We are not made for each other
: 2023-10-01, 22:12
Czuła jak tonie.
Jak smukłe ciało rozpływa się po pozłacanym na ramach łożu, stojącym pośrodku nie za dużej sypialni. Akcenty pastelowego różu - pomieszane z błyszczącym się srebrem idealnie komponowało otoczenie śpiącej królewny. Oczy zamknięte - niekiedy w przymrużeniu; walczące z promykami słońca przebijające się przez wielkie okno od zachodu.
Leży tak od tygodnia. Nie jest sobą.
W bieli wyglądałaby niczym nimfa woda, w nieporuszeniu rzucająca swe uroki na wszystkich zadłużonych w niej marynarzy. Coś w tym (jednak?) było. Nieposkromiona Coraline Somerset. Jedyna w swoim rodzaju, nastolatka prawie dorosła ze złamanym sercem.
Zniknął w maju. W przepięknej Francji, pośród (zbyt francuskich) uliczek rozpłynął się w powietrzu. W trakcie ich podróży, kiedy przez calutki rok mieli świętować jej wolność od szkolnych korytarzy, opijać każdy zdany egzamin, wszystkie nieprzespane noce. Dla niego nie poszła do Yale, dla niego została w tym pieprzonym Waszyngtonie. A on odpłacił się wybudowaniem pomiędzy nimi muru. Uciekł, zaszył się - szukała, powoli łączyła kropki, rozwikłała zagadki, które w ostatecznym rozrachunku doprowadzały ją do ślepych zaułków. Nic. Zupełna pustka.
W końcu przestała za nim gonić. Zaakceptowała prawdę, choć wcale jej nie znała. Nie mogła tak dłużej, nie mogła utknąć w tej nicości. Dlatego wróciła. Siedem dni temu, przemknęła przez mury zimniejszego niż zapamiętała Seattle, przybierając minę do nie zatopienia. Lecz nikt jej nie odwiedzał. Zapomnieli kim jest legenda Szmaragdowego miasta?
- Baby! Proszę zejdź na dół! Przyjechali goście! - męski głos głowy rodziny roznosił się po wszystkich pomieszczeniach, każdej z kolei ścianie posiadłości Somersetów. Była przygotowana, poinformowano ją dużo wcześniej - choć w rzeczywistości przywykła do ciągłych odwiedzin obcych ludzi. Ojciec Coraline słynął nie tylko z bezwzględności, ale również, że przy każdym spotkaniu musi coś wygrać ugrać. Wspólna kolacja w domu rodzinnym zwiastowała nikczemną rywalizację - blondynka zastanawiała się, czy przeciwnik stworzył własną technikę walki, czy przybył tu by oddać swe stanowisko walkowerem.
To by jej nie zaskoczyło.
Nauczyła się, że nikt nie chciał mieć Jeremiaha Somerseta za wroga.
Powolnym krokiem zmierzała po schodach, odgłos szpilek charakterystycznie stukał po dębowych deskach. Z oddali dostrzegała dwie sylwetki. Wyższą i niższą, obie szczupłe - znajomy widok, nieco ją zemdliło; przez jasną łepetynę przemknęły reminiscencje przeszłości. Znała to otoczenie, poznawała te sytuacje - były identyczne, ciałem Cory wstrząsnęło kultowe „deja vu” - czy to mógłby być… wrócił?
To on. To musi być…
Nie. To nie był Caspian.
Kilka miesięcy rozłąki płatało figle w rozpoznawaniu rzeczywistości przez dziedziczkę. Rozpacz, udręka oraz tęsknota pragnęło odnaleźć w tym młodzieńczy miłostkę dziewczyny. Serce i rozum tylko o tym marzyło, jednak gdy ustala na przeciwko gości czar prysł i magia odleciała pozostawiając jedynie (doskonale już znaną!) pustkę. - A gdzie Pani Osbourne? - głos Jerrego sprawił, iż zupełnie powróciła do rzeczywistości, stając obok ojca a także, jak zwykle zbyt mocni odpicowanej matki. Sześć oczu w milczeniu spoglądało na dwójkę mężczyzn.
Reggie Osbourne
Jak smukłe ciało rozpływa się po pozłacanym na ramach łożu, stojącym pośrodku nie za dużej sypialni. Akcenty pastelowego różu - pomieszane z błyszczącym się srebrem idealnie komponowało otoczenie śpiącej królewny. Oczy zamknięte - niekiedy w przymrużeniu; walczące z promykami słońca przebijające się przez wielkie okno od zachodu.
Leży tak od tygodnia. Nie jest sobą.
W bieli wyglądałaby niczym nimfa woda, w nieporuszeniu rzucająca swe uroki na wszystkich zadłużonych w niej marynarzy. Coś w tym (jednak?) było. Nieposkromiona Coraline Somerset. Jedyna w swoim rodzaju, nastolatka prawie dorosła ze złamanym sercem.
Zniknął w maju. W przepięknej Francji, pośród (zbyt francuskich) uliczek rozpłynął się w powietrzu. W trakcie ich podróży, kiedy przez calutki rok mieli świętować jej wolność od szkolnych korytarzy, opijać każdy zdany egzamin, wszystkie nieprzespane noce. Dla niego nie poszła do Yale, dla niego została w tym pieprzonym Waszyngtonie. A on odpłacił się wybudowaniem pomiędzy nimi muru. Uciekł, zaszył się - szukała, powoli łączyła kropki, rozwikłała zagadki, które w ostatecznym rozrachunku doprowadzały ją do ślepych zaułków. Nic. Zupełna pustka.
W końcu przestała za nim gonić. Zaakceptowała prawdę, choć wcale jej nie znała. Nie mogła tak dłużej, nie mogła utknąć w tej nicości. Dlatego wróciła. Siedem dni temu, przemknęła przez mury zimniejszego niż zapamiętała Seattle, przybierając minę do nie zatopienia. Lecz nikt jej nie odwiedzał. Zapomnieli kim jest legenda Szmaragdowego miasta?
- Baby! Proszę zejdź na dół! Przyjechali goście! - męski głos głowy rodziny roznosił się po wszystkich pomieszczeniach, każdej z kolei ścianie posiadłości Somersetów. Była przygotowana, poinformowano ją dużo wcześniej - choć w rzeczywistości przywykła do ciągłych odwiedzin obcych ludzi. Ojciec Coraline słynął nie tylko z bezwzględności, ale również, że przy każdym spotkaniu musi coś wygrać ugrać. Wspólna kolacja w domu rodzinnym zwiastowała nikczemną rywalizację - blondynka zastanawiała się, czy przeciwnik stworzył własną technikę walki, czy przybył tu by oddać swe stanowisko walkowerem.
To by jej nie zaskoczyło.
Nauczyła się, że nikt nie chciał mieć Jeremiaha Somerseta za wroga.
Powolnym krokiem zmierzała po schodach, odgłos szpilek charakterystycznie stukał po dębowych deskach. Z oddali dostrzegała dwie sylwetki. Wyższą i niższą, obie szczupłe - znajomy widok, nieco ją zemdliło; przez jasną łepetynę przemknęły reminiscencje przeszłości. Znała to otoczenie, poznawała te sytuacje - były identyczne, ciałem Cory wstrząsnęło kultowe „deja vu” - czy to mógłby być… wrócił?
To on. To musi być…
Nie. To nie był Caspian.
Kilka miesięcy rozłąki płatało figle w rozpoznawaniu rzeczywistości przez dziedziczkę. Rozpacz, udręka oraz tęsknota pragnęło odnaleźć w tym młodzieńczy miłostkę dziewczyny. Serce i rozum tylko o tym marzyło, jednak gdy ustala na przeciwko gości czar prysł i magia odleciała pozostawiając jedynie (doskonale już znaną!) pustkę. - A gdzie Pani Osbourne? - głos Jerrego sprawił, iż zupełnie powróciła do rzeczywistości, stając obok ojca a także, jak zwykle zbyt mocni odpicowanej matki. Sześć oczu w milczeniu spoglądało na dwójkę mężczyzn.
Reggie Osbourne