WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wbrew kilku spokojnym miesiącom potrzeba odnalezienia biżuterii nie odeszła, tak samo jak i wiszące w powietrzu groźby. Nie można było Cavanaghowi zarzuć braku starania, acz temu zaczynało już brakować pomysłów na to gdzie też miałby magicznie wyczarować naszyjnik. Sprawdzał miejsca, które spisał przy rozmowie z przyjacielem Earla, a dawnym przyjacielem rodziny. Jeremy Shepherd znał mężczyznę lepiej niż Travis kiedykolwiek mógł i był źródłem całej gamy informacji. Coś w tym jak wiele ta dwójka dzieliła wspomnień, a jak niewiele Earl raczył poświęcić swojej uwagi na dorastającego syna sprawiało, że ten kilka razy wahał się nim zapisywał kolejny lokal, czując jakby coraz większy ciężar osiadał mu na ramionach. Nie chciał wiedzieć jakie miał życie jego ojciec po tym jak odszedł, nie chciał nawet brać pod uwagę, że ten oszust i tchórz był częścią jego. Dobrze mu było gdy udawał, że Earl nie istnieje. Miał wspaniałych rodziców i nie potrzebował nawracającego żalu i złości. A jednak, przez skradzione błyskotki nadrabiał ten cały ‘stracony’ czas w zastraszającym tempie.
To w dość przypadkowej rozmowie z Sharon dowiedział się z jakiego miasta Earl pochodził. Nie był pewien czy tego nie spisał, czy po prostu Jeremy skupił się na wydarzeniach bliższych teraźniejszości i nie miało to większego znaczenia. Chodzić po mieście w nadziei na łut szczęście było jeszcze większym stogiem siana niż poszczególne bary, a jednak za namową Leslie, że powinni chociaż spróbować zaplanowali wspólny wyjazd do Newcastle. Zgrabna wymówka by zmienić otoczenie, wybrać się do miejsca w którym to nie ich imię i twarze będą znajome.
Gdzieś w tyle głowy Travis miał poczucie, że to trochę ‘oszukana’ wycieczka, ale niekoniecznie mogli sobie na więcej pozwolić. Filozofią musiało być, że trzeba korzystać z tego co się ma. A w tym wypadku był to niewielki hotelowy pokój z widokiem na parking i inne okoliczne budynki. Do dzielnicy w której dorastał Earl mieli jeszcze co-najmniej dwudziesto-minutowy spacer, co i tak było jedną z lepszych opcji w przystępnej cenie. Przecież nie przyjechali tutaj wyglądać z okna, więc i nie potrzebowali desperacko rozpościerającego się jeziora i lasów. Te mogli podziwiać podczas spaceru.
Cavanagh odłożył ich bagaże pod ścianę, powierzchownie mierząc pokój. Było łóżko, mieli telewizor i własną łazienkę, a nawet niewielką szafę i dwa nocne stoliki. Było skromnie, ale schludnie i chyba więcej nie było im trzeba na jedną noc. –To co? – Zerknął na zegarek. –Chwila na oddech i wybieramy się do tego dinera? – Przejazd przez Seattle zabrał im najwięcej czasu, co i tak sprowadzało się do niecałej godziny. Nie można więc było powiedzieć, żeby byli jakoś szczególnie umęczeni, ale nigdzie się im właściwie nie śpieszyło. Po lokalu w którym Earl często jadał w młodszych latach, mieli jeszcze zdobyć inne wskazówki gdzie można by szukać znajomych mu miejsc i Travis z góry obstawiał gdzieś gdzie można się było napić, a wiadomo, że tam rozmawiać z ludźmi najlepiej już bliżej wieczora. Nie miał pojęcia czy ktokolwiek rzeczywiście będzie pamiętał Earla, ale to jedyny trop jaki potrafiła mu dać Sharon, poza domem w którym kiedyś mieszkał. –Odjąć zadawanie pytań i mamy nawet luźny wypad na miasto, prawie randka. – Zauważył z połowicznym uśmiechem. –Lub w jakiś dziwny sposób sprawia to, że randka jest nawet ciekawsza, bo poniekąd bawimy się w detektywów. – Uniósł brwi, niemalże w sugestywnym wyrazie, podchodząc bliżej blondynki i powoli oplatając wokół jej pasa swoje ramiona. Bez względu na to z jakiej okazji by tu nie byli, po prostu czuł się dobrze mając ją obok. Nagle coś z czym by zwlekał stawało się ciekawym sposobem na zajęcie czasu i rozproszenie myśli od kwestii niewygodnych. Po za tym, w planach nie mieli tylko ‘pracy.’
-Tak czy owak, jedzenie ponoć mają świetne, także przynajmniej się dobrze najemy. – To Sharon pamiętała najlepiej – domowy smak naleśników i gofrów, na które zabierał ją tam Earl. Nie wiele więcej chciała mówić o tamtym czasie, a najwyraźniej posiłki były wystarczająco neutralne, a i przydatne jeśli Travis wybierał się tam z Leslie. Pewne było, że musieli zamówić coś innego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyjazd do miejsca, w którym niegdyś żył Earl, wydawał się szaleństwem. Leslie w głębi serca czuła, że kusili los choć wcale nie powinni, skoro od dłuższego czasu mogli się cieszyć spokojem. Ten bardzo jej pasował i nie chciała, by na nowo w ich codzienności zapanował znajomy już chaos, gdzie na każdym kroku musieli się pilnować i mieć oczy dookoła głowy, żeby w porę wypatrzeć potencjalne zagrożenie. Jednocześnie miała jednak świadomość tego, że cały ten spokój był tylko słodką iluzją. Chwilą wytchnienia, jaką mogli się cieszyć i podczas której mogli zebrać siły na to, żeby znowu zacząć walkę o lepsze jutro. To właśnie ta druga kwestia wpłynęła na jej decyzję i nalegania, by jednak spakowali kilka podstawowych rzeczy i wyjechali do miasta, w którym żył Earl. Nikt nie mógł dać im gwarancji na to, że wrócą z jakimikolwiek przydatnymi informacjami, a mimo to chciała, by spróbowali. Musieli to zrobić, wierząc, że uda się do czegokolwiek dojść, a ktoś z dawnych znajomych Earla, mógłby ich naprowadzić na właściwy trop.
Na oddech? Od kiedy siedzenie za kółkiem cię męczy? – zapytała, unosząc brew w górę. Podróż nie była długa, nie sądziła więc, że Travis będzie potrzebował chwili na oddech. A może po prostu nie dopuszczała do siebie, że była podekscytowana tym wyjazdem, ich własnym śledztwem i była gotowa wziąć się do roboty tu i teraz, bez zbędnego zwlekania. Z drugiej strony, mieli przecież sporo czasu. Cały weekend nie tylko na to, by dowiedzieć się czegokolwiek od miejscowych, ale również na to, by pozwiedzać okolicę, która jak już zdążyła się przed wyjazdem zorientować, oferowała nieco miejsc do spacerów i oddawaniu się błogiemu lenistwu.
Druga opcja podoba mi się bardziej. Weekendowa randka z zabawą w detektywów... Tak, to jest to – pokiwała głową, uśmiechając się. Wolała myśleć o tym wypadzie jak o randce z dodatkami, niż jak o misji, którą musieli wykonać, by nie żyć w przekonaniu, że nie spróbowali wszystkiego, by znaleźć biżuterię. Wiedziała bowiem, że jeśli nastawi się tylko i wyłącznie na poszukiwania, umysł zrobi jej psikusa i przypomni o tym, że nie powinni czuć się bezpiecznie. Nie chciała się oglądać za siebie na każdym kroku. Nie w mieście, w którym do tej pory nie mieli okazji bywać i w jakim w dalszym ciągu mogli być sobą, bo nikt ich nie znał i nikt nic nie wiedział na ich temat. – Do kompletu brakuje nam własnego Scooby Doo – dodała z rozbawieniem, robiąc krok w przód, by przytulić się do Travisa i wesprzeć policzek na jego klatce piersiowej, gdy również objęła go ramionami. Lubiła się przytulać. Od kilku długich tygodni było to jedno z jej ulubionych zajęć w wolnych chwilach. Wykorzystywała każdą okazję do tego, by się do niego kleić i nie inaczej było w tym momencie.
Mówisz o tych naleśnikach, którymi zachwyca się Sharon? – zapytała, zadzierając lekko głowę, by spojrzeć na Travisa. Nie musiał odpowiadać. W samym jego spojrzeniu wyczytała odpowiedź i uśmiechnęła się. – Chodźmy, nie ma na co czekać. Prawdę mówiąc, jestem cholernie głodna – dodała. Od śniadania minęło trochę czasu, a że bardziej skupiała się na pakowaniu ostatnich rzeczy niż na jedzeniu, to zjadła zaledwie połowę swojej porcji i efektów doświadczała teraz, gdy w brzuchu burczało jej raz za razem. – Właściwie to masz jakiś plan, gdzie zaczniemy szukać? – zapytała, sięgając po swoją torebkę, bez której nigdzie się nie ruszała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-No dobra… – Uniósł dłonie w geście kapitulacji. –Chodziło mi o wizytę w kiblu. Trochę przesadziłem z tą wodą po drodze. – Czy naprawdę można było przesadzić z nawadnianiem organizmu? Może i nie technicznie, ale nie mając pod ręką przekąsek, bo twierdził, że ich nie chce wcześniej, później potrzebował się czymś jeszcze zająć jakby samo prowadzenie samochodu mu nie wystarczyło. Gdzieś musiał przelać swoją ukrywaną nerwowość. Jedyne co kulminacyjnie wyniósł ze swoich rozmyślań to to, że już gorzej i tak nie mogło być. Jego starzy znajomy będą chcieli spały długów? Niech się ustawią w kolejce.
-W tej kwestii zawsze można jeszcze coś zdziałać. – Odparł lekko, jakby gotów przygarnąć zwierzaka pod swoje skrzydła. Prawda jest taka, że gdyby poszli dzisiaj do schroniska i jakiś psiak skradłby im serca to Travis by na to przystał i kombinował kwestię opieki i wszystkiego co przychodzi z posiadaniem na swojej głowie mniejszej szczekającej żywej istoty ‘w biegu’. Dlaczego nie? Cóż, zapewne znalazło by się kilka powodów, ale czy byłby to pierwszy raz kiedy robili coś wbrew zdrowemu rozsądkowi? –Pół roboty za nas wykona jak tylko będziemy mieli wystarczający zapach Scooby chrupek. – Zaśmiał się z lekka. Żeby to tylko było takie proste, by biżuterię można było po prostu wywęszyć
-O naleśnikach, lub jeszcze czymś innym. Zobaczymy co będą podawać. – Wzruszył ramionami, nie chcąc okazywać, że może nie chciał do końca duplikować ścieżki którą poszli jego rozwiedzeni już rodzice. –Szczerze mówiąc to ja też. – Wodą udało mu się zapełnić trochę żołądek, ale przyszedł i czas gdy zaczynał się buntować, że nie trafiło do niego nic solidnego. –Opowiem ci w drodze, tylko teraz skoczę do ubikacji. – Kiwnął głową w stronę łazienki.
Odetchnął głęboko gdy słońce uderzyło w ich kierunku. Chwilę odczekał nim sięgnął po swoje przeciwsłoneczne okulary, przymykając oczy, z majaczącym się na twarzy uśmiechem. –Też masz czasami wrażenie, że Seattle żyje w swoim własnym polu pogodowym? Niby to samo, ale jakoś tak tutaj jest bardziej wyraziście. – Nie był pewien skąd miał takie wrażenie, może ze względu na mniejsze zanieczyszczenie powietrza? A może ostał się w tym mieście już za długo… -A tak co do poszukiwań to mam adres jego starego rodzinnego domu. Mieszka tam pewnie już ktoś inny, ale liczę, że może przynajmniej sąsiedzi będą nam wstanie coś powiedzieć, lub może i ci nowi właściciele coś odkryli. Albo rodzina. – Wzruszył ramionami. Było to raczej podróż po omacku, ale to miejsce musiało jakoś wyraźniej odznaczyć się w psychice Earla. –To chyba taki najważniejszy punkt. Earl spędził tam sporo swojego czasu. Dom był praktycznie przekazywany z pokolenia na pokolenie. – Zauważył, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z powagi tego oświadczenia. To naprawdę mogła być ich kluczowa lokalizacja. –Oprócz tego jest jeszcze kilka miejsc które mam w planach, także atrakcji nie zabraknie. – Uśmiechnął się półgębkiem, unosząc brwi niby to w zachęcającym wyrazie. Próbował traktować to swobodnie, chciał podchodzić do tego jak zwyczajnego wyjazdu, zwłaszcza mając Leslie obok, ale podskórnie czuł pewną niechęć do wszystkiego co z Earlem było związane. Przełykał jednak zalążki ucisku w żołądku i maszerował dalej, bo przecież nie mogło im to zrujnować tutaj. –Myślisz, że gdybyś się ukrywała to wracałabyś do takich kiedyś ci znanych miejsc? – Zagaił. Może wcale nie byli na dobrej ścieżce, może Earl koczował w meksykańskim motelu, podkradając szybszy internet od sąsiada za ścianą, gotowy w każdej chwili znowu znaleźć inną kryjówkę? Czort go wiedział.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Roześmiała się, gdy postawił na tak dosadną szczerość i pokręciła w rozbawieniu głową, by ostatecznie wskazać na budynek, gdzie jak sądziła, na brak łazienki nie mogli narzekać. Nie musiał przecież przemęczać swojego pęcherza, skoro lada moment mieli się już znaleźć w pokoju i każde z nich mogło znaleźć chwilę dla siebie za drzwiami.
Co? – zapytała, gdy nie koniecznie w pełni dotarł do niej sens słów Travisa. Kiedy jednak w pośpiechu przeanalizowała je w swoje głowie, zrozumiała o czym mówił i spojrzała na niego roziskrzonym spojrzeniem. Do tej pory o psie jedynie marzyła, ale nawet nie zakładała, że można było coś w tym temacie zdziałać. To było coś nieosiągalne. Zwykłe pragnienie, którego nie mogła zaspokoić, bo nie pozwalała na to praca, ani związek w jakim tkwiła. Nie potrafiłaby zostawić psa na kilka godzin pod opieką porywczego, zapijaczonego byłego, który dosadnie dawał do zrozumienia, że nie chciał żadnego sierściucha w domu. Z Travisem... To malutkie marzenie mogłoby się spełnić. Aczkolwiek czy teraz? Nie była pewna. Mieli problemy, z którymi musieli sobie poradzić. – Nie byłabym taka pewna. Podejrzewam, że chrupki by się skończyły, a on co najwyżej podałby nam łapę i usiadł na zawołanie – zaśmiała się, po czym zmrużyła oczy, przyglądając się badawczo Travisowi. Zagryzła lekko wargę, próbując stłumić głupi uśmiech, który zaczynał przypominać ten, jaki dzieci miały, gdy odkrywały, że rodzice skrywali w szafie ich wymarzony prezent gwiazdkowy. – Czy my właśnie rozmawiamy o przygarnięciu psa? – zapytała w końcu, przystając przed Travisem. Chociaż się starała, nie potrafiła zapanować nad pełnym ekscytacji spojrzeniem. W końcu mówili o... Psie.
Ja wybieram naleśniki. Mówiła o nich tak długo, że nic innego nie ma prawa wylądować na moim talerzu, bo wrócimy i co powiem swojej teściowej? – wypaliła, po fakcie zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała. Prawdą było jednak to, że tak właśnie traktowała matkę Travisa. Kobieta była dla niej kimś równie, może nawet bliższym, niż rodzona matka. Jeśli kiedykolwiek miała się dorobić teściowej, to chciała, by była ona taka, jak Sharon. A już na pewno nie chciała, by była taka, jak jej własna matka. Tego by nie zniosła.
Kiwnęła głową i nieco zażenowana swoim gwałtownym doborem słów, klapnęła na łóżko, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął Travis. Odliczała sekundy, zastanawiając się nad tym, czy to było w porządku. Teściowe kojarzyły się przecież ze ślubami, a on w niedługim czasie powinien brać swój. Zepsuła to. Nie żałowała. On również nie wydawał się żałować, szczególnie, że coraz częściej padały te dwa ważne słowa, utwierdzające ją w przekonaniu, że warto było czekać latami.
Myślę, że to kwestia tego, że jest tu jakoś... Bardziej zielono? Wiesz, nie ma tych wszystkich wieżowców, drapaczy chmur i wszechobecnego betonu – stwierdziła, gdy w końcu mogli przemierzać ulice miasta. Rozejrzała się wokół i musiała zgodzić się z samą sobą. Było inaczej, lepiej niż w Seattle, co nie zmieniało faktu, że swojego rodzinnego miasta nie zamierzała porzucać. Darzyła je za dużym sentymentem. Poza tym mieli tam wszystkie bliskie osoby. Jak miałaby od tak porzucić dotychczasowe życie?
Sąsiedzi? Daj spokój, opowiemy łzawą historię o rodzinnym domu, o tym, że się tam wychowałeś, dowiedziałeś się od rodziców, że na strychu zostały pamiątki po dziadkach. Jak nie są bez serca, pozwolą ci tam zajrzeć, przekopiesz szybko strych, a ja w tym czasie ich wypytam – zasugerowała. Szanse na to, że biżuteria mogłaby się tam znaleźć, były niemal zerowe, ale naoglądała się tylu filmów, że nie byłaby zaskoczona, jeśli zdarzyłby się jakiś cud. Może Earl znał obecnych właścicieli? A może włamał się i ukrył tam to, czego nie potrafili znaleźć? Kolejne słowa Travisa obudziły w niej nieco większe nadzieje. Skoro dom był przekazywany od pokoleń, mieli kilka procent większe szanse.
Zaczynam się niecierpliwić i myśleć, że jeden weekend nam nie wystarczy. Poszukiwania, atrakcje, a gdzie czas wolny na przyjemności, hmm? – zagaiła, patrząc na niego z zaczepnym uśmiechem. Nie zamierzała dniami i nocami biegać po mieście. Chciała odrobiny przyjemności, relaksu, spokoju. Musiał mieć to na uwadze.
Myślę, że tak. O ile byłoby to miejsce, w którym nie widzieli mnie od lat i zapomniano o moim istnieniu. Wiesz, mogłabym się ukryć, udawać kogoś innego i życie toczyłoby się dalej – stwierdziła po chwili namysłu. – Ale żeby czuć się spokojniej, wyemigrowałabym na inny kontynent i zaszyła się w zaludnionym mieście, gdzie nikt nie zwracałby na mnie uwagi, albo na wiosce liczącej sobie kilkudziesięciu mieszkańców, gdzie każdy interesuje się tylko sobą i nie jest chętny do tego, żeby poznawać przyjezdnych – dodała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wspominali już o tym, mimochodem, obok planów na nową roślinę w salonie, choć wydawało się jakby nigdy nie było czasu by rzeczywiście pojechać do sklepu i ją kupić. Nie przykładał do tego wagi, bo plan wydawał się na tyle odległy i ‘nie na teraz’, że inne sprawy przejmowały priorytetowe miejsca. Teraz jednak, między zaledwie mrugnięciem oczu dostrzegł to spojrzenie Leslie zdając sobie sprawę jak głęboko zakorzenionym posiadanie zwierzaka było pragnieniem. Był już o krok od rzucenia ‘a dlaczego nie?’ gdy do głowy napłynęło mu kilka solidnych powodów. –Można by to rozważyć, nie? – Ugryzł to więc od innej strony. Opcja nadal pozostawała realna, jednak tym razem faktycznie dawała im miejsce na trzeźwe spojrzenie na sytuację. Wiecznie nie pozostaną w tym stanie niepewności. Choćby miało ich to zabić i było to niestety nawet prawdopodobne.
-Teściowej opowiesz o innym super daniu? – Treść nawet nie miała większego znaczenia. Chciał po prostu powtórzyć to określenie co tak ledwie wymsknęło się Leslie, starając się za wszelką cenę ukryć swój wyszczerz. Częściowo bawiło go, że sam nawet nie był tym szczególnie zaskoczony. Brzmiało to tak naturalnie, że nie mrugnąłby okiem, gdyby nie mimika twarzy Hughes. Podejrzewał z resztą, że Sharon, jak i z resztą Stephen już od dawna uważają kobietę za swoją córkę i część rodziny. Ogłoszenie oficjalnego związku było dla nich tylko potwierdzeniem. Jak to przystało na rodziców, chcieli zobaczyć tą dwójkę na ślubnym kobiercu, ale i bez formalności mentalnie trzymali ją już w tym zżytym statusie. Podobnie jak Travis, któremu nie śpieszyło się do żadnych wesel czy ślubu po ostatniej próbie.
-Coś w tym jest. – Przytaknął, jeszcze raz przesuwając spojrzeniem po okolicy. Nienajgorsze miejsce do dorastania. Przynajmniej teraz. Earl wydawał się całkiem szybko chcieć stąd wyrwać, skoro przystał na zamieszkanie w Fall City, a wcześniej jeździł z zespołem w trasy koncertowe, nie zostając na długo w jednym miejscu. Może całe życie od czegoś uciekał…
Travis za to chciał się wyrwać z tej plamki na mapie, gdzie nigdy nic się nie działo. Te wszystkie mniejsze mieściny z czasem stały się punktem na urlop czy wakacje, z niejakim sentymentem zostania tylko na ograniczony czas, by nie zorientować się jak nie-dynamiczna była to okolica. Warto więc było teraz oddychać pełną piersią, by później wrócić do wiru jakim było Seattle i móc wszystko doceniać tak po trochu i czasami trochę ponarzekać.
-Wyłudzenie emocjonalne. – Pokręcił głową z rozbawionym uśmiechem. –To może być całkiem skuteczne. – Musiał przyznać. Czy w scenariuszu sąsiadów, czy też rodziny, zawsze można było użyć tej karty, zależnie od tego jak zareagują na samo imię dawnego lokatora. Ckliwie historie o dzieciństwie, czy lamentowanie nad pogrążającymi działaniami Earla – ważne by przekonać ludzi do współpracy. Przecież okradać ich domu nie chcieli, tylko wyrwać się spod wyroku śmierci.
-To tylko tak brzmi, myślę, że spokojnie będzie czas na przyjemności. – Odparł z uśmiechem kręcącym się w kącikach ust, gdy na nią spoglądał. –Chociaż nie wiem jak w ogóle nie możesz uważać tych poszukiwań za część przyjemności. Zajmujące, jest kontakt z ludźmi, nawet może małe kółko teatralne… – Zaczął wymieniać jakby naprawdę trafiła im się żyła złota w tej niefortunnej sytuacji. Żartował, oczywiście, zaśmiewając się przy tym lekko. Osobiście też nie chciał spędzić całego tego czasu ciągle w ruchu nawet jeśli sport lubił. Takie rozmowy i wtykanie palca w nie swoje wspomnienia mogło bardzo szybko zacząć go emocjonalnie wykańczać i to część której nie szczególnie wypatrywał w tej całej wycieczce.
-Widzisz ja bym poszedł w drugą opcję. Sentymenty sentymentami, ale wolałbym nie ryzykować, że ktoś mnie jednak rozpozna. To za duże ryzyko. No chyba, że akurat znałbym miejsce w którym mógłbym zostać bez opłat na dłuższy czas, żeby nikt mnie nie namierzył, a wiadomo, w obcej okolicy trudniej znaleźć takie okazje. – W dodatku po zachowaniu Earla z przeszłości miał wrażenie, że ten do ludzi tęskny do swoich ‘dawnych’ kątów nie należał. Z drugiej jednak strony w końcu odzyskał kontakt z przyjacielem, czyli może całkowicie samotny też nie chciał być. Cavanagh skrzywił się wewnętrznie, nie chcąc wchodzić w takie rozważania, jakby Earl nie mógł być po prostu zwykłym człowiekiem skłonnych to fatalnych błędów. –Ale… skoro już mamy ten trop, to warto go sprawdzić. – Wzruszył ramionami.
Jednym z uroków tego miasta było, że wystarczająco duża ilość ludności sprawiała, że ci nie szczególnie przyglądali się nowym przyjezdnym. Kto wie, równie dobrze mogli po prostu być z innego sąsiedztwa i odwiedzać tą okolicę rekreacyjnie. Zwracanie na siebie uwagi to nie było coś co by im szczególnie pomogło, znacznie lepiej było użyć metody wtopienia się w tłum, acz z momentem gdy przekroczyli próg Molly’s Breakfast, a dzwoneczki nad drzwiami odbiły się echem od białych ścian kilka głów obróciło się w ich stronę. Travis ściągnął okulary, przepuszczając Leslie jako pierwszą w progu i uśmiechając się neutralnie w kierunku tych par oczu na które akurat wpadł. Jedną z nich była kelnerka w średnim wieku, która zaraz przywitała się z: -Zaraz do was przyjdę, zajmijcie sobie miejsca. – Machnęła w stronę przestrzeni wypełnionej zabudowanymi kanapami i stolikami. Dominowały tam elementy jakby wyblakłego żółtego, choć meble pokryte były okleiną imitującą ciemne drewno. Stoły wyglądały nawet na wystarczająco solidne by nie być oklejane, ale Travis akurat nie szczególnie zwracał na to uwagę. Wybrał jedno z miejsc przy oknie i przysunął bliżej siebie plastikowe menu zgięte w trójkątną przestrzenną figurę. Szybko zobaczył, że śniadania były tu serwowane praktycznie cały dzień i nie wszystkie dania można by zapewne tradycyjnie takim mianem nazwać. Uśmiechnął się mimowolnie i podniósł spojrzenie na Leslie. –Zostajesz z naleśnikami? – Zagadnął, wątpiąc, że mógł liczyć na zmianę zdania, ale nie okazywał, że w jakikolwiek sposób mogłoby mu na tym zależeć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdecydowanie. Powinniśmy o tym pomyśleć, przejść się do schroniska, wziąć jakiegoś na spacer i przemyśleć potem jeszcze kilka razy – stwierdziła, kiwając energicznie głową, bo podobał jej się ten pomysł. A raczej gdybanie. W głowie zaś snuła już mimowolnie wizje tego, jak w ich czterech ścianach, które choć miały być tymczasowym współlokatorstwem w pewnym momencie zdawały się stać czymś stałym, szczęścia dopełnia taki czworonożny towarzysz, który nie raz i nie dwa poprawiłby im nastroje lub odciągnął myśli od głupot i problemów.
Mhm, na papierku jej nie mam i się nie spieszę do zmiany tego stanu rzeczy, ale tak – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, nieco naprostowując to, co jej się wymsknęło. Nie chciała, żeby Travis pomyślał, że po tym, jak mu jeden ślub roztrzaskała, zamierzała go ciągać do kolejnego. Nic z tych rzeczy. Może za rok, dwa, a może za dziesięć lat? Nie wiedziała, tym bardziej że całe to małżeństwo w jej odczuciu było tylko formalnością, niekonieczną do odhaczenia w obecnych czasach. Nie żyli przecież w średniowieczu i nikt nie musiał ich zmuszać do ślubu. Najważniejsze było to, że było im ze sobą dobrze i pragnienie, by nigdy się to nie zmieniło.
Byłoby bardziej przyjemne, gdyby nie świadomość, że ten spokój, który zapanował, prędzej czy później się skończy – zauważyła. Poszukiwania były częścią przyjemności, ale z tyłu głowy wciąż pobrzmiewała ta myśl, że od ich efektów zależało to, jak wiele spokoju będą mieli w nadchodzącej przyszłości. Jak wiele, będzie miał go Travis, który był na celowniku. – Swoją drogą... Nie wydaje ci się to dziwne, że po tych kilku tygodniach, jeszcze się nie przypomnieli i nie poganiają, żebyś to znalazł? – zapytała, zerkając na mężczyznę z niepewnością wymalowaną na twarzy. To było... Dziwne. Niby zależało im na tej biżuterii, ale nagle dali mu czas, który wydawał się nie kończyć.
Wiesz, myślę, że na takiej wsi to jednak można by się było zaszyć bez opłat. Mieszkanie za pomoc w gospodarstwie? Czemu nie? – zasugerowała. Faktem było jednak to, że miał po części rację, bo przeniesienie się gdziekolwiek, w większości przypadków wiązało się z meldunkiem, licznymi umowami i dowodami na to, że istniało się w tym miejscu. W przypadku Earla to pozwolenie na to, by został namierzony nie wydawało się dobrym pomysłem, a co za tym szło, Leslie nieco zwątpiła w to, czy powinni byli szukać informacji w tym miejscu. Jedynym pocieszeniem było to, że nawet jeśli nie znajdą nic, to mieli zaliczoną wycieczkę i mogli nieco odetchnąć od Seattle i problemów oraz zobowiązań, jakie tam zostawili.
Jasne, bez pośpiechu – odparła, uśmiechając się do kelnerki. To, że przyszła nastawiona na naleśniki, nie znaczyło, że po zapoznaniu się z innymi propozycjami lokalu, nie wpadnie w ten stan, gdzie postawienie na jedną konkretną stanowi olbrzymie wyzwanie. Kobieta nie musiała się więc śpieszyć, zwłaszcza, że w każdej chwili mogli ją zawołać. Po zajęciu miejsca, podobnie jak Travis od razu sięgnęła po kartę i zaczęła ją na spokojnie przeglądać. Tak jak podejrzewała, miała drobny problem z tym, na co się zdecydować i kilkukrotnie wracała do tych samych punktów, ale koniec końców uznała, że pierwsza decyzja była najistotniejsza i tym sposobem wybór stał się jednoznaczny.
Tak, ale możemy tu podejść i w ramach deseru zjeść gofry – postukała palcem w odpowiednią pozycję menu i zerknęła na Travisa, ciekawa tego, jak się na to zapatrywał. Nie widziała sensu błąkać się po innych knajpach, gdy tą mieli poleconą a na dodatek była blisko ich noclegu, w związku z czym mogli w razie opadnięcia sił, po jedzeniu wrócić wprost do pokoju, bez konieczności błąkania się po całym miasteczku. – Do naleśników herbatę malinową – dodała po chwili, gdy zapoznała się z pozycjami z listy napoi, które oferował lokal.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiał się na tą całkowicie szczerze rozważną propozycję. –Tak. Jakby była szansa, że po spacerze byśmy go oddali z powrotem do schroniska. – Za dobrze ich znał. Pomimo świadomości, że rozważność powinna być zachowana oboje byli impulsywni. –Spojrzy taki na nas tymi słodkimi oczkami i będzie pozamiatane, Lessy. – Uśmiechnął się w rozbawieniu. –Także te przemyślenia to chyba jednak lepiej prowadzić z dala od schroniska. – Podsumował, już poważniej, acz w lekkiej nucie. Im dłużej ta myśl się miedzy nimi kręciła, tym bardziej Travis oswajał się z myślą zwierzaka pałętającego się po mieszkaniu. Po rozwiązaniu kwestii biżuterii. Nie chcieli powtórki z John Wicka.
Kiwnął głową na ‘nie na papierku’. Nie brał tego do siebie, nie brał też do siebie tak bezpośredniego ‘nie chce brać z tobą ślubu’. Travis bardzo podobnie do Leslie nie uważał małżeństwa jako konieczności podkreślenia uczuć i określenia swojego przywiązania. Nie ruszał się nigdzie od jej boku bez względu czy podpiszą jakiś papierek czy nie. Kobieta z resztą miała rację, że po poprzednim fiasku niekoniecznie śpieszyło mu się do takich eventów.
-Cóż. – Hughes powiedziała na głos to co im obojgu cały czas siedziało w tyle głowy – to był tylko tymczasowy stan bez nękania. Nie chciał tego wspominać, aby nie rujnować blondynce humoru, ale osobiście nie potrafił oderwać się od tej świadomości. Zawsze tuż za zakrętem pojawiało się – a co jeśli zażądają ich dzisiaj? –Nie wiem… może w końcu zrozumieli, że serio nad tym pracuję i gdybym je miał to już bym im to zwrócił? No przecież nie mam absolutnie żadnego powodu, żeby je trzymać, albo ukrywać, że je znalazłem. Żadne pieniądze nie są warte straty życia za gówniane błyskotki skradzione przez narwanego muzyka. – Po nieznacznym podniesieniu tonu, wziął subtelny wdech przez nos. –Albo specjalnie to przeciągają, żeby wyskoczyć z jakąś karą za opóźnienia. Może dobrze by było jakbym sam się z nimi skontaktował i określił na jakim jestem etapie. Żeby narwanicy nie pomyśleli, że sobie leżę do góry brzuchem. – Rozłożył ramiona, jakby w machnięciu bezradności. Z drugiej strony, wcale nie chciał się do Rothberga odzywać, jeśli to miałoby znaczyć, że nagle by sobie o nim przypomniał. Taki człowiek na pewno miał masę innych spraw na głowie. Nie kusiłby przypadkiem losu takim krokiem przeciw szereg? Z drugiej strony, mimo szemranej aury, bogacz wydawał się kimś kto mógłby docenić takie szczere posunięcie. –Nie wiem… – Mruknął na westchnięciu, ze wzruszeniem ramion, zaledwie kątkiem oka zerkając do kobiety.
-Jasne, że możemy. Nie ma co dalej chodzić po jedzenie. – Przyznał. –Zwłaszcza jak nam zasmakuje.
-Tego jestem pewna. – Odparła ta sama kelnerka, która ich przywitała. Uśmiechnęła się do nich ciepło. –Dobrze słyszałam, że dla panienki będą naleśniki? – Za potwierdzeniem Leslie, kobieta zapisała sobie pierwszą pozycję, dopytując jeszcze o wybrane dodatki, aby w końcu przenieść uwagę na towarzysza uroczej blondynki. –Dla pana, złociutki?
-Jajecznicę z bekonem, tak na chrupko.
-Ahh, tak, tak. Nasz kucharz bekon przygotowuje doskonale. Place lizać! – Zaśmiała się ciepłym barytonem. –Coś do picia?
-Wodę. – Travis odpowiedział, chwilę poświęcając by odczytać plakietkę z imieniem. –Linda, tak?
-Zgadza się. – Postukała długopisem o plastikowy prostokąt przypięty tuż obok kieszonki na piersi w jasno żółtej koszuli.
-Jak długo tu już pani pracuje? Moja mama kiedyś tu przychodziła i tak jestem ciekaw czy nadal podają tu tak samo dobre jedzenie.
-Och, złociutki, takie pytania trudne zadajesz… – Zaśmiała się i przymrużyła oczy. –Tak będzie z trzydzieści lat chyba. Zaczęłam tutaj tuż po urodzeniu mojej pierwszej córeczki. – Przyłożyła dłoń do serca. –Tak, tak, będą z trzy dekady i powiem ci, mój drogi, że jedzenie jest tak samo dobre jak wtedy, a może nawet lepsze. W końcu całe życie się uczymy, włącznie z naszym wspaniałym kucharzem.
Travis uśmiechnął się kiwając głową. –Tak pani wychwala, że teraz to na pewno będziemy tutaj wracać.
-A wy tutaj przejazdem?
-Na weekend. Taki trochę urlop. – Przyznał, kiwając głową na strony, w znaku, że nie była to cała prawda. –Też kogoś szukamy.
-Oh? A kogóż takiego? Mów, mów, może a nuż znam.
-Earl Barns? Um, cóż… jest moim biologicznym ojcem. – Mruknął na chwilę opuszczając oczy na stół. Grał, wedle wcześniejszej, trafnej propozycji Leslie. –Miałem nadzieję czegoś się o nim dowiedzieć, może porozmawiać… – Świadomie nie określał konkretnego stosunku do mężczyzny, jakoby go dobrze nie znał, a może nawet w ogóle, by to kobieta mogła wypełnić ewentualne reakcje.
-Earl? – Pokręciła głową z dezaprobatą. –Dziecko, ty sobie odpuść szukanie go. Ja wiedziałam, że z tego chłopaka nic dobrego nie wyjdzie. Wiedziałam.
-Coś… zrobił?
Linda machnęła ręką. –Aż szkoda gadać, tak ci powiem. Przekażę wasze zamówienie kucharzowi, co? – I właściwie na reakcję nie czekając, z kiwnięciem głowy potwierdziła swój plan i odeszła od ich stołu. Kręciła jeszcze głową gdy kierowała się za ladę, do okna na kuchnię.
-No to wiemy, że go ktoś na pewno kojarzy. – Skomentował, przenosząc spojrzenie na Leslie, zniżając swój głos, by przypadkiem ktoś tego nie zasłyszał. –Teraz czy był po prostu zwyczajnie narwanym dzieciakiem, czy już tutaj odwalił coś poważniejszego… – Pytanie częściowo rzucał w eter, nie będąc pewnym czy rzeczywiście pytał, czy tylko myślał na głos, dzieląc się tym z Hughes.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż... Wtedy podjedziemy do sklepu, żeby mu kupić co potrzebne – wzruszyła ramionami. Przecież to było takie proste. Pójść do schroniska, wyjść z kilkoma psiakami na spacer, przyjrzeć się tym pełnym nadziei pyskom i skończyć w sklepie, wydając majątek na miski, karmę, przysmaki, legowisko i liczne psie zabawki. – Ale masz rację. Pierw przygotowania, potem pies – zgodziła się z nim. Tak to powinno wyglądać, by zachowali chociaż namiastkę odpowiedzialnego podejścia do tematu. Nie zmieniało to jednak faktu, że w jej głowie już zrodził się diaboliczny plan przejrzenia stron schroniska i fundacji w poszukiwaniu tego jednego czworonoga, który mógłby im skraść serce. Inne kobiety przeglądały niby mimochodem strony o macierzyństwie, wystroju pokoju dla dzieci czy przygotowaniach do ciąży, a ona... Zamierzała pod nosem Travisa przeglądać zdjęcia bezdomnych psów.
Kwestię ślubu porzuciła. Ten nie był ważny. Jasne, może i podkreślał siłę uczuć, ale czy na pewno tego potrzebowali? Jej zdaniem nie. Wystarczająco mocno podkreślili to sobie latami przyjaźni i tym, że mimo jednego nieudanego podejścia do bycia razem, po latach weszli do tej samej rzeki. Dojrzalsi, bardziej pewni własnych uczuć i gotowi mówić o nich głośno. Każde zaś wsparcie, jakie sobie dawali, zasypianie obok siebie z poczuciem spokoju i szczęścia, było o wiele bardziej wymowne niż kawałek szlachetnego metalu na palcu.
Albo coś kombinują – stwierdziła z niepewnością, która przebijała się przez jej głos. Ta towarzyszyła jej niemal każdego dnia. Chociaż pozornie mieli spokój, to nie mogła zwalczyć zmartwienia, jakie ogarniało ją ilekroć Travis wychodził sam z domu, ilekroć kilka minut dłużej do niego wracał. Ona sama oglądała się wciąż za siebie, obawiając Marcusa, ale bardziej niż byłego, bała się tego, że ludzie chcący odzyskać biżuterię, pozbawią jej najlepszego, co spotkało ją w życiu - Travisa, do którego dłoni sięgnęła ponad stolikiem, splatając swoje palce z tymi jego. – Masz radję, powinieneś się z nimi skontaktować. A my... Znajdziemy ją... Albo chociaż informacje, dzięki którym sami do niej dotrą – zapewniła, chcąc wierzyć we własne słowa, co nie było łatwe. Całe te poszukiwania, były jak szukanie igły w stogu siana. Biżuteria zapadła się pod ziemię, tak jak Marcus. Niby gdzieś była, ale nie było wiadomym gdzie, a niemożliwość zetknięcia się z nią bezpośrednio, była beznadziejna i wzbudzała poczucie zagrożenia czychającego na każdym kroku.
Dodałaby coś więcej, ale obecność kelnerki skutecznie ją uciszyła. Rzuciła kilka słów odnośnie swojego zamówienia i milczała, przeskakując spojrzeniem od kobiety do Travisa i z powrotem, przysłuchując się wszystkiemu uważnie. Z każdym kobiecym słowem, mina Leslie rzedła.
Okej, chyba nie do końca mi się podoba szukanie informacji o nim – mruknęła, krzywiąc się, gdy kelnerka się oddaliła. Jej słowa nie brzmiały zachęcająco. Jeśli Earl był znany z tego, że wiecznie sprawiał problemy, to Leslie obawiała się, że próbując rozwiązać jeden, mogliby rozkopać niepotrzebnie wiele innych, a tego przecież nie potrzebowali. – Nie wiem, ale wydaje mi się, że gdyby chodziło o gówniarskie występki, to ludzie by tego nie rozpamiętywali po tylu latach – westchnęła. Nie wiedziała, jaką mentalność mieli ludzie w tej okolicy, ale nawet jej matka, która była prawdziwą wiedźmą, nie wypominała jej po latach głupot z młodości. – Cholera, ile warta jest ta biżuteria? Nie możemy po prostu tego spłacić? Dostaną kasę, zamkniemy temat, będziemy żyć dalej – zasugerowała naiwnie. Tak wiekowa, luksusowa biżuteria pewnie kosztowała majątek, ale miała oszczędności, miała zaplecze finansowe, które zapewnili jej rodzice, do tego doszła część spadku po ojcu. Mogła też sprzedaż dom, skoro pomieszkiwała u Travisa i nic nie wskazywało na to, żeby miało się to zmienić. A nawet jeśli tak by się stało, zawsze mogła coś wynająć, albo poprosić Lottie o użyczenie jej domu, z którego wyprowadziła się do Blake'a. Opcji na zdobycie pieniędzy było wiele. Ba. Była nawet skłonna odwiedzić Elisabeth i prosić o dodatkowe pieniądze, albo sprzedaż letniego domku, który mieli nad jeziorem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Też tak może być. – Przyznał mało entuzjastycznie. Kto mógł przewidzieć na jakie genialne pomysły Rothberg i jego ludzie mogli wpaść. Tylko jeśli mieli znacznie lepsze środki i znajomości, jak również wystarczająco zatrudnionych ludzi, aby nie rzucać się własną osobą w oczy to do czego potrzebowali Travisa? Na tym etapie chyba było już oczywiste, że mężczyzna nie ma kontaktu ze swoim biologicznym ojcem. W pewnym sensie Cavanagh nie miał ochoty wiedzieć co też takiego im chodziło po głowie. Skinął już jedynie do Leslie, na uzgodniony plan działania. I tak będą się o tą kwestię martwić dopiero po powrocie do Seattle.
Travis uśmiechnął się w krzywym rozbawieniu. Jemu się to nie podobało już od pierwszego momentu gdy został wspomniany Earl. –Możliwe. Z drugiej strony jeśli się stąd szybko wyniósł to ludzie po prostu pamiętają to ostatnie co odwalił. Nie było szansy żeby zatuszować to faktem zdania uczelni wyższej, otrzymania szanownej pozycji zawodowej i obrazkiem szczęśliwej rodziny. – Połowicznie wywrócił oczami, będąc zdania, że te wszystkie punkty na nie wiele się zdały w kształtowaniu charakteru Barnsa. –Wątpię by o pieniądze chodziło. – Travis przyznał na westchnieniu. –Rothberg jest obrzydliwie bogaty, ta biżuteria ma jakąś dziwną sentymentalną wartość. – Sam już rozważał po prostu spieniężenie wszystkich swoich aktywów by się wydostać spod ciężkiego ramienia ekscentryka. Na pewno udało by się zebrać odpowiednią sumę. W taki czy inny sposób. Tylko na uczuciach i wspomnieniach ceny nie można przylepić. Jeśli o uczucia i wspomnienia w ogóle chodziło. –Do tej pory się właściwie nie dowiedziałem dlaczego on tak nagle zdał sobie sprawę, że ta biżuteria zgubiła mu się już tyle lat temu. Można było wywnioskować ze zdjęć w gazetach, że jego żona przestała ją nosić, a był to dość charakterystyczny element jej ubioru, więc… – Wzruszył ramionami bezradnie. –A jak nie znamy motywu to trudno czymkolwiek ją zastąpić. Trzeba zwrócić oryginały. – Podsumował. Nie chciał brzmieć jakby zamykał się na wszelakie alternatywy, ale odniósł bardzo silne wrażenie, że Rothberga obchodzi odzyskanie wyłącznie oryginalnej biżuterii. Mniej więcej wtedy doszedł do tego wniosku gdy mężczyzna mu to wyraźnie powiedział, mimo tłumaczenia Travisa, że nie tylko nie miał pojęcia o żadnej biżuterii, ale w dodatku nie miał kontaktu z ojcem już od prawie dwóch dekad.
-Tak czy owak. – Postukał palcami o stuł rozglądając się dookoła. –Warto byłoby się dowiedzieć co Earl naodwalał. Nie żeby mi się to podobało, ale… – Wykrzywił się. –możliwe, że im więcej wiemy tym skuteczniej można będzie stwierdzić co zrobił z naszyjnikiem. Może. – Rozmasował swoją skroń. –W innym wypadku pozostanie nam tylko udawanie detektywów. – Podciągnął kącik ust. Myślenie o tym w innych kategoriach do ponurych realiów pomagało sobie z tym radzić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sentymentalna wartość. No jasne. Doskonały powód, żeby prześladować ludzi i im grozić – burknęła. Sentymenty miały prawo mieć miejsce, ale nie powinny powodować tak nienormalnych zachowań. Ona sama wiele rzeczy darzyła sentymentem, jak chociażby ten jeden kask, który zalegał w jej domu. Czy gdyby ktoś go wziął i zgubił, popadłaby w taką paranoję? Nie. Bo mimo wszystko była to tylko rzecz, a wspomnienia z nią związane były dużo trwalsze.
To takie frustrujące – westchnęła. Całe to zamieszanie w centrum którego się znaleźli, frustrowało ją tak bardzo, że nie byłaby w stanie opisać tego słowami. Nie rozumiała, co ludzie mieli w głowach. Co miał Marcus, co miał ten cały Rothenberg. To, co obaj wyprawiali, nie było normalne. I chociaż jak to ona, próbowała znaleźć wytłumaczenie dlatego, czemu ona i Travis byli tak przez obu mężczyzn gnębieni i czemu musieli czuć się zagrożeni na każdym kroku, to nie potrafiła. No prawie. Tego całego Rothenberga naiwnie usprawiedliwiała tym, że biżuteria była dla niego cholernie ważna, a jedynym dojściem do niej mógł być właśnie Travis. Nie zmieniało to jednak faktu, że wolałaby, gdyby całe te poszukiwania przebiegały w przyjemniejszy sposób. Bez tych wszystkich gróźb. Najwyraźniej jednak tylko ona wychodziła z założenia, że sukces byłby szybszy, gdyby on i Travis połączyli siły, zamiast rzucać groźbami.
W porządku. Zjemy i idziemy szukać informacji – zgodziła się. Po to przecież przyjechali i chociaż przez moment liczyła na to, że jednak te plany uda jej się zmienić, by nie musieli się narażać na więcej problemów związanych z Earlem, to jednak patrząc na Travisa odpuściła dalsze kręcenie nosem i postanowiła nastawić się pozytywnie. W samą porę, bo po chwili urocza kelnerka, która ich wcześniej zagadała, a raczej którą zagadał Travis, pojawiła się przy stoliku wraz z ich zamówieniami. – Wyglądają i pachną obłędnie – przyznała, wpatrując się w swoje naleśniki i chociaż trochę szkoda było je zjeść, bo naprawdę świetnie prezentowały się na talerzu, bo były ładnie podane, to zabrała się za jedzenie. Po pierwsze, była cholernie głodna. Po drugie, czas ich naglił, jeśli nie chcieli się bawić w detektywów po nocach.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”