WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Tak, są razem – przyznała, nie do końca pewna czy to dobrze czy źle. – Właściwie to Isaac się ostatnio oświadczył, pewnie w przyszłym roku wezmą ślub. Jest dla niej naprawdę dobry, chociaż wiesz, że uwielbiam Alexa – wzruszyła delikatnie ramionami. Tak, Alex był jej zdaniem świetnym facetem i trochę nie rozumiała złości Meg o to zdjęcie Alexa i Connie. Chociaż w sumie gdyby zobaczyła takie fotki kilka dni po wystąpieniu o rozwód z Jacksonem tez pewnie dostałaby piany. – Zmieniłam specjalizacje. Na pediatrię. Chyba wolę pracować z dziećmi – powiedziała, uśmiechając się przy tym mimowolnie. Sarah zdecydowanie była urodzonym rodzicem, matką i ta potrzeba kontaktów z dzieciakami czasami zżerała ją od środka, a na adopcje musiała jeszcze kilka tygodni poczekać. Po za tym, chirurgia w gruncie rzeczy nigdy jej nie kręciła.
– Właściwie… Max mógłby tu przyjechać gdyby chciał. Wiem, że Sporo studentów z Harvardu organizuje przyjazdy na Florydę. Mógłby się tu zatrzymać – zaproponowała, odrobine niepewnie bo nie była pewna czy jakikolwiek kontakt między nimi byłby w porządku. Bardzo trudna była w zasadzie ta sytuacja, bo jeśli nie byli razem to chyba nie powinna utrzymywać z jego dziećmi kontaktu. Przynajmniej tak się jej wydawało. Teoretycznie bliskość Jacksona pomagała, a jednocześnie utrudniała jej racjonalne myślenie. Najchętniej by się na nim teraz uwiesila a gdzieś wewnętrznie się tego obawiała. Okropnie się w tym momencie rozstroiła emocjonalnie.
– Przecież to nie mija tak po prostu – stwierdziła, patrząc mu prosto w oczy. Zawsze mijało gdy poznawała kogoś innego ale teraz nie chciało. Jakby ją do siebie przypiął. Wysłuchała go w ciszy, pociągając co jakiś czas nosem i zaczynajac się powoli uspokajać. – Też za nimi tęsknię – na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Często siadała wieczorem na tarasie, piła i wino i o nich myślała. O nich wszystkich, z Connie włącznie. To trochę głupie, że tęskniła za życiem którego jednocześnie nienawidziła. Jakoś mimowolnie przesiadła się z krzesła na jego kolana, teraz już w ogóle się w niego wtulając, niemal jak koala.
– A co z dzieckiem? Tak czy siak ją adoptujemy? – nie mogła teraz tej dziewczynki po prostu zignorować, nawet jeśli papiery były dopiero w trakcie przygotowań i właśnie zajmie to kilka miesięcy. Już ją kochała choć miała ją w ramionach ledwie raz. – Będę musiała jeszcze porozmawiać z Megan, nie wiem czy powinnam ją tu zostawiać, No i Jason. Z Reedem sobie jakoś poradzę… – zaczęła się nad tym na głos zastanawiać. Powinna od razu zadzwonić do Megan, nim cokolwiek mu odpowie, bo zdanie siostry interesowało ją najbardziej na świecie (choć to głupie), ale nie mogła się ruszyć z miejsca. – Przecież jeśli to nie ty podpisałeś papiery, to nawet nie są ważne – szepnęła, muskając nosem jego policzek. Prawnikiem nie była, ale to chyba dość oczywiste :lol: – Przepraszam, że w Ciebie nie wierzyłam – dodała, oplatając ramionami jego szyję i opierając się czołem o jego czoło. Coś w tym było – może faktycznie zbyt łatwo uwierzyła, że mógłby tak po prostu ją zostawić?

autor

Gość

Post

– Wiem – wzruszył ramionami, szczerze mając ochotę iść za płot i po prostu spuścić Isaacowi wpierdol, ale nie był już tym człowiekiem, a przynajmniej w ten sposób sobie to wszystko tłumaczył. Odetchnął głęboko, bo pewnie jednak o zdjęciach ani o pocałunku z Cons ani Alex ani Connie nie wspominali, bo wtedy to już w ogóle by nie dał nikomu spokoju. :lol: – Och, to świetnie, S. naprawdę się cieszę. A co z fundacją? Nadal działa? – uniósł brwi, bo wiedział, że ta inicjatywa była ważna dla kobiety i w jego oczach było widoczne szczere zainteresowanie. Zresztą, co do zmiany specjalizacji, to wydawało mu się to naprawdę wspaniałe, bo zawsze widział ją bardziej w pracy z dziećmi. Widział, jak cudownie sobie z nimi radziła.
– Max właściwie przeniósł się do Seattle. Connie zgodziła się, żeby mieszkał z Vittorią, ale nie pozwoliłaby się jej przenieść na drugi koniec kraju. Na razie zawiesił studia, ale chyba go to nie do końca interesuje. Wydaje mi się, że chyba wolałby robić coś innego. Vittoria natomiast strasznie czeka, bo składa papiery na medycynę – uśmiechnął się – Właściwie to chcieli wyjechać tutaj na wiosenną przerwę, więc jeśli byś miała ochotę ich zobaczyć, to sądzę, że chętnie by tu przyjechali – dodał jeszcze, bo nie było tajemnicą, że dziewczyny świetnie się dogadywały. Gdy tak przesadła się na jego kolana i zaczęła się uspokajać, to objął ją mocno w pasie i zaczął delikatnie palcami gładzić jej talię.
- Zawsze możesz się do nich odezwać – podsunął zgrabnie z delikatnym uśmiechem – Jeśli byś chciała nas odwiedzić, to też zapraszamy – dodał pospiesznie, bo przecież mogła przyjechać. Pokój zawsze się znajdzie, nie? Pokiwał głową.
– Oczywiście, będzie nasza. Hayley zawsze chciała siostrę – uśmiechnął się szerzej - A Max przecież uwielbia dzieci – dodał jeszcze, bo dodawanie, że Vittoria również, było bez sensu, bo to oczywista oczywistość, nie? Sam Jackson też zamierzał być więcej w domu i na pewno chciał się poświęcić wychowaniu córek i ogólnie pielęgnowaniu domowego ogniska. Westchnął jednak, gdy wspomniała o Megan.
– S, rozumiem, że nie chcesz jej zostawiać, ale ona ułożyła sobie życie. Ma Isaaca, Jasona… Możesz tu zawsze przylatywać, ale ona za ciebie życia nie przeżyje. Nie naciskam na to, żebyś wróciła, ale jeśli tego chcesz… Nie pozwól, by coś cię powstrzymało, bo twoje szczęście też jest ważne. I chociaż raz postaw na pierwszym miejscu swoje potrzeby, nie innych – poprosił ją, głaszcząc policzki kciukami i uśmiechnął się nieznacznie, bo autentycznie miał nadzieję, że w ten sposób postąpi. – Przepraszam, że tak długo mi zajęło odnalezienie ciebie – odpowiedział cicho i delikatnie, nienahalnie musnął jej usta swoimi. – Kocham cię – wyszeptał, by zaraz już złożyć na jej ustach czuły pocałunek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Wiem – wzruszył ramionami, szczerze mając ochotę iść za płot i po prostu spuścić Isaacowi wpierdol, ale nie był już tym człowiekiem, a przynajmniej w ten sposób sobie to wszystko tłumaczył. Odetchnął głęboko, bo pewnie jednak o zdjęciach ani o pocałunku z Cons ani Alex ani Connie nie wspominali, bo wtedy to już w ogóle by nie dał nikomu spokoju. :lol: – Och, to świetnie, S. naprawdę się cieszę. A co z fundacją? Nadal działa? – uniósł brwi, bo wiedział, że ta inicjatywa była ważna dla kobiety i w jego oczach było widoczne szczere zainteresowanie. Zresztą, co do zmiany specjalizacji, to wydawało mu się to naprawdę wspaniałe, bo zawsze widział ją bardziej w pracy z dziećmi. Widział, jak cudownie sobie z nimi radziła.
– Max właściwie przeniósł się do Seattle. Connie zgodziła się, żeby mieszkał z Vittorią, ale nie pozwoliłaby się jej przenieść na drugi koniec kraju. Na razie zawiesił studia, ale chyba go to nie do końca interesuje. Wydaje mi się, że chyba wolałby robić coś innego. Vittoria natomiast strasznie czeka, bo składa papiery na medycynę – uśmiechnął się – Właściwie to chcieli wyjechać tutaj na wiosenną przerwę, więc jeśli byś miała ochotę ich zobaczyć, to sądzę, że chętnie by tu przyjechali – dodał jeszcze, bo nie było tajemnicą, że dziewczyny świetnie się dogadywały. Gdy tak przesadła się na jego kolana i zaczęła się uspokajać, to objął ją mocno w pasie i zaczął delikatnie palcami gładzić jej talię.
- Zawsze możesz się do nich odezwać – podsunął zgrabnie z delikatnym uśmiechem – Jeśli byś chciała nas odwiedzić, to też zapraszamy – dodał pospiesznie, bo przecież mogła przyjechać. Pokój zawsze się znajdzie, nie? Pokiwał głową.
– Oczywiście, będzie nasza. Hayley zawsze chciała siostrę – uśmiechnął się szerzej - A Max przecież uwielbia dzieci – dodał jeszcze, bo dodawanie, że Vittoria również, było bez sensu, bo to oczywista oczywistość, nie? Sam Jackson też zamierzał być więcej w domu i na pewno chciał się poświęcić wychowaniu córek i ogólnie pielęgnowaniu domowego ogniska. Westchnął jednak, gdy wspomniała o Megan.
– S, rozumiem, że nie chcesz jej zostawiać, ale ona ułożyła sobie życie. Ma Isaaca, Jasona… Możesz tu zawsze przylatywać, ale ona za ciebie życia nie przeżyje. Nie naciskam na to, żebyś wróciła, ale jeśli tego chcesz… Nie pozwól, by coś cię powstrzymało, bo twoje szczęście też jest ważne. I chociaż raz postaw na pierwszym miejscu swoje potrzeby, nie innych – poprosił ją, głaszcząc policzki kciukami i uśmiechnął się nieznacznie, bo autentycznie miał nadzieję, że w ten sposób postąpi. – Przepraszam, że tak długo mi zajęło odnalezienie ciebie – odpowiedział cicho i delikatnie, nienahalnie musnął jej usta swoimi. – Kocham cię – wyszeptał, by zaraz już złożyć na jej ustach czuły pocałunek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Tak. Kilka tygodni temu znalazło się sporo kolejnych sponsorów. Plus rozwinęliśmy działalność o pomoc szpitalom – dobrze wiedziała, że dużo ludzi którzy współpracowali z fundacją robiło to tylko dlatego, że widniało w niej nazwisko Russell. Chyba dlatego koniec końców Sarah przy nim została. Nazwisko Jacksona wiele rzeczy utrudniało, ale często – jak w przypadku fundacji właśnie – bardzo pomagało, szczególnie we wpływowym świecie.
– Jasne, że go to nie kręciło. Po prostu chciał, żebyś był z niego dumny, Jack – powiedziała cicho, od początku znając zamysł Maxa w kwestii studiów; tłumaczył jej to podczas tamtych wakacji na Sri Lance. Może to lepiej ze wrócił do Seattle? Skoro Jacksona nie było tak długo, Hayley na pewno była wniebowzięta ze chociaż jej ukochany Maxie jest obok. Jego słowa sprawiły, że wewnętrznie odetchnęła bo znaczyły tyle, że nawet jeśli podjęłaby inną decyzje to tak czy siak będzie mogła spotkać się na przykład z Hales, gdy pojawi się w Seattle. A na pewno się pojawi, w końcu w Seattle zostawiła Ellie, prawda? Perspektywa posiadania razem dziecka, nawet adoptowanego sprawiała, że było jej trochę lżej na duchu. Cholernie chciała mieć z nim rodzine, ale jednocześnie się tego strasznie bała. Co jeśli znowu ktoś się na nich uweźmie?
– Może zrozumie – stwierdziła, nosem przesuwając teraz po jego szyi, na której złożyła delikatny pocałunek. – Ale… to ciężkie być tak daleko od niej. Zmieniła się po rozstaniu z Alexem. Martwię się o nią trochę – nie wiedziała jak racjonalnie to wyjaśnić, ale przecież miał rację – Megan układała sobie życie z Isaackiem i wbrew pozorom, Sarah nie miała tam zbyt wiele miejsca dla siebie. Jej było zdecydowaniej mniej dobrze z Reedem, niż Megan z Isaackiem i przyjęła przecież oświadczyny tylko dlatego, że jej siostra zarzuciła kilka racjonalnych argumentów. Odetchnęła głęboko gdy usłyszała jego słowa. – Najważniejsze, że jesteś – uśmiechnęła się do niego czule, przymykając zaraz oczy gdy poczuła jego usta na swoich. – Wiem. Ja Ciebie też, J – wymamrotała. Przylgnęła do niego mocniej, pocałunek pogłębiając znacznie a serce zaczęło jej w tym momencie tak walić, że miała wrażenie ze Jackson będzie w stanie to wyczuć. Nie zastanawiała się nad tym, ze kilkadziesiąt kilometrów od domu Reed siedzi u rodziców i pewnie o niej myśli bo w jego głowie Jacksona tu nie ma, ale… w głowie Sarah zawsze był. Nawet na dotyk aktualnego narzeczonego nie reagowała w podobny sposób – przy Jacksonie całkowicie się wyłączała, w tym momencie całkiem odruchowo zaczynając podwijać jego bluzkę. Chciała go całego. Totalnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Cieszę się. Oczywiście, chciałbym nadal należeć do darczyńców – powiedział spokojnie, spoglądając w zielne oczy kobiety. O ile jej to nie przeszkadzało, jego rodzina od zawsze zajmowała się tego typu działalnością charytatywną i w tym momencie życia Jack również chciał się do tego przyczynić, szczególnie, że fundacja była trochę dzieckiem Sarah, które zbudowała od początku.
– Zawsze byłem z niego dumny, może za mało mu o tym mówiłem… – westchnął cicho, bo nigdy nie chciał, by jego syn czuł się wewnętrznie zmuszony, by sprawiać, żeby Jackson był dumny. Nie chciał też, by myślał, że Jack dumny nie był. Gdzieś w głowie odnotował, że po powrocie zabierze Maxa na jakiś męski wypad, porozmawia z nim, udzieli kilku ojcowskich rad – i co najważniejsze – zapewni, że zawsze był z niego dumny. Bo był. Widział, jak Max dojrzał przez ostatnie miesiące, jak zajmował się Vittorią, w jaki sposób nosił na barana małą Hales i musiał przyznać, że chociaż on i Krycha byli jebnięci, to ich syn wyrósł na wspaniałego, młodego mężczyznę. Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał z lekkim sceptycyzmem na Sarah.
– A jeśli nie zrozumie? – spytał cicho, patrząc w oczy kobiety – Zawsze się o nią martwisz i to zrozumiałe, ale ma dwadzieścia siedem lat, jest zaręczona i ma dziecko. Poradzi sobie, a zawsze będziesz mogła ją odwiedzić, skarbie – powiedział spokojnie, bez wyrzutów, ani nic. Po prostu starał się jej to racjonalnie wytłumaczyć tak, by naprawdę Sarah wybrała siebie – nie jego, nie swoją siostrę, nie swojego nowego faceta. Po prostu siebie i to, co było dla niej najlepsze. Uśmiechnął się delikatnie.
– Oczywiście, że jestem – pokiwał głową, a kiedy odpowiedziała, że również go kocha, mocno ją do siebie przyciągnął, odsuwając krzesło i podsuwając dłonie pod jej pośladki, by przenieść się z nią na kanapę nieopodal. Ułożył ją sobie na kolanach, tak, by siedziała na nim okrakiem. Nie dobierał się jeszcze do jej ubrań, całował jej usta, szyję, dekolt, dłońmi wodząc po delikatnej, jedwabistej i muśniętej słońcem skórze. Napawał się jej zapachem, bliskością, dotykiem, jakby na nowo ucząc się jej na pamięć i obserwując, jak jej ciało reagowało na jego bliskość.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Jakby nie patrzeć, fundacja ma twoje nazwisko w nazwie, więc nie ma problemu – posłała mu delikatnie rozbawione spojrzenie. Zawsze szanowała w ogóle w Russellach to, że chociaż byli cholernie bogaci, umieli się tymi pieniędzmi dzielić choćby właśnie wpłacając niejednokrotnie spore sumy na jakieś fundacje. Szczególnie Jackson pewnie miał takie flow! W każdym razie pokiwała głową na jego słowa. Jasne, że za mało. Nie wiedziała jak było przedtem bo gdy zaczęli się umawiać to jednak Max już był dorosły i na studiach ale zdecydowanie Jackson go wprost nie doceniał, a młodzi chłopcy zdecydowanie tego potrzebowali. Zresztą, jak wszyscy.
– Wtedy jakoś to rozwiążemy – nie miała bladego pojęcia jak, ale coś wymyśli. Natomiast jego kolejne słowa sprawiły, że Sarah spuściła wzrok. – Bo jest trochę jak moje dziecko – To nie była jej wina, że traktowała Megan jak dziecko bo w jej oczach nadal miała piętnaście lat i nadal jej cholernie potrzebowała. W ogóle przy Sarah określenie Chandlera na Monice – matka, bez dziecka, sprawdzało się idealnie. Kiedy przenieśli się na kanapę, dokończyła zdejmowanie z niego koszulki, odrywając się od jego ust. Czuła pod palcami liczne uwypuklenia albo wgłębienia i potrzebowała je zobaczyć, czego zaraz pożałowała.
– Jack – wymamrotała, przyglądając się jego klatce piersiowej. Zabolał ją ten widok okropnie, bo nagle zdała sobie sprawę ze faktycznie, gdy z nim się to wszystko działo, ona układała sobie nowe życie. Wycałowała tej nocy każdą bliznę jakby to miało sprawić ze wyparują magicznie razem ze wspomnieniami.
Rano obudziła się pierwsza i długo leżała, po prostu mu się przyglądając. Musiała jechać. Niezależnie od tego co powie Megan, pojedzie z Jacksonem. Zrobiła mu śniadanie, cały ranek na nim w sumie wisiała, napawając się tym, że miała go obok. Zupełnie zapomniała o życiu z Reedem, o wszystkich postanowieniach i całej reszcie. Popołudniu wyciągnęła Jacksona na miasto żeby pokazać mu okolice, a teraz spacerowali po płazy trzymając się za ręce. Tak jakby się nic nie stało. I raczej nie wiele rozmawiali o złych rzeczach! A ubrana była w tenże sposób – klik
– Więc Rosemarie jest w ciąży. Z Richardsem. A co z Davidem? – zaczęła, lustrując wzrokiem jego twarz, która w ciągu dnia pewnie złapała trochę opalenizny. Patrzyła na niego wzrokiem totalnie zakochanej nastolatki. – A Kylie i Abe? Wszystko u nich dobrze? – za jej kadencji się chyba jeszcze nawet nie zaręczyli :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedział doskonale, że Megan była trochę jak dziecko S. Tak samo było z Jasonem, ale z drugiej strony… Hales również. A Hayley znacznie bardziej potrzebowała teraz mamy niż Meg czy Jason razem wzięci. Nie skomentował więc tych słów, po prostu potem zajmując się jej ciałem. A zajął się – delektował się każdym fragmentem jej skóry, skupiał się na niej, dając jej maksimum przyjemności. Cholernie się za nią stęsknił, więc ta noc z pewnością była dla nich obojga cholernie wyjątkowa – bo Jackson naprawdę nienawidził być daleko od niej. Miał wtedy poczucie, że może zapewnić jej jak najlepsze bezpieczeństwo. Mimo, że jego praca często stanowiła dla nich zagrożenie, a Sarah była osobą, która wszystkimi zawsze chciała się zaopiekować, to jednak Russell miał poczucie, że kobieta również potrzebowała poczuć się bezpiecznie, a przecież jego ramiona – w mniemaniu samego Jacka – były najbezpieczniejsze. Nieco się pewnie jednak skrępował, gdy odkryła jego klatkę piersiową, usianą bliznami po rażeniu prądem, rozcięciach nożem i innych tego typu zabiegach. Uśmiechnął się niezręcznie, a potem pewnie wrócił do jej ust, ciała, chcąc zapomnieć nie tylko o ostatnich miesiącach, ale o wszystkim, co chujowe wydarzyło się w ich życiu.
Obudziło go pewnie spojrzenie Sarah, ale objął ją z rana mocno, obcałowywał jej twarz, a kiedy robiła śniadanie, opierał się o kuchenny blat, uważnie lustrując wzrokiem każdą czynność i chłonąc jej widok o poranku, którego od dawna był pozbawiony. Kiedy wyszli na plażę, odetchnął głęboko, powoli spacerując brzegiem i napawając się spokojem, jaki bił od tego miejsca.
– Tak, okazuje się, że romansowała z Chrisem jeszcze w Los Angeles – zacisnął usta, a gdy spytała, co z Davidem, wstrzymał na chwilę oddech i zacisnął jedną z dłoni w pięść – Bił ją. Któregoś dnia wpadł do jej domu, próbował ją dotknąć i… Dzięki bogu, że była tam Connie, bo nie wiem co by się stało. W każdym razie David nie żyje, ale raczej nikt o tym nie wie – zakończył swój wywód, bo jednak była to obrona własna, jakby nie patrzeć. – Są zaręczeni. Planują niebawem ślub. Connie i Nick zresztą też planują wesele. Jak tak dalej pójdzie to zaraz Max się będzie żenił z Vi – zaśmiał się pod nosem i pokręcił z niedowierzaniem głową.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jasne, że potrzebowała poczuć się bezpiecznie – każdy tego potrzebował. Sarah teoretycznie się tak czuła gdy była z daleka od tego całego pierdolnika którym był świat Jacksona, ale z drugiej strony gdy obudziła się rano w jego ramionach trochę rozumiała, że to już nie jest tylko jego świat, a ich. Nawet jeśli cholernie się tego wypierała. Uniosła brew w górę.
– Boże, wpaść na siebie w tak wielkim mieście… to musiało być przeznaczenie – uśmiechnęła się gdy to mówiła, ale nie wiedziała że to przeznaczenie miało jedno dobrze znane wszystkim imię – Enzo. – Mówiłam Ci na świętach, że coś z nim nie tak! – lekko pacnęła go w ramie. Co prawda nie podejrzewała , że Grey podnosil na siostrę Jacksona ręce (sadziła, że Russelle to jednak terminatorzy i żadna z sióstr Jacka by sobie nie pozwoliła :lol: ) ale tak czy siak czuła, że typ jest dziwny. Gdy usłyszała o wszystkich ślubach, aż odetchnęła głębiej. – Cieszę się ich szczęściem – przyznała szczerze, choć z lekkim wewnętrznym bólem. To oznaczało, że może sytuacja nie była tak beznadziejna, skoro wszystkim się układało, prawda? Dało jej to trochę nadziei. W końcu wrócili do domu i Sarah zniknęła na gorze bo miała spakować najpotrzebniejsze rzeczy, ale zadzwoniła do Megan w międzyczasie.
Naprawdę chcesz do tego wrócić?
A co jeśli coś się stanie Zoe gdy adopcja już przejdzie?
Skoro go porwali to po co Cię tam ciągną? Chcesz się codziennie bać?
Jej siostra w żadnym razie nie powiedziała, że Sarah nie powinna jechać, dała jej tylko masę, racjonalnych argumentów dla których nie powinna robić tego pochopnie. Po rozłączeniu się z Megan, Sarah patrzyła na otwartą, gigantyczną walizkę i nie wiedziała co ma zrobić. Niby zaczęła wyciągać z szafy ubrania, ale zaraz nimi jebnela na ziemie i usiadła w kupie ciuchów, podkulając kolana pod brodę i odrobine się kołysząc. Przecież Megan miała racje. Wróci tam i znowu będzie to wszystko przezywać – a jeśli zostanie tutaj to będzie przezywać brak Jacksona, który zaraz pewnie otworzył drzwi od jej sypialni.
– Nie mogę – powiedziała od razu, patrząc na niego z dołu, wzrokiem jelonka bambi. – Co jeśli ktoś się znowu na nas uweźmie, Jack? Co jeśli znowu się coś stanie? – drżał jej głos, gdy to mówiła. Boże, noc i cały dzień były cudowne, serio. Kochała go nad życie, ale… – Boję się. – dodała. To właśnie było jej ale. Po prostu się bała jak to wszystko będzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozłożył bezradnie ręce na słowa Sarah o tym, że coś nie tak było z Davidem. Teraz to wiedział, ale wtedy po postu uważał to za normalne, bo taka dynamika była między Davem a Rosie na pewno od zawsze. Pluł sobie w brodę, że pozwolił rodzicom zmusić Rose do ślubu. Mógł ją przygarnąć do siebie i w chuju mieć ględzenie wszystkich dookoła. Tak czy siak, słysząc jej słowa, pokiwał powoli głową. Wiedział, że naprawdę tak było.
– Zaczęło się powoli układać – stwierdził z lekkim uśmiechem, bo faktycznie tak było. Oczywiście, sam siedział w kuchni i pewnie tym razem to on(!) robił jakiś wege obiad dla Sarah, który całkiem nieźle mu wyszedł, serio. Pewnie wygooglował jakiś przepis w Internecie i chociaż mięso to to nie było, to wyszło smacznie, dlatego też powędrował na górę, do sypialni kobiety, chcąc ją poinformować, cholernie z siebie dumny, że właśnie po raz pierwszy w życiu zrobił jakiś wege posiłek i wyszło zjadliwe, gdy zobaczył jej minę. Cała krew odpłynęła z jego twarzy, gdy ją zobaczył, bo wiedział, co to musiało oznaczać.
– Nie mów tego – poprosił błagalnie, jeszcze zanim zdążyła się odezwać. Odetchnął głęboko i ukląkł przy niej, w stercie ubrań, patrząc w zielone oczy kobiety. – Wiem, że się boisz, ale przysięgam ci, że nic ci nie będzie groziło. Jestem teraz w domu. Cały czas. Będzie zupełnie inaczej, S – ujął jej dłoń w swoje wielkie łapy i ucałował, niemal ze łzami w oczach na nią patrząc. Generalnie to, co się wydarzyło przez ostatnie miesiące, naprawdę go zmieniło i nie chciał, by Sarah się bała. Odetchnął głęboko.
– Potrzebuję cię. Hales cię potrzebuje… Jeśli nie chcesz jechać, zrozumiem, ale tym razem będzie inaczej – powiedział cicho, unosząc jej dłoń do swojego serca i wpatrując się w oczy blondynki z nadzieją, że jednak zmieni zdanie, że wróci z nim i po prostu będzie dobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaimponował jej tym, że chciał gotować. Nigdy przedtem tego nie robił, chyba ze pomagał ale tak, zdecydowanie to było miłe. Gdy przed nią klęknął, zaczęła kręcić głową. Nie. Nie mógł jej tego robić. Dlaczego nie mógł na nią na krzyczeć? Albo zapytać czy robi sobie z niego żarty?
– Przepraszam, po prostu… – rozłożyła bezradnie dłonie, przenosząc się z tylka na kolana i usiadła na piętach patrząc na niego ze łzami w oczach. Była przerażona tym, że miałby jechać bez niej, naprawdę. Nie chciała się znowu rozstawać, potrzebowała go w swoim życiu, a jednocześnie paraliżował ją strach na myśl ze cokolwiek miałoby się znowu wydarzyć. Oprócz samego Jacksona, potrzebowała też stabilizacji, której wcześniej często jej brakowało mimo że byli małżeństwem. – Mówiłeś to. Mówiłeś to kilka razy, Jack i za każdym razem kończyło się tak samo. Chcę mieć dziecko. Nie chcę drżeć o nie, Hales i Ciebie na każdym kroku… – gdy złapał jej dłoń, nie zabierała jej. Chciała mu zaufać, chciała wierzyć że teraz będzie inaczej, ale przecież już to przerabiali i to nie raz. Położyła wolną dłoń na jego policzku.
– Wiem, ja was też, ale nie wiem czy potrafię wrócić – szeptała, przesuwając się bliżej niego. Przeniosła wzrok na swoją dłoń na jego klatce piersiowej i odetchnęła głęboko. – Megan ma racje. Nie jestem gotowa, żeby wracać do Seattle – zabrała dłoń, ujęła dłońmi jego buzię, patrząc mu w oczy. – Ale ty możesz zostać tutaj. Zadzwonię do Reed’a i powiem, żeby przyjechał zabrać swoje życie. Pojedziemy po Hales, zrobimy jej pokój. Będzie kochać to miejsce, wiesz, że uwielbia plaże i ocean. To przecież jakieś rozwiązanie, będziemy razem – miała okropnie zrozpaczony i zdesperowany ton głosu, a w oczach zabłysnęły jej łzy. Wiedziała, że to praktycznie niczego nie zmienia, ale to miejsce było tak daleko, że może nikt ich nie będzie tu szukał, przecież w związku powinno się chodzić na kompromisy czy coś?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że mógł. Zmienił się. Faktycznie, kiedyś rozpierodliłby dramę stulecia, dałby jej ostatnią szansę albo jak jaskiniowiec, przerzuciłby ją sobie przez ramię i najzwyczajniej w świecie zabrał siłą. Teraz nie zamierzał tego robić. Dawał jej wolność, chociaż znacznie prościej byłoby nią manipulować albo po prostu zabrać siłą.
– Nie przepraszaj – odetchnął cicho i chwycił jej twarz w dłonie, ścierając łzy, które pewnie powoli zaczynały lecieć po jej policzkach. Patrzył jej w oczy. Nie chciał przeprosin, chciał jej. W Seattle. Chciał ich rodziny, bo mieli rodzinę, rodzinę, która jej potrzebowała, a czuł się trochę tak, jakby w tym momencie od niej odchodziła. Odetchnął głęboko i spojrzał jej w oczy. - Mówiłem, ale teraz jest inaczej, S… Nie będziesz o nikogo drżała, będziemy w domu, będziesz normalnie chodziła do pracy, wszystko będzie w porządku, przysięgam – powiedział, zdeterminowany, by tak było – Też chcę mieć dziecko. I chcę je mieć z tobą – wyszeptał cicho, oddychając głęboko i patrząc w oczy kobiety. Miał nadzieję, że go zrozumie. Pokiwał powoli głową, czując, jak te słowa łamią mu serce na miliony kawałeczków.
– Rozumiem – to jedno słowo kosztowało go wiele wysiłku. Odetchnął mimowolnie i skinął głową, chociaż w głowie miał ochotę udusić Meg, serio. To nie była jej sprawa, nawet jeśli martwiła się o siostrę. – Nie mogę, S. – powiedział cicho, wyraźnie załamany – Jeśli to zrobię, wszystko spadnie na Maxa. Nie chcę skazywać go na to życie, a on bardzo chce być w tym interesie, z Bóg wie jakiego powodu. Nie mogę zostawić tam mojego syna… Poza tym Hayley jest bardzo związana z nim i Vittorią, nie mógłbym jej odseparowywać też od nich – powiedział cicho, ze smutkiem w oczach, bo jednak wiedział, jak bardzo dziewczynka była zakochana w Vi i Maxie. Nawet bardziej niż we własnym ojcu, co wewnętrznie go trochę mierziło. – Przepraszam,S – powiedział ze smutkiem, obracając nieco głowę i całując wewnętrzną część jej dłoni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To było w tym momencie problemem. W sensie jego zmiana, bo Sarah absolutnie nie wiedziała jak się zachowywać. Umiała reagować na Jacksona który często najpierw coś robił a potem myślał śle w tym momencie, gdy był taki spokojny i racjonalny ona sama stawała się tą nieracjonalną połówką.
– Oboje wiemy, że w tym świecie nigdy nie będzie normalnie. Zawsze ktoś sprawi, że coś się posypie. – prawda była taka, że nie uciekliby przed tą rzeczywistością nawet tutaj, na Florydzie i prędzej czy później by ich dogoniła ale Sarah wierzyła, że raczej później niż wcześniej. Chociaż, czy ostatnie miesiące nie nauczyły ich ze uciekanie jest głupsze? Może gdyby nie wyjechali z Seattle i się nie rozdzielali nigdy nikt by go nie porwał? Miała totalną wodę z mózgu teraz, a gdy powiedział, że chciałby mieć z nią dziecko aż wydała z siebie cichy jęk rozpaczy i pozwoliła swoim łzom płynąc po policzkach. Nic jednak nie złamało jej serca bardziej niż to, gdy powiedział, że nie może. Jasne, że nie mógł. Przecież w Seattle miał rodzinę, prawda?
– Rozumiem – powtórzyła jego słowa drżącym głosem, ani na moment nie odwracając wzroku. Teraz, gdy już czuła, jak to się zakończy, chłonęła widok jego twarzy; palcami zaczęła przesuwać po jego policzkach, jakby miało to sprawić, że nigdy nie zapomni jego wyglądu. – Wszystko w porządku, Jie musisz przepraszać – uśmiechnęła się do niego. Trochę na sile prawdę mówiąc, bo przecież nie było w porządku. Nie chciała się z nim rozdzielać, ale… – Gdy się wszystko ułoży to może kiedyś… – nie wiedziała jak ma to powiedzieć, dlatego urwała, całując go. Nie zachłannie, nie w kontekście seksu, a cholernie czule, jednocześnie się do niego przytulając najmocniej jak potrafiła. – Obiecaj, że będziesz się odzywać. – wyszeptała w jego ramie. – Kocham Cie, J – dodała, czując jak rozpacz rozrywa ją od środka. A potem usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.
– Sarah, wróciłem! Mama dała Ci jakieś warzywa ze swojego ogrodu, nawet nie wiem co to[/b] – krzyknął z dołu Reed, a Sarah powoli się odsunęła od Jacksona i wstała, właściwie w ostatniej chwili bo zaraz Reed wszedł do pomieszczenia. – Wszystko okej? – wszedł niepewnie do pomieszczenia, widzac zapłakaną Sarah.
– Tak, wspominaliśmy. To Jack, mówiłam Ci o nim, pamiętasz? – Reed stał pewnie z bukietem jakichś jej ulubionych kwiatów, w swojej luźnej koszuli i z lekko zaniepokojona miną, ale w końcu pokiwał głową i nieco sztucznie się uśmiechnął.
– Tak, sorry. Reed, miło Cię poznać – wyciągnął do Jacksona dłoń, chociaż Sarah widziała, ze sporo go ten gest kosztował. Pewnie wiedział o Jacksonie baaaardzo dużo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie będę kłamał i mówił, że tak nie jest. Może tak być. Ale czy naprawdę uważasz, że tu będziesz szczęśliwsza? I nie mam na myśli spokojniejsza. Szczęśliwsza. Tak szczerze – uniósł brwi, bo jednak tak było. Dla niego bycie u jej boku na dobrą sprawę wystarczało, jednak miał obowiązki wobec swojej rodziny, którą musiał teraz wspierać, kiedy Joe nadal był w śpiączce, Thomas nie żył, Rosie była ciężarna, a Max doświadczył straty dziecka. Słysząc ten jej jęk, odetchnął głęboko, bo jak nigdy chciał to wszystko rzucić w pizdu i po prostu przyjechać do niej, ale wiedział, że nie mógł.
– Nic nie jest w porządku i doskonale o tym wiesz – nachylił się nad nią i zaczął powoli scałowywać jej łzy z policzków. Odetchnął jednak głęboko i pokiwał głową, bo kolejne słowa dały mu nadzieję, że wszystko mogło się jeszcze ułożyć. Bo mogło, prawda? – Obiecuję, ty też, okej? – uniósł brwi, całujc jeszcze raz delikatnie jej usta i już miał odpowiedzieć, że on ją też – chociaż te słowa były zdecydowanie zbędne, biorąc pod uwagę, że było to widoczne w każdym jego geście. Wtedy jednak usłyszał męski głos i przymknął powieki, wewnętrznie do 10. Zmieniłeś się, Jack – powtarzał sobie w głowie, kiedy mężczyzna wszedł do pomieszczenia.
– Jackson – odparł, ściskając dłoń mężczyzny na powitanie, bo również z jego strony ten gest nie był najprostszy do wykonania. Odetchnął mimowolnie. – Będę się zbierał. S, odwieziesz mnie na lotnisko? – uniósł jedną brew, bo chyba potrzebował ostatniej rozmowy, ostatnich chwil sam na sam, bez tego jej przydupasa. Apotem się zebrał no i odjechał.

ztx2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alternatywna rzeczywistość”