WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Z tym łobuzem z sąsiedztwa? Zastanowię się. – rzucił, chociaż pewnie i tak za trzy uśmiechy córeczki odda jej nawet więcej niż na samo kino. Dotarł w końcu do żony, z uwieszonymi u nóg dzieciakami, nachylił się i pocałował ją lekko w policzek. – Że nie zwariujesz tu z nimi… – stwierdził rozbawiony, śmiejąc się do niej wesoło. – Może zjemy kolację na mieście? – spytał, przekręcając głowę w bok.
-
Tego dnia czekali na powrót ojca jeszcze bardziej niecierpliwie i zapewne udział w tym miał tort, który upiekła Rosie, a para młodszych braci pomogła udekorować. Vera była pewna, że Theodore doceni kolorową mieszankę zielonego, niebieskiego i fioletowego lukru spiętrzoną na niewinnym biszkopcie. Zdecydowanie był to bardziej artystyczny niż minimalistyczny wybór, ale ich synom od najmłodszych lat nie brakowało rozmachu.
Okrzyki 'Tata!' dobiegające z salonu sygnalizowały powrót Cartera lepiej niż znajomy warkot auta na podjeździe. Blondynka naprawdę nie miała pojęcia skąd dzieciaki brały cały swój zapał oraz energię. Szczególnie, że chłopcy zaliczyli dziś już trening baseballu oraz lekcje pływania w szkole. Młodość zdecydowanie rządzi się swoimi prawami, ale sportowego bakcyla dzieci z pewnością załapały od ojca. Tymczasem, niespiesznym krokiem Vera przeszła do salonu, stając w progu by rzucić okiem na swój ulubiony obrazek.
- Chłopcy, Tata na pewno jest zmęczony - przypomniała miękko, zaraz potem wychwytując spojrzenie Theo i posyłajac mu uśmiech. Czułe gesty często musieli ograniczać do minimum. Przynajmniej dopóki cały dom nie zapadł w sen. Dziś jednak zgarnęła gratis buziaka i od razu zaczęła się zastanawiać czy był to jakiś prolog do reszty wieczoru.
- Na mieście? Masz ochotę na coś konkretnego?
- Zamówmy pizze!
- Nieee, ja wolę skrzydełka.
- Ale Ty wybierałeś ostatnio!
- Wcale nie, Ty wybierałeś ostatnio !
- Mamo, powiedz mu coś!
Indeed, it's wrong to keep you near me
One could call me cruel and deceiving
But in your sacred air I am full of light
Your loving arms are the true delight
-
- Tajskie smaki? A może chińszczyzna? – mruknął, zanim oboje zostali zakrzyczani przez młodych gentlemanów, którzy jak zawsze mieli najwięcej do powiedzenia. Carter wywrócił oczami i spojrzał na żonę, która najwyraźniej też starała się nad nimi jakoś zapanować. Skrzydełka, pizza, same niezdrowe rzeczy. – Dzisiaj mama wybiera albo Rosie, koniec dyskusji. – ukrócił ich namiętne kłótnie o to, kto dzisiaj wybiera. Nie powinno być tak, ze zaczynają krzyczeć jeden przez drugiego i nie dają dorosłym dojść do słowa. Tym bardziej, ze Vera też powinna mieć chwilę wytchnienia i mogła sobie odpocząć od natłoku obowiązków, jak chociażby gotowanie.
Skierował kroki na swój ulubiony fotel, na którym zasiadł.
- Byli dzisiaj grzeczni? – spytał, spoglądając na Verę. Szczerze wątpił, bo z reguły dawali jej popalić po całości. Czasem miał ochotę zaaplikować im środki na uspokojenie, bo inaczej się po prostu nie dało. – Trzeba będzie zorganizować im jakąś opiekę, nie zepchniemy wszystkiego na Rosie, a wyjazd już niebawem. – dodał, spoglądając na małżonkę. Wykupił im wycieczkę, we dwoje, żeby mogli sobie odpocząć od tej całej wesołej kompani. Też należały im się wakacje.
-
- W takim razie zamówimy pad thai i wasze ulubione bao bao - choć to Theo miał tego dnia urodziny, wybór kolacji oddał w ręce ukochanej. Słusznie. Vera szybko znalazła bowiem kompromis, który powinien zadowolić wszystkich, a w szczególności parę wybrednych bliźniąt zdających się żywić głównie żółtym serem i keczupem.
- Dla mnie z kaczką!
- Ja chcę dwie z kurczakiem!
- Mamo, też mogę dwie?
- Spokojnie chłopcy, zamówimy więcej... A może przyniesiecie Tacie laurki, które przygotowaliście?
- Kto ostatni na górze ten śmierdzący troll! - inicjatywę jak zawsze przejął Evan, odważniejszy i głośniejszy z bliźniaków. Praktycznie zerwał się biegiem w stronę schodów prowadzących na piętro, gdzie znajdowały się pokoje wszystkich domowników. Eric szybko ruszył jego śladem, po drodze krzycząc coś o falstarcie. Rozbawiona Vera tylko pokiwała głową, powoli podchodząc do fotela, który zajął Theodore.
- Uznam, że to pytanie retoryczne - stwierdziła z uśmiechem błądzącym na wargach. Gdy z mężem dowiedzieli się o ciąży bliźniaczej, chyba oboje byli nieco przerażeni. Blondynka była pewna, iż nie podoła opiece nad dwoma noworodkami jednocześnie, ale z małą pomocą Rosie jakoś udało im się przetrwać najgorsze. Nowoczesny sprzęt na pewno też pomógł. Elektrycznie nianie, bujaki, podwójne spacerówki. Mieli wszystko.
- Nie lubię zostawiać ich z kimś obcym - pani Carter subtelnie wsunęła się na kolana męża, obejmując go ramionami i kciukiem przeczesując coraz liczniejszą siwiznę na jego skroniach. Spędzili razem większą część swojego życia, a ona i tak nie mogła się doczekać tego co jeszcze na nich czekało. Szczególnie, że miała dla Theo małą niespodziankę, ale o tym potem.
Indeed, it's wrong to keep you near me
One could call me cruel and deceiving
But in your sacred air I am full of light
Your loving arms are the true delight
-
- A może oddamy ich Tajlandczykom? – mruknął do żony, z rozbawionym uśmieszkiem na ustach, na tyle cicho, żeby chłopcy nie usłyszeli. Na szczęście zajęli się falstartem i biegiem na dwanaście schodów na górę. Mogliby spędzić tam więcej czasu, przynajmniej mieliby chwilę dla siebie w tym wszystkim. Dla niego nie miało znaczenia co będą jeść, ani gdzie będą jeść, liczyło się to, że będą tam wspólnie i razem spędzą wolny czas.
- Nie zabierzemy ich ze sobą. – stwierdził, ujmując jej dłoń i muskając delikatnie jej wierzch. Naprawdę należał im się odpoczynek i choć kochał chłopców ponad życie, jedne wakacje w roku jechał z Verą sam na sam. Do tej pory opiekowały się nimi babcie, ale sytuacja nieco uległa komplikacji w tej kwestii. Z nimi też jeździli, ostatnia wycieczka do słonecznej Hiszpanii była naprawdę niesamowita, choć ciężko było ją nazwać odpoczynkiem. Wziął głęboki oddech i oparł głowę o jej klatkę piersiową. – Nic im nie będzie, stęsknią się za nami… – dodał jeszcze. Oni też będą za nimi tęsknić, chociaż Theo doceni każdą chwilę, którą będzie mógł poświęcić tylko swojej żonie. Często nie doceniało się tego, co oferował los. – Może powinnaś trochę odpocząć? SPA? – spytał, widząc lekkie zmęczenie na jej twarzy. Był gotów zrobić dla niej wszystko i dać jej wszystko, co tylko mógł.
-
Problemy oczywiście miewali. Małe, osobiste dramaciki. Jak można się było spodziewać, dzieci niestety wdały się w nich oboje. Szczególnie Rosalie odziedziczyła sporo po upartym ojcu, dając się w kość w wyjątkowo wrażliwym okresie dojrzewania. Kobiecie szczególnie trudno było nad nią zapanować. Wspólny język łatwiej odnajdywała z Carterem.
- Dwa w cenie jednego? - żartobliwie dorzuciła blondynka zachowując konspiracyjny ton. Bliźnięta były jak błogosławieństwo i przekleństwo w jednym. Wszystko szło nieźle dopóki nie zaczęli chodzić. To właśnie wtedy Vera nauczyła się jak mieć oczy dookoła głowy i wspięła się na wyżyny multitaskingu. Musieli też z Theo zabezpieczyć cały dom. Każdy kontakt, ostry kant, schody i szuflady. Utrzymanie tej dwójki przy życiu wymagało sporo energii.
Właśnie dlatego rozumiała co mąż miał na myśli. Wakacje z dziećmi mijały się z celem, kiedy zmuszeni byli wstawać z nimi wcześnie, zapewniać przez cały dzień rozrywki i kłaść oboje późnym wieczorem do hotelowych łóżek we współdzielonym apartamencie. Carterowi szczególnie należał się porządny odpoczynek od tego wszystkiego.
- Na pewno masz rację - mruknęła więc, przytulając bruneta do piersi i gładząc jego zarośnięty policzek. Ostatecznie w domu zostanie w końcu również Rose. Vera była pewna, że nie pozwoli zrobić braciom krzywdy, nie ważne jak często na nich narzekała czy nazywała 'prawdziwym utrapieniem'. Widocznie zapomniała, że sama przez wiele lat prosiła rodziców o rodzeństwo. Czasem trzeba po prostu uważać, bo marzenia się spełniają.
- To Twój dzień Kocie, masz dziś urodziny. Ostatnie przed 40stką - przypomniała Vera, cmokając czubek ciemnej głowy swojego małżonka. Spędzili wspólnie ostatnie dwadzieścia lat, doświadczając zdecydowanie więcej wzlotów niż upadków. Z pewnością mieli co świętować - Obiecałeś chłopcom tort. Upiekłam też babeczki dla Twoich znajomych ze szpitala. Na SPA trochę za późno, ale na pewno możesz załapać się na odprężający masaż z rąk swojej małżonki - zaproponowała, zanim oboje usłyszeli drobne kroki na schodach.
- Mamo! Gdzie schowałaś klej? Nie mogę znaleźć.
Indeed, it's wrong to keep you near me
One could call me cruel and deceiving
But in your sacred air I am full of light
Your loving arms are the true delight
-
Zaśmiał się, kiedy spytała czy sprzedadzą dwóch w cenie jednego. W rzeczywistości za żadne skarby świata nie oddałby swoich dzieci, nawet mimo ciągłych fochów dorastającej Rosie czy dokazujących na każdym bliźniąt. Jeśli kiedykolwiek działaby im się jakakolwiek krzywda, zapewne bez najmniejszych oporów rzuciłby wszystko i pobiegł do nich, a sprawcę ich krzywd ukarał w najbardziej dotkliwy sposób z możliwych. Dzieciaki były jego oczkiem w głowie, uchyliłby im nieba, gdyby tylko mógł.
- Miałem na myśli SPA dla Ciebie, też pracujesz bardzo ciężko… – powiedział poważnie, całując lekko jej dłoń. Wkładała tyle wysiłku, aby wszystko wokół nich funkcjonowało jak należy. On nie potrzebował jeździć na SPA, relaksował się w domu, odpoczywał spędzając czas z rodziną, a ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Tym bardziej, że niebawem wakacje, które spędzą tylko w dwójkę, chociaż i tak – znając życie, Carter na ostatnią chwilę dokupi trzy bilety i zabierze wesołą gromadę razem z nimi. Tak już nieraz bywało.
- Zamawiamy do domu czy jedziemy w miasto? – spytał, z lekkim uśmieszkiem. Bliźniacy najwyraźniej znaleźli klej, bo zaraz biegli na dół przepychając się między sobą, który będzie pierwszy. – Nie trzeba było. – stwierdził cicho. Wolałby jednak nie myśleć o upływającym czasie…
-
A brak męskiego wzorca nigdy nie przeszkodził Theodorowi być wspaniałym ojcem. Takim, na którego bliscy zawsze mogli liczyć. Vera wiedziała, że dla rodziny, tak jak i ona, poświęciłby wszystko. Przez lata pracował przecież ciężko by zapewnić im dostatnie życie, przy okazji ratując też innych. Gdyby mogła cofnąć czas, nie zmieniłaby niczego. Choć tego nie planowała, nie wyobrażała sobie lepszego męża oraz ojca dla swoich pociech. Carter był spełnieniem wszystkich jej pragnień.
- W takim razie masaż będzie dla mnie - uśmiechnęła się, widząc poważną minę ukochanego. Harował niczym wół, a siebie i tak zawsze stawiał na ostatnim miejscu. Na szczęście miał Verę, która czuwała nad jego osobą - .. a dalej zobaczymy - mruknęła nieco niżej blondynka, dłoń przenosząc na jego policzek i całując powoli usta. Jedno spojrzenie rzucone spod umalowanych na czarno rzęs wyrażało więcej niż tysiąc słów, szczególnie jeśli chodziło o ich wspólne plany na tę noc. Widocznie pani Carter przygotowała dla męża jakiś osobny, bardziej prywatny podarunek. Ten jednak musiał poczekać, bo na schodach znów dało się słyszeć hałas i chwilę później do pary dołączyli bliźniacy.
- Wszystkiego najlepszego Tato!
- Wszystkiego najlepszego Tato!
Wykrzyknęli niemal jednocześnie, a Vera subtelnie podniosła się z fotela by dać chłopcom możliwość wręczenia ich kartek. Nie musiała długo czekać zanim synowie wdrapali się na kolana ojca. Gestem pokazała Theo, że zamówi jedzenie przez telefon i odeszła do kuchni by się tym zająć.
- To Ty na dinozaurze, sam narysowałem.
- Nie prawda, Evan kłamie. Rosie mu pomogła!
- Tylko narysowała linie! Pokolorowałem sam!
Indeed, it's wrong to keep you near me
One could call me cruel and deceiving
But in your sacred air I am full of light
Your loving arms are the true delight