WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmarszczył brwi i zrobił krok w tył, aby raz jeszcze się jej przyjrzeć. - Dwa tygodnie temu? Kinatown? Słas z psem i mnie wywrócilas? No to na pewno Ty - zrobił minę, jakby nie było bardziej oczywistej rzeczy na świecie. Nie rozumiał jak mogła o tym zapomnieć. Niecodziennie zdarza się, że obcy koleś Cię wyzywa, szarpie i zapluwa Ci ubrania krwią. Czy tego chciała czy nie - musiała go nadal kojarzyć. - Co? Nie. Idę wstawic zęba pseciez - czuł się niekomfortowo z tym, że rudowłosa robiła z tego taki problem. Może próbowała go skompromitować po tym, jak ją ostatnio potraktował? - Ja wiem, ze byłem dla Ciebie wtedy strasnie niemiły, ale musis zrozumiec, ze to był dla mnie naprawdę cięzki sok - westchnął, rozkładając przy tym odrobinę ramiona. Choć i tak uważał, że wypadek był w dużej mierze jej winą, to był gotów samemu zejść z piedestału i ją przeprosić. Mogli to wszystko inaczej rozegrać, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Gdyby tylko przestała się wygłupiać i go sobie przypomniała! - Jesem Melvin - przedstawił się jej, wyciągając przy tym rękę, bo ostatnio niestety nie mieli do tego okazji. Nie przypuszczał, że pisana im była wielka przyjaźń, ale chciał wiedzieć jak miała na imię jego oprawczyni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura coraz mniej z tego wszystkiego rozumiała. I nawet nie chodziło o to, że nieznajomy (dla niej, bo wszystko wskazywało na to, że on ją skądś zna) niewyraźnie mówił, przez co niektórych jego słów musiała się domyślać. Cała ta sytuacja była po prostu dziwna.
Ja ci to zrobiłam? – dopytała, choć z jego słów właśnie to wywnioskowała. Na jej czole pojawiła się przeciągła zmarszczka. – Byłam pijana czy coś? – Bo tylko to przyszło jej do głowy – tuż obok sklerozy, której chyba nie miała – skoro za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć, żeby to, o czym on opowiadał się wydarzyło. Może robił sobie z niej żarty? Wbiła w niej spojrzenie, jakby chciała przewiercić go na wylot, ale musiała przyznać, że wydawał się naprawdę poruszony i nie wyglądał, jakby chciał ją wkręcić. I nie wątpiła, że to był dla niego szok.
Westchnęła przeciągle i po chwili wahania ujęła jego dłoń, potrząsając nią delikatnie.
Aura. Słuchaj, Melvin, bardzo mi przykro z powodu twojego zęba, ale ja naprawdę nie... – mówiąc tu zerknęła tęsknie gdzieś ponad jego głową, w stronę swojego domu, który dzieliła z bliźniaczką. I nagle, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, coś w jej głowie się odblokowało. – Zaraz, zaraz. Ta dziewczyna z psem wyglądała jak ja? W sensie... dokładnie tak samo jak ja? – postanowiła się upewnić, bo może rozwiązanie tej zagadki było prostsze niż kiedykolwiek by przypuszczała. – I była z takim – tu pokazała mniej więcej, jak duży był jej pupil – psem o jasnej sierści? – Opisała czworonoga, który przyczynił się do jego tragedii, przyglądając się uważnie Melvinowi w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Westchnął, bo zapowiadało się na to, że znów będą się spierać odnośnie tego, kto był winny jego tragicznemu wypadkowi. - No... jest to nadal niejasne, ale wsyscy moglibysmy barziej uwazać, a moze wtedy miałbym dalej zęba - dyplomatyczna odpowiedź. Jakby się uparł, to mógłby dalej ją obwiniać, ale ostatecznie okazał się na to zbyt miły i bezproblemowy. - Tego nie wiem... chociaz mówiłas trochę od capy, więc mozliwe - wcześniej mu to nawet nie przeszło przez myśl, bo był środek dnia, a ona zdawała się być w pełni przytomna. Skoro jednak plotła mu o wróżce zębuszce, to może była wtedy pod wpływem, ale on był zbyt zszokowany, aby się zorientować? Teraz już wszystko było jasne!
Zmarszczył brwi, kiedy zadała mu to dziwaczne pytanie. - No... to byłas Ty - potwierdził, posyłając jej podejrzliwe spojrzenie. Choć to ona z początku kwestionowała jego zdrowie psychiczne, to teraz role się odwróciły. Może miała schizofrenię? Rozszczep osobowości? Pamięć krótkotrwałą? A może była w tej nielicznej grupie młodych osób, które już zmagały się ze wczesnym stadium Alzheimera? Gotów był wybadać teren i wydać jej jakąś diagnozę, ale ta kontynuowała swoje idiotyczne pytania. - No tak. Piękny był, ale wiadomo, ze wtedy miałem co innego n głowie - wskazał palcem na swoje usta, które starannie otwierał jak najsłabiej, aby nie chwalić się aż tak tym obrazem nędzy i rozpaczy. Zrobił sobie jedno zdjęcie w szerokim uśmiechu, ale póki sobie tej nowej jedynki nie wstawi, to jeszcze nie był gotów z tego żartować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura chyba powoli zaczynała się domyślać, w czym rzecz. Właściwie teraz, kiedy już ta myśl zakiełkowała w jej głowie, była zdziwiona, że nie połączyła tych faktów na samym początku, kiedy Melvin upierał się przy tym, że ją zna. Ba, kiedy w ogóle podszedł, zachowując się, jak ją znał. To nie była ani pierwsza, ani prawdopodobnie ostatnia taka sytuacja w jej życiu.
No jasne, przecież to oczywiste – mruknęła pod nosem, choć miała ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Jeszcze chwilę temu to ona podejrzewała go o chorobę psychiczną, a teraz pewnie nawet przyjęłaby ze zrozumieniem to, że on szukał takowych u niej. W końcu – jakby nie patrzeć – każde z nich miało poniekąd rację. Melvin w tym, że widział w Chinatown, a Aura upierając się, że to wcale nie była ona.
To na pewno nie byłam ja – zanim jednak zdążyłby znów zaprotestować i zacząć jej mówić, że na pewno się nie pomylił, uniosła dłoń, na znak, aby jeszcze jej nie przerywał – ale to mogła być dziewczyna, która wygląda jak ja. Pewnie spotkałeś moją siostrę. Bliźniaczkę – położyła nacisk na ostatnie słowo, mając nadzieję, że to mu wszystko rozjaśni. Nie od dziś wiadomo było, że w przypadku bliźniaków jednojajowych mogło dojść do pomyłki. Uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu. – Wyglądamy niemal identycznie, łatwo nas pomylić. – Niemal, ponieważ były pewne szczegóły, które pozwalały je odróżnić, choć czasem łatwiej było je wychwycić w zachowaniu niż w wyglądzie. Im lepiej ktoś je znał, tym było to prostsze, domyślała się jednak, że dla kogoś, kto widział je po raz pierwszy, w dodatku w odstępie kilku dni, mogły być wzięte za jedną i tę samą osobę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gubił się w tym dialogu, gubił się w jej reakcjach i choć z początku miał wspaniałe nastawienie, tak teraz zastanawiał się czy zaczepienie jej było właściwym pomysłem. Może wystarczyło skinąć lekko głową i kontynuować spacer do kliniki? Właśnie, klinika! Odruchowo spojrzał aż na zegarek, który miał na nadgarstku i z ulgą zauważył, że wciąż miał jeszcze szmat czasu. Tak to już było, kiedy się człowiek czymś nadmiernie ekscytował i chciał to mieć już za sobą. Jakby mógł, to już o szóstej stawiłby się na wizycie, ale niestety prywatna klinika nie oferowała zabiegów w tak wczesnych porach.
- Cekaj... co - zmieszanie sięgnęło zenitu i już naprawdę nie wiedział o co chodziło. Bliźniaczka jednojajowa i to jakimś cudem spotkał je obie w krótkim okresie czasu? Ta jasne... - Ale... serio? Pokas - z drugiej strony... to miałoby chyba jako jedyne sens. Skoro wyglądały tak samo, ale teraz nie pamiętała o ich zderzeniu. Cholera, on to też miał szczęście do dziwnych sytuacji ostatnio. - Więc... Twoja siostra na mnie wpadła i wybiłem sobie jedynkę - wyjaśnił pokrótce, chociaż zdawało mu się, że zdołała to już wychwycić z tego co mówił wcześniej. - Pseprasam, myslałem, że Ty to ona... - wzruszył bezradnie ramionami. Głupio mu się zrobiło, ale też skąd miał wiedzieć o tym wszystkim?!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ponownie na jej twarzy pojawiła się konsternacja, tym razem spowodowana nie samym konkretnie zachowaniem mężczyzny, a jego niecodzienną prośbą.
Co mam pokazać? – dopytała z nieskrywanym niezrozumieniem, dopiero po kolejnych sekundach orientując się, że najwyraźniej chodziło mu o siostrę. Nawet mu się nie dziwiła. Jej wrodzony sceptycyzm też pewnie kazałby poddać w wątpliwość takie wytłumaczenie. Równie dobrze mogła udawać, chcąc pozbyć się gościa, któremu coś zrobiła. W końcu jak niby miałby sprawdzić, że faktycznie jest połową rudego duetu, a nie jedynaczką, która wkręca go, aby się odczepił. W przypływie nagłej empatii (wyglądał dość biednie z tą dziurą!) uznała, że należy mu się jakiś dowód. – A, to. Poczekaj chwilę – mruknęła, wyciągając z kieszeni spodni telefon. Odblokowała go i weszła w galerię zdjęć. Kliknęła w jedno z nowszych, które zrobiły sobie razem z Tottie i na moment podsunęła mu pod nos – wystarczająco, aby zobaczył, że są na nim obie, nie na tyle długo, by jednak mógł przyglądać się szczegółom. W końcu był zupełnie obcym facetem i chociaż wydawał się niegroźny, wolała dmuchać na zimne.
W porządku, nie gniewam się przecież – powiedziała zgodnie z prawdą, dokładając do tego machnięcie ręką. Mogła sobie wyobrazić, że gdyby wybiła sobie zęba z czyjąś pomocą to również nie pałałaby miłością do tej osoby. Zwłaszcza jeśli to był ząb, którego braku nie dało się nie zauważyć mimo najlepszych chęci. Przestąpiła z nogi na nogę. – Więc... idziesz go teraz wstawić? Tylko w przyszłości dbaj o niego i nie daj już sobie nic wybić – poradziła mu, chyba mimo wszystko dość słabo maskując rozbawienie. W życiu by nie pomyślała, że jej spokojna i dobra siostra wybije komuś zęba. Cicha woda jednak brzegi rwie, pomyślała odrobinę złośliwie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Was... razem - może i była to dziwna prośba, ale uważał, że faktycznie mu się to należało. Skoro siostra Aury nie poniosła jakichkolwiek konsekwencji, to chociaż tyle mogły dla niego zrobić. Widząc, że ta już organizuje mu dowody zbrodni, uświadomił sobie, że to wszystko było prawdą. Naprawdę były dwie i trafił na nie w przeciągu miesiąca, w różnych losowych miejscach miasta. Wow. Nie przypuszczał, że takie rzeczy działy się naprawdę. Wcześniej nie przypuszczał również, że można było sobie wybić jedynkę przez niefortunny upadek. A jednak!
- Oh wow, ale jazda - wymamrotał ze zdumieniem, próbując odruchowo znaleźć jakiś element różniący, choć nie dała mu na to wystarczająco dużo czasu. Nie zamierzał o niego prosić, bo to by było jakieś creepy, ale chyba pierwszy raz w życiu miał do czynienia (tak bezpośrednio) z bliźniaczkami jednojajowymi. W Berrylane nie mieli takich dziwolągów, a i tak się złożyło, że nigdy żadnych nie uczył, ani z żadnymi nie studiował.
- To dobze - uśmiechnął się lekko. Nawet jeśli wciąż utożsamiał Tottie z Aurą, to jednak musiał sobie teraz zakodować w głowie, że były to dwie różne jednostki. - Tak, narescie. Tak chłodno bez niego... - zażartował, chociaż faktycznie kiedy wciągał powietrze buzią, to jego dziąsła zawsze na moment lekko paraliżowało. - Oj to na pewno. Jak zobacę kiedys Ciebie albo siostrę, to stanę pod scianą dla pewnosci - zaśmiał się głośno, ponownie odsłaniając ubytek, ale zbyt mocno się rozbawił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała głową, zgadzając się z nim w kwestii: ale jazda. Była przyzwyczajona do tego, że czasem brano ją za Tottie, choć częściej zdarzało się, że była zaczepiana przez znajomych siostry, którzy po prostu myśleli, że mają do czynienia z nią, a nie jej bliźniaczką. Jej młodsza (i bardziej ułożona) wersja zwykle nie podpadała innym ludziom, już prędzej to sama Tottie obrywała za niewyparzony język Aury.
To... niegłupi pomysł – parsknęła śmiechem. – Jak to mówią, ostrożności nigdy za dużo – dodała, chociaż bynajmniej nie życzyła mu, aby jeszcze kiedykolwiek oberwał od którejkolwiek z nich. Wyglądało na to, że i tak już wystarczająco się nacierpiał bez zęba. I jakkolwiek momentami ta sytuacja ją bawiła, tak musiała przyznać, że nawet trochę było jej go szkoda. Choć wciąż nie mogła uwierzyć, że to jej rodzona siostra go tak – poniekąd – załatwiła!
Odchrząknęła.
Wiesz co, będę się już chyba zbierać. Tak się składa, że mieszkam tutaj..., no prawie, w tamtym żółtym domu – mówiąc to pokazała palcem na odpowiedni budynek, a potem znów przeniosła spojrzenie na Melvina, uśmiechając się lekko. I zanim uznałaby, że to kiepski pomysł albo w głowie zapaliła się czerwona lampka, odezwała się ponownie. – Jak będziesz kiedyś w okolicy to wpadnij na kawę. Moja siostra na pewno się ucieszy, jak zobaczy, że masz już pełne uzębienie – rzuciła, pomimo tego, że przecież nie miała pojęcia o tym, jak cała sytuacja wygląda z perspektywy Tottie i jaka jest jej wersja wydarzeń, wobec czego takie zaproszenie mogło nie być właściwe. Ale słowo się rzekło, zresztą Aura nie pierwszy raz mówiła lub robiła coś pod wpływem impulsu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powędrował wzrokiem za jej palcem i przyjrzał się lepiej budynkowi. Kto by pomyślał, że będzie przechadzać się akurat obok domu jego oprawczyni... i jej siostry bliźniaczki. - Piękny - przyznał szczerze, bo miał bardzo fajny vibe i nie obraziłby się, gdyby sam miał w takim mieszkać. Niestety póki co kisił się w swojej kawalerce, bo nie było go stać na nic innego. Wcześniej miał już trochę oszczędności, ale wstawienie jedynki go słono kosztowało, więc musiał zacząć jakby od nowa.
- Mówis serio? No nie wiem... to byłoby pewnie trochę niezręcne, ale... moze - wzruszył ramionami. Nie chciał jej ściemniać, że tak, tak, na pewno wpadnę, chociaż kto wie jak potoczą się jego losy? Ostatnio spotykało go wiele nieoczekiwanych sytuacji. - W razie cego... nazywam się Melvin Braca... Branca... Bran-ca-ti-sa-no - nie spodziewał się, że przedstawienie się bez zęba sprawi mu taką trudność i tylko cudem się nie popluł. Był prawie pewien, że drugiej osoby z takimi danymi osobowymi nie było, więc gdyby odczuła potrzebę znalezienia go, to voila! - Dięki za rozmowę.... no i do zobacenia? - pożegnał się z nią niepewnie i skinął głową, po czym rozeszli się w swoje strony. Kilka godzin później, Melvin miał już swoją upragnioną jedynkę i skończyło się wreszcie seplenienie oraz wstyd przed uśmiechaniem, wooho!
  • [ koniec ]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był późny wieczór, właściwie już prawie noc i jeśli Gibert tylko miał możliwość, to unikał szwendania się po ulicach o tej porze, ale tym razem musiał zrobić wyjątek. Najpierw po pracy obiecał wpaść do księdza proboszcza i pomóc mu przepchać komin zdemontować fragmenty świątecznej szopki. Oczywiście inni parafianie też pomagali, każdy w ramach swoich możliwości, ale Gilbert ostatnio miał poranne zmiany, więc mógł przyjść tylko późnym popołudniem. Tego dnia zmiana jeszcze mu się przedłużyła, a potem przy szopce spędził mnóstwo czasu, więc z kościoła wyszedł, gdy już było późno i ciemno, i normalni ludzie już dawno odpoczywali w swoich domach po pracy. Trochę srał po gaciach i najchętniej nie otwierałby oczu, żeby nie widzieć tego całego złego świata wokół, a jednocześnie wiedział, że wtedy prawdopodobnie od razu zaliczyłby glebę, no więc parł do przodu niemal biegiem, licząc, ze uda mu się ominąć całe zło.
Oczywiście, tak się stać nie mogło, to byłoby zbyt piękne, a Gilbert Callaway był jedną z tych osób, którym jeśli ma zdarzyć się coś złego, to na pewno się zdarzy. Dlaczego w takich chwilach Bóg go opuszczał? Przecież był grzecznym chłopcem. Czy jego wiara zawsze musiała być wystawiana na próbę?
Wyskoczył pędem zza roku i praktycznie wpadł na stojących tam opryszków, mięśniaków, chuliganów, którzy od razu skorzystali z okazji i otoczyli go ciasnym kręgiem. Nie miał nawet gdzie się wycofać. Zaczęli z niego szydzić, ale ich słowa ledwo do niego docierały. Wydało mu się, że kojarzy te twarze, może z osiedla, a może jeszcze ze szkoły? Ale nie miał teraz siły się nad tym zastanawiać, zresztą było ciemno, mógł się pomylić. W kieszeni miał gaz pieprzowy, oczywiście, ale w tej chwili wcale o nim nie pamiętał. Był niezbyt wysoki, a te osiłki nad nim górowały, był chudy, a oni barczyści. Mogliby go przewrócić jednym popchnięciem, złamać jedynie odrobiną wysiłku. Zaniemówił, nie był nawet w stanie błagać o litość, z jego ciemnych oczu poleciały łzy wielkie jak grochy i zastanawiał się tylko, czy chcą jego pieniędzy, telefonu, czy go pobiją, czy może zgwałcą? Czu zobaczy jeszcze kiedyś mamę...?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4 + outfit

Zwykle bywało tak, że Ashford późne wieczory spędzał w towarzystwie rodziny. Głównie rodziców, z którymi starał się utrzymywać podobny kontakt co przed przeprowadzką. Tak, na mocy porozumienia z nimi wyprowadził się, aby wynajmować ciasną, ale własną kawalerkę i od nowego roku był pod stałą kontrolą rodziców, ale dzięki Bogu jedynie na odległość. Trochę strzał na kolano, bo akurat ten Hale był swego rodzaju patusem. To, że miał pracę nie znaczyło, że potrafi obsługiwać się pięniędzmi. Zgadza się, nie potrafi. Nie raz i nie dwa głodował czy szukał znajomych, do których może pójść, aby coś zeżreć. Większość pieniędzy to alkohol i narkotyki, bo kto nie lubił pójść na melanż albo zrobić melanż w chałupie, tak?
Skoro już jesteśmy w temacie alkoholu to Ashford był w drodze, by dołączyć do grupy znajomych, która miała małą imprezkę w jednym z mieszkań. Wyszedł właśnie z monopolowego z myślą kierowania się dalej, ale pech chciał, że spojrzał w drugą stronę. Tam właśnie grupka czterech, a może pięciu, choć nie widział z daleka, osiłków prawdopodobnie zaczynała prać jakiegoś słabeusza. Skąd wiedział? Śmiech przerywany krzykami nie pozwalał myśleć o niczym innym. Na ogół miał takie sytuacje w głębokim poważaniu, ponieważ często gęsto osoba dostająca bęcki sama się o nie prosiła, a teraz? Chłopy jego postury, a nawet i szersze w barach znęcały się nad... W sumie to chyba dzieckiem.
-Ej! - wydarł się najgłośniej jak potrafił i niewiele myśląc cisnął w grupkę butelką, którą trzymał w łapie. Była to butelka z piwem, więc typek będzie mu wisiał jedną, a nawet dwie, bo widząc, że typków nieco to spłoszyło to pozwolił sobie wyciągnąć z plecaka drugą i rzucić w ten sam punkt. -Wypierdalać od niego! - zawołał jeszcze zanim rzucił niczym na pożegnanie swojej drugiej buteleczce. Im bliżej chłopaka podchodził tym lepiej widział jaki był efekt końcowy jego obrony. Tamci uciekli albo schowali się za róg, nie wiedział, ale chłopak, którego twarz coś mu mówiła, był trochę zmoczony od piwa. Oby na tym się skończyło i wszelka krew, która mogła się tu pojawić spowodowana była lepami na ryj, a nie jego butelkami. -Wstawaj, wstawaj, mogą wrócić - mruknął pomagając smarkaczowi podnieść się z chodnika. Tego wieczoru to było to, czego potrzebował, naprawdę.. Być bohaterem, a kto wie czy czasami faktycznie osiłki nie wrócą i nie spiorą mu ryja w gratisie. Butelek więcej nie miał, bić się nie potrafił. -Dałbym Ci chusteczkę, ale nie mam - zwrócił się widząc zaryczaną twarz Gilberta... Ej, właśnie... O mój Boże. -Gilbert, kurwa, przestań się mazać - dodał nagle ściągając brwi. Osz, był w szoku. Poznał jednak. Zadzwoniło w odpowiednim kościele! -Mocno Cię pobili? - zagaił nie zatrzymując się nawet na moment, bo im dalej odejdą tym pewniejsze było, że nie spotkają już tamtych chłopaków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

By znaleźć osobę, która nie przepadała za melanżami, nie trzeba było długo szukać. Gilbert it is. Zapewne najbardziej huczne imprezy, jakie zaliczył były te organizowane przez kółko różańcowe. Jak można się domyślić, nie serwowano tam alkoholu, a przynajmniej nie dla ludzi w jego wieku. Może gdy dzieci wyszły, to jakieś moherowe panie otwierały beczką z winem mszalnym, ale jego oczy tego nie widziały. Całkiem jednak możliwe, że jakaś urocza blondyneczka owinięta żelaznym pasem cnoty próbowała zainteresować go swoją osobowością i wyrwać na ładne oczy, ale on jakoś niespecjalnie był jakąkolwiek zainteresowany. Podobały mu się cycate panie w internecie (bo może wychodził z założenia, że powinny mu się podobać), ale koleżanki, choć ładne, to jakoś nie wzbudzały w nim zainteresowania po tym względem, nie były dla niego atrakcyjne.
Tymczasem, Gilbert wcale nie miał w głowie żadnych cycków ani genitaliów, ani nawet wina mszalnego. Na dobrą sprawę, nawet różańca teraz nie pamiętał, a jedynie błagał w myślach, by to wszystko się skończyło jak najszybciej, nieważne, jaki koniec go czekał. Skomlał cicho i szlochał, co jedynie coraz bardziej bawiło jego oprawców. Całe to jego zdezorientowanie i zrozpaczenie przerwał huk tłukącej się butelki, tuż obok jego stóp. Nie miał pojęcia, kto w niego rzucał, ale efekt był tylko taki, poza tym, że został nieco zmoczony od rozbryzgu, że wystraszył się jeszcze bardziej. Jeszcze nie rozumiał, że ktoś właśnie staje w jego obronie, całkiem możliwe, że nawet ratując mu życie.
Druga butelka rozbiła się nieco dalej, ale wciąż między nim a napastnikami. Ci jednak też wpadli w dezorientację, trochę stracili zainteresowanie nim, a zaczęli rozglądać się, szukając źródła ataku. Było ich więcej i pewnie spokojnie mieliby przewagę nad Ashfordem, ale skoro był na tyle zwariowany, by w obronie obcego dzieciaka marnować alkohol i rzucać nim, to kto wie, czego mogli się jeszcze po nim spodziewać? Nie wydawał się być taki mały i bezbronny jak Gilbert, więc chyba woleli nie mieszać się z nim w żaden konflikt.
Słowa Ashforda ledwo do niego dotarły, ale posłusznie wstał z chodnika, wspierając się na jego ramieniu. Pokiwał tylko głową, ale niemazanie się wcale nie było takie proste. Ograniczył się do cichego pochlipywania i pociągania nosem, ale poza tym zwyczajnie siedział cicho. Opuchnięta, rozcięta warga i tak ograniczała w tej chwili jego zdolności mówienia.
Szedł za chłopakiem, nie bardzo wiedząc, gdzie tamten go prowadzi, ale właściwie to i tak było mu teraz wszystko jedno. Nie miał też pojęcia, co odpowiedzieć na pytanie. Jaki był wyznacznik mocnego pobicia? Z jednej strony mógł chodzić i oddychać o własnych siłach, raczej żadna kość mu nie pękła. Krew sączyła się jednak z dolnej wargi i łuku brwiowego, był obolały i, nade wszystko, mocno przestraszony. Wykonał głową ruch, który był czymś pomiędzy potwierdzającym kiwnięciem i zaprzeczającym pokręceniem. Tak właśnie, niech sobie Ashford wybierze, jaka mu odpowiedź bardziej pasowała.
- Gdzie idziemy? - wydukał cichym, płaczliwym głosem, gdy wciąż się nie zatrzymywali, a Hale praktycznie ciągnął go za rękę. Kłykcie też miał obite, zdarł je, upadając na chodnik, ale ponieważ był trzymany za przedramię, nie czuł tego jeszcze aż tak mocno. Dopiero po powrocie do domu, pewnie gdy matka będzie go oglądać swym zmartwionym wzrokiem, poczuje te wszystkie części ciała, o których istnieniu nie miał nawet pojęcia, a które kilka chwil temu doznały uszczerbku.

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

ubranko + niebieskie włosy

Ciężko było sprecyzować aktualną porę roku. Niby kalendarz mówił, że jest środek zimy, ale brak śniegu i stosunkowo wysoka temperatura podpowiadały, że może jednak jesień. Słońce trochę nieśmiało wychodziło zza chmur, a to wszystko składało się na dość leniwe popołudnie. Stella miała dzisiaj wolne i pół dnia przeleżała w łóżku. Obudziła się koło ósmej, więc bardzo wcześnie jak na jej możliwości, ale potem sobie drzemała i wyobrażała siebie w różnych ciekawych sytuacjach: lotu balonem, podboju kosmosu, randki z Harrym Stylesem na szczycie Statuy Wolności… Potem przeglądała sobie instagrama, porobiła kilka testów w internecie i dowiedziała się na podstawie swojego ulubionego koloru, że powinna dzisiaj zjeść tabliczkę białej czekolady. Odpisała kilku koleżankom na wiadomości, zastanawiała się przez chwilę, czy napisać do Wyatta, aż w końcu po dziesiątej wyszła z łóżka. Narzuciła na siebie jakieś pierwsze lepsze jeansy i ulubiony t-shirt, trochę już sprany, ale szkoda było go jej wyrzucać. Na śniadanie zjadła płatki z zimnym mlekiem, oczywiście przed telewizorem, żeby dopełnić lenistwo dzisiejszego dnia. Pewnie leniłaby się jeszcze dłużej, ale doszła do wniosku, że musi pójść do sklepu. Nie mogła się lenić bez paczki czipsów. Narzuciła na siebie jakąś kurtkę, bo wydawało jej się, że jest trochę za ciepło na jej ładny czerwony płaszczyk, i… Nie, jeszcze nie wyszła z domu, bo Moody, miniaturowy jamnik, domagał się spaceru. Tak więc wyszła z domu z lekkim opóźnieniem, w jednej ręce trzymając smycz, drugą nakładając torbę (miała tam tylko telefon, drobne wrzucone luzem, szkicownik i miejsce na czipsy), i wyruszyła na wycieczkę do osiedlowego sklepu.
Oczywiście nie mogła sobie darować, żeby po drobnych zakupach (Moody cierpliwie czekał na nią przed wejściem) nie zajść do nowej niedużej knajpki na rogu i nie kupić sobie bubble tea. I dzień stał się o wiele lepszy, słońce jakby odważniej wyłoniło się zza chmur, a Stella szła po chodniku krokiem niemalże tak samo tanecznym jak John Travolta w “Gorączce sobotniej nocy”. Nie spodziewała się, że za chwilę wydarzy się w jej życiu coś ważnego, wręcz przełomowego, również przypominające swoim nieprawdopodobieństwem scenę z filmu.
Szła, Moody szedł obok niej, na ramieniu ciężka torba, w jednej ręce herbata, w drugiej smycz i telefon jednocześnie, bo musiała odpisać koleżance na wiadomość. A potem, bardzo szybko!, stała jak wryta, Moody biegał dookoła, smycz wypadła jej z ręki, telefon też, herbata w połowie wylądowała na niej, a w połowie na mężczyźnie, na którego wpadła. Całe szczęście, że zdążyła trochę ostygnąć, bo w przeciwnym wypadku skakałaby po chodniku jak (dosłownie) poparzona. Przez tę krótką chwilę, dopóki nie uniosła wzroku na twarz mężczyzny, nie wiedziała, w jakie tarapaty właśnie się wpakowała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciuszek plus nieco dłuższe włosy

# 5

To co działo się z pogodą przez globalne ocieplenie było po prostu z roku na rok coraz dziwniejsze. Zamiast ujemnych temperatur, miał wrażenie, że lada moment a przyroda zacznie się budzić do życia myśląc złudnie zimę z wiosną. By po chwili spadł na nią śnieg oraz ziąb i umarła na nowo. Żyli w naprawdę dziwnych czasach i nawet jeśli on sam preferował czasem bardziej eko styl życia, tak jedna osoba raczej nie uwolni całej planety od złego losu, jaka jej się z roku na rok przydarza. Ludzie byli jak po prostu truciciele dla planety.
Dzisiejszy dzień był dość udany. Obudził się dość wcześnie by zrobić to co zawsze, ćwiczeni, prysznic, śniadanie i wypad. Dzisiejszy dzień zamierzał też spędzić na zbieraniu weny. Na wieczór miał zaplanowaną sesję zdjęciową reklamującą plecaki, nic co by nie było straszne w jego przypadku. Jeremy jedynie na co się nie godził to na reklamowanie siebie w bieliźnie. Ciało miał niczym młody bóg, jednak nie zamierzał z nim obcować na zdjęciach, co innego podczas koncertów, gdzie zdarzyło mu się raz czy dwa rozerwać swoją koszulę i usłyszeć krzyk fanek. Dla niego obie prace były zupełnie innymi dwoma światami. Rozgraniczał je i starał się w każdej z nich oddać najlepsza część siebie, nawet jeśli czasami wymagało to od niego grania czy pokerowej twarzy.
Co zatem robił w Phinney Ridge? Bez eskorty sam jak palec? Na dodatek nie kryjąc swojej twarzy? Tak jak zawsze myślał, normalni ludzie mieli problem z odróżnieniem Azjatów, a to dodawało +25 do anonimowości, dlatego nie wstydził się chodzić sam po mieście. Poza tym lubił to co się oszukiwać. To, że był celebrytą nie znaczyło, że miał się zamykać w czterech ścianach i udawać jakąś ważną personę. Chciał po prostu żyć i kosztować świata. A tak się złożyło, że niedawno zaparkował w pobliżu i zamierzał iść skosztować Wegańskich słodyczy, o których ostatnio czytał, że mieli wspaniałe wyroby.
Zanim jednak było mu dane dojść do “The Cookie Center”, to sprawdzał na telefonie jak tam po prostu dotrzeć. Chwila nieuwagi kosztowała go dużo, bo zderzył się z przechodniem. Myślałby, że takie rzeczy to tylko trafiają się w niskobudżetowych filmach. Zobaczył jak jego i jej telefon ląduje plackiem na chodniku, razem z latającym do około ich nóg zwierzęciem. Na jego kurtce, akurat na białym akcencie pojawiła się spora plama.
-Przepraszam. -mruknął zanim spojrzał na dziewczynę - To moja wina, zagapiłem się w telefon.
Jeśli Stella myślała, że jej idol ubiera się ciągle w te podarte spodnie, wyluzowany punkowy styl ubioru, mokre długie włosy, lekki makijaż , tona duperel to musiała się srogo pomylić, widząc go ubranego po prostu jak normalny mało wyróżniający się człowiek z tłumu. Może poza tym, ze jego ciuchy zapewne kosztowały więcej niż niektórzy zarabiają miesięcznie. No i nie każdy lubił mieć przebite uszy i nosić kolczyki.
Jeremy dopiero zbierając telefon dziewczyny i własny, spojrzał czy czasem nie wyglądały jak w strzępach. Dziewczyna była młoda, wyglądała na młodszą od jego siostry, a może równolatki? Kto to wiedział, dziewczęta w tym wieku szybko dorastają. Uśmiechnął się jeszcze raz przepraszająco wcale najwidoczniej nie przejmując się ową plamą na swojej kurtce.
-Nic ci się nie stało? -zapytał tylko, oddając jej telefon i patrząc prosto w oczy

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Stella pomału uniosła wzrok na twarz mężczyzny i zamarła.
Nie, nie, nie, nie, nie!
Serce znacząco przyspieszyło swój rytm, a na policzkach pojawiły się dorodne rumieńce. Wyglądał inaczej niż na koncertach, ale spędziła wystarczająco dużo czasu, oglądając jego zdjęcia w internecie, żeby go rozpoznać również teraz.
Jeremy Snyder. Ten Jeremy Snyder z Black Pearl. Jeden z najpiękniejszych mężczyzn, którzy chodzili po tym globie, stał dosłownie kilka centymetrów od niej. Czy to naprawdę on? Czy to tylko bardzo realistyczny sen? Przez parę sekund stała bez ruchu, ignorując biegającego wokół nich Moody’ego, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Przecież każda fanka marzyła o takim spotkaniu, niespodziewanym, trochę żenującym, ale w gruncie rzeczy romantycznym. Tak? Może i tak, ale kiedy minął pierwszy szok, Stella doszła do wniosku, że to spotkanie wcale nie było takie romantyczne jak mogłoby się wydawać. – O, ja, ja… – zaczęła się jąkać, choć w swoich wyobrażeniach zawsze miała coś do powiedzenia, coś żartobliwego, bystrego, trochę flirciarskiego. – Też w telefon. W sensie zagapiłam się w telefon – dodała, odsuwając się od niego nieznacznie, jednocześnie uświadamiając sobie, jak wygląda. W swoich wyobrażeniach miała na sobie jedną z ulubionych sukienek, a do tego fajne pończochy i sweterek (w jesienno-zimowej wersji). Włosy zebrane w niedbały kucyk albo warkocz, no, warkoczyk, odkąd ścięła włosy. W tej chwili miała na sobie jakieś jeansy, nieco znoszony t-shirt i przydużą kurtkę. Włosy rozpuszczone, w nieładzie. Ale tylko szła do pobliskiego sklepu po czipsy w niedzielę przed południem! Natychmiast tego pożałowała, obiecując sobie, że już nigdy więcej nie wyjdzie z domu nieprzygotowana. Ogarnij się, Stella.
Nie, nie, nic mi nie jest – odpowiedziała, nerwowym gestem odgarniając włosy za ucho. Odebrała od niego telefon, z ulgą zauważając, że przynajmniej paznokcie miała świeżo pomalowane na granatowo. Za to na ekranie telefonu pojawiło się podłużne pęknięcie, na co westchnęła cicho, bo mama pewnie nie kupi jej nowego telefonu, już wystarczająco często je niszczyła albo gubiła.
Co teraz?
Przyznać się, że go zna? Poprosić o autograf? O zdjęcie? Czy może udawać, że nie ma pojęcia z kim rozmawia? Chyba tak będzie lepiej, żeby nie wyjść na jakąś psycho-fankę. – Przepraszam za kurtkę… – mruknęła, chociaż sama też miała na dekolcie dorodną herbacianą plamę. – Nie jesteś moją pierwszą ofiarą – spróbowała zażartować, ale szybko stwierdziła, że to mogło dziwnie zabrzmieć. – To znaczy… Niedawno już komuś zniszczyłam kurtkę… – westchnęła, załamując się nad swoim brakiem elokwencji. O rany, jakie to wszystko było krępujące! Najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
Moment, gdzie mój pies? – Zreflektowała się, już nie zauważając wokół siebie małego pokracznego zwierzaka.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”