WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

11.

Po ostatnich wydarzeniach: bójce w barze oraz szczerej rozmowie, na jaką wreszcie się z Jordie zdobyli, ich sytuacja jednak wciąż pozostawała nienazwana: coś się zmieniło - wiele się zmieniło - ale nadal chyba nie byli tak do końca razem, choć zdecydowanie też nie byli osobno. Zgodnie postanowili zostawić za sobą te wszystkie nieporozumienia i niedopowiedzenia, które tak mocno ich poróżniły, by móc w końcu ruszyć przed siebie, a mimo to - stali w miejscu i chyba oboje to czuli. Jakby zerkali tylko po sobie, zastanawiając się: i co dalej? Bo skoro oboje wyrazili chęć naprawienia tego, co wcześniej zepsuli; wyjaśnili sobie wszystko, co na tamtą chwilę dało się wyjaśnić; powiedzieli sobie wprost, że nadal chcą być razem - to co dalej? Tego już nikt nie mógł im podpowiedzieć, i choć prawda była taka, że - nie inaczej niż miało to miejsce w bajkach, wystarczyłoby, aby Chet zwyczajnie wziął Jordie w ramiona i pocałował namiętnie, a później zerwał z niej ubranie, pozwalając, by instynkt i emocje zrobiły resztę; to brunet z jakiegoś powodu postanowił zawierzyć nieco innej bajce - bo koniec końców bliżej mu chyba było do księcia zamienionego w okrutną bestię, zwłaszcza z, blednącymi, ale widocznymi jeszcze śladami po niedawnej bójce - i... wywieźć Jordanę za miasto, a później trzymać ją tam tak długo, aż go pokocha? Mniej więcej. W rzeczywistości jednak wspólnie spędzony weekend wydawał się być świetnym pretekstem, aby spędzić trochę czasu tylko we dwoje - z dala od świata i z dala od problemów, skoro za kilka miesięcy nie będzie już tylko ich dwojga, bo dołączy do nich dziecko, a oni będą musieli być odpowiedzialnymi rodzicami i niezależnie od tego, jak trudne by się to nie okazało - a że tak właśnie będzie, Chet chyba nawet nie miał wątpliwości - nie będą już mogli uciec ani nawet wyrwać się na kilka dni, porzucając wszystko, jakby na ten czas świat miał przestać istnieć. A może oboje po prostu potrzebowali takiego wytchnienia, żeby w tym wszystkim faktycznie móc odnaleźć się na nowo. A że w ten weekend przypadały również urodziny Jordany, a Chet nie był zbyt kreatywny w kwestii prezentów, to taki wypad mógł się okazać niezłą niespodzianką. I szczerze liczył, że tym razem - będzie ona należała do tych przyjemnych, jakie Halsworth przyjmie z ulgą i radością, a nie rozczarowaniem, wszak lubiła chyba wypoczynek na świeżym powietrzu; nawet jeśli nie miała przy tym szansy, aby spakować się i do takowego przygotować. Chet nie zdradził jej zatem swoich planów - o ile spontaniczny pomysł, jaki wpadł mu do głowy ubiegłego wieczora, i poszukiwania wolnego domku nad jeziorem gdzieś w okolicy na ostatnią chwilę, można nazwać planem; uprzedził tylko, by ubrała jakieś względnie wygodne buty, sugerując niejako, że zapraszał ją na randkę w plenerze, a pamiętając, że ich pierwszą randką był piknik w parku, Jordie mogła pewnie spodziewać się czegoś w tym właśnie guście. Zaś Chet nie wyprowadził jej z błędu, kiedy podjechał po nią swym wiekowym autem, wraz z towarzyszącym mu Aldo na tylnym siedzeniu. Podróż samochodem okazała się jednak nie trwać kilku czy kilkunastu minut, a mijając wkrótce tablicę wyjazdową z Seattle, Chester zerknął tylko na pasażerkę z enigmatycznie uniesioną brwią, bynajmniej nie zaspokajając jej ciekawości równie enigmatycznym: "ufasz mi?", jakie - gdyby tylko Jordie nie ufała mu bezgranicznie, jak to niedawno deklarowała - mogłoby okazać się powodem do niepokoju, gdy po około godzinie monotonnej jazdy (mimo że Chet nie zwolnił nadmiernie nogi z gazu nawet mając na pokładzie ciężarną kobietę), czarny dodge skręcił nagle z asfaltowej szosy w leśną drogę, pozostawiając za sobą tamtejszy zgiełk, by wkrótce znaleźć się w niemal całkowitej głuszy, potęgowanej przez szuranie opon po nierównej nawierzchni. Ta głusza była jednak pozorna, bo pośród drzew zaczęły też majaczyć pojedyncze, nieco oddalone od siebie, drewniane domki: i to właśnie jeden z nich był celem ich małej wycieczki. Po odebraniu kluczy, wzięciu rzeczy z samochodu (których teoretycznie nie było tak wiele, skoro Jordie nic ze sobą nie miała) i kilkuminutowym spacerze z parkingu byli wreszcie na miejscu, kiedy to przed nimi, w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od brzegu jeziora, wyrósł niewielki domek z uroczym, zadaszonym gankiem i towarzyszącym mu na zewnątrz stołem z drewnianą ławą oraz wyznaczonym miejscem na ognisko tuż obok. Wnętrze domu i jego wystrój okazały się typowe dla takiego miejsca - niekoniecznie przestronne, ale przytulne, schludne i przyjemne, łączące część kuchenno-jadalną, z tą bardziej wypoczynkową, gdzie na sporą, rozkładaną kanapę Chet odłożył tymczasowo ich rzeczy. Dalej znajdowała się również łazienka i nieduża sypialnia z podwójnym łóżkiem. - Mam nadzieję, że nikt nie będzie się nadmiernie martwił tym, że nie wrócisz na noc... Nie wiem, jak tu jest z zasięgiem - przyznał, tłumiąc jednak cisnący mu się na usta, łobuzerski uśmiech i trochę nie mówiąc poważnie - a trochę tak; bo jeśli Jordie wspomniała komuś o tym, że miała się dziś spotkać z Callaghanem - chociażby swoim koleżankom, które po ostatnich wybrykach z pewnością nie ufały mu już tak jak ona sama - to pewnie mogły później próbować się z nią kontaktować, żeby upewnić się, że wszystko było w porządku... A w przypadku braku tego kontaktu, cóż, byłoby głupio, gdyby istotnie zostało to uznane za coś, czym nie było - nawet jeśli Chet nie zapytał Jordany o zdanie w kwestii tego, czy życzyła sobie zostać przez niego porwaną i wywiezioną gdzieś do domku pośrodku bezimiennej, leśnej głuszy.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

8. Wydawać by się mogło, że wszystko już wróciło do normy: że teraz powinno być dokładnie tak jak chcieli, aby było – czyli dobrze. Czyli tak jak dawniej. I właściwie nic im przecież nie stało na przeszkodzie, a mimo to rzeczywiście jeszcze nie wszystko między nimi było jasne. Przecież wprost przyznali, że chcą być w tym wszystkim razem, że pragną być ze sobą – i to bynajmniej nie tylko ze względu na dziecko, że chcą zostawić za sobą te wszystkie błędy, które popełnili – co więc powstrzymywało ich przed zrobieniem kolejnego kroku? Czemu nagle utknęli w miejscu, jakby obawiając się, że znowu coś może pójść nie tak? Dlaczego jedynie zerkali na siebie wzajemnie, niby będąc razem, a jednak nadal tak daleko? Chociaż oczywiście same ich relacje znacznie się poprawiły, szczera rozmowa na pewno pomogła podbudować morale tej relacji, wzmocniła ich zaufanie względem siebie i dawała szansę na lepsze jutro, na lepszą – bo wspólną – przyszłość. I istotnie można by po prostu dać się znowu ponieść chwili, czyli zrobić dokładnie to co leżało w ich naturze i co w ich przypadku sprawdzało się przecież doskonale: nadal jednak pozostawało to niewidzialne ‘ale’, które chyba nie do końca pozwalało im na taki krok. Bo przecież wiele się zmieniło, aby nie powiedzieć, że właściwie wszystko – ale… to nadal byli przecież Jordana i Chet. Tym razem jednak odnalezienie drogi do siebie nawzajem stanowiło jakby większe wyzwaniem, mimo, że oboje pragnęli to zmienić. Już nawet rzucenie się sobie w ramiona, namiętne pocałunki i chwile pełne uniesień nie przychodziły z taką łatwością jak jeszcze jakiś czas temu, jakby pewna bariera nadal pozostała między nimi – mimo, że potencjalnie nie powinno jej tam być, skoro doszli do porozumienia. Jordie nie czuła się z tym do końca komfortowo, brakowało jej bliskości Chestera i to z pewnością nie tylko tego, by znaleźć się blisko niego czy samej możliwości wtulenia się w jego ciało – brakowało jej bowiem naprawdę wszystkiego. Nie spodziewała się więc w żadnym razie, że zdecyduje się ją porwać, by mogli razem uciec gdzieś daleko stąd – daleko od ludzi, znajomego otoczenia i bliskich, by mogli odetchnąć i pobyć wyłącznie ze sobą. A takie ucieczki niedługo będą już rzadkością, o ile w ogóle będą w stanie gdziekolwiek się wyrwać, kiedy już oficjalnie zostaną rodzicami – a przecież dziecko będzie ich nieodłącznym elementem. Tym bardziej cieszyły takie spontaniczne pomysły, które dawały im szansę nadrobienia wszystkiego, co za jakiś czas będzie trochę już nieosiągalne. A ciemnowłosa spodziewała się raczej miłego popołudnia spędzonego w na świeżym powietrzu, aczkolwiek w pobliskim parku, wspominając właśnie ich pierwszą randkę, która miała miejsce w plenerze. I uwielbiała spędzać tam czas, więc – cieszył ją ten pomysł, ostatnio więcej czasu spędzała zamknięta w czterech ścianach własnego mieszkania, więc teraz wizja dotlenienia się była na wagę złota. Zdecydowała się jednak może nie na tyle – dziewczęcy czy seksowny ubiór, co po prostu na wygodny, nie do końca jednak mając pewność co konkretnie Chet zaplanował. Coś w rodzaju kobiecej intuicji nie dawało jej spokoju, ale – nie, na pewno nie spodziewała się porwania. Tym bardziej zdziwiona była, gdy kilkunastominutowa droga doprowadziła ich do tablicy wyjazdowej z napisem Seattle, które pozostawili nagle za sobą. Skierowała więc zaskoczone spojrzenie na swojego kierowcę. – Chet, gdzie my jedziemy? – spytała z lekkim zaskoczeniem, ale również z małym rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Gdy podzielili spojrzenie na krótką chwilę, by zaraz potem wspomniał o zaufaniu, delikatny uśmiech przyozdobił jej buźkę i pokiwała jedynie głową. – Oczywiście, że Ci ufam. Przecież wiesz – sięgnęła dłonią do jego uda i pogładziła je delikatnie w geście potwierdzającym jej słowa – Ale właśnie wyjechaliśmy z Seattle, rozumiem, że nie powiesz mi gdzie jedziemy? – spytała jeszcze wyraźne zaciekawione, ale jego spojrzenie jasno mówiło: nie. Pokręciła więc jedynie z rozbawieniem głową i nie dopytywała już, doskonale znając jego zawzięcie i jeżeli mówił, że nie – to oznaczało nie. Aczkolwiek tym jedynie podsycał jej zainteresowanie i ekscytację, w oczekiwaniu na to co miało nadejść. Droga o dziwo wcale jej się więc nie dłużyła, to również była wspólnie spędzona godzina, więc ten czas na pewno nie był zmarnowany. Być może jedynie czasami Jordie pozwoliła sobie wypomnieć mu, że łamie niektóre przepisy ruchu drogowego, gdy w rzeczy samej nie spuszczał nogi z gazu, ale na pewno go tym nie pouczała. Raczej chciała dotrzeć na miejsce w jednym kawału – ale, ufa mu przecież bezgranicznie. Poza tym wątpliwym było, aby Chet chciał narażać ich życie i zdrowie, wobec czego pozostawiła już kierowanie w jego rękach – całkowicie. Nagła zmiana drogi asfaltowej na leśną, również spotęgowała jej zdziwienie, mimo to nie pytała – jedynie wyglądała przez szybę, dostrzegając co jakiś czas drewniane domki – i wtedy zrozumiała, że jeden z nich jest celem ich podróży. Utwierdziła się w tym przekonaniu, że już brunet odebrał klucze, a potem gdy zabrał z auta torbę, udali się w stronę domku, który był już dla nich przygotowany. – Wynająłeś dla nas ten domek? – uśmiechnęła się szeroko, zerkając to na Chet’a, to na domek, to na widok wokół, to w końcu na Aldo, który dreptał tuż obok nich – Widzisz to, Aldo? Popatrz, jak tu pięknie – zachwycała się, wyraźnie szczęśliwa z powodu tego co widziały teraz jej oczy. Aż sobie odetchnęła głęboko, wdychając tak świeże i czyste powietrze, że aż nagle poczuła się znacznie lepiej. Gdy dotarli do niewielkiego, drewnianego – i równie urokliwego ganku – wsparła się o jedną z drewnianych barierek i rozejrzała się kolejny raz po okolicy. – Naprawdę tu pięknie – powtórzyła, posyłając brunetowi pełen zadowolenia uśmiech, który jasno wskazywał na to, że trafił z tym pomysłem w dziesiątkę. Po chwili weszli więc do środka, a chociaż wnętrze nie było dużo – to absolutnie typowe dla tego typu przestrzeni, poza tym czego więcej było im potrzeba? Przeszła się po wnętrzu, oglądając kuchnię, łazienkę oraz sypialnię, po czym wróciła do części bardziej wypoczynkowej i otworzyła okno, by wpuścić tu więcej powietrza. – Zostajemy tutaj na noc? – spojrzała znowu na niego, chociaż to właściwie rozumiało się samo przez się, bo po co wynajmowałby domek na kilka godzin, prawda? – Chet, przecież nic mi nie powiedziałeś, kompletnie nic ze sobą nie mam… tylko to co na sobie – zaśmiała się w końcu, wskazując rękami na siebie, dla zwiększenia nacisku i umocnienia swojej wypowiedzi, jasno podkreślając, że istotnie ma tylko to i nic więcej. Z drugiej zaś strony, uwielbiała spontaniczne pomysły, więc była tym faktem nadal mocno podekscytowana. Przygryzła lekko dolną wargę, powstrzymując kolejną falę rozbawienia, po czym wyciągnęła z kieszeni telefon i zerknęła na wyświetlacz. – Faktycznie nie ma tutaj zasięgu… a przynajmniej ja go nie mam. Czyli jesteśmy odcięci od świata? I porwałeś mnie, wywiozłeś gdzieś do leśnej dziczy… mogłabym śmiało pomyśleć, że chcesz mnie tutaj zabić i zakopać, zatrzeć wszystkie ślady i mieć święty spokój – zażartowała, celując w niego palcem wskazującym, po czym niespiesznie ruszyła w jego stronę, a uśmiech ewidentnie nie zamierzała zejść teraz z jej twarzy – Myślę jednak, że nikt nie będzie się martwił. Nikomu nie mówiłam, że wyjeżdżam, z nikim się nie umawiałam, więc… o ile ktoś nie wpadnie z niezapowiedzianą wizytą albo nie będzie czegoś ode mnie pilnie potrzebował, to… chyba nikt nie będzie wszczynał alarmu – odparła, docierając do niego, co pozwoliło jej objąć go w pasie i przylgnąć do jego ciała, po czym odchyliła lekko głowę w tył, by móc lepiej go widzieć – Ale to cudowny pomysł, Chet.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Spontaniczne rozwiązania były tym, co cechowało ich znajomość od początku - nie zawsze objawiało się to w sposób pozytywny, bo oboje już mieli na koncie błąd, jakim okazało się nieprzemyślane zerwanie relacji z dnia na dzień i w tej kwestii pozostawało mieć nadzieję, że istotnie więcej do tego nie dopuszczą. Ale sprawienie Jordanie niespodzianki to już coś zupełnie innego, a jeśli istniała szansa, że okaże się to doprawdy miłym zaskoczeniem, a oni będą mieli okazję spędzić przyjemnie czas tylko we dwoje i oderwać się od tego, co, jak można by sądzić, nadal trzymało ich w miejscu, to brunet nie musiał się długo zastanawiać. Ktoś mógłby uznać, że i to być może nie było najlepszą decyzją: że zamiast kombinować, powinni po prostu porozmawiać o tym, czego w ich relacjach - pomimo ewidentnej poprawy - wciąż brakowało; ale nie był też żadną nowością fakt, iż Chet wolał od razu przejść do działania. A skoro byli tutaj sami na cały weekend, to z pewnością znajdą również czas na to, aby porozmawiać. Prawda była jednak taka, że to nie rozmów brunetowi brakowało najbardziej - oczywiście cenił Jordie jako kobietę i jako osobę, i uwielbiał w niej to, że była wymagającą rozmówczynią, nie tylko dlatego, że te ich konwersacje często przybierały zaskakujący obrót, wypełniając się mniej lub bardziej subtelnymi dwuznacznościami. Ale to nie zmieniało faktu, że Chet Callaghan był tylko mężczyzną, i samo przytulanie czy trzymanie za rączki nie było wystarczające, aby zaspokoić w nim tę, właściwą każdemu człowiekowi, potrzebę bliskości. I gdzieś tam z tyłu głowy obawiał się trochę, że staną się taką właśnie parą osób, które jednak łączy tylko dziecko; które, zmęczone i zniechęcone tym, jak potoczyło się ich życie, kładą się obok siebie w łóżku i nie mają już nawet ochoty na siebie nawzajem. Chociaż powinien wiedzieć, jak irracjonalna była to obawa - nie tylko dlatego, że nie posiadali wspólnego łóżka - lecz dlatego, że byli właśnie Chesterem i Jordaną, którzy jeszcze do niedawna, znajdując się w jednym pomieszczeniu, nie potrafili utrzymać rąk przy sobie, i to właśnie wydawało się być naturalnym dla nich stanem rzeczy. Zaś fakt, iż obecnie znajdowali się już na nieco innym etapie - a przed sobą mieli jeszcze więcej zmian - nie oznaczał chyba, że nie mogli w tym wszystkim być też po prostu sobą... - Cieszę się, że ci się podoba - przyznał szczerze, spoglądając na nią z uśmiechem, bo jej zadowolenie było również jego i zależało mu na tym, aby te dwa dni spędzili w miłej atmosferze - na łonie natury, co do czego mężczyzna nie miał chyba wątpliwości, że zostanie przez Jordanę docenione. Nie wiedział, czy bardziej niż doceniłaby jakiś ładny hotel, ale nie chodziło tu przecież o luksusy, chociaż faktem było, że tych parę tygodni temu, kiedy jeszcze było między nimi dobrze, Chet myślał o jakimś wspólnym wyjeździe w bardziej egzotyczne miejsce, gdzie mogliby leżeć, wygrzewać się i pić drinki nad oceanem (bo wówczas Jordana nie była w ciąży albo jeszcze o tym nie wiedziała) - chociaż wtedy też pewnie wybraliby właśnie domek przy plaży zamiast pięciogwiazdkowego hotelu. Ale sprawy potoczyły się w odmienny sposób - nie niestety, skoro mimo wszystko udało im się wspólnie uciec, nawet jeśli zamiast tropików był las i jezioro. Ale czy przez to było gorzej - czy po prostu inaczej? Z pewną ulgą jednak brunet powiódł wzrokiem za zwiedzającą ich mały domek Jordaną, po czym pogłaskał Aldo, którego musiał trochę zachęcić do tego, by odważył się wejść na nieznany mu teren, ale już po chwili jego psi nosek obwąchiwał z zaciekawieniem każdy kąt, podczas gdy Chet z zabranych z samochodu rzeczy, które odłożył na kanapę - a wśród których, obok paru elementów odzieży czy kosmetyków do higieny i szczoteczek do zębów, znalazł się między innymi koc, na wypadek gdyby wieczór okazał się chłodny - wyjął jedzenie, które następnie schował do lodówki i ponownie odwrócił się do Jordie. Nie zamierzał tu specjalnie zajmować się gotowaniem, ale przymierać z głodu również mu się nie widziało. Poza tym ciemnowłosa powinna chyba teraz jeść za dwoje, chociaż Chet właściwie nie wiedział, czy ciąża wpłynęła w jakiś szczególny sposób na jej apetyt - a raczej wiedział, że do tej pory jej ów apetyt odbierała, ale to bynajmniej nie oznaczało, że miał on przestać ją dokarmiać. - Zostajemy - potwierdził, po czym przebiegł wzrokiem wzdłuż jej sylwetki, gdy trzeźwo zauważyła, iż nie wzięła ze sobą nic poza tym, co już miała na sobie. To mogło stanowić pewną trudność, ale z dwojga złego Chester wolał mimo wszystko zrobić jej niespodziankę - nawet jeśli miałoby to oznaczać, że Jordie cały ten weekend miała spędzić bez ciuchów - niż jej tę niespodziankę zepsuć, aby mogła się spakować. Wybór - przynajmniej z jego perspektywy - nie był zbyt trudny. - Jak ładnie poprosisz, to pożyczę ci moją koszulkę. A co do reszty... będziesz kombinować - wzruszył ramionami, z nieustannie majaczącym w kąciku jego warg uśmieszkiem, nie starając się nawet ukryć faktu, że jak dla niego, to Halsworth mogłaby tu paradować kompletnie nago, niczym śliczna, leśna nimfa. - Albo nie. Może ucieczka od cywilizacji i mieszkanie w lesie tak nam się udzieli, że damy dojść do głosu naszej tłumionej przez ubrania, pierwotnej naturze... - dodał z rozbawieniem, nieomal wyobrażając już sobie ich tańczących nago wokół ogniska; ale głównie jednak po to, by uzmysłowić Jordie, że ani trochę się tym nie przejmował i ona także nie powinna. Słysząc jej komentarz o porwaniu, mimowolnie zastanowił się jednak, czy rzeczywiście uważała, że wolałby mieć spokój; że wolałby, aby nie było żadnego dziecka - ani jej samej, jeśli to właśnie z tym miałby się ów spokój wiązać... Mimo że miał przecież okazję, by odejść z czystym kontem w momencie, kiedy Halsworth go okłamała i nie wiedziała jeszcze, że jej kłamstwo miało jednak zbyt krótkie nogi. Niemniej w chwili obecnej nie zdecydował się na wyrażenie swych myśli na głos; nie chciał znowu psuć atmosfery między nimi, zwłaszcza że koniec końców zdawał sobie sprawę z tego, że Jordie żartowała, i dlatego właśnie w tym tonie postanowił podtrzymać również własną wypowiedź, potrząsając głową, by odsunąć te niepotrzebne myśli na bok. Zrobił jednocześnie krok w stronę brunetki, a gdy objęła go w pasie, on sam ulokował jedną ze swoich dłoni na wysokości jej talii, by drugą dosięgnąć do jej twarzy i odgarnąć zeń zagubiony kosmyk ciemnych włosów. - W takim razie powinnaś raczej powiedzieć, że na pewno ktoś zauważył twoje zniknięcie i już cię szuka. A potem spróbować mnie jakoś przekonać, żebym cię jednak nie zabił... - zasugerował z uniesioną zagadkowo brwią. Zdawał sobie sprawę z tego, że brzmiało to jak wstęp do filmu dla dorosłych, i to takiego z niezbyt wyszukaną fabułą, ale - był przecież dorosły, a niezbyt wyszukane rzeczy też były w stanie go zadowolić, zwłaszcza że ta panująca pomiędzy nimi posucha ewidentnie dawała mu się już we znaki i chyba z trudem myślał o czymkolwiek innym.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Spontaniczność zawsze była w cenie, do tej pory oboje chyba mieli szczerą nadzieję, że tej spontaniczności właśnie nigdy im nie zabraknie – chociaż głównie cechowała ona pewnie Jordie, to u jej boku również i Chet przejął jej niemałą ilość. Uwielbiali się zaskakiwać, uwielbiali odkrywać i testować razem nowe rzeczy – uwielbiali żyć chwilą. Ciężko spodziewać się tego, aby nagle tak po prostu o tym zapomnieli, przeszli do normalnego i całkowicie monotonnego życia, w którym zatraciliby to, co kiedyś było ich codziennością. Istotnie również ciemnowłosa niezmiernie tęskniła za jego bliskością i to bynajmniej nie tylko za trzymaniem się za ręce czy możliwością wtulenia się w jego ciało – ale ostatnie bycie grzecznym aż do bólu zdecydowanie przestawało jej odpowiadać. Tęskniła za nim – całym. A ponieważ Chester w tej kwestii całkowicie ją rozpieścił i wręcz uzależnił od tego typu pełnych pasji uniesień, które tylko on mógł jej zaoferować, to właśnie te ostatnie – właściwie już tygodnie – wstrzemięźliwości dawały się i jej we znaki. Mimo, że ostatnio naprawdę nie była w formie, więc zapewne i tak nie miałaby nawet ochoty na pewne szaleństwa i zabawy – ale, wracała już do formy i do pełni sił również, a teraz, gdy zaserwował im weekend tylko we dwoje, pozostawało mieć nadzieję, że wykorzystają ten czas dla siebie. Zapewne sporym zaskoczeniem byłoby to, że jakakolwiek chemia jaka między nimi była, a było jej przecież mnóstwo – nagle zniknęła; wydawało się to wręcz niemożliwe, mimo, iż doprowadzili do pojednania, które jednakże nie zaprowadziło ich do całkowite ocieplenia i skonsumowania tego związku, który zamierzali tworzyć i odbudowywać na nowo. I chyba to była ta ostatnia cegiełka, której im tutaj brakowało – by stworzyć coś trwałego i pewnego, coś czego oboje bardzo chcieli. Chcieli poczuć się przecież pewnie w tym byciu ze sobą, nie zaś stąpać niepewnie po gruncie, który w każdej chwili mógł osunąć im się spod nóg. Dlatego ten pomysł tak przypadł jej do gustu i była szczerze zachwycona okolicą i domkiem, które Chet dla nich wybrał. Niemal jakby czytał jej w myślach – i nie, zdecydowanie nie potrzebowali do tego gorących krajów ani pięciogwiazdkowych hoteli – bo tutaj było idealnie: bo są razem i to najważniejsze. Co prawda znacząco ją zaskoczył, bo jak zostało wspomniane, kompletnie nic ze sobą nie zabrała, ale z całą pewnością nie miała mu tego za złe. Uśmiechnęła się więc szerzej, gdy potwierdził, że zostają na dłużej niż jeden dzień, niemniej nie będąc zbyt przejętą nieposiadaniem rzeczy tego pierwszego, pilnego użytku: typu szczoteczka, czysta bielizna czy ubranie na zmianę. – Jak ładnie poproszę? – uniosła sugestywnie brew ku górze, pozwalając by w kąciku jej ust zamajaczył zaczepny uśmieszek – Nie wiem czy potrafię tak ładnie poprosić, ale najwyżej… będę paradować tutaj nago, chyba nie będziesz miał nic przeciwko? – zagadnęła z rozbawieniem, wpatrując się w niego i niemal od razu dostrzegając błysk w jego oku, jakby dosłownie pomyśleli teraz o tym samym. Bo istotnie Jordie również nie miałaby z tym problemu, by przechadzać się tutaj niczym leśna nimfa, całkowicie w zgodzie z naturą. No chyba, że w imię tego miałaby zmarznąć, wtedy zapewne przydałaby się jego koszulka. Roześmiała się więc, gdy niemal i on przeczytał teraz doskonale jej przemyślenia i pokiwała głową. – Pierwotnej naturze, mówisz? Pierwotna natura może się objawiać na wiele sposobów… nie tylko w kwestii nagości – zasugerowała, mając na myśli pewne inne, intensywne i równie namiętne doświadczenia, gdy tak naprawdę daliby się ponieść nie tylko fantazji, ale właśnie tej wolności, której tutaj dało się idealnie doświadczyć. – No chyba, że właśnie miałoby nam być zimno, ale myślę, że znaleźlibyśmy jakiś dobry sposób na rozgrzanie się – uśmiechnęła się słodko, gdy już zetknęli się ze sobą i pozwolili, by ich dłonie objęły wzajemnie ich ciała. Gdy odgarnął kosmyk jej włosów, a potem sięgnął do jej policzka, wtuliła na moment twarz w jego dłoń, nie odrywając od niego wzroku. Z rozbawieniem wpatrując się teraz w niego, gdy istotnie sugerował, by zrobiła coś więcej. – Hmm, to właściwie całkiem dobry pomysł. Wydaje mi się, że dziewczyny mogą dzisiaj chcieć sprawdzić jak się miewam, więc gdy nie znajdą mnie u nikogo z rodziny ani nie zdołają się do mnie dodzwonić, to mogą wszcząć niezły alarm. A… może już go wszczęły? I wszyscy mnie szukają? Chyba będziesz musiał jednak lepiej mnie ukryć, bo inaczej nas namierzą – uniosła brew ku górze, przesuwając zaczepnie dłońmi po jego biodrach, po czym wsunęła je niesfornie pod jego koszulkę i pogładziła zaledwie opuszkami palców jego nagą skórę. Zbliżała się jeszcze nieco do niego, odrobinę wspominając się na palcach i już prawie zetknęła się z jego ustami, ale… - A, że dopiero przyjechaliśmy i jestem bardzo głodna, to spróbuję przekonać Cię abyś mnie nie zabił jakimś dobrym jedzeniem – pokiwała głową, przybierając wyraźnie rozbawienie na twarz i – odsuwając twarz od tej jego, ostatecznie nie pozwalając sobie na pocałunek. Istotnie podjęli już próbę podgrzania atmosfery, małej gry wstępnej i flirtu, który był dość zabawny w tym przypadku, ale chyba równie skuteczny. Zabawny także jawił się fakt, że wystarczyło jedynie, aby wyjechali gdzieś poza miasto i zostali naprawdę sami, by niemal od razu puściły wszelkie hamulce i blokady w ich głowach, a kontrolę przejął instynkt i pragnienia, które nimi kierowały. I chociaż miała ogromna ochotę wreszcie zasmakować jego ust – bo nie, nie całowali się od momentu tamtej pamiętnej kłótni w jej mieszkaniu – to z nadal tym wyraźnym rozbawieniem, wymsknęła mu się z objęć i powędrowała niespiesznie, acz nadal kusząco w stronę niewielkiej kuchni. Otworzyła lodówkę i przejrzała jej zawartość, mierząc wzrokiem to co Chester tutaj dla nich zabrał, ale nie musiała długo czekać, by wyczuć zaraz za sobą jego obecność. Właściwie dosłownie ją wyczuła, gdy przylgnął od tył do jej ciała, obejmując jedną ręką w pasie, drugą zaś stanowczo zamykając jej przed nosem drzwi lodówki. Uśmiechnęła się szeroko, wyczuwając jego ciepły oddechy w okolicy swojej szyi i zerknęła na niego przez ramie. – Mam rozumieć, że nie jesteś głodny?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Budowanie trwałych rzeczy wymagało cierpliwości - z budowaniem związku oraz wzajemnego zaufania nie mogło zatem być inaczej, i Chet zdecydowanie starał się być w tym wszystkim cierpliwy i wyrozumiały, domyślając się, że być może Jordie na pewne rzeczy nie miała ochoty, ale wychodząc równocześnie z założenia, że kiedy oboje będą gotowi, aby wykonać pewniejszy krok, to tak się stanie i wtedy nie będzie w tym niczego wymuszonego. Sam bowiem długo miał opory przed tym, żeby na nowo się otworzyć po tym, jak zaszył się w swojej skorupie; choć ta emocjonalna bariera była w jego przypadku znacznie trudniejsza do przeskoczenia niż ta fizyczna - bo niezależnie od wszystkiego Jordie nadal oddziaływała na niego w ten sam sposób i będąc z nią, chciał być w stu procentach: chciał móc wziąć ją w ramiona, oczywiście, ale chciał też ją całować, dotykać i nie musieć za każdym razem czekać na pozwolenie. I szczerze liczył na to, że taki wspólny wypad, gdzie będą tylko oni, i będą razem przez cały czas, pozwoli im na nowo oswoić się z wzajemną bliskością bez żadnych barier i bez żadnych granic. Uśmiechnął się pod nosem, utwierdziwszy się w przekonaniu, że w pewnych kwestiach nadal byli zgodni - i byli zgodni zawsze, nawet wtedy, gdy inne tematy powodowały niepotrzebne nieporozumienia. - Myślę, że potrafisz, ale zdecydowanie nie będę miał nic przeciwko - potwierdził jej przypuszczenia bez najmniejszego zawahania, rozwiewając ewentualne wątpliwości, jakie mogłyby pojawić się w jej główce - teraz lub w przyszłości - co do tego, czy Chet nadal chciałby oglądać ją nago, również wtedy, gdy ciąża w taki czy inny sposób zmieniała jej ciało. Póki co jednak te zmiany, o ile były, to chyba tylko na lepsze, chociażby w rejonie biustu. Niemniej Chet był przekonany, że za kilka miesięcy, z ciążowymi krągłościami, Jordana będzie równie piękna, co obecnie. - Hm? To jak jeszcze objawia się twoja pierwotna natura? - uniósł z zaciekawieniem brew, bo istotnie jego wyobraźnia zaczynała już działać na pełnych obrotach. - W nocy może być chłodno, ale mam już parę pomysłów na ogrzanie się - pokiwał głową, a najlepiej rozgrzewała właśnie bliskość drugiego ciała, co częściowo dało się już również odczuć w momencie, gdy tkwili przez chwilę w swych objęciach. Nie ulegało jednak wątpliwości, że - paradoksalnie - bez ubrań, a w bardziej intymnej sytuacji, byłoby im jeszcze cieplej. - Bez obaw, umiem nie zostawiać śladów. Nikt nas nie znajdzie... - odrzekł. Musiał jednak przyznać, że fakt, iż byli tu całkowicie sami, z dala od reszty świata, i nikt inny o tym nie wiedział, jawił się jako całkiem intrygujący. Nie mniej niż rączki Jordie, które wpełzły pod jego koszulkę, muskając delikatnym dotykiem jego skórę, na co brunet mimowolnie zacisnął odrobinę mocniej palce na jej ciele, niestety wciąż przez materiał jej ubrania, i nachylił się odruchowo, pragnąc odnaleźć jej wargi swoimi i pozwolić wreszcie im się spotkać - na co Halsworth jednak nie pozwoliła, zatrzymując się zaledwie parę milimetrów od jego ust. - Jedzeniem? - powtórzył z rozbawieniem zmieszanym z nutką rozczarowania, gdy ostatecznie Jordie cofnęła głowę, mimo że on sam miał wielką ochotę przypomnieć sobie smak jej kuszących ust. - To twój najmocniejszy argument, czy te silniejsze zostawiasz na później? - podjął wciąż w swobodnym i żartobliwym tonie, mimo że pytał całkiem poważnie i faktycznie był ciekaw, czy miał na co liczyć, czy też Jordie przez najbliższe dwa dni zamierzała go jedynie zwodzić. Co również było przyjemne - a jednocześnie frustrujące. Westchnął sobie pod nosem, gdy jednak wyswobodziła się z jego objęć, i powiódł za nią spojrzeniem, a po krótkiej chwili i sam ruszył spokojnym krokiem z miejsca, by w zaledwie paru krokach zajść Jordanę od tyłu i, za nic mając jej przestrzeń osobistą, przylgnąć do jej ciała, by sięgnąć ręką zza jej pleców i zamknąć lodówkę, a następnie oprzeć o nią dłoń, niejako odcinając w ten sposób potencjalną drogę ucieczki. - Jestem bardzo głodny - stwierdził w odpowiedzi, trącając nosem jej ucho i owiewając ciepłym oddechem skórę na jej szyi. Nietrudno było jednak odgadnąć, iż owego głodu nie zaspokoiłby żaden posiłek. Acz z drugiej strony - w ich przypadku niczego nie można być pewnym, gdy niemal każde słowo posiadało swoje drugie dno i równie dobrze mogli mówić właśnie o jedzeniu. Dlatego po chwili brunet odsunął się niechętnie, czując, że ta gra robiła się coraz trudniejsza, a on przecież nie przywiózł tu Jordie po to, żeby od razu zaciągnąć ją prosto do łóżka... chociaż i na taki obrót zdarzeń nadmiernie by nie narzekał. Ale nie chciał też, żeby z głodu zaczęło jej burczeć w brzuchu. - Właściwie myślałem, żeby rozpalić ognisko - ale możesz w międzyczasie coś przekąsić. Czy wolisz wcześniej pozwiedzać okolicę? Przejść się nad jezioro? - zapytał, powracając do znacznie bezpieczniejszego w tym momencie tematu, bo nawet jeśli nie było tu zbyt wiele do zwiedzania, to mężczyźnie ewidentnie przydałoby się trochę świeżego powietrza - albo spacer po lesie w poszukiwaniu drewna na ognisko - żeby ochłonął i oczyścił umysł z tych myśli, jakie prowokowała w nim bliskość Jordany.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Z cierpliwością w ich przypadku bywało różnie – między innymi dlatego, że ich charaktery nie do końca pozwalały na przyjmowanie jakichkolwiek kompromisów. Z natury raczej byli dominujący, a gdy spotkają się dwie takie osobowości – to bywa różnie. Tak samo miało się to do wymaganej tak bardzo w związkach cierpliwości, okazywanej głównie właśnie drugiej osobie: ale również samej relacji, które musiała rozkwitać i wzmacniać się z dnia na dzień. Tym trudniej było im także dojść do porozumienia, kiedy ich drogi na moment się rozchodziły, by potem mogły się zejść na nowo: niby się więc schodziły, ale nadal pozostawała pewna niewidzialna bariera, która stanowiła – jak się okazywało – niemały problemy do pokonania. A musieli wreszcie ją pokonać, aby znowu móc być ze sobą tak na sto procent, tak jak jeszcze jakiś czas temu – gdy żadne obawy nie istniały, gdy nie musieli pytać o pozwolenie i czekać na to pozwolenie, gdy chcieli być ze sobą blisko i wszystko wtedy wydawało się niezmiernie proste. Wręcz idealne. Zapewne oboje bardzo mocno chcieliby ten stan rzeczy odzyskać, ale póki co nadal stąpali niepewnie po tym kruchym fundamencie, który na nowo musieli wzmacniać, by uratować łączącą ich relację. Jak się jednak okazuje nie wszystko przepadło, a możliwe, że nie przepadło zupełnie nic, bowiem wystarczyło by znaleźli się daleko od wszystkich i wszystkiego, a to co było między nimi szybko dawało o sobie znać: zrozumienie, tęsknota i ewidentna chemia, która nieustannie między nimi była. Jordie także więc miała teraz nadzieję, że ten wspólny wyjazd wszystko zmieni na lepsze, że nie tylko będą mogli ze sobą pobyć – tak jak tego chcieli i nadrobić ten stracony czas, ale być może również porozmawiać, bo chyba tej rozmowy nadal im brakowało. Niemniej jednak byli już na dobrej drodze do tego, by to wszystko odzyskać. Uśmiechnęła się więc jedynie promiennie, gdy potwierdził jej przypuszczenia co do paradowania nago po domku, w razie braku jakiegoś ubrania na zmianę. Oczywiście nie wątpiła w to, że mu się podoba i że to z całą pewnością nie uległo zmianie, ale tak na dobrą sprawę myślała również o tym jak ciąża zmieni jej ciało i jak te zmiany odbierze sam Chet, bo istotnie chciała mu się podobać. Ale te obawy nie były póki co tak mocne, więc nie zaprzątała sobie aż tak nimi głowy. – Miałam bardziej na myśli naszą wspólną pierwotną naturę, która mogłaby się przeróżnie objawić w bardziej intymnej sytuacji. No cóż… jak wiemy, lubią puszczać nam hamulce – zaśmiała się cicho, unosząc sugestywnie brew ku górze. Oczywiście przywołując w głowie wspomnienia tych wszystkich chwil, w których dawali się ponieść chwili bez pamięci i ten seks był namiętny i pełen pasji, na tyle, że żadne ograniczenia nie istniały, a oni czerpali z tego ile mogli, przekraczają kolejne granice. Można było więc pokusić się o nazwanie go niemal – pierwotnym, gdy kontrolę nad nimi przejmowały pasja i ogromne pożądanie. Uśmiech nie schodził więc z jej buźki, gdy teraz to wyraźnie zaintrygował ją swoją wypowiedzią. – Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Teraz jest ciepło, ale noce bywają już chłodne, więc na pewno będziemy musieli się ogrzać… zapytałabym jakie to pomysły, ale obawiam się, że gdy już zaczniesz mnie w nie wtajemniczać, to najpewniej źle się to skończy – stwierdziła z rozbawieniem, oczywiście nie mając na myśli niczego złego – raczej to, iż dopiero co tutaj przyjechali i tak na dobrą sprawę zaraz wylądowaliby w łóżku. Nie żeby miała coś przeciwko temu, równie dobrze mogli nie wychodzić z tego łóżka przez cały weekend, ale jednocześnie mieli prawo nieco odpocząć i rozejrzeć się po okolicy. Po prostu ze sobą pobyć. A na wszystko inne przyjdzie jeszcze pora. – Jedzeniem – pokiwała głową, siląc się na wyraźną powagę, co jednakże nie było takie proste w tej sytuacji – To jeden z moich argumentów, aczkolwiek te mocniejsze raczej zostawię na później. No wiesz… nie można od razu odsłaniać wszystkich kart – pokręciła głową, uśmiechając się zaczepnie, by zaraz potem właśnie wyswobodzić się z jego objęć i przemieścić się do niewielkiej kuchni. Gdy jednak Chet po chwili znalazł się tuż za nią i dosłownie odciął jej drogę ucieczki – nie żeby ona w ogóle chciała uciekać, to jedynie uśmiechała się, delektując się znowu jego bliskością i ciepłym oddech, którym owiewał jej skórę. Westchnęła aż cicho, słysząc jego słowa – które w jej mniemaniu absolutnie były podszyte drugim dnem, dokładnie tak jak i jej własne. I bynajmniej nie chodziło o jej jedzenie. Zagryzła lekko dolną wargę i gdy ostatecznie brunet się od niej odsunął, obróciła się do niego przodem i prześwidrowała wzrokiem jego sylwetkę, zatrzymując znowu wzrok na oczach. Nieco wracając już na ziemię, chociaż równie niechętnie. – Nie, nie jestem aż tak głodna. Ognisko brzmi super, więc najpierw chodźmy się przejść nad jezioro. Chce zobaczyć okolice, a i Aldo należy się coś z tego wyjazdu, prawda? – zwróciła się do psa, który do nich podszedł i pogłaskała go ochoczo, gdy tulił się do jej nogi, spragniony tych drobnych pieszczot – Idziemy na spacer – zakomunikowała ni to do czworonoga, ni to do Chestera, po czym przewiązała swoją bluzę wokół bioder, na wypadek, gdyby jednak niedługo w tym lesie robiło się chłodno – bo w centrum miasta to zdecydowanie było duszno, ale tutaj klimat był zdecydowanie inny. A i las tworzył wyraźne zacienienie, więc chłód na pewno pojawiał się szybciej, Jordie zaś nie miała na sobie zbyt wiele ubrań. Udali się więc do wyjścia z domku i gdy Chet go zamknął, objęła go ręka w pasie i udali się przed siebie w kierunku jeziora, po drodze zaś ciemnowłosa delektowała się cudownie świeżym powietrzem, podziwiając okolicę. – Naprawdę tutaj pięknie. Skąd ten spontaniczny pomysł na wyjazd? – zagadnęła, zerkając na niego – Tak naprawdę nawet nie wiedziałam jak bardzo było mi potrzebny taki kontakt z naturą i tym świeżym powietrzem. Od razu tutaj poczułam się lepiej. Tym bardziej po wczorajszym dniu na planie zdjęciowym, bo w końcu udało mi się zrealizować do końca jeden z kontraktów. I na szczęście brzuch nie jest jeszcze zbyt widoczny, więc chyba nikt niczego nie zauważył – stwierdziła, przy okazji oznajmiając, iż wczoraj niemal cały dzień pracowała, dlatego dzisiaj odpoczynek był mocno wskazany. Tym bardziej tak cudowny jak ten, który on dla nich zaplanował. – W poniedziałek chciałabym wrócić do baru. Chociaż… domyślam się, że wszyscy będą dopytywać co tak odchodzę i wracam…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

W momencie, kiedy oboje mieli już na swoim koncie po poważnym błędzie, jaki nieomal zrujnował ich relacje, pozostawało mieć nadzieję, że nie dopuszczą do tego, aby ta historia znów się powtórzyła - że tym razem bardziej postarają się o to, aby była ona bardziej stabilna. Choć może przez to nie tak idealna, jak przedtem, gdy zgadzali się ze sobą w każdej kwestii, a pierwsza poważniejsza kłótnia - a właściwie: nieporozumienie - doprowadziła prosto do rozstania. Ale stabilna na tyle, by mogła trwać nieprzerwanie, dłużej niż zaledwie kilka miesięcy; aby ich drogi nie musiały co rusz się rozbiegać, żeby po pewnym czasie znów się połączyć; i aby nie musieli wciąż szukać tej drogi od nowa i nadrabiać jakiegoś straconego czasu, bo to na dłuższą metę było zwyczajnie męczące, a oni już przekonali się, że z każdym takim kolejnym upadkiem coraz trudniej było odnaleźć w sobie motywację, aby znów wstać i iść dalej. Bo chociaż mówi się, że o uczucia i o związek warto walczyć - bo o cóż innego, jeśli nie właśnie o to? - to czy rzeczywiście miłość, lub czymkolwiek to teraz było, powinna być ciągłą walką? O siebie, ze sobą? Czy to oni po prostu inaczej nie potrafili...? Po ostatnich wydarzeniach brunet mimo wszystko obawiał się jednego - aby nie stało się to dosłowną walką, przez co wciąż mocno się pilnował z każdym swym gestem względem Jordie i w tym momencie z całą pewnością nie zamierzał dopuścić do puszczenia tych hamulców - komentarz o takowych skwitował więc tylko milczącym uśmiechem. Możliwe, że tu właśnie tkwiła jeszcze ta blokada, nawet gdy mówili o zupełnie innych okolicznościach, w jakich nigdy dotąd nie zwykli się hamować. - W takim razie, kiedy już będzie trzeba cię ogrzać, przejdę od razu do działania, zamiast wtajemniczać cię w moje pomysły. Wolę miłe zakończenia - zawyrokował. Nie było żadną tajemnicą, iż Chester lubił zarówno mówić Jordanie te brzydkie słówka, jak i prowokować ją do tego samego; ale obecnie chyba wolał tego nie robić, jeśli nie miało to ich zaprowadzić do konkretnego rozwinięcia sytuacji - podobnie jak i wolał nie zaczynać teraz czegoś, czego nie mogliby skończyć, bo wówczas jakiekolwiek oczekiwanie stałoby się jeszcze trudniejszą do zniesienia torturą. W tym kontekście znacznie lepszym - a w każdym razie: łatwiejszym - pomysłem okazała się zmiana tematu oraz zwiększenie nieco dystansu względem Jordany, bo bliskość jej ciała i zapach jej skóry zbyt mocno wzmagały w Callaghanie głód: ten pierwotny, niemal zwierzęcy - wilczy - bynajmniej nie sprawiający jednak, by miał on ochotę udać się do lasu na polowanie, kiedy miał przed sobą odłączoną od stadka owieczkę w osobie Jordie. Odchrząknął, cofając się o krok. - Ale trochę jesteś głodna? - uniósł sceptycznie brew, po czym wyminął ją, by sięgnąć po banana, bo oprócz jedzenia, które nadawałoby się do upieczenia na ognisku, wśród zgromadzonych przez Chestera zapasów znalazło się też sporo owoców i warzyw. Wcisnął zatem banana Jordanie w dłoń, z rzeczowym: - Zjedz - świadczącym o tym, że nie zamierzał przyjmować odmowy. Czuł się w obowiązku, by o nią zadbać, nawet gdyby miało się to objawiać pewną nadopiekuńczością: nie było bowiem żadną nowością, że Chet Callaghan zwykł rzucać się z jednej skrajności w drugą i o ile do tej pory raczej sprawiał swoją osobą same problemy i dokładał pannie Halsworth zmartwień, tak teraz starał się jej to wynagrodzić. Nawet jeśli, być może, zabierał się do tego w zupełnie niewłaściwy sposób i może... tak naprawdę wcale nie wiedział, czego Jordie faktycznie potrzebowała. Dając jej więc chwilę, by się posiliła, sam przyczepił psu smycz do obroży, gdy ten na dźwięk swojego imienia oraz słowa "spacer", zaczął biegać entuzjastycznie dookoła, goniąc własny ogon. Trzeba jednak przyznać że jego żywe reakcje często udzielały się również Chesterowi, zwłaszcza wtedy, gdy nie chciało mu się zwlec rano z łóżka tylko po to, by wyjść z Aldo. Dzierżąc więc smycz w jednej dłoni - by pies nigdzie im nie uciekł, bo trudno byłoby go później znaleźć w tym lesie i najpewniej skończyłoby się tym, że wszyscy by się gdzieś pogubili - drugą Chet zamknął za nimi drzwi, po czym objął Jordie, zarzucając rękę na jej ramię, by mogli spokojnym krokiem ruszyć w kierunku jeziora. Brunet utkwił wzrok w ziemi, gdzie pod ich stopami trzeszczały liście i gdzieniegdzie jakieś pojedyncze kamyki czy gałęzie. - Pomyślałem, że przyda nam się trochę czasu tylko dla siebie... póki jeszcze możemy sobie pozwolić na to, żeby zostawić wszystko za sobą i na dwa dni zaszyć się w lesie, bo... no wiesz. Za parę miesięcy nie będziemy już mieli tego luksusu - zauważył, zerkając na Jordie, ciekaw, jak ona zapatrywała się na tę kwestię. Sam starał się jednak nie zabrzmieć tak, jakby tego żałował; chociaż skłamałby, gdyby powiedział, że tak zupełnie nie było - że nie wolałby, aby sprawy między nimi mogły pozostać po staremu. Ale to nie było możliwe i w jakiś stopniu się z tym pogodził. I tym bardziej chciał uporządkować wreszcie łączące ich relacje - żeby nie musieli być tylko pogodzeni z takim stanem rzeczy, ale żeby mogli też w końcu odnaleźć jakiś pozytywny aspekt tych czekających ich zmian. A z czasem - by mogli nawet zacząć się nimi cieszyć. Zwalniając na chwilę krok, aby Aldo mógł obwąchać i podlać przy okazji kilka drzew, Chet zerknął odruchowo na brzuch Jordany, mimo iż nawet nie musiał tego robić, by ocenić, że nie było po nim jeszcze widać, iż rozwijało się tam ich dziecko. - I co dalej, masz na teraz coś jeszcze w planach, czy na razie przerwa? W sumie... są chyba jakieś kolekcje dla ciężarnych? - zapytał z nieznacznym wzruszeniem ramion, bo sam nie był zbytnio zorientowany w temacie, ale domyślał się, że sieciówki, dla jakich pracowała Jordie, były trochę bardziej zorientowane na kobiety w różnych wymiarach, niż ci projektanci, którzy szyli ubranie specjalnie na modelkę z wybiegu. Nie próbował jednak namawiać jej do dalszej pracy, bo gdyby to od niego samego zależało, to pewnie wolałby, aby Jordie do końca ciąży już nie musiała robić zupełnie nic. Ale z drugiej strony - wolałby, aby robiła to, co sprawiało jej przyjemność, bo przecież rola czyjejś kobiety i czyjejś matki, nie zawsze była wystarczająca. A ostatnie, czego chciał, to aby u jego boku Jordana czuła się tłamszona czy ograniczana. - To może powinnaś w końcu im powiedzieć. Znaczy... powinniśmy - zasugerował, mając jednak na myśli nie tyle sam powód jej odejścia czy ponownego powrotu do baru, co raczej ich relację, której i tak nie mogliby dłużej utrzymywać w tajemnicy przed współpracownikami, ale też i przed jego rodziną, co do pewnego stopnia było tożsame. A kiedy uwidoczni się jej brzuszek, ludzie i tak zaczną zadawać pytania. Z drugiej natomiast strony, Chet zdawał sobie sprawę, że ta relacja dopiero się odbudowywała i może Jordie z mówieniem o tym wolała zaczekać, aż sama będzie pewna - jego, oraz tego związku. Zwłaszcza że nie chodziło już tylko o nich, ale również o to, że będą mieli razem dziecko.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Niemal ironicznym wydawało się to, że oboje tak bardzo obawiali się popadnięcia w rutynę, a nagle jakby właśnie na to pozwolili – bo taką małą rutyną stały się te ich rozstania i powroty. Jakby poniekąd głównie na tym opierała się ich relacja: niestabilna, niepewna i zbyt świeża, by można było mówić o pewnym fundamencie. A jednocześnie tak dla nich ważna, że mimo wszystko byli w stanie za każdym razem się podnieść, przyznać do błędu i walczyć o to, co tracili przez własną głupotę. Pozostawało więc faktycznie mieć nadzieję, że w końcu zaczną się uczyć na tych błędach i co najważniejsze, że zaczną wyciągać z nich wnioski, bowiem kolejne rozstanie mogło już okazać się tym ostatnim, takim, po którym to odnalezienie drogi do siebie może się okazać niemożliwe. A tego przecież by nie chcieli. Ale z drugiej zaś strony te rozstania wymagały od nich potem szczerości i rozmowy, a te z kolei wzmacniały ich relację i rozwijały ją w stopniu, na jaki sami pewnie nigdy – albo zbyt szybko, by się nie zdecydowali. Wszystko więc miało ostatecznie swoje plusy i minusy. Może jednak to właśnie obecność tej trzeciej osoby – ich dziecka, miała sprawić, że gdy już znajdą tę utraconą nić porozumienia, to zostanie ona z nimi na zawsze, a dziecko, które miało połączyć ich już na zawsze sprawi, że będą silniejsi niż kiedykolwiek. Razem. Obecny obraz sytuacji nie jawił się jednak zbyt zachęcająco, bo pomimo dobrych nastrojów i względnego pojednania, nadal nie było tak jak kiedyś, nadal pozostawali niepewni i zdystansowani, chociaż nie tak powinien wyglądać udany związek. Dlatego tak istotnym było teraz naprawienie tego ostatniego elementy i wypracowanie dobrej drogi powrotnej do tej bliskości, która łączyła ich właściwie od samego początku. I to właśnie tę bliskość rozbudzał – póki co jedynie w jej wyobraźni, gdy sugerował między słowami te wszystkie miłe rzeczy, które mogli robić, by wzajemnie się ogrzać – i rozgrzać, aby ta noc nie była dla nich aż tak bardzo zimna. Dlatego też niesforny uśmiech krążył po jej buźce, gdy słuchała jego słów i jedynie pokiwała głową na znak zgody, pozostawiając dla siebie niewiadomą to, co konkretnie brunetowi krążyło po głowie: chociaż istotnie domyślała się co to mogło być. Ale to jedynie intrygowało ją jeszcze bardziej, więc nie wszystko musiało zostać powiedziane. Bezpieczniej jednak było właśnie zmienić póki co ten temat, który zbyt mocno na nich wpływał, a bliskość jego ciała i ciepły oddech na skórze, zdecydowanie wzbierały w niej pożądanie, które niby nieco uśpione, nagle pragnęło wydostać się na zewnątrz. – No tak, to zabrzmiało trochę tak, jakbym była głodna – zaśmiała się, w końcu analizując w głowie swoją wcześniejszą wypowiedź – Więc właściwie powinnam powiedzieć, że nie jestem głodna, ale… - powędrowała za nim wzrokiem, gdy wyminął ją i podszedł do blatu, z którego wziął banana, po czym uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem, biorąc go od niego - …w zasadzie trochę jestem. Zjadłam tylko śniadanie, ale to też nie tak, że umieram z głodu i bez problemu wytrzymam do wieczora. A banana chętnie zjem – oznajmiła, nie mając zamiaru się z nim o to spierać. Właściwie to było całkiem urocze, że teraz o nią dbał i że martwił się o to czy była głodna czy też nie – a jeżeli była, to sam serwował jej jedzenie z wyraźną troską. Nawet jeżeli teraz to jedynie owoc, który był tylko wstęp do konkretnego posiłku. – Ale to miłe – uśmiechnęła się do niego ciepło – Mam nadzieję, że niedługo nie będę jadła za dwoje, bo potem będę musiała wyrzucić wszystkie swoje ubrania – dodała jeszcze, oczywiście w nieco żartobliwym tonie, ale z drugiej strony też nieco się tego obawiała. Plus tego, że Chet mógłby jej takiej nie chcieć, chociaż te obawy nie były zbyt silne i póki co ich do siebie nie dopuszczała. Bo sam brzuszek mógł być uroczy i wręcz kochany, bo tam mieściło się to nowe życie, ale też mogło jej przybyć tu i ówdzie zbyt wiele, więc potem to już pewnie nie byłoby takie przyjemne. I urocze. Zjadła więc jednak tego banana z wyraźnym apetytem, obserwując jak Chet zapinał Aldo na smyczy, bo ten mały szaleniec faktycznie mógłby się im w tym lesie zgubić, a zdecydowanie nie chcieliby spędzić weekendu na poszukiwaniach. Gdy więc opuścili już domek i w objęciach ruszyli przed siebie, rozglądała się po okolicy i delektowała się świeżym powietrzem, zerkając też co jakiś czas na uradowanego Aldo. W końcu jednak spojrzała na Chet’a i pokiwała głową ze zrozumieniem. – To zdecydowanie najlepszy pomysł. Ja też chciałam już w końcu móc spędzić czas tylko z Tobą, no wiesz… tak daleko od wszystkich i od wszystkiego. To chyba było nam potrzebne. I chyba rzeczywiście powinniśmy to jeszcze teraz praktykować częściej, bo potem… wypady we dwoje będą rzadsze – stwierdziła, przyznając mu rację – Ale chyba nie niemożliwe, prawda? Zawsze możemy wyjechać gdzieś z dzieckiem, albo… potem, gdy będzie nieco większe, po prostu zostawić je z kimś bliskim na dzień czy dwa, by pobyć tylko ze sobą. Myślę, że ludzie tak robią, bo tak robi chociażby moja siostra mająca kilkoro dzieci i to naprawdę działa, ona i jej mąż są w sobie zakochani bez pamięci i posiadanie dziecka tego nie zmieniło – zauważyła, odrobinkę niepewnie, ale jednak szczerze, bo oczywiście w ich przypadku mogło być inaczej – ale mogło też być tak samo. A może i nawet lepiej, bo wszystko chyba w tym układzie zależy po prostu od nich. A skoro inni potrafili tak radzić sobie w życiu, to tym bardziej mogliby to zrobić i oni, zwłaszcza, że uwielbiali takie spontaniczne wypady. Ale również nie mogli mieć pewności co do tego jak pojawienie się dziecka zmieni ich i ich relację, bo to wszystko chyba wyjdzie po prostu w trakcie. – Wiesz, ja też chciałabym, aby było po staremu, chciałabym mieć Cię tylko dla siebie, ale… mimo tych wszystkich obaw i niepewności, tych wszystkich zmian, które nadejdą i też trochę pomimo utraty pewnego rodzaju wolności, w jakimś stopniu pogodziłam się z tym faktem. I bardzo chciałabym wreszcie odnaleźć w tym też spokój i… radość – przyznała, zerkając na niego. Bo sama również pragnęła, aby mogli w tym być tak naprawdę we dwoje, na sto procent: ale również by mogli przy tym wszystkim czerpać z tego przyjemność, wyczekiwać z niecierpliwością narodzin, nie zaś żyć w przerażeniu i niechęci, z myślą: że nie ma odwrotu, że to musi się stać. Mimo, że tego nie planowali, mogli chyba odnaleźć w tym jakiś pozytyw, a przynajmniej mogli spróbować. Uśmiechnęła się nawet znowu, gdy wspomniał o kolekcjach dla ciężarnych i pokiwała głową. – Jasne, że są. Kolekcje dla kobiet w ciąży, wiele marek produkuje ubrania dla przyszłych matek, jak również same sesje oscylują wokół tego tematu, trzeba jedynie znaleźć odpowiednie osoby i kontakty. Właściwie mam dużo chęci do tego, by w coś takiego wejść, bo… to dla mnie coś nowego i innego. Póki co mam jeszcze dwa kontrakty do zrealizowania, tak na teraz, przed tym jak brzuch będzie widoczny, a potem… chyba spróbuje właśnie w tej większej rozmiarówce – zażartowała, śmiejąc się cicho, oscylując również wokół tematu tego, iż niedługo będzie znacznie większe tu i ówdzie, chociaż drobne zmiany dostrzegała już w okolicy swojego biustu, a to przecież zaledwie początek. – Zdecydowałam się nie robić sobie na razie przerwy od studiów, zobaczę jak uda mi się to wszystko pogodzić. W razie czego zawsze będę mogła zrezygnować potem – odparła, gładząc go dłonią po boku i nieco bardziej wtulając się w niego. W lesie pośród drzew panował względny cień, więc i na jej ciało wstąpiła lekka gęsia skórka. Zdecydowanie było tutaj chłodniej niż w centrum, chociaż nadal całkiem przyjemnie. – Jeżeli nie masz nic przeciwko, to chyba tak, powinniśmy im powiedzieć. Poznałam ich już na tyle, że mam nadzieję, że nie będą mieli mi tego za złe, no i że… nie odwrócą się ode mnie, wiedząc, że mam… bliższe relacje z szefem – zaśmiała się znowu, wzruszając lekko ramionami – Powinni wiedzieć, bo nie możemy się przecież ukrywać w nieskończoność. Tak jak i kiedyś będziemy musieli w końcu powiedzieć naszym rodzinom…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Trudno nazwać rutyną ten emocjonalny rollercoaster, jaki oboje co rusz sobie fundowali, to wzbijając się na szczyt, to znów spadając w dół. I w pewnym sensie Chet nie wyobrażał już sobie, by mogło między nimi być inaczej - by miało być po prostu dobrze, tak długo, aż zdążyliby się tym stanem znudzić. Ale czy byciem szczęśliwym można się znudzić? Bo przecież byli szczęśliwi - a w każdym razie: Chet był, i wówczas nie chciał, aby to się kończyło; nie chciał, żeby kiedykolwiek było inaczej. Tego aspektu chyba zwyczajnie nie zauważał - bał się monotonii bardziej niż ognia, nie dostrzegając, że takie poczucie stabilności i spokoju u boku ukochanej osoby mogło być czymś dobrym. Może jednak tym razem zdołają wytrwać ze sobą na tyle długo, aby móc się dla odmiany o tym przekonać. - Mam nadzieję, że jednak zostawisz sobie kilka sukienek - mrugnął do niej, gdy wspomniała o konieczności wymiany całej garderoby z powodu dodatkowych krągłości; pijąc oczywiście do tego, jak sam uwielbiał oglądać ją w tych krótkich, seksownych sukienkach - a jeszcze bardziej lubił ją z nich rozbierać. - Lepiej pomyśl, ile nowych ciuchów będziesz mogła kupić - dodał, próbując znaleźć w tym jednak jakiś pozytyw, a przecież kobiety uwielbiały zakupy - więc kupowanie ciążowej odzieży również powinno spotkać się z entuzjazmem, nawet jeśli Chet nie wątpił, że Jordie wolałaby wydawać pieniążki na inne rzeczy niż jakieś ciążowe legginsy, czy coś. I chociaż zdawał sobie również sprawę, że po urodzeniu dziecka różnie to z kobietami bywało, to znał już trochę pannę Halsworth i wiedział, że lubiła o siebie dbać i podobać się innym, więc raczej nie obawiał się, że po porodzie zacznie ona nagle chodzić w rozciągniętych ciuchach i tłustych włosach. Był zresztą mocno zmotywowany, by pomagać jej z dzieckiem i nie dopuścić do tego, aby była zbyt zmęczona, żeby pamiętać również o sobie; aczkolwiek nie mógł tak do końca ręczyć za to, jak będzie później... - Częściej? Chciałabyś gdzieś pojechać na dłużej? - spytał zaciekawiony, właściwie nie do końca wiedząc, czy mówili tu właśnie o jakimś wyjeździe, czy po prostu o wspólnym spędzaniu czasu, co - jeszcze zanim sytuacja się między nimi popsuła - robili często, przynajmniej w jego odczuciu. - Jasne, że to nie jest niemożliwe. Nie to chciałem powiedzieć - potrząsnął głową. - Po prostu... na początku będziemy mieli sporo na głowie, ale na pewno jakoś to sobie ułożymy i znajdziemy też w tym wszystkim czas dla siebie, a dziecko niczego między nami nie zmieni. Nie ma sensu teraz się tym martwić - stwierdził, muskając przelotnie wargami jej skroń. I miał szczerą nadzieję, że tak właśnie będzie - i starał się brzmieć pewnie oraz przekonująco, mimo że nadal miał też swoje obawy co do tego, jak posiadanie dziecka wpłynie na nich i ich relację; bo przecież obecnie chyba najbardziej na świecie obawiał się właśnie tego, że popadną w rutynę, że znudzą się sobą i takim życiem. Ale nie chciał, by Jordie również się tym martwiła - wystarczy, że on był przerażony. - Ja też tego chcę. I wiem, że teraz jeszcze tego nie czujemy, ale wierzę, że kiedy... przyjdzie czas na to wszystko, na urządzanie pokoju dla dziecka, i tak dalej, to znajdziemy w tym jeszcze mnóstwo powodów do radości - potarł pokrzepiająco dłonią ramię Jordany, próbując troszkę ją pocieszyć i uspokoić; a przy okazji także rozgrzać, gdy wyczuł, jak jej odsłonięte ramiona pokryła gęsia skórka. Nie rozwinął jednak kwestii tego, czy ów pokój dla dziecka mieliby urządzić w swoim wspólnym domu, bo chyba nie uważał, aby był to odpowiedni moment na planowanie tego, czy chcieli razem zamieszkać. Póki co wynajęli razem ten domek w lesie, choć oczywiście dwa dni to zdecydowanie za mało, by ocenić, czy będą potrafili pójść na potrzebne ustępstwa, aby móc na dłuższą metę dzielić ze sobą domową przestrzeń. Ale niestety nie mieli więcej czasu na próby, gdyż wiele wskazywało na to, że wszystkiego przyjdzie im się uczyć na bieżąco. - Świetnie, myślę, że to dobry pomysł, żebyś nie miała przestoju i nie musiała rezygnować z tego, co lubisz. Poza tym nie chciałbym żyć ze świadomością, że częściowo zrujnowałem twoją karierę - zażartował i omiótł spojrzeniem okolicę, gdy leśną ściółkę pod ich stopami zastąpił piasek i kamyki w momencie, jak dotarli nad wodę i pomaszerowali dalej wzdłuż brzegu jeziora. - To chyba dobra decyzja - uznał odnośnie jej studiów, choć prawda była taka, że przyznałby jej rację niezależnie od tego, co by w tej kwestii zdecydowała. Słysząc jednak o tym, że pracownicy baru mieli zmienić swoje nastawienie, gdy dowiedzą się o łączących ich relacjach, brunet parsknął głucho, kręcąc głową. - To by było głupie z ich strony. Najwyżej wszystkich zwolnię i zatrudnię takich ludzi, którzy nie będą mieli z tym problemu - skwitował, śmiejąc się pod nosem i sygnalizując tym samym, że oczywiście nie mówił poważnie; bo chociaż czasem istotnie traktował Crocodile jak dużą piaskownicę, to takie posunięcie byłoby najzwyklejszą głupotą - a, co gorsze, utwierdziłoby jego rodzeństwo w przekonaniu, że Chet wcale nie nadawał się na szefa. A on przecież nie mógł podać im swojej głowy na talerzu, i nawet jeśli bycie właścicielem baru nigdy nie było jego ambicją, to skoro już powiedział A, musiał także powiedzieć B, i chyba tylko z tego powodu - bo nakazywał mu to wrodzony upór - ostatecznie zajął się prowadzeniem tego lokalu. Żeby nie oddać swoich zabawek nikomu innemu. - Fakt. Właściwie to może od tego powinniśmy zacząć, moja matka nigdy więcej by się do mnie nie odezwała, gdyby nie dowiedziała się jako pierwsza o tym, że zrobiliśmy jej wnuka - stwierdził z rozbawieniem. Obecnie nie musiał już tak często słuchać pytań o to, kiedy wreszcie się ustatkuje i założy rodzinę, bo chyba zarówno jego matka, jak i znajomi, przywykli do myśli, że to prędko nie nastąpi i że ciągłe pytanie o to było zwykłym nietaktem, ale przed swoim powrotem do Seattle, ilekroć tylko odwiedzał tu rodzinę, Chet musiał liczyć się z tym, że każda napotkana osoba zapyta go dokładnie o to samo. I w sporej mierze z tego względu jego wizyty stawały się coraz rzadsze. Poza tym mieszkając w innym mieście oddalił się od swej rodziny na tyle, że nie odczuwał już nawet potrzeby widywania ich tych kilka razy do roku - co nie zmieniało faktu, że jego matka, szczególnie po śmierci Callaghana seniora, jako jedyna starała się jeszcze trzymać swoje dzieci w kupie i przypominać im o wartościach, jakie przez lata starała się w nich zaszczepić. Nie zawsze skutecznie.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Oboje panicznie wręcz obawiali się rutyny i nudy, tego, że mogą w końcu przyzwyczaić się do czegoś tak mocno, że potem nie będą w stanie się z tego marazmu wydostać – jednocześnie jednak pragnąc być ze sobą i chcąc odzyskać ten spokój i szczęście, które mieli, gdy byli razem. A również i Jordana wtedy tak naprawdę była szczęśliwa i Chet – mimo wszystkich swoich obaw, naprawdę gwarantował jej również poczucie bezpieczeństwa. Mimo, iż trwało to zaledwie kilka miesięcy, to zdołała pokazać jej już jak cudownym potrafił być facetem, a ona teraz naprawdę tęskniła za tym co mieli jeszcze nie tak dawno: za brakiem niepewności, za tym, że nie było dystansu i kłótni, jak również za tym, że Chet był z nią przez niemal cały czas, a mimo to o rutynie i nudzie nie było mowy. Znając więc tak dobrze tę dwójkę, trzeba by pokusić się o stwierdzenie, że absolutnie nic nie było w stanie sprawić, by ta rutyna się pojawiła – ani tym bardziej, aby mieli się sobą znudzić, kiedy tak pragnęli siebie wzajemnie. I mimo, że życiowe i codzienne problemy potrafiły przytłoczyć, to nadal byli w tym wszystkim po prostu Jordaną i Chesterem, dwójką osób, która obecnie nie widziała już chyba poza sobą świata i która tylko przy sobie mogła czuć to wszechogarniające szczęście. A kiedy raz zasmakujesz tego szczęścia, to absolutnie nie chcesz go stracić. – Czyli lubisz moje sukienki? – zaśmiała się, spoglądając na niego – Myślę, że zostawię, może potem zmotywują mnie do powrotu do formy, bo niedługo pewnie już się nie będą mogła w nie wcisnąć – zawyrokowała z rozbawieniem, mimo wszystko doszukując się w tym również jakiegoś pozytywu. W końcu nie – nie wyrzuci całej swojej obecnej garderoby, ale te ubrania są na tyle dopasowane w tej chwili, że niedługo z pewnością będą zbyt małe – ale, potem mogą być świetnym motywatorem do tego, by znowu wrócić do tej upragnionej figury, na którą tyle pracowała. I właściwie aż jej rozbłysły oczy na myśl o zakupach, nawet jeżeli nie będą to mogły być już te seksowne kreacje, które tak idealnie na niej leżały, to jednakże zakupy to zawsze zakupy. A kobiety kochają zakupy. – Lepiej nie namawiaj mnie do złego – pokręciła głową, śmiejąc się znowu cicho – Bo może nie jestem zakupoholiczką, ale potrafię dużo pieniędzy zostawić w sklepach. Aż ciężko mi sobie wyobrazić jak to będzie kupować cokolwiek dla dziecka… wtedy pewnie to już w ogóle nie wyciągniesz mnie ze sklepu siłą – zażartowała, bo w zasadzie takie zakupy już czasem robiła dla swoich siostrzeńców i siostrzenic chociażby, dlatego odrobinę wiedziała z czym się to je. I jak to właściwie wygląda. Dziecięce działy odwiedzała się regularnie, bo zawsze lubiła maluchom dać jakieś prezenty, dlatego też działy dziecięce jej w sumie nie przerażały, niemniej jednak co innego kupować komuś – a co innego dla własnego dziecka. Pokiwała za to zaraz ochoczo głową, przytakując twierdząco na jego słowa. – Właściwie czemu nie, wyjazd na dłużej – taki tylko we dwoje też byłby cudowny. Oczywiście nawet weekend spędzony daleko od wszystkich i wszystkiego jest wybawieniem, ale po prostu chciałabym też więcej czasu spędzać z Tobą… jak kiedyś – przyznała, mając na myśli to, że gdy było między nimi tak dobrze – a właściwie najlepiej ze wszystkich momentów, to widywali się niemal cały czas i co więcej, nie mieli siebie dość. Tęskniła za tym i wiele oddałaby, aby to wróciło – oczywiście w granicach rozsądku, aczkolwiek taki wspólny i dłuższy wyjazd także brzmiał całkiem dobrze. – A tak naprawdę to jeszcze nigdy nigdzie razem nie wyjechaliśmy. Dalej niż poza miasto na przykład – dodała, bo po głowie krążyły jej podróże małe i duże, a teraz był pewnie jedyny moment na to, by takie plany zrealizować. Za jakiś czas Jordie pewnie nie będzie już tak bardzo w formie, a potem z dzieckiem – także to wszystko będzie wymagało czasu. – Ale wiem, że mamy prace, mam też te kontrakty, studia… pewnie ciężko byłoby znaleźć odpowiedni moment – stwierdziła w końcu, nieco smutnym głosem, ale także ze zrozumieniem dla obecnej sytuacji. Poza tym musieli pracować, bo niedługo będzie ich więcej, a taki mały człowiek wbrew pozorom kosztuje całkiem sporo, więc należało zadbać również o finanse. Może więc jednak podróżowanie teraz nie było zbyt dobrym pomysłem, ale na pewno takim, którego nie chcieli zamiatać całkiem pod dywan. Bo Jordie co prawda wyjeżdżała czasem na sesje, ale to nie to samo – bo nie było z nią Chestera, który swoją drogą również miał kiedyś odwiedzić ją na takiej sesji, ale i to nie doszło do skutku. Uśmiechnęła się więc jedynie ciepło, gdy musnął ustami jej skroń i objęła go nieco bardziej. – Wbrew pozorom możesz się nawet przyczynić do rozwoju mojej kariery – zaśmiała się, rozglądając po okolicy, gdy zbliżali się już do jeziora – Bo kto wie, może właśnie w tej branży dla matek odnajdę się jeszcze lepiej. Ale tak, myślę, że to może się udać, a przynajmniej taką mam nadzieję. I naprawdę chce spróbować, bo nie chce rezygnować ze wszystkiego co teraz mam, w końcu… wiem, że kobiety – nawet samotne matki – radzą sobie w wielu dziedzinach i wielu branżach, więc dlaczego ja bym nie mogła? – wzruszyła lekko ramieniem, odchylając głowę, aby na niego spojrzeć i posłała mu krótki uśmiech, gdy na nią spojrzał. Poza tym – Jordie nie będzie samotną matką, bo będzie miała u swojego boku Chet’a i w jego wsparcie i pomoc również mocno wierzyła. A poza tym, mają także liczne rodziny, z którymi relacje może układały i układają się różnie, ale w ostateczności wsparcia na pewno nie odmówią. Zaśmiała się jednak znowu i szturchnęła go lekko, gdy zasugerował, iż zwolni wszystkich pracowników baru. – Nawet tak nie żartuj. Ale to naprawdę świetni ludzie, mam nadzieję, że nie będą mieli z tym problemu. Polubiłam ich i pracę tam również, więc… chciałabym czuć się tam już swobodnie, nie musząc się ukrywać – odparła, podziwiając widoki roztaczające się wokół jeziora, którego brzegiem właśnie spacerowali. Gdy temat jednak zszedł na ich rodziny, wyswobodziła się na moment z jego objęcia i ujęła jego dłoń, obracając się tak, że teraz szła tyłem do kierunku drogi, a przodem do bruneta, lokując na nim swoje spojrzenie. – Jaka jest Twoja mama? Myślisz, że mnie polubi? – zagadnęła nagle, gdy brunet sam wspomniał o swojej rodzicielce, której nie miała jeszcze okazji poznać. Dotąd kwestie poznawania swoich rodzin zostawiali daleko w tyle, w ogóle o tym nie myśląc, ale… teraz zdecydowanie należało odgrzebać ten temat. – Moja siostra jakiś czas temu jeszcze, wygadała się mojemu tacie o tym, że kogoś mam… i bardzo chciał Cię poznać, niemal mówił o tym za każdym razem, gdy się z nim widziałam. Ale nie mówiłam Ci o tym, bo nie chciałam żebyś się wystraszył – zaśmiała się cicho, kręcąc głową – Nie wiem jak zareaguje na wieść o ciąży, ale też nie chciałabym go okłamywać w nieskończoność, ani jego ani reszty mojego rodzeństwa. I właściwie to bardzo chciałabym żeby Cię wreszcie poznali. Jednocześnie jednak strasznie stresuje się na samą myśl o tym… łatwiej byłoby powiedzieć o chłopaku, ale o chłopaku i o dziecku w drodze, to trochę inna bajka. Chyba będziesz się musiał liczyć z kazaniem ze strony mojego taty, wiesz… bywa czasem trochę staroświecki – skrzywiła się lekko z rozbawieniem, przy okazji ostrzegając go również w tej kwestii. Oczywiście to kochany facet, który jest dla niej całym światem, ale też ma swoje poglądy i przemyślenia, poza tym pragnie jedynie szczęścia Jordie, dlatego też Chet musiał być świadomym tego, że nie będzie miał z nim tak łatwej przeprawy. I w ogóle ogłaszanie tej nowiny bliskim nie będzie łatwą przeprawą, ale przynajmniej mają siebie – i mogą zrobić to razem.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

- Raczej: lubię cię w sukienkach. I we wszystkim innym. I bez niczego. Kolejność przypadkowa - zaznaczył z rozbawieniem, acz w pełni szczerze, bo Jordana podobała mu się w absolutnie każdym wydaniu, w ubraniu czy bez; w krótkich, seksownych sukienkach, w jakich rozpalała go do czerwoności, sprawiając, że był w stanie myśleć tylko o tym, aby jak najszybciej tę kieckę z niej zerwać; czy w dżinsowych szortach, w których to cudownie prezentował się jej tyłek i nieziemsko długie nogi; czy też w kusej bieliźnie albo w jego własnej koszulce, w której cała należała tylko do niego. - A formę zrobimy razem, jako twój trener personalny zaplanuję odpowiednio intensywny program ćwiczeń - zaproponował. Oczywiście nie chciał jej tu wypominać tego, że będzie gruba, a raczej traktował to jako pretekst dla wzmożonych treningów, jakie zwykli razem uskuteczniać. Zaśmiał się pod nosem w reakcji na jej słowa. - Oboje wiemy, że do złego nie trzeba cię namawiać. Najwyżej będziesz buszować po sklepie tak długo, aż wykupisz wszystko - zawyrokował, nie zamierzając odbierać jej tej przyjemności z kupowania ubranek czy innych dodatków dla dziecka; choć tak naprawdę nigdy nie towarzyszył pannie Halsworth podczas zakupów, więc możliwe, że zwyczajnie nie wiedział, na co się pisał. Jego samego, jak chyba każdego mężczyznę, snucie się po centrach handlowych najzwyczajniej w świecie nudziło, zwłaszcza wtedy, gdy kolejny sklep opuszczał z pustymi rękami - co, jak zgadywał, nie było problemem Jordany, skoro potrafiła tyle wydać. I właściwie był trochę ciekaw, jak to będzie wyglądało, a sądząc po słabości brunetki do zakupów oraz słabości Chestera do niej, i tym, jak nie potrafił jej niczego odmówić - można było się domyślać, jak bardzo rozpieszczone będzie ich dziecko. Przytulił ją mocniej do siebie i mruknął pod nosem niejako w potwierdzeniu dla jej słów. - Nie było okazji. I wychodzi na to, że jesteś teraz bardziej zapracowana ode mnie, ale... gdyby jednak udało ci się wygospodarować chociaż tydzień, to moglibyśmy gdzieś wyjechać. U mnie nie powinno być problemu z urlopem. Gdzie byś chciała pojechać? - zapytał, bo nawet gdyby taki wypad miał nie dojść do skutku, to miło było snuć wspólne plany na bliższą czy dalszą przyszłość. I chociaż Chester też nie mógł zbyt często robić sobie wolnego - o ile w barze sam był sobie szefem, tak w tej drugiej pracy już nie, i z całą pewnością nie chciałby wylecieć, zwłaszcza teraz, gdy musiał myśleć już nie tylko o sobie i swoim utrzymaniu - to właściwie w przeciągu ostatniego roku miał tylko kilka pojedynczych, wolnych dni, oraz nieco dłuższy okres, kiedy przebywał na zwolnieniu lekarskim po wypadku przed kilkoma miesiącami, ale to zupełnie inna sprawa. A z drugiej strony, może był to też odpowiedni moment, aby pomyśleć o jakiejś zmianie: nie miałby pewnie większych trudności ze znalezieniem lepiej płatnej roboty - tak naprawdę bowiem po swym powrocie do Seattle, potrzebując jakiegoś zajęcia, Chet przyjął pierwszą ofertę, która się pojawiła i jak dotąd było to dla niego wystarczające na tyle, by nie myśleć nawet o poszukiwaniu czegoś innego. Zwłaszcza że i tak nie liczył na to, iż jakakolwiek praca da mu podobne poczucie spełnienia, jak jego dawna robota w FBI. Zatrzymał się po chwili wraz z Jordie, kiedy pies zaczął uparcie coś obwąchiwać, a słysząc wzmiankę o samotnych matkach, ściągnął nieznacznie brwi i odsunął się o parę centymetrów, nie obejmując jej już tak szczelnie, by spojrzeć na ciemnowłosą, ale nie odwzajemnić jej uśmiechu. Jakby na moment zapomniał, o czym rozmawiali - bo nawet jeśli Jordie twierdziła, że ufała, iż będzie mogła liczyć na jego wsparcie, to jej obecne słowa tego nie potwierdzały - jakby nadal wątpiła w to, że Chet przy niej będzie; że pojawienie się dziecka nie przytłoczy go na tyle, by uciec dopiero po jego narodzinach. - Nie będziesz sama. Wiesz, że będę przy tobie i zawsze będziesz mogła liczyć na moją pomoc, tak? Nie wycofam się - powtórzył z powagą to, co, jak sądził, Jordana powinna już wiedzieć, i właściwie... było to trochę krzywdzące, że mimo wszystkich zapewnień, jakie padły z jego strony, i mimo że nawet przez moment nie próbował uciec, ona nadal chyba do końca mu nie wierzyła. Gdy zaś wyplątała się z jego objęć i chwyciła go za rękę, obracając się do niego przodem, mężczyzna utkwił swoje spojrzenie w jej twarzy i zastanowił się chwilę nad odpowiedzią, ostatecznie wzruszając lekko ramionami. - Jest... troskliwa. Jak to mama. Właściwie... jest najlepszą osobą, jaką znam. Ale bywa nadgorliwa, więc lepiej nie pozwalać jej się za mocno rozkręcić, bo nie da nam spokoju - przyznał, uśmiechając się pod nosem. - Jestem pewien, że cię polubi, ufa mojej opinii - zapewnił. Przez wiele lat Chet był typowym synkiem swojej mamy, jej oczkiem w głowie i powodem do dumy, i nawet jeśli po przyjściu na świat młodszego rodzeństwa nie było mowy o faworyzowaniu kogokolwiek, to jednak brunet zawsze umiał zaskarbić sobie uwagę matki - bardziej niż ojca. Tym bardziej była ona zawiedziona tym, że z upływem lat coraz rzadziej mogła go widywać, gdy nawet w święta wykręcał się pracą, by nie wracać do domu. A i teraz, kiedy mieszkał tak blisko, wciąż miał dla niej mniej czasu, niż by sobie tego życzyła. Mimo to nie miał wątpliwości, że kobieta z wielką radością przyjmie wieść o nowym członku rodziny, więc o to martwić się nie musieli. Co innego, kiedy chodziło o ojca Jordany - i Chesterowi wcale nie spieszyło się do tego, by go poznać, ale obecnie nie mieli wielkiego wyboru. - Domyślam się, że chciał wiedzieć, kto demoralizuje jego córkę. Ale tym razem to on może się wystraszyć, jeśli faktycznie spodziewa się chłopaka, w twoim wieku - zauważył, spodziewając się, że żaden ojciec nie byłby zachwycony na wieść o tym, że jego ukochaną córeczkę zbałamucił jakiś starszy od niej o dekadę facet - i na dodatek zrobił jej dziecko. - Staroświecki? Każe mi się z tobą ożenić, kiedy usłyszy o dziecku? - zapytał, tłumiąc cisnący mu się na usta uśmiech, ewidentnie nie traktując tematu do końca poważnie, bo ani Chet nie był człowiekiem, jakiego dałoby się skłonić do zrobienia czegoś, czego sam nie chciał; ani razem z Jordie nie brali nawet pod uwagę takiej opcji. W gruncie rzeczy jednak Callaghan nie wiedział, jak ona sama się na to zapatrywała i czy być może jednak potrzebowała pierścionka na palcu, aby mieć tę pewność, że brunet jej nie zostawi.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

- A w której wersji lubisz mnie najbardziej? – zagadnęła zaczepnie, uśmiechając się niemniej sugestywnie, gdy jej brew powędrowała nieznacznie ku górze. Oczywiście uwielbiała go w ten sposób podpuszczać i podejmować te ich jednoznaczne – i niegrzeczne – gierki słowne, nawet jeżeli dotyczyły one jedynie ubrań: bądź ich braku. Poza tym bądźmy szczerzy, Jordie równie mocno lubiła także słuchać tego co w niej lubił i w jakim wydaniu lubił ją oglądać, a przy tym było to po prostu miłe, mieć pewność, że to jak wyglądała i jak o siebie dbała było pozytywnie przez niego odbierane. I co najważniejsze – doceniane. Właściwie więc odpowiedź była dla niej oczywista, ale tak, chciała to usłyszeć od niego. I znacznie żywszym śmiechem zareagowała na jego kolejne słowa, kierując na niego ponownie swój wzrok. – Jeżeli Ty masz zadbać o mój powrót do formy, to chyba mogę być o to całkowicie spokojna. I trzymam Cię za słowo – stwierdziła z rozbawieniem, celując w niego palcem wskazującym – Tylko żebym wytrzymała ten intensywny program ćwiczeń, trenerze. Może już powinnam się zacząć przygotowywać? – zasugerowała, nie pozwalając by ta nutka rozbawienia chociaż na moment opuściła jej pełną uśmiechu twarz. Właściwie nie pamiętała nawet kiedy ostatnio tak dużo się uśmiechała – i trzeba przyznać, że czuła się z tym świetnie. To naprawdę miła odmiana zapomnieć o problemach i móc być tak po prostu tu i teraz, ciesząc się chwilą i swoją obecnością. Naprawdę bardzo jej tego brakowało: właśnie tego poczucia swobody i szczęścia, które mogła odnaleźć tylko i wyłącznie u jego boku. Szturchnęła go jednak znowu, gdy wypomniał jej bycie niegrzeczną w ten jakże subtelny sposób, no co przygryzła lekko policzek od środka, próbując powstrzymać śmiech. – Faktycznie, akurat Ty do złego nigdy nie musisz mnie namawiać – zaśmiała się ostatecznie – Aczkolwiek nie, zdecydowanie nie możesz mi pozwolić na takie zakupowe szaleństwo, bo raz – że mnie na to nie stać, to dwa, potem faktycznie zostałabym bez grosza przy duszy. Raczej trzeba do tego podejść racjonalnie – zawyrokowała z rozbawieniem, kręcąc przy tym głową. Oczywiście nie jest to tak, że spędza w sklepach długie godziny i że kupuje całą masę ubrań, byle tylko mieć coś nowego, aczkolwiek jak każda kobieta lubi sobie czasem pochodzić po sklepach. I jako też osoba związana z modą, lubi sezonowe nowinki i chce też przy tym wyglądać ładnie, ale i modnie. Więc raz, że się tym interesuje, to dwa, że lubi to praktykować, aczkolwiek gdyby już zechciał się wybrać z nią na zakupy, to możliwe, że miałby dość, o ile on sam fanem zakupów nie jest. Ale wtedy zapewne Jordie spojrzałaby na niego łaskawym okiem i zlitowałaby się, gdyby jednak wolał się już ulotnić. Teraz natomiast wtuliła się w niego i zastanowiła się chwile, nim podjęła się odpowiedzi na jego pytanie. – Naprawdę? Dałbyś radę wyjechać gdzieś na tydzień? To brzmi cudownie… myślę, że zrobiłabym wszystko żeby jakoś wygospodarować ten czas na wspólny wyjazd, bo bardzo chciałabym, aby to doszło do skutku. Ty pracoholiku pewnie nawet nie brałeś dotąd żadnego urlopu, co? – odchyliła głowę, by napotkać jego wzrok i dostrzec wyraz jego twarzy, który mówiłby jej teraz więcej niż słowa – Gdzie bym chciała pojechać… hmm… pewnie będziesz się śmiał, bo to zabrzmi całkiem typowo jak na pragnienia podróżnicze kobiet, ale nigdy nie byłam jeszcze w Paryżu – a to w końcu miasto miłości, piękne, pełne romantycznych miejsc. I to właśnie z Tobą chciałabym go zobaczyć. Tego pragnie moja romantyczna natura, natomiast ta druga – chciałaby zobaczyć Malediwy, marzy mi się ten mały drewniany domek przy samej wodzie, tylko my dwoje, rajska woda, nieustający upał i możliwość wylegiwania się całym dniami w promieniach słońca – zaśmiała się wręcz z rozmarzeniem na twarzy, bo tak – oczami wyobraźni już to wszystko widziała. I niezmiernie przyjemnie było snuć te wspólne plany, bo teraz dla niej każdy taki wyjazd oscylował tylko i wyłącznie wokół wyjazdu we dwoje, a gdyby miała tam być z nim, to byłoby to bardziej niż cudowne. – Chociaż tak naprawdę mogłabym pojechać gdziekolwiek, byle tylko z Tobą – dodała jeszcze na koniec i pogładziła wolną dłonią jego tors, unosząc się lekko by dosięgnąć ustami jego policzek, który musnęła, posyłając mu również delikatny uśmiech. – A Ty gdzie chciałbyś pojechać? – zagadnęła z wyraźnym zainteresowanie, przypuszczając, że pewnie to nie te kierunki, które ona obrała, były tymi, które i on chciałby szczególnie odwiedzić. Ale może się myliła, stąd też to właśnie pytanie. Spojrzała jednak nagle na niego niepewnie, gdy poluzował nieco te objęcia, w których ją utrzymał, a na jego twarzy nie dostrzegała już tego radosnego uśmiechu. – Nie, nie, to nie tak – pokręciła szybko głową, gdy dotarł do niej teraz sens jego słów – Wybacz, że to tak zabrzmiało… zupełnie nie o to mi chodziło. Miałam na myśli tylko to, że samotne matki dają sobie radę i godzą pracę oraz opiekę nad dzieckiem czy nawet dziećmi, więc tym bardziej ja nie mam się czego obawiać, skoro mam Ciebie i pewnie także pomoc naszych bliskich – wyjaśniła zaraz, posyłając mu ciepły i zarazem przepraszający uśmiech. Absolutnie nie chciała, aby pomyślał, że ma jakieś wątpliwości i że mówi o sobie jako o samotnej matce, bo to nie było jej intencją. – Wiem, że mnie nie zostawisz. I wiem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć, nie wątpie w to – dodała jeszcze tak dla pewności i jeszcze na moment znowu wtuliła się w jego ciało. Aż się odrobinę źle poczuła z tym, iż Chet przez krótki nawet moment pomyślał, że znowu w niego wątpi, bo istotnie nie tego chciała, wypowiadając tamte słowa. Najwyraźniej jednak nadal musieli uważać na to co i jak mówią, by właśnie nie doprowadzić do takich sytuacji jak ta, do niepewności i niezrozumienia, które mogło wywołać tak sprzeczne uczucia. Gdy więc jednak zaczęła iść w końcu tyłem do niego, mogła swobodnie wpatrywać się w niego i z równie dużym zainteresowaniem słuchała jego słów. – Bardzo chciałabym ją poznać, chociaż… też się trochę tego spotkania obawiam. No wiesz, w końcu jestem dość młoda, może sobie różnie o mnie pomyśleć. Myślisz, że będzie szczęśliwa na wieść o tym, że kogoś masz i że… będziesz miał dziecko? – spytała, nie odrywając wzroku od jego twarzy – Macie dobry kontakt? – dopytała jeszcze, bo tyle o ile wiedziała o jego relacjach z rodzeństwem i o kwestiach związanych z prowadzeniem przez nich baru, a te relacje układały się chyba różnie – więc nie do końca była pewna jak to wyglądało w przypadku jego relacji z rodzicielką. No i była także ciekawa czy często się z nią widuje, czy tak często jak na przykład ona z ojcem, bo szczególnie dbała o te rodzinne relacje i o kontakt z nim, zwłaszcza po śmierci matki. Zaśmiała się jednak cicho, gdy wspomniał o demoralizowaniu i pokiwała głową. – Myślę, że on wcale nie jest już zdziwiony moim zdemoralizowaniem. Zawsze miałam taki charakterek – stwierdziła z rozbawieniem – I nie… - zamilkła na moment, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów - …myślę, że nie będzie zaskoczony różnicą wieku. Właściwie bardziej byłby chyba zdziwiony, gdybym przyprowadziła do domu rówieśnika – odparła, przystając na moment w miejscu, by Chet mógł zrównać się z nią. Wtedy objęła go lekko w pasie i pogładziła dłońmi jego plecy. – No wiesz, raczej zawsze miałam słabość do starszych mężczyzn – dodała, tak ku wyjaśnieniu, ale niezbyt chętnie chcąc raczej wspominać o swoich poprzednich relacjach, które nie były łatwe i też wcale przyjemnie się nie zakończyły. Niemniej jednak to nie byli jej koledzy czy rówieśnicy, ale właśnie dużo starsi mężczyźni, więc do tego akurat chyba każdy już przywykł. Uśmiech pełen rozbawienia jednak znowu wpełzł na jej buźkę, ale za to pokiwała twierdząco głową. – Z góry wybacz, ale tak, jestem na 99% pewna, że właśnie to Ci powie, gdy już pozna prawdę. Wychowywali mnie i moje rodzeństwo właśnie w takich wartościach: najpierw ślub, potem dzieci itd. To naprawdę wspaniały człowiek, ale no ma swoje pewne zasady i poglądy, więc dla niego ślub w takiej sytuacji to coś oczywistego. Ale absolutnie się tym nie przejmuj – pokręciła zaraz głową i przesunęła dłonie po jego torsie lekko ku górze – To zależy tylko i wyłącznie od nas, ale musimy się liczyć z tym, że tata będzie na pewno o tym wspominał. Więc się nie wystrasz – zaśmiała się na koniec, by miał pewność, że nie podzielała wizji ojca. Co prawda oczywiście marzyła o ślubie – kiedyś, bo patrzyła na szczęśliwe małżeństwo swoich rodziców i chciała mieć taką prawdziwą rodzinę, ale nie – nie chciała tego już teraz, tak szybko i z przymusu, bo w drodze jest dziecko. Mogli to zrobić, ale jedynie wtedy, gdy sami będą na to gotowi, więc w tej kwestii zgadzała się z nim w stu procentach. Przy okazji jednak wcale nie wiedząc, czy Chet w ogóle myślał o ślubie i czy w ogóle tego chciał – kiedyś.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

- Trudne pytanie. Musiałbym przypomnieć sobie wszystkie wersje, żeby móc stwierdzić, którą lubię najbardziej - odrzekł, z powagą godną sytuacji, w jakiej przyszłoby mu podjąć równie trudną decyzję. Trochę jak w jakimś kiepskim programie randkowym: przed ostatecznym wyborem przypomnimy sylwetki wszystkich kandydatek. Najlepiej zaczynając od tej w wersji: bez niczego - wszak wszystkie ich wspólne treningi również sprowadzały się do tego, aby móc dobrze wyglądać nago. Dlatego też i trenowali nago. - Zdecydowanie powinnaś zacząć się przygotowywać, trzeba stopniować sobie intensywność treningów, żeby uniknąć... kontuzji - zgodził się, kiwając głową. Mimo iż nie praktykowali aż tak fikuśnych pozycji, żeby miało to grozić urazem - to zdarzało się, że po intensywniejszej nocy Jordana narzekała nieraz na dyskomfort w pewnych partiach, co mogło już podchodzić pod kontuzje. A wiadomo, że człowiek najłatwiej ulega takowym wtedy, gdy nie jest odpowiednio rozgrzany i przygotowany. Uśmiechnął się, pozwalając jednak, by jego brew drgnęła lekko ku górze w wyrazie sceptycyzmu. - Będziesz chyba musiała złożyć takie oświadczenie na piśmie, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, żebyś umiała zachować ten rozsądek albo posłuchać mnie, kiedy będę próbował ci do tego rozsądku przemówić, jak już znajdziesz się w sklepie - pokręcił ze śmiechem głową. Trudno powiedzieć, czy w tym przypadku Chet okazałby się być jednym z tych cierpliwych facetów, którzy posłusznie noszą torby z zakupami za swoimi kobietami, czy też szybko by się tym znudził - bo nigdy jeszcze w takiej sytuacji nie byli. Ale nawet gdyby nie miał ochoty odwiedzać kolejnych sklepów, pewnie po prostu udałby się do takiego chociażby z elektroniką, którego asortyment bardziej by go zainteresował, a nie marudził, że się nudzi. Aczkolwiek w przypadku zakupów dla dziecka czułby się raczej w obowiązku, aby towarzyszyć Jordie od początku do końca. Uśmiechnął się, gdy Halsworth wyraziła chęć wspólnego wyjazdu, i pokręcił głową. - Dłuższego urlopu nie brałem. Więc chyba pora to nadrobić - przyznał, bo choć niektórzy oszczędzali te dni wolne na czas, kiedy dziecko przyjdzie już na świat, to nie było żadną tajemnicą, że Chet nie wybiegał tak daleko w przyszłość. A być może powinien zacząć, skoro po raz pierwszy od dawna ta przyszłość stała się dziwnie konkretna i wiadoma. Zerknął z zainteresowaniem na Jordie. - Może brzmi typowo, ale muszę powiedzieć, że bardziej spodziewałem się tej drugiej odpowiedzi. Ale też nigdy nie byłem w Paryżu i właściwie... wyjazd do Europy to świetny pomysł - zawyrokował, uznając tę opcję za odpowiedniejszą na wyjazd w najbliższej przyszłości. Na odpoczynek na rajskich wyspach przyjdzie czas, kiedy będą już zmęczonymi życiem rodzicami; poza tym Chet nie był pewien, czy Jordie mogła się tak beztrosko wylegiwać na słońcu, kiedy była w ciąży. Zdecydowanie powinni zainwestować w jakiś poradnik, bo co rusz przyłapywał się na podobnych wątpliwościach odnośnie tego, co ciężarnym wolno, a czego nie - a nie lubił wychodzić na ignoranta. Pokręcił zaraz głową, gdy zapytała o jego wymarzony cel podróży. - Nie powiem, tym razem spełniamy twoje życzenia. Ja już wybrałem to... jezioro - uniósł rękę, obejmując swym gestem całkiem malowniczą okolicę, acz nadającą się jedynie na krótki, weekendowy wypad, bo na dłuższą metę zwyczajnie nie było tu co robić. Nie było nic do zwiedzania, ale prawda była taka, że Chet jakimś wielkim fanem zwiedzania nie był - dlatego osobiście raczej wybrałby właśnie Malediwy zamiast europejskiego miasta. Może był przez to trochę leniem, który wolał wylegiwać się na plaży, ale i to nie przeszkadzało w aktywnym spędzaniu czasu. Niemniej wolał ów fakt zachować teraz dla siebie, by Jordie nie pomyślała, że nie chciał pojechać z nią do Paryża - bo chciał. Liczyło się bowiem tylko to, że byli razem - a gdzie, to już drugorzędna kwestia. Jej wyjaśnienia Chet skwitował już tylko skinieniem głowy, uznając dalsze drążenie tematu za zbędne. Zapytany jednak o kontakt z matką, zmarszczył lekko brwi w zamyśleniu, bo właściwie nie zastanawiał się nigdy nad tym, jak określiłby swoje relacje z kobietą. Nie przychodziła mu do głowy odpowiedź inna niż: - Chyba... w normie - zwieńczona nieznacznym wzruszeniem ramion. - Co miałaby o tobie pomyśleć? - zapytał, nie do końca rozumiejąc, co Jordie miała na myśli, bo ta różnica pomiędzy nimi nie była znowu aż tak duża, a Chet nie był z kolei bogaty, żeby ktokolwiek mógł posądzić ją o to, że spotykała się z nim przykładowo dla pieniędzy. Zresztą, nie był też głupi - chociaż faktycznie dał się pannie Halsworth omotać i obecnie pozwoliłby jej absolutnie na wszystko. - Proszę cię, mam trzydzieści trzy lata, będzie zachwycona tym, że kogoś mam, bo chyba już straciła nadzieje na to, że znajdzie się ktoś, kto ze mną wytrzyma, a ona doczeka się ode mnie jakiegoś wnuka. I nie sądzę, żeby miała jakieś uwagi co do tego, że źle się za to zabraliśmy, w sensie... może zadawać jakieś pytania o dalsze plany, bo to raczej normalne, ale nie jest hipokrytką, sama zaszła w ciążę przed ślubem - wyjaśnił ze wzruszeniem ramion. - Poza tym nie zwykłem przyprowadzać do domu byle panny, więc to chyba wystarczająco świadczy o tym, że jesteś dla mnie ważna. I moja matka też cię pokocha... jak swoją - zapewnił, dopiero po chwili przyłapując się na tym, że być może odrobinę nieopatrznie dobrał słowa, niejako sugerując, że jego matka pokocha Jordanę tak samo jak on... tylko że on jeszcze nie zdobył się na takowe wyznanie uczuć i teraz również liczył po cichu na to, że Jordie nie zwróci na to uwagi i nie zdecyduje się jednak poruszyć tego tematu, bo na tym etapie, gdy ich relacja wciąż pozostawała niezbyt stabilna, to nie był dobry moment na tego typu deklaracje uczuć - ani rozmowy o ewentualnym ślubie czy chociażby zaręczynach, ale próżno było liczyć na to, że ich rodzice to zrozumieją. Zrobił jeszcze krok w jej stronę po tym, jak Jordie zatrzymała się tuż przed nim, pozwalając, by jego dłonie wylądowały na wysokości jej talii. - Okej. Nie muszę wiedzieć o twoich poprzednich facetach - potrząsnął głową, nie mając nawet zbytniej ochoty o tym słuchać, gdy Jordie skomentowała swoją słabość do starszych mężczyzn - co teoretycznie nie było zaskoczeniem, ale brunet z jakiegoś powodu sądził, że ojciec dwudziestodwulatki mógł zwyczajnie istnieć w błogiej nieświadomości owego faktu. Ale nawet jeśli tak nie było, to pewnie i tak nie zachwycała go myśl, że jego córka spotykała się z kimś starszym, kto - bardziej niż jej rówieśnik - mógł ją wykorzystać i oszukać. Aczkolwiek w tej kwestii Chet mógł się mylić, skoro sam córki - ani syna - jeszcze nie posiadał, ale zgadywał, że tak by to właśnie wyglądało w jego przypadku. No i trochę jeszcze pamiętał to, jak jego własny ojciec reagował na wybranków swojej córki, a siostry Chestera. Niemniej - choć był on ewidentnie mężczyzną starszym od Jordie, to emanował raczej czymś w rodzaju chłopięcego uroku niegroźnego łobuza. Który nie zawsze był taki niegroźny, ale to już inna sprawa. - Nie wiedziałem, że wychowałaś się na tradycyjnych wartościach - przyznał odrobinę zaskoczony, ale właściwie: skąd miałby to wiedzieć, skoro nigdy o tym nie rozmawiali i jeszcze do niedawna kwestia ślubu czy potomstwa wydawała się im bardzo odległa i niewarta poruszania. Co nie zmieniało faktu, że Jordie zwyczajnie... nie wyglądała na dziewczynę z takimi zasadami. Wyglądała jednak na taką, która uwielbiała te zasady łamać, więc Chet właściwie nie powinien nawet być zdziwiony. - W takim razie twój tata jednak mnie nie polubi. Chyba że uprzedziłbym jego ewentualne kazanie, ale... nie mam przy sobie pierścionka - rozłożył bezradnie ręce, co mogło w jakimś stopniu sugerować, że Chet w ogóle nie traktował tematu ślubu zbyt poważnie - że nie uważał małżeństwa za zobowiązanie na wieczność... Chociaż istotnie rozwód powodował tylko niepotrzebne komplikacje, a obrączka na palcu nie była mu do niczego potrzebna - co nie oznaczało, że zamierzał jakoś szczególnie się przed ewentualnym ślubem wzbraniać. Może więc chciał tylko w ten sposób zasygnalizować, że nie bał się owego tematu tak bardzo, jak Jordanie się wydawało. Ale też i nie zamierzał pytać jej o to, czy chciałaby, aby się oświadczył, bo jeśli sam kiedyś będzie gotowy, aby to zrobić, to po prostu to zrobi. Jednak proszenie o rękę tylko po to, żeby nikt nie miał obiekcji co do ich prowadzenia się, nie było dobrym pomysłem. - Ale poważnie, nie chciałbym być powodem jakiegoś konfliktu z twoim ojcem. Mam nadzieję, że zaakceptuje to, że nie do końca postępujesz według jego zasad - dodał już poważniejszym tonem, zaglądając jej w oczy i przesuwając pokrzepiająco dłońmi po jej odsłoniętych ramionach; trochę zmartwiony tym, że taki obrót zdarzeń miałby wpłynąć negatywnie na relacje Jordie z jej ojcem. Chet wiedział, że rodzina była dla niej ważna - ważniejsza niż dla niego - i choć nie chciał sugerować tego na głos, to wiedział także, jak ogromną przykrość sprawiłoby jej to, gdyby jej ojciec okazał się wierniejszy tym swoim zasadom, niż własnej córce - i nie zaakceptował ich dziecka tylko dlatego, że zrobili je sobie bez ślubu i nie tak jak należy.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

- Nieładnie tak kłamać, proszę pana. W końcu oboje doskonale wiemy, którą wersję lubisz najbardziej – poklepała go zaczepnie, acz delikatnie po brzuchu i spojrzała na niego z rozbawieniem, niemalże odczytując to bez problemu z jego twarzy. Poza tym – musiałby nie być mężczyzną, aby odpowiedź na to pytanie stanowiła jakikolwiek problem. Niemniej jednak zdecydowanie potrzebowali sobie o tym przypomnieć i to nie tylko Chet, ale ona również – w końcu zbyt długo znowu byli osobno i faktycznie pewne obrazy mogły się im już zatrzeć w pamięci. Chętnie więc zaczęłaby od tej wersji bez niczego, by przy okazji rozpocząć przygotowania do wspólnych treningów, skoro mieli ambitne plany na przyszłość w tej kwestii. – Zdecydowanie wolałabym uniknąć kontuzji, ale tutaj już wszystko zależy od trenera. Chyba musi być dla mnie nieco łaskawy – spojrzała na niego znacząco, ale nadal w żartobliwym tonie, bo istotnie przecież oboje uwielbiali nie tylko przekraczać granice, ale również dać ponieść się chwili i intensywności tych wszystkich doznań. I bynajmniej Jordana w tej kwestii nie była zbyt delikatna, a raczej chętna na wszystko co on jej serwował – jak zawsze zresztą. Dlatego też faktycznie czasami bywało, że była obolała, ale tak czy inaczej w pozytywny sposób, bo wystarczyło przecież, aby jedynie wspomnieniami wróciła do ich wspólnej nocy, a wszystko inno przestawało mieć znaczenie. Dlatego ciągle było jej go mało i dlatego tak doskonale się uzupełniali. – Nie wiem czy powinnam cokolwiek oświadczać na piśmie – pokręciła zaraz głową i wydęła lekko usta – Właściwie to zaskakująco dobrze mnie znasz, a nawet nie byłeś ze mną na zakupach. Ale masz całkowitą rację, raczej ciężko będzie o zachowanie rozsądku, niestety zawsze z trudem się stopuje – zaśmiała się ostatecznie, wzruszając przepraszająco ramionami – Ale kto wie, może akurat Ty będziesz miał na mnie dobry wpływ? – uniosła sugestywnie brew ku górze, podpuszczając go odrobinę w ten sposób. Zdawała sobie doskonalę sprawę z tego, że mimo iż ona sama miała krnąbrny charakterek i raczej ciężko było go utemperować, to także sam Chester do świętych nie należał i właściwie w żaden sposób nie próbował nawet Jordany poprawiać czy sprowadzać na lepszą drogą. Bo przecież istotnie uwielbiał w niej tę niegrzeczną naturę, a ona uwielbiała być przy nim po prostu sobą. Dlatego pozostało im jedynie sprawdzić w praktyce jak będą wyglądały wspólne zakupy i zdać się na los, który pokaże, kto polegnie w ich trakcie jako pierwszy – co mogło też być całkiem zabawnym doświadczeniem. Pokiwała jednak zaraz głową, na znak tego, iż ewidentnie miała rację co do jego urlopu, którego nie brał, zgodnie z jej przypuszczeniami. – W takim razie zdecydowanie musimy to nadrobić, jak to w ogóle możliwe, że nigdy nie brałeś dłuższego urlopu? Nie wyjeżdżałeś nigdzie, nie chciałeś odpocząć? – zagadnęła, nieco nawet zaskoczona tym faktem, że Chet istotnie rezygnował z tej możliwości na regenerację czy nawet na proste naładowanie baterii, skoro miał taką możliwość – Domyślam się więc, że Twoje wolne oscylowałoby teraz wokół miesięcznego urlopu, a nie tygodniowego – zażartowała, spoglądając na niego – To prawda, wyjazd do Europy byłby cudowny. Nawet jeżeli to tak oklepane i typowe miejsca, to jednak jak się w nich nie było, to nadal brzmią kusząco i ciekawie. Musimy kiedyś tam razem pojechać – wtuliła się w niego nieco bardziej, przy okazji także dochodząc do podobnych wniosków, dotyczących wypadu na przykład na Malediwy: tak słoneczne i gorące, co chyba faktycznie nie do końca była jej teraz wskazane. Oczywiście korzystanie ze świeżego powietrza i dobroci natury tak, ale nie zaś wygrzewanie się godzinami w szczerym słońcu. A przynajmniej tak się jej wydawało, bo istotnie ona chyba również powinna sobie sprawić jakieś poradniki dla kobiet w ciąży, bo nadal była w tym całkowicie nieobeznana. – No przestań… - roześmiała się znowu – Jezioro to wypad weekendowy, a ja chcę wiedzieć gdzie chciałbyś wyjechać na dłużej, do jakiego kraju – nie odpuściła, drążąc jeszcze trochę temat jego ewentualnego upragnionego kierunku, który chciałby obrać. Była też zwyczajnie ciekawa tego co go interesowało i w tym aspekcie również mogła go nieco lepiej poznać, ale też nie zamierzała naciskać cały czas, jeżeli faktycznie wolałby teraz o tym nie mówić. Za to rozmowa oscylująca wokół ich rodziców i tego, by wreszcie mieli ich wzajemnie poznać – niby była przyjemna, ale również lekko stresująca. – Nie myśl, że jestem wścibska, ale po prostu chciałam wiedzieć jak Wam się układają relacje. Ja z tatą jestem bardzo blisko, zwłaszcza po śmierci mamy, szczególnie dba o to, żebyśmy wszyscy mieli kontakt i żebyśmy mieli też czas dla niego, mocno trzyma nas wszystkich razem – przyznała całkiem szczerze, uśmiechając się przy tym delikatnie – co świadczyć mogło jasno o tym, że tata jest dla niej najważniejszy i że bardzo dba o te rodzinne relacje. Że poniekąd Jordana tę wartość akurat mocno po nim odziedziczyła, bo rodzina to jest siła – i dla Jodie także ma ogromne znaczenie. – A co miałaby o mnie pomyśleć… hm, sama nie wiem, po prostu trochę się chyba obawiam, że źle mnie odbierze. Że jestem młoda, niedoświadczona, pewnie mam pstro w głowie i zakręciła Ci w głowie małolata, z którą na pewno nie ułożysz sobie życia – no wiesz, niektórzy mają takie zdanie na temat osób, które ledwo minęły dwudziestkę – zaśmiała się mimo wszystko, posyłając mu nieco przepraszający uśmiech. Bo nie miało to brzmieć tak, jakby sugerowała, że jego mama ma takie zdanie i że ewentualnie jej nie polubi i od razu skreśli na starcie – bo to też pewnie źle by o niej świadczyło, ale miała prawo mieć lekkie obawy przed takim spotkaniem. Uśmiechnęła się jednak, słysząc jego kolejne słowa i pokiwała ze zrozumieniem głową. – Czyli jak rozumiem, nie dawałeś nadziei na to, że kiedyś z kim będziesz na dłużej? – zagadnęła, uśmiechając się nieco zaczepnie, pijąc w ten sposób nieco do jego poprzednich relacji, ale nie, o nich chyba też póki co nie chciała zbyt wiele wiedzieć. Zagryzła lekko dolną wargę, gdy dotarł do niej głębszy sens jego wypowiedzi, bo tak, na pewno zrozumiała co właśnie powiedział i w jakim kontekście mogło to teraz zabrzmieć. Ale nie zdecydowała się podjąć tego tematu, bo chyba czuła, że to nie odpowiedni moment na poruszanie takich kwestii – jeszcze tak niepewnych. Zwłaszcza, gdy ich relacja nie była jeszcze na tyle mocno odbudowana. – W takim razie będę dobrej myśli przed spotkaniem, ale pewnie i tak nie poradzę nic na to, że nieco będę się stresowała. Ale skoro będę miała ten przywilej, że mnie jednak przyprowadzisz do domu, to chyba powinnam być dumna, co? – uśmiechnęła się nieco pewniej, odrobinkę sobie żartując, ale z drugiej strony naprawdę się ciesząc, że to właśnie ona będzie miała możliwość pojawić się tam razem z nim. Jako jego dziewczyna i ktoś dla niego naprawdę ważny. Zaśmiała się znowu cicho, wzruszając lekko ramieniem. – Bo nie wyglądam na kogoś kto wychowywał się na tradycyjnych wartościach? – spytała wprost, będąc tego absolutnie świadomą – Może właśnie dlatego, że się na nich wychowywałam, na pewnym etapie nagle zaczęłam tak bardzo je łamać i przekraczać wszelkie granice. Oczywiście rodzice nie byli tym faktem zachwyceni, ale… trudno było mnie poskromić – stwierdziła żartobliwie – I nie, jestem pewna, że tata bardzo Cię polubi, kiedy minie mu już pierwszy szok i zacznie się godzić z faktami – dodała z lekkim przekąsem w głosie, sygnalizując to, że początkowo mogło nie być to zbyt prosta przeprawa. Szturchnęła go jednak lekko na żart o braku pierścionka, ale bynajmniej nie miała mu tego za złe. Rozbawiło ją to nawet szczerze i faktycznie ona również nie brała póki co ślubu pod uwagę, bo teraz to nie był dobry moment – i na pewno nie z uwagi na to, że będą mieli dziecko. Nie z przymusu. Poza tym na wszystko przyjdzie czas, nawet na samą rozmowę o tym. Westchnęła więc cicho, gdy pogładził jej ramiona i wtuliła się znowu w niego na moment. – Mam nadzieję, że się ode mnie nie odwróci… nigdy tego nie zrobił, więc mimo tego, że pewnie nie będzie zachwycony i początkowo pewnie będzie też zaskoczony, bo nadal traktuje mnie jak swoją małą córeczkę, to… wierzę w to, że nie będzie żadnego konfliktu. Nie zrobiłby mi tego, wie jak ważni dla siebie jesteśmy. Poza tym to brzmi tylko tak groźnie, ale tak naprawdę to fantastyczny człowiek, który, gdy tylko zobaczy jak uszczęśliwiasz jego córkę, to szybko zmięknie – uśmiechnęła się w końcu do niego ciepło, przekonując i jego i siebie, że będzie dobrze. Ale wierzyła w swojego ojca i mimo obaw o to, jak potoczy się to ‘pierwsze spotkanie’, to nadal wierzyła, że będzie dobrze. Bo ojciec zawsze ją wspierał, nawet wtedy, gdy popełniała błędy, więc tym bardziej teraz – gdy układała sobie życie i była szczęśliwa – również powinien stać u jej boku. Mimo wszystko. W końcu więc Jordie ujęła znowu dłoń bruneta i ruszyli dalej przed siebie, podziwiając widoki, jezioro i Aldo, który zachwycony dreptał przed nimi i wszystko obwąchiwał. Przeszli jeszcze kawałek, tuląc się do siebie, by następnie znowu skierować się do lasu i powoli w drogę powrotną do domku, bo głód dawał także o sobie znać; przynajmniej w przypadku Jordie.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet prawdopodobnie nawet nie dostrzegał, że pewne nawyki, jakie wyniósł jeszcze z poprzedniej pracy, nie były do końca zdrowe - że każdemu czasem potrzebna była chwila odpoczynku. Na przestrzeni tych kilku lat spędzonych w szeregach FBI, rzadko bowiem pozwalał sobie na taki luksus - tylko w momencie zamknięcia jakiejś sprawy, a te potrafiły ciągnąć się cholernie długo i zajmować go na tyle, że i tak nie myślał o niczym innym. Zdziwienie Jordany skwitował zatem lekkim wzruszeniem ramion, nie mając tak naprawdę nic na swoją obronę. - Sam nie wiem, pracuję tam od - ile, półtora roku? Nie potrzebowałem urlopu, nie byłem aż tak zmęczony. To takie dziwne? Ale bez obaw, zawsze znajdę czas, żebyśmy mogli gdzieś wyjechać albo po prostu... pobyć razem. Byle tobie udało się zorganizować trochę wolnego - odparł. Prawda była bowiem taka, że do tej pory urlopy okazywały się zbędne, kiedy Chester nie miał w swoim życiu takiej osoby, z jaką chciałby spędzać ten wolny czas - skoro jednak obecnie miał Jordie, to wspólna wycieczka we dwoje była idealnym pretekstem, aby wyrwać się przynajmniej na kilka dni i zobaczyć przy okazji trochę świata. I nie tylko jeden raz, bo priorytety Callaghana obecnie były zupełnie inne, niż kiedyś - a na pierwszym miejscu była już nie praca, a właśnie Jordie. - Nie odpuszczasz, co? Pewnie... celowałbym w jakieś przyjemne i ciepłe miejsce. Kuba albo Maroko - zastanowił się. Oczywiście były to miejsca przyjemne tylko na niedługi pobyt, a nie do mieszkania na stałe, ale brunet miał na myśli raczej przyjemny, sprzyjający klimat. I planowanie takiego wyjazdu było znacznie milsze niż planowanie wizyty u któregoś z ich rodziców, czego jednak nie mogli dłużej unikać. - Nie myślę, że jesteś wścibska. Więc: z matką mam dobre relacje, tak sądzę, chociaż częściej to ona dzwoni do mnie niż ja do niej. Po prostu - nie pozwalam jej za bardzo wtrącać się w moje sprawy. A jeśli pomyśli, że zawróciłaś mi w głowie, to... będzie miała rację - wzruszył z lekkim uśmiechem ramionami, chociaż sam nie miał pewności, czy faktycznie mógł określić te relacje jako: dobre. Nie uważał się za dobrego syna; wiedział, że powinien być lepszym, i nie do końca wiedział, czy w oczach rodzicielki nadal był po prostu jej dzieckiem - czy największym rozczarowaniem jej życia, bo wyjechał i przez tyle lat zwyczajnie go nie było, chociażby wtedy, gdy zmarł jego ojciec. I nie wiedział, czy Jordie nie będzie tak samo rozczarowana, gdy dotrze do niej, że nie miała do czynienia z nadmiernie rodzinnym człowiekiem; że w tej ich wizji wspólnej przyszłości brunet wcale nie widział coniedzielnych obiadków u jego matki, czy zapraszania na takowe jej ojca; i że nie chciał dopuścić do tego, by zaczęli oni wtrącać się w ich życie. Że - chociaż oczywiście chciał, aby ich dziecko miało również dziadków - to tak naprawdę to Jordana oraz ich syn lub córka miały być jego rodziną - nie jej ojciec, siostry i cała reszta. I może powinien uzmysłowić jej to już teraz... - Nie wyglądasz... ani się tak nie zachowujesz. Ale chyba cieszę się, że nie dałaś się poskromić - przyznał z rozbawieniem i pstryknął ją leciutko w nos, bo przecież nie było żadną tajemnicą, że Chet uwielbiał w niej tę małą diablicę; a poza tym, gdyby trzymała się tych konserwatywnych zasad, to ich znajomość nigdy nie miałaby racji bytu. - Racja, powinien się z tego cieszyć - przyznał. Tak naprawdę nie dbał nadmiernie o to, czy ojciec Jordie go polubi, czy niekoniecznie - chociaż zdawał sobie sprawę, że ona sama byłaby szczęśliwsza, gdyby jednak mężczyzna zaakceptował jej wybranka. Nie było jednak sensu uprzedzać faktów i martwić się czymś, na co tak na dobrą sprawę nie mieli nawet wpływu.
Zamiast tego ruszyli więc po chwili dalej, przechadzając się jeszcze kawałek wzdłuż jeziora, zanim na powrót skierowali swoje kroki w kierunku wynajętego przez nich domku. Po drodze Chet zebrał trochę zalegających na ziemi, połamanych gałęzi na ognisko - w czym bardzo ochoczo pomagał mu Aldo, czerpiąc nieopisaną radość z biegania za patykami. Wkrótce po tym, jak dotarli na miejsce, brunet zajął się więc rozpalaniem ogniska i przygotowywaniem jedzenia - do czego podszedł o tyle ambitnie, że nie były to tylko kiełbaski nabite na patyk. Przeciwnie: na umieszczonym nad ogniskiem ruszcie znalazły się między innymi krewetki czy warzywne szaszłyki, nieco bardziej pasujące do kolacji dla dwojga pod gołym niebem. I tak też spędzili ten jeszcze-letni wieczór: wśród kojącego szumu drzew i cichych trzasków palącego się drewna w ognisku; mimo wszystko - mimo tej obawy przed popadnięciem w monotonię - licząc jednak na to, że od tej pory czekało ich będzie więcej tak spokojnych wieczorów, kiedy byli tylko oni, w tej idealnej głuszy, gdzie cała reszta świata mogłaby w ogóle nie istnieć. I dla nich, w tym momencie - nie istniała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”