WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| wiadomo

Wybudzenie się Jacksona ze śpiączki było zdecydowanie jednym z tych wydarzeń, które namąciły w życiu absolutnie wszystkim - Christopher i Nicholas stali się trochę wygnańcami jak na razie, przez to co odjebali - chociaż na dobrą sprawę miał żal głównie do Chrisa. Nick go nie torturował i szczerze wydawał się żałować, ale Chrisa to nawet nie chciał widzieć, bo był kurwą, w dodatku kurwą, która zapłodniła jego młodszą siostrzyczkę. No po prostu dramat. Tak czy siak, od powrotu spędzał dużo czasu z Hales, Maxem i siłą rzeczy Vittorią, która teraz była trochę częścią rodziny, odkąd zaczęła być z jego synem. Nie, żeby Jack narzekał, bo mimo kłótni, które od czasu do czasu dobiegały z ich skrzydła willi (Jack zadbał o to, by mieli trochę prywatności w olbrzymim domu), to naprawdę jego syn wydawał się przy młodej Tagliente cholernie dojrzeć. Russell był z niego cholernie dumny. Przy okazji oczywiście zatrudnił ludzi, którzy szukali Sarah, błędnie przekonany, że skoro on i Hales zostali porwani, to również jego żona musi gdzieś cierpieć. Jakież było jego zdziwienie, gdy otrzymał zdjęcia uroczego domku, Sarah w szortach i z Jasonem oraz Meg u boku! No poważnie się wkurwił, powiedział jedynie Constance że nie jedzie do Alexa, tylko gdzieś indziej i powie jej gdzie po powrocie i zniknął na weekend z domu, ku rozpaczy małej Hales, co złamało mu pewnie trochę serce i z piętnaście razy zapewniał ją, że wróci. Na szczęście Vittoria miała na nią bardzo kojący wpływ i mała w końcu się uspokoiła. Teraz, kiedy w zwykłym t-shircie z długim rękawem i jeansach stał na progu drzwi Sarah, nie był wcale pewien, co jej powie. Odetchnął więc głęboko i zapukał kilkakrotnie, by poczekać niecierpliwie, aż blondynka otworzy mu drzwi, a kiedy to zrobiła... Kurwa, wyglądała idealnie.
- S... - zaczął ostrożnie, by mimo całego wkurwienia, które siedziało w nim za to, że nie skontaktowała się z Maxem, ani z Hayley, po prostu wziął ją w ramiona i przytulił, napawając się znajomym zapachem szamponu i odżywki do włosów, których używała odkąd się zaczęli spotykać. Tęsknił. Cholernie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit


Dania Beach, Floryda. Właściwie nadal nie potrafiła wyjaśnić dlaczego akurat tutaj kupiły z Megan dwa sąsiadujące domy, gdy Megan rozwiodła się z Alexem a Sarah ostatecznie odeszła od Jacksona. Nie żeby chciała – ich ostatnie spotkanie zakończyło się przecież kłótnią, w której w nerwach wykrzyczała ze wiecznie ściąga na nich całe zło świata. A potem więcej ze sobą nie rozmawiali. Bardzo długo wierzyła, że to chwilowe bo Jackson, Max i Hales byli jej całym światem, ale w żaden sposób nie mogła się z nim skontaktować, podobnie zresztą z Alexem a Russell… cóż, nie przyjechał jak zawsze po kłótniach; nie dał znaku życia przez ponad cztery miesiące i koniec końców Sarah uznała, że nie może dłużej tkwić w tej czarnej dziurze więc – z mega żalem, histeria i rozpaczą – wysłała papiery rozwodowe do Chrisa który był zawsze za takie pierdoly odpowiedzialny, dołączając obrączkę. Jakie było jej zdziwienie gdy zamiast Jacksona, jakiejkolwiek rozmowy dostała… podpisane dokumenty rozwodowe. Czy pękło jej serce? Tak. Z drugiej jednak strony jakaś cześć jej zrozumiała, że ten rok, cholernie okropny zresztą, widocznie nie był dla nich tak ważny i pewnie Christine miała racje mówiąc że Jack się nią znudzi. A potem kupiła mały, biały domek w miasteczku liczącym ledwie 30 tysięcy mieszkańców gdzieś na Florydzie; poznała przeciętnego do bólu Reed’a (który był nie wiele starszy od niej) po dwóch miesiącach zamieszkali razem, zaręczyli się, myślała nad adopcją i zaczęła prace w miejscowym szpitalu, zmieniając specjalizacje na… pediatrię. Absolutnie nie spodziewała się tego, że Jackson zawita do jej drzwi po tylu miesiącach. Reed pojechał na weekend do rodziców, ona została trochę odpocząć i gdy właśnie rozmawiała z Meggy która razem z Jasonem pojechała na spokojne wakacje, usłyszała pukanie do drzwi. Zostawiła w kuchni gotujacy się Vege obiad, poszła otworzyć drzwi i gdy zobaczyła Jacksona pobladła.
– Jackson – powiedziała tylko, lekko nie dowierzając. – Zadzwonię później – właściwie nie zdążyła się rozłączyć bo zaraz znalazła się w jego ramionach i odruchowo się przytuliła. Nie chciała, nie powinna ani nic ale… jego zapach zupełnie ją opętał. Nie potrafiła to odepchnąć dobre kilka minut, oplatając go w pasie ramionami i wtulajac twarz w jego klatkę piersiową. Była… w szoku. A gdy ten szok zaczął mijać, powoli się odsunęła lustrując wzrokiem jego twarz.
– Co tu robisz? – zapytała, jeszcze spokojnie i nieco cofnęła się do domu. – Chcesz wejść? – nie było w tym pytaniu za grosz pewności, właściwie to zupełnie nie wiedziała jak się zachować bo ją zostawił. Tak to czuła. Otworzyła jednak szerzej drzwi, czując jak zaczyna jej drzeć dolna warga. Wyglądał… inaczej. Słabiej. Chyba nic już nie rozumiała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jacksonowi było daleko od znudzenia się Sarah – właściwie nie był pewien, czy kiedykolwiek znudzić mu się mogła, bo wiedział doskonale, że była miłością jego życia – to, co czuł do blondynki nigdy nie równało się z uczuciem do Christine – był wtedy zbyt młody, oświadczył się dlatego, że zaczęła machać mu przed nosem testem ciążowym i rodzice zaczęli naciskać na małżeństwo, bo przecież co by ludzie powiedzieli. Z Sarah było zupełnie inaczej – oświadczył się jej, bo tego chciał, nie dlatego, że musiał. Widział, jak Max ją pokochał, jak pokochała ją Hayley i chyba podwójnie go bolał fakt, że nie skontaktowała się z rodziną. Hayley – była zaginiona, to oczywiste, że byłoby ciężej, ale przecież Max był cały czas na studiach w Bostonie. Mogła zadzwonić chociaż do niego. Mogła też najzwyczajniej w świecie do niego przyjechać… W głowie Jacka kotłowało się jeszcze jedno pytanie – dlaczego właściwie go nie szukała? Wiedział, że się pokłócili, już nawet nie pamiętał o co, ale… Naprawdę ta ostatnia kłótnia sprawiła, że przestało jej zależeć?
Odetchnął głęboko, zamykając ją w swoich ramionach i napawając się jej zapachem. Chłonął to doświadczenie, bo wiedział, że skoro kupiła sobie domek, skoro żyła spokojnie i nikt nie zrobił jej krzywdy, to oznaczało, że nie chciała być znaleziona. Że zaczęła nowe życie. Mimo, że Hayley potrzebowała mamy, a Max i Vittoria – nawet jeśli świetnie sobie radzili – to nadal byli bardzo młodzi i sami potrzebowali wsparcia. Sarah by nim była, gdyby tylko była w Seattle. Kiedy się od siebie odsunęli, zlustrował wzrokiem jej buzię. Była piękna. Jak zwykle.
– Najwidoczniej stoję – odpowiedział z lekkim, cwaniackim uśmiechem, ale pokiwał głową, gdy spytała, czy chciał wejść. Zrobił to dość niepewnie, rozglądając się po jasnym pomieszczeniu. – Właściwie chciałem zapytać, dlaczego nie wróciłaś do Seattle… Biorąc pod uwagę wszystko co się działo, trochę mnie to zdziwiło, gdy się ocknąłem – stwierdził, jakby to, że był porwany, a potem miesiące spędził w śpiączce było czymś kompletnie oczywistym. Wtedy właśnie dostrzegł brak obrączki na palcu, za to pierścionek na jej dłoni nie był zaręczynowym, który dostała od niego. Przechylił głowę i spojrzał na nią zaskoczony, chociaż nie aż tak bardzo. – Nie szukałaś mnie ani Hales, nie skontaktowałaś się z Maxem, nie nosisz obrączki… Widzę, że musisz mnie bardzo nienawidzić, skoro nie zamierzałaś mi nawet powiedzieć w twarz, że mnie rzucasz – w jego głosie było słychać wyrzut, owszem, ale przede wszystkim był smutny. Najzwyczajniej w świecie było mu cholernie przykro, że tak potrafiła wyrzucić ich relację do kosza…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No tak, bo przecież miało być na zawsze; w zdrowiu i w chorobie, niezależnie od wszystkich złych rzeczy. Sarah naprawdę wierzyła w to w ciągu ostatniego roku, konsekwentnie próbując jakoś to ogarniać a przeszli naprawdę sporo – dwie utraty ciąż, pojebaną Christine, jej chwilową amnezje, Mike’a, strzelaniny, chowanie zwłok, wszechobecną krew… ale umówmy się, że ten brak kontaktu był dla niej po prostu sygnałem, że to wszystko było tylko marnotrawstwem czasu. Nie miała przecież bladego pojęcia o tym, że Jacksona ktoś porwał, że Hales też, że Christopher i Nick to Krety, a George to po prostu Enzo, były mąż Connie. Sarah po prostu sadziła, że Jackson kochał ją mniej niż zapewniał przez ten cały czas. Nie odpowiedziała na to jego cwaniakowanie słowami, ale mimowolnie się do niego uśmiechnęła, bardzo delikatnie. Gdy wszedł do środka zamknęła za nim drzwi na trzy zamki i dodatkowo na taki klasyczny łańcuszek. Tak odruchowo, kierowana nadal wszystkimi chujowymi rzeczami które dotknęły ją kilka miesięcy temu. A gdy Jackson zaczął mówić, spojrzała na niego jak na totalnego idiotę.
– A po co miałam tam wracać? Bez Ciebie? – nie rozumiała, bo ona w Seattle nie miała nikogo odkąd Megan postanowiła że chce mieszkać gdzie indziej. Dlatego na początku zamieszkała z nią, a potem wyprowadziły się razem na Florydę. Dla niej nic co mówił oczywiste nie było. A pierścionek od niego miała, na łańcuszku na szyi; nadal nie umiała odłożyć go do szkatułki lub za rada Megan sprzedać. Nie mogła tak po prostu odłożyć do szkatułki ich związku.
– Jack, o czym ty mówisz? – zapytała, teraz już tak poważnie. Nerwowo zaczęła obracać pierścionek od Reed’a na palcu. – Próbowałam się z tobą skontaktować przez cztery miesiące. CZTERY MIESIĄCE – bardzo wyraźnie podkreśliła te słowa, wychylając się nieco do przodu. Abonent jest czasowo niedostępny. – wyrecytowała, z lekkim niedowierzaniem w głosie. Przyjechał tu robić jej wyrzuty? Jeśli tak, to chyba powinien wyjść, bo to nie ona potraktowała go jak debila. – Po co miałam szukać Hales? Widziałam na instagramie Vittorii ze jest z nimi. Po za tym, rozwiedliśmy się, Jackson. Podpisałeś papiery. Co z tobą? – z całych sił walczyła żeby nie zacząć na niego krzyczeć, chociaż cholernie jej było ciężko. Zachowywał się tak, jakby stracił pamięć. Może to jakiś szok pourazowy? Może było z nim coś tak naprawdę nie tak?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On w to wierzył – wierzył w to, co ślubował jej w Las Vegas, przed przebranym za Elvisa pastorem. Wierzył w to całym sercem i naprawdę chciał, żeby wypaliło, chociaż wszystko zdawało się być przeciw nim. Ale może właśnie o to chodziło? O to, żeby to byli oni przeciwko światu? Tak czy siak, oczywiście że nie miała skąd tego wszystkiego wiedzieć. Bo się tym nie zainteresowała, nie? Tak czy siak, widząc jej uśmiech, sam się pewnie uśmiechnął i spojrzał na nią. Wyglądała przepięknie, serio. Uniósł brwi.
– No dokładnie dlatego, że mnie nie było, Sarah. Przecież mogłaś się skontaktować z Maxem, wszyscy mnie szukali i ciebie zresztą też przez to, że się nie odezwałaś. No i Hales – stwierdził, wzdychając ciężko, bo przecież taka była prawda – poszukiwali nie tylko jego, ale też Sarah i Hayley. Nawet sobie nie wyobrażał, przez jaki stres musiał przejść jego syn i właściwie obwiniał się, że nie był przy nim, kiedy stracił dziecko – bo wiedział, jakie musiało to być ciężkie, zarówno dla Maxa jak i dla Vittorii. Odetchnął głęboko i przechylił głowę.
– No jak to o czym mówię? O tym wszystkim – stwierdził, ogarniając gestem jakby całość tej chujozy. Wstrzymał oddech i wywrócił oczyma, gdy zacytowała słowa z telefonu, który był nieczynny. – Nic dziwnego, że się nie dodzwoniłaś, skoro byłem torturowany i bity, a ostatnie miesiące spędziłem w szpitalu, w śpiączce – wzruszył ramionami, ładując łapska do kieszeni spodni i oddychając głęboko. – Tak łatwo uwierzyłaś, że mógłbym cię zostawić? Po tym wszystkim? – spojrzał na nią z żalem – Hales też była porwana. Nick i Joseph ją odebrali spod Bostonu, z jakiejś rodziny zastępczej. Wtedy trafiła pod skrzydła Vittorii i Maxa. Którzy swoją drogą stracili dziecko kilka miesięcy temu – dodał jeszcze, bo nadal bolała go głowa od tych wszystkich rewelacji – Poza tym, byłaś dla niej matką, Sarah – dodał jeszcze, bo doskonale wiedzieli, że to Sarah pozbawiła życia biologicznej matki Hales, więc… No jakby coś była małej winna. :lol: – Jakie znowu papiery? – westchnął, z udręką przecierając twarz. Co tym razem odpierdolił pierdolony Christopher?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyglądała dobrze, bo poniekąd odżyła po dostaniu zwrotnych papierów. Nie martwiła się codziennie o życie swoje, Megan, Jacksona, Hayley, Maxa… przynajmniej pozornie, bo nadal czasem bywała przewrażliwiona po za tym prowadziła teraz zupełnie inne życie, serio. Reed był normalnym facetem, chciał założyć z nią rodzine, żyć w tym cudownym małym domku i nie musiała się martwić że zaraz jego pojebana ex żona postanowi ją zasztyletować w jej własnym domu. Jej życie było normalne do bólu i chyba dlatego odżyła, nawet jeśli nie była najszczęśliwsza na świecie.
– Nie mogłam tak po prostu napisać do Maxa i o Ciebie zapytać. Uznałam, że nie mogę się wtrącać w twoje życie skoro wyraźnie odczułam, że mnie w nim nie chcesz – teraz to ona powiedziała te słowa z wyrzutem. Jak miała to odebrać? Do głowy jej nie przyszło, że cokolwiek mogło mu się stać chociaż to przecież całkiem racjonalny scenariusz, ale jakoś zupełnie nie brała go pod uwagę bo… dostała podpisane papiery. Całkowicie uspokoiło to jej czujność. Gdy usłyszała o torturowaniu i biciu, mimowolnie zrobiła krok w jego stronę, chcąc go dotknąć, ale się zatrzymała.
– Boże, ja… dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił? – w końcu jednak nie wytrzymała i złapała go za przedramię, podchodząc bliżej i nagle zauważając na jego twarzy jakieś małe ślady; dopatrzyła się ich na szyi, kawałku odsłoniętego dekoltu przez t-shirt który miał na sobie… zrobiło się jej autentycznie słabo. A gdy usłyszała o porwaniu Hales pobladła. – Nic jej nie zrobili? Jest cała? – całkiem drżała w tym momencie na myśl o małej Hayley którą ktoś przetrzymywał ale to słowa o utracie dziecka przez Vittorie dotknęły ją najbardziej. – Ktoś… specjalnie? – nie wiedziała co ma mówić, serio. W jej oczach zebrały się łzy i nagle poczuła się jak najgorszy rodzic świata. Max i Vi mieli mieć dziecko. Hayley i Jackson byli porwani. A ona… nic nie wiedziała. Przecież Richards miał jej adres!
– Rozwodowe – powiedziała cicho, nadal zszokowana tym co do niej mówił. – Wysłałam je do Chrisa. Razem z obrączką. Po kilku tygodniach dostałam podpisane papiery, bez żadnej wiadomości – zacisnęła usta, obejmując się ramionami. – Napisałam mu nowy adres w odpowiedzi. Żeby Ci go dał na wypadek gdybyś… zmienił zdanie – dodała, patrząc na niego jak niewinne, zranione stworzenie. – A gdy się nie odezwałeś to po prostu… ruszyłam dalej. – brzmiała na zawstydzoną tym, że to zrobiła. Serio. Gdyby wiedziała, nigdy w życiu nie zamieszkalaby tutaj. Ani nie zaczęła spotykać się z kimś innym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie było w tym niczego dziwnego – wydarzenia z ostatniego roku z pewnością odbiły piętno na jej psychice i ją kompletnie straumatyzowały. Jego samego zresztą również ale musiał z tym żyć, w takim był zawodzie. Jackowi było daleko do normalnego faceta, chociaż ostatnio jego dni były do bólu normalne. Max co prawda troszeczkę odpierdalał wewnętrznie i dość często wychodził odreagować, co Jackowi do końca się nie podobało, ale najzwyczajniej w świecie się nie wtrącał, bo chłopak dużo przeszedł. Większość dni skupiał się na zabawie z Hales, siedzeniu z Rosie, rozmowach z Maxem, czy upewnianiu się, że Vittoria na pewno dobrze się czuje, chociaż wyglądało na to, że poradziła sobie już ze stratą dziecka, na szczęście, bo Jackson miał olbrzymie wewnętrzne wyrzuty, że go nie było tam zarówno dla syna jak i dla Vi.
– Oczywiście, że mogłaś, jesteś jego macochą, Sarah – stwierdził, totalnie nie rozumiejąc. No o co jej chodziło? Westchnął ciężko, spoglądając na ukochaną, bo mimo wszystko nie rozumiał, dlaczego miałaby z tym problem. – Jak mógłbym cię nie chcieć w moim życiu? To ty mi kazałaś ostatnio spierdalać – stwierdził, patrząc jej w oczy, bo faktycznie, to z jej ust padły podobne słowa przy ostatniej kłótni na pewno.
– Może dlatego, że się nie dało do ciebie dodzwonić, bo zmieniłaś numer? – podsunął jej całkiem inteligentnie, bo taka była prawda – Max nie miał jej nowego numeru, Vittoria również nie, więc było ciężko się z nią skontaktować – Nie wspominając o tym, że skoro Hales była porwana, ja byłem porwany, to nikomu nie przyszło do głowy, że radośnie kupiłaś domek i sobie tu spokojnie żyjesz – dodał z lekkim wyrzutem, bo na bank Hales, Max i Vittoria najbardziej o Sarah się martwili, bo gdzieś tam się z nią najlepiej dogadywali. Jej dotyk nieco jednak ukoił jego nerwy. – Wszystko w porządku. Przez jakiś czas siusiała do łóżka, ale jest z nią lepiej, wszystkich zmusza do księżniczkowych herbatek – wywrócił oczyma z rozbawieniem, bo faktycznie spędził ostatnio więcej czasu w diademie z różowymi diamencikami niż w garniturze. – Nie wiem. Nie znaleziono sprawcy, Max i Vi nie podejrzewają nikogo, a też Hales się jej wyrwała na pasach, bo zobaczyła Maxa. Jakiś samochód jechał prosto na nią, Vittoria jej uratowała życie, ale sama straciła dziecko – powiedział cicho, z wyraźnym smutkiem, bo jednak ta sytuacja sprawiała, że jednocześnie był cholernie wdzięczny małej Tagliente za to, że zawalczyła o jego księżniczkę, a z drugiej miał poczucie ogromnego długu wobec niej. Chyba dlatego czasami się wkurwiał na Maxa, że ostatnio tak mu się zdarzało odpierdolić.
– Zaś ten skurwysyn – mruknął pod nosem, słysząc imię Christophera. – Cóż, ja nie miałem zdania w ogóle na ten temat, bo nie chciałem nigdy żadnego rozwodu, a Chris jest kurwą, która mnie torturowała, więc nie przekazał mi papierów – odetchnął głęboko i spojrzał jej w oczy. – Rozumiem. Mam… Iść? – spytał, by powoli sięgnąć do swojej dłoni i zacząć ściągać obrączkę. Wiedział, ile dla niej znaczyła i chyba źle by się czuł, skoro ona swoją odesłała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Ale myślałam, że wrócisz – powiedziała, patrząc na niego okropnie maślanym spojrzeniem w tym momencie. Zawsze do siebie wracali, niezależnie od wszystkiego – nawet wtedy gdy jej pamięć szwankowała. Ton pełny wyrzutów, który ciagle jej serwował nieco zaczynał działać na Sarkowe nerwy, bo przecież gdyby wiedziała, to wróciłaby do domu, zajęłaby się Maxem, pomogła w poszukiwaniach, byłaby ciągle u jego boku w szpitalu, nawet gdyby Megan miała jakieś ale. Sarah naprawdę go kochała, choć w jego mniemaniu to wyglądało pewnie zupelnie inaczej gdy zastał ją tutaj, jakby w nowym życiu. Sama na jego miejscu to by chyba piany dostała.
– Radośnie? Boże, musisz. Chory byś był gdybyś mi nie docisnął, co? Dlatego ostatnim razem kazałam Ci spierdalać. Jestem zmęczona twoim zachowaniem – wtedy się pewnie pokłócili o pierdołę, która ciagnela się kilka godzin, bo Jackson się obraził. Nienawidziła w nim tego. – Myślisz, że gdybym wiedziała to bym tu radośnie siedziała? Dobrze wiesz, że kocham ją jak własne dziecko! – odrobine uniosła głos. Nie kłamała, kochała Hales cholernie, w dużej mierze przelewając na nią miłość, która pierwotnie miała być zarezerwowana dla Ellie. – Vittoria i Max sami się nią opiekowali? – zapytała, bo tak to mniej więcej zrozumiała. – Są naprawdę razem? – dopiero teraz rozumiejąc, że mieli mieć razem dziecko. Zrobiło się jej cieplej na sercu gdy o tym myślała. Pamietała ich zachowanie na Sri Lance, albo gdy spędzali czas w ich domu. Ta myśl sprawiła, że zatęskniła za tym, nawet jeśli próbowała to życie wykasować. – Jest taka młoda… jak sobie z tym radzi? Max ją wspiera? Chodzi do psychologa? Będzie mogła mieć dzieci? – autentycznie się zmartwiła, bo różnie bywało, a wiedziała po rozmowach z Vi ze w przyszłości chciała mieć dziecko. Cholernie znała to uczucie straty i wiedziała ze jej jako dorosłej kobiecie było z tym ciężko, a co dopiero nastolatce. Otworzyła szeroko oczy.
– Ten podpis… wyglądał jak twój. Boże, jestem idiotką – zasłoniła twarz dłońmi. Jak mogła się nie połapać? Jak mogła nie wyczuć ze jest w tym coś podejrzanego? – On to George? – zapytała jeszcze, bo już sama nie wiedziała co myśleć. Odsłoniła twarz gdy usłyszała jego słowa. W momencie całkowitej słabości złapała go za rękę, chcąc zatrzymać. – Mógłbyś zostać – powiedziała cicho, obejmując teraz obiema dłońmi dłoń w której trzymał obrączkę. – Robię wegańskie spaghetti, moglibyśmy zjeść razem – zaczęła, nie wiedzieć czemu zaczynajac się stresować. – Nie idź – wyszeptała, mocniej dłonie na jego dłoni zaciskając. Nie mógł iść. Jeszcze nie. Chciała go wypytać o dzieciaki, o to jak się czuł, chciała… jego obecności. Chociaż przez jeszcze chwile.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– No i wróciłem. Zawsze wracam – wzruszył ramionami z niemal chłopięcym, niepewnym uśmiechem, w tym momencie pewnie dostrzegając na jej palcu pierścionek, który w porównaniu do tego, który jej sprawił, pewnie wyglądał strasznie biednie. I szczerze, żywił nadzieję, że nie był to pierścionek zaręczynowy, ale chyba nie chciał o to jeszcze pytać. Odetchnął i pokręcił głową.
– To nie tak, że chcę ci dopierdolić, Sarah, po prostu… Co mam innego pomyśleć? Nie wydajesz się być tutaj nieszczęśliwa, zawsze chciałaś uciec od tego życia i chyba dobrze, że ci się udało czy coś – wzruszył ramionami i zacisnął delikatnie usta, przechylając głowę. – Dlatego się zdziwiłem, że się nadetnie odezwałaś – on odebrał to trochę tak, jakby olała Hales, Maxa i jego samego na rzecz nowego życia z Megan, Jasonem, Isaacem, którego Alex powinien był zabić i pewnie jakimś przydupasem, który jej kupił pierścionek.
– Tak, naprawdę świetnie sobie radzili. Connie im pomagała i Rosie, ale głównie wszystko spadło na nich. Zamieszkali razem, bo Cons się zgodziła, kiedy Max poprosił, bo chciał być bliżej Vi i dziecka – spochmurniał nieco, kiedy wspomniał o swoim wnuku i westchnął cicho. – Tak, miałaś rację na Sri Lance – dodał z rozbawieniem, bo na pewno S. pierwsza zwróciła uwagę na to, jak na siebie patrzyli. – Jest dzielna. Wydaje mi się, że trochę jak ty, całą miłość przelała na Hayley, ale chodzi na terapię i jest z nią w miarę okej, przynajmniej tak mi się wydawało… I podobno pobiła się z Naomi – powiedział cicho z delikatnym rozbawieniem jednak te ostatnie słowa mówiąc, bo pewnie on i Sarah byli trochę zaskoczeni, gdy Max przyprowadził Naomi na przyjęcie bożonarodzeniowe. Obstawiam, że pewnie nawet Sarah pocieszała Vittorię, nawet jeśli ta nie chciała nic za bardzo powiedzieć! – I będzie mogła mieć dzieci, więc kto wie, może kiedyś zostanę dziadkiem ich dziecka. Mają na to jeszcze czas. Podobno miał mieć na imię TJ, po Thomasie i po mnie – dodał ze smutkiem, bo sobie w tym momencie uświadomił, że nie wiedziała o Tomie. – Thomas nie żyje – zacisnął usta, bo jednak ta informacja nadal wewnętrznie go bolała. – Został postrzelony na ślubie Josepha i Tee. A z kolei Joseph jest w śpiączce od czasu kiedy mnie uratowali – wyrzucił z siebie jednym tchem, bo to było sporo informacji jak na jeden wieczór, nie?
– Nie, to nie George. Ktoś jest nad nim, ale póki co nie wiemy, kto – stwierdził, wzdychając ciężko. – Z Chrisem to bardziej personalne, że tak powiem – rzucił lakonicznie, bo tłumaczenie, że Rosie zajebała jego żonę, teraz jest z nim w ciąży, a Jack wziął na siebie winę, w tej sekundzie wewnętrznie go przerastało.
– Znowu zaczęłaś być wege? – uniósł brwi, bo pamiętał jej flow na wege żarcie, kiedy miała amnezję. – W porządku, mogę zostać – pokiwał powoli głową i uśmiechnął się niezręcznie, zaciskając dłoń na obrączce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chociaż jako lekarz, wiedziała z medycznego punktu widzenia, że jej serce nie mogła w tym momencie się zatrzymać, zdecydowanie się tak poczuła gdy usłyszała jego słowa.
– Wiem – właściwie w jej głowie ta odpowiedz brzmiała bardziej jak powinnam o tym pamiętać, ale nie chciała tego wypowiadać na głos. A pierścionek zdecydowanie był biedniejszy, bo jej nowy facet nie sypał prezentami z rękawa i nie miał prywatnej wyspy nawet! W sumie nie przeszkadzało jej to, sama pewnie musiała przestać szaleć finansowo bo dom, przeprowadzka i ostatnie dofinansowanie fundacji dość mocno ograniczyły jej budżet.
– Bo nie jestem nieszczęśliwa, Jack. To znaczy… to może nie jest tez najlepszy okres w moim życiu, ale zdecydowanie lepszy niż ten, w którym zrozumiałam, że między nami wszystko skończone – wzruszyła ramionami. Było tez wiele innych beznadziejnych okresie i Sarah właściwie nie wiedziała już co było gorsze, serio. W tym momencie nawet ten stabilny okres okazał się do dupy bo pojawienie Jacksona wszystko zmieni. Czuła to.
– Rosie nie mieszkała w Los Angeles? – z najmłodszą siostrą Jacksona miała w sumie najmniejszą styczność, właśnie przez odległość. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc ze Max i Vittoria razem mieszkają. – Wiedziałam, że tak będzie. To jak na siebie patrzyli… cieszę się. I w ogóle ze są nadal razem mimo tego co ich spotkało… świetnie go wychowałeś, J. – aż westchnela. Chyba było jej teraz podwójnie przykro bo czuła, że powinna przy Maxie być; pozbawiła go matki (choć i tak Kryska była do dupy) po za tym Jacksona zabrakło e tym ciężkim dla niego momencie a przecież nim wszystko się rozsypało, Sarah miała przecież z młodym Russellem naprawdę dobry kontakt.
– Jak to nie żyje? – nagle przeszyło ją okropne zimno. Thomas nie żył. Joe był w śpiączce. – Jackson, naprawdę mi przykro – powiedziała, bardzo czułym tonem mając ochotę go przytulić. Jednocześnie zrozumiała, że gdyby tam były z Megan i Jasonem i im mogłoby się stać coś chujowego. Ta myśl sprawiła, że nieco mniej żałowała braku bycia w Seattle. Nie skomentowała jednak słów o Chrisie i George’u. Pokiwała tylko głową bo chyba nie chciała w tym momencie o tym myśleć bo to przywoływało wszystkie złe rzeczy których doznała u boku Jacksona; rzeczy które miały wpływ na jej decyzje o tym, żeby nie pchać się w jego życie na sile, gdy przestał się odzywać.
– Tak. I wróciłam do pracy – wzruszyła ramionami. Po rozwodzie z nim poczuła potrzebę do powrotu do dawnej siebie. Posłała mu delikatny uśmiech gdy zgodził się zostać, a potem naszykowała obiad, może nawet polała im po kieliszku czerwonego winka. Wypytała go dokładnie o Maxa, o jego studia, chciała wiedzieć wszystko o Hayley, o Ablu i Kylie… gdy zjedli, powoli wstała od stołu zabierając talerze.
– Na jak długo przyjechałeś? – zapytała, po wstawieniu rzeczy do zmywarki i zaraz wróciła do stołu z butelką wina dolewając im go do kieliszków. Nie usiadła jednak, tylko stała obok niego lustrując go wzrokiem. – Masz gdzie się zatrzymać? – przechyliła lekko głowę na bok, zwracając uwagę na kilka siwych włosów na jego głowie. – Mógłbyś zostać… tutaj. – zaproponowała, odrobine nieśmiało. Reed’a na weekend nie było, po za tym to chyba nie byłoby nic złego, prawda? Pościelilaby mu w pokoju gościnnym czy coś! Chociaż wcześniej siedziała na przeciwko niego, teraz odsunęła krzesło obok i usiadła powoli. – To znaczy, jeśli chcesz. W sensie… – spuściła wzrok na swoje dłonie. Kurwa, czuła się tak niezręcznie, zupełnie nie wiedząc jak z nim postępować. Sadziła, że umiała żyć bez niego, ale teraz, gdy miała go tak blisko, uświadomiła sobie ze przez te wszystkie miesiące jej uczucia się w ogóle nie zmieniły.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co to za facet, który nie ma prywatnej wyspy? Pizda, nie facet, sory. :lol: Tak więc kiedy Sarah powiedziała, że nie jest nieszczęśliwa, odetchnął mimowolnie i pokiwał głową. Rozumiał, doskonale rozumiał, chociaż on właściwie nie wiedział, że wszystko między nimi skończone i chyba myśl o niej, Maxie i Hales trzymały go przy życiu, kiedy rażono go prądem, bito i robiono wszystko, żeby go psychicznie i fizycznie udręczyć.
– W takim razie chyba pozostaje mi się cieszyć twoim nie-nieszczęściem – powiedział, drapiąc się niezręcznie po karku, bo nie wiedział, co miał jeszcze jej powiedzieć. Z jednej strony czas spędzony w tamtym bunkrze nauczył go ogromnej pokory, nawet jeśli najbardziej na świecie chciał ją sobie przerzucić przez ramię, zawieźć do odrzutowca i wrócić z nią do Seattle. Pokiwał powoli głową.
– Mieszkała, wróciła do Seattle, to długa historia, jest w ciąży. Z Christopherem – odetchnął głęboko, bo nadal mu się to we łbie nie mieściło. Serio. Te wszystkie nowości trochę mu się kotłowały w głowie. – Wydaje mi się, że to kwestia tego, że po prostu ją kocha. Inaczej by pewnie ze sobą nie byli. Zresztą, Vi wyrosła na wspaniałą młodą kobietę, często przychodzili do mnie razem do szpitala i w gruncie rzeczy to jest trochę już jak moja synowa – zaśmiał się pod nosem – Świetnie sobie radzi z Hayley. A Connie się rozwiodła z Enzo, ale niestety nie jest z Alexem, tylko z Nickiem Farewellem – dodał, czując, że musi przekazać jej wszystkie plotki, a w jego głosie pobrzmiewało delikatne rozbawienie, bo jednak Jackson od zawsze cichaczem szipował Alexa z Cons, ale żył z tym, że nie było im pisane, no! Tym bardziej, że pewnie Nick naprawdę dobrze ją traktował i Jack to widział. Spochmurniał jednak i odetchnął.
– W porządku. Akurat o śmierci Toma wiedziałem, bo powiedzieli m o tym, kiedy byłem… Tam – stwierdził, zaciskając usta, bo faktycznie tak było, słyszał, jak o tym mówili. – Miałem czas, żeby się z tym oswoić – dodał i odetchnął głęboko, bo chyba mimo oswojenia z tą myślą, to nie umiał się z tym pogodzić. Pokiwał głową i uśmiechnął się ze zrozumieniem, bo potrzeba rutyny wydawała mu się pewnie zupełnie normalna, a on odpowiadał na wszystkie jej pytania.
– Właściwie nie wiem, powiedziałem, że wyjeżdżam na weekend – wzruszył ramionami i spojrzał na nią. – Właściwie o tym nie pomyślałem, ale nie chcę ci sprawiać kłopotu – powiedział spokojnie, patrząc jej w oczy. Podążył za jej wzrokiem, spoglądając na pierścionek. – Ten pierścionek… To pierścionek zaręczynowy? – nie było w jego głosie pretensji, raczej… Ciekawość zmieszana ze smutkiem. Musiał w końcu poruszyć ten temat, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba gdzieś wewnętrznie tego od niego oczekiwała – że skoro tu przyszedł, to weźmie ją na sile do samolotu, zabierze do domu i nie pozwoli jej odejść. Do tego w gruncie rzeczy ją przyzwyczaił i to poczucie, że dawał jej w tym momencie wolność było dla niej cholernie dziwne.
– Na pewno nie mieszkam w Seattle tylko od lutego? – zapytała, komentując w ten sposób wszystkie rewelacje które w dniu dzisiejszym jej zapodał. Doskonale wiedziała, że u Russellow życie płynie innym tempem, że w tej rodzinie wiecznie się coś dzieje, coś zmienia, ktoś się rozwodzi, poznaje kogoś innego, ktoś umiera ale… aktualne nowości po prostu ją szokowały na każdym kroku; niektóre rozgrzewały serce inne sprawiały, że ogarniała ją wewnętrzna rozpacz. Jak śmierci Tomka, chociażby. Mimo ze nie byli mega blisko, to przed jej wyjazdem z Seattle zaczęli się nawet niezłe dogadywać. Czy wszyscy musieli umierać albo odchodzić? Może ktoś te rodzine przeklął?
– Więc zostań – jej reakcja była natychmiastowa, może nawet zbyt szybka, typowa dla kogoś kto czeka na jakaś odpowiedz na wdechu. – Jutro mogłabym pokazać Ci okolice. I plaże. Jest piękna – Chciała go zatrzymać. Chciała móc delektować się jego głosem, zapachem, zjeść z nim śniadanie. Musiała jeszcze raz zobaczyć jego skórę w świetle słońca, zanim wszystko naprawdę się skończy. Gdy usłyszała jego pytanie, powoli uniosła na niego wzrok.
– Jest naprawdę wspaniałym facetem – nie odpowiedziała wprost, nie umiała chyba. – Jest starszy tylko o dwa lata, ma normalną prace, jest oazą spokoju. Zrezygnował dla mnie z jedzenia mięsa i w ogóle – zaczęła tłumaczyć mu, jakby te argumenty miały umniejszyć jej poczucie wstydu ze kogoś sobie znalazła. Zaczęły się jej kręcić łzy w oczach, chyba głównie z nerwów. – Nie ma dzieci. Właściwie nie bardzo by chciał je mieć, ale zgodził się na mój pomysł z adopcją dziewczynki z Afryki. Jest piękna. A on normalny. Zawsze chciałam mieć kogoś takiego – ściszyła głos, sięgając po kieliszek z winem, wypiła jego zawartość do końca i odstawiła na stół. Załączył się jej słowotok. – Nienawidziłam w tobie tego, że nie jesteś taki zwykły. Że kupiłeś mi wyspę, że organizowaliśmy te pieprzone przyjęcia, że musieliśmy mieć milion sypialni bo chciałeś żeby twoja rodzina miała gdzie spać. Denerwowales mnie garniturami, pracą, wszystkim. Jakaś cześć mnie się cieszyła, że odesłałeś te papiery bez robienia problemów– urwała, patrząc na niego z nagłym rozbawieniem, choć był to raczej początek jakieś życiowej rozpaczy. – Ale chociaż Reed umie Zajebiscie gotować, zawsze ma dla mnie czas, zawsze stawia mnie na pierwszym miejscu, jego rodzice mnie uwielbiają i mogę mieć mały, skromny dom to… on nigdy nie będzie tobą. Nigdy Ci nie dorówna – i po tych słowach, znowu zasłoniła twarz dłońmi, dodatkowo pochylając się do przodu przez co zakryła buzie włosami. Nie płakała za nim dobre kilka miesięcy, żyła z tym jak wyszło i teraz to co gdzieś w sobie poukładało sie rozsypało. Choćby jej nowy facet stanął na głowie, nigdy nie będzie dla niej w połowie tak ważny jak Jackson o czym wiedziała od początku ale teraz… matko. To wszystko wróciło do niej ze zdwojona siłą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To wszystko przez to, co mu się przytrafiło. Nauczył się pokory i był ogólnie jakiś bardziej wyciszony. Chciał dać jej wolny wybór, bo nauczył się, że nie mógł jej trzymać w złotej klatce. Naprawdę chciał, żeby była szczęśliwa. Szczerze. Uśmiechnął się nieznacznie i pokiwał głową.
– Uwierz, że kiedy słyszałem te wszystkie rewelacje, to mnie zaczęła od nich boleć głowa – rzucił z rozbawieniem, bo mimo wszystko to starał się skupiać na tych dobrych rzeczach, na kontakcie z Hales i Maxem, na Rosie, na siostrzenicy, która miała za jakiś czas pojawić się na świecie… To wszystko dawało mu złudne poczucie szczęścia i koiło jego duszę, bo inaczej chyba kompletnie by zwariował.
– Więc zostanę – zgodził się z bladym uśmiechem, kiwając głową. – Nie wątpię. Nie macie tutaj typowych, szalonych facetów z Florydy? No wiesz, takich co to biegają nago po ulicach i włamują się do monopolowych? – poruszył brwiami, bo jednak Floryda była dość memicznym stanem, chociaż Vi i Max planowali tu spędzić przerwę wiosenną.
– To świetnie – zacisnął jednak dłoń w pięść, starając się wewnętrznie uspokoić, bo najzwyczajniej w świecie zrobiło mu się trochę przykro. Zupełnie szczerze, Jackson nie był takim facetem. Był starszy o trzynaście lat, nie zamierzał rezygnować z jedzenia mięsa i chyba tylko byłby skłonny zgodzić się na adopcję z tych wszystkich rzeczy, które wymieniła. Milczał jednak, pijąc trochę wina i słuchając jej uważnie. Mimo wszystko, gdy pochyliła się do przodu i zakryła twarz włosami, po prostu objął ją i przygarnął do siebie, czując, że jego serce również zaczyna zdejmować rozpacz – bo prawda była taka, że nie miał prawa jej mącić w życiu, nawet jeśli na rozwód się nie zgodził, to chciał dla niej normalnego życia, a jego – nigdy nie miało być normalne. Wiedział doskonale, że chociaż ograniczył interesy, to musiał się nimi zajmować, bo nie chciał, by wszystko spadło na jego syna, nie chciał, by Max musiał przeżywać to, co przeżywał Jackson, a Vi – to z czym musiała się mierzyć Sarah, skoro mieli już tego przedsmak. Odetchnął głęboko, zanurzając nos w jej włosach i chłonąc jej zapach.
– Jeśli chcesz jego i tego wszystkiego, rozumiem, S. To twój wybór i nie mam prawa ci tego odbierać. W ogóle tu chyba nie powinienem przyjeżdżać, ale Chris nie powiedział mi, że jesteśmy rozwiedzeni… – powiedział cicho, wbijając wzrok w przestrzeń. Jego ton był łagodny, chociaż najchętniej zajebałby skurwysyna, tak szczerze mówiąc. – Przepraszam, że nigdy nie będę tym, kim chciałabyś, żebym był – ucałował delikatnie jej skroń, doskonale wiedząc, że w takim razie nie powinien był zostawać. Powinien odejść, zanim ten weekend złamie mu serce jeszcze bardziej niż do tego momentu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W którymś momencie ich związek faktycznie był taką złotą klatką dla Sarah – miała wszystko, oprócz spokoju ducha. Bo mieli przecież piękny dom, cudowne dzieciaki do wychowywania, otworzyła fundacje, im tez się całkiem układało, ale… to wszystko było oplecione wysoką ceną do zapłacenia. Blizna po cesarskim cięciu gdy wyciągali z niej Ellie była na przykład świetnym przypomnieniem.
– Wierzę, czuje się podobnie a słyszę to pewnie tylko w powierzchownej wersji – pokiwała głową, nawet nie wyobrażając sobie jakim szokiem było dla niego to wszystko gdy usłyszał o tym zaraz po wybudzeniu się ze śpiączki. Uśmiechnęła się nieco szerzej gdy powiedział ze zostanie.
– Mamy, ale głównie w wakacje. Wiesz, studenci jednak wrócili na uczelnie – przewróciła oczami z rozbawieniem. – Chociaż i tak tu jest spokojniej niż w większych miastach – Sarah była chyba za stara na mieszkanie na przykład w Miami, zdecydowanie bardziej ceniła sobie ostatnio ciszę i spokój. Wychowywanie dziecka w takim molochu jej nie kręciło, a gdy myślała o adopcji to zdecydowanie widziała swoją córkę w domu z ogrodem, w niezbyt szalonej dzielnicy. Gdyby wiedziała co planowali, pewnie zaprosiłaby ich do siebie. Gdy ją do siebie przytulił, odetchnęła głęboko, ale nierówno przez szloch który zaczął targać jej ciałem, a dłonie całkiem odruchowo wsunęła delikatnie pod jego koszulkę, tuż przy linii spodni. Nie było w tym geście nic erotycznego, potrzebowała chyba ciepła jego skóry. Wtuliła twarz w jego klatkę piersiową i słysząc jego słowa zaniosła się płaczem jeszcze bardziej. Problemem było to, że myśląc że jej nie chciał łatwiej było zdecydować że chce być z kimś innym ale wiedząc że to wszystko było związane z ingerencją osób trzecich, Sarah dostała ataku paniki.
– I to właśnie w tobie kocham najbardziej! – jęknęła, odsuwając się od niego odrobine, zadzierając głowę w górę by móc spojrzeć mu w oczy spode łba, przez co wzrok miała jeszcze bardziej niewinny. – Bo właśnie jesteś zupełnie inny niż zawsze sobie układałam w głowie idealnego faceta. Nie jesteś taki przekalkowany z gazetki dla nastolatek. Masz zmarszczki, i kilka siwych włosów których na pewno wcześniej nie miałeś – odrobine się przez łzy uśmiechnęła teraz, zaciskając palce jednej dłoni na jego bluzce. Drugą powoli uniosła do jego twarzy. – Dragon to burdel a nie bar, jesteś irytujący bo musisz mieć rację i kurwa, praktycznie zawsze ją masz – przesunęła palcami po jakiejś zabliźnionej już pamiątce po tym co przeszedł w trakcie porwania. – Kocham w tobie absolutnie wszystko, z twoim chujowym charakterem na czele – wyszeptała, czując jak w gardle rośnie jej coraz większa gula, przez którą coraz ciężej to wszystko się mówiło. Delikatnie gładziła opuszkami palców jego zarośnięty policzek, nagle rozumiejąc ze kochała nawet ten zarost, który wcześniej jej przeszkadzał. Jackson był wszystkim czego chciała od życia, nawet jeśli gryzło się to z jej całym światopoglądem. Bo przecież Reed miał super ciało, był kochany i czuły, normalny, teoretycznie był tez przecież idealnie w typie Sarah. Jasne. Był. Jeśli nie brała pod uwagę w tej konkurencji uczestnictwa Russella…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Owszem, to tylko wierzchołek góry lodowej – powiedział z delikatnym rozbawieniem, bo rewelacji przecież było znacznie więcej, jednak na razie chciał też wysłuchać jej wersji, dlatego zlustrował uważnym spojrzeniem jej twarzyczkę i spojrzał w zielone oczy blondynki. – Więc opowiedz mi teraz, co się zmieniło u was? Wiem od Alexa że Megan jest z Isaacem? – uniósł brwi. Kontaktował się z Alexem, dokładnie tak, jak robiła to Constance. Żałował tylko, ze nie było na tyle bezpiecznie, by razem z Katie wrócił do Seattle. Zupełnie szczerze, w domu rodziny Russell było teraz tyle ludzi, że powoli zaczynało brakować sypialni, ale gdzieś tam Jack odnajdywał w tym olbrzymi komfort i pocieszenie. Brakowało tylko Sarah.
– No tak, rozumiem – zaśmiał się pod nosem – Poczekaj na przerwę wiosenną, wtedy się tu będzie działo – dodał z rozbawieniem, ale na pewno miało być spokojniej niż w większych miastach typu Miami właśnie. Rozumiał opcję domu z ogrodem, chociaż nadal wolał willę, szczególnie teraz się naprawdę bardzo przydała, a Max i Vittoria naprawdę sobie poradzili z remontem, w czym pewnie pomogla jeszcze jego matka, bo po ślubie Josepha z tego co zrozumiał sporo trzeba było naprawić. Przygarnął ją jednak do siebie i tulił, głaszcząc po plecach, czekając, aż kobieta się uspokoi, składał delikatne buziaki w jej włosach i na czole, mając nadzieję, że to jakoś pomoże, a gdy w końcu przemówiła, odetchnął głęboko i podniósł udręczone tęczówki na jej oczy.
– Kochasz mnie? – spytał wprost, patrząc jej w oczy i nieco ignorując słowa o siwiźnie czy zmarszczkach i o tym, że jego bar to tak naprawdę burdel. No wolał przemilczeć, tak? To, że miał chujowy charakter również. :lol: Delikatnie złapał ją za brodę i patrzył w tym momencie w jej oczy.
– Nie mogę zdecydować za ciebie, co zrobisz, ale może… Wróć ze mną? Wszyscy są teraz w willi, Hales za tobą tęskni, Max też… Vi na pewno by doceniła twoje towarzystwo i myślę, że Constance i Rosie tym bardziej – stwierdził cicho, głaszcząc jej plecy. – Mało pracuję, jestem bardziej w domu, tak jak zawsze chciałaś i wiem, że to mało do zaoferowania, ale to wszystko co na tę chwilę do zaoferowania mam. Nie chcę ci rujnować życia, ale jeśli nadal mnie kochasz, to spalmy te papiery i wróćmy do domu – powiedział cicho, ujmując jej twarzyczkę w dłonie i mając nadzieję, że powie, że się zgadza.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alternatywna rzeczywistość”