WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#12

Chociaż Orlando Ramsey wcale nie zamierzał wchodzić z buciorami w życie Heleny na nowo, to ostatni wspólnie spędzony wieczór chyba rozbudził w nim nadzieje, że kiedyś jeszcze mogłoby być normalnie. Złudne to jednak były wyobrażenia - fakty były takie, że panna Molligan zasługiwała na lepsze życie: lepszego faceta, lepsze mieszkanie, lepsze ciuchy i lepszą pracę, a on właściwie to nawet pieniędzmi nie mógł jej wystarczająco zasypać, bo przecież żaden był z niego narkotykowy baron. Mimo to, cisza w konwersacji na telegramie, opatrzona etykietą Molly w końcu zaczęła go niepokoić, tak jak nieodczytane wiadomości i sygnał zajętości, gdy próbował się do niej dodzwonić.
Wypadało więc w końcu udać się na ekspedycję ratunkową, albo przynajmniej rekonesans, a najlepszym do tego miejscem było oczywiście wynajmowane przez Helenę mieszkanie. Ponieważ wieczorem planował - a jakże - wrócić do pracy, zjawił się na miejscu wczesnym popołudniem, tuż po kilkugodzinnej drzemce, a przed czymś w rodzaju śniadania (jedzonego w porze obiadowej oczywiście). Na początek zapukał do jej drzwi, ale ponieważ nikt nie odpowiedział (naprawdę? ludzie o tej porze mają swoje obowiązki?), to postanowił odrobinę poszwendać się po okolicy i popytać. Niestety jednak - śledztwo nie miało zbyt dużo sensu. Mówiąca kiepsko po angielsku meksykańska kelnerka poczuła się podrywana, gdy Lando zapytał o "uroczą, ciemnowłosą dziewczynę z ładnymi oczami"; facet w pralni przyznał, że kręci się tu takich przynajmniej z osiem, a jakiś osiedlowy pijaczek za dziesięć dolców opowiedział mu historię o Helenie, ale nie Molligan, tylko Murphy, którą próbował zaliczyć w drugiej klasie liceum. Ostatecznie więc, zrezygnowany usiadł na jakimś murku, niedaleko bloku, w którym mieszkała Molly i wtedy okazało się, że najwidoczniej los postanowił mu trochę pomóc. Otóż jego oczom ukazała się... jej rodzona siostra; Ramsey nazwałby ją Melanie, a nie Michelle, ale poza tym nie zmieniła się zbyt wiele od ich ostatniego spotkania przed kilkoma raty, a na dodatek - nie byłaby w stanie zaprzeczyć swojego spokrewnienia z Helką, tak bardzo była do niej podobna. Widocznie była tu w tym samym celu i chyba podobnie jak on, również pocałowała klamkę. - Hej, Molligan! - rzucił podniesionym głosem, truchtając w jej kierunku i zatrzymał się dopiero, gdy zrównał się z nią krokiem. - Wiem, że nie chcesz ze mną gadać i że najchętniej wrzuciłabyś mnie pod tego tira, ale musisz mi dać chwilę. Jedną, serio - mówił szybko i zaalarmowanym tonem, co komuś postronnemu mogłoby dać do zrozumienia, że naprawdę się martwił, ale uprzedzona Michelle na pewno miała inne zdanie, więc zanim doszła do głosu, znów się wtrącił. - Gdzie ona jest? Dlaczego zniknęła? - zapytał, chyba nieświadomy, że to samo pytanie mogłaby zadać i jemu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Poważnie? Najpierw zapewniasz, że już mnie
    nie zostawisz a teraz znikasz bez słowa? Teraz
    to Ty jesteś podoba do rodziców.
Przeczytała wściekle wystukanego sms’a i wysłała go do siostry, której nie zastała w mieszkaniu już któryś dzień z rzędu. Wcześniej współlokatorki mówiły, że nie wiedzą, gdzie była Helena. Później dostała od jednej z nich cynk, że wróciła, ale zanim Michelle dotarła na miejsce, dziewczyna znów przepadła tym razem zabierając ze sobą torbę z paroma rzeczami. Mijały się, a raczej to starsza Molligan unikała spotkania, do którego i dzisiaj nie doszło.
- Kurwa, kurwa, kurwa – wymamrotała pod nosem nie rozglądając się na boki. Prosto z bloku ruszyła w stronę przejścia do metra, do którego miała dwa skrzyżowania.
Właśnie miała założyć słuchawki na uszy, lecz wtedy usłyszała swoje nazwisko, pod wpływem czego odwróciła się automatycznie za siebie i nagle odechciało się jej wszystkiego. Nie zatrzymała się i nawet założyła słuchawki z całych sił ignorując chłopaka, z którym spotkanie było ostatnim, jakie dziś chciała przeżyć.
Opuściła spojrzenie na telefon, na którym pośpiesznie szukała aplikacji youtube; cholera się gdzieś schowała. Na pewno zrobiła to specjalnie.
Cisza w słuchawkach sprawiła, że słyszała każde słowo a krew w jej żyłach gotowała się coraz bardziej, jak woda w garnku postawionym na ogniu.
- Masz kurwa tupet Orlo – jęknęła zatrzymując się w miejscu. – Jesteś ostatnią osobą, której powiem, gdzie ona jest. – Bo gdyby wiedziała, nie powiedziałaby mu niczego. – A także ostatnią osobą, która powinna tu przychodzić. Odpieprz się od niej! – warknęła wściekle i ruszyła dalej, ale chłopak nie dawał za wygraną.
- Chcę z nią znów porozmawiać.
- A ja chce świętego spokoju. Oboje nie możemy mieć tego.. zaraz, „znowu”? – Pytająco uniosła brew się zatrzymała, co wzbudziło zainteresowanie paru przechodniów. Biała niezadowolona laska zaczepiana przez czarnego chłopaczka, to scena prosto z rasistowskiego dokumentu Murzyn i inne niebezpieczeństwa.Chyba kurwa sobie żartujesz?! – Pchnęła go dłońmi w klatkę piersiową, przez co prawie wpadł na kosz na śmieci. – Przez ciebie siedziała a teraz nachodzisz ją jak pieprzony stalker! – Zacisnęła dłoń w pięść i mocno uderzyła w jego ramię (muka!), ale to nie wystarczyło. Gdyby miała przy sobie sportową szablę, dałaby mu porządnie popalić, ale zamiast tego, musiała posiłkować się wszystkim co podwinie się w ręce. Papierowa torba z McDonalda, która tkwiła na górze kosza nadawała się do tego idealnie. – Odpierdol – Cisnęło w niego ów torbą. – się – Wsmarowała tę torbę w jego bluzę. – od – Jeszcze raz uderzyła go pięścią, tym razem w lewą pierś, co musiało zaboleć. Nie szczędziła siły a tej miała sporo. – mojej – Kopnęła go w piszczel. – siostry! – Korzystając z sekundy, kiedy do świadomości Orlando dotarł ból, tym razem celnie pchnęła go na kosz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Umówmy się, gdyby nie desperacja, to Orlando w życiu by jej nie zaczepił - przecież nawet nie znał jej imienia, a poza tym utrzymywali raczej chłodne stosunki i Michelle musiała być jedną z pierwszych osób, które otwarcie mówiły Helenie, że powinna się go pozbyć. Niestety jednak wszystko wskazywało na to, że starsza Molligan pozbyła się nie tylko jego, ale całego dotychczasowego życia w ogóle i niestety, ale Melanie stała się ostatnią deską ratunku. Ostrą, jak ta sportowa szabla (one chyba nie są ostre, nie?).
Ogólnie rzecz biorąc to nie - nie spodziewał się miłego powitania i optymistycznego nastawienia, ale ponieważ przez ułamek sekundy wydawało mu się, że i ona ma podobny problem ze zlokalizowaniem swojej starszej wersji, to wydawało mu się, że wspólny cel pozwoli im się dogadać. No, ale mylił się. - Orlando - wtrącił się oburzony, tak jakby sam dobrze wiedział, jak miała na imię, jak je zaakcentować i przeliterować; czasami miał wrażenie, że Michelle na każdym kroku próbowała go poniżać, także w imię tejże wojny musiał stawiać jej czoła. - Mam prawo wiedzieć, gdzie ona jest, za to Ty nie masz prawa decydować za nią, czy powinna mnie widywać, czy nie. Przestań się rządzić - głupi był to sposób na ocieplenie relacji, ale lepsze to, niż płaszczenie się i błaganie o litość; zresztą to w ogóle nie było w jego stylu, także nie mogła liczyć na ulgowe traktowanie.
- Chcę z nią znów porozmawiać - powiedział, chociaż to nie miało żadnego sensu, zważywszy na stosunki pomiędzy nim, a Heleną. Tamten wieczór (ostatni, jak się wkrótce okaże) skończyli długą rozmową w jego łóżku, kilkoma pocałunkami i przede wszystkim przeraźliwym milczeniem, jakby pieczętując rozprawienie się ze starymi sprawami; nie było więc już o czym gadać, a Ramsey chciał się upewnić, że wszystko gra - Znowu - zdążył jej odpowiedzieć i nawet miał ochotę wtrącić, że u niego nocowała, ale wtedy Michelle znienacka zaatakowała, a on faktycznie zachwiał się trochę przy pierwszym kontakcie jej drobnych dłoni z klatką piersiową. Miała siłę - zgoda i to musiał przyznać, szczególnie po tym uderzeniu w ramię, ale Ramsey nie był wcale wątłym chłopaczkiem, podatnym na każdy podmuch wiatru, toteż równowagę potrafił zachować nawet w kontakcie z rozpędzonymi, stu-kilowymi bykami w futbolowych pancerzach. Filigranowa szermierka musiałaby faktycznie mieć tę szablę, żeby go rozwalić. Nie bronił się - nie dlatego, że czuł, że zasłużył, ale właściwie to co miałby jej zrobić? Przecież nie był jakimś okropnym skurwysynem i ręki by na nią nie podniósł, także w grę wchodziła tylko ucieczka, która i tak nie rozwiązałaby problemu. No, może dzięki temu oszczędziłby bluzę. - Kurwa, Melanie - warknął, odklejając papierową torbę od bluzy (ciekawe czy to ta sama, w której przyniósł kasę Helenie?) i przeciągłym syknięciem podsumował najnowszą plamę z ketchupu na samym środku jasnego nadruku z podobizną Russella Wilsona. - Ciebie też unika, prawda? - wycedził przez zaciśnięte zęby, a potem z bólem serca rozebrał tę bluzę, rezygnując ze swojego znaku rozpoznawczego, czyli zaciągniętego na głowę kaptura. - Widziałaś się z nią? No wiesz... po wyjściu? - zapytał, odpychając się od kosza, przy którym dotąd stał i nieco zbliżył się do Michelle, ale przycupnął tylko niedaleko niej na jakimś murku, cały czas przyglądając się plamie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, szable sportowe nie są ostre, ale końcówką można wydłubać oko ;P

- Michelle! – Poprawiali się wzajemnie, jak przedszkolaki na placu zabaw, którego niestety tutaj brakowało. Jasne, mieli swoje zabawki (choćby tę torbę z McDonalda), ale piasku i grabek brakowało. Najważniejszą jednak różnicą był wiek i to on określał, jakie zachowanie przystało dzieciom a jakie w miarę dorosłym ludziom.
Oni zdecydowanie nie zachowywali się dorośle, a na pewno nie robiła tego Molligan, której nerwy przekroczyły zenitu.
- Tylko ciebie – warknęła wściekle podobnie, jak on. Ani trochę nie żałowała, że kłamała mu w żywe oczy. Nie musiał wiedzieć, czy widziała się z Heleną czy nie. Niech sobie żyje we własnym nielegalnym świecie, ale niech już do niego nikogo nie wciąga. Michelle tego nie potrzebowała i nawet jeśli sama nie wiedziała, gdzie przebywała starsza Molligan, będzie łgać przed chłopaczkiem, aż ten da sobie spokój.
Niech idzie niszczyć życie komuś innemu.
- Nie twój zasmarkany interes. – Poprawiła torbę na ramieniu i odwróciła się na pięcie, szybkim krokiem kierując w stronę przejścia do metra. Jeżeli Orlando myślał, że Michelle będzie stała urządzając sobie z nim pogaduszki przy murku, to się grubo mylił. – Znajdź sobie kogoś innego, kto będzie za ciebie handlował dragami! – krzyknęła na tyle głośno aby wszyscy wokoło usłyszeli, co musiało zdenerwować Ramseya. Przynajmniej tak sądziła słysząc za sobą szybkie kroki i wściekłe warknięcia, aż nagle dotarło do niej, że chłopak biegł. Minął ją, przez co odwróciła się przez ramię i dostrzegła przyczynę spłoszenia Orlando.
Pech chciał, że nie tak daleko swój patrol miała parka policjantów, którzy musieli usłyszeć jej wołanie oraz wcześniej dostrzec to, co oboje wyprawiali. Z początku funkcjonariusze zamierzali zignorować parę szarpiących się młodziaków uznają, że nie warto wtrącać się w bitwę kochanków (jak sądzili), ale potem zmienili zdanie.
Chronić i służyć,; ale tylko wtedy, kiedy im się chce.
- Kurwa – przeklęła pod nosem i bez przemyślenia, automatycznie jakby też miała coś do stracenia, ruszyła biegiem za chłopakiem.
- Policja! Stój!
Nie chciała mieć z Ramseyem nic wspólnego. Jeżeli da się złapać, będzie musiała zeznać przeciwko niemu, co zapewne wpakuje ją w większe kłopoty, bo wątpiła aby Orlando kiedykolwiek jej to wybaczył. Chciała tylko aby dał spokój jej siostrze i nic więcej. Nie potrzebowała dodatkowych problemów ani tym bardziej kontaktu z policją, bo jeszcze rzucą okiem na akta Heleny i pomyślą, że „co w rodzinie, to nie ginie”.
- Tędy! – zawołała i szarpnęła Ramsey’a za koszulkę w stronę parkingu, którego wejście znajdowało się po drugiej stronie działki. Mogli albo pobiec przez dziurę w płocie albo schować się w pobliskim śmietniku licząc na to, że nikt do niego nie zajrzy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Michelle, Melanie, Michelle - prychnął jak przystało na obrażonego siedmiolatka, którym mentalnie był, a którym być mu już obecnie nie wypadało i machnął ręką tak obojętnie, jakby sytuacja kompletnie mu powiewała. Z tymże nie powiewała wcale.
Generalnie... byłby w stanie Mel... Michelle uwierzyć, gdyby nie to, że poniekąd rozumiał skomplikowaną historię, łączącą ze sobą obie siostry Molligan. Co prawda nigdy nie chciał, aby Helena traciła kontakt z siostrą, bo sam każdego dnia tęsknił za swoim starszym bratem i żałował wszystkich straconych dni, ale trudno było mu nie stawać po jej stronie, gdy naznaczano ją na tę czarną owcę. Jasne - on był złym nasieniem i dobrze zdawał sobie z tego sprawę, ale naprawdę ją kochał i w swoim ograniczonym móżdżku ubzdurał sobie, że robił wszystko, aby mogła wyciągać z życia jak najwięcej. A że przy okazji cały czas żyli na tej wąskiej granicy pomiędzy bezpieczeństwem i nie-? No cóż - to było ryzyko zawodowe i Ramseyowi wydawało się być całkowicie normalnym, dlatego nie rozumiał pretensji najbliższych do Molly i stąd te wszystkie konflikty. Ale machnął ręką.
- Właśnie, że mój interes - odparł natychmiast, zanim zdążyła postawić kropkę po ostatnim słowie i krokiem wartkim ruszył jej śladami, nie pozwalając się jej oddalić, dlatego ten krzyk rozbrzmiał mu w uszach jak jakaś popieprzona wuwuzela z Afryki. No ryknęła, Michelle, w jego mniemaniu i od razu przebiegł go po plecach dreszcz - najpierw zimny, bo wydawało mu się, że nagle wszyscy na nich spojrzeli, a potem jakby gorący z wkurwienia, bo robiła z niego potwora. - Pierdol się, dobra? W przeciwieństwie do was, ja dałem jej... - zaczął, ale wtedy usłyszał coś w stylu "sjetyl pidi, friz" i puścił się przed siebie biegiem jak cholerna Caster Semenya na zawodach dla kobiet; ponieważ był młodym, czarnoskórym chłopakiem z getta, to spierdalanie miał we krwi, dlatego już po kilku sekundach zrobił sobie sporą przewagę, a z każdym kolejnym, długim susem emerytowanego, futbolowego obrońcy zostawiał grupę pościgową jeszcze bardziej w tyle.
Odwrócił się dopiero, kiedy drobna dłoń Michelle szarpnęła go za kaptur; odruchowo pociągnął za niego, żeby znów ubrać go na głowę, ale o dziwo - podążył za nią bez zawahania, jakby była ostatnią deską ratunku. Nie była nią tak naprawdę - przecież spieprzyłby i bez niej, ale adrenalina rządziła podmęczonym umysłem i dlatego już za chwilę pomagał jej przecisnąć się przez tę dziurę. - Szybciej, kurwa - pierdolona idiotko, ale tego już na głos nie powiedział, chociaż chyba miał pełne prawo, żeby nie gryźć się w język; kiedy tylko ciemna czupryna Molligan zniknęła za kawałkiem stali, sam wepchnął się w tę samą dziurę, chociaż ze zdecydowanie większym trudem, bo był od niej zdecydowanie większy. - Przestań paplać, dobra? - warknął, celując w nią palcem i rozejrzał się po parkingu. Plac rozciągał się przed nimi przynajmniej na długość bloku albo dwóch i na całe szczęście był aż gęsty od zaparkowanych aut, dlatego Orlando chwycił Michelle za dłoń i biegiem wprowadził ją w najbliższą alejkę, rozglądając się na boki. - Zamiast się na mnie mścić, skup się na niej, dobra? Dałem jej pieniądze i zaraz zniknęła, to wcale nie jest dobre - syknął półgłosem, gdy przyczajeni snuli się pomiędzy kolejnymi autami, licząc na to, że któryś z samochodów jest świstoklikiem. No bo niby jak inaczej mieli stamtąd zwiać?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3.
outfit

W ostatnim czasie życie Nanette, stanowiło niekończące się pasmo, niezbyt przyjemnych dla niej niespodzianek. To, że nieustannie kłóciła się z matką praktycznie o wszystko, było już standardem, ale fakt, że ta ukrywała przed nią prawdę już niekoniecznie. Kobieta przez 18 lat kłamała, wmawiając córce, że jej ojciec umarł, gdy była w ciąży. Prawdą było jednak to, że mężczyzna żył i miał się całkiem nieźle. Jakby tego było mało, ta wymyśliła sobie, że przyszedł czas na to, aby Joachim sprawdził się w roli ojca. Koniec, końców Rudowłosa zmuszona była do tego, aby zamieszkać z tym zupełnie obcym dla niej człowiekiem. Czy może być gorzej?
Niestety nastolatka nie potrafiła odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Często zdarzało jej się opuszczać zajęcia, czy wymykać się potajemnie, z miejsca, które od niedawna było jej domem. Dziś znów to zrobiła. Uciekła, chowając się w swojej ulubionej kawiarence. Tam zawsze czekała na nią ulubiona, mrożona kawa w towarzystwie pysznego, czekoladowego ciacha. Dziewczyna uwielbiała rysować. Dlatego nigdzie nie ruszała się bez swojego ukochanego szkicownika. Teraz również miała go przy sobie. Puste kartki już czekały na to, aby czymś je zapełnić. Niewiele myśląc, Nan rozsiadła się wygodniej, po czym zabrała się do pracy.
Dziś obiektem jej zainteresowania był pewien chłopak, stojący z grupką znajomych nieopodal kawiarni. Niewątpliwie, miał w sobie coś, co przyciągało wzrok. Dlatego też dziewczyna postanowiła odtworzyć ten widok. Niestety nie mogła w pełni się skupić i skończyć swojego małego dzieła, więc odpuściła, obiecując samej siebie, że po powrocie do "domu" dokończy to, co zaczęła. Płacąc za swoje dzisiejsze zamówienie, wkrótce Nanette opuściła kawiarnię, kierując się chodnikiem wzdłuż ulicy.
Po krótkim czasie, gdzieś za nią rozległ się hałas. Zaciekawiona powstałym zamieszaniem, odwróciła się na moment, żeby zlokalizować jego źródło. Jednak wciąż idąc przed siebie, nagle wpadła na kogoś z ogromnym impetem. Straciła równowagę, ale czyjeś silne ramiona skutecznie uchroniły ją przed spektakularnym upadkiem. Wtedy spotkała się z parą wyjątkowo chłodnych, świdrujących ją oczu. Był to chłopak, którego niedokończony portret, miała w swoim szkicowniku. Nie miał on tyle samo szczęścia, co jego właścicielka, gdyż upadł na ziemię, ukazując przy tym swoje ciekawe wnętrze...
- Uhmmm...przepraszam. Ja nie...- Czuła się jak idiotka, której mózg z nieznanych przyczyn przestał działać. Zażenowana potrząsnęła tylko głową, przez co kilka niesfornych, rudych kosmyków włosów, chytrze wymknęło się z luźnego koka. - Cześć...- Rzuciła w końcu i pokusiła się nawet na drobny uśmiech, chcąc obrócić całą tą niezręczną dla niej sytuację w żart.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1.

Popularny, przystojny i inteligentny - czyżby niedościgniony ideał postanowił objawić się na ziemi pod postacią rudego nastolatka? Niekoniecznie. Rene jak każdy miał wady, tylko w przeciwieństwie do większości ludzi zdawał sobie z nich sprawę i skrzętnie je ukrywał. Tym łatwiej mu to przychodziło im mniej osób naprawdę do siebie dopuszczał. Bo co mogli zauważyć zwykli koledzy, jeśli nie tylko pozory, które przed nimi zgrywał? Tak jak choćby dziś w kawiarni - żartował, zgrywał się i luźno oraz pewnie dzielił się z nimi swoimi “podbojami” jakby nic innego nie chodziło mu po głowie. A przecież nie mogło być to bardziej dalekie od prawdy. Na przykład ta dziewczyna z ciastkiem i szkicownikiem, która co rusz na niego zerkała - zauważył ją, ale wcale nie dał tego po sobie poznać. Tak samo jak tego, że już planował dowiedzieć się co dokładnie bazgrała pożytkując się jego wizerunkiem i dlaczego wybrała właśnie jego osobę, a przede wszystkim - dlaczego robiła to wszystko bez jego zgody? Zwyczajne podejście do niej i zagadanie, zwłaszcza przy kolegach, nie pasowało do imidżu osoby, którą kreował, więc wymyślił inne wyjście. Zorientował się, kiedy młoda dała sobie spokój z rysowaniem - zamknęła szkicownik, schowała rzeczy- i wtedy też “przypomniał” sobie, że spieszył się do domu i zaczął żegnać z kolegami. W efekcie zanim nieznajoma opłaciła zamówienie, on już wychodził na ulicę. Odszedł kawałek, zastanawiając się nad dobrą wymówką do gwałtownego zawrócenia i rozejrzenia się za nieznajomą, gdy za jego plecami akurat coś zawrzało. Odwrócił się i fartownie wpadł akurat na pannę artystkę. Nie wszystko przewidział, ale to nic takiego - fakt, że ruda wcale nie patrzyła przed siebie i posłała go na chodnik dawał Rene tylko większe pole do popisu. Jęknął z zaskoczenia jak i bólu i zerknął na już przepraszającą go nastolatkę. Jego usta wygięły się w iście szelmowskim uśmiechu przećwiczonym przed lustrem tak wiele razy, że wydawał się jego naturalnym odruchem.
- Jeśli chciałaś zwalić mnie z nóg, było wiele przyjemniejszych rozwiązań. - odparł jak ostatni buc. Chwila, to on nie wymyślił tego wszystkiego by ją poderwać? Dlaczego po szczegółowym zaplanowaniu całej tej akcji powitał ją tak tanim tekstem? A, co gorsza, nie zamierzał na jednym poprzestać.
- Mogłaś chociażby zapytać czy mam ochotę ci pozować. Mam nadzieję, że ujęłaś mnie z dobrej strony. I, że w ogóle masz jakikolwiek talent. Inny niż posyłanie przechodniów na chodnik, rzecz jasna.
Czyli sprecyzujmy - ten bezczelny typ zauważył, że jakaś obca mu dziewczyna najprawdopodobniej (ale nie na pewno!) rysuje go w kawiarni, więc postanowił na nią wpaść tylko po to by jej dogryźć? I gdzie tu logika?! Ano właśnie była i to spora. Po pierwsze - ideały nie istniały. I mając te naście lat nie jest się w stanie non stop takowego udawać. Gdzieś te wszystkie emocje muszą znaleźć ujście i w przypadku Rene Dubois było to wyżywanie się na obcych, których najpewniej nigdy więcej nie spotka. Był lubiany i szanowany w swoim otoczeniu, więc ilekroć miał szansę się z niego wyrwać, zmieniał się w prawdziwego złamasa. Nie zawsze planował to z wyprzedzeniem jak dzisiaj, ale czasem i takie akcje odwalał. Bo czemu nie? Bo kto mu to potem udowodni? Bo co mu szkodzi? Bo miał beznadziejny poranek, a mimo to do tej pory musiał udawać, że wszystko gra. Jeszcze nie znał imienia rudej rysowniczki, ale Nanette popełniła błąd zwracając na siebie uwagę tego semi-psychopaty. W najlepszym wypadku zrujnuje jej humor, a w najgorszym będą częściej na siebie wpadać i zrobi z niej swoją ulubioną ofiarę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeżeli Nanette miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, bo przecież otwarcie nigdy w życiu nikomu by się do tego nie przyznała, to zmuszona była stwierdzić, że ta "niespodzianka" jaką sprezentowała jej matka, spadła na nią, jak grom z jasnego nieba i dla samej nastolatki, nie było to niczym przyjemnym, ani tym bardziej radosnym. Owszem, od niedawna mieszkała w ładnym, dużym, przytulnym domu, ale jednocześnie czuła się w nim obco, nieswojo. Zupełnie tak, jakby była jednym niepasującym elementem, tej idealnej układanki, którą wykreował sobie Joachim Hirsch.
Dziś Rudowłosa spędziła zdecydowanie zbyt wiele czasu w swojej ulubionej kawiarence. Stąd też poniekąd wziął się u niej ten nagły zwrot akcji, w postaci szybkiego opuszczenia danego lokalu. Dziewczyna miała w planach wrócić do domu najdłuższą z możliwych dróg, robiąc sobie przy okazji spacer po okolicy. Niestety w momencie zderzenia z nieznajomym jej plany spełzły na niczym. Jakby tego było mało, "obiekt" jej dzisiejszego zainteresowania, okazał się dupkiem, jakich mało.
- Słucham?! - Zapytała, jakby nie dowierzając temu, co przed momentem dotarło do jej uszu. Zaraz przy użyciu drobnej siły, odepchnęła od siebie tego zarozumialca. Znajdował się zdecydowanie zbyt blisko niej, na tyle, że do jej nozdrzy swobodnie docierał, subtelny zapach męskiej wody toaletowej, której z całą pewnością używał. Do tego ten jego wzrok, tak intensywny, nieustępliwy...stop. To zdecydowanie zmierza w złym kierunku! Nan czuła, że jej zakłopotanie rośnie w zastraszającym wręcz tempie, gdy zrozumiała, że została zdemaskowana. Jej blade policzki pokryły się purpurą i nie była do końca pewna, czy był to efekt złości, czy wstydu?
Po chwili dziewczyna, dostrzegając kątem oka swój znajdujący się na chodniku, otwarty szkicownik, szybko pochyliła się, aby odzyskać swoją zgubę, którą następnie mocno przytuliła do swej piersi, niczym największy skarb. - Urwałeś się z choinki? Chyba nie sądzisz, że marnowałabym swój wolny czas na coś, o czym nie miałabym pojęcia? - Prychnęła, wywracając przy tym swoimi zielonymi oczyma.
- Zazwyczaj zajmuję się szkicami, przedstawiającymi martwą naturę. A Ty...- Urwała wpół zadania, mierząc chłopaka wyzywającym spojrzeniem. - Wydałeś mi się idealnym dopełnieniem mojej pracy. Taki niemrawy człowiek bez wyrazu...- Mruknęła, odwzajemniając przy tym uśmiech, którym rudowłosy chłopak uraczył ją kilka chwil wcześniej. Czyżby świadomie prowokowała nieznajomego? Wszystko możliwe. W końcu właśnie teraz do głosu zaczynał powoli dochodzić piekielny charakterek Panny Dawson. - A teraz wybacz, ale mam zdecydowanie ciekawsze rzeczy do roboty, niż stanie tu z kimś takim, jak Ty. - Dodała, tytułem zakończenia, chcąc przy tym wyminąć tego bezczelnego gnojka.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, czyli panna stalkerka jednak miała jaja? Kto by się spodziewał po babce, która zamiast wprost poprosić kogoś o pozowanie, wolała z daleka kraść jego wizerunek? Do tego, najprawdopodobniej, z marnym skutkiem. Gdyby byli tu teraz znajomi Dubois, rudzielec odpuściłby nie chcąc wypaść przed towarzystwem na kogoś przeciwnego do tego jakim próbował im się zawsze sprzedać. Skoro jednak stali na ulicy kawałek od kawiarni i nie groziło mu przyłapanie przez jego znajomych, Rene postanowił się nie hamować. Dla niego taka ostra wymiana zdań była wręcz odświeżająca. Żal byłoby ją za szybko skończyć!
- “Ciekawsze”, powiadasz? W takim razie nie będę cię zatrzymywał, milady. - parsknął śmiechem i nawet się odsunął jakby szczerze nie zamierzał jej dłużej stać na drodze. Dopiero w ostatniej chwili, gdy nastolatka już wystartowała i przez to miała marne szanse wyhamować, szybko podstawił jej nogę zmuszając do bolesnej wywrotki. Ej, ona jego posłała na chodnik to czemu się miał nie zrewanżować? Oko za oko, ząb za ząb, całowanie gleby za całowanie… wiadomo.
- Serio? Nawet odejść z godnością nie potrafisz? Smutne. - odparł jakby zupełnie nie miał nic wspólnego z jej upadkiem. I w sumie we własnym sumieniu nie czuł skruchy. Sama na to zasłużyła swoim wcześniejszym zachowaniem.
- Wiesz, pomógłbym ci, gdybyś mnie przeprosiła i przyznała się do błędu. Ale domyślam się, że dobre wychowanie to coś czego nie nauczy cię jednorazowe zwrócenie uwagi. - odparł patrząc na nią z góry. Jego miodowe, niemal żółte oczy świdrowały ją na wylot. Za tym chłodnym spojrzeniem czaił się prawdziwy potwór, który dotąd jedynie pokazywał pazurki.
- Miejmy nadzieję, że więcej na siebie nie wpadniemy. - rzucił nagle jakby uświadamiając sobie, że najlepszym dla nich obojga będzie nie rozkręcanie tej scenki jeszcze bardziej. Wszak byli na środku chodnika w biały dzień i to nieopodal kawiarni z której w każdej chwili mogli wyjść nowi ludzie. Nie czekając na reakcję rudowłosej, Rene cofnął się od niej uważnie, pilnując by niczego mu nie wywinęła na koniec i spokojnym krokiem odszedł w swoją stronę.

[zt]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poza ogromem sprzecznych, negatywnych, gryzących się wzajemnie ze sobą emocji, jakie towarzyszyły Rudowłosej przy jej ostatniej kłótni z matką, Nanette chyba nigdy wcześniej nie czuła tak jawnej (i uzasadnionej oczywiście) niechęci względem drugiego człowieka. Jak w ogóle można być tak małostkowym i plującym jadem na prawo i lewo gnojkiem?! Dziewczyna, korzystając z wizerunku nieznajomego, zupełnie inaczej wyobrażała sobie jego osobę, charakter i całą resztę. Jednak, jak widać na załączonym właśnie obrazku, pomyliła się i to bardzo.
W całej tej pokręconej zresztą do granic możliwości sytuacji, jedno było pewne. A mianowicie to, że tego gościa Nan omijać będzie szerokim łukiem. Już teraz, dziewczyna poczęła żywić cichą nadzieję na to, że ich drogi nigdy ponownie się ze sobą nie skrzyżują.
Niestety, po tym jak okropny rudzielec podłożył jej nogę, ta wywinęła orła, padając jak długa na chodnik. - Auuu - Mruknęła tylko cicho, czując jak jej kolano zderza się z twardym jak skała podłożem. Będzie siniak jak nic! - Odbiło Ci! - Teraz to już się wściekła na dobre, gdy ich spojrzenia ponownie się ze sobą spotkały. Nastolatka poza kompletnym skołowaniem zupełnie nie wierzyła w to, co słyszy.
Na domiar złego, akurat w tej chwili nie było w pobliżu absolutnie nikogo, kto mógłby być świadkiem tego przykrego zdarzenia. Jak mieć pecha, to po całości, co nie? - IDIOTA! KRETYN! - Krzyknęła jeszcze, kiedy ten podły wąż powoli się oddalał. Nie myśląc wiele, dziewczyna podniosła się z ziemi i czym prędzej udała się do domu. Kto wie, co jeszcze mogłoby jej się przytrafić, gdyby się nie pośpieszyła...

zt x2
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~1~ Spełnianie się w wypełnianiu wrodzonego, wampirzego potencjału, prowadząc przede wszystkim nocny tryb życia, włącznie z unikaniem bezpośredniego kontaktu ze światłem słonecznym, o dziwo miało swoje minusy. Bynajmniej nie były one związane z przesypianiem godzin porannych, jak i czasem tych wczesnopopołudniowych, to pozwalało przecież uniknąć największych mas ludzkich na ulicach i tak już zakorkowanego Seattle. Nie, nie, w tym momencie problemem były dni wolne od pracy. Czy raczej, w tym konkretnym przypadku, noce. Dla wielu wybawienie, możliwość legnięcia w pościeli o ludzkiej godzinie, chwila spokoju od pijanych, głośnych i momentami wręcz agresywnych gości klubu, ale Jayden nie potrafił podzielać tego entuzjazmu. W jego oczach wolna noc oznaczała katorgę, bezsenność, żałosne przewracanie się z boku na bok w krzywo naciągniętej pościeli, uklepywanie i tak już płaskiej poduszki, próby wyjrzenia na gwiazdy przez zakurzone i usyfione miejskim smogiem okno, oraz całkowitą niechęć do życia następnego dnia. Dlatego tym razem nawet się nie położył. Zamiast piżamy ubrał czarną bluzę, naciągnął na głowę kaptur i wybył z mieszkania, zabierając ze sobą tylko klucze. No i kości do gry, o których obecności zorientował się po wepchnięciu ręki do kieszeni spodni.
Nie miał zielonego pojęcia dokąd idzie, ani dlaczego znalazł się w centrum miasta. Korzystał ze względnego spokoju i ciszy zaledwie raz na jakiś czas przerywanej warczeniem samochodu jakiegoś pirata drogowego, który uznawał puste ulice za prywatny tor wyścigowy. Minął Chinatown i wędrował dalej, gdziekolwiek niosły go nogi, a przynajmniej tak mu się z początku wydawało. Dopiero po kolejnych kilkunastu minutach spaceru zorientował się, że z jego pola widzenia nie znika pewna postać, wędrująca kilkadziesiąt metrów przed nim. Zamknięty w swoich własnych myślach, nie przykładając zbędnej uwagi do otoczenia, przypadkowo śledził nieznajomego już od dłuższego czasu i dopiero teraz zaczął zauważać, że tamten chyba też zdaje sobie sprawę z jego obecności. Jeśli można dojść do takich wniosków po jego kilkukrotnym spojrzeniu przez ramię w przeciągu ostatnich dwóch minut. Co, zgubił się? Czekał na kogoś? Jay z nikłym zainteresowaniem sam spojrzał w tył, ale nie zobaczył tam żadnej żywej duszy, ani zbliżających się samochodów. No nic, nie jego sprawa. Poprawił kaptur, upchnął dłonie do kieszeni bluzy i przyspieszył kroku, decydując się na zakończenie spaceru i powrót do domu. Zalazł tak daleko, że może nawet uda mu się jeszcze zasnąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sytuacja była taka, że im dalej od dołka zwanego pieszczotliwie depresso znajdował się Oliver, tym chętniej i częściej wychodził z domu. Godziny też przesuwały się od tych relatywnie bezpiecznych i wieczornych, aż wreszcie wybijała północ gdy naciągał swoje turkusowe trampki i drałował przed siebie ze słuchawkami w uszach i aparatem fotograficznym w torbie, tak na wszelki wypadek, gdyby znalazł coś ciekawego po drodze. Nie inaczej było tej nocy, początek spaceru był orzeźwiający z powodu poprzedzającego go deszczu, udało mu się nawet złapać na zdjęciu interesujący mural zakamuflowany za kontenerami na śmieci. Ciesząc się z małego skarbu jak dziecko na znaleziony patyk do naparzania w pokrzywy łaził bez celu pustymi uliczkami Seattle, aż w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że ma towarzystwo. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo jakiś facet szedł za nim jak ćma za światłem, skręcał w te same uliczki i czysto po ludzku Hollow zaczynał nabierać przekonania, że to raczej nie jest przypadek. Zrobiło mu się sucho w ustach, ale przestał już oglądać się za siebie tak desperacko, zwłaszcza po tym jak nieznajomy naciągnął kaptur na głowę.
Przyspieszył kroku starając się nie gubić rytmu, liczył w duchu, że lada moment przed oczami wyrośnie mu grupka skorych do pomocy ludzi, albo przynajmniej jakiś otwarty sklep monopolowy, w którym mógłby przeczekać, ale jak na złość - nic. Nawet latarnia którą mijał zamigotała dramatycznie, przez co zrobiło mu się jeszcze bardziej przykro, że pewnie zaraz dostanie czymś w łeb, a rano obudzi się bez nerki, albo i wcale. Miał nadzieję, że Ander zajmie się w razie potrzeby Krewetką, już teraz Oliver rozpoczął cykl wertowania cennych wspomnień ze swoim kotem, aby dokonać żywota z czystym sumieniem.
Przyuważył przed sobą wąskie przejście między kamienicami, w żadnym oknie nie paliło się światło, ale wydało mu się dobrym pomysłem, aby uznać to za bezpieczne wyjście z opresji. Ostro zawinął w lewo modląc się w duchu, by nie usłyszeć za sobą żadnych kroków.
Przeszedł obok. Tak? Chyba tak. Tak! Nie słyszę go! Nie... och. Kurwa.
Usłyszał. Gardło zacisnęło mu się boleśnie, z tym, że już nawet nie chodziło o delikwenta dyszącego mu w kark i czyhającego bez wątpienia na jego opustoszały portfel, ale dlatego, że trafił na ślepą uliczkę. Dalej był tylko kubeł na śmieci i drogę wieńczyła wysoka siatka kładąca kres jego dalszej ucieczce.
Przystanął wpatrując się tępo w w walające się pod nogami resztki nadgnitych owoców i butelki po piwie, odetchnął głęboko - raz, drugi, aż stało się nieuniknione: zaczął hiperwentylować, jak zawsze, kiedy sytuacja go przerastała.
Nie no, nie dam się tak. Mam jakąś godność, nawet ja. Co on sobie myśli, że tak zwyczajnie pozwolę się skroić jak jakiś żółtodziób? Nie ma mowy.
Obrócił się na pięcie z widowiskowo poderwanymi przez powietrze połami przydużej szarej bluzy. Uniósł głowę dumnie, stawiając wszystko na jedną kartę; wyglądaj groźnie. To już połowa sukcesu, reszta wyjdzie w praniu.
- Zgubiłeś tu coś? Bo jak nie, to spierdalaj, bo... - Byłoby zajebiście, gdyby akurat nie kichnął. Cały plan psu w dupę, bo alergia na mandarynki dała mu się we znaki, tylko on, durny jakiś nie zauważył, że stanął akurat obok sterty tego nadpsutego badziewia. Nie był wcale straszny, co najwyżej żal dupę ściskał i jeżeli jego niedoszły oprawca miał jakieś sumienie, to powinien był wiedzieć, że tak felernym eksponatom jak Hollow powinno się okazać litość. I dać spokój, nawet, gdy łamaga miała przy sobie drogi jak fiks aparat fotograficzny.
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie był prymusem ani z geografii, ani z matematyki, ani z jakiegokolwiek przedmiotu, który teraz wydawał mu się niezbędny do wykalkulowania ile czasu zajmie mu powrót do mieszkania. Zaczynając od tego, że nie był do końca pewny gdzie tak właściwie się znajduje, w swoim ślepym podążaniu za przypadkowym towarzyszem podróży dał się wyprowadzić na jakieś osiedle, z którego teraz musiał znaleźć wyjście. Najłatwiejszą opcją byłoby odwrócenie się na piecie i powrót po swoich śladach, jednak to nieszczególnie mu się widziało. Z jednej strony dlatego, że nawet nie pamiętał gdzie miałby skręcić, a z drugiej kierowała nim przemożna chęć odnalezienia kierunku na własną rękę. Co w tym takiego trudnego? Nie było to jego pierwsze rodeo. Rzucił okiem na księżyc, jasny, pełny reflektor walący mu po oczach bez najmniejszej litości, próbując po jego pozycji określić godzinę, albo kierunek drogi, jednak to wymagałoby od niego znajomości geografii. Albo matmy. Bo raczej nie biologii, chociaż zdecydowanie na nią mógł zwalać wszelkie swoje problemy ze snem i fakt, że znalazł się w tej sytuacji. Nie żeby miał narzekać, powinien dojść do końca tej ulicy i sprawdzić czy w pobliżu nie ma jakiegoś przystanku z mapą miasta, może nawet trafiłby na taką niecałkowicie ukrytą pod warstwą graffiti z wymyślną stylizacją najprostszych znanych ludzkości przekleństw. Plan był prosty, zdecydowanie wykonalny, ale kiedy jego przewodnik wszedł w jakąś alejkę także przystanął w jej wejściu, całkowicie automatycznie, jakby spodziewał się, że ten będzie mu towarzyszył do samego South Parku. Uniósł pytająco brew, kiedy otrzymał tak wesołe przywitanie z jego strony i parsknął śmiechem na próbę odgonienia go, przerwaną kichnięciem. Jak kotek.
- Masz godzinę? - spytał, zamiast rzucać się na jego drogocenny aparat, którego obecności nie był nawet świadomy. Skąd miał wiedzieć co ten kurdupel nosi w torbie? - I nie pusz się tak, koteczku, bo ci żyłka pęknie - polecił mu, opierając się ramieniem o ścianę pobliskiego budynku. Obrzucił chłopaka nieco rozbawionym spojrzeniem. Po takim przedstawieniu nawet wielce napalony na obrabowanie go złodziejaszek na pewno by sobie odpuścił, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. - To jak, spróbujesz jeszcze raz? Skończyłeś na tym, że mam spierdalać, bo..? - przypomniał, wyczekując na dalszą cześć obiecującej groźby. Powoli wyjął dłonie z kieszeni i poklepał się po spodniach, z przodu, z tyłu i... kurwa. - Czekaj, zanim zaczniesz mi znowu grozić i przyjdzie mu udawać przerażenie... tym... - tutaj machnął palcem z góry do dołu na całą jego okazałość. - Palisz? Zapomniałem fajek - poinformował go z nikłą nadzieją, że trafił na swojego małego wybawcę. O ile w ogóle mógł palić, w tak przytłumionym świetle równie dobrze mógłby mieć do czynienia z gimnazjalistą o niewyparzonym języku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na szybko kalkulował, czy w razie potrzeby w ogóle doskoczyłby do faceta jakby przyszło mu się bronić - ha! - ale zaliczył przerwanie systemowe, kiedy ten się odezwał. Zamiast wchodzić mu nierozważnie w słowo, Oliver kulturalnie stulił pysk jak gówniarz na kazaniu i mało brakowało, a pokiwałby głową. Już miał wyciągnąć z kieszeni telefon i uprzejmie sprawdzić godzinę, ale zamarł z ręką przy biodrze i rozmyślił się. Może pytał go po to, aby sprawdzić czy nosił coś wartościowego? A nosił, pewnie, że nosił! Całe cztery wypłaty, albo i więcej, upchnięte w niepozorny futerał zawieszony na ramieniu. Komórka też swoje kosztowała, żal byłoby mu się z nią rozstawać.
- Nie - skłamał gładko, może trochę za szybko, aby uznać to za wiarygodne. Ubodła go natomiast uwaga będąca klarownym przytykiem do jego żałosnej próby odstraszenia potencjalnego napastnika, na co Hollow zapowietrzył się widowiskowo, taki był kurczę, groźny.
Przestąpił z nogi na nogę zerkając raz po raz w stronę jedynego wyjścia, które obstawił nieznajomy odcinając mu tym samym drogę ewentualnej ucieczki. Fatalnie to wyglądało w jego oczach, w tak zapyziałej dziurze pewno nikt by nawet nie zauważył, jakby ktoś by go poćwiartował. Zagryzł wnętrze policzka odważnie mierząc typa spojrzeniem, najchłodniejszym na jakie było stać piegowate, blade jak miesiąc chuchro. - Bo zacznę krzyczeć, że się pali. I wtedy zobaczysz. - To było faktycznie nie byle co, każdy miał przecież w dupie, gdy człowiek miał obijany ryj albo co tam jeszcze, ale magicznie na wieść i pożarze wszyscy dostawali jakiegoś speeda i reagowali natychmiast. Liczył, że ta subtelna groźba wystarczy aby zachęcić nieznajomego do odwrotu, ale jakże się zdziwił, kiedy zamiast dać nogę, mężczyzna zapytał go o... fajki? Zbity z tropu Oliver uchylił lekko usta, niezdolny do wyartykułowania zdania z prawdziwego zdarzenia, ręka jednak pomknęła mu do drugiej kieszeni i pod palcami wyczuł paczkę papierosów. To mogła być jego szansa na wyjście z zaułka z prostym nosem. I Ander nie musiałby wyrabiać nadgodzin, by przywrócić go do stanu używalności po tym, jak jakiś podejrzany facet poprzestawiałby mu to i owo. W zupełności starczyło biodro. Dysplajza... dysp... jeden chuj, wypadało, koniec kropka.
- T-taa, poczęstuj się - wymamrotał wreszcie, w pierwszej chwili w akcie zwierzęcego strachu mając zamiar rzucić w niego pudełeczkiem, ale się powstrzymał. Jeszcze by go obraził, a wtedy to już nic dodać nic ująć, wpierdol murowany i dębowa trumienka. Andy pewnie by płakał. Casper zrobiłby mu gustowną wiązankę, a starsza sąsiadka musiałaby sama wozić się po lumpach. Aż go serce ścisnęło na samą myśl.
Niepewnie przestąpił o krok do przodu patrząc na niego nieufnie, dłoń drżała mu niekontrolowanie, ale dzielnie skracał dzielący ich dystans. Zatrzymał się na długość wyciągniętego ramienia, dalej ryzykować już nie chciał. - Mam rozumieć, że nie chcesz mnie tu zamordować? - Użył niewłaściwego słowa, bo gdy wspomniał o tym na głos, wizja dogorywania pod stertą mandarynek żywiej stanęła mu przed oczami. Zaśmiał się histerycznie, prawie upuścił papierosy i uprzejmie zaoferował zapalniczkę, kompletnie nie wiedząc czego spodziewać się po kimś, kto wlazł za nim w ślepą uliczkę. Raczej nie chciał porozmawiać o Jezusie, nie ta pora, nie ta dzielnica. Więc co?
<center><img src="https://i.pinimg.com/originals/a7/68/76 ... ceb7e4.gif" style="width: 300px;padding: 2px;border: 2px solid #ccb7c5;margin-bottom: -30px;"><div style="width: 300px;color: #fff;background: #ccb7c5;font-size: 10px;font-family: Ubuntu Mono;text-transform: uppercase;line-height: 100%;position: relative;margin-bottom: 20px; padding: 2px">six wings, a million eyes, constantly on fire,<br> ability to scream forever</div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family=Ubuntu+Mono" rel="stylesheet">

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”