WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Opuściwszy łazienkę, Charlotte raz jeszcze pociągnęła za poły puchatego szlafroka, dokładniej otulając się miękkim materiałem. Było późne popołudnie, a ona już miała za sobą bardzo wczesną i niekoniecznie bogatą w składniki czy wartości odżywcze kolację oraz długi, relaksujący prysznic pod natryskiem, którego temperatura wciąż dawała się jej we znaki w formie szczypania i zaczerwienionej skóry. Blake jeszcze nie wrócił, a panująca w domu cisza jedynie wzmagała poczucie pustki i samotności.
Przekroczywszy próg sypialni, była gotowa zaszyć się pod grubym materiałem kołdry i to właśnie tam poczekać na powrót mężczyzny, bez którego nie była w stanie usnąć. Dręczące ją koszmary mąciły sen niemal każdej nocy i tylko świadomość, że Blake znajdował się obok, tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki, sprawiała, że Charlotte podejmowała kolejne próby odpoczynku. Poza tym... bała się; tego, co mogłoby się wydarzyć w chwili, w której zamknęłaby oczy, będąc zupełnie samą.
Telefon wsunęła do głębokiej kieszeni szlafroka, a z szafki nocnej zgarnęła wcześniej przygotowaną szklankę z lodowatą wodą oraz niewielkie pudełko tabletek, które - według lekarzy - miały pomóc jej odzyskać stabilność. Przyjmowała je regularnie (chwilami może nawet zbyt często i w zdecydowanie za dużych ilościach), ale bez większego przekonania, dlatego różnica w samopoczuciu była znikoma.
Mimo to - próbowała. Wciąż, nieubłaganie, nawet jeżeli sił i motywacji każdego dnia ubywało bardziej i bardziej.
- Halo? - mruknęła do telefonu, kiedy w końcu znalazła się w pokoju, który nie tak dawno należał do Zoey. Mrok w pomieszczeniu rozproszony został przez niewielką, dającą ciepłe światło lampkę na komodzie, a Charlotte usadowiła się na parapecie okna, który celowo został wyłożony miękkim materiałem, by mógł służyć jako siedzisko z idealnym widokiem na ulicę. - Przepraszam, że o tej... - Porze. Zrezygnowała z tego słowa, kiedy zerknęła na zegarek i zorientowała się, że było przecież stosunkowo wcześnie.
- Masz teraz chwilę? Nie przeszkadzam? - dopytała, woląc upewnić się, że tych kilka najbliższych minut naprawdę mogły poświęcić na rozmowę.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#37
Czuła się, jakby całe jej życie zostało wywrócone do góry nogami. I to wyjątkowo nie przez nią jej decyzje, a przez los, który wymierzył jej siarczysty policzek. Zabolało.
Czuła się bezradna, a to źle wpływało na jej samopoczucie. Świadomość, że nie jest w stanie w żaden sposób pomóc Rhysowi ani wesprzeć Charlotte, była dołująca. Długie spacery z Echo były pewnego rodzaju wybawieniem, chwilą oderwania od przygnębiającej rzeczywistości. Dogadywała się z psiakiem świetnie i cieszyła się, że teraz, chociaż jego obecność podnosiła ją na duchu. Nie chciała narzucać się przyjaciółce, o której myślała codziennie, więc czekała na jej telefon, zgodnie z tym, co napisała jej w smsie. Domyślała się, że rozmawianie z ludźmi może być ostatnim, na co Hughes może mieć ochotę, jednak chciała jej chociaż powiedzieć, że może na nią liczyć, jakiekolwiek pomocy będzie potrzebować.
Akurat weszła do mieszkania i zdążyła odpiąć smycz Echo, gdy usłyszała dzwonek swojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się imię blondynki oraz jej uśmiechnięta twarz. Hale westchnęła cicho, ze smutkiem zdając sobie sprawę, że przez najbliższe miesiące nie zobaczy jej w takim stanie. W końcu odebrała.
– Lottie… cześć. – odezwała się cicho, przechodząc do kuchennej części, by dolać psu wody do miski. – Nie ma sprawy… – odparła, zerkając nawet na telefon, by upewnić się, która jest godzina. Nie było tak późno, spodziewała się tego telefonu nieco później, jednak nie był to dla niej problem. – Tak. Oczywiście, że nie przeszkadzasz. – pokręciła głową, czego przyjaciółka zobaczyć nie mogła.
– Jak… jak się trzymasz? – westchnęła ciężko, bo z trudem to pytanie przechodziło jej przez gardło. Dobrze wiedziała, jaka była prawdziwa odpowiedź, którą Charlotte z pewnością jej nie uraczy. Chciała jednak upewnić, że jest jakoś.
Ostatnio zmieniony 2022-03-02, 13:38 przez Lava Hale, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Panująca dookoła cisza była przerażająca, przerwana jedynie sygnałem rozlegającym się po drugiej stronie. Charlotte czekała cierpliwie, z telefonem dociśniętym do ucha i czołem wspartym o chłodną szybę.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Naprawdę próbowała. Starała się oddychać, funkcjonować, ż y ć. Jakkolwiek, z dnia na dzień, byle tylko powrócić do rytmu, z którego zdołała wytrącić ją śmierć Zoey. Ilekroć jednak już zaczynało się jej udawać, ile razy zajmowała czymś myśli, tyle razy dopadały ją wspomnienia i uczucia, pod których wpływem ruszała przed siebie, w doskonale znanym kierunku - do pokoju, w którym spędzała zdecydowanie zbyt wiele czasu, który wciąż pozostawał wypełniony dziecięcymi zabawkami i dodatkami, które miały umilić Gii przebywanie w tym pomieszczeniu. Było tam mnóstwo maskotek, poduszek, miękkich elementów i kolorów, od których obecnie wirowało jej w głowie.
Znów zatem skupiła wzrok na zapadającym za oknem mroku, dopiero wtedy orientując się, że Lava zdążyła odebrać.
- Okej - przytaknęła krótko, pozwalając, by zapanowała między nimi dłuższa pauza. Musiała się zastanowić. Nie istniał żaden konkretny powód, dla którego zawracała przyjaciółce głowę. I choć wydarzenia sprzed kilku dni wydawały się wystarczające, to jednak tego dnia nie nastąpił żaden przełom - nie było lepiej, a jedynie gorzej.
- Jakoś - przyznała markotnie, raz jeszcze mierząc spojrzeniem obracane w dłoni opakowanie. Wielokrotnie zastanawiała się nad tym, gdzie leżała granica bezpieczeństwa przyjmowanej ilości zaleconych lekarstw, choć doskonale wiedziała, że nie miała w sobie na tyle odwagi, by zdecydować się ją przekroczyć, nawet jeżeli ruch ten mógłby ją zbliżyć do tego, by znów być razem z Zoey.
- Co u was? - zagaiła, chcąc chociaż na chwilę odsunąć temat rozmowy od siebie i tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami domu przy Phinney Ridge.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Rozumiem. – odparła cicho, przechodząc powoli do swojego pokoju i zajmując miejsce na swoim łóżku. Oparła się plecami o ścianę i wbiła wzrok w półkę z książkami, która wisiała naprzeciwko niej. Nie chciała naciskać na Charlotte i zmuszać jej do mówienia. Liczyła jedynie, że usłyszy jej głos. Nie zamierzała też nachodzić jej i Blake’a, domyślając się, że spotkania z ludźmi są ostatnim, czego teraz chcieli.
– U nas? – powtórzyła pytająco, zastanawiając się, co powinna odpowiedź przyjaciółce. Nie chciała jej martwić pogarszającym się zdrowiem Rhysa. Nie wiedziała też, ile on sam jej mówił, więc wolała nie wchodzić na grząski grunt. Lottie miała teraz inne zmartwienia.
– Dużo spacerujemy z Echo. To znaczy, ja spaceruję albo biegam, ale Rhys czasami z nami wychodzi i wtedy każę mu siedzieć na ławce w parku. – zaczęła, chcąc poruszyć temat spokojniejszy i przyjemniejszy, by nie martwić Charlotte. Miała nadzieję, że wizja radosnego psa będzie, chociaż na chwilę oderwaniem od rzeczywistości. – Wieczorami robimy maratony serialowe. – dodała, uśmiechając się sama do siebie. Rhys i tak nie mógł wiele wychodzić z domu, więc Lava spędzała z nim czas, przeważnie na kanapie, faktycznie oglądając seriale albo rozmawiając.
– Lottie…? – mruknęła po chwili. – Wiesz, że nie musimy rozmawiać, jeśli nie chcesz? Ale jeśli chcesz… możemy… no nie wiem… po prostu pomilczeć razem. – odezwała się w końcu, próbując ułożyć jakoś swoje myśli. Nie chciała opowiadać Charlotte o głupotach albo udawać, że wszystko jest w porządku, skoro nie było.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Aha - przytaknęła krótko, uśmiechając się pod nosem. Nie rozumiała zaskoczenia, jakie usłyszała w tonie głosu Lavy, ale jednocześnie domyślała się, z czego mogło ono wynikać. W ostatnich dniach - a może już tygodniach? - Charlotte wypadła poza wszystkie źródła informacji, toteż kłamstwem byłoby stwierdzenie, że dokładnie orientowała się w tym, co działo się u Rhysa, Lavy, Leslie i kogokolwiek bliskiego. Nie czuła się z tym komfortowo, ale bardzo pragnęła wierzyć, że tym razem była usprawiedliwiona i że pewne zaniedbania z jej strony nie były zbyt karygodne, nawet jeżeli szukanie wymówek nigdy nie było elementem, po który sięgała często.
- Cieszę się, że wyciągasz go z domu - podsumowała, pociągając nosem. Uzyskane informacje podniosły ją na duchu, nawet jeżeli brała poprawkę na ich autentyczność. Wątpiła bowiem, że przyjaciółka zdecydowałaby się na bolesną prawdę, która mogłaby ją zmartwić. - Macie coś ciekawego do polecenia? - dopytała w nawiązaniu do tematu serialowych maratonów. Nie była to co prawda kwestia jakkolwiek ją interesująca, wszak minęły wieki od ostatniego momentu, w którym poświęciła długie minuty na śledzenie kinowych nowości czy tych, które pojawiały się na różnorakich platformach, ale każda alternatywa dla rozmowy wydawała się dobra.
- Wiem. Problem w tym, że... - podjęła, zaraz potem robiąc głęboki wdech. Zachichotała nerwowo, zupełnie niekontrolowanie, zdecydowanie za późno uświadamiając sobie, jak bardzo nie pasowało to do sytuacji i okoliczności. - Nie wiem, czego chcę. - Pociągnąwszy nosem, zsunęła się z parapetu w celu sięgnięcia po szklankę z wodą. Zrobiła sporego, łapczywego łyka, wierząc, że tych kilka sekund nie skusiłoby Lavy do ucieczki i przerwania połączenia.
- Bardzo się boję, Lava. Każdego kolejnego dnia - wyznała nagle, znów dociskając czoło do zimnej szyby.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– On chyba też się cieszy. – przyznała szczerze, uśmiechając się na samą myśl. Na pewno dla Rhysa było bezpieczniej, gdy wychodził z kimś. Nie raz mówił jej o tym, jak bardzo dość ma siedzenia w domu i pilnowania się na każdym kroku. A ona nie miała nic przeciwko temu, by do parku wybierali się razem, gdy tylko mężczyzna miał na to siłę.
– Oglądaliśmy ostatnio program o dmuchaniu szkła. – na początku Rhys był do niego sceptycznie nastawiony, ale szybko się okazało, że wciągnęły ich całe dwa sezony. – I jeszcze serial o agentach FBI. Trzymał w napięciu, był naprawdę świetny. Osadzony w latach siedemdziesiątych. Jeśli… będziesz zainteresowana, to znajdę tytuł. – nie mogła sobie teraz przypomnieć, jak się ona nazywał, bo ostatnio oglądała sporo nowości, jednak ten zapadł jej w pamięć i na szczęście mogła szybko go odnaleźć. Miała jednak wrażenie, że tytuł wcale Charlotte nie interesował, po prostu chciała o czymkolwiek rozmawiać.
– Hm? – mruknęła prawie bezgłośnie, czekając na odpowiedź przyjaciółki. Wiedziała, że nie było to łatwe. – Wydaje mi się, że masz prawo nie wiedzieć, czego chcesz… – przyznała, wzdychając ciężko. Blondynka w tej sytuacji miała prawo do każdej emocji, która jej towarzyszyła i nikt nie oczekiwał od niej, że będzie w stanie podejmować jakiekolwiek decyzje. Słyszała każde jej pociągnięcie nosem, zachrypnięty od płaczu głos, ciężkie westchnienia i nie była sobie nawet wyobrazić bólu, który teraz czuła.
Przymknęła oczy, w których momentalnie pojawiły się łzy.
– Wiem, Lottie. – wzięła głębszy oddech i odezwała się dopiero po chwili.
– Chciałabym ci jakoś pomóc. Zdjąć z ciebie ten ciężar. – przyznała, pociągając cicho nosem. – Nie wiem, co mogę zrobić… – wymamrotała, opierając głowę o ścianę i ścierając wierzchem dłoni łzę płynącą po policzku. Tak bardzo chciała coś zrobić, by ją wesprzeć.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Na pewno - przytaknęła od razu, pozwalając sobie na krótki, ledwo widoczny uśmiech. Świadomość, że Rhys nie był w obecnej sytuacji sam, podnosiła ją na duchu. Tak samo miła była myśl, że przyjaciel był wsparciem dla Lavy. Charlotte nie sądziła, że awaryjna sytuacja z Echo pozostawionym bez opieki mogłaby doprowadzić do rozwoju tej znajomości, ale z perspektywy czasu czuła, że to był dobry bieg wydarzeń. - Dobrze, że macie teraz siebie nawzajem - dodała po kilkusekundowej pauzie. Czuła ulgę, że jej najbliżsi mogli na siebie liczyć i że konsekwencje dotychczasowych wydarzeń przeżywali wspólnie.
- Dmuchanie szkła? Brzmi ciekawie - przyznała, kiwając głową. Lava co prawda nie mogła tego dostrzec, ale cień zainteresowania naprawdę przemknął po kobiecej twarzy. W końcu to też była jakaś forma sztuki. - Jasne. FBI to coś dla mnie. Może obejrzymy - skwitowała, nawet jeżeli w rzeczywistości były to słowa dalekie od prawdy.
Ani ona, ani Blake nie sprawiali wrażenia zainteresowanych czynnościami tak prozaicznymi jak oglądanie seriali, spożywanie posiłków czy - ogólnie rzecz ujmując - życie.
Zacisnąwszy powieki, Charlotte odchyliła głowę i wsparła ją o zimną ścianę. Sama myśl o tym, w jak beznadziejnie szarych kolorach jawiła się codzienność przyprawiała ją mdłości i prowokowała kolejne łzy.
- Przepraszam - wyznała niespodziewanie, zaraz potem orientując się, że mogły to być dla przyjaciółki słowa dość niespodziewane. - Nie powinnam cię tym obarczać - dodała w ramach wyjaśnienia, nawet jeżeli było ono dość ubogie w treść. I bez tego czuła jednak, że powiedziała i zrobiła za dużo - włącznie z wykonaniem połączenia, które aktualnie trwało.
- Ja też nie wiem, co zrobić - odparła mimochodem, znów pociągając nosem. Kilka łez otarła wierzchem dłoni, jednak kolejne pojawiały się zbyt szybko, by potrafiła nad nimi zapanować.
Właściwie nie panowała nad niczym, toteż łamiący się głos i krótka chwila łkania bardzo szybko przeistoczyły się w donośny płacz.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Też się cieszę. – pokiwała powoli głową. – Wiesz… nie wyobrażam sobie, jak Rhys miałby mieszkać sam. A teraz, kiedy wiem więcej o jego chorobie, nie potrafiłabym go zostawić. – dodała, wzdychając ciszej. Czuła się za niego w pewien sposób odpowiedzialna. Skoro najpierw powierzył jej pod opiekę swojego psa, a potem zaproponował pokój u siebie, gdy ona była gotowa wrócić na kilka tygodni do rodzinnego domu, by spokojnie szukać nowego lokum, czuła, że jest mu to w jakiś sposób winna. Na początku brzmiało to po prostu jak świetny układ – on miał kogoś blisko, tak na wszelki wypadek, Echo miał towarzystwo i regularne spacery, ona miała pokój i nowe towarzystwo, a oboje mogli cieszyć się niższymi opłatami. Może miało być to przejściowe, jednak wszystko, co o swojej chorobie powiedział jej Rhys, sprawiło, że nie zamierzała się wyprowadzać, dopóki nie stanie na nogi.
– Dobrze. – przytaknęła. Wątpiła, by właśnie tak spędzali ostatnie wieczory. Ona sama miała problem ze znalezieniem sobie miejsca, skupieniem się na pracy, a co dopiero na oglądaniu seriali. Owszem, zabijały one czas, jednak bywały męczące, a jedyne czego człowiek potrzebował, to spokój.
– Nie przepraszaj. – pokręciła głową, choć Lottie nie mogła tego dostrzec. Jej głos jednak brzmiał na tyle stanowczo, że przyjaciółka mogła się zorientować, że Lava nie może pozwolić na to, by brała na siebie poczucie winy za swoje uczucia. – Nie powinnaś uważać, że musisz poradzić sobie z tym sama, Charlotte. Masz mnie… i jeśli jakkolwiek mogę pomóc, to proszę, pozwól mi. – dodała, powoli i głęboko wciągając powietrze do płuc. – Wiem, że niewiele mogę zrobić… ale chcę. – przyznała. Gdyby mogła wziąć ten ból i przenieść go na siebie, zrobiłaby to. Strata Charlotte i Blake’a była też po części jej stratą. Miała być przecież ciocią małej Zoey, powoli nawet zaczynała przełamywać swój strach do dzieci, kupowała prezenty, odwiedzała swoich przyjaciół. Jednak najgorsze była świadomość, że wraz z odejściem ich dziecka, odeszła również cząstka ich samych. – Chcesz się… spotkać? Pomilczeć, napić się, porozmawiać... zniknąć? – powoli wymieniła kolejne rzeczy, które wpadały jej do głowy. Lava lubiła znikać, mogła pomóc i Charlotte. Była gotowa zrobić dla niej wszystko.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kilka kiwnięć głową w pierwszym momencie było jedyną reakcją ze strony Charlotte. Wystarczyło zaledwie kilka sekund, by w jej głowie znów rozpoczęła się analiza ostatniego roku. Im dłużej myślała, tym więcej pojawiało się pytań. Czy kiedy to ona zajmowała pokój gościnny w mieszkaniu mężczyzny, miały miejsce pierwsze objawy choroby? Czy coś przeoczyła? Lub może była zbyt skupiona na sobie i własnych niepowodzeniach - zdradzie Joela, nieplanowanej ciąży, strachu, który wiązał się z widmem samotnego macierzyństwa? Czy mogła cokolwiek zrobić inaczej - lepiej?
Westchnęła.
- Gdybyście czegoś potrzebowali... - zaczęła, urywając w połowie. Uznała, że była to oczywistość, nawet jeżeli dość banalna. Przecież podobnie brzmiące słowa padły z ust Elisabeth Hughes, gdy niespodziewanie pojawiła się na uroczystości pogrzebowej Zoey. Matka Charlotte zdawała się być pozbawiona taktu od zawsze, ale tamtego dnia okazała dziwnie ludzką stronę swojej natury, szczególnie w odniesieniu do osoby Blake'a, co Lottie była skłonna docenić, nawet jeżeli ani przez chwilę nie pomyślała o tym, by skorzystać z propozycji rodzicielki.
- Wiem - przytaknęła krótko, znów zupełnie nie panując nad drżeniem głosu. Była zmęczona, a kolejne łzy sprawiały, że oczy piekły ją coraz mocniej. Najciężej jednak wciąż było jej na sercu i duszy, bo to właśnie tam Zoey pozostawiła po sobie największą, niemożliwą do zapełnienia lukę. - Wiem i bardzo ci dziękuję - dodała po kilkusekundowej, zupełnie nieplanowanej pauzie. Z jednej strony pragnęła być silna i samowystarczalna na tyle, by nie zrzucać na barki najbliższych swoich problemów. Z drugiej zaś wiedziała, jak beznadziejnie kiepsko jej to wychodziło i jak bezradna była w obliczu poczucia straty.
- Zniknąć? Chyba nie proponujesz mi ucieczki na drugi koniec świata? - rzuciła niby żartobliwie, choć z tyłu głowy wciąż pojawiała się ta sama wątpliwość. Zdecydowanie zbyt dużo osób sugerowało właśnie takie rozwiązanie, a przecież ona wcale nie chciała uciekać - przynajmniej nie w pojedynkę. Od bólu, tęsknoty i żalu - owszem; od bliskich, domu, od Blake'a - nigdy. - Ostatnio upiłam się z Rhysem. To chyba nie było rozsądne - wyznała, mając nadzieję, że Lava nie będzie jej miała za złe tego wyskoku, po którym powrót do Seattle okazał się bardzo trudnym przedsięwzięciem logistycznym.
- Wydarzyło się coś dobrego? - U ciebie, z Nathanielem, w życiu, w ogóle?

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Wiem, Lottie. Dziękuję. Dziękujemy. – odpowiedziała, gdy Charlotte zaczęła mówić. Nie potrzebowała jej zapewnień, wiedziała, że była gotowa pomóc im w każdej sytuacji. Jednak teraz wolała, by skupiła się na sobie. Mogła się tylko domyślać, jak bardzo wszystko ją przytłaczało. A Lava z Rhysem radzili sobie całkiem dobrze. I tak naprawdę jedyne, czego potrzebowali, to jego operacji oraz jej powodzenia.
– Myślę, że ucieczka nie jest rozwiązaniem. Obawiam się, że to… wszystko… dogoni cię, gdziekolwiek byś nie była. – przyznała szczerze. I choć Lava nie raz myślała o tym, by rzucić wszystko i wyjechać na drugi koniec świata, gdziekolwiek on był, ostatecznie decydowała jedynie na krótkie wyjazdy, z których zawsze wracała. – Ale zniknąć już tak. Na dzień, dwa? – zasugerowała. Czasami zaszycie się w bezpiecznym miejscu pomagało, pozwalało oczyścić głowę. Zastanawiała się, czy na Charlotte dobrze wpływa spędzanie czasie przy Phinney Ridge. Nie była jednak specjalistą, by podważać jej decyzje. Może działało to na nią w drugą stronę, po prostu kojąco? – Było, zgadzam się. – przyznała. Nie wyciągała od Rhysa szczegółów, szanując ich prywatność, przyjaźń, a także fakt, że mogli po prostu chcieć zachować ten wyjazd dla siebie. Wiedziała jednak, w jakim stanie był Rhys i martwiła się o niego. – Myślę jednak, że było to potrzebne wam obojgu. – dodała, by Charlotte nie pomyślała, że ma im to za złe. Rhys wspierał Lottie, ale na pewno w nieco inny sposób, niż Lava.
– Kwiatek, który kupiłam do kuchni, nadal żyje. – odpowiedziała na pytanie przyjaciółki, zastanawiając się nad jeszcze jakąś informacją. – Nathaniel zakłada fundację. – dodała, przypominając sobie ostatnią rozmowę z nim. – Ah, no i zaproponowano mi w pracy, żebym pojechała na Grammys. – tu się nawet zaśmiała, całkiem podekscytowana misją, którą chcą jej powierzyć.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- W porządku. - Krótka, rzeczowa odpowiedź przepełniona była wieloma emocjami. Charlotte naprawdę doceniała postawę przyjaciółki i gotowość do zapewnienia wsparcia, ale jednocześnie nie była pewna, czy w obecnym momencie Lava aby na pewno wierzyła w to, że również mogła na nią liczyć. Uznała jednak, że drążenie tematu nie było potrzebne, skoro na ich barkach znajdowały się problemy dużo większego sortu. Niedopowiedzenia zawsze mogły wyjaśnić.
- Przemyślę to. Po raz milionowy pierwszy - zapewniła z nieco wymuszoną, ale jednak przekorą. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie brała pod uwagę tego typu ewentualności; ucieczki i znalezienia się z dala od Seattle oraz problemów, które piętrzyły się w jej codzienności. Nie wiedziała, czy miałby to być dłuższy okres, czy może zaledwie kilka dni, ale ostateczne wnioski i tak zawsze były podobne - nie chciała być sama.
- To świetnie. Może zostanie z tobą na dłużej - rzuciła z uznaniem, nawet nie próbując ukryć - tym razem - szczerego rozbawienia. Pytając o dobre wydarzenia, nie spodziewała się tego typu wyznania, ale uznała to za dobry sposób na odciągnięcie myśli od bieżących, dużo trudniejszych spraw. - Fundację? Naprawdę? - dopytała, tym samym licząc na więcej szczegółów związanych z tym przedsięwzięciem. - Będziesz mu pomagać? - dodała zaraz potem, uznając to za oczywistość, nawet jeżeli fundacja sama w sobie była pomysłem i inicjatywą Nathaniela.
- Co ty mówisz - westchnęła w jawnym rozmarzeniu, wszak nawet taka możliwość wyrwania się z Seattle zabrzmiała jako coś niezwykle kuszącego. Przez moment nawet pożałowała, że sama nie zajmowała się niczym, co umożliwiałoby tego typu wyjazdy. - Bardzo się cieszę. I jestem dumna - podsumowała na koniec, żal czując jedynie w związku z tym, że nie mogła obecnie przyjaciółki przytulić.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Mruknęła tylko, nie komentując decyzji Lottie. Każdy miał inny sposób na radzenie sobie z problemami, każdy przeżywał je na swój sposób. Charlotte była dzielna, a Lava wierzyła, że z czasem ból nieco ulży i pozwoli jej wrócić do w miarę normalnego funkcjonowania.
– Na to liczę. – zaśmiała się. Nigdy nie miała możliwości hodowania roślin, bo żyła w biegu, nie miała swojego miejsca, dużo wyjeżdżała i po prostu nie miała możliwości, by systematycznie się nimi opiekować. Będąc u Rhysa poczuła, że na parapecie będzie idealne miejsce na coś zielonego, co kupiła kilka dni po przeprowadzce. Zapoznała się z artykułem dotyczącym pielęgnacji rośliny i na razie szło jej całkiem nieźle, bo nie uschła, nie zgniła, nie zganiła wszystkich liści. Mały sukces!
– Mhm. – pokiwała głową. – Będą pomagać osobom, które zostały poszkodowane w wypadkach w trakcie pracy. – wyjaśniła, bo do tej pory nie miała okazji o tym Charlotte powiedzieć. – Em… – westchnęła, słysząc jej pytanie i w tym momencie orientując się, że naprawdę nie wiedziała, co miałaby odpowiedzieć. Nathaniel wspominał o fundacji, pisał o tym, że angażują się w nią bliscy mu ludzie i zaufane osoby, jednak jej nie prosił o żadną pomoc. – Cóż… nie. – przyznała, po chwili milczenia. Nie wiedziała, czy uznał, że nie jest to jej temat, czy po prostu nie chciał, by w tym uczestniczyła. Nie czuła też, by było w tym jakiekolwiek miejsce na jej wsparcie. Pokręciła lekko głową, dopiero teraz zaczynając myśleć o tym, że faktycznie mogło być to oczywiste, bo przecież pary sobie pomagają. – Nie rozmawialiśmy o tym. – dodała, chyba nieco za dużo czasu poświęcając temu tematowi. Jednak za każdym razem, gdy Nate wspominał o tej fundacji, to opowiadał o tym tak, jakby na każde miejsce miał już kandydata. Na przykład Raine, o której wspomniał w smsie, a której Lava nawet nie znała.
– Też się cieszę! – uśmiechnęła się. Lubiła takie wydarzenia, była podekscytowana na samą myśl, że wyjedzie z miasta i będzie mogła poznać ludzi, o których na co dzień mówi w radiu. – Zobaczymy, co z tego wyjdzie, bo zbiega się to trochę w czasie z operacją Rhysa… – dodała jeszcze, bo niestety był to powód, który ją nieco blokował, a tak naprawdę powinna już teraz dać odpowiedź w pracy, czy mają znaleźć kogoś na zastępstwo.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Sama informacja o założeniu fundacji była zaskoczeniem, ale to jedynie wzmogło na sile, gdy Charlotte usłyszała, czego pomoc miałaby dotyczyć. Pomysł wydawał się oryginalny, ale - co najważniejsze - potrzebny, dlatego Hughes pokiwała głową z uznaniem, raz jeszcze zapominając, że Lava nie mogła tego dostrzec.
- To dość ciekawy wybór - przyznała bez ogródek, w głowie analizując cały proces powstawania tego przedsięwzięcia. Oczywistością było, że liczyła na więcej informacji - i z ciekawości, i dlatego, że dopatrywała się w tym naprawdę dobrej okazji do tego, by skupić się na czymś innym niż smutek lub żal. Z drugiej jednak strony te dość niespodziewanie wybrzmiały po drugiej stronie telefonu. Lub może była przewrażliwiona i tylko się jej wydawało? - Dlaczego? Nie chcesz się w to angażować? - Być może była to z jej strony głupota, ale naprawdę nie wzięła pod uwagę tego, że problem leżał po zupełnie innej, przeciwnej stronie i że to wcale nie Lava wykazywała się zupełnym brakiem inicjatywy. Charlotte była w tym chyba jednak kiepskim doradcą, biorąc pod uwagę to, że to Blake jako pierwszy dowiedział się o planach związanych z posiadaniem własnej galerii i że właściwie to świąteczny prezent sprawił, że owe marzenie zaczynało nabierać realnych kształtów. - Wszystko w porządku? - dopytała jeszcze, mając wrażenie, że cisza przedłużyła się aż za mocno.
- Cholera - mruknęła pod nosem, doskonale pamiętając temat wspomnianej operacji i planów, które Rhys snuł w związku ze swoim wyjazdem na leczenie.
- Wiesz, jakiś czas temu zasugerował, że mogłabym go odwiedzić po zabiegu. Jeżeli będzie trzeba, pojadę tam na dłużej. Jakoś to z Blake'm zorganizujemy. Nie możesz stracić takiej okazji - zaproponowała, choć w jej opinii temat nie podlegał żadnej bardziej rozwiniętej dyskusji, skoro chodziło o szansę, jaka nie trafiała się codziennie, a Rhys nie mógł tak po prostu zrezygnować z zabiegu, by mogli dograć się z terminami.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– To prawda. W jego branży to chyba dobry pomysł. Wydaje mi się, że szybko powinien zostać doceniony. – wiedziała, że do założenia fundacji Nathaniela skłoniły własne doświadczenia oraz problemy, które pojawiły się w firmie. Wiedziała też, jak bardzo zależy mu na tym, by pomagać poszkodowanym i jak najszybciej zacząć to robić. Zresztą, gdy o tym opowiadał, wszystko brzmiało to tak, jakby było gotowe. Miał ludzi, specjalistów, prawnika, nawet głowę fundacji.
– Nie zapytał, czy chcę się w to angażować. – przyznała szczerze, zaraz po cichym westchnieniu. Przecież nie mogła sama na siłę się w to wpychać, skoro się na tym nie znała i nie wiedziała, do czego mogłaby być w ogóle potrzebna. Jednak pomogłaby we wszystkim, gdyby tylko jej powiedział. A przecież powiedział już wszystkim innym, prawda? Na jej czole pojawiła się zmarszczka i gdyby Charlotte ją zobaczyła, na pewno zorientowałaby się, że Lava była zmartwiona. Ostatnio z Nathanielem się mijali, każde zajęte swoją pracą, życiem prywatnym (które powinni przecież wspólnie dzielić), obowiązkami. Owszem, Lava dużo czasu poświęcała Rhysowi, ale sytuacja była przecież wyjątkowa. W końcu z nim mieszkała, nie mogła go przecież tak zostawić. Nie zmieniało to jednak sprawy, że jednak przepływ informacji był w ich relacji w ostatnim czasie dość średni i wyglądało to tak, jakby każde prowadziło swoje życie, a spotykali się raz na jakiś czas, nadrabiając tylko to, co wydawało się istotne. Zrobiło się jej przykro. – Nie wiem. – przyznała szczerze w odpowiedzi na pytanie Charlotte. Nie chciała ją teraz tym obarczać, ale nagle dotarło do niej, jak niewielką część swojego życia Nathaniel z nią dzieli.
– Może mogłybyśmy się jakoś tymi dniami podzielić? – dopytała, z nadzieją w głosie, że na pewno się dogadają. Kto jak nie one? Cieszyła się też, że Charlotte będzie przy Rhysie. – Ja pojechałabym z nim przed operacją, bo musi być na badaniach, byłabym podczas operacji, może udałoby mi się go zobaczyć, gdy się wybudzi. A ty dołączyłabyś, gdy Rhys będzie potrzebował kogoś obok siebie już po zabiegu? – zasugerowała. Wszystko było oczywiście do ustalenia, jednak dobrze było wiedzieć, że nie będzie musiała zostawić go tam samego. A zdążyła go w ostatnich tygodniach poznać na tyle, że mogła się domyślać, że i on będzie chciał, by pojechała na grammys.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Och. - Wiedziała, że jej reakcja była co najmniej głupia, ale nic bardziej inteligentnego nie przyszło jej do głowy w zestawieniu z informacją, którą udzieliła ją przyjaciółka. Sądziła, że staż znajomości Lavy i Nathaniela zobowiązywał do podejmowania kroków i decyzji w drodze wspólnych ustaleń i brania pod uwagę siebie nawzajem. Z drugiej jednak strony - mimo upływu czasu wciąż nie wydawali się typową parą, która poddała się monotonnej codzienności, toteż być może miało to być swego rodzaju urozmaicenie? - A chciałabyś? - rzuciła niespodziewanie, uznając to za dość istotny element. Nie miała pojęcia, jak na pewne sprawy zapatrywała się przyjaciółka, ale ton jej głosu i raczej markotne podejście do tematu były dość wyraźną, jednoznacznie prezentującą się wskazówką. - Zaczynasz mnie martwić - odparła, choć słowa te pozbawione były wyrzutu czy pretensji. Charlotte pozostawała jednak szczera; nie słyszała takiej Lavy od dawna, nawet w chwilach, kiedy główną osią ich rozmowy był stan zdrowia Rhysa, toteż czerwona lampka w głowie blondynki zapaliła się bardzo szybko.
- Tak, jasne. Jakoś to... zorganizujemy - zapewniła krótko, pozwalając sobie na kilka krótkich kiwnięć głową. Nie miała pojęcia, jak mogłoby to wyglądać w praktyce, ale nie zamierzała rezygnować i zostawiać wszystkiego na barkach Lavy, zwłaszcza kiedy ta miała przed sobą tak ogromną zawodową szansę. - Dajcie znać, kiedy wszystkie terminy będą już ustalone. Coś wymyślę - doprecyzowała, uśmiechając się pod nosem. Nie była pewna, czy owym gestem chciała podnieść na duchu Hale (która przecież jej nie widziała), czy może jednak samą siebie, ale dobiegający z parteru dźwięk skutecznie sprowadził Lottie na ziemię.
- Muszę kończyć. Na pewno dacie sobie radę?

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „rozmowy telefoniczne”