WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

i. W życiu nic nie bywa proste.
Nie i już. Choćby nie wiadomo jak bardzo człowiek się uparł i jakkolwiek mocno tupnął nogą, pewne sprawy pozostają niezmienne. Trudno, można by rzec, wzruszając ramionami. Trudno jest czasem żyć i oddychać, trudno czasem rozumieć zawiłe kwestie (bo czym byłby świat bez domorosłych filozofów), trudno nie szukać prostoty w sprawach pozornie niemożliwych.
Po prostu — powiedziała w zeszłym tygodniu terapeutka, odhaczając w kalendarzu kolejne z tysiąca spotkań — po prostu to zrób. Tak po prostu, łatwo, jakby nie chodziło o sprawę życia i śmierci, lecz o igraszkę zaledwie, nieistotną błahostkę, na którą równie dobrze można machnąć ręką. W głowie Rebeki owo po prostu jawi się jako ścieżka pełna niebezpieczeństw. Nie wierzy już w żadne po prostu.
Drugi dzień z rzędu spędza na rozkładaniu każdej myśli na czynniki pierwsze. Gdy wydaje jej się, że odnajduje odpowiedź bodaj w pewnym ułamku satysfakcjonującą, chaotyczny, zgubiony w nowej rzeczywistości umysł podsuwa kolejne wątpliwości. Tak po prostu, chciałoby się rzucić ironicznie; tak po prostu wszystko utrudnia.
Może postawić wszystko na jedną kartę, podważając ostatnie dziesięć lat swojego życia i przyznać — przed sobą i światem — że miniona dekada wcale się nie liczy. Że jedyne, do czego powinna dążyć — za czym powinna tęsknić — to przeszłość, której nie pamięta.
Patrzy w lustro i krytycznie ocenia odbicie, zastanawiając się, jak widzą ją inni. Czy dla nich też jest Rebeką Burgess, z oczami podkreślonymi kilkoma zmarszczkami, ustami rozciągniętymi w porażająco smutnym uśmiechu, kilkoma kolorowymi plamkami na dłoniach, które dostrzegłby tylko wytrawny obserwator? Czy widzą, jak wiele przeszła, budując się całą od nowa? I czy ktokolwiek z nich rozumie, jak wiele ryzykuje, podważając wszystko, co wie? I dla… czego, tak właściwie? (Zerka na złotą obrączkę). Dla życia, które zna tylko z opowieści.
W końcu odrywa spojrzenie od lustrzanej tafli, czubkiem kciuka przecierając powstałą nań smugę i zanim zdąży to jeszcze raz przemyśleć — wychodzi. Tak po prostu.

Miasto ją przeraża. Seattle jest głośne, deszczowe, szare. Tutejsze plaże nie zachwycają wysokimi falami, których grzbiety mogłaby czesać surferską deską, gdyby jeszcze miała w sobie dawną iskrę. Tutejsze kobiety ubierają się na cebulkę, zasłaniając ciało trzema warstwami ubrań, przez które i tak przedziera się chłód. Tutejsi mężczyźni nie witają cię skinieniem głowy i tradycyjnym pozdrowieniem; częściej jedynie zerkną w twoim kierunku, całą postawą sugerując, że nie mają dobrych zamiarów.
Becca nie czuje się tutaj bezpiecznie.

Nie wie, czego właściwie się spodziewała, rozmyślając o tej chwili. Gdy jednak zatrzymuje się przed wykutym na pamięć adresem, zerka na znajomą — podziwianą na zdjęciach — bramę i noskiem kozaka kręci powolne kółko w pękniętej płycie chodnikowej, nie nachodzi jej nagłe objawienie. Wspomnienia nie wracają jak huragan, świadomość podwójnego życia nie odgania strachu, irracjonalna radość wynikająca z powrotu jest raczej słaba i nie wystarczy, by skłonić ją do przekroczenia progu pięknego domu.

Czy to tutaj mieszkała jeszcze dziesięć lat temu?
Przechyla głowę, zerkając w stronę znajdujących się na parterze okien. Wie, kogo zastanie w środku i przygotowywała się do tego spotkania przez ostatnie dwa tygodnie, ale świadomość, że jest już tak blisko, nagle ją dławi. Lęk odbiera jej oddech, wydusza z płuc całe powietrze i Becca przez krótką chwilę jest przekonana, że umiera.
Znowu.

Rani kostki prawej dłoni — tej, na której wciąż błyszczą dwie obrączki — uderzając miarowo w powierzchnię twardych drzwi. Nie zaprząta sobie głowy rozmasowaniem palców; nie ma nawet na to czasu, bo mężczyzna pojawia się w progu tak szybko, jakby na nią czekał. Czy czekał? Przez ostatnie dziesięć lat?

— Ja — ona, w istocie, cała i zdrowa, ona. Z tą samą twarzą, choć zmienioną przez upływający czas, z tak samo zabrudzonymi farbą dłońmi. Z trochę dłuższymi włosami i rozproszonym spojrzeniem, przebiegającym prędko po twarzy rozmówcy i wgłąb mieszkania. Czy są tam jej rzeczy? — Ty — on, zupełnie inny niż go zapamiętała, czy raczej: niż go sobie przypomniała. Zastanawia się, czy jego włosy zawsze lekko się kręciły i czy policzki zarastały krótkie włoski. I czy przypadkiem usta, teraz rozchylone w geście niewymownego zdziwienia, nie rozciągały się kiedyś w uśmiechu.

W pierwszym odruchu — podświadomym, zupełnie niezaplanowanym — wyciąga rękę przed siebie i chwyta palce Prestona, zamykając je w ciepłym uścisku. Dotyk znajomej skóry nagle koi wszystkie nerwy i serce Rebeki na moment podrywa się do dawnego rytmu. Patrzy na złączone dłonie, na stykające się obrączki.

A więc czekał. Tak po prostu?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie czekał tak po prostu. Niemalże każdy dzień był przepełniony skrajnymi wręcz emocjami: nadzieją, determinacją i wiarą, przeplatającymi się z rezygnacją, gorzkim smutkiem i brakiem pewności siebie. Ostatnie dziesięć lat podzielił na etapy. Pierwsze miesiące były jak wir, wir poszukiwań, który wciągnął go i kazał tańczyć. Preston poddał się więc i tańczył, dniem i nocą, rankiem i wieczorem. Mało spał, mało jadł, za to dużo czasu spędzał na kontaktowaniu się z policją, szpitalami i organizacją poszukiwań również na własną rękę. Pomagała mu dalsza rodzina i przyjaciele, za co był im wdzięczny. Po roku jego życie stało się rutyną. Jadł byle co, spał byle kiedy, pracował, wkładając w pracę minimalną energię, jej resztę wydając na poszukiwania, które jednak nie były już tak intensywne, bo większość pomagających mu wcześniej osób, zajęła się swoim życiem.
Po trzech lata stwierdzono u niego depresję i od tamtej pory brał leki i odwiedzał psychologa raz w tygodniu, po pół roku raz na dwa tygodnie. W tamtym okresie schudł, a z domu wychodził tylko do lekarza i do pracy, chociaż coraz więcej pracował z domu.
Nigdy nie powiedziałby, że to wszystko, co przeżył, było bez znaczenia. Było mu cholernie ciężko i nie wstydził się do tego przyznać. Przez ostatnie kilka lat powoli wychodził z dołka, chociaż momentami miał ochotę w nim zostać, przysypać się czarną, ciężką ziemią i umrzeć wraz z Tessą, jego Tessą.
Niezwykle trudnym momentem okazał się koniec ubiegłego roku, kiedy po dziesięciu latach od zniknięcia Tessa została uznana za zmarłą. Pochował ją, nawet jeśli nie umiał się pożegnać. Nie grzebał ciała, nie grzebał nawet wspomnień, które dzisiaj były rozmyte i ledwo letnie. Pogrzebał za to nadzieję i te wszystkie samotne lata, spędzone nie na życiu, a na egzystencji podtrzymywanej przez nadzieję odnalezienia utraconej duszy, jego duszy, którą Tessa zabrała ze sobą.
Dziś rano wstał, będąc sobą trochę bardziej, niż wczoraj. Popatrzył w lustro, na swój niepewny uśmiech. Może to dziś jest ten dzień, w którym zacznie oddychać pełną piersią tak jak kiedyś. Był coraz bliżej, z dnia na dzień. Od miesiąca nie odwiedził pustego grobu i dopóki zdradzieckie stopy nie zabiorą go do lasu żałobnych pomników, nie zrobi tego. To jego odwyk, jego terapia.
Nie miał pojęcia, że zdradziecki los odlicza minuty do zdarzenia, które ponownie odmieni jego życie.

Nie odwiedziłeś mnie w grobie, nie ukląkłeś przed płaczącym aniołem, to anioł odwiedzi ciebie.

Pracował dziś w domu, pół dnia przeglądając dokumenty w laptopie, z okularami na nosie. Na biurku stały dwa kubki po kawie i otwarta paczka z krakersami, pusta (czy pełna?) do połowy.
Kiedy przemykał palcami po klawiaturze, w oczy rzuciła mu się obrączka, którą nadal nosił na palcu. Miał wrzucić ją do pustej trumny, jednak nie dał nie rady. Tego też nie umiał zrobić tak po prostu.
Z letargu wyrwało go ciche pukanie do drzwi frontowych. Zmarszczył czoło, zdjął z nosa okulary, złożył je i położył delikatnie obok klawiatury. Nie spodziewał się gości ani dostawców, na co swoją drogą z jakiegoś powodu się cieszył. Czasami wychodził z niego typ, który woli jedynie swoje towarzystwo.
Z przyzwyczajenia zerknął przez wizjer, aby zobaczyć gościa, zanim otworzy drzwi.
W pierwszej chwili wydawało mu się, że to sąsiadka z naprzeciwka, bo ta również jest blondynką. Coś mu jednak nie pasowało. W kobiecie było coś zarówno obcego, jak i dziwnie znajomego. Otworzył drzwi, bo wtedy mógł lepiej się jej przyjrzeć, no i dowiedzieć się co tutaj robiła. Dopiero wtedy dotarło do niego, kto to jest, albo raczej, kogo kobieta mu przypomina. Bo to nie mogła być ona, prawda? Tessa nie żyła.
Stał jak wryty, zastanawiając się, czy aby nie postradał zmysłów.
Kim jesteś? — spytał, kiedy zszokowany poczuł na skórze jej dotyk. Był taki przyjemny i przede wszystkim znajomy. Czyli jednak była prawdziwa. Dalej nie potrafił jednak dopuścić do siebie myśli, że to naprawdę ona. To ciekawe, że w obecnej chwili, z ich dwojga, to on zachowywał się bardziej tak, jakby stracił pamięć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kim jesteś?

Słowami rzuconymi w cichą przestrzeń, przesyconymi nadzieją i tęsknotą — za tym, co się miało, za tym, co można stracić i za tym, co nigdy nie nadejdzie.
Spojrzeniem pożądliwie szukanym w tylnym lusterku, kiedy światła nie chcą się zmienić i świat na chwilę zwalnia.
Śmiechem słyszanym przy uchu, kiedy rzucasz kolejnym żartem, równie banalnym, jak każdy poprzedni, ale w swej prostocie niezwykle rozczulającym.
Dotykiem na twojej dłoni, przepełnionym spokojem i zrozumieniem — znajomym, bezpiecznym, pełnym ciepła.
Ramionami, w których możesz się schować, gdy rzeczywistość staje się zbyt męcząca; takimi, w których zawsze znajduje się dla ciebie miejsce — idealnie jakby pod ciebie krojone, wgłębienie między miękką szyją a ramieniem, gdzie układasz ciepły policzek i spokojnie oddychasz.
Pocałunkiem pełnym namiętności, smakującym jak sernik z cynamonem i truskawki w jesienny wieczór. Pocałunkiem, który pozwala ci wrócić na ziemię, na chwilę zatrzymać się w miejscu, skraść bogom kilka cennych sekund.
I wreszcie — kobietą, prawdziwą, żywą kobietą, z krwi, kości i ogromnego żalu (tęsknoty) — za tym, co się miało i kim się było u twojego boku. Tessą Coldwell i Beccą Burgess jednocześnie — kochającą żoną dwojga mężczyzn, z sercem rozdartym wpół.

Kręci głową, odsuwając rękę. W jednej chwili przyjemne dotychczas doświadczenie bliskości zamienia się w pełne konsternacji zdziwienie. Ciało Bekki działa bez zastanowienia, bez pomyślunku, bez rozkładania niechybnych konsekwencji na czynniki pierwsze. Nie może sobie na to pozwolić. Skupia więc spojrzenie na rzeczach znajomych: na krzewie, który rośnie na pierwszej grządce pod kuchennym oknem — wie, tylko skąd? — że za kilka miesięcy, po gwałtownej i pochmurnej zimie, kiełkujące pączki przyjmą żółtawy kolor, jej ulubiony. Zerka na ścianę pokrytą białą farbą i marszczy na chwilę brwi, gdy nawiedza ją wspomnienie rudości ceglanych frontów. Unosi dłoń, czubkami palców sunie wzdłuż futryny i oddycha z przedziwną lekkością, gdy znajduje przy niej znajome wyżłobienie — powstałe zresztą wiele lat temu, kiedy ekipa remontowa wnosiła do budynku jej ukochaną sofę, jedyną rzecz, jaką zabrała z wynajmowanej kawalerki.
W końcu zbiera się na odwagę, by raz jeszcze spojrzeć na niego, tym razem otwarcie: prosto w oczy, których intensywność boleśnie ją uderza, bo niespodziewanie dostrzega w ich odbiciu siebie. Wie, że to dobre miejsce; że to tutaj powinna się znaleźć - nie tylko dzisiaj, ale każdego dnia spośród minionej dekady, i codziennie począwszy od dziś aż po zawsze, które przysięgała temu mężczyźnie ubrana w białą suknię.
Zna go. Zna go tak, jak trawa zna deszcz, bo tylko dzięki niemu może wzrastać. Tak jak ptaki znają niebo, do którego wzlatują, niesione tęsknotą i miłością tak potężną, że niemożliwą wręcz do odparcia. Zna go tak, jak potrafią jedynie bratnie dusze: rozpoznaje go po tylu latach, po tylu przelanych łzach i tylu wspomnieniach, których nie udało im się stworzyć. Bezwarunkowo, tak po prostu.

— Miałam nadzieję, że ty mi powiesz — udaje jej się wydusić między jednym głębokim oddechem a drugim. Chłodne powietrze zamienia się w bladą chmurkę a policzki blondynki pokrywają się ostrym rumieńcem — częściowo powodowanym plątaniną myśli, częściowo przez panujący w Seattle chłód, na który nie zdążyła się przygotować.
Uśmiecha się półgębkiem, bo nie ufa swojemu ciału na tyle, by pozwolić ustom wygiąć się w łuk.
— Przepraszam — wyrzuca szybko ze ściśniętego gardła, najwyraźniej próbując prześcignąć strach, nim ten odbierze jej głos. — Nie wiem, jak zacząć. Nie wiem, co powinnam ci powiedzieć. Dopiero niedawno przypomniano mi o… — odrobinę chaotycznym gestem ogarnia całą posiadłość i samego Prestona — o tym, kim byłam. — Nie o tym, kim jest — to przecież doskonale wie. Zbudowała siebie od zera. Cegła po cegle, kroczek po kroczku, wznosząc grube mury i solidne ściany, by tym razem nie stracić ani chwili.
— Jestem twoją żoną. — Dopiero po chwili dociera do niej absurd tego wyznania. Bo czy jest się jeszcze czyimś, jeśli o tej osobie zapominasz?
Słowa rozkwitają między nimi, przyjmując różne formy: w głowie Bekki są odbiciem milionów gwiazd, ogromną pustką, tęsknotą i nadzieją. Mienią się kolorami, których nie potrafi nazwać i rosną, wypełniając całą przestrzeń skromnego patio. W końcu nie mieszczą się już między dwojgiem cichych kochanków i pękają, zamieniając się w falę ogromnego smutku. Burgess podnosi dłonie do twarzy, przyciska palce do policzków i zamyka oczy, z trudnością powstrzymując łzy.
Nie sądziła, że odnalezienie prawdy okaże się takie trudne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wielkie powroty.

Wyobrażał sobie te chwile setki, tysiące razy. Za każdym razem było podobnie. Ona staje w drzwiach, czasami z uśmiechem, czasami płacze, a ona bierze ja w ramiona, na ręce i zanosi do salonu, aby ogrzać się przy kominku i kilka godzin spędzić na rozmowie, zwykłej, pełnej tęsknoty i czułości rozmowie. Tak jak kiedyś. Zazwyczaj w jego wyobrażeniach jest zima, a na dworze pada śnieg - nie deszcz, jak to na ogół bywa w mieście smutku i słonych łez, tylko prawdziwy, biały śnieg, który przykrywa swym puchem wszystko dookoła, wybawiając od szarości dnia codziennego. Było jak w bajce, jak w pięknej bajce ze szczęśliwym zakończeniem. W jego głowie powód zniknięcia Tessy był blachy, nieważny. Ważne, ze wróciła, ze już była bezpieczna, w jego domu, w jego ramionach i w jego świecie - świecie miłości, troski i dobrobytu. Taka wizja nawiedziła go niemal co wieczór, czasami nad ranem, tuż po przebudzeniu się, kiedy czuwanie z zamkniętymi oczami, w świecie fantazji, było milion razy lepsze, niż otworzenie oczu i zmierzenie się z codziennością, w której kawa nie ma aromatu, a pościel po drugiej stronie łóżka jest gładka i chłodna.

Wielkie nadzieje.

Preston z całych sil pragnął, aby jego marzenia senne i na jawie, spełniły się jak najszybciej. Czasami czuł, niekiedy był wręcz pewien, że to dziś jest ten dzień, w którym kobieta jego życia stanie w progu i zwróci mu dusze. Czasami w słoneczne dni, dostrzegał gdzieś wśród promieni jej złote loki i uśmiech, dzięki któremu promieniała i rozsiewała wokół szczęście i spokój. W dni pochmurne widział w zacienionych katach rąbek jej czarnej spódnicy, którą zakładała zazwyczaj w weekendy, kiedy nie miała ochoty nigdzie wychodzić, widział cień jej uśmiechu, który pojawiał się, kiedy wspominała jak bardzo dosyć ma chmur i życzyłaby sobie podmuch silnego wiatru, który zwróciłby jej słońce. Preston mówił wtedy, czasami nawet na głos, że to ona jest jego słońcem i jego nadzieją, którą utracił.

Wielka chwila.

Teraz stała tu, w progu. Może nie oświetlały jej promienie słońca, jak spływająca z nieba laska, wskazująca podróżnym cud. Może dzwony w wieży kościelnej nie zabiły, a białe gołębie nie zerwały się do lotu. On jednak niczego takiego nie potrzebował. Jego serce mówiło mu wszystko, co chciał wiedzieć, wybijając szaleńczo rytm, jakiego nie czuł od wielu lat. Najdziwniejsze było jednak to, że mimo iż w swoich fantazjach doskonale wiedział jak się zachować i wszystko przychodziło naturalnie, tak teraz, jak powrót nastał naprawdę, nie miał pojęcia co powiedzieć czy zrobić. Stal jak słup soli, z zaciśniętym gardłem i drżącymi dłońmi. Mial wrażenie jakby kolana miała się pod nim lada chwila ugiąć i upadłaby przed nią, jakby chciał błagać o wybaczenie. W końcu przez te wszystkie lata musiała gdzieś być, a on jej nie znalazł. Zawiódł.

I pomyśleć, że to ona przeprasza
Że to ona być może czuje się winna
To ona pojawia się bez zapowiedzi
Ona, ukochana, nieznajoma


Nie zrozumiał w pierwszej chwili o czym ona mówi. Jak to on miałby jej powiedzieć kim sama jest. Czy to znaczy, że jest zagubiona? Że sama tego nie wie? Jak to możliwe. Miał tyle pytań i obawiał się, ze na wiele może nie uzyskać odpowiedzi.
Najważniejsze było jednak potwierdzenie. Przytaknięcie, odpowiedz, ze jest tym, na kogo tak długo czekał. Zrobił krok do przodu i przytulił ją. Objął ja tak, jakby chciał ją chronić i już nigdy nie wypuścić z ramion, które zapewniały bezpieczeństwo i ciepło.
Zaprosił ją do środka, nawet jeśli bez słów. Po prostu weszli, a ona zamknął za nimi drzwi. Nic innego się teraz nie liczyło, tylko ona. Nie myślał o tym jak wyjaśnić jej panujący wewnątrz chaos, porozrzucane zabawki, dziecięce butelki na blacie i różowe krzesełko niemowlęce przy stole. Nie uzmysłowił sobie, że sytuacja, w której pozwolił wprowadzić się przyjaciółce z dzieckiem może zostać przez Tesse źle zrozumiana, jak już wróci do domu. Jeśli wróci.
- Usiądź. Napijesz się czegoś? Moze jesteś głodna? - zapytał, wyraźnie spięty. Najważniejsze pytanie: "Gdzie byłaś tyle czasu?" z jakiegoś powodu nie przeszło mu narazie przez gardło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozgląda się po pomieszczeniu, sunie spojrzeniem po wszystkich tych dziecięcych zabawkach, ozdobach, rzeczach, które w najmniejszym nawet stopniu nie udają, że są czymś innym niźli dowodem na istnienie dziecka. Becca ma wrażenie, że coś ją omija.
Głupota. Ominęło ją wszystko. Jednak dopiero teraz uderza ją, co to wszystko naprawdę oznacza. "Jestem twoją żoną", powiedziała sekundę wcześniej, trzymając Prestona za rękę. Głos jej drżał, ale w tonie rozbrzmiewała pewność, jakby w nic tak mocno nie wierzyła, jak właśnie w świętość przysiąg, które składali sobie lata temu. Zakładała, że czekał — sam, bez nowej kobiety u boku, bez budowania nowego życia. Jakże egoistycznie z jej strony. Sama stała się kimś zupełnie innym, a jednak myśl, że ten mężczyzna — jedyna osoba w tym mieście, którą mogłaby nazwać rodziną — odnalazł siebie w ramionach kogoś innego, dziwnie ją boli. Pieczenie w piersi pojawia się pierwszy raz od dnia, w którym przesadnie wystrojony policjant oświadczył, że straciła męża. Drugiego męża, poprawia się w myślach.
Rozgląda się po pomieszczeniu jeszcze raz i koncentruje uwagę na jedynej rzeczy, którą zna: na twarzy Prestona. Dopiero teraz, kiedy już go odnalazła, uświadamia sobie, że przecież nigdy nie zapomniała go tak do końca. Czasem widywała tę twarz w snach: nie w całości, a jedynie w kawałkach, ale spojrzenie pięknych oczu towarzyszyło jej każdego wieczoru, usta układały się czasem do pocałunku, który smakowałby jak dom, szukała w swoim odbiciu podobieństw do twarzy, która wcale nie należała do niej. Czasem widziała go w tłumie: lekko rudawa broda rzucała się w oczy, głośny śmiech rozbrzmiewał zaledwie metr dalej. Szukała go codziennie.
Teraz, w tym otoczeniu, czuje się niekomfortowo. Jakby nie pasowała. Bo i jak ma pasować? Przygryza policzek od środka i skubie palcami brzeg płaszcza. Chociaż na dworze nie jest zbyt zimno, a w salonie zrobiło się jeszcze cieplej, to Becca ma wrażenie, że lada chwila zamarznie.
— Nie — mówi szybko, nie chcąc Prestona kłopotać. Chociaż faktycznie trochę burczy jej w brzuchu i napiłaby się ciepłej herbaty, to całą swoją postawą aż krzyczy, że zaraz z tego domu wybiegnie. Może dlatego nie zdejmuje butów i ani myśli o rozpięciu płaszcza.
— Czy ty… — masz dziecko? Masz nową żonę? Jesteś szczęśliwy? Chciałeś w ogóle mnie zobaczyć? Głupie pytania chodzą jej po głowie, ale każde brzmi zbyt naiwnie, by mogła je wyartykułować. Przecież to nie jest jej sprawa. "Jestem twoją żoną", dobre sobie. I choć ta rozsądna część podpowiada jej, że nie powinna była w ogóle tutaj przychodzić, to ciało wciąż pamięta dotyk ramion, które objęły Bekkę minuty wcześniej. Nadal słyszy przy uchu przyspieszony rytm serca i urywany oddech uciekający z rozchylonych warg. Tulił ją tak, jak nie potrafił jej dotknąć nikt inny. Czuła się z nim bezpiecznie. Jak w domu.
— Czy mnie szukałeś? — Tego nie jest pewna. Chociaż przyjaciółka zapewniała ją, że Preston latami rwał włosy z głowy i stawał na rzęsach, próbując namierzyć żonę, to musi to usłyszeć od niego. Chce mieć pewność, że przez jakiś czas za nią tęsknił. Że też szukał jej w tłumie. Że zrobił wszystko, co tylko mógł, by sprowadzić ją do domu.
Wyciąga rękę i ponownie chwyta jego dłoń. Splata ich palce w ciasnym uścisku, pozwalając przyjemnemu drżeniu rozejść się po ciele. Pasują do siebie idealnie; jej kciuk odruchowo gładzi odrobinę szorstką skórę i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie paląca świadomość istnienia drugiej obrączki. Teraz uciska kostki Bekki, przypominając o sobie w bardzo bolesny sposób. Nie potrafiła jej zdjąć.
— Napijmy się kawy — prosi, patrząc Prestonowi prosto w oczy. — Z mlekiem i dwiema łyżeczkami cukru. — Tak jak lubisz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odkąd zabrakło Tessy, miał wrażenie, że wszystko się zmieniło, ale równocześnie pozostało takie samo. Ponad dziesięć lat, cała dekada, to masa czasu - a czasu nie można zatrzymać, cofnąć, kupić ani pożyczyć. Czas płynie nieubłaganie, bez litości zmieniając ludzi i otoczenie, nie pytając nikogo o zdanie. Tak więc zmienił się on, zmieniło się otoczenie. W międzyczasie dwa razy remontował dom, dobudował dwa garaże (jeden dla niego, drugi dla Tessy, jak już wróci). Na tyłach dobudował taras, któremu później postawił szklane ściany, aby Tessa nie zmarzła, przesiadując na nim do późna lub od samego rana (oczywiście jak już wróci). On sam zmienił się fizycznie, doszło mu nieco zmarszczek i przytył, nabrał ciała, o które jednak dbał na tyle, aby mieć wysportowaną sylwetkę, by wyglądać dobrze (jak już Tessa wróci). Nie zmieniły się za to jego uczucia, jego nadzieje i stałość w oczekiwaniu na powrót żony (no na pewno wróci). W pewnym momencie mogło się to wydać smutne, może dla niektórych żałosne. Chyba wszyscy wokół uważali, że ona nie wróci, że nie żyje lub założyła nową rodzinę daleko stąd i zapomniała o tym, co za sobą zostawiła. Przyjaciele, znajomi i sąsiedzi w pewnym momencie zaczęli patrzeć na niego z litością, i z tej litości nie okazywali mu swojego powątpiewania, nawet jeśli on widział to w ich ukradkowymi spojrzeniach i sztucznych uśmiechach. Czuł to nawet w potrawach, które przez pierwsze lata przynosiły mu sąsiadki, w każdą niedzielę. Był wdzięczny, ale jednocześnie zdystansowany. Nie zmieniła się też jego praca. Dalej wykonywał nudną papierkową robotę w Thornton Inc. Pasowało mu, że praca jest stała i wie, czego się po niej spodziewać, a i zarobki były niezłe.
Potem nagle pojawiła się Dora, przyjaciółka i była dziewczyna jego najlepszego przyjaciela, który wyjechał, zostawiając ją z brzuchem. Co prawda ten przyjaciel nie wiedział wtedy o tym, a Dora nie chciała go informować. Preston postanowił jej pomóc i wspierać w trudnym okresie. Zależało mu na niej, w końcu znali się jeszcze ze szkoły. Po narodzinach dziecka zaproponował jej, aby wprowadziła się do niego tymczasowo, dopóki nie znajdzie dla siebie mieszkania w Seattle. Ta decyzja wprowadziła kolejne zmiany. Oficjalnie został wujkiem i musiał odnaleźć się w zupełnie nowej, nieco dziwnej rzeczywistości. Mimo, że jego świat nabrał po części nowych barw, to i tak przeważał jeden kolor - kolor jego miłości i wierności żonie (która kiedyś wróci).
Patrzył na nią uważnie, widział jej zmieszanie i to, że sytuacja była dla niej niezwykle trudna. Tylko co on miał powiedzieć? Czekał na ten moment wiele lat i w końcu się doczekał - Tessa wróciła i stała przed nim cala i zdrowa. Nie wyobrażał sobie tego, nie śnił o tym, to była rzeczywistość. Stara i nowa rzeczywistość, z którą oboje muszą się teraz oswoić. Tylko co dalej?
- Ja… - zaczął, po czym rozejrzał się pospiesznie po salonie. Dopiero zdał sobie sprawę jak to wszystko tak naprawdę wyglądało.
- To nie tak. Ja czekałem… - mruknął, obejmując drobne dłonie kobiety palcami, jakby chciał je zatrzymać na zawsze i ogrzać swoim ciepłem. - Zawsze czekałem. Nigdy nie zwątpiłem, że wrócisz - dodał z lekkim uśmiechem. Uśmiechem pełnym nadziei, również nadziei na przyszłość. Usiadł na kanapie razem z Beccą, nie puszczając jej dłoni. - Musimy sobie tyle powiedzieć, tyle wyjaśnić, tyle pokazać - powiedział w końcu z coraz większym zapałem. Czy ona wróciła do niego? Tak naprawdę, nie tylko żeby po tylu latach po prostu się, na przykład, pożegnać?
Wyglądała na zmęczoną. Może miała za sobą długą podróż? Czy powinien zrobić coś do jedzenia? Powinna zjeść i odpocząć. - Kawa? Oczywiście, dla ciebie wszystko - powiedział pospiesznie, po czym włączył telewizor, żeby nie musiała czekać w ciszy. Zerknął na nią jeszcze raz, przeciągle i udał się do kuchni. Przyłapał się na tym, że prosi w duchu, aby tylko nie zniknęła i aby zastał ją, gdy wróci z kawą i jedzeniem.
Przygotował dwie kawy i podgrzał lasagne, która została z dnia poprzedniego. Była domowej roboty, wiec powinna smakować całkiem nieźle, mimo wszystko.
Wrócił i odetchnął z ulgą na jej widok. Dalej tu była. W dłoniach trzymał kubek z jej kawą, idealnym połączeniem kofeiny, mleka i cukru, tak jak lubiła. Oprócz tego talerz z parującą porcją lasagne i sztuce, takie prawdziwe, bez grama plastiku.
- Proszę, zjedz. Wyglądasz na zmęczoną - powiedział, kładąc talerz i kubek na ławie, tuż przed blondynką. Dopiero potem przyniósł i kawę dla siebie.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”