WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Myślę, że Twoi też zrozumieją. Wybaczali nam już tyle rzeczy. Ucieczki że szkoły, Twoje bójki w niej. Nawet to gdy przyłapali nas na sexie u mnie w domu. Myślę, że gdybyśmy im tylko racjonalnie to wszystko wyjaśniłi, może wszystko mogło by się jeszcze poukładać.
Sky od zawsze miał napięta relacje że swoimi rodzicami, ale tylko dlatego że Colin był taki jak ja. I chyba chcieli żeby Sky również taki był. Ja byłam zupełnie innego zdania, nie kochała bym Sky'a gdyby jego charakter był taki jak mojego przyjaciela. To właśnie tom że byliśmy zupełnie inni sprawiało, że tak nam się dobrze że sobą żyło. A przynajmniej kiedyś, dobrze że sobą zylismy.
- Twoja mama za Tobą tęskni. Tata też, wiele razy mi o tym mówią gdy z nimi rozmawiam. Po naszym rozstaniu, moja relacja z nimi chyba jeszcze bardziej się wzmocnila. Chociaż Twój brat już zawsze będzie miał mi za źle, że wyjechałam.
Gdy chłopak, przyciągnął mnie do siebie poczułam jak serce wali mi jak młot. Już dawno nie byłam tak blisko niego, bo gdy nawet jeszcze że sobą byliśmy to nie potrafiłam spać z nim nawet w jednym łóżku. Czułam się wtedy jakbym mieszkała z totalnie obcym dla siebie facetem.
- Uważam, że powinieneś z nimi pogadać. Omin te szczegóły o których lepiej żeby nie wiedzieli. Ale pogadaj. Jesteś uparty i to dlatego tak kurczowo trzymasz się relacji jaka między Wami powstała.
-
- Możemy spróbować - stwierdził po chwili namysłu. Rzeczywiście, główną przyczyną tych złych relacji, jakie panowały między chłopakiem a jego najbliższymi był jego charakter. Rodzice z pewnością woleliby mieć drugiego takiego syna jak Colin: poukładanego, spokojnego, rozsądnie myślącego. Mieli natomiast bezdenne źródło stresu - to ciekawe, a twierdziłaś niedawno że o mnie nie rozmawiacie - zauważył z rozbawieniem. To raczej pewne, że w wielu kwestiach Miki nie powiedziała mu prawdy. Zresztą... Gdy jeszcze niedawno ze sobą pisali, to raczej nie była miła pogawędka. Skylar wiedział dobrze, że dziewczyna próbowała mu dogryźć za wszelką cenę i... nawet dobrze jej to wyszło.
- Ale...masz rację. Może wreszcie się przełamię. Nie umiem z nimi gadać, bo... zaraz się wściekam, oni też, i zamiast gadki jest awantura - przyznał szczerze, po czym zamilkł ponownie, chcąc się nacieszyć jej bliskością. Przecież to miało być ostatnie spotkanie, to wciąż tkwiło gdzieś z tyłu głowy. Mają się więcej nie widzieć... - a Colinowi wreszcie przejdzie. On nie potrafi się na ciebie gniewać - dodał tylko, uśmiechając się przy tym delikatnie. Byli totalnym przeciwieństwem, ale Sky zawsze starał się być dobrym starszym bratem.
-
- Bo nie rozmawiamy, naprawdę.. słowo harcerza.
Zasmialam się cicho czasami sama dopytywalam rodziców chłopaka o niego, oczywiście zaznaczajac by mu tego nie mówili. Teraz to już w zasadzie nie miało znaczenia bo siedzieliśmy tutaj wtuleni w siebie jak dawniej, jakby cały świat się zatrzymał i wszystkie źle rzeczy już dawno gdzieś przepadły. Byłam też pewna że prędzej czy pozniej te koszmary jednak powrócą. Nie rozprawilam się z nimi i wiedziałam że nadal pozeraja mnie od środka, nawet jeżeli nie okazywalam tego na zewnątrz.
- Pierwszym razem gdy się tak na mnie pogniewal to był dzień kiedy powiedzielismy że jesteśmy razem. O matko jaki był na mnie wściekły. Wypomnial mi chyba wszystkie słowa gdy zaprzeczalam że mi się nie podobasz. I obiecałam mu wtedy że nic sie nie zmieni.. A zmieniło sie wszystko i chyba to ma mi najbardziej za zle.
Nie wiedziałam jak rozmawiać z Colinem. Wiedziałam, że zrobiłam swojego najlepszego przyjaciela. Ale przecież nie mogła. Powiedzieć mu że wyjechałam bo jego starszy brat zgotowali mi piekło na ziemi. Nikt nie wiedział o sytuacji mnie mną a Sky'em i tak miało pozostać. Nie mogła i nie chciałam nikogo martwić.
-
- Jakoś ci nie wierzę - odpowiedział ze śmiechem. Sama przyznała przecież, że ma dobre relacje z jego rodzicami. Trudno wtedy nie napomknąć na temat Sky'a. To czasem wychodzi wręcz naturalnie, nawet w trakcie zwykłej rozmowy.
Ale dziś... Było zupełnie inaczej. Bez trosk, zmartwień, problemów z przeszłości. Skylar naprawdę czuł się szczęśliwy, chyba po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Chciał, aby taki stan utrzymał się na dłużej, ale czy to było możliwe? Gdyby tylko był w stanie choć trochę naprawić wszystko, co spieprzył lata temu. Zrobiłby absolutnie wszystko.
- Może spróbuj z nim pogadać. Tak samo, bez zbyt wielu szczegółów, ale po prostu... Na tyle, ile go znam, to wiem że w końcu ci wybaczy - stwierdził po chwili namysłu. Nie chciał, żeby przyjaźń między Miki a Colinem się rozpadła. Tym bardziej, że to byłaby w większości jego wina i chyba to bolało najmocniej - zawsze mieliście dobry kontakt. Zrozumie. Może najpierw się trochę powścieka, ale w przeciwieństwie do swojego durnego brata nie jest uparty jak osioł - przyznał na koniec, uśmiechając się lekko. To wszystko stało się bardzo skomplikowane, ale wiele jeszcze można było uratować.
-
- My też mieliśmy dobry kontakt. A widzisz co się stało.
Sama nie wiem czemu to powoedzialam. Może chciałam by zrozumiał, że nie wszystkie relacje da się zawsze naprawić. A może to.sobie próbowałam udowodnić że tego już nie da się poskładać. Byliśmy zbyt rozsypani, a na pewno ja byłam rozsypana i mimo wielu starań poskladania siebie przy czyimś boku, nie umiałam.
- Nawet nie wiesz jak podobni jesteście do siebie. A upartosc to chyba najlzejsza z Twoich wad.
Stwierdziłam spokojnie, podnosząc głowę z ramienia chłopaka i odsuwajac się od niego na parę centymetrów, zbyt mocno pozwolilam sobie na bliskość, nie chciałam niczego żałować. Ale czułam że tak może byc. Mogłam zrobić o krok za dużo i już nie miałabym powrotu. Wpadlabym w niego i pokochała jak kiedyś.
-
- No tak... - odpowiedział tylko. Po raz kolejny dzisiaj trochę zabrakło mu języka w gębie. Chyba powoli do niego docierała ta bolesna myśl, że już nie będzie w stanie tego poskładać a dzisiejsza noc naprawdę miała pozostać ostatnią, którą spędzą razem - masz rację - dodał spokojnie, a kiedy Mikaela się od niego odsunęła, zrobiło się strasznie niezręcznie. Spodziewał się, że ta bliskość nie będzie trwała wiecznie. Sam nie chciał się nakręcać, bo mógłby sobie przypadkiem zbyt wiele nawyobrażać. A to dobiłoby go kompletnie. To spotkanie wystarczająco nadwyrężyło jego wytrzymałość. Z jednej strony czuł przeogromne szczęście, bo miał ją tuż przy swoim boku, ale była też druga strona medalu. To było tylko na moment. Na jedną noc. A potem znów zostanie sam, bez najmniejszych szans na to, że jeszcze będzie jak dawniej.
- Może gdybym umiał się zmienić... A zresztą. Zapomnij. Nie mam zamiaru mieszać ci w głowie - plótł już trochę bezsensownie, ale po prostu cały czas czuł się winny. Skylar wcale nie był dumny z tych wszystkich rzeczy, które napsuł w przeszłości. Trudno mu się dziwić.
-
- Nie... masz rację, gdybyś umiał. Ale nie umiałes gdy byliśmy razem więc teraz tym bardziej nie będzie potrafił, a ja.. Ja nie chce Cię zmieniać. Nie chce byś czuł się przeze mnie zmuszony do tego. Ja.. chyba lepiej będzie jak pójdę. Wrócę do domu. Przepraszam.. Nie powinnam była Cię prosić żebyś został, to wszystko nie powinno mieć miejsca. Nie możemy się widywać. Tak, tak będzie dla nas najlepiej..
Wyrzuciła z siebie tyle słów, że sama nie byłam pewna czy w ogóle można było mnie zrozumieć. Stanęła na równe nogi, nie chciałam na niego patrzeć. Wiedziałam że mogłabym tego nie wytrzymać, byłam przy nim tak cholernie słaba i strasznie tego nie nawidzilam. Rozjebalam się w środku totalnie. Nie wiedziałam co robić i jak mam racjonalnie myśleć. To było wszystko zbyt trudne.
-
W końcu czar prysnął. Przez cały czas Sky trzymał się uparcie nadziei, że przynajmniej w tę jedną noc wszystko będzie inne, dużo lepsze. Niestety wszystko ma swój koniec, a ten nieubłagalnie nadchodził. Początkowo nie zareagował na słowa Mikaeli. Nie dlatego, że dziewczyna wyrzuciła z siebie tak wiele słów. Przez dłuższy moment chłopak czuł się tak, jakby to wszystko co słyszy z ust Miki odbijało się od niego i nie docierało. Tkwił w bezruchu, powoli trawiąc każde słowo z osobna. Dlaczego to tak potwornie bolało? Dopiero kiedy brunetka poderwała się do góry i stanęła na nogi, podniósł się zaraz za nią, gwałtownym ruchem przecierając twarz, aby pozbyć się łez tkwiących już w kącikach oczu. Nie miał prawa mieszać jej teraz w głowie, Miki podjęła już decyzję a on zamierzał ją uszanować.
- Pewnie już i tak cię nie przekonam, żebyś została - powiedział niepewnie, a głos łamał mu się coraz bardziej, z każdym kolejnym wypowiadanym słowem - pozwól się chociaż odprowadzić. Jest środek nocy. Nie chcę, żeby stało ci się coś złego - dodał tylko. Dzięki temu zyskałby jeszcze trochę czasu. Ale w największej mierze zależało mu na tym, aby Mikaela bezpiecznie dotarła do domu. Jezioro mimo wszystko leżało spory kawałek od miasta.
-
- Nie..
Fakt miasteczko było spory kawałek ale ja już nie mogłam być dalej blisko niego i udawać że jest mi obojętny. Że to nie kocham. Miłość do niego była tak silnym uczuciem które dosłownie wydzieralo się z mojej piersi. Za każdym razem gdy to widziałam, gdy był blisko moje serce waliło jak oszalałe. To musiało coś znaczyć.
- Zadzwonię po kogoś. Nie chce już.. Nie mogę Sky tu stac, udawać że nic sie nie dzieje.. Nie potrafię. Kocham Cię, i to boli najbardziej. Nie przestałam tego czuć i wiem że nigdy nie przestanę. Ale za dużo się wydarzyło. Poszliśmy różnymi ścieżkami. Za dużo się wydarzyło. I wiem też że za dużo ludzi przewinęło się w naszym życiu gdy nie byliśmy razem.
Wiedziałam że tak samo on jak i ja szukaliśmy przez te 3 lata pocieszenia w innych ludziach, nie w miłości a w seksie. I teraz gdy stałam przed nim czułam się jakbym go wtedy zdradzala. Głupie, ale tak czułam.
-
- Dobrze. Czyli... Mam już sobie iść, tak? - upewnił się, bo nadal upierał się przy tym, aby z nią zostać. Chociażby po to, aby upewnić się że Mikaelę faktycznie ktoś stąd odbierze i zawiezie do domu. Albo gdziekolwiek indziej. Bo gdzie - to już nie było jego sprawą. Bolało go to wszystko cholernie, jednak nie widać było już żadnej szansy. To był koniec. Byłby skłonny błagać ją o to, żeby się nie żegnali, ale... wiedział doskonale, że to nie miało najmniejszego sensu - ja też cię kocham, ale najbardziej pragnę żebyś była szczęśliwa. A ze mną to nigdy nie będzie możliwe. Przepraszam - dodał cicho, powoli zbierając się do odjazdu.
- Poczekam tu, póki ten ktoś po ciebie nie przyjedzie. Chcę się upewnić, że nic złego ci się nie stanie - powiedział na koniec, wsiadając na crossa. Pomimo tego, że strasznie cierpiał i miał ochotę rozpieprzyć wszystko dookoła z tej potwornej, narastającej frustracji, wciąż pozostawał spokojny - nie martw się, nie będę się z nikim bił. - rzucił tylko, wzruszając ramionami.
-
Zt x2
-
Przyczyn ku temu było kilka. Przede wszystkim - i żadna to była, dla każdego, kto choć trochę znał surfera, niespodzianka - poranki zazwyczaj przynosiły ze sobą najlepsze fale. To zależało oczywiście od szerokości geograficznej, warunków pogodowych, okresu roku i tak dalej, ale - uśredniając - żadna inna pora dnia nie obfitowała w wysokie, długie, spienione grzywacze tak często, jak ta jeszcze przed śniadaniem.
Po drugie, te parę godzin do siódmej, ósmej rano było momentem, gdy w domu Krzyzanowskich panował względny spokój - och, stan tak rzadki w ich familii, tak niespotykany. Bear zajmował się rytuałem tai chi w ogrodzie, Lake'a często w ogóle nie było jeszcze w domu, a wszystkie trzy kobiety zwykle spały - Sycomore śniąc koszmary, Linden - sny barwne lecz praktyczne, a Clover spokojne, bo zaprawione sporą ilością czerwonego wina i trawy. To wówczas blondyn był w stanie najsprawniej zbierać myśli. I czytać. Czasem coś napisać. Czasem wsłuchać się w słowa nowej ulubionej piosenki, obsesyjnie odtwarzanej na starym walkmanie. Nie przejmować się tym, że za chwilę cała jego rodzina poderwie się do życia, a ich pstrokaty, trzypoziomowy dom znów wypełni chaos i niepokój.
Po trzecie, i w sensie najbardziej metaforycznym, każdy poranek był przecież czystą kartą. Szansą na to, co nowe, co świeższe i lepsze niż dnia poprzedniego. Może było to tylko złudzenie, może tak naprawdę świat kręcił się zgodnie z - przypominaną mu regularnie przez starszego brata - zasadą, że przecież "same shit, different day", ale Blue naprawdę chciał wierzyć, że było inaczej.
I ta wiara właśnie, ta ufność, że każdy dzień może przynieść coś lepszego niż jego przepadły poprzednik, sprawiała, że Blue praktycznie nigdy nie wstawał przysłowiową lewą nogą. Z natury pogodny, o poranku stawał się już w ogóle kwintesencją optymizmu.
Dziś nie było wyjątkiem; ba, dziś jego poranna pogodność sięgała zenitu: nie tylko bowiem poprzedniego dnia dał sobie niezły wycisk na Alki, i teraz czuł każdy mięsień ciała, a uczucie to uwielbiał prawie tak bardzo, jak chłodną wodę wypijaną wprost z młodego kokosa w upalny dzień pod słońcem Bali, nie tylko dopisywała dziś pogoda - rześka, lecz słoneczna i niemal bezwietrzna atmosfera zachęcająca, by spędzić trochę czasu na zewnątrz, to jeszcze zmierzał właśnie na spotkanie z dziewczyną, o której myślał ostatnimi czasy chyba trochę więcej niż to zakładał...
...no właśnie, co? Protokół Dotyczący Limitu Myślenia O Rudowłosych Dwudziestopięciolatkach?
Blue, wygodnie usadowiony za kierownicą vana, roześmiał się krótko do własnych myśli.
Dotarłszy pod dom Tottie Whitbread, pośpiesznie napisał jej krótkiego smsa obwieszczającego, że proszę, dziewczyna może swobodnie opuszczać dom, nie ryzykując, że będzie musiała nań czekać na porannym chłodzie. Upewnił się, że wnętrze samochodu jest odpowiednio nagrzane - nieprzesadnie, ale na tyle, by swobodnie można było rozpiąć w nim, lub nawet zdjąć cieplejszą kurtkę.
- Dzień dobry! - zawołał z pogodnym uśmiechem, wychylając się lekko przez okno samochodu. Zaraz też skonstatował, że może wypadałoby ruszyć tyłek - otworzył więc drzwi i lekkim ruchem zeskoczył na chodnik, szykując się na powitanie z dziewczyną - Gotowa na odkrywanie ekscytujących rejonów Seattle?
-
- Złaaaź - mruknęła, próbując zepchnąć biszkoptowe cielsko, drugą ręką sięgając po komórkę, wciąż przekonana, że jest za wcześnie, by wychodzić spod ciepłej pościeli. Zamrugała i przetarła oko, pewna, że wzrok płata jej figle. - O kurczaczki!!! Jestem spóźniona! - pisnęła, wyskakując z łóżka, w biegu zrzucając z siebie piżamę. Miała jakieś piętnaście minut na wszystko, więc żałowała, że nie ma tych supermocy, które w swoim komiksie zaprezentował artysta, który jakiś czas temu pojawił się na progu domu bliźniaczek, przekonany o ich magicznych zdolnościach.
Planowała zrobić trzy opcje picia: kawę, herbatę (z imbirem i cytryną) i dodatkowo gorącą czekoladę, ale wiedząc, że nie wyrobi się z tym wszystkim, zrezygnowała z tej najsłodszej opcji. Była zła na siebie, co nie pomagało w sprawnym uzupełnianiu termosów, które - jak to bywało ze złośliwością rzeczy martwych - jak na złość nie chciały się domknąć, choć wcześniej nie było z nimi żadnych problemów.
Ta dodatkowa strata kilku cennych minut (które mogła wykorzystać choćby na lepszy makijaż, a nie jedynie pociągnięcie rzęs tuszem!) poskutkowała tym, że Whitbread nie zdążyła ostatecznie spojrzeć w lustro, nim czworonóg radośnie nie obwieścił, że Blue już dojechał. W związku z czym rudowłosa, zupełnie nieświadoma, narzuciła kurtkę na założony na lewą stronę sweter. Zamierzała też wsunąć na stopy tenisówki, ale, choć dopiero co wyjęła je z szafki, jednego buta brakowało. Zdążyła tylko dostrzec, jak pies, dzierżąc w pysku jej własność, przeciska się przez drzwi, które uchyliła by zamachać mężczyźnie, że jest już prawie gotowa.
- Pies, wracaj! - syknęła za nim, nie będąc pewna, czy nie obudzi Aury tymi nadprogramowymi hałasami, których już i tak przybyło w związku z zaspaniem rudowłosej. Biszkoptowy urwis niewiele sobie robił z jej polecenia i nim się obejrzała, zaczął kręcić się przy Krzyzanowskim, merdając ogonem z zadowoleniem. Ciężko westchnęła, obiecując sobie w myślach, że przy jakimkolwiek następnym wyjściu zamknie Burka w łazience. Trzeba było go jednak pochwalić, że zabrał jej jedynie buta, a nie jak poprzednim razem - bieliznę…
- Dzień dobry - powiedziała nieco skrępowana, podchodząc do Blue w dwóch różnych butach: trampku w żółto-czarną kratkę i zielonym kapciu w cytryny. - Pies chyba bardzo się przejął, że chodziłeś boso i chciał zadbać o twoje stopy - stwierdziła z rozbawieniem, próbując odzyskać swoją własność, co nie było łatwe. - Przepraszam za niego. Chyba spodobały mu się harce z Maverickiem i liczył na powtórkę. Ech, co za głuptas - dodała, odciągając czworonoga od mężczyzny, by móc go zamknąć w domu.
-
Może by tak Carbon River? Długi spacer szerokim brzegiem rwącego potoku, balansowanie na wilgotnych obłościach wszechwiecznych kamieni wyściełających dno i boki polodowcowego żłobienia od tysięcy lat?
A może jednak The High Rock Fire Lockout? Wspinaczka po stoku góry, łagodnej, lecz wysokiej, aż do zawieszonej na skalnym szczycie maleńkiej chatki, przytulnego punktu widokowego z którego rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na całą dolinę?
Albo jednak... Ta myśl była krótka, a i Bluejay niezwłocznie ją odrzucił, Longmire Suspension Bridge? Nie. To miejsce należało tylko do niego i Florence. I lepiej, by pozostało po prostu odległym wspomnieniem. Plastrem na zasklepionej dawno ranie.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej rozważania Krzyzanowskiego ściągane były w stronę jeszcze jednego cudu przyrody.No przecież! Reflection Lakes! Blondyn aż miał ochotę pacnąć się otwartą dłonią w zmarszczone irytacją na samego siebie czoło (i dobrze, że tego nie zrobił, bo w tym właśnie momencie Tottie stanęła na progu - nie chciał zaś, by pomyślała, że ma jakieś problemy z autoagresją... Cóż, od tego była w ich rodzinie jego najmłodsza siostra).
Zapatrzywszy się na rudowłosą - zmierzającą w jego stronę krokiem odrobinkę niestabilnym, za czym to, jak Blue zorientował się dopiero po kilku sekundach, stał dość specyficzny zestaw niepasującego do siebie obuwia - blondyn w pierwszej chwili nie zauważył nawet pędzącego doń biszkoptowego czworonoga. O obecności psa poinformowała go więc dopiero ciepła fala wilgoci - szeroki język i mokry nos ufnie wciśnięty w puszczoną wzdłuż ciała dłoń mężczyzny.
- No cześć, kolego! - Blondyn roześmiał się serdecznie, całą uwagę koncentrując teraz na zachwyconym takim obrotem spraw zwierzęciu. Najpierw głaskał Psa po łbie ze swojej dotychczasowej pozycji, po chwili jednak po prostu opadł przy nim na jedno kolano, by zdobyć lepszy dostęp także i do futrzastego podgardla bestii. Pies, stuprocentowo zaaferowany tą hojną porcją pieszczot i atencji, stracił czujność na tyle, by upuścić zwędzony Tottie trampek. Blue przechwycił go sprytnie, ukrył za plecami i teraz przeniósł spojrzenie na docierającą doń właśnie znajomą - I dzień dobry, Kopciuszku! - puścił dziewczynie krótkie, zadziorne oko, nawiązując do dość niestandardowego kompletu, jaki zdobił teraz jej stopy, choć równie dobrze mógłby nazwać ją Śpiącą Królewną - zwłaszcza zważywszy na leciutki zygzak na jej lewym policzku, rozczulające odgniecenie od przytulanej jeszcze niedawno poduszki...
- Coś ty, żaden problem! - zapewnił blondyn, chyba jeszcze pogodniej niż zwykle. - Czy pan się z nami dzisiaj wybiera? Czy też zostaje pilnować pałacu? - Znów zwrócił się do czworonoga, tak, jakby to on był tutaj naprawdę głównym decydentem.
A i nazwanie domu bliźniaczek "pałacem" nie było tak znów przypadkowe - Blue czuł się bowiem tak, jakby nagle wstąpił do jakiejś unowocześnionej wersji bajki o zaczarowanym pantofelku. Cóż, wszystko się przecież zgadzało: pół-bosa sierotka, przystojny książę - przybysz znikąd i futrzani pomocnicy, zupełnie jak w disneyowskiej produkcji...
A na upartego i Bluemobil mógłby robić za dynię.
- Nie chcę nic mówić, Tottie, ale tam, gdzie cię dziś porywam, chyba jednak będziesz tego potrzebować - wciąż przycupnięty na jednym kolanie, surfer wyciągnął zza pleców odzyskany trampek i zamachał nim lekko, przezornie - bo nad głową Psa - Pozwolisz?
-
- Kto z kim przystaje, takim się staje - skomentowała mądralińsko tę Kopciuszkową zaczepkę, przypominając sobie, że niedawno to jego uznała za przedstawiciela męskiej wersji bajki o roztargnionym butogubie. Szybko przy tym zachichotała, nieco dłużej przyglądając się twarzy Krzyzanowskiego. Był taki pogodny, że miało się wrażenie, jakby to rozpromienienie udało mu się zaszczepić w zazwyczaj zamgloną, poszarzałą aurę Szmaragdowego Miasta, bowiem, gdy Whitbread spojrzała na niebo, było ono wyjątkowo bezchmurne.
- Raczej to pałac przypilnuje jego - stwierdziła z rozbawieniem Tottie. - Musimy jednak pomyśleć nad jakimiś skuteczniejszymi sposobami zatrzymania w jego murach tego szaleńca. Myślisz, że to czas, by zainwestować w fosę? - zażartowała, skupiając uwagę na psie, ale zwracając się do Bluejay’a. - Czy w razie czego wypożyczysz nam swojego rewelacyjnego kopacza? Pamiętam te imponujące dołki na plaży. Tyle mi wystarczy, by uznać kwalifikacje Mavericka - dodała, próbując mówić wyraźnie, choć cisnący się niemal pod każde zdanie śmiech, utrudniał zgrabne formułowanie myśli.
Widząc, że mężczyźnie znacznie lepiej poszła próba odzyskania jej własności, z wdzięcznością przechwyciła trampka, nawet nie zastanawiając się, jak komicznie ta scena mogła wyglądać z boku. Zaletą Bluemobila było niewątpliwie to, że mógł osłonić ich przed jedną z kilku wścibskich sąsiadek, która zapewne koczowała już przy oknie, nie chcąc przegapić żadnej sceny z cudzego życia.
- Dziękuję, panie - powiedziała z namaszczeniem rudowłosa, a w momencie odzyskania swojego pantofelka nawet dygnęła, jak przystało na ułożoną szlachciankę. Pozycja, w której znajdował się blondyn trochę ją onieśmielała, więc niemal od razu wyciągnęła dłoń w jego stronę, by - gdyby chciał - mógł skorzystać z tej podpory. - Hop! Wstawaj. Może to kolano przyda ci się na inną okazję, więc zbytnio go nie nadwyrężaj - powiedziała zaczepnie, uśmiechając się do Krzyzanowskiego przyjaźnie.
Poklepała psa i pogoniła go do domu, rzucając w międzyczasie, że zaraz wraca, po czym zniknęła za drzwiami, kompletując już właściwie swoje obuwie i zgarniając przygotowane w termosach napoje. Wzięła też pojemniczek z cukrem, bo zawczasu nie ustaliła jak słodkie napoje preferuje Blue.
- To gdzie mnie porywasz? - zapytała z zaciekawieniem, gdy ponownie pojawiła się przy pojeździe. - Bo nie ulega żadnym wątpliwościom, że jestem gotowa na odkrywanie ekscytujących rejonów Seattle!