WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2
Nie zaciągnął Kiary na wycieczkę z samego rana, bo jak mało kto potrafił zrozumieć, że człowiek potrzebuje odpowiedniej ilości snu, aby czuć się wypoczętym. Wiedział o jej pracy na dwa etaty, o tym dlaczego to robi, chociaż wcale nie musiała, bo prawda była taka, że gdyby tylko poprosiła, to dałby jej pieniądze na cokolwiek, niemniej sam nie zamierzał się narzucać. Prawdopodobnie rozpętałaby burzę, a z nieba spadałyby gromy, gdyby tylko odważył się poruszyć tak delikatną kwestię, która od zarania dziejów pozostawała dość sporną. Chociaż dzień wcześniej szumnie zapowiadał, że rankiem pojadą do Mount Rainier Park, to z kanapy w salonie podniósł się dopiero wówczas, gdy blondynka sama opuściła szeregi sypialni. Było grubo po godzinie dwunastej, w domu panował porządek, bo zadbała o to Sebastianna, a na blacie w kuchni czekało na Kiarę obfite śniadanie i kawa. - Dzień dobry - posłał jej krótkie spojrzenie nim zniknął w swojej sypialni, aby przebrać się w wyjściowe, ale wygodne rzeczy. Na dupę narzucił dżinsy, na ramiona krótki rękaw i jakąś kurtkę, wiedząc, że pogoda o tej porze roku, zwłaszcza w Seattle, bywa zdradliwa. Dwie godziny później dotarli na miejsce - mam na myśli parking, bo czekał ich kawałek pieszej wędrówki. - No chodź, obiecuję, że warto - co prawda, to Kiara była rdzenną mieszkanką tego pięknego miasta, ale Emir przez kilka lat zdołał odnaleźć tutaj kilka miejsc, które stały się jego ulubionymi. - Nie jesteś typem szalonego sportowca, co? - uśmiechnął się, odwracając plecami do kierunku ruchu, a twarzą do blondynki, która mrużyła oczy maszerując pod słońce. Z kieszeni wyciągnął telefon i zrobił jej zdjęcie albo dwa. - Bywasz tu często? - zapytał mimowolnie i wcale nie robił tego, aby podtrzymać rozmowę. Równie dobrze mógł milczeć, bo to w ogóle mu nie przeszkadzało. - To jedno z moich ulubionych miejsc w Seattle - rzucił w przestrzeń i na powrót zwrócił się twarzą w odpowiednim kierunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– 3 – Była wykończona. Najchętniej przeleżałaby w łóżku cały dzień – aby odpocząć i przypadkiem nie wpaść na męża. Nie miała siły na kłótnie i słowne przepychanki. Ubiegłego wieczoru zadzwonili do niej ze Smalls i poprosili o awaryjny występ, bo jedna z dziewczyn dostała zapalenia gardła i – siłą rzeczy – nie mogła wyjść w takim stanie na scenę. Pół nocy odganiała od siebie napalonego pięćdziesięciolatka, któremu udało się klepnąć ją w tyłek kilka razy, zanim wyprowadziła go ochrona. Czasem miała dość. Jakim cudem z obiecującej kariery dziennikarskiej znalazła się w tym miejscu?
– Czeeeeeść – ziewnęła głośno i dopiero po kilku sekundach zwróciła uwagę na śniadanie i kawę. – To dla mnie? – zapytała niczym rasowa blondynka z amerykańskich filmów, racząc Emira uroczym uśmiechem. Nie zastanawiała się nad tym, czy miły gest spowodowała wczorajsza kłótnia, czy fakt, że dzięki przygotowanemu posiłku i ona ogarnie się szybciej do wyjścia. Prawdopodobnie to drugie. Krótki prysznic i ubranie się w sportowe wdzianko zajęło jej pół godziny. Twarz pozostawiła nietkniętą makijażem, bo w końcu wybierali się na wędrówkę. Podczas drogi ustawiała głośniej lubiane kawałki i śpiewała ze spojrzeniem wbitym w szybę samochodu. A głos miała naprawdę dobry, w końcu czymś musiała zarabiać w klubie. – Szalonego nie, ale lubię się poruszać, ok? – odpowiedziała, gdy wyszli z auta i obrali odpowiedni kierunek. – Więc nie musisz się martwić, na pewno nie skręcę kostki, nie spadnę w przepaść, nie zgubię się w lesie – po minionym miesiącu od razu przyjmowała defensywną postawę. Nawet, kiedy słowa blondyna nie miały na celu uderzenia w nią. – Przepraszam, jestem zmęczona i… Po prostu gorzej się dzisiaj czujępsychicznie i fizycznie, ale tę informację pozostawiła już tylko dla siebie. Dotrzymywała mu kroku, rozglądając się na boki, bo Mount Rainier było na tyle ładne, że już na początku trasy mogli podziwiać piękny krajobraz. Na potrzeby zdjęć uśmiechała się szeroko, podnosiła ramię do góry, wyginała w zabawnych pozach. Wszystko, aby postrzegano ich jako małżeństwo idealne. – Zróbmy sobie selfie – nienawidziła selfie. Ale coś musieli opublikować na Instagramie i Facebooku, prawda? – Bywałam często na studiach, teraz nie mam już na to czasu – rzuciła, gdy Fernsby schował komórkę z powrotem do kieszeni. – I w ogóle się nie dziwię, park jest piękny. W ogóle uważam, że Seattle i jego okolice to najpiękniejsze miejsce na świecie, wiesz? Porównywalna jest tylko Alaska – napawała się świeżym powietrzem wypełniającym pęcherzyki płucne. Można powiedzieć, że poczuła się trochę lepiej. – Dlaczego akurat Seattle? – chyba nigdy nie mówił, co było powodem podjęcia takich, a nie innych wyborów. Była ciekawa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Na pewno? - uniósł w prowokująco-rozbawionym grymasie brwi ku górze. - Czyli mówisz, że jeśli zapuścimy się w las, to bez problemu nas z niego wyprowadzisz? - nie, żeby rzucał jej wyzwanie, bo nie miał zamiaru ciągać ewidentnie zmęczonej blondynki po jakichś trudnych szlakach, ale nie odmówił sobie małych żarcików. Szczerze wątpił w to, aby orientacja Kiary w terenie była wysoce rozwinięta. Kobiety mają to do siebie, prawda? Kiedy mówią prawo, myślą lewo, kiedy mają iść na przód, robią dwa kroki wstecz - to nic obraźliwego, chyba tak zostały zaprogramowane. - Kiedyś to sprawdzimy. Mamy cały rok - rzucił jeszcze gwoli poruszanego przez nich tematu i na powrót zaczął wolnym, wcale nieśpiesznym krokiem przemierzać ścieżkę prowadzącą do urokliwego miejsca, czekającego na jej końcu. Pewnie gdyby był tutaj sam, to truchtałby, aby zrobić z tej wycieczki także trening, ale dość słaba dyspozycja blondynki sprawiała, że dostosowywał się do jej tempa; widział, że jest przemęczona i przez moment pomyślał nawet, że może powinni zmienić plany, finalnie jednak nie odezwał się. Czemu? Ciężko stwierdzić, był przecież facetem i przejawy jakichkolwiek ciepłych uczuć godziły w jego dumę. - Nienawidzę selfie - to o czym ona pomyślała, on ubrał w słowa i niechętnie zbliżył się do Kiary, przyciskając ją ramieniem do swojego ciała. Nie, nie mam na myśli, że budziła w nim wstręt, chodziło raczej o sam fakt pstrykania sobie zdjęć z ręki. - No pocałuj mnie w policzek, nie musisz się wstydzić, Skarbie - szturchnął ją gdzieś między pierwszym a piątym ujęciem i na wszelki wypadek lekko odchylił od niej, bo kto wie, czy zaraz nie zdzieli go z zamkniętej piąstki albo otwartej dłoni w twarz. KOBIETY SĄ SZALONE. - Byłaś na Alasce? - zapytał, gdy zaczęli maszerować dalej. Nie sposób było się nie zgodzić ze słowami uroczej żony. - To jedno z niewielu miejsc, których jeszcze nie odwiedziłem - przyznał, a na jej kolejne pytanie wzruszył ramionami. - Mój ojciec urodził się w tych okolicach, co prawda bliżej Waszyngtonu, ale głównie ze względu na to padł wybór na Seattle - odpowiedział. - Nigdy więcej nie wrócił do Stanów po tym, gdy zamieszkali w Turcji - jego wciąż to dziwiło. Kultura jego rodzimego kraju była tak zawiła, że czasami sam jej nie ogarniał. To jeden z powodów dlaczego stamtąd uciekł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Wyprowadzić to jedno, jestem w stanie znaleźć cię po śladach, jakie za sobą zostawiasz – gówno prawda, wcale nie potrafiła tropić ludzi, ale poczuła dziwną potrzebę zaimponowania mu; pokazania, że nie jest tylko głupią blondynką. Szkoda, że wybrała akurat taką drogę, bo gdyby zdecydował się sprawdzić jej umiejętności, to szybko przejrzałby worek kłamstw, jakim w niego rzucała. Orientacji samej w sobie nie miała złej, ale gdyby wieczorem została sama gdzieś pomiędzy drzewami, to niewątpliwie musiałaby spędzić w lesie noc. – Podejmuję się wyzwania – sprawnym krokiem szła do przodu, palce zaciskając na szelkach plecaka. Słońce świeciło jej w oczy, toteż finalnie założyła na twarz okulary przeciwsłoneczne z czarnymi szkłami. – Ja też – czyżby odnaleźli kolejną (choć wciąż jedną z niewielu) rzecz, co do której się zgadzają? Uśmiechała się, robiła głupie miny i dała mu tego cholernego buziaka w policzek – wszystko, aby schował telefon i nie wyjmował go przez kolejne kilka godzin. – Dawno temu, z ojcem – dorównała do niego, co by łatwiej się rozmawiało. Wystarczyło przecież, że podnosiła głos w domu. – Mamy tam daleką rodzinę. Nawet nie wiem, czy jeszcze żyją. Ale polecam, bardzo. Widoki zdecydowanie zapierają dech w piersiach i jeżeli chcesz się wyciszyć, to jest to idealne miejsce. Plus mają dobre piwo – błysnęła uśmiechem i przystanęła na chwilę, aby związać blond pukle w niesfornego koka. – To dlatego masz amerykańskie nazwisko. Myślałam, że zmieniłeś je z Abadi, Abdul, Al Ayjah czy coś podobnego – autentycznie takie miała o nim zdanie; narcyz, który zrobi wiele, aby wyrzec się swojego prawdziwego pochodzenia. Z drugiej strony, mówił perfekcyjną angielszczyzną, ale tłumaczyła to sobie szkołą dwujęzyczną czy znajomymi zza granicy. Nigdy o to nie pytała, a najwyraźniej zarówno rodzina Emira, jak i jego przeszłość, były dość ciekawym tematem. Tylko dlaczego nie mógł dostać obywatelstwa, skoro jego ojciec pochodził ze Stanów? – A ty? Nie tęsknisz za Stambułem? – spojrzenie zielonych tęczówek zatrzymało się na Fersnbym. Czy to endorfiny wywołane ruchem, czy wyglądał dziś wyjątkowo dobrze?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Po śladach? - uniósł brwi w... właściwie nie wiem czy mu zaimponowała, czy raczej wyczuł jak bardzo kłamie. Przyglądał się jej, uśmiechał półgębkiem i wreszcie zadał kolejne pytanie: - Czyli w jaki sposób byś to zrobiła? - zapędzał ją w ten przysłowiowy kozi róg, jeśli faktycznie nie miała na ten temat zielonego pojęcia. On na przykład nie miał i gdyby zgubił ją gdzieś w trakcie pieszej wędrówki, to jedyne co mógłby zrobić, to wezwać pomoc. O tyle, o ile z wysiłkiem fizycznym i orientacją w terenie radził sobie wyśmienicie, tak pewnych umiejętności nie posiadł i nawet nie zamierzał. Ale może jego żona jednak tak? Była dla niego zagadką, wciąż się jej uczył, wciąż poznawał, ciągle go zaskakiwała i szczerze? Wcale nie zdziwiłby się, gdyby uczestniczyła w najdziwniejszych z możliwych kursów - np. ręcznie robione mydła, szydełkowanie ubranek dla lalek z odzysku albo właśnie rozróżnianie ludzkich i zwierzęcych śladów po środku niczego. Jest szalona, co już zostało ustalone, więc spodziewał się absolutnie wszystkiego.
- Co? - parsknął śmiechem słysząc jak wymawia jakieś nieistniejące tureckie nazwiska. - Absolutnie kurwa nie - wciąż rozbawiony pokręcił głową, dotrzymując jej tempa w wędrówce. Mieli za sobą ledwie jedną trzecią dystansu, który musieli pokonać, ale o dziwo jeszcze ani razu nie pomyślał o tym, żeby ją zabić. Kto wie, może zrodzi się z tego całkiem dobra przyjaźń? Nie brał pod uwagę, że wyjść może cokolwiek więcej, to niemożliwe. - Mój ojciec jest czystej krwi amerykaninem. Teraz właściwie przesiąkł już Turcją na wskroś, ale pamiętam, że moi dziadkowie chcieli zabić mamę, kiedy przyprowadzała ojca, który nosił białe adidasy i koszulki polo właściwie zawsze - tak było, nie ściemniam. Ojciec Emira to pewnie stereotypowy amerykanin, który niegdyś zakochany w swej ojczyźnie na plecaku nosił naszywkę z flagą. Na szczęście dzisiaj nosi się tylko w garniaczkach. - Nie, raczej nie. Turcja to specyficzny kraj i o tyle, o ile w Stambule życie naprawdę poszło na przód, tak dookoła panuje niezmienna mentalność, która mnie przeraża. Jestem jednak pewien, że stolica by ci się spodobała. Turyści uwielbiają Stambuł, a Turcy ładne blondynki - niezamierzenie między słowa wplótł komplement odpowiadając na jej pytanie chyba nazbyt szczegółowo. Rozgadał się chłopak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie mogę ci tego opisać, bo wtedy też się nauczysz i stanę się bezużyteczna – grała na czas, wciąż prężnie idąc do przodu. Palce kurczowo zaciskała na szelkach plecaka. – W wielkim skrócie, trzeba umieć rozróżnić ślady zwierząt od tych ludzkich – przywołała słowa swojego ojca, który niegdyś interesował się tematyką survivalu. – Okej, kłamałam, wcale nie umiem czytać ze śladów. Może chciałam ci zaimponować – pozwoliła sobie na niewinny żart i przypieczętowała go zawadiackim uśmiechem. Wcale nie chciała, to jasne. A może jednak? Emir, choć na co dzień niebywale ją denerwował, miał w sobie coś, co przyciągało. Uśmiech, poczucie humoru. Gdyby tylko był zdatny do małżeńskiego życia, pewnie spojrzałaby na niego inny, bardziej romantyczny sposób. – Skąd miałam wiedzieć? Nigdy o tym nie mówiłeś – wprawdzie ona nie pytała. Chyba? Możliwe, że poruszyła ten temat na jednej z randek, ale najwyraźniej wypadło jej to z głowy. Od kiedy Morfi zaczął pojawiać się na jej występach w Smalls, czuła się gorzej i zdecydowanie mniej pamiętała. Z nieudawanym zaciekawieniem słuchała jego historii. Naprawdę. Interesowało ją to, chociaż próbowała udawać, że wcale nie ze względu na niego. – Więc jak ubierają się mężczyźni w Turcji? Wydawało mi się, że ich styl nie odstaje mocno od tego amerykańskiego. Chociaż… To pewnie było trzydzieści lat temu, prawda? – zielone tęczówki umiejscowiła na twarzy blondyna. – Może powinieneś kiedyś przedstawić żonę rodzicom w Stambule, huh? – nie oszukujmy się; doskonale wiedziała, że nie byłoby jej stać na taką wycieczkę. Przynajmniej nie teraz. Dopiero w tym momencie zaczęła się zastanawiać, czy jego ojciec i matka wiedzą, w jaki sposób udało mu się zostać w Stanach dłużej. Wprawdzie dał jej sto pięćdziesiąt tysięcy (połowę umówionej kwoty), ale równie dobrze mógł wyciągnąć pieniądze z funduszu powierniczego. Z Emirem to nigdy nic nie wiadomo. – Chciałabym wyjechać poza Amerykę – zatrzymała się i zwinnie weszła na jedną z wystających skałek. Tuż za nią jawił się piękny widok. – Zrób mi tu zdjęcie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zerkał na nią próbując zachować względną powagę, bo może naprawdę była skłonna zaskoczyć go jakąś umiejętnością, której sam nie posiadł, ale gdy wspomniała o rozróżnianiu ludzkich śladów od tych zwierzęcych po prostu uśmiechnął się rozbawiony. - Sugerujesz, że ktoś mógłby pomylić odcisk buta z kopytem jelenia? - i wcale nie musiała się przyznawać, że blefuje, bo rozgryzł to już przed jej wyznaniem. Teraz po prostu śmiał się z tego, że próbowała wmówić mu to w tak nieudolny sposób. - Musisz podszkolić się w tych niewinnych kłamstwach, jeśli chcesz mnie w jakiś sposób zaskoczyć, co nie zmienia faktu, że doceniam próbę zaimponowania mi - wcale, a wcale nie łechtał swojego ego, skądże znowu, nie myśl tak. Po prostu dodał dwa do dwóch - chciała czy nie, Emir wiedział, że w jakiś sposób chciała pokazać mu się z dobrej strony, a wyszło jak wyszło - też na plus, spoko. - Nie ulega wątpliwości, że jedną z niewielu zalet jakie masz - droczył się. - jest twoje wyszukane poczucie humoru - błysnął uśmiechem i zatrzymał się na moment, żeby zrobić kilka zdjęć krajobrazu. Co z tego, że albumie miał już kilkadziesiąt podobnych zdjęć - miejsce zachwycało za każdym razem tak samo. Przy okazji mała pauza w wędrówce sprzyjała nieco poważniejszym tematom, które właśnie poruszali. Warto wspomnieć, że gdyby Kiara była jakąś przypadkową osobą... na pewno nie pozwoliłby sobie na tak swobodną rozmowę, teraz jednak chodziło o ich przyszłość, więc powtarzał w głowie jak mantrę, że otwieranie się przed nią jest elementem gry, której się podjęli. Musieli się poznać lepiej. - W mieście wygląda to podobnie, ale są tacy... sztywni? Nie wiem jak to określić. Oni po prostu zawsze są ubrani jakby dokądś się wybierali, gotowi na każdą ewentualność, nic ich nie zaskoczy. Mój ojciec do tego nie pasował, tak jak teraz ja tam nie pasuję - wyjaśnił najlepiej jak potrafił, choć wcale nie zdziwiłby się, gdyby blondynka jednak go nie zrozumiała. - Pewnie powinienem. Wiedzą coś o tobie, nie powiedziałem im, że wzięliśmy ślub, ale wspominałem, że to planujemy - tak, prawdopodobnie powiedział rodzicom prawdę, bo o problemach z wizą wiedzieli, a co za tym idzie - jego matka rwała sobie włosy z głowy, zastanawiając się gdzie popełniła błąd w wychowaniu. - Nigdy nie byłaś poza Stanami? - zapytał, celując obiektywem w jej stronę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Odcisk pewnie nie, ale… Sposób połamania gałęzi? Kupę? Resztki pożywienia? – pokręciła z politowaniem dla samej siebie, bo nie miała pojęcia, o czym mówi. – Poddaję się – uniosła ramiona w geście kapitulacji, po czym dygnęła niczym prawdziwa księżniczka. – Do usług. Mam nadzieję, że urzędnicy też tak uważają – grunt to sprawić, aby twoje kłamstwo wyglądało wiarygodnie. – Ja nie jestem w stanie wymienić żadnej twojej zalety, ale jak coś przyjdzie mi do głowy, to dam znać – odgryzła się, bo przecież nie byłaby sobą, gdyby pozostawiła bez odpowiedzi słowa blondyna. Jedna z niewielu zalet. Przecież miała ich mnóstwo. Skrzyżowawszy ramiona na klatce piersiowej obserwowała sesję Emira; musiał naprawdę kochać to miejsce. Samo patrzenie na pasję, z jaką robił zdjęcia, napawało ją dziwnym ciepłem. Chyba jeszcze nigdy nie widziała, aby aż tak się w coś angażował. Pracował w budynku korporacji, więc nie miała pojęcia, jak wyglądają jego dni. Nigdy nawet nie pytała, czy lubi to, co robi. – Czyli mają swoje zasady. Przygotowanie na każdą ewentualność nie brzmi aż tak źle, ale rozumiem. To dziwne, że twoi rodzice zdecydowali się tam zostać. W Stanach mieliby pewnie o wiele więcej możliwości – nie znała kultury Turcji i tamtejszego rynku pracy, więc po prostu mówiła to, co jej się wydawało. Dawno temu, podczas wycieczki szkolnej do Los Angeles, poznała Damona, którego największym marzeniem było otwarcie sklepu z antykami właśnie w Stambule. Do dzisiaj zastanawiała się, czy udało mu się je zrealizować, choć dziwiła ją nietypowa fascynacja Turcją. – A czy wiedzą, że tak naprawdę nie jesteśmy razem? – uśmiechała się, odwróciła głowę w prawo, w lewo, uniosła ręce do góry, aby chwilę później wypiąć krągły tyłek. Pozowanie przychodziło jej wyjątkowo łatwo. – Mój ojciec nie wie. To złamałoby mu serce – zawsze chciał dla niej jak najlepiej, dlatego gdyby przyznała mu się do fałszywego ślubu, odczułaby nie tylko smutek mężczyzny, ale również jego gniew. Póki co żył myśląc, że pieniądze wygrała na loterii czy w innym miejscu, a z Emirem jest szczęśliwa. – Nie byłam – zeskoczyła z kamienia i ruszyła do przodu, machając dłonią w stronę blondyna. – Musimy się spieszyć, bo za jakiś czas zacznie się ściemniać – była jesień, dzień kończył się o wiele szybciej. – Wracając… Wycieczki poza Stany są drogie. Zawsze było coś ważniejszego do opłacenia i tak wyszło. Gdy tylko spłacę lekarstwa ojca, zamierzam gdzieś wyjechać. Między innymi dlatego odkładam pieniądze, z czego ty lubisz się pośmiać – nie chciała robić z siebie ofiary, ale musiał przyznać, że często zachowywał się jak snob i synek bogatego tatusia. Ona była przyzwyczajona do nieposiadania pieniędzy, dlatego na ten moment wydawanie ich nie przychodziło jej z łatwością. Naturalnym odruchem było chowanie gotówki w szufladzie i odkładanie większych kwot na konto oszczędnościowe. Przecież nie zostaną razem do końca życia, kiedyś będzie musiała wyprowadzić się z pięknego domu na Portage Bay. Starała się myśleć o takich rzeczach wcześniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie skomentował zaczepnej odpowiedzi Kiary, posłał jej tylko uśmiech i skupił się na zdjęciach, które najpierw robił rozpościerającym się wokół widokom, a później jej. Temat rodziny, chociaż nie był dla Emira niewygodny i nie miał problemu, by o nim rozmawiać, zazwyczaj nie wychylał się na główny plan. Tymczasem blondynka potrafiła tak sprawnie prowadzić rozmowę, że właściwie bez jakichkolwiek nacisków... mówił, opowiadał, zwierzał się. - W razie gdybyś nadal miała problemy przed znalezieniem moich zalet, to wypiszę wszystkie na kartce i podrzucę ci w nocy do sypialni - celowo użył słowa sypialnia i noc w jednym zdaniu, uśmiechając się, gdy je wypowiadał - oczywiście z przekąsem. Byli całkiem nieźli w przerzucaniu się złośliwościami albo żartami, które mimo wszystko były zabarwione jakimś przytykiem. Czy się obrażali? Nie. Przynajmniej Emir nie miał najmniejszego problemu z tym, że Kiara wytykała mu różne rzeczy; przyjmował to z uśmiechem na twarzy i albo się odgryzał albo odchodził bez słowa. - Oczywiście, że Stany dają większe możliwości, ale uparli się, żeby zostać tam - nie wiedział dlaczego, nie zagłębiał się w tym, tak było i nie drążył tematu - czy to wina ojca, czy matki. Tęsknił za nimi odrobinę, ale nie z przesadą, chyba po prostu przywykł do życia jakie prowadził z dala od rodziny w pojedynkę. - Pewne się domyślają. Nie wiem, Kiara, nie powiedziałem im tego wprost, ale tak rychły ślub na pewno dał im do myślenia - wzruszył obojętnie ramionami. Blondynka miała bliższą relację z ojcem, Emir nie przywiązywał do tego takiej wagi. Gdy zaś poruszyła kwestię odkładania pieniędzy i wydawania ich... po prosu zamilkł. Ne krytykował jej, nie pochwalił, po prostu zachował się jak robot i ruszył na przód. - Chodź - ponaglił, bo zbliżali się już do punktu końcowego ich wędrówki, który niedługo później osiągnęli.

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<- z podróży

Mathilde nie zdawała sobie sprawy, w jaki wojenny plac przekształcały się jego chaotycznie krążące myśli - ostatkiem sił utrzymywał własną armię przed dezercją. Nie mogła wiedzieć, że pragnął podążyć prosto za jej melodyjnym głosem; do zielonego spojrzenia (choć na sekundę przed pocałunkiem widział jak tańczyły w nim też inne barwy - brąz jakby otulający źrenice)... och, do malinowych ust. I to pragnienie - niewłaściwe, nierozsądne, nie... - rozdzierało go od środka, byle dać ujścia tłamszonym przez rozsądek uczuciom. Zniecierpliwiony wystukiwał palcem o kierownicę rytm piosenki; nieświadomie go przyśpieszając i tym samym wypadając z jego ram zamkniętych na pięciolinii. A może była tego świadoma?
Zaparkował na średnio zapełnionym parkingu, ledwo powstrzymując się od westchnięcia pełnego ulgi, gdyż wreszcie wyswobodził się z powypadkowej ostrożności i nic nie powstrzymywało Lance'a od skupienia się wyłącznie na jej osobie - nawet cichy głosik upominający go o własnej głupocie. Każda przebyta mila ze wzrokiem zaklętym na drodze przed nimi była warta emocji malujących się na twarzy Mathildy - kojące ciepło rozchodzące się spod żeber po lewej stronie klatki piersiowej. - Mogło być gorzej? - rzucił z tańczącymi iskierkami rozbawienia w oczach, kiedy po wyłączeniu silnika ruszył w ślad za nią. Sam również podążył spojrzeniem ku zieleni - tym razem nie jej oczy - kiedy wysunął się z ciepła wprost na szczypiący mróz. Nawet powietrze smakowało inaczej; życiem i wolnością przemieszczającą się wraz z wiatrem wśród kołyszących się gałęzi drzew. Przed zatrzaśnięciem za sobą drzwi, nachylił się jeszcze, by sięgnąć po nieszczęsną czapkę spoczywającą na tylnym siedzeniu - najzwyklejsza ciemnoszara, którą teraz niechętnie nasunął na chaotycznie poskręcane czarne pasma włosów. Zatrzymał się na moment z dłonią na otwarciu od bagażnika - gryzła go pewna myśl, nad którą zawzięcie rozmyślał od czasu, kiedy padło to pytanie. Czy tak właśnie było? Dostrzegał w Mathildzie wyłącznie inspirującą tragedię ze szmaragdowym spojrzeniem spisanym wierszem? W zawiłości wszystkiego, co czuł do niej zdołał nakreślić jedną rzecz - niewątpliwie niosła w sobie nieokiełzaną sztukę, lecz to nie z tego powodu tak desperacko pragnął obecności Tildy. - Nie ukrywam, że cierpienie nęci artystów... - zaczął niepewnie, po części przyznając rozmówczyni rację. Jednakże w odczuciu Lancelota była to prędzej nić porozumienia, która przypadkowo połączyła dwie zagubione dusze. - ...lubię Cię nie tylko za to - Za wszystko inne, byle nie smutek wybijany przez serce - ta melodia niepokoiła, choć łączyły go z nią wyłącznie dwa spotkania i nie powinien porywać się do przyjmowania ciężaru zmartwienia na własne barki. Dłoń Lance'a nieznacznie drgnęła, jakby chciała odszukać drogi do splecenia się z palcami Mathildy. Poparcia słów tak prostym gestem, a zarazem zbyt skomplikowanym w ich nienazwanej relacji.
Odsunął się na półkroku w tył, by następnie sprawnie podnieść klapę bagażnika. - Nie sądzę, że uda się nam dotrzeć na szczyt... nie ryzykowałbym przy takim śniegu. Przejdziemy się tyle, ile zdołamy? - sięgnął do ciemnego plecaka, wyciągając z bocznej kieszeni mapę parku, na której już wcześniej delikatnie naniósł ich potencjalną trasę. Wprawdzie kusiła go wizja spontanicznej wędrówki górskimi szlakami, ale pod jego przewodnictwem skończyłaby się błądzeniem do kolejnego wschodu słońca - jeśli oczywiście przeżyliby mroźną noc w dziczy. Przezornie sprawdził wnętrze własnego pakunku; apteczka, ciepłe napoje, jedzenie, dodatkowy sweter (przyda się, gdyby jednak wylądował w zaspie za swoje śmiałe zachowanie) i jakiś zestaw survivalowy wciśnięty mu przez sprzedawcę przy kasie. - Jeśli masz coś ciężkiego, to mam jeszcze miejsce w plecaku... - nie zamierzał przy tej propozycji nakreślić im stereotypowych granic; to ona właśnie wkraczała w swój żywioł - szumiący lasem i wodospadami rozbijającymi się o kamienie.
  • I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
    I am, I am, I am.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy tylko wysiadła z samochodu musiała - och, musiała - na chwilę zamknąć oczy. Na moment wyłączyć z równania zmysł wzroku po to, żeby silniej odczuć miejsce, w którym się znaleźli, całą gamą pozostałych; czuła zimne, świeże powietrze, przecinające płuca jak bezlitosny szpikulec lodu, zapach igliwia opadającego czasem z matczynych gałęzi pod naporem śnieżnego ciężaru i żywicy znaczącej krwistą ścieżką brzozową korę. Ale, co najważniejsze, nie słyszała nic. Po wycięciu szumu brzęczących gdzieś w oddali głosów pojedynczych wędrowców i wznoszących się nad czubki drzew sporadycznych ptasich krzyków to miejsce brzmiało najbardziej kojącym dźwiękiem na całym świecie - absolutną ciszą. Ciszą pozbawioną wiecznie słyszalnego w sercu miasta buczenia silnika, trzasku otwieranych i zamykanych okien, sygnałów ostrzegawczych karetek mknących do gasnącego życia, wrzasków par rozstających się na środku chodnika i nawoływań ulicznych sprzedawców, skrzypienia kół dziecięcych wózków pchanych jednostajnym ruchem przez znudzone matki. Było to dziwne uczucie, przez pierwszą chwilę wręcz niekomfortowe - stać (znów) w przestrzeni dźwiękoszczelnej. Zapomniała już, że istnieją miejsca, w których nie było się przez cały czas dźganym milionem zewnętrznych bodźców. Czuła się trochę tak, jakby była pijana - tą ciszą, tym powietrzem, tym zapachem. Tym, że on był obok. Kręciło jej się w głowie.
- Muszę przyznać, że sprawiłeś się całkiem nieźle - bąknęła tylko, otwierając w końcu oczy, bo jak wytłumaczyć mu euforię, która rozlewała się teraz po całym jej ciele, od stóp zamkniętych w ciężkim opakowaniu butów aż po rumieniec wykwitły na czole? Miała nadzieję, że wyczyta wszystko z jej spojrzenia, którym obdarzyła go teraz: to, że cholernie mu dziękuje, że w tym momencie - jedna chwila wyrwana ze szponów czasu - jest szczęśliwa.
- Jest pięknie - dodała po krótkim zawahaniu, wyciągając z samochodu plecak i zarzucając go sobie na plecy. Kończyny wyrywały jej się już do odkrycia, po kawałku, całego terenu, który miała teraz w zasięgu wzroku; czuła stare, znajome podekscytowanie wędrówką i to nienazwane uczucie, że jest się ostatnim człowiekiem na ziemi.
- A za co, w zasadzie, mnie lubisz? Tak naprawdę nawet się nie znamy. Nie wiesz jak mam na nazwisko ani gdzie mieszkam. Może skrywam jakieś przerażające tajemnice? Skąd możesz mieć pewność, że nie jestem jakimś zbrodniarzem? Albo zwariowaną fanką w ukryciu, która zamierza upić cię herbatą z rumem a potem wykorzystać, żeby móc pochwalić się na literackim forum? - droczyła się z nim, zawiązując na szyi szalik. Uśmiechnęła się lekko widząc, jak nakłada na głowę czapkę z widoczną niechęcią, odzwierciedlającą się w skrzywieniu ust. Musiała przyznać, że wyglądał pociesznie.
- Tak. Nie wiem jak z moją kondycją, skoro od czasu przeprowadzki do Seattle mój jedyny codzienny trening to wędrówka od łóżka do ekspresu z kawą - miała jednak nadzieję, że zastałe mięśnie przypomną sobie zasady działania i nie pozwolą jej opaść z sił po przejściu kilku kroków. Choć wizja rozłożenia się na śnieżnej połaci i patrzenia w czyste niebo do momentu, kiedy ciało zupełnie stwardnieje z zimna, też nie wydawała jej się taka zła.
- Nie, dziękuję. Najcięższy jest termos, ale sądzę, że szybko go opróżnimy - skierowała spojrzenie w kierunku wzrastającej nad horyzontem góry, której czubek niknął gdzieś w puchu ospałych, białych chmur, i znowu przebiegły ją dreszcze ekscytacji.
- Idziemy? - bezwiednie wyciągnęła w jego kierunku dłoń zanim zdążyła pomyśleć, że to niestosowne i powinna szybko schować ją do kieszeni kurtki.
Za bardzo chciała, żeby ją złapał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To miejsce tętniło innym rodzajem życia; oderwanym od miasteczkowego pędu między betonowymi górami i potokami zakorkowanych ulic. W pierwszym zetknięciu z tak odmienną rzeczywistością poczuł się przeraźliwie malutki - skurczył się nagle do rozmiarów płatka śniegu, który błyskawicznie roztopiłby się w zetknięciu z ciepłą skórą. Trwało to chwilę - przytłoczenie z punktu widzenia maluczkiego śmiertelnika bezkresnymi lasami. Nie wytężał umysłu w nierównej walce z niepamięcią, by wyrwać z zapomnienia wspomnienia wędrówek w tej nieokiełznanej wolności. Bez wyrzutów sumienia po prostu trwał w chwili, którą zamierzał przeżyć po raz pierwszy - bez względu na nieprawdziwość tego stwierdzenia. Tak samo jak każdą z kolejnych niebawem oddaną górskim szlakom oraz tej nieznajomej.
- Obiecałem, nieprawdaż? - podsumował krótko swoje osiągnięcie, bo inaczej nie nazwałby wyrwania Mathildy z kajdan królestwa drapaczy chmur i wskazaniu ścieżki powrotu do jej azylu. Przyglądanie się jak jej oczy nagle jaśnieją, było nieporównywalne do żadnego innego przeżycia. Czyż tak właśnie wyglądał człowiek wyrwany z letargu? Z całych sił zapragnął utrwalić ten moment w pamięci, tak by nic nie było w stanie wyrwać go jak pozostałych wspomnień z jego umysłu. - A Twoje nazwisko coś w tej materii zmienia? I założyłbym się, że każdy skrywa gdzieś w głębi takie tajemnice. Niektórzy po prostu zabierają je ze sobą do grobu. - Wcześniej nie przeszło mu przez myśl, że powinien na własną rękę odszukać tak podstawowych informacji o niej. Znał jej imię i to, co dostrzegł w niej podczas dwóch spotkań - za wcześnie na wyciąganie wniosków? - Wykorzystać? Po herbacie z rumem? Że też wcześniej nie domyśliłem się, z jakim łotrem mam do czynienia... ale chyba zaryzykuję, wiesz? Pokonać taki kawał drogi... - roześmiał się, gdy w myślach spróbował obsadzić ją w roli czarnego charakteru tej powieści spisywanej przez nich samych. Dopinając ostatnie kieszenie plecaka, zamyślił się na dłużej - potrafił odpowiedzieć na jej pytanie? Lubił to wszystko, co składało się na nią i uczucia, jakie w nim rozbudzała - rozmowy, dotychczas poznane skrawki przekonań, uśmiech, spojrzenie oraz pasję artysty. I pocałunek złożony na jego ustach. - Czasami trudno wyrwać jedną cechę decydującą o cudzej sympatii. I faktycznie... nie znamy, lecz tak samo nie znam całej mojej rodziny. Ty po prostu jesteś taka... prawdziwa w byciu sobą? A nie osobą, którą chciałbym widzieć... albo lubię, gdy ktoś z zaskoczenia oślepia mnie fleszem - zażartował, kiedy temat niebezpiecznie zbliżał się do granicy jego obaw. Lance od powrotu ze szpitala trzymał wszystkich na dystans, niezdolny do określenia intencji otaczających go osób. Co takiego kryło się za ich uśmiechami? Zamęczał się rozważaniami o każdym wypowiedzianym przez nich słowie - ile z nich szło prosto z serca, a ile było wytworem starań dopasowania się w ramy oczekiwań Lancelota?
Narzucił plecak na plecy, by zaraz sprawnie zamknąć bagażnik, a kluczyki od samochodu schować w kieszeni z zamkiem błyskawicznym. Nie spodziewał się tego, co ujrzał w orbicie swojego wzroku, kiedy podążył za głosem Mathildy. Wyciągnięta dłoń - och, czemuż to przyśpieszający rytm serca był tak bardzo nieodpowiedni? - Oczywiście... - zawahanie trwało od jednego do drugiego uderzenia serca w jego klatce piersiowej - czy właśnie wpadał w pułapkę? Po zetknięciu skóry ze skórą zniknie wraz z podmuchem wiatru? Bo niczego innego nie pragnął tak jak jej obecności w tej wędrówce... i poza nią. Jednakże przepadł w tym gąszczu uczuć o wiele wsześniej - teraz wyłącznie podążał tego szlakiem. Splótł palce Mathildy z własnymi, zdając sobie sprawę, że w każdej chwili mogła wyswobodzić własną dłoń z tego nieoczekiwanego splotu. Porażony chwilą już prawie otwierał usta, by skierować ku niej pytanie - nie uciekniesz? Sekundę później otrząsnął się z tego zaklęcia trzymającego go w bezruchu. Była - Możemy zrobić dłuższy postój przy Tipsoo Lake... - Ruszyli przed siebie wraz z melodią trzeszczącego śniegu pod butami, a trzymanie jej drobnej dłoni wydawało się czymś wielce naturalnym - niczym oddychanie! Czy w obydwu przypadkach po pozbawieniu go tego nie potrafiłby dalej żyć? - Mathilde Smith, Mathilde Ratting, Mathilde Cartland? - powinien wcześniej zapytać, choć było to kolejnym stopniem na schodach zakazanej ciekawości.
  • I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
    I am, I am, I am.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mieli szczęście, że tu, na miejscu, pogoda była dla nich jednak łaskawa - zamiast zawiesistych śnieżnych zamieci u stóp góry powitało ich słońce, wyzierające nieśmiało zza porwanych konturów chmur. Byłaby wściekła - i rozczarowana - gdyby dojechali wreszcie do celu i musieli od razu ruszyć w drogę powrotną; górskie wspinaczki zimą w białej burzy były może wyzwaniem dla himalaistów, ale dla nich, sportowców bardzo przeciętnych, raczej byłyby ryzykiem nie do podjęcia. Powietrze było jednak klarowne, choć lodowate, więc wędrówce nie stało na przeszkodzie nic - za co Tilde dziękowała teraz gorąco w duchu bóstwom odpowiedzialnym za wskaźniki pogodowe.
- Obiecałeś. Ale nie wszyscy ludzie dotrzymują przyrzeczeń... więc jestem mile zaskoczona - niektóre przysięgi, zwłaszcza te najważniejsze, czasem można było złamać bardzo lekko.
Powinna wiedzieć o tym najlepiej - właśnie to przecież robiła.
Nieustannie usprawiedliwiała się tym, że jej małżeństwo jest już w zasadzie... martwe, że nie ma tam nic do odratowania - same popioły. Ale, o czym nieprzyjemnie przypominał jej brzęczący głosik sumienia, w takim razie dlaczego nie kończyła go oficjalnie, wymazując istnienie zaobrączkowanego stanu cywilnego w zajmującej się tym kancelarii? Na co jeszcze czekała? Przekroczyła już nienaruszalną granicę, kiedy jej wargi zetknęły się z ustami Lance'a, a teraz dalej igrała z własnym poczuciem moralności, będąc z nim tutaj. Kilka tygodni temu nie byłaby w stanie powiedzieć, że będzie do tego zdolna.
- Racja. Zabranie ich do grobu wydaje się najprostsze. Chociaż nie wiem, czy wytrzymam jeszcze tyle lat, bo wcale mi się nie spieszy do wiecznego wylegiwania się pod ziemią - wzruszyła ramionami, nieznacznie mrużąc oczy od słonecznego światła, które akurat zdołało przebić się zza chmurnej bariery. - A Ty? Jakie sekrety kryje w sobie Lancelot Hannigan?
Pewnie nie pamiętał - hihi - ale warto było spróbować. Ukradkiem rzuciła mu zaciekawione spojrzenie; chciała dowiedzieć się o nim czegoś schowanego przed większością świata, czegoś intymnego. Kolekcjonowała wszystkie rzeczy, które o nim wiedziała - jak wyjątkowo cenne skarby.
- W takim razie dzięki bogu, że byłam pierwszą fotografką na twojej drodze, bo inaczej z pewnością byłbyś tu teraz z inną dziewczyną umiejącą obsługiwać aparat - uśmiechnęła się lekko, poprawiając plecak na grzbiecie. W środku, oczywiście, był schowany i stary nikon, przechowywany specjalnie na okazje, kiedy nie mogła taszczyć ze sobą ciężkiego sprzętu, a jednocześnie była pewna, że nadarzy się szansa uchwycenia na fotografii czegoś pięknego.
- Hej, właśnie. Może zdjęcie na drogę? - spojrzała na niego pytająco, sięgając do odpowiedniej kieszonki po aparat. Nie czekając na odpowiedź nacisnęła spust migawki, uwieczniając nieco zdezorientowanego Lance'a w przydużej czapce na tle ośnieżonej góry. Potem obróciła obiektyw i zrobiła też zdjęcie sobie - chciała zachować ten moment na zawsze. Chwilę, w której była stuprocentowo, czysto szczęśliwa.
Zdarzało się to tak rzadko, że potrzebowała materialnego dowodu.
Serce zadrżało jej przez sekundę jak motyle skrzydło kiedy chwycił jej dłoń - ciężar już jej znany, a jednak wciąż stanowiący szok dla organizmu. Wbrew zdrowemu rozsądkowi nie wysunęła palców z tego niebezpiecznego splotu; pozwoliła ich rękom złączyć się, oddechom mieszać w mroźnym powietrzu. Nieostrożnie stawiała kolejne kroki w harmonii ze śladami, które na śnieżnym puchu zostawiał Lance; czuła lodowate słońce omiatające zaróżowione policzki i płucną euforię z powietrza niezabarwionego spalinami. Chciała wcisnąć wieczną pauzę, schować ten moment w najgłębszej kieszeni.
- Już tak się zmęczyłeś, że myślisz o postoju? - zażartowała, chociaż tak naprawdę chętnie zatrzymałaby się gdzieś za chwilę żeby w spokoju stracić kwadrans na obfotografowanie krajobrazu. - Pudło. Chociaż Mathilde Cartland brzmi całkiem doniośle, może powinnam zażyczyć sobie aktualizacji?
Ucichła na moment, dziękując sobie w duchu, że nigdy nie przyjęła nazwiska Charliego. Uważała, że to część jej tożsamości, z której nie powinno obdzierać jej małżeństwo (cała ta kwestia zmiany swojej identyfikacji pod dyktando męskiego pierwiastka wydawała jej się okropnie przestarzała).
- Mathilde Moreau. Miło mi cię poznać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On też, lecz nie zamierzał złamać obietnicy danej Mathildzie - nie tej... a jeśli nadejdzie, to i następnej? - Jakie są to więc tajemnice, że nie dałabyś rady utrzymać ich brzmienia? - Zapewne nie powinien oczekiwać, iż niespodziewanie odkryje przed nim własne karty rozdane jej przez los. W tym momencie ciekawość Lancelota zaspokoiłby nawet cień informacji - krok po kroczku. Czy za to on posiadał w sobie coś zaskakującego? - Najpowszedniejsza rzecz zyskuje urok, gdy się ją zachowuje w tajemnicy. - zacytował z tajemniczym uśmiechem malującym się na jego twarzy smaganej chłodnymi podmuchami. Cytat wręcz sam wpadł mu w ręce, gdy gorączkowo przeglądał stosy książek w poszukiwaniu kolejnych listów - niestety natrafił tylko na sekrety Doriana Greya, nic poza tym. Żadnej wskazówki nakierowującej go na odpowiedni tor prowadzący do zagadkowej relacji rodzica z synem. I im mniej zdawał się z tego rozumieć, tym mocniej pragnął dotrzeć do prawdy - kosztem czego? Dokładnie dobierane słowa mężczyzny zatruwały umysł Lancelota, a on sam nie wiedział kiedy dotrze do śmiertelnej dawki; oczekiwał jego przegranej? - Nie doszukałem się jeszcze wspomnień mrożących krew w żyłach... ale pamiętasz może, jak wspomniałem Ci o moim ojcu? Nikt z bliskich poza mną nie wie o listach od niego... ale nie potrafię im powiedzieć, bo istniał jakiś powód tej tajemnicy, prawda? W dodatku on chyba... - ...umiera? Czyż nie to wyczytał między linijkami starannego ojcowskiego pisma? Drugie dno chowające się za słowami przesiąkniętymi niepokojem człowieka zbliżającego się do kresu własnego życia. Wariował - wciągał go w kolejną psychologiczną gierkę czy wysyłał zaszyfrowane sos? - Nie jest to chyba zbyt radosna tajemnica - Och, gdyby tylko zdołał wzruszeniem ramion strzepnąć ponure myśli z zakątków własnej duszy! W dodatku ten dzień miał być inny - szczęśliwy, którego nie zniweczą Mathildzie jego smętne rozważania. Wbite w czubki butów spojrzenie, przeniósł z powrotem ku zaróżowionej od mrozu twarzy rozmówczyni. - Nie, nie sądzę. Zapewne to zauważyłaś... byłem naprawdę negatywnie nastawiony do całej tej sesji fotograficznej. Ale pojawiłaś się Ty... nie nikt inny i również z nikim innym nie szedłbym szlakiem w poszukiwaniu dzikiej wolności - Gdyby tylko mogła zobaczyć się jego oczami! Tajemnicę montańskich lasów kryjącą się w zieleni jej tęczówek, czekoladowe włosy opadające gęstą kaskadą na ramiona... - Co... - znowuż padł ofiarą zdjęcia z zaskoczenia; coś, co najpewniej nigdy nie miało ulec zmianie - nieważne na jak długo zostało im to rozpisane na osi czasu. Wywrócił oczami, nie walcząc z uśmiechem wkradającym się w kąciki jego ust. - Liczę, że dostanę kopię nie tylko utrwalenia moich odmrożeń i upadków... - jej zdjęcia, Lancelocie? Stłumił śmiechem tę irracjonalną myśl, która nigdy nie powinna zagościć mu w umyśle - nie w tym uczuciowym położeniu; niewiadomych związku, w którym nadal się znajdował. A jednak dostrzegając uśmiech szatynki, upewnił się w tym jak wielce się myliła - nie lgnął wyłącznie do nostalgicznej i cierpiącej duszy. Bijące szczęście z oczu Mathildy ogrzewało go w ten mroźny dzień niczym promienie słońca wyglądające za chmur - jeszcze nieśmiało jakby zaskoczone własną mocą.
Jej drobne palce pozostawały nadal splecione z jego - tempo wędrówki niewątpliwie nie było powodem przyśpieszonego rytmu wybijanego przez serce pisarza. Koniuszkiem kciuka pogładził zewnętrzną część dłoni Mathildy, upojony bliskością, jaką dzielili. - Myślałem bardziej o kontemplacji przyrody bez pośpiechu... ale tego drugiego również nie wykluczam. Kto wie, może będziesz zmuszona porzucić mnie gdzieś na szlaku i samotnie walczyć o przetrwanie? - żartował już z odrobiną dramatyzmu w głosie, jakby naprawdę porywali się co najmniej na zdobycie ośmiotysięcznika. Pierwsze w tym życiu wspomnienie o smaku beztroski, gdy z błogim uśmiechem wędrował od leśnej zieleni do tej pod wachlarzem rzęs.
Mathilde Moreau - powtórzył po niej w myślach, z namaszczeniem wypowiadając bezgłośnie każdą sylabę. - Ładnie... to francuskie nazwisko, prawda? Zdecydowanie nie powinnaś go zmieniać - Czy coś jeszcze się za nim kryło? Rodzinny sekret przekazywany z pokolenia na pokolenie - od samego nestora rodu po przekroczeniu magicznego wieku. W takich sprawach wyobraźnia Hannigana gnała przed siebie między pagórkami barwnych historii. Obojętnie - był szalenie ciekaw każdej drobnostki na temat Mathildy.
  • I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
    I am, I am, I am.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Rainier National Park”