WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

z ulicy

Jeśli ktoś potrzebuje pomocy – pomóż. Albo chociaż zapytaj. Nie tylko matka wpajała mu takie wartości, bo to głównie trener był głównym budulcem zasad w jego życiu. Zapytał - pomocy nie chciała. Gdyby nie to z jaką wrogością odbierała każde jego słowo, każdą próbę uważała za atak na siebie i z góry postanowiła traktować go jak ziemniaki… to pewnie by odszedł; ona sobie da radę, jego zainteresowanie absolutnie nie było tam potrzebne. Mógł znieść opryskliwe nie-dziękujące komentarze, bo teraz chodziło jedynie już o to, by wstała, pokazała, że jest lepiej i sobie poszła. A gdyby coś podobnego przydarzyło się jej za rogiem… oh well. Nie mógł jednak znieść tego, że tak mocno go atakuje, bo podobnie do niego – nie miała pojęcia do kogo mówi. – Jakiś zły, bardzo zły, wyrachowany człowiek. Tak? - o to jej chodziło? – To całkiem dobrze. Bo nie jestem żadnym motywacyjnym mówcą, więc nawet bym się zdziwił, gdyby zadziałało – wzruszył ramionami i sam nie wiedział, czy to miało mieć wymiar ironii, żartu, czy może po prostu powiedział jak było. Tak czy siak – wiedział, że nie zostanie to pozytywnie odebrane, bo tyle, po tej krótkiej i burzliwej wymianie zdań, zdążył załapać. Kiedy ponownie jej oczy wypuściły z siebie łzy, aż cisnęło mu się na usta by powiedzieć coś o ładnej buźce, bo eh, była śliczna, nawet taka zapłakana i pewnie z gilami pod nosem. Żartuję, heh. Uniósł jedynie oczy ku ciemnemu niebu, bo nie znosił, wręcz miał ochotę uciekać, kiedy jakakolwiek kobieta przed nim płakała. – To musisz je z siebie wyrzucić – wszedł jej w zdanie, kiedy łzy przerwały jej słowa. Okej, już widział, że problem nie był mały, jej zachowanie nie było przesadzone, a ona przechodziła przez swoją maleńką wojnę, a może i swój osobisty koniec świata. Może i nawet do niego dotarło, że nie miał za grosz jakiegokolwiek wyczucia? Pewnie tak. – Czemu oszalałem? Przecież już uzgodniliśmy, że to ty tutaj jesteś agresorem – nic nie uzgadniali. – Więc oszalałem tylko i wyłącznie dlatego, że coś podobnego ci oferuję i narażam samego siebie – westchnął i poszli, tak? Poszli, bo inaczej rozdwojenie plansz się tu zadzieje i zagięcie czasu. Nie szli długo, bo jedynie kilkanaście, może kilkaset kroków do skrzyżowania ulic. Pchnął przeszkolone drzwi po swojej prawej stronie i już miał przez nie przechodzić, kiedy w ostatniej chwili się zatrzymał. – Aj, przepraszam – przekoloryzował swój uśmiech, przepuszczając ją w drzwiach, zupełnie lekceważąc jej konsternację na twarzy. Kiwnął główką do recepcjonisty, bo hej, znali go tutaj, bywał tutaj regularnie od kilkunastu lat. Przeszli krótkim korytarzykiem i bum, byli. Mała sala wyłożona w połowie takimi… wiesz, materacami na podłodze, na ścianie lustra, które mogła zobaczyć, gdy zapalił światła. Było pusto, ostatni trening dzisiejszego dnia skończył się, kiedy stąd wyszedł, zupełnie nie świadom tego, że za parę chwil spotką tę oto kobietę, z którą ponownie się tutaj znalazł. Co za głupi pomysł. – E-e-e-ejjj – zatrzymał ją wyciągnięciem dłoni. – Musisz zdjąć buty – uśmiechnął się, bo sam właśnie to robił. Ściągnął kurtkę, buty, czapkę, która totalnie rozwaliła mu włosy też. Mógł rzucić kilkunastoma innymi zasadami, ale… no po co. Nie o to tutaj chodziło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwsze zdanie zabrzmiało trochę jak slogan z plakatu. Chwytliwy, trafny, a jednocześnie niekoniecznie działający – bo nie, bo ludzie na ogół się nie przejmowali. Bo ktoś potrafił wypaść z okna i nawet w takiej sytuacji nie pojawiła się reakcja (serio, tak bywa, widziałam). Adore jednak źle odebrała tę jego reakcję – źle, ponieważ nieco przegiął. I chociaż w normalnej sytuacji najpewniej zareagowałaby uśmiechem, tak teraz, w obecnym stanie, nie potrafiła odpuścić. Wypadła więc na tym kiepsko, chociaż nadal nie nazwałaby siebie największym agresorem. Dała upust emocjom i nieco przesadziła, aczkolwiek nie chciała i nie planowała tego zrobić. Tak wyszło. A jedyny plus był taki, że wcale nie musiała się tego wstydzić – w końcu miała nie spotkać tego człowieka nigdy więcej. W końcu planowała wstać i odejść w przeciwną stronę, dopóki cóż … jej plany nie uległy zmianie. Bo i tak się zdarza. – Nie jestem agresorem. Ponadto, to … dobra, jesteś całkiem miły – przyznała w końcu. NADAL uważała, że chwilę wcześniej jego odzywki były głupie, bezsensowne i mógł sobie je odpuścić, nadal. Ale sam fakt, że się zatrzymał, podszedł do niej, zaczekał obok (nawet jeśli chodziło tylko i wyłącznie o wrodzoną upartość) i teraz COŚ TAM wymyślił, nie zostawiając jej samej, był całkiem w porządku. Absolutnie nie obchodził jej fakt, ze idzie do nieznanego sobie miejsca, z obcym człowiekiem. Po pierwsze, byli na przestrzeni publicznej, po drugie, do tego momentu nie zrobił jej krzywdy, a równie dobrze mógł na przykład wziąć jej torebkę i zwiać, a po trzecie … jej życie było już tak męczące i skomplikowane, że takie teoretycznie normalne, ludzkie obawy nie przychodziły jej nawet do głowy. Więc poszli, a każdy kolejny krok budził w niej ciekawość. – Daleko …? – chciała zadać pytanie, gdy ten zatrzymał się przy szklanych drzwiach. Przeszła obok, gdy otworzył je przed nią i z wielką konsternacją przyglądała się wszystkiemu dookoła. Gdy weszli na salę, skierowała się … właściwie to nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Szła przed siebie, gdy ten ją zatrzymał. – A, buty, okej – mruknęła pod nosem, rozpinając zamek w swoich botkach z wyprzedaży. Po chwili ściągnęła z siebie również szalik i płaszcz, kładąc je gdzieś z boku. – Więc co tu robimy? Posłużysz jako mój worek treningowy, hm? Chyba nigdy nie uderzyłam człowieka i prawdopodobnie nie umiem, ale zawsze może być ten pierwszy raz – plus był taki, że kiedy wspomniał o tym miejscu i ruszyli w tę stronę, Adore na moment zapomniała o swojej rozpaczy i przestała płakać, bo jej głowę zaprzątało pytanie jakie on ma plany?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Oohohoho – zaśmiał się, słysząc… komplement z jej strony? – Wystarczy trochę poobracać kota ogonem i już zmieniasz nastawienie? Trochę więcej asertywności… – zmrużył odrobinę oczy, przyglądając jej się o chwilę za długo. – …Reed – nie znał jej imienia, więc je sobie wymyślił, użył jakiegoś filmowego, mimo że absolutnie nie pasowało do jej twarzy. Bo daleko im było do przedstawiania się, a zresztą, żadne z nich chyba tego nie potrzebowało, a proszę Cię, nawet gdyby mógł na ślepo strzelać wszelkimi damskimi imionami – w życiu nie udałoby mu się trafić celnie, prawda? Adorale. – Całkiem miły, okej. Jeszcze kilka minut, a przejdziesz od agresji do flirtu, co? – nie była ani agresywna, ani nawet nie była niemiła – jej reakcja była zupełnie naturalna, a on, czyżby tym właśnie głupkowatym zdaniem zaprzepaścił to, że już zaczynała myśleć, że jest miły? Eh, co zrobisz, jak nic nie zrobisz. ALE. Byli już w miejscu, w którym czuł się lepiej niż gdziekolwiek indziej, pewnie nawet lepiej niż w domu. To był jego świat, jego kawałek podłogi, wiedział co robi, mimo że niekoniecznie wiedział, co chciał przekazać jej, ale skoro już tutaj byli, to powinni to wykorzystać. Przyglądał się z uśmiechem, kiedy ściągała buty, bo szczerze powiedziawszy, nie sądził, że pójdzie tak łatwo. Podszedł doń, by stanąć naprzeciwko niej, ale na wystarczającą odległość by: - Kyong Ye – wyleciało z jego ust, kiedy zgiął się w pół i pochylił przed nią. Ukłon wykonał, najzwyczajniej w świecie mówiąc. No hej, podchodził do tematu bardzo poważnie. – Ty też musisz teraz… no, pochyl się – poinstruował i to pewnie tyle z mojego cwaniakowania będzie, bo nic więcej nie pamiętam. Sprawiało mu też swojego rodzaju przyjemność obserwowanie tego, jak bardzo nowe to wszystko dla niej było. Najwidoczniej nie miała wcześniej jakiegokolwiek kontaktu z żadną sztuką samoobrony tudzież walki. – Dlaczego od razu chcesz mnie traktować jak worek treningowy? Widzisz? Musisz wyzbyć się tej… złości, tylko o to nam tutaj chodzi. Czemu w tobie tyle złości? – odsunął się i… pchnął ją dłonią w ramię. Coś jeszcze mu się przypomniało, co wywołało kolejne podniesienie rąk w górę, by zaczekała jeszcze sekundkę. Podszedł do swojej torby i halo, w Dobok wskakiwał nie będzie, ale wyciągnął z niej swój czarny pas i razem z nim podszedł do swojej nowej znajomej, naruszając tym samym, po raz pierwszy, tak bardzo jej przestrzeń osobistą. – Tak dla lepszego efektu – rzucił, kiedy przełożył pas za nią z tyłu, a zaś dość sprawnie, a zarazem mocno, przewiązał go przez jej pas, prostując się zaraz przy niej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Cóż, Najwyraźniej asertywność nie jest moją mocną stroną … Tobias – nie zamierzała wyprowadzać go z błędy i zdradzać swojego prawdziwego imienia. W zamian zastosowała takie samo podejście i również użyła pierwszego, lepszego, jakie wpadło jej do głowy. – Swoją drogą, to imię pasuje całkiem do takiego wiesz … imbecyla. Grubego w dzieciństwie, złośliwego w dorosłym życiu – pasowało? Pasowało. Znamy takich; więc Adore skojarzyło się mniej więcej podobnie – nawet jeśli w jego przypadku również KOMPLETNIE nie pasowało do twarzy. A czy był faktycznie grubym dzieciakiem? Tego już nie wiedziała i ocenić nie potrafiła. – Iiiii … czar prysnął – powiedziała, ponieważ rzeczywiście zaprzepaścił szansę na zostanie w jej oczach porządnym kawalerem. Nie, żeby w jakikolwiek sposób się o to starał. Raczej nie obchodziły go większe zażyłości z nowopoznaną na ulicy kobietą – jej zresztą też nieszczególnie.
Widziała, od samego początku widziała, jak swobodnie się tam czuje, podczas gdy ona kompletnie nie potrafiła odnaleźć się w tym miejscu. Nie znała sztuk walki; nigdy, przenigdy nic nie trenowała i nie miała takiego planu. Musiał ją pokierować. Zgodnie z jego instrukcją, pochyliła się do przodu, próbując odwzorować jego ruchy. Nieco nieudolnie, koślawo, z zauważalną niepewnością. – Hej – nieco odskoczyła, gdy podszedł do niej – prawdę powiedziawszy KOMPLETNIE odzwyczaiła się od tego, żeby ktokolwiek naruszał jej przestrzeń. Rodzina, znajomi … a mówimy tutaj o człowieku, którego prawie nie znała. I nawet jeśli nie zrobił nic złego, to cóż, lekko się spięła, co prawdopodobnie był w stanie zauważyć. – Dopiero weszłam na … ring, a już dostaję czarny pas? Jestem naturalnym talentem – zażartowała. W sumie to nawet nie wiedziała, jak nazwać tę matę, więc użyła jedynego określenia, jakie znała w tematyce walki. Jakiejkolwiek. Proszę nie oceniać. – A czemu nie? Jesteś tutaj, ja jestem tutaj, przyprowadziłeś mnie do miejsca, w którym uczysz się jakiegoś … karate? To jest karate? No nieważne. W każdym razie, jestem w stanie wyobrazić sobie ciebie, jako worek treningowy, wiesz? Nawet jeśli jakikolwiek cios mógłby okazać się dla mnie tragiczny w skutkach – bo nie wiedziała przecież gdzie i w jaki sposób uderzać, żeby nie zrobić sobie krzywdy, a trafić w przeciwnika. – Nie ma we mnie złości. To tylko … to … smutek, przygnębienie, zmęczenie życiem i bezsilność, okej? Jestem na kiepskim etapie – westchnęła. Nie miała pojęcia, po co mu o tym mówi, aczkolwiek chwilę wcześniej widział, jak wylewa z siebie morze łez, więc właściwie … who cares?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się, słysząc nadane przez nią imię, bo hej, wcale nie wybrała tak źle. Chyba nawet lepiej, że nie musieli siebie przedstawiać, on pewnie skomentowałby jej imię, a nie oszukujmy się, jego też nie należało do tych zwyczajnie pospolitych, prawda? – Na całe szczęście to nie ja. Widzisz? Los się do ciebie uśmiechnął – a co miał na myśli? Sam nie wiedział. Wiedział natomiast, że nie był ani smutnym grubaskiem, ani nie był… dobra, złośliwy był. Enyłej.
Widziała, że czuł się tutaj jak ryba w wodzie, on z kolei widział, jak bardzo ona czuje się nie na miejscu. Nie dziwił się, okej? Nie dziwił, bo to zupełnie tak, jakby kazano jemu ubrać… baletki i powtarzać po kimś taneczne, baletowe ruchy. Mimo to, przyglądał jej się z zadowoleniem, bo wydawała się cholernie urocza, kiedy nie musiała, ale wykonywała to, czego chciał. Albo o co prosił. Z zasadami się nie dyskutuje, czy jakoś tak. – Hej – odpowiedział jej tym samym, kiedy odskoczyła, jak gdyby jego dotyk co najmniej parzył. Halo, jeszcze nie zaczął. – Przecież jeszcze nie atakuję. To twoja dziś rola – podniósł rączki w górę, by miała pewność, że nie zamierza robić jej krzywdy. Nie organizowałby całego tego spektaklu, gdyby chodziło mu o coś innego. W kolejnym odruchu podszedł jeszcze bliżej – w zamiarze miał położenie dłoni na jej pasie i poinstruowanie gdzie noga, a gdzie ręka. Powstrzymał się na szczęście, chyba pierwszy raz dzisiejszego wieczoru wyprzedzając myślami czyny i nim dotknął jej ciała, wrócił na swoje miejsce. Ukłonił się raz jeszcze, gestem nakazując jej zrobienie tego samego i przyjął pozycję, no a ona pewnie próbowała go naśladować, bo po to tutaj przecież przyszli. – Jesteś w stanie wyobrazić sobie mnie jako worek treningowy, bo co? Bo okropnie mnie potraktowałaś? Bo teraz ci głupio, a nie potrafisz powiedzieć dziękuję? – robił to specjalnie, chyba chciał ją jeszcze bardziej zdenerwować. – Wyżej ręce – kiwnął głową, a kiedy to zrobiła, uderzył swoją dłonią w jej – lekko, ledwie wyczuwalny plaskacz, aczkolwiek dość duża zaczepka. – W porządku, nie jesteś zła – uśmiechem próbował dolać oliwy do ognia, bo ten był zupełnie nie na miejscu. – Więc pokaż swój smutek… – kolejne podejście i szturchnął ją w ramię, jak poprzednio. – …i przygnębienie… – drugi raz, w drugie. Trochę mocniej. – …zmęczenie też pokaż. Może nawet i bezsilność? – bezczelnie ją szturchał za każdym razem, a gdy próbowała w jakikolwiek sposób mu oddać, automatycznie wystawiał przed siebie dłoń, by to w nią uderzyła, a nie w jego ciało. – To nie był pierwszy raz, prawda? Tam na ulicy? – zapytał na sam koniec, mimo, że przecież już znał odpowiedź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie? Na pewno? Widzę pewnie podobieństwa – złośliwość, oczywiście złośliwość, bo jak już wspomniałam, faktu, czy był grubasem, sprawdzić już nie potrafiła. Ominięcie etapu z przedstawianiem było natomiast bardzo korzystne w ich przypadku – inaczej on wyśmiałby ją, ona wyśmiałaby jego (bo kto nazywa dziecko ODWAŻNY? czy to takie życzenie, czy raczej przepowiednia na przyszłość, a w niektórych, raczej nielicznych przypadkach, jedno i drugie?).
Właśnie, nie dyskutowała. Nie dyskutowała, ponieważ o ile na co dzień była bardziej uparta, o tyle tutaj kompletnie nie wiedziała co robić, więc nie miała innego wyjścia, jak go naśladować. Nawet jeśli było to dla niej bardzo, ale to bardzo męczące i takie … niekomfortowe. – Wybacz. To było … wybacz – bo nie widziała potrzeby, żeby się tłumaczyć ze swoich odruchów. Prawdę powiedziawszy, Adore sprzed kilku lat nie odskakiwałaby tak łatwo i nie zachowywała jak spłoszona. Była odważniejsza. Znacznie odważniejsza i bardziej ufna. Ponadto, prawdopodobnie byłoby lepiej, gdyby pokazał jak powinna się ustawić i tak dalej, podczas gdy naprawdę nie miała o tym pojęcia, ale cóż, odrzuciła jego pomoc. Poniekąd i na dobrą sprawę przypadkiem, bo wcale nie chciała tak zareagować. Jako że musiała radzić sobie w takim razie sama, w dalszym ciągu, bardzo nieudolnie, odwzorowywała jego koleje ruchy. – Bo tutaj jesteś i obraziłeś mnie dzisiaj kilkakrotnie – powiedziała, marszcząc nos. Podpuszczał ją, a ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Nakręcała się. Przy każdych jego kolejnych słowach i każdym kolejnym uderzeniu, nakręcała się jeszcze bardziej. Próbowała się osłonić, próbowała oddać, nie odzywała się, chcąc zachować skupienie. Jeden z jej ciosów przebił powietrze; nie trafiła. Kolejny również okazał się porażką. – To nie był pierwszy raz – powiedziała, a dzięki nagromadzonej złości, wreszcie udało jej się trafić. W sam środek twarzy Tobiasa. Prosto w nos. I cholera, było to BOLESNE. Dlatego Adore nawet nie zwróciła uwagi na to, że słychać było nieprzyjemny trzask, a zamiast tego objęła swój nadgarstek drugą dłonią i przyciągnęła do klatki piersiowej. – Cholera, ała, to boli – powtarzała non stop, aczkolwiek czuła też, że … odrobinę jej ulżyło? Czuła się nieco lepiej? – To chyba pierwszy i … co się stało z twoim nosem? – zapytała, przyglądając mu się uważnie, gdy zauważyła, że coś jest nie tak. - To ja? Ale jak? Przepraszam, przepraszam. Masz tu apteczkę? Przepraaszam – miała wyrzuty sumienia, a jednocześnie czuła dziwny przypływ siły, którego absolutnie nie potrafiłaby wyjaśnić, gdyby ktoś zapytał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że ją prowokował. Chciał by się zdenerwowała, chciał by zaczęła uderzać nawet na oślep, bo proszę Cię, od razu zdał sobie sprawę, że nie ma zielonego pojęcia co i do czego. Nie miał zamiaru jej tłumaczyć gdzie ręka, gdzie noga, jak ugiąć kolana, bo to było totalnie bez sensu. Chodziło tylko i wyłącznie o to, by zaczęła wyrzucać z siebie złość. Całą, albo jakąkolwiek. Złość, bezsilność, to wszystko co jej ciążyło. Czemu uznał, że to będzie dobry pomysł? Nie wiedział. Może tylko taki znał – kilka dobrych lat temu jemu ogromnie to mogło, mógł się wyżyć, mógł uderzać, a czasami nawet i krzyczeć. Pomagało. Widząc, że Reed zaczyna poddawać się jego pchnięciom w ramiona, jego zaczepkom i lekkim uderzeniom, uśmiechnął się i robił to jeszcze mocniej. – Może to jedyny sposób w jaki potrafię zwrócić na siebie uwagę? – kiedy wyciągała przed siebie dłonie w celu uderzenia, on hamował je swoimi dłońmi tak, by jej piąstki uderzyły w jego łapska. – Może nie umiem inaczej, a po prostu jesteś… ładna trochę, i to był taki… podryw na takiego wiesz… imbecyla. Grubego w dzieciństwie, złośliwego w dorosłym życiu? – powtórzy jej słowa, a w tym zdaniu pewnie było i trochę prawdy, i trochę większego prowokowania. Nie był to pierwszy raz, okej, mógł od razu zauważyć. Albo przynajmniej po chwili, kiedy wiedziała, że zaraz minie i będzie w stanie iść dalej jak gdyby nigdy nic. – O nie – teraz pewnie trochę przesadził, bo przejechał dłonią po jej włosach, burząc ich idealną gładkość. – To jesteś już ogarnięta w temacie (ataków paniki) a ja traciłem swoje cenne hasła na podryw – tak, zdecydowanie nie był to jego biznes, więc pozostało mu chyba już do końca robić z siebie głupka. Mimo, że no… nie był nim tak do oporu, nie? Nie był. Głupie było jednak to, że totalnie stracił czujność. Nie brał na poważnie tego, co tutaj robiła. Nie sądził też, że po takim wypompowaniu z sił, jakie miało miejsce na ulicy, będzie w stanie mocniej uderzyć. Nie myślał o tym jak blokuje jej ruchy - robił to automatycznie zupełnie nie zwracając uwagi na to, na co powinien. Do czasu aż chyba sam przesadził z jednym pchnięciem, albo i uderzeniem, bo pozwalał sobie już na więcej, a zaraz po tym – jego twarz odsunęła się kilka centymetrów w tył po mocnym, cholernie mocnym uderzeniu w sam środek nosa. Boże. – Ała. Kurwa, jezu, zwariowałaś? Nie w twarz, nie t w a r z , nie uderza się… jezu – przejechał nadgarstkiem koło nosa i spojrzał na smugę krwi na ręce. Naczynia krwionośne pewnie naruszone też, eh. – I bądź tu dobry dla ludzi – sapnął i spojrzał na nią, trzymającą dłoń w tej drugiej. – No i teraz masz. Imbecyl – pewnie tak wyglądał - żałośnie, albo i nawet śmiesznie. Kiwnął głową w kierunku pudełka/walizki no apteczki na ścianie koło luster, a kiedy wróciła, nawet nie musiał pytać, ale! – Złamany, tak? – nawet nie patrzył w swoje odbicie. – Jesteś tak bezsilna i tak słaba, że złamałaś mi nos? Fak, trenuję od… osiemnastu lat? – szaleństwo, no co ona. Autmatycznie zaszkliły mu się oczy (nie płakał, ok, tak przeczytałam w objawach, hehe) nawet nie zauważył, że trzyma się za dłoń.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba każdy człowiek ma czasami ochotę w coś uderzyć; ot tak zamachnąć się i wycelować. Chyba każdy człowiek wyobraża sobie wówczas, że w takiej sytuacji pokaże OGROMNĄ SIŁĘ; rozbije okno, przebije ścianę, narobi szkody – a wszystko to ze względu na skumulowany w nim gniew. Ale nie, to działa w ten sposób jedynie w filmach, a chociaż Adore doskonale zdawała sobie z tego sprawę, to i tak nie odpuszczała. Nie potrafiła. Nie teraz, kiedy nakręcała się coraz bardziej i bardziej, i bardziej, i bardziej. – Są lepsze … sposoby … żeby zwrócić … uwagę. Zwrócić na siebie uwagę. DOROSŁE sposoby – to musiała skomentować, z nieskrywanym oburzeniem w głosie. Pomiędzy kolejnymi ciosami w powietrze, czy tymi blokowanymi przez niego. – Nie zrobiłeś na mnie wrażenia – dodała na koniec, przewracając przy tym oczami. Ale czy aby na pewno tak było? To znaczy tak, owszem, był SZALENIE wkurzający, aczkolwiek w momencie, kiedy opadły te początkowe emocje, które wiązały się poniekąd z tym, że była w dalszym ciągu wyprowadzona z równowagi przez atak paniki, potrafiła całkiem docenić fakt, że się zatrzymał. Nie chciała jego pomocy i poradziłaby sobie bez niej, całkiem serio – ale skoro zatrzymał się przy niej, pewnie zrobiłby to też przy innym człowieku, nie? A takie rzeczy się liczyły i trochę przywracały wiarę w ludzkość. I BYŁY DOBRE. Ale podryw na imbecyla nie był skuteczny; chociaż wiedziała również, że mężczyzna wcale nie mówi poważnie. – Ha? Chciałeś wyłapywać na ulicy biedne dziewczyny, które nie radzą sobie z nerwami i zaczepiać je w ten sposób? Powodzenia – gdyby mówił to serio, prawdopodobnie jeszcze chwila i ktoś by go całkiem SERIO pobił. No prosił się, nie? Od samego początku. Tak samo, jak i prosił się o ten cios w twarz, a Adore chociaż nie planowała, nie chciała zrobić mu krzywdy, tak po prostu, na tę sekundę, straciła panowanie. I trach. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – powtarzała te słowa cały czas, nieprzerwanie, jakby to mogło w tempie ekspresowym naprawić jego nos. Nie było na to opcji, ale i tak próbowała. Chwilę później podeszła do wskazanego przez niego miejsca, by sięgnąć po apteczkę i wróciła z powrotem, stając naprzeciwko i przyglądając się jego twarzy. – Usiądź – powiedziała, a że nie mieli obok żadnego krzesła, ani nic w tym stylu, sama przykucnęła na macie. – Boli, bardzo boli? I tak pewnie będziesz musiał pojechać na pogotowie – powiedziała, pewnie tam sprawdzając co się stało dokładnie. – Cholera, złamany … Przepraszam. Nie miałam pojęcia, że tak się może stać – bo nie wiedziała, że ma jakąkolwiek SIŁĘ. Była bezbronna, nie żartowała. A to wszystko jego wina, bo ją podpuszczał. Tylko i włącznie jego wina. – Jak się czujesz? Nie kręci ci się w głowie – zapytała, pewnie przygotowując jakiś prowizoryczny opatrunek, czy coś tam, ja nie wiem, bo się nie znam (nawet nigdy nic sobie nie złamałam, zwłaszcza nosa lols, a się wyściguję, więc nic nie poczytam na ten temat). – Wynagrodzę ci to jakoś. Zapłacę za leczenie, czy cokolwiek, ok? – kompletnie, ale to kompletnie nie wiedziała, jak się zachować, więc mówiła trochę od rzeczy, cokolwiek jej na język przyszło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie myślisz, że dorosłe sposoby są nudne? – uśmiechnął się, ale improwizował, z czego sobie pewnie nie zdawała sprawy. – Gdybym podszedł do którejś… no, do którejś i powiedział „hej, jesteś ładna, wymienimy się mesendżerem”?" to co ona by sobie pomyślała? Kto tak robi w dzisiejszych czasach? – dzisiaj się pisze na spotted, że halo, pracujesz na kasie w tesco, jak cię znaleźć? – A tak to spójrz tylko – jesteś ze mną sam na sam w miejscu, które sam wybrałem. To chyba już połowa sukcesu, prawda? – wcale nie była, bo to totalnie nie był podryw, po prostu tak wyszło od słowa do słowa. I to wcale nie znaczyło, że faktycznie myślał, że wymiana jakichkolwiek danych jest nieodpowiednia (no ale jednak, ludzie się boją, heh) po prostu taki był – trochę uparty i brnął w swoje słowa, mimo że totalnie wiedział, że nie mają jakiegokolwiek sensu. – Na szczęście nie jesteś kimś, na kim chciałbym zrobić wrażenie – odciął się, ale wcale tak nie było, nie oszukujmy się. Po pierwsze – naprawdę nie chciał jej kopać psychicznie, po prostu najpierw mówił, okej? Po drugie – cholernie mocno chciał ją zdenerwować, a przynajmniej na tyle, by jej ciosy można było nazwać ciosami. A po trzecie – teraz, kiedy się jej przyglądał, takiej próbującej być zdeterminowaną i silną, kiedy patrzył na jej ładną buzię naprzeciw siebie – wiedział, że wcale nie była to prawda. – Skończ, skończ, skończ – powtarzał za każdym razem, kiedy z jej ust wylatywało to jedno słowo. – Przysięgam, że jak jeszcze raz powiesz „przepraszam” to też złamię ci nos, wiec kurwa, skończ – nie mówił, tego zły, nie krzyczał. Był może i trochę zdezorientowany, ale pewnie miał już kiedyś złamany nos. Bolało jednak. Cholernie. Faktycznie nie było nigdzie ławek dookoła mat, więc klapnął tyłkiem na ziemi, siadając pewnie po turecku. - A co myślałaś, że się stanie, jak mi przywalisz w nos? Dostaniesz żelki? – boże, pewnie wyglądał żałośnie. – Nie ma mowy, nigdzie nie jadę. Jest prawie noc, pewnie będę musiał tam siedzieć do rana. Przez ciebie – nie omieszkał wytknąć, mimo że to wszystko było absolutnie jego winą. – Kiedyś też coś zrobiłem z nosem i mój trener zrobił tak… pyk, naprawił – ona ogarniała jakiś profesjonalny opatrunek, wnioskował więc, że się znała. – Umiesz? – to czy będzie mieć wystarczająco samozaparcia by jednym ruchem przesunąć naruszoną kość nie było zastanawiające, bo przecież… no miała, nie? Dobra, odrobinę mu się kręciło w głowie, jeszcze tego brakuje, by przy niej zwymiotował. Eh. Co za wieczór.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Myślisz, ze to dorosły sposób? Takie hej, wymienimy się messagerem? Na następny raz spróbuj może czegoś w stylu: hej, czy poszłabyś ze mną na kawę albo hej, dasz mi swój numer. Albo nie wiem, w sumie to nie wiem – mruknęła pod nosem, bo całkiem poważnie to nawet nie pamiętała, kiedy ostatnim razem ktokolwiek ją podrywał. W liceum trochę bujała się z Abe, potem poznała Waltera, z którym wzięła ślub, a potem ten romans … w zasadzie w jej życiu zawsze był mężczyzna, który pojawiał się ZNIKĄD i który nie musiał w jakikolwiek sposób zabiegać o jej zainteresowanie; wszystkie te relacje zaczynały się dość naturalnie. – Aha, no skoro tak to … aha, okej – mruknęła, ni to obrażona, ni to zła, bardziej jakby … po prostu jej to nie obchodziło. Tyle. Wiedziała, że ta dyskusja nie ma większego sensu, bo nikt tutaj nikogo podrywać nie planował, ani też zwracać na siebie większej uwagi. Po prostu brnęła równie uparcie w to, co on insynuował. Nawet jeśli OSTATECZNIE wcale nie wydawał się taki zły – ona po prostu nie patrzyła na żadnego faceta z zainteresowaniem; nie, kiedy jej życie było w takiej przeokropnej rozsypce, z którą kompletnie nie poradziła sobie poradzić. – Złamiesz nos kobiecie? Nie wypada, nawet w nerwach. Zwłaszcza, jeśli twoim jedynym wytłumaczeniem byłoby powtarzające się w irytujący sposób słowo przepraszam – skomentowała, aczkolwiek jeśli faktycznie tak go to drażniło, planowała więcej nie przepraszać. Chociaż czuła, ze powinna; jeszcze co najmniej ze sto razy. – Nie wiem, okej? Nie panowałam nad sobą. To twoja wina. Jak mogłeś mnie tutaj wpuścić i tak mnie irytować i drażnić i … przepr … dobra, no – potrzebowała nico ochłonąć. Fakt, nie zachowała się zbyt ładnie, aczkolwiek nie uważała, żeby w stu procentach było to jej sprawką. Co z tego, że chodziło o jej pięść i jego twarz? Gdyby obeszło się bez prowokacji, najprawdopodobniej nie trafiłaby z ani jednym ciosem. Serio. Ani jednym. – Posiedzę tam z tobą, co? – zaproponowała, chociaż nie przyszło jej to lekko; niby nie miała innego zajęcia, aczkolwiek siedzenie na pogotowiu zdecydowanie nie wydawało się dobrym planem na wieczór. Czy też na całą nos. – Nastawić? Mogę ci go nastawić, tylko … – jak miała mu zasugerować, że właściwie to od x czasu nie miała nic do czynienia ze szpitalem i w zasadzie nie powinna się tego tykać. – Nie jest ci niedobrze? Słabo? Nie kręci ci się w głowie? Cholera, nie mogę cię zostawić samego. Jak odwiozę cię do domu, ktoś z tobą posiedzi? – obawiała się, że mogło dojść przy okazji do jakiegoś wstrząśnienia mózgu. Po co ona w ogóle zgodziła się na ten głupi pomysł? PO CO?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdawał sobie sprawę, że brunetka ma absolutną rację. Może to był właśnie moment, by pokazać, że nie ma aż tak poprzekręcane w głowie i faktycznie też uważa, że wymienione przez nią „zaczepki” są nieco bardziej akceptowalne społecznie? Albo chociaż na równi, heh. – Kto w dzisiejszych czasach wymienia się numerem telefonu – wywrócił oczami, bo odchodziło to już przecież w przeszłość, prawda? – Ale dobrze, może masz rację? Następnym razem zaproszę cię na kawę, nie tutaj – nie zaprosi, halo. To tylko tak mówił, by trzymało się w jakikolwiek sposób tego, o czym akurat debatowali. Chociaż czy faktycznie się tego trzymało? Niekoniecznie, bo przecież zaraz prosto z mostu jej powiedział, że wcale, ale to wcale nie była kimś, na kim chciałby robić wrażenie. Pewnie nie byłoby najlepsze, ale oh well, zdarza się.
- Oczywiście, że bym złamał. Nie wyglądam na takiego? – uśmiechnął się, gdzieś przed oczami mając obraz swojej mamy i swojego ojca i te dziesiątki razy, kiedy zastanawiał się, czy ojciec byłby w stanie uderzyć swoją żonę. – Po to trenuję. Oko za oko, ząb za ząb. Kiedyś jedna uderzyła mnie w policzek, musiałabyś widzieć jak mocno… – jej oddałem? Eh, nie, to jego pieprzenie i głupie żarty poszły nie w tę stronę i właśnie to do niego dotarło. Okropnie to brzmiało. – Dobra, nie patrz tak. Nie uderzyłbym, daj spokój. W życiu, dobrze? Czasami po prostu zapędzam się w słowach i… no, nie patrz tak, nie złamię ci nosa, obiecuję – uśmiechnął się ostatecznie, mimo, że już ból rozrywał mu twarz. Czas skończyć śmieszkowanie i robić z siebie głupka. Wystarczy już. Siedział na macie z zamkniętymi oczami, a głowę przechylał trochę w tył.
- Ale pomogło co? – skrzyżował swoje spojrzenie z jej. – Powiedz, że pomogło, że zrobiło ci się choć odrobinę lepiej jak roztrzaskałaś mi nos. Wtedy to będzie miało jakiś sens – złość mu przeszła, choć pewnie nawet złością nie można tego było nazwać. Szok mu przeszedł. Sam tego chciał przecież. Drażnił ją, aż w końcu zrobiła to, co zrobić powinna – obroniła się i wyrzuciła z siebie złość. Jej propozycja była… miła. Przyjemnie mu się zrobiło, ale pokręcił głową. – Nie musisz. Po prostu… nastaw, naprawdę nie chce mi się jeździć po pogotowiach. Miejmy to z głowy, jestem gotowy na… zadanie bólu przez ciebie ponownie – chciał zacisnąć zęby ale sprawiało to nieprzyjemne mrowienie, więc zacisnął jedynie pięści. Uspokoił oddech i w skupieniu czekał na ponowny trzask kości, ale nie mógł sobie odmówić kolejnego komentarza. – Jak chcesz wiedzieć, gdzie mieszkam, to nie musisz stosować takich podstępów. Wystarczy zapytać – pewnie zamiast nastawić mu nos, podbije mu dodatkowo oko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Okej, następnym razem zaproś mnie na kawę – ona również nie mówiła poważnie, nawet w najmniejszym stopniu. Nie zamierzała się z nim spotykać, nie zamierzała wymieniać się numerem telefonu ani … w ogóle, nic, zero. Chyba oboje za bardzo zaplątali się w tym udowadnianiu sobie racji i już kompletnie nie wiedzieli jak wybrnąć tak, żeby wygrać. Złote rady, które mu dawała, wcale takie złote nie były, a jej cierpliwość już dawno osiągnęła stan kryzysowy Gadała głupoty, on też gadał głupoty, ale musiała ich słuchać, ponieważ złamała mu nos. Jakkolwiek źle to brzmiało. – Nie, nie wyglądasz na takiego – skomentowała, delikatnie przechylając głowę, jakby próbowała to ocenić. Ale nie, pomimo wszelkich, idiotycznych komentarzy, które rzucał, wydawał się całkiem porządnym facetem. Musiała pamiętać o tym, ze zareagował. W przeciwieństwie do wszystkich ludzi, którzy mijali ją na ulicy, on postanowił jej pomóc; to było dobre. Nawet, jeśli zarzekała się, że wcale nie. – Ale nie mów takich rzeczy nigdy więcej, okej? Odpuszczę ci, bo możesz mieć wstrząs mózgu, ale to nie jest wymówka na stałe – skomentowała, z lekkim uśmiechem. W zasadzie miała szczerą nadzieję, ze nic takiego się nie stało – ostatecznie nie dostał mocno; uderzyła go osoba ani trochę nie przeszkolona, która nie miała pojęcia, co robi. Sam fakt, że udało jej się … coś takiego, był wręcz absurdalny. „Szczęście” początkującego. – Zrobiło mi się trochę lepiej – przyznała niechętnie, bo aż przykro było mówić o tym, że zadanie komuś bólu mogło JEJ POMÓC. Psychicznie. Postawić do pionu i sprawić, że te negatywne myśli na chwilę zniknęły. – Muszę to kiedyś powtórzyć – dodała, mając oczywiście na myśli pojawienie się w podobnym miejscu i trenowanie czegoś W TYM STYLU (chociaż nadal nie miała pojęcia, jaki to styl walki), a niekoniecznie spotkanie z nim, czy złamanie komukolwiek nosa. – Okej, okej, okej. Będzie trochę bolało. Trzy .. dwa … – nie mam pojęcia, jak się nastawia cokolwiek, bo nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego, aczkolwiek Adore z zaskoczenia zrobiła to na dwa, mając nadzieję, że ta sztuczka bardziej pomoże, niż zaskoczy. Potem pewnie zrobiła mu opatrunek, sięgając oczywiście po nowe materiały z apteczki. Zignorowała jego komentarz, skupiając się tylko i wyłącznie na tym, co robi i zachowując kamienną twarz, a dopiero po chwili, gdy wszystko było już gotowe, powiedziała: - Chodź, odwiozę cię chociaż do domu. Zrobiłeś na mnie takie wrażenie, że nie marzę o niczym innym, niż zobaczyć, gdzie mieszkasz – przewróciła oczami, podnosząc się z miejsca. Jeśli chodzi o odwiezienie, miała oczywiście taksówkę, bo nie przyjechała tutaj samochodem. A druga kwestia … - Ale całkiem poważnie, nie powinieneś być sam. Więc ….? – zapytała, postanawiając od razu, że W RAZIE CZEGO posiedzi z nim jeszcze chwilę. Nie wiedziała co prawda, jak to zniesie (bo nerwy miała już mocno zszargane), ale czuła się odpowiedzialna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Posługiwał się sarkazmem i oczywiście słyszał w jej głosie, że i ona nie mówi poważnie. Ale mimo wszystko… no dlaczego nie? Okej, może i nie pokazał się z najlepszej strony, bo w ogóle robił to dość rzadko, ale… jestem pewna, że gdyby nie ta wszechobecna tutaj ironia, to może faktycznie zaprosiłby ją na kawę? Jednak nie. Nie będzie się narzucał, a zdecydowanie nie będzie starał się zmienić pierwszego wrażenia na kimś, kto… nie wiem, jezu zapętliłam się. Na niej, po prostu.
- To dobrze – uśmiechnął się, kiwając przy tym głową. Boże, w końcu. W końcu się uśmiechnęła. – Może jednak następnym razem ustawimy cię przed workiem treningowym, albo jakimś manekinem. Ten nos ma już dość – wskazał na swoją twarz i sam nie wiedział, dlaczego to powiedział. Dlaczego użył liczby mnogiej. ALE. – Możesz czasami tutaj wpaść. Jakbyś na przykład czuła, że to pora na trochę agresji. Albo chociaż krzyku – dodał i nie był, kurwa, przygotowany. Wiedział, oczywiście, że taktyka podobnego liczenia jest stosowane, a mimo to, zaskoczyła go, więc fuknął pod nosem. – Nienawidzę cię, dziękuję – wykrzywił kącik ust, pozwalając jej ogarnąć nowy opatrunek. Uff. Przedstawienie skończone. Mogli się rozejść, więc pewnie nawet pozbierali swoje szpargały i do wyjścia się skierowali. - Jeszcze się nie rozstaliśmy, a ja już się czuję, jakbym miał swojego stalkera – pokręcił głową na jej słowa, ale dobra, koniec tego głupkowania. – Dam sobie radę, naprawdę, nic mi nie jest. Mogę za to… daj telefon – wyciągnął łapę. – No daj – ponaglił, kiedy nie była pewna. – Będziesz mogła sprawdzić, czy nie umarłem – wzruszył ramionami, kiedy w jej ajfona wstukiwał kilka cyferek. Swoją jedyną szansę, by spotkać ją jeszcze raz. – Powinnaś to robić częściej, wiesz? Z uśmiechem ci całkiem do twarzy – kiwnął głową raz jeszcze, a zaś się oddalił, uprzednio oddając jej telefon z zapisanym nowym numerem telefonu o nazwie Tobias.

zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • #terefere
Nie chciał tego robić. Nie widział się w tej roli, nie chciał być w tej roli i tak jak przypuszczał, czuł się fatalnie i absolutnie nie na miejscu. Po raz kolejny wydał z siebie okrzyk, który totalnie nie pasował do sytuacji, bowiem na prośbę znajomego ze szkoły taekwondo, zdecydował się zastąpić go dziś w roli mistrza czterolatków. Japjerdole. Był pewny, że bardziej ich straszy, niżeli dopinguje do dawania z siebie wszystkiego, o ile można w ogóle użyć podobnego sformowania wobec tak małego człowieka. Nigdy więcej. N i g d y, kurwa, więcej. Nie mógł ukryć tego, że z utęsknieniem czeka na przesunięcie się wskazówek zegara o kolejne kilka minut, by ostatecznie krzyknąć, że pora ruszyć tyłki i ponownie wrócić w ramiona swoich mam i ojców, na których właśnie zerknął, bo siedzieli na ławce pod ścianą i wpatrywali się w swoje pociechy jakby nic innego nie istniało. A przecież istniało. Na przykład ta brunetka, która opierała się plecami o ścianę, a dłonie miała hardo skrzyżowane na piersi. Jego spojrzenie na moment skrzyżowało się z tym jej, bo się nie spodziewał. Adore. Mimo że postanowili, że dwójka z ich czwórki kończy swoje istnienie raz na zawsze, tak miał wrażenie, że nie pamiętał jakiejś części ich nocnej rozmowy, którą ostatkiem sił z nią prowadził, bo znajomość zakończył cały kwartet. Nie był pewny, dlaczego nie potrafił zdecydować się na kolejne wybranie jej numeru telefonu; a) będzie nachalny? b) czy było jeden do jednego i teraz jej kolej? czy c) czuł się w jej towarzystwie nadzwyczajnie swobodnie, mimo wszelkich wpadek jakie zliczyli i trzeba było zakończyć to wszystko, nim w ogóle się rozpoczęło? Przyjaźń? Seks? Nie. Nie była nastolatką, która szukała miłości, tudzież przyjaźni. Była kobietą, która szukała ratunku i wsparcia. A on nie był ani jednym, ani drugim. Nie jako przyjaciel, nie jako kolega, nie jako benefit. Nie w swojej głowie. Nie… w ogóle? Kiedy po lekcji gówniaków kończył rozmowę z jedną z mam, zapewniając ją, że kolejne zajęcia poprowadzi już odpowiedni człowiek, napotkał jej wzrok i nie mógł się nie uśmiechnąć, mimo wszystko, widząc ją tutaj. Jezu, jaka ona była piękna. Nie miał pojęcia o czym gadał tyle z tą babą, myślami był już zupełnie gdzie indziej.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Lawton Park”