WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1

Obudził się z uśmiechem na twarzy. Dziś były jego urodziny i nikt o tym fakcie chyba nie pamiętał. Był goły, wesoły i wolny. Uznał, że po raz pierwszy w życiu spędzi swoje urodziny w ciszy i spokoju, robiąc to co chce i to co lubi, bez tortów, prezentów i składających mu życzeń krewnych. Odrzucił cienkie nakrycie i przez chwilę leżał na środku łóżka tak, jak Pan Bóg go stworzył, gapiąc się w sufit. Ostatnio chodziła za nim myśl, aby wykorzystać piękną pogodę do wycieczki nad zatokę i wypróbować trochę sprzętu wodnego. Może pokusi się nawet o nurkowanie, nie mówiąc już o pobiciu zeszłorocznego rekordu wytrzymania pod wodą bez oddychania. Poprzednio prawie zemdlał i był z tego bardzo dumny.
Usiadł na łóżku, po czym zerknął na zegarek. Była dopiero 12:22. Poprzedniej nocy zasnął stosunkowo wcześnie, bo około 3, więc nic dziwnego, że wstał o tej godzinie.
Podniósł się, przeciągnął się i wykonał kilka skłonów i ćwiczeń rozciągających, po czym podszedł do okna. Mieszkał na czwartym piętrze, więc nie obawiał się, że ktoś zobaczy go na golasa i się zachwyci (albo zgorszy). Nie uwzględnił w swoim rozumowaniu ludzi, którzy mogą czyhać na niego gdzieś z lornetką, no bo kto byłby na tyle szalony, oprócz niego samego naturalnie, żeby w południe podglądać sąsiadów? Zmarszczył brwi, bo gdy tak gdybał, wydało mu się to nagle całkiem prawdopodobnie. Schował się więc w toalecie, przy okazji chcąc się nieco ogarnąć i opróżnić pęcherz. Nucił całkiem wesoło, zerkając na swoje stopy.
W trakcie różnych czynności łazienkowych, przypomniał sobie, że wyciszył telefon. A co, jeśli ktoś do niego dzwonił w sprawie urodzin, a on nie odbierał cały ranek telefonu? Mae potrafiła być bardzo nachalna i nadopiekuńcza, a co gorsza niezwykle ruchliwa. A jeśli zebrała całe swoje domowe przedszkole i już do niego jedzie? W końcu były wakacje. A co jeśli po drodze zabrała Noah, Laya i Ethana, albo nawet mamę i tatę? Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i zobaczył tam białą, przerażoną twarz. Trochę jakby nie należała do niego. Zawsze był taki niby nieustraszony, a tu proszę. Obraz nędzy i rozpaczy.
Wrócił do sypialni i otworzył szufladę z bielizną. Oglądał chwilę skrzętnie poukładane bokserki, po czym pokręcił głową. Nie, na pewno nikt nie przyjdzie. Nie sprawdził więc telefonu, tylko poszedł pod prysznic. Repertuar na dziś to: "Sweet Child o' Mine", Guns N' Roses oraz "Another One Bites the Dust ", Queen. Prawdopodobnie zaśpiewa jeszcze "Someone You Loved", Lewis Capaldi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Mamo, a kiedy będziemy mogli zjeść tort? – Jack posępnie spoglądał na reklamówkę, która niesiona była przez kobietę.
- I czy w ogóle jest śmietankowy?– dorzucił jeszcze, przenosząc swoje ciemne spojrzenie na jej plecy.
- Nie, jest czekoladowy – odparła, jednocześnie układając na swoim biodrze małego klocka, jakim był Charlie.
- Wujek Robert nie lubi śmietankowych -
- Ale ja lubięęęę – chłopczyk nie dawał za wygraną.
- No i co z tego, młotku, że lubisz? Czy wszystko musi być po twojemu? – wtrącił się George, który pilnował tyłów. Jego nadąsana mina wyraźnie świadczyła o pewnym niezadowoleniu, że musiał iść na to „głupie przyjęcie wujka Boba”. Prawdopodobnie było ono lustrzanym odbiciem twarzy jubilata, kiedy okaże się, że żaden z Brownów nie zapomniał o kolejnym gwoździku do trumny i nadchodzącej nieuchronnie śmierci (za co najmniej pięćdziesiąt lat, ale wciąż!).
- Sam jesteś młotkiem! Mamo, George mnie wyzywa! -
- Nie wyzywaj brata, George. Jak będą Twoje urodziny, Jack, to obiecuję, że sam wybierzesz smak tortu, dobrze? – stalowe nerwy. Była nauczona, że pewnych kwestii nie da się przeskoczyć – dziecięcych wojen i ich marudzenia.
- WEZMĘ TAKI JAGODOWY, MAMO! – wykrzyczał zaraz, łapiąc entuzjastycznie brzeg jej szarego sweterka.
- A my kiedy mamy urodziny, mama? – zapytał Peter, jeden z bliźniaków.
- Co mówicie? – zamigał Michael, nie nadążając i tak właściwie nie potrafiąc czytać z pleców.
- Mama mówi, że odda cię do sierocińca, bo jesteś głuchy – mignął mu Pete, a następnie zawył donośnie ze śmiechu. Mike natomiast znając zapędy swojego brata, po prostu trzepnął go w potylicę.
- Ej, no już, nie drapcie się. Peter! -
- Ale to on… -
- Żadnych "ale", Peter, zamiast mu dokuczać, idź zapukaj do wujka Ethana i powiedz, aby mi pomógł! – nakazała ,w wolnej chwili poprawiając sobie Charliego na rękach.
- A możemy teraz czapeczki? -
- Jak będą wszyscy w komplecie, ok? – miała nadzieję, że Mitch zdąży załapać się chociaż na kawałek urodzinowego ciasta.
- Czyli kiedy? -
- Jak zobaczysz ostatniego z wujków -
- Mamo, wujek udaje, że mnie nie słyszy! – wykrzyczał Pete gdzieś od boku, jednocześnie napieprzając otwartymi dłońmi w drzwi, zamiast użyć normalnie dzwonka.

[krótki wstęp: nie narzucam żadnej kolejności - kto pierwszy, ten lepszy, a później się zobaczy! ]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[3] Miał dzisiaj wolny dzień, żadnych klientów bo ten dzień dzięki Mae zarezerwował dla swojej rodziny i nie, nie zapomniał o urodzinach swojego brata, który zresztą mieszkał tuż obok niego i widywał go parę razy dziennie. Jednak ich ukochana siostra chciała, żeby ten dzień spędzili w rodzinnym gronie i chcąc czy nie chcąc jego młodszy brat był skazany na ich towarzystwo. Brown nawet już zaopatrzył się w dobry trunek, a że do imprezy miał bardzo blisko to mógł się solidnie napić i jeszcze jakimś cudem trafić do swojego łóżka, które było tuż za ścianą. Nawet gdy starał się sprawiać wrażenie, że jego życie wróciło na stare tory i nie rozmyśla nad tym, że te dziesięć lat temu utracił ukochaną to rodzinę czasami nie był w stanie oszukać, zwłaszcza siostry która potrafiła czytać z niego niczym z otwartej księgi. Wścibskie pytania zazwyczaj zbywał, albo udawał że nie słyszał. Szykował się właśnie w toalecie, układając mokre włosy, które dzisiejszego dnia zdecydowanie nie współpracowały gdy rozległo się ujadanie Ariel i uderzanie zapewne dłońmi w drzwi wejściowe, westchnął i skierował się do drzwi odsuwając przy tym na bok swojego psa, który nie przestał ujadać i skakać na klamkę jakby chciała sama je otworzyć.
Zrobił to po zaledwie 3 minutach od uderzenia w drzwi stając twarzą w twarz z synem Mae, Peterem.
- Wiesz, że jest coś takiego jak dzwonek? - próbował zrobić do tego surową minę, ale oczywiście mu to nie wyszło, bo zaraz uśmiechnął się delikatnie i poczochrał młodemu włosy na powitanie. Wychylił się z mieszkania by rzucić wzrokiem na swoją siostrę.
- Cholera, Mae już Ci idę pomóc - zniknął jeszcze na parę sekund w mieszkaniu i po chwili gotowy wyszedł na korytarz zamykając drzwi na klucz i Ariel, która koniecznie chciała się innymi przywitać, zapewne i tak w międzyczasie wyskoczyła z jego lokum, żeby powitać Mae i powąchać co ciekawego ma w reklamówkach. Mężczyzna przywitał się z resztą ferajny przybijając przysłowiowe piątki. Po chwili znalazł się u boku siostry, biorąc od niej siatki.
- Mogłaś dać znać czy coś to bym wyszedł wcześniej i Ci pomógł - westchnął gdy znaleźli się pod drzwiami ich brata. - W skali od 1 do 10 jak bardzo będzie wkurzony? - zapytał jeszcze, zanim nacisnął dzwonek do drzwi.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1. Oczywiście, że zapomniał. Ledwie pamiętał o wyprowadzeniu własnego psa, a co dopiero o czyichkolwiek urodzinach. Był zupełnym ignorantem jeśli w grę wchodziły daty, nigdy nie potrafił nauczyć się kto, kiedy i co obchodził. Gdyby nie wiadomość od Mae, zupełnie nieświadomy siedziałby na kanapie i wrzucał w siebie kolejną wątpliwej jakości chińszczyznę, nawet nie myśląc o Robbym. Ewentualnie, w ostatniej chwili doznałaby olśnienia i zaczął owijać przypadkowe przedmioty znalezione w mieszkaniu w ozdobny papier, który został mu po ostatnich świętach.
Obyło się bez jednego ani drugiego, a Noah jakimś cudem pojawił się na klatce schodowej minutę czy dwie, przed umówioną godziną spotkania. Zanim wyszedł z domu, zdążył nawet wyprasować koszulę i nieco przystrzyc zarost, ostatecznie prezentując się całkiem znośnie. Lepiej niż na ostatnim rodzinnym spotkaniu. Podświadomie znał powód tej nagłej zmiany, ale wolał się do niego nie przyznawać. Ani przed samym sobą, ani przed rodzeństwem. Cała sprawia była jeszcze zbyt świeża i na tyle niedorzeczna, że potrzebował odrobinę więcej czasu do przetworzenia nowych rewelacji.
Powoli zaczął wspinać się po schodach, coraz wyraźniej słysząc echo dziecięcych przekomarzanek, które wesoło odbijało się od ścian budynku. W odpowiedzi, na jego twarzy zagościło coś pomiędzy grymasem a uśmiechem. Tak długo, jak nie musiał zostawać z pociechami Mae sam na sam, nie przeszkadzały mu ich wrzaski i kłótnie. Natomiast opieka nad nimi, była już zupełnie inną historią. Nie miał ręki do dzieci, co zdążył wielokrotnie udowodnić. Notorycznie dawał ciała w dziedzinie bycia wujkiem, ale na całe szczęście, jego bracia wyrabiali normę.
- Jedenaście - odpowiedział Ethanowi, pokonując ostatni stopień. Przywitał się z dzieciakami, po czym położył siostrze dłoń na ramieniu. - Ale jak powiemy mu, że mamy czapki, może spadnie do dziesięciu? - Nie miał wątpliwości, że niezapowiedziana wizyta całej hordy Brownów, w najlepszym wypadku może wywołać u Roba irytację. Rozumiał to, pewnie nie raz sam przechodził przez takie niespodzianki i walczył z ochotą, by zamknąć im drzwi przed nosami. Uroki posiadania dużej rodziny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

- Długo jeszcze? Guzdrzesz się gorzej niż moja siostra! - podniesiony ton głosu odbił się od pobliskich ścian; lecz nie był on ubarwiony złością, czy stanem irytacji. Co to, to nie. Cechowała go żartobliwość powoli przeradzająca się w melodyjny śmiech.
Mitch nieco poprawił się na kanapie, nim zaczął nerwowo bębnić palcami o własne kolano. Nie zamierzał się przecież spóźnić; nie na urodzinową niespodziankę własnego brata. Już trzeci raz użył specyficznego zegarka, jaki to ozdabiał jego nadgarstek, aby sprawdzić, albo raczej posłyszeć godzinę. Czekała go jeszcze przecież przeprawa na drugą stronę Seattle, a jedynym obecnym szoferem zdawał się być jego przyjaciel, Scott, u którego spędził dzisiejszą noc. Znaczy, mieli wypić jedynie po piwie poprzedniego wieczoru. Pogadać, wymienić się doświadczeniami, bo mężczyzna, jak i Mitch pracował na tutejszym komisariacie. Pierwotny zamysł jednakże uległ swoistej destrukcji, zmieniając całkowicie zarys. Brown postanowił przenocować w ciasnym lokum Scotta, gdzie teraz oczekiwał rychłej podwózki do domu! Jeśli rzeczywiście dotrze tam po czasie, to wcieli w życie misterny plan dokonania krwawej zbrodni.
- Zaraz, już idę. Nie gorączkuj się tak - Scott powoli wsuwając się do salonu, po drodze zapinał jeszcze guziki od koszuli, czego oczywiście jego kompan nie mógł dojrzeć. Z komody zgarnął jeszcze pęk klucz, zanim obaj wydostali się na klatkę schodową.
Mitch nasunął na nos swoje ciemne okulary, biała pałka zaś trafiła do dłoni. Dzięki niej badał przecież grunt przed sobą. Wyszukiwał możliwych przeszkód, czyhających na jego potknięcie i co za tym idzie, rozbicie głowy.
Jakieś pół godziny zajął mu powrót do dzielnicy Fremont. Przestał już nawet zważać na ciągle upływający czas. Podświadomie przecież przeczuwał, iż się spóźnił, acz jakież to było jego zdziwienie, kiedy po dotarciu windą na czwarte piętro wpadł prosto na rodzinny komitet powitalny. Pierwsze co usłyszał to dziecięce głosy, a raczej ich wzajemne przekrzykiwanie. Potem stopniowo zaczął wyróżniać i te należące do dorosłych - Mae, Noah i Ethan, lecz z tym ostatnim dzielił mieszkanie, więc wątpliwości nie wzbudzała jego obecność. Ani trochę.
- Jak będzie musiał założyć czapkę, to wzrośnie jakoś do 15 - dodał swoje cztery grosze, wyobrażając już sobie imię Boba, aż uśmiechnął się pod nosem widocznie, o mało nie parskając śmiechem - Jesteśmy podli - dodał jeszcze, nim torując sobie drogę, próbował się dostać do własnego lokum - Żadnego podkładania nóg - to tyczyło się rzecz jasna jego siostrzeńców, którzy to notorycznie stroili sobie żarty z wujkowego kalectwa; oczywiście za jego pozwoleniem.
- Przebiorę się jeszcze tylko w coś bardziej wyjściowego i możemy doprowadzić do urodzinowego zawału kochanego braciszka...
Ostatnio zmieniony 2020-07-27, 15:55 przez Mitch Brown, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

002. Layonell uprzedził siostrę, że może się spóźnić na „przyjęcie niespodziankę” dla Roberta. Wypadła mu pilna konsultacja, ale na szczęście zdążył w pracy zmyć z siebie trudy długiego dyżuru pod prysznicem. Przebrał się w coś wygodniejszego i pojechał po swoją kochana Maię do opiekunki. Wyjątkowo dziewczynka była u tej dziewczyny w domu, bo tak obie są w jego domu, ale dziewczyna mówiła, że ktoś przyjedzie do niej w ważnej sprawie i prosiła o taką możliwość. Nie widział w tym żadnego problemy, by niby dlaczego? Jest zadowolony z tej dziewczyny i od samego początku im pomaga i bardzo rzadko o coś prosi. Wiedział, że jego córka jest bezpieczna z Cheryl a to dla niego jest najważniejsze. Może zabrzmi to dziwnie, ale cieszył się, że po swojej zmarłej żonie ma swoją uroczą córeczkę. Gdyby został kompletnie sam to chyba by zwariował albo się załamał. Nie pokazywał po sobie co się działo w jego głowie po tragicznej śmierci żony. Wtedy pierwszy raz w swoim dorosłym życiu płakał, ale nie ma co teraz wspominać. Musiał iść dalej i właśnie tak zrobił. Nie on pierwszy nie ostatni, prawda? Czasu się nie cofnie i trzeba żyć dalej.
Wstąpił jeszcze na moment do domu, by zabrać kilka rzeczy swojej córki, zapakował w samochód, który na szczęście już był naprawiony, ale co się nawściekał na te kobietę to jego. Jeszcze się okazało, że razem pracują. Działa na niego jak płachta na byka. Całe życie szmatą w twarz, cytując klasyka. Nowy samochód i już tyle problemów.
Zaparkował samochód, wziął córkę na ręce oraz dobra, która jest jego towarzyszem podczas podróży z dziewczynka i poszedł pod drzwi mieszkania Robba. Zobaczył tam swoje rodzeństwo.
- Wiecie, że wyglądacie jak i… - chciał powiedzieć idioci, ale dzieci Mae od razu przechwytują takie rzeczy, więc w porę się zamkną. - Irracjonalnie. - dokończył tytułem przywitania. Maia na widok wujków i cioci wesoło gaworzyła. - Widzę, że czekaliście na tego najmądrzejszego by zadzwonić, pochwalam. - i jak gdyby nigdy nic zadzwonił do drzwi młodszego brata. Ma wrażenie, że za chwile cała ferajna otrzyma kilka jakże uprzejmych słów by sobie poszli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Robby nie spodziewał się ataku hordy Brownów, więc śpiewanie pod prysznicem wychodziło mu całkiem nieźle. W pewnym momencie coś go zaniepokoiło. Jakieś wewnętrzne wrażenie, że ktoś stoi tuż za zasłona prysznicową z czymś ciężkim lub ostrym w dłoni. Zakręcił wodę i nasłuchiwał przez chwilę, a w końcu wyjrzał. Wzruszył ramionami, stwierdzając że nikogo tam nie ma.
Gdy miał wracać do mycia się i śpiewania, usłyszał dziwny harmider, a potem dzwonek do drzwi. Jeszcze przez chwilę wmawiał sobie, że może ktoś zadzwonił do Ethana, ale rozsądek podpowiadał mu, że wtedy dźwięk nie byłby tak żywy. Trybiki w jego głowie powoli zaczynały pracować na najwyższych obrotach i znany pisarz zaczął łączyć fakty i rozpoznawać poszczególne głosy, tworzące wcześniej wspomniane zamieszanie.
To odgłosy zbliżającej się lawiny. Odgłosy tornada, nieuchronnie pędzącego w Twoim kierunku. To trzęsienie ziemi o magnitudzie 9,5, to pożary lasów, to tsunami. To Brownowie.
Wyskoczył spod prysznica, poślizgnął się i aby utrzymać równowagę złapał zasłonę, która trzasnęła niebezpiecznie, po czym urwała się i mężczyzna wylądował na płytkach łazienkowych. Podniósł się równie energicznie, co upadł, po czym pognał przez salon do drzwi wejściowych. Tuż przed nimi zwolnił i wyjrzał przez wizjer. A więc to prawda. Zacisnął usta w wąską kreskę, zamykając na moment oczy. Może uda, że go nie ma? Ciekawe czy słyszeli jak wyrżnął się w łazience. Wtedy dzwonek rozbrzmiał po raz drugi. Zacisnął dłoń na zasłonie, którą się owinął w pasie, po czym uchylił odrobinę drzwi, tak, aby zmieściła się w nich tylko jego twarz.
- Nie znam Państwa, proszę opuścić moją posesje - powiedział całkowicie poważnie. Zerknął na Jacka, z którym z jakichś powodów najlepiej się rozumiał, po czym puścił mu perskie oko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał absolutną rację, opisując ich rodzinę jako jedną z katastrof, które to niszczyły ziemskie padoły. Tym razem jednak całość niszczycielskiej lawiny miała paść nie na obiekt, a człowieka.
- Chłopcyyy – jęknęła Coleman, kiedy to jej synowie rozpoczęli tyradę w pobliżu drzwi sąsiadów, którzy prawdopodobnie tylko przez grzeczność nie otworzyli ich jeszcze i nie skwitowali w konkretnych słowach co o tym sądzą.
- WUJEK WUJEK! – powitał Peter Ethana, który na posterunku zjawił się pierwszy. Przytknął palec wskazujący do miejsca, w którym powinna znajdować się jedynka, a następnie wzruszył ramionami.
- Nie, a czemu? – zapytał, po czym w kilku zajęczych susach pogalopował za nim.
- Wujku Mitch! Wujku Mitch! A wiesz, że George wybił mi zęba? O tutaj, o patrz! – dorzucił jeszcze, skupiając się na bliźniaku swej matki, całkowicie zapominając o tym, że przecież nie widział.
- Od razu sranaście. Czy wy wszyscy jesteście takimi wróżbitami? - wywróciła oczami, oddając jednocześnie jedną z reklamówek terapeucie, a następnie zsunęła czapeczkę z głowy trzylatka i poprawiła jego sterczące na wszystkie możliwe strony włosy.
- Co mama mówisz? – zamigał Michael, nim nie dostał kuksańca.
- Nic, skarbie, nic -
- Mama właśnie się chwali ile dostała za twoje uszy! – odparł Peter i znów szyderczo się zaśmiał. Ruch ten spowodował, że pięść znalazła się niespodziewanie blisko jego twarzy.
- Peter, zaraz zgubisz drugiego zęba. Lepiej przygotuj czapeczki. Georgie, założysz jedną, prawda? -
- Na boga, mamo, mam już trzynaście lat… -
- A wujek Layo czterdzieści jeden i się cieszy – odparowała, nim usłyszała, jak ktoś naciska na dzwonek do drzwi.
- Szszsz! – nakazał dramatycznie Jack i ugiął nogi, chcąc się skryć.
- Na pewno nas nie słyszał – mruknął George, a potem parsknął, dodając:
- Wiem z kolei kto nie słyszał na sto procent -
- George’u Robercie Coleman, jeśli jeszcze raz… STO LAT BOB, SPELNIENIA MARZEŃ! Weź Charliego – przerwała, aby wcisnąć jubilatowi niespodziewany prezent.|
- Mamy czapeczki! -
- A ja nie mam zęba! -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Naprawdę uwielbiał swoją rodzinę, jednak rodzinne spotkania zdecydowanie nie należały do normalnych i nie tylko dlatego, że każdy z rodziny miał coś za uszami, ale także ze względu na małą ferajnę Mae, która potrafiła nie tylko rozbawić, ale i także momentami zirytować. Ethan uwielbiał dzieci i miał do nich dobre podejście, jego praca tego wymagała bo czasami zdarzali mu się tacy pacjenci a z nimi musiał obchodzić się ostrożnie.
- Oho, wypadł Ci ząb młody, masz go chociaż? Schowaj pod poduszkę to rano może znajdziesz parę dolców - mruknął puszczając oczko w jego stronę, rzucił nawet spojrzenie w kierunku Mae jakby liczył, że ta spełni swoją powinność i wsunie pod ową poduszkę chociaż jakiś banknot. Nie chciał, żeby biedny dzieciak się rozczarował czy uznał, że jego wujek kłamie. Stanie pod drzwiami było chyba najlepszą częścią tej imprezy bo w tym czasie mężczyzna zdążył już z dziesięć razy policzyć latające muchy po korytarzu gdy w szparze w drzwiach pojawiła się głowa jego brata. Na początku posłał mu trochę przepraszającą a zarazem współczującą minę, ale po chwili na jego ustach pojawił się uśmiech i aż parsknął lekko gdy ich siostra jak to ona po prostu wprosiła się do środka nie zważając na to jak wyglądał Robby.
Wprosił się zaraz za nią rzucając krótkie spojrzenie w kierunku brata.
- Mae, on chyba świętował swoje urodziny pod prysznicem - wymruczał oskarżającym tonem rozglądając się najpierw po mieszkaniu, żeby udać się do kuchni i tam złożyć rzeczy, które targał dla Coleman. Westchnął wracając do towarzystwa, które tłoczyło się w drzwiach lub już rozgościło się w mieścinie jednego z Brownów.
- Mam nadzieję, że masz piwo, potrzebuję dużo piwa - dodał jeszcze pod nosem, jeśli miał przeżyć ten dzień w ich towarzystwie to zdecydowanie tego potrzebował. Oparł się z nonszalancją o futrynę drzwi prowadzących do kuchni i spoglądał w ich stronę swoimi brązowymi oczami. Myślami oczywiście był w zupełnie innym miejscu i przy innej osobie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ja to mogę Ci co najwyżej pomacać tego zęba, a raczej dziąsło, ale wujek Ethan ma rację. Schowaj go pod poduszką, a rano znajdziesz tam miłą niespodziankę - zgrabnie pochwycił dyskusyjną pałeczkę, nim zniknął w mieszkaniu. Chciał się przecież przebrać, skoro dzisiejszą noc spędził u przyjaciela.
Podejrzewał, że trochę minie, zanim Robby postanowi ostatecznie otworzyć drzwi; wszak wie o własnych urodzinach, podświadomie zapewne spodziewając się rodzinnego nalotu. Powinien się cieszyć, że w odwiedziny nie wpadli i rodzice - choć kto ich tam wie, a dzień zdawał się być młody, póki co.
Mitch dawał mu jakieś dziesięć minut na podjęcie ostatecznej decyzji. Będzie zwlekał, udając, że go nie ma. W końcu ulegnie, zirytowany ciągłym pukaniem, tudzież naciskaniem dzwonka. Ponadto, harmider, jaki panował na klatce schodowej mógł też rozjuszyć sąsiadów, a tego raczej nikt nie chciał. Brakowało tylko kłótni, darcia mordy i wymyślnych przekleństw, bowiem dziadek mieszkający tuż obok nigdy nie żałował sobie wysublimowanego słownictwa.
Swoją białą laskę odłożył, w kącie, w przedpokoju. Nie była mu obecnie potrzebna, skoro rozkład mieszkania znał na pamięć. Nie poruszał się po omacku. Wiedział, gdzie znajduje się każdy z mebli, tudzież przedmiotów, o ile jego brat nie postanowił znienacka czegoś przestawić. Wtedy zazwyczaj robiło się gorąco oraz boleśnie. Okulary też zostawił. Przy rodzinie nie zakrywał osobistego mankamentu, widocznych blizn, czy tego, że mrugał rzadziej. Skupiał wzrok, tam gdzie nie powinien, mimo że starał się podążać nim za głosem innych.
Odnalazłszy swój pokój, przez głowę i w niemałym pośpiechu ściągnął bluzę, jaką to niedbale odrzucił na łóżko. Zamiast niej na ciało nałożył najzwyklejszy T-shirt, bo przecież nie planowano wystawnej kolacji, na której obowiązywał tak zwany dress code. Swoje niesforne włosy przeczesał szybkim ruchem dłoni, ostatecznie i opuszczając mieszkanie. W samą porę! Bowiem Robert jednak postanowił wyjrzeć ze swej pieczary. Komitet powitalny niczym huragan wtargnął do środka; Mitch więc ruszył ich śladem, podśmiewając się przy tym pod nosem. Swojej laski nie zabrał, w trosce o bezpieczeństwo. Ilekroć to małe kopie Mae podbierały mu ją, by potem odtworzyć co lepsze sceny rodem z Gwiezdnych Wojen.
Rob zatem stałby się uboższy o lampę i kilka innych drobiazgów, a może i nawet szybę od okna, znając szczęście tych dzieciaków?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Layonell kochał swoją rodzinę i musiał szczerze przyznać, że nie jest ona normalna, ale czy jakakolwiek rodzina jest? Ich jest na swój sposób wyjątkowa i dobrze! Wiedzieli, że w każdej, nawet najgorszej chwili mogą na siebie liczyć, nie ważne co się będzie działo. Co nie zmienia faktu, że czasami mieli siebie dosyć, ale to też jest normalne.
- Dlaczego zawsze, gdy rozmawiamy o urodzinach wytykasz mi mój wiek? - zapytał krzywiąc się przy tym dosyć mocno. Nie miał obsesji na punkcie swojego wieku i miał gdzieś co o nim mówią, jednak nie byłby sobą, gdyby nie poruszył tego tematu. Taki to jest właśnie Layonell. Nie wygląda na swoje czterdzieści lat co jest dosyć fajne, dobre geny czy coś takiego. - Nic specjalnego. - rzucił Brown widząc brata w dość nietypowym odzieniu i od razu wszedł do jego mieszkania i jak chyba każdy z rodzeństwa nic sobie nie zrobił z tego co gadał jego młodszy brat. - Ale ubierz się, bo tu są dzieci, a nie gołym tyłkiem świecisz. - rzucił kręcąc głową i w tym momencie Maia uznała, że to jest śmieszne i zaśmiała się słodko jak to roczne dziecko potrafi. - Zawsze chowaj żeby pod poduszkę, bo wróżka dużo ich potrzebuje. - cóż, Mae będzie miała problem by podrzucić dzieciakowi pieniążka za mleczaka, chociaż dzisiejsze dzieciaki wolą papierkowe pieniądze. Ileż to razy na jego oddziale lądowały dzieciaki, które pokłóciły się o grosze, ale malucha to była spora kwota. Wszystko to brzmiało dość trywialnie, ale zastanawiał się jakie wartości wyznają ich rodzice i czego ich uczą skoro nawet w takim wieku kłócą się o kasę. Ona na pewno nie pozwoli na to by jego córka myślała w takich kategoriach. Nie pozwoli na to. - Wszystkiego najlepszego! Dzieciaki zaśpiewajcie wujkowi głośne sto lat! - wystarczyło tylko podpalić lont, a dzieciaki na całe swoje małe gardła zaczęły śpiewać, co było miodem na jego serce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrzył z lekkim niesmakiem wprost na Mae, gdy ta huknęła mu w twarz życzenia, w ogóle nie przejmując się tym, co powiedział. Jakby tego nie usłyszała. Żeby tej arogancji było mało, to wcisnęła mu jeszcze dzieciaka, którego w ostatniej chwili złapał jedną ręką i oparł go na biodrze, drugą dłonią mocno przytrzymując urwaną zasłonę prysznicową, owiniętą wokół pasa.
- Masz matkę wariatkę - szepnął Czarliemu na ucho, tak aby starsze dzieciaki nie podłapały i w przyszłości nie obrażały Mae. Tak wredny jednak nie był. W międzyczasie usłyszał coś o utracie zęba i zębowej wróżce.
- To rodzice kładą kasę pod poduszkę, a wróżka wyrywa zęby niegrzecznym dzieciom -dodał swoje trzy grosze, bardzo zadowolony, że poruszono temat Zębuszki. Uwielbiał snuć o niej straszne historie.
Patrzył jak jego bracia i dzieci Mae po kolei wchodzą do środka za Colemanową i kierują się głównie do kuchni. Mitch przyszedł bez laski, za co Rob serdecznie był mu wdzięczny. Ostatnio, kiedy dzieciaki się do niej dorwały, ucierpiały nie tylko meble i ozdoby, ale i kilka miejsc na jego ciele, o czym świadczyły stare już siniaki.
Kiedy wszyscy znaleźli się w środku, mężczyzna zamknął drzwi i wszedł za nimi do kuchni. Zaczynało się robić ciasno.
- Oczywiście, że pod prysznicem. Nie ma lepszego miejsca na spędzenie urodzin - wytknął Ethanowi, po czym skinął głową na lodówkę, gdyż dłonie miał zajęte. - Częstuj się.
Poczęstował go nie tylko piwem, ale i szerokim, sztucznym uśmiechem zadowolonego wujcia.
Westchnął ciężko, słysząc Layonella. - To moje urodziny, mogę sobie świecić czym chce - odparł i zakręcił biodrami, na co Charlie głośno się zaśmiał.
-No i widzisz? Młody się ze mną zgadza.
Odczekał cierpliwie aż sytuacja ze śpiewaniem sto lat i tortem się rozwiąże, po czym posadził siusiumajtka na kanapie i poszedł do sypialni się ubrać.
Kiedy wrócił, zatrzymał się przy resztkach tortu, nabrał trochę na palec wskazujący i włożył sobie do ust. - Jaki niedobry - wybełkotał, po czym powtórzył proces.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mae łypnęła w kierunku Ethana, który najprawdopodobniej próbował puścić ją z torbami. W przeciwieństwie do rozradowanego dzieciaka, który w swojej głowie już rozpoczął proces wyrywania swoich zębów i nagłego wzbogacania się.
- Wujkuuu, a czy wróżka odróżnia czyje zęby są czyje? – zagaił, przytykając palec do brody.
- Na przykład czy wiedziałaby, czy to mój ząb czy Jacka czy Michaela? – dopytywał, nie zwracając już uwagi na otoczenie i to, że jego bracia przysłuchują mu się z wyraźną konsternacją.
- Mam nadzieję, że nie świętował w TEN sposób – Coleman cmoknęła, odwracając się i ukradkiem dostrzegając włochaty pośladek, zaraz skierowała swoje oczy ku sufitowi. Policzki okryły się lekkim rumieńcem, a ona chrząknęła, posyłając swoje brwi w górę.
- Wstydziłbyś się, Bobby. Jest już po dwunastej, a Ty biegasz z pindolem na wierzchu – Geroge parksknął, pozostałe dzieciaki także poweselały, Mae natomiast zazdrościła swojemu bliźniakowi, że omijały go takie atrakcje.
- Jesteś z nas najstarszy, Layo. Równie dobrze mogłabym powiedzieć o Noahu, albo o Mitchu, ale to nie robi takiego wrażenia – odparła, patrząc przy okazji jak Michael staje obok niewidomego wuja i łapie go za rękę.
- To Mickey – wyjaśniła mu, unosząc przy okazji swoje dłonie i zwróciła się do głuchoniemego synka:
- Jak będziesz chciał coś powiedzieć wujkowi, to powiedz to mnie, a mu przekażę, dobrze? – chłopiec tylko potaknął.
- Bobby, czy mógłbyś się ubrać, a nie stać z gołą dupą przy torcie?
- MAMO, POWIEDZIAŁAŚ BRZYDKIE SŁOWO – Jack zacisnął usta w wąską linię, podczas gdy Peter wyraźnie się przeraził.
- CZY BYŁEM NIEGRZECZNY? -
- Nie byłeś. Wujek tylko tak głupio gada. Gdyby wróżka wyrywała zęby niegrzecznym dzieciom już dawno byłby szczerbaty. Mówiłam… zostaw! Założyłeś majtki, to weź
przynieś talerzyki
– czuła się przy nim tak, jakby mówiła do któregoś ze swoich dzieciaków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ethan przez większość czasu przyglądał się temu co działo się w mieszkaniu solenizanta, myślami był zdecydowanie gdzie indziej, może nawet w swoim mieszkaniu siedząc w towarzystwie ładnej dziewczyny, która już od pewnego czasu zawróciła mu w głowie, a to wszystko przez jego pracę. Zapewne gdyby ta nie przeżyła tego co przeżyła to Brown by jej nie poznał i nie miał by bzika na jej punkcie, ot co. Westchnienie wyrwało się z ust mężczyzny, a po chwili zostały wykrzywione przez leniwy uśmieszek.
- Nie wiem jak Wy, ale ja już się napiję, miałem ciężki tydzień wysłuchiwania problemów moich pacjentów - rzucił w kierunku swojej rodzinki kierując swoje kroki do kuchni gdzie bez problemu znalazł lodówkę i zimne piwo. Słyszał tylko harmider, który rozgrywał się w pomieszczeniu obok i gdy otworzył sobie piwo oczywiście używając do tego blatu kuchennego bo z jakiegoś powodu nie mógł znaleźć żadnego otwieracza, ups?
- Och.. co za ulga - rzucił w ich kierunku, podchodząc do Mae, która wyłożyła tort na stół, Ethan przysiadł na jednym z krzeseł stawiając na blacie swoje piwo, oczywiście gdy jakiś dzieciak chciał się napić to odganiał ich tekstem, że są jeszcze za młodzi no i widział krzywe spojrzenie swojej siostry na co mógł tylko wzruszyć ramionami.
- I tak będziesz szczerbaty, zobaczysz. Ale będziesz chociaż szczerbatym i bogatym dzieciakiem jak będziesz wszystkie zęby wkładał pod poduszkę, nawet Ci zazdroszczę. Sam bym tak chciał - rzucił w kierunku siostrzeńca, puszczając mu delikatnie oczko. Ktoś chyba tutaj chciał, żeby Mae poszła z torbami bo jak miała każdemu dzieciakowi wkładać pieniądze pod poduszkę jako Wróżka Zębuszka to czekało ją trudne zadanie.
- Stary.. nie wiemy co tam robiłeś pod tym prysznicem a Ty wkładasz te obleśne paluchy w tort - skrzywił się oczywiście teatralnie na poczynania Robba, w duchu cieszył się niczym małe dziecko patrząc na swoją jakże ukochaną rodzinę w komplecie. Ethan zaczął palcami wystukiwać jakiś mało znany rytm na blacie stołu co jakiś czas upijając łyk piwa.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wiecie co? W takich momentach naprawdę cieszę się z tego, że jestem ślepy - lekkie wzruszenie ramion miało dodać nieco teatralnego wydźwięku owej wypowiedzi, na co Peter parsknął śmiechem. Mitch miał oczywiście na myśli mało wyjściowy ubiór Roberta, bo przynajmniej w dobie swojego kalectwa nie musiał tego oglądać. Poza tym, przez te czternaście lat zdążył już przywyknąć do tego jakże tragicznego rozwoju sytuacji, a przede wszystkim nabrać odpowiedniego dystansu co do swej osobistej dysfunkcji. Nie uważał się za gorszego - nie przy rodzinie. Fakt, spotykały go z tego tytułu wyraźne ograniczenia, acz potrafił im zaradzić i nie tylko on, czego żywym przykładem zdawała się być Mae.
Mikey bowiem chwycił swojego wuja za dłoń i pomimo barier w należytej komunikacji, obaj jakoś w jednym kawałku dotarli do stołu. Na szczęście Brown znał mniej więcej rozkład mieszkania swojego brata, by móc poruszać się w jego wnętrzu bez laski. Ten artefakt był przecież zbyt pożądany i zarazem niebezpieczny przy dzieciach.
- Zejdźmy już lepiej z tematu wyrwania zębów, bo zaraz przejdziemy do przypadków nietypowych śmierci - na wzmiankę o tym George wyraźnie się ożywił, jakoby wyraźnie żądał więcej informacji. Dla Mitcha był to chleb powszedni, w sensie owa specjalizacja, bo nie dość, że miał z nią bardzo często styczność w pracy, to stanowiła ona także źródło jego nietypowych zainteresowań. Ku rozpaczy matki, która nie mogła znieść kwestii związanych z medycyną sądową, jakie to były omawiane niekiedy i przy rodzinnym obiedzie. Roberta też to ciekawiło, bo przecież potrzebował rzetelnych informacji do swych powieści.
- Powinniście się cieszyć, że w ogóle zechciał się ubrać, bo wciąż mógłby paradować w tym łazienkowym i jakże swobodnym stroju... - mruknął, w momencie, gdy do ich towarzystwa dołączył jubilat, a ten nie przejął się brakiem talerzyków, bo przecież można jeść rękoma, czyż nie?
Idealny wujek, dający należyty przykład swym siostrzeńcom.
Obrazek

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”