do parku? - zapytała, chociaż pierwsza opcja chyba była lepsza, skoro były mokre i brudne, ale hej, dawała kobiecie opcje. Chociaż mogła być jakimś mordercą i ją w tym parku zabić, a potem okraść… i zabrać wódkę ze sobą. - Ładnie, podoba mi się kolor, to farba, czy naturalny? - zapytała, unosząc brwi i nawet się lekko uśmiechając - i jestem Clover - dodała, przechylając lekko głowę w bok, bo chyba wypada się przedstawić!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby im przyszło porozmawiać o facetach (choć niewykluczone, że taki temat prędzej czy później się pojawi), to Vex byłaby gotowa przybić piątkę, bo po kilku rozczarowaniach miała ich wszystkich powyżej uszu, chwilowo zastanawiając się jednak, czy nie lepiej byłoby się związać z dziewczyną. Aczkolwiek to również by jej chyba nie odpowiadało, bo może to właśnie z nią był problem – jakiś feler w rozumku – że trafiała na nieodpowiednich ludzi.
- Bez przesady – wyrwało jej się, bo nie trzeba było myśleć aż tak pesymistycznie i obwiniać siebie nawet o to, że akurat w nocy padało (zwłaszcza, że ogólnie często padało) i drogą przejechała ciężarówka. Zresztą, jak by nie patrzeć, stały w tym miejscu z powodu Vex, bo akurat tam się zatrzymała. A mogła stanąć gdzie indziej, ale oczywiście nie zauważyła kałuży przy krawężniku ani nie wybiegła wyobraźnią aż tak kreatywnie do przodu, by przewidzieć, że cokolwiek, co tamtędy przejedzie z nieco zbyt duża prędkością, ją ochlapie.- Marne to pocieszenie, chociaż… – przysunęła sobie ową apaszkę bliżej twarzy, aby lepiej jej się przyjrzeć i dostrzec to piękno między brudem.- Nie znam się jednak na materiałach ani na modzie – oświadczyła chwilkę później tak trochę jakby zrezygnowana, ale nie jakoś specjalnie mocno, bo tak, jak powiedziała, nie podążała zbyt bardzo za modą i nie przywiązywała zbyt dużej uwagi do panujących trendów. Czasem nawet jakością ubrań się nie przejmowała i kupowała coś taniego, mając świadomość, ze po dwóch praniach się zniszczy. Można by pomyśleć, że to wieśniackie i pewnie takie było, ale to nie było coś, czym Vex by sobie zaprzątała głowę. Grunt, że nie wyglądała niechlujnie.
- Raczej wolę bar – stwierdziła bez zastanowienia, bo gdyby zaczęła się zastanawiać, to jeszcze gotowa była zrezygnować z całego tego pomysłu, tak przecież niespodziewanego. W końcu była po nocce, zmęczona, teraz też brudna… Ale halo, była młoda, co jej szkodziło? Niestety, wierzyła w ludzi – mimo tych jej wszystkich rozczarowań – i do głowy jej nie przyszło, że mogłoby jej się stać coś złego.
Od razu też sięgnęła po telefon, aby za jego pomocą zlokalizować jakiś w miarę sensowny (i blisko położony!) bar.
- Farbowany błotem – rzuciła, jeszcze raz odgarniając lekko wilgotne włosy; było w tym ziarno prawdy, bo choć błota nie było zbyt wiele, to tylko brudna, deszczowa woda tak po prawdzie, to jednak włosy zmieniały odcień pod wpływem wody, nie inaczej było w tym przypadku.- Clover? – powtórzyła z pewnym niedowierzaniem.- No nie wierzę! Masz już pozostałe dwie agentki? Ja mogę być Alex! – to nie tak, że akurat charakterologicznie pasowała akurat do tej postaci, wyglądem też niekoniecznie, ale imię w pewien sposób było podobne.- Chociaż mam na imię Vex…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Clover nigdy nie wyrywała się do tego, żeby opowiadać o swoim ostatnim porzuceniu przed ołtarzem. Bo serio, nie ma się czym chwalić. Niespecjalnie też przepadała za użalaniem się nad sobą i za ludźmi, którzy patrzyli na nią z litością i współczuciem. A że cóż, ślub to coś, o czym wiedzą wszyscy dookoła (między innymi przez ten jebany pierścionek i przez fakt, że ludzi się tam zaprasza), to jednak większość znajomych o tym wiedziało i właśnie takie spojrzenia jej rzucało… więc nie było to wysoce prawdopodobne, że i obcym ludziom będzie o tym opowiadać. Już by wolała twierdzić, że jest drugą Maryją zawsze dziewicą i że nigdy penisa na oczy nie widziała.
- Na szczęście jakiś mądry człowiek wymyślił pralki. Wyobrażasz sobie dzisiaj chodzić wciąż do rzek, żeby tam zanurzać wszystkie ubrania? A potem na tych takich tarkach je doszczyczać? Chyba już bym wolała ciągle kupować nowe niż się z tym męczyć - przyznała, skoro już spadł temat na te ubrania, a potem pokiwała powoli głową. - Nie musisz się znać na modzie. Moda to jedna z najbardziej nienormalnych rzeczy na świecie - przyznała, z lekkim rozbawieniem - Oczekiwała od kobiet ściskania w gorsetach, a od mężczyzn chodzenia w tych śmiesznych kaftanikach. Oglądałaś ten serial Medici? Nawet moja ciotka by nie założyła takich kaftanów, w które tam wciskali aktorów - uniosła brwi, trochę z satysfakcją, że nad męską rasą też się trochę moda poznęcać gdzieś po drodze. Tylko kobiety mają cierpieć? OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. - Jak ci się podoba to zostaw, jak nie to nie wiem, podaruj na święta komuś, kogo nie lubisz - zaproponowała, znajdując wyjście z sytuacji. Takich rzeczy ludzie i tak z opóźnieniem raczej nie szukają… a skoro została ochlapana to i tak właścicielka by nie rozpoznała swojej własności. Vex mogła jeszcze być litościwa i wrzucić ogłoszenie w sieć o tym, że znalazła, ale skąd miałaby pewność, że przyszła po nią prawdziwa właścicielka, a nie jakaś cwaniara?
- No to mamy plan - skinęła lekko głową, rozglądając się za takowym, a kiedy go już namierzyła, plan trzeba było wcielić w życie. Dobrze, że w tym mieście tyle ludzi lubi pić alkohol i bary są na każdym kroku.
- Hej, naturalne kosmetyki są w modzie. To po prostu tymczasowa maseczka z… glinki. Miastowej - pokiwała z miną znawcy. Już była na tym etapie załamania nerwowego, kiedy stać ją było na odrobinę śmiechu. Przez łzy.
- Tak, Clover… mogę ci pokazać dowód - zaproponowała, przyzwyczajona, że sporo osób nie chce uwierzyć. - Wiesz, w teorii to najpierw się urodziłam, a dopiero potem wyprodukowali serial - zauważyła, unosząc brwi - ale nie znam chyba żadnej Sam ani Alex… chociaż no dobra, może znam gdzieś tam z pracy, ale nie na tyle żeby wchodzić z nimi w spółki - przyznała, mrużąc lekko oczy, a potem spojrzała zaskoczona na kobietę. - No to prawie tak samo brzmi, nikt sie nie zorientuje. Ale nie mam takich dopasowanych wdzianek, ani szminko-lasera - ostrzegła, marszcząc brwi i otwierając drzwi do najbliższego baru.

zt, a przeniosły się o tu!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#7 + outfit

Malezja była w doskonałym humorze, głównie za sprawą drinka, którego wypiła wcześniej. Miała udaną sesję zdjęciową, zaliczyła kolokwium, które obstawiała, że obleje i nawet zaczęła planować, kiedy siądzie do nauki na poprawę. Jednocześnie cieszyła ją świadomość, coraz bliższego końca semestru. Aż miała ochotę tańczyć z tej radości. Pewnie zorganizuje imprezę albo sama pójdzie w tango, do kilku klubów, a potem będzie odsypiała cały dzień. I lepiej, żeby nikt wtedy nie śmiał budzić McReenee, ponieważ wkurwiona Malezja to agresywna Malezja, rzucająca przekleństwami na prawo i lewo. Czasami nawet w złości, potrafiła rzucać różnymi rzeczami – kilka szklanek skończyło jako odłamki.
Dlaczego siedziała właśnie na przystanku i podziwiała odjeżdżające oraz przyjeżdżające tramwaje? Ponieważ chciała. Co więcej, chciała wsiąść do pociągu, byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet. Ścigając w ręku, kamień zielony i patrzeć, jak wszystko zostaje w tyle. Oczywiście wiedziała, że tramwaj nie zawiezie jej daleko, ale mimo wszystko, raz na jakiś czas, fajnie było pojechać gdzieś bez celu, nawet jeżeli oznaczało to, drugi koniec Seattle. Może w wakacje tramwaj zostanie zastąpiony prawdziwym pociągiem.
- Willowwwww, patrz, jedzie kolejny! – powiedziała ucieszona, wskazując palcem na tramwaj, jakby to było coś naprawdę nadzwyczajnego. W torebce miała termos napełniony winkiem.
- Ale przystojny Pan motorniczy. – dodała, oblizując usta i robiąc maślane oczęta. Wyobrażała sobie, podróż z nim…taką wręcz niezwykłą podróż. Aż jej się cieplej zrobiło, a policzki zmieniły kolor na czerwony.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#9

Tego wieczoru Willow postanowiła się rozerwać. Odkąd zamieszkała w apartamencie Jaydena jej i tak burzliwe życie obfitowało w jeszcze więcej komicznych i dwuznacznych sytuacji, na które nie była przygotowana.
Początkowo dziewczyny bawiły się w barze: podrygiwały nóżką w rytm muzyki i piły drinki na koszt krępego kawalera, który zdaniem Hamsworth odbiegał od wizerunku wymarzonego księcia. Potem kurczowo trzymając się własnych sylwet, splecione ramionami, przemierzały chodniki Seattle, śpiewając Alvaro Soler - Sofia.
gdy opadły na ławkę przy przystanku tramwajowym, Willow czuła się niebywale zmęczona. Od trampek miała odciski, a kuse spódniczki podwijały jej się na pośladki. Z czasem wraz z kolejnymi dawkami alkoholu przestała je poprawiać.
Oparła się skronią o ramię Malasyi, jednocześnie wyrywając z jej rąk bidon z winem. Upiła solidny łyk.
- Nie jedziemy! - krzyknęła znienacka. - Nie chcę wracać do tego bufona!
Willow nie miała głowy do picia. Wystarczyło jej niewiele, aby wprawić się w stan alkoholowego upojenia. Obecnie ledwo kontaktowała, o czym świadczyło metne spojrzenie. Mimo tego w towarzystwie przyjaciółki bawiła się doskonale, dlatego czując aurę nadciągającej nocy, po raz kolejny skosztowała wina.
- Hej! Hej, Mala! - szturchnęła ramię dziewczyny, jednocześnie zabierając wzrok z oblicza atrakcyjnego motorniczego. - Poszukajmy książąt! - Nagle wstała i odeszła kilka kroków, lecz tracąc równowagę, ostateczni przylgnęła policzkiem do lampy. Następnie machnięciem ręki spróbowała przywołać do siebie towarzyszkę, której stan również zakrawał o wątpliwości.
- Poszukajmy tam! - krzyknęła, wskazując na neonowy szyld klubu go-go. kolejka przed wejściem składała się z samych kobiet, a na drzwiach wisiał ogromny plakat, przedstawiający Latynosa w stroju policjanta, którego uśmiech mógłby reklamować pastę do zębów.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie? A co jeszzzzzzeli on by nass zabrał do najlepszego miejsca na ziemiii? - spytała, przedłużając niektóre słowa, co oznaczało, że Malezyjka wypiła ciut procentowych trunków. Chociaż faktycznie, zaczęła myśleć o tramwaju, jak o środku transportu, dzięki któremu, znalazłyby się w lepszym miejscu. Gdzieś, gdzie mogłaby spełnić swoje artystyczne marzenia, malować co i gdzie chciała, zamiast uczęszczać na uczelnię, gdzie denerwował ją praktycznie każdy wykładowca. Lubiła może ze dwóch (u których zaliczenie przedmiotu wymagało jedynie obecności).
- Znofu coś Ci zrobiiiił?! - to ogólnie miało być pytanie spowodowane troską o przyjaciółkę, a wyszło coś...bardziej niczym krzyk, aż ludzie stojący obok przystanku, popatrzyli na pijane dziewczyny z uniesionymi brwiami. Na szczęście zniknęli wewnątrz tramwaju, który właśnie zamykał drzwi i odjeżdżał...gdzieś.
- Co tam Will, Will? - tym razem udało jej się NORMALNIE zadać pytanie niczym cywilizowany człowiek. Dziewczyna, słysząc pomysł przyjaciółki, pisnęła z radości, klaskając dłońmi oraz zaczęła machać nogami.
- DOBRA!!!!!! Świetny pomyśł!!! - zdaniem McReenee kto jak kto, ale one zdecydowanie zasługiwały spotkać księcia, który będzie posiadał PRAWDZIWY zamek i z którym będzie można przetańczyć całą noc. Spokojnie, raczej nie będzie musiała wracać przed północą.
- Świedny pomysłłłłłłłłł! - zgodziła się, dalej klaszcząc, jakby właśnie, zamiast siedzieć na ławce przystanku tramwajowego, siedziała pośród kibiców podczas meczu piłki nożnej lub rugby, a drużyna, za którą trzymała kciuki, strzeliła gola/zdobyła punkt.. Chociaż zazwyczaj klaskała, kiedy bramka została zdobyta przez jej ulubionego piłkarza.
- Myślisz, że f śrotku som tacy...tacy przystojni policjanci? Dałabym się takiemu skuć. - powiedziała, unosząc do góry kąciki ust. Spróbowała wstać, lecz zaraz usiadła, ponieważ grawitacja zwyciężyła.
- Tylko dlaczego ta kolejka jest taka długaaaaaaa? - niezbyt jej się to podobało, szczególnie że w takim stanie raczej nie da rady stać długo o własnych nogach.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow najpierw zaśmiała się, a później spróbowała przybrać poważny wyrwa twarzy, który wbrew jej dobrym zamiarom wciąż wyglądał nieidealnie. Dźgnęła palcem Malasyę, po czym tą samą ręką pomachała przyjaciółce przed oczami, kompletnie nie zgadzając się z jej sugestią odnośnie najlepszego miejsca.
Następnie wydała z siebie zatrważające westchnięcie i na krótką chwilę zbłądziła pijacką wyobraźnią wokół sylwety Jaydena Hemswortha.
- Nie - zaprzeczyła zgodnie z prawdą. Poza początkowymi, nieprzyjemnymi incydentami, to nie mogła narzekać na mieszkanie z chłopakiem. Bywał apodyktyczny i lubił dyktować własne warunki, z którymi Willow niekoniecznie się zgadzała, lecz względnie się dogadywali. - Po prostu nie chce do niego wracać - bąknęła w żaden sposób nie argumentując tej decyzji. Potem temat zniknął w odmętach jej strutego przez alkohol rozumu, bo na piedestale pojawił się inny, bardziej atrakcyjniejszy.
Willow była niepoprawną romantyczką i marzyła o ślubie, który wkomponowałby się w serię disnejowskich bajek. Pragnęła przystojnego księcia, jaki porwałby ją w ramiona w świetle księżyca i blasku rozsypanych na nocnym całunie gwiazd. Na samą myśl ochoczo się uśmiechnęła, a kąciki ust dziewczyny jedynie się powiększyły, kiedy Malasya oddała własną aprobatę temu pomysłowi.
Parodiując zachowanie przyjaciółki zaczęła wesoło klaskać i podskakiwać. Po raz kolejny naraziły się na parę niepochlebnych spojrzeń ludzi, którzy z niecierpliwieniem oczekiwali przyjazdu ich transportu. Niestety nieprzejęte towarzystwem postronnych osób, dalej trwały w niepoprawnej sztuce do jakiej właśnie napisały scenariusz.
- Mam nadzieję - odparła i pociągnęła Malasyę. Następnie otoczyła ją ramieniem, choć nie tyle z sympatii, co z potrzeby wsparcia się i podtrzymania równowagi. Chwiejnym krokiem zwróciły się w kierunku klubu go-go. - Ale nie chcę policjanta. Powinien być księciem i mieć białego rumaka. Urodzę mu gromadę dzieci - wytknęła palce i wykonała nim dziwny, gwałtowny gest w powietrzu - Będziesz wszystkich matką chrzestną! - wrzasnęła.
Gdy stanęły podążyła wzrokiem w kierunku olbrzymiej kolejki. Kobiety w różnym wieku, w mniej lub bardziej kusych spódniczkach, stały obok siebie i niecierpliwie wyglądały zza ramion osób z przodu. Willow mimowolnie rozwarła usta nie mogąc uwierzyć w to, co się działo.
- Czy one też szukają księcia? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, pociągnęła Malasyę w stronę zaułka. - Wychdziałam to na fylmach - bąknęła, kiedy przechadzały się pomiędzy obskurnymi, do cna zapełnionymi koszami na śmieci. W pewnym momencie złapała za chłodną, metalową rączkę i mocno ją pociągnęła. Drzwi ustąpiły, a z wnętrza wyleciał zapach papierosów, alkoholu i marihuany oraz odgłos muzyki electro.
To było zbyt łatwe.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Malezja jeszcze przez chwilę przeżywała odjeżdżający tramwaj tak, jakby właśnie odjechały jej marzenia. Szlochając, wyciągnęła rękę i pomachała, mimo, iż ten odjechał kilka minut temu. Przestała wszystko, co robiła, gdy poczuła dźgnięcie oraz zobaczyła rękę Wi przed sobą. Od razu skoncentrowała swój wzrok na przyjaciółce.
- Dobrze, to nie wracaj. W ogóle nie wracajmy dziś do domów, hihihihi. - rzuciła, uważając ten plan za GENIALNY.
- Ja też nie chyce wracać do sibie. - dodała zaraz, chociaż właściwie nie miała powodu, by nie chcieć, oprócz tego, że znowu pożarła się z mamuśką, bo zapomniała odebrać rzeczy z pralni - przypomniała sobie o tym, kiedy pralnia była już zamknięta, ups. Oprócz tego, przed swoim wyjściem usłyszała, że ma nie wracać totalnie pijana w środku nocy, ponieważ ludzie chcą się wyspać, więc może tym razem grzecznie wykona polecenie. McReenee aktualnie mogłaby nawet zasnąć na siedzącym właśnie przystanku, przez swój alkoholowy stan. Normalnie brzydziłoby ją to, ale teraz miała ładnie mówiąc wy wa lo ne.
- To ja tesz mam nadzieję. - odparła, łapiąc Willow za rękę, która ją obejmowała, chociaż najprawdopodobniej, gdyby nagle zaczęła lecieć, to razem zaliczyłyby glebę. Niektórzy zapewne mieliby niezły ubaw z dwóch młodych, totalnie pijanych dziewcząt.
- Ty będziesz mieć księcia, a ja rycerza w lśniącej zbroi. - tak, miała do nich słabość. Szczególnie, kiedy trafiali swoim mieczem prosto w serce.
- Ojej, jak się cieszę! Zawsze chciałam być matką chrzestną Twoich dzieci! W takim razie Ty będziesz chrzestną moich dzieci, dobra?! - zapytała lub raczej stwierdziła z uśmiechem. Zaczęłaby klaskać z tej całej radości, ale wciąż trzymała Wi, aby uchronić ją przed upadkiem.
- Chyba nie...zobacz, jak są beznadziejne ubrane....zero styliu. - powiedziała, kręcąc głową oraz czując TOTALNE zażenowanie. Tak, Malezja miała siebie za ikonę stylu, szyku oraz elegancji.
- Uuuuu, czujem sie jak szpieg! Albo jakyś detektyfffff. - a w głowie zaczęła słyszeć muzykę z Jamesa Bonda...chociaż może ta muzyka dobiegała z klubu? Sama nie była pewna.
- Widisz gdzieś kssięcia? - zapytała, krzycząc przyjaciółce do ucha, a zaraz potem rozglądając się za partią dla siebie. W sumie dj był całkiem całkiem, dlatego ruszyła, by być bliżej niego.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Perspektywa braku powrotu do domu bardzo przypadła Willow do gustu, chociaż odkąd zamieszkała z Jaydenem, to nie nocowała poza jego apartamentem. Mimo tego była dorosła. Dorosła i odpowiedzialna - a przede wszystkim w tym stanie - i wiedziała co robiła. Dając upust własnej aprobacie głośno pisnęła i zaczęła bić brawo idei Malasyi, która uderzyła w nią z siłą młota pneumatycznego. To był czas na złe decyzje, alkohol i książęta.
Na co ci lycerz? — zapytała, tym razem nie rozumiejąc intencji brunetki. Mocno trzymając się ramienia dziewczyny spojrzała na nią z jawnym wyrzutem. Szły na tyle niestabilne, że w każdej chwili mogły uderzyć w chodnik. Prawdopodobnie tylko dzięki fortunnej opatrzności dotarły pod budynek klubu bez zdartych kolan i łokci.
Powinnaś mieć księcia! — obruszyła się, kontynuując dalej napoczęty temat. Tupnęła niezadowolona nogą, a gdy to zrobiła, musiała prędko wesprzeć się ścianą, aby nie upaść. Policzki Willow były intensywnie purpurowe, oczy mętne, a włosy niedbale sterczały na wszystkie strony. Nie wyglądała, jak młoda, atrakcyjna kobieta. Zresztą podobnie, jak Malasyia, której stan również wzburzał wiele wątpliwości.
Dobła! — krzyknęła znienacka, jednocześnie automatycznie porzucając kwestie księcia i rycerza w śliniącej zbroi. Rozpromieniła się na wiadomość o tym, ze zostanie matką chrzestną. Problem w tym, że jej alkoholowy umysł przyćmił kilka słów przez co błędnie określiła sytuację. Chwiejnie zbliżyła się do przyjaciółki i gwałtownie się nachyliła. Tym razem, aby nie stracić równowagi objęła rękami biodra Malasyi.
A kto to jest — powiedziała tonem, w którym rozmemłane matki zwracały się do swoich pociech. Minę miała głupią. Wydęła usta i uniosła brwi. — A cio, cio ty tam robisz maluszku — zapukała w pępek — słyszysz ciocię? — zapytała, wznosząc wokół aurę idiotyzmu i absurdu. Potem wyprostowała się i chwyciwszy ramiona brunetki, mocno nimi potrząsnęła. — Gratulacje! — wrzasnęła.
Willow była szczęśliwa, choć w tamtym momencie nie przyswajała dobrze informacji. Wówczas zdała by sobie sprawę z własnego, błędnego rozumowania. Po pierwsze kobiety w ciąży nie mogły spożywać alkoholu. Po drugie gdyby Malasyia miała swojego rycerza z magicznym mieczem, który tym razem trafił z goła w inne miejsce niż w serce, to z pewnością nie zgodziłaby się na odwiedziny klubu go-go. Jednak żyjąc we własnym przeświadczeniu Willow ochoczo weszła do budynku.
Masz racje. Na takie leci Jayden — oznajmiła, przypomniawszy sobie Amelię, którą chciał przyprowadzić do apartamentu w dniu, w którym się do niego przeprowadziła. Ona również miała długie nogi, mocny makijaż i kusą sukienkę.
Przymknęła powieki, kiedy Malasyia krzyknęła jej prosto do ucha. Zewsząd migotały kolorowe światła i roznosił się zapach alkoholu. Willow rozglądnęła się w poszukiwaniu księcia, lecz początkowo nie mogła dostrzec niczego, poza roztańczonymi kobietami w średnim wieku.
I wtedy pojawił się on. Wysoki szatyn o przenikliwym spojrzeniu i uśmiechu z reklamy pasty do zębów; ten sam, którego widziały na plakacie przed budynkiem. Wszedł na piedestał, wzbudzając jeszcze większy szum wśród gości klubu. Wszystkie kobiety podbiegły do sceny - w tym również Willow i Malasyia. Książe miał na sobie strój policjanta, jednak zerwał go z siebie, kiedy DJ zapodał kolejny utwór. Hamsworth wpierw zasłoniła dłonią oczy, speszona taką nagością, ale po chwili ponownie spojrzała na mężczyznę, który zaczął wywijać genitaliami, odzianymi w lateksowe bokserki.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Malezyjka słysząc pytanie przyjaciółki, zerknęła na nią, jakby nie zrozumiała pytania.
- Łycerze som męszni i potrafiom dobrze machać miedżem, hihi. - zachichotała (chociaż bardziej przypominało to rechot żaby), czerwieniąc się, dlatego zaraz przyłożyła dłonie do policzków, jakby chcąc je tym sposobem ochłodzić, a oprócz tego, zrobiła maślane oczy. - Fokle mam siuuuuuuper pomyzł! Rzuciłabym swojom regawiczke i gdyby ją złapał, to by znaczyło, że jesteśmy sobie pisani…- alkochol pomógł McReenee wpaść na ten jakże wspaniały pomysł. Nawet sobie wyobraziła taką sytuację, gdzie przystanek został zastąpiony koloseum i z zainteresowaniem oglądała coś à la rozgrywki, gdzie dwóch mężczyzn walczyło ze sobą, dzierżąc miecz w dłoni, a pod koniec walki, niby przypadkiem rzuciła białą rękawiczkę tak, by wylądowała na arenie. Właśnie jeden z nich miał podnosić własność Malezji, gdy usłyszała kolejne słowa Wi, które spowodowały powrót do rzeczywistości. Brunetka zamrugała kilkakrotnie.
- A czymuuuu księdźia? - spytała, unosząc brew. Nie rozumiała, dlaczego książe byłby lepszą partią od rycerza, stąd powstało właśnie to pytanie.
Słysząc zgodę przyjaciółki, zadowolona Malezja, zaczęła klaskać, ponieważ zalała ją fala ogromnej radości. Przestała to robić, gdy Wi powiedziała ,,maluszku”, a potem złożyła gratulacje.
- JA JESTEM W CIONSZY?! - aż otworzyła buzię ze zdziwienia, czując, że totalnie nie jest gotowa na macierzyństwo. Zaraz dotknęła swojego brzucha, a potem brzucha Hamsworth, po czym zaczęła teatralnie płakać, chowając twarz w dłoniach. Jakoś umknął dziewczynie fakt, iż całkiem niedawno (kilka dni temu), skończył jej się okres. Nawet nie pamiętała, z kim oststnio uprawiała seks.
- Wiiii….ja nie fjem, kto est łojc…ojcem! - powiedziała, szlochając. - Na pefno nie jest nim łycerz. - dodała, przecierając oczy rękawem kurtki, co spowodowało rozmazanie makijażu. No, teraz raczej nikogo w takim stanie nie wyrwie, ponieważ zaczęła przypominać pandę.
- Dziwny ma guzt. - stwierdziła, próbując uspokoić swoje szlochanie. Mimo wszystko dalej przeżywała fakt posiadania dziecka wewnątrz siebie.
Przestała o tym myśleć, gdy zobaczyła dja, jakby totalnie nie przejmując się tańczącymi tancerkami dookoła.
- Ej, ej! Mosze ja też tak zatańczę, wtedy on. - tu wskazała pana dja, który właśnie zapodawał kolejną piosenkę. - mnie zauwaszyyy, jak myślysz? - spytała, rozglądając się za jakąś wolną rurką, lecz ponieważ praktycznie każda była zajęta, usta dziewczyny stworzyły podkówkę. Westchnęła głośno. Nagle wpadła na znakomity pomysł. Wypchnie jedną tancerkę, aby zająć jej miejsce…albo ją pobije. Chociaż bardziej skłaniała się ku tej pierwszej opcji, ponieważ przypomniała sobie, że przemoc była zła.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow niewiele zrozumiała ze słów przyjaciółki, bo ta notorycznie zanosiła się chichotem. Mimowolnie zmarszczyła nos i nabrała powietrza płuca, jakby właśnie szykowała się do długiego monologu, ale ostatecznie machnęła jedynie ręką. Ona nie potrzebowała rycerza – chciała księcia. Księcia z bajki. Potem nieuprzejmie czknęła i pokręciła głową, bo choć pomysł Malasyi wydawał się dobry, to w obecnej sytuacji brakowało im nie tylko niezbędnej rękawiczki, ale również odpowiedniego miejsca. Na przystanku tramwajowym oprócz nich stały dwie starsze kobiety i mężczyzna, który w papierowym opakowaniu pieczywa skrywał butelkę taniego wina – nie nadawał się ani na księcia, ani na rycerza.
Bo książęta nie muszą walczyć na śmierć i życie. Mają tylko ładnie wyglądać! I pachnieć! Zapach też jest bardzo ważny! – krzyknęła wielce rozemocjonowana, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego Malasyia nie wiedziała o tym wszystkim. Rycerze byli mężni, mieli twarde mięśnie oraz szerokie ramiona, lecz ostatecznie często oddawali życie za rodzinę królewską. Właśnie dlatego Willow uznała, że stabilizację i bezpieczeństwo można osiągnąć wyłącznie u boku pachnącego księcia. To było głupie, wręcz niedorzeczne, ale trwała w tym wyobrażeniu już wiele lat.
Jesteś w cionszy?! – wrzasnęła, po czym zakryła usta dłońmi, nie zdając sobie sprawy, że sama zapoczątkowała tę absurdalną sytuację. Raptem trzy minuty wcześniej głaskała brzuszek Malasyi, który przez nadmiar alkoholu wydawał się nieco wzdęty, a obecnie zastygła w dezorientacji, jakby dopiero pojęła ogrom informacji. Niespodziewany dotyk przyjaciółki trochę ostudził jej rozgorączkowane emocje. Położyła ręce na ramionach brunetki i mocno nimi potrząsnęła. – wychowamy boboruta razem! – spróbowała pocieszyć Malasye, a jednocześnie była niebywale dumna z własnej postawy. – Albo podrzucimy go Jaydenowi! On i tak nic nie robi całymi dniami! – klasnęła, bo choć poprzednia idea wydawała się słuszna, to ta związana z współlokatorem była jeszcze lepsza.
Malasya wyglądała koszmarnie z rozmazanym makijażem, ale Willow wcale nie była lepsza. Miała sterczącego koka, który podrygiwał na jej czubku w każdą stronę oraz spierzchnięte usta.
We wnętrzu po raz kolejny obie wykazały się ignorancją oraz głupotą, kiedy w powietrzu zawisła wizja zatańczenia tuż obok roznegliżowanych kobiet po środku sceny. Willow wesoło się uśmiechnęła i wyciągnęła palce, wskazując nim na jedną z wolnych rurek.
Tam idź – powiedziała zachęcająco, kompletnie nie przejmując się faktem, że obie słaniały się już na nogach. – Zatańcz dla niego! – zawtórowała, uprzednio radośnie podskakując.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „First Hill”