Twarz i ciało Babylona nadal nosiły na sobie znamiona powstałe w wyniku kłótni ze starszym bratem. Niestety nic się nie zmieniło odkąd najmłodszy Cel Tradat krzykiem i trzaśnięciem drzwiami oświadczył, że nie zamierzał dłużej mieszkać z Zionem. Ich relacja od kilku miesięcy opierała się na połowicznych zdaniach, wypowiedzianych gdzieś pomiędzy wyjściami a wejściami do domu lub - wręcz przeciwnie - dynamicznych awanturach, podczas których niejednokrotnie dochodziło do rękoczynów.
Pierwsze dwie noce spędził u Lemon. Trzecią został u Zary, aby pomóc jej w opiece nad małym Elvisem. Kolejnego dnia postanowił skontaktować się z Jericho, co wcześniej było wręcz niemożliwe. Starszy brat na przemian był poza zasięgiem albo po prostu odrzucał jego połączenia, co spotkało się ze wzmożoną nerwowością Babylona.
Poprzysiągł go z a b i ć...
albo przynajmniej zwyzywać.
Z drugiej strony milczenie Jerrego było czymś normalnym; czymś do czego Babylon zdążył przywyknąć i traktował to jako normę. Czasami wręcz zapominał, że miał jeszcze jednego brata; brata, który nocami wałęsał się po przemokniętych chodnikach Seattle i wpakowywał się z jednego gówna w drugie.– Jericho. – Światło na klatce schodowej zapaliło się automatycznie, gdy tylko fotokomórka wyłapała ruch. W momencie, w którym starszy Cel Tradat zbliżył się do drzwi własnego mieszkania, Babylon wstał z ostatniego stopnia wyższego półpiętra. Następnie zbiegł niżej i pochwyciwszy klamkę, wprosił się do środka. – Jericho – zawtórował, przy czym wypowiedział imię brata w surowy, wrogi sposób. – Od kilku dni próbuję cię złapać. Nie mógłbyś chociaż oddzwonić, debilu? – zaakcentował ostatnie słowo, po czym wybił ręce w powietrze, dając tym samym upust nerwom, które przeszyły go do cna.
Babylon nie wiedział ile czasu spędził na klatce schodowej. Na pewno minęło kilka godzin odkąd opuścił mieszkanie Zary.