WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2020-07-21, 19:56 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| po grach

Jackson praktycznie nie kontaktował się z Sarah. Doskonale wiedział, że nie jest to wskazane, doskonale wiedział, że nie mógł tego robić, bo kobieta jest załamana i nie chce go widzieć. Głównie siedział w domu i próbował ogarnąć ten bałagan, chociaż żałoba po śmierci córki i po związku z S trochę go dobijały. Nie miał zielonego pojęcia, jak to wszystko ogarnąć, jak to ugryźć. Z drugiej strony dzieciaki tęskniły za przybraną matką, serio. Hayley pytała go każdego dnia o Herondale, a on nie wiedział już co ma mówić. Dzisiaj miał jednak się odbyć pogrzeb maleństwa, którego nawet nie zdążył poznać. Nie zabierał ze sobą Maxa i Hales. Przyjechał sam, chociaż była tutaj również ochrona. Stanął pewnie w miejscu, w którym miała zostać pochowana malutka trumienka. Na nosie miał ciemne okulary przeciwsłoneczne - oczy mężczyzny były wyraźnie zaczerwienione od płaczu. Wyglądał jak wrak człowieka i doskonale o tym wiedział. Po jakimś czasie dołączyła do niego Sarah i podszedł do niej. Wiedział, że pewnie nie chciała bliskości, ale potrzebował teraz po prostu przytulenia. Póki co jednak stanął obok i koszmarnie bał się odezwać. Nie wiedział nawet, co może powiedzieć, bo przepraszał ją tyle razy, a w sercu czuł ziejącą pustkę, bo mimo wszystko kochał kobietę i teraz potrzebował jej bardziej niż kiedykolwiek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

po grach + outfit Ona skontaktowała się z nim wtedy, gdy dowiedziała się kiedy można zabrać ciało małej Elisabeth Russell. Załatwiła wszystkie formalności praktycznie sama, nie angażując Jacksona w całe przygotowania. Dziewczynka była tak maleńka, że trumnę z ciałem mogła przynieść sama Sarka, tuląc ją do siebie niemal, ale koniec końców spoczęła na miejscu, w którym miała zostać poświęcona. Herondale nie wierzyła w boga od śmierci rodziców – i teraz było to jeszcze silniejsze przekonanie że ktoś kto niby kocha ludzi, robi im tyle krzywdy, ale Maria przekonała ją do religijnego pogrzebu, więc no. Zignorowała Jacksona, który stanął obok, bo nie chciała robić afery. Mieli pożegnać się z córeczką i nie mogła mu zabronić tu być. Podczas całej ceremonii nie uroniła ani jednej łzy, bo nażarła się takiej ilości prochów, że ledwo w ogóle stała na nogach. Woalka skutecznie pomagała jej zakryć to, jak strasznie wyglądała od czasu wypadku. Kiedy ceremonia się skończył i trumienka została delikatnie włożona do ziemi, włożyła do dziury jakąś dziecięcą maskotkę i malutką, czerwoną różę, a potem długo po odejściu panów z domu pogrzebowego jeszcze stała i po prostu patrzyła, podobnie zresztą jak Jackson na którego w końcu przeniosła swoje opuchnięte oczy.
– Myślisz, że jeśli niebo istnieje, to Ellie będzie w nim miała nadal tylko osiemnaście tygodni czy będzie większa? – nagle to pytanie wydało jej się całkowicie sensownego. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo źle Jack wyglądał i chociaż zapytana wyparłaby się tego, poczuła przez ten widok okropny ścisk w żołądku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jackson nie był pewien, jak przetrwał tę uroczystość. Było to bez wątpienia najtrudniejsze co zrobił w swoim życiu. Nie miał zielonego pojęcia, jak ludzie są w stanie przetrwać śmierć dziecka, bo on ledwo się trzymał, a nigdy na dobrą sprawę tej kruszynki nie trzymał w ramionach, chociaż kochał ją całym sercem. Pewnie płakał i od czasu do czasu te łzy ocierał białą, jedwabną chusteczką. Zerkał też na Sarah, która wyraźnie zmizerniała i ten widok sprwiał, że jeszcze bardziej bolało go serce, bo… Wiedział. Zdawał sobie sprawę, że to wszystko przez niego i nie mógł tego znieść w najmniejszym calu. Nienawidził siebie i całego świata za to, co się stało. Kiedy więc tak stali w milczeniu i usłyszał pytanie Sarah, spojrzał na nią odrobinę zaskoczony.
– Wyobrażam sobie ją większą. Pięciolatkę, jak radośnie skacze albo goni gdzieś po chmurach. I pewnie nas obserwuje. I jest szczęśliwa – stwierdził, chociaż głos mu się łamał, bo ten temat był koszmarnie tragiczny. – A ty, jak myślisz? – spytał cicho, patrząc na nią. Nie był pewien, czy może jej zadać jakiekolwiek pytanie i czy ona się nie wkurwi, ale hej! Warto było spróbować, prawda?
– Sarah, ja… – urwał. Nie było dobrego dokończenia tego zdania. Przepraszał wielokrotnie. Kochał ją, to też podkreślał kilkanaście razy. Po prostu zamilkł więc, zostawiając dokończenie zdania jej. Wiedziała przecież o co mu chodziło. Musiała wiedzieć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie to Sarah była pełna podziwu, że Jackson dawał radę znieść to bez proszków, serio. Ona dziękowała bogu, że wzięła kilka magicznych pastylek bo inaczej wyłaby tu jak szalona i pewnie leżała na grobie córeczki, choć może byłoby to lepsze rozwiązanie niż duszenie tego wszystkiego w sobie? Jasne, płakała, ale wewnętrznie. Nawet proszki nie były w stanie zmienić tego jak w środku niej wszystko się rozsypało. Jeden kącik jej ust powędrował w górę, gdy usłyszała jego odpowiedź.
– Wyobrażam sobie ją na kilka sposobów – powiedziała cicho, robiąc krok w jego stronę i na krótką chwilę nawiązując z nim kontakt wzrokowy, ale zaraz znowu uciekła oczami gdzieś w kierunku bliżej nieokreślonego punktu. – Umiem sobie wyobrazić ją jako nastolatkę. Z twoimi oczami i tymi wcięciami w policzkach gdy się uśmiecha. – dodała, faktycznie umiejąc sobie z wizualizować ten obraz w głowie. Od początku miała nadzieję, że dziecko będzie miało jego oczy, niezależnie od tego jakie płci będzie. Przechyliła lekko głowę na bok, gdy urwał swoją wypowiedź.
– Wiem – wiedziała, jasne, że wiedziała. Nie znali się może całe życie, ale Sarah poznała go wystarczająco by wiedzieć co w tej chwili chciał powiedzieć. – Ja też – dodała krótko. Mógł tylko domyślać się czy byłaby to odpowiedź w temacie przeprosin czy uczuć, ale nie zamierzała być zbyt wylewna. Może to proszki a może to po prostu siła żalu który w niej tkwił? Mimo to, gdy zlustrowała go wzrokiem dostrzegła źle zawiązany krawat i delikatnie wyciągnęła w jego kierunku dłonie.
– Pierwszy raz w życiu widzę, żebyś źle go zawiązał – szepnęła, dość sprawnie poprawiając go i przygładziła materiał koszuli dłonią odzianą w rękawiczkę, a potem drugą ręką zdjęła mu z oczy okulary i spojrzała mu wreszcie w końcu prosto w oczy, co dość mocno ułatwiała bliskość która się w tym momencie między nimi nawiązała. – Musisz o siebie dbać, Hales i Max nie mogą Cię takiego widzieć. Potrzebują Cię – w jej spojrzeniu z pewnością można było dostrzec obecność pigułek w organizmie, bo choć tliła się gdzieś smutek i czułość to była ona solidnie przysłonięta pustką.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jackson musiał zachować w miarę trzeźwość umysłu. Sypał się od środka, stracił córkę, stracił Sarah, ale mimo wszystko musiał zaopiekować się dwójką dzieci i dopilnować, by maluchom nic się nie stało. Poza tym on i Alex musieli współpracować, by odnaleźć tego chuja, przez którego to wszystko się stało. Mimo wszystko, Jackson był wdzięczny Alexowi, że wziął Sarah pod swoje skrzydła. Że się nią zaopiekował. Wiedział, że było jej teraz ciężko i fakt, że nie mieszkała sama dawał mu jako-taki spokój ducha.
Kiedy tak mówiła o ich córce, westchnął ciężko i spojrzał na nią z koszmarnym smutkiem, z trudem powstrzymując szloch. Rzadko płakał w dorosłym życiu, ale chyba nie było dla rodzica większej tragedii niż strata dziecka. Delikatnie wyciągnął dłoń w jej stronę i złapał jej rękę, zaciskając na niej palce. Tym razem, w przeciwieństwie do wszystkich innych – w tym geście nie było romantycznego podtekstu. Była empatia i ból, w którym mimo wszystko tkwili razem, niestety. Skinął głową i uśmiechnął się kącikiem ust. Inna sprawa, że nie był w stanie uśmiechać się długo, bo od środka czuł rozdzierający ból.
– Nie zwracałem na to uwagi – powiedział zakłopotany, lustrując ją wzrokiem zza ciemnych szkieł. Przyjrzał się jej dość uważnie i nie miał czasu zaprotestować, kiedy tak zdjęła ciemne okulary, za którymi czaiły się jasne, załzawione i zaczerwienione oczy. – Na mało co zwracam uwagę, najważniejsze jest bezpieczeństwo. Twoje, Hales i Maxa – powiedział cicho, błądząc wzrokiem po trawie.
– Owszem, ale ciebie też. Byłaś dla nich przez te parę miesięcy matką bardziej niż Christine kiedykolwiek była. Pytają o ciebie – szepnął cicho, zaciskając usta i w końcu ponownie przenosząc wzrok na nią. Pozwolił sobie delikatnie odgarnąć jej woalkę i spojrzeć z czułością w oczy kobiety. Kochał ją nad życie i doskonale wiedział, że jest na proszkach antydepresyjnych, ale się nie dziwił. Gdyby mógł, też pewnie brałby je garściami. Pustka wydawała mu się atrakcyjniejsza niż koszmarny ból w piersi po stracie nie tylko małej, ale także Sarah.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W pierwszej chwili chciała na to złapanie za rękę chciała zareagować odepchnięciem tego gestu, ale kiedy poczuła ciepło jego dłoni, nie potrafiła tego zrobić, bo jakkolwiek by się przed nie wzbraniała, nadal go kochała i cierpienie spowodowane utratą Ellie było chyba tak okropne przez to, że jego nie było w pobliżu. Zawsze potrafił ukoić jej nerwy i ból, a teraz, gdy go brakowało... cóż, szło jej to wszystko po prostu topornie.
– Jackson którego znam zawsze zwraca uwagę na takie szczegóły – odparła łagodnym tonem, co do którego musiała się niesamowicie wysilić. Od momentu wypadku rozmawiała tylko z nim, raz z Megan i raz z psychiatrą, ale tylko i wyłącznie po to, by dał jej leki, więc zdecydowanie nabrała lekkiej chrypki przez te wszystkie dni milczenia. Przemilczała słowa o bezpieczeństwie, bo to nie był dobry kierunek rozmowy, za to uniosła delikatnie jego buzię w górę gdy spuścił wzrok i kciukiem musnęła jego żuchwę.
– Ale to Ciebie kochają najbardziej i nawet jeśli pozornie zachowują spokój, to w końcu będą wiedzieć, że jest źle. Szczególnie gdy tak wyglądasz, J – w jej zachowaniu również nie było nic romantycznego, to były raczej czułe gesty bliskich dla siebie osób, niekoniecznie powiązanych uczuciem. Sarah próbowała uczucie do niego wymazać, ale póki co szło jej raczej średnio. – Przywożę jutro Megan do Alexa, bo chciała mu zrobić niespodziankę, a potem jadę odebrać klucze od nowego domu, więc mogę ich zabrać na dzień lub dwa. Chętnie spędzę z nimi czas – opuściła dłoń, a kiedy jego dłoń przemknęła po jej twarzy, na krótką chwilę przymknęła oczy, rozkoszując się zapachem perfum rozpylonych zapewne wcześniej na jego nadgarstku, ale zaraz wróciła do żywych (jakkolwiek nie brzmi to źle podczas gry na cmentarzu) i wpatrywała się w niego nieustannie. Sądziła, że nie chce go widzieć, ale teraz gdy był tak blisko, nie potrafiła odwrócić wzroku. Miała ochotę wycałować jego opuchniętą od łez buzię, ale doskonale wiedziała, że znowu zatoczą błędne koło, którego zdecydowanie robić nie chciała, bo gdyby miała mieć go obok non stop, ciągle przypominałby jej o Ellie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jackson naprawdę domyślał się, że jakiekolwiek czułe gesty z jego strony w tym momencie nie będą mile widziane prze Sarah, z tym, że tym razem naprawdę w tym geście nie było tyle czułości, co współczucia i empatii. Wiedział, że było jej ciężko tak samo jak jemu i po prostu próbował przejąć chociaż część jej bólu na siebie. Gdyby to tak działało w rzeczywistości, przejąłby na siebie cały ten ciężar jej smutku, udźwignąłby to, zrobiłby wszystko, byle nie była tak koszmarnie przygnębiona i to z jego powodu.
– Jackson którego znasz chyba już nigdy nie będzie taki sam po tym wszystkim – wzruszył ramionami, ładując wolną dłoń do kieszeni spodni i trochę kurcząc się w sobie. Ten gest był do niego zupełnie niepodobny, bo zwykle był naprawdę pewny siebie, wyprostowany, twardo stąpał po ziemi i nie pozwalał, by cokolwiek go przygniotło, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że naprawdę nie miał zielonego pojęcia, jak sobie poradzi dalej z życiem. Przymknął na moment oczy, gdy dotknęła jego twarzy i otworzył je dopiero gdy zaczęła mówić.
- Wiedzą, że jest źle. Same to przeżywają, ale na razie nie umiem wziąć się w garść. Na szczęście Maria bardzo mi pomaga. No i Claire sprawuje pieczę nad ich edukacją, ale…. To nie to samo co wtedy, kiedy ty byłaś w domu, S – powiedział cicho i spojrzał jej w oczy. Naprawdę tak było. Kochał Sarah nad życie, dzieciaki też zdążyły ją pokochać i nie potrafiły zrozumieć, dlaczego kobieta nie spędza już zbyt wiele czasu w willi. Sądziły pewnie, że w czasie żałoby trzeba trzymać się razem, a to ostatnio Sarah i Jasonowi nie do końca wychodziło.
– Oczywiście, mogę podwieźć ich do ciebie albo spakuję je i zabierzesz ich kiedy podwieziesz Meg. Maria może zrobić twoją ulubioną quesadillę na wynos – powiedział z czułością i delikatnie przesunął palcami po jej twarzy. Tęsknił za nią koszmarnie. – Wiem, jak jest ciężko, gdybyś chciała… Porozmawiać albo po milczeć… W końcu nikt lepiej nie rozumie tego, przez co teraz przechodzisz – powiedział cicho, patrząc kobiecie głęboko w oczy, by spuścić w końcu wzrok. Nie miał pojęcia, co jeszcze może zrobić, ale chciał być dla niej, przy niej i gdyby mu pozwoliła, to pewnie nie opuszczałby jej boku wcale.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wątpię, że udałoby mu się udźwignąć tyle cierpienia naraz. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby rady znieść tak wiele, szczególnie że każde z nich ledwo radziło sobie z własnym cierpieniem a co dopiero gdyby któremuś przyszło wziąć ból od tego drugiego. Zmarszczyła lekko czoło widząc jego zachowanie, całkowicie zbita z tropu bo zupełnie nie wiedziała jak powinna się teraz wobec niego zachować. Nigdy nie był tak... osłabiony? Nawet nie wiedziała jak określić ten stan, w którym jej były narzeczony właśnie tkwił.
– Nie mów tak, kiedyś... będzie lepiej. – sama nie bardzo wierzyła w te słowa, aktualnie mając wrażenie, że ta pustka która pozostała po ich dziecku i związku miała nigdy się nie zapełnić. Nigdy nikogo nie kochała tak jak Jacksona i ich małą córeczkę. Całe życie funkcjonowała w przekonaniu, że wobec nikogo nie będzie potrafiła wykrzesać tak wiele miłości jak do Meggy i Jasona, ale odkąd usłyszała bicie serduszka... nic już nie było takie samo. I z pewnością nie będzie.
– No tak, Claire – powiedziała cicho, wywracając oczami. Nie, ona nie była o nią zazdrosna, ale trochę się o niej nasłuchała od Megan i raczej średnio dobrze była na nią nastawiona. – Wiem, że to nie jest proste, ale musisz się postarać, kochanie – wyszeptała, lekko przygryzając swoją dolną wargę i w tym momencie lekko kierując swoją dłoń na jego usta, które również musnęła palcami. Gdy się nie widzieli, nie martwiła się aż tak bardzo, ale teraz zaczynała mieć obawy jak on sobie z tym poradzi. Nigdy przedtem nie widziała na jego twarzy tak licznych oznak rozpaczy. Miała wrażenie że wyglądał na więcej lat niż miał w rzeczywistości, co zdecydowanie ją zasmuciło, ale... z nią chyba było ostatnio podobnie.
– Jeśli mogę odebrałabym ich bez Twojej obecności – powiedziała cicho, a pustka w jej oczach jakby się pogłębiła. – Ja... nie zmieniłam zdania, Jackson. Jeśli Hayley i Max chcą ze mną spędzać czas to nie problem, ale my... nie mogę. – odrobinę się wycofała, robiąc krok w tył i objęła się ramionami jakby chcąc uchronić przed całym światem. Odetchnęła głębiej, ale nie zmniejszyła dystansu który próbowała stworzyć zarówno fizycznie jak i psychicznie. – Jeśli będziemy się widywać, oboje wiemy jak to się skończy, a to nie jest to, czego mi teraz potrzeba. Chcę o tym wszystkim zapomnieć. – odwróciła wzrok, kierując go na miejsce w którym została pochowana ich córka i utkwiła tam spojrzenie na dłużej. Zapomnienie o tym co ich łączyło wydawało jej się najrozsądniejsze w tym momencie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla niej Jackson był w stanie zrobić absolutnie wszystko. Przy niej i byłby w stanie udźwignąć ten ból to zwątpienie, to zrezygnowanie i ziejącą pustkę oraz przerażający, przytłaczający smutek. Tak długo, jakby miał ją u boku, miałby świadomość, że sobie z tym poradzi. Niestety teraz nie miał tej opcji i tym razem wcale nie był pewny, czy kobieta do niego kiedykolwiek wrócić, nawet jeśli miał taką nadzieję. Odetchnął cicho i spojrzał jej w oczy.
– Kiedyś. Może. Chociaż jakoś tego nie widzę bez ciebie – odparł zaskakująco szczerze. Zwykle nie mówił o tym głośno, ale mimo wszystko to jedno musiał jej powiedzieć. Nie widział swojego szczęśliwego życia bez niej, chociaż nie był pewien, czy mógł chociaż mieć namiastkę takowego po tym wszystkim, co się wydarzyło. Spojrzał kobiecie w oczy i skinął głową.
– To dobra nauczycielka, ale nie poznałem jej tak dobrze. Większość czasu chyba spędza u Alexa – uniósł brew, bo Sarah tam mieszkała, więc pewnie znała ją trochę lepiej niż on sam. – To wszystko jest chujowe, wiesz dlaczego? – odetchnął ciężko – Bo wiem, że beze mnie jest ci tak samo beznadziejnie jak mnie bez ciebie. Szanuję twoją decyzję, S. Naprawdę szanuję, ale błagam przemyśl to jeszcze – powiedział cicho, spuszczając wzrok i przytrzymując ją na chwilę przy swojej twarzy. Złożył na jej dłoni drobny, czuły pocałunek i spojrzał głęboko w oczy kobiety, mając nadzieję, że naprawdę to w jakikolwiek sposób przemyśli.
– Oczywiście, co tylko sobie życzysz, S – powiedział cicho, spoglądając na nią z troską. Kochał ją nad życie i naprawdę chciał uszanować jej życzenia. – Rozumiem. Po prostu… Chodzi o to, że tylko my rozumiemy to, co czujemy. Ale rozumiem, jeśli nie chcesz mnie widzieć, to… Fair – pokiwał głową i sam się odsunął, ponownie ciemne okulary zakładając na nos i oddychając głęboko.
– Z tym, że nigdy nie zapomnisz. Tak już jest i takie rzeczy zostają z tobą na zawsze. Czasami dobrze mieć kogoś, kto to rozumie – wzruszył ramionami, bo nie wiedział, co jeszcze może jej powiedzieć to było chyba jedyne, co właściwie miał jej do przekazania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się tylko smutno gdy powiedział, że nie widzi tego bez niej. Spokojnie, miała podobnie i wręcz czuła, że jej życie już nigdy w żaden sposób nie będzie nawet minimalnie szczęśliwie, skoro zdecydowała się na całkowite wywalenie z tego życia Jacksona Russella. Odmienił jej świat całkowicie, nauczył pewności siebie, dał szansę na rodzinę, która koniec końców i tak im nie wyszła, ale ostatecznie dzięki niemu zrozumiała jak bardzo można kogoś kochać. Nigdy wcześniej się jej to nie przydarzyło i prawdopodobnie więcej nie miało.
– Nie, mylisz się. – szepnęła, pozwalając mu na ten czuły gest i dosłownie poczuła jak przez moment fakt proszków w jej organizmie nic nie zmienia, a serce odrobinę szybciej bije, jak gdyby wszystkie uczucia na ułamek sekundy wróciły. – Bez Ciebie jest najgorzej na świecie, ale nie sądze, żeby udało nam się to wszystko przywrócić do normalności, wolę zachować to wszystko w takim punkcie jakim jest niż do reszty popsuć nasze wspomnienia – zacisnęła palce wokół jego dłoni, ale potem wyswobodziła ją z jego ujęcia i zacisnęła powieki. Dlaczego musiał to wszystko tak cholernie utrudniać? Dlaczego, mimo iż twierdził, że to wszystko szanuje, postanowił przeciągać to pożegnanie? W końcu, tak właśnie było. Sarah chciała się z nim ostatecznie pożegnać. Skinęła głową w ramach podziękowania za te resztki wyrozumiałości, ale potem poprawiła sukienkę i naciągnęła na twarz woalkę.
– Nie ma sensu sprawiać sobie nawzajem więcej cierpienia i zawodu niż jest to konieczne, Jack – postanowiła teraz się na nowo do niego zbliżyć, jedną dłoń układając na jego ramieniu i stanąwszy na palcach, złożyła na jego policzku czuły, lekko przeciągnięty pocałunek, a potem się do niego najzwyczajniej w świecie przytuliła. – Zawsze będę... – urwała, bo słowa uwięzły jej w gardle i tylko uniosła głowę by spojrzeć mu głęboko w oczy, a potem delikatnie się odsunęła. – Postaram się ograniczyć swoją obecność w Dragonie do minimum. Dbaj o siebie, J. – jeszcze musnęła ostatecznie palcami jego policzek a potem wyminęła go i ruszyła do auta. Jechali w jednym kierunku, ale całkowicie nie miała siły na więcej jego obecności.

| ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

6.

Rutherford nie nazwałby siebie sentymentalistą, który z rozrzewnieniem przegląda zakurzone albumy ze zdjęciami i wspomina, jak to kiedyś było inaczej, lepiej. Był zwolennikiem definitywnego zamykania rozdziałów, bez choćby minimalnie uchylonej furtki. I z reguły mu się udawało tak postępować, bowiem nigdy po nocach nie wydzwaniał do byłych dziewczyn, nigdy nie wchodził dwukrotnie do tej samej rzeki i nigdy nie wierzył w odbudowywanie przyjaźni, która z jakiegoś powodu się rozpadła. Ale jak każdy normalny, niepozbawiony słabości człowiek... miał też swój wyjątek. Z tego też powodu zaraz po wstaniu i doprowadzeniu się do stanu względnej używalności, skierował swoje kroki na cmentarz. Było jeszcze bardzo wcześnie, słońce ledwo zawisło na niebie, więc gdy zmierzał dobrze znaną sobie cmentarną alejką, nikogo nie spotkał. W milczeniu przyglądał się mijanym przez siebie niewielkim nagrobkom, świadczącym o tym, iż znajdował się w odpowiednim miejscu. Starał się dzielnie ignorować niewygodne uczucie ściskające go za gardło, ale stało się to zadaniem jeszcze trudniejszym, gdy wreszcie stanął przed tym grobem. Evangeline Martha Rutherford. Jego córka, która dziś miałaby ponad dwa lata. Choć niedane mu było potrzymać ją w ramionach, to w ten dzień nie mógł o niej nie myśleć. Dlatego kucnął i położył bukiet białych róż przy nagrobku, a następnie mimochodem opuszkami palców przejechał po wygrawerowanych starannie w kamieniu literach. Po takim upływie czasu był już pogodzony z tą tragedią, niemniej jednak ból niekiedy powracał, szczególnie gdy odwiedzał ją na cmentarzu. Bo z tymi krótkimi wizytami wiązały się jeszcze inne wspomnienia; te z kobietą, która postanowiła od niego odejść.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/MIUqMMx.png">

Miała trudności z oddychaniem i nie potrafiła zapanować nad nerwowym kołataniem serca. Nie radziła sobie również z trzęsącymi się dłońmi, co ukryła, krzyżując ręce i mocno zaciskając ramiona. W cienkim, wiosennym płaszczu było jej dość chłodno, ale chwilę wcześniej zdecydowała, że musi przestać szukać wymówek. To był pierwszy raz, gdy zdecydowała się odwiedzić grób córki; a chociaż w mieście pojawiła się dobre kilka tygodni wcześniej, dotychczas nie udało jej się zdobyć na odwagę. Dwa razy do roku wysyłała kwiaty, nie podpisując ich w jakikolwiek sposób. Wiedziała, że Walter jest w okolicy i czuwa, więc nie chciała sprawiać mu przykrości. To on o wszystko zadbał, podczas gdy ona leżała w łóżku, otumaniona tabletkami. Czyż nie był najwspanialszym człowiekiem na świecie? Jak mogła doprowadzić do sytuacji, w której (najpewniej) darzył ją nienawiścią?
Cmentarz był niemalże pusty. Gdyby chociaż na chwilę podniosła spojrzenie, prawdopodobnie zauważyłaby go od razu – stojącego samotnie nad miejscem, w którym została pochowana Evangeline Martha Rutherford. Nie zrobiła tego. Nie pomyślała, że los może być dla niej tak okrutny, chociaż, kierując się doświadczeniem powinna. Dopiero chwilę później, stojąc w niezbyt bezpiecznej odległości, wykonała ten ruch. Dopiero chwilę później kompletnie ją zamurowało, do tego stopnia, że nie potrafiła poruszyć ani jedną komórką swojego ciała. Nie widziała go całe dwa lata. Dwa cholerne lata, przez które tak bardzo tęskniła. I dwa lata, przez które on myślał o niej jak najgorzej. Adore nie potrafiła się odezwać. Nie potrafiła również odejść. Stała tam, zamglonym spojrzeniem obserwując jedynego mężczyznę, którego kiedykolwiek kochała.
Ostatnio zmieniony 2021-04-16, 12:33 przez adore marquez, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamyślił się. Nie wiedział, czy upłynęło pięć, dziesięć, czy może trzydzieści minut, ponieważ myślami odpłynął o wiele dalej. Do czasów, kiedy to jego życie nie przypominało jeszcze kompletnej ruiny, kiedy miał do kogo wracać, kiedy miał żonę, którą darzył szczerym uczuciem. Jej ucieczka... jej ucieczka była ciosem nie do przewidzenia. Walter zdawał sobie sprawę, że wiele przeszła, że przeżycia związane z utratą dziecka mocno się na niej odbiły, aczkolwiek nigdy nie powiedziałby, iż zdecyduje się ona w tak bezosobowy sposób zakończyć ich małżeństwo. Dużo bardziej wolałby usłyszeć to bezpośrednio, a nie zastać na stole papiery rozwodowe i puste szafy w sypialni. Czasami zastanawiał się, czy Adore uważała ten swój występek za akt miłosierdzia; czyżby naprawdę sądziła, iż nie mówiąc mu wprost prawdy, zaboli go to mniej? A może egoistycznie w ogóle nie brała pod uwagę tego, co on może w związku z tym wszystkim poczuć? Zawsze miał ją za wybitnie empatyczną, ale gdy zostawiła go bez słowa wyjaśnienia, to nieco zmienił o niej swoje zdanie. Nie, wbrew pozorom nie darzył jej nienawiścią; nie odczuwał wściekłości, kiedy ją wspominał, bardziej mieszankę żalu i rozgoryczenia, iż odeszła w taki, a nie inny sposób.
Nie o niej powinien teraz myśleć. Zacisnąwszy mocno szczęki, gwałtownie się wyprostował, jakby co najmniej ten ruch miał go skutecznie przywrócić na właściwe tory. I rzeczywiście, tak też się stało, bo Walter zdecydował się, że najwyższa pora wrócić do domu i ponownie schować przeszłość do szuflady. Czego jednak nie przewidział, to tego, że po odwróceniu się z zamiarem odejścia, dostrzeże jej istne uosobienie. Gdyby ich zakończenie zostało napisane inaczej, to pewnie biegiem ruszyłby w kierunku Adore i wziąłby ją w objęcia, jak w filmie romantycznym. Tymczasem nogi wrosły mu w ziemię, a on sam nie potrafił oderwać od niej spojrzenia, w pewnym sensie oczekując, że rozpłynie się ona za moment w powietrzu, jak to już niegdyś zrobiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy można przygotować się na taką chwilę? Odpowiedź brzmiała nie, chociaż Adore uparcie starała się wierzyć, że będzie inaczej, wielokrotnie wyobrażając sobie tę scenę w głowie i analizując wszelkie możliwe scenariusze. Nigdy jednak nie spodziewała się, że pierwsze spotkanie będzie miało miejsce na cmentarzu, tuż nad grobem ich córki. Tuż nad miejscem, w którym zostały pochowane wszystkie jej marzenia i nadzieje. Całe jej życie.
Walter.
Jej Walter stał dosłownie kilka metrów dalej i patrzył na nią całkiem inaczej, niż wcześniej. Próbowała wyczytać cokolwiek z jego twarzy, ale nie potrafiła. Nie znała go. Przez te dwa lata wiele się zmieniło, a chociaż Adore często nie dopuszczała do siebie tej myśli, doskonale wiedziała, że świat ruszył do przodu i tylko ona została w miejscu; trzymana przez poczucie winy i paraliżujący smutek. Minęło trzy, cztery, może pięć minut, przez które nie wykonała żadnego ruchu, a jedynie patrzyła na niego z mieszanką rozgoryczenia i tęsknoty, wymalowaną na twarzy. Dopiero później zrobiła pierwszy krok – wiedząc doskonale, że powinna, że należy on do niej, ponieważ jest sprawczynią całej tej sytuacji. Więc podeszła nieco bliżej. Pojęła również próbę odezwania się, ale tylko kilkakrotnie zamykała i otwierała usta. Brakowało jej powietrza. Brakowało jej również siły. Chociaż nie zachwiała się nawet o milimetr, miała wrażenie, że zaraz się przewróci. Myślami wróciła do momentu, gdy po poronieniu, po raz pierwszy wstała z łóżka – czy cokolwiek się zmieniło? Od razu odpowiedziała sobie na to pytanie. Zmienił się Walter. – Wróciłam – powiedziała ostatecznie, stwierdzając rzecz najbardziej oczywistą. Wcale nie musiało go to obchodzić – owszem, wróciła do Seattle, ale już nigdy nie planowała wracać do jego życia i po raz kolejny go krzywdzić.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”