WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Nie odpowiada trochę za długo, by nie domyślić się, jaka jest odpowiedź. Zagryza dolną wargę ust i ma wrażenie, że ciszę i atmosferę pomiędzy nimi można kroić nożem. Dopiero wtedy decyduje się na reakcję i zupełnie niepotrzebnie robi kilka kroków w jej kierunku. Generuje bliskość i kontakt, którego Alderidge nade wszystko, w i d o c z n i e, nie chce.
– Posy… – zaczyna, ale żeby się nie daj boże z nią nie szarpać, odsuwa do tyłu, zgodnie z niewerbalnym życzeniem. – Przecież my wtedy… Na imprezie świątecznej u moich rodziców, czy nawet na imprezie świątecznej u Aviany… Przecież my nie byliśmy wtedy nawet czymś. Dlaczego to cię tak ruszyło? – chociaż czuje poczucie winy i ma świadomość, że cała relacja z Cosmo nie była przyzwoita to nie chce się jej wypierać. Ale z drugiej strony też… Nie zamierza przyznawać się, że to i w jego odczuciu, było nie na miejscu.
-
-
– Osiemnaście. Cosmo ma osiemnaście lat, jest pełnoletni – odpowiada, kiedy Posy tyle razy powtórzyła jego wiek. Ten rok nie naprostuje zbyt wiele, ale czuje się w obowiązku to podkreślić. Chowa swoją twarz w dłoniach i pociera nimi twarz, jakby to miało mu w czymś pomóc. Kiedy tylko zabiera dłonie, spogląda w sufit, jakby tam upatrywał ratunku. Potem od razu wraca spojrzeniem do Josephine.
– Nie wiedziałem, że zna się z Laurą. Nie miałem pojęcia, że zobaczę go w jakichkolwiek innych okolicznościach. Nie miałem pojęcia, że zna go też Aviana. Myślałaś, że zabrałbym cię do mojej matki, wiedząc, że będzie tam Cosmo? To tylko seks, Posy. Rozpatrujemy to teraz pod kątem różnicy wiekowej, czy płci? Bo nie wiem, co bardziej cię zdenerwowało. Nie pieprzyłem się z nim w Kalifornii – i tu detektor kłamstw mógłby się już lekko zawahać. Trochę prawda, trochę nie. Ale w tym przypadku nie zatrzymał się nawet na chwilę, by dać jej podkładkę pod to, że nie do końca podąża linią prawdomówności. – Poza tym, powiedziałem ci już – potrzebowałem jego pomocy. Nikt inny nie zrobiłby tego bez gadania i w poufności – wzrusza delikatnie ramionami. Nie atakuje jej. Nie próbuje personalnych argumentów. Nie pyta o to, z kim sypiała ona w ostatnim czasie. Jeszcze. W końcu, do tej pory wydawało mu się, że to nieważne. I że nie zamierzają się z tego nawzajem rozliczać.
– Przeprosiłem cię już za Kalifornię. Za to, że nie odbierałem. Za to, że nie mogłem ci powiedzieć, gdzie jestem. Ale to nie przez Cosmo, tylko przez moją żonę. Poza tym wróciłem Josie. Wróciłem do ciebie i nie chcę przez resztę życia odpokutowywać za to, że przez kilka dni nie odebrałem telefonu.
-
/zt
-
Można śmiało powiedzieć, że przez ostatnie dni Ebbie nie za bardzo dopisywała dobra passa… czy nawet przeciętna. Bardzo starała się unikać telefonów od własnej matki, ale kiedy ta zapchała jej skrzynkę, trochę nie można było tego już uniknąć. I właśnie zamierzała się zająć odsłuchiwaniem tych rozmów… oczywiście po tym, jak już kupiła sobie dwie flaszki dobrej whisky na znieczulenie się przed i jedzenie na wynos, do kompletu, ale wpadła na głupi pomysł. Głupi pomysł polegał na tym, że zamiast poczekać, aż dojdzie do domu, zdecydowała się wybrać numer poczty głosowej już na dworze. I wtedy przystanęła, wsłuchując się w nie, w milion pretensji i pasywnej agresji, z której jej miała doktorat na skalę światową. I uczyła się od samego diabła... więc przystanęła, słuchając jej gadania i marudząc na to gadanie pod nosem, rzucając ripostami, których nigdy nie odważyłaby się powiedzieć swojej matce w twarz (tak, bała się jej)... kiedy najwyraźniej los, albo ten zaprzyjaźniony z jej matką diabeł, postanowił ją ukarać. Na jej biedną głowę spadła wielka gałąź i zamroczyła ją na tyle, że pełnię przytomności odzyskała dopiero w karetce, w drodze do szpitala. Miała podrapane kolana i zapewne głowę też, w końcu spadła na nią gałąź, o czym poinformował ją pan medyk. A także o tym, że jej alkohol i jedzenie na wynos zaginęło w akcji. Aż dziwne, że telefon nie, chociaż miała na nim teraz piękne pęknięcie przez upadek. Więc tak, znalazła się w szpitalu, wylądowała na izbie i czekała, aż ktoś się nią zainteresuje. Pojechała na prześwietlenie głowy i szyi, a jak wróciła, znów czekała aż pojawi się przy niej jakiś lekarz. I pojawił się! - Dzień dobry, czy pan wie jakie są szanse na to, że butelki z alkoholem przetrwają upadek na chodnik? I jakie są szanse, że ratownicy w karetce są kleptomanami zamówień na wynos i tak naprawdę oni przechwycili moją kolację? - zapytała, bo trochę była otumaniona przez leki przeciwbólowe, które dostała. I no jednak miała wstrząs mózgu, a to może wpływać na percepcję...
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
/po grze z Maeve i przed pozostałymi potem
Co prawda przez całą drogę Lavender tłumaczyła przyjaciółce że nic jej nie jest, że to omdlenie nic nie znaczy i że to normalne odkąd leczy się na serce. W dodatku wcale nie uderzyła jakoś mocno głową w tę półkę sklepową, bo jest świadoma wszystkiego, wie co się działo przed omdleniem i zaraz po nim. Jednak dla świętego spokoju pojechała z przyjaciółką do szpitala, a z racji tego że już miała złamaną rękę w gipsie i teraz mogła mieć uraz głowy, plus to omdlenie spowodowane chorym sercem sprawiło, że trafiła od razu na SOR mimo jej próśb o trafienie tam, gdzie nie jest pilna interwencja lekarska. To, że nikt nie słuchał jej zdania na ten temat sprawiało, że coraz to bardziej się denerwowała, więc gdy już leżała na tym łóżku i przyszedł lekarz to była gotowa go ofukać wręcz. Postanowiła jednak zachować klasę.
- Dzień dobry doktorze. Mówiłam już że nic mi nie jest, dlatego proszę tylko mnie szybko zbadać i wypisać do domu, a przede wszystkim proszę uspokoić moją przyjaciółkę, że nic mi nie jest i że nie musi się o mnie martwić. - zwróciła się do niego chcąc jak najszybciej zakończyć tę sprawę i wrócić do domu. Niczego bardziej nie pragnęła jak napić się wody i wylądować na kanapie wraz z dobrym thrillerem w dłoni, oczywiście tej zdrowej. Pewnie brzmiała jak typowa bizneswoman, która nie ma w planach pobytu w szpitalu i dlatego chce by załatwiono sprawę szybko, bo tylko tyle ma wolnego miejsca w grafiku.
-
Praktykował takie podejście już tyle lat, że było to dla niego całkowicie naturalne. Nie uważał tego ani za smutne, ani żałosne.
Dziś pracował piąty dzień pod rząd, ale na pierwszą zmianę, więc nie był specjalnie wymęczony czy niewyspany. Pacjentów tez nie było jakoś specjalnie dużo, więc czuł sie całkiem nieźle. Wezwanie na SOR do pacjentki Specter dostał po południu. Na szybko zapoznał się z raportem z karetki i z przyjęcia kobiety na oddział, po czym prześledził jej historię zdrowotną i wczesniejsze badania.
Gdy wszedł na salę, na ustach miał lekki, pogodny ale powściągliwy uśmiech.
— Dzień dobry, Pani Specter. Jak się Pani czuje? — spytał, ze spokojem słuchając jej kolejnych słów, pod koniec zerkając na przyjaciółkę, siedzącą na krześle obok łóżka.
Często miał do czynienia z pacjentami, którzy nie brali na poważnie stanu swojego zdrowia, tym bardziej jeśli coś im dolegało, a oni nie chcieli tego zaakceptować, bo pragnęli wrócić do normalnego życia i swoich codziennych spraw. Nie wszystkim jest na rękę leżenie w szpitalu i “marnowanie czasu”. Otóż ludzie żyjący w biegu, mający wiele na głowie, czy rodzinę, czy wymagającą pracę, zapominali, że najważniejsze jest zdrowie i czasami warto zwolnić i zająć się sobą, aby dalej móc robić swoje.
— Uderzyła się Pani w głowę i zemdlała, to naturalne że w takich sytuacjach można się zmartwić — odparł, po czym posłał przyjaciółce uśmiech i wrócił wzrokiem do pacjentki. Zaświecił latarką w jej oczy, po czym wyprostował się. — Nic nie wskazuje na wstrząśnienie mózgu, ale ze względu na chorobę serca zlecę kilka badań, w tym badanie krwi, i zatrzymam Panią na obserwacji do jutra. Wyniki będą najpóźniej jutro w południe i wtedy będziemy wiedzieć co dalej. Jeżeli wszystko będzie w porządku będzie Pani mogła jutro wrócić do domu.
Zdawał sobie sprawę, że jego decyzja może się Specter nie spodobać, ale jako jej lekarz ma zadbać o jej zdrowie najlepiej jak potrafił, więc właśnie to robił.
prawniczka
Specter Law Group
portage bay
- Naprawdę nic mi nie dolega, może oprócz kołatania serca, ale to przez to, że się trochę zdenerwowałam na przyjaciółkę, bo jest niezwykle uparta. - dodała, wyznając nowy fakt, bo jednak jej choroby serca nie można było bagatelizować, a ona miała wrażenie, że bije jakoś inaczej, jakby nierównomiernie. A po czym to poznawała? Po tym że musiało wzrastać jej ciśnienie, które odczuwała jako pulsowanie nad uszami. I jeszcze spojrzała znacząco na swoją przyjaciółkę, wciąż uważając że zajmuje obecnie miejsce osobom, którym bardziej się ono należy, którzy naprawdę potrzebują pomocy.
- Omdlenia zdarzały mi się przy tej chorobie serca gdy zapomniałam zażyć dawki leku. - dodała, chcąc utwierdzić lekarza w tym, że ma wszystko pod kontrolą, zapomniała wziąć lekarstwa, po którym jednak nie czuła się dobrze, bo była bardziej senna i to spowodowało omdlenie. Należało jeszcze dodać duszne pomieszczenie i dźwiganie zakupów.
- Naprawdę to konieczne? Nie chcę zajmować miejsca dla pacjentów, którzy bardziej będą go potrzebowali... - nie planowała noclegu w szpitalu. Będzie musiała poprosić Maeve o przywiezienie jej jakiejś piżamy, bo w obecnym stroju raczej niezbyt wygodnie jej było spać, spojrzała jeszcze na swoją rękę w gipsie.
- Panie doktorze, a czy ten upadek będzie miał jakiś wpływ na długość noszenia przeze mnie tego gipsu? - wolała wiedzieć czy się ta rekonwalescencja ręki wydłuży w czasie, czy jednak było to tak mocne zabezpieczenie że nie będzie musiała dłużej się z tym męczyć. Nie ukrywam że nieco on komplikował jej życie.
malarka
cały świat
columbia city
Charlotte bez słowa zajęła miejsce na siedzeniu pasażera, tym samym pozwalając Travisowi na to, by to on przejął ster nad kierownicą. Sama czuła się zbyt roztrzęsiona i zszokowana wydarzeniami sprzed kilku chwil, by ryzykować nieostrożną, pozbawioną pełnego skupienia jazdą. Zapinając pasy, pozwoliła sobie na ostatnie zerknięcie w kierunku domu. Znajdujący się tam Marcus żył, a Lottie nie była pewna, czy powinni byli się z tej informacji cieszyć, czy może wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej się martwić.
Wiedziała, że obrażenia Leslie nie pozostaną bez echa wśród personelu szpitala. Czuła, że dyżurny lekarz czy pierwsza z brzegu pielęgniarka szybko zrozumieją, że mieli do czynienia z ofiarą przemocy domowej, nie zaś nieszczęśliwego wypadku. Charlotte liczyła jedynie na to, że ich zgłoszenie pojawi się na komendzie jako pierwsze. Marcus przecież mógł opowiedzieć bajkę ze swojej własnej, pozbawionej szczerości perspektywy, robiąc jeszcze większego zamieszania niż miałoby to miejsce w chwili, gdyby faktycznie był... martwy.
Westchnęła, przymykając powieki. Przed oczami wciąż miała obraz tamtego chłopaka, z którym Saoirse umówiła się na randkę i który okazał się niebezpiecznym desperatem. Serenity widziało już niejedną zbrodnię, kolejna wcale nie musiała zrobić by różnicy. Szkoda, że to nie wchodziło w grę. Za krzywdę Leslie Marcus powinien był zapłacić każdą, nawet najwyższą możliwą cenę.
- Dasz radę? - zagaiła, kiedy zatrzymali się na szpitalnym parkingu, a Lottie wyskoczyła z auta w celu udzielenia siostrze ewentualnego wsparcia w dotarciu do drzwi.
-
Obecnie zaś myślała tylko o tym, by dotrzeć do szpitala. Chciała leków przeciwbólowych, badań i zaświadczenia o obrażeniach, których doznała i które sprawiały, że z minutę na minutę, gdy napięcie powoli zaczynało ją opuszczać odczuwała coraz większy dyskomfort w całym swoim ciele. Drobnym i poturbowanym. Nie potrafiła nawet jednoznacznie określić, co bolało ją bardziej. Głowa, żebra, nadgarstek? Najbardziej bolało ją jednak serce. Bolało w przenośni, bo cierpiała nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Nie potrafiła zrozumieć tego, jak bardzo zmienił się człowiek, z którym niegdyś zdecydowała się związać. A jeszcze ciężej było jej zrozumieć to, czy naprawdę był w stanie posunąć się tak daleko, by na szali postawić jej życie.
Milczała przez całą drogę. Cisza, która panowała w samochodzie, pozwoliła przymknąć oczy i skupić się na własnych myślach. A tych w głowie miała wiele, tylko żadnej z nich nie była w stanie poświęcić wystarczająco wiele czasu. Najbardziej upierdliwą była jednak ta, że dwie bliskie jej osoby, musiały teraz poświęcać swoje prywatne sprawy na to, by ją wesprzeć. Jak zwykle innych stawiała ponad siebie. Nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła tego w nawet tak beznadziejnej sytuacji, jak ta.
— Tak, chyba tak — skinęła lekko swoją obolałą głową i wysiadła z samochodu, chwytając dłoń siostry, by utrzymać równowagę, kiedy świat wirował jej przed oczami i czuła coraz bardziej ogarniające ją osłabienie. — Tylko trochę, kręci mi się w głowie — dodała, wbijając wzrok w drzwi wejściowe szpitala, do którego chociaż wiedziała, że musi wejść, to wcale zaglądać nie chciała. Przerażało ją to, że miała opowiadać o tym co się stało nie tylko lekarzom, ale również policji, która z pewnością zostanie wezwana.
— Nie musisz tam iść — westchnęła, gdy obok przystanął Travis — Wracaj do Asli... — westchnęła. Nie chciała, żeby kolejny raz musiał się tłumaczyć narzeczonej z tego gdzie i z kim był. Pierw jedna bójka, potem kolejna i noc w areszcie, a teraz jeszcze to. W chwili, w której przygotowywali się do ślubu, powinien był się skupić na narzeczonej. Nie na idiotce, która zdecydowanie za późno poszła po rozum do głowy, chociaż wiele osób od tygodni i miesięcy powtarzało jej, że ten związek nie był tym, czego powinna się była trzymać.
-
Wysiadł z samochodu nieco później niż Lottie, wygaszając jeszcze silnik i przechodząc auto dookoła. Nie wtrącał się w procesie wysiadania, ale stał wystarczająco blisko, by w razie co zaoferować swoją pomoc, miał na uwadze, że Lottie też to przeżywała, będąc w dodatku jednocześnie w ciąży.
-Nie muszę, ale chce. – Świadomie nie skomentował kwestii Asli. Uznał, że zrozumie. To nie był kumpelski wypad na piwo. Ona też na pewno nie zawahałaby się by w takiej sytuacji pojawić się dla swojej przyjaciółki. Co nie znaczyło, że miał zamiar wszystko Mayfield nakreślić. Odnosił wrażenie, że Leslie nie chciałaby tego koniecznie rozpowiadać. –Więc nie próbuj mnie spławić, nie uda się.
Zamknął samochód gdy wszyscy wysiedli. -Kluczki. – Wysunął je w kierunku Lottie. –Za nim zapomnę. – Z góry założył, że do czasu drogi powrotnej, starsza Hughes zdąży ochłonąć i że skoro ona zabierać będzie siostrę do domu, on będzie wracał po swój samochód.
-Poradzicie sobie? Może pójdę przodem… – Skinął głową w kierunku wejścia. –Trochę przyspieszymy formalności. – Których niewątpliwie nie będzie można pominąć, z resztą, lepiej, aby wszystko było zapisane, żadnych pomyłek, które mogłyby jakimś cudem zadziałać na korzyść Marcusa, acz podejrzewał, że najwięcej wagi będzie miało samo zeznanie, jak i oficjalna opinia doktora.
malarka
cały świat
columbia city
Może to było dobre wyjście? Ignorancja i zajęcie się sobą?
Nie. To nie było w stylu Charlotte, nawet jeżeli momentami najchętniej zniknęłaby z zasięgu rażenia wzroku bliskich osób.
Lottie chwyciła dłoń Leslie, ciesząc się, że siostra wciąż wykazywała się względem niej zaufaniem. Mocny uścisk miał być niemym zapewnieniem, że zamierzała z nią zostać bez względu na wszystko, a nawet więcej - że mogła na nią liczyć również po opuszczeniu szpitala i w trakcie walki o to, by Marcusa spotkała zasłużona sprawiedliwość.
- Zaraz będziesz mogła się położyć - zapewniła, pozwalając, by Leslie przylgnęła do jej ciała, gdy obie stawiały drobne, niemal identyczne kroki w stronę głównego wejścia do szpitala.
- Potem podjedziemy po twój samochód - poinformowała mężczyznę, odbierając od niego kluczyki do własnego wozu. Plan na ten wieczór wydawał się prosty. Zapewnienie Leslie profesjonalnej pomocy lekarzy, pozostawienie jej na obserwacji lub powrót do domu, podczas którego jedynym przystankiem byłoby stojące pod domem młodszej Hughes auto przyjaciela.
- W porządku - przytaknęła, uznając propozycję Travisa za niezwykle rozsądną. Wieczór wydawał się spokojny, dlatego Charlotte była dobrej myśli i naprawdę chciała wierzyć, że SOR nie był przepełniony. Nawet jeżeli nieszczęśliwe wypadki innych ludzi były równie istotne, co wydarzenia z życia Leslie, to jednak Lottie bardzo egoistycznie wepchnęłaby siostrę przed kolejkę, byle tylko jak najszybciej ulżyć jej w cierpieniu.
- Siadaj. Przynieść ci wody? - zagaiła, kiedy w końcu dotarły do głównego korytarza, gdzie Charlotte niemal od razu pomogła Leslie usadowić się na jednym z ustawionych w rzędzie krzesełek, zaraz potem skupiając jednak swój wzrok na przyprowadzonej przez Travisa pielęgniarce.
-
— Idź, zaraz dołączymy — przytaknęła tuż po Lottie, by Travis poszedł przodem i poinformował kogoś z personelu o zaistniałej sytuacji. Leslie chciała mieć to wszystko jak najszybciej za sobą. I chociaż nie podobała jej się wizja tego, że nadchodzące dni miałaby spędzić u siostry, będąc wrzodem na jej tyłku, to perspektywa pozostania w szpitalu, była jeszcze gorsza. Jedynym, co podnosiło ją na duchu, był fakt, że Marcus nie miał pojęcia gdzie obecnie mieszkała Charlotte. Dzięki temu mogła uniknąć kolejnych problemów ściągniętych na głowę siostry, które mogłyby się pojawić w każdej chwili. Żadne z nich nie wiedziało przecież, co działo się z mężczyzną. Czy wciąż był nieprzytomny, czy może jednak stanął na nogi i w ogarniającym go szale przeczesywał wszystkie dostępne miejsca, w których mógłby ją znaleźć i dokończyć, co zaczął. Bała się, że taki właśnie mógł być plan Marcusa. A kolejnego razu nie zdołałaby znieść.
Po dotarciu na SOR, zajęła z tłamszonym jękiem jedno z krzesełek. Odnosiła wrażenie, że im więcej czasu mijało, tym większy ból całego ciała odczuwała, co uważała za całkiem sensowne. Adrenalina, która uderzyła w nią w domu, powoli zaczynała opadać, a to niosło za sobą ból. Niekończący się i przeszywający niemal każdy fragment jej ciała.
— Jak możesz. Dziękuję — uśmiechnęła się słabo do siostry. Czuła suchość w ustach i ten metaliczny posmak własnej krwi, którego chciała się pozbyć, zanim spędzi kolejne minuty, o ile nie godziny na licznych badaniach. Unosząc wzrok na przyprowadzoną przez Travisa pielęgniarkę, skrzywiła się, widząc współczucie wymalowane w jej oczach. Nie chciała go. Nie potrzebowała współczucia, bo wciąż uważała, że sama była sobie winna. Była głupia.
Pielęgniarka zadała jej kilka pytań i poinformowała, że za moment zostanie zabrana na badania. Prześwietlenie, tomografia i wiele innych, które były konieczne do określenia, jak poważne były jej obrażenia. Kiedy kobieta oddaliła się w stronę rejestracji, Leslie spojrzała na Lottie i Travisa, odbierając od siostry kubek z wodą. Upiła kilka łyków i westchnęła. Woda przyjemnie nawilżyła jej gardło.
— Zdajecie sobie sprawę z tego, że spędzę tu kilka godzin? Badania, przesłuchanie... — zaczęła wymieniać, ale to jej znaczące spojrzenie dawało do zrozumienia, że wcale nie musieli z nią czekać. Była uparta, bo przerażało ją to, że mogli być obok, kiedy pojawi się policja gotowa zadać jej dziesiątki pytań.
-
Za nim odszedł zmierzył jeszcze siostry Hughes spojrzeniem upewniając, że sobie poradzą. Czasami zapominał w jakim zawodzie do tej pory pracowała Charlotte. Z drugiej jednak strony miała do czynienia z pobiciem swojej własnej siostry. Takie sprawy uderzały inaczej gdy dotyczyły rodziny, a ciąża jeszcze dodatkowo wpływała na stabilność emocji.
W recepcji starał się nie opowiadać zbyt wiele, a jednocześnie stworzyć wrażenie nagłości sytuacji. Młoda kobieta, z poważnymi obrażeniami, w dodatku nie wiedzą jak poważnymi, krwawi i jest w szoku. To wydawało się przykuć uwagę pielęgniarki, choć może nie był to nóż wbity w klatkę piersiową. Relatywnie spokojna atmosfera, rzeczywiście działała na ich korzyść. Był wręcz nieco zdzwiony, że gdy tylko kobiety pojawiły się na miejscu, pracownica szpitala była już gotowa do nich podjeść. Ktoś kto już nie jedną widział zapewne pobitą osobę w swoim życiu, nie uważając, że była to jej wina. Dla Travisa nie miało znaczenia czy rzeczywiście blondynka mogła zostawić Marcusa wcześniej, to nie dawało mu przyzwolenia podnosić na nią rękę, wręcz przeciwnie, powinien był ją na rękach nosić, że jeszcze do tej pory się z nim użerała, nawet jeśli może i idealną partnerką nie była (miałaby się starać dla tego bydlaka?).
Cavanagh wysłuchał młodszej Hughes, zerknął na Lottie i zajął wolne miejsce. Nie potrzebowali nawet mówić tego na głos między sobą, od kiedy znaleźli się przed domem oboje nie mieli wcale zamiaru wykręcać się z tego przedwcześnie. Wiedział, że taka była jego decyzja i nie wyobrażał sobie, żeby starsza Hughes wyszła teraz ze szpitala tylko dlatego, że Leslie zwróciła uwagę na to ile cały proces może zająć. –Mhm. To poczekamy. Mają kafeterię, dostęp do wody i kawy. Damy radę. Nie mów, że gdybyś była na naszym miejscu to gdziekolwiek byś się ruszyła. – Spojrzał na kobietę wymownie. To zabawne, bo gdyby on znalazł się na miejscu Leslie też próbowałby wszystkich spławić do domu. Nie było jednak miejsca na to by brać takie rzeczy pod uwagę.
malarka
cały świat
columbia city
Westchnęła, opadając na krzesło tuż obok siostry. Nie wiedziała, co miała powiedzieć, jak powinna była się zachować. Wrodzona empatia nakazywała ubolewać i współczuć, ale zdrowy rozsądek i znajomość charakteru Leslie sugerowały, że było to rozwiązanie najgorsze z możliwych. Nikt nie lubił pobłażliwych spojrzeń i nadmiernej, często przesadnej troski, a Charlotte nie zamierzała wpędzać młodszej Hughes w poczucie jeszcze większego dyskomfortu.
- Przestań, błagam cię - nakazała nieco ostrzej niż faktycznie zamierzała, ale była naprawdę zmęczona. Zmęczona wymówkami, usprawiedliwieniami, głupim gadaniem, że poradziłaby sobie sama, że nie potrzebowała pomocy, że nie chciała nikomu zawracać głowy. Takie nastawienie irytowało Charlotte coraz mocniej, szczególnie w odniesieniu do rodziny, w której każdy odgrywał rolę podręcznikowego przykładu Zosi Samosi. Najczęściej nie wynikało z tego nic dobrego, a osoby z bliskiego otoczenia i tak musiały ratować sytuację. - Mam dość tego waszego ciągłego ,,poradzę sobie sama'' - wymowny ruch dłońmi miał zastąpić cudzysłów, pod płaszczykiem którego Charlotte świadomie ukryła złośliwość. - Do tej pory sobie radziłaś i patrz, jak to się skończyło. Nigdzie nie idziemy, a ty skup się na badaniach i rozmowie z lekarzem, nie na tym, ile czasu tu spędzimy - dodała, kątem oka zerkając na Travisa. Była wdzięczna, że przyjęli identyczną taktykę, ale również za to, że nie zamierzał zostawić jej ze wszystkim samej. Mając jego wsparcie, jakoś się trzymała, choć natrętne myśli dotyczące tego, co by było, gdyby, wciąż dawały o sobie znać i skutecznie pogarszały kobiece samopoczucie.