WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://teamdivarealestate.com/wp-conte ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#11

Ponieważ Seattle w szybkim tempie ewoluowało w kierunku "Miasta Tysiąca i Jednego Dilera", Orlando Ramsey musiał się wyjątkowo nagimnastykować, żeby utrzymać swoją pozycję w rankingu. Szło mu całkiem nieźle - tu dobijał interesy, tam ogarniał ludzi; generalnie był na dobrej drodze, żeby być może nawet przeskoczyć jeden czy dwa szczebelki w tej przestępczej drabince, a ceną była wyłącznie ciężka praca, do której był przyzwyczajony jak jeszcze nigdy dotąd. To dzięki niej zresztą nie miał czasu myśleć o tych wszystkich sprawach, o których myśleć powinien. Odejście Jo było trudne, ale radził sobie z nim wyjątkowo dobrze, mimo że już jakiś czas temu skończył na butach klubowych ochroniarzy, natomiast ciszę ze strony Heleny traktował jeszcze zupełnie luźno, uznając, że po tej dawce emocji w trakcie ostatniego ich spotkania, potrzebowała czasu.On też go potrzebował i to najlepiej na kilogramy, a ponieważ pracę zaczynał zwykle późnym wieczorem, to zawsze mu go brakowało. Och, gdyby noc trwała przynajmniej 20 godzin, Ramsey już dawno byłby milionerem - każdego dnia imprezowe Seattle potrzebowało paliwa w postaci kokainy (wyjątkowo niezłej, jak na ten rejon) i pigułek, a on miał ich wyjątkowo hojne ujście, więc fakt, że nie mógł nocą zaliczyć każdego z wielu klubów w samym centrum wyjątkowo go smucił.
Tak jak zawsze więc, tak i teraz - kończył nad ranem. Było gdzieś między ósmą, a dziewiątą, a on snuł się właśnie służbowym autem bocznymi ulicami miasta, żeby dostać się do swojego mieszkania i zaznać odrobiny snu. Prowadził jedną ręką; na kolanach miał styropianowe opakowanie z chińszczyzną, a z radia przygrywali mu jacyś nowojorscy raperzy, mocnymi basami pobudzając totalnie zmęczony już organizm do jeszcze odrobiny pracy. Pracy, której wcale nie chciał wykonywać, czego idealnym przykładem były odrobinę spóźnione reakcje, mniej dokładne ruchy i generalnie obcy mu brak schludności w jeździe, w efekcie czego wreszcie się zagapił i... JEB.
No dobra, nie tak dramatycznie - jeb, bo nie jechał aż tak szybko, żeby wpieprzyć się we wlokące się przed nim auto z wielką siłą, ale wystarczająco, żeby słodko-kwaśny sos, którym oblał dużą porcję smażonego ryżu wylądował na spodniach (i to w niezbyt taktycznym miejscu, bo na kroczu), napój w plastikowym kubku rozlał się na siedzenie pasażera (dzięki Bogu, że mcdonaldsową torbę z pieniędzmi trzymał pod nim), a Orlando zaczął kląć jak stary szewc, uderzając zaciśniętymi pięściami w kierownicę. Tak - to był skrajny overreacting, ale on naprawdę był wyczerpany. A właściwie to wyczerpany i brudny, biorąc pod uwagę to, jak się prezentował, kiedy już wyskoczył z auta na jezdnię. - Kurwa, no naprawdę? - warknął bardziej do siebie, niż do Stelli, gdy z daleka obczaił efekt stłuczki, a potem posłał jej niezbyt przyjemne - jak na poranek - spojrzenie. - Jesteś cała? - zapytał z kurtuazją godną stołecznego taryfiarza, a potem zbliżył się do zlepionych ze sobą aut. Niby nie było tak źle, ale przednia lampa w jego złomie nadawała się już tylko do wymiany. Stella? Jeszcze jej nie poznał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

tres

Nie mam zielonego pojęcia jaki szatan pokusił Stellę, aby wczesnym rankiem, tuż przed lekcjami tańca, wybrała się na siłownię. Po pierwsze - nienawidziła pocić się dla samej zasady posiadania pięknego ciała, dwa - wszystkie zbędne kalorie spalała w trakcie śmiałych wygibasów przed lustrem na tanecznej sali. Idiotyczne pomysły zdawały się nie mieć końca, bo nie dość, że ledwie zaczęło świtać, to jako środek lokomocji postawiła na własne auto. Auto, którego nie używała od dłuższego czasu; auto, które niekoniecznie lubiła; auto, którego - co najważniejsze - nie potrafiła prowadzić. Wybór manualnej skrzyni biegów był jednym z najgorszych, gubiła się pomiędzy przełączaniem dwójki i równie często wskakiwała jej czwórka, a na światłach, gdy te zmieniało swój kolor, dziwnym trafem gasł silnik, gdy dodawała gazu i puszczała sprzęgło. Dramat. Była d r a m a t y c z n y m kierowcą, który po przejechaniu trzech przecznic postanowił porzucić samochód na pobliskim parkingu i resztę trasy pokonać pieszo. Akurat rozglądała się dookoła, aby znaleźć odpowiednią ilość miejsca, gdzie mogłaby się wślizgnąć, gdy coś uderzyło w nią od tyłu. Tak dosłownie - szarpnęło, zabolało, silnik zgasł, a Stella prawdopodobnie nigdy więcej nie wsiądzie za kierownicę, bo... seeeerio? Jechała dwadzieścia na godzinę, jakim cudem ktoś zatrzymał się na jej zderzaku? JAK? Kilkusekundowy szok minął i dopiero wówczas wysiadła, łapiąc się za poczochraną, ciemną czuprynę. Zerknęła spod byka na winowajcę, później na straty i raz jeszcze na doskonale znaną sobie twarz. To jasne, że irytacja osiągnęła wyższy poziom, bo jakie jest prawdopodobieństwo, że w tym milionowym mieście trafisz na człowieka, którego imię niekoniecznie widnieje na liście ulubionych osób? W dodatku patrzącego na ciebie, jakbyś była winna całemu złu, które go spotkało. - Zniszczyłeś mi auto, Orlando - warknęła, bo w odróżnieniu do mężczyzny, nie zamierzała silić się na pseudo-przyjemny ton. - Jakby cię to interesowało - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, niż do niego, a później jak gdyby była ekspertem pochyliła się nad zderzakiem samochodu i oceniała straty. Nie miała zielonego pojęcia co zostało uszkodzone, ile kosztować może taka naprawa, a gdyby zechciał jej wmówić, że to ona złamała przepisy drogowe, to pewnie koniec końców uwierzyłaby w to. - Co mam z tym zrobić? Czy ty w ogóle potrafisz jeździć autem? Boże, ledwie poruszałam się po drodze, jak mogłeś mnie nie zauważyć? - znowu na niego warknęła, a dopiero później omiotła spojrzeniem obraz nędzy i rozpaczy, czyli najlepszy na świecie sos słodko-kwaśny, który teraz znajdował się w miejscu najmniej pożądanym, ale NIESTETY przyciągającym wzrok. Przez plamę rzecz jasna, nie było żadnego innego powodu. - Kretyn - fuknęła gdzieś pomiędzy zwalczaniem chęci zamordowania go a wpisywaniem w google frazy "ile kosztuje naprawa zderzaka w starym fordzie'. - Jesteś naćpany? Pijany? - za takiego go miała, co poradzić? A rzadko kiedy ulegała stereotypom, więc powiedzmy to głośno Or(a)lando Ramsey musiał zajść za skórę brunetki niczym cholerna drzazga.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A tam, cud od razu. Cud to by był, gdyby w ostatniej chwili wdepnęła gaz do podłogi, a on zaciągnął ręczny tak mocno, żeby postawić to auto do pionu. A tak? Tak to był zwyczajny chichot losu; losu, który postanowił właśnie teraz przeciąć ze sobą ich drogi, mimo że rozdział pod tytułem "jak ja Cię nie mogę znieść" skończył się dokładnie z chwilą, w której ukończyli podstawówkę i nic a nic nie wskazywało na powstanie sequelu. Kiedy zatem uświadomił sobie (a trwało to jakieś 30 sekund), że twarz na którą patrzył była znajoma oraz miała imię, nazwisko i historię, wcale nie poprawiło mu nastroju. Gdyby była to - dajmy na to - Princia, to pewnie skończyłoby się, i owszem, na zjebce, ale humorystycznej, a potem kumpelskim rozwiązaniem sporu i podziałem kosztów. A ponieważ była to jednak Stella, to na polubowny scenariusz raczej się nie zanosiło, w myśl zasady, że szkolne rany goją się najdłużej (a najbrzydziej to te, w których do końca nawet nie wiadomo, o co poszło).
- To widzę - sapnął bez entuzjazmu i przewrócił oczami; jeśli szukała w jego głosie przyjemnego tonu, to była w błędzie - pytał, bo tak wypadało, a nie, bo faktycznie się przejmował, czyli zupełnie tak jak każdy wkurwiony kierowca po stłuczce. Zresztą, już za chwilę miał lepszy temat do rozmowy. - Nowe spodnie, no ja pierdole - wycedził przez zaciśnięte zęby, ale ponieważ wycieranie tłustawej plamy od słodko-kwaśnego sosu w stylu kuchni wschodniej nie miało sensu, to nawet się za to nie zabrał. Wyglądał przy tym... dziwnie - niby zabawnie, bo dorosły chłop, a brudny, ale jednak czerwony kolor w bardziej dramatycznej kolizji mógłby wzbudzić czujność nawet najbardziej zaprawionego w bojach ratownika medycznego, więc... Wcale nie było tak kolorowo, okay? - Właśnie, kurwa - skwitował, odrywając wreszcie wzrok od spodni (życie wannabe hypebeasta było trudne; tu chodziło o setki dolarów) i posłał jej pełne irytacji spojrzenie. - Ledwie-się-poruszałaś - zaakcentował mocno i wyraźnie, starając się trochę spapugować jej głos. - Może gdybyś jechała szybciej, niż minus osiem na godzinę, to wcale nie zatrzymałbym się na Twoim tyłku. Boże, Ty w ogóle masz prawo jazdy? - zagrzmiał, zaciskając pieści i ukrył je za plecami; niby chciał pozować na takiego wyluzowanego i zdystansowanego, ale trudno było być przecież spokojnym, gdy na sam koniec nocnej zmiany trafia Ci się stłuczka i to w dodatku z kimś, kogo wcale nie chcesz widzieć. Gorzej trafić mógłby tylko w jakiegoś rzęcha Journee, ale ona chyba nawet nie prowadziła, a poza tym - to byłaby dobra okazja, żeby jeszcze raz się wytłumaczyć. - Wzajemnie - odparł i jeszcze raz zbliżył się do miejsca zbrodni, żeby wyciągnąć kilka większych kawałków szkła z rozbitego reflektora. Jednym - o mało się nie zaciął - gdy zaczęła wyrzucać mu jakieś absurdalne uwagi. - Pijany? Jestem, kurwa, zmęczony - warknął, bo prowadzenie pod wpływem to i na niego działało jak płachta na byka, mimo że czasami też mu się zdarzyło. - Wiesz? Pani Murphy miała rację, a ja naprawdę pracuję na nocki. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na spanie do południa - dodał, podirytowanym tonem i pokręcił głową na boki, dołączając do tej przepychanki na krzywdzące stereotypy i mity.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

❧ 13 ❧
Przyszedł czas na wielkie sprzątanie. Pranie trzeba było nastawić w pierwszej kolejności, o czym świadczyła ostatnia para skarpetek, którą Tottie wyjęła z szuflady. Ostatnimi czasy dziwnie jej ich ubywało i była pewna, że to zasługa psa, który nie tylko upodobał sobie obgryzanie jej trampek, ale lubił towarzyszyć podczas wielu domowych czynności, które młodsza Whitbread robiła najczęściej w biegu, korzystając z przerwy między zajęciami tanecznymi. Gdyby nie fakt, że czworonóg miał przebywać pół na pół u Aury i jej było faceta, rozważałaby zamontowanie zamka w drzwiach, by nieco utrudnić mu dostęp do pokoju.
Zgarnęła kosz ze swoimi brudami, dorzucając część rzeczy Aury i po tym jak wkroczyła do łazienki zaczęła segregować ubrania, by zrobić jak najbardziej wydajne pranie, bez konieczności wprawiania w ruch niepełnej maszyny. Była właśnie w trakcie przewracania skarpetek na drugą stronę, gdy zobaczyła ciekawską psią mordkę, która przyszła poniuchać, czy nie omija jej kolejna darmowa rozrywka.
- Pies, nie ruszaj niczego, bo jeszcze się nawąchasz jakiegoś proszku - przestrzegła Tottie, odsuwając mokry nos ze świeżo ułożonej kupki z bielizną. Rudowłosa nie była pewna, czy nie lepiej koronek uprać w rękach, więc póki co odłożyła je na bok. I właśnie miała sięgać po figi w kaczuszki, lecz nie zdążyła, bo pies widząc jej zamiar kłapnął pyskiem, porywając ze sobą jej bieliznę. I jakby tego było mało - dał nogę!
- Pies, wracaj tu! Pies! - Tottie od razu ruszyła w pogoń za złośliwym zwierzęciem, które wielce rozbawione wcale nie miało zamiaru oddać jej własności. Niedawno używanej własności…
Jakby tego było mało do drzwi zadzwonił kurier. Musiała otworzyć, a pies tylko na to czekał i kiedy ledwie uchyliła drzwi, wyskoczył na podwórko, radośnie pokazując sąsiedztwu, co Tottie nosi pod spódnicą. Whitbread ekspresowo odebrała paczkę, po czym zostawiła ją na werandzie i ruszyła w pogoń za zwierzakiem, który z rozpędu wpadł na spokojnie idącą chodnikiem dziewczynę. Tottie wcześniej nie widziała jej w okolicy, więc prawdopodobnie był to ktoś nowy. Do tego musiała mieć przy sobie coś dobrego, bo pies ewidentnie się nią zainteresował i krążył wokół niej, w końcu przysiadając przed nią, uparcie wpatrując się w jej twarz, chcąc najwyraźniej dobić targu - figi w kaczuszki za to co ma w torebce, bowiem wprost od jej nogi odłożył bieliznę Tottie, nic sobie nie robiąc z tego, że Tottie właśnie do nich dobiegała i bynajmniej nie wyglądała na zadowoloną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5 Pierwsze zajęcia na nowym uniwersytecie nie były aż takie straszne, chociaż fakt faktem – nieobecność przyjaciół wprawiała ją w lekkie przygnębienie. Na ogół nie miała problemów z zawieraniem nowych znajomości – była rozgadana, ciekawska i dużo odzywała się na ćwiczeniach, zazwyczaj na temat, co zachęcało potencjalnych nieuków do znajomości z jej dziwną osobą. W Seattle jednak było inaczej – każdy miał już jakąś ustaloną grupkę znajomych, a Pandora nie chciała wpychać się nigdzie, gdzie jej nie chciano. I oczywiście, ludzie byli bardzo mili, ale równocześnie Baker nie czuła się jak w domu, co przygnębiło ją na tyle, że w drodze powrotnej kupiła sobie trzy mocno czekoladowe babeczki w Cafe Bambino, którą zdążyła już pokochać całym serduszkiem. I to wcale nie przez to, że poznała tam Samuela, tego fantastycznego chłopaka z uszami jak słoń Dumbo. Wcale!
Nie chciała czekać z pochłonięciem babeczek aż dojdzie do domu, w sumie trochę burczało jej w brzuchu, więc wyjęła jedną z torby i zaczęła jeść ją w drodze, nie bacząc na okruszki, które osiadały jej na koszulce. Szła sobie tak spokojnie, trochę patrząc na poobgryzaną babeczkę, a trochę pod nogi, co by się nie przewrócić, aż tu nagle tuż pod jej stopami ukazał się merdający ogonkiem piesek. I nie był to byle jaki piesek, bo trzymał w swoim pyszczku skrawek materiału pokrytego jakimiś żółtymi kaczuszkami. Baker, nieźle skołowana, rozglądnęła się dookoła, ale na pierwszy rzut oka nie zobaczyła nikogo, do kogo mogłaby należeć ta wesolutka zguba. A właściwie dwie, bo Panda podejrzewała, że kaczkowa rzecz też miała jakiegoś swojego właściciela.
Patrzyła niepewnie to na psa, to na torbę, w którą łapczywie się wpatrywał. Podejrzewała, że mogło chodzić o zapach babeczek, bo nie miała tam nic innego, wyłączając notatki o geografii Afryki. To jednak raczej nie pachniało zachęcająco, więc pozostawały babeczki. Panda westchnęła, po czym podrapała się po głowie. W normalnych okolicznościach nie wahałaby się wiele i ofiarowałaby mu kawałeczek tej pysznej słodkości, w końcu bardzo lubiła zwierzątka. Wiedziała jednak, że nie wolno było dawać psom czekolady, bo była dla nich dość szkodliwa, więc, aby załagodzić sytuację, postanowiła podjąć ze zwierzakiem dialog.
- Pieski nie mogą jeść babeczek – pouczyła go, nieco smutna, że musiała zniszczyć jego nadzieje. Jednocześnie przykucnęła przy nim z nadzieją, iż dzięki temu wyrazowi bliskości, nowy kolega się na nią nie pogniewa. – Ale jak tu poczekasz to mogę iść do sklepu kupić ci jakieś smaczki. Tylko... no właśnie nie wiem, czy poczekasz – to powiedziawszy, westchnęła lekko, nie wiedząc co zrobić z tym fartem. Zaraz jednak przypomniała sobie o kaczkowej rzeczy, spoczywającej u jej nóg i pomyślała, że może była to jakaś zabawka, której mogłaby użyć dla odwrócenia psiej uwagi od babeczek. Sięgnęła więc po nią i jakież było jej zdziwienie, gdy zorientowała się, że było to nic innego, jak kobiece majtki.
- Jesteś pewien, że to twoje? Pieski chyba takich nie noszą – mruknęła, nic nie robiąc sobie z tego, że przechodząca obok kobieta z dzieckiem spojrzała na nią jak na wariatkę. Młoda dziewczyna gadająca z psem i obscenicznie oglądająca majtki w kaczuszki – to nie działo się codziennie.
Znowu rozglądnęła się dookoła i zmarszczyła brwi, dostrzegłszy jakąś biegnącą w ich kierunku postać o rudych włosach i zdecydowanie niezadowolonym wyrazie twarzy. Kiedy zbliżyła się na odpowiednią odległość, Panda nie wahała się i od razu ją zaczepiła:
- Hej, to twój pies? – zapytała i, korzystając z tego, że zwierzak wciąż obwąchiwał jej torbę, przytrzymała go lekko za obrożę, w razie gdyby dziewczyna faktycznie była jego właścicielką i chciała zapiąć go na smycz. – I twoje majtki? – dodała po chwili bez cienia wstydu, machając do niej przechwyconą od psiaka bielizną. Homo sum; humani nihil a me alienum puto. No bo co? Sama też przecież nosiła majtki i chociaż jeszcze nigdy nie udało się jej żadnych zgubić, nie widziała w tym powodu do wstydu czy śmiechu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobiegając nieznajomej i tego czworonożnego śmieszka, który może jeszcze rok temu był rozkosznym małym psiakiem, ale teraz wyrosło z niego całkiem duże bydle zwierzątko (labradorowato-golden retriverowate, o takie: klik!), więc było to nie lada wyzwanie, by odebrać mu coś, co akurat wpadło mu w pysk. Pandora sporo ryzykowała kucając przy nim, o czym wkrótce się przekona, jak pies zaciekawiony jej słowami, postanowi dobrać się chociaż do okruszków, które jeszcze nie zdążyły jej odpaść z ubrania…
Tottie, by nie spłoszczyć uciekiniera, na początku zwróciła się do dziewczyny, ciesząc się mimo wszystko, że padło na kobietę, a nie na sąsiada, czy innego przechodnia płci męskiej, co by dodatkowo pogłębiło i tak już niezręczną sytuację.
- Cześć, przepraszam cię… uch… za niego… za to… - powiedziała zażenowana rudowłosa, wskazując to na majtki w kaczki, to znów na pupila siostry, którego miała ochotę od razu odprowadzić do drugiego opiekuna, niech tam Harry'emu porywa bokserki i roznosi je po okolicy…- Tak, to znaczy nie. Nie do końca mój pies. To pies mojej siostry, ale majtki już niestety nie jej… Ale wstyd! - powiedziała szybko, zamierzając czym prędzej się wytłumaczyć i odzyskać swoją zgubę. Ledwie jednak Tottie się nachyliła, by zgarnąć te kaczuszki, pies (o wdzięcznym imieniu Pies), warknął na nią, najwyraźniej chcąc dalej przehandlować jej gacie, bo tuż po tej nieudanej interwencji dziewczyny, ponownie wbił swój maślany wzrok (już bez cienia wzburzenia) w nieznajomą pachnącą babeczkami. Do tego najwyraźniej chciał się jej przyjrzeć bliżej, bo wykonał skok, by poniuchać, gdzie ukryła te zakazane smakołyki.
- O nie! Pies, zostaw panią! Tak nie wolno! - Whitbread doskoczyła do nich, próbując odciągnąć merdającego ogonem psiaka. Był dziś wyjątkowo nieznośny i za nic miał słuchanie Tottie. - Przepraszam, nie wiem, co się z nim dzisiaj dzieje. Zazwyczaj tak się nie zachowuje... - dorzuciła rudowłosa, odciągając czworonoga. - Nic ci nie jest?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubiła pieski, niezależnie od tego, czy były duże, czy małe. Te małe były bowiem urocze, a te duże wyglądały jak misie, na których można by zwiedzać świat. Znaczy oczywiście Panda zdawała sobie sprawę z absurdalności tego twierdzenia, bo jednak nawet duże psiaki nie powinny dźwigać tyłków ludzi, ale totalnie mogła sobie wyobrazić, jak podróżuje na grzbiecie takiego zacnego labradorowatego stworzonka. Nie były to jednak wyobrażenia na tyle fanatyczne, aby spróbowała go siostrom Whitbread ukraść, co to to nie. Nie przepadała za kupowaniem bielizny, a coś jej mówiło, że ten gagatek szybko zmusiłby ją do przejścia się do jakiegoś amerykańskiego zamiennika Pepco w celu uzupełnienia zapasów taniej bielizny.
- Och, nic się nie przejmuj. – Panda machnęła lekko ręką, a kilka okruszków czekoladowej babeczki spadło na ziemię, momentalnie zaskarbiając sobie uwagę psa – Nic złego nie zrobił! I jest naprawdę sympatyczny. – Czy ktokolwiek mógłby być zły na te maślane oczka? – Jak się wabi? – Może byłby do niej przyjaźniej nastawiony, gdyby zaczęła mówić do niego po imieniu zamiast per ”piesku”? Panda jeszcze nigdy nie miała zwierzęcego przyjaciela, więc nie wiedziała w sumie, z jakiej strony go podejść i jak zyskać w jego oczach. A tym bardziej nie wiedziała, że pies w sumie miał na imię Pies.
Pokiwała głową, gdy dziewczyna wyjaśniała, że pies nie był jej. Zrozumiała jednak, iż znajdował się pod jej opieką, więc siłą rzeczy musiały jakoś go złapać.
- A, jak majtki są twoje to bardzo proszę – to powiedziawszy, bezceremonialnie wręczyła jej kaczuszkową bieliznę. – Wstyd? Czemu? – To pojęcie generalnie było dla niej trudne do pojęcia. Tym bardziej nie zrozumiałaby, dlaczego Tottie albo jakakolwiek inna, neurotypowa osoba uważała takie słodkie majtki za coś wstydliwego.
Kiedy czworonóg na nią skoczył, Panda zachwiała się lekko, ale nie podniosła żadnej paniki. Zwierzęta jej nie przerażały, no chyba że warczały, a z pyska leciała im piana. Ten jednak nie wyglądał na groźnego. Bardziej na głodnego.
- Dałabym mu troszkę, ale nie chcę, żeby stało się mu coś złego – powiedziała zmartwiona, delikatnie podnosząc rękę i głaszcząc go po głowie. – Nic się nie stało. To szczeniak? – zapytała, kiedy Tottie już odciągnęła od niej tę babeczkową bestię. Która, nawiasem mówiąc, pewnie zostawiła na ubraniu Pandy odciski łapek, bo trawa tamtego dnia była lekko wilgotna po deszczu. Nie przejmowała się tym jednak. – Słyszałam, że do drugiego roku życia psiaki mogą być trochę niesforne. – Tak gdzieś kiedyś wyczytała, ale do zaklinacza psów jeszcze trochę jej brakowało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Momentalnie usta Tottie rozciągnęły się w uśmiechu, który wygrał z tą pierwszą falą zażenowania odznaczającą się buraczanym kolorem na policzkach dziewczyny. Już teraz Whitbread mogła dziękować niebiosom, że trafiła na jakąś miłą dziewczynę, a nie zgorszoną staruszkę, która skłonna by była nabić tę jej bieliznę na pal albo inną sztachetę płotu i tam zostawić ku przestrodze dla innych mieszkańców ulicy, by swoje gacie trzymali przy sobie, a nie latali z nimi po okolicy. Rudowłosa była wręcz pewna, że znalazłyby się osoby głuche na jej tłumaczenia, że to pies wymyślił sobie nową zabawkę i skorzystał z jej nieuwago, wyczuwając okazję do zrobienia psikusa. Niejeden pewnie widziałby w Tottie zboczeńca, który w dziwny sposób zabawia się z, na domiar złego nie swoim, zwierzakiem, bo jakby nie patrzeć nie był to piszczący kurczak czy inna gumowy gryzak, a część garderoby zazwyczaj skrywana pod innymi warstwami ubrań.
- Dawno nie widziałam, żeby usiedział przez tyle sekund spokojnie. Musisz być jakąś czarodziejką - skwitowała Tottie, patrząc z lekkim rozbawieniem na czworonoga, który był ewidentnie oczarowany nieznajomą (albo jej smakołykami, kto go tam wie!). - Pies wabi się… po prostu Pies - powiedziała, patrząc na pupila Aury. Chyba nigdy nie dopytywała siostry ani jej byłego faceta, czemu nie pokusili się o jakieś ambitniejsze imię dla psiaka.
Z wdzięcznością przyjęła swoją zgubę, którą bez problemu udało się przechwycić dziewczynie. Wredota! - przeszło przez myśl Tottie, gdy łypnęła na zadowolonego psa. Coraz częściej przekonywała się, że faktycznie zwierzęta upodabniają się do swoich właścicieli - przypadek zwierzaka siostry pokazywał, jaka to bywa jego pani…
- Dziękuję i bardzo cię przepraszam za kłopot - oświadczyła rudowłosa, będąc naprawdę wdzięczną dziewczynie. - Dotychczas pożerał moje trampki i nie chciał się nikim z nimi dzielić - skomentowała, kręcąc przy tym głową i cicho westchnęła. - To dość krępujące tak rzucać komuś pod nogi bieliznę. No chyba, że jesteś gwiazdą rocka, to co innego. Ale wtedy wybrałabym majtki w nietoperze albo jakieś czaszki- stwierdziła rozbawiona Whitbread.
Przytrzymując Psa, z ulgą przyjęła, że dziewczynie nic nie jest, ale tuż po tym ze zmartwieniem zauważyła plamy na ubraniach nieznajomej.
- Ojej, ubrudził cię! Przepraszam za niego - odparła strapiona. - Mieszkam tu niedaleko, może mogłabym ci przeprać te rzeczy? Albo pożyczyć coś na przebranie? - zaproponowała, zerkając w kierunku domu. Była pewna, że znalazłoby się coś pasującego i na poszkodowaną. - Ma już ponad rok, ale wciąż broi jakby miał kilka miesięcy - oznajmiła w temacie Psa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oj tam, Panda w ogóle nie rozumiała tego zgorszenia czyjąś bielizną. Wiadomo, to nie było coś, co z własnej woli zaczęłaby kolekcjonować, ale w Bostonie nie raz zdarzyło jej się tak, że rozwieszane na balkonie majtki czy skarpetki spadały na dół, bo były to drobne rzeczy, które często zaplątywały się w większe materiały, takie jak pościel czy ręczniki. I chociaż mieszkając tam i tak nie musiała do nikogo latać z prośbą o zwrot bielizny (bo na szczęście jej rodzice dorobili się domu jednorodzinnego) to nie raz rozmyślała nad tym, jak by to było, gdyby jednak musiała zapukać do drzwi sąsiada z nadzieją na odzyskanie ulubionej pary majtek. Jej własna wyobraźnia przygotowała ją więc już na przeróżne życiowe scenariusze i trzeba było jakiejś naprawdę skomplikowanej metafory, aby ją zdziwić. Wyglądało na to, że Tottie dobrze trafiła.
- Nie, nie, nie praktykuję magii – powiedziała z lekkim uśmiechem, jak zwykle nie wyłapując przenośni. – Myślę, że to ze względu na babeczki. Są naprawdę pyszne. – Cafe Bambino naprawdę rozpieszczało lokatorów Phinney Ridge, a najgorsze było to, że większość i tak omijała tę wspaniałą kawiarnię spojrzeniem ze względu na jej dziwną nazwę. – Może chcesz spróbować? Mam jeszcze dwie. – Co prawda nie mogła zaoferować żadnych smakołyków jej pieskowi, ale z nią już mogła się nimi podzielić!
Zmarszczyła lekko brwi na wieść, że ten wesoły czworonóg nie miał żadnego imienia. Niecodzienna sytuacja.
- Naprawdę? – początkowo nie chciało jej się w to wierzyć. – Och, gdybym ja miała pieska to miałabym aż za dużo pomysłów na jego imię. – Raz co prawda jej rodzina sprawiła sobie chomika, ale Panda była wtedy mała i niewiele z tamtego okresu pamiętała. Ostatecznie to nawet nie ona dostąpiła zaszczytu wyboru jego imienia – nazwał go tata, który w tamtym momencie akurat popijał jakieś piwo i stwierdził, że ”Browarek” było idealnym imieniem dla gryzonia.
- Nie ma sprawy – powtórzyła raz jeszcze i znów pokręciła głową, a jej jasne, kręcone włosy zatrząsnęły się śmiesznie. – Och, ale pożerał je naprawdę czy po prostu je gryzł? – Tym razem chociaż wzięła pod uwagę to, że dziewczyna mogła posłużyć się jakąś metaforą. – W sumie zawsze zastanawiałam się, dlaczego psy tak bardzo lubią gryźć buty – przyznała, faktycznie zamyślona. Chodziło o gumową podeszwę, idealną dla ząbkujących piesków, czy może o coś innego? – Niestety żadna ze mnie gwiazda rocka, ale nad fankami rzucającymi bielizną też zawsze się zastanawiałam! – od razu podchwyciła temat. W sumie ciekawe – miała już ponad dwadzieścia lat, a na świecie wciąż było tyle rzeczy, których nie rozumiała. – To znaczy, myślałam nad tym, czy fanki rzucają idolom czystą bieliznę, czy używaną? I jeśli rzucają staniki to czy nie jest im szkoda pieniędzy? Przecież aby znaleźć porządny stanik trzeba się naprawdę namęczyć – Wszystko wskazywało na to, że ich znajomość zyskała miano ”bieliźnianej”. Przynajmniej zdaniem Pandy.
Słysząc jej uwagę, spojrzała w dół i ze zdziwieniem odkryła, że dziewczyna miała rację – Pies zostawił na jej ubraniach parę śladów ubrudzonych łapek, którymi Baker jednak ani trochę się nie przejęła.
- Nic nie szkodzi, naprawdę. – Miała wiele dziwnych fobii, ale brud nie był jedną z nich. – Nie trzeba, dziękuję! Też mieszkam tu niedaleko, znaczy pomieszkuję u brata. Może go znasz? Nazywa się River i mieszka ze swoją przyjaciółką, Lexy. – Panda powinna była zostać antyreklamą zachowania dzieci w obliczu rozmowy z nieznajomymi. Zdecydowanie za dużo paplała. – No i na szczęście mają pralkę, więc damy sobie z tymi plamami radę. – Taką przynajmniej miała nadzieję. – Pies mojej cioci broił tak co najmniej do drugiego roku życia. – Nie, żeby planowała ją dobić, to tak wyszło samo z siebie. Dobrze chociaż, że Pies nie należał do Tottie i na co dzień jednak nie musiała za nim biegać. Majtek by jej zabrakło, gdyby takie rzeczy działy się codziennie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Whitbread zaśmiała się, pojmując, że niekoniecznie dobrze dobrała słowa.
- Może źle się wyraziłam - przyznała odwzajemniając uśmiech. - Masz podejście do psów, skoro ten urwis tak spokorniał. Nie wiem, czy to wyłącznie zasługa tych smakołyków, które masz przy sobie. - Wskazała ręką na torebkę dziewczyny, która mimo kuszącej zawartości, zdawała się mniej interesować psa, w przeciwieństwie do właścicielki babeczek. - O, mogę? Chętnie! To z jakiejś pobliskiej cukierni czy sama piekłaś? - Tottie nie chwilę uniosła spojrzenie na twarz nieznajomej, szybko jednak uciekła wzrokiem, by wyłapać, czy na opakowaniu nie ma jakiegoś znanego jej loga.
- Szkoda, że moja siostra nie spotkała cię wcześniej, pewnie mogłabyś jej podrzucić jakieś propozycje - przyznała z żalem Tottie, ryzykując tym stwierdzeniem o braku znajomości z Aurą, bo skoro dziewczyna nie wygląda, jakby skądś ją kojarzyła, to istniało duże prawdopodobieństwo, że nie kojarzy też jej niemal identycznej wizualnie bliźniaczki.
Rudowłosa chyba powoli zaczynała dostrzegać, że nieznajoma dosłownie bierze to, co ona chciała przekazać w lekki, metaforyczny sposób. Powstrzymała kolejne parsknięcie śmiechem, nie chcąc, by nieznajoma poczuła się źle i jakby to z niej się wyśmiewano.
- Gryzł, ale ma tak ostre ząbki i tak mocno szarpał te trampki, że właściwie do niczego się już nie nadają. Ostatnio chodziłam w dwóch różnych butach, bo akurat udało się skompletować parę z tego, co zostało - opowiedziała Tottie, bezradnie rozkładając ręce na boki. - Wydaje mi się, że chce zwrócić na siebie uwagę, a że moje buty są zazwyczaj bardziej dostępne, niż Aury, to szczególnie upodobał sobie trampki. Choć ja mam jeszcze jedną teorię… Ja lubię cytryny, może to też jakiś fan cytrusów i kwaśnych rzeczy - dodała, drapiąc się palcem po skroni. - Na przyklad truskawkowych rzeczy nie tknie. To ciekawe - podsumowała Tottie, ponownie spoglądając na dziewczynę.
Rozważania na temat bielizny wciągnęły też Whitbread. Dotychczas tego nie analizowała, ale to, co powiedziała jasnowłosa dawało do myślenia.
- W sumie racja… Hmmm, ale może chodzi o rzucenie swojemu idolowi czegoś bardzo osobistego, takiego wiesz, prywatnego? A jednak bielizna jest taką rzeczą. Nie wiem, czy ktoś zastanawia się nad ceną, jak robi coś dla kogoś, kto go fascynuje - przedstawiła swoją pierwszą myśl na ten temat. Chciała go jeszcze zgłębić, może podczas kąpieli albo przed spaniem, bo to było intrygujące zagadnienie.
Zaskoczenie wyraźnie wymalowało się na twarzy rudowłosej, gdy okazało się, że ma do czynienia z nową sąsiadką. Nie znała co prawda personaliów większości z nich (nad czym ubolewała i chciałaby to zmienić), ale mieszkając w okolicy już od przeszło dwóch lat, pewnie miała okazję choćby minąć wspomniane przed nieznajomą osoby.
- Och, to świetnie - zauważyła radośnie. - Może będziemy miały okazję jeszcze się spotkać i teraz ja poczęstuję cię ciasteczkami. Cytrynowe wychodzą mi całkiem nieźle. W ogóle to jestem Tottie. - Wyciągnęła dłoń do dziewczyny, by wreszcie się przedstawić. - Mieszkam pod 43, więc gdybyś chciała kiedyś nas odwiedzić albo tego tu oto koleżkę - wskazała ręką na czworonoga - to zapraszam. Zobaczymy, czy mu wystarczą dwa lata brojenia, czy to po prostu leży w jego naturze - odparła i wcale by się nie zdziwiła, gdyby ten nicpoń nigdy nie dorósł.
Ostatnio zmieniony 2020-10-05, 19:19 przez Tottie Whitbread, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze się ucieszyła, gdy Tottie stwierdziła, że miała podejście do psów. Tego jeszcze nikt jej nie powiedział! Właściwie rzadko kiedy w ogóle miała do czynienia z psami, bo w jej rodzinnym domu nigdy żadnego nie było, a i teraz nie mogła pozwolić sobie na adopcję. Nie dałaby sobie rady z taką odpowiedzialnością.
- Myślę, że to jednak zasługa babeczek, ale dziękuję! – Uśmiechnęła się szeroko, bo ta rudowłosa dziewczyna była dla niej milsza niż ktokolwiek inny, na kogo natknęła się tamtego dnia. Pandora aż żałowała, że neurotypowi ludzie zazwyczaj nie byli w stanie uznać kogoś za swojego przyjaciela wyłącznie po jednej rozmowie, bo ona najchętniej już obdarzyłaby Tottie tym tytułem. – No pewnie, kupiłam aż trzy! – szczerze zachwyciła się, że ktoś zechciał dzielić z nią to babeczkowe szaleństwo. Kiedy ostatnio spróbowała poczęstować czymś słodkim jakąś znajomą na uniwersytecie, ta odmówiła, twierdząc, że musiała dbać o linię. Czy było na świecie coś smutniejszego niż samotne jedzenie? – To z pobliskiej kawiarni, Cafe Bambino – wytłumaczyła, przeszczęśliwa, że mogła polecić komuś ten niesamowity lokal. – Spróbuj, są naprawdę pyszne – zachęciła ją jeszcze, kiwając energicznie głową.
- Och, faktycznie szkoda, bo mam tyle pomysłów – zgodziła się. – Ale to też trochę niemożliwe, bo mieszkam w Seattle od niedawna. Całe życie mieszkałam w Bostonie – wyjaśniła, zupełnie naturalnie dzieląc się z nią szczegółami ze swojego życia. Rodzice pewnie zdzieliliby ją za to po głowie.
- Ahaaa, rozumiem. – Pokiwała głową, gdy Tottie pofatygowała się z wyjaśnieniem jej tego, co miała na myśli. Swoją drogą, to było tak szalenie uprzejme z jej strony, że Panda mogłaby aż ofiarować jej kolejną babeczkę w podzięce. Ludzie rzadko kiedy tłumaczyli jej swoje skomplikowane metafory i musiała interpretować je sama, co było okropnie trudne. – Albo może ząbkuje? Jak czytałam ten artykuł o psach to pisało tam, że właśnie psy bardzo dużo gryzą, gdy zmieniają zęby – podsunęła jej w ramach zupełnej ciekawostki. – Naprawdę lubisz cytryny? – zdziwiła się, kompletnie zapominając o rozważaniach na temat Psa. – A jesz też plasterki surowej cytryny? – zapytała, nawet nie myśląc o tym, że to pytanie mogło być trochę nie na miejscu. Tottie była pierwszą osobą, która tak jawnie przyznawała się do uwielbienia cytryn i Pandora po prostu musiała uzyskać odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania.
- Możesz mieć rację – to powiedziawszy, pokiwała głową. – W sumie skoro i tak płacą spore pieniądze za bilety na koncerty, kupno drogiego stanika pewnie nie robi im różnicy. – Ona chyba jednak by tak nie potrafiła. Za bardzo przywiązywała się do swoich biustonoszy, aby ot tak rzucać nimi w praktycznie obcych ludzi.
Znów uśmiechnęła się szeroko, kiedy dziewczyna wyciągnęła do niej dłoń i zdradziła jej swoje imię. Tottie! Jak to ładnie brzmiało.
- Ja jestem Panda – przedstawiła się, ściskając lekko jej dłoń. – I mieszkam pod 57 – dodała w razie gdyby Whitbread kiedyś zechciała ją odwiedzić, ot tak. – Cytrynowe ciasteczka brzmią wspaniale. Psa też chętnie odwiedzę! Może nawet się pobawimy. – Na samą myśl o wspólnym lataniu za piłką aż twarz jej pojaśniała. Ta znajomość robiła się coraz bardziej ekscytująca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo, że Tottie poczęstowała się babeczką, Pies nie był zainteresowany jej poczynaniami, wciąż skupiając swoją uwagę na jasnowłosej. Kiedyś (nie pamiętała już która konkretnie doszła do takich wniosków), ale wraz z Aurą uznały, że może czworonogowi miesza się w głowie, przez to, że jego pani wygląda niemal identycznie jak siostra, przez co głupieje nie wiedząc, której słuchać… skoro wyglądają jak jedna i ta sama osoba. W przypadku Pandory nie miał tego problemu, a dodatkowo inny kolor włosów też najwyraźniej wydawał mu się bardziej interesujący, niż ta wszechobecna rudość.
- Mmm, naprawdę dobre. Będę musiała wskoczyć tam po pracy - stwierdziła Tottie, pakując do ust kolejny gryz tego miłego poczęstunku. Przerwała jedzenie gdzieś w połowie babeczki. - Resztę wezmę na skosztowanie dla siostry - postanowiła, odruchowo zerkając w stronę domu, czy gdzieś na horyzoncie nie widać jej bliźniaczki.
Otworzyła szerzej oczy na wiadomość o tym, że ma do czynienia z przyjezdną.
- W Bostonie, wow! I jak tam jest? Bardzo różni się od Seattle? - zapytała zaciekawiona, bo nie miała dotychczas okazji podróżować dalej niż w obrębie stanu, a już na pewno nie na wschodnie wybrzeże, które leżało chyba na końcu świata! Ta informacja dodatkowo podsunęła Tottie pewien pomysł. - A zdążyłaś już zwiedzić Seattle? Może w ramach rekompensaty wyskoczymy w jakieś miejsce, hmmm, które jest znane z telewizji? Chciałabym ci jakoś podziękować, a jak przy okazji lepiej poznasz miasto to też jakaś korzyść dla ciebie. Planujesz tu zostać na dłużej? - zapytała z serdecznym uśmiechem, by dodatkowo podkreślić, że nie ma złych zamiarów, chociaż miała wrażenie, że dziewczyna i tak mogłaby takowych nie zarejestrować patrząc na jej prostolinijność.
Pokiwała głową na to stwierdzenie o ząbkowaniu.
- Wszystko możliwe - dopowiedziała, by przyznać rację nowej znajomej. Podobno dzieci też bywały nieznośne, gdy rosły im zęby, czemu więc i psy nie miałyby mieć podobnych problemów? Ta teoria brzmiała dla Tottie całkiem prawdopodobnie.
- Tak! Bardzo często tak wyglądają moje przekąski. Do tego mam też cytrynowy żel pod prysznic i nawet perfumy - oznajmiła z rozbawieniem. - Dziwię się, że jeszcze nie zamieniłam się wielką cytrynę przez tego swojego bzika - dodała, chichocząc przy tym. - A ty masz takie coś, co lubisz najbardziej? - zwróciła się do Pandy, wykorzystując to, że pies nadal posłusznie siedział koło nich. Wyglądało to tak, jakby i on był ciekawy odpowiedzi jasnowłosej.
- O, to faktycznie całkiem niedaleko - stwierdziła, próbując wzrokiem odszukać fasadę domu spod tego numeru. Raczej nie planowała odwiedzać nowej koleżanki bez zapowiedzi, ale może kiedyś zapuka pod 57, by wyciągnąć Pandę na krótki spacer po okolicy. - Zapraszamy! - powiedziała Tottie, po chwili dodając coś jeszcze. - Tylko się nie zdziw, gdybym to nie ja otworzyła drzwi, ale dziewczyna byłaby do mnie bardzo podobna. Mam siostrę bliźniaczkę i często się zdarza, że ludzie nas nie rozróżniają. - Rozłożyła bezradnie ręce. One bez problemu wiedziały, która jest która, kiedy na przykład ktoś pokazywał im fotografie czy filmiki, na których były uchwycone obydwie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej twarz rozświetliła się znacznie, kiedy Tottie podzieliła jej gust co do tych wspaniałych babeczek z Cafe Bambino. Nigdy nie wątpiła w to, że były fenomenalne, ale jakoś tak… wystarczył jej zachwyt, aby Panda jeszcze bardziej utwierdziła się w tym przekonaniu. Cafe Bambino było rajem na ziemi, zdecydowanie.
- O tak, koniecznie zanieś jej kawałek – zgodziła się, kiwając głową, a jasne włosy pofalowały energicznie. – Dałabym ci dla niej tę trzecią, którą kupiłam, ale chciałam też dać trochę bratu i jego przyjaciółce, a niezręcznie mi tak się wracać. – W sumie teraz trochę żałowała, że nie kupiła tych babeczek więcej, chociaż zdawała sobie również sprawę z tego, że świeże smakowały najlepiej. No nic, najwyżej wstąpi do Cafe Bambino jutro, kupi pięć babeczek i w drodze do domu wstąpi do Tottie, aby wręczyć jej dwie z nich.
Boston zdecydowanie nie był końcem świata, ale zainteresowanie Whitbread wydało jej się takie autentyczne, że bez skrupułów zaczęła opowiadać jej o swoim rodzinnym mieście:
- Jest większe od Seattle, ale ma mniej mieszkańców – powiedziała zgodnie z faktami, które wyczytała na Wikipedii jeszcze przed przyjazdem do brata. – Tak w ogóle to ogólnie jestem Kanadyjką, znaczy niby Amerykanką, bo tutaj się urodziłam, ale moi rodzice są z Kanady – dodała gwoli ścisłości. – Tak czy siak, mieszkaliśmy w Bostonie całe życie. No i… właściwie nie wiem, czy bardzo różni się od Seattle, bo przecież mówimy w tych samych językach, oglądamy te same seriale i jesteśmy praktycznie identyczni – zauważyła, marszcząc brwi w zastanowieniu. – Ale jest coś, co bardzo się różni – przyznała po chwili. – I jest to piasek na plaży. Ten tutaj jest twardy i trochę bardziej kamienisty, spokojnie można wyczuć pod palcami ziarenka. A ten w Bostonie jest drobniutki i jakiś taki delikatniejszy. – To nie było nic rzeczowego, ale dla niej akurat ta maleńka różnica stanowiła coś bardzo interesującego. Zresztą na ten moment tylko taka ciekawostka przychodziła jej do głowy. – Tak naprawdę to niewiele tu widziałam. Chodzę wszędzie z Google Maps, bo boję się zgubić – przyznała bez cienia wstydu. Gdyby faktycznie się gdzieś zapodziała w tym wielkim Seattle, pewnie dzwoniłaby z płaczem najpierw do Rivera, potem na policję, a jeszcze potem na straż pożarną, żeby przyjechali po nią niczym po kota, który utknął na drzewie. – Ojej, naprawdę masz ochotę? – zapytała, a jej oczy rozszerzyły się w pełnym adoracji zdziwieniu. – Na razie mam zostać tylko na semestr, ale bardzo chętnie zobaczyłabym coś z kimś, kto zna miasto – przytaknęła, czując coraz większą sympatię w stosunku do Tottie. Gdyby ogarniała skomplikowane wyrażenia, prawdopodobnie stwierdziłaby, że dziewczyna spadła jej z nieba.
- Wow! – Naprawdę niewiele trzeba było, aby wywołać w niej zdziwienie. – Ja bym chyba nie dała rady. – Zamiast kwaśnych rzeczy, wolała słodkie, jak na przykład mocno czekoladowe babeczki. – Wyglądałabyś prześmiesznie jako wielka cytryna – skomentowała z uśmiechem. – Ale przynajmniej nigdy nie brakuje ci witaminy C. To musi być wspaniałe. – Jej mama wychodziła z założenia, że witamina C pomagała na wszystko. Tottie musiała być chodzącym okazem zdrowia. – Ja najbardziej na świecie lubię słonie – wytłumaczyła w odpowiedzi na jej pytanie. – Codziennie oglądam wolno biegające słonie azjatyckie na livie na Youtubie, bardzo mnie to relaksuje. To niezwykle inteligentne stworzenia, naprawdę – mówiąc o słoniach, aż cała się rozpromieniła. Naprawdę je uwielbiała i gdyby nie jako takie dobre maniery, które wpoili jej rodzice, i których i tak nie do końca rozumiała przez swój autyzm, pewnie zamęczyłaby Tottie opowieściami o tych cudnych zwierzakach.
Informacja o bliźniaczce ponownie ją zaskoczyła. W sumie to musiało wyglądać komicznie, bo Panda co rusz otwierała buzię ze zdziwienia, patrząc na Tottie tak, jakby była przybyszem z zupełnie innej planety.
- Siostra bliźniaczka? – Potrzebowała chwili, aby przetrawić tę informację. – O raju, nie wierzę. Nie znam nikogo, kto miałby bliźniaka. Mam tyle pytań! – Jej ekscytacja sięgała zenitu. Zawsze chciała wszystko wiedzieć, a czy było coś lepszego niż informacje z pierwszej ręki?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Och, nie, no coś ty! Ta jedna babeczka to i tak dużo - stwierdziła Tottie, nieco strapiona tym, że poczęstowała się frykasem przeznaczonym dla któregoś z domowników Pandy. Nie chciała obiecywać, że dziś uda jej się jeszcze skoczyć do Cafe Bambino, by jakoś zrewanżować się za tę stratę, ale taki pomysł zakiełkował jej w głowie po słowach dziewczyny. Jeśli uda jej się sprawnie ogarnąć porządki w domu, to może się udać!
Była naprawdę pod wrażeniem historii jasnowłosej. Chętnie słuchała ludzi, doceniając ich otwartość, którą traktowała jak takie niepisane zaproszenie do ich świata, który jak się przekonywała z każdą nową znajomością, był taki interesujący i tak piękny w tej niecodziennej różnorodności.
- Byłaś też w Kanadzie? - zapytała, robiąc coraz większe oczy. Niby Seattle leżało całkiem blisko granicy, ale jednak Tottie nie miała okazji stanąć na kanadyjskiej ziemi. Jakoś nie wyobrażała sobie podróży rowerem do obcego państwa, a chyba trochę było jej szkoda trwonić ciężko zarobione pieniądze na podróżnicze zachcianki.
- Bardzo ciekawe z tym piaskiem i to pewnie nie jest pierwsza rzecz, którą dzielą się z turystami, więc dziękuję, za cenną uwagę. Dobry z ciebie obserwator, że dostrzegasz takie rzeczy - skwitowała Tottie, przyjaźnie uśmiechając się do Pandory. Z minuty na minutę dziewczyna wydawała się jeszcze bardziej sympatyczna i Whitbread czuła, że mogą się polubić.
Zaśmiała się, bo przypomniała sobie historię, jak kiedyś nawigacja wywiozła ją w pole. Wiedziała, że nie jest odosobnionym przypadkiem, w związku z tym z przymrużeniem oka traktowała te wszystkie urządzenia, które polegały na lokalizacji GPS, szczególnie na zalesionym terenie albo innych górach, gdzie wciąż bywały miejsca, które gubiły sygnał.
- Inaczej bym nie proponowała - przyznała rudowłosa, potakując przy tym głową. - Może dam ci mój numer, to umówimy się dokładnie na jakiś termin? - zaproponowała i jeśli tylko Baker się zgodziła, wpisała jej kontakt do siebie. - Ooo, a co studiujesz? - zapytała przelotnie zerkając na nową znajomą. Wyglądała tak młodziutko, że ta wiadomość nieco ją zaskoczyła.
Ponownie parsknęła śmiechem, bo wizja siebie jako wielkiej cytryny wydała jej się komiczna.
- Nie brakuje mi także częstych wycieczek do kibelka przez tę witaminkę - odparła rozbawiona, właściwie już nie czując jeszcze chwilę temu obecnej krępacji z powodu bielizny przytarganej przez psa.
Informacja o słoniach była kolejną ciekawostką, którą Whitbread przyjęła z ciepłym uśmiechem.
- A wiesz, że tu niedaleko jest zoo? To już wiem, gdzie pójdziemy w pierwszej kolejności. - Uniosła kciuk do góry, by tym przypieczętować pierwszy punkt programu zwiedzania Seattle.
Te reakcje Pandy były takie rozkoszne, że Tottie dość często (jak na siebie) uniosła spojrzenie na twarz dziewczyny, by nasycić się widokiem tak szczerej, wręcz dziecięcej radości z rzeczy, które zazwyczaj bywają ludziom obojętne.
- Teraz to koniecznie musisz nas odwiedzić i na własne oczy to zobaczyć. Myślę, że chętnie odpowiemy na twoje pytania. Fajnie będzie, jak poznasz odpowiedzi nas obu - stwierdziła rudowłosa, kiwając głową.
Nagle na jej nosie wylądowała kropla. Później druga, która tym razem spłynęła po policzku.
- O nie, znów będzie padać. - Spojrzała ku niebu. - Ta kapryśna pogoda Seattle… - dodała z cichym westchnieniem. - To co? Jesteśmy w kontakcie? - zapytała, nim ruszyła do domu.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”