WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pogoda dzisiaj niezbyt zachęcająca na piesze wycieczki, termometry pokażą kilka stopni powyżej zera, sporo wiatru, przelotnych deszczy w centrum, uważajcie na siebie jeśli będziecie jechali samochodem. Ostatnie wypadki są zmorą tego miasta. Co do sportu...
Wyłączył radio, skręcając w boczną uliczkę. Przyzwyczaił się do tego, że w Seattle pogoda daje mocno w kość. Poniekąd kochał to miasto, miejsce w którym przyszło mu się urodzić, aczkolwiek wiązało się z nim wiele, bolesnych wspomnień które co i rusz do niego powracały, sprawiając że w jednej chwili chciał to wszystko rzucić i wyjechać jak najdalej. Obiecał jednak, że tym razem stanie na nogi, że znowu nie sięgnie po narkotyki i zacznie jako tako układać swoje życie, mimo że w jego wieku może być to zadanie niewykonalne wręcz. Dlatego zaciskał zęby i starał się ze wszystkich sił, by nie myśleć co i rusz o kolejnym wyjeździe. Całe dnie spędzał w barze, odnajdując w tym zajęciu lekarstwo na wszystkie zmartwienia, jakie go dopadały. Owszem, nie należał do najmilszych osób, jego pracownicy wiedzieli doskonale jaki jest, mimo to miał ich szacunek, a tylko tego potrzebował. Szacunku i pracy zgodnie z jego ustalonymi zasadami. Dwa lata ciężkiej pracy zaowocowały prężnie działającym biznesem i planem na rozszerzenie działalności na inne miasta. Kto wie, może to jest właśnie to?
Aaron może i jest dupkiem, prostakiem i ignorantem, jednak do swojej pracy podchodzi poważnie. Nie pozwoli na zrobienie ze swojego baru meliny, gdzie schodzi się największa hołota, nie pozwoli na burdy i awantury. Dlatego burda, jaką wywołał pewien impertynencki w jego mniemaniu chłopak zapadła mu w pamięci. W sumie, z jednej strony podziwiał jego zacięcie, ale z drugiej nie pozwoli sobie na takie zachowanie w swoim barze. Wszystkie te stłuczone szklanki, porysowane stoliki i poobijane twarze innych stałych bywalców skłoniły go do spacyfikowania szczawia i postawienia do pionu. Owszem, mógłby to zgłosić na policję. Gdyby tylko chciał. Postanowił jednak wykorzystać nadarzającą się okazję do posiadania własnego, prywatnego pomagiera, argumentując to naprawieniem wyrządzonych szkód materialnych i moralnych. I takim oto sposobem, gdy Aaron czegoś potrzebował, dzwonił po chłopaka, grożąc mu, że jak czegoś nie zrobi, będzie miał kłopoty. Szantaż dobra rzecz, ułatwia życie.
Zaparkował pod odpowiednim adresem i wysiadł z samochodu, opierając się tyłkiem o drzwi. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i przez chwilę ją obracał w dłoniach, nim rozpakował i wyjął jednego. Zaczęło kropić, gdy po raz pierwszy zaciągnął się dymem. Skrzywił się lekko wydmuchując go w górę i spojrzał z lekkim zniecierpliwieniem na zegarek. Przyzwyczaił się do tego, aczkolwiek nadal go to drażniło.
Splunął na chodnik.
- No kurwa nareszcie, jaśnie hrabia raczył się objawić w pełnej krasie. – rzucił, gdy na horyzoncie pojawiła się sylwetka chłopaka. Strząsnął niedbałym gestem popiół. - Rusz dupę, mamy kawał drogi, a korki przy wyjeździe z miasta się robią. Chcę to wszystko załatwić i mieć kurewsko święty spokój. – odparł, gestem wskazując mu by ładował tyłek do samochodu, sam z papierosem w ustach otworzył drzwi od strony kierowcy. Czeka ich bez mała szesnaście godzin jazdy, a on nie ma zamiaru stać w korkach dłużej niż to potrzebne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Umówmy się – Maverick miał mnóstwo innych, ciekawszych planów na swój weekend, niż wyjazdy z podstarzałym – tak o nim mówił – zgredem. Był jednak, w swej całej bucie i bezczelności na tyle honorowy, że wywiązywał się ze swoich obowiązków. Jeśli w końcu, na odczepnego, zgodził się, że będzie pomagał za to, co wydarzyło się wtedy, w lokalu należącym do Aarona, to zamierzał to robić. Choć ostatnio miał wrażenie, że on to wypłacił się już dawno, a mistrzu żerował mocno na jego cierpliwości.
Gdyby jednak chciał się postawić to by to zrobił, nie miał z tym problemów. Wychodziło więc, że wcale aż tak źle mu nie było w towarzystwie podstarzałego zgreda. Zawsze było z czego się pośmiać. Najczęściej z samego mężczyzny.
Dlatego nie stawiał się specjalnie długo, kiedy otrzymał na telefon to osobliwe wezwanie. Inna sprawa, że Maverick absolutnie nigdy nie odmawiał wycieczek, a wypad do Los Angeles wcale nie brzmiał jakoś źle. Nie dopytywał „po co”. Jakieś rzeczy z pracą. Zachowawczo spakował swoje rzeczy do plecaka, potem przebrał się w coś bardziej wyjściowego niż dres, aż w końcu – nie bez niepotrzebnego ociągania się – wyszedł z domu. Specjalnie też podał adres dla zbiórki nieco inny, bo kilka ulic dalej. Nie dlatego, że bał się pokazać, gdzie mieszka, a z powodu tego, że po prostu nie chciał, aby ktokolwiek kojarzył go z tą konkretną rodziną, w której i tak znalazł się przypadkiem. Ku chwale integracji.
Słysząc, jak mężczyzna zaanonsował jego przybycie, uniósł dłoń w uspokajającym geście, jak gwiazdor, który chciał opanować podnieconych jego widokiem fanów. Jeszcze do tego uśmiechnął się w bezczelny sposób.
Nie ekscytuj się tak. Rozumiem, że nie mogłeś się doczekać – powiedział, tak w ramach powitania, kiedy jeszcze zbliżał się do pojazdu zaparkowanego przez mężczyznę. Na brykę spojrzał krótko, tylko po to, by w miarę oszacować komfort zbliżającej się, kilkunastogodzinnej podróży. Na studenckie integracje jeździło się rozklekotanymi, starymi rzęchami. Tutaj to prezentowało się nieco inaczej!
Nie, żeby jemu robiło to jakąś różnicę.
Idę, idę. Nie denerwuj się tak. To zbyt niebezpieczne dla ludzi w twoim wieku – odezwał się, otwierając drzwi od auta ze strony pasażera. – Chcesz mieć zawał? – rzucił w eter, wsiadając do środka.
Zamknął pojazd, a potem przeniósł spojrzenie na swojego… jakkolwiek go teraz miał określić. Bo kogo? Pracodawcą nie był. Przyjacielem też nie bardzo, choć ostatnimi czasy Maverick polubił dokuczanie mężczyźnie – przypominanie mu o tym, że nie jest tak młody jak on było takie śmieszne. Mógłby się zastanowić nad określeniem go hasłem „kapitan przypierdolka”, bo jednak jak się przysrał za tę akcję w lokalu, tak puścić nie chciał; z jakiegoś powodu postanowił zabrać się za umoralnianie Mavericka. Bohater, o którego nikt nie prosił, ale wszyscy dostali. Samozwańczy kurator.
Najbezpieczniej byłoby teraz nadać mu nazwę tymczasową, adekwatną do sytuacji, w której teraz byli: kierowca.
Usadowił się wygodniej na swoim fotelu, posadziwszy się nisko, bo stopy, na których miał ubrane czarne, skórzane workery za kostkę, wrzucił na deskę rozdzielczą pojazdu. Chciałoby się zapytać: gdzie z tymi buciorami?
Poprawił czarną czapkę z daszkiem, którą miał na głowie, naciągając ją bardziej na przód.
To jaki jest plan? Zamierzasz depnąć do Los Angeles czy złamiesz się i dasz mi poprowadzić? – spytał, przenosząc spojrzenie na mężczyznę. Prawie spod kanadyjskiej granicy do tej meksykańskiej, z lekkim marginesem błędu. To nie była mała podróż, a Maeve – choć zwykle miał wbite na większość – nie zamierzał kończyć żywota tylko dlatego, że staruszek zasnął za kierownicą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O tak, już dawno szczylowi powinien odpuścić, w końcu od feralnego incydentu minęło kilka miesięcy, na naprawienie zaistniałych szkód wystarczyłby tydzień, może dwa, ale w sumie spodobało mu się to, że ma swojego własnego chłopca na posyłki, a Maverick nie protestował zbytnio, dlatego Aaron nie miał zamiaru się przejmować całą tą sytuacją. Owszem, dzieciak go irytował, szczególnie tekstami bijącymi do jego wieku czy też wszystkich starczych chorób jakie tylko można wymyślić. Nie, nie przechodził przez żaden kryzys wieku średniego, zakup nowego samochodu nie ma z tym nic wspólnego, po prostu co i rusz z ust młodego wyrywały mu się zgryźliwe komentarze, a Greenhill do cierpliwych nie należy, nie raz i nie dwa wydarł się na niego z nieodłącznym Trochę szacunku gówniarzu, co z miejsca szufladkowało go jako podstarzałego, zadufanego w sobie samotnika.
Sprawa w Los Angeles raczej powinna być załatwiona w ciągu jednego dnia, miał obejrzeć trzy lokale usytuowane blisko siebie i zdecydować na kupno jednego. Potem załatwienie ekipy, projektantów, kompletowanie załogi... Część rzeczy może zrobić w domu, a jednak dla pewności w bagażniku miał torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami bo nie raz i nie dwa zdarzało mu się już wyjeżdżać niby na jeden dzień, a wracał po tygodniu, bo nagle wychodziły jakieś komplikacje i problemy których serdecznie nienawidził.
Gdy tylko go zobaczył westchnął ciężko i popatrzył na niego z politowaniem czającym się w zielonych oczach. Za kogo on się ma?
- Tak, czekałem na to cały dzień. – zakpił wywracając oczami, niecierpliwie otwierając drzwi i ładując się w końcu do środka, zawczasu uchylając lekko okno by dym z nadal palącego się w ustach papierosa mężczyzny miał jakiekolwiek ujście. Poza tym, samochód dopiero co praktycznie z salonu wyjechał, jeszcze nie zdążył go dostosować do swoich własnych potrzeb. W sumie parę bajerów warto byłoby tam zamontować.
- Pierdol się Reyes – jakże elokwentnie, nie ma co. Chciał coś jeszcze dodać, ale stwierdził że nie ma się co szarpać, przekręcił więc kluczyk w stacyjce i wolno ruszył przed siebie, odpalając przy okazji nawigację chcąc znaleźć sposób na skrócenie tej czekającej ich podróży na tyle, na ile się uda.
Kątem oka zauważył, że chłopak mu się przypatruje, wzruszył jednak ramionami, wlepiając spojrzenie w jezdnię przed siebie. Mało go obchodziło, co młody o nim myśli, dla Aarona był pomagierem i przydupasem od papierkowej roboty, której nie lubił. Może, ale tylko może poczuł że w jakiś sposób powinien wpłynąć na chłopaka, bo po tamtej akcji uważniej mu się przyglądał. Wtedy zrobił niemałe zamieszanie, kilka dni do kupy zbierał co wrażliwsze barmanki, a sam też nie podejrzewał że w jednym, niemrawym człowieku może siedzieć tyle emocji. Dlatego wolał mieć go blisko, rzucając umoralniające gadki i mając na niego po prostu oko.
Uniósł brwi.
- Chyba z hujem się na rozum zamieniłeś, jeśli myślałeś że pozwolę ci prowadzić mój samochód. – nie, czegoś takiego podczas podróży nie przewiduje. Ciężko zarobił na ten wóz, nie pozwoli by nabuzowany hormonami dzieciak w jednej chwili pozbawił go ukochanej zabawki, jeszcze na głowę nie upadł. - Jedziemy tyle, ile dam radę. Jak się zmęczę znajdę jakiś motel i pojedziemy rano. – skręcił w boczną uliczkę chcąc ominąć główną, na której o tej porze robią się duże korki. Znał to miasto jak własną kieszeń, nie minie więc chwila jak wydostaną się stąd i zaczną pruć w nieznane, ku niespodziewanej przygodzie. - I zabieraj te kopyta z deski, bo każę ci szorować całe auto dopóki nie będzie lśnić jak psu jajca. – wyciągnął wolną rękę i najzwyczajniej w świecie zwalił jego nogi z deski rozdzielczej, nic sobie nie robiąc z ewentualnych protestów, jeśli by takowe były. Jego samochód, jego zasady, niech się cieszy na myśl o wycieczce krajoznawczej i to za darmo, bo Greenhill funduje wszystko. Skoro Reyes i tak ma dla niego pracować, to przecież nie będzie ciągnął od niego pieniędzy. Chyba.
Spojrzał w lewo nim skręcił w drogę prowadzącą do wyjazdu z miasta. Przycisnął pedał gazu, wiedząc że na tym odcinku nie musi już jechać ostrożnie. Mijali ostatnie zabudowania, opuszczone magazyny, przed nimi wiła się szara dwupasmówka na której sporadycznie mijali jadące w przeciwnym kierunku samochodu. Aaron dopalił papierosa i wywalił niedopałek za okno, opierając się wygodniej na fotelu, trzymając kierownicę jedną ręką, a drugą w zamyśleniu muskając swoje wargi, nie odrywając wzroku od drogi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie odpuszczał sobie okazji, by dogryźć mężczyźnie. Nie był też wyjątkiem, to nie było specjalne traktowanie. Po prostu Reyes taki był – taki, czyli bezczelny. Mówiąc krótko: był cwelem, który na zbyt dużo sobie pozwalał, a i szacunku do innych nie miał ani trochę. Zwykle za coś takiego obwiniano rodziców, że nie poradzili sobie z wychowaniem i… To był ten przypadek, w którym właśnie to był ten problem. Nie był wychowany wcale. Co najwyżej: odchowany.
No popatrz, a dalej jestem mądrzejszy od ciebie – odpowiedział w kwestii ewentualnej zamiany na rozumy z przyrodzeniem, wzruszając przy tym ramionami. Co to za obrażanie go! Że niby zdurniał, bo zaoferował mu pomoc? To on lepiej znał aktualnie obowiązujące przepisy drogowe, bo to on nie tak dawno temu je wkuwał do egzaminu. Na pewno był bardziej na bieżąco niż dziadek, który prawo jazdy to chyba na koniu jeszcze zdawał.
Motel – powtórzył za nim sucho, unosząc przy tym brwi. – Jak już zapraszasz mnie do motelu, to mam nadzieję, że będzie to chociaż przytulna i romantyczna miejscówka, mam swoje standardy – co prawda nie miał, bo zwykle dyndało mu, gdzie ma spać – zwłaszcza, że nierzadko wybywał za miasto by cisnąć się w składającym się namiocie – niemniej nie znaczyło to, że nie może sobie o tym pogadać. O tym, że było inaczej. No, ale na pewno nie miał w standardzie, żeby po takich miejscach rozbijać się z podstarzałymi zgredami. Dobrze chociaż, że nie miał paskudnej mordy.
Maverick, za gestem Aarona, zrzucił nogi z deski rozdzielczej. Zapytany czemu się podporządkował i to zrobił, odpowiedziałby że to kwestia bezpieczeństwa, która nagle go olśniła. Bo niechajże samochód ma stłuczkę i poduszki powietrzne wystrzelą – wtedy nogi połamane i to pewnie w kilku miejscach na raz.
Poprawił się na swoim miejscu, wyciągając nogi na tyle, na ile pozwalało mu miejsce poniżej schowka.
Sheeeesh, jak ty się strasznie napinasz. – Wywrócił oczami, zaraz potem unosząc lekko daszek swojej czapki, by móc spojrzeć na kierowcę. – Może ja ci powinienem jakiś masaż zaserwować, bo o melisę teraz będzie mi ciężko – dodał, w ramach żartu i to zdecydowanie niskich lotów. Wątpliwym było, aby to faktycznie miała być propozycja.
Wyciągnął z kieszeni swój telefon, by zająć się tym, co działo się na jego wyświetlaczu. Nie interesował się tym co działo się wkoło pojazdu; nie pilnował drogi, nawet jeśli Aaronowi nie ufał jako kierowcy, to i tak nie patrzył na to, co robił, bo niewiele by i tak zmienił. Prawda była taka, że gdyby teraz facet postanowił „wjeżdżamy w mur” to Maverick w ten mur by wjechał razem z nim, bo nim zdołałby zareagować, byłoby za późno.
Nic więc innego mu nie pozostało jak przeglądanie mediów społecznościowych i odpisywanie znajomym na ich wiadomości – czy to na Messengerze, czy zwyczajne SMS-y. Nie czuł się też w obowiązku, by powiadomić swoją, pożal się Boże, rodzinę o tym, że wybywa poza miasto, możliwie na kilka dni. Po pierwsze: był pełnoletni, a po drugie: nawet gdyby nie był, to mieliby to w głębokim poważaniu.
W końcu jednak podniósł wzrok znad wyświetlacza telefonu, który trzymał horyzontalnie, oglądając wcześniej jakiś beznadziejny filmik przesłany mu, przez jednego ze znajomych. Szybko rozejrzał się, próbując ustalić, gdzie już są, a gdy doszedł do wniosku, że to zdecydowanie jest już autostrada międzystanowa nr 5, swoje spojrzenie przeniósł na kierowcę, jednocześnie gasząc wyświetlacz swojego telefonu.
Ty – zaczął w niezbyt uprzejmy sposób; w sumie chyba nie wiedział, od kiedy był z nim na „ty”, acz gdyby sięgnąć pamięcią, to nigdy nie zwracał się do niego per „pan”. – A ty nie masz czasem żony na takie wycieczki? Albo męża? Ludzie w twoim wieku to chyba już dawno są w coś zaangażowani, prawda? – zapytał, patrząc na niego. Usadowił się też o tyle wygodniej, że zwrócił się sporą częścią swojego frontu do mężczyzny.
Jak widać był mistrzem small-talku.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aaron za to był musztrowany od małego, odkąd poszedł do szkoły podstawowej był pod dyktando ojca despoty. Nie mógł mieć własnego zdania, bliskich przyjaciół, koleżanek, kolegów, o dziewczynach nie wspomnę! Miał jedną, ale jak ojciec się dowiedział, rozwalił ten związek. Z czasem do tego przywykł, skupił się na nauce, znając tylko takie życie stał się chłodny i ciężki w obyciu. Potem wszystko posypało się jak domek z kart. Jedna działka, druga, kolejna. Zatracił się w tym zaprzepaszczając karierę i sięgając dna, stając się jeszcze bardziej nieprzystępny, niż wcześniej. Zdusił w sobie chęć podrapania się po zgięciu łokcia gdzie nadal widniały blizny po wkłuciach. Dzięki, staruszku, smaż się w piekle.
Nie odpowiedział na jego komentarz ani jednym słowem, swoje wiedział, nie będzie się z dzieciakiem szarpał. Prawo jazdy ma od dawna, wzorowy kierowca, nawet prędkości nie przekracza. A po pijaku za kółko nie wsiada. Swoje zasady w życiu ma i ich się trzyma, szkoda tylko że czasami dosyć mocno zbacza z obranej ścieżki i ciężko mu na nią znowu trafić. Niemniej, od dwóch lat jest czysty i robi za przykładnego obywatela.
Skrzyżował z nim spojrzenie.
- Jak mnie wkurwisz, będziesz spał w aucie, chociaż dla ciebie to pewnie przyjemność. – zerknął na drogę uważając by nie wpakować ich na barierkę. - Tani motel nie jest taki zły, księżniczko. Wyobraź sobie że istnieją znacznie gorsze miejsca. Zimne śniadanie i słaba kawa to luksus w porównaniu z nimi. – nie wiadomo, do czego pił, ale dziwny błysk pojawił się w jego oczach. Może do tego, że wiele lat temu lądował w najbardziej obskurnych miejscach, jakie tylko były w tym mieście. Wtedy nie liczyło się dla niego gdzie zaśnie. Nie przeszkadzało mu nawet cholerne zimno jesiennych poranków, czy palące słońce w lecie. Gdy miał w żyłach narkotyk, nic się nie liczyło. Niemniej ma w głowie na tyle rozumu, by znaleźć im dobre miejsce do odpoczynku, a na tej trasie nie brakuje całkiem niezłych moteli, nie tylko dla zakochanych par, ale dla ludzi tak jak on, jeżdżących w interesach.
Wrócił spojrzeniem do drogi gdy tylko nogi chłopaka wylądowały na swoim miejscu. Niezbadane są koleje naszego pieskiego losu, nie chce mieć go na sumieniu jeśli będzie jakiś wypadek i połamany trafi do szpitala. Wystarczy że zawiódł zbyt wiele osób na tym świecie, kolejnej do kompletu mu nie potrzeba.
- Przetrącę ci te wymanikiurowane łapki, jak tylko mnie dotkniesz. – skomentował skręcając na drogę prowadzącą na autostradę, zerkając na nawigację by sprawdzić czy w okolicy nie będzie jakiejś szybszej drogi. Raczej jednak nie uda mu się skrócić drogi, przez co rodziła się w nim pewna irytacja. Nie wiedział, jak ma do tego szczyla podejść by nauczyć go szacunku do starszych, a także mieć pożytek z niego.
Dziękując za tą chwilę ciszy skupił się na drodze, wystukując na kierownicy przypadkowy rytm, wymijając kolejne samochody, zerkając na znaki by wybierać odpowiednie pasy jezdni. Słońce świeciło wysoko na niebie, dziękował w duchu że może uda im się dojechać przed czasem i załatwić wszystko jak najszybciej. Potem obaj wrócą do swojej codzienności i będzie tak, jak dawniej. Westchnął, słysząc jego pytanie i popatrzył na niego z politowaniem w błękitnych oczach. Ta wycieczka raczej nie będzie nudna.
- Skąd ty znasz takie trudne słowo jak zaangażowanie? Chyba jednak w szkole nie spałeś. Nie, nie odpowiadaj, gówno mnie to obchodzi. – machnął ręką włączając światło wymijania. - Miałem żonę. I wiesz co? Zmarła dawno temu. – żadnych, kompletnie żadnych emocji nie można było usłyszeć w jego głosie. Żonę miał tylko na papierze, nigdy jej nie kochał, w sumie nawet ją zdradzał, gdy umierała. Nie umiał w „relacje”, w związki, małżeństwa i te wszystkie pierdoły którymi żyli inni. To coś, o czym nie miał pojęcia i nie zamierzał się w to pakować po raz kolejny. - Jeszcze jakieś arcyważne pytania? Bo cisza nam raczej nie grozi. – patrzył znowu na drogę. Już chyba wolał z nim jako tako rozmawiać, niż jechać w zupełnej ciszy pogrążony we własnych myślach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oho, staruszek ma jakieś ciekawe historie z warunków polowych do opowiedzenia – uśmiechnął się pod nosem. – Zachowaj je na potem, jak będziesz musiał mnie ululać. – Chętnie posłucha, a nie zakładał, że zostanie oddelegowany do spania w samochodzie, bo tak – to by mu nie przeszkadzało, a nawet było na rękę. Tym bardziej, że miejsce do nocowania, niesprawdzone wcześniej na choćby bookingu, a wybrane przypadkowo, przez filtr „byłem już zmęczony, a ten motel stał najbliżej”, nie brzmiało zachęcająco, naprawdę. I to nie tak, że był księżniczką – choć za to określenie powinien podziękować, miłe i pieszczotliwe – tylko widział zbyt wiele popieprzonych filmów, konkretniej horrorów, by powierzyć swoje życie jakieś spelunie.
Fakt faktem w tych czasach raczej ciężko już o takie stare, rozpadające się motele przy drodze, niemniej znając jego szczęście, akurat ten jeden, antyczny egzemplarz byłby tym, na który by trafili.
Spojrzał na swoje dłonie, a potem z teatralnym oburzeniem na swojego kierowcę.
Jeszcze będziesz chciał, żeby te moje wymanikiurowane łapki cię dotknęły – odpowiedział bez zawahania, wzruszając ramionami. Mając na uwadze jego bezpośredniość i biegłość w pyskowaniu ciężko było stwierdzić czy faktycznie był takiego zdania, czy nie. Chociaż mało prawdopodobne, żeby planował go dotykać.
Nie chciał, żeby ta podróż upływała w ciszy, naprawdę. I to nie tak, że ciągnęło go do rozmowy z mężczyzną, nie tak, że go jakoś specjalnie interesował, ale kilkanaście godzin w aucie to… to nuda. Rozważył już opcję spania, ale… nie czuł się senny. Tutaj zazdrościł braciom, bo oni to zasypiali, ledwo do auta wsiedli jako pasażerowie. On nie potrafił. Nie tak od razu. I prawdopodobnie dlatego chciał podjąć jakiś dialog. Jakikolwiek. Więc rzucił coś od czapy.
Otwierał już usta, może chcąc się pochwalić innymi, trudnymi słowami, ale zamknął je, kiedy Aaron, mówiąc w skrócie, kazał mu zamknąć twarz w tym temacie. I patrzcie go: posłuchał się. Prawdopodobnie dlatego, że jednak oczekiwał faktycznej odpowiedzi na zadane przez niego, w pokrętny i nieprzyjemny sposób, pytanie.
Usłyszał, że Aaron miał żonę. Miał, bo zmarła.
Przechylił lekko głowę, przyglądając mu się. Nie odezwało się w nim żadne współczucie, nie był pewien, czy w ogóle do czegoś takiego byłby zdolny. Poza tym – postawa, jaką prezentował sobą Greenhill, była o tyle nietypowa dla takich sytuacji. Zwykle jednak pokazywał jakieś emocje: zdecydowanie złość, na przykład w odpowiedzi na prowokacje ze strony Reyesa, ale teraz? Teraz nie było nic.
Odwrócił spojrzenie od mężczyzny, również kierując je na szosę przed nimi. Nie na długo, bo w momencie, w którym kierowca znów się odezwał, Maeve przeniósł wzrok z powrotem na niego.
W zasadzie to tak – odpowiedział, nie traktując tamtej wypowiedzi jako retoryczną. Nie czekając jednak na ewentualne pozwolenie na zadanie pytania lub właśnie odmowę takiego przywileju, podjął: – Czemu umarła? Zabiła się, bo miała dość twojego kija w dupie? – spytał, w danym momencie się nie miarkując. Czasami brakowało mu filtra, który zatrzymywałby część jego odzywek. Bo była bezczelność i było też proste chamstwo, a on pokazywał, że ma oba. Nierzadko zdarzało się, że przekraczał już granice wszelkiego, dobrego smaku – o ile w ogóle takowa istniała, bo mowa przecież o obrażaniu ludzi. Ciężko więc rozprawiać tutaj o tym, co wypada, a czego nie wypada mówić.
W międzyczasie usadowił się wygodniej, ściągając przy tym swoją czarną czapeczkę z daszkiem, aby następnie rzucić ją na deskę rozdzielczą, tuż przed sobą. Przesunął dłonią po włosach, układając je w miarę możliwości – raczej: przywracając do porządku, po tym, jak upchnął je pod nakryciem głowy, a potem założył dłonie za głowę, poprawiając się w fotelu.
A była chociaż ładna? – spytał, zerkając na mężczyznę, mając na sobie figlarny półuśmiech. – Czy to po prostu jedyna, która cię chciała? Znaczy wiesz, mordę to masz całkiem w porządku, przystojniacha z ciebie, staruszku, ale jeśli chodzi o twoje zdziadziałe podejście do życia to ono pozostawia wiele do życzenia.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknął cicho.
- W dupie byłeś, gówno widziałeś, Reyes. – jakże dorosłe odzywki, nie ma co. - Bajeczki na dobranoc to nie ode mnie, nie ten adres. – podrapał się po policzku. Nie miał zamiaru robić mu za niańkę, chociaż wizja zamknięcia upierdliwego szczeniaka była nad wyraz kusząca. Miał w sobie jednak na tyle przyzwoitości że wiedział, iż do tego nie dopuści, nie chce potem słuchać przez całą drogę powrotną i znacznie później, jak to źle go traktował, słuchać kolejnych docinek na temat swojego wieku i ogólnego darcia z nim kotów. Był irytujący, to fakt, ale przynajmniej dzięki niemu ten wyjazd nie okaże się totalną nudą.
- Nie, nie będę chciał. Nie wiem co za zarazę masz pod paznokciami, a żadnego syfu mi nie trzeba. – odpysknął, nawet nie traktując tej pseudo propozycji poważnie. To tylko puste groźby, ewentualnie obietnice bez pokrycia, zależy wszystko od kontekstu.
Cisza czasami była zbawienna, jednak w przypadku Aarona kończyła się plątaniną myśli i złym samopoczuciem. Dlatego praktycznie nigdy nie był sam, przesiadując w barze otaczał się ludźmi, w duchu się zaledwie przyznając, że bycie samemu mu nie służy. W takich chwilach rozpamiętuje przeszłość, wraca do tego co było dla niego najbardziej bolesne i co nadal jest świeże, mimo dwóch lat które upłynęły od jego ostatniego sięgnięcia dna. Po raz trzeci nie chce przez to przechodzić, dlatego rzuca się w wir pracy, czy też „uprowadza” młodych chłopców by zapewnić sobie darmową siłę roboczą. Nie przeszkadzały mu więc docinki towarzysza, bo nie poruszał tematów, które by Greenhilla bolały.
Tak, temat jego zmarłej małżonki powinien być dla niego bolesny. Powinien, a jednak nie jest. To była chwila, ślub po pijaku w Vegas z dziewczyną z którą w tamtym okresie pracował. Było im dobrze, jak jest, jednak gdy zachorowała, niespecjalnie się przejął, nie mając w sobie ani grama empatii, czy też współczucia, rzucił się w wir imprez i przygodnego seksu. Ona może go kochała, nigdy się tego nie dowiedział. I nic go to nie obchodziło. Nie wiedział, co to miłość, jak powinien postępować, nikt go tego nie nauczył. Miał być najlepszy, kosztem życia prywatnego. To był. Kosztem życia tej kobiety.
Nie odrywał wzroku od drogi, wymijając jakąś terenówkę, uśmiechnął się jednak z pewną dozą złośliwości.
- Z tego co pamiętam, miała raka, czy białaczkę, nie wiem, to było dawno temu. – machnął ręką sięgając po kolejnego papierosa, patrząc beznamiętnie w drogę przed sobą. Ton głosu nadal mu się nie zmieniał. - Swego czasu jednak ochoczo z mojego kija korzystała, jeśli taki gówniarz jak ty wie, co mam na myśli. – wziął papierosa w usta, wymacał zapalniczkę i podpalił, zaciągając się dymem. Był cholernym dupkiem. Ignorantem i maszyną pozbawioną wyższych uczuć. I w sumie było mu dobrze, tak jak jest.
Popatrzył na niego kątem oka, udając, że mocno się namyśla.
- Czy ja wiem? Ładne cycki miała. I tyłek. No i włosy, długie blond włosy. – pokiwał głową do wyblakłych wspomnień, zaciągając się po raz ponownie. Na jego kolejne słowa uśmiechnął się lekko, ledwie unosząc kąciki ust do góry. - Nie mam problemów z powodzeniem, jeśli do tego pijesz. I w sumie dzięki za komplement, ale z twoich ust brzmi to dosyć dziwnie. – wzdrygnął się, udając obrzydzenie. Chyba zaczynał się coraz lepiej bawić. Autostrada mknęła im za oknami, słońce świeciło wysoko, a on się cholernie dobrze bawi. - Bądź tak łaskaw i sięgnij po wodę na tylne siedzenie. Tylko nie napluj do niej. – strząsnął popiół za okno opierając się wygodniej plecami o fotel. Nawigacja informowała go o najbliższym zjeździe w boczną drogę, dzięki której zaoszczędzą trochę czasu. To chyba jakiś cud.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co miał powiedzieć? Zrobił tylko smutną minę, kiedy facet poinformował go, że nici z bajeczek na dobranoc. Wiadomym było, przynajmniej dla niego, że przez cały ten czas naigrywał się z sytuacji. Z całej tej wycieczki. Z tego pomysłu, żeby pojechali we dwóch. To się nie trzymało kupy, więc ironizował ile mógł. Bo było z czego się naśmiewać. A i czas sobie jakoś przy tym wszystkim umilał.
Reyes pozwalał sobie na bardzo dużo. Ale tez próbował wymacać, na ile mo`że sobie pozwolić. Jak z tą żoną.
Miała raka czy białaczkę – powtórzył za nim. – Nie no, widać, że jesteś z tego typu kochających. – Wypowiedziane to było ironicznie, można powiedzieć: prześmiewczo. Maverick miał ma ustach rozbawiony półuśmiech – nigdy nie bawił się w miłostki, ale za to lubił z tego uczucia szydzić. Był też zdania, że jego to nigdy nie dorwie.
Zaśmiał się krótko pod nosem, kręcąc przy tym głową w lekkim niedowierzaniu. To wszystko w reakcji na kolejną wypowiedź ze strony mężczyzny.
Myślałby kto, że umiesz w żarty. Wychodziłoby, że tego kija w dupie ci jeszcze nie zabetonowali.
Może powinien powziąć sobie za punkt honoru, aby popracować nad tym człowiekiem? Dało się go jeszcze urobić, chyba nie było tak źle. Przynajmniej jeszcze nie zasłaniał się hasłami „nie pyskuj” i „z szacunkiem do starszych, gówniarzu”.
Pokiwał głową, w wyrazie zrozumienia, kiedy mężczyzna w tak „obrazowy” sposób opisał mu swoją zmarłą żoną. Więcej musiałby sam sobie dopowiedzieć, gdyby chciał ją sobie wyobrazić, ale… Spasował. Zainteresował się czymś zupełnie innym, bo co go zaraz jakaś martwa baba będzie przejmowała. Nie miał ze sobą problemów tego typu, nie brał się za to, co zimne. I nie wyobrażał sobie tego także.
Serio? Bo co? Do tej pory żaden facet cię nie skomplementował? – spytał, unosząc przy tym w wyrazie zdziwienia swój lewy łuk brwiowy. Przechylił przy tym głowę, lustrując mężczyznę uważnym spojrzeniem. U niego było to naturalnym by interesować się aparycją każdej płci, nie posiadał żadnego rozgranicznika, bo na dobrą sprawę – na równi interesował się każdą z nich. Choć nie zwykł prawić komplementów zdziadziałym zgredom, za takimi się nie oglądał. Ale skoro już miał okazję, a raczej: nie miał wyboru – bo z jednym był zamknięty w ciasnej puszce, zwanej dalej samochodem, to co innego mu zostało?
A dla niego było to dziwne! To znaczy: rozumiał, że świat był pełen homofobów – takimi to gardził i takich to tłukł, zwłaszcza jeśli chcieli przypierdalać się do tych spraw przy nim i/lub, co gorsza dla nich, względem niego. Niemniej był zdania, że chociaż raz jakiś zuchwały facet postanowił podbić do Staruszka.
Chyba, że chodziło o coś zupełnie innego; chyba, że powód nazwania tego „dosyć dziwnym” był odmienny, niż zakładał Reyes. Że co? Że chodziło o niego, konkretnie?
Tajes, szefie – rzucił, odpinając pasy, aby mieć większy zakres ruchu, który pozwoliłby mu na odwinięcie się do tyłu i sięgnięcie między fotelami po wskazany przez mężczyznę przedmiot. Szkopuł w tym, że samo wykręcanie się nie wystarczyło, bo przedmiot był poza jego zasięgiem. Więc podniósł się, wlazł na fotel kolanami, a potem wcisnął się między fotele. Za dużo Fake Taxi, więc musiał powiedzieć: – Postaraj się powstrzymać i nie klepać mnie po dupie. – Powiedziawszy to, wychylił się bardziej, żeby faktycznie dosięgnąć do butelki, która w miarę jazdy wozem przeturlała się na część kanapy za siedzeniem kierowcy. – Chodź tu, mała szmato – mruknął, wyciągając się po przedmiot, dodał od razu: – To nie do ciebie, Staruszku, nie ekscytuj się tak. – Ależ mu się turbo tryb śmieszka włączył.
Ze swojego zadania wyszedł jednak zwycięsko. Złapał butelkę, potem drugą ręką poprawił chwyt na zagłówku i wciągnął się z powrotem na swój fotel.
Proszę. Pić też ci dać? – zapytał, odkręcając butelkę.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poniekąd sam jest sobie winien, skoro wręcz porwał chłopaka z domu, teraz chcąc nie chcąc musi być gotowy na wielogodzinne pyskówki w wykonaniu młokosa, aczkolwiek Reyes mógł tupnąć nóżką i powiedzieć że nie jedzie. Pewnie nie przyniosłoby to jakiegokolwiek skutku, a tak przynajmniej rozpoczęli podróż bez większych spięć i może zakończą ją bez wyprowadzania z równowagi Greenhilla, chociaż przez ostatnie lata wyrobił sobie sporo cierpliwości, która była wielokrotnie testowana przez innych barze. Taki mocny w gębie dzieciak raczej nie doprowadzi go do białej gorączki.
- Źle trafiłeś. – podsumował temat odpowiadając mu uśmiechem. Nie, z całą pewnością nie należał do tego typu osób. Nie wiedział co to przywiązanie, co to bliskość drugiej osoby. Może kiedyś miał takie wyobrażenie, może ten jego „związek” taki był. To jednak było lata świetlne temu, odległa przeszłość do której nie chce wracać. Tak jak do wielu innych rzeczy.
- Bez tego kija w dupie byłbym nudny. – wyrobił sobie charakter, jego popaprany tatuś mu w tym pomógł, za to w sumie jedyne mu dziękował: że nie był uczuciowym, delikatnym facetem którego zrani każde, ostrzejsze słowo. Owszem, trochę się pogubił, trochę zbyt często się poddawał, ale nigdy nie było łatwo go zranić. W sumie Maverick nie poruszał jakiś niebezpiecznych tematów, albo po prostu Aaronowi chwilowo znudziło się umoralnianie dzieciaka, albo po prostu chciał chociaż raz się bez tego obyć. Może do młodego coś dotrze, może nie, wszystko się okaże. Mają aż szesnaście godzin na to, by się dogadać.
- Bo ty to zrobiłeś zamiast rzucić tekstem z cyklu „jesteś stary pierdziel bez przyszłości” czy co tam ci do głowy wpadnie. – nie, Aaron nie należał do tych całych homofobów, sam nie ograniczał się co do płci swoich zdobyczy, nie raz i nie dwa przyszło mu zaznawać przyjemności i upojnych chwil w ramionach przedstawicieli brzydszej części tego społeczeństwa. Aczkolwiek komplement z ust grubo młodszego towarzysza udręki był czymś... nowym? Niemniej, jak wieloma rzeczami dzisiaj, nie przejął się tym, tylko zerkał to na nawigację, to na drogę.
Kątem oka tylko dostrzegł, jak ten wypina się z pasów, mimo wszystko skupiony na tym, by brać zakręt w miarę ostrożnie, aczkolwiek był to spory łuk. Fizyka sprawiła że tyłek Mavericka znalazł się stanowczo za blisko niego. Skrzywił się, dopalając papierosa, modląc się by tamten przed wyjazdem nie nażarł się fasoli.
- Nawet nie byłoby w co klepać. Ale sieknę cię, jak twój tyłek znajdzie się jeszcze bliżej mnie. – odparł, odchylając głowę na bok, szybko wjeżdżając w zakręt, coby dupa jego towarzysza wróciła na swoje miejsce. Droga którą obrał była bardziej malownicza, szybko z asfaltu przeszła w typową żwirówkę. Na szczęście samochód nie dawał im odczuć wyboi, jedynie kurz w tylnym lusterku świadczył że wjechali w polną część tego kochanego kraju. - Stać cię na lepsze pieszczotliwe określenie mojej osoby. – wywrócił oczami, które zaraz zmrużył, bo na sekundę oślepiły go promienie słoneczne. Mógł chociaż zabrać ze sobą okulary. - Nie, poradzę sobie, dziękuję za troskę. – odparł, wyjmując mu butelkę z dłoni i pociągając kilka łyków. Nie lubił traktowania go jak dziecko, nawet w niewinnych żartach. Chociaż po jego kompanie można wszystkiego się spodziewać. Gdy zaspokoił pragnienie, wyciągnął w jego stronę butelkę. - Łyczka? Jestem szczepiony, jakby co. – no, w razie konieczności może wyczyścić butelkę, jak to robiło się w podstawówce, gdy miało się jeden napój na trójkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bez komentarza pozostawił temat tego, czy ten, przysłowiowy, kij w dupie Aarona miałby sprawiać, że nie jest nudny. Cóż, jak dla Mavericka to Staruszek był zbyt poważny, ale to chyba była domena… ludzi starych. Mieli za mało luzu w sobie, przez to ten ich świat był jakiś taki… bez niczego. Bez zabawy. Nic tylko się zabić. Nautralnie Maverick, gdy trzeba było, potrafił być poważny, ale w jego odbiorze to pan kierowca był zbyt sztywny. Jakby się rozluźnił, to żyłoby mu się lepiej.
Gdy Aaron w końcu wyjaśnił mu, z jakiego powodu miałoby to być dziwnym, aby Reyes rzucał do niego tekstem jak wcześniej, na usta Mavericka wpełzł powściągliwy uśmiech. Przez chwilę po prostu przyglądał się facetowi, z przekrzywioną głową i tym zadowolonym, nieco też rozbawionym grymasem na wargach.
Odwrócił spojrzenie od niego z powrotem na drogę.
Nie mówi się już „pierdziel”. Co to w ogóle za słowo? – Zmienił temat, rzucając uwagę, bez której obaj mogliby dalej żyć, a już na pewno Greenhill. Z drugiej strony powinien docenić, że Maeve dbał o jego rozwój, żeby faktycznie nie został tym podstarzałym boomerem, który mówi jak przedpotopowiec.
Bezpośredniość Mavericka miała dwie strony: możliwość obrażania swojego rozmówcy bez jakichkolwiek hamulców, ale jednocześnie ułatwiała złapanie kontaktu, bo miał też do kompletu bardzo… luźne podejście do wszystkiego. Tak samo do wycieczek ze starszymi panami na drugą stronę kraju.
By w trakcie móc żartować z klepania po tyłku. No przezabawne, ha-ha.
Nie obiecuj, nie obiecuj – rzucił, na moment oglądając się w stronę przestrzeni między fotelami, by złapać wzrokiem choć kawałek sylwetki kierowcy. W następnej chwili już skupił się na tym bojowym zadaniu. Co to w ogóle za pomysł, by wodę wrzucić na tylne siedzenie? Co to – uchwyty i schowki były dla boomerów zbyt skomplikowane do ogarnięcia?
Parsknął jedynie pod nosem, słysząc odpowiedź ze strony mężczyzny, nie podejmując już dalszej dyskusji. A zastanawiało go, czy poprzez „lepsze” rozumiał: ostrzej czy łagodniej. Do tego się dojdzie, jak będzie trzeba. Na pewno się dogadają.
Wyszedł zwycięsko z tej walki o butelkę. Misja wykonana. Mógł wracać do bazy – to jest: na swoje miejsce.
Spojrzał na mężczyznę, a potem na trzymany przez niego przedmiot, wyszczerzając się po jego wypowiedzi.
O, proszę. Już mi proponujesz wymianę śliną? – Sięgnął po butelkę, by przejąć ją. – Wiedziałem, że ten wyjazd jest podejrzany, ale postawiłbyś mi chociaż kolację. Albo maczka, maczkiem nie pogardzę. Nie jadłem nic dzisiaj. Więc jakbyś chciał mnie rozpieścić, to jak się jakiś przy drodze pokaże – wiesz co robić. – Przejętą butelkę zakręcił i wcisnął w uchwyt na kubek, tym samym wywiązując się z obowiązków osoby siedzącej z przodu – ogarnianie jedzenia i picia dla kierowcy. Nawet, jeśli kierowca chciał być „silny i niezależny”. Po swojej wcześniejszej wypowiedzi, dodał: – A potem możemy się dogadać co do tej śliny. – Po tych słowach ściągnął z siebie kurtkę, żeby wrzucić ją na tyle siedzenie – dopiero w tym momencie zaczęła mu przeszkadzać, a też nie było to typowo zimowe okrycie wierzchnie, bo zwyczajna, czarna skóra.
Dopiero potem zapiął pasy, usadawiając się na fotelu jakoś wygodnie.
To jak tam, Staruszku, twoje sprawy sercowe? – Nie ma tematów tabu. – Żony nie ma, umarło jej się na nowotwór czy białaczkę, tego nie wiemy. Męża też nie ma. Dziewczyna? Chłopak? Czy jednak preferujesz ONS? No, to jest – One Night Stand. Rozumiesz taki slang, czy wyjaśnić? – No tu już po prostu był w złośliwy sposób zaczepny. Naprawdę lubił dokuczać temu facetowi, bo on się tak śmiesznie irytował. To przez ten kij w dupie.
Czyli w sumie racja – bez niego by się tak nie wkurzał i nie byłoby zabawy. Bez niego faktycznie byłby nudny.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może i był poważny, jednak nie zmierzał tłumaczyć, dlaczego taki jest, a tym bardziej opowiadać historię swojego życia jakiemuś młokosowi, który zapewne i tak by wyśmiał go, rzucając jakimś niewybrednym komentarzem, a co on będzie się z nim szarpał. Poza tym, owszem jest stary, a w jego wieku pewne rzeczy nie wypada robić. Takie nastawienie ostatnio ratuje go przed popełnieniem kolejnych, życiowych błędów, gdyby się „wyluzował” znowu mógłby stoczyć się na samo dno i tym razem z niego nie wyjść. Teraz ma za wiele do stracenia, by sobie na to pozwolić, dlatego ten kij w dupie mu nadal pozostanie.
Trochę przeraził go wyraz twarzy chłopaka, nieświadomie dreszcz przeszedł przez całe jego ciało. Oj, nie lubił jak ktoś tak na niego patrzył, dobrze że nie siedział mu w głowie, bo myśli szczeniaka pewnie by go jeszcze bardziej przeraziły.
- To oświeć mnie, jak dzisiejsza młodzież się wyraża. W końcu jestem staruszkiem, co nie? – skręcił w kolejną boczną drogę przywołując na twarz cień uśmiechu. Na szczęście nie był drażliwy na temat swojego wieku, w sumie takie przytyki, jakie stosował Maverick na niego nie działały. Miał krzepę dwudziestolatka, poza tym starzał się jak dobre wino. Inaczej co noc nie miałby kogoś innego. W sumie niespecjalnie musi się starać, by zapewnić sobie rozrywkę na wieczór. Ma się ten urok osobisty.
Lubił barwne osoby. Takie, które miały coś do powiedzenia, które mówiły to co myślą, po prostu nie były nudne. Dlatego pewnie po jakimś czasie przestała mu przeszkadzać ta bezpośredniość chłopaka, chociaż na początku bywało różnie. Teraz już się do tego przyzwyczaił, ale nie omieszkiwał mu czasami walnąć wykładu na temat szacunku, nawet nie oczekując, że weźmie to do siebie. Ot, taki typ.
Westchnął ciężko, nie komentując jego słów. Chyba wołami musieliby go zmuszać, by zmacał ten kościsty tyłek, sam o trzeźwych zmysłach tego nie zrobi. Owszem, gdyby tylko chciał, mógłby to zrobić, ale jednak wolał skupić się na drodze i jak najszybszym dojeździe do miejsca przeznaczenia. Sztucznie się do niego uśmiechnął, jedną rękę trzymając na kierownicy, a drugą opierając o okno i drapiąc się po czubku głowy.
-Nic nie proponuję. – burknął. – To dlatego jesteś taki chudy, nic nie jesz pewnie prócz zupek w proszku. Rozpierdolisz sobie tym zdrowie. – odparł, doskonale wiedząc, jak wyglądały studenckie czasy, mimo że sam studiów nie skończył. Swoje jednak zdanie ma na ten temat wyrobione. - Nie będę cię rozpieszczał, nawet o tym kurwa nie marz. Znaj jednak moje dobre serce, wypatruj miejsca gdzie można zjeść. – polna droga się kończyła, wjeżdżali na bardziej ruchliwą drogę z rozsianymi stacjami benzynowymi, więc zapewne za jakieś parę minut znajdą miejsce na postój. Chociaż Aaron chciał znaleźć się na miejscu jak najszybciej, aczkolwiek i jemu powoli doskwierał głód, mimo że on w porównaniu ze szczylem, coś przed wyjazdem zjadł.
Wywrócił oczami. Żadnego dogadywania się nie będzie.
- A co ty taki ciekawski? Wietrzysz jakąś szansę, czy coś? – spojrzał na niego przelotnie, wymijając kolejny samochód. - Jeśli tylko chcę, mogę zapewnić sobie kogoś na jedną noc. Związki są nudne, lepsza jest dobra zabawa. I tak, wiem co to ONS. Poza tym, prowadzę w końcu bar, jestem cholernie dobrą partią. – nie ma to jak skromność, brawo Greenhill. - Posiadanie kogoś, to ograniczenie. Koniec zabawy. A na to nie pozwolę. – pokiwał głową, naprawdę gadając jak człowiek starej daty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zobaczmy. – Zastanowił się przez chwilę, by zaraz potem w głowie ułożyć krótką historyjkę, którą zamierzał opowiedzieć mężczyźnie, tyle tylko, że bez filtra, który przełożyłby ją na mowę wspólną, czyli taką, którą dało się jeszcze zrozumieć, niezależnie od wieku. – Ta alternatywka, która wzięła ode mnie sauce, od początku miała sus podejście, ale myślałem, że to zwykła Julka z Twittera. Co się jednak okazało, cringe w chuj, to nie tylko zodiakara, ale jej stary to foliarz, który ostatnio tak spewuenił na dropie, bo nie ogarnął, że to prank, więc ma teraz kosę z organizaotrami, dzban skończony. Za to jego mała jesieniara, ta od mojego hajsu, ostatnio po melanżu chciała wjechać mi do śpilukolotu, ogarniasz ją? – wyrzucił z siebie, krótką opowiastkę o perypetiach dziewczyny i jej przesądnego ojca. Zaraz po tym spojrzał na mężczyznę, unosząc przy tym lekko brew, chyba czekając na to, aż ten powie mu, czy zrozumiał czy jednak prosi o tłumaczenie, ale dodał też: – Tobie wystarczy, jak będziesz ogarniał boomer. Bardzo ci pasuje. – I choć pokolenie boomerów chyba nie tyczyło się jego przedziału wiekowego, to nie o to też w tym określeniu chodziło, a bardziej o podejście do świata. Jeśli ktoś krzyczał na młodszych, wołając o szacunek do starszych, to samodzielnie przyklejał sobie łatkę boomera. To takie śmieszne słówko. Reyes bardzo chętnie go używał. Choć o wiele bardziej preferował: Staruszek. Przynajmniej względem tego faceta.
Jak pieszczotliwie.
Uniósł delikatnie jeden łuk brwiowy, kiedy usłyszał słowa mężczyzny, w których wskazywał, że Maverick miałby sobie na swojej diecie rozpierdolić zdrowie. To aż samo się prosiło o wywrócenie oczami i słynne, wspominane przed chwilą:
Okay, boomer.
Choć o głodzie mógł szybko zapomnieć, bo wciągnął się w rozmowę z facetem. Odbywała się ona na kompletnym luzie, bez większych hamulców (których chłopak i tak nie miał). Potrafił rozmawiać o wszystkim i z każdym, a to właśnie dzięki temu, że nie posiadał żadnych filtrów. I czasami wychodziło mu to na dobre, a czasami… No kończyło się na tym, że ktoś się produkował, by zwrócić mu uwagę, a on tylko wywracał oczami.
Badam teren, a co? – odpowiedział, wyszczerzywszy się przy tym w bezczelny sposób. Nie miał oporów przed rzucaniem tego typu tekstami, tylko wyobraźni rozmówcy pozostawiając ocenę, co do tego, czy była to prawda, a może gówniarska zaczepka. Gdyby zapytać Reyesa o zdanie: jedno i drugie.
Wysłuchał, jak mężczyzna nieskromnie się opisuje, raz jeszcze dając wyraz swojemu zdziwieniu, a może właśnie podziwowi – jak gdyby mu zaimponował właśnie treścią swojej wypowiedzi. Bo dalej, w kąciku ust, miał lekki, można powiedzieć: bezpruderyjny, półuśmiech. Odwrócił się na fotelu tak, by być bardziej frontem skierowanym do faceta, a jednocześnie swoim grzbietem oprzeć się połowicznie o fotel i o drzwi samochodu. Wsparł też głowę na dłoni, gdzie łokieć oparł o szybę pojazdu.
Wow, wow – rzucił, kiedy Staruszek skończył swoją wypowiedź. – Ciebie o takie nowoczesne podejście bym nie podejrzewał, a tu proszę: zaskoczyłeś mnie. – Nawet nie było ironicznego wydźwięku w jego wypowiedzi. Akurat w tym mógł się zgodzić: związki są nudne. Sam nie potrafił się za bardzo przywiązać, nawet jeśli w kilku „głębszych” relacjach się znalazł. Był też zdania, że nie potrzebuje żadnej miłości do szczęścia. Nie było co się dziwić – nie zaznał jej jako szczeniak, toteż nie szukał jej teraz, jako młody dorosły.
Powinienem ci od teraz mówić per Casanova. Chociaż bardziej mi pasuje Staruszek. – Po tych słowach sięgnął drugą dłonią, by przesunąć krótko po swojej czarnej grzywce. – A ruchasz tylko panienki czy panów też ci się zdarzało? No co? Muszę zapytać, bo – popraw mnie, jeśli się mylę – ale wyglądasz na klasycznego homofoba. – To wypowiedział, dalej na twarzy mając ten swój pół-kpiący, a w połowie prowokacyjny uśmiech, który zdobił jego usta już od pewnego czasu. Pojawił się w miarę rozmowy ze Staruszkiem i nie chciał zniknąć.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”