Już dłużej nie mogła znieść napięcia, które narodziło się wraz z wyjawieniem tajemnicy. Cała reakcja Harpera na wiadomość o dziecku? Zadziwiająca. W szoku była wciąż, załamując się przy tym coraz bardziej, bo jak to tak? Chciał dziecko, ale jej już nie? Nie wierzyła, że da się tak rozdzielić dwa serca, co przecież jednym rytmem biją. Powiedziała mu, choć nie tak to sobie zaplanowała. Był najebany w trzy dupy, a wokół nosa widziała biały proszek. Płakać jej się chciało, że nie dojrzała tego wcześniej. Związała się z człowiekiem na kolejne lata, rujnując sobie (i dziecku) przyszłość. Co z tego, że ma pieniądze, skoro wciąż walczył z nałogami? I co z tego, że będzie w ich życiu, skoro nie chce związać się z Charlie?
Pytanie: czy ona tego chciała? Zaczęła w to wątpić.
Gdy Harper-Jack przyszedł do jej domu po raz kolejny pod osłoną nocy, miała nikłą nadzieję, że to może być Luca. Przekonała się wtedy, że to za nim tęskniła. O niego się martwiła. Jego pragnęła. Niedawno mijała trzynasta rocznica ich poznania, a ona wciąż pamiętała wszystko dokładnie; każdą emocję, jaka towarzyszyła jej podczas lekcji gry na pianinie. Wtedy czuła to po raz pierwszy i pewna była, że znów tego pragnie. Nie sądziła, by rządziły nią hormony pod tym względem, a przynajmniej taką miała nadzieję. Czuła jednak, że to przy nim poczuje się lepiej. Łzy rozpaczy przemienią się na te ze śmiechu. Ból zmaleje, dając jej chwilowe poczucie szczęścia. Przecież tego chciała, prawda? Matką zostać, mieć dziecko, być kochaną przede wszystkim.
Kilka godzin spędziła na płaczu po rozmowie z Harperem. Walczyła ze sobą długo. Nie mogła spać, a niedobrze jej było niemal cały czas, więc o spacerze mogła zapomnieć. Wściekła była na Bastiana, bo wiedziała, że to on rozgadał wszystko. Przykro jej było, że nie zaprosił jej normalnie na imprezę. Nie potrafiła już znaleźć pozytywnych aspektów całej sytuacji. Poddała się. Napisała sms do Luki, od razu szykując się do wyjścia. Założyła świeżą bluzkę, umyła zęby i włosy, wsiadając do swojego malutkiego autka.
Musiała skupiać się na drodze mocno, rozkojarzona myślami i świeżymi wspomnieniami. Zatrzymywała się dwa razy, czując jakby miała zwrócić obiad z poprzedniego dnia, choć już nie miała czym wymiotować. Raz przystanęła na przystanku, gdy łzy stały się nie do opanowania. W końcu jednak udało jej się zajechać. Nie po pół godzinie, a po godzinie, ale była. Stała pod domem Luki.
Zapukała do drzwi, czując jak serce podchodzi jej do gardła. Dłonie jej drżały, a łzy cisnęły się do oczu, chociaż nie chciała już płakać. Obiecała sobie być twarda. Gdy tylko otworzył, przekroczyła próg i objęła go mocno, twarz wtulając w jego tors.
Proszę, by tylko nie był pijany.
Wytłumaczyć tego nie potrafiła – dlaczego tak bardzo potrzebowała czułości. Chciała, aby objął ją i dał do zrozumienia, że nie jest sama. Palce zacisnęła na jego koszuli mocno, nie chcąc już ich puszczać; jedynie głowę nieznacznie uniosła, by zerknąć na mężczyznę.
- Powiedziałam mu. Wie o dziecku. Wszyscy… wszyscy wiedzą – zdobyła się jedynie na marny szept, który świadczył o tym jak źle było jej z tym. Mieli wiedzieć tylko najbliżsi, a ona już widziała pierwsze nagłówki w portalach plotkarskich.