WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chcę być ponad tym wszystkim.

Jedna prośba zadziałała niczym zapalnik. Poruszyła go, zmusiła to wytężenia zmęczonego ostatnimi miesiącami umysłu i zorganizowania krótkiego wyjazdu, podczas którego oboje mogli znaleźć się ponad tym wszystkim.
Ponad niepowodzeniami.
Ponad cierpieniem.
Ponad bólem fizycznym i psychicznym.
Z daleka od współczujących spojrzeń i słów otuchy, często padających z konieczności.
Z daleka od miasta, które obecnie kojarzyło się z trudnościami, jakie musieli pokonać, nawet jeśli nie czuli się na siłach, by podjąć się walki o nieco łatwiejsze do przetrwania jutro.
Czy takie istniało? Nie wiedział.
Niespełna godzinę zajęło mu zorganizowanie wszystko, zakupy podczas których zaopatrzył się w jedzenie i alkohol oraz dotarcie pod dom, który od kilku miesięcy zamieszkiwała Charlotte. Denerwował się jadąc do niej. Drżał wewnątrz i czuł paskudny supeł oplatający jego żołądek. Nie dlatego, że nie wiedział co powiedzieć, jak zareagować. Nie dlatego, że nie ufał swojemu organizmowi, który mógł mu wykręcić paskudny numer, jak przed kilkoma dniami. Denerwował się, bo bał się tego, jak bardzo ostatnie wydarzenia zmieniły Charlotte. Obawiał się cienia tej szczęśliwej, pełnej pasji i ciepła, kobiety. Był świadom tego, że tym razem dostrzeże chłód, ból i obojętność. Mimo to zaparkował pod domem, wysiadł z samochodu i wsparł się o maskę, czekając. Bo był tam dla niej. Dla siebie też, ale on sobie radził. Przyzwyczaił się do cierpienia, które było nieporównywalne z tym, jakie zrodziła śmierć Zoey Griffith.
Nie znajdował właściwych słów, gdy Lottie pojawiła się obok. Jedynie pełen ciepła, przedłużający się uścisk, gdy zamknął ją w ramionach, mógł przekazać to, co czuł. To co mógłby ubrać w zbędne słowa, ale wcale nie chciał. Miała jego pełne wsparcie w chwilach, jakich nikt nie życzył najgorszemu wrogowi. Podzielał jej smutek, rozpacz i żal. Oferował przyjacielskie wsparcie, takie, jakim ona obdarzała go od miesięcy.
Niegdyś, myśląc nad tym, jak wielki dług wdzięczności wobec niej miał, w najgorszych snach nie dopuściłby do siebie, że mógłby się odwdzięczyć tym samym w takich okolicznościach. Tak nie powinno być. To co się stało, nie powinno mieć miejsca.
Po długiej chwili milczenia i dzielenia z nią smutku, zerkając na Lottie kontrolnie, wręczył jej kluczyki od samochodu. Nie chciał ryzykować, mając ją na miejscu pasażera. Wolał nawigować, by mogła dowieźć ich do pierwszego miejsca, jakie przyszło mu do głowy.
Góry. Wysokość. Wszechobecna cisza.
Doskonale pamiętał dzień, kiedy zdenerwowany jej pobytem w szpitalu i przytłoczony otwarciem studio, pozwolił sobie wyjechać do tego parku narodowego w towarzystwie sąsiadki. Spokojny, weekendowy wypad pozwolił mu choć trochę wyluzować. Uroki, jakie posiadała okolica, pomagały się wyciszyć. Wierzył, że to miejsce pomoże Lottie, nawet jeśli ta pomoc miała trwać tylko kilka godzin, a po powrocie do domu, rzeczywistość miała uderzyć w nią na nowo.
To tutaj. Domek na lewo mamy dzisiaj dla nas – odezwał się przerywając ciszę panującą w samochodzie i wskazał na jedną z kilku chatek, które były położone w górach otaczających park narodowy. – Właścicielka zostawiła klucz pod doniczką, jak będziemy wracać, musimy go podrzucić. Mieszka przy drodze wyjazdowej, więc spokojnie, nie będziesz błądzić po tych lasach. Chociaż przyznam, że są niczego sobie – dodał, odpinając pasy i wysiadł z samochodu. Z bagażnika zabrał reklamówkę z prowiantem. Kilka butelek piwa, nie zabrakło też czegoś mocniejszego. Do tego przekąski i bardziej wartościowy posiłek do odgrzania, który zabrał z domu, by się nie zmarnował, kiedy jego apetyt w ostatnich dniach pozostawiał wiele do życzenia. Tego dnia oboje musieli coś zjeść, jeśli chcieli wrócić do domu.
Po wejściu do środka, uśmiechnął się, widząc, że tak jak prosił, w kominku znajdującym się w małym salonie, było już rozpalone. Miał szczęście, że kobieta była ugodowa i nie tylko wynajęła to miejsce na godziny, ale ułatwiła im sprawę. – Wystarczająco wysoko? – zapytał z niekontrolowanym zatroskaniem w głosie, kiedy ściągnął wierzchnie ubrania i odwiesił je w niewielkim korytarzu.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie wiedziała, czy wystosowanie jakiejkolwiek prośby w kierunku Rhysa było zachowaniem odpowiedzialnym i jakkolwiek etycznym. Mimo łączącej ich więzi i przyjaźni, która doświadczyła wielu wzlotów i upadków, mimo wspólnej przeszłości i wielu planów na przyszłość, mimo zaufania i przeświadczenia, że nie walczyli przeciwko całemu światu sami - poczuła się dziwnie. Wraz z odczytaniem od przyjaciela ostatniej wiadomości, dopadła ją chęć zaprotestowania, natychmiastowego dopisku, że jego ingerencja nie była konieczna, że powinien był skupić się na sobie. Jednocześnie wiedziała, że byłoby to okrutnym kłamstwem, w którego obliczu nie umiałaby spojrzeć sobie w oczy.
Jeszcze nigdy tak bardzo nie potrzebowała przyjaciela.
Postępowała zatem zgodnie z jego wskazówkami, ufając, że cel ich podróży nie był zbyt odległy, a plany nie uwzględniały dłuższego okresu. Wyrwanie się z czterech ścian przepełnionego smutkiem oraz żalem domu było życzeniem, które bardzo chciała spełnić, jednocześnie jednak wiedząc, że nie umiała i - co najważniejsze - nie chciała zostawiać Blake'a na dłużej niż było to konieczne. Nie chodziło jedynie o troskę i niepokój, ale przede wszystkim własny egoizm, pod którego wpływem pragnęła być obok, gdy nikt nie potrafił obronić jej przed światem tak skutecznie jak on.
Czuła jednak, że to mogłoby im pomóc - jedno popołudnie spędzone z dala od siebie, z dystansem, dzięki któremu być może umieliby złapać nieco głębszy oddech i wrócić do siebie nawzajem z nową siłą. Tej potrzebowali teraz bardziej niż kiedykolwiek, dlatego Charlotte chwytała się każdego sposobu i nadziei - z niezadowoleniem stwierdzając, że te, które zasugerowała Rhysowi, mogły mu przecież zaszkodzić.
Westchnęła, kiedy tylko znalazła się w jego uścisku. Odwzajemniwszy gest, ukryła twarz w ramionach przyjaciela, dając zarówno sobie, jak i jemu tych kilka dodatkowych sekund w ciszy, która w ostatnich dniach była dla niej najprzyjemniejszym ze wszystkich bodźców.
- Jest w porządku - zapewniła krótko, nawet jeżeli nie padło - dosłownie - żadne pytanie. Wystarczyły jej jednak spojrzenie i wyraz twarzy mężczyzny, by odczytać jego niepokój i tworzące się wątpliwości.
Odebrała od niego kluczyki, pozwalając, by podróż upłynęła im w sposób podobny co początek dzisiejszego spotkania.
- Wywiozłam nas w góry, z których za kilka godzin będziemy musieli wrócić, choć wcześniej wspomniałam o ogromnej chęci upicia się do nieprzytomności? Nie wytrzeźwieję tak szybko - skomentowała, kiedy wysieli z auta, dzięki czemu perspektywa na całą okolicę okazała się dużo szersza, a widoki - zachwycające. - Mam nadzieję, że docierają tutaj taksówki? - dopytała, unosząc brew. Nie miała pojęcia, jak daleko była skłonna posunąć się w swoich planach i jak bardzo była gotowa włączyć zdrowy rozsądek, ale nie przesadzała, gdy między kolejnymi wiadomościami wspomniała przede wszystkim o pragnieniu utopienia smutku w odpowiednio dużej ilości alkoholu.
Ruszając za Rhysem, z zainteresowaniem obserwowała mijane elementy otoczenia, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, nawet jeżeli powrót do tego miejsca wydawał się mało prawdopodobny - przynajmniej na tym etapie jej życia.
- Trochę przypomina domek, który moja rodzina ma nad jeziorem - wyznała niespodziewanie, kiedy znaleźli się w środku, a charakterystyczne dla regionu i miejsc wypoczynkowych wnętrze przywołało wspomnienia związane z dotychczasowymi, rodzinnymi wyjazdami. Były one rzadkością, a okoliczności jawiły się w oczach Charlotte jako zbędny wydatek i zbiorowisko dla kurzu, ale teraz w jej głowie zdołała zakiełkować myśl daleka od tak negatywnego osądu tamtego budynku. - Byłeś tu już wcześniej? - dopytała, celowo ignorując pytanie Rhysa.
Nie wiedziała, czy miejsce inne niż niebo - wszak wierzyła, że to właśnie tam, o ile takowe istniało, mogła trafić Zoey - było wystarczająco wysokim, ale ten przyziemny zamiennik robił dobre pierwsze wrażenie - przynajmniej przez moment.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pojęcie etyki i odpowiedzialności nie miało racji bytu w jego codzienności. Rhys zdawał sobie sprawę z tego, że wszelkie wyjścia z domu i wyjazdy mogły nieść za sobą ryzyko, ale miał to gdzieś. Obecnie chciał wykorzystać czas jaki miał do maksimum, a wśród wszystkich swoich niekoniecznie mądrych planów, znalazł wyjątkowe miejsce, na którym znajdowało się wsparcie przyjaciółki. Lottie od ponad roku robiła dla niego tak wiele, że obecnie nawet jeśli miałby przyjechać do niej na wózku inwalidzkim, rzucić wszystko i zniknąć z miasta, zrobiłby to. Kiedy on jej potrzebował, była obok. Zawsze. Teraz ona potrzebowała przyjaciela, dlatego... Był. Tak po prostu, nie patrząc na siebie, a na nią.
Myślę, że jak się zrzucimy, to za kilka stówek taksówka nas odwiezie. Samochód zostawimy, myślę, że w najbliższym czasie nie będzie mi potrzebny – stwierdził z lekkim rozbawieniem. Nie wpadł na to, że jakoś musieli wrócić do domu, ale teraz nie chciał się tym przejmować. Chciał się upić z Lottie, odciąć myśli od wszystkiego, co ich przytłaczało, wyluzować na tych kilka godzin i zebrać energię na to, by po powrocie do Seattle, na nowo stawiać czoła temu, co działo się w ich życiu.
Macie domek nad jeziorem? Gdzie? – zapytał zaskoczony. Nie słyszał o nim do tej pory, ale zainteresowało go to, bo takie przyziemne klimaty, zdecydowanie odpowiadały mu bardziej niż górskie. Nie, żeby miejscu, w którym byli obecnie, czuł się źle. Wręcz przeciwnie. Przypadło mu do gustu i pomagało się wyciszyć, a tego obecnie potrzebował jak mało czego. Oboje potrzebowali. Wystarczyło mu, że patrzył na Lottie i był w stanie w jakimś stopniu poczuć to, co ona czuła, dusząc to w środku. – Może to tam powinnaś się zaszyć na jakiś czas? – zasugerował jeszcze. W końcu było to coś, do czego miała prawo, skoro domek należał do jej rodziny, a w czymś własnym zawsze raźniej niż w obcym miejscu. Chociaż z drugiej strony... Chyba punkt widzenia zależał od punktu siedzenia.
Tak, kilka miesięcy temu. Przed oficjalnym otwarciem studio z Felicity – przytaknął, nie dodając, że był to czas, kiedy Zoey wykręcała jej numery rozwijając się pod jej sercem. Teraz... Było to już bez znaczenia, a nawiązywanie do tamtego okresu uważał za niestosowne. – Tą sąsiadką, lubiącą podróże, która dość szybko wyjechała – dodał, na wypadek, gdyby nie pamiętała o kogo dokładnie chodziło. Do sąsiadek nie miał szczęścia. Wszystkie pojawiały się, zdobywały jego sympatię, interesowały swoim podejściem do życia i świata, a jak zaczynał być ich ciekawszy, wyprowadzały się i zrywały kontakt.
Całkiem przyjemne miejsce. W okolicy jest spokojnie, nawet w sezonie wakacyjnym. Mogłoby się wydawać, że roi się tu cały rok od ludzi, chcących odpocząć od zgiełku miasta, ale jednak nie – podsumował jeszcze i podszedł do siatek, które ze sobą przywieźli, by zapoznać się z ich zawartością dokładniej. Kilka butelek alkoholu zarówno mocniejszego jak i lżejszego, jakieś przekąski i jedzenie do podgrzania. – Na co masz ochotę? – zapytał, wyciągając poszczególne rzeczy na stół.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Cień uśmiechu na krótko przyozdobił kobiece wargi. Kilka stówek na taksówkę nie było wydatkiem, na który chciała sobie pozwolić ani w tym, ani w żadnym innym momencie swojego życia, ale przeświadczenie, że tylko alkohol był w stanie ukoić rozkołatane nerwy było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Jeżeli nieprzyzwoicie wysoka cena za taksówkę miała być kosztem chwilowego spokoju ducha, to Charlotte była skłonna zbankrutować.
- Niech będzie taksówka - przytaknęła, uznając to za najrozsądniejsze ze wszystkich dostępnych rozwiązań. Nie chciała angażować w powrót do domu Blake'a, Lavy czy kogokolwiek innego z ich najbliższego otoczenia, zwłaszcza że całe przedsięwzięcie z wycieczką było dość niespodziewane i - jak widać - nie do końca zaplanowane tak, by nie kolidowało z poszczególnymi czynnikami.
- Za miastem - odparła krótko, wspomnieniami raz jeszcze powracając do wymienionego w rozmowie miejsca. Doskonale pamiętała każdy kąt tamtego budynku, to, jak nieskazitelna była tafla wody w jeziorze i jak przyjemna cisza panowała dookoła, wszak teren - choć zamieszkiwany przez wielu wczasowiczów - nie pozwalał na zbyt bliskie sąsiedztwo budynków. - Myślałam o tym. Żeby uciec z Seattle, zaszyć się tam i wrócić za jakiś czas - wyznała niespodziewanie, wciskając dłonie do kieszeni jasnej bluzy. Od tamtej tragicznej nocy brała pod uwagę wiele możliwości - również tę, która przewidywała ucieczkę od ludzi i całego świata. Powstrzymywała ją jedynie obawa o to, co mogłaby zastać po powrocie - o ile w ogóle cokolwiek. - Wątpię, że miałabym do czego. Do kogo - wyjaśniła, kładąc wyraźny nacisk przede wszystkim na to drugie zdanie. Nie chciała zostawiać Blake'a, ich domu, tego, co zbudowali a co obecnie chwiało się pod wpływem przeżytej tragedii. Próbowała być silna. Chciała być silna. Dla siebie, dla niego, dla przyszłości, w której wciąż widziała ich razem.
- Pamiętam - przytaknęła, w głowie odnajdując wspomnienia związane z opowieściami dotyczącymi tamtego wyjazdu. Z jednej strony żałowała, że kolejna kobieta z życia Rhysa tak nagle zniknęła. Z drugiej nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło, skoro w jego codzienności pojawiła się Lava i nawet sam zainteresowany zdawał się być z tego powodu bardzo zadowolony.
- Na to, po co tu przyjechaliśmy - rzuciła mimochodem, zerkając na przyjaciela kątem oka. Zaledwie kilka sekund zajęło im przygotowanie miejsca przy kominku, dzięki czemu zaraz potem mogli wygodnie rozsiąść się w fotelach i swobodnie sięgać do bogato zastawionego stolika.
- Jak się czujesz? - Charlotte wyraźnie spoważniała. Nie chciała co prawda rozpoczynać tego krótkiego wyjazdu od spraw tak trudnych, ale ciekawość i troska wygrały z chęcią chwilowego zapomnienia, toteż czuła, że przed pierwszą kolejką alkoholu musieli przedyskutować pewne istotne kwestie.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uciec... – powtórzył pod nosem. Nie brzmiało to optymistycznie. Wyjazd brzmiałby lepiej, ale zdawał sobie sprawę z tego, że w obecnej sytuacji nie było sensu czepiać się określeń. Może faktycznie potrzebowała ucieczki? Odcięcia się od wszystkiego na jakiś czas, a nie wyjazdu, gdzie każdy mógłby jej przypominać o tym, co zostawiła w Seattle? – Dobrze wiesz, że miałabyś do kogo – zauważył. I nie mówił tylko o sobie. Mówił też o jej siostrach, Lavie, Blake'u, współpracownikach ze studio. Wszystkich, którym na niej zależało w mniejszym bądź większym stopniu. Ze swojej strony mógł jej zagwarantować, że czekałby latami, aż wróci. I wiedział, że nie musiał mówić tego głośno, bo na pewno zdawała sobie sprawę. Za innych wypowiadać się nie chciał. Miał jednak swoje przekonanie, że wyglądałoby to bardzo podobnie. Może nie ze wszystkimi, ale jednak z większością osób z jej otoczenia. A już na pewno z jego kumplem. Wierzył bowiem w to, że Blake by na nią czekał. Z drugiej strony... Czemu nie uciekliby razem? Ugryzł się w język, zanim to pytanie padło na głos. Nie chciał się wtrącać, woląc wierzyć, że jeśli coś było nie tak, a Lottie chciałaby się zwierzyć, to zrobi to. – Będzie dobrze, Lottie. Nie jutro, nie za pół roku, ale będzie. Ból nie zniknie, ale z czasem będzie mniejszy i zastąpi go tęsknota, z którą nauczysz się żyć – podsumował. Wierzył, że tak będzie. Sam w swoim życiu pożegnał kilka bliższych osób. Nie było to porównywalne ze stratą dziecka, ale proces żałoby w każdym przypadku był taki sam, różniły się jedynie intensywnością i czasem, jakiego człowiek potrzebował, by przejść ze stratą do porządku dziennego. Hughes potrzebowała wiele czasu.
Z obecności Lavy się cieszył. Był wdzięczny kobiecie za to, że mu pomagała, że wspierała i nieco odciążała w prostych rzeczach dnia codziennego. Ponadto zdążył polubić na nowo to, że w domu nie było cicho i ciągle się coś działo, a wieczory nie przemijały na bezmyślnym przełączaniu kanałów, ale na licznych dyskusjach o wspólnie obejrzanych filmach i programach rozrywkowych. Od kilku miesięcy nie przyznawał, że ta samotność, jaka powróciła po tym, kiedy Lottie się wyprowadziła, zaczynała mu doskwierać, ale w końcu musiał przed samym sobą przyznać, że przełamanie się i zaproponowanie Lavie pokoju, było dobrą decyzją, nawet jeśli kolejną chwilową, zważywszy na to, że i ona miała swoje zobowiązania w postaci związku.
Ok, czyli dużo alkoholu – uśmiechnął się pod nosem, podsuwając w jej stronę butelki z alkoholem, by mogła porozstawiać według własnej chęci spożywania kolejnych trunków. On zamierzał zacząć od piwa. Coś lżejszego, tak na wszelki wypadek, żeby sprawdzić, jak organizm podtruwany od miesięcy lekami, będzie reagował na stopniowo zwiększaną dawkę alkoholu. Nie chciał przecież wywinąć Charlotte takiego samego numeru, jak Lavie przed kilkunastoma dniami, gdy znalazła go nieprzytomnego, wstrząsanego drgawkami i wciskającego się obiema nogami do grobu. Szczególnie, że teraz znajdowali się na totalnym odludziu.
Jest... Przyzwoicie. Guz się rozrasta, stąd ostatnie ataki. Lekarze w naszym szpitalu nie podejmą się operacji, ale kontaktowałem się już z kliniką w Minnesocie. Z tą, w której byłem z Blakiem. Pod koniec miesiąca mam przyjechać na badania. Muszą się dokładnie przyjrzeć nowym zmianom. Prawdopodobnie, za moją zgodą postawią na eksperymentalny zabieg. Zgodziłem się, bo nie mam nic do stracenia. Nawet jeśli się nie uda, to... Przynajmniej wiem, że spróbuję wszystkiego zamiast siedzieć bezczynnie i czekać, aż to wszystko samo się skończy – przyznał. Wolał żeby zabieg się nie powiódł, ale odejść z myślą, że naprawdę próbował niż poddać się i po prostu czekać, aż któryś z napadów będzie tym ostatnim. – Jestem dobrej myśli. To świetna klinika. Współpracują z najlepszymi lekarzami na całym świecie, mają na koncie wiele udanych zabiegów u osób, które przez innych były spisane na straty. Myślę, że jeszcze będziemy mieli okazję się upić w lepszych okolicznościach – dodał, sięgając po swoje piwo. Upił kilka łyków i zagryzł garścią chipsów. – Chciałabyś tam jechać ze mną i Lavą? – zapytał po chwili. – Wiem, że nie powinienem teraz o nic prosić, ale... Nie pogniewałbym się, gdybym zobaczył cię po operacji obok – wyjaśnił z ciepłym uśmiechem. Chciała uciekać, ale mogła też wyjechać. Z nim i z przyjaciółką.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nikły uśmiech przyozdobił jej wargi na krótko, jednak gest sam w sobie zdecydowanie nie należał do grona tych wyrażających autentyczny entuzjazm. Ostatnie dni były trudne, a mętlik w głowie nie dopuszczał do siebie myśli, że przyszłość mogłaby jeszcze mienić się barwami innymi niż liczne odcienie szarości. Obecny stan Charlotte zdecydowanie pasował do aury utrzymującej się nad Seattle i najbliższą okolicą, ale w kobiecym sercu coraz częściej pojawiało się pytanie, czy do Szmaragdowego Miasta jakkolwiek jeszcze pasowała ona?
- Możliwe. A może to po prostu czas, by zamknąć jakiś rozdział w swoim życiu - skwitowała, wzruszając ramionami, choć i tutaj można było dopatrzeć się ukrytego między wersami i reakcjami kłamstwa. Nie chciała wyjeżdżać i zostawiać za sobą wszystkiego, ale jednocześnie nie czuła się jakkolwiek na miejscu; miała wrażenie, że wszystko działo się obok, że nie była zbyt istotna dla całego układu relacji i wydarzeń, na które i tak nie miała wpływu. Może niektórym byłoby lepiej - lżej - bez niej u boku, skoro w ostatnich miesiącach komplikacje i trudności były najlepszymi synonimami dla jej osoby?
- Nie rozmawiajmy już o tym - poprosiła miękko, wiedząc, że łatwo było zgubić się w ferworze myśli i uczuć, a prowadzona pod ich wpływem analiza nie zawsze doprowadzała do wniosków zgodnych z prawdą. Charlotte wolała tego uniknąć, dlatego raz jeszcze przełknęła zbierającą się na języku gorycz i zmuszając się do przybrania nieco łagodniejszego wyrazu twarzy. Nie miała pojęcia, czy w owej masce była w stanie na cokolwiek Rhysa nabrać, biorąc pod uwagę staż ich relacji oraz to, jak dobrze mężczyzna ją znał, ale pragnęła wierzyć, że był skłonny przymknąć na to oko i po prostu pozwolić jej udawać, że było lepiej.
- To dobre podejście. Medycyna bardzo się rozwinęła i na pewno... - zaczęła, jednak ton jej głosu i ogólne samopoczucie nijak pasowały do momentu, w którym miałaby zachęcać przyjaciela do walki o życie. Nie do końca wiedziała, co powinna była zrobić ze swoim własnym, toteż komentowanie decyzji i wyborów Rhysa nie było czymś, do czego czuła się jakkolwiek upoważniona. - Jechać z wami? - powtórzyła za nim, unosząc brew. Była zaskoczona. Nie tylko wiadomością, że przyjaciel zdążył już sobie dobrać towarzystwo, ale również i tym, że było wśród niego miejsce także dla niej.
Uśmiechnęła się - łagodnie, ale tym razem autentycznie.
- Jeżeli właśnie tego chcesz - podsumowała, zaraz potem robiąc spory łyk wina. - Postaram się dopasować do wszystkich... terminów - zapewniła po krótkiej pauzie, nie wiedząc, czy była to odpowiednia reakcja, czy może jednak ta raczej kiepska, ale czuła, że Rhys był w stanie zrozumieć.
- Chyba dobrze się wam żyje z Lavą pod jednym dachem? - zagaiła niespodziewanie, licząc, że chociaż ten element codzienności mógłby się spotkać z jej entuzjazmem. Naprawdę cieszyła się, że ta dwójka miała okazję poznać się bliżej, a ponieważ była swego rodzaju prowokatorką tej zażyłości, to miała poczucie obowiązku skontrolowania sytuacji.
A może była to jedyna kolejna opcja na to, by odsunąć temat rozmowy od siebie?

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego ci nie powiem. Z doświadczenia wiem, że czasami jest to dla nas lepsze, ale... Podobno warto też o wszystko walczyć, póki jest cień nadziei – mruknął, marszcząc lekko czoło. Nie podobało mu się to, co słyszał. Myślał, że relacja Lottie i Blake'a staje się czymś pewny, trwałym, co mogłoby przetrwać wiele, ale patrząc na nią i słuchając tego, co mówiła, zaczynał rozumieć, że chyba nie było tak idealnie, jak mu się wydawało. Wrócił do wspomnień sprzed kilku tygodni, gdy przyznała, że wyznała swoje uczucia. Przenalizował wszystko, co padło tamtego dnia. Wrócił również do tych chwil, gdy pojawiła się w progu jego drzwi w towarzystwie Zoey, ale bez Blake'a, który był przecież... Jej facetem? A może był tylko ojcem jej córki? Analizując ostatnie tygodnie, a nawet miesiące, poczuł, że w jego głowie narastał olbrzymi mętlik dotyczący tej relacji, ale nie chciał pytać. To nie był czas i miejsce na to, by wnikać w to, co działo się w życiu przyjaciółki i kumpla.
Jasne. Po prostu pamiętaj, że cokolwiek zrobisz, zadecydujesz... Masz moje wsparcie – odparł, uśmiechając się do niej ciepło. Tylko ona wiedziała co się działo, co czuła i czego potrzeowała. Rhys zaś mógł zaakceptować każdą jej decyzję, wysłuchać, doradzić, pomilczeć razem z nią, a gdyby zaszła taka potrzeba, to nawet wesprzeć w ucieczce od dotychczasowych demonów i odwieźć ją w dowolne miejsce na świecie, byle tylko mogła na nowo poczuć, że miała jeszcze szansę na to, by być szczęśliwą.
Coś ty taka zaskoczona? – zapytał, śmiejąc się pod nosem, gdy dostrzegł zmiany na jej twarzy. – Jadę na rzeź, będą gmerać mi godzinami w mózgu z niewiadomym efektem. Zakładam, że się obudzę, ale może być różnie. Przyda mi się przyjaciółka przy łóżku, która w razie czego przypomni mi jak się nazywam i ile w życiu przeżyłem, albo zapłacze z radości, że wszystko poszło dobrze – odparł, trącając ją łokciem, po czym objął ramieniem i przyciągnął do swojego boku w przyjacielskim, czułym uścisku. – Będę cię potrzebował, Lottie. I wiem, że to egoistyczne, bo teraz ty potrzebujesz mnie i wielu innych osób, ale... Będzie mi cholernie miło, jeśli to przemyślisz – podsumował. Oboje potrzebowali teraz wsparcia. Ciężko było w takim układzie ogarnąć wszystko tak, by każde czuło, że je ma w stu procentach i nie musi nic dawać od siebie, ale kto by to zrozumiał, jeśli nie oni? Wiedzieli, że nie zawsze jest idealnie. Niejednokrotnie poświęcali się dla drugiej osoby. Dzięki temu wygrywali z dotychczasowymi problemami, więc tym razem nie mogło być inaczej. W starciu z dwoma, tak różnymi nieszczęściami, raz jeszcze mogli połączyć siły.
Jadę w ostatnim tygodniu marca. Trzy dni badań, operacja pewnie odbędzie się na przełomie marca i kwietnia. Nie wymagam, żebyś spędziła tam dwa tygodnie albo i więcej... Po prostu... Daj znać, jak będziesz pewna, że czujesz się na siłach i pomyślimy – wyjaśnił w kwestii terminów, aczkolwiek wciąż dawał jej prawo odwrotu, nawet jeśli przyznała na swój sposób, że była gotowa jechać. Jeśli jednak bliżej tych terminów poczułaby, że nie jest w stanie, nie miałby jej tego za złe. I tak zamierzał wrócić do cholernego Seattle, bo wierzył, że będzie dobrze. Chciał wierzyć, że wyjdzie z tego żywy, nawet jeśli z jakimiś komplikacjami, których ryzyko pojawienia się było zdaniem lekarzy bardzo wysokie. Jeśli tak więc miało być, chciał mieć przy sobie przede wszystkim najbardziej zaufaną osobę, jaką była Lottie. Była mu najbliższa. Znała go, znała historię jego życia. Była obok przy wzlotach i upadkach. I była też jego jedyną motywacją do tego, by w ogóle o siebie zawalczyć, bo poza nią nie miał nikogo. Ani rodziny, ani naprawdę bliskich przyjaciół, dla których mógł by chcieć walczyć. Teraz miał też Lavę, ale ta relacja była na tyle świeża, że nie mógł powiedzieć, by chęć przeżycia dla niej była równie silna co chęć przeżycia, by Lottie nie musiała przeżywać kolejnej, bolesnej straty. Za wiele jeszcze mieli do przeżycia w swojej przyjacielskiej relacji, by od tak pozwolił sobie na poddanie.
Tak, jest dobrze. Czas inaczej leci, jak ma się towarzystwo. No i nie ukrywam, ze cholernie mi pomaga jej obecność. Są dni, kiedy mam problem z tym, by wyjść z Echo, czasami pójście do kuchni stanowi wyzwanie. Dobrze móc ją zawołać i poprosić, żeby coś zrobiła. Nie wiem, jak jej się za to odwdzięczę i zastanawiam się, ile jeszcze wytrwa, zanim ucieknie do faceta, z daleka od takiej ofiary losu jak ja – przyznał, śmiejąc się przy ostatnich słowach. W ostatnich tygodniach był nieporadny i czuł się jak dziecko wymagające ciągłego nadzoru. Lava to znosiła, ale ile tej cierpliwości miała? Kiedy miała dobiec ona końca? Miała przecież swoje życie, problemy, przyjaciół i faceta. Nie mogła każdej wolnej chwili poświęcać na bycie opiekunką, pielęgniarką i gosposią, bo on nie dawał sobie rady z prostymi czynnościami.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kiwnęła głową na znak zrozumienia, choć w rzeczywistości nie była tak pewna jednomyślności. Pragnęła wierzyć, że w pewnych elementach codzienności nie zmieniło się nic, ale jak długo mogłaby okłamywać otoczenie i samą siebie, skoro zmianie po śmierci Zoey uległo w s z y s t k o?
Charlotte nie miała pojęcia, jakim cudem miała każdego kolejnego dnia wstawać z łóżka i motywować się do tego, by funkcjonować normalnie, by podjąć próbę powrotu normalności, by po prostu żyć. Choć doskonale pamiętała towarzyszący jej przed blisko rokiem strach, gdy dowiedziała się o ciąży, to jednak równie wyraźnie widziała wszystkie wspomnienia związane z pierwszymi uderzeniami małego serduszka oraz rozwojem nowego życia pod swoim własnym. Oswoiła się z myślą o byciu matką, a z czasem zwyczajnie tę rolę pokochała, tak samo zresztą jak córkę i jej ojca. I chociaż żadne z tych uczuć nie było wyimaginowane czy wyolbrzymione, to jednak teraz nie była pewna, czy mogłoby wystarczyć, aby było po prostu dobrze.
- W porządku - rzuciła ostatecznie, choć nie dało się ukryć, że tego dnia była raczej oszczędna w słowach. Miała nadzieję, że przyjaciel był jej to w stanie wybaczyć, szczególnie, gdy tak po prostu przylgnęła do jego boku i pozwoliła, by uścisk trwał nieco dłużej.
Przerażała ją myśl o tym, jak wiele niewiadomych było obecnie w jej życiu - funkcjonowanie z Zoey, obawa o to, jak strata córki mogłaby wpłynąć na nią i Blake'a, choroba Rhysa i zabieg, którego skutków nikt nie był w stanie określić mianem pewnych. To przytłaczało i sprawiało, że raz jeszcze zapragnęła po prostu wypić nieprzyzwoicie duże ilości alkoholu, dzięki którymi mogłaby usnąć na dłużej. Przespanie wszystkiego i obudzenie się po fakcie byłoby cholernie wygodną opcją, a Lottie po raz pierwszy od dawna czuła się słaba na tyle, by po prostu skorzystać z tego łatwiejszego wyjścia.
- Będę - zapewniła, posyłając mężczyźnie krótki, ledwo widoczny uśmiech. Nie miała pojęcia, jak powinna była zorganizować najbliższe tygodnie, ale wiedziała, że odnalezienie rozwiązania było związane z dobrymi chęciami, a tych - mimo wszystko - miała naprawdę sporą ilość, toteż nie zamierzała pozostawić Rhysa i Lavy samych sobie.
- Nie jesteś ofiarą losu - zaprotestowała, obracając w dłoni kieliszek z winem. - Od tego ma się przyjaciół, a ty i Lava chyba na nich aspirujecie - rzuciła z nieco większym entuzjazmem. Nie chodziło jedynie o to, by podnieść mężczyznę na duchu, ale by wyrazić ogólne zadowolenie z tego, jak potoczyła się ich relacja. - Jej na pewno też jest dużo raźniej, kiedy jesteście we dwo... troje - burknęła, w ostatnim momencie przypominając sobie o Echo jako o pełnoprawnym członku tej paczki.
- Chyba powinnam się kiedyś wprosić na jakąś kolację - dodała, unosząc brew w szczerym zaciekawieniu dla takiej ewentualności, wszak nie miałaby absolutnie nic przeciwko temu, by spotkać się w nieco większym gronie i po prostu przez chociaż jeden wieczór zachowywać się, jak gdyby nic się nie stało; jak gdyby wszystko było w porządku.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rhys wiedział jedno. Życie zawsze się zmieniało, nie koniecznie tak, jak tego chcieli i jeszcze niejednokrotnie miało się wywrócić do góry nogami w nieprzyjemny, może nawet tragiczny sposób. Tak było, jest i będzie. Sztuką było jednak stawianie czoła wszystkim tym wyzwaniom w postaci najróżniejszych dramatów i walczenie o siebie i własne szczęście. Dotyczyło to jego, kiedy mierzył się z chorobą. Dotyczyło Lottie, zmagającej się z najboleśniejszą stratą, ale też wielu innych ludzi na świecie, którzy nie mogli od tak się poddać, bo w pewnym momencie wszystko się zawaliło jak domek z kart.
Delikatny, ciepły uśmiech był jedynym komentarzem na to krótkie w porządku. Rhys nie mógł mieć Charlotte za złe tego, że była oszczędna w słowach, bo doskonale to rozumiał. Sam nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji, ale był w stanie wyobrazić sobie to, jak ciężko było się odnaleźć w nowej sytuacji. Było mu o tyle łatwo w jakiś sposób postawić się na miejscu przyjaciółki, bo sam przeżył śmierć Zoey, krótkie pożegnanie, na które nie mógł się nie zdecydować jak i fakt, że bliskie mu osoby musiały się mierzyć z czymś tak strasznym. Cała ta sytuacja była ciężka i nawet jemu było trudno odnajdywać więcej słów, niż te, które padały. Żarty nie wydawały się być na miejscu. Wspomnienia również nie, bo rany były zbyt świeże. Pocieszanie i ciągłe słowa otuchy? Znał ją na tyle by wiedzieć, że wolała milczenie.
Zdzwonimy się w tej sprawie. W tym tygodniu powinienem wiedzieć więcej, to dam ci znać – skwitował kwestię wspólnego wyjazdu do Minnesoty. Cieszył się, że Lottie tam będzie. Czuł się lżej wiedząc, że za drzwiami będzie czekała na niego, będąc z nim myślami. Miał tylko nadzieję, że nie będzie kolejnym powodem do tego, by wylewała łzy, bo tych wylała już i tak za dużo.
Jasne, wmawiaj mi dalej – zaśmiał się. Był i zdania nie zamierzał zmieniać. W wielu aspektach nic mu nie wychodziło tak jak chciał, a teraz było jeszcze gorzej, gdy szklanki same uciekały z rąk, progi przeszkadzały w przejściu do pokoju, a świat wirował na tyle, by padał jak długi po środku pomieszczenia. Zaraz jednak pokiwał głową. Tak, miała rację - od tego miało się przyjaciół. – Fakt, Lava całkiem zgrabnie aspiruje na przyjaciółkę numer dwa. Może z nas być niezłe trio, nie sądzisz? – stwierdził, unosząc lekko brew. Nie sądził, że życie potoczy się w taki sposób, by przyjaciółka jego najlepszej przyjaciółki, również aspirowała na to miano. A jednak tak się stało, zaczynając od jego bezradności, gdy trafił do szpitala na calutki miesiąc i został zmuszony zrzucić opiekę nad Echo, na barki Hale, będącej ostatnią deską ratunku w tej patowej sytuacji. – Z Echo na pewno jest jej raźniej. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale drań polubił jej łóżko bardziej od mojego. Niby ze mną śpi, a jak się przebudzam w nocy, to śpi u niej – roześmiał się. Pies był zdradziecką bestią. Kiedyś tak ciągnęło go do Lottie, teraz do Lavy. Echo jak nic miał słabość do kobiet z otoczenia Rhysa i zawsze wolał spędzać z nimi czas, zamiast z nim. Nie, żeby Rhys miał coś przeciwko. Cieszył się, że jego zwierzak obdarzał sympatią i zaufaniem innych. Szczególnie w obecnej sytuacji, gdzie przyszłość tego psa, również stała pod znakiem zapytania.
Totalnie, jestem za – odparł entuzjastycznie. – Może w przyszły piątek? – zasugerował od razu. Czasu do operacji było niewiele, a on nie miał na nadchodzące dni żadnych planów. A raczej miał, ale nie był pewny jak uda mu się ogarnąć ich realizację, bo nie należały do typowych. Niemniej, dla Lottie czas miał zawsze i kolacja w takim gronie w pełni mu odpowiadała. Musieli trzymać się normalności, a nie było na to lepszego sposobu, niż czas spędzony w gronie przyjaciół. Kolacja, maraton filmowy, może nawet wyjście na jakiś dłuższy spacer, jeśli tylko pogoda pozwoli? – Ale tylko pod warunkiem, że przyjdziesz wcześniej i wywrócimy w trójkę kuchnię do góry nogami – dodał, wymierzając w nią palcem, by nawet nie próbowała się temu sprzeciwiać.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- W porządku. - Nie miała pojęcia, czy istniała odpowiednia reakcja i czy w ogóle byłoby ją na takową stać. To bowiem wcale nie tak, że do kwestii zdrowia Rhysa i czekającej go operacji podchodziła na tyle beznamiętnie, by bez zastanowienia powtarzać utartą, znaną wszystkim frazę. Była oszczędna w słowach, bo nie do końca wiedziała, czy istniały takie, które mogłyby pomóc - zarówno jemu, jak i jej. Dużo bardziej na duchu podnosiła ją obecność przyjaciela oraz świadomość, że mogła się do niego zwrócić ze wszystkim. Działało to również w drugą stronę, o czym miała nadzieję, że wiedział również Alderidge.
- Powinnam być zazdrosna? - mruknęła niby to poważnie, jednak cichy śmiech był reakcją zbyt zdradliwą, aby Charlotte chociaż podjęła próbę zachowania pozorów.
Nie mogła mieć pretensji ani o tworzącą się między nimi więź, ani tym bardziej o to, jak ogromnym wsparciem Lava i Rhys się dla siebie stali i to w momencie, w którym sama nie była w stanie zapewnić im nawet w połowie tak ogromnej troski i zainteresowania. Nigdy nie lubiła stawiać siebie i swoich problemów na piedestale, jednak ciąża i tworzona z Blake'm rodzina były priorytetem, z którego nie umiała i zwyczajnie nie chciała zrezygnować. I nawet jeżeli obecnie wszystko zdawało się wisieć na włosku, a przyszłość była tak niepewna, to jednak wciąż uważała, że postąpiła słusznie. - Aha, czyli to ty jesteś zazdrosny o psa - rzuciła dużo weselej, nie kryjąc rozbawienia związanego z takim układem sił. W rzeczywistości jednak cieszyła się, że również i pupil Rhysa, jako jego wierny towarzysz, zaakceptował nową osobę w otoczeniu swojego właściciela.
- Kiedy tylko będziecie mieć czas. Dostosuję się - zapewniła z ciepłym uśmiechem. Nie miała pojęcia i zwyczajnie nie chciała obiecywać, że tego typu przedsięwzięcie będzie czymś pewnym, biorąc pod uwagę raczej niestabilny nastrój związany z wydarzeniami ostatnich tygodni, ale wierzyła, że same chęci były wystarczające.
- Jeszcze wrócimy do tego tematu - dodała, nie chcąc snuć zbyt wielu planów, skoro nieznana była im chociażby dostępność Lavy w tym terminie. Do piątku zostało jeszcze trochę czasu, toteż Charlotte wierzyła, że wszystko uda się dopiąć na ostatni guzik.
- Ale jako gość nie będę musiała tego sprzątać? - dopytała, choć to wcale nie tak, że chciała się wymigać od obowiązków. Z drugiej jednak strony nie byłaby zaskoczona, gdyby Rhys i Lava zdegradowali ją do poziomu siedzącego wygodnie z lampką wina gościa.
- Rozmawiałeś może z Blake'm? - Domyślała się, że było to pytanie dość niespodziewane i nie była zdziwiona malującą się na twarzy przyjaciela konsternacją, ale troska i chęć minimalnego kontrolowania sytuacji była silniejsza niż kulturalne podejście do tematu w sposób subtelniejszy. Nadmiar zmartwień oraz piętrzące się problemy sprawiały, że wolała działać bezpośrednio i uzyskiwać informacje w taki sam sposób, choć szczerze wątpiła, że Alderidge - nawet jeżeli znał jakieś szczegóły - kierowany doświadczeniem i wydarzeniami sprzed kilku miesięcy, podzieliłby się z nią swoją wiedzą

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jestem pewny, że obędzie się bez zazdrości. Masz wyjątkowe miejsce na liście znajomych u mnie i myślę, że u Lavy też – odparł poważnie. Chociaż wiedział, że jej śmiech świadczył o tym, że to pytanie nie było poważne, to chciał jej przypomnieć, że była ważna. Nawet najważniejsza. Staż ich relacji robił swoje, to co przeżyli we dwoje i jak wiele o sobie wiedzieli, sprawiało, że nikt nie mógł mu zastąpić tej jednej przyjaciółki, jaką Lottie była. Mógł się przyjaźnić też z Lavą i dziesiątkami innych osób, ale nic nie byłoby porównywalne do tego, co udało im się wypracować przez cały ten czas.
Może trochę. Przyzwyczaiłem się do tego, że spał ze mną, ale najwyraźniej woli babskie towarzystwo – przytaknął z rozbawieniem. Echo miał słabość do kobiet z jego otoczenia. Po wyprowadzce Lottie, snuł się bez celu po mieszkaniu. Kilka dni musiało minąć, zanim przestał zaglądać do jej pokoju. A teraz historia zataczała koło, z tą różnicą, że ofiarą psiej wylewności stała się Hale.
A może po prostu ty powiedz, kiedy masz czas i chęci? – zasugerował, bo czemu tylko ona miała się we wszystkim dostosować? On i Lava również mogli. To nie działało tak, że oni decydowali i ona miała się zgadzać. Byli przyjaciółmi i każde miało coś do powiedzenia, a jeśli nawet miałaby ochotę spotkać się w ciągu kilku najbliższych dni, to zorganizowaliby wszystko w taki sposób, żeby było to możliwe. Skinął jednak głową, bo faktem było, że Lavę musieli dopytać o dostępność, mając na uwadze to, że z ich trojga, to ona była jedyną osobą, która faktycznie pracowała i musiała się dostosować do grafiku w radio.
Przemyślimy to – zaśmiał się, żartując sobie. Oczywistym było to, że nie musiała po sobie sprzątać będąc gościem. Właściwie to gotować też nie musiała, ale... Wolał ją zaangażować i odciągnąć myśli, niż pozwolić, żeby siedziała na tyłku i za dużo myślała o tym, co się działo. Chyba że zaczęłaby się zapierać rękami i nogami, to dałby spokój. Pamiętał jednak, jak razem mieszkali i od czasu do czasu pokusili się o kulinarne eksperymenty, co nie tylko zabijało czas ale pozwoliło się trochę rozerwać Czemu więc przy okazji spotkania nie wrócić do tych nieco lepszych czasów, kiedy też nie wszystko było idealne, ale żyło się zdecydowanie łatwiej?
Nie... Prawdę mówiąc, ostatni raz wymieniłem z nim kilka krótkich wiadomości na początku roku, jak wyszedłem ze szpitala i... kontakt się urwał – przyznał, krzywiąc się nieco. Jego kontaktom z Blakiem, daleko było do idealnych. Może byłoby nieco lepiej, gdyby Rhys wykazał jakąś inicjatywę, jednak nie miał do tego głowy. Ostatnie miesiące były ciężkie, a kilka ostatnich tygodni jeszcze gorszych. Właściwie to im bliżej operacji był, tym mniejsze chęci miał na to, by z kimkolwiek się kontaktować i ograniczał się tylko do wiadomości z Lottie oraz Lavą. Z Lottie, bo bez względu na to, jak źle by było, nie mógł z niej zrezygnować i chciał być wsparciem, nawet jeśli nie tym najwyższych lotów, z Lavą, bo życie pod jednym dachem stawiało go przed faktem dokonanym. – Jak on sobie radzi z tym wszystkim? – zapytał, aczkolwiek jego spojrzenie wydawało się pytać Lottie o to, czemu w ogóle pytała i co się między nimi działo.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”