imie i nazwisko
dimitri demeter orlov
pseudonim
dima, dla wybranych
data i miejsce urodzenia
09-05-2000, moskwa
dzielnica mieszkalna
chinatown
stan cywilny
stan wojenny
orientacja
твоя мать
zajęcie
tańczy i się sprzedaje
miejsce pracy
freelancer
wyznanie
"jestem niewinny"
jestem
przyjezdny
w Seattle od:
paru miesięcy
Nienawidzę Cię.
Wciśnięty w wąską koleinę między owiniętym w tani kożuch ciałem Babki Galiny, dosypiającej jeszcze przed zmianą w fabryce, a zimną szybą zapłakaną kroplami kwaśnego deszczu. Nienawidzę, rozumiesz? W codziennych pielgrzymkach odbywanych dwukrotnie: na trasie Voronezh - Moskwa i Moskwa - Voronezh, ja, najmłodszy pasażer rzężącego LiAZ’a.
N i e n a w i d z ę. Jak zapachu naftaliny i czarnej herbaty, wódki i papierosów Prima (diagnozy nowotworu płuc z przerzutami do duszy, zapakowanej w wymiętą paczuszkę, czerwoną jak okładka Manifestu Komunistycznego). Równie mocno, co lodowatych poranków - sprintu ze stygnącego po nocy łóżka do nieogrzewanej łazienki, modlitwy o łaskę starej kanalizacji, która ciepłą wodę wypluwa z siebie nieregularnie, i wyłączne wedle własnego kaprysu, i lodowatych wieczorów - spaceru z przystanku pod nasz blok, mokrego, lepkiego klap, pac, klap - lamentu rozgarniających błoto i śnieg walonek.
Nienawidzę z taką samą pasją, z jaką nienawidzę kashy z masłem i sękatego palca, którym dziadek dźga mnie co rano ze słowami: jedz, jedz, malchik, żebyś wyrósł na mężczyznę.
Twoich zdjęć - śliskich wydruków w cudacznych kolorach, różach, zieleniach i fioletach, rozkładanych na kuchennej ceracie przez matkę. Wysokich kości policzkowych, łabędziej linii szyi wyciąganej przed obiektywem, włosów ściągniętych w mały koczek tak silnie, że wybałuszasz oczy i wyglądasz jak żaby z ukradzionych z Zachodu bajek oglądanych przeze mnie czasem na śnieżącym ekranie. Miłości, z jaką mówi o Tobie - gdy mnie odwiedza, raz w miesiącu, w torebce z brązowej skóry przywożąc dolary, poczucie winy i ptasie mleczko. Gdy opowiada - gdzie, i jak tańczysz, dokąd właśnie wyjechałaś, kto się o Ciebie teraz stara, i jak bardzo pomagasz całej tej rodzinie. Gdy klepie mnie po głowie i przypomina żebym się starał (być taki tak Ty), to może mnie przyjmą w przyszłym roku. Raczej nie do Akademii Bolshoi, już nie przesadzajmy, ale do jakiejś szkoły - z pewnością. A wtedy i oni, i oni mnie przyjmą - nasi rodzice, Larissa i Artem - z powrotem, do domu. Spod kurateli profesora Vasilieva, spod jego rąk - rąk, które zagarniają, rozgarniają, ściskają i mną, rąk, które ciągną w dół, wypychają wprzód, gniotą, jak ciasto na pielmieni z kwaśną śmietaną - pfu!, rąk, które mówią, że są dobre, ale są złe, złe, złe, potworne.
Przyjmą mnie. Muszę tylko udowodnić. Udowodnić, udowodnić, udowodnić. Że zasługuję (by mnie kochać), że żałuję (że nie byłem dość grzeczny dobry), że mnie boli (bo ból uszlachetnia).
Nienawidzę Cię, Lena, tak samo wściekle, jak nienawidzę wspomnienia dnia, w którym mnie zostawiłaś.
Maj 2018, St. Petersburg
Kocham Cię.
Wiesz?
Chyba nie mówiłem pisałem tego wystarczająco często. Nie podkreślałem wystarczająco wyraźnie. Zachłyśnięty chłopięcym gniewem, zaślepiony szczenięcym poczuciem niesprawiedliwości, że Ty jesteś tam, a ja muszę być tu; ale wszystko się zmieniło. Wszystko jest teraz inaczej -
kocham Cię, jak kocham maj w ogrodzie botanicznym na Wyspie Aptekarskiej, zapach kwitnących wiśni i waty cukrowej, rozgrzany słońcem żwir chrzęszczący pod kołami mojego roweru, pasek sportowej torby werżnięty w bark, pojedyncze piegi zwabione na szczyty ramion przez promienie bezwstydnego słońca.
K o c h a m - jak życie się kocha w jego siedemnastym roku, z The Cure, produktem importowanym, walącym ze słuchawek, obietnicą lepszej przyszłości wpisaną w wyrobiony świeżo paszport i opłaconą właśnie wizę, z kompletem ledwie co rozbitych baletek gotowym, by go użyć, i pokazać całemu światu szanownemu jury do czego jestem zdolny.
Kocham Cię jak poczucie triumfu; jak aplauzy, kwiaty - lilie i strelicje owinięte w rafię i brokat, czekoladki z likierem wiśniowym, jak własne nazwisko wdrukowane złotą czcionką w pierwsze strony programu wieczorowego przed, i ciężki szelest purpurowej kotary zasuwanej po ostatnim bisie po.
Kocham Cię jak rewanż -
- nie, kocham Cię jak zemstę;
Jak blichtr, oczywiście - tartinki z kawiorem, zapach Stanów zamknięty w szklanych flakonikach perfum (inne na dzień, inne na noc solo, inne na noc z kimś, inne na okazje specjalne i niespecjalne), kryształowe żyrandole, podróże taksówkami, rachunki, na które się nawet nie patrzy (bo się ich nie płaci). Ale też, po prostu, jak komfort - cudzych ramion oplecionych dokoła mojego ciała, ogrzewania, którego nikt nie wyłączy, przyszłości, której nie trzeba się bać - z dala od Rządu i nierządu, z dala od rozkładających się na mapie zwłok ZSRR.
Kocham Cię, siostro, i wkrótce także Cię zobaczę. Z pierwszego rzędu, w oklaskach na stojąco. Jeszcze nie dziś, ale już bardzo niedługo.
☭ W papierach oczywiście widnieje jako Dimitri (artemowicz) Orlov, ale przedstawia się jako Demeter. Dimą jest tylko dla wybranych - to przywilej, na który trzeba sobie zasłużyć, albo który należy kupić wywalczyć.
☭ Ze swoim pochodzeniem zdradza się z każdym wypowiedzianym słowem - śpiewną melodyką silnego, wschodniego akcentu. Jeśli chcesz go rozwścieczyć, zacznij się z tego nabijać (albo spytaj, czy w Rosji dojeżdżał do szkoły na białym niedźwiedziu). Ze swoimi korzeniami ma skomplikowaną relację - jednocześnie wstydzi się ich, jak i jest z nich dumny; lubi jednak mieć wybór odnośnie tego, kiedy i komu mówi o swoim tle - nienawidzi czuć się odpytywany ze swojego imigranctwa.
☭ Pracuje na dwa etaty - za dnia tańczy w modernistycznych spektaklach bazujących na balecie klasycznym, nocą sprzedając się każdemu, kto mu się spodoba kogo nań stać. Zawsze robi to na trzeźwo - po alkoholu albo narkotykach czuje utratę panowania nad sobą i otoczeniem, a tego boi się bardziej niż śmierci.
☭ Nie składa obietnic - nie proś go więc, by Ci coś przysiągł, przyrzekł, albo obiecał. Rzadko kiedy zostaje na noc, zazwyczaj także nie oddzwania. Przy odrobinie szczęścia skinie Ci głową, jeśli miniecie się na ulicy albo w drzwiach piekarni.
☭ Lubi brzydkie zwierzęta - psy o jednym uchu albo z wydziobanym okiem, koty dachowe pozbawione ogona i honoru (z jednym, który często przychodzi do niego żebrać po jedzenie, blisko się zaprzyjaźnił), rybki welonki o wystrzępionych ogonach i okulałe konie. W dzieciństwie miał kanarka, któremu skręcił kark w przypływie złości (czasem płacze gdy o tym myśli, ale nigdy nie płacze przy świadkach).
☭ Dużo czyta, głównie w ojczystym języku. W tematach sztuki i literatury ma wyraziste opinie, które niechętnie zmienia, i którymi chętnie się dzieli. Lubi udawać mądrzejszego niż jest, pewności siebie używa jak tarczy. Za dziesięć lat będzie się wstydził swojej miłości do Nabokova i impresjonistów, ale teraz ma 21 lat, a to jest odpowiedni wiek na takie banały.
☭ Najchętniej zasypia słuchając deszczu albo muzyki klasycznej. Treningi i stosunki seksualne woli odbywać w ciszy. Jest bardzo wrażliwy na hałas - dlatego nienawidził Moskwy, z jej wiecznym szumem i jazgotem samochodowych klaksonów. Kocha uciekać w góry, samotnie; jeśli mówi, że nie chce towarzystwa, to lepiej go posłuchaj.
☭ Gdy nie zna jakiegoś słowa po angielsku, zastępuje je rosyjskim albo francuskim. Uwielbia kląć w rodzimym języku, a klnie - stosunkowo często (zwłaszcza na protestach przeciw rządom Vladimira Putina, na które chodzi regularnie, i na których krzyczy najgłośniej).
☭ Nienawidzi chłodu - gdy jest mu zimno, robi się smutny i płaczliwy. Ubiera się zawsze na cebulkę, zakładając golf na podkoszulek i sweter na golf, a na to bezrękawnik. Kocha wełniane skarpetki i czapki robione na drutach, oraz rękawiczki bez palców, ale najbardziej na całym świecie wielbi dotyk jedwabiu na nagiej skórze.
☭ Jego ukochanym zdrobnieniem jest zapożyczone z rusycyzowanego jidysz słowo boychik, ale tylko kilka osób zasłużyło, by tak go kiedykolwiek nazwać.
☭ Lubi się całować, owoce jedzone ze skórką, płatki z mlekiem i brązowym cukrem, rosyjskie piosenki ludowe, oglądać na scenie swoją siostrę (na żywo) i matkę (na nagraniach), dziewczyny w welurowych sukienkach i chłopców w welurowych garniturach (albo dziewczyny w welurowych garniturach i chłopców w welurowych sukienkach), wiosnę, biegać, pakować prezenty świąteczne, gdy ktoś czesze mu włosy palcami, zawody w pluciu na odległość, mrok sali operowej i te trzydzieści sekund przed rozpoczęciem przedstawienia (z widowni i z estrady, nieważne).
☭ Nie lubi głosu własnego ojca (i własnego rozsądku), podążać za instrukcjami, grać w szachy - bo wtedy zawsze czuje się głupi, i Scrabble - bo to mu przypomina, że jest imigrantem, marihuany, zbyt jaskrawych kolorów, gdy ktoś nie chce mu przyznać racji, mięsa - zwłaszcza, jeśli są w nim żyłki i tłuszcz, zapachu pieniędzy, tatuaży.