WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciałby ją objąć. Marzy o tym, żeby było dokładnie tak, jak rano, kiedy tu przyszli. Dobrze. Po prostu dobrze. Jego twarz się zmienia, kiedy Posy mówi o tym, jak te myśli utrudniają jej dzisiejszy dzień. Na zmarszczonym czole Hirscha rysuje się troska i poczucie winy. Gdyby „przepraszam” szukało swojej wizytówki, Jacob ze swoją miną spokojnie mógłby startować w konkursie. Nie chce, żeby o tym myślała. Nie chce, żeby przez to się źle czuła. To już nieważne. I skończone. I zaczęło się, zanim to wszystko, co czuje do niej w ogóle się wyklarowało. Bo przecież nie pojawiło się nagle. Pstryk, włącz miłość, pstryk wyłącz. To tak nie działa. Ale był, niezaprzeczalnie i niepodważalnie był pewny, że ją kocha. Jego wyraz twarzy zmienia się jednak diametralnie, kiedy Josephine kończy pełen emocji i drżącego głosu wywód jednym krótkim pytaniem. Jacob poważnieje. Wciąż nie ściąga z niej swojego spojrzenia, ale jego czoło się wygładza, a sam unosi głowę nieco ku górze, zmieniając tym samym lekko swoją postawę i to, jak Posy może go odbierać.
Nie odpowiada trochę za długo, by nie domyślić się, jaka jest odpowiedź. Zagryza dolną wargę ust i ma wrażenie, że ciszę i atmosferę pomiędzy nimi można kroić nożem. Dopiero wtedy decyduje się na reakcję i zupełnie niepotrzebnie robi kilka kroków w jej kierunku. Generuje bliskość i kontakt, którego Alderidge nade wszystko, w i d o c z n i e, nie chce.
Posy… – zaczyna, ale żeby się nie daj boże z nią nie szarpać, odsuwa do tyłu, zgodnie z niewerbalnym życzeniem. – Przecież my wtedy… Na imprezie świątecznej u moich rodziców, czy nawet na imprezie świątecznej u Aviany… Przecież my nie byliśmy wtedy nawet czymś. Dlaczego to cię tak ruszyło? – chociaż czuje poczucie winy i ma świadomość, że cała relacja z Cosmo nie była przyzwoita to nie chce się jej wypierać. Ale z drugiej strony też… Nie zamierza przyznawać się, że to i w jego odczuciu, było nie na miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedziała. Wystarczyło to jak na nią spojrzał po tym, gdy zapytała, żeby wiedzieć jaka jest odpowiedź. Nie taka, jakiej oczekiwała. Pobladła i zrobiła kolejny krok do tyłu. Gdy próbował do niej podejść – kolejny, odtrącając jego ręce wyciągnięte w jego stronę i cedząc przez zęby, żeby jej nie dotykał. Bo to była ostatnia rzecz, której teraz potrzebowała, której chciała… - Niedobrze mi – wyznała patrząc na niego i tak… mdliło ją tylko i wyłącznie z jego powodu – To czym byliśmy wtedy, albo czym jesteśmy teraz nie ma najmniejszego znaczenia, Jake. – wymamrotała, jeszcze mocniej się od niego odsuwając, maksymalnie zwiększając dystans między nimi. Bardziej już się nie dało. Stali w dwóch przeciwległych krańcach pokoju. Była roztrzęsiona, chyba bardziej niż by tego chciała. Nie chciała podchodzić do tego tak emocjonalnie, ale wszystko to, co poczuła do niego w ostatnim czasie zostało… zdeptane? Jak mogła czuć coś do kogoś takiego? Jak kimś takim mógł być Jake? – Mogłeś zaliczyć każdą, każdego… – bo nie o płeć w tym wszystkim chodziło – Więc wybrałeś siedemnastolatka? Japierdolę, Jake… to dziecko. I nie chcę słyszeć, że to legalne. Masz czterdzieści lat, a on siedemnaście. SIEDEMNAŚCIE. Pieprzyłeś się z dzieckiem. Z kimś kto bez problemu mógłby być twoim synem. I myślisz, że chodzi w tym o moją zazdrość? Gdyby to była ta idiotka z kardiochirurgii dostałbyś po prostu w twarz, ale to? – to było dużo gorsze, duuuużo… - Pieprzyłeś przyjaciela swojej bratanicy. Wykorzystałeś go do znalezienia swojej byłeś żony… W Kalifornii do której pojechałeś po tym jak kazałeś mi na siebie czekać, obiecałeś zabrać na randkę, a miałeś w dupie wszystkie moje telefony. Teraz rozumiem, że faktycznie byłeś zajęty. – kurwa! Przeklęła bezgłośnie i walczyła z łzami cisnącymi jej się do oczu. I tym razem były to tylko i wyłącznie łzy wściekłości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przerywa jej tego wywodu nawet na chwilę. Jej reakcja sprawia mu ból, który rozsadza właśnie jego klatkę piersiową. Ale jakiej innej reakcji mógł się spodziewać? Kiedy kończył te sprawy z Fletcherem w Los Angeles, już wtedy wiedział, że to nie było na miejscu. Albo właściwe. I nie powinno się wydarzyć. On nie powinien pozwolić się temu wydarzyć. A teraz? Teraz nie mógł nawet użyć najstarszego i najbardziej idiotycznego argumentu, jaki świat widział. Bo nie było raz. I to skutecznie sznurowało mu usta przed jakąkolwiek reakcją.
Osiemnaście. Cosmo ma osiemnaście lat, jest pełnoletni – odpowiada, kiedy Posy tyle razy powtórzyła jego wiek. Ten rok nie naprostuje zbyt wiele, ale czuje się w obowiązku to podkreślić. Chowa swoją twarz w dłoniach i pociera nimi twarz, jakby to miało mu w czymś pomóc. Kiedy tylko zabiera dłonie, spogląda w sufit, jakby tam upatrywał ratunku. Potem od razu wraca spojrzeniem do Josephine.
Nie wiedziałem, że zna się z Laurą. Nie miałem pojęcia, że zobaczę go w jakichkolwiek innych okolicznościach. Nie miałem pojęcia, że zna go też Aviana. Myślałaś, że zabrałbym cię do mojej matki, wiedząc, że będzie tam Cosmo? To tylko seks, Posy. Rozpatrujemy to teraz pod kątem różnicy wiekowej, czy płci? Bo nie wiem, co bardziej cię zdenerwowało. Nie pieprzyłem się z nim w Kalifornii – i tu detektor kłamstw mógłby się już lekko zawahać. Trochę prawda, trochę nie. Ale w tym przypadku nie zatrzymał się nawet na chwilę, by dać jej podkładkę pod to, że nie do końca podąża linią prawdomówności. – Poza tym, powiedziałem ci już – potrzebowałem jego pomocy. Nikt inny nie zrobiłby tego bez gadania i w poufności – wzrusza delikatnie ramionami. Nie atakuje jej. Nie próbuje personalnych argumentów. Nie pyta o to, z kim sypiała ona w ostatnim czasie. Jeszcze. W końcu, do tej pory wydawało mu się, że to nieważne. I że nie zamierzają się z tego nawzajem rozliczać.
Przeprosiłem cię już za Kalifornię. Za to, że nie odbierałem. Za to, że nie mogłem ci powiedzieć, gdzie jestem. Ale to nie przez Cosmo, tylko przez moją żonę. Poza tym wróciłem Josie. Wróciłem do ciebie i nie chcę przez resztę życia odpokutowywać za to, że przez kilka dni nie odebrałem telefonu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Osiemnaście? Prychnęła wymownie, bo to nie robiło na niej najmniejszego wrażenia i nie miało znaczenia. Mało tego! Czy sprawdzał jego dowód? Czy tak naprawdę sprawdził, czy ten chłopak nie ma na przykład lat szesnaście? Albo piętnaście? Josephine próbując przypomnieć sobie jego twarz nie mogła określić jego wieku. Był po prostu młody, za młody… i za chudy, ale jak widać nie znała tej strony preferencji Jacoba. Chociaż patrząc na Rebeccę to może właściwie to był jego typ? Może ona w nim nie była? Oczywiście, że wpadała w paranoję. Zwłaszcza, że każde kolejne słowo Jacoba ją dobijało. Nie żałował, że to się stało… - Gdy zabierałeś mnie na świąteczną imprezę swojej matki to też był tylko seks. – przypomniała coś, co było oczywiste – Dwoje kochanków ramię w ramię przy jednym stole. Musiałeś cierpieć. – uraził ją tym… że nie zabrałby jej, gdyby wiedział, że on tam będzie. Dlaczego? Żeby nie zdenerwować jego? Przecież ona była nieświadoma. Dwoje to już tłok? I z tej dwójki „to tylko seks” zabrał akurat ją, bo miała ładniejszą sukienkę i matce mogła się bardziej spodobać? – I nie mam problemu z tym, że pieprzyłeś się z facetem, Hirsch. Naprawdę nie interesowało mnie z kim byłeś w łóżku zanim zacząłeś być w nim ze mną. – nawet jeśli sama była całkowicie hetero – a pocałunek z Avianą tylko ją w tym umocnił, bo jakkolwiek by nie był przyjemny… była hetero, nie podważała orientacji innych ludzi i nie miała z tym najmniejszego problemu – Ale seks czterdziestoletniego faceta z siedemnastolatkiem nie jest normalny. Z osiemnastolatkiem też nie. To jest chore. I obrzydliwe. Niezależnie od płci. – czy to byłby osiemnastolatek, czy osiemnastolatka – Tak bardzo walczyłeś o to, żebym zaczęła się leczyć. Ale nie tylko ja tu potrzebuję pomocy specjalisty, Jake. Z naszej dwójki to ty jesteś chory. I przemyśl to sobie. – zaczęła wycofywać się w stronę drzwi – Ja skończyłam! – z tą rozmową? Z nim? Z całą tą sprawą? Ciężko powiedzieć, ale jeśli chciał się dowiedzieć to nie było mu to dane, bo trzasnęła drzwiami, a chwilę później już jej nie było.

/zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Można śmiało powiedzieć, że przez ostatnie dni Ebbie nie za bardzo dopisywała dobra passa… czy nawet przeciętna. Bardzo starała się unikać telefonów od własnej matki, ale kiedy ta zapchała jej skrzynkę, trochę nie można było tego już uniknąć. I właśnie zamierzała się zająć odsłuchiwaniem tych rozmów… oczywiście po tym, jak już kupiła sobie dwie flaszki dobrej whisky na znieczulenie się przed i jedzenie na wynos, do kompletu, ale wpadła na głupi pomysł. Głupi pomysł polegał na tym, że zamiast poczekać, aż dojdzie do domu, zdecydowała się wybrać numer poczty głosowej już na dworze. I wtedy przystanęła, wsłuchując się w nie, w milion pretensji i pasywnej agresji, z której jej miała doktorat na skalę światową. I uczyła się od samego diabła... więc przystanęła, słuchając jej gadania i marudząc na to gadanie pod nosem, rzucając ripostami, których nigdy nie odważyłaby się powiedzieć swojej matce w twarz (tak, bała się jej)... kiedy najwyraźniej los, albo ten zaprzyjaźniony z jej matką diabeł, postanowił ją ukarać. Na jej biedną głowę spadła wielka gałąź i zamroczyła ją na tyle, że pełnię przytomności odzyskała dopiero w karetce, w drodze do szpitala. Miała podrapane kolana i zapewne głowę też, w końcu spadła na nią gałąź, o czym poinformował ją pan medyk. A także o tym, że jej alkohol i jedzenie na wynos zaginęło w akcji. Aż dziwne, że telefon nie, chociaż miała na nim teraz piękne pęknięcie przez upadek. Więc tak, znalazła się w szpitalu, wylądowała na izbie i czekała, aż ktoś się nią zainteresuje. Pojechała na prześwietlenie głowy i szyi, a jak wróciła, znów czekała aż pojawi się przy niej jakiś lekarz. I pojawił się! - Dzień dobry, czy pan wie jakie są szanse na to, że butelki z alkoholem przetrwają upadek na chodnik? I jakie są szanse, że ratownicy w karetce są kleptomanami zamówień na wynos i tak naprawdę oni przechwycili moją kolację? - zapytała, bo trochę była otumaniona przez leki przeciwbólowe, które dostała. I no jednak miała wstrząs mózgu, a to może wpływać na percepcję...

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

#20

/po grze z Maeve i przed pozostałymi potem

Co prawda przez całą drogę Lavender tłumaczyła przyjaciółce że nic jej nie jest, że to omdlenie nic nie znaczy i że to normalne odkąd leczy się na serce. W dodatku wcale nie uderzyła jakoś mocno głową w tę półkę sklepową, bo jest świadoma wszystkiego, wie co się działo przed omdleniem i zaraz po nim. Jednak dla świętego spokoju pojechała z przyjaciółką do szpitala, a z racji tego że już miała złamaną rękę w gipsie i teraz mogła mieć uraz głowy, plus to omdlenie spowodowane chorym sercem sprawiło, że trafiła od razu na SOR mimo jej próśb o trafienie tam, gdzie nie jest pilna interwencja lekarska. To, że nikt nie słuchał jej zdania na ten temat sprawiało, że coraz to bardziej się denerwowała, więc gdy już leżała na tym łóżku i przyszedł lekarz to była gotowa go ofukać wręcz. Postanowiła jednak zachować klasę.
- Dzień dobry doktorze. Mówiłam już że nic mi nie jest, dlatego proszę tylko mnie szybko zbadać i wypisać do domu, a przede wszystkim proszę uspokoić moją przyjaciółkę, że nic mi nie jest i że nie musi się o mnie martwić. - zwróciła się do niego chcąc jak najszybciej zakończyć tę sprawę i wrócić do domu. Niczego bardziej nie pragnęła jak napić się wody i wylądować na kanapie wraz z dobrym thrillerem w dłoni, oczywiście tej zdrowej. Pewnie brzmiała jak typowa bizneswoman, która nie ma w planach pobytu w szpitalu i dlatego chce by załatwiono sprawę szybko, bo tylko tyle ma wolnego miejsca w grafiku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobrze jest mieć przyjaciół, którzy o siebie dbają. Lavender miała to szczęście i ktoś postanowił zaopiekować się nią, gdy ta odmawiała zatroszczenie się sama o siebie. Skyler również miał kilkoro przyjaciół, chociaż nie spędzał z nimi na tyle dużo czasu, żeby mieli się o niego jakoś dodatkowo troszczyć. Zazwyczaj był zdany sam na siebie, z resztą nie od dziś. Od najmłodszych lat nauczył się liczyć tylko na samego siebie i z zasady nie ufać otoczeniu, bo często nie jest takie, jakim się wydaje.
Praktykował takie podejście już tyle lat, że było to dla niego całkowicie naturalne. Nie uważał tego ani za smutne, ani żałosne.
Dziś pracował piąty dzień pod rząd, ale na pierwszą zmianę, więc nie był specjalnie wymęczony czy niewyspany. Pacjentów tez nie było jakoś specjalnie dużo, więc czuł sie całkiem nieźle. Wezwanie na SOR do pacjentki Specter dostał po południu. Na szybko zapoznał się z raportem z karetki i z przyjęcia kobiety na oddział, po czym prześledził jej historię zdrowotną i wczesniejsze badania.
Gdy wszedł na salę, na ustach miał lekki, pogodny ale powściągliwy uśmiech.
Dzień dobry, Pani Specter. Jak się Pani czuje? — spytał, ze spokojem słuchając jej kolejnych słów, pod koniec zerkając na przyjaciółkę, siedzącą na krześle obok łóżka.
Często miał do czynienia z pacjentami, którzy nie brali na poważnie stanu swojego zdrowia, tym bardziej jeśli coś im dolegało, a oni nie chcieli tego zaakceptować, bo pragnęli wrócić do normalnego życia i swoich codziennych spraw. Nie wszystkim jest na rękę leżenie w szpitalu i “marnowanie czasu”. Otóż ludzie żyjący w biegu, mający wiele na głowie, czy rodzinę, czy wymagającą pracę, zapominali, że najważniejsze jest zdrowie i czasami warto zwolnić i zająć się sobą, aby dalej móc robić swoje.
Uderzyła się Pani w głowę i zemdlała, to naturalne że w takich sytuacjach można się zmartwić — odparł, po czym posłał przyjaciółce uśmiech i wrócił wzrokiem do pacjentki. Zaświecił latarką w jej oczy, po czym wyprostował się. — Nic nie wskazuje na wstrząśnienie mózgu, ale ze względu na chorobę serca zlecę kilka badań, w tym badanie krwi, i zatrzymam Panią na obserwacji do jutra. Wyniki będą najpóźniej jutro w południe i wtedy będziemy wiedzieć co dalej. Jeżeli wszystko będzie w porządku będzie Pani mogła jutro wrócić do domu.
Zdawał sobie sprawę, że jego decyzja może się Specter nie spodobać, ale jako jej lekarz ma zadbać o jej zdrowie najlepiej jak potrafił, więc właśnie to robił.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Lavender sama zawsze dbała o przyjaciół i pewnie na miejscu Maeve postąpiłaby tak samo, jak zrobiła to Thompson. Specter nie miała przyjaciółce tego za złe, jednak wciąż uważała, że to, że w ogóle tu przyjechały było jedynie stratą czasu. Skoro nic jej nie jest to po co te wszystkie dodatkowe badania? Odkąd dowiedziała się o chorobie serca to nie lubiła zbytnio lekarzy, choć tych kilka lat wcześniej, gdy trafiła tam po wykolejeniu pociągu to również wiedziała już, że szpitale będzie omijała szerokim łukiem.
- Naprawdę nic mi nie dolega, może oprócz kołatania serca, ale to przez to, że się trochę zdenerwowałam na przyjaciółkę, bo jest niezwykle uparta. - dodała, wyznając nowy fakt, bo jednak jej choroby serca nie można było bagatelizować, a ona miała wrażenie, że bije jakoś inaczej, jakby nierównomiernie. A po czym to poznawała? Po tym że musiało wzrastać jej ciśnienie, które odczuwała jako pulsowanie nad uszami. I jeszcze spojrzała znacząco na swoją przyjaciółkę, wciąż uważając że zajmuje obecnie miejsce osobom, którym bardziej się ono należy, którzy naprawdę potrzebują pomocy.
- Omdlenia zdarzały mi się przy tej chorobie serca gdy zapomniałam zażyć dawki leku. - dodała, chcąc utwierdzić lekarza w tym, że ma wszystko pod kontrolą, zapomniała wziąć lekarstwa, po którym jednak nie czuła się dobrze, bo była bardziej senna i to spowodowało omdlenie. Należało jeszcze dodać duszne pomieszczenie i dźwiganie zakupów.
- Naprawdę to konieczne? Nie chcę zajmować miejsca dla pacjentów, którzy bardziej będą go potrzebowali... - nie planowała noclegu w szpitalu. Będzie musiała poprosić Maeve o przywiezienie jej jakiejś piżamy, bo w obecnym stroju raczej niezbyt wygodnie jej było spać, spojrzała jeszcze na swoją rękę w gipsie.
- Panie doktorze, a czy ten upadek będzie miał jakiś wpływ na długość noszenia przeze mnie tego gipsu? - wolała wiedzieć czy się ta rekonwalescencja ręki wydłuży w czasie, czy jednak było to tak mocne zabezpieczenie że nie będzie musiała dłużej się z tym męczyć. Nie ukrywam że nieco on komplikował jej życie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Jeżeli istniała jakaś uniwersalna, powszechnie znana prawda o życiu rodziny Hughes, to niewątpliwie dotyczyła ona naprawdę kiepskiego wyboru życiowych partnerów. O ile Charlotte trafiła na kochającego kontrolę dziwaka, który w ostatecznym rozrachunku zdradził ją ze swoją podwładną i po którym nie cierpiała zbyt długo, o tyle Leslie zdawała się mieć wyjątkowo dużego pecha. Podobno miłość zaślepiała, ale Lottie nie przypuszczała, że w przypadku młodszej siostry mogłoby to mieć aż tak fatalne skutki. Marcus nie podobał się jej od samego początku, jednak wielokrotnie przymykała oko na kolejne wybryki. Leslie była dorosła, wiedziała - prawdopodobnie - co robiła, a jednocześnie na pewno miała świadomość, że w kryzysowych sytuacjach mogła liczyć na rodzinę. Do starszej Hughes nigdy nie trafiały wymówki pokroju nie chcę nikogo martwić. Rodzina właśnie od tego była - od troski, ochrony, pomocy. Nie wiedziała tylko, dlaczego jej rodzeństwo tak łatwo o tym zapominało. Konsekwencje takiego podejścia mogli - wszyscy - obserwować wielokrotnie.
Charlotte bez słowa zajęła miejsce na siedzeniu pasażera, tym samym pozwalając Travisowi na to, by to on przejął ster nad kierownicą. Sama czuła się zbyt roztrzęsiona i zszokowana wydarzeniami sprzed kilku chwil, by ryzykować nieostrożną, pozbawioną pełnego skupienia jazdą. Zapinając pasy, pozwoliła sobie na ostatnie zerknięcie w kierunku domu. Znajdujący się tam Marcus żył, a Lottie nie była pewna, czy powinni byli się z tej informacji cieszyć, czy może wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej się martwić.
Wiedziała, że obrażenia Leslie nie pozostaną bez echa wśród personelu szpitala. Czuła, że dyżurny lekarz czy pierwsza z brzegu pielęgniarka szybko zrozumieją, że mieli do czynienia z ofiarą przemocy domowej, nie zaś nieszczęśliwego wypadku. Charlotte liczyła jedynie na to, że ich zgłoszenie pojawi się na komendzie jako pierwsze. Marcus przecież mógł opowiedzieć bajkę ze swojej własnej, pozbawionej szczerości perspektywy, robiąc jeszcze większego zamieszania niż miałoby to miejsce w chwili, gdyby faktycznie był... martwy.
Westchnęła, przymykając powieki. Przed oczami wciąż miała obraz tamtego chłopaka, z którym Saoirse umówiła się na randkę i który okazał się niebezpiecznym desperatem. Serenity widziało już niejedną zbrodnię, kolejna wcale nie musiała zrobić by różnicy. Szkoda, że to nie wchodziło w grę. Za krzywdę Leslie Marcus powinien był zapłacić każdą, nawet najwyższą możliwą cenę.
- Dasz radę? - zagaiła, kiedy zatrzymali się na szpitalnym parkingu, a Lottie wyskoczyła z auta w celu udzielenia siostrze ewentualnego wsparcia w dotarciu do drzwi.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Leslie czasami odnosiła wrażenie, że pierw trzeba było dokonać złych wyborów, by czegoś się nauczyć i ostatecznie dokonywać jedynie tych dobrych. Było to naiwne szukanie wytłumaczenia dla tego, czemu ona i jej siostry nie miały szczęścia względem facetów, ale w coś trzeba było wierzyć. Ona chciała wierzyć właśnie w to. Że przebrnięcie przez coś, co nie dawało poczucia szczęścia było ważne, bo dzięki temu w przyszłości mogły docenić bardziej coś dużo lepszego, co spotkałoby je w życiu.
Obecnie zaś myślała tylko o tym, by dotrzeć do szpitala. Chciała leków przeciwbólowych, badań i zaświadczenia o obrażeniach, których doznała i które sprawiały, że z minutę na minutę, gdy napięcie powoli zaczynało ją opuszczać odczuwała coraz większy dyskomfort w całym swoim ciele. Drobnym i poturbowanym. Nie potrafiła nawet jednoznacznie określić, co bolało ją bardziej. Głowa, żebra, nadgarstek? Najbardziej bolało ją jednak serce. Bolało w przenośni, bo cierpiała nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Nie potrafiła zrozumieć tego, jak bardzo zmienił się człowiek, z którym niegdyś zdecydowała się związać. A jeszcze ciężej było jej zrozumieć to, czy naprawdę był w stanie posunąć się tak daleko, by na szali postawić jej życie.
Milczała przez całą drogę. Cisza, która panowała w samochodzie, pozwoliła przymknąć oczy i skupić się na własnych myślach. A tych w głowie miała wiele, tylko żadnej z nich nie była w stanie poświęcić wystarczająco wiele czasu. Najbardziej upierdliwą była jednak ta, że dwie bliskie jej osoby, musiały teraz poświęcać swoje prywatne sprawy na to, by ją wesprzeć. Jak zwykle innych stawiała ponad siebie. Nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła tego w nawet tak beznadziejnej sytuacji, jak ta.
Tak, chyba tak — skinęła lekko swoją obolałą głową i wysiadła z samochodu, chwytając dłoń siostry, by utrzymać równowagę, kiedy świat wirował jej przed oczami i czuła coraz bardziej ogarniające ją osłabienie. — Tylko trochę, kręci mi się w głowie — dodała, wbijając wzrok w drzwi wejściowe szpitala, do którego chociaż wiedziała, że musi wejść, to wcale zaglądać nie chciała. Przerażało ją to, że miała opowiadać o tym co się stało nie tylko lekarzom, ale również policji, która z pewnością zostanie wezwana.
Nie musisz tam iść — westchnęła, gdy obok przystanął Travis — Wracaj do Asli... — westchnęła. Nie chciała, żeby kolejny raz musiał się tłumaczyć narzeczonej z tego gdzie i z kim był. Pierw jedna bójka, potem kolejna i noc w areszcie, a teraz jeszcze to. W chwili, w której przygotowywali się do ślubu, powinien był się skupić na narzeczonej. Nie na idiotce, która zdecydowanie za późno poszła po rozum do głowy, chociaż wiele osób od tygodni i miesięcy powtarzało jej, że ten związek nie był tym, czego powinna się była trzymać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Im dłużej o tym myślał, może nie koniecznie zmierzając w odpowiednim kierunku, dochodził do wniosku, że Marcus wcale nie powinien umrzeć, to byłoby zbyt proste. Dlaczego miałby się wywinąć od konsekwencji? Zasługiwał na to, żeby jeszcze pożyć i doświadczyć kilku (wielu) nieprzyjemności. Umrzeć po uderzeniu w głowę też byłoby zbyt proste, zbyt dla niego spokojne. Prawie jak zasnąć we śnie. On potrzebował czegoś co by nim potrząsnęło do szpiku kości tak jak on miał czelność krzywdzić Leslie. Może i doznałaby pewnego rodzaju spokoju, wiedząc, że ten nie może jej już zaszkodzić, ale czy nie nosiłaby przypadkiem w sobie poczucia winy, że… cóż, zabiła człowieka? Nie wiedział co dokładnie tam zaszło, ale miał wrażenie, że Hughes była zbyt dobrą duszą (to było chyba rodzinne), żeby nie skończyć obwiniając się, za śmierć, może i gnidy, ale jednak człowieka, może i w obronie własnej, ale kiedyś tego mężczyznę kochała. To się przecież odbijało na psychice, a tego dla niej nie chciał. Chociaż ostatnimi czasy prawo nieszczególnie dobrze wypadało w jego oczach, to liczył, że tym razem dowody były zbyt wyraźne by ten bydlak się wykręcił. Nikomu nie byłoby przykro, gdyby jeszcze trafił mu się mierny prawnik. To była dobra myśl.
Wysiadł z samochodu nieco później niż Lottie, wygaszając jeszcze silnik i przechodząc auto dookoła. Nie wtrącał się w procesie wysiadania, ale stał wystarczająco blisko, by w razie co zaoferować swoją pomoc, miał na uwadze, że Lottie też to przeżywała, będąc w dodatku jednocześnie w ciąży.
-Nie muszę, ale chce. – Świadomie nie skomentował kwestii Asli. Uznał, że zrozumie. To nie był kumpelski wypad na piwo. Ona też na pewno nie zawahałaby się by w takiej sytuacji pojawić się dla swojej przyjaciółki. Co nie znaczyło, że miał zamiar wszystko Mayfield nakreślić. Odnosił wrażenie, że Leslie nie chciałaby tego koniecznie rozpowiadać. –Więc nie próbuj mnie spławić, nie uda się.
Zamknął samochód gdy wszyscy wysiedli. -Kluczki. – Wysunął je w kierunku Lottie. –Za nim zapomnę. – Z góry założył, że do czasu drogi powrotnej, starsza Hughes zdąży ochłonąć i że skoro ona zabierać będzie siostrę do domu, on będzie wracał po swój samochód.
-Poradzicie sobie? Może pójdę przodem… – Skinął głową w kierunku wejścia. –Trochę przyspieszymy formalności. – Których niewątpliwie nie będzie można pominąć, z resztą, lepiej, aby wszystko było zapisane, żadnych pomyłek, które mogłyby jakimś cudem zadziałać na korzyść Marcusa, acz podejrzewał, że najwięcej wagi będzie miało samo zeznanie, jak i oficjalna opinia doktora.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nawet jeżeli panująca w czasie podróży cisza była dziwnie kojąca, to jednak w głowie szumiało od nadmiaru pytań i - co najgorsze - ewentualnych scenariuszy związanych z innym, dużo mniej optymistycznym zakończeniem tego dnia. Charlotte, nawet jeżeli nie chciała, to jednak wielokrotnie podczas drogi do szpitala zdążyła myśleć o tym, co by się wydarzyło, gdyby zwlekała z esemesem do Travisa przez chociaż jeszcze jedną minutę. Jedną siostrę już straciła. Nie mogła pozwolić na stratę kolejnej. Nie teraz, kiedy Saoirse wyjechała, Perrie nie było, a Casper żył własnym życiem, nie ingerując w żadne rodzinne sprawy.
Może to było dobre wyjście? Ignorancja i zajęcie się sobą?
Nie. To nie było w stylu Charlotte, nawet jeżeli momentami najchętniej zniknęłaby z zasięgu rażenia wzroku bliskich osób.
Lottie chwyciła dłoń Leslie, ciesząc się, że siostra wciąż wykazywała się względem niej zaufaniem. Mocny uścisk miał być niemym zapewnieniem, że zamierzała z nią zostać bez względu na wszystko, a nawet więcej - że mogła na nią liczyć również po opuszczeniu szpitala i w trakcie walki o to, by Marcusa spotkała zasłużona sprawiedliwość.
- Zaraz będziesz mogła się położyć - zapewniła, pozwalając, by Leslie przylgnęła do jej ciała, gdy obie stawiały drobne, niemal identyczne kroki w stronę głównego wejścia do szpitala.
- Potem podjedziemy po twój samochód - poinformowała mężczyznę, odbierając od niego kluczyki do własnego wozu. Plan na ten wieczór wydawał się prosty. Zapewnienie Leslie profesjonalnej pomocy lekarzy, pozostawienie jej na obserwacji lub powrót do domu, podczas którego jedynym przystankiem byłoby stojące pod domem młodszej Hughes auto przyjaciela.
- W porządku - przytaknęła, uznając propozycję Travisa za niezwykle rozsądną. Wieczór wydawał się spokojny, dlatego Charlotte była dobrej myśli i naprawdę chciała wierzyć, że SOR nie był przepełniony. Nawet jeżeli nieszczęśliwe wypadki innych ludzi były równie istotne, co wydarzenia z życia Leslie, to jednak Lottie bardzo egoistycznie wepchnęłaby siostrę przed kolejkę, byle tylko jak najszybciej ulżyć jej w cierpieniu.
- Siadaj. Przynieść ci wody? - zagaiła, kiedy w końcu dotarły do głównego korytarza, gdzie Charlotte niemal od razu pomogła Leslie usadowić się na jednym z ustawionych w rzędzie krzesełek, zaraz potem skupiając jednak swój wzrok na przyprowadzonej przez Travisa pielęgniarce.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak chcesz. Masz szczęście, że... Nie mam sił się sprzeczać — westchnęła. W innych okolicznościach wykopałaby Travisa spod szpitala, żeby mógł zająć się swoim życiem. Problemami związanymi z narkotykami, narzeczoną, nadchodzącym ślubem i wszystkim innym, co zajmowało mu czas. Tego dnia nie czuła się jednak, z wiadomych względów, na siłach. Musiała się pogodzić z tym, że oboje zamierzali jej towarzyszyć i mogła co najwyżej modlić o to, by nikt nie zadawał jej pytań w obecności siostry i Travisa. Nie chciała, by oboje musieli słuchać, co stało się w domu. Wystarczyło, że widzieli tego skutki, jakimi były siniaki, zadrapania i inne obrażenia, których wolała nie dostrzec w lustrze. Zobaczenie na własne oczy tego, jak wielu szkód narobił Marcus, nie mogłoby jej podnieść na duchu. Chciała wierzyć, że... Nie było tak źle, jak czuła.
Idź, zaraz dołączymy — przytaknęła tuż po Lottie, by Travis poszedł przodem i poinformował kogoś z personelu o zaistniałej sytuacji. Leslie chciała mieć to wszystko jak najszybciej za sobą. I chociaż nie podobała jej się wizja tego, że nadchodzące dni miałaby spędzić u siostry, będąc wrzodem na jej tyłku, to perspektywa pozostania w szpitalu, była jeszcze gorsza. Jedynym, co podnosiło ją na duchu, był fakt, że Marcus nie miał pojęcia gdzie obecnie mieszkała Charlotte. Dzięki temu mogła uniknąć kolejnych problemów ściągniętych na głowę siostry, które mogłyby się pojawić w każdej chwili. Żadne z nich nie wiedziało przecież, co działo się z mężczyzną. Czy wciąż był nieprzytomny, czy może jednak stanął na nogi i w ogarniającym go szale przeczesywał wszystkie dostępne miejsca, w których mógłby ją znaleźć i dokończyć, co zaczął. Bała się, że taki właśnie mógł być plan Marcusa. A kolejnego razu nie zdołałaby znieść.
Po dotarciu na SOR, zajęła z tłamszonym jękiem jedno z krzesełek. Odnosiła wrażenie, że im więcej czasu mijało, tym większy ból całego ciała odczuwała, co uważała za całkiem sensowne. Adrenalina, która uderzyła w nią w domu, powoli zaczynała opadać, a to niosło za sobą ból. Niekończący się i przeszywający niemal każdy fragment jej ciała.
Jak możesz. Dziękuję — uśmiechnęła się słabo do siostry. Czuła suchość w ustach i ten metaliczny posmak własnej krwi, którego chciała się pozbyć, zanim spędzi kolejne minuty, o ile nie godziny na licznych badaniach. Unosząc wzrok na przyprowadzoną przez Travisa pielęgniarkę, skrzywiła się, widząc współczucie wymalowane w jej oczach. Nie chciała go. Nie potrzebowała współczucia, bo wciąż uważała, że sama była sobie winna. Była głupia.
Pielęgniarka zadała jej kilka pytań i poinformowała, że za moment zostanie zabrana na badania. Prześwietlenie, tomografia i wiele innych, które były konieczne do określenia, jak poważne były jej obrażenia. Kiedy kobieta oddaliła się w stronę rejestracji, Leslie spojrzała na Lottie i Travisa, odbierając od siostry kubek z wodą. Upiła kilka łyków i westchnęła. Woda przyjemnie nawilżyła jej gardło.
Zdajecie sobie sprawę z tego, że spędzę tu kilka godzin? Badania, przesłuchanie... — zaczęła wymieniać, ale to jej znaczące spojrzenie dawało do zrozumienia, że wcale nie musieli z nią czekać. Była uparta, bo przerażało ją to, że mogli być obok, kiedy pojawi się policja gotowa zadać jej dziesiątki pytań.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiwnął lekko głową na potwierdzenie odbierania samochodu nie chcąc się teraz sprzeczać o rozwiązania logistyczne tego wieczoru. Zapewne byłoby to najbardziej wygodne wyjście dla niego, ale nie widział potrzeby, żeby ze zmęczoną po badaniach i przesłuchaniu Leslie ponownie wracać w okolice jej domu. Jeszcze zobaczy jak sprawy się tutaj potoczą.
Za nim odszedł zmierzył jeszcze siostry Hughes spojrzeniem upewniając, że sobie poradzą. Czasami zapominał w jakim zawodzie do tej pory pracowała Charlotte. Z drugiej jednak strony miała do czynienia z pobiciem swojej własnej siostry. Takie sprawy uderzały inaczej gdy dotyczyły rodziny, a ciąża jeszcze dodatkowo wpływała na stabilność emocji.
W recepcji starał się nie opowiadać zbyt wiele, a jednocześnie stworzyć wrażenie nagłości sytuacji. Młoda kobieta, z poważnymi obrażeniami, w dodatku nie wiedzą jak poważnymi, krwawi i jest w szoku. To wydawało się przykuć uwagę pielęgniarki, choć może nie był to nóż wbity w klatkę piersiową. Relatywnie spokojna atmosfera, rzeczywiście działała na ich korzyść. Był wręcz nieco zdzwiony, że gdy tylko kobiety pojawiły się na miejscu, pracownica szpitala była już gotowa do nich podjeść. Ktoś kto już nie jedną widział zapewne pobitą osobę w swoim życiu, nie uważając, że była to jej wina. Dla Travisa nie miało znaczenia czy rzeczywiście blondynka mogła zostawić Marcusa wcześniej, to nie dawało mu przyzwolenia podnosić na nią rękę, wręcz przeciwnie, powinien był ją na rękach nosić, że jeszcze do tej pory się z nim użerała, nawet jeśli może i idealną partnerką nie była (miałaby się starać dla tego bydlaka?).
Cavanagh wysłuchał młodszej Hughes, zerknął na Lottie i zajął wolne miejsce. Nie potrzebowali nawet mówić tego na głos między sobą, od kiedy znaleźli się przed domem oboje nie mieli wcale zamiaru wykręcać się z tego przedwcześnie. Wiedział, że taka była jego decyzja i nie wyobrażał sobie, żeby starsza Hughes wyszła teraz ze szpitala tylko dlatego, że Leslie zwróciła uwagę na to ile cały proces może zająć. –Mhm. To poczekamy. Mają kafeterię, dostęp do wody i kawy. Damy radę. Nie mów, że gdybyś była na naszym miejscu to gdziekolwiek byś się ruszyła. – Spojrzał na kobietę wymownie. To zabawne, bo gdyby on znalazł się na miejscu Leslie też próbowałby wszystkich spławić do domu. Nie było jednak miejsca na to by brać takie rzeczy pod uwagę.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

W chwilach takich jak ta konkretna Charlotte pozwalała dojść do głosu licznym wątpliwościom. Czy aby na pewno postąpiła słusznie, rezygnując z pracy w FBI? Na piastowanym dotychczas stanowisku byłaby w stanie zrobić dużo więcej dla Leslie niż jedynie jako była agentka, która obowiązki porzuciła bez wyraźnego powodu (lub przynajmniej takiego, który nie satysfakcjonował przełożonych). Potrzebowała zmian, czegoś nowego, ale rzucając na biurko dyrektora wypowiedzenie nie miała pojęcia, że miałyby to być modyfikacje tak daleko idące. Teraz niewątpliwie miała całkiem niezły powód do tego, by żałować oddania budzącej respekt legitymacji oraz broni, którą bardzo chętnie przystawiłaby do głowy Marcusa.
Westchnęła, opadając na krzesło tuż obok siostry. Nie wiedziała, co miała powiedzieć, jak powinna była się zachować. Wrodzona empatia nakazywała ubolewać i współczuć, ale zdrowy rozsądek i znajomość charakteru Leslie sugerowały, że było to rozwiązanie najgorsze z możliwych. Nikt nie lubił pobłażliwych spojrzeń i nadmiernej, często przesadnej troski, a Charlotte nie zamierzała wpędzać młodszej Hughes w poczucie jeszcze większego dyskomfortu.
- Przestań, błagam cię - nakazała nieco ostrzej niż faktycznie zamierzała, ale była naprawdę zmęczona. Zmęczona wymówkami, usprawiedliwieniami, głupim gadaniem, że poradziłaby sobie sama, że nie potrzebowała pomocy, że nie chciała nikomu zawracać głowy. Takie nastawienie irytowało Charlotte coraz mocniej, szczególnie w odniesieniu do rodziny, w której każdy odgrywał rolę podręcznikowego przykładu Zosi Samosi. Najczęściej nie wynikało z tego nic dobrego, a osoby z bliskiego otoczenia i tak musiały ratować sytuację. - Mam dość tego waszego ciągłego ,,poradzę sobie sama'' - wymowny ruch dłońmi miał zastąpić cudzysłów, pod płaszczykiem którego Charlotte świadomie ukryła złośliwość. - Do tej pory sobie radziłaś i patrz, jak to się skończyło. Nigdzie nie idziemy, a ty skup się na badaniach i rozmowie z lekarzem, nie na tym, ile czasu tu spędzimy - dodała, kątem oka zerkając na Travisa. Była wdzięczna, że przyjęli identyczną taktykę, ale również za to, że nie zamierzał zostawić jej ze wszystkim samej. Mając jego wsparcie, jakoś się trzymała, choć natrętne myśli dotyczące tego, co by było, gdyby, wciąż dawały o sobie znać i skutecznie pogarszały kobiece samopoczucie.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”