WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

- W zasadzie to nie aż tak dziwne, ale wydawało mi się, że wszyscy ten urlop biorą. Ja właściwie też nie byłam na żadnym dłuższym urlopie, bo raczej starałam się pracować więcej, żeby też na tym nieco więcej zarobić – także weekendami. A jak miałam wolne, to były studia – zaśmiała się, wzruszając lekko ramionami, bo godzenie czasem kilku różnych zajęć naprawdę nie należało do najprostszych. I wcale nie było to takie lekkie i przyjemne, jakby mogło się wydawać – ale też kiedy miałaby sobie na to pozwolić, jeżeli nie właśnie teraz, będąc młodą i pełną energii? Nie zwykła więc narzekać, jedynie raczej obrazowała ten stan rzeczy, który miał miejsce jeszcze jakiś czas temu; a obecnie to właśnie nieco się ten obraz powielał, skoro oprócz pracy w barze i studiów, planowała także rozwijać swoją pasję do mody i fotomodelingu. – I ja na pewno też zorganizuje wolny czas kiedy będzie trzeba, byle tylko móc spędzać go z Tobą jak najwięcej. Mam nadzieję, że nam się to uda… no wiesz, żebyśmy się nagle nie zgubili gdzieś w natłoku obowiązków – przyznała, mając odrobinkę obawy co do tego, czy to wszystko na pewno uda się im zorganizować jak należy. W końcu oboje mają jakieś zajęcia, niedługo pojawi się również dziecko a to = podwójna liczba obowiązków, wobec czego musieli włożyć wiele siły w to, by nie stracić łączącej ich nadal relacji. A przecież to wszystko nadal jest tak świeże i nowe, nadal budują ten trwały fundament i uczą się siebie wzajemnie, wobec czego te niepewności miały prawo się pojawiać. Ale z drugiej strony – Jordie naprawdę w nich wierzyła i chciała wierzyć nieustannie, bo nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby go stracić, a teraz, wiedząc już na pewno, że Chet chciał z nią być – absolutnie nie zamierzała tego zepsuć. – Nigdy nie odpuszczam – uśmiechnęła się zaczepnie, a potem pokiwała głową z wyraźnym uśmiechem na ustach – Kuba i Maroko także brzmią cudownie. Czyli – mamy już zaplanowane przynajmniej cztery miejsca, które musimy odwiedzić – pokiwała ochoczo głową, niemal ekscytując się na samą myśl, że to naprawdę mogło dojść do skutku. I co więcej, naprawdę chciała zrealizować te plany, a głównym z nich był i tak przede wszystkim wyjazd z Chesterem – gdziekolwiek, byle z nim. Bo z pewnością, gdy już poznają swoich bliskich krewnych, w tym także rodziców, nie będą mieli aż tylko swobody i spokoju, tym bardziej, gdy poczują się w tym układzie pewnie. Dlatego też taka ucieczka raz na jakiś czas może okazać się doprawdy zbawienna. – Czyli zdecydowanie nie jesteś synkiem mamusi? – zażartowała mimo wszystko, poniekąd wcale nie mając z tym problemu, zdecydowanie bardziej podobał jej się fakt, iż Chet sam decydował o swoim życiu i że był w stu procentach samodzielny, niż jakby na przykład ciągle miał na uwadze wyłącznie swoją matkę, przez co Jordana nie mogłaby się pewnie przez tę relację przebić. Może więc nieco rozjadą się ich wizje rodzinnego życia, bo Jordana uwielbiała spędzać czas z bliskimi – z ojcem i z rodzeństwem – ale w pewnym aspekcie na pewno się znowu zgodzą, bo z kolei miała absolutną pewność, że jej nową rodziną będą właśnie Chet oraz ich dziecko. I to też nie tak, że zamierzała utożsamiać całe swoje życie z bliskimi krewnymi, ale też nie wyobrażała sobie, że mogłaby tak całkowicie się od nich odciąć. Więc… czeka ich pewnie wypracowanie nowego kompromisu również w tej kwestii. – Ale rozumiem. Myślę, że ona po prostu martwi się o Ciebie i pewnie też tęskni, kiedy się nie odzywasz. Dlatego sama dzwoni, by sprawdzić czy u Ciebie wszystko w porządku. Wyobraź sobie, że są ludzie dla których jesteś bardzo ważny… - spojrzała na niego, uśmiechając się ciepło - … i to nie jestem tylko ja – dodała, pozwalając by kąciki jej ust uniosły się jeszcze odrobinę wyżej. Lubiła wplatać w wypowiedzi te drobne wyznania, ale również chciała, aby wiedział, jak wiele dla niej znaczy i że ona sama również martwiła się o niego szczerze. Wtuliła się więc mocniej w jego ciało, chłonąc całą jego bliskość, za którą ostatnio tak bardzo tęskniła. Niemal jakby narkotyzowała się jego obecnością, będąc w ostatnim czasie niczym narkoman na głodzie, ale tak – Chet był dla niej niczym narkotyk, od którego mocno się uzależniła. Aczkolwiek w zdecydowanie pozytywnym aspekcie. – A rodzice bardzo chcieli mnie poskromić, ale to fakt, nie dałam się. Znacząco różnię się od mojego rodzeństwa, chociaż też nie każde z nich przejęła te tradycyjne wartości, w których się wychowywaliśmy. Niemniej jednak to chyba właśnie ja najmocniej się przed nimi broniłam – przyznała i zaśmiała się cicho – Poza tym, gdybym przejęła te wartości, to przecież nigdy byśmy się pewnie nie spotkali. I nigdy nie byłoby między nami niczego więcej… chyba, że spróbowałbyś mnie zdemoralizować – dodała z rozbawieniem w głosie i klepnęła go lekko w tyłek, sugerując, że sam przecież do grzecznych nie należał. I chociaż czasami to Jordana istotnie pokazywała pazurki i tę swoją małą diablicę wypuszczała na światło dzienne, to także i Chet w tym układzie miał wiele do powiedzenia w tych kwestiach. Głównie właśnie w tych bardziej intymnych, poprzez które przeprowadził ją, pozwolił wiele doświadczyć i sprawił, że odważyła się spróbować wielu rzeczy – dając się po prostu ponieść chwili. I zapewne powinni taką zasadą kierować się nadal, bo skoro los i tak ciągle ich testował, to również i spotkanie z jego mamą czy z jej tatą trzeba było pozostawić losowi – bo na to jak one przebiegną, nie mieli już żadnego wpływu. Mogli jedynie się poznać i mieć nadzieję, że jakoś to wszystko się ułoży.
Droga powrotna do domku za to minęła w równie przyjemnej atmosferze, tym razem jednak w większym skupieniu na Aldo, który był przeszczęśliwy z możliwości obcowania z naturą i patykami, które posłużyły za dobre gadżet do zabawy. Dlatego poświęcili mi czas, by również mógł się nieco rozerwać i nacieszyć chwilą, by później wraz z gałęziami na ognisko, udać się w dalszą drogę. Gdy dotarli na miejsce, pozostawiła Chesterowi rozpalenie ogniska, a sama zajęła się przygotowywaniem jedzenia, w czym po chwili pomógł jej również brunet – więc przy tym prostej, domowej wręcz czynności również całkiem nieźle się bawili; niemal odhaczając na liście to wspólne gotowanie, a właściwie jego zalążek. Zdecydowanie spodobało jej się to, że nie były to po prostu kiełbaski, a takie jedzenie, które oboje lubili i które zdecydowanie bardziej pasowało do kolacji dla dwojga w blasku księżyca. Ze smakiem więc delektowała się tymi pysznościami, gdy były już gotowe, zaspokajać głód, który mocno dawał już o sobie znać. I to z całą pewnością był pierwszy od dawna tak pożywny posiłek i w dodatku niemały – bo zjadła więcej niż pozwalała sobie ostatnio. – Przepyszne. Mam nadzieję, że nie wywoła to rewolucji w moim brzuchu, ale dawno tak dobrze nie zjadłam – przyznała z rozbawieniem i pogładziła brzuch z nadzieją, że to wszystko się tam ułoży i bynajmniej, że potem tego wszystkiego nie zwróci. Ale samopoczucie miała już znacznie lepsze, więc nie powinno być żadnych niespodzianek. Wtuliła się znowu w męskie ciało i uśmiechnęła się szeroko, odchylając głowę. – Jest cudownie – mruknęła, przerywając ciszę, która oscylowała wokół szumu drzew i odgłosów dochodzących z ogniska – Lepiej nie mogłam sobie tego wymarzyć – sięgnęła dłonią do jego policzka i pogładziła go po nim lekko, muskając ustami okolice jego szyi, bo akurat tam była w stanie dosięgnąć z pozycji, w której obecnie się znajdowała, przy okazji zaciągając się tym uwielbianym przez siebie zapachem męskich perfum. Uśmiechnęła się więc szerzej, gdy mocniej ją objął, gdy wtuliła twarz w jego szyję i pozwoliła, by delektowali się tą chwilą jeszcze przez jakiś czas w tej błogiej ciszy. Zerknęła po chwili w niebo pełne gwiazd, co wyglądało doprawdy niesamowicie w tym leśnym otoczeniu, a potem zwinnie przerzuciła nóżkę przez jego nogi i wślizgnęła się na jego kolana. Pogładziła dłońmi jego ramiona i uśmiechnęła się, gdy ulokował na niej swój wzrok. – Nie masz pojęcia jak bardzo za Tobą tęskniłam – oparła czoło o to jego, przeczesując dłonią jego ciemne włosy. Zebrało jej się na drobne wyznania, ale chyba tak wpływał na nią ten klimat, który tutaj zapanował. Poza tym mieli być ze sobą szczerzy, a oboje wiedzieli już, że o pewnych rzeczach muszą po prostu mówić wprost. Głównie o tych uczuciowych, by mieć pewność co do nich i nie pozwalać, by potęgowały się niepotrzebne domysły czy niepewności. Dlatego ten uśmiech nadal błądził po jej twarzy, a najchętniej wcisnęłaby ukryty stop – aby zatrzymać czas.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Obawa o to, że wśród tych wszystkich obowiązków, jakie spadną im wkrótce na głowy - gdy obok pracy będą jeszcze mieli dziecko, i gdy dopadnie ich to życie, do jakiego wcale nie było im spieszno - zgubią gdzieś samych siebie; że nie będą już mieli dla siebie czasu, że przestaną poświęcać sobie uwagę, wydawała się całkowicie naturalna. Ale z drugiej strony - martwili się tym właśnie dlatego, że nie chcieli stracić tego, co razem mieli, i że im na sobie zależało - co pozwalało wierzyć, że zrobią wszystko, aby nie dopuścić do tego, aby ten najgorszy scenariusz się ziścił. Nie byli przecież jak ci ludzie, którzy po prostu godzą się z takim stanem rzeczy i akceptują to, że na pewnym etapie związku po prostu ten niegdysiejszy płomień uczuć i namiętności zwyczajnie wygasa. I tak naprawdę to, jak sprawy pomiędzy nimi będą wyglądały za kilka miesięcy, po narodzinach dziecka, czy nawet za kilka lat, jeśli będzie im dane - zależało wyłącznie od nich. Póki co jednak Chester zdawał się podchodzić do tematu z dziwnym spokojem - i choć chciałoby się powiedzieć, że było to spowodowane faktem, iż miał przy sobie Jordie, a z nią niczego nie musiał się obawiać; to prawda była raczej taka, że chyba zwyczajnie jeszcze nie docierało do niego, jak bardzo jego życie wkrótce się zmieni. Teoretyczne rozważania nie umywały się bowiem do faktycznej wizyty u rodziców, jaką będą musieli im złożyć, z niewygodnymi pytaniami, jakie bez wątpienia wtedy padną, i, przede wszystkim z kompromisami, które ich czekały. Niezależnie bowiem od swojego nastawienia względem własnej - czy cudzej - rodziny, Chet nie zamierzał odcinać Jordie od jej rodzeństwa czy od ojca; nie chciał zabierać jej tego, co było dla niej tak ważne. Ale czy to oznaczało, że sam miał się zmuszać do spędzania czasu z jej bliskimi, nawet gdyby wcale się z nimi nie polubił? Rozstrzygnięcie tego dylematu wciąż pozostawało przed nimi - bo nie zrobią tego, dopóki szczerze tej kwestii nie poruszą i o tym nie porozmawiają, co jednak nie miało nastąpić dzisiejszego dnia. Może takie unikanie konfrontacji było nieco naiwne i niedojrzałe, ale Chet chciał po prostu, aby ten wspólny weekend spędzili w miłej atmosferze i bez niewygodnych tematów; by po prostu mogli cieszyć się sobą. Na całą resztę przyjdzie pora później.
Obecnie z pewnością oboje woleli zająć się przyjemnościami - a jedną z ich ulubionych, jakie lubili ze sobą dzielić, było jedzenie. Wspólne przygotowywanie, a później spożywanie posiłku, przy beztroskiej rozmowie, w pewien sposób również zbliżało ludzi; a kiedy taki posiłek mogli zjeść dodatkowo w równie pięknej scenerii, w otoczeniu natury, to trudno było prosić o więcej. Kończąc zatem jedzenie, zerknął z uśmiechem na pannę Halsworth, gdy pogładziła się po brzuchu. Właściwie brunet mógłby zrobić to samo, bo kolację ewidentnie spałaszował ze smakiem, a taką wyżerkę zawsze warto przyklepać - choć w przypadku Jordie chodziło o coś jeszcze. - Nic dziwnego, że ten mały pasożyt tak wybrzydzał, jeśli dobrze go nie dokarmiałaś. Widzę, że jednak trzeba cię w tej kwestii przypilnować - zauważył, raczej jednak pieszczotliwie, aniżeli obraźliwie, i liczył, że Jordie tak też to odbierze; skoro to, co siedziało w jej brzuchu było obecnie uzależnione od niej w nie mniejszym stopniu niż pasożyt właśnie, i żywiło się tym samym, co ona. A jednak był to chyba pierwszy raz, kiedy Chet na głos wspominał jego obecność, nawet jeśli nie w sposób, jaki sugerowałby, że to było człowiekiem. Bo właściwie jeszcze nim tak do końca nie było, a patrząc z zewnątrz, nie dało się jeszcze dostrzec żadnych oznak tego, że tam w środku rozwijało się nowe życie - ich dziecko. I chyba z tego powodu brunet nie okazywał Jordanie typowych dla przyszłych rodziców czułości - nie głaskał jej brzuszka ani go nie przytulał. Choć prawda była taka, że do tej pory zwyczajnie nie miał ku temu okazji. Ale po cichu miał nadzieję, że i na to przyjdzie czas. Tymczasem zaś wieczór był na tyle przyjemny, że jeszcze po zapadnięciu zmroku mogli raczyć się tą cudowną atmosferą, ciepłem z dopalającego się ogniska i świeżym powietrzem - którym chyba pierwszy raz od dawna oboje naprawdę odetchnęli, odczuwając wreszcie błogi spokój w swych ramionach, gdy siedzieli przytuleni na tej drewnianej ławce przed domkiem, w świetle księżyca i bezpośrednio pod pięknie rozgwieżdżonym niebem nad ich głowami. Kolejny uśmiech, jakim Chester skwitował słowa panny Halsworth, w oczywisty sposób wyrażał satysfakcję z tego, że i ona była zadowolona - a może nawet szczęśliwa. Na niczym więcej mu nie zależało; tylko na jej szczęściu, i choć przez pewien czas istniał w przeświadczeniu, że byłaby szczęśliwsza bez niego, to jednak - tak cholernie pragnął, aby mogła taka być również przy nim. Tak jak teraz, gdy wydawało się, że nic nie byłoby w stanie zmącić tego stanu. Pozwolił, by wspięła się na jego kolana, po czym otoczył ją swymi ramionami i przysunął jeszcze bliżej do siebie, aż ich ciała się ze sobą zetknęły, gdy zajrzał brunetce w oczy, zanim wsparła się swoim czołem o jego. - To mi pokaż, jak bardzo - odparł, po czym cofnął odrobinę głowę i, jedną z dłoni zatrzymując na jej biodrze, drugą sięgnął do kobiecej twarzy, by przesunąć kciukiem po policzku, śledząc równocześnie wzrokiem jego tor, aż do dolnej wargi, o którą zaczepił delikatnie. To niezdrowe, jak kurewsko za nią tęsknił, nawet teraz, gdy miał ją przed sobą - a pragnął mieć jeszcze bardziej. Pochylił się więc ku Jordanie, nieomal muskając jej wargi swoimi i trącając leciutko jej nos własnym. - Ja też za tobą tęskniłem - dodał, by nie miała już co do tego wątpliwości, po czym wreszcie złączył ich usta w pocałunku, czułym i tęsknym; przebiegając równocześnie dłonią dalej na jej kark, gdzie wczepił palce w jej długie, ciemne włosy, i przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej, napierając coraz śmielej na jej usta swoimi.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Z całą pewnością nadal ciężko było im zrozumieć to jak wiele czekało ich niedługo zmian – bo istotnie zdawali sobie sprawę z tego, że coś się zmieni, że już nie będą tylko we dwoje, że będą mieli więcej obowiązków i trudności na swojej drodze – ale, nadal nie do końca mieli pojęcie co to dokładnie oznacza. Żadne z nich nigdy nie było w takiej sytuacji, więc było to całkowicie normalnym zjawiskiem. Gdy to dziecko już pojawi się kiedyś na świecie, to dopiero wtedy przyjdzie im zmierzyć się z rzeczywistością tak naprawdę, dopiero wtedy dotrze do nich, że są odpowiedzialni za tego małego człowieka i dopiero wtedy uwierzą w to, że to dziecko naprawdę jest. Teraz, mimo pozytywnego testu i potwierdzenia ze strony lekarza, nadal pozostawało to czymś nieodgadnionym i wręcz niewyobrażalnym, dlatego też te wszystkie krążące po ich głowach obawy miały sens. Jordana poza tym nadal jest bardzo młoda, więc tym bardziej dla niej była to ogromna zmiana i ogromne wyzwanie, bo Chester – mimo iż również przerażony, był już jednak w takim wieku, że dla niego posiadanie dziecka powinno jawić się jako coś ’normalnego’. Niezależnie jednak od tego ani ona ani on nie byli gotowi na ten wielki krok, ale gdybanie należało zostawić już za sobą, bo na to było po prostu za późno – dziecko jest w drodze, więc teraz kiedy już pogodzili się z sytuacją, musieli zrobić wszystko by czerpać z tego radość i w spokoju przygotowywać się na to co miało nadejść. Przy tym musieli przede wszystkim zadbać o swoją relacje – którą należało pielęgnować i wzmacniać; powinni się zapewne lepiej poznać i wzmocnić ten fundament, na którym miał przetrwać ich związek, bo na ten moment był nadal dość kruchy i jedno potknięcie powodowało lawinę nieprzyjemnych zdarzeń. Na to jednak chyba nadal mieli czas, a skoro w tym konkretnym momencie próbowali już coś naprawić, a wychodziło im to przecież całkiem nieźle – szczególnie dzisiejszego dnia i podczas całego tego wyjazdu, to zdecydowanie byli na dobrej drodze do całkowitego pojednania. Poza tym oboje wyrażali chęć do tego by walczyć o ten związek, a czy istniało coś lepszego co pomogłoby im odnieść w tym wypadku sukces? Zdecydowanie nie. Na drodze więc nie mogli stanąć im już ani przyjaciele, ani bliscy ani osoby pokroju Noah, które pragnęły czegoś więcej niż przyjaźni – bo oni mieli już siebie i nic poza nimi nie mogło się liczyć. Nawet jeżeli ostatecznie Jordie pragnęła bliskich relacji z rodziną i pewnie również marzyła o tym, by bliscy oraz mama jej wybranka ją polubili, to mimo wszystko nie wybiegała myślami aż tak daleko. Najpierw musieli się przecież poznać, a co przyniesie czas, okaże się potem. Nie należało snuć zbyt konkretnych planów, bo potem można było się niemiło rozczarować, a tego przecież by nie chciała. Teraz pragnęła skupić się już tylko na brunecie i na tym jak cudownie było jej w jego ramionach, przy cieple płynącym z ogniska na łonie natury i pod gołym niebem. Obraz iście romantyczny, sceneria zaś zdecydowanie sprzyjająca amorom. Można by rzec, że Chester z pewnością wiedział co robi – ale czy mogła mieć mu to za złe? Absolutnie nie, bo przecież pragnęła tego samego i chciała pokazać mu jak bardzo za nim tęskniła. Ze śmiechem zaś przyjęła nazwanie tego małego człowieka pasożytem, bo istotnie zabrzmiało to mimo wszystko dość pieszczotliwie, ale i zabawnie – bo chyba tak o tym dotąd nie pomyślała. Szturchnęła jednak z rozbawieniem bruneta, po czym pogładziła swój brzuch – zarówno w geście świadczącym o tym, że sobie pojadła, ale w tym wypadku również w związku z tym, iż rozwijało się tam to nowe życie. Nie odczuwała tej ciąży jeszcze tak wprost – tak fizycznie – oprócz tych wszechobecnych dolegliwości, ale brzuszek nadal miała płaski, więc istotnie ciężko było jeszcze przyjąć do wiadomości to, że będzie się powiększał. I że gładząc go, będzie wyczuwała ruchy. Na ten moment to było nadal dość obce, ale mimo to ten gest jakby już trochę wszedł jej w nawyk, gdy tylko myślała o tej małej istocie. Teraz natomiast pierwszy raz od dawna była po prostu szczęśliwa i spokojna, może właśnie dlatego czuła się aż tak dobrze. Gdy jednak wspięła się już na jego kolana i usadowiła się na nich wygodnie, przysuwając się jeszcze bliżej pod wpływem tego jak ją objął, uśmiechnęła się szerzej, opierając czoło o to jego. – Prowokujesz mnie? – mruknęła zaczepnie, gdy ewidentnie ją podpuszczał i namawiał do złego, chociaż doskonale wiedział jak to na nią działało. Wciągnęła powietrze w momencie w którym przesunął kciukiem po jej policzku aż do dolnej wargi, o którą kusząco zahaczył, gdy ona nie spuszczała wzroku z jego twarzy. Niemal wyczuwała to przyciąganie, które było między nimi, jej tętno zaczęło niebezpiecznie przyspieszać, a ciało spięło się delikatnie w oczekiwaniu na to czego tak bardzo pragnęła. Gdy pochylił się ku niej, wyczuła jego ciepły oddech i uśmiechnęła się, gdy potwierdził, że również tęsknił, by nagle poczuć wreszcie jego usta na swoich. Kompletnie oszołomiona, zatraciła się w tym pocałunku bez końca, przesuwając dłonie po jego ramionach, a jedną z nich aż na kark, oddając ten czuły i delikatny pocałunek, smakując na nowo smaku jego kuszących ust. W końcu jednak zaczęła niecierpliwie poruszać się na jego biodrach i aż westchnęła cicho w jego ust, gdy pocałunek zaczął zmieniać się w pełen pasji i tęsknoty, w momencie, w którym napierali na swoje usta coraz bardziej, niemal tracąc przy tym dech w piersiach. Gdy po naprawdę dłuższej chwili oderwała się od niego z cichym mlaśnięciem, uśmiechnęła się szeroko, oddychając nieco głębiej i musnęła jego usta raz, drugi i trzeci – ciągle pragnąc więcej. Złapała w końcu wargami jego dolną wargę i puściła ją po chwili, zaglądając prowokacyjnie w jego oczy. – Wygaś ognisko – mruknęła niespodziewanie, uśmiechając się nie mniej kusząco niż do tej pory, po czym ześlizgnęła się zwinnie z jego kolan, rozpoczynając tę ich małą grę, którą obydwoje uwielbiali – mimo, iż pozostawali niemiłosiernie spragnieni swojej bliskości. A ten ostatni czas pełen wstrzemięźliwości, zdecydowanie nie ułatwiał tego oczekiwania, które czasami bywało już nie do wytrzymania. Sama zaś zebrała naczynia, na których jedli, czując na sobie jego wzrok niemalże przez cały czas, po czym posłała mu intensywne i dłuższe spojrzenie, gdy minęła ławkę i udała się do domu, pozwalając, by kąciki jej ust ciągle wędrowały ku górze. Naczynia włożyła do zlewu i posprzątała nieco blat, który został nieogarnięty od momentu, w którym przygotowali wszystko na ognisko, aż w końcu zamykając szafkę, usłyszała, że Chet do niej dołączył. Obróciła się i oparła plecami o kuchenny blat, spoglądając na niego, gdy niespiesznie do niej podchodził. Wyciągnęła w końcu rękę i gdy był wystarczająco blisko, złapała palcami materiał jego koszulki i przyciągnęła go ku sobie, pozwalając, by wsparł się dłońmi o blat po obu stronach jej ciała. Uśmiechnęła się szeroko, gdy pochylił się przy tym lekko ku niej i zagryzła lekko dolną wargę, mierząc się z nim przez chwilę wzrokiem. – Trochę mi już zimno… może powinnam wziąć gorącą kąpiel, aby się rozgrzać? Chyba, że masz inny pomysł jak temu zaradzić? – mruknęła niemal wprost w jego usta, które miała tuż przed swoimi, gdy jej niecierpliwe rączki błądziły w okolicy jego bioder i brzucha, zaczepnie zahaczając o brzeg jego spodni, ale nadal unikając kontaktu ze skórą. Za to ciągle utrzymywała z nim kontakt wzrokowy, tak intensywny i lubieżny, że miała wrażenie, iż zaraz sama zakończy te ich słowne gierki, by ukrócić to czekanie. Bo czekanie robiło się coraz bardziej ciężkie do zniesienia.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Romantyczna aura, rozgwieżdżone niebo, blask księżyca: to wszystko było miłe, ale tak jak nie samym chlebem żyje człowiek, tak też nie samymi romantycznymi gestami i przytulaniem może żyć prawidłowo funkcjonujący, dojrzały związek. A oni nie byli parą nastolatków, którzy rumieniliby się przy każdym kontakcie bliższym niż trzymanie się za ręce - robili wszak już ze sobą niemalże wszystko i nie było niczym dziwnym to, ze obecnie tej intymności i bliskości im brakowało. I że do tego właśnie Chet ją prowokował - mimo iż ustalili już, że do złego nie musiał jej namawiać. Widocznie zatem to nie było niczym złym. Więc po co się opierać? - A dasz się sprowokować? - odpowiedział jej pytaniem, mimo wszystko jednak oczekując jakiejś inicjatywy z jej strony - lub przynajmniej pozwolenia do działania. To zabawne, jak jeszcze niedawno rozmawiali o poddawaniu się swej pierwotnej naturze, a tymczasem sami tak długo jej się opierali - wbrew sobie, wbrew temu, czego naprawdę pragnęli, a na co właściwie sami kazali sobie czekać, czy to z powodu jakichś obaw, niepewności, czy... czymkolwiek to jeszcze było, bo Chet właściwie sam już tego nie wiedział; bo ilekroć miał Jordie tak blisko, na wyciągnięcie ręki - a tym bardziej, gdy wierciła się niespokojnie, siedząc na jego udach - nie wiedział już zupełnie nic, poza tym, że pragnął jej najbardziej na świecie. Smak jej ust tylko wzmógł w nim ten głód; dłonie stęsknione jej dotyku zapragnęły zagarnąć z niej tak wiele, jak tylko mogły, wiedząc jednocześnie, że to i tak nie będzie wystarczające, i gdzieś podświadomie przeczuwając, że za moment Jordana znów mu się wymknie, tak jak w ostatnim czasie wymykała się za każdym razem. Bez powodzenia spróbował jeszcze dogonić jej usta, gdy zaczepiła o jego dolną wargę i cofnęła w końcu głowę, pozwalając, by ich roziskrzone spojrzenia ponownie się spotkały. Skinął nieznacznie głową, mimo że sens jej słów dotarł do niego z kilkusekundowym opóźnieniem, kiedy Jordie zsunęła się z jego kolan, z tym prowokacyjnym uśmiechem, będącym chyba jednoczesnym zaproszeniem do zabawy - w kotka i myszkę? Problem z nimi był taki, że czasem trudno było jednak orzec, jaką każde z nich odgrywało w tym wszystkim rolę - które było kotkiem, a które myszką. Bo może to tak naprawdę ona była kotkiem, który znęcał się nad małą myszką, szturchając ją swoją łapką i mając ją całkowicie pod swoje dyktando? A może jednak on ostrzył sobie na nią pazurki, śledząc uważnym spojrzeniem, gdy wstała, żeby zebrać pozostałe po kolacji naczynia ze stołu. Sam po chwili również podniósł się z ławki, a kiedy Jordana odniosła wszystko do domku, on zajął się dogaszeniem tlącego się jeszcze ogniska. Rozgarnął wypalone gałęzie, zalał palenisko wodą, i lekko przysypał jeszcze ziemią, upewniając się, że pozostały żar wygasł, bo ostatnim, czego było im potrzeba, to puszczenie lasu z dymem. Chociaż (tu wstaw suchy żart o płonącym konarze) pozostało mieć nadzieję, że inny - ten ich wewnętrzny żar, dopiero się rozpłomieni; bo Jordana, tym swoim zwodzeniem go, ewidentnie rozpalała bruneta do czerwoności. I bynajmniej nie ochłonął on w przeciągu tych kilku minut, po których wreszcie dołączył do niej, gdy kończyła porządkować niewielką kuchnię. Trzeba przyznać, że z podziałem obowiązków nie mieli najmniejszych problemów; ciekawe, czy okazaliby się równie zgranym duetem, gdyby zamieszkali na dłużej pod jednym dachem? Kącik jego ust zadrżał w lekkim uśmiechu, kiedy Halsworth obróciła się do niego przodem, a nogi same ruszyły w jej stronę, by w paru krokach znaleźć się już na tyle blisko, aby dać się przyciągnąć za materiał koszulki, po którym kobiece paluszki prześlizgnęły się po chwili nieco w dół, w okolice jego brzucha. Tymczasem jego własne dłonie ponownie zamknęły Jordie w potrzasku, wspierając się o blat po obu jej bokach, a usta zbliżyły się do jej warg. - Myślę, że jeszcze lepiej rozgrzałaby cię wspólna kąpiel - zawyrokował nieco zniżonym głosem. Gdyby jednak było to jednym z tych ich małych wyzwań pod tytułem: kto dłużej wytrzyma ten świdrujący kontakt wzrokowy, to Chet przegrałby z kretesem. Jej zapach okazał się bowiem zbyt nęcący; przyciąganie jej ciała zbyt silne. Zaciskając nieco mocniej palce na krawędzi kuchennego blatu i zezując po chwili na jej kusząco rozchylone usta, nachylił się jeszcze niżej, by trącić nosem jej żuchwę, skłaniając ją w ten sposób do odchylenia głowy i odsłonięcia nagiej szyi, po której przebiegł wargami, pieszcząc jej delikatną skórę gorącym oddechem i jednocześnie drażniąc szorstkim zarostem. A mimo to, wciąż chyba czekał na jej sygnał i na jej przyzwolenie; mimo że w środku niemal skręcało go w trzewiach, a każda sekunda tego oczekiwania stawała się najprawdziwszą torturą.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Wręcz odrobinę zaskakującym wydawał się fakt, że tak długo opierali się tej swojej pierwotnej naturze, którą trzymali skrupulatnie w ryzach aż do tej pory. Zdecydowanie wystarczyło pozostawić ich przecież sam na sam, aby ten płomień między nimi wybuchł ze zdwojoną wręcz siłą – i najlepszym tego przykładem był przecież dzisiejszy przyjazd w to cudowne i urocze miejsce, gdzie jak tylko przekroczyli próg domku, jawnie prowokowali się i flirtowali ze sobą, tak jak lubili najbardziej. I jakże blisko wtedy było do tego, by te wszelkie hamulce puściły, ale – no właśnie, nadal pozostawało to jedno małe ale, które objawiło się chyba tym, że w jakiś sposób uwielbiali podgrzewać atmosferę do czerwoności, a to wyczekiwanie jedynie podsycało pragnienie i pożądanie, które się w nich kłębiły. Z całą pewnością romantyczne gesty, leżenie bądź siedzenie w swoich objęciach, a także czule i drobne gesty były miłe – czasem nawet bardzo i wręcz były wskazane, to jednakże każdy dojrzały związek i taki z nieco dłuższym stażem; nawet jeżeli ten ich nadal pozostawał generalnie krótki, oscylował wokół rzeczy znacznie intensywniejszych – bo tak, nie samymi romantycznymi gestami człowiek żyje. A oni zbyt mocno przesiąkli pożądaniem i tym co mogli sobie wzajemnie zaoferować, tym bardziej wiedząc czego się po sobie spodziewać, wobec czego łaknęli tego z utęsknieniem większym niż cokolwiek innego. Brakowało więc im tego do czego przywykli w ostatnim czasie, brakowało jakiejkolwiek wzajemnej bliskości i nawet prostych pocałunków, które pojawiły się dopiero dzisiejszego wieczora, raptem kilkanaście minut temu. Odrobinę nawet była zaskoczona też tym, że Chester pozostawał jej możliwość wyboru, jakby istotnie czekał na jakiś znak z jej strony, na to nieme przyzwolenie do działania – bo póki co nieustannie się stopował i jedynie nęcił ją tymi drobnymi gestami, podobnie jak i ona jego. Sami powodowali, że to czekanie się przedłużało, jakby świadomie – bądź nieświadomie – przeciągając w czasie to co i tak było nieuchronne i musiało się wydarzyć. Tym bardziej, że oboje tak mocno tego przecież pragnęli. Ilekroć bowiem Chet znajdował się w jej zasięgu, nie była w stanie trzeźwo myśleć, w jej głowie nie pojawiało się nic poza tym jak bardzo chciała wreszcie znaleźć się w jego ramionach i jak bardzo chciała znowu smakować jego ust. Gdy tuliła się do jego ciała, zapominała niemal o wszystkim co działo się wokół nich, a jedynie chłonęła przyjemność i jego bliskość, pragnąć więcej i więcej. Gdy więc ich usta wreszcie się spotkały, te hamulce naprawdę puściły, stąd te niecierpliwie ruchy, które wzmagała na jego kolanach, ocierając się o niej mniej lub więcej, czasami z małą premedytacją – bo doprawdy uwielbiała to jak na niego działa. Dlatego też w końcu znowu mu się wymknęła, mimo, iż z wyraźną niechęcia opuszczając jego objęcia, w których przed momentem tkwiła – ale tak, uwielbiała ich zabawy w kotka i myszkę, w których to systematycznie zamienili się rolami, bo raz to ona znęcała się nad nim, a raz to on próbował upolować ją. W ostateczności jednak oboje na tym wygrywali, więc chyba nie ma tego złego. Dlatego z wyraźnym uśmiechem na ustach, odniosła naczynia do domku i część z nich od razu obmyła, kiedy brunet zajmował się dogaszaniem ogniska. Z pewnością jednak ten pożar między nimi wcale nie został wygaszony, bo wystarczyło jedynie by Chet pojawił się tuż obok, a część dalsza tej rozgrywki nastąpiła szybciej niż by się tego spodziewali – głównie właśnie za sprawą Jordie i jej zwinnych paluszków, które przyciągnęły go za koszulkę jeszcze bliżej. I sama doprowadziła do tego, iż Chet zamknął ją w tym cudownym potrzasku, lokując dłonie po obu stronach jej ciała. Wpatrując się intensywnie w jego oczy, niemal traciła grunt pod nogami, a oddech wyraźnie jej przyspieszył, gdy tak kusząco się nad nią pochylał, owiewając jej skórę swoim ciepłym oddechem. Dosłownie traciła rozum. – Mmm… wspólna kąpiel, mówisz? – mruknęła cicho niemal wprost w jego usta, nadal nie dając absolutnie żadnego sygnału, ale za to zagryzając lekko dolną wargę, odchyliła instynktownie głowę w bok, ułatwiając mu dostęp do swojej szyi. Niekontrolowane westchnięcie wypadło spomiędzy jej ust, gdy te jego muskały jej delikatną skórę w tym najwrażliwszym na pieszczoty miejscu – które najpierw drażnił szorstkim zarostem, który uwielbiała, by potem niwelować to miękkością swoich warg. Nagle zacisnęła więc palce na materiale jego koszulki i znowu skierowała na niego wzrok, który był niemalże nieobecny, chociaż tak naprawdę Chet nie zrobił jeszcze tak naprawdę nic – a Jordie cała już była kompletnie oszołomiona, spragniona i co więcej, podniecona go granic możliwości. – Nagle zrobiło mi się zadziwiająco gorąco – zawyrokowała, ale nie czekając dłużej, przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie, tak, iż dosłownie zetknęli się znowu ciałami, a sama wykorzystała ten moment i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Przesuwając dłońmi wzdłuż jego torsu aż po ramiona, napierała coraz mocniej na jego wargi, pogłębiając pocałunek i pozwalając, by ich języki podjęły pełen pasji taniec. Gdy jego dłonie zsunęły się z jej bioder na pośladki, które mocno ścisnął, mruknęła cicho, wsuwając jedną z dłoni w jego ciemne włosy – kontrolowanie się było bowiem coraz trudniejsze. Niemal ściskało ją w środku od tego pragnienia, ale… naparła na niego nieco bardziej i spowodowała, że nie przerywając pocałunku – obrócili się zwinnie tak, iż to on teraz opierał się o kuchenny blat. Nagle brakło im tchu, więc oderwała się niechętnie do jego ust, normując oddech, który mocno przyspieszył i odetchnęła cicho, trącając nosem jego policzek, a ustami muskając kąciki jego ust. – Chyba jednak przyda mi się kąpiel… i zdecydowanie nie zimny prysznic – mruknęła znowu zaczepnie, spoglądając niemniej intrygująco w jego ciemne oczy, gdy – kolejny raz tego wieczora – wyswobodziła się z jego objęć. Tym razem jednak raczej był to ostatni raz, kiedy zamierzała go w ten sposób prowokować, niemal widziała w jego oczach to pożądanie i zniecierpliwienie, niemniej jednak wycofała się i z szelmowskim uśmiechem cofała się w stronę łazienki. W końcu obróciła się do niego tyłem i przeczesała palcami swoje długie włosy, sięgając po chwili do zapięcia dżinsowych szortów. – Ale musisz do mnie dołączyć, jeżeli mam się wystarczająco dobrze rozgrzać… na całą noc – kusząc go słowami, dokładnie to samo robiła gestami, bowiem rozpięła swoje spodenki i docierając do drzwi prowadzących do łazienki, przystanęła i zsunęła materiał, który tak idealnie opinał krągłości jej bioder i pośladków, pozwalając by swobodnie opadł wzdłuż jej nóg na ziemie, pozostawiając ją samą w kusych, koronkowych figach, przez co brunet miał ewidentnie niesamowity widok na jej pośladki. Uśmiechając się nieco szerzej, zgrabnie wyszła ze spodenek i nie oglądając się za siebie, weszła do łazienki, zmierzając wprost do kabiny prysznicowej, po drodze zdejmując również bokserkę – pod którą miała już jedynie czarny stanik, ale taki bez ramiączek. Odrzuciła ją za siebie, trochę na oślep, będąc niemal pewną, że Chet znajdował się już tuż za nią, bo przecież dwa razy nie trzeba było go namawiać, poza tym to było ewidentnym przyzwoleniem na więcej. Wręcz zachętą.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Niezależnie od tego, czy ta bierność wynikała ze świadomości czy też podświadomości, z całą pewnością nie wynikała jednak z premedytacji i chęci zwodzenia tej drugiej osoby - w każdym razie nie w przypadku Chestera, który sam się takim stanem zwyczajnie męczył, i niemal z całych sił pragnął to wreszcie ukrócić, wyzbyć się hamulców i poddać się instynktowi. Ale nie mógł tego zrobić wbrew Jordie i nie mając pewności, że ona również tego właśnie chciała i że, przede wszystkim, była na to gotowa. I chociaż właściwie nigdy dotąd Jordana mu nie odmawiała, to zwyczajnie wolał nie nakręcać się na coś, co w momencie ewentualnej odmowy musiałby przerwać, niezależnie od tego, jak trudne by to nie było. Stąd ta, nietypowa dla Chestera, ostrożność. Bo kiedy z jednej strony, swym uciekaniem i wymykaniem się, Jordana dodatkowo go kusiła i prowokowała do tego, by ją, najprościej mówiąc, gonił; tak z drugiej pozostawiała go wciąż w niepewności, nie dając jednoznacznego sygnału, że chce zostać złapana. Upolowana. I skonsumowana. Ale: czy wtedy ta zdobycz równie dobrze by smakowała; czy to właśnie ta gra w niewiadome - nie mniej skutecznie niż nęcący zapach i smak jej miękkiej skóry - podsycała jego, wciąż niezaspokojony, apetyt? Odpowiedź wydawała się całkiem prosta, i Jordie chyba również dobrze ją znała, skrzętnie wykorzystując to przeciwko Chesterowi, gdy wzniósł po chwili swoje pociemniałe z pożądania spojrzenie na wysokość jej oczu i przyparł drobne ciało panny Halsworth do kuchennego blatu, by zaraz potem móc ponownie poczuć jej usta na swoich, oddając kolejne namiętne pocałunki. Całkowicie pochłonięty tymi czułościami, przyspieszonym pulsem, narastającym w nim podnieceniem i chciwym błądzeniem dłońmi po jej skrytym niezmiennie pod ubraniami ciele, brunet nie oponował nawet, kiedy Jordana wymusiła na nim cofnięcie się o pół kroku, co pozwoliło im się obrócić, tak, by nagle to on znalazł się pomiędzy nią a kuchennym blatem, o który oparł się tyłem, gdy z Jordaną wciąż zachłannie smakowali swych ust aż do utraty tchu, zanim oderwali się w końcu od siebie z cichym mlaśnięciem. Mężczyzna wziął głębszy wdech, nie zdejmując uważnego spojrzenia ze swej towarzyszki, gdy ta wycofała się, a następnie ruszyła w kierunku łazienki - doskonale przy tym wiedząc, jakich argumentów użyć, by Chester nie był nawet w stanie oderwać od niej wzroku, jaki mimowolnie ześlizgnął się nieco w dół w chwili, gdy jej dżinsowe szorty opadły na podłogę. Nie było wszak żadną tajemnicą, że Chet, choć uwielbiał ją całą, to szczególną słabością darzył ten jej idealnie krągły tyłeczek i za nim poszedłby choćby do piekła. A obecnie - do łazienki. Zdecydowanie zatem nie trzeba było go do niczego dwa razy namawiać, toteż nie zastanawiając się już nad niczym, odbił się zaraz od kuchennej szafki i po prostu ruszył za Jordaną, jakby sterowany jakimś kompletnie niezależnym mechanizmem. Zgubił po drodze buty i jeszcze w pokoju zdjął z siebie koszulkę, którą rzucił niedbale na podłogę (przynajmniej Aldo będzie miał na czym spać), po czym podszedł na moment do kanapy, by z torby zgarnąć kosmetyki, w tym niezbędny teraz żel pod prysznic, mimo że tak naprawdę sama kąpiel była w tej kąpieli kwestią drugorzędną. Po niedługiej chwili wkroczył więc do łazienki i pchnął za sobą drzwi, z majaczącym w kąciku ust uśmiechem obserwując, jak Jordie zwinnie zdjęła również swoją bluzkę, podczas gdy on sam, odłożywszy kosmetyczkę na umywalkę, sięgnął od razu do rozporka u swoich spodni. Ewidentnie widok Jordany zrzucającej konsekwentnie ubranie, nawet jeśli wciąż pozostawała odwrócona do niego tyłem, był wystarczającą zachętą ku temu, by i on bez chwili zwłoki wyskoczył z ciuchów. Zsunął zatem ciemny materiał z bioder i wyplątał stopy z nogawek, postępując tym samym krok ku Jordie, by znaleźć się tuż za nią w tej samej chwili jak sięgnęła ona dłońmi do tyłu, by odnaleźć zapięcie biustonosza. Brunet przeszkodził jej w tym jednak, chwytając ją nagle za nadgarstki i unieruchamiając jej ręce za plecami, gdy sam nachylił się nad jej uchem. - Więcej mi się nie wymkniesz - oznajmił, uprzedzając ewentualną, dalszą próbę ucieczki, której tak na dobrą sprawę już się nie spodziewał, chociaż z panną Halsworth niczego nie mógł być pewien - również tego, że nie zamierzała za sekundę wejść pod prysznic, zamykając za sobą kabinę tuż przed jego nosem, ot, żeby jeszcze raz mu na nim zagrać. A on miał już kurewsko dosyć tego czekania.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Pomimo podejmowania pewnych prób snucia wspólnych wizji na przyszłość, oboje nadal w dużej mierze żyli wyłącznie dniem dzisiejszym - nie myśleli o tym, jak wiele mieli przed sobą czasu, który spędzą razem, i jak wiele rzeczy zdążą jeszcze zrobić. W jednej chwili pragnęli nadrobić cały ten czas, który stracili wtedy, gdy poróżniły ich nieporozumienia i gdy byli osobno; w jednej chwili chcieli odzyskać wszystko, co mieli i co mogli mieć, gdy rzucili się na siebie stęsknieni, zachłystując się tą wzajemną bliskością i wciąż pragnąc siebie bardziej, mocniej, intensywniej. I choć to zapewniało im bez wątpienia mocne doznania; to czy nie groziło również tym, że zbyt szybko się wypalą, że namiętność zgaśnie, że uczucia przestaną być tak płomienne, a pożądanie tak silne? Na to pytanie nie dało jednak poznać się odpowiedzi inaczej niż po prostu przeżywając to; będąc razem przez dłuższy okres czasu, by zweryfikować, na jak długo wystarczy im sił oraz motywacji - bo tą, którą posiadali obecnie, mogliby przenosić góry, i nic nie stanęłoby im na przeszkodzie; z tym, że jak dotąd jedyne przeszkody budowali sobie sami. Ostatecznie jednak potrafili przekuć je w coś dobrego: w coś cholernie dobrego, co dla obojga miało satysfakcjonujący finał, pozostawiając ich w całkowicie błogim rozluźnieniu - choć ostudzonych na chwilę chłodem wody, jaka w pierwszej chwili trysnęła z prysznica - podtrzymywanym już później przez kojąco ciepłą wodę, pod której strumieniem wreszcie się znaleźli, masując i obmywając nawzajem swoje zmęczone, acz przyjemnie zmęczone, ciała z potu i lepkich pozostałości po tym, co przed momentem ze sobą robili. A po wspólnej kąpieli, zrelaksowani i najzupełniej już spokojni, o siebie i o to, co będzie, zalegli w końcu w łóżku, by móc bezkarnie poprzytulać się i nacieszyć jeszcze swoją bliskością, zanim zmógł ich wreszcie błogi sen.

Poranek zaś przyszedł nieoczekiwanie wcześnie: pierwsze promienie słońca dopiero wychylały się zza horyzontu, nieśmiało wyglądając zza drzew, kiedy bruneta obudził uciążliwy, jazgotliwy wręcz dźwięk, w którym dopiero po chwili rozpoznał on ptasi świergot tuż za oknem. Nie spodziewałby się, że w leśnej głuszy to właśnie bliskość natury może przeszkodzić w wyspaniu się i zregenerowaniu, szczególnie chyba potrzebnym po wczorajszych akrobacjach pod prysznicem, ale - tak się właśnie stało; choć Jordie wydawała się być owym hałasem niewzruszona i wszystko wskazywało na to, że spała w najlepsze, kiedy on nie liczył już na to, że zdoła jeszcze tego ranka usnąć. Mimo to obrócił się na bok i przylgnął do pleców Jordany jak łyżeczka, wciskając nos w jej włosy, pachnące teraz jego szamponem; niby szukając w niej ukojenia i wyciszenia, ale też trochę z premedytacją, licząc na to, że uda mu się łagodnie obudzić pannę Halsworth. Wyczuwając więc po chwili, że brunetka się poruszyła, Chet uśmiechnął się do siebie pod nosem, i mruknął przeciągle wprost do jej ucha. - Dzień dobry - przywitał ją, nieco ochrypłym po nocy głosem, przesuwając leniwie dłonią po jej brzuchu. - Ciebie też obudził ten ptak? - podjął zaraz, nie pozwalając Jordanie ponownie odpłynąć w objęcia Morfeusza, gdy odgarnął nosem jej włosy, by musnąć przelotnie wargami miękką skórę na jej szyi. Wcale nie po to, by ją rozproszyć, chociaż istniała też szansa, że Jordie okaże się na tyle zaspana, by nie zorientować się, że to nie ptasi śpiew, a sam Chet wyrwał ją ze snu. Acz zrobił to w sposób najprzyjemniejszy z możliwych, więc chyba nie mogłaby mieć mu tego za złe. Kiedy więc obróciła głowę, by na niego spojrzeć, brunet posłał jej piękny uśmiech, zanim nachylił się, by dosięgnąć jej ust swoimi i pocałować krótko. Lubił oglądać ją o poranku: gdy była taka świeża, śliczna i wypoczęta. I lubił budzić się obok niej, tak jak i lubił obok niej zasypiać; zaczynać dzień z Jordaną w swych ramionach i tak samo go kończyć. - I co z tym zrobimy, skoro oboje już nie śpimy? - pora była wczesna, więc zrobić mogli wiele. Byli wszak sami, w malowniczym otoczeniu, z dala od całego świata, ale mieli dla siebie tylko ten weekend; szkoda było zatem marnować czas na spanie.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Wizja przyszłości pozostawała nieznana i chyba musiała taką pozostać, bo tak naprawdę mogli jedynie domyślać się czy uda im się przetrwać ten czas czy też nie, ale pewności nigdy nie będą mieć. Na ten moment jednak to wszystko między nimi chyba była na tyle silne, że rzeczywiście mogliby przenosić góry, dlatego też wybuchło niemal ze zdwojoną siłą, dając tym samym możliwość spełnienia i przeżycia czegoś tak niezwykłego. Może pozostawały więc nieodgadnione lęki i obawy co do tego jak sobie poradzą i czy te przeszkody, które sami sobie stawiali więcej się nie pojawią, niemniej jednak obecnie chyba już żadna przeszkoda nie mogła stanąć im na drodze. Jasno przecież ustalili, że pragną być razem i tych uczuć było na tyle, że chyba pozwalały im wierzyć, że przetrwają to wszystko co przed nimi. Stracili już bowiem zbyt wiele czasu i zbyt wiele spędzili go osobno, by teraz pozwolić na powtórkę z rozrywki. Teraz pragnęli jedynie nadrobić to co im umknęło, nacieszyć się sobą i swoją bliskością niemal w jednej chwili – dlatego to wszystko było tak chaotyczne i intensywne, ale jakże cudowne. Podstawowym pytaniem pozostawało więc to – czy tak będzie już zawsze: czy nie braknie im tych chęci, uczuć i pożądania – czy nie zginą w rutynie dnia codziennego i czy nie wypali się to co obecnie ich połączyło. Poznać odpowiedzi na te pytania będą jednak mogli dopiero z biegiem czasu, więc obecnie dane im było jedynie obmyć tak błogo zmęczone ciała pod prysznicem, jednocześnie nadal delektując się chwilą tylko we dwoje i bliskością swoich nagich ciał. Wspólna kąpiel, drobny masaż i delikatne pieszczoty zdecydowanie były najlepszym zwieńczeniem tego dnia pełnego wrażeń, po którym mogli w istocie – spokojni i szczęśliwi, położyć się i utonąć w swoich ramionach. A Jordie niezwykle chętnie tuliła się do męskiego ciała, nie pozostawiając między nimi nawet milimetra wolnej przestrzeni, aż ich oboje zmógł błogi sen. Tym bardziej nie spodziewała się, że następnego dnia pobudka nadarzy się aż tak wcześnie, bo w istocie Jordana jest typem śpiocha i niezbyt chętnie wstaje z samego rana, chociaż w natłoku obowiązków musiała przywyknąć do takiego stanu rzeczy. Niemniej jednak tutaj: w leśnym raju, w ciepłym i przyjemnym łóżku i co więcej, u boku tak cudownego mężczyzny – mogłaby nie wstawać w ogóle. Nawet ten jazgocący i piskliwy śpiewa ptaków, który w ostatecznym rozrachunku jest doprawdy uroczy, nie spowodował, by brunetka się przebudziła – spała bowiem nadal w najlepsze i nie przejmowała się tym, iż ptasi przyjaciele urządzali sobie za oknem mini koncert. Widać jej zmęczony organizm potrzebował nieco więcej regeneracji, dlatego ten sen był tak głęboki, był… do momentu, aż Chet nie przylgnął do jej pleców, wtulając się w jej ciało na łyżeczkę, przesuwając dłonią po jej brzuchu i wtulając się w jej ciemne włosy. W pierwszej chwili miała wrażenie, że to sen, ale w końcu otworzyła nieco zaspane i nieprzytomne nadal oczy, poruszając się delikatnie w jego objęciach. Kąciki jej ust szybko drgnęły ku górze, gdy przy uchu usłyszała jego cudowny, nieco zachrypnięty głos, który wywołał w jej ciele przyjemny dreszcz. – Bardzo dobry – mruknęła leniwie, jeszcze nieco bardziej wtulając się w jego ciało, a opuszkami palców przesunęła po jego ręce, którą ją obejmował – Mogłabym się tak budzić codziennie – przyznała całkiem szczerze, tak stęskniona tych poranków, które mogli razem spędzać: bowiem i ona uwielbiała nie tylko zasypiać w jego ramionach, ale i wraz z nim witać nowy dzień. I to była zdecydowanie najlepsza część każdego nowego dnia. – Jaki ptak? – spytała całkiem nieświadomie, bo istotnie jeszcze nawet do jej mózgu nie dotarły te odgłosy, które wpadały do budynku z zewnątrz – Mnie obudził tylko jeden ptak, taki całkiem duży i przystojny, który właśnie trzyma mnie w swoich ramionach – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, przekręcając się delikatnie tak, by mogła również obrócić głowę i skierować na niego swoje spojrzenie. Gdy odnalazła go wzrokiem, uśmiechnęła się szerzej i zamrugała nieco oczami, bo te nadal pozostawały odrobinę zaspane, ale zaraz poczuła wargi bruneta na swoich i to zdecydowanie znacząco ją rozbudziło. Sięgnęła dłonią do jego ciemnych włosów i przeczesała je palcami, oddając czuły i delikatny pocałunek, który zwiastował kolejny piękny dzień. To była na tyle przyjemna pobudka, że absolutnie nie zamierzała mieć mu tego za złe, gdy więc oderwał się od jej ust, musnęła te jego jeszcze dwukrotnie, by następnie spojrzeć w okno, zza którego jakieś drobne, pierwsze promienie słońca chciały wpaść do środka, a ptasi śpiew dobiegł w końcu do jej uszu. – Jest chyba bardzo wcześnie, co? – zagadnęła, spoglądając na niego ponownie, a potem uśmiechnęła się znowu, udając zamyślenie, by następnie przeciągnąć się delikatnie – nadal trwając w jego objęciach i w końcu obróciła się zwinnie przodem do niego i objęła go, wtulając się w niego jeszcze bardziej. Trąciła nosem jego policzek, którego zarost przyjemnie podrażnił jej skórę i zaciągnęła się na moment cudownym, męskich zapachem. – Chyba wiem co możemy zrobić z tym, tak wcześnie rozpoczętym dniem. Słońce jeszcze nie wstało, więc… możemy zobaczyć jego wschód – odparła z wyraźniejszym ożywieniem w głosie, gdy tylko cmoknęła przelotnie jego wargi swoimi i sprytnie wyswobodziła się z jego objęć, by następnie wstać. Miała na sobie już jego ciemną koszulkę, w której spała, aby nie było jej całkiem zimno, dlatego ta kusząco odsłaniała jej długie nogi i sięgała ledwo do połowy ud. Spojrzała na bruneta, zaczesując palcami długie włosy do tył. – No wstawaj, wstawaj – ponagliła go, łapiąc dłońmi kołdrę, którą z niego ściągnęła i brutalnie mu ją zabrała, ściągając na sam koniec łóżka, ale w tej też chwili Chet poderwał się na równe nogi – zapewne w wyrazie zemsty i ruszył szybko w jej stronę, na co pisnęła cicho i zaczęła uciekać, a że drogę ucieczki miała niedaleką, to szybko dopadł ją przy samych drzwiach i złapał w pasie. Gdy obrócił ją przodem do siebie, przycisnął jej drobne ciało do drewnianych drzwi i gdy wpił się w jej słodkie usta, oddała chętnie ten soczysty pocałunek, delektując się jego smakiem. Oderwawszy się od tych kuszących warg, westchnęła cicho i spojrzała w jego oczy – mieli bowiem już 1:1, wliczając w to wczesną pobudkę, jak i brutalne wyciągnięcie z łóżka. – Chodźmy nad jezioro, tam wschód słońca będzie świetnie widoczny – zaproponowała, łapiąc jego dłonią, a po chwili otworzyła drzwi i wraz z nim wyszła z domku – tak, ona jedynie w jego koszulce, a on w samych bokserkach, ale któż im tego zabroni. Wszak jest bardzo wcześnie i potencjalnie w tym rejonie są całkiem sami, a że Aldo nadal niewzruszony leżał i chyba drzemał, to mogli wyjść sami. I Jordie uśmiech ewidentnie nie schodził z buźki, bo któż nie chciałby obejrzeć wschodu słońca w takiej scenerii i z ukochanym mężczyzną u boku?

autor

Jordie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”