WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

kawiarnia

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Adore na tym etapie prawdopodobnie nie powierzyłaby spraw komuś, do kogo nie miała zaufania – dlatego, jeśli kiedykolwiek narodziłyby się u niej kolejne problemy, prawdopodobnie zadzwoniłaby do Kylie. Ot z przyzwyczajenia, wygody oraz dlatego, że przekonała ją już o swoich umiejętnościach, dyskrecji i profesjonalnym podejściu. Była dobra w swoim fachu; tego Adore absolutnie nie mogłaby jej odmówić.
Chociaż humor niekoniecznie jej dopisywał, gdy Kylie zajęła miejsce naprzeciwko, przywdziała najlepszy uśmiech, na jaki ją było stać. – Dwa lata. Zaraz po tym, jak załatwiłyśmy tamtą sprawę … – powiedziała, w dalszym ciągu nie pozwalając sobie na użycie słowa rozwód. Nie przepadała za tym. – To była raczej spontaniczna decyzja. Zanim się zorientowałam, pakowałam walizki – wzruszyła ramionami. Wbrew temu, jakie pozory próbowała w tym momencie stworzyć, nie była to wcale najłatwiejsza decyzja w jej życiu. Wręcz przeciwnie. Czy spontaniczna? To natomiast kwestia dyskusyjna. Fakt, myślała o tym dość długo; myślała i zastanawiała się, aczkolwiek chyba nigdy nie biorąc tego na poważnie. Jednakże w pewnym momencie po prostu coś w niej pękło i zdecydowała wówczas, że potrzebuje uciec. Jak najdalej. – Nie brakowało mi Seattle. Chwilę przed moim wyjazdem nie było zbyt miło, więc nie miałam za czym tęsknić. Ale teraz jest dziwnie, wiesz? Czuję się czasami, jakbym trafiła do całkiem innej rzeczywistości. Nie potrafię nawet tego wyjaśnić – skomentowała, mając na myśli zmiany w mieście, czy też u jej znajomych, których życie cały czas gnało do przodu, podczas gdy ona zawiesiła się. – A co u ciebie? – zagaiła. Ostatnimi czasy zdecydowanie wolała słuchać, niż opowiadać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oby nie. Znaczy... Jeśli ma już do kogoś zadzwonić, niech rzeczywiście dzwoni do panny Russell, ale znacznie lepiej będzie, kiedy już nigdy Adore nie będzie postawiona przed wyborem - brać adwokata czy nie brać. Na co to komu?
A humor... Nie zawsze trzeba mieć dobry. Nie zawsze trzeba się dostosować do dobrego humoru rozmówcy. Kylie chciała wierzyć w to, że ludzie, których spotyka na co dzień, mimo wszystko będą dobrze czuć się w jej towarzystwie i po prostu będą sobą. Nawet gdyby Marquez chciała posiedzieć w ciszy, Russell byłaby zadowolona.
- Tak, tak czasem bywa. Ale to chyba dobrze, co? Zmiana środowiska bywa naprawdę dobra.
Miała nadzieję, że takowa naprawdę jej pomogła i teraz wróciła do miasta w lepszym nastroju. Oczywiście nie będzie wypytywała jej o szczegóły, nie spyta, co robiła i jak sobie radziła. Były przecież ciekawsze tematy.
- Nie będę udawać, że to doskonale rozumiem, chociaż chyba wiem, co masz na myśli - usmiechnęła się. - Ale miło widzieć się w Seattle - puściła jej oczko. Tu akurat mówiła szczerą prawdę. Nie to, żeby wcześniej ściemniała, teraz była po prostu jeszcze bardziej prawdziwa. Cieszyła się, że Adore jakoś poukładała swoje sprawy (oby!) i wróciła, nawet jeśli, póki co, zamierzała słuchać innych. To cenna umiejętność, nie każdy to potrafił.
- U mnie... - zaczęła i uśmiechnęła się pod nosem. - Miałam po drodze kilka zawirowań, byłam zawieszona, ale wróciłam już do pracy i jestem jeszcze bardziej ambitna, niż wtedy. No i... Mam kogoś.
Może nieco się zarumieniła, może nieco bardziej, ale z tego wszystkiego, co działo się u niej przez ostatnie lata, z tego jednego była najbardziej dumna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie tak, że Adore przewidywała kolejne katastrofy w swoim życiu, bo ABSOLUTNIE nic takiego nie miała na myśli. Jeśli jednak coś by się stało, wiedziała, do kogo może zadzwonić – i tyle w zasadzie wystarczało. Jak na ten moment. Przyjmowała, że zawsze dobrze jest mieć jakąś opcję awaryjną, na wypadek, gdyby sprawy po raz kolejny się posypały. – Tak, zmiana środowiska potrafi zdziałać cuda – powiedziała, rzeczywiście mając to na myśli. Gdy znajdowała się za granicą, czuła się znacznie lepiej, a do Seattle wróciła z naładowaną baterią i liczyła, że tej energii wystarczy jej na długo. Niestety tym razem nie miała racji. Już kilka dni po powrocie zorientowała się, że jej smutek wcale nie minął, a został po prostu zapauzowany – dlatego też dość szybko wróciła do punktu wyjścia. – Po prostu hm, jest inaczej. Ja się nie zmieniłam, ale ludzie owszem. I wszystko dookoła również – momentami czuła się jak postać z serialu, która zniknęła na kilka sezonów, po czym pojawiała się nagle, po przywróceniu nie posiadając nawet żadnych szalonych historii z okresu, w którym nie występowała. Teraz natomiast spadła na boczny tor, ponieważ scenarzyści już dawno zdążyli o niej zapomnieć. – Ciebie również miło widzieć – dodała, uśmiechając się do dawnej znajomej. Naprawdę cieszyła się, że ją spotkała. – Zawieszona? Hm, to dobrze, że mogłaś wrócić do swoich obowiązków – powiedziała, bo chociaż chciała zapytać o szczegóły, czuła, że nie wypada. Ponadto, starała się, żeby nie zabrzmiało to jakkolwiek defensywnie. Sama przecież doskonale wiedziała, jak to jest, bo ostatecznie również straciła uprawnienia i cóż … sprawa do dzisiaj nie została porządnie rozwiązana. Adore zdawała sobie sprawę z ego, że powinna czym prędzej się tym zająć, ale raz za razem odkładała kwestie zawodowe na później, bojąc się jakichkolwiek konfrontacji. – O! Kogo? Jak się poznaliście? Długo jesteście razem? – dopytywała, podłapując temat. W przeciwieństwie do kwestii związanych z pracą, o tym mogły rozmawiać swobodnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przytaknęła. Czasem nawet krótki wyjazd i oderwanie się od swojego środowiska potrafi zdziałać cuda, więc ani trochę nie dziwiło jej podejście Adore. Nawet jeśli dobry nastrój towarzyszy człowiekowi zaledwie przez kilka dni, to i tak zawsze to kilka dni więcej, niż bez wyjazdu.
- Tak. Doskonale to rozumiem - westchnęła. Jej przytrafiło się osiemnastomiesięczne zniknięcie z serialu, więc wiedziała, co Marquez miała na myśli. Po wyjściu z więzienia musiała nauczyć się na nowo wielu rzeczy, poświęcić chwilę, żeby przypomnieć sobie "kto z kim i dlaczego", a przede wszystkim - żeby samemu na nowo poukładać sobie wszystko w głowie.
- Zawieszenie to i tak najmniejszy wymiar kary. Trochę narozrabiałam i... Sama rozumiesz. Ale to nie miało nic wspólnego z pracą - zapewniła ją od razu, żeby Adore nie pomyślała sobie czasem, że Kylie była zawieszona za złamanie tajemnicy adwokackiej lub granie na niekorzyść swojego klienta. O nie nie, to zdecydowanie nie miało tu miejsca. Dla swoich klientów zawsze będzie walczyć do końca, chociaż teraz podchodziła do wszystkiego nieco pokorniej. Tylko nieco. Wciąż była dawną Kylie, ale jednocześnie nie mogła powiedzieć, że ta nowa, nieco spokojniejsza, była zła. Przede wszystkim nieco inaczej podchodziła do pewnych spraw, na przykład do spraw damsko-męskich.
- No, już ponad rok - uśmiechnęła się. - Znamy się od lat. Abel od zawsze pracował dla mojego brata i jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się spotykać.
Wciąż to robili i nic nie wskazywało na to, że przestaną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że Kylie zrobiła błąd w pracy, ignorując potrzeby klienta oraz jego prawa i nie raczyłaby czegoś podobnego zasugerować. Słowa dawnej koleżanki jedynie utwierdziły ją w tym przekonaniu. – Yhm – mruknęła; nie dlatego, że traktowała jej wypowiedź z jakąkolwiek pretensjonalnością. Po prostu nie wiedziała, co innego mogłaby dodać, nie znając szczegółów, o które raczej nie wypadało jej pytać. Jak już zostało wspomniane, w kwestiach związanych z pracą, Adore jej ufała; do tego stopnia, że powierzyła jej swój rozwód, który za wszelką cenę chciała rozegrać po cichu, nie wysyłając przypadkiem zbędnych sygnałów w stronę (byłego już) męża. – Ach, rozumiem. Rok to całkiem niezły wynik – skomentowała, podnosząc kubek z kawą i wypijając z niego spory łyk. Z doświadczenia wiedziała, że czas trwania związku o niczym nie świadczy, aczkolwiek nie chciała zawracać jej głowy własnymi, zbytnio zgeneralizowanymi wnioskami. Ostatecznie, w jej przypadku, sama była odpowiedzialna za rozpad małżeństwa. Nawet jeżeli powolutku zaczynała rozumieć, że nie jest jedyną winną w tym układzie.
Kolejne pół godziny spędziły, plotkując na temat mieszkańców Seattle i w spokoju pijąc kawę. Potem rozeszły się, na nowo zapisując w telefonach swoje numery kontaktowe. Adore miała cichą nadzieję, że jeśli kiedykolwiek będzie chciała zadzwonić lub napisać, to tylko i wyłącznie po to, by swobodnie porozmawiać; a nie z przymusu, po raz kolejny potrzebując prawnika.

/ zt x2 <3

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zanim otworzyła drzwi od samochodu jeszcze raz oceniła odległość do wejścia do kawiarni. Zaledwie parę kroków, które i tak będzie musiała przebiec, bo z nieba woda lała się strumieniami. Mieszkając całe życie w Seattle zdążyła przywyknąć do deszczu, ale czegoś takiego… dawno nie widziała. Ba! Nie była pewna, czy kiedykolwiek w swoim trzydziestokilkuletnim życiu przeżyła coś takiego. Jeszcze raz podziękowała kierowcy ubera, wzięła głębszy oddech i wyszła na tą ulewę, by po przebiegnięciu paru metrów znaleźć się w kawiarni. I tak zdążyła zmoknąć. Odgarnęła z czoła wilgotny kosmyk włosów i rozejrzała się po wnętrzu w poszukiwaniu osoby, z którą się umówiła.
Osoby… Ogarnij się, Elodie.
Zlokalizowała go przy jednym ze stolików, więc ruszyła w tamtym kierunku, uśmiechając się do niego ładnie. Może warunki pogodowe nie sprzyjały, może łatwiej byłoby to spotkanie odwołać albo przełożyć na inny termin, ale nie chciała. Nie chciała tego odwlekać w czasie. I tak jak nie była pewna, czy to cokolwiek da, czy to do czegokolwiek doprowadzi… cieszyła się, że będą mieli okazję chociaż porozmawiać. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie tęskniła. Nawet jeśli rozwód był jej pomysłem to nie znaczyło, że zniosła to dobrze – wręcz przeciwnie. Każda jedna komórka jej organizmu sprzeciwiała się temu, co w tamtej chwili robiła, ale starała się to racjonalizować. I jak zawsze – postawiła na swoim. Rzadko później żałowała swoich decyzji, ale teraz… no cóż.
- Hej – szepnęła, gdy znalazła się już przy jego stoliku i pochyliła się, żeby się przywitać i złożyć na jego policzku krótki pocałunek. Przyjacielski. Tak bardzo przyjacielski, że ją samo to zabolało – Wybacz spóźnienie, ale warunki są fatalne. Nie wiedziałam, że w Seattle może być tak… źle. Nie zdziwię się jak zaraz ulicą przeleje się jakaś fala pieprzonego tsunami. – prychnęła, uśmiechnęła się pod nosem i wbiła spojrzenie w mężczyznę po drugiej stronie stolika – Dobrze wyglądasz – przyznała, uśmiechając się i zgarniając kosmyk włosów za ucho. Dziwne uczucie znów się spotkać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla niego to rozstanie nie było łatwe. Kochał ją kiedyś i przez długi czas wierzył, że sprawy między nimi jeszcze da się naprostować. Pomylił się, tak samo jak mylił się wtedy, kiedy za bardzo się od niej odsunął, skupiając się na pomocy ojcu. Tego jednak żałować nie mógł, przynajmniej nie w pełni, bo chociaż ten dystans na pewno przyczynił się do rozpadu ich małżeństwa, nie ujmował temu, że szkody ponieśli już wcześniej. Tak bardzo skupili się na walce o nią, że po drodze całkowicie zapomnieli o walce o siebie nawzajem. Tego jednak nie żałował również i gdyby stanął przed ponowną możliwością wyboru, zrobiłby wszystko dokładnie tak, jak wcześniej. Jeśli ich małżeństwo miało być ceną za to, że Elodie nadal stąpała po tym świecie cała i zdrowa, Milo był skłonny ją ponieść. Choć skłamałby twierdząc, że wcale za nią nie tęsknił. Dziś jednak nie myślał o tym, od ich spotkania nie oczekując niczego więcej, jak zwyczajne nadrobienie zaległości. Choć rozwiedli się, obyło się bez całego tego rozwodowego szamba, a ich stosunki miały prawo pozostać ciepłe, prawda? Nawet jeżeli nie byli razem, odegrali w swoich życiach cholernie ważne role i teraz, po długich miesiącach życia osobno, Garroway nadal się o nią troszczył. Nadal była dla niego ważna, nawet jeżeli nieszczególnie jej to okazywał - ku temu nie miał sposobności. Gdyby jednak wystarczająco się skupiła, może dostrzegłaby to w jego oczach, bo widoczne było to dość wyraźnie, kiedy jego wzrok spoczął na jej twarzy. Wtedy też samoistnie się uśmiechnął, zupełnie nad tym nie panował. - Cześć - odparł, kiedy znajoma woń jej perfum uderzyła w jego nozdrza, przypominając o wszystkim tym, co kiedyś mieli. Oblizał nerwowo dolną wargę i skupił myśli na czymś innym, bo bliski był stracenia fasonu. - Wtedy będziesz mogła się pochwalić, że przeżyłaś tsunami w miłym towarzystwie - mrugnął do niej, po czym kącik jego ust wygiął się w łagodnym uśmiechu. Ułożył dłonie na karcie menu, ale nie zerknął na nią nawet. Wzrok nadal miał wpatrzony w Elodie. - To samo mogę powiedzieć o tobie - i nie mówił tego wyłącznie z czystej przyzwoitości. Nie było w tym także nic dziwnego, prezentowała się przecież nienagannie, a poza tym dla niego zawsze wyglądała ślicznie. - Co u ciebie? Jak się czujesz? - zagaił, nawet nie próbując kryć się z tym, że pytał głównie o jej zdrowie. Nie sądził, aby musiał. Przeżyli ze sobą przecież tyle, iż normalnym powinno wydawać się to, że się o nią martwił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może spotkanie z Milo nie było dobrym pomysłem. Może było to jak rozdrapywanie starych ran, może nie miało to najmniejszego sensu i najważniejsze… do niczego to nie prowadziło. Chyba oboje doskonale wiedzieli, że minęło za dużo czasu i po drodze wydarzyło się za dużo różnych rzeczy, żeby była dla nich jakakolwiek szansa na naprawienie błędów przeszłości. Nie dzwoniła do niego, ani nie proponowała spotkania by niczym harpia zdobyć serce mężczyzny, którego już kiedyś miała, którego chciała z powrotem. Nie. Raczej chyba po prostu chciała, żeby mogli sobie w spokoju te błędy wybaczyć. Najwięcej w tym układzie do zarzucenia miała sobie samej i domyślała się, że i on miał pełne prawo być rozżalony. Ba! Miał pełne prawo być na nią wściekły. Doceniała więc, że w ogóle zgodził się na to spotkanie.
- Najmilszym – dodała, uśmiechając się pod nosem, zajmując miejsce i nie mogąc się powstrzymać by mu się przyglądać. Po prostu. Trochę bezczelnie? Bezwstydnie? Na pewno bez większego skrępowania. Sunęła spojrzeniem po jego twarzy i torsie, ale głównie to właśnie na twarzy się skupiała. Jakby próbowała ocenić jak bardzo się zmieniła od czasu, gdy ostatni raz się widzieli. Czy dorobił się jakieś nowej zmarszczki? Czy nadal reagował tak samo? Potrafiła czytać z niego jak z otwartej książki, wiedziała co oznacza konkretny wyraz twarzy, napięcie danych mięśni i odpowiednie zmarszczki. Dzisiaj? Dzisiaj nie wiedziała nic.
- Doskonale, dziękuję. Niedawno miałam kontrolę, wygląda na to, że wszystko jest raczej w porządku. Może wyniki nie są jak u szesnastolatki, ale i do szesnastolatki mi trochę brakuje. – zażartowała, uśmiechając się pod nosem – Zamawiałeś już coś? – zerknęła na kartę, którą trzymał przed sobą – Zdecydowanie potrzebuję kawy. – zadecydowała i rozejrzała się z kelnerem, czy ten może gdzieś tu krążył w okolicy i mógłby przyjąć ich zamówienie. Żadnego jednak nie było, więc wróciła spojrzeniem do Milo – A… co u ciebie? Nigdy nie podejrzewałam, że będziemy zdawać tego typu pytania, ale trzeba zacząć od podstaw. – plus naprawdę była ciekawa!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zakładał, że za ich dzisiejszym wyjściem mogłyby kryć się jakieś ukryte pobudki, ponieważ sam takowych nie posiadał. Ich małżeństwo skończyło się, podobnie jak skończyły się jakiekolwiek szanse na wspólne poukładanie sobie przyszłości, ale Garroway nie uważał, aby był to powód do tego, by całkowicie się przekreślać. Jak wspomniałam, Elodie odegrała w jego życiu bardzo ważną rolę i nie potrafił tak po prostu wyrzucić jej ze swojego umysłu. Troszczył się o nią, martwił się, a jednak nie oznaczało to, że potrafiłby wyobrazić sobie powrót do niej. Czasem tęsknił za tym, co mieli w przeszłości, to prawda, ale wiedział, iż były to odczucia czysto nostalgiczne. Nic z tego nie mogło już do niego wrócić i nie próbował łudzić się, że jest inaczej. Niemniej, gdyby tylko doszli do wniosku, że między ich dwójką jest miejsce na inną, bardziej przyjacielską relację, Milo bardzo chętnie by jej to zagwarantował. Teraz jednak uśmiechnął się łagodnie, ciepło, kiedy obdarzyła go tym komplementem. Bo chyba tak odczytać mógł jej słowa, prawda? Może odrobinę pożałował, że gdzieś pod koniec ich relacji zabrakło im tego spokoju i wzajemnego zrozumienia. Co do tego drugiego nie miał jednak pewności, czy zdołaliby jeszcze ponownie je odnaleźć. - W takim razie cieszę się, że jest dobrze. Naprawdę - choć podkreślił szczerość swoich słów, i bez tego powinna wiedzieć, że mówił poważnie. Jeszcze nie tak dawno temu była jego żoną, jedyną kobietą, którą kochał do szaleństwa. Nawet teraz, kiedy nie byli już razem, nie umiałby znieść myśli, że działo się z nią coś złego. To właśnie to wcześniej zaślepiło go na problemy wdzierające się do ich relacji. - Czekałem na ciebie - odpowiedział, po czym wykorzystał tę chwilę, kiedy rozglądała się za kelnerem, aby lepiej przyjrzeć się jej samej. Wyglądała dobrze, zdrowo - perypetię z jej chorobą sprawiły, że mimowolnie analizował jej wygląd pod tym kątem. - Jeśli mam być szczery, niewiele się zmieniło. Znalazłem całkiem niezłe mieszkanie, zbieram nowe zlecenia. Kilka tygodni temu adoptowałem psa. Skubaniec zeżarł mi już dwie pary butów - mruknął z niezadowoleniem, ale jego usta i tak wygięły się w uśmiechu. Nadal uczył się funkcjonować z tym czworonożnym potworem, ale pomimo małych potknięć, zdołał obdarzyć go swoją sympatią. - Taka jak zawsze? - dopytał o jej preferencje odnośnie kawy, kiedy udało mu się pochwycić wzrok jednej z kelnerek, która właśnie zmierzała w ich stronę. Jeszcze kilka miesięcy temu byłby pewny tego, co brunetka zamówi, ale dziś nie mógł ręczyć za to, że któreś z jej przyzwyczajeń nie zdążyło się zmienić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było dobrze i nie zamierzała dusić w sobie tej świadomości, że to dzięki niemu jest dobrze. Że wyszła z tego całego bagna, w którym w pewnym momencie się znalazła tylko i wyłącznie doskonałym lekarzom i jego pomocy. Ale nawet sami lekarze by jej z tego nie wyciągnęli, gdyby nie pokazywał jej każdego jednego dnia jak walczyć i że jest o co. Była mu za to wdzięczna i nie przestała nawet na jedną chwilę. Zresztą też nie zamierzała. Dlatego tak ważne było dla niej schowanie dumy do kieszeni i odnowienie kontaktu z mężczyzną, który był swego czasu jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Dobrze było móc znowu siedzieć przy jednym stoliku, obserwować go i widzieć ten uśmiech.
- Adoptowałeś psa? – wyłapała zaskoczona. Na pytanie o kawę tylko twierdząco skinęła, nic się nie zmieniło… nie przy wyborze kawy. Właściwie to musiała przyznać, że w ogóle niewiele się w jej życiu zmieniło. Bo… co? No nic. Ciągle to praca była jej konikiem, ciągle to firma była dla niej najważniejsza, była jej dzieckiem i nawet psa nie mogła adoptować, bo nie miała na niego czasu. Musiałby biedny całymi dniami siedzieć sam w domu, gdy ona bawiła się w prawdziwą bizneswoman.
Uśmiechnęła się pogodnie do kelnerki, która zjawiła się przy ich stoliku i pozwoliła Milo czynić honory i złożyć zamówienie, chociaż we własnej głowie wyrecytowała jak będzie ono wyglądało. Naprawdę niewiele się zmieniło. Odprowadziła kobietę wzrokiem do lady i wróciła spojrzeniem do mężczyzny siedzącego przy stoliku
Nie wiedziałam, że kiedykolwiek chciałeś psa… że w ogóle o tym myślałeś. Dlaczego właściwie nigdy nie mieliśmy psa? – zmarszczyła śmiesznie nos i zaśmiała się, kręcąc lekko głową, bo to było głupie pytanie i niepotrzebnie je zadawała. To całkiem oczywiste. Ponieważ byłaś cholerną pracoholiczką, zachorowałaś na raka a później wniosłaś pozew o rozwód, dlatego właśnie nie zdążyliście mieć nawet psa, Elodie…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie chciał, żeby w gruzach legło wszystko to, co budowali przez długie lata. Nie chodziło wyłącznie o aspekt uczuciowy, bo chociaż kochał ją kiedyś, sprawy między nimi skomplikowały się do tego stopnia, że dłużej nie potrafiłby jej przy sobie zatrzymywać. I to nie tak, że tego nie chciał - przez długi czas żałował, że wymknęła mu się z rąk, ale ilekroć wracał myślami do tego, co zostało z ich małżeństwa po wygranej walce z chorobą, nie mógł pozbyć się wrażenia, że jedynie się w tym dusili. Ona się dusiła, a on nie chciał, aby zapamiętała ich związek w ten sposób. Zależało mu na zakończeniu, które mimo wszystko pozwoliłoby im na pozytywne wspomnienia. Na coś, co nie wymagałoby dobrych wspomnień i wydawało mu się, że zdołali to osiągnąć. Gdyby było inaczej, żal i wzajemna niechęć nie pozwoliłyby na to, aby teraz siedzieli ze sobą przy jednym stoliku. Wówczas obrzucaliby się wyłącznie spojrzeniami, które winy szukały w tym drugim. Naprawdę cieszył się, że nie tak to wyglądało. - Bo nie chciałem - przyznał, posyłając jej łagodny uśmiech, kiedy kelnerka odmaszerowała już od ich stolika. Skoro był wolnym mężczyzną, prawdopodobnie powinien teraz odprowadzić ją wzrokiem, ale nic z tego. Jego spojrzenie nadal utkwione było w Elodie, bo kiedy ta była obok, była najważniejsza. Ten sposób myślenia najwyraźniej pozostał w nim od czasu, kiedy się rozstali. - Albo przynajmniej nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie wiem. To było trochę jak impuls. Uznałem, że znacznie przyjemniej wraca się do mieszkania, w którym ktoś na ciebie czeka - wzruszył ramionami, po czym sięgnął po kawę. Czy takie stwierdzenia były dla nich tematem tabu? Nie miał pojęcia, a jednak po chwili poczuł się trochę dziwnie. Może nie powinien był o tym wspominać. - I chyba trochę tego nie przemyślałem, skoro ten złośliwiec walczy ze mną o przestrzeń na każdym kroku. Jak tak dalej pójdzie, pod moją nieobecność zajmie sypialnię i to ja będę musiał spać w legowisku - przyznał ze śmiechem, a później odstawił na blat kubek, z którego upił odrobinę ciepłego płynu. - I zawsze szczeka, kiedy włączam swoje ulubione kawałki. Właściwie mam wrażenie, że całkiem dobrze byście się ze sobą dogadali - skwitował, trochę przy tym wypominając jej uwagi odnośnie jego gustu muzycznego, które gdzieś tam przez długie lata ich związku zdołały się przewinąć. Najwyraźniej pewnymi rzeczami różnili się od siebie, ale tego Milo nigdy nie uznawał za coś złego. Uważał raczej, że jeszcze ich to umacniało. Szkoda, że nie na długo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Katharine poznała krótko po tym, jak przeprowadziła się do Seattle. Ktoś polecił jej to miejsce, gdy potrzebowała jakichś stylowo wyglądających książek i dekoracji do urządzenia jednego z pokazowych salonów. Tematyką było vintage i stare książki idealnie wpisywały się w tematykę stylizacji. Na dodatek stare książki często można było kupić w atrakcyjnej cenie. Miała szczęście i trafiła na właścicielkę. Od słowa do słowa zgadały się, że warto będzie nawiązać współpracę - "wynajem" towaru w formie dekoracji do zdjęć, w zamian za reklamę. Obustronna korzyść i interesy powoli przeradzały się w koleżeńską relację. Sutton nie miała zbyt wiele przyjaciółek w Seattle, dlatego cieszyła się z każdej nowej znajomości. A antykwariat kobiety okazał się być kopalnią inspiracji. Sutton często odwiedzała to miejsce i coraz częściej wrzucała na bloga inspiracje oparte na dekoracjach wyszukanych u Katie.
Dziś postanowiła zaprosić koleżankę na kawę, w ramach okazania wdzięczności za współpracę. Umówiły się w Caffe Fiore, pobliskiej kawiarni. Podobno robili tu całkiem niezłą kawę i Sutton często tu bywała. Tu w sumie dogadały warunki swojej współpracy, więc to było trochę "ich miejsce". Kilka miesięcy w mieście, a Holmes jeszcze nie miała okazji poznać zbyt wiele atrakcji. Często była zbyt zajęta by zwiedzać. Znała sklepy meblowe, z dodatkami i tego typu lokalizacje, ale w muzeum czy teatrze jeszcze nie była. Może powinna to była w końcu nadrobić. Nawet nie wiedziała co robią standardowi mieszkańcy Seattle w wolne wieczory.
Umówiły się na miejscu, Sutton była chwilkę wcześniej, żeby zająć dobry stolik.

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

#9

Katherine bardzo chciała, aby jej niewielki sklepik nie był jednym z wielu, totalnie bezdusznym miejscem. Ważne było to, że nie musiała bać się o utarg, miesięczne bilanse i tak dalej, bo nie musiała tam zarobić na życie. Oczywiście, każdy zarobiony dollar cieszył, jednak gdy był jakiś gorszy miesiąc, to nie było dramatu, Kevin Wheterby zarabiał dobrze. To na pewno zdejmowało nieco presji z kobiety. Była też otwarta i z chęcią wchodziła w rozmowy z klientami, aby zatrzymać ich na dłużej. Często obiecuje że poszuka dla nich konkretnej rzeczy, aby nawiązać kontakt i więź. Nic dziwnego więc, że najpierw zagadnęła Sutton, a gdy okazało się, że ta pisze bloga, którego brunetka znała, to w ogóle była w siódmym niebie. Z chęcią zgodziła się na to, aby użyczać swoje zbiory, nie tylko te sklepowe, ale także te własne (a tego było mnóstwo!), do zdjęć. Skoro sprzedawała rzeczy jako używane, to przecież nie traciły na wartości.
Cafe Fiori to faktycznie było miejsce, gdzie często spotykały się obie panie. Było to urocze miejsce, ale nie jakieś szczególne. Serwowali dobrą kawę, przyzwoite ciasta - nic nie można było zarzucić temu miejscu. Przyszła jak zwykle kilka minut spóźniona. Jednak nie na tyle, aby ktokolwiek był w stanie jej to zarzucić, ot może 3 minutki po konkretnej godzinie, na którą się umówiły.
-Hej Sutton-powiedziała opadając na wolne miejsce. Cieszyła się, że wyrwie się z domu. Bo mając męża i dziecko, to właśnie w taki sposób spędzało się wieczory w Seattle.

autor

B.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Doceniała fakt, że sklep Katie był takim przyjaznym miejscem i, że jego właścicielka nie była nastawiona tylko na zysk. Antykwariaty to były takie miejsca, które chyba musiały mieć duszę, bo inaczej kłóciło się to z konwencją antykwariatu. Tak samo sklepiki na pchlim targu, gdzie każda rzecz miała swoją historię. W takich chwilach Sutton przypominała sobie film "Masz wiadomość", co prawda księgarnia głównej bohaterki nie była antykwariatem, ale też miała w sobie tę duszę, o której myślała Sutton, gdy myślała o sklepiku Katie.
Z czystym sumieniem polecała innym zakupy w tym miejscu, tak jak kilka miesięcy ktoś polecił jej ten sklep. Taka forma reklamy często okazywała się najlepszą, bo w internecie można było napisać co się chciało, ale jeśli ktoś znajomy osobiście już polecił ci jakieś miejsce, to brał jakąś odpowiedzialność za swoje polecenie. Na blogu owszem Sutton mogła wypisywać co chciała, ale przez to, że to było nijako publiczne miejsce, a ona nie chciała wyjść na kłamczuchę albo karierowiczkę, czy jak nazwać influencerów itp. którzy robią wszystko dla pieniędzy, kosztem prawdy i rzetelności. Holmes pozostawała szczera, choć jej blog nie miał milionów widzów i nie zarabiała na nim takich pieniędzy, by móc robić już tylko to, to jednak dbała o to co pisała i by to co polecała, było faktycznie warte polecenia.
- Hej. - uśmiechnęła się na widok Katherine. Trochę zazdrościła jej posiadania takiej udanej rodziny, kochającego męża i dziecka. Sama Sutton niestety przez całe małżeństwo zajść w ciążę nie mogła, a finalnie cały związek rozpadł się jak domek z kart. W momencie gdy składała papiery rozwodowe, to nawet ucieszyła się, że nie mają dziecka, bo to mogłoby wiele rzeczy komplikować.
Spóźnienie było na tyle minimalne, że Sutton nawet nie zauważyła, że minął już właściwy czas.
- Zamawiamy? - zapytała, łapiąc jednocześnie kontakt wzrokowy z kelnerką.

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Antykwariaty to nie były typowe sklepy, a już na pewno nie takie jak w galeriach handlowych, gdzie ważna jest tylko ilość sprzedanego towaru i różne korporacyjne zasady. W takim miejscu Katherine na pewno by się nie sprawdziła, dlatego nawet nie próbowała szukać sobie tam pracy. Nawet jeśli dziedzina byłaby jej bliska jej sercu. Ona chyba była idealistką, której trudno jest się pogodzić z tym, jak nieprzebłagany biznes może być.
Na takich klientów jak Sutton, Katherine szczególnie liczyła. Zadowolonych ze swoich wizyt i zakupów, bo przecież na pewno blondynka wydała trochę dolców w antykwariacie, bo się jej coś spodobało, nie tylko wypożyczając rzeczy do zdjęć. Dodatkowo, zaprzyjaźniła się z właścicielką i podsuwała jej sporo klientów. Choć nie prowadziła sprzedaży wysyłkowej, więc tylko czytelnicy z okolicy mogli skorzystać na reklamie z bloga. Jednak to nic, tutaj często jeden klient liczył się bardziej, niż stu klientów jakiejś sieciówki.
Czy Wheterby miała idealne życie? Absolutnie nie. Jeśli Holmes próbowała zajść w ciążę, a jej się to przez długi czas nie udawało, to spokojnie mogły sobie z nową koleżanką przybić piątkę, bo to małżeństwo właśnie przez to przechodziło. A nie był to łatwy czas, zwłaszcza że był to temat, który przeżywało się we dwójkę. Jednak tak czy siak powiedziałaby, że ma dobre, przyjemne życie, bo potrafiła docenić całą resztę.-Jasne, że zamawiamy. Kawa i ciastko?-zapytała, jakby na potwierdzenie tego, o czym sama myślała. Jak przechodziła obok gablotki z wypiekami, to widziała tam mnóstwo ciekawych rzeczy i ta część zamówienia będzie o wiele trudniejsza do wyboru, niż w temacie napoju. Choć i tu można było na pewno szaleć.-Co tam słychać u Ciebie?-zapytała, aby już tak mniej oficjalnie rozpocząć to babskie spotkanie.

autor

B.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Sunset Hill”