WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zazwyczaj przed pracą starała się tak wygospodarować czas, by nie zaistniała nawet minimalna szansa na to, że spóźni się do pracy. Naprawdę nie wiedziała co strzeliło jej do głowy, by przed wieczorną zmianą wybrać się jeszcze na szybko do drogerii. Była to poniekąd wina myśli, które nie dawały jej spokoju i ściśle dotyczyły Halloween. Miała zaplanowany ten dzień, a w głowie zrodził się idealny pomysł na kostium; problem w tym, że potrzebowała też odpowiedniej charakteryzacji, a jej kosmetyczka była dość uboga i obfita co najwyżej w nudziaki - czyli nie to czego potrzebowała. Natchnęło ją na takie zakupy, że później w biegu pomykała do stacji telewizyjnej, by jej spóźnienie nie przekraczało pięciu minut. Udało się jej. Cudem! Na miejscu szybko zorientowała się, że nadgorliwe stylistki postanowiły wybrać jej strój, by zaoszczędzić nieco czasu i musiała przyznać, że wyszło im fatalnie.
— Wiem, że zbliża się Halloween, ale chyba nie chcecie przestraszyć swoich widzów. Weźcie to z dala ode mnie — kapryśna mina jaka zagościła na jej twarzy świadczyła o tym, że kusa sukienka z całą pewnością nie wpadła jej w oko. — To nadaje się tylko do jakiegoś go-go — mruknęła pod nosem do siebie, choć nawet tam by jej nie założyła. To nie tak, że była kapryśną blondynką, która myślała, że jest gwiazdą telewizji i może się rządzić. O nie, nie! Znała jednak swoją godność i dobry styl, a to byłoby słabe zagranie by zjednać sobie widzów w podstarzałym wieku śliniących się do pogodynki w negliżu. Była jesień, było zimno, a ona nie zamierzała rozbierać się przed kamerami, bo ten skrawek sukienki to była dla niej zdecydowana przesada. — Sama zaraz coś sobie wybiorę — odparła i podeszła do wieszaków by znaleźć coś w czym będzie nie tylko wyglądała, ale i czuła się dobrze. Dla jakiegoś pobocznego obserwatora mogła wyglądać na rozwydrzoną pannę, ale szczerze? - miała to gdzieś. Nie była taka, jeśli ktoś chciał to mógł ją poznać od tej dobrej strony, a jeśli ktoś zaszedł jej za skórę to po prostu miał pecha i raczej zapamięta ją jako nieznośną pannę. Jej to nie przeszkadza. Po chwili udało się jej odnaleźć granatowy komplet, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Pospiesznie w niego wskoczyła w przebieralni i mogła zagrzać miejsce na jednym z krzeseł, gdzie cała reszta miała zadbać o makijaż i włosy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 4 — Judahowi nie trzeba było powtarzać dwa razy, że jeśli nie chce siedzieć w studiu podczas przerwy, na oczach całej publiczności ściągniętej tu obietnicą wynagrodzenia w formie mało opłacalnego vouchera, śmiało może wrócić do garderoby. Przejrzeć się w lustrze, przygotować do dalszej części wywiadu lub po prostu odpocząć. Odetchnąć, zebrać myśli i z nową energią wrócić dziesięć minut później na salę, z jeszcze szerszym uśmiechem niż ten, z jakim żegnali się z widzami przed przerwą.
Szerszym niż ten, który w momencie, gdy otworzył solidne, drewniane drzwi od garderoby i podniósł już wzrok do góry, zniknął jakby... bezpowrotnie?
Wolne, kurwa, żarty – burknął pod nosem, wyraźnie zirytowany tym co - albo raczej kogo - widzi przed sobą, w odbiciu lustra przy którym siedziała. Ona. Jego była żona. Ta, z którą małżeństwo nawet nie było prawdziwym małżeństwem, a czymś, czego po raz kolejny pod żadnym pozorem nie chciałby przechodzić.
Ale zignorował to. Zignorował ich skrzyżowane w odbiciu spojrzenie, które natychmiast przerwał, wzrok kierując w stronę przeciwną - czyli tam, gdzie nie było Ariel, gdzie nie było kolejnego ogromnego lustra, przez które mogli się sobie przyglądać, nie patrząc bezpośrednio w swoje twarze z odległości mniejszej niż kilkadziesiąt centymetrów. On nie chciał się jej przyglądać. Miał dosłownie chwilę, krótką chwilę przerwy, której nie zamierzał spędzać tu, w garderobie, ze swoją byłą żoną, która tą żoną została całkiem przez przypadek.
I to pod wpływem, żeby było lepiej.
Ale kiedy już powoli wycofywał się do tyłu, ktoś złapał go za ramię, wciągając do środka. Został, zaciągnięty na krzesło obok tego jej przez drugą makijażystkę, która już wcześniej skakała dookoła niego jak mucha, a którą teraz tak jak i wtedy, ruchem ręki próbował jak taką muchę od siebie odgonić. Na nic zdały się tłumaczenia, że on tego pudru na twarzy nie chce, że przecież w lustrze widzi, że wygląda dobrze - na wszystkie argumenty miała przygotowaną kontrę i tym sposobem Judah siedział, z równie kapryśną co ta Ariel miną, czekając aż puder na jego twarzy magicznie sprawi, że przestanie się świecić. I będzie mógł stąd uciec zanim zdążą się pokłócić.
Ani słowa – kolejne burknięcie, bardziej przypominające niezadowolony pomruk, skierowany do siedzącej obok Ariel. Centralnie obok, mimo, że w całej garderobie były jeszcze przynajmniej trzy wolne miejsca. – Najlepiej nic nie mów. Żadnego cześć, hej, co tam. Nic a nic. Udawajmy może, że się nie znamy, co? – zaproponował, choć wcale tego nie chciał. Przecież ją znał. Może nawet lepiej niż jej znajomi, którzy nie mieli pojęcia gdzie się urodziła ani jak ma na drugie imię - on je znał, z tych samych papierów rozwodowych, które przez trzy miesiące na złość odsyłał bez podpisu z powrotem do Los Angeles. I które wreszcie podpisał, kiedy Ariel dopięła swego, a on skłonny był wtedy powiedzieć, że prawie ją za to wszystko nienawidzi.
I co, Darling? Chcesz powiedzieć, że naprawdę Ci taki stan rzeczy odpowiada?
Ostatnio zmieniony 2020-11-01, 14:46 przez Judah Hirsch, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobnie nieprzyjemny dreszcz przemknął jej po szyi, a włos nieco zjeżył się na głowie, kiedy usłyszała znajomy głos zaraz po tym jak drzwi do garderoby otwarły się. Dłuższą chwilę nie rozumiała skąd wzięła się ta reakcja, przez moment po prostu analizowała to co się wydarzyła po cichu wmawiając sobie, że to jakaś niedorzeczna pomyłka i nawet nie spojrzała w stronę z której pochodził ten cichy pomruk. Łatwiej było udawać, że ta absurdalna sytuacja nie ma miejsca i nieco nieświadomie przyporządkowała się kolejnym słowom padającym z ust mężczyzny. Tym razem wyraźnie i nie mogła pominąć tego, że były skierowane bezpośrednio do niej. Wszystko byłoby dobrze, bo przecież nie na rękę było jej uświadomienie wszystkim, że dobrze się znają. Ba! Najchętniej udawałaby, że się nie znają, ale… tak ALE był jeden istotny problem - w tej chwili inicjatywa wyszła z jego strony, a ona? Ona nie zgadzała się z nim często dla zasady, by zrobić mu na złość, bo tak i koniec kropka. Czuła się tak jakby utknęła w patowej sytuacji bez wyjścia, bo żadne rozwiązanie nie miało sprawić jej przyjemności. Przez ułamek sekundy zastanawiała się nad ucieczką z garderoby, ale makijażystka postanowiła się nad nią znęcać akurat teraz; na szczęście nie tylko nad nią. Jak zauważyła, że i Judah został zaatakowany pędzlem w myślach życzyła sobie, by sypki puder zaczął drażnić go w nozdrza, a kichaniu na antenie nie było końca. Wtedy znalazłaby ten materiał w internecie i oglądała sprawiając sobie cichą przyjemność śmiejąc się z niego w gorsze dni… bo przecież z całą pewnością nie rozchodziło się jej o te gęste włosy, brodę i cięte spojrzenie… stop.
— Przez kilka miesięcy zmuszałeś mnie do bycia twoją żoną na papierku, a teraz wspaniałomyślnie chcesz udawać, że się nie znamy — tak, przecież jej domeną była przekorność wolne, kurwa, żartyzacytowała, a ironiczny uśmiech zagościł na jej twarzy, kiedy posłała mu w lustrze krótkie spojrzenie. Oczywistym było, że odpowiadał jej taki stan rzeczy, ale przecież nie potrafiła zamilknąć, kiedy on o to poprosił. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Pewnie gdyby ktoś zapytał ją dlaczego jest taka uparta? Dlaczego tak jej na tym rozwodzie zależało? Dlaczego go tak nienawidzi? Więcej niż pewne, że gdzieś w wirze odpowiedzi zamotałaby się, ale nikt nie pytał, a ona po prostu się z nim kłóciła; po prostu się z nim upiła; po prostu za niego wyszła, a później obudziła się świadoma popełnionych błędów i wkurzała się raz za razem, gdy próbowała szybko je rozwiązać. Doprowadził ją do granic wytrzymałości, kiedy ślubna awersja zaciskała na niej swoje więzy coraz mocniej, a on dalej jej to utrudniał. Wtedy i ona postanowiła w ramach odwetu stać się nieznośną i prawdopodobnie tylko w taki sposób był w stanie ją zapamiętać. Wydawało się mu, że ją zna ale prawda jest taka, że nie dała się poznać zbyt wielu osobom. Nie ma pojęcia o tym, że wieczorami lubi zagrać na gitarze, niekiedy nawet zaśpiewać. Nie wie, że potrafi zjeść zatrważające ilości słodyczy i topić się na swojej kanapie w okruszkach z buzią ubrudzoną czekoladą przez pół dnia (bo przecież po niej nie widać). Nie wie, że czasem zasypia z butelką wina pod ręką i książką na twarzy (ile razu już musiała kupić nową pościel, bo poprzednia plama od wina się nie sprała!) Nie ma pojęcia o tym, że w trakcie ich głupich rozwodowych przepychanek miała ważniejsze sprawy na głowie, jak molestowanie przez producenta… chociaż kto wie, może o tym słyszał skoro sprawa stała się medialna, a może nie zdążył się dowiedzieć, bo równie szybko ją wyciszyli. Mógł sądzić, że ją zna - ona przecież też uważała, że wie wszystko o przemądrzałym dupku, który za cel obrał sobie uprzykrzenie jej życia, ale gdyby ktoś zapytał o szczegóły z jego życia większość odpowiedzi brzmiałoby podobnie: nie wiem, bo nigdy nie dali sobie szansy na poznanie się. Mogli jedynie zgadywać albo w końcu się poznać.
— Trochę więcej w strefie T — zwróciła uwagę kosmetyczce, która się nim zajmowała — z mojej perspektywy jeszcze się mu wyświeca — wyjaśniła niewinnie, choć to nie była prawda. Naprawdę liczyła na a'psik.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaczęło się.
Wyraźnie wyczuł moment w którym atmosfera w tym niewielkim pomieszczeniu zgęstniała, przysłaniając tej dwójce dobry nastrój. A może tylko jemu? Niewiele zdążył wyczytać z twarzy Ariel zanim ich spojrzenia spotkały się w lustrzanym odbiciu i zanim oboje zamiast szerokiego uśmiechu z jakim zwykle witało się starych znajomych wykrzywili usta w dobrze widocznym grymasie. Bo rzecz w tym, że nie byli dla siebie starymi znajomymi. Byli małżeństwem, byłym małżeństwem, które ani przez chwilę nie było przez Judaha postrzegane inaczej niż w kategorii największej pomyłki w całym dotychczasowym życiu.
A może jednak?
Nie. Momentalnie zganił się za taką myśl, z jeszcze większym skrzywieniem patrząc na odbicie Ariel w lustrze, kiedy już poddawał się swojej makijażystce raz po raz kręcąc nosem na resztki pudru, które się do niego dostały. Byłby głupi sądząc, że za uprzykrzaniem jego życia miała inny, mniej szkodzący cel - bo nie miała, prawda? Chciała się go pozbyć, dopinając swego w momencie gdy robienie jej na złość przysłonione zostało wszystkim co zrobiła, co mu powiedziała, a on zrezygnowany (!) podpisał te cholerne papiery, tydzień później usuwając jej numer z telefonu.
Bezpowrotnie. By po dwóch znów go zapisać. Ale to tego już się nie przyznał.
Jego naturalną reakcją na jej słowa było krótkie, pełne rozczarowania westchnięcie, na jakie najczęściej pozwalał sobie w obecności swoich dzieci, które po raz kolejny coś odwaliły. Typowe dla rodzica - rodzica rozczarowanego, pozbawionego słów, które mogły wyrazić zawód. A jednak Judah miał w zanadrzu odpowiedź, już po chwili zwracając się do Darling bezpośrednio, po raz pierwszy patrząc na nią nie przez odbicie w lustrze, co spotkało się z głośnym, wyraźnym grymasem ze strony makijażystki, że znowu się wierci. Jakby jego to w ogóle obchodziło. – Jakoś odniosłem wrażenie, że tego właśnie chcesz. Coś się zmieniło? Zatęskniłaś? – jego kpiący uśmiech wprowadził nagle tak napiętą atmosferę, że aż był w stanie wyczuć te niepewne spojrzenia ich kosmetyczek, bezwiednie przysłuchujących się tej rozmowie. – Czy w dalszym ciągu twoją specjalnością jest utrudnianie życia innym i zrażanie ich do siebie? – odbił piłeczkę, pozwalając by jedna brew uniosła się do góry i podkreśliła jego zaciekawione spojrzenie, jakie wyjątkowo, z dziwną dozą pewności jej posłał. Tak, był cholernie ciekawy odpowiedzi na to pytanie, kierunku w jakim pójdzie ta dyskusja, wprawiająca w zakłopotanie tylko dwie kobiety skaczące nad nimi, a nie tak jak powinna - ich dwójkę. Bo od dawna miał wrażenie, że akurat w tym czują się jak ryby w wodzie.
Może dlatego prychnął, na krótką chwilę pozwalając sobie na zadowolony uśmiech, kiedy znowu się odezwała, a kosmetyczka, ku jego niezadowoleniu, dołożyła pudru na czole. – Już. Dziękuję – miał szczerą nadzieję, że kiwnięcie głowy wystarczy, by zrozumiała że to by było na tyle - że może już wyjść, zostawiając go na ostatnie kilka minut w garderobie sam na sam z panną Darling. Że pociągnie za sobą swoją koleżankę, dając im przestrzeń do przeprowadzenia dalszej części tej prywatnej rozmowy, jakiej już były świadkiem. Jakiej wcale, ale to wcale nie planował. – Przeszło mi kiedyś przez myśl, że kiedyś wreszcie dorośniesz i coś się zmieni, ale najwidoczniej to jeszcze nie teraz, nie? – zagaił wreszcie, kątem oka obserwując zamykające się za makijażystkami drzwi, by zaraz spojrzenie przenieść na Ariel. – Odpuść sobie. Na twoje życzenie rozwiedliśmy się, więc równie dobrze możemy udawać, że dla siebie nie istniejemy. Nie wiem z czym masz taki problem.
Ostatnio zmieniony 2020-11-01, 14:45 przez Judah Hirsch, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Byli małżeństwem… formalnie tak, ale minęło wystarczająco dużo czasu od chwili podpisania papierów, że przestało ją to dręczyć. Nigdy nie uznawała ich małżeństwa, odrzucała to niczym wadliwy przeszczep i próbowała wymazać z pamięci. Wielu psychologów pewnie teraz próbowało by rozwikłać zagadkę pt. Kto cię tak skrzywdził, że pałasz nienawiścią do ślubów? - ale ona skomentowałaby to jedynie kpiącym uśmiechem. Czy w tym świecie nie ma miejsca dla ludzi takich jak ona? Nie lubisz ślubów - ktoś na pewno złamał ci serce. Nie chcesz mieć dzieci - chcesz tylko jeszcze nie wiesz o tym. Każda jej opinia znajdowała kontrę u osób, które myślały, że wiedzą lepiej niż ona; żyła na tym świecie na tyle długo by zrozumieć, że to walka z wiatrakami. Żyła po swojemu i nie przeszkadzało jej to, że zniechęcała niektórych do siebie, wystarczali jej ci, którzy byli obok bez względu na to jaka była i jakimi wartościami w życiu się kierowała. Nie chciała otaczać się ludźmi, którzy za wszelką cenę próbowali ją zmienić lub do czegoś przymusić. Tkwiąc w małżeństwie z nim tak się czuła - niby papierek podpisany po pijaku, a jednak ją więził. Nawet nie chodziło o niego, a o sam fakt całego zdarzenia. To, że doszło do niego z kimś do kogo nie pałała sympatią tylko pogorszyło sprawę i całe szczęście, że skończyło się tylko tak - obustronna wzmożoną niechęcią do siebie.
Napięta atmosfera to nie jej ulubiony klimat, ale przy nim był to pewnego rodzaju standard, więc chyba powinna przywyknąć, prawda? Otóż nie, zawsze w pobliżu Judah nie czuła się zbyt pewnie, a tym samym musiała dołożyć podwójne starania o tym, by to nie wypłynęło na światło dzienne. Do tej pory to się jej udawało, ale czy po przerwie nie wypadła z wprawy? W danej chwili świetnie udawała, że nie rusza jej w żaden sposób jego rozczarowane westchnięcie i musiałby się skończyć świat, by przyznała, że przez ułamek sekundy poczuła nieprzyjemny ucisk w głębi siebie. Wyrzuty? Nie, nie - zaprzeczyła pospiesznie w myślach - niby z jakiej racji?! Jej odbicie w lustrze wciąż pozostawało niewzruszone, choć nie bez powodu używa się zwrotu - czy te oczy mogą kłamać? - i pewnie jakiś błysk prawdy próbował zaburzyć jej grę zobojętniałej kobiety.
W Seattle spotkałam tyle miłych ludzi, a to nie daje zbyt możliwości na rozładowanie swoich frustracji — odparła jakby przyrównała go właśnie do swojego prywatnego worka bokserskiego umożliwiającego spuszczenie ciśnienia, co było jednocześnie potwierdzeniem, że spotkanie go niosło ze sobą pewną ulgę, cholera. — Więc raczej to drugie — przyznała bez zawahania wzruszając obojętnie ramionami tym samym ignorując lekką wpadkę i nie załamując się pod jego zaciekawionym spojrzeniem. Od zawsze toczyli pewną walkę - kto pierwszy się złamie/ulegnie/wpadnie w pułapkę zakłopotania. Nie zamierzała dać mu tym razem satysfakcji dlatego w głębi irytował ją fakt, że popełnia drobne błędy. Niespodziewane spotkanie z pewnością działało na jej niekorzyść, ale nie zamierzała dać mu satysfakcji już na wstępie (ba! w ogóle nie zamierzała), a tym bardziej na oczach innych kobiet obecnych w pomieszczeniu. Dobrze, że na chwile zostawiły ich w spokoju opuszczając garderobę, nawet jeśli nie czuła się komfortowo będąc z nim sam na sam.
Nic o mnie nie wiesz, więc teksty o dorastaniu zostaw dla swoich dzieci — odparła zsuwając się z krzesła i podchodząc do blatu unoszącego się przed lustrami. Poprawiła swój garnitur kątem oka zerkając na jego odbicie w lustrze i uśmiechnęła się ironicznie, by nagle spoważnieć. Zamierzała zagrać kartą, której chyba jeszcze w rozdaniach z nim nie próbowała. Cicha zgoda na jego sugestię i lekkie przytaknięcie, bez dobrze znanego mu oporu z jej strony. — Ma Pan rację, to chyba będzie najlepsze wyjście — pewnie nie najlepsze miał na myśli mówiąc równie dobrze, ale skoro mieli udawać, że nie istnieją równie dobrze mogła grać, że jest jej zupełnie obcy. Pan. — Chyba, że masz ochotę mi coś wyrzucić nim wyjdę i będę udawać, że to spotkanie nie miało miejsca? — zapytała zwracając się już do niego bezpośrednio, gdy stanęła do niego przodem opierając się o blat. Czuła pewien wyrzut w słowach na twoje życzenie się rozwiedliśmy, a przecież w żaden sposób nie skomentował podpisanych papierów; niech lepiej to wyrzuci z siebie, bez sensu zatruwać sobie tym życie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po wydarzeniach z Vegas śmiało można powiedzieć, że Judah jakąś częścią siebie zaczął podzielać poglądy Ariel w kwestii małżeństwa. Śmiało, o ile jej nie było w pobliżu. Nie przyznałby przecież na głos, że jego życie zatruła do tego stopnia, by podpisanie papierów rozwodowych spotkało się z nieznaną do tej pory ulgą, a samo słowo ślub czy rozwód od kilku miesięcy przyprawiało go o ciarki. Nie przyznałby tego tak samo jak faktu, że w swoim telefonie, gdzieś między innymi kontaktami pod literą A dalej był jej numer - zapisany oficjalnie, imieniem i nazwiskiem, pozbawiony emotek, śmiesznych i niekorzystych zdjęć i przede wszystkim czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na ich wspólną przeszłość. Nie, Ariel Darling zapisana była tam tak samo jak jego szef, wspólnicy czy byli pracodawcy, których z Judahem łączyły relacje jedynie na polu zawodowym. Ale jednak była, jednocześnie nie należąc do żadnej z tych grup, których numery zostały, w razie gdyby kiedykolwiek okazały się jeszcze potrzebne. Czy to oznaczało, że w jej przypadku mogłoby być tak samo? Że Judah kierowany nieznaną samemu sobie motywacją mógł ten numer wybrać i się z nią skontaktować?
Broń Boże!
Ostatkiem sił próbował nie dopuszczać do siebie takich myśli, nawet jeśli i teraz pojawiały się w jego głowie na zmianę z tymi, w których ciągle przeklinał Ariel. Za to, że o niej myśli, za to, że mimo krwi, której mu napsuła, jest w stanie przyjrzeć się jej twarzy z bliska i nie wykrzywić w grymasie, takim jaki pojawia się, gdy czujesz do kogoś odrazę. On jej nie czuł. Albo czuł, ale nie przez cały ten czas, który przyszło im ze sobą spędzić? Momentami zdawał się nie pamiętać już o tym co zrobiła, skoro w dalszym ciągu widział w niej po prostu piękną kobietę - siedzącą tuż obok, pozwalającą makijażystce dokończyć swoją pracę, odpowiadającą na jego słowa, choć jeszcze przed chwilą zarzekał się, że mają udawać jakby nigdy się nie poznali. Ale poznali, może w mało sprzyjających okolicznościach, może w złym czasie. Bo co by było gdyby spotkali się gdzieś indziej? Może dopiero tu, teraz? W tej właśnie garderobie, w której darli ze sobą koty, nie umiejąc odezwać się do siebie inaczej niż z pewną dozą ironii, towarzyszącej prawie każdemu zdaniu jakie wypowiadali?
Czy wtedy ich relacja mogłaby wyglądać inaczej?
Nie chcąc dawać po sobie poznać, że jego myśli na krótką chwilę zeszły na inny tor, nie pokręcił głową na boki, tak jak zrobiłby normalnie, chcąc samemu sobie odpowiedzieć na to pytanie. Bo przekonany był, że nie. Nie wyglądałaby inaczej niż teraz i choć może siedząc w tej garderobie rozmawialiby o czymś innym, w niedalekiej przyszłości doszłoby do pierwszego spięcia. Tak po prostu musiało już być. – W takim razie... mógłbym powiedzieć, że mi przykro, ale nie wiem czy nie byłoby to kłamstwo – odparł od razu, z dziwną lekkością w głosie, której jeszcze przed chwilą zupełnie mu brakowało. Ze skrywaną ulgą odetchnął kiedy drzwi wreszcie zamknęły się za ich makijażystkami, ale nie zdołał już ukryć tego zdziwienia, które wymalowało się na jego twarzy po słowie Pan. Punkt dla Ariel. – Ma Pan, jeśli już. Bądź choć trochę konsekwentna – nie byłby sobą, gdyby jej tego teraz nie wytknął, tak dosadnie podkreślając, że sam nie zamierza mówić do niej per Pani. Zresztą... to nie od niego wyszła taka propozycja, prawda? – Nie wiem czy starczy na to czasu, to raz. A dwa... – przerwał na chwilę, mierząc Ariel uważnym spojrzeniem, połączonym z wzruszeniem ramionami, tak bezwiednym, jakby naprawdę to wszystko było mu obojętne. – czy to w ogóle jest tego warte – skończył, w tym samym momencie odwracając od niej wzrok, teraz już skierowany tylko na odbicie w lustrze. Tym razem swoje własne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdy ktoś pytał ja - Skąd ta silna awersja do ślubów? - nawet nie potrafiła odpowiedzieć. Zawsze wtedy nieco denerwowała się, bo czy od razu było konieczne używanie stwierdzenia awersja tylko dlatego, że miała inne zdanie na ten temat od większości społeczeństwa i nie obawiała się go wypowiedzieć na głos? Czasami miała wrażenie, że to inni przesadzają, a nie ona - bo to słyszała niebywale często. Prawda była jednak taka, że słowo niechęć nie odwzorowuje tego co czuje na myśl o ślubie. Wtedy najczęściej całe jej ciało, aż protestowało spinając się nieprzyjemnie, twarz przybierała raczej zniesmaczony wyraz momentami nawet przerażony - w niczym nie zbliżony do tego, które posiadały przyszłe panny młode ekscytujące się przygotowaniami do kluczowego dnia. To nie tak, że była zimną i bezuczuciową kobietą, ale wychodziła z założenia, że ślub nie jest wyznacznikiem uczuć i nie chce być tą, która dąży tylko do tego, by potwierdzić coś na papierze przed zgromadzonymi ludźmi, często w połowie obcymi. Drażnił ją fakt składania obietnic, które często są rzucane na wiatr czy przysięganie miłości po grób, kiedy nie ma się gwarancji, że tak będzie. Była realistką, a nie naiwną marzycielką, a gdy ten jeden raz kiedy w myślach dopuściła do siebie opcje ślubu gorzko tego pożałowała, co tylko umocniło jej niechęć do takich pustych gestów. Kurczowo trzymając się swoich przekonań nie sądziła, że pewnego dnia znajdzie się w pułapce ślubnej i to z kimś, kto zachodził jej za skórę na długo przed tym. Wpadła w wir odkręcania tego do tego stopnia, że nawet nie patrzyła na ofiary swoich działań. Liczyło się tylko to, by zostawić papierek za sobą - może to podchodzi już pod jakąś ślubną fobię? Może tak naprawdę nie chodziło tutaj wcale o niego… on był tylko pretekstem, bo przecież łatwiej było walczyć z nim, a nie ze swoimi lękami pielęgnowanymi od najmłodszych lat. Nawet jej lalki nie miały swoich wybranków serca, bo przecież nie byli potrzebni do szczęścia. Jej mama też sobie radziła, a wychowywała ją w pojedynkę bez ojca, (który był zdradziecką świnią, niby miał żonę a spłodził mała Arielkę z inną i umył ręce od odpowiedzialności). Problem Darling był zakorzeniony głęboko, a on nie mógł o tym wiedzieć. Ba! Ona sama nie wiedziała. Dla niego była tylko złośliwą, kapryśną i zatruwającą życie byłą żoną; może tak powinno pozostać… tak będzie dla nich najlepiej. I tak byli skazani na odwieczne dacie kotów, prawda?
— Nawet nie mam złudnej nadziei, że byłoby ci przykro z tego powodu — odparła zupełnie nie przejęta jego uwaga; choć czy naprawdę tak było? Darling potrafiła świetnie zagłuszyć prawdziwe odczucia w jego obecności. Ba! Do tego stopnia, że sama w nie wierzyła. Zyskiwała tym przewagę i potrafiła zaskoczyć, przykładowo teraz, kiedy dostrzegła zaskoczenie w jego reakcji. Pan to określenie było idealne jeśli chcieli uznać, że są dla siebie zupełnie obcy i nic ich nie łączy - a przecież poniekąd sam wyszedł z tą propozycją, ona jedynie się do niej podporządkowała. Kto by pomyślał, prawda? Zawsze działała wbrew niemu, na przekór, a teraz z pewną lekkością przystała na sugestię - w końcu to on stwierdził, że równie dobrze mogą udawać, że dla siebie nie istnieją. Może i zabrakło konsekwencji z jej strony, ale szybko się poprawiła. — Najmocniej Pana przepraszam — dodała z ironicznym uśmiechem i przesłodzonym tonem głosu.
Brew wbrew jej woli podskoczyła do góry w lekkim zaskoczeniu, a w rezultacie zupełnie zignorowała druga część jego wypowiedzi, skupiając się za to na pierwszej. — Aż tyle się tego nazbierało, czy to dla Pana zbyt traumatyczne doświadczenie by do niego wracać? — z jednej strony była ciekawa jego odpowiedzi, a z drugiej nie byłaby sobą, gdyby nie odrzuciła kilku groszy by dobić mocniej szpilkę, którą wielokrotnie od niej oberwał przy każdej nadarzającej się okazji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdarzało się jeszcze, że nagle, bez jakiejkolwiek zapowiedzi, której Judah można by powiedzieć że szczególnie potrzebował by zdążyć się na to przygotować, wracały do niego wspomnienia z tamtej nocy - składanie przysięgi z butelką alkoholu w jednej ręce i dłonią Ariel w drugiej, pojedyncze słowa, jakie nawet w pierwszej lepszej kaplicy w Las Vegas bardziej brzmiały jak obietnice nie do spełnienia niż coś płynącego prosto z serca, a potem to, czego dopuścili się na sam koniec. Podpisanie dokumentów zatwierdzających ich wybór. Po kilku miesiącach wszystko inne potrafił już przełknąć, przed samym sobą tłumacząc, że być może to wcale nie są rzeczywiste wspomnienia a jakieś ich urywki, które jego mózg pozwolił sobie sam dokończyć, dopowiadając do nich historię. Wszystko inne poza tym, że do jego dłoni dostał się długopis, którego pociągnięcie stworzyło na białym papierze podpis - podpis którym posługiwał się po dziś dzień i podpis, przez który jeszcze do kilku miesięcy wstecz wychodził wcześniej z pracy, by stawić się na rozprawach sądowych siadając w pierwszym rzędzie, tuż obok swojego prawnika. Nie, tego dalej nie potrafił przełknąć.
Szczególnie kiedy przed sobą miał żywy dowód na to, że jego zaćmiony alkoholem umysł dobrze wspominał to wydarzenie i podpisał się nie na pierwszej lepszej czystej kartce, a dokumencie, który z tej dwójki w świetle prawa zrobił małżeństwo. Od tamtej pory jeszcze przez kilka miesięcy według urzędu nim byli, tocząc wojnę, o jaką sam poniekąd się doprosił. I teraz, mając to wszystko za sobą, nawet wybudzony w samym środku nocy powiedziałby, że to nie było tego warte.
Ale czy na pewno, Judah? No popatrz na nią.
I właśnie, cholera, patrzył. Wpatrywał się wręcz, pozwalając sobie na coś więcej niż ukradkowe spojrzenia w lustrze jak te rzucane jeszcze na początku, kiedy poza nimi w garderobie były makijażystki. O nich już dawno temu zapomniał, całą swoją uwagę poświęcając od dobrych kilku minut Ariel, której słowa doprowadzały go do białej gorączki. Ale nie mógł dać po sobie poznać, że coś jest nie tak, prawda? Wtedy by przegrał. Przegrał coś, co nawet nie było nazwane, co wydawało się być jedynie cichą wojną, jaką od miesięcy prowadzili. Niczym dzieci.
Nazbierało. Gdybym miał wypisać to może wyszłoby nawet kilka kartek A4 – dlatego brnął w to, próbując jej za wszelką cenę dopiec, na tyle na ile był w stanie w ciągu czasu, jaki jeszcze im mu pozostał. Ale ten powoli się kończył, w miarę jak kroki dobiegające z korytarza stawały się głośniejsze, a głosy pracowników telewizji nerwowe, jakby szukali Judaha, nie wiedząc gdzie jest. – O, chyba czas na mnie – zauważył, wskazując palcem ku górze, ku głośnikom, z których wydobyło się krótkie przypomnienie, by wracać już na salę. Judah śmiało mógł powiedzieć, że nawet zbawienne, biorąc pod uwagę w jaką stronę zmierzała ich rozmowa. I że nie miał już na nią ani siły, ani tym bardziej ochoty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z niebywałą lekkością przyznawała, że tamta noc była dla niej bez znaczenia; że nawet nie pamięta jak do tego doszło i co właściwie się wydarzyło; że to pomyłka. Tak było po prostu łatwiej - wypierać i udawać, że nawet w minimalnym ułamku procenta się jej to nie podobało. Te obietnice rozbrzmiewające przed ołtarzem będące efektem ich upojonej wyobraźni, które można byłoby położyć na równi z tymi popularnymi: dla ciebie zdobędę nawet gwiazdkę z nieba - to było po prostu śmieszne i chyba nieco żenujące, bo jako dziecko zawsze chciała mieć jednorożca, a w jej pijackich wspomnieniach on jej go obiecał. Tylko nawet nie wiedziała czy to prawda czy to już był jej sen w jaki zapadła po zbyt dużej ilości alkoholu i zbyt intensywnym wieczorze, a właściwie nocy. Już niebo jaśniało, gdy okrywała się pościelą nieświadoma jak bardzo będzie żałować tego czego dokonali, ale...
...czy wszystkiego? To już zawsze będzie jej tajemnicą, wręcz świętą.
Zaparła się tak bardzo na jakąkolwiek próbę złagodzenia tej zakręconej relacji, która od spotkania do spotkania tylko narastała w słowne potyczki, rywalizację i złośliwości. Szpilka do szpilki, że w ostateczności chyba nawet przestała już czuć, że są w nią wbijane. Obojętna, oschła, zimna, nieczuła - tak, właśnie taki obraz starała się mu zaprezentować, gdy między nimi pojawiała się kolejna złośliwa interakcja, ale…
...czy naprawdę nic już nie czuła? To też pozostanie jej tajemnicą.
Nawet pod jego czujnym spojrzeniem nie łamała się, nawet gdyby chciała. Jakby była zaprogramowana na niechęć dla niego, która miała doprowadzić do jego białej gorączki. Może lubiła gdy się złościł, a nie chciała tego przyznać? A może tutaj wcale nie chodziło o niego, a o nią samą. Zbyt pogmatwane i jak sam stwierdził, chyba nie warte zachodu.
Odetchnęła z lekką ulgą słysząc, że ich czas się kończy. — Możesz mi przesłać pocztą jak kiedyś będziesz się nudził. Lubię czytać, to będzie jak twórczość o mnie samej - z pewnością interesujące — dodała kpiąco, nie mogąc sobie odpuścić. Właśnie za tą pewnością i ironią skrywała swoją prawdziwą reakcję. Przecież nie zdradzi mu, że wizja kilku kartek o jej złośliwości była zaskakująca i motywująca do refleksji. Czy, aż tak zaszła mu za skórę? Niemożliwe… a może jednak? Nie, stop, koniec.
— Szkoda, że już nareszcie idziesz — dodała, gdy na powiadomienie zaczął kierować się do wyjścia. Sama te poprawiła się w lustrze, zerknęła ostatni raz jak się prezentuje i uśmiechnęła w ten znany wszystkim telewidzom sposób.
Też była gotowa, ruszyła więc na wizję nie oglądając się za nim.



[ k o n i e c ]

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „King 5 TV”