WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Boże narodzenie. Rodzinny czas, który zdaniem wielu miał w sobie magię; pewnego rodzaju wyjątkowość i aurę migoczących światełek, wraz z niosącym się korzennym zapachem pierników. W głośnikach dominowały świąteczne melodie, na które Blake Griffith zazwyczaj reagował wymownym wywróceniem oczu, bądź pełnym politowania uniesieniem spojrzenia i cichym prychnięciem. Nie do końca potrafił wpisać samego siebie w ramy miłośnika tego klimatu, bowiem przez lata spędzone za kratkami zatracił pełne optymizmu wspomnienia minionych świąt, czując w tym okresie jeszcze większą pustkę, niżeli w pozostałą część roku. Tych kilka dni - nawet jeżeli nie było to pierwsze Boże narodzenie spędzone ponownie na wolności - miało wyglądać inaczej. Miało być bardziej ich; rozpisane wedle jego początkowego scenariusza, zamknięte w kolorowych, wspólnie namalowanych kadrach, które pragnął zapamiętać na lata. Wydźwięk miał być tym, który wyprze z pamięci szaro-bure obrazy rzucające zbyt długi cień na rzeczywistość.
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że się nie stresował.
Muzyka w głośnikach zmieniła się na jeden z pasujących do okoliczności kawałków, choć akurat repertuar w wykonaniu Queen należał do zdecydowanie mu bliższych, od ciągłego, powtarzającego się w nieskończoność smęcenia George'a Michaela, który przez niespełna czterdzieści lat wspominał ubiegłoroczne święta. Wystukiwany palcami o kierownicę rytm wpasowywał się w tempo utworu, choć nie było to zaledwie próbą wsparcia muzyków, a wyrazem lekkiego podenerwowania. Zaplanowana przez mężczyznę atrakcja z jednej strony wydawała mu się czymś ciekawym; odskocznią od zaśnieżonego Seattle, akurat w dniu, kiedy to biały puszysty śnieg ginął pod dużymi kroplami deszczu, finalnie tworząc szarą pluchę. Długo sądził, iż uda mu się w jakimś stopniu wzbudzić tym wyborem zainteresowanie Charlotte (i Zoey może także), ponieważ i wybrany dom stojący na wzgórzu posiadał urok, przy okazji znajdując się na odpowiedniej wysokości, by z niej widzieć znajdujące się niżej rozświetlone miasto. Oprócz tego - bo kto chciałby stale siedzieć w czterech (nawet jeśli bardzo ładnych) ścianach - z tyłu głowy miał zaplanowanych parę atrakcji, jakich ciężko było doszukiwać się w Szmaragdowym Mieście.
Z drugiej zaś strony, w miarę zbliżania się do miejsca docelowego, jego wiara malała.
Czy kolejny jarmark był czymś wyjątkowym? Trasa mogła sprawić wrażenie, aczkolwiek samo Leavenworth, leżące nieco ponad dwie godziny od ich domu, nie było pierwszym wyborem Blake'a. Ten znajdował się na innym kontynencie; zbyt odległym, by móc się tam wybrać z niemalże dwumiesięcznym dzieckiem. Może innym razem się uda.
- Charlotte? - podjął cicho, sięgając po dłoń blondynki. Przez większość drogi milczał, pozwalając jej odespać poprzednią noc, podczas której Gia najwyraźniej wyczuła, że coś się święci i brakowało u niej zarówno spokoju, jak i wyrozumiałości wobec rodziców. Pakowanie się przebiegło zatem w atmosferze pomrukiwania dziewczynki, płaczu, noszenia jej na rękach i nieco bezradnych spojrzeniach, jakie rzucali ku sobie wraz z Lottie.
- Prawie jesteśmy - poinformował, dodając krótkie skinienie głową. Dochodziła siedemnasta, a ciemność nieba rozświetlały kolorowe, efektowne ozdoby, jakimi przystrojone były budynki, choinki, czy latarnie. Droga stopniowo zaczęła się zwężać i była widocznie coraz bardziej kręta, ale wciąż pozostawała dobrze odśnieżona i przejezdna.
- Odpoczęłaś? Chociaż trochę? - zapytał, zerkając na kobietę kątem oka. Śpiąca z tyłu Zoey lubiła na tyle podróże, że nawet kiedy jej oczy pozostawały szeroko otwarte, ta nie płakała, a z zaciekawieniem obserwowała to wnętrze samochodu, to bujającą się karuzelę zawieszoną na rączce nosidełka samochodowego.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Choć Charlotte Hughes swoje serce podarowała Blake’owi dużo później, a z lecącym właśnie świątecznym hitem nie utożsamiała się w żaden sposób, to jednak świąteczny czas niezmiennie od lat uwielbiała tak samo.
Miała ewidentną słabość do białego puchu i towarzyszącej mu, często mroźnej aury. Uwielbiała to, jak szybko zapadał zmrok rozproszony nie słońcem, a blaskiem bijącym od rozwieszonych dookoła lampek. Lubiła długie płaszcze, grube swetry, ciepło bijące od kominka, przy którym tak bardzo lubiła spędzać wieczory. Kochała święta i możliwość zwolnienia, a w konsekwencji całkowitego zatrzymania się i spędzenia czasu z osobami, dla których niekoniecznie miała wolną chwilę w ciągu roku. Upajała się zapachem choinki, cynamonu i imbiru, a upust artystycznym zapędom gwarantowała sobie podczas ozdabiania ciasteczek. Kochała to wszystko i jeszcze więcej, ale to wciąż dopiero tegoroczne święta miały być najwspanialszymi w życiu - wartymi zapamiętania i uwiecznienia nie tylko w głowach oraz sercach, ale również na fotografiach.
Kiedy przed kolacją z okazji Święta Dziękczynienia zażartowała o ucieczce na bezludną wyspę, nie sądziła, że jej życzenie po zaledwie kilku tygodniach mogłoby się spełnić. Nawet jeżeli ograniczeni byli nie tylko czasem, ale również możliwościami, co wynikało bezpośrednio z obecności Zoey, to Charlotte cieszyła się tak samo mocno.
Pierwsze wspólne święta.
Z dala od zgiełku miasta, problemów, ciekawskich krewnych.
Tylko oni i spokój, któremu Lottie poddała się już podczas drogi.
Jazda samochodem i radiowa muzyka nie działały co prawda jak kołysanka, ale wygodny fotel i panujące we wnętrzu pojazdu ciepło wystarczyły, by to ona okazała się najsłabszym kompanem w podróży. Prawdopodobnie spałaby dalej, gdyby nie subtelny dotyk Blake’a.
- Już? - mruknęła, przecierając oczy, czego bardzo szybko pożałowała, uświadamiając sobie, że na rzęsach wciąż znajdował się tusz. Westchnęła, prostując się w fotelu i na oślep chcąc oczyścić te okolice twarzy.
- Przespałam całą drogę? - dopytała ściszonym głosem, zaraz potem odwracając się do tyłu w celu skontrolowania, jak miała się Zoey.
Mijana okolica była rozświetlona na tyle, by ciepłe, żółte światło co jakiś czas padało na buzię dziewczynki. To, jak spokojnie spała, raz jeszcze wpędziło Charlotte w stan niekontrolowanego wzruszenia.
Mimo tych blisko dwóch miesięcy wciąż nie mogła nadziwić się temu, jak cudowna Gia była, jak drobna i śliczna oraz jak bliska jej sercu od dnia, w którym tylko dowiedziała się o jej istnieniu.
- Odrobinę. Mam nadzieję, że tej nocy będzie spokojniejsza - westchnęła przeciągle, powracając do wcześniejszej pozycji i skupiając spojrzenie na coraz węższej drodze. Okolica budziła w niej zachwyt, którego słowa nie były w stanie opisać, dlatego Charlotte odezwała się dopiero w chwili, w której dotarli - jak sądziła - do celu swojej podróży. - Nie żałujesz? - Tym razem wcale nie chodziło o nich, ich relację i to, jak potoczyły się wspólne dni, ale o swego rodzaju ucieczkę od miejsc i osób, które na pewno wolałyby, aby okres Bożego Narodzenia spędzili w Seattle.
- Jest przepięknie - podsumowała, kiedy silnik samochodu przestał pracować, a dookoła zapanowała przenikliwa cisza. W połączeniu z czystym, górskim powietrzem ten późny wieczór nabrał jeszcze bardziej magicznego nastroju, dlatego Charlotte - po wyjściu z auta - zaczerpnęła głębszego oddechu. - Zawsze porywasz mnie w bardzo urokliwe miejsca - zauważyła, celowo nawiązując do wyjazdu za miasto, kiedy dom jego dziadków stał się tylko krótkim przystankiem, a największe wrażenie zrobiła ukryta za bujną roślinnością plaża.
Teraz Lottie czuła się podobnie, choć intensywne uderzenia wody o skalisty brzeg zostały wyparte przez cicho świszczący wiatr, a niepewność związana z przyszłością jej i Blake'a ustąpiła miejsca spokojowi i poczuciu bezpieczeństwa.
Raz jeszcze było w porządku.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciał, by tegoroczne święta kojarzyły jej się dobrze, tym bardziej, że były zdecydowanie inne od wcześniejszych. Jak co roku w głośnikach leciały bożonarodzeniowe hity, kolorowe światełka migotały w różnych konfiguracjach, a skrawki papieru prezentowego można było znaleźć zarówno na podłodze w sypialni, jak i salonie, kiedy to obcięty kawałek przykleił się za pomocą fragmentu taśmy do jednej z ozdobnych poduszek. Blake, gdyby nadal mieszkał sam, zapewne nie próbowałby udekorować domu ozdobnymi elementami; jego grafik byłby napięty na tyle, by mężczyzna nie miałby wolnego czasu, aby go poświęcić na tak prozaiczne w tym okresie zajęcia, jakimi były świąteczne zakupy, a później rozwieszanie kolorowych dekoracji, by każda do siebie pasowała. Zapewne kilka tygodni wcześniej - gdzieś w okresie święta dziękczynienia, a nawet przed nim - wyszukałby przyjemnie ciepłe miejsce, w jakim przetrwałby ten gorący okres. Reakcja rodziców bez wątpienia wyrażałaby dezaprobatę, lecz nie podejmując zaciekłych dyskusji, finalnie zaakceptowaliby wybór jedynaka.
Te święta - nawet jeśli z pozoru wiele kwestii było tak podobnych do scen z lat poprzednich - były zupełnie różne; obfitujące w nowe doświadczenia i kolejne wyzwania, jakim chciał sprostać.
- To tylko dwie godziny - poinformował, posyłając blondynce pojedyncze, potwierdzające skinienie głową. Miasteczko, które wybrał Griffith, już na pierwszy rzut oka nie przypominało bezludnej wyspy, aczkolwiek miał nadzieję, że Hughes będzie w stanie wybaczyć mu tych kilka drobnych różnic.
- Mogłem zapytać wcześniej, ale zaryzykowałem licząc, że nigdy wcześniej nie byłaś w Leavenworth - powiedział, z czającą się w tle pytającą nutą. Znając już zamiłowania kobiety do jarmarków, istniało ryzyko, iż kiedy on święta spędzał za więziennymi kratami, ta - sama, bądź z kimś - odwiedzała podobne temu miejsca. Brał to pod uwagę, choć bez wątpienia ciekawszą była możliwość pokazywania Charlotte czegoś po raz pierwszy. Lubił, kiedy mógł przyczynić się do tego, by i ona lubiła doświadczać - szczególnie z nim - nowych rzeczy.
- Masz świadomość tego, że zdarza ci się mówić przez sen? - zagaił nagle, nawet nie starając się ukryć rozbawionych kącików ust, jakie niekontrolowanie uniosły się ku górze. Zgrywał się? Mówił prawdę? Ciężko było stwierdzić, a Blake wcale nie planował ułatwiać rozgryzienia tej zagadki, wobec czego tuż po przelotnym zerknięciu na kobiecy profil, powrócił uważnym wzrokiem do kontrolowania tego, co działo się na drodze.
Ciche westchnięcie mimowolnie wyrwało się spomiędzy męskich warg, gdy poruszony został temat ostatniej nocy. Tych kilka godzin zdecydowanie nie można było nazwać mianem łatwych, bowiem nie pomagało ani noszenie, ani liczne próby stworzenia kołysanki, jaka byłaby w stanie wywołać sen Zoey.
- Nie żałuję... czego? - zapytał, nie potrafiąc wyłapać kontekstu, który towarzyszył Lottie podczas posyłania pytania w jego kierunku. Tuż po zaparkowaniu pojazdu, rozejrzał się to po okolicy, to po wnętrzu samochodu, ostatecznie krzyżując wzrok z siedzącą na miejscu pasażera kobietą.
- Dlaczego przeszło ci to przez myśl? - Uniósł brew, będąc szczerze zaciekawionym nutą niepewności ukrytą w jej słowach. Powodem była chęć upewnienia się czy aby na pewno dobrze zapatrywał się na wspólny wyjazd, czy może nieświadomie sprawił, iż Charlotte zinterpretowała jego zachowanie jako wyraz żałowania tej decyzji? Nie wiedział. Rozpiął pas i chwilę po niej wyszedł z wozu, w ciszy czekając na rozjaśnienie tego znaku zapytania.
- Obiecałem, że coś wymyślę - powiedział, powoli pozostawiając za sobą obawy odnośnie tego, że niespodzianka mogłaby się nie spodobać. - Poza tym twój prezent świąteczny musi mieć odpowiednią oprawę. Te miejsce - i widok z sypialni - wydawało mi się idealnym - stwierdził zadzierając wyżej głowę, aby móc sięgnąć spojrzeniem na wysokość przeszklonej ściany, dzięki której bez problemu z satysfakcjonującej wysokości można było oglądać znajdujące się w pewnej odległości centrum miasta.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

To tylko dwie godziny, a jednak pokonana trasa sugerowała, że od Seattle dzieliła ich naprawdę duża odległość. Troski dnia codziennego niespodziewanie stały się przeszłością lub chociaż czymś, co można było odsunąć w czasie na rzecz tego spędzonego tylko we troje, a wszystkie zobowiązania i czekające na nich zadania były tylko niewielkim ułamkiem czekającej za rogiem przyszłości. Dużo większą rolę odgrywała bowiem świadomość, że te święta mogły być zaledwie pierwszymi z wielu, a Nowy Rok niósł ze sobą nadzieję na nieco więcej spokoju niż miało to miejsce w tym już powoli mijającym. Charlotte tym bardziej doceniała zatem chwile takie jak ta, kiedy wraz z Blake'm i Zoey mogli nacieszyć się swoim towarzystwem, ale jednocześnie nie rezygnować ze świątecznego klimatu. Na koniec dnia była skłonna stwierdzić, że wybrane przez mężczyznę miasteczko było opcją dużo lepszą niż bezludna, prawdopodobnie tonąca w upale i kolorowych drinkach wyspa, bo szczerze wątpiła, że palmy niosły ze sobą tyle samo uroku, co świąteczne drzewko.
- Nie byłam - przytaknęła krótko, zerkając na Blake'a kątem oka. Nigdy nie należała do grona osób na zabój zakochanych w podróżach, a nawet jeżeli się na takowe decydowała, to raczej w celach czysto wypoczynkowych, nie zaś po to, by uskuteczniać bliższe bądź dalsze wycieczki krajoznawcze. Nie oznaczało to jednak, że była zupełną ignorantką. Dotychczas po prostu jej urlopowe plany zawsze uwzględniały towarzystwo osób wolących relaksować się nad basenem czy na plaży, ale nie oznaczało to, że była zupełnie zamknięta na innowacje.
- Proszę? - mruknęła, nie dając wiary wystosowanemu przez Blake'a zarzutowi. Ciche parsknięcie śmiechem miało być tego najlepszym dowodem. - Nieprawda. Znów próbujesz mi coś wmówić. - Wspomniane znów było dosadnym i prawdopodobnie zrozumiałym nawiązaniem do sytuacji sprzed prawie roku, kiedy nocna wizyta w barze zakończyła się porankiem w domu Griffitha i rozmową, która wtedy zdawała się dotyczyć spraw zupełnie niepasujących do ich relacji. Wtedy perspektywa wylądowania w jednym łóżku i dyskusji na temat koloru jej bielizny brzmiała jak coś co najmniej absurdalnego, obecnie zaś jak coś dużo bardziej prawdopodobnego niż wspomniane mówienie przez sen. - Więc co takiego mówiłam? - dodała po krótkiej pauzie, prostując się w fotelu w celu przyjęcia postawy sugerującej pewność siebie.
- Że wyjechaliśmy? Mam nadzieję, że twoi rodzice nie byli mocno rozczarowani? - wyjaśniła, jednocześnie chcąc zorientować się, jak wyglądało nie tylko stanowisko Blake'a, ale i państwa Griffith, którzy już podczas śniadania w Święto Dziękczynienia zdążyli napomknąć o planach na Boże Narodzenie. Wątpiła, że Blake podzielał żal swoich rodziców, ale faktem było, że przez cały ostatni rok nie zdążyli poruszyć kwestii tego, jak wyobrażał sobie świąteczny czas poza murami więzienia.
- Dotrzymywanie obietnic wciąż świetnie ci wychodzi - skwitowała, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech. Doskonale wiedziała, że nie składał ich często, dlatego tym bardziej doceniała każdą zrealizowaną lub chociaż podejmowane przez Blake'a próby dopięcia swego. - Widok z sypialni? Koniecznie musimy sprawdzić - zawyrokowała, kiedy w końcu udało im się uporać z walizkami oraz wciąż śpiącą w nosidełku Zoey. Najwidoczniej poprzednia noc i jej dała się we znaki, wszak nie obudził jej żaden ruch czy sprowokowany pod wpływem nieostrożności dźwięk, dzięki czemu po domku Charlotte mogła rozejrzeć się w spokoju i ciszy.
- Jest idealny. - Domek, widok, cały pomysł tego wyjazdu i sam materac łóżka, na którym usiadła, by sprawdzić, czy i ono było satysfakcjonującym elementem.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wstępnie umówił się z właścicielem wynajmowanego górskiego domku na tydzień, podczas którego będą jego gośćmi, wspominając jednak o tym, że gdyby zdecydowali się wraz z Charlotte (i Zoey rzecz jasna) opuścić wcześniej zarówno budynek jak i miasteczko, ten zostanie poinformowany. Spontaniczność swoją drogą, tak jak i nagłe zmiany finału trasy, lecz w tym przypadku - kiedy nie byli jedynie we dwójkę - uznał, że w tym wszystkim powinna się znaleźć pewna stała, która dawała przyjemne poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Ich nocleg na kolejnych kilka dni był udekorowany miłymi dla oka ozdobami, posiadając elementy zarówno przytulnej chatki, gdzie w przestronnym salonie znajdował się kominek, ale też Blake cenił wszelkie unowocześnienia wnętrza. Wrażenie robiła nie tylko sypialnia; usytuowana na poddaszu z widokiem na centrum miasta w połyskującej nocną porą dolinie, ale także znajdująca się łazienka i duża wanna, z której mieli widok prosto z łóżka. Ciekawym rozwiązaniem było także zewnętrzne jacuzzi, któremu nie przeszkadzała zima i niskie temperatury. Przez ostatnich kilka dni Blake dopinał szczegóły, zadawał pytania o atrakcje w okolicy, starając się, by niespodzianka okazała się jedną z tych pozytywnych. Chciał zaskakiwać, aczkolwiek tylko w ten sposób.
- O co mnie prosisz? - zapytał, zadzierając zuchwale brodę. Jasne, że zdawał sobie sprawę z tego, że ta kobieca prośba nie miała nic wspólnego z tymi, które tak polubił, lecz nie mógł się powstrzymać, aby nie podłapać choć na krótką chwilę i zaledwie jedną wzmiankę tego tematu.
- Nieprawda - powtórzył po blondynce - mówiłaś coś o farbach. Chyba. I tym, że zjadłabyś sushi - powiedział z przekonaniem, a żeby nie miała wątpliwości, że mówi prawdę (mówił?), dodał do tego potakujące skinienie głową. Nie potrafił także powstrzymać krótkiego uśmiechu, jaki mimowolnie wdarł się na jego wargi, bowiem połączenie ruchów pędzlem po płótnie, a w następstwie tego sushi, kojarzyło mu się dość jednoznacznie. (nie)stety, prawdopodobnie nie zabrali ze sobą żadnego zestawu małego malarza, chyba, że Lottie zdążyła coś takiego wrzucić, kiedy on sam zajęty był pakowaniem swoich rzeczy (no i prezentów), lub opieką nad Gią. Nie można było całkowicie wykluczyć takiego prawdopodobieństwa.
- Wydaje mi się, że bardziej ich zasmuciło to, że zabieramy ze sobą Zoey - poinformował, i choć dorzucił do tego odruchowe wywrócenie oczami, to w tonie jego głosu kryło się zadowolenie. Cieszył się, że Jackie i Wayne w taki sposób zareagowali na dziewczynkę i jej matkę; wnuczkę pokochali od pierwszego spojrzenia, a Charlotte nie od dziś była darzona wielką sympatią i szacunkiem przez jego ojca, tak i Jacqueline zaczynała coraz bardziej zgadzać się z odczuciami męża.
- Mój... - W zasadzie kto? Odchrząknął i lekko wzruszył ramionami, samemu nie wiedząc, czy słusznie podjął temat. - Dobry znajomy chciał nas zaprosić do siebie na Sylwestra, ale powiedziałem, że do tego czasu raczej nie wrócimy. Trochę był rozczarowany, ale będzie inna okazja - skwitował, dodając do całej informacji krótki uśmiech. Problematyczne mogło być też to, że jednak mowa o byłym więźniu i jak na niego Lottie zareagowała - o dziwo - dobrze, tak nie mógł mieć pewności, że nie będzie się obawiała zostawić córki w otoczeniu kogoś z kryminalną przeszłością.
- Czyli część prezentu się udała - powiedział głośno i wypuścił z ulgą powietrze, samemu upewniając się w tym, że pierwsza niespodzianka zakończyła się pomyślnym rezultatem. Odłożył nosidełko ze śpiącą smacznie córką, wcześniej ustawiając przy szafie walizki.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Śmiech Charlotte raz jeszcze wypełnił wnętrze samochodu, gdy kolejne doskonale znane im już, ale nadal budzące tak samo wiele emocji nawiązanie wprawiło ją w jeszcze lepszy humor. Tego typu zaczepki i żarty nie mogłyby się jej znudzić, nawet jeżeli tym razem krótkie proszę miało wyjątkowo mało wspólnego ze znaczeniem, do którego obydwoje się już przyzwyczaili.
- Zawsze proszę o tylko jedną rzecz. - Wymowne spojrzenie miało zasugerować, że pewnych kwestii wolała nie poruszać w towarzystwie Zoey, nawet jeżeli ta była jeszcze zdecydowanie za mała, by je zrozumieć. Z drugiej jednak strony już nastroje jej rodziców i panująca dookoła atmosfera dawały wyraźny obraz tego, czego dotyczyła rozmowa - czy aspektów pozytywnych, czy wręcz przeciwnie - tych dużo mniej przyjemnych. - Kto wie. Może w najbliższym czasie znów poproszę - dodała, kładąc wyraźny nacisk na to jedno słowo, nawet jeżeli takowy nie był konieczny, skoro bywały momenty, w których nie tylko ona i Blake'a rozmijali się w swoich intencjach oraz interpretacjach, ale również takie, kiedy dosadne wyrażenia nie były potrzebne, bo dużo lepiej rozumieli się przy pomocy gestów i zachowań.
- Farby, sushi. W tych sennych marzeniach zabrakło tylko wina, chociaż mam dziwne wrażenie, że i o to zadbałeś? - zagaiła ze szczerym zaciekawieniem, naprawdę wątpiąc, że tego typu wyjazd obyłby się bez znajomego im już atrybutu. - Przydałyby mi się farby. Mógłby tu powstać całkiem ciekawy obraz. Ale za to wzięłam aparat - zapewniła, tym samym dając Blake'owi do zrozumienia, że chciała uwiecznić wszystkie przeżyte w tym miejscu chwile; jego i Zoey w domku, widok z ogromnego balkonu, miasteczko, które leżało u podnóża wzgórza. Pragnęła chłonąć i zapamiętać to wszystko, nawet jeżeli była to zaledwie - a przynajmniej taką Lottie miała nadzieję - pierwsza z wielu wspólnych podróży.
- Chyba... jest między nimi lepiej? - dopytała z dużo mniejszą dozą pewności w tonie głosu. Poruszona kwestia wydawała się oczywista, a oni od pewnego letniego wyjazdu rzadko kiedy decydowali się na rozmowę akurat o zamieszaniu, jakie Jackie i Wayne stworzyli w swoim związku. Nie oznaczało to jednak, że nie liczyło się samopoczucie Blake'a w tej kwestii. Lottie wielokrotnie o tym myślała i wciąż się martwiła, jednak nieustanne dopytywanie uznała za coś zbędnego, co mogłoby go jedynie zirytować, a przecież nie taki był jej zamiar.
- Naprawdę? Co to za znajomy? - rzuciła, nie kryjąc aprobaty związanej z tym pomysłem. Dotychczas ich wspólne wyjścia ograniczały się jedynie do wzajemnego towarzystwa. I chociaż Charlotte uwielbiała chwile spędzane z Blake'm, to jednak perspektywa poznania kogoś z jego otoczenia, a innego niż Travis czy ktokolwiek z prowadzonego zakładu pogrzebowego, była dziwnie przyjemna. - Jeżeli masz ochotę, możemy wrócić dzień przed Sylwestrem. Zostało niewiele czasu, ale może uda się zorganizować opiekę dla Zoey? - zasugerowała, unosząc brew. Chciała poznać opinię Blake'a, ale przede wszystkim jego nastawienie względem ewentualnego wyjścia i spędzenia ostatniego dnia tego roku w wybranym przez niego towarzystwie. Lottie do tej pory nie brała pod uwagę imprezy ani w większym, ani mniejszym gronie, a raczej czas spędzony w domowym zaciszu we troje, ale była gotowa raz jeszcze przećwiczyć sztukę zawierania kompromisów.
- Część? Więc jaka jest ta druga? - zapytała, zaraz potem podnosząc się na równe nogi w celu przespacerowania się po ogromnym pomieszczeniu i wyjrzenia przez okno w celu rozeznania się, co jeszcze znajdowało się w zasięgu ich wzroków. - Od czego chcesz zacząć? - dodała, mając na myśli oczywiście ilość atrakcji, które czekały na nich dookoła i wśród których należało wybrać tę, która budziła największe zniecierpliwienie.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dźwięczny śmiech blondynki był jedną z tych melodii, które bezwiednie unosiły męskie kąciki ust ku górze. Blake, wbrew pozorom, lubił się zarówno uśmiechać jak i śmiać, nawet jeżeli jego oblicze z reguły ozdabiała powaga i towarzysząca jej szczypta nonszalanckiego podejścia, tak jawnie sugerująca, że większość rzeczy jest mu najzwyczajniej w świecie obojętna. Poniekąd wyuczył się takiego wyrazu, kiedy to za więziennymi kratami najbezpieczniejszą emocją była ta ich pozbawiona. Apatia wiązała się z brakiem słabości, bowiem jak mogło się je posiadać, jeżeli na pierwszy rzut oka nie zależało nam na niczym? I to też bynajmniej nie tak, że będąc na wolności grał przed wszystkimi, lecz trudno było odciąć się od kilku lat życia i jak gdyby nic przejść do normy, gdzie uśmiech pasował do sylwetki byłego więźnia i nie wzbudzał żadnych podejrzeń osób postronnych.
- Przypomnij mi, proszę, o jaką - rzucił, z pełną celowością kładąc nacisk na swoje proszę. Coś chodziło mu po głowie, a ta myśl nie należała do najczystszych, zatem przygryzając dolną wargę od środka powstrzymał się przed wejście w słowo Lottie, aby ona mogła rozwiać jego wątpliwości i ewentualnie nakierować na właściwy tor.
- Tym razem muszę cię niestety rozczarować - przyznał, bezradnie rozkładając ręce na boki. Wahał się nad tym, by nie sięgnąć do utworzonych zapasów - w których znajdowało się między innymi wino - aczkolwiek nim zapakował do ich bagażu choć jedną z butelek, odłożył ją na swoje wcześniejsze miejsce.
- Ostatnio nie miałaś ochoty na nie, albo możliwości, a w piciu samemu nie ma żadnej frajdy - sprostował, szczerze opisując intencje kierujące odrzuceniem tego pomysłu. Gdyby jednak planował sięgnąć po jakiś alkohol tylko dla siebie, pewnie byłoby nim whiskey. Czerwone wino, nawet jeżeli lubiane przez nich (szczególnie jedno), było stosunkowo ciężkim trunkiem i Griffith rozstawiał się z nim zwykle po jednym, czy dwóch kieliszkach.
- Gdybyś jednak zmieniła zdanie, wszystko możemy naprawić rano, podczas zakupów - zaproponował, mając na myśli konieczne uzupełnienie lodówki, barku, ale również płótna i farby. Może nie od razu jakiś wielki zestaw, jak i nie podobrazie olbrzymich rozmiarów, wszak z całym ekwipunkiem byłoby się ciężko zapakować w drogę powrotną do Seattle.
Temat rodziców - i fanaberii Jackie - budził w nim lekki dyskomfort. Mina ciemnowłosego zrzedła, a mimowolny pomruk niezadowolenia wypełnił przestrzeń. Próbował - przez chwilę - przeanalizować ich wybory i decyzje, lecz samemu był dalekim (tak mu się wydawało) od takich fetyszy.
- Myślę, że zawsze było między nimi całkiem dobrze. Wtedy, kiedy Jackie wpadła na pomysł skoku w bok, również- powiedział po chwili zastanowienia, gdzieś w międzyczasie to się krzywiąc przez ułamek sekundy, to unosząc spojrzenie z politowaniem. - A może to Wayne chciał urozmaicić ich związek. Nie wiem, ale... tak, jest w porządku - potwierdził, przy okazji chcąc, by Hughes nie musiała się tym przejmować. Przy okazji był też jej wdzięczny, że interesowała się jego rodzicami i sytuacją między nimi.
- Pamiętasz jak kilka dni temu wspominałem, że nie będzie mnie trochę dłużej, bo jadę odebrać znajomego? - zagaił, podchodząc do łóżka i zatrzymując się na przeciwko Charlotte. - Wróciłem... później, niż planowałem i zasnąłem na kanapie. - Droga na górę okazała się za trudna, wszak promili we krwi także miał zbyt wiele. Kolejnego dnia odpokutował, budząc się z niesamowitym kacem i kilkoma siniakami trudnymi, jakich historii nie pamiętał.
- Ponad dwa lata byliśmy w jednej celi -
dokończył, z uwagą obserwując mimikę siedzącej na łóżku blondynki. Nim wtrącił coś o sylwestrze i próbie zorganizowania imprezy, wolał upewnić się jak zareaguje na tego niespodziewanego newsa.
- Musisz poczekać do świąt - oświadczył z powagą, a próbę dodania czegoś jeszcze przerwał mu cichy pomruk zaspanej córki. Fałszywy alarm; po cichym stęknięciu ta spała dalej.
- Może pojedziemy gdzieś na kolację? Czy wolisz zamówić ją tu? - zapytał, po prawdzie nie mając żadnych skonkretyzowanych planów na wieczór pojawienia się na miejscu.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Prowadzona od kilku długich miesięcy gra pozornie mogła wydawać się czymś doskonale znanym, niemal schematycznym, a w konsekwencji także nudnym. Charlotte tym bardziej doceniała zatem fakt, że i tym razem teoria miała niewiele wspólnego z praktyką, wszak ta dawała zupełnie odmienny obraz łączącej ją i Blake'a relacji.
Opanowana do niemal perfekcji sztuka zaskakiwania tej drugiej strony - czasami w niekoniecznie przyjemny sposób - okazywała się niezwykle pomocnym elementem, z którego zarówno Lottie, jak i Blake korzystali często i ochoczo. Jednocześnie istniały jednak chwile, kiedy słowne potyczki i rozmowy prowadzone na różnorakich płaszczyznach w żaden sposób nie mogły równać się z bezpośrednią szczerością - pozbawioną żartobliwego tonu, ale przepełnioną wieloma innymi uczuciami, które na stałe zagościły w kobiecym sercu.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

- O ile jedzenie zdecydowanie się nam przyda, o tyle bez farb jestem gotowa wytrzymać - zapewniła, gdy zwiększyła dzielącą ich odległość, jednak tym razem zaczerpnięcie głębszego oddechu wiązało się z niemiłym ukłuciem i dotychczas nieznaną ciężkością. Mroźne, wieczorne powietrze przywołało zdrowy rozsądek i skierowało wszystkie myśli na właściwe tory, ale to wcale nie oznaczało, że poczuła się lepiej.
Sytuacji nie poprawiła również wzmianka o państwu Griffith, choć w ich przypadku cała historia miała szansę na szczęśliwe zakończenie i brak powtórki z rozrywki podobnej do tej, która rozgrywała się w domu rodziny Hughes. Charlotte - choć wyczulona na wszelkie akty nielojalności - nigdy nie odważyła się poruszyć tego tematu w rozmowie z Jackie czy Wayne'm, uznając to za ich prywatne sprawy. Blisko granicy znajdowała się jedynie w chwilach, gdy myślała o Blake'u, bo to przecież na jego szczęściu i komforcie zależało jej najbardziej.
- Trudno zapomnieć - odburknęła, dość niechętnie powracając myślami do tamtych wydarzeń i stanu, w jakim o poranku zastała mężczyznę na kanapie. Nie lubiła, kiedy znikał, kiedy działo się coś niespodziewanego i kiedy powroty znacząco obsuwały się w czasie, ale jednocześnie świadomie unikała konfrontacji, która dość mocno kłóciłaby się z zapewnieniem, że chciała podarować mu wolność. - Och. - Ciche westchnięcie i nieco mocniejsze zaciśnięcie palców na materacu łóżka były jedynymi reakcjami, na jakie mógł liczyć przez kilka pierwszych sekund, podczas których Lottie intensywnie analizowała dotychczas uzyskane informacje.
Biorąc pod uwagę to, jak przewrotny bywał los i wszystko to, co przygotował dla niej i Blake'a, prawdopodobnie nie powinna być uprzedzona czy jakkolwiek zaniepokojona. Z drugiej jednak strony lata spędzone wśród policjantów wystarczyły, by nawyki takie jak nieufność i podejrzliwość brały górę nad potencjalnie dobrymi intencjami danej osoby.
- Opowiesz mi o nim? - dodała po zdecydowanie dłuższej niż planowała pauzie. Nie chciała zabrzmieć przy tym jak oskarżyciel czy - choć to dużo bardziej pasowało do kontekstu - prokurator, ale chyba oczywistym było, że nie zależało jej na wiadomościach pokroju ulubionego dania czy nazwie drużyny sportowej, której wspomniany znajomy był fanem.
- Możemy zamówić. I usiąść przy kominku - zasugerowała, ruszając we wspomnianym kierunku i przelotnym spojrzeniem upewniając się tylko, że Blake poszedł w jej ślady.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odważnie patrzył w jej oczy, racząc blondynkę zaledwie skinieniem głową, gdy wypowiedziane przez nią pytanie wybrzmiało głośno. Był ciekawy odpowiedzi, zatem w ciszy czekał na rozwój monologu, ani przez moment nie łapiąc się na tym, by przez jego myśli przebiegły wyrażenia podobne do: utartych schematów, czy powtarzania dialogów, jakie już niegdyś wybrzmiały, więc mógł je znać i zapamiętać. Lubił te zaczepki; te pojedyncze iskierki tańczące w bystrych tęczówkach Charlotte, podobnie jak i subtelne rumieńce, które przystrajały kobiece policzki, gdy on zuchwale dotykał pewnych tematów i świadomie prowokował. Pomimo upływającego czasu, wciąż nie było w stanie mu się to znudzić, a odpowiedź za każdym razem powodowała przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele mężczyzny. Kłamstwem byłoby, gdyby z przekonaniem oświadczył, że wcale nie działało to na jego ego i nie podsycało atmosfery, bowiem ani razu nie było tak, by Lottie musiała rzeczywiście go o to prosić. I czuł, że miała tego świadomość, podobnie jak on chętnie kontynuując te gierkę.
- Teraz? - Wiedział, iż użył tego samego pytania, którego i przed chwilą użyła ona, jednak bynajmniej nie była to próba odbicia piłeczki, a reakcja na kobiecą prośbę. Kąciki męskich ust po raz kolejny tego popołudnia zadrżały w uśmiechu, aczkolwiek tym razem był on bardziej zuchwały, ze spojrzeniem stale lawirującym między skrzyżowanym wzrokiem, a pełnymi ustami Hughes. I niewiele brakowało do tego, aby ułożył swoje dłonie na kształtnej talii jasnowłosej, a jedyną ku temu przeszkodą okazał się kolejny ruch kobiety i jej odsunięcie się. Ze swojego rodzaju niezręcznością potarł palcami kark i rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu, na dłużej skupiając na widoku za oknem.
- Jutro rano gdzieś was zabiorę, a potem zrobimy zakupy - poinformował, a na potwierdzenie swojego planu skinął głową. Gia zgodnie na to przystała, wszak tuż po opisaniu pokrótce planu poranka przez Blake'a, przeciągły pomruk wydobył się spomiędzy warg dziewczynki, a chwilę później do góry powędrowała mała rączka, na co mężczyzna zareagował cichym parsknięciem.
- Zoey doskonale wie jak wymusić wzięcie jej na ręce - skwitował, by po paru sekundach znaleźć się przy nosidełku i wziąć córkę w ramiona, nim ta zaczęłaby ze zniecierpliwienia płakać. Niefortunnie złożyło się to z tematem Stevensa, który Griffith średnio potrafił ułożyć w słowa, aby sprawnie i klarownie zarysować zarówno wyrok znajomego, jak i te kilka lat ich więziennej znajomości.
- Na początku się nie lubiliśmy. Bardzo. Wydawał się rozżalonym frajerem, który naiwnie liczy na to, że minie kilka miesięcy i wyjdzie - prychnął - po czasie zrozumiałem, że jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż myślałem. Nie w kwestii szybkiego wyjścia, tylko... sytuacji. Poniekąd... - zaczął, w międzyczasie przygryzając dolną wargę z zawahaniem. Charlotte nie znała wielu opowieści z długich miesięcy odsiadki; nie były one niczym przyjemnym, a on sam wolał skupić się na tym, co było tu i teraz. I aktualnie również wolałby uniknąć zanudzania jej swoimi ówczesnymi rozterkami i przeróżnymi dramatami, jednakże w kontekście wydarzeń - nie było to możliwe.
- Postrzelił matkę swojej partnerki. To nie żadna próba morderstwa niedoszłej teściowej, która zaszła mu za skórę, a nieumyślne spowodowanie śmierci. Przyznał się do winy, ale bycie pod wpływem narkotyków i ich posiadanie mu nie pomogło i... - Rozłożył bezradnie ręce na boki. Chciał zakończyć swój żywot, a zdecydowanie skrócił rodzicielki kobiety, w której był - o ironio - na zabój zakochany. - I wiesz, nie skreśliła go po tym wszystkim. - Córka, rzecz jasna, nie martwa kobieta. I choć on sam - w filmach czy serialach - nie do końca był fanem szczęśliwych zakończeń, tak historia Charliego i Xylii była w jakimś sensie budująca i napawająca nadzieją. On wtedy - tak sądził - nie miał takiego szczęścia, będąc w oczach wielu skreślonym.
Dobrze, że w obecnej rzeczywistości nie miało to znaczenia.
- Chciałabyś wiedzieć coś jeszcze? - zapytał miękko, nie mając pewności czy coś więcej poza czynem, za który stracił swoją wolność, interesowało Lottie. - To dobry facet. Trochę pogubiony, ale nie jest groźny - powiedział, by nie pomyślała, że spędzał czas z niebezpiecznym typem, który jest w stanie ściągnąć na nich zagrożenie i inne problemy.
- Weźmiesz nosidełko? Może uda się, że znów zaśnie - zasugerował, cmokając Gię w czubek głowy i zaraz za blondynką schodząc na dół. - Na co masz ochotę? - zagaił, próbując w pamięci odszukać rekomendacje tutejszych knajpek, jakie prześledził w sieci przed wyjazdem.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Blake Griffith wielokrotnie okazał się godnym przeciwnikiem, czasami nawet znacząco przewyższającym jej umiejętności prowadzenia słownych gierek i zaczepek. Zdarzało się bowiem, że odnosił nad nią w pełni zasłużone zwycięstwo, którego główną oznaką były unoszące się w uśmiechu kąciki warg Charlotte.
Doświadczanie porażek tego typu nie kojarzyło się negatywnie, wszak ostateczna nagroda zdawała się satysfakcjonować każdą ze stron i to bynajmniej nie jako fant na pocieszenie, a główny laur, z którego Hughes wciąż pozostawała tak samo dumna.
Nie miała pojęcia, czy i w jaki sposób zasłużyła na to wszystko - na szczęśliwą, opierającą się na zaufaniu i szczerości relację, charakterną, acz najwidoczniej zadowoloną ze wszystkiego córkę, na rodzinę, której głęboko w sercu zawsze pragnęła, a której nie potrafiła stworzyć. Nie raz i nie dwa zastanawiała się, gdzie leżał problem i niejednokrotnie dochodziła do - być może mylnego - wniosku, że być może właśnie w niej. Teraz, z perspektywy czasu, wiedziała już, jak nieodpowiedni był to tok myślenia i jak bardzo w ferworze wielu negatywnych wydarzeń oraz emocji nie doceniała samej siebie.
Tym bardziej cieszyła ją zatem stopniowo nabierana pewność, że wszystkie te myśli i czarne scenariusze były jedynie wymysłem psotnej wyobraźni, a rzeczywistość u boku Blake'a zaprowadziła ich do chwili, w której znajdowali się obecnie.
- Bardzo chciałabym powiedzieć, że teraz, ale - podjęła, zerkając w bok, kiedy cichy pomruk tuż za plecami mężczyzny skutecznie przywołał ją do porządku - Gia ma chyba inny pomysł na to popołudnie. - Choć widok zaspanej, nieco zamroczonej córki zawsze rozczulał ją tak samo mocno, to tym razem zdecydowanie nie miałaby nic przeciwko temu, by drzemka trwała nieco dłużej. - Jeszcze to omówimy - zapewniła krótko, dość niechętnie się odsuwając, a wsunięcie niesfornych kosmyków włosów za ucho miało być swego rodzaju odpowiedzią na nerwowe pocieranie karku. Taki przebieg tego dialogu nie był tym, z czego mogłaby być zadowolona, jednak perspektywa zwiedzenia najbliższej okolicy nieco to uczucie zniwelowała.
- Dokąd? Czy to niespodzianka w niespodziance? - zagaiła, tak naprawdę nie będąc zaskoczoną kolejnymi atrakcjami, które Blake mógłby trzymać przed nią w tajemnicy. Nie zamierzała naciskać i niszczyć jego planów, a zachwyt nad okolicą pozwalał na ponowne zaufanie męskim decyzjom i przeczuciu, że mogłyby przypaść im do gustu podobne miejsca i rozrywki. - Chyba nie musi się mocno starać - dodała, unosząc wzrok znad walizki, którą zdążyła otworzyć i z której zamierzała wypakować najdelikatniejsze rzeczy. Widok Blake'a z córką w ramionach skutecznie ją od tego odwiódł, dlatego to właśnie na ich sylwetkach skupiła swoje spojrzenie.
- Wciąż bierze? - Nie chciała, by to pytanie zabrzmiało szorstko czy jak wyrzut skierowany bezpośrednio w Blake'a, ale do kobiecej świadomości niemal od razu powróciły wspomnienia pewnego spotkania na komendzie policji, gdy jedną z cel zajmowali Blake z Travisem.
Charlotte celowo porzuciła próby wyjaśnienia kwestii związanych z narkotykami, pragnąc wierzyć, że jeden wybryk nie mógł rzutować na całokształt obecnego życia, ale myśl, że do życia Blake'a miałby wrócić ktoś o tego typu skłonnościach budziła obawę, przed którą Lottie nie potrafiła się obronić.
Nie oznaczało to jednak, że ten jeden znajomy był w jej oczach skreślony. Informacja o tym, że nawet śmierć nie zdołała zaprzepaścić łączącego go z ówczesną partnerką uczucia podnosiła na duchu i pozwalała wierzyć, że niektórzy nie byli winni, a mieli w życiu ogromnego pecha.
Brzmiało znajomo.
- Faktycznie sporo was łączy. - Odrzuciwszy na łóżko kilka idealnie złożonych bluzek, to właśnie je obrała sobie za cel kolejnych obserwacji. - Ufasz mu? - zapytała niespodziewanie, woląc wiedzieć, jakie dokładnie było stanowisko Blake'a wobec tej jednej osoby, którą do ich codzienności była gotowa wpuścić jedynie pod kilkoma określonymi warunkami. - Nie chcę, żebyś źle mnie zrozumiał. Nawet jeżeli macie sporo wspólnego, ty to... ty. - Nie miała pojęcia, czy użyty nacisk był wystarczająco wymowny, ale zmniejszona odległość i nieustanny kontakt wzrokowy już na pewno były. Blake Griffith był przecież wszystkim, co się dla niej liczyło; mimo przeciwności losu, skomplikowanej, niekoniecznie jasnej przeszłości, trudnych charakterów i wielu innych czynników, przez które rozpadłaby się niejedna znajomość. Oni jednak wciąż trwali, a każdy kolejny błąd czy przeszkoda sprawiały, że razem stawali się jeszcze silniejsi. - Jeżeli mu ufasz, tak w stu procentach i jesteś pewien, że nie ściągnie na nas, a przede wszystkim na ciebie żadnych kłopotów, to... w porządku. - Łagodny uśmiech miał stać się niemym potwierdzeniem tych słów i czystości jej intencji, wszak na niczym nie zależało jej tak bardzo, jak na spokoju i bezpieczeństwie ich rodziny.
- Czy gdzieś w okolicy serwują hamburgery? - rzuciła dużo weselej, kiedy pokonywali kolejne stopnie, by ostatecznie znaleźć się w głównym pomieszczeniu domku.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubił rywalizowanie z przeciwnikiem stojącym na przeciwko niego, a gry zespołowe, zaraz obok adrenaliny im towarzyszącej, zdawały się płynąć w żyłach Blake'a i pobudzać do dalszego działania. Sprawdzanie samego siebie i podnoszenie poprzeczki mobilizowało, a ambicja nie pozwalała na chwilę odpoczynku, która kojarzyła się ze stagnacją. Pomimo tego nie liczył punktów, które w potyczkach słownych mógł zdobyć on, a jakie należały się drugiej stronie. Z Charlotte było podobnie. Nawet jeżeli często uśmiechał się z satysfakcją, w takim samym tonie zadzierając dumnie podbródek, finalnie wygranymi mógł nazwać ich duet, bowiem jedna strona napędzała drugą i dzięki temu kontra okazywała się celną. Bez trafnych spostrzeżeń blondynki, jak i drobnych szpilek wycelowanych w - niekiedy - jego nadęte ego, nie mógłby prowadzić tak interesujących dyskusji. Te intrygowały, pobudzały zmysły, wypełniały przestrzeń między innymi, miałkimi i bezbarwnymi debatami na tematy prozaiczne i najzwyczajniej w świecie nudne. Mało satysfakcji odczuwał podczas przydługiej rozmowy o tym, iż w Seattle ponownie padał deszcz, a zgodnie z przewidywaniami i obserwacjami uważnego kibica, Seahawks zdobyli ostatnie miejsce w tabeli NFC West.
- Dobrze - odpowiedział krótko, starając się posłać Hughes uśmiech potwierdzający wcześniej wypowiedziane słowo. Nie powinien mieć żadnych wątpliwości, że właśnie tak było, a jednak dziwna, nieuzasadniona niczym obawa krążyła w jego głowie i cichym szeptem, niczym mantra, powtarzała jedno i to samo. Zamiast niepotrzebnie analizy bilansu plusów i minusów ostatnich dni, by dzięki temu znaleźć winowajcę, który siał ziarno niepewności w tych świątecznie-błogich dniach, skupił się na rozbudzającej się Zoey.
Może to ona - nieświadomie - wywoływała tę lawinę myśli? Było w porządku; od dawna nie było w jego życiu tak spokojnie, a Blake Griffith wreszcie odnalazł swoją równowagę, jakiej nie czuł od dawna. Ten komfort był równocześnie zaskakująco przyjemny, a z drugiej strony sprawiał, że wizja nagłego upadku z najwyższego poziomu wisiała gdzieś nisko, przypominając, że już tak niegdyś bywało.
Nie, nie powinien gdybać, ani próbować wyłowić z scenariusza życia tego, co zapisane jest na kolejnych stronach. Było w porządku i na tym powinien się zatrzymać.
- Jestem pełen niespodzianek, Charlotte Hughes, jeszcze tego nie zauważyłaś? - mruknął z tajemniczym błyskiem w oku, nadal nie zdradzając tego, co szykował w zanadrzu. Jedna niespodzianka - tak mu się wydawało - powinna sprawić im frajdę, wszak nie należała do czegoś, co mogli oglądać codziennie. Druga... cóż, mogła potoczyć się dwojako, więc postanowił zostawić ją na później. Ewentualnie do czasu powrotu do Szmaragdowego miasta...
- Nie wiem. Nie - rzucił - chyba nie - poprawił się, celowo unikając kobiecego spojrzenia. Wspomnienia pobytu w areszcie, kilka godzin po bójce z jej, ekhm, znajomym, pojedynczymi klatkami wyświetliły mu się przed oczami, zatem by je przegonić potrząsnął głową i zacisnął szczękę. Nie lubił pokazywać słabości, a ta - kiedy znaleziono przy nim narkotyki - bez wątpienia była jedną z nich.
- Nawet sobie nie ufam w stu procentach - przyznał szczerze, choć i przed tym zwierzeniem się zawahał. - Jak nie ten, to będzie kolejny Sylwester. Do tego czasu być może uda wam się poznać. Jeśli nie, to... zrozumiem - powiedział, próbując złapać z Lottie kontakt wzrokowy. Z jego strony nie było żadnej presji, by poznać tę dwójkę, aczkolwiek zdawał sobie również sprawę z tego, że jeżeli zaprosiłby Stevensa do nich, to mogłoby być nieuniknione. Cóż, najwyżej pozostaną im spotkania na mieście.
- Radzę sobie z problemami. Zazwyczaj - stwierdził, z trudem hamując się przed nonszalanckim machnięciem ręką w powietrzu, co akurat utrudniała nieco trzymana w ramionach Gia. - Ale to prawda, część z nich się chce ze mną za mocno przyjaźnić, kiedy ja przestałem je lubić - burknął z mniejszym zadowoleniem, ale i tego tematu nie było potrzeby kontynuować. Najważniejsze, by nie wciągnąć w swój bałagan Charlotte ani Zoey.
- Uhm, wiesz, że widziałem też takie z dodatkiem niemieckiej kiełbasy? - poinformował, sypiąc jedną z wyłowionych w sieci ciekawostek. - To miasteczko często nazywane jest małą Bawarią - dodał - byłaś kiedyś w Europie? - zapytał, tym samym znajdując sposób, by dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Dobrze.
Czy istotnie - było dobrze?
Po raz pierwszy od dawna Charlotte czuła, że jej życie nie było niekończącym się splotem przypadkowych wzlotów i niekontrolowanych upadków. Codzienność toczyła się nieco innym rytmem niż ten, do którego zdołała przyzwyczaić się na przestrzeni tych ponad trzydziestu lat, ale zmiana, która zaszła, nie kojarzyła się w sposób negatywny. Przeciwnie - niosła ze sobą nadzieję, że goszcząca w ich małej, ale własnej rodzinie stabilność mogła zostać z nimi na dłużej, tak samo jak sprowokowane przez nią szczęście i poczucie bezpieczeństwa.
Czuła je, ilekroć zerkała na śliczną buzię Zoey. Wpatrywanie się w jej duże, niebieskie oczy czy pucołowate policzki było zaledwie jedną z wielu przyjemności, jakie niosła ze sobą obecność córki. Lubiła, kiedy ta chwytała palec wskazujący któregoś z rodziców lub kiedy próbowała dorwać się do długich loków swojej mamy. Uwielbiała słuchać cichych pomruków, a także dźwięków, które normalnie określiłaby mianem śmiechu.
Czuła je, ilekroć wpatrywała się w tęczówki Blake'a - te same, których odbiciem były oczy córki. Doceniała każdą chwilę bliskości i intymności, chłonęła każde słowo oraz gest, cieszyła się chwilami takimi jak ta obecna, kiedy wszystko po raz pierwszy od dawna układało się lepiej niż byłaby skłonna sobie wymarzyć.
- Zauważyłam - przyznała, będąc nieco wyrwaną z zamyślenia. Nikły uśmiech miał zapewnić jej kilka dodatkowych sekund na udzielenie bardziej rozbudowanej odpowiedzi, choć i ta wydawała się oczywista. - Przynajmniej nie będziemy się z Zoey nudzić, prawda? - Tym razem zwróciła się bezpośrednio do córki, która może i nie pojmowała dosłownego znaczenia wymienianych w tym momencie słów, ale z całą pewnością poddawała się panującej dookoła atmosferze. Pragnienie snu zdawało się być odległym wspomnieniem, szczególnie gdy mała zaczęła wyciągać jedną z rączek w bliżej nieokreślonym kierunku, jak gdyby domagając się poruszonego w rozmowie rodziców urozmaicenia w postaci kolejnej niespodzianki.
- To dość spory paradoks, bo ja właśnie tak ci ufam - skwitowała, celowo pomijając kwestię niepewności, jaką mężczyzna wykazał się w związku z narkotykowymi doświadczeniami swojego znajomego. Charlotte naprawdę starała się ukryć swoje sceptyczne podejście, jednocześnie nie chcąc wyjść przy tym na hipokrytkę - kim bowiem byli, by oceniać tego mężczyznę, skoro ich własne dłonie zdążyła splamić krew faceta przypadkowo - jak znajomo to brzmiało - zabitego przez Saoirse.
Lottie westchnęła, zaraz potem zadzierając głowę, by ponownie zrównać swoje spojrzenie z tym męskim.
- Jeżeli zaproszenie wciąż jest aktualne, możemy pójść - podsumowała, tym samym pozostawiając Blake'owi otwartą furtkę w podjęciu decyzji. Na koniec dnia chodziło bowiem o jego znajomego i to od niego w dużej mierze zależało, czy faktycznie chciałby tę dwójkę ze sobą poznać. Gdyby zaś faktycznie tak się stało, również i w głowie Lottie zaświtała niepewna myśl dotycząca tego, jak właściwie mogłaby zostać zaprezentowana.
Istniało sporo określeń, ale czy którekolwiek pasowało do złożoności tej jednej relacji?
- Co czyni niemiecką kiełbasę tak wyjątkową i znaną? - rzuciła w dużo większym rozbawieniu, z aprobatą przyjmując do wiadomości fakt, że rozmowa zeszła na nieco swobodniejszy, dużo mniej problematyczny tor. - Jeżeli Europą możemy nazwać luksusowe kurorty we Włoszech lub Hiszpanii, to zdarzyło mi się raz czy dwa - wyznała bez większej emocji w głosie, wszak wspomniane miejsca kojarzyły się przede wszystkim z tym niekoniecznie szczęśliwym okresem w jej życiu, gdy codzienność dzielona była z Joelem. To z perspektywy czasu wydawało się chwilami mocno straconymi, szczególnie, że leżenie na leżaku tuż nad brzegiem basenu nudziło się po dniu lub dwóch.
- Chciałbyś kiedyś odwiedzić Bawarię? Albo inną część Niemiec? - zagaiła, kiedy znów znaleźli się na parterze domku. - Wydaje mi się, że mógłbyś nieźle pasować do ich mentalności. Albo do skandynawskiej. - Nie planowała co prawda rozpocząć kolejnej gry, ale próby dopasowania go do jakiegoś konkretnego kraju gdzieś na drugim krańcu świata okazało się całkiem ciekawym wyzwaniem.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rok temu przez myśl by mu nie przeszło, że po niespełna dwunastu miesiącach będzie stał po środku przytulnego salonu górskiego domku wynajętego na kilka świątecznych dni, a w jego ramionach, trzymana z odpowiednią ku temu ostrożnością, znajdować się będzie jego córka. Czy wtedy - podczas jednego z zimnych, grudniowych wieczorów - zastanawiał się co przyniosą kolejne dni, miesiące, lata? Bynajmniej; z wyprzedzeniem dbał co prawda o sprawy zawodowe, chcąc trzymać się ułożonego wcześniej grafiku, lub dotrzymywać terminów umówionych spotkań, jednak brakowało w tym skrupulatnego podążania jednym, konkretnym szlakiem, jaki miał doprowadzić mężczyznę do wyznaczonego sobie celu. Żadnej gry nie prowadził też z Charlotte; ani na bożonarodzeniowym jarmarku, ani w kolejnych, już mniej przypadkowych spotkaniach. Ich znajomość została nieświadomie kontrolowana przez instynkty, emocje, pożądanie i przyciąganie, jakie pojawiło się znikąd i postanowiło zagościć na dłużej, czego jednym z efektów była Zoey.
- Zastanawiam się, która z was szybciej zaczęłaby to robić - odparł, z zamyśleniem unosząc brew, kiedy piąstka Gii spotkała się z jego kością policzkową i nieco drapiącym, kilkudniowym zarostem. Z jednej strony dziewczynka wydawała się zainteresowana wszystkim, co znajdowało się dookoła niej, z drugiej zaś roziskrzone spojrzenie i krótkie grymasy sugerowały, że trochę się nudzi i potrzebuje kolejnej dawki rozrywek. W tym starciu - choć niekoniecznie mu się podobało, bowiem panie miały się pojedynkować na to, która pierwsza uległaby znudzeniu - uważał, że wygrałaby ta drobna istota. Może i lepiej, wszak dzieci nudziły się - tak myślał - szybciej, gorzej, jakby to Hughes ze zdegustowanym wyrazem twarzy rozglądała się po domku, albo obojętnością przystawała na wdrożenie kolejnej niespodzianki zaplanowanej przez niego.
- Nie wiem, czy powinnaś mi o tym mówić - powiedział, przekierowując wzrok z dziecka na jasnowłosą - nie obawiasz się, że mógłbym teraz zacząć to wykorzystywać? - zagaił, aczkolwiek pytał z ciekawości, jaka okraszona została zadziornym tonem i zuchwałym uśmiechem, a nie przez to, że próbował zbadać teren. Gdyby faktycznie chciał to zrobić - zapewne te pytanie by nie wybrzmiało, a najzwyczajniej uznały, że skoro tak jest, może czuć jeszcze większą swobodę.
- Ewentualnie możemy zaprosić go do siebie - zaproponował, za późno sobie o kimś przypominając - zaprosić ich do siebie - poprawił, tym razem zerkając na Zoey, która marszcząc nosek wydała kolejny odgłos, jakiego do tej pory z jej drobnych ust nie słyszał. - Może jest głodna...? - zapytał, zbliżając się do Lottie, aby ta mogła sprawdzić czy niemowlak ma ochotę na swój ulubiony posiłek tuż po jej przejęciu. On w tym czasie planował odszukać na telefonie odpowiedniej strony, gdzie widział wspomniane przed minutą, dość nietypowe burgery.
- Nigdy nie próbowałem, ale może przez to, że poza stekami, nie jadam za dużo mięsa - rzucił, w sumie nie wiedząc, czy tą informacją dzielił się z kobietą kiedykolwiek do tej pory. Nie była też jakoś szczególnie ciekawa, nawet jeśli jedzenie w jego życiu - i męskich kubków smakowych - stanowiło niezwykle ważny element.
- Byliśmy z Ivy kiedyś w okolicach Jeziora Bodeńskiego, co prawda od strony Szwajcarii, ale... - Lekko wzruszył ramionami. - Skoro znajduje się na pograniczu trzech państw, w tym Niemiec, to prawie tak, jak gdybym tam był - dokończył myśl z zadumą, ostatecznie parskając krótkim śmiechem. Okrążył ten temat bardziej, niż byli w stanie okrążyć wspomniany zbiornik wodny, lecz na tym planował poprzestać, nie chcąc, cóż, zanudzać jej faktami ze swojego wcześniejszego życia.
- Chyba się liczy - potwierdził, choć również bez większego entuzjazmu, ale by nie było, że w jakiś sposób umniejsza wartości jej wakacji w luksusowych kurortach, po krótkim skinieniu głową przywołał na wargi uśmiech. On zwykle wybierał inny sposób podróżowania i spędzania czasu za granicą, przy tym rozumiejąc, że ludzie często wolą styl wspomniany przez Hughes.
- Pamiętam, że w jedne wakacje z Jackie poleciałem na miesiąc do Neapolu, bo prowadziła śledztwo w sprawie zorganizowanych grup przestępczych, czym byłem zafascynowany. Na miejscu okazało się, że te grupy miały niewiele wspólnego z mafią rodem z Sycylii, jak to sobie wyobrażałem - wyjawił ze śmiechem, bo mimo, iż miał na tamtą chwilę jakieś piętnaście lat, a przygoda - wtedy - odrobinę go rozczarowała ze względu na swoje wcześniejsze założenia, to po czasie zrozumiał, że i tamte starania matki przyniosły naprawdę pozytywne skutki, a dłuższa część tej historii stanowiła jedną z wielu jego podróżniczych anegdotek.
- Dlaczego te kraje? - podjął, nie do końca wiedząc co kryło się za tymi wnioskami, a poczuł się zaintrygowany, bowiem nigdy - do tej pory - szczególnie nie zastanawiał się nad swoją mentalnością.
Prędzej poczytalnością.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Cień zaskoczenia szybko przeistoczył się w grymas dezaprobaty, bo sama Charlotte nie zwykła snuć przemyśleń na ten konkretny temat. Nuda zdawała się być w słowniku Blake'a pojęciem zupełnie obcym, a ponieważ to właśnie z mężczyzną w ciągu ostatnich kilku miesięcy zdarzało się jej spędzać najwięcej czasu, niemal automatycznie również z grona sobie znanych pojęć wolała to słowo wykluczyć.
Za Zoey nie mogła się wypowiedzieć, ale czuła, że mała Griffith byłaby w stanie dostrzec to w podobny sposób.
- Rozrywki i urozmaicenia, które nam zapewniasz, są na bardzo wysokim poziomie - zapewniła krótko, z nieskrywanym rozczuleniem przyglądając się temu, jak uroczo Blake prezentował się z córką w ramionach i jak bezpiecznie zdawała się w nich czuć Gia.
Rozlewające się po ciele ciepło kojarzyło się z błogością i przyjemnością, do których Lottie byłaby skłonna bardzo szybko się przyzwyczaić. Jednocześnie jednak w jej głowie bardzo szybko zaświtała myśl, czy tego typu życie naprawdę pasowało i odpowiadało temu, czego pragnął i potrzebował Blake.
Nie chciała myśleć o tym w kategoriach pokroju tego, co do niego pasowało a co niekoniecznie. Dużo bardziej wolała skupić się na jego poczuciu niezależności i swobodzie wyborów, bo te dwa elementy zawsze pragnęła mu zapewnić - również wtedy, gdy potencjalne konsekwencje niemal łamały jej serce. Tym bardziej liczyła więc na to, że nie robił niczego wbrew sobie, a dzielone obecnie szczęście dyktowane były szczerością.
- Hm? - mruknęła w zamyśleniu, zadzierając głowę tak, by ich spojrzenia znów mogły się spotkać. Chwilowe zamroczenie sprawiło, że słowa Blake'a przemknęły gdzieś obok Charlotte, dlatego potrzebowała kilku dodatkowych sekund na całkowity powrót do rzeczywistości. - Myślę, że twoje zamiary i działania, nawet jeżeli pozornie niecne, mogłyby okazać się całkiem... miłe. - Nie wiedziała, czy pokrętna, niekoniecznie jednoznacznie brzmiąca odpowiedź jakkolwiek go satysfakcjonowała, ale kwestia żywionego względem niego zaufania pozostawała niezmienna i to pomimo - a może dzięki - licznych nieporozumień.
- Może tak być. Zapytaj, czy im to odpowiada - podsumowała krótko, biorąc córkę na ręce. Grymasy i pomruki niezadowolenia nie wróżyły niczego dobrego, choć rzeczywistość okazała się dużo łaskawsza, gdyż Zoey nie okazywała ani oznak głodu, ani też nie sprawiła im raczej przykrej niespodzianki w postaci pełnej pieluszki. Najwidoczniej nieprzespane noce, długie podróże i zmiana otoczenia nie służyły jej nastrojowi.
- Jak ci się podobało? - Celowo zrezygnowała z zaimka wam, choć to wcale nie tak, że wzmianek o zmarłej siostrze zamierzała teraz unikać jak ognia. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że całkowicie pozbyła się z głowy myśli dotyczącej podobieństwa, jakie Blake zdołał dostrzec w Ivory i Ariel, której istnienie wciąż stanowiło dla rodziny Hughes spory problem - nawet jeżeli sprawa pozornie ucichła.
- Tak po prostu cię tam zabrała? - rzuciła w niedowierzaniu, ale i autentycznym zaciekawieniu, które miało zachęcić Blake'a do kontynuowania opowieści. Charlotte lubiła słuchać dużo bardziej niż mówić, szczególnie kiedy chodziło o osoby i wydarzenia niezwykle dla niej ważne. Historia z pewnego wakacyjnego wyjazdu może nie odgrywała zbyt dużej roli w obecnym życiu, ale była nieodłącznym elementem przeszłości Blake'a, a ta - jak wiele innych spraw z nim związanych - zwyczajnie była dla niej ważna.
- Niemiecki porządek całkiem do ciebie pasuje. Norwegowie ponoć lubią przyrodę, a to nieźle łączy się z górskimi wycieczkami. I to nie tak, że żałuję ci whiskey, ale wolałabym, żebyś nie miał problemów z alkoholem jak Finowie, ale twoja historia to chyba ciekawy szwedzki kryminał - wyliczyła trochę prześmiewczo, trochę na poczekaniu, a trochę świadomie korzystając ze znanych jej stereotypów na temat poszczególnych narodów.
- Zoey kojarzy mi się z jakimś ciepłym miejscem. Myślisz, że będzie podróżniczką? - rzuciła równie wesoło, przez moment przyglądając się powoli znów zasypiającej córce, z którą kołysała się na boki w celu ukojenia zszarganych nerwów - swoich albo dziecka.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

N u d a.
Między innymi przez to - nadmiar czasu, jaki spędzał za kratami nie zajmując się niczym konkretnym ani takim, co miałoby realny wpływ na jego losy - miesiące w więzieniu niesamowicie dłużyły się, a to prowokowało nadmiar niepotrzebnych myśli i zbędnych analiz. Blake Griffith przed wyrokiem prowadził aktywny pod wieloma względami tryb życia, który był przeciwieństwem błogiego lenistwa i szukaniem najlepszej pozycji w ulubionym fotelu, zatem nagła konieczność przestawienia się nie należała do najłatwiejszych. Gdyby tego było mało, ciemnowłosego rozpierało całe spektrum emocji; żal, niezrozumienie, przytłaczająca bezradność, żałoba. Strata - tak ważnej osoby, jaka zajmowała miejsce w jego sercu, ale także wolności i zdobywania kolejnych szczytów; niezależnie od tego, czy były górskimi, czy takimi, które wpisywały się w daleki horyzont jego ambicji. Podczas pięcioletniego wyroku przechodził przez różne etapy poznawania siebie, co paradoksalnie stanowiło nie lada wyzwanie, natomiast gorszym dla otoczenia były zmiany towarzyszącego mu podejścia. Wiara płynnie przeplatała się z ciemną wizją kolejnych dekad w ciasnej celi, a wrażenie, że tak wiele mu nie umyka - miał bowiem do dyspozycji wiele przepastnych ksiąg, dostawał listy, niekiedy spotykał się z ludźmi, którzy byli dla niego oknem na świat - z ciągnącą na samo dno wizją tego, że żadna z tych rzeczy w jego położeniu nie miała sensu. Był trudnym człowiekiem, z czego doskonale zdawał sobie sprawę, choć właśnie i to sprawiało, że znudzenie nie było zjawiskiem, jakie mogło łatwo do niego przylgnąć. Jeśli nie wpadał kłopoty rozwiewające rutynę, to prędko wymyślał co raz to nowe aktywności, jakie miały urozmaicić czas zarówno jemu, jak i osobom mu bliskim.
- Cieszę się - przyznał krótko, choć szczerze, niedługo później rozwijając myśl. - Nadal wolałbym, by pojęcie żałuję było czymś dla ciebie odległym, a wiem, że teraz bywa... trudno - powiedział powoli, trochę dłużej zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów. Nie do końca umiał przekazać to, co krążyło w jego myślach; wizja życia Charlotte Hughes dawniej, a teraz, kiedy to po wspólnej nocy (nocach) jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie potrafiłby teraz powiedzieć - i nie chciał, aby jego słowa tak brzmiały - że Zoey, ta drobna istota ostrożnie jej przekazana, była jakąkolwiek przeszkodą w realizowaniu swoich planów i pasji, równocześnie na końcu języka czując gorzki posmak tego, że takowe były aktualnie utrudnione, wszak to blondynka spędzała z córką więcej czasu, niż on.
- Miłe - powtórzył z konsternacją, a krótki uśmiech rozjaśnił na moment jego twarz. On, mówiąc o tym ewentualnym nadużyciu zaufania bynajmniej nie rozważał w tym kontekście czegoś m i ł e g o, aczkolwiek pozytywnie wybrzmiał fakt, że takie zdanie miała o nim Lottie.
- W porządku, Charlotte Hughes, wykorzystam cię w miły sposób - skwitował lekko, nonszalancko rozkładając ręce na boki. - To znaczy, oczywiście, miałem na myśli twoje zaufanie, nie ciebie - poprawił, stale utrzymując swoje spojrzenie na poziomie kobiecych tęczówek, lecz czy aby na pewno mówił prawdę? Tego nie zamierzał zdradzać, ani sposobu, w jaki miałby działać.
- Szlaki górskie były czymś, co razem... - urwał i opuścił głowę, gdy złapał się na tym, że nie tak miała wybrzmieć jego odpowiedź. - Było pięknie. I męcząco. Długie kilometry tras, by jeszcze przed wschodem dotrzeć na satysfakcjonujący poziom, albo chociaż doczekać do zachodu i po nim bezpiecznie wrócić - opowiedział, dodając do tego pojedyncze skinienie głową. Mało było osób, które z takim zapałem odkrywały z nim pasma górskie, więc bezsprzecznie mu to imponowało.
- Tak - potwierdził z wahaniem - dlaczego nie miałaby? - dopytał, nie do końca wiedząc co na myśli miała Charlotte, a zrozumiał - tak mu się wydawało - to dopiero w następnym momencie, więc parsknął cichym śmiechem. - Obawiasz się o te grupy przestępcze? - Uniósł pytająco brew i pokręcił głową, wciąż z rozbawieniem. Jeszcze istniała możliwość, że nurtowała ją kwestia tak długiego czasu poza domem, lecz to wyeliminował i był skłonny pochylić się nad wersją z niebezpieczeństwem czyhającym na nich na uliczkach w Neapolu.
- Też liczyłem, że próby rozpracowania ich będą pełne adrenaliny i pościgów - stwierdził, dodając do tego pełne dezaprobaty, ciężkie westchnięcie. Tylko kąciki ust były w stanie zdradzić, że gdzieś pod tym nadal się uśmiechał, ciepło wspominając miesiąc we Włoszech.
- Mmmhm, podoba mi się, możesz opowiadać dalej - mruknął przeciągle, gdzieś w międzyczasie krzyżując ręce na klatce piersiowej i przyglądając się kobiecie. - Nie wiem, ile jest w tym prawdy a ile powielanych frazesów, ale mówisz z takim przekonaniem, że mnie kupiłaś - powiedział, w następnej chwili ruszając w jej kierunku i muskając kącik miękkich ust Hughes. - Mówiłem już, jak bardzo lubię to, jak inteligentna jesteś? - zagaił, nie tylko w nawiązaniu do wcześniejszej łatwości operowania słowem i znalezienia dobrych przykładów na poparcie swojej wcześniejszej teorii, ale wobec ogółu ich znajomości.
- Myślę że Zoey będzie podróżniczką. I malarką. I będzie potrafiła doskonale grać na kilku instrumentach, a do tego bez problemu nauczy się paru języków - wyliczył, przekierowując wzrok z matki na córkę. - Albo nie, ale będzie szczęśliwa, bo będzie taką osobą, jaką będzie chciała być - dokończył myśl, odnosząc odrobinę absurdalne wrażenie, bowiem wydawało mu się, że wraz z jego słowami twarz Gii złagodniała, a przed zaśnięciem posłała im zamroczony zmęczeniem uśmiech.
- Lottie? - podjął nagle, kiedy córka smacznie śpiąc ułożona została w nosidełku. - Wszystko w porządku? - A może tylko mu się wydawało, że nad nimi, zamiast ozdobnych zielonych girland przystrojonych światełkami, nagle pojawiło się niespodziewane, drobne spięcie, wymuszające cięższą atmosferę. Nie potrafił jedynie określić jego powodu.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”