WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://s26162.pcdn.co/wp-content/uploa ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Emmett zmarszczył brwi, wciąż intensywnie wpatrywał się w witrynę sklepową. Zbliżały się urodziny Cioci Lucy i Richardson oczywiście zamierzał wysłać jej jakiś prezent, czułby się wyjątkowo paskudnie gdyby olał urodziny jedynej żyjącej ciotki. Emmy wpatrywał sięw szklaną pozytywkę, która stała na drewnianej półce. Czy taka pozytywka była czymś, co spodobałoby się jego wspaniałej ciotce? Targany skrajnościamy Emmett westchnął ciężko, a następnie przekroczył próg sklepu. Plan był całkiem prosty – miał obejrzeć pozytywkę, kupić ją, zapakować i wrócić do swoich spraw. Wszystko odbyłoby się według planu, gdyby nie to, że w tym samym momencie Emmett zobaczył zabawkowy miecz świetlny. -O raju – szepnął od nosem i czym prędzej podbiegł do reliktu przeszłości, plastikowego dziadostwa, które zdegraduje się dopiero za miliardy lat-Jest świetny – przyznał cicho, wciąż wpatrując się w zabawkę. Dopiero po chwili przypomniał sobie dlaczego wszedł do środka, więc wyprostował się i rozejrzął wokół. Niestety, teraz Emmett zauważył miliard równie ciekawych urządzeń i już nie był taki pewien tego, czy pozytywka była idealnym prezentem dla Cioci Lucy. Masz Ci los!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powoli zaczynał mieć już dość mieszkania w Seattle. Mimo tego, że pomieszkiwał tu już prawie dwa lata (choć z pewnymi przerwami) nadal czuł się tu dość obco, całkiem nie potrafił się zaaklimatyzować. Nie poznawał zbyt wielu nowych osób. Jeśli już to były to raczej przelotne znajomości z kobietami, które nie miały dla niego większego znaczenia i z jego myśli i pamięci znikały tak szybko jak się pojawiały. Nie miał jednak żadnego większego planu dotyczącego wyprowadzki lub pozostania w Seattle. Czekał na jakiś impuls, znak z niebios, który miałby go jakkolwiek ukierunkować. Nic takiego jednak się nie działo. Snuł się więc tak całkiem bez sensu po tych ulicach miasta, które nie wywoływało w nim żadnych większych emocji. Ale też żadne inne emocje nie wypychały go stąd.
Właściwie bez większego celu i żadnego konkretnego zamiaru wszedł do mijanego akurat antykwariatu. Bez zbędnego pośpiechu rozglądał się po tamtejszych wystawkach, przyglądając się tytułom i okładkom. Kiedy jednak jego oczom ukazała się jedna z jego ulubionych książek w jednej z pierwszych edycji, zachowana w sprawie niemalże idealnym z jednocześnie odczuwalnym znakiem czasu ruszył niespiesznie w jej stronie. Gdy jednak położył na niej dłoń i chciał w swoją stronę pociągnąć, napotkał pewien opór.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

14. Cieszyła się niczym dziecko, że po ponad miesięcznej przerwie mogła wrócić do pracy. Jedyną ciemną chmurą na horyzoncie była ta wisząca nad głowami jej i Tottie. Od kilku już dni w ich domu atmosfera była raczej ciężka, spowodowana niedomówieniami, które pojawiły się po drodze. Dotychczas Aura – uparta jak osioł – nie zamierzała pierwsza wyciągać ręki, ale im więcej czasu mijało, tym częstsze nachodziły ją wątpliwości, a brak kontaktu takiego jak zwykle ciążył coraz mocniej. Dlatego wpadła na pomysł, który w jej własnej głowie urósł do rangi tych naprawdę świetnych. Może i nie wypadała najlepiej przy przeprosinach, ale można postarać się w trochę inny sposób.
Zobaczyła ten antykwariat, przejeżdżając tą trasą do domu z pracy, szybko jednak znalazła miejsce do zaparkowania kawałek dalej i cofnęła się, wchodząc do środka. Od razu zwróciła się do sprzedawcy z pytaniem, czy w ogóle mają na stanie książkę, która ją interesowała. Mężczyzna stwierdził, że ma szczęście, bo został ostatni egzemplarz, a potem wskazał jej regał, na którym powinna ją znaleźć; natychmiast skierowała się w tamtą stronę. To nie była byle jaka książka, bo taką mogłaby pewnie kupić w każdym innym miejscu, tylko pierwsze (albo któreś z pierwszych) wydań. Tottie już kiedyś o tym wspominała, że super, gdyby mogła je mieć, niestety były inne, ważniejsze wydatki. Jakiś głos powiedział Aurze, że teraz też pewnie powinna raczej zacisnąć pasa niż wydawać kasę na prawo czy lewo, ale chciała zrobić wyjątek. Musiała zrobić wyjątek. Wyciągnęła dłoń, by chwycić książkę i pójść z nią do kasy, ale ta ani drgnęła, kiedy próbowała ją do siebie przyciągnąć. Uniosła głowę, dopiero teraz dostrzegając obok mężczyznę, który także ją trzymał.
Jej oczy pociemniały.
Hej, zostaw, ja to biorę – powiedziała buńczucznie, tak jakby to było z góry przesądzone i wbiła w niego chmurne spojrzenie. Twarz mężczyzny wydawała się zresztą znajoma, dlatego Aura od razu próbowała odszukać ją w swojej pamięci.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z niechęcią przeniósł wzrok z książki na osobę, która również swoją dłoń na niej położyła i najwidoczniej nie zamierzała w tej kwestii odpuszczać. Twarz wydawała się dość znajoma, choć nie potrafił określić, kiedy i gdzie miałby ją wcześniej widzieć. Najwidoczniej jednak, skoro żadne skojarzenia nie napłynęły od razu, nie była to sytuacja szczególnie znacząca dla niego, by się na dłużej w pamięci zakleszczyć. Albo po prostu była do kogoś trochę podobno. Zresztą nie było to specjalnie istotne w tym momencie. Z książki jednak nie zamierzał zdjąć dłoni, oddając jej tę małą zdobycz. Tym bardziej nie po jej słowach, które jedynie go delikatnie póki co podirytowany.
- Nie bierzesz. Jestem pewien, że wziąłem ją pierwszy. - Właściwie to nie był, ale nie zamierzał odpuszczać. Zdecydowanie mało dżentelmeńskie to z jego strony było, ale przecież on nigdy dżentelmenem nie był. Zresztą takie staroświeckie podejście do roli płci było już całkiem nie na czasie. Z jakiegokolwiek powodu odpuszczać nie zamierzał. Niekoniecznie też był przyzwyczajony do niedostawania tego, na co akurat miał ochotę, a w tym momencie chciał tę książkę. Tak po prostu. Jak coś chciał, to brał. Zawsze tak było i nawet jeśli w ostatnim czasie uczył się tę okropną cechę w sobie wyplewić, to jednak nadal pewne mechanizmy były silniejsze od niego (albo też wcale nie próbował w tym momencie z tym jakkolwiek walczyć). Liczył również, że dziewczyna z kolei szybko sobie odpuści i będzie miał tę całą żenującą sytuację szybko z głowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura miała raczej niezłą pamięć do twarzy, tak jej się przynajmniej wydawało, dopóki nie zaczęła pracować jako fryzjerka. To, że czasem w środku dnia przed jej oczami przewijało się całkiem sporo ludzi, sprawiało, że połączenie twarzy z odpowiednią osobą stanowiło momentami nie lada wyzwanie. I pozostawała wówczas ta wyjątkowo mocno uwierająca pewność, że już gdzieś tę osobę widziała.
Co? – zapytała wyraźnie oburzona zuchwałością (w swoim mniemaniu) mężczyzny. Prawdę mówiąc, spodziewała się, że ten puści książkę, ona ją zgarnie i wyjdzie szczęśliwa z księgarni. Albo i nie. Istniało spore prawdopodobieństwo, że Aura mogłaby się właściwie obyć bez tej książki. Już w chwili, kiedy wyciągała po nią dłoń, zaczęła się zastanawiać, czy to dobry pomysł, może niepotrzebnie tylko wyda pieniądze, no i właściwie czemu to ona wychodzić z inicjatywą. Chyba w ten sposób starała się zagłuszyć wyrzuty sumienia, choć był to sposób wyjątkowo nieodpowiedni. Teraz jednak – z czystej przekory – zamierzała dostać tę książkę. Nawet gdyby potem jej nie kupiła.
A ja jestem pewna, że nie powinieneś być tego taki pewien, bo ewidentnie się mylisz – rzuciła z irytacją, tym bardziej, że w końcu przypomniała sobie, gdzie go już widziała. A przynajmniej tak jej się wydawało, że to był właśnie on.
Włosy już odrosły? – Tym razem przybrała teatralnie przymilny ton, choć to, co pojawiło się na jej ustach przypominało bardziej grymas niż uśmiech. Jeśli się nie pomyliła i to był właśnie on, uznała, że tym bardziej nie odpuści i za nic w świecie nie zabierze ręki z tej książki jako pierwsza. Być może – a raczej na pewno – było to zachowanie dziecinne jak cholera, ale Aura nie zamierzała się tym ani trochę przejmować. Nie pierwszy i nie ostatni raz zachowywałaby się dziecinnie, tylko dlatego, że nie chciała odpuścić. Przyzwyczaiła się.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Allen z kolei nie tylko nie miał dobrej pamięci do twarzy, ale też kompletnie się tym nie przejmował. W żadnym wypadku nie krępowały go te niby niezręczne spotkania, gdy jedna z osób wydaje się znać tę drugą, zaczepiając ją w na ulicy, gdy ta kompletnie tej twarzy nie kojarzy, a co dopiero mówić o zakotwiczeniu jej w odpowiedniej sytuacji z życia. Nie krępowały, bo właściwie w (znacznej) większości przypadków nie przejmował się ludźmi i ich uczuciami, tak po prostu. Nie zamierzał też specjalnie próbować sobie tę sytuacji w odmętach myśli odnaleźć, gdy pewne przebłyski się pojawiały. Raczej sobie tego typu sprawami nie zaprzątał głowy, nie widząc w tym najmniejszego sensu. Gdyby znajdująca się przed nim postać wydała się odpowiednio interesującą, pewnie by ją przecież kojarzył. Choć i tak same przebłyski, mogły świadczyć o tym, że sytuacja w jakimś stopniu mu wtedy w głowie utkwiła, nie przyszło mu jednak do głowy, w jakim konkretnie przypadku się z nią kiedykolwiek widział. O ile w ogóle się to kiedykolwiek zdarzyło, a nie jedynie się zdawało.
Ściągnął brwi, usłyszawszy jej pytanie nie dlatego, że go to w jakiś sposób dotknęło, lecz dlatego, że właściwie niekoniecznie rozumiał te słowa wypowiedziane w tejże sytuacji zupełnie oderwanej od tego bezsensownego i pewnie mocno dziecinnego zdarzenia, jakim było trzymanie wspólnie książki, by na swoim postawić. Włosy? To w takiej sytuacji mógł ją spotkać? Mimowolnie przypomniał sobie sytuację, w której faktycznie miała udział dziewczyna znajdująca się przed nim.
- Trafiły na bardziej kompetentnego fryzjera - rzucił w odpowiedzi. W tej sytuacji tym bardziej nie zamierzał odpuszczać z książką, choć absurd tej sytuacji już dawno do niego dotarł. - Może gdybyś mniej czasu spędzała na podbieraniu książek, a więcej na przygotowaniu do zawodu, efekty byłyby lepsze - dodał, odwzajemniając złośliwie uśmiech.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura mimo wszystko starała się podchodzić profesjonalnie do wykonywanej pracy. Była świadoma tego, że praca z klientami nie zawsze jest usłana różami i że mogą pojawić się konfliktowe sytuacje, ale przecież nie mogła sobie pozwolić na to, aby wchodzić w pyskówkę z kimś, kto przyszedł do niej po konkretną usługę. To znaczy – zwykle trzymała się tej zasady, bo czasem pozwalała sobie na ustępstwa. Jak chociażby, kiedy obsługiwała stojącego obok mężczyznę. Właściwie, po takim czasie nie potrafiła już powiedzieć, co spowodowało eskalację konfliktu, pamiętała natomiast, że tamtego dnia jej wiele rzeczy nie szło po jej myśli, a tamta sytuacja po prostu przelała czarę goryczy. Jasne, że już po fakcie nie była z tego dumna, ale skoro nie wywalili jej po tym z pracy (ani nie miała żadnych innych nieprzyjemności z tego tytułu), puściła to w niepamięć.
Do dziś.
Jakiś fryzjer w ogóle chciał cię obsłużyć? Współczuję mu i jednocześnie podziwiam – mówiąc to, wywróciła oczami, na moment znów skupiając wzrok na książce. Gdzieś obok nich przeszedł inny klient, zerkając z ciekawością na nich zerkając – w czym chyba nie było nic dziwnego, bo dla kogoś z boku musieli dość zabawnie wyglądać, kiedy jedno i drugie próbowało dostać książkę. Sytuacja właściwie absurdalna. Rozum podpowiadał, że może warto byłoby odpuścić. Czemu zatem się nie wycofała? Racjonalne postępowanie nie było jej najmocniejszą stroną. Prychnęła. – Nie mam w zwyczaju brać na poważnie rad od takich buców – oznajmiła, wykrzywiając usta w pogardliwym uśmiechu.

edit. 06.11 - postać w nieaktywnych.

W końcu najpewniej zareagował sam właściciel i całkiem możliwe, że żadne z nich tej książki ostatecznie nie dostało.

/ zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

kontynuacja z jarmarku

Byłby to scenariusz optymalny, gdyby przekroczenie progu szpitala działało jak magiczne zaklęcie, które wymazywało obrazy i myśli ostatnich godzin, pozwalając grubą kreską odciąć się od pracy. Kiedy wszystkie trudne przypadki, męczące konsultacje z nadmiarem pytań, nużące i przydługawe zebrania zespołu (które miały tendencję zbyt dużą do zamieniania się w spotkania z nadmiarem nudnawych żartów, a dla niego była to całkowita strata czasu) stawały się tylko mglistym wspomnieniem, a on mógł z pustą głową oddać się lepieniu glinianych wazoników, przygotowaniom do triathlonu lub gotowaniem po kolei wszystkich potraw z grubej książki kucharskiej. (To na pewno były fascynujące hobby, on był wyłącznie biegaczem, na skraju kryzysu wieku średniego.) Niestety, była to praca wymagająca nie tylko powołania, ale przede wszystkim poświęcenia, a skomplikowane operacje i nieudane zabiegi zostawały najbardziej wyraźne rysy w pamięci, które podstępem wślizgiwały się w najmniej oczekiwanych momentach. Jedyną ucieczką były objęcia Morfeusza, a fakt, że Flynn sypiał za krótko i jak kamień działały na jego korzyść: swoich snów nie pamiętał w najmniejszej cząstce. Dlatego też unikał zbyt częstej integracji ze współpracownikami, chociaż były wyjątki potwierdzające regułę, a niespodziewane spotkania w mieście zazwyczaj kończyły się na podobnej wymianie grzeczności i nonszalanckiej rozmowy jak z Belle. Wizyta na jarmarku miała być z założenia krótka (aby była jak najmniej bolesna, Flynn nie reagował na zatłoczone miejsca z ekscytacją), szybko i do celu w postaci likieru jajecznego. Tym czasem właśnie stał nieco rozbawiony zakłopotaną pielęgniarką, z którą ostatnio składali rękę małego fana lodowisk, w kurtce, z której nie wyparowała w zupełności plama grzanego wina, a co jeszcze bardziej zaskakujące, oszczędzając sobie i jej bez nerwowego zerkania na zegarek. Dla odmiany, wreszcie!, dziś nigdzie się nie spieszył (no, może do pralni tylko przed zamknięciem).
— W Portland padało, jak zwykle zresztą. Seattle przy tamtejszej pogodzie to Karaiby. — nie był postacią z cukru, więc nie miał nic przeciwko zszarzałym ulewom, zahartowała go pogoda w rodzinnym mieście. Przecież nie tylko on znajdował rytmiczne uderzenia kropel deszczu o szybę za uspokajające. — Specyficzne święta? — zaśmiał się. — Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest to dość powszechne określenie, już to usłyszałem od kilku znajomych w tym roku. — wszyscy zawsze przed świętami byli zestresowani, a po rodzinnych spotkaniach wściekli, dlatego Flynn doceniał, że od kilku lat odpuszczali z ojcem ten cały cyrk i po prostu siedzieli przed kominkiem z bursztynowym płynem, chodzili na spacery z emerytowanym wyżłem, a świątecznym quizem było rozszyfrowywanie wyników badań taty. Całkiem udane święta w jego opinii, ale też jeśli nie mógł dotrzeć do Portland na tych kilka dni, nie płakał cichutko w najdalszym kącie swojego mieszkania.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

To było poniekąd dziwne, ale Belle miała tendencję do zapamiętywania swoich snów, albo choćby ich części. To trochę tak jakby jej umysł przez cały czas działał na zwiększonych obrotach i jakby zapełniał nadmiarowe luki w pamięci, chociaż lepiej by zabrzmiał nadmiar wolnych miejsc na tworzenie nowych wspomnień. O dziwo jej sny były bardzo realistyczne i świadome, więc nie raz Chateux zastanawiała się, czy aby na pewno to przeżyła, czy to był jednak sen. Raz chciała nawet oszukać przeznaczenie w liceum i gdy wyśniło jej się, że dostanie najgorszą ocenę za odpytywanie jej na fizyce to obudziła się w środku nocy i obkuła z tego tematu, a gdy przyszło co do czego czyli do lekcji to pewna siebie podeszła do tablicy, gdy już została wezwana i byłaby gotowa odpowiedzieć na każde pytanie nauczyciela, ale nie na to, które on zadał, czyli z zupełnie innego tematu, tematu na którym jej nie było, bo była chora. I tak skończyła zatem z oceną do poprawy za odpowiedź ustną i tak, więc czy warto było walczyć z przeznaczeniem? Zawsze trzeba jej przyznać że próbowała. I mogłaby być potwornie zmęczona i zasnąć bardzo szybko to i tak jakąś część snu zapamiętała, taka już była. Jak już Flynn nie zdąży do tej pralni to Belle może się podjąć próby wyprania kurtki, częstując przez ten czas mężczyznę jakimś smacznym obiadem oraz ciepłym napojem, ale nie żeby Chateux coś proponowała oczywiście. Porównanie Seattle do Karaibów było dosyć ciekawym spostrzeżeniem, sama by pewnie na takowe nie wpadła, ale nie była nigdy w Portland, by móc tak porównać te dwa miasta do siebie. Jednak zaśmiała się lekko na to porównanie.
- Mam rozumieć że Portland to takie deszczowe miasto niczym hm, słynny z wiecznych deszczy Londyn? - zapytała szukając właściwego porównania, aż je wreszcie znalazła z europejskim miastem, w którym była gdy wraz z mamą mieszkały we Francji, w kraju rodzinnym jej ojca. Belle nie przeszkadzał deszcz, no chyba że nie przemokła do suchej nitki i nie była potem przeziębiona, ale taniec dwójki zakochanych w sobie osób w deszczu wyglądał niezwykle romantycznie. Sama chciałaby przeżyć taki taniec w deszczu, no może bez późniejszej choroby jednak.
- Wie pan, zwykle obchodzę skromne święta z mamą, a tym razem wybrałam się do rodziny, która obchodzi Hanukę i święta jednocześnie. Dlatego był chórek fałszujących żydowskich chłopców, bójka wśród nastoletnich członków rodziny i prezenty, które wydaje mi się że były kompletnie nie trafione i do niczego nie przydatne. Ale to pewnie jest normalne w dużej rodzinie, ja po prostu nie jestem do takich świąt przyzwyczajona. - uznała że w sumie co ma do ukrycia? Powiedziała zatem o tych specyficznych świętach u Hirschów i wzruszyła na koniec ramionami, sądząc że może tak zwykle jest tylko ona się nie zna. Już nie wspominała o tym jakie otrzymała prezenty, bo w sumie tylko z tory się ucieszyła, miała co czytać grubego przynajmniej. Może stamtąd dowie się po co jej ten świecznik? Zaśmiała się razem z nim.
- Każdy pewnie uważa co innego za specyficzne, ale mogłabym się założyć o to, że bardziej specyficznych od moich tegorocznych świąt znajomi nie mieli. - dodała od siebie, wciąż uważając że te święta były ekstremalnie dziwne. Ale za rok czy dwa już przywyknie i nie będzie jej to aż tak raziło.
- Jak się czuje pana tata? - zapytała, bo słyszała też z plotek, że starszy pan Cassady ostatnio choruje.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Umysł Flynna działał na wysokich obrotach przez większość doby, nie tylko, gdy stawką było czyjeś zdrowie, ale potrafił zręcznie krążyć w meandrach globalnego pokoju, Brexitu, wpływu przemysłowego chowu zwierząt na środowisko, Stanleya Kubricka, pogody w Nowej Zelandii i czasami, jak miał nastrój i zaufanie do rozmówcy, w kwestiach bardziej prywatnych. W szpitalu oblewało go jak zimny pot wykańczające skupienie, znacznie ograniczające energię i przyjemność, jaką czerpał ze zwykłych rozmów o niekończących się ulewach. Najpewniej to był główny powód, dla którego w szpitalu uchodził za niedostępną i oschłą jednostkę, nie zawsze sypiącą rozluźniającymi żartami z rękawa, inicjującą spotkania i ogólnie czynnie uczestniczącą w tym całym cyrku zwanym życiem. Był to wynik nie tylko temperamentu zdominowanego przez wewnętrzny spokój, priorytetów wyznaczających rytm dnia (zbyt daleko nie planował, bo to była wizja przytłaczająca: wciskanie własnych potrzeb między kolejne operacje), a też doświadczeń, które zostawiły głęboki ślad na jego emocjonalnej wnęce. Flynn funkcjonował w pewnym odsunięciu celowo, również z wygody, nie wykonując żadnych zdecydowanych kroków, gdy chodziło o własną ekspresję, co nie oznaczało jednak, że nigdy się nie uśmiechał, nigdy nie wyznał miłości i nigdy nie czuł otępiającej tkanki wściekłości.
— Portland? Tak, zdecydowanie brytyjskie wrzosowiska niż Kalifornia. Można się przyzwyczaić. — jemu ta specyficzna atmosfera zupełnie nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie: zimne uderzenia wiatru w twarz, buty zostawiające kałużę rozpaczy w przedpokoju i ciepłe swetry nie tylko komplementowały to blade lico, ale też w pełni zsynchronizowały się z jego potrzebą światła i samotności. — Pani święta brzmią intensywnie, ale też intrygująco. Zresztą, co kto lubi. — jego na pewno by wykończyły do imentu, w tym rzadkich chwilach pod etykietką odpoczynku starał się robić naprawdę mało, do niczego nie zmuszać się, nie musieć podążać bezwiednie za wypełnionym harmonogramem, tylko siedzieć przed kominkiem, drapać psa za uchem i rozmawiać z ojcem. Flynn teraz docenił, że taka prosta, wręcz banalna rzecz sprawiła mu ostatnio tyle przyjemności (której istnienie chyba w ostatnich miesiącach wyparł), a o mały włos znów wybrałby dyżur.
— Ojciec ma kardiologiczne problemy, nic poważnego, w jego wieku wręcz standardowe, ale musi brać jakieś leki, żeby to kontrolować. — zaskoczyło go to pytanie, ponieważ temat zaliczał do szufladki prywatne, więc nie poruszał go zbyt często w wolnej przestrzeni, niemniej, nie robił też na siłę tajemnicy, więc odpowiedział zgodnie z prawdą. Zrobił tyle, co mógł: załatwił konsultację u najlepszego kardiologa w Portland, kontrolował wyniki zdalnie, zbyt rzadko zjawiając się w domu rodzinnym — bo sytuacja tego nie wymagała i wydawała się być opanowana. Flynn zrobił wymijający krok w stronę stoiska z nieszczęsnym likierem, przecież w końcu po to tu przyszedł, na chwilę przepraszając Belle i kupując butelkę o wąskiej szyjce dla zaprzyjaźnionej sąsiadki.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Nie można powiedzieć, że Chateux zamykała się głównie na jedne tematy, bo interesowała się również tym, co się dzieje na świecie, ale chyba nie potrafiła aż tak doskonale przeskakiwać pomiędzy tematami, zmieniając je dla własnej wygody. Pewnie dlatego czasami mogła się wydawać tak zwyczajnie monotematyczna. W szpitalu starała się głównie skupiać na pracy, w końcu wymarzyła sobie by zostać dobrym, jeśli nie doskonałym kardiochirurgiem, czasami jednak rozpraszała ją niezwykła uroda, tudzież przystojność tutejszych lekarzy, z którymi to odbywała różne zabiegi ucząc się każdej dziedziny medycyny by móc później z czystym sumieniem wybrać odpowiednią ścieżkę kariery, a mianowicie specjalizację. Póki co Chateux wiedziała że chce zrobić najpierw kardiologię, a następnie torakochirurgię. A przy przystojnych lekarzach nie wiedziała jak ma się zachować, więc niejednokrotnie rzuciła coś nie na miejscu.
- Osobiście preferuję coś pośredniego pomiędzy tropikami a krajem wiecznego deszczu, a mianowicie Prowansja w okresie kwitnienia lawendy. Wtedy widoki są tak piękne, że gdybym tylko miała talent malarski to bym zawarła pola lawendowe na każdym swoim obrazie. - niestety Belle nie miała doskonałej kreski, nawet na zajęciach z histopatologii prowadzący śmiał się z jej artystycznego rysunku przekroju śledziony że są to uwaga uwaga, szparagi! Jak można było urazić tę artystyczną duszę, która starała się idealnie odwzorować widok spod mikroskopu? Dobrze że na chirurgii nie musiała dużo rysować co chce zrobić, bo by nie raz pewnie zastanawiano się który narząd właściwie chce blondynka operować. Wiadomo też było że z Europejskich państw pokochała Francję, skąd wywodzą się jej korzenie, a mianowicie te od strony ojca. I uważała że zarówno Paryż, jak i Lyon czy wcześniej już wspomniana Prowansja są niezwykle malowniczymi miejscami. Poza tym smak wina z tamtejszych winnic, smak francuskich pocałunków, którego zaznała jedynie raz w życiu mogłyby spowodować rozmarzenie, ale stażystka wolała skupić się jednak na swoim towarzyszu.
- Dla mnie jednak trochę za bardzo intensywnie. To taka przepaść pomiędzy takimi skromnymi świętami spędzonymi w gronie zaledwie dwuosobowym, a nagle w gronie większości rodziny, gdzie dochodzi do sytuacji które znam zwykle z opowieści innych. - przyznała szczerze, bo to wcale nie było tak że tamte święta jej się nie podobały, tylko trochę ją przytłoczyły i przerosły te wszelkie rewelacje, bójka, dziwne prezenty i ogółem cała tamta specyficzno-chaotyczna atmosfera.
- Czy pan jest raczej zwolennikiem świąt z pompą czy skromnej uroczystości w małym gronie? - zapytała jeszcze chcąc poznać jego zdanie, skoro sam stwierdził że jej święta były intrygujące to mogło oznaczać, że lubi gdy wiele się dzieje, zaś intensywnie świadczy o tym, że może jednak wolałby sam w takowych nie uczestniczyć. Chyba na samo słowo "kardiologiczne" i "problemy" w jej oczach aż zabłysło. Ona była urodzona do rozwiązywania kardiologicznych problemów, operować uszkodzone zastawki, jednak nie chciała mu się narzucać zbytnio wypytując. Nie każdy to przecież lubi.
- Rozumiem zatem że wszystko pod kontrolą. To bardzo dobrze. Jednak gdyby pana tata potrzebował operacji to polecam naszego doktora Wainwrighta. I nie mówię tego dlatego, bo jestem jego protegowaną i chcę pod jego pieczą zrobić specjalizację, ale dlatego że jest on naprawdę świetny w tym fachu. - nawet uśmiechnęła się do mężczyzny, zachwalając przy tym też kolegę z pracy ich obojga, a jednocześnie jej mentora, pod którego okiem naprawdę sporo planuje się nauczyć by móc samodzielnie w przyszłości przeprowadzać różne niezwykle trudne operacje na sercu. Belle przyglądała się z boku jak mężczyzna kupuje butelkę i zmarszczyła brwi. Czy to jest...
- Proszę tej nie kupować. Niestety nie poleciłabym tego likieru nikomu, nawet największemu wrogowi. Ale za to mogę polecić o tamtą buteleczkę po lewej. Przepyszna, sąsiadce będzie smakowała. - zareagowała wręcz instynktownie łapiąc go za rękę w której to trzymał portfel lub kartę, czy telefon, w zależności od tego czym płacił. Może i zachowała się tym samym jak niepoczytalna, ale wolała uchronić go przed kupnem likieru, po którym niestety ona sama musiała obejmować sedes przez zbyt długi czas.
- Proszę mi zaufać pod tym względem. - dodała, patrząc mu w oczy z zapewnieniem że naprawdę wie co mówi, nie chcąc mu zdradzać nieprzyjemnych szczegółów z próby tego tańszego, ale bardziej ohydnego likieru. I puściła jego rękę wiedząc, że przytrzymała ją stanowczo zbyt długo, po czym posłała mu przepraszający tym razem uśmiech.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przywiązywał uwagę do skrupulatnego dobierania słów, windując wymagania bardziej od rozmówcy niż samego siebie. Choć pieczołowicie i mimowolnie pielęgnował wrodzony dystans, to nie tracił oddechu na własną kreację, wystudiowane pozy i zdania wielokrotnie złożone. Najpewniej, w oczach nieznajomych (a także tych przypadkowych kontaktów w czeluściach szpitala) sprawiał wrażenie aroganckiego bufona, z czym nie zamierzał walczyć, żeby komuś cokolwiek ułatwiać ani udowadniać. Sam podchodził do jakichkolwiek relacji (zgodnie z modernistyczną dewizą less is more, wierzył w jakość niźli ilość, to pewnie już oznaka zbliżającej się czterdziestki) wybiórczo, bez uprawiania towarzyskich tańców godowych, które na siłę próbowały wykształcać więzi, rodzić bliskość i wypełniać wolne godziny czyimś towarzystwem. Sporne było, czy w ogóle tego potrzebował. Flynn funkcjonował we własnym tempie, słuchając nie tylko swojego zegara biologicznego (bo w tym często zawodzi łwłasną fizjologię i był jak nieporadna ryba, płynąc wbrew prądowi górskiego potoku), ale wewnętrznej potrzeby bezpieczeństwa, niezdarnie ulokowanej w usunięciu się na boczny tor. Wielu relacji nie drążył, pozwalając im istnieć obok, z doskoku kończąc konwersacje i chwilowo zaspokajać własną ciekawość. Nie znajdował argumentów, żeby tkwić w czymś (z kimś?) na stałe. Nie miał zaufania do mechanizmów obietnic na zawsze, na dłużej, do następnego roku. Może to konieczność improwizacji i bycia w gotowości, konieczna w zawodzie chirurga, tylko pogłębiła jego znamię porzucenia i nie przywiązywania się. Kundel, który może w każdej chwili zniknąć.
— Hm, lawendowe pola, ładnie to pani naszkicowała. Mi chyba wystarczą monochromatyczne akweny, niezależnie od pogody. — nie kłamał; banalnie uspokajała go woda, nie słońce żarzące się w szklistych refleksach, nie kolorowo zabarwione łąki, ani pocztówkowe, historyczne monumenty. Woda, nic więcej.
Zmarszczył czoło, w pierwszym odruchu na pytanie Belle o święta, przez ułamek sekundy zastanawiając się, na jaki pułap szczerości może (chce) sobie pozwolić. Nie wyczekiwał tych kilku dni z utęsknieniem przez cały rok, raczej zlewały się w wolny, długi weekend (antyteza w jego wykonaniu), gdy pozwalał sobie na wyciszenie telefonu, zniknięcie z mapy czasu i miejsca, by tkwić w całkowitym letargu.
— Boże Narodzenie chyba nie mają dla mnie wyjątkowego znaczenia, mogę po prostu odpocząć i nadrobić zaległości. — być może nie towarzyskie, ale książkę, od pół roku czekającą na stoliku nocnym, film, o którym słyszał w trakcie przerwy na dyżurze, być gdzieś poza bladymi jarzeniówkami. Święta nigdy nie był przesadnie celebrowane; bez nadmiaru plastikowych dekoracji, a w drobnych rytuałach, które razem z ojcem wspólnie wykształcili (kakao ewoluowało w koniak).
Zauważył te drobne gesty, którymi Belle powstrzymała go przed katastrofą błędnego zakupu (a liczył, że sąsiadka dalej okazjonalnie będzie podlewać mi fikusa); sięgnął po likier, który wskazała pielęgniarka.
—Skoro tak pani mówi, zupełnie nie jestem ekspertem w takich mieszankach, dziękuję. — zapłacił i przelotem spojrzał na zegarek. — Niestety muszę się pożegnać, mam nadzieję, że uda się wypić kolejne grzane wino bez straty. Do zobaczenia. — dodał, z lekkim uśmiechem, wsuwając dłoń i butelkę do kieszeni kurtki, która już nie była mokra od wcześniejszego kolizji, ale aromat goździków i pomarańczy miał mu towarzyszyć jeszcze w drodze do domu.

/ zt x2

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

#3

Katherine uwielbiała swoją pracę. Lubiła ten niewielki antykwariat, który był pełen rzeczy z duszą. Nie wszystkie były bardzo stare, ale każdy z przedmiotów był... cóż, miał po prostu to coś, nie były to rzeczy, które można było kupić w supermarkecie. Brunetka lubiła proces wybierania rzeczy do sklepiku, wizyty na wyprzedażach garażowych w okolicznych mieścinkach, czy przeglądanie internetu, by tam coś ciekawego wypatrzeć. Jej mąż dobrze zarabiał, więc nie musiała wypruwać żył, by antykwariat przynosił jak największe zyski, bo niektóre miesiące były słabe. Jednak przyjemność czerpała każdego tygodnia.
Akurat zajmowała się zmiataniem kurzu z donic, wazonów i tym podobnych - była to robota na kilkadziesiąt minut, bo takie rzeczy jednak miały moc przyciągania wszelkich pyłków i innych tego typu drobinek. A takie sprzątanie było idealnym momentem na to, aby nieco zmienić wystrój na stołach i półkach.
W tle leciało dość cicho radio, a właściwie muzyka z laptopa służbowego, a brunetka krzątała się po niewielkim pomieszczeniu, przekładała szpargały i eksponowała komplety śniadaniowe. Jakby mogła i nie miała dziecka w domu, to każdą kawę piłaby z misternej filiżanki... Niby dosłyszała, że ktoś wchodzi do środka, ale zawsze dawała chwilę klientowi, aby sam się rozejrzał, więc tylko spojrzała na klientkę i się lekko uśmiechnęła. Po kilku minutach podeszła do niej, z piękną żardinierą w ręce.-Myśli pani, że uda mi się jeszcze w którejś kwiaciarni dostać hiacynty? Te kwiaty chyba najlepiej by tu wyglądały....-zaczęła zastanawiać się na głos. Jak w kwiatach ciętych miała spore rozeznanie, tak te doniczkowe... cóż, nie były jej mocną stroną.

autor

B.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#18

Clover też na swoją nie narzekała, chociaż musiała przyznać, że całkiem nieźle czuła się jako świeżo obudzona artystka. Oczywiście była totalną amatorką, na kurs chodziła zaledwie kilka miesięcy, nie mówiąc nawet o tym, że dopiero poznawała różne techniki malowania, a przed nią były jeszcze rzeźby i cała masa innych, ciekawych rzeczy. I nie mogła się doczekać aż to wszystko odkryje. Co swoją drogą było bardzo odświeżające, bo naprawdę…. no poprzedni rok był najgorszym rokiem jej życia i strasznie potrzebowała tego wytchnienia, nowej pasji i czegoś nowego w swoim życiu. Rany zaczęły się leczyć, a ona mogła się skupić na sobie. To był pierwszy raz od dawna, kiedy była singielką, więc miała czas się zastanowić czego sama chce od życia, co sprawia że jest szczęśliwa. I zorientowała się, że od dawna już nie uzupełniała swojej biblioteczki o książki, bo cóż… czytała głównie magazyny branżowe do swojej pracy. Więc wybrała się właśnie tutaj, przesuwając wzrokiem po półkach i wybierając różne tytuły. I akurat kiedy z ciekawości czytała opis jakiegoś gorącego romansidła, usłyszała głos pracownicy, wystraszyła się i upuściła książkę - a to nie jest tak, że są w stanie wszystko sprowadzić, żeby oferta była różnorodna? Któraś z nich na pewno powinna je mieć.... - odparła z lekkim rozbawieniem i zażenowaniem, bo okładka z półnagim macho i jego kobietą leżała na ziemi, ujawniając co za żenujący tytuł przeglądała. - A to pani antykwariat? - zapytała zaciekawiona, schylając się szybko po książkę i od razu odkładając ją na półkę.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Sunset Hill”