WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciała dobrze, tak? Chciała żeby to wszystko skończyło się dobrze. Nie była najlepszą dziewczyną na świecie, totalnie dała ciała, ale starała się to wszystko jakoś naprawić. Chociaż spróbować! Tylko szło jej to strasznie, ale to strasznie… opornie? Ciągle miała wrażenie, że nie ważne jak bardzo się stara – jest to niewystarczające. Że nieważne, co zrobi – i tak jest źle. Ponownie miała wrażenie, że to wszystko ją przerasta. Przerasta i przeraża. Nie uważała, żeby powrót do Westona był błędem, przecież łączyło ich dużo, planowali wspólną przyszłość i mieli być szczęśliwi. Tylko, że… no właśnie. To wszystko było przed jego wypadkiem. Czy to możliwe, żeby jeden feralny wypadek tak wiele zmienił? To, że nie stanęła na wysokości zadania? Wiedziała o tym, nie trzeba było jej tego na każdym jednym kroku przypominać i sprawiać, że czuła się jak gówno. Nic więcej.
Nigdy nie miała szczególnie wysokiego poczucia własnej wartości, każde jedno złe słowo na swój temat traktowała bardzo poważnie i brała sobie do serca. Zwłaszcza, gdy mówił jej to ktoś bliski. Więc jak mogła nie czuć się paskudnie po kolejnej kłótni z Wesem? Czuła się parszywie i aż musiała wyjść z domu.
Normalnie poszłaby prosto do Harry’ego, ale chyba obawiała się kolejnej reprymendy. Co mogłaby od niego usłyszeć poza tym, że miał rację, że popełniła błąd, że powinna sobie odpuścić? A tego słuchać nie chciała. Chyba potrzebowała kogoś, kto powie jej, że wszystko będzie dobrze, że to tylko chwilowe problemy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że idąc przed siebie, łzy ciurkiem ciekły jej po policzkach. Raz za razem starała się je otrzeć wierzchem dłoni, ale na ich miejscu pojawiały się kolejne. Totalnie się rozsypała.
Dorosłość ją przerastała. Samotność ją przerażała. I jednocześnie nie potrafiła podjąć żadnych odpowiedzialnych decyzji. Nie miała pojęcia co robić. Poza tym, co właśnie rodziła – siedziała na ławce, płakała i nawet nie próbowała się ogarnąć, żeby nie robić publicznej sceny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

002 Wracała z pracy. Miała za sobą męczący, ale naprawdę dobry dzień – otrzymała kilka pokaźnych napiwków, nie spotkała się z żadnymi nieprzyjemnościami związanymi z natrętnymi klientami, a teraz mogła liczyć na krótką rozmowę bądź wymianę kilku wiadomości z chłopakiem, którego poznała za sprawą aplikacji randkowej. Ze słuchawkami w uszach i jabłkiem w dłoni kroczyła ulicami miasta, kierując się w stronę mieszkania, które dzieliła ze starszym bratem oraz jego ciężarną partnerką. Wspólne mieszkanie coraz bardziej wpływało na relacje całej trójki, które z dnia na dzień ulegały pogorszeniu. Wprawdzie brat zagwarantował jej, że zawsze będzie tam mile widziana, lecz James coraz częściej dostrzegała, że byłoby im łatwiej bez dodatkowego lokatora. Ostatecznie przecież spodziewali się dziecka, a ono będzie potrzebowało dużej przestrzeni, którą obecnie zajmowała blondynka.
Była właśnie w połowie piosenki The Doors Hello, I love you, kiedy kątem oka dostrzegła płaczącą dziewczynę kulącą się na miejskiej ławce. Przez całe dziesięć sekund rozważała, co powinna w tej sytuacji zrobić – miała kilka wyjść, mogła zareagować, podejść do niej i spróbować nawiązać rozmowę, mogła też odpuścić i udać, że niczego/nikogo nie zauważyła. Wzniosła oczy ku niebu, zastanawiając się skąd u niej takie pokłady empatii, po czym wyrzuciła ogryzek i podeszła do płaczącej dziewczyny.
— Praca? Studia? Czy jednak facet? Może dziewczyna? — spytała, siadając obok niej. Zdjęła torbę z ramienia, w której miała strój do pracy, a także podręczniki, które wertowała w każdej wolnej chwili, by nie zmarnować nawet sekundy. Czas uważała za najcenniejsze, co miała. — Tak czy inaczej będzie dobrze. Na pewno nie jutro, ale za jakiś czas wszystko się ułoży — dodała, posyłając dziewczynie lekki uśmiech, którym chciała dodać jej otuchy.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była sobą. Przecież normalnie się tak nie zachowywała, prawda? Nie urządzała scen, a już na pewno nie płakała w miejscach publicznych. O ile oczywiście ławkę w parku można uznać za miejsce publiczne, ale no… chyba tak. W kategoriach Hazel na pewno. Starała się opanować. Łapała zachłannie powietrze do płuc i próbowała zapanować nad rozkołatanym sercem i przyspieszonym tętnem. Wdech i wydech… wdech i wydech. Zabawne, że teraz jednak pomyślała o tym, że przydałoby jej się towarzystwo Thompsona. Nikt nie potrafił jej uspokoić tak jak on. Dlaczego jednak nie poszła do niego? Dlaczego jak ostatnia kretynka siedziała na ławce w parku i nie mogła opanować łez cisnących jej się do oczu. Wdech… i wydech. Śmiesznie drgnęła przestraszona i jakby zawstydzona tym, że ktoś zwrócił na nią uwagę. Otarła policzki wierzchem dłoni i spojrzała na dziewczynę. Nie znała jej. Nie miała pojęcia z kim ma do czynienia – chociaż gdyby wiedziała to raczej na niewiele by jej się to zdało, raczej by jej ta wiedza nie pomogła się opanować – Chyba jednak facet. I moja własna głupota… i podejmowanie złych decyzji. Oh i całe mnóstwo innych rzeczy. – wyjaśniła, raz za razem wycierając policzki, co było jednak zupełnie bez sensu, bo gdy tylko je otarła, na miejscu pojawiały się kolejne łzy. Naprawdę nie mogła tego opanować – I dzięki. Też chciałabym w to uwierzyć. – nawet pomimo łez spróbowała się do dziewczyny uśmiechnąć, chociaż minimalnie. Nawet jeśli w pierwszej chwili przypominało to niezidentyfikowany grymas to jednak naprawdę doceniała dobre słowo. Pozytywne! Kiedyś musiało być dobrze, prawda? Jak mantrę powtarza to sobie od dzieciństwa i wiecznie czeka na to „kiedyś”, gdy już na pewno będzie mogła powiedzieć, że jest dobrze. Że dała radę – I ugh… wybacz ten obraz nędzy i rozpaczy. Zazwyczaj… nie płaczę. – a teraz? Teraz nie mogła przestać, jakby zbierało się w niej to tak długo, że w końcu pękło i nie można było tego zatrzymać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Pod względem zdrowotnym łzy są nam bardzo potrzebne. Poprzez płacz oczyszczają się kanaliki łzowe, ale też wydzielają się prolaktyny. To takie hormony, które przynoszą ulgę. Uwalniają się też podczas seksu, ale… o tym pewnie nie masz ochoty teraz słuchać — mówiła, skupiając się na merytorycznej stronie problemu; jakżeby inaczej, ostatecznie przecież żyła miłością do medycyny, dlatego dostrzegała ją na każdym kroku, choćby w poruszającym obrazie płaczącej nieznajomej.
— Nie przejmuj się — odparła, wymownie machając ręką. — Chyba mam gdzieś tutaj chusteczki — wspomniała i pochyliła się nad własną torbą, by znaleźć wspomniany przedmiot. Gdy w końcu go zlokalizowała (co przy tak przepastnej torbie wcale nie było zadaniem łatwym), podała je dziewczynie.
Blondynka oparła się wygodniej o ławkę, przyglądając się nieznajomej. Niełatwo było jej znaleźć odpowiednie słowa – gdyby na jej miejscu siedziała znajoma, przyjazna osoba, pocieszanie byłoby o wiele prostszym zadaniem. Z drugiej strony James czuła się w obowiązku podtrzymać ją na duchu. Uważała, że kobiety powinny trzymać się razem, walczyć o własne prawa, a przede wszystkim nie krzywdzić siebie nawzajem! Jakże to ironiczne w przypadku tych dwóch, młodych kobiety, o czym oczywiście żadna z nich na chwilę obecną nie wiedziała.
— Naprawdę warto wylewać łzy przez faceta? Każdy popełnia błędy. Jeśli cię kocha, wybaczy ci. A jeśli nie, to powinnaś wstać, dumnie unieść podbródek i pokazać mu, że stracił fantastyczną dziewczynę. Sam zacznie żałować — oznajmiła, uśmiechając się w kierunku brunetki. Silnie wierzyła we własne słowa. Wynikało to oczywiście z wysokiego poczucia własnej wartości oraz niecodziennym przekonaniu o własnej wyjątkowości. Donovan, choć nie miała czasu na miłosne uniesienia, bo wolała skupiać się na nauce, była przekonana, że nigdy nie dałaby się podporządkować żadnemu mężczyźnie. Ile był w tym prawdy? Tego nie wie nikt.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Okej, takiej odpowiedzi się nie spodziewała, więc… parsknęła. Spojrzała na blondynkę, uśmiechnęła się przez łzy i jeszcze raz otarła policzek, żeby może jednak mimo wszystko się uspokoić. Nie była beksą, nie była beksą, nie była… jak mantrę powtarzała sobie te słowa, starając się też wziąć głębsze oddechy i uspokoić galopujące tętno – Mimo wszystko wolałabym teraz uprawiać seks niż rozklejać się na parkowej ławce. – dodała, starając się zabrzmieć odrobinę pozytywniej, nawet się lekko uśmiechnęła. Podziękowała też za chusteczki, które oczywiście od dziewczyny przyjęła i wreszcie opanowanie łez spływających jej po policzkach stało się dużo łatwiejsze. Nie wiedziała dlaczego dziewczyna jej pomaga, ale naprawdę to doceniała. Bo to akurat je łączyło – Hazel uważała, że dziewczyny mają wystarczająco przekichane w tym świecie zdominowanym przez mężczyzn, że same powinny trzymać się razem. Może nie była jakąś ekstremalną feministką, ale wierzyła w sisterhood i cieszyła się, że w takim momencie miała okazji go doświadczyć. I naprawdę doceniała.
- I oczywiście, że nie warto. – bo co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości – żaden facet nie zasługiwał na to, żeby tak nad nim płakać – To po prostu… jest bardziej skomplikowane. I mam wrażenie, że nie popłakałam się przez samego faceta, a przez wszystko, co się w ostatnim czasie nagromadziło, a że było tego sporo to… ugh. – musiało znaleźć ujście. No i znalazło! Przy okazji oczyszczając jej kanaliki łzowe, na czego wspomnienie momentalnie się uśmiechnęła – Czy to chociaż trochę mnie tłumaczy? Albo sprawia, że wygląda to mniej żałośnie? – szczerze wątpiła, ale kącik ust znów drgnął jej lekko w stronę uśmiechu, więc z każdą mijającą sekundą brunetka radziła sobie z emocjami coraz lepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Postawił dwa kroki do tyłu powoli oddalając się od swego podopiecznego i jego nowego właściciela. W takich chwilach jego praca nabierała znaczenia, ale przede wszystkim był dumny z czworonogów, których rolę często sprowadzano do domowej zabawki wyrzucanej, gdy w końcu się znudzi. Psy dla Marcusa były czymś więcej i nigdy się z tym nie krył. Ludzie mieli go za wariata, pustelnika, który lada moment zorientuje się, że stracił większość życia. On, prócz jednej rzeczy, nie żałował niczego. Był zadowolony z tego, co miał. Praca dawała mu radość, która teraz odbiła się na jego twarzy w formie uśmiechu. Ostatni raz pomachał do klienta, odwrócił na pięcie i zatrzymał w połowie kroku.
Odruchowo zmarszczył brwi i nieco uważniej przyjrzał plecom kobiety, która kucała przy jego suczce. Zostawił Andromedę przyczepioną do pobliskiej ławeczki, żeby nie plątała się i nie odwracała uwagi w trakcie przekazywania czworonoga jego prawowitemu właścicielowi. Spodziewał się, że ludzie będą ją głaskać, ale zazwyczaj byli to przechodnie, którzy od razu szli dalej. Nieznajoma jednak wydawała się być mocno zainteresowana Andy, która wlepiała w nią swe dwukolorowe ślepia i z wywalonym na wierzch językiem poddawała się czułościom.
Byrne poprawił płaszcz i znów ruszył w kierunku psa, którego imię nagle usłyszał. To kolejna rzecz, która zbiła go z pantałyku i zarazem zmusiła do uaktywnienia wszystkich szarych komórek oraz wspomnień, w których być może znajdowała blond kobieta.
- W czymś mogę pani pomóc? – zapytał, gdy znalazł się już dostatecznie blisko aby móc zaznaczyć swą obecność i jednocześnie nie przestraszyć kobiety, która cały czas kucała do niego tyłem.
Nie udało się. Andy wykorzystała okazję i kiedy nowa pani od pieszczot odwróciła głowę, wskoczyła na nią dwoma łapami jednocześnie pozbawiając równowagi.
- Andy, zostaw. – Władczy ton wkradł się do jego głosu, co pozwalało psom odróżnić zabawę od powagi sytuacji, jaką teraz stało się zrzucenie z nóg kobiety, którą rozpoznał szybciej niż się spodziewał. – To pani.. – wyrzucił z siebie głupio i bez zastanowienia wyciągnął ku niej dłoń. – Pomogę. – Chociaż tyle mógł zrobić po tym, gdy dwa tygodnie temu oznajmił, że na nos jego psa kobieta miała raka i jeszcze teraz Andy powaliła kucającą, co niedalekie było to skopania leżącego. – Przepraszam za nią. Poza pracą bywa niesforna. – Puścił dłoń blondynki, której imienia ostatnim razem nie poznał. Nic zaskakującego zważając na dość nietypowe okoliczności, w które wplątana była również Andy; to ona postawiła diagnozę.
Czy wszystko w porządku? – zapytał i zlustrował kobietę wzrokiem, jakby spodziewał się ujrzeć wystającą ze złamania kość. Oceniając po stroju, przyśpieszonym oddechu i drobinkach potu na czole, kobieta właśnie biegała. Nigdy nie wątpił w swoje psy, ale w takich chwilach, gdy rozchodziło się o ciężko uleczalne choroby, wolał jednak aby były w błędzie. Pomimo wszystko, nie pytał o jej ogólny stan chorobowy, bo już i tak miała go za wariata. Nie uważał też aby to była jego sprawa, w którą mógłby wtrącać swój nos, dlatego tylko chciał upewnić się, że kobieta niczego sobie nie obiła i jednocześnie podszedł do ławeczki, z której wyplątał smycz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy w życiu nie przypuszczała, że spotka ją coś takiego. Usłyszeć diagnozę od obcego człowieka w parku? Ba… nawet nie od człowieka – od psa! Po czymś takim mogła poczuć się lekko zbędna, bo i na co lata studiów, staży, rezydentury i wypracowywania doświadczenia, gdy koniec końców w ciągu zaledwie kilku sekund zdiagnozował ją pies? Gdy jej to powiedział poczuła jakby ktoś wylał jej wiadro zimnej wody na głowę i zdecydowanie nie przyjęła tego… dobrze. Właściwie wcale tego nie przyjęła. Spojrzała na właściciela psa jak na wariata, odburknęła coś niewyraźnie i odeszła, zakładając z góry, że prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkają – jak na Seattle przystało.
Jakie było więc jej zdziwienie, gdy przy jednej z parkowych alejek dostrzegła tego samego psiego geniusza – Hej śliczna, gdzie twój pan? – zapytała, faktycznie rozglądając się za mężczyzną, którego faktycznie zlokalizowała parę metrów dalej. Ale to nie z nim chciała rozmawiać – całą uwagę skupiła na sierściuchu, przy którym kucnęła i z którym zdążyła się przywitać sporą dawką głasków i drapania za uchem. Zdecydowanie była dog person chociaż przy swoim aktualnym trybie życia nie zdecydowałaby się na przygarnięcie psa – ten za dużo czasu musiałby spędzać sam. Psy jednak kochała i mają teraz chwilę sam na sam z Andromedą nie szczędziła jej czułości.
Miała jednak nadzieję, że uda jej się uniknąć spotkania z jej właścicielem, dlatego śmiesznie drgnęła, gdy usłyszała jego głos za swoimi plecami. Odwróciła głowę, a w tym samym momencie Andy wykonała atak, którego się nie spodziewała. Mały upadek nie zrobił na niej jednak większego wrażenia, zaśmiała się tylko pogodnie i skorzystała z pomocnej męskiej dłoni wyciągniętej w jej kierunku – Jest cudowna. Ciągle mam przez nią kompleksy, że po co komu studia i cała reszta, ale tak poza tym… jest cudowna. – jeszcze raz spojrzała na psinę i nie mogła powstrzymać uśmiechu cisnącego jej się na usta – I jak widać.. żyję! – zażartowała, może odrobinę niestosownie, ale nie mogła się powstrzymać. – Odette – wyciągnęła do niego dłoń, uśmiechając się przyjaźnie – I przepraszam za ostatnie. Zachowałam się raczej jak największy gbur w okolicy, ale…. Musi pan przyznać, że to niecodzienne pierwsze spotkanie. – zaśmiała się i znów jak gdyby nic sięgnęła do psiego łba, żeby podrapać ją za uchem, nie mogła się od niej oderwać, nawet jeśli raz za razem zerkała na jej właściciela – Nie przypuszczałam też, że będzie dane nam się tu jeszcze spotkać, więc nie mogłam sobie odmówić przywitania się. – z Andromedą przynajmniej!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Marcus, ale to już pani wie.. już to wiesz – poprawił się od razu, gdy kobieta spojrzała na niego znacząco dając do zrozumienia, że mógł odłożyć na bok tę całą grzeczność. Wcześniej nie miał okazji poznać jej imienia. Tamten dzień był wyjątkowo dziwny a i samo spotkanie wymuszone przez Andromedę, która wskazała swój nowy cel bez uprzedniej komendy. Byrne nie rozumiał, czemu suczka to zrobiła, lecz jej wyczekujący na nagrodę wzrok wymusił na nim reakcję. Nie czuł się z tym komfortowo. Co niby miał powiedzieć obcej kobiecie? Że jego wyszkolony pies coś znalazł? I na co miałby postawić? Chwilę mu zajęło nim w myślach wykluczył posiadanie bomby i broni. Nie odrzucił jednak narkotyków, o czym Odette (bo okazało się, że tak miała na imię) nie wiedziała. Wydawane przez niego komendy nie były bezpośrednie. Na przykład „ryba” oznaczała narkotyki, bo gdyby na lotnisku pełnym ludzi zawołać do psa „szukaj narkotyków”, osoba je posiadająca wzięłaby nogi za pas. Nie można więc uprzedzać potencjalnego podejrzanego, jak i wtedy nieznajoma blondynka nie miała pojęcia, co obcy mężczyzna „Chciał sprawdzić”. Dokładnie to jej powiedział – Tylko coś sprawdzę – co w czasach pełnych seryjnych morderców mogło oznaczać również przetestowanie, czy nowy zakupiony nóż faktycznie wchodził w człowieka, jak w masło. Na szczęście Odette jeszcze wtedy nie uciekła, co uczyniła jednak, gdy Byrne niepewnie oznajmił, że prawdopodobnie chorowała na nowotwór.
To był szalony dzień.
- Przyznaje, pierwszy raz powiedziałem komuś obcemu, że może być chory. – Odrobinę się skrzywił i jednocześnie wypatrywał jej reakcji. Wciąż nie był pewien czy Andy się pomyliła. Odette nie wyglądała na przybitą albo chorą. Mógł to być zarazem skutek naturalnego wyparcia, lecz nie jemu to oceniać. – I nie musisz przepraszać. Pewnie sam bym tak zareagował. – Uśmiechnął się wciąż odrobinę niemrawo, bo spodziewał się nadmiaru płaczu albo krzyków, jakby jego pies przeklną kobietę, która teraz miała nowotwór.
Tylko nadal nie wiedział, czy to prawda.
- Rzadko tu bywam. Akurat przekazywałem psa nowemu właścicielowi. – Machnął ręką w kierunku dokąd odszedł mężczyzna. Trochę niepotrzebnie, bo tamten już dawno zniknął z zasięgu wzroku.
Opuścił wzrok na Andy, która teraz grzecznie trzymała się jego nogi. Kiedy trzymał smycz suczka zawsze była posłuszna. Siedziała więc z nosem zadartym ku górze i bacznie obserwowała swego pana. Psy czuły emocje i zawsze były gotowe na nie zareagować.
- Przepraszam, ale muszę o to zapytać. – Był gotów odejść, ale skoro już natrafił na blondynkę, byłby zupełnym ignorantem, gdyby nie dowiedział się, czy jego pies ma rację. – Głównie ze względów naukowych – wytłumaczył się. – Chciałbym wiedzieć, czy Andy trzeba doszkolić, więc.. czy się pani przepadała? – ostatnie słowa wypowiedział nieco ciszej, w ramach pewnej tajemnicy i zarazem własnej krępacji, że pytał o to kobietę, którą widział drugi raz w życiu. Gdyby wszystko zsumować, znali się około dziesięciu minut i tylko lekarzowi wypadałoby zadawać ów pytania po takim czasie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciągle mówiła obcym ludziom, że są chorzy. Każdego jednego dnia. Chociaż może nie do końca swoich pacjentów traktowała jako obcych, ale no… mogła zrozumieć, co miał na myśli. I może też dlatego tak ciężko było jej się znaleźć po drugiej stronie barykady, gdy to jej ktoś oświadcza, że choruje. Pierwszy raz ktoś jej to tak jasno i wyraźnie zakomunikował. Przerażające. Na samą wspomnienie czuła nieprzyjemny dreszcz rozchodzący jej się po karku. Ale ona przekazywania tej informacji się uczyła i na dodatek musiało minąć sporo czasu zanim się uodporniła na każdą nieciekawą diagnozę przekazywaną drugiej osobie.
Dlatego koniec końców mocno mu współczuła. Zwłaszcza, gdy w tym momencie przyznał, że był to jego pierwszy raz… a ona nie zachowała się jak wzorowy pacjent. Gorszy mógłby być tylko i wyłącznie atak paniki, a na tego – się nie zanosiło, jak zresztą widać. Faktycznie nie wyglądała jak chora, zrozpaczona ani ktoś, kto jedną nogą stał już po drugiej stronie. Od czasu, gdy zaczęła mieć pewne podejrzenia – aktorstwo stało się jej nową pasją. Zresztą to nie było tak, że codziennie czuła się źle, nie. Przez większość czasu czuła się zupełnie normalnie, więc nie widziała jeszcze powodu, by stawiać na sobie krzyżyk.
- Nie – przyznała po chwili wpatrywania się w suczkę – To dość… skomplikowana sprawa. – dodała, uśmiechając się pod nosem – I wiem, że zachowuję się teraz jak standardowy przykład pacjenta, który jest w fazie wyparcia i nie przyjmuje tego do wiadomości, ale… znasz to powiedzenie o szewcach i butach? – spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się, mając nadzieję, że tak i że nie będzie musiała się jakoś bardzo mocno tłumaczyć. Ba! Właściwie to wcale nie musiała mu się tłumaczyć, ale jednak… z jakiegoś powodu wcale nie miała ochoty by ponownie odwrócić się na pięcie i uciec – I błagam… jesteś pierwszą osobą, która dowiedziała się, że prawdopodobnie mam nowotwór, więc możemy sobie darować te przesadne uprzejmości. – bo za każdym razem, gdy nazywał ją „panią” znów czuła ten nieprzyjemny dreszcz, jakby podświadomie wiedziała, że będzie musiała szukać pomocy i konsultacji u innego lekarza, że będzie musiała właśnie zostać tylko „panią”.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wybacz, ta cala sytuacja sprawia, że czuje się jak w pracy. – Tylko podczas niej psy wskazywały mu coś, co znaleźć miały. Kiedy nie nakładał im szelek i nie wydawał komendy, czworonogi wiedziały, że miały fajrant. Rzadko kiedy zdarzało się, że pokazywały mu coś poza pracą, więc tym bardziej czuł się odrobinę zagubiony. Spodziewał się, że nie mniej niż sama kobieta, której przed dwoma tygodniami postawił diagnozę niczym doktor specjalista.
Nie był nim, dlatego też nie czuł się odpowiednią osobą, która powinna tutaj być i rozmawiać z Odette.
Wziął głęboki wdech i zerknął w bok przystępując z nogi na nogę.
- Muszę przyznać, że to duża odpowiedzialność. – Wiedział jako jedyny? Obcy facet? Nie potrafił tego pojąć, ale zarazem, skąd mógł cokolwiek wiedzieć na ten temat? Podobno na świecie coraz więcej osób chorowało na nowotwór, lecz Marcus jeszcze z nikim takim nie miał do czynienia zwłaszcza, że rozchodziło się o osobę z ulicy. O kogoś, kto prawdopodobnie jak on nie wiedział zbyt wiele.
Czyżby?
- Czekaj, mówiłaś coś o szewcu, butach i o swoich kompleksach.. – Wcześniej nie doszukiwał się niczego konkretnego w jej słowach. Przez cały czas próbował odnaleźć się w nietypowej sytuacji i zupełnie zignorował wszelkie sygnały. – Czy jesteś lekarzem? – zapytał, gdy w końcu doszedł do takiego wniosku. Chwilę odczekał zanim mu przytaknęła dodając jeszcze, że zajmowała się onkologią, co wprawiło go w jeszcze większe zaskoczenie. – Cholera. – Jak inaczej to skomentować? – To obrzydliwa ironia losu. Nie żebym twierdził, że jesteś chora. Naprawdę chciałbym wierzyć, że Andy się pomyliła, ale.. – Zasznurował wargi i wbił w nią ciemne smutne oczy. Zbyt mocno wierzył w swoje techniki oraz psy aby wątpić, że się myliły; zwłaszcza, gdy chodziło o Andromedę. – ..nie będę cię okłamywać. – Mógł powiedzieć wprost, że był pewien co do oceny suczki, ale wolał ubrać to w przystępne słowa, którymi nie rzuci kobiecie w twarz jak ostatnio.
Wziął głęboki wdech czując przyjemny chłód na rozgrzanym od nerwów policzku. Ta cała sytuacja nie była zbyt komfortowa, ale zarazem nie śmiał narzekać, bo z nich dwóch to ona miała gorzej.
- Wiesz, gdybyśmy znali się dłużej zapewne z miejsca zawiózłbym cię do szpitala na badania, ale w tej sytuacji, żeby nie wyjść na porywacza, może po prostu zaproponuje ci kawę?Na przykład tę z automatu stojącego na szpitalnym korytarzu?Wcale nie musimy. Nawet mnie nie znasz – Więc nie zmusi jej aby na siłę spędziła z nim czas. – ale odniosłem wrażenie, że musisz być z tym wszystkim strasznie osamotniona. – Zrozumiał to, kiedy okazało się, że był pierwszą i jak na razie jedyną osobą, która wiedziała o prawdopodobnej chorobie Odette.
Andromeda szczeknęła – była na tak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się do niego łagodnie, kręcąc lekko głową i dając jednocześnie (a przynajmniej chcąc dać) do zrozumienia, że niepotrzebnie czuł się za cokolwiek odpowiedzialny. Bo owszem… wiedział jako jedyny – on, obcy facet, bo jako jedyny się zorientował. Przed resztą udawało jej to wszystko tuszować. Albo nie trafiali na żaden z gorszych dni, albo wierzyli w jej migrenę, albo zdążyła wziąć końską dawkę leków przeciwbólowych, które trzymały ją na nogach i pozwalały funkcjonować. Była doskonała w udawaniu. Jak widać Andromeda była mądrzejsza od wszystkich jej bliskich razem wziętych.
- Powiem ci najzabawniejszą część… jestem lekarzem. Jestem onkologiem. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, bo oczywiście, że była to ironia losu. Chociaż może lata pracy z pacjentami o podobnych objawach pozwoliły jej ułożyć to sobie wszystko, dodać dwa do dwóch i uchowały ją przed jeszcze większym szokiem, niż ten, którego doznała przy pierwszym spotkaniu z Marcusem i jego czworonożnym geniuszem. Gdyby nie była świadoma, gdyby w tym „nie siedziała” – mogłaby się załamać, a on faktycznie mógłby czuć odpowiedzialność. Tak? Bała się, ale była spokojna – Więc faktycznie są bardzo małe szanse, że się pomyliła. – spojrzała na suczkę i uśmiechnęła się. Nie mogła się na nią złościć, nie mogła mieć pretensji, że wyjawiła jej sekret. Zapewne tak jak jej pan, chciała jak najlepiej. Bo właśnie!
Spojrzała na niego rozbawiona, nie spuszczając z niego wzroku, gdy zaproponował nie dosyć, że wycieczkę do szpitala to jeszcze kawę. – Uprzedziłeś, więc ciężko byłoby to nazwać porwaniem, ale kawa brzmi zdecydowanie lepiej niż rezonans magnetyczny. – zażartowała i śmiesznie drgnęła, gdy Andromeda szczeknęła. I odebrała to właśnie jako wyrażenie chęci na spędzenie paru chwil w swoim towarzystwie, więc chyba nie mogła odmówić – Ale! Musimy się na coś umówić – rzuciła pogodnie, znów wracając spojrzeniem z psa na właściciela. Omiotła twarz mężczyzny spojrzeniem, uważnym i skrupulatnym – Przestajesz mi współczuć i patrzeć jakbym zaraz miała się rozpaść na setki kawałków. Jeszcze nie umieram! – zażartowała dość niefortunnie, ale jednocześnie swoim mało poważnym podejściem do tematu chciała zakamuflować właśnie to, że się bała. A prawdę ukrywała właśnie po to, żeby ludzie tak na nią nie patrzyli. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział w niej ofiarę choroby. Jeszcze miała się doskonale.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyłapała go, choć naprawdę nie chciał wyjść na takiego, który się nad nią litował. Pamiętał dobrze, jak nienawidził tego współczującego spojrzenia u innych, kiedy jego siostra zaginęła. Wściekał się, bo nie uważał, aby zasłużył na te emocje. To Isabelle, jego malutkiej siostrze, należało współczuć a nie jemu, chłopakowi, któremu nie chciało się ruszyć tyłka z samochodu, kiedy dziesięciolatka samotnie wyruszyła do toalety w zatłoczonej jadłodajni. Mógł więc postawić się na miejscu Odette, bo choć dzielili różne doświadczenia, odczucia wobec otaczających ich osób, były podobne.
Uśmiechnął się pod nosem słysząc entuzjazm w jej głosie, choć wątpił aby był jakkolwiek szczery. Wierzył w siłę, ale aż taka radość na wieść, że miało się raka? Nawet najwięksi optymiści tak nie reagowali chyba, że akurat mieli okazję zaciągnąć się porządną dawką marihuany.
- Masz duże wymagania, ale cóż, mówi to facet, który przy drugim spotkaniu proponuje rezonans magnetyczny. – Mimo wszystko pociągnął jej wypowiedź dalej. Nie chciał jeszcze bardziej wpływać na życie kobiety. Nie czuł się kimś, kto mógłby ją oceniać, chociaż jak wspomniał, gdyby znali się bliżej, od razu zawiózłby ją na badania. Czułby się do tego zobowiązany, lecz teraz, mógł co najwyżej zaproponować kawę i na surowo ocenić sytuacje. Nie wiedział po co, bo przecież i tak nie miałby prawa wtrącać się w życie Odette, ale mógł spróbować. Nie czułby się dobrze, gdyby zostawił blondynkę na pastwę losu. Nie żeby sobie nie radziła, bo sądząc po jej stroju, właśnie biegała, ale coś podpowiadało mu, że tak właśnie należało zrobić.
- Naprawdę nie masz nic przeciwko? – Upewnił się jeszcze znacząco lustrując wzrokiem jej strój. Może jednak wolała pobiegać? Szybko okazało się, że kawa była jak najlepszym pomysłem, dlatego ręką wskazał kierunek; co było bez znaczenia, bo w którąkolwiek stronę by poszli, na pewno natrafiliby na kawiarnię.
- Czyli jesteś onkologiem – podsumował, jakby faktycznie tylko to spamiętał z ich całej rozmowy. Odette jednak chciała aby przestano jej współczuć, więc jak na razie Marucs postawił na strategię nie mówienia o tym, o czym rozmawiali przez ostatnie minuty. – To rodzinny dryg, czy zrobiłaś swoje, wbrew temu co chcieli rodzice? – Pytał na oślep, ale to był dobry wstęp. Równie dobrze Odette mogła być porzuconą sierotą lub posiadać rodziców, którzy niczego od niej nie wymagali pozwalając rozwijać się w tym kierunku, który sama sobie wybierze. Opcji było naprawdę wiele, lecz do ich poznania należało zadawać odpowiednie pytania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Biegała, chodziła do pracy, spotykała się z przyjaciółmi, chodziła na zebrania do szkoły i kłóciła się z byłym mężem, gdy ten znowu spóźniał się przyjeżdżając po ich syna. Właściwie jej życie w żadnym stopniu nie uległo zmianie, zachowała rytm i tempo. Nie mogła zwolnić, nie mogła usiąść, płakać i użalać się nad sobą. Po pierwsze to spaliłoby cały jej plan udawania, że wszystko jest w porządku, a po drugie… załamałaby się. Potrzebowała normalności i trzymała się jej rękoma i nogami. Marcus jej nie znał, a do tego skupił się na podejrzeniu choroby – może właśnie dlatego normalność wydawała mu się nienormalna. Szybko jednak powinien przywyknąć.
- Rezonans magnetyczny to całkiem ciekawa opcja na randkę, ale powiedzmy, że tak… piątą? No wiesz, trzeba się już trochę poznać, rozluźnić w swoim towarzystwie, trzeba już wiedzieć, czy chce się tych następnych i tak dalej. – żartowała, oczywiście że tak! Świadczył o tym chociażby szeroki uśmiech na twarzy blondynki – i oczywiście, że nie mam – bo nawet w sportowych leginsach i bluzie z kapturem była skłonna iść z nim na kawę. Zwłaszcza, że nie było daleko, a na dobrą sprawę nawet z papierowymi kubkami mogli skończyć na jednej z parkowych ławek. Skoro mieli sporo szczęścia do spotkań w parkach… trzeba było to wykorzystać! Spokojnym krokiem ruszyła z mężczyzną, cały czas go obserwując i się uśmiechając. No i nieustannie kontrolując, czy nie wraca ten jego zmartwiony wyraz twarzy. Była dla niego kimś obcym, naprawdę nie musiał się martwić.
- Onkologiem i chirurgiem onkologicznym. – sprecyzowała – I faktycznie moi rodzice są lekarzami, ale jestem doskonałym przykładem, że to nie krew ma na nas wpływ, a wychowanie. – dodała całkiem swobodnie jak na temat swoich rodziców, którzy faktycznie nie byli jej rodzicami biologicznymi. Ci znów byli tematem, którego wolała nie poruszać, bo to idealny sposób na zniechęcenie ludzi… a ona zniechęcać go nie chciała! – Ale zostawmy moją pracę, wiesz… grząski temat. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawianiu, bo rozmawiając o jej pracy nie było mowy o uniknięciu tematu nowotworu – Drugi raz spotykamy się w tym samym parku. Ciągle z tą ślicznotką. Więc… co tu porabiasz, Marcus? Opowiedz mi o niej. – spojrzała na psa maszerującego przy jego nodze i aż pokiwała głową z uznaniem, bo sunia naprawdę była niesamowita.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Randkę? Zamrugał zaskoczony, bo nie spodziewał się takich określeń. Owszem, kobieta była atrakcyjna i w innych okolicznościach może spróbowałby swoich sił, lecz na aktualnym etapie on był po prostu gościem z psem, który wykrył u blondynki raka a ona kobietą, o której wiedział niewiele więcej. Byli dla siebie obcy i dlatego słowo randka wybiło go pantałyku. Całe szczęście tylko na chwilę, bo uśmiech Odette oraz jej rozbawiony ton sugerował, że był to tylko żart sytuacyjny.
Jak dobrze, że ludzie jeszcze posiadali poczucie humoru a on był na tyle spostrzegawczy aby to przyuważyć.
Ruszyli więc przed siebie na kawę-nie-randkę, gdzie najlepiej uraczą się czymś na wynos lub zajmą ostatnie w tym sezonie stoliki na zewnątrz, chociaż już większość z nich była pochowana. Nic dziwnego, dni były chłodne i już nikt nie chciał przesiadywać na zewnątrz na co oboje byli skazani przez obecność psa.
- W razie wątpliwości, to nie było zaplanowane – uprzedził odnośnie tego, że drugi raz wpadli na siebie w tym samym parku. – Miałem klienta, któremu wygodnie było się tutaj spotkać. – Musiała wiedzieć, o czym mówił. Już wcześniej, w chwili gdy po raz pierwszy zagadał do kobiety wyjaśnił, czym się zajmuje oraz od czego były jego psy. – Ostatnim razem robiłem mu wstępne szkolenie. Dzisiaj przekazałem psa, stąd nasza obecność w tym miejscu. – Umyślnie mówił w liczbie mnogiej, bo Odette pytała konkretne o Andy a nie o niego. Rozumiał to, w końcu suczka zainicjowała ten cały nowotworowy młyn. – Nie musiałem jej ze sobą zabierać, ale Andy nie lubi, kiedy bez niej wyjeżdżam. – Uśmiechnął się pod nosem, bo zawsze był pod wrażeniem tak ogromnej lojalności. – Znalazłem ją na drodze. Wciąż miała na sobie obrożę, więc ktoś musiał ją tam zostawić a inny samochód potrącił i odjechał. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo leżała tam w kiepskim stanie. Nie miała chipu, więc nie wiedziałem, kto był właścicielem ani też nie znalazłem informacji jakoby ktoś jej szukał. – Została więc jego własnym psem, chociaż wcale nie musiał prywatnie przygarniać Andy. Równie dobrze mógł doprowadzić ją do zdrowia, wytresować i oddać komuś innemu, lecz ten wspaniały futrzak zrobił na nim wrażenie i okazało się, że była naprawdę świetnym psem poszukiwawczo ratunkowym. – Jest lojalna, posłuszna, pracowita i ma niezwykły dar. Zresztą, sama przekonałaś się, że nawet kiedy nie pracuje jest chętna do wyniuchania tego i owego. – Do końca nie wiedział, jakby miał to określić. Nic czego z Andy szukali nie było niczym dobrym, nie licząc żywych zagubionych osób. Pozostałe możliwości nie napawały optymizmem.
Zatrzymał się nieopodal wejścia do kawiarni i wyciągnął dłoń ze smyczą Andromedy.
- Chcesz ją potrzymać? Kupię nam kawę. Jaką pijesz? – zapytał i przekazując smycz odebrał zamówienie, po którym przekazał Andy aby została.
Nie musiał czytać karty ani jakie rodzaje kawy przyrządzają w lokalu. Nie miał wymyślnych wymagań. Zawsze stawiał na czarną bez dodatków. Jeszcze kiedyś, kiedy cierpiał na PTSD była to czarna z whisky, ale całe szczęście oduczył się tego i nie popadł w alkoholizm.
- Proszę. – Przekazał kobiecie kawę i odebrał smycz. – Nie chciałaś rozmawiać o pracy, ale może powiesz mi coś o ludziach, którzy wychowali kolejne lekarskie pokolenie? – Oczywiście miał na myśli rodziców Odette, z którą razem cofnęli się w stronę parku, gdzie zajęli wolną ławkę.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”