WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/eD5aVAS.png">

Chwila konsternacji, moment zawahania, kilka głębszych oddechów.
Stale powracająca rozpacz, która dokuczliwie siedziała z tyłu jej głowy niezależnie od tego, co robiła i jakie decyzje podejmowała. Wrażenie, że ponownie coś zepsuła – zresztą niewątpliwie słuszne. I przede wszystkim: ponownie złamane serce.
To wszystko sprawiło, że Adore kierowała się w stronę miejsca, które poznała kilka miesięcy wcześniej, niemalże na autopilocie. Dudniło jej w uszach, gdy mijała kolejne uliczki i kilkakrotnie musiała się zatrzymać, by odpocząć. Odetchnąć. Zastanowić się.
Chociaż zdecydowali, że nie będą urywać znajomości, nie kontaktowali się ani razu od nocnej rozmowy telefonicznej – ona sama nie miała do tego głowy, gdy pojawiły się kolejne kwestie do przemyślenia, a on? Pewnie nie chciał. Może żałował, może wolał zapomnieć, może po prostu nie czuł takiej potrzeby … nie miała pojęcia. Wiedziała jednak, że jest jedyną osobą, z którą chce porozmawiać w chwili, gdy jej życie ponownie utraciło jakikolwiek sens. Obiecała, że zadzwoni, gdy będzie gorzej, prawda? Obiecała. Jednakże postanowiła przyjść osobiście, nawet jeśli nie miała pojęcia, czy jest szansa, że znajdzie go na miejscu. W zasadzie mogła poczekać – godzinę, dwie, trzy albo nawet jeszcze kilka, jeśli byłoby trzeba. Czy w międzyczasie miałaby okazję w coś uderzyć? Wszystko by nie myśleć o …
Stop. Jakiekolwiek wspomnienie o Dallasie sprawiało, że nerwowo zaciskała dłonie w pięści, a w jej oczach pojawiały się łzy. Ponownie wszystko zepsuła. Wiedziała, że tak będzie. Skoro nie akceptowała siebie, skoro miała problem ze zrozumieniem tego, czego chce oraz potrzebuje od życia, skoro wszystko wyglądało nie tak, jak powinno … jak mogła mieszać mu w głowie? Jak mogła zmuszać go do tego, by ją naprawił? Obarczać mężczyznę swoimi problemami?
Przy Brejwie czuła spokój. Była opanowana. Czasami nawet się śmiała. Nie znali się zbyt długo, aczkolwiek miała świadomość, że tylko on będzie potrafił jej pomóc. Więc przyszła. A gdy spotkali się wzrokiem, poczuła, jak uchodzi z niej ciśnienie. Gdy wyszedł z sali, chciała zarzucić mu ręce na szyje. Gdy wreszcie – WRESZCIE! – został sam, podeszła powoli w jego kierunku, powstrzymując się uparcie przed odruchami, które mógłby uznać za dziwne. – Lekcje aktualne? – zapytała. Oaza spokoju; a przynajmniej takie pozory starała się zachować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze powiedziawszy nie sądził, że jeszcze się zobaczą. Z jednej strony bardzo chciał, z drugiej cholernie nie. Z jedej strony chciał ją bardziej poznać, z drugiej wiedział, że lepiej tego nie robić. Z jednej strony chciał dotknąć blizny na jej kolanie od kiedy tylko się o niej dowiedział, chciał wiedzieć, czy ma jeszcze jakiekolwiek inne, a z drugiej karcił się w głowie. Przecież nie wystarczy mu pomizianie jej kolana, pff. Chciał, by skończyli to co zaczęli, a jednocześnie był pewny, że jest to najgorszy z możliwych scenariuszy. Gdzieś w głębi swojego czarnego serduszka cieszył się, że do niego nie dzwoniła, mimo, że jednocześnie przebijał się przez to wszystko smutek. Sprzeczność. Zewsząd wychodziły na światło dzienne sprzeczności do tego stopnia, że miał wrażenie, że jeśli chodzi o Adore, to samo powiedzenie białe, jednocześnie oznaczać będzie czarne. Czasami zastanawiał się, czy przypadkiem nie powiedział przez telefon czegoś, czego powinien żałować, ale zupełnie nie mógł sobie przypomnieć. Miał w głowie jedynie urywki, o których myślał, kiedy przez kolejne dni nie mógł wygramolić się z łóżka. Nie spodziewał się jej tutaj. Już ten telefon po ratunek wydawał się bardziej prawdopodobny niżeli jej osobiste pojawienie się w tym miejscu. Jego miejscu.
- Co za beznadziejna gromada ludzi – rzucił, nim jeszcze się odezwała, ale już była wystarczająco blisko by to usłyszeć, więc tak, mówił do niej i mówił o tej grupie czterolatków. Nie znosił i nie rozumiał dlaczego ludzie sobie to robią. Dopiero teraz przeniósł na nią wzrok i zatrzymał spojrzenie na jej ciemnych tęczówkach. Jak to się działo, że za każdym razem, kiedy się obok pojawiała, na jego twarzy gościł ten głupi uśmiech? Adore pewnie niedługo naprawdę pomyśli, że ma do czynienia z zadufanym cynikiem, ale on naprawdę całą jej osobę traktował absolutnie poważnie. – Jedna właśnie się skończyła. Myślę, że jakiś czas i umiejętnościami sprostałabyś czterolatkom, choć ci są przynajmniej sumienni. Albo ich rodzice tacy są? – przekrzywił głowę, bo sobie żartował, no! Żartoooował! Pewnie to właśnie przez nią, przez połamaną przegrodę nosową zaczął chrapać w nocy, więc to co przed chwilą powiedział, naprawdę było sarkazmem, skoro jej uderzenie miało siłę większą, niżeli siła czteroletniego dziecka. Uniósł rękę, żegnając tym samym ostatniego rodzica. – To zależy – wzruszył ramionami, odwracając się by sięgnąć do torby po butelkę z wodą. Nie lekceważył jej, a jedynie nie zamierzał traktować jak jajko, jakim miał wrażenie, że jest. Jeden nieostrożny ruch i bum, pęknie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chociaż ich ostatnia rozmowa miała miejsce stosunkowo niedawno, Adore miała wrażenie, że od tego czasu zdarzyło się zbyt wiele. Prawdopodobnie wiązało się to z emocjami, jakie pojawiały się w międzyczasie: stres, jakiego doświadczyła przy kolejnej, dość nieudanej próbie rozmowy z Dallasem, nadzieja, gdy mężczyzna pojawił się w jej domu, gdy spędziła z nim kilka miłych chwil, a na koniec kompletna pustka, gdy zdecydowała, że nie może tego ciągnąć. Mogła się łudzić do woli. Mogła wmawiać sobie, że jest gotowa, by zbudować coś dobrego, ważnego, szczególnego. Z tyłu głowy wiedziała jednak, że w pierwszej kolejności musi popracować nad sobą; że bez tego nie da się pójść dalej. Potrzebowała jednak wsparcia.
Nie miała pojęcia, dlaczego w takich chwilach myślała o Dastardzie, a tym bardziej nie miała pojęcia, kiedy właściwie to się stało. Czy umknął jej moment, w którym Brave przestał być jedynie irytującym nieznajomym, który swoją upartością doprowadził ją do porządku kilka tygodni wcześniej, na ulicy, a stał się kimś na kształt … pocieszyciel to najprawdopodobniej kiepskie słowo. I w zasadzie nic innego również tutaj nie pasowało. Nie byli ani dobrymi znajomymi, ani tym bardziej przyjaciółmi. Nie byli również kochankami, skoro ostatecznie do niczego poważniejszego między nimi nie doszło (na szczęście?). Mieli się więcej nie widzieć. Mieli odpuścić sobie tę znajomość, a jednak … powiedział, że byłoby mu wówczas przykro. Jej chyba też.
- Mówisz o rodzicach? – zapytała, jako że to pierwsze, co przyszło jej na myśl; nie spodziewała się, że mężczyzna komentuje takimi słowami czterolatków, a raczej dorosłych, którzy dosłownie chwilę wcześniej zawracali mu głowę. – Skąd pomysł, że ja nie jestem? Jeszcze nie miałeś okazji zostać moim nauczycielem. Nie licząc wstępnego kursu – czyli tego spotkania, na którym złamała mu nos. Nie powinien wątpić w jej umiejętności – wbrew pozorom posiadała sporo siły w rękach. – Aczkolwiek postanowiłam dać ci tę szansę i przyjemność, wiesz? Możesz czuć się wyróżniony – powiedziała, pół żartem, pół serio. Swoją drogą, nie miała nawet pojęcia, czy chce wejść na tę matę, bo … ostatnio wymachiwanie pięściami okazało się pomocne, ale czy aby na pewno powinna w ten sposób dawać upust emocjom?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawie zapomniał jak świetnie czuł się w jej towarzystwie. Jak dobrze, jak fantastycznie, jak mocno poprawiła mu humor tym, że się tutaj pojawiła i przypomniała mu, jak te krótkie chwile, które było mu dane z nią spędzić były… przyjemne? Mimo, że niekoniecznie dokończone (szach mat) to wydawały mu się cholernie prawdziwe, po prostu. A to cenił ponad wszystko. Był przy niej absolutnie sobą, może nawet aż za bardzo? Zmarszczył brwi, bo zupełnie nie zrozumiał, o co jej chodzi z tymi rodzicami. Totalnie wymazał ich z myśli w sekundzie, w której ostatnia mama odwróciła się do niego plecami i trzymając za dłoń swojego czterolatka, wyszła z sali. Postanowił jednak nie odpowiadać na to pytanie, bo może sama stąd wyjdzie? Może była fanem małych rozdarciuchów? Uśmiechnął się na jej słowa.
- Nie wiem, nie znam cię ale masz fantastyczne ciało, to wiem. Może jesteś, a może nie jesteś? – zadał pytanie jedynie czysto retoryczne, bo nawet nie spodziewał się na nie żadnej odpowiedzi. – Oj, wyróżniony, dziękuję, Adore. Dlaczego bycie twoim nauczycielem miałoby sprawiać mi przyjemność? – wykrzywił w uśmiechu usta. Oczywiście, że będzie sprawiało, jezu. Trudno było mu to stwierdzić nawet przed samym sobą, ale wystarczyło, że się tutaj pojawiła, a jego myśli zupełnie przestały krążyć wokoło tego fatalnego dnia. W głowie przejeżdżał dłońmi przez jej ciepłe plecy, w nozdrzach czuł zapach deszczu, którym pachniały wtedy jej mokre włosy, oczami wyobraźni widział jej zawstydzony uśmiech, a ramionami obejmował jej dygoczące ciało. Reed. – Po pierwsze, będzie cię to naprawdę srogo kosztować. Żadnych ulg, żadnego pobłażania, żadnego przymykania oczu, jasne? Zamierzam się przy tym fantastycznie bawić – był okropny, ale nic nie mógł na to poradzić. – Po drugie – podszedł odrobinę, stając nieco bliżej. – Umiesz tańczyć? – zapytał bardzo poważnie, bez grama żaru, bez grama uśmiechu, więc nawet niech nie próbuje wywracać na niego oczami. - Po trzecie… – cofnął się, by z jednej z szafek przy recepcji przynieść foliowe opakowanie z białą zawartością w środku. Dobok. Wyciągnął to w jej kierunku, ale nim zdążyła sięgnąć, cofnął rękę. Najpierw po czwarte! - Po czwarte, cholernie się cieszę, że do tej pory nie zadzwoniłaś – to chyba było mu powiedzieć najtrudniej, ale mimo wszystko czuł, że powinien.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie sądziła, że mogłaby u kogokolwiek budzić takie emocje. Była przekonana, że jest wręcz odwrotnie – ostatecznie ile razy w przeszłości zdarzało się, że ściągała problemy zarówno na siebie, jak i na najbliższe osoby? Adore niszczyła, nie naprawiała. Adore nie oferowała pomocy, tylko niesamowicie jej potrzebowała. Owszem, te kilka chwil, które razem spędzili, było prawdziwe, również to czuła. Przy Brejwie zachowywała się normalnie, swobodnie, zupełnie tak, jak gdyby nie zmagała się z samą sobą. Jednak w tym przypadku nie myślała przyszłościowo, nie zastanawiała się nad tym czy i jak chce rozwijać tę relację; każde spotkanie traktowała, jakby było ostatnim. Może to był klucz do sukcesu? Albo nie, zważywszy na to, co stało się u niego w mieszkaniu.
- A tak, faktycznie. Zdaje się, że widzimy się po raz pierwszy. Albo drugi? Rozmawiamy drugi raz? Jestem Adore – powiedziała, bez cienia uśmiechu wyciągając w jego stronę szczupłą dłoń, w ramach przywitania. Prawdę mówiąc nieco pogubiła się w rozważaniach na temat Reed i Tobiasa. Na czym się skończyło? O czym potrzebowali zapomnieć, a co zostawić dla siebie? Adore wiedziała na pewno, że dobrze czuła się w jego ramionach; aczkolwiek tego raczej nie było im dane powtórzyć. Raczej. – Naiwna nadzieja? – zapytała, tym razem uśmiechając się kącikowo. – Jestem świetną uczennicą, będziesz ze mnie dumny – dodała, w ramach żartu. Na, jak to stwierdziła, lekcji pokazowej zaprezentowała, na co ją stać. Całkiem nieźle poradziła sobie z jego nosem, prawda? To akurat musiał jej przyznać.
Odczekała, aż przedstawi jej wszystkie warunki, chociaż kilkukrotnie miała ochotę mu przerwać. Wolała, by powiedział, co mu chodzi po głowie; potem mogła ewentualnie negocjować. Rzeczywiście sięgnęła po pakunek, który przyniósł, aczkolwiek szybko cofnęła ręce, gdy się wycofał. – Rozumiem, że będziesz mnie traktował na równi z grupą o podobnych umiejętnościach? – zapytała, oglądając się na drzwi, za którymi zniknęły dzieciaki. – Wiedziałam, że prędzej, czy później będziesz miał mnie dość – odpowiedziała w kwestii dzwonienia, nawet jeśli doskonale wiedziała, o co mu chodzi. No trudno. Zresztą to nie tak, że faktycznie czuła się dobrze i nie zamierzała w tej kwestii ściemniać – po „rozstaniu” z Dallasem było różnie. Brave znajdował się jednak na końcu listy osób, do których zamierzała zwracać się z podobnym problemem. – Jeśli chodzi o taniec, to jakiś dziwny slang? Nazewnictwo … niewiadomoczego? Czy taki taniec na zasadzie … tańca? – no bujania się w jedną i drugą stronę. Solo, z partnerem? O co mu właściwie chodziło? Naprawdę nie wiedziała; tego człowieka czasami ciężko było jakkolwiek dobrze odczytać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Również nie traktował siebie jako jakiegokolwiek ratunku. Był… tylko Brejwem. Nie potrafił radzić, nie potrafił pomagać, nie potrafił podnosić na duchu, nie potrafił dbać o to co ma. Był głupkiem. Był skazany na samotność. Był tym, który nie potrafił sobie ułożyć życia. Był zakałą w oczach swojego ojca. Rozczarowaniem. Zawsze rozczarowywał. I nigdy nie potrafił ustąpić. Ostatecznie i tak wszystko niszczył. Nikt nie powinien próbować się do niego zbliżyć. Nie na dłużej, nie na poważnie. Nie. Niekiedy jednak, wciąż i od zawsze, próbował pokazywać, że wcale nie jest takim jakim go wymalowano – nie zniszczył siebie w oczach taty, nie zniszczył swojego związku przez upartość. Całkiem możliwe, że dlatego wywoływała w nim takie emocje, bo może okaże się, że ktoś się mylił, stwierdzając, że nie jest dobry, skoro w jakiś sposób postara się pomóc jej? Jej. Reed. Adore. Ledwie zauważalnie uniósł kąciki ust w górę, kiedy wyciągnęła dłoń w jego stronę, zbyt długo czekając by ją uścisnąć. – Czy ty przypadkiem ostatnio nie miałaś czerwonych włosów? Wy, kobiety jesteście tak cholernie zmiennie, że nie nadążam – uścisnął w końcu jej drobne palce, czego robić nie powinien, bo obrazy ostatniego spotkania stawały mu przed oczami sekunda po sekundzie. – Chyba ruda bardziej mi się podobałaś – zmarszczył brwi, zupełnie starając się wyrzucić już z głowy wymyślone imiona, którymi wzajemnie się ochrzcili. Przecież mógł być bezpośredni, prawda? – Nie żartuję – dopiero teraz puścił jej dłoń, naprawdę bardzo poważnie podchodząc do tematu. – Musisz też wiedzieć, że przecież mam ukryty cel w tym bezproblemowym zgodzeniu się, aczkolwiek naprawdę, nie ma za co – uśmiechnął się, no bo nie pamiętała? Przecież jej powiedział, że zamierza kręcić się wokoło niej tak długo, tak długo mącić w głowie, że w końcu sama nie wytrzyma i będzie chciała go tak mocno, że nie będzie mowy o żadnym ataku paniki. Może i musiał nieco dłużej poczekać, może i naprawdę minęło niesamowicie dużo czasu od ich ostatniego spotkania, ale… czy cel przypadkiem nie uświęcał środków? – Może odrobinę, troszeczkę niżej. Tylko troszkę. Oni nie biją po twarzy. Wzrost nie ma tutaj nic do rzeczy – wyciągnął od razu paluch przed siebie, gdyby już chciała zaprotestować. Skrzyżował dłonie na torsie, wciąż trzymając w nich pakunek. – Bardzo. Potrafisz być mocno męcząca. Szczególnie jak się uśmiechasz. Nie do zniesienia – on sam nie wiedział, co wygadywał i czemu nagle dostał tak bezpodstawnego słowotoku, ale miał ogromną nadzieję, że brunetka zdaje sobie sprawę, że Brejw się tylko i wyłącznie drażni i mówi rzeczy, które były odwrotnością prawdy. – Żaden slang. Czy ja wyglądam, jakbym podchodził do tematu mało poważnie? – heh. Idiota. – Jakkolwiek beznadziejnie to brzmi, uwielbiam latino. Tańczenie natomiast wychodzi mi tak jak jazda na łyżwach – nie umiem. Nauczysz mnie? Wtedy być może pomyślimy o jakichkolwiek ulgach – coś za coś, halo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafił podnosić na duchu, a jednak w jego towarzystwie na twarzy Adore pojawiał się szczery uśmiech. Nie potrafił dbać, ale dosłownie pomógł jej się podnieść, gdy nawet nie wiedziała, że tego właśnie potrzebuje. Gdy nawet nie chciała pomocy. Gdy była tylko i wyłącznie obcą osobą, spotkaną na ulicy, obok której prawdopodobnie nikt inny by się nie zatrzymał. Jeśli on nie potrafił – to kto mógł o sobie powiedzieć, że posiada taką umiejętność? No kto?
Chyba, że faktycznie była w jego oczach swego rodzaju próbą. Testem własnych umiejętności, chęci, czy czegokolwiek innego. Być może jedną z nielicznych osób, jakim poświęcił tyle uwagi? Nie zastanawiała się nad tym. Chłonęła każdą, spędzoną z nim chwilę, ponieważ – jak już zostało wspomniane – był w jej życiu czystą kartą. Kimś zupełnie nowym; kto jej nie znał i absolutnie nic nie wiedział. Jak się z tym czuła? Zdecydowanie lepiej, niż można by to sobie wyobrazić. – Czerwone i może nieco krótsze? Zdecydowanie mniej proste niż teraz. Oczy, zdaje się, również miałam nieco inne? – Takie bardziej wyłupiaste na przykład, jak to Reed? Podłapała żart i zaśmiała się lekko, ściskając jego dłoń. Chwilę później odruchowo zrobiła pół kroku wstecz. – Och. Przykro mi, że już nie wpasowuję się w twoje gusta – westchnęła, wzruszając przy tym ramionami. Zapewne wiedziała, że jest inaczej. A w zasadzie czuła – w nieco bardziej niż poprzednio napiętej atmosferze. A przynajmniej przed wizytą w jego mieszkaniu.
Nie pamiętała, co jej powiedział. Nie pamiętała, bo po pierwsze, te słowa kojarzyły jej się z odtrąceniem ze strony mężczyzny, a po drugie, uznała je za żart sytuacyjny; absolutnie nie odnoszący się do ich dalszej relacji, która swoją drogą miała wcale nie powstać. Ukrócili to wszystko. Planowali zapomnieć o swoim istnieniu, nigdy więcej nie nawiązywać kontaktu ze względu na idiotyczną grę w papier, kamień, nożyce … cholera, oni rzeczywiście mogliby się świetnie odnaleźć w towarzystwie wychodzącej z klubu grupy czterolatków. – Cel? – zapytała, unosząc brew, ponieważ absolutnie nie potrafiła połączyć faktów. Zresztą w jaki sposób miała to zrobić? Nic tutaj specjalnie ze sobą nie współgrało. – Yhm – mruknęła w odpowiedzi na kolejne stwierdzenie, jako że rzeczywiście w pierwszej kolejności chciała wspomnieć o wzroście. – Czyli mam się nie uśmiechać? Wolisz … no nie wiem, jak płaczę? Smucę się? Mam poważną minę? – i tak, oczywiście zaprezentowała w międzyczasie całą gamę; oprócz płaczu, bo tutaj jednie skrzywiła się lekko, marszcząc czoło. Ciężko było o lepsze efekty na zawołanie. W jego towarzystwie często nie miała pojęcia, co jest jedynie żartem, a co mówi na serio. – Mogłabym do pakietu dorzucić jeszcze łyżwy, ale zaraz okaże się, że mam więcej do zaoferowania niż ty – i znowu lekki uśmiech i nieco nerwowe zgarnięcie włosów za uchu, bo brzmiało jej to jakoś … źle. Może dlatego, że odniosła te słowa do własnej sytuacji życiowej; śmieszne. – Załatwione. Chociaż zaznaczam, że marna ze mnie nauczycielka – stwierdziła, po odczekaniu chwili. – Od czego zaczynamy? – przyszła uczyć się sztuki walki, więc o to pytała; ale i w tym wypadku istniał jakiś początek. Na przykład przedstawienie podstawowych zasad, takich jak: nie bić po twarzy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cholernie mocno pracował nad skupieniem. Chciał słyszeć każde jej słowo, widzieć każdy gest i zauważać najmniejszy nawet gest, czy mimikę twarzy. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że jego myśli uciekały w zupełnie innym kierunku. Co się stało? Co takiego się wydarzyło, że akurat teraz, po takim czasie, zdecydowała się przyjść? Nawet nie wykonała telefonu, a postanowiła stanąć z nim twarzą w twarz… dlaczego? Na to pytanie jednak, przyjdzie jeszcze pora. Miał przynajmniej taką nadzieję. Zupełnie uleciały mu więc słowa o Reed ale z drugiej strony – oboje puścili te dwie wyimaginowane postaci w niepamięć, więc może to i lepiej już zakończyć ten temat? Adore i Brave. Pozostały im głupkowate imiona, nic więcej. Mógł mówić różne głupoty i wiedział, że częściej niż często wychodzi na kompletnego kretyna – czy to wszystko to była reakcja obronna? Całkiem możliwe. Oboje doskonale wiedzieli, że Adore jest absolutnie w jego guście. – Totalnie się nie wpasowujesz – pokręcił głową z rozbawieniem, z lekkim uśmiechem, mówiąc już tylko i wyłącznie o niej. Zero jakiegokolwiek rozdwojenia jaźni. – Yhm, cel – jak mogła nie pamiętać. No dobra, mogła, bo szczerze powiedziawszy on też już nie pamiętał jak to wyszło, że to powiedział, ale skoro tak wyszło, że stała tutaj przed nim… - Powiedziałem ci… kiedyś – kto to wie, ile czasu minęło od ich randki spotkania. – że jeśli tylko będzie taka szansa, to będę cię prowokował. Mącił w głowie. Będę tak blisko… – na dowód tego zbliżył się o krok, pochylając głowę by zerknąć jej w oczy i rzucić spojrzeniem na jej pełne usta. Uśmiechnął się, kiwając głową. – …będziesz mnie tak mocno chciała, że jak już nie wytrzymasz... to może wtedy oboje spanikujemy, tak bardzo będę chciał cię już mieć? – no dobrze to nie było zbyt mądre, przyznajmy to szczerze. Brejw też przed samym sobą to przyznał. Przecież wiedział tylko jakieś głupie, mało istotne rzeczy z jej życia – blizna nad kolanem, łiski, mocna głowa, kusząca skóra. Dlatego, słuchając jej słów i obserwując jak się wygłupia, naśladując wszelkie stany, postanowił powiedzieć choć raz coś, co naprawdę czuł. – Cholernie się cieszę, że przyszłaś, Adore – zero jakiegokolwiek sarkazmu, zero ironii, choć pewnie Marquez i tak nie pomyśli, że mówi szczerze. Eh, to pierwsze wrażenie. Kolejny raz tego wieczoru podał jej dłoń – na przypieczętowanie umowy. – Na pewno nie gorsza, niż ze mnie uczeń. Jestem nieznośny – choć chyba nie musiał jej niczego udowadniać. Podał jej biały pakunek. - Przymierz. Możesz na ubrania, nie musisz… albo tam – wskazał ruchem głowy. – Tam jest szatnia – dodał, bo chyba najważniejsze, by nauczyć się zawiązywać pas? Halo. Pewnie nie, nie znam się, ale może właśnie tak było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zamierzała zwierzać się z tego, dlaczego przyszła i co właściwie się stało. Po pierwsze, musiałaby opowiedzieć całą historię, a po drugie, oczekiwała od niego czegoś zupełnie innego – nie szczerej rozmowy, a głupiego przekomarzania i kilku szerszych niż kiedykolwiek uśmiechów. Opcjonalnie mogła również uderzyć go w nos, na poprawę humoru – chociaż prawdopodobnie jedynie własnego.
Przede wszystkim – nie chciała się niczym przejmować Zostało to jednak utrudnione, gdy wspomniał o słowach, które sama również zdołała odkurzyć w swojej pamięci; pomimo że była wówczas roztrzęsiona i zła. Niekoniecznie miała ochotę rozmawiać. A już na pewno nie na ten temat i nie z taką bezpośredniością. Co on sobie wyobrażał? Zarówno wcześniej, jak i w tym momencie. Skuliła się nieco, gdy zrobił krok do przodu, aczkolwiek wbiła stopy w ziemię i nie zamierzała się odsuwać. Jasne, wcześniej jego bliskość odczuwała znacznie intensywniej, przez wzgląd na okoliczności – był wieczór, późna pora, a oni wypili kilka drinków i przemokli do suchej nitki. Teraz jednak zbił ją z tropu. Czuła, jak rumieńce wypływają na jej policzki, gdy zmusiła się, by popatrzeć mężczyźnie w oczy. – Uhm, jasne – odpowiedziała, nieco chłodniejszym tonem, chociaż wyraz jej twarzy zdradzał, że z trudem utrzymuje opanowanie. Poniekąd zastanawiała się, co on sobie myśli, bo … już go chciała. Niekoniecznie teraz, ale wtedy, tamtego wieczoru. Chciała i niejednokrotnie to pokazała, a jej atak paniki … nie był z nim związany. Niezależnie od tego, jak Brave interpretował nagłą reakcję. Nie miało być jednak powtórki. Czułaby się zbyt głupio, gdyby ponownie próbowała o to zabiegać, a on, zdaje się, że był zbyt uparty, by samodzielnie zrobić pierwszy krok. Prawda?
Jego kolejne słowa zabrzmiały szczerze, dlatego też brunetka uśmiechnęła się szeroko i lekko kiwnęła głową. – Interes tak źle się kręci, że koniecznie potrzebowałeś nowej klientki? – zażartowała, aczkolwiek … - Ja też się cieszę – dodała. Miło było go zobaczyć; nawet jeśli powody jej wizyty nie wydawały się zbyt ciekawe. Nie myśl o tym. Uścisnęła jego dłoń i przyjęła pakunek. Wyciągnęła z niego strój, który chyba niekoniecznie ogarniała. Zresztą, mała szansę załatwić dwa w jednym, dlaczego rzuciła niewinne: - Pomożesz? – i oddała wypakowane już coś tam z powrotem, a sama skierowała się w stronę szatni, licząc, że pójdzie za nią. Zdjęła górną warstwę ubrań, a następnie koszulkę, po czym odwróciła się przodem do mężczyzny. – Moja grupa raczej nie poradziła sobie sama – wzruszyła ramionami. I tak, znowu miała na myśli czterolatków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wystarczało mu to, co od niej dostawał. Właściwie to nawet mu się podobało, że tak niewiele o sobie wiedzą. Mógł być kimkolwiek – nie musiała wiedzieć jak szalenie negatywny wpływ na jego wychowanie miał jego ojciec, jakim okropnie negatywnym człowiekiem był, bo był pewny, że się stanie podobny do ojca. Nie musiała wiedzieć, że niszczył każdą relację swoją upartością i tym, że nie potrafił do końca się otworzyć. Dać całego siebie. Może faktycznie lepiej było, że zaczynali tak o, z czystymi kartami, wiedząc jakieś maleńkie detale ze swojego życia. Zdecydowanie.
Hardo spoglądał w jej twarz i pewnie nawet lekko się uśmiechnął, kiedy jej policzki przybrały lekko różowy kolor. Urocze. Tak idealnie komponowało się to z jej twardym spojrzeniem, że miał wrażenie, że postanowiła nawet nie mrugać. Pokiwał jedynie głową na jej krótki zlepek słów, bo chyba już wiedziała, że lubił rywalizację i zazwyczaj to nie on był tym, który odpuszczał? Mogło być później źle, mógł wiedzieć, że nie powinien rzucać niektórych słów, ale skoro zostały już rzucone… da radę, tak? Najprawdopodobniej. Boże, oby. Czyżby właśnie miał przed sobą największy czelendż swojego życia?
- Mam gdzieś klientki. Co innego zawodniczki z kolei. Mówiłem ci, że nie jestem nauczycielem. Tylko ćwiczę. Dla ciebie jednak zrobię wyjątek – zapomniał o czymś, więc zmarszczył brwi. – I dla tamtych czterolatków. Raz. Nigdy więcej – praca z dziećmi wydawała mi się czymś najgorszym, naprawdę. – Uwielbiam twój uśmiech – dodał jeszcze, kiedy tak pięknie uniosła kąciki ust w górę, a ja muszę zaznaczyć, że konkretnie użył słów I ADORE… Zdecydowanie jego nowe określenie na wyrażenie… że coś lubi? Spojrzał na biały materiał, który ponownie włożyła w jego dłonie, a zaś uniósł wzrok, obserwując jak idzie do szatni. Pokręcił z niedowierzaniem głową, robiąc kilka kroków w tym samym kierunku. Nie podchodził zbyt blisko – przejechał wzrokiem przez jej biodra, czego nie mogła widzieć, przez dołeczki lędźwiowe, zapięcie stanika, a gdy się odwróciła, był już całkiem blisko. – Oczywiście, że pomogę – czy ona myślała, że on nie będzie mógł się powstrzymać? Czy naprawdę musiała już zacząć grać jedną z najbardziej znaczących kart? Po części miała rację, bo cholernie bardzo starał się nie pokazać, jak ta namiastka bliskości na niego działa, a wspomnienie dotyku jej delikatnej skóry cholernie zachęcało do przypomnienia sobie wszystkiego. – Daj… jedna ręka – poczekał aż ją wyciągnie, a kiedy to zrobiła, nałożył na nią jeden rękawek. – Druga ręka… – to samo. – Teraz głowa, Adore – profesjonalnie, prawda? Przy ciągnięciu jednak górnej części stroju specjalnie przejechał paluchami przez bok jej ciała. Delikatnie. – Oj, przepraszam, mam niezgrabne paluchy. Masz tu coś? – uśmiechnął się, robiąc to samo raz jeszcze – przejechał całą ręką przez jej ciało, ostatecznie poprawiając górę doboku. – Wydawało mi się. Czy z dołem sobie poradzisz? – no pełen profesjonalizm.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Owszem, mogli być kimkolwiek – i przez jakiś czas hardo trzymali się tej zasady, odgrywając Reed oraz Tobiasa. Tamci nie mieli problemów; byli po prostu zwyczajną parą ludzi, być może nieco zagubioną, aczkolwiek nie tak zniszczoną jak Adore i Brave. Dobrze było tkwić w tej konwencji, chociaż przez dwa spotkania, które miały miejsce. Dobrze było również z tego zrezygnować – aczkolwiek niekoniecznie po to, by zacząć mówić prawdę i tylko prawdę. Szczerość być może była dobrą rzeczą, aczkolwiek czy jest sens jej nadużywać? Czy może lepiej niektóre fakty pozostawić dla siebie?
Adore również chciała podjąć tę rywalizację. Dlaczego? Nie miała pojęcia. Być może planowała udowodnić, że jego upartość ma swoje granice? Już raz, poniekąd, udało jej się go podpuścić. Po słowach, które wypowiedział Brave założyła, że planuje trzymać się do samego końca, aczkolwiek … miała na to sposoby. Chyba? Jezu, nawet nie wiedziała. W zasadzie tak dawno nie próbowała wpłynąć na jakiegokolwiek mężczyznę i – dosłownie – zaciągnąć go do łóżka, ze chyba zdążyła utracić zdolność uwodzenia, flirtowania, bajerowania, czy też cokolwiek, co było tutaj (chyba) potrzebne.
- Dla mnie też tylko ten jeden, jedyny raz? – zapytała, minimalnie zbliżając się w jego stronę. Gdy wspomniał o tym, ze uwielbia jej uśmiech, jeszcze wyżej uniosła kąciki ust, spoglądając mu prosto w oczy, I Adore – tak proste w swojej formie, aczkolwiek nikt wcześniej na to nie wpadł; jakim cudem?
Brunetka nie zorientowała się, że rzeczywiście ma do czynienia jedynie ze zwykłą koszulką, spodniami oraz pasem, który mógłby stanowić problem. Nie szło jednak stwierdzić, czy w innych okolicznościach również nie zażądałaby pomocy Dastarda, jako że padło to głupie game on, a ona musiała użyć wszystkich możliwych kart, by w jakikolwiek sposób utrzymać się na powierzchni. Podeszła więc do szatni, ściągnęła górną część odzieży, a gdy on pomagał jej włożyć część stroju, posłusznie wyciągnęła ręce do góry. Wzdrygnęła się minimalnie, gdy przejechał palcami przez jej ciało; najwyraźniej miał podobny plan. Cholera. – Yhm – mruknęła, dość niemrawo i w następnej chwili ściągnęła również spodnie, które ułożyła gdzieś z boku. Z rąk Brejwa zabrała te, które były dopasowane do kostiumu i wsunęła je na siebie. – Pas? – zapytała. Z tym rzeczywiście potrzebowała pomocy; już bez jakichkolwiek żartów. Miała nadzieję, że nie skorzysta z okazji, żeby znowu coś … eh. Dobra. Adore wiedziała, że to będzie ciężkie, okej. Trochę żałowała, nawet jeśli tak naprawdę na nic się nie zgodziła. Nie mogła pozwolić mu wygrać i dopiąć swego. Nie była już głupią, napaloną nastolatką, a dorosłą kobietą, która sporo przeżyła i w zasadzie nie powinna się do nikogo zbliżać – ani emocjonalnie, ani fizycznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli to, co tak umiejętnie robiła - uśmiechała się szerzej, kiedy mówił, że to adoreuje, potrafiła w JEGO grę grać, jak mu się wydawało, silniejszymi kartami niżeli on, tak mocno go prowokowała – jeśli to wszystko było nieumiejętnością flirtowania, uwodzenia i bajerowania, to on naprawdę wolał, przynajmniej teraz, nie przekonywać się jak wygląda Adore, która faktycznie ma na celu kogoś uwieść.
Kiwnął głową, unosząc podbródek nieco wyżej, by dać jej znać, że wie, że robi to wszystko specjalnie – te uśmiechy, te minimalne zbliżenia, ta niewiedza w zakładaniu KOSZULKI na siebie. I chcąc pokazać, że nie robi to na nim absolutnie żadnego wrażenia. A robiło, kurwamać, jak mocno. Przecież jej chciał, czy to nie było oczywiste? Już kilkanaście długich dni temu. Co innego, że ważniejsze było to, by nie dokładać do jej problemowego (jak myślał) życia zmartwień, jakim zdecydowanie był on, a to zdecydowanie była myśl, której dopingował, by wygrała.
- Jedyny raz. Nigdy wcześniej nikomu nie dałem Doboku – przyznał szczerze, wzruszając ramionami, a zaś paluchami poprawiając kosmyk jej włosów. Kontynuował nieco szybszym głosem. – Czuję, że tego potrzebujesz. No wiesz, zamachnąć się, uderzyć, krzyknąć, wyglądać trochę zabawnie. Wyładowanie emocji w uderzeniu lub krzyku, nawet tych seksualnych, cholernie ci pomoże, obiecuję - odchrząknął, kiedy zbliżyła się i sam zrobił krok w tył, kiedy zajęła się zmianą spodni. Seeeeerio, Marquez? No naprawdę? Głupkowato przekładał pas z ręki do reki, póki nie usłyszał, że o niego prosi. – Pas – przytaknął, zbliżając się, by z tym jej pomóc. – Bądź tak miła i się nie ruszaj, proszę. Choć raz zrób to, co mówię – niech mu chociaż to ułatwi, dobrze? Przełożył biały pas z jej jednej strony na tył, wyrównał i pyk, zacisnął lekko. Później drugi supełek, ale kiedy już zaciskał, to szarpnął mocniej, by 1) nie miało to prawa się poluzować oraz 2) przyciągnąć ją te kilka centymetrów bliżej. – Jesteś, kurwa, niemożliwa – uśmiechnął się, kręcąc głową. – Chodź, tutaj jest niebezpiecznie – zło czai się w jej osobie. Wrócił na salę, bo może choć jakieś zasady jej przedstawi?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niekoniecznie potrafiła grać w tę grę, aczkolwiek próbowała. We własnym odczuciu trochę nieudolnie, ale mogła się też mylić. Przewodziła jej jedna myśl: nie mógł, po raz kolejny zresztą, postawić na swoim. Brave był tak cholernie uparty i kłopotliwy, a ona również nie zamierzała zbyt łatwo odpuścić. Uciekanie od problemów niby leżało w naturze Adore, ale tym razem, z jakiegoś powodu, planowała podjąć wyzwanie. Najwyraźniej, w pierwszej kolejności, zgrywając idiotkę; kolejnych kroków natomiast nie zdążyła jeszcze przemyśleć. Kompletnie zapomniała o tym, co powiedział jej podczas ostatniego, wspólnie spędzonego wieczoru. Ale dlaczego, dlaczego musiał robić z tego taki problem, jeśli rzeczywiście jej chciał?
- Czyli jestem wyjątkowa, tak? Czym cię przekonałam do takiego poświęcenia? – zapytała, śmiejąc się przy tym lekko, aczkolwiek już chwilę później poniekąd odpowiedział na jej pytanie. – Ostatnio czułam się lepiej, aczkolwiek emocje, których próbowałam się pozbyć, zdecydowanie nie można było nazwać seksualnymi. Zobaczymy, jak pójdzie teraz – odpowiedziała zaczepnie, dłonią wygładzając swoją nową koszulkę, stanowiącą część Doboku. Skąd w ogóle nazwa, której nigdy wcześniej nie miała okazji usłyszeć? Mogła jeszcze dodać, że na wyładowanie seksualnych emocji znalazłaby inne sposoby, aczkolwiek co za dużo to niezdrowo, prawda? A chociaż podjęła wyzwanie, nie chciała też przeginać; zwłaszcza, ze każdy tego typu tekst skutkował oblewającym twarz rumieńcem. Jej własne ciało zdradzało, że nie czuje się zbyt pewnie w takim położeniu.
- Choć raz? Masz mi coś do zarzucenia? – no nie przypominała sobie takiej sytuacji, chociaż … gdy leżeli w łóżku, uparcie powtarzał, że nie, nic nie może być, aczkolwiek to wspomnienie wydawało jej się zbyt żenujące, by je przywoływać. Nie spodziewając się, że w ten sposób pociągnie za pas i pozostając w dość głębokim zamyśleniu, zachwiała się delikatnie. – Dlaczego tak twierdzisz? – zapytała, bo przecież zastosowała się do instrukcji, prawda? Aczkolwiek to pytanie równie dobrze mogło dotyczyć jego kolejnych słów. Było niebezpiecznie? Owszem. Odrobinę. Nie wiedziała. Czego właściwie oczekiwała, przychodząc tam? Już nieco zdążyła się pogubić.
Gdy weszli do sali, tak jak za ostatnim razem, zdjęła buty i stanęła naprzeciwko mężczyzny. Próbował jej coś wytłumaczyć, prawda? To znaczy już wcześniej, gdy tam byli. Próbował. Nie mogła się jednak skupić, tak kompletnie. Spojrzenie miała uparcie ulokowane w jego twarzy, gdy wydusiła: - Od samego początku, proszę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odpowiedział czy nie odpowiedział – było to trochę wszystko ironiczne, trochę z nutką sarkazmu, bo przecież wszystko tak mówił. Kiedy jednak zadawała to pytanie, a on odpowiadał to, co mu ślina na język przyniesie, w głowie miał zupełnie co innego. Nic się nie stanie, jak powie to głośno, prawda? Miał taką nadzieję. Przecież widzieli się pierwszy raz od… hoho, a przeczucie mu mówiło, że wcale nie jest to takie pewne, że teraz miałoby się to zmienić, mimo że gdzieś tam obiecała mu, że nauczy go tańczyć. Może traktuje go tylko jako kogoś, kto raz na czas jest jej potrzebny, by swoim głupim poczuciem humoru poprawić jej dzień? Trudno. Przełknął ślinę z lekkim uśmiechem.
- Dawno nikogo tak mocno nie chciałem mieć jak ciebie - czy był zbyt bezpośredni? Być może. – Mam wrażenie, że moje palce wciąż czują twoją skórę. Jak chore to jest? – nawet przejechał kciukiem przez pozostałe palce swojej dłoni. – Dawno też tak mocno się na coś nie uparłem – dodał z uśmiechem już szerokim, wzruszając ramionami. Zdawał sobie sprawę, że może przedobrzyć w obie strony – albo za bardzo się uprze i przegra, bo nigdy nic dobrego z tej upartości jego nie wychodziło, albo sama Adore zrezygnuje? Nie potrafił jednej wypośrodkować tych głupich zachcianek, mimo, że mogłoby to ułatwić naprawdę wiele. Pokręcił głową na jej słowa, nie wiedząc już nawet jak je skomentować, bo jak już sam powiedział – była n i e m o ż l i w a. Fifarafa. Zupełnie nie chodziło mu o łóżko… choć może też? Może odrobinę, bo w głównej mierze skupiał się na tym co teraz, a prowokowała go, niech nie udaje, że nie. Jeśli robiła to nieświadomie i jeśli myślała, jak powyżej, że nie potrafi tego robić… to była w ogromnym błędzie. – To wszystko… to, co robisz… to… – machnął ręką w jej stronę. – To jak… twoje rumieńce… i… – zaczynał się jąkać, nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, a to znaczyło tylko i wyłącznie, że Adore zyskuje przewagę. Dlatego zmarszczył brwi. – Chodź, nie ma czasu na głupoty – dodał więc, a kiedy wrócili na salę, bosymi stopami stanął na macie i odwróciwszy się w stronę brunetki, zrobił piękny ukłon. – Kilka rzeczy, Adore… ja dan, mam zawsze rację, okej? – nie miał, ale musiał, hehe. – Twarz to świętość, nie żartuję – ostrzegł, wiedząc, że doskonale zdaje sobie sprawę, o czym mówi. – Nie uderzamy tutaj – nie powinien tego robić, ale przejechał palcami przez jej policzek. – Ani tutaj – i drugi. – Tutaj też nie – dotknął nosa i czoła. – Po prostu nie, dobrze? – uśmiechnął się, odsuwając nieco. – Wiesz, że głównie chodzi tutaj o to, żeby przezwyciężyć samego siebie? Taekwondo to głównie walka ze swoimi demonami… może dlatego tu jestem… – zamilkł na moment. – I może dlatego ty też? Jezu, jestem okropnym nauczycielem, masz na razie po prostu odpierać ataki, okej? Jak robię tak… – pacnął ją, nie uderzył, w ramię. – To masz robić tak, żeby odepchnąć moją dłoń – ja nie wiem, co on mówił, on wiedział. – Na przykład… – jeszcze raz podszedł, tym razem stając za nią. Zbliżył się swoim ciałem do jej, od tyłu złapał jej ręce w okolicy przed łokci i ustawił w odpowiedniej pozycji. – Obrona – szepnął. Aż chciałoby się dodać, że w bieli jej do twarzy, eh. – Boże, wygram tak bardzo. Lewa nieco wyżej, nogi bardziej ugięte, nie zaciskaj pięści, to nie boks – uśmiechnął się za jej uchem. Nie wygra.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie myślała o nim w jakiejkolwiek dłuższej perspektywie; nie potrafiła. Ważny dla niej mężczyzna dopiero co zniknął na stałe z jej życia i jak na razie robiła wszystko, by się z tym pogodzić. Czy Brave miał zostać pocieszycielem i chwilową rozrywką? Tego nie umiała stwierdzić. Wiedziała natomiast, ze nie powinna przypisywać nikomu podobnej roli. Nie chciała ranić, po raz kolejny. Nie planowała nikogo wykorzystywać. Skupiała się tylko i wyłącznie na tu i teraz, spędzając miło czas i nie martwiąc się o jutro. Zresztą, dotychczas nie pojawił się jakikolwiek powód do zmartwień. Nie było czego żałować (lub nie).
Przełknęła ślinę, słysząc jego słowa i odwróciła twarzy w drugą stronę, by uniknąć spojrzenia mężczyzny. Jak chore to jest? Bardzo. – Och. Zawsze próbujesz robić sobie pod górkę? – zapytała cicho. Chciał jej, ale równocześnie zabraniał sobie wykonania konkretniejszego ruchu. Czy jego działanie nie było przypadkiem pozbawione sensu? Ponadto, ile Adore miała siły i kiedy ona planowała się wycofać? Chciała walczyć, aż nieco rozjaśni jej się w głowie i będzie lepiej? Czyli w czasie bliżej nieokreślonym, patrząc na dotychczasowe sytuacje.
- To, co ja robię? – zapytała, a jej twarz przybrała wyraz mówiący kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Jasne. Pod nosem wypowiedziała ciche przegrany, chociaż fakt, czy w ogóle chce wygrać, podlegał wątpliwościom. Nie była pewna, co powinna zrobić. Adore odwzorowała jego ukłon, nieco lepiej, niż poprzednim razem. Na słowa zawsze mam rację kiwnęła głową, pomimo, że niekoniecznie się zgadzała. Trudno, niech mu będzie; nie była to przecież żadna święta przysięga. Na teraz ujdzie – a przynajmniej dopóki nie powie nic głupiego. – Spokojnie, tym razem twój nos jest bezpieczny – powiedziała, z lekkim uśmiechem, aczkolwiek już po chwili mina jej zrzedła. Przez głupie słowa, które zostały przez niego wcześniej wypowiedziane, każdy, nawet najmniejszy dotyk odbierała intensywniej; nawet jeśli nie było to nic takiego. Ugh. – Wygrasz? – zapytała, posłusznie unosząc ręce tak, jak ją prowadził. – Tę walkę, czy …? – ściszyła nieco głos, po czym odsunęła się ze trzy kroki do przodu i odwróciła się z powrotem w jego stronę. – Być może sensowniej byłoby pograć na konsoli. Czy czymś podobnym – spojrzała najpierw na swoje stopy, a potem w górę, po przyniesionym przez Brave’a stroju. Nie była urodzoną wojowniczką, aczkolwiek faktycznie, ostatnim razem kilka uderzeń pozwoliło jej ukoić nerwy. – Ewentualnie możesz spróbować raz jeszcze mnie sprowokować – jak wtedy, prawda? Bo był okrutny, okropny, a nawet jej nie znał; wystarczyło, ze mówił wszystko, co mu przyszło na język. Idiota. Nic dziwnego, ze tak go wówczas odebrała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Lawton Park”