WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-11-27, 20:09 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Promenada o tej porze roku była już świątecznie udekorowana, chętnie przyciągając spacerowiczów – pary, rodziny z dziećmi, choć gdzieniegdzie przechadzał się ktoś w pojedynkę. Aura zwykle również doceniałaby ten bożonarodzeniowy klimat, ale w tym roku jakoś to wszystko nie sprawiało jej takiej przyjemności. Zresztą, nie była tu po to, aby spacerować, dlatego kiwnęła głową na swoją dzisiejszą towarzyszkę, wskazując jej jedną z knajp, znajdujących się przy samej promenadzie.
Jeszcze nie zdążyły przekroczyć progu, gdy Whitbread poczuła uderzenie, a wraz z nim przypływ niezadowolenia.
Hej, uważaj trochę – warknęła do mężczyzny, który w samym wejściu trącił ją ramieniem, zapatrzony we własny telefon, a nie to, co działo się tuż przed jego nosem. Ten spojrzał na nią jednak tak przestraszonym wzrokiem, że Aura z miejsca straciła ochotę na jakiekolwiek dalsze utarczki słowne. W końcu nie po to tu przyszła, uznała, zerkając z niejakim rozbawieniem na Denise, ciekawa czy i ona zauważyła tę płochliwą reakcję.
W ostatnim czasie nie miała zbyt wiele wolnego czasu, który mogłaby poświęcić znajomym i przyjaciołom. Prawdę mówiąc, od końca października miała wrażenie, jakby stale żyła w jakieś nowej rzeczywistości, która miała coraz mniej wspólnego z jej niekoniecznie satysfakcjonującym, ale mimo wszystko w miarę uporządkowanym życiem. W okolicy halloween (nie tylko ze względu na nowe informacje, ale też fakt bycia na imprezie, która przerodziła się w prawdziwy horror) zaczęła tracić grunt pod nogami i chyba wciąż czuła, że nie może znaleźć stabilizacji.
Potrzebowała chociaż jednego dnia, który mogłaby spędzić bez ciągłego analizowania, kombinowania, za to z kimś, kogo naprawdę lubiła.
Ledwo siadły przy stoliku z którego miały świetny widok na promenadę, a Aura skorzystała z okazji, że kelner kręcił się niedaleko i dała mu znać, żeby podszedł.
Poprosimy dwa grzańce. Dokładnie te – rzuciła, wskazując jednocześnie palcem na jedną z pozycji w karcie, gdzie oprócz piwa obiecywano sporo interesujących i smacznych dodatków. Być może z boku wyglądało to, jakby się rządziła, ale przecież wyciągając Denise na spotkanie, zapowiedziała, że koniecznie muszą wpaść na te grzańce. Były tu nie po raz pierwszy. Kiedy mężczyzna odszedł, Aura przeniosła wzrok na Grimmfield. – To co, Kopciuszku? O której powinnam cię odstawić do zamku, żebyś zdążyła wskoczyć w kieckę i założyć szklane pantofelki? – zażartowała i oparła brodę na splecionych dłoniach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy pora "nigdy" łamane przez "najlepiej po nowym roku", brzmi jak dobry plan? — odparła z krzywym uśmiechem, który szybko przeistoczył się w nietęgą, płaską linię, gdy tylko spuściła wzrok na swoje dłonie. — Ni w oko, ni w ząb... — wyburczała. — Normalnie skakałabym z radości na myśl o Bożym Narodzeniu, ale odkąd ojciec wymyślił te pojednawcze przyjęcia, czuję się, jak produkt propagandowy. Dokładnie tak, produkt propagandowy — podkreśliła, widząc minę Aury. — Mogłabym założyć się z dziesięcioma osobami, że wraz z drugim dniem świąt w wiadomościach codziennych ogłoszą kolejne ruchy partyjne. Dalece kontrowersyjne, dalece odbiegające od modus operandi obu stron. Wiesz dlaczego? — Postukała paznokciem o polakierowany blat, udowadniając, jak bardzo polityka potrafiła zniszczyć otoczkę bożonarodzeniową oraz wpłynąć na umysł osoby skrajnie odbiegającej od wizerunku republikanów. — Podczas takich przyjęć przepływ informacji między jedną i drugą stroną jest równie potężny, co parcie zapominalskich na zakupy last minute w Amazonie. Prędzej, czy później, ktoś skończy pokrzywdzony, ktoś jeszcze inny się wzbogaci, a skrajne przypadki zostaną wykorzystane. Plotki dotrą nie tam, gdzie powinny i kolejne wybory będą przypominały grę w "Zgadnij, kto to?".
Pan Grimmfield dobrze wiedział, co robi, zapraszając jedyną córkę do posiadłości z powrotem w tak krytycznymi okresie dla świata polityki. Wszyscy niezaznajomieni ze środowiskiem najeżonym pułapkami sądzili, że w grudniu spory między partią republikanów i demokratów znikają na rzecz atmosfery miłowania bliźniego, jak siebie samego pod sztandarem skomercjalizowanych mikołajów z ciasta piernikowego. Nic bardziej mylnego.
Przepraszam, zagalopowałam się. — Posłała Whitbread przepraszający uśmiech i rozpięła ciepły płaszcz, pokazując dumnie ciemnozielony sweter "I googled my symptoms. Turns out I'm a Grinch". — Czasem wychodzi ze mnie drugie oblicze aż za bardzo. — Zaśmiała się i idąc za ciosem, ściągnęła okrycie z siebie. — A, właśnie. Zanim na śmierć zapomnę. — Jednak z powrotem założyła, żeby łatwiej wsadzić dłoń do wewnętrznej kieszonki. — Znikam dwudziestego czwartego z radarów, więc chcę ci to dać wcześniej.
Małe, czerwone pudełeczko z cichym stukotem zmaterializowało się spod dłoni Denise. Starannie zawiązana, złota wstążeczka trzymała pokrywkę w miejscu, choć wnętrze nie latało, jak opętane. Nie ważyło dużo, ale miało wielką, ciężką wręcz, wartość sentymentalną — to w końcu święta.
Wesołych świąt... — Przesunęła w bok prezent, wymijając w porę rękę Aury. — ...dopiero w Wigilię. Masz obiecać, że nie otworzysz, dopóki nie nadejdzie pora. Dla Tottie też jest coś w środku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura nie znała się za bardzo na polityce, poza tym, co wydawało jej się istotne, żeby odpowiednio oddać swój głos, kiedy był ku temu czas. Kiedy jednak słuchała Denise przekonywała się, że to był świat, w który raczej nie chciałaby wchodzić.
Myślisz, że twój ojciec bardzo by się zdenerwował, gdybyś się nie zjawiła? – Oczywiście pytanie było czysto retoryczne, bo z opowieści Grimmfield, Aura mogła się domyślić, że reakcja jej ojca nie należałaby do najspokojniejszych. W międzyczasie ściągnęła kurtkę i przełożyła ją przez oparcie siedzenia. – Nie żebym cię próbowała do tego namówić, zwłaszcza, gdyby od tego spotkania miały zależeć losy świata, ale hej, w końcu po tym jak sam się zachował, chyba mógłby się spodziewać czegoś takiego – stwierdziła, bo ze swojej perspektywy tak to widziała. Tylko że ona nie była córką jednej z ważniejszych osób w kraju i mogła sobie wyobrażać, że specjalnie zrobiłaby komuś na złość, chociaż doskonale wiedziała, że to wcale nie jest takie proste. I że czasem jedyne co można zrobić to zacisnąć zęby i przetrwać coś, co ani trochę nam się nie podoba.
Przytknęła dłoń do ust, by choć trochę stłumić śmiech, który wydobył się z jej ust po ujrzeniu swetra Denise. A w jej oczach pojawiły się małe iskierki.
Nawet Grinch ostatecznie pokochał święta – skwitowała, przyglądając się kolejnym poczynaniom swojej towarzyszki. Jej wzrok przesunął się po pięknie zapakowanym pudełeczku, a potem powędrował do góry, ostatecznie zatrzymując na twarzy Denise. Usta rudowłosej ułożyły się w delikatny uśmiech, który poszerzył się, kiedy jej palce natrafiły na pustkę. Czasem zapominała, że niektórzy tak dobrze ją znali. Westchnęła teatralnie.
To prawdziwe tortury, Deni, wiesz przecież, że czekanie to zmora – jęknęła, jakby rzeczywiście taka obietnica była ponad jej siły. Zaraz jednak położyła dłoń w miejscu, gdzie (rzekomo) pod skórą biło jej serce. – No dobrze, obiecuję. A żeby mnie nie kusiło to dam to na przechowanie Tottie, ona na pewno nie pozwoli mi się dobrać do tego przed Wigilią, choćbym próbowała ją przekupić całym koszykiem cytryn – stwierdziła z rozbawieniem, po chwili jednak poważniejąc. – Dziękuję. Ale ja też coś dla ciebie mam – oświadczyła i pochyliła się, by wyjąć to z torebki. Tylko, że nie mogła w niej znaleźć tego, czego szukała, aż dotarło do niej, że najpewniej zostawiła pakunek na szafce. W tym samym momencie dotarł do nich kelner, stawiając dwa grzańce na stoliku, dlatego Aura dopiero po jego odejściu mogła wrócić do tematu. – To znaczy – będę mieć. Jeśli nie spotkamy się do świąt, wyślę ci gołębia z prezentem. Mam nadzieję, że żaden z ochroniarzy czy pomagierów twojego ojca go nie zestrzeli – zażartowała. – Ostatecznie wyślę drugiego, teraz mnie na to stać – wzięła głęboki oddech, a jej ramiona nieco opadły – bo, wyobraź sobie, że mój ojciec zostawił testament. Tak, wiem, minęło jedenaście lat, ale wygląda na to, że razem z Tottie jesteśmy bogate – roześmiała się nerwowo i delikatnie objęła zmarzniętymi dłońmi kufel, ogrzewając je o szkło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chwilę udawała niewzruszoną przysięgą — prawie wieczystą — aż zgodnie przytaknęła z ciepłym uśmiechem, przełamującym mrozy witające do Seattle wraz z połową grudnia. Lubiła drobne przekomarzanki z Aurą Whitbread, bo nikt dotąd nie miał tak uroczej czelności stawiania się oraz empatycznego podejścia okraszonego właściwą ilością bezlitosnego, złośliwego żartu tak bardzo pasującą do rudowłosych kobiet. Chyba właśnie to ujęło Denise najbardziej w śmiałej czeladniczce fryzjerstwa jeszcze kilka lat wstecz, gdy pierwszy raz trafiła do salonu Carmen. W pierwszej chwili przysięgłaby, że ma do czynienia z pełnoprawną fryzjerką i było to naprawdę dobre wrażenie — Aura potrafiła przekonywać do siebie ludzi śmiałością, o ile ci lubili temperamentne towarzystwo. Pod tym kątem nieco lepiej dogadywała się z nią, aniżeli młodszą o kilka minut bliźniaczką zestawu Whitbread, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie przepadała za nimi w duecie.
Nie dało się jednak ukryć, iż nie od kozery to częściej spędzała czas z Aurą. Chodzące żarty o gołębiach zestrzeliwanych przez ojca polityka w końcu nie przechodziły przez usta osób, które za bardzo traktowały Denise jak córeczkę byłego senatora, co prężnie działał na powrót do gry. Może nawet za bardzo — paskudne przyjęcia w domu Grimmfieldów pełne niespodzianek jej świadkiem.
Najwidoczniej nie tylko Marcus Republikanin pozostawał pełen tajemnic.
Denise wybałuszyła oczy, lekko rozchylając usta w zdumieniu. Ze skrajności w skrajność.
Och... — sapnęła krótko, chwilę powstrzymując się przed sięgnięciem po grzańca. — Holy shit.
Proszę pani, tu jest dziecko — odezwał się cierpko mężczyzna siedzący nieopodal przy stoliku z brzdącem w nosidełku.
Och. — Znowu. Denise omiotła wzrokiem szeroki kubek Guinessa z parującym wnętrzem. Jeśli dobrze pamiętała, tylko jedną rzecz sprzedawano tutaj w takiej zastawie. Przybrała uśmiech numer dziesięć: Pierdol się, facet i zatrzepała rzęsami. — Najmocniej przepraszam, że psuję smak irlandzkiej. Pomarańczowy soczek to pana, tak? — Wskazała brzydko palcem na butelkę ze smoczkiem wystającą z kieszeni taty na medal.
Mężczyzna strzelił buraka, wyburczał coś niewyraźnie pod nosem o bezczelności młodzieży (aha!) i odwrócił się w bok do tępo patrzącego dzieciaka w pingwinkowej czapeczce.
Materiał ojcowski z najwyższej półki. — Wywróciła oczami i przysunęła do siebie pachnącego grzańca. Kardamon, cynamon, nuta grejpfrutu i pomarańczy... To, co tygryski lubią najbardziej. — Powtórzę się: holy shit! — ściszyła głos, pochylając się do przodu, aż wydostające się spod golfa swetra włosy otuliły jej kufel, jak nieopuszczona całkiem kurtyna. — Pomijając kwestię kasy, bo tej nigdy dość, ale, kurcze... Skąd? Jak? — Ciekawskie iskierki błysnęły w uniesionych kącikach ust. — Pojawił się na wycieraczce tajemniczy jegomość i ogłosił: hej, tak w sumie, mam tu coś, co się wam przyda? Mów, Chlebku. — Szturchnęła lekko czubem kowbojskiego kozaka nogę Aury. — Mów, mów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie chyba nie planowała zaczynać tego tematu, nie spotkała się z Denise, aby jej się wyżalić i zawracać głowę swoimi problemami, ale w zasadzie nie miała z kim o tym pogadać, oprócz Tottie. A siostra i tak wystarczająco się tym przejmowała, że starsza z bliźniaczek nie chciała jej dokładać własnych wątpliwości i zmartwień. Ciężaru, którego nie dało się zdjąć z ramion zapewnieniami, rzucanymi w powietrze, że wszystko będzie dobrze. Bo Aura wcale nie była co do tego taka pewna. I jeśli miała z kimś o tym pogadać, to wybór był oczywisty. Wcale nie tak łatwo było zasłużyć sobie na zaufanie rudowłosej, która nawet jeśli była dość bezpośrednia to niechętnie dzieliła się naprawdę ważnymi dla niej rzeczami, ale Grimmfield już dawno przebiła ten mur.
Ledwo zarejestrowała słowną potyczkę Denise z mężczyzną.
Noo, nie do końca – przyznała, myśląc jednocześnie, że z mężczyzną na wycieraczce wiąże się druga ciekawostka, którą jeszcze ma w zanadrzu. – Jakiś czas temu zadzwonił do mnie mężczyzna, który twierdził, że jego ojciec był notariuszem, u którego mój, to znaczy nasz, sporządził testament. Ale niedługo po tym też zmarł, a oni musieli zamknąć kancelarię i te papiery jakoś im umknęły. – Wzruszyła delikatnie ramionami, bo choć notariusz opowiadał im tę historię, Aura niewiele z niej zrozumiała, cały czas zastanawiając się na innymi rzeczami, związanymi z tym spadkiem. – On teraz ponownie ją otworzył i gdzieś podczas remontu znaleźli testament ojca. Dostałyśmy dom i kupę kasy – przyznała, delikatnie unosząc kufel, żeby napić się grzańca. Nie przejmowała się szczególnie tym, że gorący napój parzy ją w podniebienie. Najważniejsze, że był tam alkohol, ale ten potrafił – przynajmniej na chwilę – znieczulić i pozwolić spojrzeć na te wszystkie sprawy z dystansem. Albo chociaż udawać, że tak jest. – Normalnie pewnie cieszyłybyśmy się z tego, to oczywiste, ale w tym testamencie jesteśmy uwzględnione tylko my. W sensie – ja i Tottie. Nie ma tam nawet wzmianki o Carlu, ojciec z jakiegoś powodu nic mu nie zostawił – mówiąc to rozłożyła bezradnie ręce, bo chociaż zastanawiała się nad tym wielokrotnie, ciągle nie umiała tego pojąć. Uniosła spojrzenie na Denise. – Ach, a na progu naszego domu pod koniec października pojawił się gość, który przyniósł nam nagranie pokazujące Carla w okolicy naszego domu już po śmierci rodziców – zrzuciła kolejną bombę, uśmiechając się blado. Chyba dopiero, kiedy wypowiedziała te słowa głośno, uświadomiła sobie, że chociaż od jedenastu lat czekała na jakiś przełom w tej sprawie, nie sądziła, że gdy to się stanie, tak zamiesza jej w głowie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z bardzo osobistego doświadczenia — znanego zresztą Aurze, bo regularnie odwiedzała kanapowy wszechświat Denise, kiedy nadarzyła się okazja — córka senatora Grimmfielda (nadal kazał się tak nazywać, choć poprzednie sondaże wskazywały na delikatny spadek głosów do samego urzędu legislacyjnego) zna uczucie wyobcowania przez własnego rodzica i bezproblemowo jest w stanie przytoczyć około dziesięciu luźnych powodów, dlaczego ojciec potrafił nie uwzględnić pociechy w testamencie.
Czy mam na tyle czelności, aby zniszczyć ład czystą teorią? To byłoby jak naprawienie teorii względności rozpoczętej przez Galileusza, gdy uznano prawa elektrodynamiki — całkowite przekształcenie dotychczas znanego świata.
Nigdy nie miała bliźniaczek za słabe ogniwa charakterologicznie, ale hipoteza, jakoby pan Whitbread mógł wyskoczyć do sąsiadki po mleko, cukier i mąkę kilka razy w tygodniu nie podobała się nawet jej — młodej kobiecie znającej podobne zagrania od podszewki, prosto z własnego ogródka. Z drugiej strony, czy to nie brzmiało najbardziej prawdopodobnie?
Przeklęte prawdopodobieństwo...
Stukała na przemian kciukami o kufel, uznając w duchu, że równanie wykluczające niewiadomą — brata Aury i Tottie — jest banalne do rozwiązania i po wstawieniu do wzoru danej x = wykluczenie z grona wzbogaconego rodzeństwa, Denise otrzymywała dwa zestawy rozwiązań, które mogła przedstawić w formie grafu paraboli: po lewej, tendencja spadkowa do zera oznaczająca sympatię pana Whitbreada względem Carla — niechciane dziecko. Tendencja wzrostowa w układzie od zera do nieskończoności dodatniej: sympatia pana Whitbreada i niekwestionowana miłość do córek.
No tak, pomyślała, ale co dalej z Carlem?
Wielkie bum. Aura nie oszczędzała jej dzisiaj, z kolei Denise nie mogła nie zauważyć, z jakim oporem słowa szczerego rozbicia przechodzą przez gardło fryzjerki.
Palce Grimmfield pobladły do granic na knykciach od przyciskania do szkła. Z transu zaskoczenia wyrwało ją szczypanie gorąca na paliczkach. Oderwała dłonie, lecz nie skrzywiła się od razu. Zamiast tego wyprostowała się, jak na rozmowie kwalifikacyjnej, chwilę pomilczała i wtedy padło to mądre...
O. — Brwi nawet jej nie drgnęły. — Tego... się nie spodziewałam. — Brałaby każdą opcję pod uwagę, ale nie tę, która wykluczała znaną jej opowieść o przykrym rozłamie rodzinie Whitbreadów w ich własnym domu. Niewidzialna dłoń zacisnęła pazury na gardle Denise. Cholera jasna, powiedz coś.
Kelner obok przemknął z zamówieniem, rzucając krótkim pytaniem w ich kierunku. Żadna nie odpowiedziała.
Po kolei, gwiazdko — powiedziała głucho, zaraz wracając na Ziemię z orbity "What the fuck?". — Zacznij od historii z nagraniem. Co to był za człowiek? Przedstawił się? Zdradził, skąd zna Carla? Do diaska... To na pewno on? Może ktoś diablo podobny? Jakiś cwaniaczek chce wam zrobić bardzo niesmaczny żart albo usłyszał o spadku...? — Denise zmarszczyła wąski, prosty nosek, nim wypiła mały łyczek grzańca. Równie ciężki i gorący, co temat rozmowy teorii spiskowych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura czuła się rozdarta. Z jednej strony chciała poznać prawdę, chciała raz na zawsze zamknąć tamten rozdział, gdzie ciągle żyła ta piętnastolatka, której dopiero co zakomunikowano, że rodzice nie żyją, a brat zaginął (niedługo potem narracja się zmienia, a zamiast zaginięcia jest śmierć, co rodzi w niej nieprzerwany od lat bunt) i która, zamiast faktycznych odpowiedzi, dostawała współczujące uśmiechy i pobłażliwe wszystko będzie dobrze. Już wtedy miała ochotę powiedzieć im, gdzie mogą sobie takie słowa wsadzić. Nie zadowalało jej pobieżne śledztwo i ustalenia, wydające się mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dobrze wiedziała, że nie zależy im na dowiedzeniu się, co dokładnie miało miejsce tamtego dnia w Renton, jaka historia stoi za dwoma martwymi ciałami i jednym młodym mężczyzną, który rozpłyną się w powietrzu.
Z drugiej natomiast już teraz mogła zauważyć, ile chaosu wprowadzało to do jej życia. Nie żeby Aura miała je równie uporządkowane jak swoją najbliższą przestrzeń, o którą dbała wręcz pedantycznie, ale aktualnie czuła się trochę tak, jakby ktoś zawiązał jej oczy opaską, a następnie bez zapowiedzi wsadził do rozpędzonej kolejki, na tor której nie miała żadnego wpływu.
Chyba dlatego bałaby się równań Denise. Bo ich wynik wcale mógłby jej się nie spodobać.
Sprawdziłam go – przyznała, dokładając do tego nieznaczne wzruszenie ramion. – To jakiś dziennikarz, twierdził, że jest krewniakiem policjanta, który pracował przy tej sprawie i rzeczywiście, ktoś taki był. Zresztą, on jest tu chyba najmniej istotny, po tym jak pojawił się u nas z tym nagraniem, miał się odezwać, ale póki co milczy. – Nie była pewna, czy to działa na jego korzyść, czy może wręcz przeciwnie. Zrezygnował ze swojego prywatnego śledztwa? A może od początku chciał tylko pojawić się na moment i zostawić je z całym mętlikiem, jaki spowodował? – Na tym nagraniu – przełknęła głośno ślinę – widać, że ten chłopak ma bluzę z jakimiś naszywkami na kapturze. Czerwoną jak truskawka i żółtą jak cytryna. Same Carlowi je naszywałyśmy. – Kąciki jej ust na krótki moment uniosły się odrobinę, gdy w głowie rudowłosej wyświetliło się dawne wspomnienie. Z czasów, kiedy nie musiała zastanawiać się nad teoriami, które brzmiałyby prawdopodobnie. Znów upiła trochę grzańca. Łyk po łyku, pozwalając by przyjemnie ogrzewał jej wnętrze. Kiedy odstawiła kufel na stolik trochę mocniej niż było to wskazane, zawiesiła spojrzenie na oczach przyjaciółki. – Może ja po prostu zwariowałam? Jak sądzisz, Deni? – Dziwnie ponura wesołość na chwilę rozświetliła jej oblicze. – Myślisz, że powinnam poprosić Świętego Mikołaja o zdrowie psychiczne na kolejny rok, zamiast, dajmy na to, następnej pary świątecznych skarpetek? – mimowolnie parsknęła śmiechem, bo czuła, że ciężar tej rozmowy zaczyna ją przerastać, że musi znaleźć jakieś ujście dla emocji, które w niej buzowały.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Złapała pewnie Aurę za dłoń i mrugnęła na znak, że odrobina skrajnego humoru im nie zaszkodzi. Krzywy uśmiech przemknął krótko po jasnej twarzy.
Normalność jest przereklamowana — sympatyzowała — a świąteczne skarpetki są niezastąpione, gdy w środku zimy ogrzewanie nawali. Serio. Zdecydowanie proś o skarpetki. — Uścisnęła krótko rękę Whitbread i znów objęła swój kufel. — Jeśli już zwariować, to przynajmniej w cieple. — Wypiła za pomyślność szaleństwa w godnych warunkach. Na mrozie najwyżej można dostać szewskiej pasji w trakcie odśnieżania podjazdu lub odmrażania kończyn w trakcie skrobania szyby samochodowej przed pracą.
Nie widziała racjonalnego rozwiązania dla sprawy domniemanego dziennikarza. Kłopotał tajemniczością bardziej głowę Grimmfield, aniżeli potencjalna perspektywa zmartwychwstania Carla Whitbreada. Ciała nigdy nie znaleziono — tyle pamiętała z ich wspólnego wieczoru wylewania łez i wlewania alkoholu do gardła, od którego z Aurą zaczęły nadawać na tych samych falach. Nie ma ciała, nie ma zbrodni. Nie ma ciała, ale jest masa krwi osoby trzeciej, więc jakie były szanse, że przeżyłby ranny i samotny?
A jakie, że umarłby? Coraz więcej niespecyficznych wersji zdarzeń krążyło nad głową Denise. Nie takiego popołudnia spodziewała się po umówieniu z przyjaciółką na spacer, ale i tak nie zamierzała kręcić nosem. Wiedziała aż za dobrze, jak to jest nie wiedzieć, gdy do gry wchodziło mieszanie między rodzinnymi więzami.
Dziwna sprawa — przyznała i wsparła brodę na piąstce. — Zgaduję, że nie było widać twarzy na nagraniu? — Pytanie retoryczne, inaczej Aura nie zwróciłaby uwagi na kaptur. — Zatem nie można wykluczyć manewru na policjanta. Jedyne, co zobaczyłaś, to znajome ubranie. To twoja druga wiadoma. Pierwsza tkwi w papierach. Trzecia, nieco słaba, zapewne jest w posiadaniu tego dziennikarza. Skoro otworzył na nowo kancelarię, nie mógł zniszczyć wszystkich znalezionych teczek. To niezgodne z prawem stanu Waszyngton. — Czasami przerażało ją, jak dobrze znała odstępstwa od reguł oraz kruczki prawne pozwalające przemknąć dyskretnie politykom w podobnych sytuacjach. Denise wiedziała, że aby ominąć niepotrzebną papirologię, większość dokumentów zamkniętych kancelarii notarialnych trafiała do miejskiego archiwum w dwóch przypadkach: gdy właściciel dokumentów zmarł lub notariusz splajtował.
Słynna fala oszustw tak popularnych w ostatnim czasie wśród europejskich państw stanowiła chleb powszedni na kontynencie Ameryki Północnej od wczesnych lat osiemdziesiątych, kiedy sieć telefoniczna przechodziła kolejną rewolucję. Aktualnie coraz ciężej oszukiwało się starsze społeczeństwo amerykańskie na fałszywego przedstawiciela służb mundurowych, dawno zapomnianego wnuczka syna kuzynki od strony ojca czy agenta firmy ubezpieczającej seniorów na życie, kiedy niecne spółki nie kwapiły się ze składaniem tak niepewnych ofert dziewięćdziesięciolatkom. Sytuacja Aury mimowolnie przypomniała Denise z charakteru takie same działania, ale tym razem w wykonaniu dziennikarza, syna notariusza, u którego pan Whitbread spisał testament.
Przygryzła dolną wargę w zamyśleniu. Coś tu nie pasowało.
Nie chcę cię nakręcać ani na jedną, ani na drugą wersję wydarzeń, ale może warto najpierw sprawdzić, dlaczego Carl nie został ujęty w testamencie. — I dlaczego wasz ojciec za nim nie przepadał... — Byłyście już w Renton? — zapytała nieco bardziej ożywiona.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znała takich słów, które mogłyby wyrazić, jak bardzo docenia wsparcie ze strony Denise. Od zawsze zresztą dzielenie się własnymi uczuciami wychodziło jej dość kulawo, mówiła za dużo lub za mało, czując, że znalezienie tego złotego środka jest zbyt trudne. Dla niej, ponieważ czasem z zazdrością obserwowała, jak innym to przychodzi z łatwością. Dlatego ograniczyła się do tego, by uśmiechnąć z wdzięcznością, licząc, że jej towarzyszka zrozumie to bez słów.
Poza tym w duchu uznała, że powiedzenie o tym wszystkim Grimmfield było dobrym rozwiązaniem, bo dobrze wiedziała, że sama nie jest w stanie spojrzeć na całą tę sprawę obiektywnie, nawet gdyby bardzo się starała. Siłą rzeczy pewne rozwiązania natychmiast odpychała, tylko dlatego, że to dotyczyło jej rodziny, a nie kogoś, kto nic dla niej nie znaczył (a pan dziennikarz i syn notariusza to dwie różne osoby, tylko chyba ja trochę wcześniej namieszałam, sorka!).
Wiedziała, że Denise ma rację. Musiała zacząć szukać odpowiedzi na poszczególne pytania, po kolei, tak by z tego ułożyć kiedyś – jak miała nadzieję – pełny obraz.
Jeszcze nie – przyznała zgodnie z prawdą. – Wybieram się tam po świętach. Porozglądam się trochę po domu, chociaż przypuszczam, że policja wtedy go przeszukiwała, ale jeśli robili to równie skrupulatnie, co w ogóle próbowali rozwiązać tą sprawę... – Wzruszyła ramionami, uznając, że to będzie wystarczające podsumowanie tego, jak bardzo według niej nieudolnie było ono prowadzone. – Może uda mi się też pogadać z sąsiadami, w końcu cholera wie, czasem w filmach pokazują, jak ludzie przypominają sobie jakieś ważne rzeczy po wielu latach – stwierdziła, jednak w jej głosie wyraźnie wybijało się powątpiewanie. Z drugiej strony, trochę liczyła na to, że jeżeli coś nie dotarło w tamtym czasie do policji, to może jej będzie łatwiej wyciągnąć takie informacje, skoro mimo wszystko była częścią tej społeczności. Chyba że czas zadziała na jej niekorzyść.
Dobra, pogadajmy o czymś przyjemniejszym, a potem chodźmy na spacer – zdecydowała, delikatnie stukając paznokciem w grube szkło kufla i zerknęła na Denise z łobuzerskim uśmiechem. – To w co panienka zamierza się ubrać na świąteczną imprezkę u tatusia? Prada, Dior czy może Dolce & Gabbana? – zadała to pytanie takim tonem, jakimi wyobrażała sobie, że mogą rozmawiać o tym panie, które na co dzień zakładają na siebie kreację od sławnych (i cholernie drogich!) projektantów, chociaż niewykluczone, że cała jej szafa nie kosztowała tyle, co jedna taka kiecka za kilka tysięcy dolarów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Grimmfield zmrużyła podejrzliwie oczy, idąc za ciosem.
Przyjemniejsze dla ciebie czy dla ogółu? — zapytała i pokręciła nosem, zrzędząc niewyraźnie w kufel. — Myślałam nad świątecznym pancernikiem z wysprejowanym pancerzem Happy Chanuka — zaczęła, świetnie wiedząc, jak bardzo ojciec nie lubi Żydów — ale pewnie skończy się na jakimś worze pokutnym od krawca Jego Magnificencji. W tym roku odezwał się przez asystenta swojego asystenta, więc niemalże czuję tego ducha serdeczności w powietrzu. — Diagnoza ze swetra okazała się być bardziej niż trafna. — Denise — przybrała niższy ton i przyłożyła dłoń do skroni, jakby poprawiała okulary — pamiętaj, że to spotkanie jest najwyższej wagi, ale zarazem nie odczuwaj presji konieczności. Oczywiście goście będą uradowani z twojej obecności, w końcu nikt jak ty nie przeciąga altu w Last Christmas, ale sądzimy, uważamy i polecamy, abyś powstrzymała się w tym roku od metalowych abstrakcji. Nade wszystko, to święta pokoju i pojednania, nieobdzierania kota żywcem ze skóry w trakcie czarnej mszy. Z poważaniem, Marcus Grimmfield, twój ojciec. — Naprawdę chciała się roześmiać, potraktować całość jako element najprawdziwszego stand-upu, ale nigdy nie była gwiazdą estrady. Nawet podlotkiem.
Denise przez chwilę wpatrywała się w dryfujące w grzańcu pomarańczowo czerwone kawałki cytrusów i kwiatków brązowawego anyżu. W milczeniu na krzesełku starała się przeczekać falę smutku. Słyszała cichy głos dobiegający do niej z tyłu. No, na co ci takie obnażanie? O tym się nie mówi. Ani jej, ani nikomu. Zastanawiała się, czy ma teraz złamać postanowienia, ale gdy zerknęła w bok miejsce, po rozpijającym dziecko ojcu pozostało puste, a dalej w knajpie atmosfera nieco przerzedniała.
Jesteś po prostu zmęczona, Grimmfield.
Czasem zastanawiam się, co byłoby, gdyby nie ten wypadek... i zawsze dochodzę do wniosku, że tak abstrakcyjne myślenie nie ma sensu. Nie potrafię go opisać z pomocą wzorów. Gdybanie nad czymś, co nigdy się nie wydarzy, zwyczajnie nie ma sensu, ale i tak to robię. W święta nawet bardziej niż zwykle. — Odsunęła od siebie kufel. Na dziś wystarczyło. — Dobra, miałyśmy skończyć zrzędzić, a robię coś kompletnie odwrotnego. Przepraszam, Chlebku. — Sprzedała za pół darmo pocieszny, całkiem przekonujący uśmiech pokutny i postukała palcami o blat. — Ostatnia rzecz i zbieramy się stąd: jeżeli tylko będziesz potrzebowała towarzystwa, zabiorę się z tobą do Renton. Chętnie zobaczę twoje rodzinne strony. Wypijemy na werandzie symboliczną lampkę ponczu dla dzieci, a potem pokażesz mi wszystkie miejsca, w których wywijałaś numery. — Wyciągnęła pewnie dłoń przez stół do Aury. — Mamy deal?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie poznała osobiście ojca Denise, ale z opowieści przyjaciółki miała go za człowieka raczej śliskiego, który jednak z pewnością świetnie dostosowywał się do okoliczności i sytuacji, o czym świadczyły chociażby jego wystąpienia, które czasem miała okazję widzieć. Trudno jej było sobie wyobrazić, jak mógł kontaktować się z córką przez pośredników, kiedy miała wciąż w pamięci relacje z własnymi rodzicami.
A jednak okazywało się, że obraz jej rodziny też chyba nie był do końca taki, jak go zapamiętała.
Zagwizdała cicho.
To... bardzo czułe z jego strony – prychnęła ironicznie, delikatnie kręcąc głową. Tuż po tym jednak jej usta ułożyły się w delikatny uśmieszek. – Gdybyś miała już dość tego przepychu, ludzi z kijami w tyłkach i atmosfery chłodniejszej niż temperatura na Antarktydzie to możesz wpaść na Phinney Ridge. Raczej nie będziemy tam podawać kawioru, ale zapewniamy inne atrakcje. – Na przykład maraton filmów świątecznych, do których rok w rok Aura najpewniej przymuszała trochę Tottie, bo nie chciała ich oglądać sama. Ich plany na święta zwykle były podobne – spędzały je najczęściej w domu, ewentualnie któregoś dnia odwiedzając ciotkę.
Całe rozbawienie, które jeszcze przed chwilą utrzymywało się na twarzy Whitbread, zniknęło.
Nigdy mnie za takie rzeczy nie przepraszaj – powiedziała na wstępie trochę ostrzej niż pierwotnie zamierzała, ale szybko jej oblicze złagodniało. Tym razem to ona sięgnęła po dłoń Denise, na moment zamykając ją w uścisku własnej. – Trudno jest doceniać cały ten świąteczny klimat, gdy nie ma już osób, z którymi chciałoby się je spędzić. I niestety nie wszystko da się ubrać w matematyczne wzory. Świat jest zbyt popieprzony, zbyt wiele w nim zmiennych. Chociaż tu może powinnam dodać, że na całe szczęście, bo nie wszyscy są takimi orłami z przedmiotów ścisłych. – Ona zdecydowanie nie była. Cień rozbawienia, trochę wymuszonego, przemknął przez jej twarz. Okres, w którym tak bardzo na wierzch wypływał wartości rodzinne, sprzyjał takim refleksjom, dobrze o tym wiedziała.
O pani, to musiałabyś wziąć jakiś tydzień wolnego – zachichotała mimowolnie, na samą myśl o tym, że mogłaby wziąć Grimmfield na wycieczkę do Renton. I postanowiła, że kiedyś to zrobi. Gdy już myśl o wyjeździe do rodzinnego miasteczka nie będzie tak przerażająca. – Deal. – Skinęła zatem głową, uśmiechając się. I kiedy barman przechodził obok, jej wzrok padł na sąsiedni stolik. Na samym jego środku leżała gałązka jemioły, w formie dekoracji. Aura wychyliła się, by ją zgarnąć, a potem uniosła wysoko nad ich głowy, z łobuzerskim wyrazem twarzy.
A teraz się rozchmurz i dawaj buziaka. Jeszcze nikt mnie nie pocałował w tym roku pod jemiołą, a to ponoć jakaś super ważna tradycja, nie chcę żeby zniszczyła mi cały następny rok. Musimy trochę pomóc szczęściu – stwierdziła, pochylając się nad stolikiem, a w jej oczach tym razem czaiło się szczere rozbawienie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W pierwszej chwili nie od razu wyłapała, co takiego zainteresowało Aurę w stoliku obok, bo i cóż ciekawego mogłoby być w drobinach okruszków czy okrągłych zaciekach po spodkach kufli? Na usta cisnęło się proste pytanie, gdy to jak gałązka oliwna w dziobie pokojowego gołębia wąska gałązka jemioły zawisła tuż nad ich głowami.
Oczy Grimmfield powędrowały z zastanowieniem za zielonymi listkami.
Takie jest twoje modus operandi? — Kącik ust Denise uniósł się szelmowsko, gdy powolutku odsunęła się i założyła ręce wyczekująco. — Każdą swoją randkę zapraszasz na spacer, zwierzasz się z wewnętrznych rozterek i wyciągasz z drugiej osoby kawałki jej duszy... — Otworzyła dłoń i zaraz wymownie zacisnęła. — ...żeby tylko dopełnić świąteczną tradycję? Bardzo to wszystko cwane. — Nagle spoważniała, obrzucając Aurę solidną dawką nieprzewidywalności: — A co jeśli nie wierzę w taką magię?
Z wysokości baru jedna z kelnerek dyskretnie przyglądała się dwójce dziewcząt, niemających pojęcia, że od drobnej obietnicy trzymania sztamy przyjdzie im zmierzyć się z czymś znacznie większym; zdecydowanie większym niż postawione zakłady na "są tylko wygłupiającymi się kumpelami" czy "co za beznadziejnie urocza para".
Grimmfield wytrzymała zaledwie krótką chwilę, nim parsknęła śmiechem po złożonym na szybko buziaku w policzek. Jednak co rude, to lisowate, z kolei co Denise to nigdy nic zgodnie z regułami znanymi i powielanymi; Aura Whitbread musi znaleźć sobie innego "frajera", który da się wykorzystać, aby zadowolić Ducha Świąt, bo w wypadku tej dwójki mógł najwyżej pokręcić głową zażenowany, że dowcipny humor astrofizyczki najwyżej odrobinę wykracza poza dozwoloną strefę komfortu, a kończy się na cierpliwości do gołębi.
Nie lubiła gołębi.
Takich, co dosadnie wypowiadają się o jej nowych, ciepłych butach na promenadzie także, choć dostarczyły nie lada rozrywki rudowłosej towarzyszce. Klnąc zatem na wszystkie opierzone stworzenia na czystym, zimowym niebie, zanim spowinęły je chmury, a pierwszy puch zaczął spadać z nieba, Denise Grimmfield rozstała się z Aurą dopiero po drugiej kawie w kawiarni na końcu ulicy. Tak, dokładnie tej — kawy — którą Whitbread obiecała kupić, aby zadośćuczynić podśmiechiwanie się z białej plamy na czubie lewego buta.
Ta zniewaga krwi wymaga... albo paczki ciastek z musem truskawkowym. Jak dobrze, że tego dnia to portfel Aury cierpiał z przyjaźni.

[z/t x2]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

001. Jayden ostatnimi czasy ograniczał swoje obowiązki w kancelarii. Uwielbiał swoją pracę, jednak przez swoją chorobę nie był w stanie w stu procentach oddawać się pracy. Czasami czuł się źle po tym jak miał chemioterapię. Ale czy ktoś słyszał by rudowłosy chociaż raz narzekał? Nie, bo po prostu tego nie robi. Gdy idzie do biura po prostu pracuje, rozmawia i tak dalej. Nie poddał się chociaż ta wstrętna choroba nie odpuszcza. Jayden jest silnym facetem i nie da się pokonać chorobie. Oczywiście wiedział, że to nie jest zależne od niego, bo jeśli białaczka przybierze na sile to nic z tym nie zrobi. Będzie trzeba dostosować kolejne leczenie tak by w jakiś sposób zaczęło skutkować, a jeśli nie to.. No wiadomo co się może wydarzyć, jednak on nawet o tym nie myśli. Ma dopiero 33 lata i nie chcę jeszcze umierać, ponieważ ma całe życie przed sobą.
Jest naprawdę aktywnym człowiekiem i stara się odżywiać zdrowo, bo to też jest kluczowym elementem jego leczenia, jednak wiadomo - czasem można a nawet trzeba zjeść coś niezdrowego dla naszego lepszego samopoczucia! Może to nie jest potwierdzone badaniami, a może jest? Tego nie wiem, jednak od razu robi się człowiekowi lepiej na sercu gdy zje sobie coś słodkiego lub słonego. Wiadomo o co chodzi! Musiał być też w ruchu, więc nie jest dziwnym, że rano zawsze udawał się na krótki jogging. Naprawdę krótki by się zbytnio nie forsować. Po prostu potrzebował świeżego powietrza, chociaż czy można o takim rodzaju tlenu mówić w takim wielkim mieście jak Seattle? To już kwestia dyskusyjna.
Chodził sobie spokojnie po parku, ponieważ nie chciało mu się wracać do domu. Co prawda były w nim jego kompanii, ale cztery ściany to cztery ściany. Kupił sobie dużą kawę, bo był trochę senny. Pewnie ciśnienie mu nie sprzyjało. Nie spodziewał się, że na kogoś znajomego wpadnie, zwłaszcza tak znajomego. Drobne ciało wpadło na niego. Na szczęście utrzymał kawę i dziewczyna nie została oblana. Jak na razie nie widział twarzy. Tylko burzę włosów.
Ostatnio zmieniony 2021-02-08, 09:52 przez Jayden B. King, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 25 — ..........Ostatnio w jej życiu tyle się działo, że całkiem zapomniała o tym, jak bardzo lubi przesiadywać na promenadzie i rysować coś w swoim szkicowniku. Do pewnego momentu zawsze znajdowała na to czas, nieważne czy było lato i żar lał się z nieba, czy może panowała prawdziwa zima z mrozami i zaspami śniegu po pas. Dopóki nie padało albo nie sypało śniegiem, nie wiało, a na morzu nie było sztormu, przynajmniej raz w tygodniu pojawiała się na jednej z ławeczek ustawionych wzdłuż promenady. Świeże powietrze często potrafiło ukoić jej nerwy, ale wydarzenia z ostatnich miesięcy sprawiły, że wolała zaszyć się w domu, gdzie czuła się najbezpieczniej.
..........Ale jak długo można tak żyć?
..........Prędko zatęskniła za zapachem morza, za wiatrem we włosach i widokiem fal delikatnie rozbijających się o brzeg. Kiedy więc na zewnątrz pogoda się poprawiła, a słońce wychyliło się na moment zza chmur, wcisnęła do swojej torby szkicownik, założyła kurtkę i wyszła — tak po prostu, pod wpływem chwili.
..........Uśmiecha się lekko, gdy jakiś czas później staje na promenadzie, wdychając głęboko świeże, morskie powietrze. I nie tylko ona postanowiła skorzystać z pogody, bo rozglądając się dookoła widzi, że w okolicy kręci się sporo osób. Część z nich najwidoczniej mocno się gdzieś śpieszy, sądząc po tempie ich chodu, ale inni… Inni przyszli tutaj po to, po co przyszła i ona — po spokój.
..........Raz jeszcze rozgląda się dookoła, tym razem w poszukiwaniu wolnej ławki, na której mogłaby na trochę przycupnąć. Widząc jedną, rusza w jej kierunku, jednocześnie zaczynając grzebać w swojej torebce w poszukiwaniu telefonu, który w pewnej chwili się odezwał, sygnalizując nadejście jakiejś wiadomości. I to właśnie w tym momencie — z ręką i wzrokiem utkwionymi w torbie — czuje, jak nagle na kogoś wpada.
..........Przepraszam! — rzuca od razu, jednocześnie zaciskając dłoń na telefonie, który wreszcie wymacała na dnie torebki. Wyjmuje go więc na zewnątrz, jednocześnie wreszcie podnosząc wzrok na osobę, na którą tak bezczelnie weszła.
..........Uśmiech, który jeszcze przed chwilą gościł na jej twarzy, znika w moment. Całe jej ciało zaś nagle się spina, a serce zaczyna bić co najmniej dwa razy szybciej, gdy w mężczyźnie stojącym naprzeciwko niej rozpoznaje…
..........Jayden?
..........Czy to naprawdę on? A może to wyobraźnia postanowiła spłatać jej figla? Mruga więc kilka razy, jakby chciała się pozbyć czegoś z oka, ale nie… On naprawdę przed nią stoi — Jayden King we własnej osobie. Mężczyzna, który mógł być jej przyszłością, gdyby wtedy, w Nowym Jorku, ponad cztery lata temu, wszystko nie poszło się jebać. Mężczyzna, który nie miał pojęcia, co się wtedy wydarzyło, bo zamiast mu wszystko wyjaśnić, wolała uciec i po prostu zapaść się pod ziemię — bo tak było najbezpieczniej.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”