WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • ( 30 )
Apollonia Hudson miała słabość do wielu rzeczy; gdzieś pomiędzy zamiłowaniem do strugania w drewnie, by stworzyć coś z niczego, a - wręcz obsesyjną próbą - uwieczniania wszystkiego na zdjęciach, skłaniała się również ku kwiatom. Właściwie to ogólnie ciągnęło ją do roślin i teraz, kiedy jej półki uginały się już pod ciężarem kolejnych doniczkowych pociech, ona i tak potrafiła zbłądzić - niby przypadkiem - do kwiaciarni, jednocześnie nie potrafiąc oprzeć się kolejnej pokusie. W rezultacie raczej nie wychodziła z budynku bez nowej zielonej pociechy.
Czy to już nałóg?
Niekiedy sprawiała wrażenie, że pragnęła być sama, a przy tym otoczona kwiatami i jak na razie wszystko wskazywało, że może mieć dokładnie to, czego chciała...
Bzdura!
Pozory potrafią jednak zmylić, bo to czego pragnęła - niegdyś szaleńczo, a teraz tylko skrycie - było już poza jej zasięgiem. Oczywiste to dla niej było, a jednak wciąż niekiedy zbyt mocno dawało o sobie znać. Bolała świadomość, że była jakaś inna druga, co pierwszą się stała, a przecież czego miała się spodziewać po tym, jak kilka lat wcześniej zwróciła mu wolność? Ktoś w końcu musiał się pojawić i przygarnąć to co dobre, choć zranione. Z jednej strony cieszyć się powinna, że nie zniszczyła go doszczętnie swoim odrzuceniem i kochać jeszcze potrafi, a z drugiej… nie mogła przełknąć tego, że to nie na jej widok raduje się mu serce.
Pocieszenia chyba tutaj szukała, w kwiaciarni. Kolejnego zielonego badyla, a może bukietu, co szybko straci na ważności, albo chociaż trawska już osuszonego, właściwie to czegokolwiek. I kiedy tak przemierzała kolejną ścieżkę, zawieszając dłużej wzrok na jednej z półek, jej oczom ukazał się ktoś, kogo wolałaby nie widzieć. Odruchowo, nerwowo wręcz, rozglądnęła się po reszcie lokalu jaka znajdowała się w zasięgu jej wzroku, jakby w obawie przed tym, że mogła być tu z nim.
...narzeczona.
Dziwnie było słyszeć to z jego ust, kiedy w pamięci wciąż wyryte miała wspomnienia tego, gdy to o niej wyrażał się w ten sposób. Dziwnie było przyglądać się kobiecie, co miejsce jej zajęła. Jeszcze dziwniejsze było dzielenie tego niewielkiego pomieszczenia właśnie z nią, dlatego w tym momencie poważnie rozważała natychmiastową ucieczkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#9

Ślub to poważna uroczystość, wymagająca całkowitej pewności, bezgranicznej miłości i ogromnej odpowiedzialności. Jeśli budziły się jakiekolwiek wątpliwości, oznaczało to brak gotowości na tak ważny krok w swoim życiu. Państwo Willis nie mieli żadnych, kiedy, pomimo wielu przeciwieństw, sfinalizowali swój związek i zamieszkali z dala od włoskiej familii, co chwilę później zaowocowało potomstwem i otwarciem rodzinnego biznesu.
Przeżycie ze sobą tak wielu lat musiało być wyczynem, który również postanowili uczcić. Na kogo więc spadła organizacja odnowienia ślubów małżeńskich? Kochane córeczki były do tego wręcz stworzone. I nie byłby to wcale dziwny wybór, gdyby nie to, że Valeria od kilku dobrych lat nie była w zbyt dobrych stosunkach ze swoją matką. Jednak nie mogła odmówić. Ostatecznie nadal była jej rodzicielką i nie przystało się na to nie zgodzić. I tym oto sposobem wylądowała w kwiaciarni.
Przyszła nieco za wcześnie, dlatego przeglądała z wolna wystawę na półkach w oczekiwaniu na swoje zamówienie, zastanawiając się, co pasowałoby do stylu wesela państwa Willis. Oczywiście miała w głowie plan, który skonsultowała z Amarą, ale wszystko nadal było w fazie przygotowań, przymiarek i dogadywania, więc przykładowe kompozycje miały ją upewnić, co rzeczywiście przypadnie do gustu parze młodej. Przechodząc na drugą stronę alejki, dostrzegła jeszcze jedną klientkę, której nie mogła pomylić z nikim innym i nagle przystanęła.
Przed nią stała była narzeczona Reece’a. Nie spodziewała się takiego spotkania, zwłaszcza, że tym razem była zupełnie sama, w swoim prywatnym wydaniu. Nie była pewna, czy powinna się w ogóle odzywać, ale z drugiej strony widziały się wtedy, w centrum handlowym i należało się zachować z taktem. Wiedziała też, że nie mogło być między nią a Reece’m dobrze, skoro za każdym razem, kiedy temat schodził na jego byłą, stawał się spięty i tracił humor. Ba, za całym tym zleceniem, jakiego się podjęła, musiało się kryć coś, o czym jej nie powiedział. To wszystko było tak bardzo niezrozumiałe i zastanawiające, że mimowolnie wzbudzało w niej ciekawość.
Na szczęście, lata praktyki wyrobiły w niej umiejętność grania na zawołanie. Zerknąwszy na rośliny, które stały przy kobiecie, przeszła kilka kroków i z walącym sercem, mimochodem zagadnęła:
- Dobry wybór. Sansewieria jest łatwa w uprawie i stworzy świetną kompozycję z pozostałymi roślinami na parapecie. - Jej słowa poparł przelotny uśmiech. Niepewność nadal dawała się jej we znaki, ale nie zamierzała się jej poddawać. Nie chciała wychodzić na wroga, choć nadal nie wiedziała, na czym tak naprawdę stała. Chyba w miejscu publicznym kobieta nie ugryzie Valerii? Och, przepraszam. Teraz była Sophią.
- Jestem Sophia. Widziałyśmy się w centrum handlowym, prawda? - wyciągnęła dłoń, a kąciki jej ust zadrgały w delikatnym uśmiechu. Teraz właściwie wszystko zależało od stojącej przed nią dziewczyny. Swoją drogą, bardzo ładnej. Reece miał dobry gust.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ucieczka - prosta sprawa, prawda? Może nie dla wszystkich, ale Apollonia miała już względne pojęcie w tym temacie. Nie uciekała regularnie, często i zawodowo, ale wystarczył jeden raz, by odcisnąć piętno na całym jej życiorysie. Skoro raz uciekła sprzed ołtarza, czymże było danie nogi w niewielkiej kwiaciarni? Dasz radę! - podpowiadał jej cichy głosik w myślach, ale ona dalej stała jak wryta kilkulatka myśląc, że jak przymknie oczy to nikt jej nie zauważy.
Oj głupia…
W danym momencie nie była pewna w pobliżu jakich kwiatów stoi, dlatego w chwili, kiedy usłyszała kobiecy głos nieco się ocknęła. Spojrzała to na kwiat, to na kobietę i ze zdezorientowaniem malującym się na twarzy, próbowała wykrzesać z siebie jakiś uśmiech.
Ugh, krępujące.
Sansewieria? Hudson czuła się tak, jakby kobieta zasugerowała jej przygarnięcie Jadowitej Tentakuli, która niepostrzeżenie wystrzeli w nią swoje jadowite macki podczas snu. Minęło kilka (dłużących się niemiłosiernie) sekund, nim Pola zdała sobie sprawę z własnego kwaśnego wyrazu twarzy. Otrzepała się lekko, jakby zbudzona ze złego snu i tym razem, nieco pewniej uśmiechnęła się delikatnie. — Nie jestem pewna, czy na parapecie znajdzie się jeszcze dla niej miejsce — och, nawet zażartowała. Nie ma jak pogaduszki ex narzeczonej z obecną. Doprawdy wspaniały dzień! I to nie tak, że pałała do kobiety jakąś niechęcią lub (co gorsza) nienawiścią, bo przecież nawet jej nie znała. Problem w tym, że nie bardzo potrafiła przyjąć do wiadomości naturalną kolej rzeczy i fakt, że skoro porzuciła Ree to w końcu musiała znaleźć się jakaś kobieta, która wyliże jego rany.
— Ach, tak. Faktycznie, już zapomniałam o tych zakupach — bzdura! Wielokrotnie wracała pamięcią do tamtej sytuacji, za każdym razem czując podobne nieprzyjemne napięcie w podbrzuszu, żołądku, aż w końcu na całym ciele. Nie zamierzała jednak nikomu pokazywać tego, jak bardzo dotknęło ją tamto spotkanie, tym bardziej Sophie, która chyba na jej temat niewiele wiedziała, a przynajmniej to wywnioskowała po niezbyt miłych słowach Reece. Nie chciała kopać pod nim dołków, czy psuć trwającego w najlepsze narzeczeństwa, dlatego posiliła się na nieco cieplejszy uśmiech i podanie dłoni kobiecie, która czekała na odpowiedź już kilka sekund. — Pola. Dawna znajoma Ree — kolejne kłamstwo, które ledwo przeszło jej przez gardło. Nie była jakąś tam znajomą, choć dawną z całą pewnością. Widmem przeszłości, bólem z dawnych lat, rozdarciem męskiego serca. (Nie)znajomą.
Chęć ucieczki ponownie się w niej odezwała, lecz przyzwoitość (a może głupia ciekawość?) kazała jej pozostać w miejscu. — Szukasz czegoś konkretnego może? Znam tę kwiaciarnię jak własną kieszeń — oznajmiła, kątem oka dostrzegając, że właścicielka zajęta jest innym klientem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sama nie była pewna, co zamierzała osiągnąć tą niewinną zaczepką. Pod osłoną zachowania dobrego taktu, to ciekawość skłoniła ją do zwrócenia się do Poli. Nie planowała oczywiście wtrącać się w nie swoje sprawy, bo nie miała na celu robienia czegokolwiek wbrew woli Reece’a. Mimo to mężczyzna, z którym spędzała ostatnio znaczną część swojego czasu, w tej konkretnej kwestii nadal owiewał się tajemnicą, rzutującą na pełen obraz sytuacji. Zadanie wydawało się proste, ale uraczył ją zaledwie garstką informacji, co pozwalało tylko snuć domysły o konkretnym celu, który krył się za całą operacją. Nadal pozostawało jeszcze mnóstwo pytań, na które nie było odpowiedzi. I to właśnie sprawiało, że Valeria chciała choć trochę zrozumieć sytuację, w jaką ją zaangażował.
Utrzymywanie pozorów było o wiele cięższe, niż przypuszczała. Nie spodziewała się, że odgrywanie swobody w zachowaniu stanie się tak kłopotliwe. Choć właściwie czego można było się spodziewać po spotkaniu ex narzeczonej swojego narzeczonego? Najwyraźniej Reece nie przewidział takiej możliwości, dlatego po raz kolejny musiała zdać się na własne przeczucie.
- Wiem coś na ten temat. Na szczęście można się jeszcze zabezpieczyć w regały lub półki. - W jej głosie było słychać zrozumienie. Bo rzeczywiście rośliny potrafiły ocieplić każde wnętrze i wtedy bardziej odczuwało się domowy klimat. Jednocześnie w myślach odnotowała: lubi kwiaty. Nie potrafiła pozbyć się nawyku notowania uwag o osobach, z którymi rozmawiała. Nie mogła też wyzbyć się uporczywej myśli, która samoistnie nasunęła się po poprzedniej: ile kwiatów dostała od niego? Nie, tego zdecydowanie nie chciała wiedzieć. Uścisnąwszy uprzejmie dłoń kobiety, skinęła delikatnie głową. - Miło mi - Cię w końcu poznać, mogłaby dodać, choć miała co do tego mieszane uczucia. Wiele mi o tobie NIE mówiono, chciałoby się również rzec. Westchnęła w duchu. Imię. I rąbek tajemnicy został uchylony. To już coś.
- Właściwie to tylko się rozglądam. Czekam na zamówienie - przyznała, ruchem ręki wskazując na buduar. - Ale skoro doskonale znasz to miejsce to potrzebuję opinii: czy wykonywane kompozycje kwiatowe dobrze się trzymają? Nie chciałabym, żeby zbyt szybko straciły swój urok. - Zmarszczyła brwi, gotowa z uwagą wysłuchać tego, co Pola miała do powiedzenia w tej sprawie. Słyszała dobre opinie na temat tej kwiaciarni, ale skoro natknęła się na stałą bywalczynię tego miejsca to może wiedziała coś więcej, jak to wyglądało w rzeczywistości? Pytanie tylko, czy nawet, jeśli wiedziała, to szczerze by odpowiedziała? Ludzie bywali różni, a Valeria nie szukała okazji do zwady czy sztucznego nadymania się. Chciała tylko odrobinę poznać dziewczynę, której serce oddał kiedyś Reece.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Apollonia z trudem utrzymywała pozory obojętnej wobec kobiety, która wkrótce miała zostać żona Ree. Po tylu latach nie powinno mieć to dla niej żadnego znaczenia, ale kiedy spotkała go z nią zrozumiała, że wciąż odczuwa słabość do mężczyzny. Nie potrafiła się tego wyprzeć i nad tym zapanować, nawet jeśli szczerze pragnęła jego szczęścia. Jeśli kobieta, która stała przed nią mogła mu to zaoferować, chyba nie powinna czuć żalu? A jednak… Niesmak pozostał.
— Niby tak, ale problem zaczyna się wtedy, kiedy regały powoli przestają się mieścić — a prawdę mówiąc niewiele brakowało do tego, by mieszkanie Apollonii przerodziło się w busz. Dobrze, że nie planowała nigdzie wyjeżdżać na dłużej, bo musiałaby podzielić przyjaciół na zmiany w opiece nad roślinami, a biorąc pod uwagę to ile ich ma, nie byłoby to proste zadanie. Dobrze, że jeszcze nie miała świadomości tego, że niebawem otrzyma od rodziców swój rodzinny dom, bo wtedy ciężko byłoby jej zapanować nad dzisiejszymi wydatkami w kwiaciarni. Jej budżet mocno cierpiał na słabości do kwiatów, ale co poradzić - każdy miał swoje słabsze punkty. Już będąc w związku z Ree przejawiała słabość do nich, ale nie było ono tak silne jak obecnie. Wtedy głównie pałała miłością do bukietów, które otrzymywała od ukochanego - wielokrotnie bez okazji. Teraz, kiedy sama w nie inwestowała musiała przyznać, że bukiety straciły swój urok i częściej wybierała doniczki.
— Wzajemnie — odpowiedziała grzecznie, uśmiechając się przy tym delikatnie. Dobre maniery tego wymagały, lecz czy mówiła szczerze? Ugh, naprawdę chciałaby być szczerą, ale fakty były inne. Nie chciała mieć zbyt wiele wspólnego z narzeczoną byłego. Ba! Najlepiej byłoby, gdyby nigdy się nie poznały (pomijając to, że naj naj najlepszą opcja byłoby to, by Ree nie posiadał nowej narzeczonej, ale na to nie miała już wpływu).
— Na co się skusiłaś? — pytanie wymknęło się z jej ust nim zdążyła się nad nim zastanowić. Czy naprawdę ją to interesowało? Nie, ale świadomość, że mogłoby to mieć związek ze ślubem nie dawała jej spokoju. Cierpiała właśnie uczuciowe katusze, a tym pytaniem prosiła o więcej. Świadomość, że wielki dzień jej byłego zbliża się w tak szybkim tempie, przerażał ją. W głowie pojawiały się chore myśli, że nie może do tego dopuścić. Budziła się w niej wariatka, choć zdawała sobie sprawę z tego, że nie może mu dłużej rujnować życia. Wystarczająco go zraniła, lecz pomimo tej świadomości postanowiła się zadręczać wypytując jego obecną narzeczoną o szczegóły.
— Zależy od okazji i tego jak długo powinny wytrzymać. Sukces leży w stworzeniu kompozycji z odpowiednich kwiatów, ale zapewniam cię, że tutaj nie mają z tym żadnych problemów — nie kłamała, choć przez ułamek sekundy korciło ją, by zasugerować dziewczynie kwiaty, które po kilku godzinach będą wyglądać fatalnie. — Musisz dokładnie powiedzieć na czym ci zależy i jak długo powinny wytrzymać, wtedy najlepiej ci doradzą — do tego kolorystyka, układ, ilość. — Eustoma jest puszysta i wdzięczna, a przy tym wytrzymała. Kwiaty alstromerii też są piękne i trwałe, ale trzeba uważać na liście i przed tworzeniem kompozycji się ich pozbyć, bo te z kolei bardzo szybko opadają. Ja bardzo lubię Amarylis w kolorze szampana — wyznała szczerze, a wraz ze wspomnieniem kwiatów wróciły wspomnienia z dnia ślubu, kiedy to wraz z Ree miała złożyć przysięgę na całe życie. Te kwiaty zawsze będą kojarzyć się jej z dniem, którego będzie żałować do końca życia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Valeria nigdy nie znalazła się w tak poważnym związku, który w dodatku zakończył się w niezbyt przyjemnych warunkach, dlatego też nie do końca mogła zrozumieć, co odczuwała każda strona, ani tym bardziej, co było tego przyczyną. Przypatrywanie się temu, a bezpośrednie doświadczenie sytuacji to dwie zupełnie inne rzeczy. Zrozumienie tego wszystkiego znacząco utrudniał fakt, że nie znała powodów, które wyjaśniłyby zachowanie obu stron. I wiedziała, że nie powinna się wtrącać w nie swoje sprawy, ale właściwie… wciągnięto ją w to mimowolnie. I właśnie miała możliwość odrobinę przekonać się, co kryło się za tajemniczą postacią byłej narzeczonej Reece’a.
- Ach, rozumiem. W takim razie pozostaje jeszcze tylko wynajęcie oranżerii. A może drobny sponsoring ogrodu botanicznego dla darmowych wejściówek? - uśmiechnęła się w rozbawieniu, bez żadnych uszczypliwości, bo jeśli kobieta tak uwielbiała roślinność to czemu nie zrobić czegoś pożytecznego i choć odrobinę wspomóc lokalny ogród botaniczny w zamian za bezpłatny dostęp do nich? Tabliczka z własnym nazwiskiem przy wybranej roślinie też mogłaby poprawić samopoczucie. Wsparcie zarówno lokalnego biznesu, jak i środowiska było okazaniem dobrego serca. A skoro Pola miała serce do roślin to nie mogła być tak zła, jak wskazywały na to okoliczności, prawda? Dojście do takich wniosków wcale nie ułatwiało Valerii sprawy, bo w rzeczywistości… niczego nie była pewna.
Nie była pewna, co było lepsze - to, że stojąca obok kobieta utrzymywała pozory pod wpływem dobrego wychowania, czy gdyby okazała się kompletnie wredna i nie dająca się lubić. Każda sekunda spędzona w (sumie nieplanowanym) towarzystwie byłej Ree, oprócz odczuwalnego dyskomfortu, prowadziła do coraz większego skołowania. W zasadzie nic nie tłumaczyło, czemu mieliby jakikolwiek powód do rozstania i czemu mężczyzna poczuł się aż tak zraniony, by robić jej na złość. Ciężko było jej rozgryźć, co się za tym wszystkim kryło.
- Emmm… zamówiłam kilka bukietów w różnych kompozycjach z nadzieją, że to mi pomoże w dokonaniu wyboru roślinności pasującej do motywu przyjęcia - nieco zaskoczona jej pytaniem odpowiedziała równie bez namysłu, dopiero po chwili orientując się, do jakiego pytania mogła zabrnąć rozmowa. No tak, bukiety, motyw przyjęcia, rozmowa z narzeczoną… wszystko sprowadzało się do jej własnego ślubu, który teoretycznie jako bardzo zakochana w Ree dziewczyna, powinna już planować. A co tymczasem robi? Pomaga w organizacji przyjęcia ponownych zaślubin swoich rodziców. Wcale nie była tak szczęśliwa, jaką musiała udawać. Na szczęście, Pola nie musiała o tym wiedzieć. Wróć, nie mogła się o tym wiedzieć. A Valeria musiała chyba zrobić to, czego wymagał od niej zleceniodawca, czyli profesjonalizmu.
- Dobrze wiedzieć - uśmiechnęła się potakująco. - Zależy mi na długotrwałości. Muszą się naprawdę dobrze prezentować podczas wesela - stwierdziła, zdobywając się na najbardziej naturalny, nie wywyższający się ton, na jaki potrafiła. Nie chciała się chwalić i właściwie nie czuła się najlepiej, wspominając o przyjęciu, ale usprawiedliwiała się tym, że należało coś na ten temat wspomnieć, bo Ree chyba wolałby, żeby jego aktualna narzeczona nie ukrywała się z tym faktem. I tak naprawdę wcale nie kłamała! Ani tym bardziej nic nie mogła poradzić na to, w jaki sposób Pola mogła zinterpretować jej słowa. - Dużo wiesz na ten temat. Nie pracujesz przypadkiem bezpośrednio przy kwiatach? - zapytała z uznaniem, bo sądząc po jej szerokiej wiedzy na temat roślin, można byłoby przypuszczać, że miała z tym ogromną styczność. Valeria nie posiadała aż takiego doświadczenia z kwiatami, dlatego wolała zdać się na kwiaciarkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Apollonia nie zdawała sobie sprawy z tego, że Reece w jakikolwiek sposób spróbuje się na niej odegrać za to co zrobiła. Chyba była naiwna sądząc, że to już za nimi. Cholera, w końcu minęło tak wiele czasu. Sądziła, że po tylu latach jedyne co w nim pozostało to ogólna niechęć do niej, co zresztą udowodnił podczas ostatniego spotkania. Dał jej jasno do zrozumienia, że nie chce mieć z nią nic wspólnego, dlaczego więc próbował się odegrać zabawą w fałszywą narzeczoną? Pewnie by tego nie zrozumiała, ale na całe szczęście nie miała o niczym pojęcia.
— Okej… muszę przyznać, że to brzmi jak całkiem dobry pomysł i chyba… dziękuję? — charytatywne działanie? Oh, jej nie trzeba dwa razy powtarzać, a na tego typu podejście jeszcze nie wpadła. Uśmiechnęła się odruchowo, całkiem szczerze, ponieważ ta nieplanowana i krępująca wymiana zdań zaowocowała czymś naprawdę pożytecznym, więc nawet jeśli dalszy ciąg okaże się istna katastrofą, to i tak będzie mogła powiedzieć, że wyciągnęła z niej coś dobrego.
Niepoprawny optymizm i doszukiwanie się dobra we wszystkich mogło być zmorą, ale dla Poli było pewnym systemem obronnym. Mroczna strona świata i ludzi przerażała ją, więc za wszelką cenę oddalała ją od siebie na przeróżne sposoby. Była kimś, kogo można było pokochać, albo znienawidzić przez to cukierkowe postrzeganie wszystkiego wokół. Jej różowe okulary w przeciągu ostatnich lat nieco się przedzierały i utrzymanie tej dobrej iskry przy życiu nie było takie łatwe, ale naprawdę się starała i nawet dzisiaj próbowała nie poddać się negatywnym myślom skierowanym do dziewczyny, a wszystko za sprawą drzemiącej wewnątrz niej zazdrości. Uczucia, które nie powinno jej dotykać biorąc pod uwagę fakt, że to ona porzuciła Ree. Jednak świadomość, że ułożył sobie życie z inną kobietą, z którą teraz planuje uroczystość weselną, na swój sposób bolała. Hudson nie była głupia, dość szybko składając w całość ich rozmowę, która odbywała się w kwiaciarni. Przyszła jej tylko jedna myśl do głowy, że to przedsmak przygotowań do ich wielkiego dnia.
— Dobre podejście, a koniec końców zawsze możesz połączyć wybrane elementy, które podobały ci się w bukietach i złożyć w całość, gdyby okazało się, że żaden z nich nie jest tym wybranym — doradziła, zastanawiając się dlaczego właściwie to robi? Mogła przecież kopać pod nią dołki pod osłoną miłej dziewczyny należącej już podobno do przeszłości Ree. Odpowiedź była prosta - zawsze powtarzała, że szczerze chcę by był szczęśliwy. Jeśli ona miała mu to zagwarantować nie powinna się mieszać.
Nie mieszaj się do tego.
Cichy głosik powtarzał jej w myślach raz po raz to zdanie. Nie powinna więc rozważać propozycji tej złej strony mocy, która sugerowała, że powinna zrobić super tajne dochodzenie, czy na pewno jest odpowiednia kandydatką na żonę Ree. Cholera, oglądała zbyt dużo komedii romantycznych, w rezultacie czego teraz miała zbyt wiele pomysłów dzięki którym zdobyłaby tytuł najbardziej zwariowanej ex narzeczonej.
— We-e-sela? — kaszlnęła delikatnie próbując zmyć swoje zaskoczenie, jednocześnie z trudem przełknęła ślinę — koniecznie zwróć uwagę na kolorystykę, nie ma nic gorszego niż kwiaty gryzące się resztą ślubnego motywu — rzuciła pierwszą lepszą radą, jaka przyszła jej do głowy, a zrobiła to tylko po to, by ukryć swoje uczucia i utrzymać pozę niewzruszonej tym przebiegiem zdarzeń.
— Nie, na co dzień zajmuje się zwierzętami, ale to moje hobby — jedno z wielu zresztą. — O kurczę! — wykrzyknęła zerkając na zegarek — zupełnie zapomniałam, że mam wizytę w klinice weterynaryjnej. Muszę lecieć, bo będę spóźniona — próbowała wybrnąć jak najszybciej z krępującej sytuacji i sięgnęła po kłamstewko. — W każdym razie… powodzenia! No wiesz.. w wyborze kwiatów — i organizacji ślubu z… nim.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego typu vendetty zwykle nie sprawiały Valerii problemów. Do tej pory, znając cel, nie musiała skupiać się nad tym, czy rzeczywiście miało to sens i jakie tak naprawdę kryły się za tym intencje, bo ostatecznie najważniejszym było, że klient czuł się usatysfakcjonowany jej pracą. To zlecenie jednak zupełnie odbiegało od poprzednich i różniło się przede wszystkim ich długością. Nie miała pojęcia, co Reece chciał tym osiągnąć i obawiała się, że prędzej czy później miało nadejść nieuniknione i cała ta sprawa dobiegnie końca.
- Drobiazg. Cieszę się, że mogłam pomóc - wzruszyła ramieniem i posłała kobiecie uśmiech. Aż sama dziwiła się, jak bardzo bezinteresownie podchodziła do sprawy. Kwestią sporną pozostawało pytanie, czy robiła to z czystej dobroci serca, czy po prostu dobrze odgrywała swoją rolę. Zaczynała się w tym gubić.
- Dziękuję, wezmę to pod uwagę - przytaknęła z aprobatą, swobodnie wymieniając uprzejmości. Mimowolnie zaczynała odczuwać niepokój związany z tym, że zaczynała poniekąd rozumieć, co Reece widział w Poli. Co prawda, poznanie człowieka, jego wad i zalet, wymagało o wiele więcej czasu, niż przelotne spotkanie w kwiaciarni, ale wystarczyła krótka rozmowa, by dostrzegła w dziewczynie pozytywne zalety, które mogły poruszyć mężczyznę wrażliwego na dobro. Mogła przypuszczać, że za maską powagi w Ree kryło się znacznie więcej, niż jej pokazywał. Stojąca przed nią kobieta musiała go naprawdę dogłębnie zranić, że dopuścił się tak radykalnego kroku, chociaż zupełnie nie wyglądała na kogoś, kto zrobił to celowo. A on na pewno nie wynająłby Valerii, gdyby przestał cokolwiek czuć do swojej byłej. Straciła go, ale czy na pewno, skoro nadal o niej myślał? Dojście do tych wniosków nie było zbyt przyjemnym odkryciem.
Najgorsze było to, że nawet nie mogła być na dziewczynę zła. W zamian za to odczuwała coraz większą złość na samą siebie, że odkryła w sobie pewne rozczarowanie. Wolała myśleć, że Pola okaże się czarnym charakterem, o chłodnym usposobieniu, zwyczajnie nie dającym się lubić. A tu proszę, jak bardzo Valeria się myliła. I musiała przełknąć swoją dumę na rzecz roli, z której nie mogła wyjść. Dlatego wzmianka o weselu również nie miała na celu wywyższania się. Mogłaby rozegrać to zupełnie inaczej, ale nie widziała w tym najmniejszego sensu. Nie była też pewna, jak Reece mógłby na to zareagować.
- Rzeczywiście, słuszne spostrzeżenie - przyznała z uznaniem, próbując jednocześnie wyczytać coś z twarzy dziewczyny. Czy to wyznanie mogło sprawić, że jakieś emocje w końcu ujrzą światło dzienne i pomogą zrozumieć Val całą tę sytuację? Ostatecznie nic szczególnego nie rzuciło się jej w oczy.
I jeszcze zajmuje się zwierzętami. Cudownie. Jeśli do tej pory Valeria miała jeszcze jakieś wątpliwości co do niej, to tymi słowami Pola kompletnie je rozwiała. Nie zdążyła jednak nic na to odpowiedzieć, kiedy nagle kobieta przypomniała sobie o wizycie.
- Jasne, rozumiem - przytaknęła z delikatnym uśmiechem, ściągając przy tym nieco brwi. - Dzięki i... wzajemnie? - dodała trochę zaskoczona niespodziewaną zmianą sytuacji, podążając wzrokiem za ruszającą w pośpiechu Polą. Z zamyślenia wyrwała ją kwiaciarka, która wręczyła jej zamówienie, co Valeria przyjęła w pewnym rozkojarzeniu, usilnie starając się słuchać tego, co usługodawczyni jej tłumaczyła. Idąc już w stronę samochodu z kilkoma bukietami kwiatów, jej myśli nadal powracały do niezręcznej wymiany zdań odbytej przed chwilą między nią a Polą. Doszła do wniosku, że ostatnio chyba coraz częściej podchodziła do wszystkiego bardziej emocjonalnie, niż powinna. I zaczynało ja to coraz bardziej martwić.
//zt

autor

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Obudził go okropny ból głowy, który jawnie wskazywał, że poprzedniego wieczoru przesadził z ilością, a może różnorodnością? wypitego alkoholu. Oczywiście za taki stan rzeczy obwiniał tego idiotę Bosworth, który postanowił wyjechać, zostawiając go na pastwę idiotycznych pomysłów, bo na samotność nie mógł narzekać. Kiedy się przebudził - było już grubo po południu - od razu chwycił telefon wysyłając przyjacielowi bardzo wymowną i niewybredną wiadomość, po czym z dużym ociąganiem podniósł się z łóżka, w którym spała jakaś panna. Poważnie?
Z domu wyciągnęła go, poza chęcią uniknięcia konfrontacji z obcą laską, potrzeba uzupełniania kofeiny w żyłach, bez której nie mógł obecnie właściwie funkcjonować. Przekraczając próg kawiarni, przeczesał włosy, na których już i tak panował rozgardiasz, lewą dłonią, sprawiając, że pojedyncze kosmyki wygięły się w zupełnie innym kierunku, choć cała fryzura tworzyła artystyczny nieład.
Stając jako trzeci w kolejce, poprawił rękawy kurtki, a kiedy był drugi, włożył dłoń do kieszeni, szukając drobnych.
- Dzień dobry - przywitał się, jak to miał w zwyczaju uśmiechając uroczo do obsługującej go dziewczyny. - Poproszę białą kawę i croissanta z czekoladą - oznajmił, chwilę przyglądając się przekąskom w ladzie. Instynktownie poruszając głową w rytm muzyki, jaka wydobywała się z głośników znajdujących się w kątach niewielkiego pomieszczenia. W tym czasie jego kawa została przygotowana, a jej widok wywołał u niego uczucie błogości - w końcu!
- Dzięki - powiedział, odbierając zamówienie, w zamian za które do puszki na napiwki wrzucając sto dolarów. Cóż, blondynka za ladą mu się spodobała, a po upojnej nocy, mimo złości na Siriusa, miał naprawdę dobry humor.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#1

Tego dnia Willow nie miała ambitnych planów. Odkąd w zeszłym tygodniu zwolniono ją ze Starbucks'a, to przeglądała oferty pracy albo osobiście odwiedzała okoliczne lokale i pytała, czy nie potrzebowali pomocy. Miała bogate CV. Costa Cafe, Burger King, Mc Donald, KFC, Dunkin Donuts, Wendy's, Freddy's Frozen Custard & Steakburgers, Spangles, Jack in the Box - była już wszędzie, jednak potencjalni pracodawcy natychmiast zwracali uwagę na krótki staż, który niestety był obowiązkowym polem do wypełnienia. W żadnym z powyższych miejsc nie spędziła więcej niż dwa miesiące. Czasami wylatywała nawet po tygodniu. Z uwagi na to coraz trudniej było jej znaleźć zatrudnienie.
Willow była niezdarna, potykała się o własne nogi i potrafiła za sprawą delikatnego, subtelnego dotyku, omyłkowo stłuc szklankę. Albo cały regał - jak w przypadku tego nieszczęsnego Starbucksa. Nigdy nie widziała, aby człowiek emanował tyloma odcieniami czerwieni, a jej ex szef, Roland Thompson, wydawał się robić to naturalnie!
Wyszła z mieszkania, które dzieliła z trójką współlokatorów, chwilę przed południem. Zdążyła odwiedzić cztery lokale w dzielnicy, jednak w każdym spotkała się z odmową. Ballard Blossom był piąty.
Stanęła za szczupłym chłopakiem, ubranym w jeansową kurtkę i vansy. Mimowolnie doglądnęła jego plecy i roztrzepane włosy, dochodząc do wniosku, że był wyższy o ponad głowę. Jednak dla irracjonalnej, wręcz dziecięcej potrzeby potwierdzenia, wyciągnęła naprzód ręce i uśmierzając ciekawość starała się odmierzyć dzielący ich dystans.
- Jest długi skubany - przytaknęła sama sobie. Niespotykane zachowanie Willow rozbawiło siedzącą w rogu staruszkę, której posłała sympatyczny uśmiech.
Kolejka zmniejszyła się dopiero po upływie pięciu minut. Willow nie chciała być niekulturalna, dlatego nie wtrąciła się ze swoim pytaniem pomiędzy innych klientów. Postanowiła cierpliwie poczekać, jednak kiedy dostrzegła studolarowy banknot w przeźroczystej puszce z napiwkami, mimowolnie zsunęła z nosa różowe okulary . Potem wychyliła się zza ramienia młodego chłopaka, jakby próbując się upewnić, że to on był tym hojnym darczyńcą. Gdy odebrał zamówienie, mechanicznie posunęła stopy naprzód i wciąż gorliwie patrząc w jego kierunku, nawet nie zauważyła, że nadeszła jej kolej.
- Dzień dobry, co podać? Proponuję naszą ofertę dnia karmelowe latte. - Z amoku Willow wyrwał uprzejmy głos ekspedientki. Wciąż nieco otumaniona posłała jej zdumione spojrzenie, jakby nie rozumiała, co właściwie robiła w tym miejscu. Zapomniała, że przyszła tu po pracę i nie odpowiedziawszy na pytanie dziewczyny, oddaliła się od lady.
- Sto dolarów - powtórzyła, wręcz niedowierzając - co za matoł - dodała, uprzednio kręcąc głową.
To był impuls. Nie przypadek, lecz celowe działanie. Willow motywowana brakiem funduszy na opłacenie czynszu oraz jedzenia, nerwowo zbliżyła się do chłopaka. Upadła na bok nieznajomego, jednocześnie zawieszając jedną z dłoni na jego ramieniu, a drugą niepostrzeżenie wsunęła do jeansowej kurtki i zabrała portfel. Uderzenie było na tyle silne, że wytrąciło z jego rąk tace z zamówieniem.
- Omo! - wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, po czym nieumyślnie stanęła po środku rozlanej kawy i kawałku croissanta. - Jesteś taki silny! - rzuciła zachwycona. Z uznaniem uszczypnęła ramienia nieznajomego, a gdzieś w międzyczasie wsunęła sobie jego portfel pomiędzy pas spodni, znajdujący się na plecach pod grubym swetrem. - Bohater normalnie! - zaszczebiotała jeszcze jeden raz. - Dziękuję! - mówiąc, a właściwie krzycząc, pomachała mu radośnie i wybiegła z lokalu. Dopiero gdy wyszła goście Ballard Blossom wrócili do zajmowania się własnymi sprawami: przeglądaniem telefonu oraz rozmowami.
Idąc wzdłuż ulicy z dumą wyciągnęła na wierzch łup. Uniosła go nad głowę, aby w blasku promieni słonecznych przyglądnąć się charakterystycznym wzorom Gucci. Willow jednak nie znała się na markach, dlatego prędko przeszła do sedna. W portfelu znajdowało się sześć banknotów studolarowych oraz trochę drobniaków.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Jayden pogrążony w odmętach myśli, a przede wszystkim rozpaczy nad własnym losem, który, w postaci kaca, sam na siebie sprowadził, zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że stojąca za nim dziewczyna, poświęca mu znacznie więcej zainteresowaniami niż pozostałym klientom kawiarni. W takich chwilach, kiedy potrzeby własnego organizmu były silniejsze niż poczucie rzeczywistości, nie skupiał się na otaczających go osobach; omijał nawet wzrokiem piękne kobiety, którym w normalnych okolicznościach poświęcał odrobinę swojej uwagi. Dobra!, panienka zza lady na ułamek sekundy zdołała przyciągnąć spojrzenie niebieskich oczu, pod którymi widoczne były sińce, ale jednak nie zachował się jak typowy Jayden Hemsworth, ograniczając jedynie do sporego napiwku.
Ten hojny gest zauważony został przez czekoladowe tęczówki, a w głowie ich właścicielki zrodził się plan, który dla szatyna był kwestią przypadku. Nie zdążył wykonać pięciu kroków, kiedy poczuła na sobie ciężar czyjegoś ciała. Smukłe, kobiece palce zacisnęły się na jego ramieniu, w tym samym momencie, kiedy taca z głuchym odgłosem upadła na podłogę, a kawa poplamiła buty i nogawki spodni chłopaka. W pierwszej kolejności skupił się na tym incydencie, zupełnie nieświadom tego, że sprawnym ruchem brunetka właśnie przechwyciła jego portfel. Powietrze wokół niego wypełnił słodki zapach gumy balonowej; ściągnął brwi, zmarszczył nos w końcu wychodząc naprzeciw spojrzeniu dziewczyny, która stanęła pośrodku ciemniej kałuży.
Wygląda tak niewinnie, dodatkowo sprawiając wrażenie nieporadnej, przez co jej zachowanie nie wzbudzało żadnych podejrzeć. - Dobra, dobra. Nie ma sprawy - mruknął, machając na nią reką, by sobie już poszła. Czuł, jak pod wpływem świergotu nieznajomej ból głowy nasila się. Tak naprawdę marzył dziś tylko o spokoju, który zakłócony został przez niefortunny zbieg okoliczności. I o kawie przeszło mi przez myśl, w momencie kiedy dzwonek zawieszony nad ramą drzwi, wydał z siebie charakterystyczny dźwięk.
- Pokryję koszty - rzucił do ekspedientki, która pojawiała się przy nim z mopem. Sięgnął ręką do kieszeni, czemu towarzyszyło uczuci paniki, malujące się jasnych talerzach oczu. Pospiesznie przeszukał pozostałe kieszenie - nic. - Kurwa! - zaklął, zaciskając usta w cienką linię, po czym raźnym krokiem wyszedł na zewnątrz.
-Ty! Hej! - zawołał za dziewczyną, która zatrzymała się pośrodku chodnika. Ta obróciła się przez ramię, dojrzał zaskoczenie malujące się na jej twarzy, a następnie puściła biegiem.
- Taka kurwa jesteś?! - warknął, pozwalając by dodatkowo z jego ust wydobył się zwierzęcy warkot. Ruszył za nią. Nie dość, że to okradła, to jeszcze zmusza do biegu.
Cholera.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow wyglądała niepozornie. Miała okrągłą buzię i delikatne rysy, które bardziej charakteryzowały dziecko, aniżeli młodą kobietę. Często, tak jak tego dnia, chodziła z włosami zawiązanymi w niedbałego koczka, pozwalając, aby pojedyncze, niesforne pasma włosów spływały wzdłuż jej szyi. Była ładna, choć niewątpliwie wiele brakowało jej do wizerunku modelki z okładki Victoria Secret. Jednak pominąwszy wizualne kwestie, Willow brakowało również umiejętności, aby stać się prawdziwym mistrzem zbrodni. Kradzieże, incydenty, których sporadycznie się dopuszczała były pozbawione praw logiki. Działała pod wpływem typowego dla siebie impulsu.
Dzwonek radośnie zadzwonił, kiedy po niedorzecznym pożegnaniu z nieznajomym, wybiegała z lokalu. Idąc wzdłuż chodnika, gorliwie przeglądała zawartość portfela, jednocześnie starając się podjąć decyzję odnośnie zarobionych pieniędzy. Zastanawiała się czy powinna przedłużyć wynajem pokoju o kolejny miesiąc, czy zaopatrzyć się w jedzenie i środki do higieny.
Właśnie zadarła głowę, aby w pochmurnym niebie odnaleźć odpowiedz. Wtem usłyszała krzyk. Odwróciła się – a wraz z nią zrobiła to trójka innych przechodniów – i gdy spostrzegła sylwetę chłopaka z kawiarni, natychmiast otworzyła usta. W kolejnej chwili kurczowo zacisnęła palce na portfelu i wyrwała naprzód, niczym bolid formuły jeden.
Chodnik był prosty, ale to nie przeszkadzało nogom Willow potykać się co kilka kroków. Poruszała się bardzo niezgrabnie. Często szturchnęła kogoś łokciem albo uderzyła dłońmi, którymi nerwowo machała w powietrzu, jakby w ten sposób usiłowała utrzymać równowagę.
Minęła skrzyżowanie, po czym wbiegła w zaułek pomiędzy sex shopem a barberem. W uliczce znajdowało się wiele kubłów na śmieci i korzystając z jednego z nich wsparła się, aby przeskoczyć przez płot. Niestety wystający gwóźdź rozdarł jej nogawkę i mocno poharatał skórę, jednak słysząc za plecami zwierzęcy, przerażający warkot nie myślała o tym, aby zwolnić.
Zostaw mnie! – krzyknęła, biegnąc wzdłuż ciasnej i ponurej alejki.
Willow zaczynało brakować sił i już ostatkiem energii parła naprzód. Ciężko oddychała i ledwo motywowała stopy do dalszej ucieczki. W pewnym momencie, kiedy usiłowała się odwrócić, wpadła na kredową tablicę, stanowiącą element reklamy jakiejś restauracji. Wywróciła się, uprzednio wypuszczając z dłoni portfel, który wylądował parę metrów dalej. Z zatrwożoną miną, leżąc po środku piaszczystej ścieżki, przyglądała się, jak przedmiot wpadł w kałuże.
Moje sześćset dolców! – krzyknęła autentycznie przerażona i podniosła się w tym samym momencie, w którym Jayden nachylił się, aby ją dosięgnąć. Tym razem Willow udało się umknąć spod łap chłopaka, a jego rozeźlony oddech, który niemal poczuła na karku, zmotywował ją do dalszego biegu. Złapała portfel i minąwszy parę kolejnych witryn, wydostała się z alejki na główną ulicę.
Niestety chłopak znajdował się raptem kilka kroków za nią, dlatego niewiele myśląc zaczęła wyrzucać jego dokumenty. Wpierw poleciało prawo jazdy, karta rowerowa, motorowerowa i trzy płatnicze, a następnie wizytówki i dowód osobisty. Miała nadzieję, że dzięki temu uda się jej zyskać na czasie. Ostatecznie, uprzednio wyciągnąwszy pieniądze, cisnęła w Jaydena również portfelem. Trafiła w głowę, co chyba dodatkowo go rozwścieczyło.
Willow wrzasnęła i wznowiła pośpiech. Przebiegając na czerwonym świetle minęła przejście dla pieszych oraz przystanek autobusowy, a następnie dotarła do niewielkiego parku w centrum. Wtedy, będąc już na ścieżce otoczonej żywopłotem, rabatkami i ławkami, wskoczyła do fontanny. Woda sięgnęła jej do ud. Była zimna i brudna, ale po mimo tego Willow udała się w głąb, stając na samym środku pod niebotyczną rzeźbą delfina, z którego łba wylatywała woda.
Odejdź!

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Powinien wiedzieć, że dziewczyna, która wygląda, jak anioł ma duszę diabła. To była jedna z bardziej oczywistych rzeczy, o której zwyczajnie zapomniał, skupiając się przede wszystkim na pulsującym bólu głowy i braku kofeiny, która potrzebna była mu do właściwego funkcjonowania. Obecnie za swoją nierozwagę płacił paleniem w płucach oraz napadami kaszlu, które męczyły go, co pięćset metrów. W ten sposób organizm Jayden'a jawnie manifestował, że powinien nie tylko mniej pić, ale przede wszystkim palić oraz zadbać o swoją kondycję.
W gruncie rzeczy mógłby darować sobie ten pościg; w portfelu miał jakieś grosze, jednak poza pieniędzmi znajdowały się tam również dokumenty, a te były mu zwyczajnie potrzebne. Wyrobienie nowych, nie było większym problemem, aczkolwiek dla Jayden'a, który ostatnio wciąż użerał się z urzędnikami, w związku z założeniem własnej działalności, stanowiło przykry obowiązek, którego nie chciał po raz kolejny doświadczać. Jego determinacja sprawiła, że wciąż biegł naprzód, nie tracąc z oczu nieznajomej. Był szybszy, ale wciąż natrafiła na przeszkody w postaci innych ludzi, którzy trąceni przez brunetkę, zatrzymywali się nie kryjąc niezadowolenia, stanowiąc świetną tarcze dla niego. Obijał się o nich z kolejnymi przekleństwami na ustach, zamiast oczekiwanego "przepraszam".
- Dopadnę cię, głupia. Nie wiesz z kim zadarłaś! - krzyknął jej w odpowiedzi, sprawnie wskakując na klapę kosza, która wydała z siebie głuchy odgłos, sygnalizując Will, że chłopak się zbliżał. Uśmiechnął się widząc, jak złodziejka zahacza o wystający gwóźdź, dzięki czemu miał ją na wyciągnięcie ręki, tylko odrobinę musiał się wychylić. W tym momencie plastik od jego stopami ugiął się, a ona wpadł do śmierdzącego pojemnika. Teraz buty i nogawki spodni, aż po kolana miał uwalone nie tylko kawą, ale również pozostałościami z wczorajszego obiadu, jakąś zieloną papką i… nie chciał nawet myśleć czym jest ta brązowa maź, która jak kleks z zdobiła ciemny materiał tuż pod kolanem.
- Nie żyjesz - oznajmił surowo, choć nie był pewny, czy dziewczyna go usłyszała, bo zdążyła w tym czasie przeskoczyć przez ogrodzenie. Nie miał pojęcia, że dokonując tego raniła się w nogę. Z resztą, czy to było istotne?
Złość, która rozlała się po jego ciele, kiedy zrozumiał, że został okradziony w tej chwili zmieniła się we wściekłość. Ta wymalowała się w jego tęczówkach, zmieniając błękit w czerń, a na ustach pojawił się zwierzęcy grymas. Bliski był chęci mordu, jednak szczątki zdrowego rozsądku hamowały jego pierwotny instynkt.
Dogonił ją w momencie, kiedy uderzając w restauracyjną tablicę, wywróciła się. Zareagowała na to gromkim śmiechem, jaki nie mógł ujść jej uwadze. Zwolnił, wiedząc, że w zasadzie już ją ma. Na jego usta przykleił się uśmiech, który nieco osłabł widząc, jak portfel ładuje w kałuży, choć nieznajoma wydawała się tym przejmować znacznie bardziej niż Hemsworth.
- Raczej moje - rzucił w odpowiedzi na jej komentarz, bo naiwnym było myśleć, że pieniądze wciąż należą do niej. W dodatku w tym właśnie momencie, zdał sobie sprawę, że tylko o nie dziewczynie chodziło, więc czemu wciąż uparcie uciekła z całym portfelem?
Nie zdążył się nad tym zastanowić, kiedy niespodziewanie brunetka się podniosła, pojawiając bieg. Ruszył za nią i nie minęła sekunda kiedy pierwszy dokument uderzył w jego pierś, upadając na ulicę. Sekundę mu zajęło, żeby go podnieść i dalej za nią gonić. To było niebywale wkurwiające zajęcie, na które poświęcał dużo energii, a przede wszystkim czasu,choć tego ciągle mu brakowało. Ostatecznie oberwał jeszcze portfelem i okularami; te należały do Wi. Warknął po raz kolejny i przyspieszył. Serce w jego piersi z każdym uderzeniem robiło to coraz mocniej, piekły go mięśnie, odzwyczajone już od takiego wysiłku.
- Nie zamierzam - oznajmił, uśmiechając się. Weszła do wody, lodowatej i sięgającej jej do ud. Głupia pomyślał, ponownie się śmiejąc. - Jak długo tam wytrzymasz? - zapytał, wkładając rękę do fontanny, by sprawdzić, jak zimna jest woda. Dodatkowo była brudna i śmierdziała, a może ten odór podchodził od niego?
- Daje ci szansę, możesz wyjść i się jakoś dogadamy, albo ja cię dopadnę, tak jak obiecywałem, ale wtedy nie będę miły - powiedział, zaraz dodając - Liczę do dziesięciu

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Biegła naprzód ciągle słysząc rozzłoszczony głos właściciela portfela oraz groźby i obelgi kierowane pod swoim adresem – i biorąc to wszystko pod uwagę, tym bardziej nie zamierzała się zatrzymać. Pomimo wielu niepowodzeń naprawdę lubiła i ceniła własne życie, dlatego w pewnym momencie zaczęła intensywniej przebierać nogami.
Przeskoczyła przez lichy płot, niefortunnie źle ładując na pięcie. Zgięła się i odruchowo złapała stopę, jednocześnie odwracając się w poszukiwaniu domniemanego zagrożenia. Chwilowa konsternacja, poczucie dezorientacji i wytrącenia spadło na jej ramiona, kiedy nigdzie nie dostrzegła chłopaka. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że klapa od śmietnika ugięła się pod jego ciężarem i dalej znajdował się tuż za nią. Niebezpiecznie blisko.
Zawróciła, bo potrzeba zaspokojenia dziecięcej ciekawości była o wiele większa, aniżeli zdrowy rozsądek, który nakazywał ruszyć przed siebie. Już miała wspiąć się na palce, aby wyglądnąć przez płot, kiedy niespodziewanie chłopak wyprostował się, przez co stanęli naprzeciwko siebie.
Przez krótką chwilę z szeroko rozwartymi ustami wpatrywała się w jego jasne, czarujące oczy. Potem wrzasnęła i adekwatnie do sytuacji złapała się za pierś.
Nie rób tak więcej! – uniosła się oburzona, jakby zapominając, że była winna tego zamieszania.
Mina chłopaka była okropna i natychmiast wywołała u Willow nieprzyjemne dreszcze. Zaczęła się cofać i choć początkowo próbowała utrzymać z Jaydenem kontakt wzrokowy, to przy jego kolejnym, gwałtowniejszym ruchu, odwróciła się, niczym spłoszone zwierzę. Powiedział, że nie żyła. Usłyszała to bardzo wyraźnie, dlatego adrenalina natychmiast uderzyła jej do głowy.
Dźwięk kroków echem rozchodził się po ścianach budynku alejki, ale w jej uszach dudnił głównie puls. Pobieżnie odgarnęła włosy sprzed oczu i obejrzała się przez ramię.
Był tam. Znajdował się niedaleko i notorycznie wyciągał łapska, aby ją pojmać. Nerwowo przełknęła ślinę i nie zauważywszy przeszkody z impetem wbiła się ramieniem w tablice. Jedynie przy odrobinie niespotykanego u Willow szczęścia udało się jej zbiec wpierw z alejki, a następnie z ulicy.
Problem zaczął się, kiedy utknęła w fontannie. Gwałtownie wepchnęła pieniądze do tylnej kieszeni i jednym ramieniem objęła kolumny, na której stała rzeźba. Przez rozpryskującą się zewsząd wodę była już cała mokra. Mokra i zmarznięta. Ubranie przykleiło się do jej skóry, tworząc nieprzyjemną skorupę, a włosy w niechlujny sposób objęły czoło, policzki; wpadały do nosa i ust.
Nie twój interes – odpowiedziała hardo. Machnęła ręką, jakby właśnie próbowała odgonić natrętną muchę. – Zostaw mnie! – zawtórowała, naiwnie licząc, że nieznajomy tak po prostu odpuści jej kradzież.
Do Willow stopniowo dochodziło, że wpakowała się w poważne kłopoty, z których konsekwencjami nie była w stanie poradzić sobie samodzielnie. Czując, że zaczynała ogarniać ją panika, rozglądnęła się na boki w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby przyczynić się do ratunku. W parku brakowało ludzi. Gdy nie zauważyła niczego pożytecznego, straciła ostatnią, złudną nadzieję. Mocniej zacisnęła drżące ramię na kolumnie i ponownie spojrzała na chłopaka, który kontynuował wywód.
Długo nie odpowiadała, wpatrując się w niego nieco przestraszonymi oczami. Serce biło w jej piersi i miała wrażenie, że gdyby mogło, to zbiegłoby samotnie, pozostawiając ją na pastwę chłopaka. Czuła ścisk w gardle oraz niedowład w dolnych kończynach, które zdrętwiały pod wpływem lodowatej wody.
W pewnym momencie objęła się ramionami i spuściwszy głowę zaczęła posuwać stopy naprzód. Usta miała zaciśnięte i sine, policzki blade, a brwi ściągnięte. Zatrzymała się w odległości metra od betonowego murku fontanny, będącego jednocześnie jej zaporą przed Jaydenem. Z tej odległości, kiedy oboje się nie poruszali, była w stanie dokładnie mu się przyglądnąć. Był przystojny.
Nagle nabrała głębokiego oddechu, wzięła rozmach i niespodziewanie zaczęła chlapać wodą w kierunku chłopaka. Robiła to na tyle intensywnie, że lodowata, brudna i śmierdząca ciecz minimum trzykrotnie umoczyła jego głowę i ubranie.
Nigdy! – krzyknęła.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”