WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Pride Month
Tęczowy Koncert na Plaży


Tęczowy Koncert na Plaży Alki Beach
29 czerwca, 18:00 - 02:00

Co dwie sceny to nie jedna!
Dla niezdecydowanych, przypominamy: pod Południową Sceną - najbliższą miejskiej strony możecie bawić się w rytmie muzyki klubowej i elektro, granej przez lokalnego celebrytę, DJ’a D. Sniff-Sniff’a. Na Północnej Estradzie, tej bliżej brzegu morza, czekają na Was inne rytmy - rozpoczniemy folkowym koncertem studenckiego zespołu z UoW, a potem na scenę wkroczy powracający po długiej przerwie Harper-Jack Dweller, który uraczy Was bardziej rockowymi klimatami.
Imprezę urozmaicą Wam stoiska z jedzeniem, piwem i prosecco, a zwieńczy wielobarwny pokaz fajerwerków.
Bawcie się odpowiedzialnie i pamiętajcie, że na bramkach czeka Was dokładna kontrola - wszystkie cwaniaczki, które próbować będą wnieść alkohol albo inne używki mogą liczyć się z nieprzyjemnościami!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Koncert na plaży brzmiał całkiem interesująco, nie tylko dlatego, że będzie mogła kogoś posłuchać, ale istniała opcja, że sama może coś pogra, gdzieś na boczku. Dlatego można by połączyć miłe z pożytecznym, ona pogra coś, a i sama będzie aktywnym słuchaczem. Na samo miejsce przyszła w krótkich szortach oraz bluzce na ramiączkach, zaś na plecach wisiała jej gitara klasyczna, 3/4* jedna z jej ulubionych,
Przeszła przez bramkę bez większego problemu, po czym poszła przed siebie, osób było sporo i każdy chodził w swoją stroną. Na dobry początek Rose wybrała miejsce przy plaży. Zdjęła buty i wzięła je w rękę, a następnie usiadła na najbliższym miejscu, gdzie znajdował się piasek, wypakowała gitarę, a następnie ją odpowiednio nastroiła. A gdy dźwięk był odpowiedni dla jej uszu, zagrała coś krótkiego sprawdzając ponownie wydobywany dźwięk z instrumentu trzymanego w dłoniach.
Następnie zaczęła sobie grać pierwszą lepszą melodię, która wpadła jej do głowy, póki co nie interesując się nikim kto szedł obok niej. Po prostu skupiła się na swojej robocie i o czystym, pięknym dźwiękiem wydobywanym z instrumentu.

*jeden z rodzai gitar, 3/4 należy do mniejszych, krótszych palców. Nazywa sie ją też kobiecą gitarą.

Po jakimś czasie siedzenia, nie miała co ze sobą zrobić, także wstała i sobie poszła w inne miejsce, może będzie tam coś ciekawszego do roboty.

z/t
Ostatnio zmieniony 2022-07-07, 19:40 przez Rose White, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Zdążył wrócić z Europy akurat na koniec miesiąca. Właściwie mógłby zaliczyć wszystkie wydarzenia mające miejsce w ostatnie półtora tygodnia czerwca, jednak ognisko jakoś go nie kusiło, bo podejrzewał, że zakończy się to wszystko typowo studencką libacją alkoholową, w trakcie której spiłby się i odwalił coś, czym przez cały lipiec karmiłyby się wszystkie plotkarskie portale i gazetowe szmatławce. Siódmy miesiąc roku był jego czasem spokoju, rozmyślań, a na dodatek miał wyjazd do Azji, więc tak tuż przed nim niekoniecznie miał ochotę na konieczność bezskutecznego tłumaczenia się w mediach. Grafik i tak miał dość konkretnie upakowany najróżniejszymi spotkaniami oraz pracą.
 Rodzinny targ brzmiał z kolei kusząco, jednakże… wolał zabierać mamę w mniej oblegane miejsca, a słowo „rodzinny” wywoływało u niego jakiś ścisk w gardle. Choć minęło sześć lat, wciąż nie do końca radził sobie z brakiem ojca. Jak bardzo różniłoby się jego życie od obecnego, gdyby wypadek nigdy nie nastąpił? Może byłby bardziej popularny, bo poszedłby nie w aktualnie modny pop śpiewany w azjatyckich językach, a w cięższe brzmienia? A może wręcz przeciwnie – nie wybiłby się i zrezygnował z muzycznej kariery, ale zamiast tego o wiele bardziej skupiłby się na aktorstwie? Może…
 Przy morzu będąc. Koncert na plaży brzmiał perfekcyjnie. Choć na początku czerwca miał nieprzyjemność w takich okolicznościach przyrody mieć bliskie spotkanie z niedoszłym utopionym na śmierć jegomościem, wybranie się na taką imprezę było bardzo kuszącą opcją. Zwłaszcza po tym, jak w zaledwie tydzień przejechał przez pięć europejskich miast, samemu latając po scenie od prawa do lewa. Nie kusił go jednak jakiś tam smarczący DJ (Sniff-Sniff – typ sam sobie wbijał gwóźdź w trumnę z taką nazwą), choć coś (a raczej ktoś) z J w swojej nazwie jednak już tak. HJ. Dweller. Już miał okazję podziwiać go z naprawdę bliska, a skoro poznał go osobiście i mógł uciąć biznesową pogawędkę, to teraz wypadałoby przyjrzeć się z bliska każdemu scenicznemu detalowi towarzyszącemu jego wystąpieniom. Już i tak znał większość jego utworów na pamięć (taka przypadłość fana, który w liceum wraz z zespołem się na nim wzorował), ale teraz interesowały go też te bardziej techniczne elementy. Zachowanie przed publiką, ruch, brzmienie na żywo, czy miał jakieś wyrobione nawyki. Na koncercie Dwellera był może raz, albo dwa. Aż wstyd się przyznać, ale po prostu na ogół nie mógł się zgrać z własnymi terminami. A jeszcze gorzej, że ze względu na swój wzrost nie wszystko też widział.
 Ustawił się w pobliżu wejść dość wcześnie, wraz z grupą znajomych również wybierających się na widowisko. Dla zabicia czasu wygłupiał się z tancerzami, robiąc poniekąd próbę czy innego bezalkoholowego, ale za to muzycznego before’a. Musieli jednak oszczędzać siły, żeby potem dotrwać do tej drugiej w nocy, albo i dłużej – zanim przepłyną przez tłum i wrócą do domów… W końcu jednak oczekiwanie się skończyło, można było grzecznie przejść przez kontrolę (a że nie miał przy sobie nic zabronionego czy dziwnego, to i nie trwało to długo), a potem się rozproszyć na niemal wszystkie strony świata. Trochę się powłóczyć, porozmawiać, pośmiać się i ustawić pod sceną w pobliżu morza. Chciał być jak najbliżej (głównie przez to, że był konusem). Koncert studentów też nawet go ciekawił – jak nic część zespołu znał jeszcze z chwil, kiedy sam się uczył. Jednak to Harperowi chciał posłać serduszko ułożone z dłoni podniesionych ponad swoją głowę. Tylko będzie musiał się postarać nie zapiszczeć jak psychofanka. Wystarczyło, że go z zaskoczenia przytulił na spotkaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uwaga z kategorii: lekko rasistowskie. Patrząc na to, w jaki sposób Ettel Franka Schechter toczyła wojny, ktoś mógłby się porządnie zdziwić, jakim cudem jej naród w ogóle przetrwał wszystkie te wojny, pandemie i potyczki fizyczno-werbalne z rowerzystami.

W jakiś zaskakujący, zupełnie nielogiczny sposób Ettel toczyła bowiem walczyła w wyłącznie tych nieistotnych sporach, całą energię zużywając na wściekanie się na miejskich rowerzystów właśnie, protekcjonalnych facetów w kawiarni czy ludzi, którzy przechodzili na czerwonym świetle na skrzyżowaniach (no naprawdę, co oni robią z całym tym zaoszczędzonym czasem?).

Co roku, od mniej więcej połowy czerwca, całkowicie poświęcała się więc głębokiej nienawiści do lata.

Żeby było jasne: nie była żadną psycholką, lubiła niektóre rzeczy, z jakimi wiązało się lato. Na przykład lody - z tych modnych lodziarni w centrum miasta, przed którymi musiałeś odstać swoje w kolejce, ale w nagrodę dostawałeś lody o smaku nerkowców, aperola czy regionalnego sera. I białe wino. No i sukienki - a raczej: kupowanie kolorowych sukienek późną jesienią, gdy codziennie nosiłaś już swetry i długie skarpetki, i kiedy bardziej przydałaby ci się ciepła piżama z długim rękawem, ale zamiast tego dodawałaś do koszyka letnią sukienkę, o której zapomnisz mniej więcej w grudniu i latem założysz ją dokładnie dwa razy. I pikniki. I białe wino. I wieczory spędzane poza domem, gdy latem wszystkim chciało się jakoś bardziej i wyjście o dwudziestej pierwszej, gdy na zewnątrz wciąż było jasno, a w powietrzu czuć upał sprzed kilku godzin, w niczym nie przypominał tej samej godziny w sezonie jesienno-zimowym, gdy najlepszym pomysłem wydawało się pójście do łóżka (samemu lub w towarzystwie, do wyboru). I śniadania jedzone na zewnątrz. A także białe wino.

Ale co z tego, skoro było tak ciepło, że nie dało się żyć? Zwłaszcza w mieście, a niektórzy mężowie - ale oczywiście nie będziemy wytykać nikogo palcami, przecież nie jesteśmy małostkowi - postanawiali akurat - kurwa - w - lipcu zacząć pracę przy nowym spektaklu, przez co Ettel pozostało już chyba tylko położyć się gdzieś na nagrzanym chodniku Seattle i umrzeć.

Albo dotrzeć na imprezę, która jakimś sposobem okazała się koncertem związanym z pride month, co stawiało jej randkę spotkanie z Lavą w nieco nowym świetle. A kiedy już udało jej się odnaleźć dziewczynę i jej koc, po prostu klapnęła na ziemię obok Lavy i na dzień dobry poiformowała: - Nienawidzę lata. To znaczy, nie chcę brzmieć jak jakiś Grinch w wersji… letniej, ale, no cóż, nienawidzę lata - odgarnęła sobie włosy do tyłu i dodała: - No a poza tym: cześć, ładnie wyglądasz - nie dlatego, że są komplementowała, po prostu w tę pogodę to było zdecydowanie trudniejsze niż zazwyczaj, więc chciała to docenić. - Sprawdzałaś już, gdzie jest ta restauracja od makaronu czy musimy ich poszukać?

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#41
Toczenie wojen nigdy nie leżało w kręgu zainteresowań Lavy. Chociaż jej poglądy w wielu kwestiach były silne i sprecyzowane, tak bardzo pragnęła nie tracić swojej energii na przejmowanie się rzeczami, na które nie ma wpływu. Nie była już pewna czy to lata terapii, na którą wysłali ją rodzice, gdy ta miała zaledwie kilka lat i próbowała odnaleźć się w nowej rzeczywistości, czy po prostu jej natura, skłaniały ją ku unikaniu konfrontacji. Szczerze? Wolała się nad tym nie zastanawiać, gdy w jej głowie i tak przeplatały się setki niepokojących i uciążliwych myśli. Dlatego zawsze uciekała, przez lata wypracowała taki właśnie mechanizm obronny, który w większości przypadków sprawdzał się całkiem nieźle.
Aktualnie była w bardzo dziwnym momencie swojego życia, którego, co trzeba szczerze przyznać i chyba, o dziwo, zrobiła to nawet sama przed sobą, najzwyczajniej w świecie nie rozumiała. Czuła się tak, jakby żyła w jakimś zawieszeniu, z niepokojem myśląc o nadchodzących dniach, ze smutkiem wspominając minione tygodnie, z rozżaleniem analizując podjęte przez siebie, ale też z nutką ekscytacji wracając do życia. Może była to kwestia leków, a może faktu, że do jej życia powrócił Lucas, który próbował jej pomóc, a jej myśli zaprzątał uśmiech prześlicznej brunetki. No dobrze, nie tylko uśmiech. Na zajęciach jogi miała bowiem idealne miejsce, by co jakiś czas przesunąć wzrokiem po jej nogach albo tyłku, których kształt podkreślały opinające sportowe leginsy.
Pomysł pikniku wydawał się więc idealny, by móc ukradkiem spojrzeć na nogi siedzącej obok Ettel. Trochę liczyła też na to, że pogoda naprawdę dopisze, a Ettel wykorzysta okazję, by włożyć sukienkę. I nie zawiodła się. Na twarzy Lavy pojawił się uśmiech, gdy dostrzegła idącą w jej stronę brunetkę. Od dobrych kilku minut siedziała już na miękkim granatowym kocu, na którego brzegu leżała duża materiałowa torba, w którą Hale zmieściła butelkę wina, pudełko ze świeżymi owocami, a także dwa emaliowane błękitną farbą biwakowe kubki. Kieliszki i kosz piknikowy przeszły jej przez myśl, oglądała już nawet w sklepie gotowy zestaw, ostatecznie jednak stwierdziła, że na pikniki nie chodzi tak często, by poczynić jednorazową inwestycję. Nie lubiła niepotrzebnych zakupów, bo przy każdej przeprowadzce sprawiały one tylko duże problemy i nie miała ich gdzie podziać. Natomiast jedną z rzeczy, w którą Lava zainwestowała, były plecione bransoletki w kolorze tęczy. Sugerując się miejscem i datą, którą zaproponowała Ettel, przygotowała się do obchodów pride month.
– Dlaczego? – zaśmiała się, zadając to pytanie. Sama uwielbiała lato, a jej marzeniem było większość swojego życia spędzić w miejscach, w której jest ciepło. – Cześć, dziękuję, ty również ładnie wyglądasz. – posłała jej uśmiech, pozwalając sobie na przesunięcie spojrzeniem po sylwetce sukience kobiety. Sama miała na sobie długie i szerokie lniane spodnie z wysokim stanem w kolorze ciemnej głębokiej zieleni, na górze czarny i krótki, również lniany top na cienkich ramiączkach, a obok niej na kocu leżała lekka wzorzysta koszula. – Jeszcze nie miałam okazji. Jest tu tyle ludzi, że uznałam, że najlepszym pomysłem będzie zająć sobie jakieś miejsce, a dopiero potem poszukać makaronu. – odpowiedziała na jej pytanie, rozglądając się przy tym wokół siebie. Ludzie tłumnie schodzili się wokół sceny, na której niedługo miał się zacząć koncert. Lavie udało się zająć miejsce w mniej zatłoczonej przestrzeni, jednak była przekonana, że w ciągu następnej godziny mogło się to zmienić.
– Miejsce i okazja zobowiązują. – stwierdziła po chwili, ściągając z nadgarstka jedną z bransoletek i podając ją Ettel.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To idiotyczne wojowanie też było niczym innym jak przywilejem - podobnym do płacenia za zajęcia z jogi, na których pojawiała się z nie do końca praktyczną, ale ładną matą do ćwiczeń, która w dodatku pasowała jej do legginsów (również kupionych specjalnie na jogę). Przecież gdyby nie mieszkała w dużym mieście, po którym jeździły klimatyzowane tramwaje, a sytuacja życiowo-finansowa nie pozwalała jej marnować czasu i energii na dość przeciętne próby literackie… na pewno miałaby większe problemy niż lato i rowerzyści.

Zupełnie na marginesie: ludzie jeżdżący rowerami po miastach nieprzystosowanych do rowerzystów byli szczególnie widoczni (a także irytujący) zwłaszcza latem, co tylko pogłębiało niechęć Ettel zarówno do jednego, jak i drugiego.

To nie tak, że zupełnie nie miała większych problemów. Przynajmniej je miewała, a w radzeniu sobie z mniejszymi i większymi sprawami, jakie zaprzątały jej głowę, nie pomagał jej całkowity brak odporności na przygnębienie. Nie wiedziała dlaczego tak się dzieje, ale zwykle czuła większy smutek niż p o w i n n a. Sytuacje, które innych mogły zasmucić tylko na krótki moment - ci sami inni zaraz otrzepywali piórka z całego gówna i ruszali dalej - jej wydawały się niemożliwe do przeskoczenia. Zamiast tego reakcją Ettel na smutek czy lęk była panika, bo zaczynała się bać, że to uczucie nigdy nie znikną. Podobnie jak ten głupi upał, bo teraz wydawało jej się zupełnie niemożliwe, że za kilka miesięcy znów będzie musiała zakładać czapkę przed wyjściem z domu, a czekając na przystanku, będą jej marzły palce.

- Jest gorąco - powiedziała, jakby to był nie tylko oczywisty, ale zupełnie wystarczający powód. - A w tramwajach ciągle śmierdzi. Poza tym to okropnie niesprawiedliwe, że tylko dzieci mają wakacje, ja też bym chciała - była gotowa dalej pomstować na lato, ale sama siebie rozproszyła, wyciągając z plecaka… - O, mam korkociąg! - poinformowała triumfalnie, położyła go między nimi i westchnęła. - Poza tym przyniosłam też hummus. I ciastka. Chętnie wytłumaczyłabym ci, po co je przyniosłam, skoro umówiłyśmy się na makaron, ale nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - przyznała, wyciągając też jedzenie, patrząc na Lavę z Miną Winowajcy.

Wierciła się przez chwilę, starając się równocześnie usiąść wygodnie i nie pokazać Lavie na dzień dobry majtek, a potem pokiwała głową, gdy dziewczyna przedstawiła swój plan. - Tak, to brzmi chyba najmądrzej. Naj… najbardziej mądrze? No, najlepiej - jak zwykle uratowała się synonimem i rozejrzała się. - Wiesz w ogóle, kto będzie grał? Jeden to ten JJ Weller, a drugiego zespołu nie znam, więc mam nadzieję, że to nie będzie porażka - mogła się tylko pocieszać tym, że nie powinno być gorzej niż na koncercie, na który zabrała Jina. - Oja, jakie to kochane! - ożywiła się, gdy dostała biżuterię (no wiadomo) i wyciągnęła rękę, żeby Lava mogła jej zawiązać bransoletkę. - Dziękuję, teraz czuję się trochę bardziej jak na wakacjach. To znaczy: jak na tych obozach, na które jeździ się latem i z którego możesz wrócić z bransoletką przyjaźni. Jeździłaś na obozy, jak byłaś młodsza? I co w ogóle robiłaś w wakacje jako dziecko? - zarzuciła Lavę potokiem słów, ale wreszcie spojrzała na nią i dała jej mówić - tym bardziej, że sama Ettel zabrała się właśnie za zaciskanie bransoletki nieco mocniej i postanowiła to zrobić, owszem, przy pomocy własnych zębów.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Och. – westchnęła od razu, słysząc dość oczywistą odpowiedź Ettel na zadane przez nią pytanie. Miała rację, było gorąco i Lava doskonale wiedziała o tym, że nie każdy lubił wysokie temperatury. Ona nigdy nie miała z nimi problemu, a gdy tylko słonce pojawiało się na nieboskłonie, czuła się, jakby doładowywało jej życiową energię. A jeśli mowa o słońcu, to należało również pamiętać o okularach przeciwsłonecznych, które panna Hale ubóstwiała. Miała kilka par, tak by każdy fason pasował jej stroju albo okoliczności. I choć nigdy nie zależało jej na tym, by ubierać się odpowiednio do okazji, pory dnia, zgodnie z ułożeniem planet na niebie, trendami, czy społecznymi oczekiwaniami, to jednak uważała, że okulary były stylowym dodatkiem, który potrafił doskonale uzupełnić stylizację. Jak dobra torebka albo buty. – Zgadzam się… i… zgadzam się. – przytaknęła, doskonale wiedząc, co czuje jej rozmówczyni. Miała rację z tym smrodem w komunikacji miejskiej, chociaż miała to szczęście, że poranną audycję rozpoczynała na tyle wcześniej, że jeszcze nad ranem nikt tak bardzo nie śmierdział i dało się pokonać drogę, chociaż w jedną stronę w normalnie pachnącym tramwajowym powietrzu.
– Świetnie, bo ja zapomniałam. – właśnie w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że nie sprawdziła, jak zamknięte jej jest wino i że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent potrzebny będzie korkociąg. Podobno te w prawdziwym korkiem były najlepsze. – Cóż… – zaśmiała się, widząc minę Ettel i sama sięgnęła po swoją torbę. Wyciągnęła z niej butelkę białego wina oraz pudełeczka. W jednym były pokrojone już owoce, w innym ciasto, którego oczywiście sama nie upiekła, ale kupiła w swojej ulubionej cukierni. Posłała Ettel podobne spojrzenie, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Mam nadzieję, że nie jadłaś przed wyjściem, bo ja również nie mogłam się powstrzymać i zabrałam coś poza winem. – dodała, dalej pokazując jej zawartość torby, czyli emaliowane kubeczki i paczkę krakersów. Wyglądało na to, że miały sporo jedzenia i mogły wybierać czy zjedzą swój piknikowy prowiant, postawią na makaron, a może wepchną w siebie wszystko? Jeśli nie planowały szybko zakończyć tego spotkania, to miały przed sobą jeszcze sporo czasu, by zjeść, chociaż połowę tego, co miały.
– Najmądrzej i najlepiej. – odparła z uśmiechem, nie chcąc Ettel poprawiać, a dać jej znać, że obie formy będą okej. Alenie obchodziło jej to, czy mówi dobrze, bo była przy tym absolutnie urocza. – Jakiś DJ, z tego, co kojarzę. I Dweller. Harper-Jack. – odpowiedziała na jej pytanie, bo jednego z wykonawców doskonale znała. I to osobiście. W tym właśnie momencie uświadomiła sobie, jak fantastycznym pomysłem było tu przyjść, zjeść ten makaron, napić się winka, a potem wkręcić na backstage, jeśli tylko Ettel by chciała. – Myślisz, że to będzie muzyka, która przypadnie ci do gustu? Znasz jego twórczość? Kiedy zaczną, zrobi się tu całkiem głośno. – uniosła pytająco brew, ciekawa tego, czego brunetka lubiła słuchać. Muzyka była bliska sercu Lavy, to też chętnie rozmawiała o niej z innymi.
– Koncert z okazji pride month kojarzy ci się z wakacjami? Dziewczyno… – musiała przyznać, że całkiem jej się to podobało. Nawet pokiwała głową z uznaniem. Skoro Ettel w taki albo podobny sposób spędzała wakacje, to bardzo chciała o nich posłuchać. Najpierw jednak wywołana do odpowiedzi, musiała opowiedzieć o swoich. – Jako dziecko jeździłam na obozy i to naprawdę przeróżne. Mam dość liczną rodzinę i mama zawsze próbowała pozbyć się nas z domu na dłużej, szukając nam czegoś, co będziemy kontynuować po powrocie. Były więc typowe obozy z wyjazdami nad jezioro i pływaniem na windsurfingu, ale też teatralne, wspinaczkowe, nawet jeden survivalowy… bo jeden z moich braci sobie zażyczył i oczywiście pojechaliśmy wszyscy. Zasadniczo jako dziecko się nie nudziłam. A czas poza wyjazdami spędzałam w ogrodzie albo na jakiś wycieczkach z rodzicami. A ty? – próbowała jakoś to streścić, bo jednak opowieści o tym, że była na obozie w wieku dziesięciu lat nie były według niej niczym ciekawym. – O wiele ciekawsze wakacje miałam będąc już nastolatką. – przyznała z uśmiechem, te czasy wspominając o wiele lepiej. A może nie tyle lepiej, a z większą ekscytacją.
Ostatnio zmieniony 2022-07-24, 19:45 przez Lava Hale, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spojrzała na Lavę z lekkim rozbawieniem, gdy ta przyznała jej rację (w duchu może nawet uznała, że dziewczyna zdała właśnie test na niebycie psychopatką, bo gdyby nie przeszkadzali jej śmierdzący ludzie i upał, Ettel zastanowiłaby się dwa razy, czy na pewno siedzenie z nią na kocu to taki dobry pomysł) i kontynuowała swoją antyletnią kampanię: - Poza tym latem nawet głupio rozmawiać o pogodzie. Bo zobacz, zimą rozmowy o pogodzie są bardzo wdzięczne: można wspólnie narzekać, że szybko robi się ciemno, opowiedzieć o tym, że w zeszłym tygodniu prawie odmroziłaś sobie stopy… możesz też opowiedzieć mi, że okropnie zmarzłaś, a ja bym wtedy powiedziała, że ojej, jaka jesteś biedna. Ale, z całym szacunkiem, trochę nie chcę słuchać o tym, że się cała spociłaś w drodze do sklepu - nie, żeby to był powód do wstydu, było gorąco, to ludzie się pocą i tyle, ale jednak… no nie. - Wiesz co jeszcze? Kiedy jest upał, nie możesz rozmawiać o ciśnieniu. A rozmowy o ciśnieniu są najlepsze - dodała. Przecież ziewanie i tłumaczenie, że to “coś z ciśnieniem” było nieodłącznym elementem dorosłości, a upał to uniemożliwiał.

Na szczęście (chociaż to się jeszcze okaże) w upał wciąż można się było najeść po korek, a Ettel musiała się roześmiać, gdy okazało się, że mają jeszcze więcej jedzenia niż przypuszczała. - Nie jadłam. I możemy udawać na przykład, że obie jesteśmy po prostu odpowiedzialnymi dorosłymi, które nie piją na pusty żołądek - zaproponowała, a kiedy odkryła, że przekręciła nie tylko imię (inicjały?), ale też nazwisko, nie pozostało jej nic innego jak otworzyć hummus. - Wiedziałam to - skłamała i uśmiechnęła się do Lavy w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości, że nie miała pojęcia. Wyciągnęła rękę po butelkę wina, żeby ją też otworzyć (mam nadzieję, że Lava doceni, jaka dżentelmenka jej się na tej randce trafiła) i pokręciła głową. - Tak… normalnie? Wiem, kto to jest, ale nie słucham go dużo. Głównie dlatego, że w ogóle nie słucham dużo muzyki - wzruszyła lekko ramionami, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że właśnie wyskakiwała z dość kontrowersyjnym stwierdzeniem. Nie miała pojęcia, czym zajmuje się Lava, ale zwykle kiedy o tym mówiła, reakcja była taka sama: lekkie zdziwienie związane z tym, że można funkcjonować w ten sposób, ale też lekka obawa, że Ettel była psychopatką, skoro mówiła takie rzeczy.

Uporała się z winem i roześmiała, słysząc komentarz Lavy. Nie chodziło jej teraz o sam koncert, ale o siedzenie na kocu i wymienianie się bransoletkami, ale nie chciała przerywać dziewczynie, żeby jej to teraz tłumaczyć. Zamiast tego skupiła spojrzenie na Lavie, która opowiadała o swoich wyjazdach teatralnych, no i co ja mogę powiedzieć - najwyraźniej Ettel miała swój typ, o którym sama do tej pory nie wiedziała. Zapisała sobie w pamięci, żeby potem opowiedzieć jej o Arsonie (mhm), ale teraz uśmiechnęła się w odpowiedzi na obóz survivalowy. - Survival dla ośmiolatków brzmi doskonale - zapewniła. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy ma ochotę opowiadać Lavie, jak jej wakacje wyglądały naprawdę, ale zaraz sięgnęła na truskawkę i wzruszyła ramionami - trochę do swoich myśli, a trochę żeby ostrzec, że w jej opowieści nie będzie nic szczególnego. - Moja rodzina jest dość… religijna. Ja nie jestem, no ale jak byłam mała, musiałam często chodzić do synagogi i na wszystkie te imprezy, bo rodzice byli też… właściwie wciąż są… wiesz, mocno zżyci ze swoją… gminą? No nie wiem, z tą wspólnotą po prostu - okropnie to było irytujące, próbować opowiedzieć o czymś, co od dziecka było dla ciebie normalne i zrozumiałe, ale nie mieć słów, żeby to zrobić. Przecież nigdy ani ona, ani jej rodzina nie nazywali tego angielską gminą, dla samej Ettel to słowo też nic nie znaczyło, ale była niemal pewna, że gdyby spróbowała z jakimś kahałem, Lava nie zrozumie o czym mówi. Powinna też powiedzieć, że jej rodzina była nie tyle religijna, co ortodoksyjna, ale już dawno nauczyła się, że lepiej unikać tego słowa, jeśli nie chce potem tłumaczyć, że nie, to nie to samo co Unorthodox na netflixie. - Więc jeśli jeździłam na jakieś obozy, to tylko na te religijne. Zdziwisz się, jak ci powiem, że tam nie wymienialiśmy się tęczowymi bransoletkami? - uśmiechnęła się i sięgnęła po jakąś truskawkę. Miała nadzieję, że to nie będzie żadna duża sprawa dla Lavy, ale mimo to była trochę spięta, czekając na jej reakcję.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Roześmiała się, teraz w pełni rozumiejąc, co Ettel miała na myśli, że nie lubi lata. To dawało jej pełny obraz tego, co czuła kobieta. – Ach, czyli trochę też chodzi o narzekanie? – w rozbawieniu uniosła jedną brew i wlepiła w brunetkę swoje spojrzenie. – A co z ciśnieniem przed burzą? – zmarszczyła lekko czoło. Przecież na to można było narzekać! Gdy tylko robiło tak nieprzyjemnie duszno, niebo ciemniało i każdy czekał, a w końcu usłyszy grzmot i się rozpada, by rozładować atmosferę. – Latem można narzekać na to, że trzeba używać dużo kremu z filtrem, że jest więcej ludzi na ulicach. No i na dzieciaki, które zamiast siedzieć w szkołach, to szlajają się po mieście. – podzieliła się z Ettel tym, na co mogłaby narzekać, gdyby chciała to robić, jednocześnie sygnalizując (choć nieumyślnie) swoje podejście do dzieci. – Muszę przyznać, że wolę w drugą stronę… trochę pochwalić lato. Słońce i fakt, że nie trzeba tak dużo suplementować witaminy D, można jeść sezonowe owoce, nosić lekkie ubrania, no i wieczory są dłuższe. I rano jest jasno. – uśmiechnęła się, bo choć były to małe rzeczy, to Lava lubiła je dostrzegać. O wiele przyjemniej jechało się jej do pracy, gdy o szóstej rano było już słońce, w przerwie mogła jeść truskawki, a potem wypić mrożoną kawę. Naprawdę nic więcej do szczęścia nie potrzebowała.
Przytaknęła tylko, zgadzając się z Ettel. Lava lubiła jeść i jakoś nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy pije na pusty żołądek, bo do alkoholu lubiła coś przekąsić. Zresztą za sobą już miała czasy studenckiego szaleństwa i picia bez pomyślunku, a teraz jej wyjścia na drinka wyglądały zupełnie inaczej. Spotkania ze znajomymi przeważnie odbywały się przy jakiejś kolacji oraz oczywiście przy drinku.
– Nie lubisz słuchać muzyki? – zapytała, a jej twarz od razu spoważniała. Była to poważne pytanie, a Lava czuła się zaintrygowana. Pół swojego życia spędziła z muzyką. Najpierw ucząc się grać na gitarze, potem na pianinie, a także śpiewając. Później szukała swojej drogi, największą przyjemność czerpiąc ze słuchania muzyki, a nie jej tworzenia. Jednak zdobyte umiejętności ułatwiły jej drogę do zawodu, którym obecnie się zajmowała. A także poznanie Dwellera i wielu innych muzyków osobiście.
– Żebyś wiedziała. – zaśmiała się, bo wspomnienie obozu wcale nie było takie złe. Wychowana z kilkorgiem rodzeństwa była wprawiona w boju, potrafiła wspinać się po drzewach, szybko biegać, czy stworzyć miecz z patyka, a obóz był dla niej świetnym doświadczeniem, chociaż wyjątkowo trudnym.
Zawiesiła na Ettel swoje spojrzenie, gdy ta opowiadała o swoich wakacjach, a raczej próbowała wytłumaczyć, jaka jest jej rodzina. Każda rodzina była inna, a będąc dzieckiem, nikt nie miał wiele do powiedzenia w sprawie preferencji obozowych, światopoglądu, czy wiary. Lava rozumiała, dlatego pokiwała powoli głową, nie zagłębiając się w temat, który wyraźnie był dla Ettel trudny. – Miałam trochę nadziei, że jednak się wymienialiście, ale jeśli mówisz, że było inaczej… – zażartowała, chcąc rozluźnić nieco atmosferę. Nie oceniała przecież poglądów rodziny swojej towarzyszki.
– To co, za tęczowe bransoletki? – uniosła swój kubek w geście toastu i uśmiechnęła się szeroko do Ettel.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie lekceważ narzekania, zwłaszcza kiedy jesteś z ludźmi i musicie o czymś rozmawiać - wzruszyła ramionami z rozbawieniem, zupełnie jakby chciała pokazać Lavie, że to nie ona ustala reguły gry, tak już po prostu było. Nie uważała samej siebie za wielką marudę - czasami narzekała, jasne, ale dużo bardziej w stylu Ettel było wypieranie niewygodnych faktów i ignorowanie ich tak długo, jak tylko była w stanie, a narzekanie wiązało się z jakimś zaakceptowaniem stanu rzeczy, skoro można już było się na to uskarżać. - No wiesz, zwykle dużo łatwiej toczy się rozmowa, kiedy przyjdziesz i powiesz “co za okropne korki, autobus mi się spóźnił” niż “miałem wspaniały poranek i świetną drogę do pracy” - nie wiedziała od czego to zależy: od tego, że zwykle po prostu łatwiej się narzeka, łatwiej zapamiętujemy złe rzeczy, więc bez trudu wygrzebiemy z pamięci historię o paskudnej drodze do pracy sprzed kilku dni niż o tej, gdy wszystko poszło zaskakująco sprawnie, czy może chętniej się odsłaniamy, opowiadając o drobnych niedogodnościach niż małych sukcesach (zwłaszcza że to pierwsze nie wymaga nawet dużego odsłonięcia się), ale była przekonana, że to reguła. - To jest inne narzekanie - wyjaśniła Lavie tonem ekspertki (którą, jak widać, była), sięgnęła po jeszcze jedna truskawkę i wyjaśniła: - Bo to i tak sprowadza się do pogody. Kiedy latem zbiera się na burzę, mówicie, że to dobrze, niech spadnie deszcz, może się wreszcie trochę ochłodzi, bo teraz nie da się żyć. I koło się zatacza, bo znów wracacie do opowieści o tym, jak jest gorąco i jak bardzo się pocicie w upał. A jesienią narzekacie po prostu na głupi deszcz i pogodę, przez którą boli was głowa i na to, kto wypił dzisiaj więcej kawy - uśmiechnęła się. A potem musiała trochę ugryźć się w język, bo do zalet lata bardzo miała ochotę dodać, że przy okazji płoniemy w miastach, te sezonowe owoce co roku są coraz droższe, a przez katastrofę klimatyczną te dzieciaki już niedługo nie będą się szlajać latem po centrach handlowych, bo będą musiały walczyć o wodę. Postanowiła jednak nie ujawniać się z tym, że jej życiowy optymizm był bardzo mocno nienachalny. - To lato mogłoby się wziąć i trochę ogarnąć, ale przynajmniej cieszę się, że mieszkam w miejscu, w którym są wyraźne pory roku, wiesz? Nie chciałabym mieszkać na przykład na Florydzie, ale nie chciałabym mieszkać też gdzieś, gdzie przez cały rok jest tak samo zimno - a w przypadku Ettel to wcale nie było takie oczywiste, bo gdyby Arson mieszkał na Grenlandii, to pewnie właśnie zasuwałaby w kurtce na jakieś polowanie na foki, zamiast piknikować z Lavą.

- Mm, nie powiedziałabym, że nie lubię - uspokoiła dziewczynę, bo skąd miała wiedzieć, że siedziała tutaj z prezenterką radiową? - Po prostu nie jestem nią jakoś przesadnie… podekscytowana - uśmiechnęła się, świadoma tego, że za to też można byłoby ją wyklnąć. - No wiesz, to tak jak z filmami: niektórzy lubią te trzygodzinne, czarno-białe filmy, w których nikt nic nie mówi, festiwale filmowe i chodzą na Jarmuscha do kina, chociaż grają go tylko po dwudziestej drugiej, a inni po prostu włączają coś na netflixie jak leci, ale to jeszcze nie znaczy, że nie lubią filmów. Więc, no wiesz, statystycznie prawdopodobnie częściej włączam na spotify podcast niż jakąś płytę. I zwykle jest mi dość obojętne, jaka muzyka leci, więc na koncercie też nie jestem zbyt wymagającym towarzystwem - nie była tylko pewna czy Lava uzna to za jej wadę, czy jednak zaletę.

- Tęczowe bransoletki brzmią super - zapewniła, absolutnie nie dlatego, że chciała teraz poderwać Lavę, a po prostu dlatego, że sam toast wydał jej się uroczy, zwłaszcza w kontekście jej bransoletkowych niedoborów z dzieciństwa (szkoda tylko, że główna zainteresowana o tym nie wiedziała…). Napiła się swojego wina, zanim powiedziała: - No dobra, ale zimą nie mogłabym pić wina w parku. Przynajmniej nie bez ryzyka przeziębienia.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Spoglądała na Ettel, starając się jakoś zamaskować uśmiech, który miała na twarzy. Trochę ją to bawiło, ale tylko dlatego, że sama nie przywykła do wymuszonych rozmów, w których poruszało się temat pogody albo drobnych nieszczęść, na które można było ponarzekać, byleby o czymś mówić. Wolała milczeć, naprawdę. Może to była różnica kulturowa, a może po charakter Lavy. I tak dużo mówiła w pracy, naprawdę jej to wystarczało. Wychodziła też z założenia, że jeśli przy kimś milczało się komfortowo, to znaczyło, że była to całkiem niezła relacja. Kiwała powoli głową, słuchając swojej towarzyszki i zamierzając jej przerywać ani z nią dyskutować. Miały prawo mieć odmienne zdania na ten temat i szanowała to w pełni.
– Nadal, i to zdecydowanie wolę drugą opcję. – odparła i wzruszyła lekko ramionami. Lubiła szukać pozytywów nawet w tak prostych i przyziemnych rzeczach. Wolała zauważyć i zapamiętać, że tego dnia autobus przyjechał na czas, a ona z uśmiechem i na twarzy prowadziła audycję, niż zdyszana i zdenerwowana od samego rana psuć sobie i ludziom wokół siebie nastrój. – Wydaje mi się, że dużo w tym narzekaniu jest naszej winy. Po pierwsze chcemy, żeby ludzie nam współczuli. Przecież jeśli powiesz, że miałaś okropny poranek, bo spóźnił się autobus, samochód wjechał w kałużę i cię ochlapał, a na dodatek zapomniałaś parasola, to ktoś na pewno spojrzy na ciebie z pełnym przejęcia spojrzeniem, westchnie i powie „współczuję, miałaś fatalny poranek”, a ty być może poczujesz się lepiej. – zaczęła, chcąc podzielić się z Ettel, co o tym sądzi. – Z drugiej strony nie chcemy, żeby ludzie w jakiś sposób poczuli się źle z faktem, że coś miłego nas spotkało? Wiesz, kiedy wpadasz do biura, chwaląc się, jak to pięknie układają ci się włosy, i muszę zauważyć, że naprawdę pięknie się układają, opowiesz anegdotkę o tym, że w kawiarni dostałaś dodatkowe ciastko, to ktoś może poczuć się przez to gorzej. – dokończyła, w swoją wypowiedź wtrącają komplement. Mimo upału, na który Ettel tak żywo narzekała, jej włosy wyglądały niesamowicie. – Bardzo mi się podoba, że masz na ten temat takie zdecydowane zdanie. – zauważyła z uśmiechem, przechylając głowę i zerkając na twarz kobiety. Nie było w tym nawet krzty ironii. Uwielbiała ludzi, którzy mieli swoje zdanie i potrafili się nim dzielić z innymi. – Floryda mogłaby być męcząca nawet z wyraźnymi porami roku. – zażartowała, sięgając po ciastko. Sama Lava pewnie wybrałaby miejsce, które odpowiadałaby jej samej, niekoniecznie patrząc na drugą osobę. Było to cholernie egoistyczne i niestety przez takie wybory kolejny jej związek się posypał, ale… chyba nie potrafiła inaczej.
– Rozumiem. – pokiwała głową i uśmiechnęła się, w tym samym momencie zmieniając pozycję i wyciągając nogi. Dłonie ułożyła nieco za sobą, opierając na nich ciężar swoje ciała. – Tak chyba jest ze wszystkim, co dla jednych może być przyjemnością i hobby, a drugich zupełnie obojętną sprawą. – przyznała, przyjmując do wiadomości tłumaczenie Ettel. Sama na przykład nie lubiła marnować czasu na głupie seriale, które nie wnosiły nic do jej życia. Zdecydowanie wolała puścić sobie ulubioną płytę. – Ja żyję muzyką. I z muzyki poniekąd. – przyznała, dzieląc się mało konkretną informacją o sobie. Uznała jednak, że po wywodzie Ettel o tym, że nie jest wielką fanką muzyki, to nie jest odpowiedni moment, by zdradzić, czym się w życiu zajmuje.
– Dokładnie. – zgodziła się. – I nie ma pikników, a one są najlepsze. – zauważyła.
– To, co, zainteresowana makaronem, czy najpierw spokojnie wypijemy wino? – uniosła pytająco brew, jednocześnie unosząc swój kubek. Wino było naprawdę niezłe, a przy takiej pogodzie i towarzystwie, smakowało jakby jeszcze lepiej.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- O, a to jest ciekawe - do tego stopnia, że na moment zapomniała o swojej truskawce czy innym krakersie i nie zjadła go od razu, a zamiast tego trzymała jedzenie w dłoni, wpatrując się w Lavę. - Ja cały czas tak robię - dodała bez choćby cienia zażenowania i uśmiechnęła się szeroko. - To znaczy, narzekam tylko po to, żeby ktoś mnie… nie śmiej się… poojojał. Czyli, wiesz, tak chwilkę się nade mną poużalał i przyznał, że to, co mnie właśnie spotkało, jest najgorsze na całym świecie, nawet jeśli oboje wiemy, że to nieprawda, w piekarni po prostu nie było już dzisiaj moich ulubionych ciastek, to nie jest jakaś… nie wiem, szczepionka na raka. Ale narzekam w ten sposób tylko ludziom, z którymi jestem bardzo blisko, przed obcymi dobrze się maskuję z tym, że jestem marudna i nieznośna - no ale przynajmniej miała ładne włosy, więc może to się jakoś równoważyło z jej małostkowym charakterem. - Z ludźmi, z którymi się nie przyjaźnię, po prostu decyduję się na małe narzekanko, no wiesz, nie opowiadam im o wszystkich dramatach tego tygodnia, ale mówię na przykład: o kurczę, jak gorąco. Albo: jak zimno, a jest czerwiec! Albo: zapowiada się na deszcz, oby zaraz nie padało! I dzięki temu rozmowa sama płynie, dużo lepiej, niż gdybym mówiła: o rety, jaka piękna pogoda!, bo na to trudniej jest odpowiedzieć. I w ogóle chyba trudniej jest opowiadać obcym ludziom o miłych rzeczach, bo one często są bardziej… nie wiem, prywatne. I dziękuję. W imieniu własnym i moich włosów, oczywiście - dodała i nawet jeśli ją ten komplement zaskoczył, nie dała tego po sobie poznać. Zamiast tego zjadła wreszcie tę biedną truskawkę, którą wymachiwała, tłumacząc się Lavie z bycia malkontentką. A już po chwili musiała się roześmiać: - Mam zdecydowane zdanie na mnóstwo tematów i to zupełnie nie ma sensu, bo to ani niczego nie zmienia, ani nikogo nie obchodzi - bo i co z tego, że jakaś Ettel Schechter uważała coś na temat narzekania, upału albo Florydy? Oczywiście oprócz tego, że przez kilkanaście minut mogła zabawiać niejaką Lavę Hale rozmową. - Dlaczego nie lubisz Florydy? Pytam, żebym potem wiedziała, na co narzekać, kiedy rozmowa zejdzie na Florydę, więc proszę, nie powstrzymuj się - dodała jeszcze - Floryda była po prostu pierwszym ciepłym miejscem w Stanach, jakie przyszło jej do głowy, więc nie miała zamiaru zaciekle jej teraz bronić.

Nie broniłaby też głupich seriali, gdyby wiedziała, nawet jeśli sama uważała je za kwintesencję tych niedziel, w które marnujesz cały dzień, a koło dwudziestej dopadają cię wyrzuty sumienia. Lubiła filmy i chodzenie do kina, ale zdarzało jej się też oglądać netflixa w ramach odmóżdżenia czy odpoczynku - dokładnie tak samo jak jeszcze inni ludzie czytali lekkie, przeciętnie napisane książki z przewidywalną fabułą, o których to Ettel mówiła, że szkoda jej na to czasu. - Żyjesz z muzyki?! - powtórzyła, łamiąc tym samym jakiś pakt, który miały do tej pory: niezdradzanie szczegółów dotyczących pracy, życia prywatnego czy stanu cywilnego (chociaż o tym, że nie opowiadają sobie o mężach, mogła niestety wiedzieć tylko jedna z nich). - Chcesz mi powiedzieć, że… nie wiem, to ty jesteś HJujejem Dweelerem? Czekaj, źle to odmieniłam - zmarszczyła się i zanim zaczęła się jeszcze bardziej plątać w deklinacjach, spojrzała na Lavę - jeśli naprawdę nim była, to spróbuje jeszcze raz odpowiedzieć na pytanie kim? czym?, a jeśli nie - prawdopodobnie odpuści.

- Możemy najpierw wypić wino? - zaproponowała. - Wciąż mam ochotę na makaron, ale wyobraź sobie, jaki będzie pyszny, jak wypijesz to wino i poczujesz, że robisz się trochę głodna, a wtedy będziesz mogła wciągnąć taki gorący makaron - chociaż ona, bo Ettel raczej głód nie groził… - I obyśmy miały jeszcze chwilę do koncertu, bo liczę na to, że po alkoholu wynucisz mi wszystkie swoje sekrety - bo tak się mówi, co nie?

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Tu się nie ma z czego śmiać, Ettel. Każdy potrzebuje uwagi drugiej osoby, a to jest po prostu jedna z prostszych metod jej uzyskania. Poza tym… no chyba nas tego nauczyli, skoro prawie każdy tak ma. – odparła z delikatnym uśmiechem, nie oceniając Ettel ani nie zamierzając się z niej śmiać. Nie można było przecież nic poradzić na te przedziwne mechanizmy kierujące człowiekiem. To i tak było dużo, że jej towarzyszka zdawała sobie sprawę ze swojego zachowania. Lava natomiast nie miała nic przeciwko temu, bo sobie trochę ponarzekały. Chociaż sama wiele negatywnych, nawet jeśli błahych, spraw trzymała w sobie, to mając kogoś, kto robił to niema hobbistycznie, może odlazłaby się w takim narzekaniu? – Ludzie mają tendencję do łączenia się w tych gorszych momentach i wspierania, kiedy dzieje się źle. Gdy jest miło, ładnie i spokojnie, to każdy patrzy jedynie na czubek swojego nosa… także myślę, że to świetny sposób na szukanie ewentualnych znajomości. – trochę żartowała, a trochę nie. Zaczynała zdawać sobie sprawę, że słowa Ettel niosły w sobie wiele prawdy, a ona do tej pory żyła w swojej bańce, odcinając się od tego, co działało na nią źle. I to niestety wcale nie było tak, że odcinanie się było dobre, a Lava w ten sposób podjęła kilka fatalnych decyzji.
– To niesamowite. Zawsze mam wrażenie, że nowe znajomości zawsze zaczynają się badaniem gruntu, sprawdzaniem jak druga osoba reaguje na dane opinie, próbą wyłapania, czy myślimy tak samo… – zaczęła, naprawdę się nad tym zastanawiając. Hale wydawało się, że ona również zawsze miała zdecydowane zdanie na wiele tematów, jednak na pewno nie tak jak Ettel. I musiała przyznać, że to było cholernie urocze. W tych czasach ludzie lubili nie mieć opinii, mając wszystko głęboko gdzieś i interesując się tylko sobą albo wręcz na odwrót, mając zdanie na tematy nieco zbyt kontrowersyjne, o których lepiej było nie rozmawiać. Na przykład lepiej było nie rozmawiać o polityce, zwłaszcza gdy druga osoba wierzyła w teorie spiskowe albo nie wierzyła w kryzys klimatyczny.
– Hmm, to świetne pytanie! I to nie tak, że jej nie lubię, czy mam na jej temat jakieś konkretne zdanie… po prostu mieszka tam naprawdę bardzo dużo ludzi, jest też oblegana przez turystów, więc nie wyobrażam sobie życia tam. – odpowiedziała, wzruszając lekko ramionami. Floryda była jej w sumie dość obojętna, ale tak jak powiedziała wcześniej, wydawała się jej męcząca. Chociaż była, widziała, nie była to więc opinia wyssana z palca.
– Mhm… – pokiwała powoli głową, słysząc reakcję Ettel na jej wyznanie. Nie chciała łamać tego paktu, wcale nie czułą potrzeby dzielenia się szczegółami dotyczącymi jej życia już na pierwszym randce spotkaniu, jednak musiała stanąć po stronie muzyki. – Oj, chciałabym. Chociaż w sumie to może jednak nie. – zaśmiała się. Ceniła dorobek artystyczny Dwellera, jednak samym może niekoniecznie chciałaby być, biorąc pod uwagę jego uzależnienie i sytuację sprzed kilku miesięcy, kiedy na rozdaniu nagród Grammy prawie umarł na scenie. – Ale znam Harpera i to całkiem nieźle. – dodała z uśmiechem.
– Bardzo podoba mi się ten pomysł! – od razu się zgodziła, sięgając przy tym po swoje wino. Lubiła wino, może nawet nieco za bardzo i za często. Teraz jednak miała towarzystwo, mogła usprawiedliwiać się spotkaniem, koncertem, a także faktem, że wino było w zasadzie nieodłącznym dodatkiem do makaronu. – Och. – mruknęła z uśmiechem. – A po co ci one? – uniosła pytająco brew. – Zresztą… wystarczy zapytać, odpowiem na każde twoje pytanie. – dodała, przyglądając się jej uważnie. Co miała niby do ukrycia?

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słuchając Lavy, uśmiechnęła się, szeroko, spontanicznie i zupełnie naturalnie (a więc: nie tym uśmiechem, który posyłała wszystkim zadzierającym nosy znajomym Arsona, ludziom w kolejce w cukierni czy tym, których spotykała w windzie, nie mając pojęcia, czy to jej sąsiedzi, czy nie, ale to bez różnicy, bo jej patologiczna potrzeba bycia akceptowaną - ta sama, która znacząco nasiliła się po przeprowadzce do kraju, który na każdym kroku dawał jej odczuć, że jej tu nie chce - kazała jej zabiegać nawet o aprobatę ludzi, których nigdy więcej nie zobaczy), co mogłoby zaskoczyć samą Ettel. Czasami, w takich chwilach jak ta, dziwiła się, że ona w ogóle jeszcze potrafi w ten sposób. - Ostatnio tłumaczyłam komuś dokładnie to samo, wiesz? To, że trudne doświadczenia, przeżywane wspólnie, zwykle zbliżają cię do tej osoby. Tylko że ja mówiłam, że większość filmów właśnie na tym się opiera, że współpracujesz z kimś, bo macie wspólny cel, nieważne czy to zabicie Voldemorta, schwytanie mordercy dziadka, zeswytanie rodziców czy zdążenie na pociąg. Celowo ignoruję te sytuacje, kiedy okazuje się, że to druga osoba wpędziła was w tę sytuację, no ale to nigdy nie jest główny wątek, to, że jesteś na kogoś zły i nic z tym nie robisz - tak bywało dużo częściej w prawdziwym życiu, na przykład gdy wstajesz w weekend i chcesz zrobić sobie owsiankę, o której fantazjujesz przez cały tydzień, a potem odkrywasz, że współlokatorzy zużyli cały syrop klonowy. A owsianka bez syropu to nie to samo, no a poza tym Ettel nie była zwierzęciem, żeby jeść owsiankę bez syropu. - Myślisz, że mamy wspólny mózg czy to zbieg okoliczności? Bo ja często myślę, że w moim przypadku sporo by się wyjaśniło, gdybym teraz odkryła, że mam tylko połowę mózgu, a druga jest u ciebie - uśmiechnęła się, w dość typowy sposób dosrywając samej sobie pod przykrywką żartu.

- Mhm, chyba jeszcze zależy, z kim rozmawiasz? Bo jeśli jesteś na pierwszej randce… albo trzeciej, jeśli ktoś się dobrze ukrywał… i nagle słyszysz, że ten ktoś nie wierzy w szczepionki albo głosował na Trumpa, to nie musisz ukrywać, że uważasz inaczej, zwłaszcza jeśli więcej nie będziesz chciała się już spotkać. Czy to, co mówię, brzmi okropnie? Bo ja mam trochę tak, że dość łatwo się obrażam na świat, jeśli coś bardzo ważnego mi w tym świecie nie pasuje i wtedy wolę wrócić do swojej banieczki, gdzie wszyscy się zgadzamy w kluczowych kwestiach i wciąż nie wiem, na ile to jest złe - spojrzała na Lavę trochę tak, jakby była gotowa zaakceptować jej ocenę. - A gdybyś się zastanawiała, to nie głosowałam na Trumpa. Na nikogo nie głosowałam, bo nie mogę, co może być jeszcze gorsze - dodała z rozbawieniem. Jak łatwo się domyślić, w kwestii kandydatów i kandydatek na głowę państwa także miała jasno określone poglądy, obchodziło ją też, co się dzieje w kraju, w którym mieszka, ale za to jej zdanie nie obchodziło nikogo, skoro nie była Amerykanką.

- Bycie Harperem brzmi okropnie - nie wiedziała o Grammy, ale wolała siedzieć z boku i pić wino zamiast występować przed ludźmi, i w dodatku zapamiętać teksty tych wszystkich piosenek. Dobrze, że przynajmniej Harper w tej samej chwili też mógł sobie pić winko przed koncertem. - To najsłynniejsza osoba, którą znasz? I jeśli masz zdjęcie z, nie wiem, Michaelem Jacksonem jako pięciolatka albo wpadłaś na prowadzącego Milionerów w sklepie, to moim zdaniem oni też się liczą - a poza tym bardzo była ciekawa, do jakiego sklepu chodzi prowadzący Milionerów. I co kupił?

Spojrzała na Lavę z lekkim rozbawieniem i wzruszyła nieznacznie ramionami: - No nie wiem, może jestem nudziarą i mam taką zasadę, że nie umawiam się z seryjnymi morderczyniami? - słysząc kolejne wymagania z listy Ettel, aż dziwne, że udało jej się w ogóle znaleźć męża. - W takim razie… jakiego filmu, który wszyscy kochają, ty nie znosisz? Może być też serial, ale seriale wciąż są chyba mniej kultowe.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Ettel miała ładny uśmiech, ale nie żeby Lava zauważyła to dopiero teraz. Choć ten faktycznie był szerszy i naturalniejszy, przez co wydawał się bardziej uroczy i atrakcyjny, to te poprzednie również dobrze wyglądały na jej twarzy. Hale nie należała jednak do grona osób, które uważały, że należy się uśmiechać na zawołanie i prośbę innych, czy też, by udawać miłą i serdeczną osobę sztucznie wykrzywiając linię ust. Tym bardziej uśmiech Ettel sprawiał, że sama miała ochotę się uśmiechnąć! Co oczywiście zrobiła, po czym kiwnęła lekko głową, wsłuchując się w dalszą część wypowiedzi brunetki. – To prawda! – zgodziła się od razu, bo jednak większość filmowych scenariuszy opierało się na utartych schematach, które trafiały w emocjonalną stronę odbiorców, pokazując sceny, które chwytały za serce, a ktoś sobie myślał – tak, ja też bym tak zrobił. – My mamy dziś wspólny cel – zjeść makaron. Na razie nie jest to wcale trudne zadanie, ale nigdy nie wiadomo, czy stanie w kolejce do foodtracka w tym tłumie i to podczas koncertu, nie okaże się trudnym doświadczeniem. Kto wie, może to nas do siebie zbliży! – zauważyła, odnosząc się do ich sytuacji. Całe to wyjście mogło stać się iście filmową sceną. Piknik na wielkiej zielonej polanie, koncert w tle, wino w aluminiowych kubkach, jeden makaron, by mogły się podzielić! A na koniec powinien spaść ciepły deszcz, przykleić pojedyncze kosmyki włosów do ich twarzy, przemoczyć sukienki, by jeszcze bardziej podkreślić ich kształty, zmusić by razem udały się do najbliższego mieszkania w celu wysuszenia włosów i zmiany ubrań. W filmie na pewno byłoby też miłe zakończenie tego wieczoru. – Myślę, że to magiczne połączenie naszych umysłów. Wolę wierzyć w magię, niż w to, że ktoś mógłby funkcjonować z jedną półkulą. – odparła z szerokim uśmiechem. – Nie czujesz tych wibracji, Ettel? – wyciągnęła w jej kierunku rękę. Od razu poczuła iskrę, gdy dotknęła delikatnej skóry na dłoni kobiety. Na krótką chwilę cofnęła rękę, zaskoczona tym impulsem.
– Widzisz? – uniosła znacząco brew, choć sama była zaskoczona tym, że drobny żart nie do końca wyszedł po jej myśli, chociaż o wiele lepiej, niż sama by to zaplanowała!
– Powinny istnieć formularze, które załatwiają takie formalności na początku. Kilka pytań na samym początku, by sprawdzić, czy pomiędzy twoim postrzeganiem świata a jej, nie ma jakiejś wielkiej przepaści. I doskonale cię rozumiem! Ja jestem bardzo tolerancyjna, ale czasami się po prostu nie da inaczej… – przyznała, bo im starsza była, tym trudniej było jej trzymać język za zębami i zgadzać się ze wszystkim, co mówili inni. Walczyła o swoje prawa, o innych również i nie była w stanie przejść obojętnie obok niektórych teorii. – Nie wiem, co jest gorsze. Frustracja, że nie głosujesz czy że twój głos i tak niczego nie zmienia? – zapytała całkiem poważnie. Żyła w swojej bańce, jak zresztą Ettel i cały czas nie mogła uwierzyć, że ktoś jednak na Trumpa głosował.
– Raczej nie. Szczerze? Znam wielu sławnych ludzi. Mój rodzinny dom stoi w miejscu otoczonym willami znanych ludzi. Ja sama znam wielu artystów scenicznych. O! Kojarzysz pogodynkę z King5 TV? To moja dobra znajoma. – odpowiedziała z uśmiechem. Już nawet nie wspominała o Lucasie, który kilka lat temu był zdobył platynową płytę i napisał o niej piosenkę albo Robercie, który był autorem znanych kryminałów, czy o kilkudziesięciu artystach, z którymi prowadziła wywiady albo balowała na różnych imprezach.
– Nie masz pewności, że nie jestem seryjnym mordercą. – zauważyła, spoglądając na nią z lekkim rozbawieniem. Nikt przecież nie przedstawiał się od razu z informacją, że jest psychopatą. – Ooojej… a który niby wszyscy kochają? Chyba zawsze są dwa obozy. Na przykład… Kevin sam w domu – jedni kochają, drudzy nienawidzą. Ja nie znoszę. A z seriali… nigdy nie dałam rady obejrzeć Plotkary. – sięgnęła po swoje wino i kilka sztuk winogrona.

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”