WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/p/AF1 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

❧ 11 ❧ Tottie, obładowana w dwa potężne worki dziecięcych kostiumów (które przytargała z pobliskiego Domu Kultury) wtoczyła się do pralni. Choć to nie leżało w zakresie jej obowiązków, zgłosiła się na ochotnika w odświeżeniu garderoby, która wymagała przeprania po niedawnym występie na koncercie charytatywnym. Potrzebowała chwilowej odskoczni od siedzenia pod jednym dachem z bliźniaczką, która uziemiona kontuzją (nabawiła się na festiwalu, który prawie przypłaciła życiem) na dłuższą metę była - delikatnie mówiąc - uciążliwa. Młodsza rudowłosa wcale jej się nie dziwiła, bo usadzenie w miejscu kogoś tak aktywnego jak one, było katorgą nie tylko dla samego siedzącego, ale i jego otoczenia, które obrywało nieuniknionymi na dłuższą metę skutkami nudy: marudzeniem, kapryszeniem i innymi jękami. Jedynym wyjściem było… właśnie wyjście z domu, zanim nawet najspokojniejszy i najcierpliwszy człowiek odkryje w sobie mordercze zapędy.
Whitbread podczas ładowania pierwszej pralki spostrzegła, że jej już wcześniej grubymi nićmi szyty portfel postanowił akurat teraz wyzionąć ducha, rozsypując kilka centów na podłogę. Dziewczyna szybko je zebrała, by nakarmić automat pralki, najwyraźniej w tym roztargnieniu zapominając o tym, że miała przy sobie również grubszą gotówkę, która teraz wplątała się gdzieś pomiędzy kostiumy, które wylądowały w kolejnym bębnie pralki.
Zadowolona z tego, że uporała się z tym wyzwaniem, tuż po tym jak odłożyła detergenty, usiadła na chwilę, by złapać oddech i może nawet zmrużyć na chwilę oczy, wszak ostatnio niewiele spała, nie chcąc przegapić choćby najmniejszej zachcianki Aury. Przeciągnęła się, a ten ruch sprawił, że na podłodze wylądował portfel, który wcześniej położyła na udach, chcąc mu się przyjrzeć, czy istnieje szansa, by go uratować (nie lubiła wyrzucać rzeczy, zwłaszcza tych, które wiernie służyły jej przez lata i się przyzwyczaiła do ich użytkowania). Pusty podarty portfel - trzeba dodać. Ten fakt poderwał rudowłosą, która nerwowo zaczęła przeszukiwać kieszenie swoich ciemnych spodni, łudząc się, że w którąś z nich wepchnęła pieniądze, które dopiero co dostała i miała przeznaczyć na opłacenie rachunków. Zazwyczaj nie nosiła przy sobie takiej ilości gotówki, ale tym razem były jakieś tam problemy z przelewami i wypłacono jej je w tradycyjny sposób.
Nie dostrzegając pieniędzy w żadnej swojej rzeczy, zanurkowała pod ławeczkę, korzystając z tego, że akurat ostatnia osoba opuszczała pralnię. Wcześniej Tottie ją przepytała, ale najwyraźniej był to obcokrajowiec, który niewiele zrozumiał z tego jej chaotycznego gestykulowania, którym próbowała opisać swój problem. Popukał się tylko w czoło i zmył się, chyba nawet szybciej niż planował, zostawiając łażącą na czworakach i gadającą do siebie rudowłosą, która próbowała odnaleźć swoją zgubę.
- Stop! Ani kroku dalej! Tu gdzieś jest… - nie dokończyła zatrzymując się przed butami wchodzącego do środka mężczyzny. Powędrowała wzrokiem ku górze (trochę jej to pewnie zajęło, bo ktoś tu ma ponad 190 cm wzrostu...) by obdarzyć go przepraszającym uśmiechem i może wyjaśnić, czego szuka, ale aż klapnęła pośladkami na pięty, widząc kto przed nią stoi. Niemożliwe... - ...Blake…? - zapytała niepewnie, bo może jej się przewidziało albo uderzyła się w głowę, kiedy gramoliła się pod te siedzenia, przez co teraz wyobraźnia płata jej figla.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pięć lat za kratkami, w warunkach, wiadomo, bardzo... specyficznych, nie sprawiło, że Blake Griffith nagle zapomniał jak obsługuje się pralkę. Ba, zapewne od tego ponad miesiąca, kiedy to jest na wolności, zdarzało mu się robić pranie całkiem często - jak wiadomo (uhm) remonty niestety nie przyjaźnią się z czystością i porządkiem, za to sprzątać trzeba nadzwyczaj często. Poza pracami przy i w domu, fucha w zakładzie pogrzebowym sprawiła, że jeszcze częściej po dniu w SFH wrzucał swoje robocze ubrania do automatu. I - nie, przez to się nie popsuł, bo stale działał na najwyższych obrotach, ale...
...nie na wszystkie zabrudzenia można było znaleźć sposób w warunkach domowych, bez właściwych specyfików, którymi można było się posłużyć.
Od czasu tego nieszczęsnego festiwalu, kiedy to chcąc nie chcąc znów znalazł się na celowniku pismaków, ludzie ponownie zawieszali na nim dłuższe spojrzenia, a dookoła niego słychać było ponowne szepty. Widzieli już nie tylko mordercę - jakby to było czymś błahym - ale jeszcze terrorystę, chcącego pozbawić zdrowia i życia większą liczbę osób, tym razem na innym, radosnym wydarzeniu.
Starał się to ignorować, nie przejmować się i - kolokwialnie mówiąc - mieć wyj... to w poważaniu. Z reguły wychodziło, ale nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy, kiedy to kolejnego dnia po powrocie, dostrzegł na drzwiach i futrynach nieprzychylne komentarze na swój temat. I nawet nie to było powodem jego zdenerwowania, a fakt, że kiedy próbował zmyć ten cały syf koloru krwistej czerwieni, zabrudził swoją ulubiona, skórzaną kurtkę. Zajebiście.
Po ostrożnej próbie pozbycia się koloru, ten wściekle osiadł dodatkowo na jego dłoniach - wtedy skapitulował. Wrzucił kurtkę do plecaka (zapewne przy okazji brudząc sobie jasną koszulkę) i skierował się do pralni, którą dosyć często mijał, więc wreszcie ta wiedza do czegoś mu się przydała. Jak widać, człowiek rzeczywiście uczy się całe życie, więc może i on - na przyszłość - dowie się, jak traktować tego typu odzież, kiedy skonfrontuje się ją z nieznanego pochodzenia substancją. Ni to farba, ni smar - nie miał pojęcia. Krwią też to nie było...raczej, bo za intensywnie wpijało się w różne (dosłownie) powierzchnie.
- Tu gdzieś jest Blake. Uhm - powtórzył po niej, dodając potakujące skinienie głową. - Nie trzeba witać mnie słowami: stop, ani kroku dalej, wiesz? - zapytał, unosząc trochę kpiąco brew do góry, ale powstrzymał się od równie wymownego prychnięcia. Zmierzył za to ją wzrokiem, w pierwszej chwili (i chyba drugiej też) myśląc, że to Aura. Znów.
- W tej pozycji też nie jest koniecznym, choć skoro tak wolisz - rzucił lekko, nie stojąc dalej w progu jak idiota, tylko robiąc krok w prawo, ominął dziewczynę. - Na drugi raz sugeruję przenieść się w bardziej ustronne miejsce, takie, gdzie ktoś robi dłuższe przerwy między wchodzeniem a wychodzeniem. - Wzruszył ramionami, wcale nie przejmując się tym, że mogło to brzmieć trochę dwuznacznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyjemny dreszczyk przebiegł przez ciało Tottie, gdy usłyszała znajomy tembr głosu, który tylko potwierdził jej przypuszczenia, że to nie kto inny jak Blake we własnej osobie. Ta świadomość przerodziła się w rozprzestrzeniającą się po wnętrzu dziewczyny radość, której widocznym objawem był szczery uśmiech, którego szczególnie nie trzeba było wywoływać, bo momentalnie osiadł na jej ustach. Przez chwilę patrzyła na mężczyznę jak zahipnotyzowana, nie mogąc się ruszyć, by choćby zejść mu z drogi. Tak długo go nie widziała, więc teraz próbowała błyskawicznie odświeżyć obraz Griffitha, który nieco zatarł się przez ostatnie trzy lata tracąc swoją wyrazistość. Po tym, jak Aura powiedziała jej, że mężczyzna mieszka po sąsiedzku, choć sama nie chciała prowokować tego spotkania, była świadoma, że prędzej, czy później na niego wpadnie. I o ile zazwyczaj jakoś była na to przygotowana, tak dziś zupełnie o tym nie myślała, co tylko wpłynęło na ten chwilowy paraliż, który zawładnął ciało rudowłosej. Nie był on jednak w stanie przyćmić radości, która była jednym z pierwszych - tuż po niefortunnym sformułowaniu - co przywitało Blake’a.
- Przepraszam, ale zgubiłam… coś - odparła nie precyzując czym jest zguba, bo nie chciała się przed nim przyznać, że tak gorączkowo i rozpaczliwie poszukuje kilku stówek. W końcu też zebrała się z klęczek i otrzepała nogawki spodni z kurzu i innych drobinek, które przy okazji pozbierała z podłogi. Wyprostowała się, by spojrzeć na Griffitha z lekkim rozbawieniem. - A jak powinnam cię przywitać? - zapytała zaciekawiona, bo ilekroć zastanawiała się jak mogłaby go zaczepić, odrzucała z marszu każdy pojawiający się w głowie scenariusz, przyklejając mu łatkę z dopiskiem: durny. - Szczególnie, gdy jeden niewłaściwy krok, może pozbawić mnie… co? - zapytała, mając wrażenie, że Blake się tak rozpędził, że w ogóle nie zwraca uwagi na to, co ona mówi, zwłaszcza, gdy już ją minął… - Jakim wchodzeniem, a wychodzeniem? Ustronne miejsce? O czym ty mówisz? - zapytała zdezorientowana, automatycznie wymieniając uśmiech na skonsternowanie. Zerknęła w stronę drzwi, od których dzielił ją jeszcze kawałek, a następnie na Griffitha, w milczeniu obserwując, co robi, bo nie sądziła, że bez powodu pojawił się w pralni.
Pewnie przyglądałaby mu się dłużej, ale jedna z pralek zaczęła hałasować, więc Tottie zerknęła w jej stronę. Od razu jej uwagę przykuły szklane drzwiczki, do których coś się przyczepiło. Problem w tym, że nie od zewnątrz, a w środku. I do złudzenia przypominało jeden z jej zagubionych banknotów...
- O nie! - Rudowłosa podbiegła do maszyny, a kiedy już upewniła się, że tak jak w przypadku pojawienia się Blake’a na jej drodze, tak i teraz nie ma wątpliwości, że to co widzi, to nie fikcja, ale dzieje się naprawdę, Whitbread próbowała zatrzymać pralkę, czy jakkolwiek inaczej wpłynąć na mechanizm, który nie za bardzo chciał z nią współpracować…
- Blake, pomocy! - rzuciła w stronę Griffitha, posyłając mu błagalne spojrzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po zrobieniu kilku kroków, niekoniecznie skupiał się na Aurze, ponieważ wydawało mu się, że jakiś czas temu, przed jego domem, wymienili ze sobą tyle zdań, że wystarczy na parę kolejnych lat. Spojrzeniem zaczął więc lawirować między automatami; próbował wyłapać te wolne, spośród tych, które zajmowały się praniem, a pozostałych, na których widniała informacja: awaria. A może wcale nie powinien zabierać się za to samemu? Owszem: potrafił włączyć pralkę - rozdzielić rzeczy na ciemne i jasne, ba, nawet mniej więcej orientował się w tym, jaką dobrać temperaturę, aczkolwiek pierwszy raz spotkał się z takim zabrudzeniem kurtki, które złośliwie nie chciało z niej zejść. Zdjął plecak i zaczął rozpinać zamek, kiedy to usłyszał zza pleców przepraszam.
Kurwa.
Również i na jego twarzy pojawiła się konsternacja, a palce mocniej zacisnęły na ciemnym materiale, gdy uświadomił sobie z którą z bliźniaczek ma tym razem do czynienia. Z dwojga złego, o ironio, wolał, aby to była Aura. Przygryzł policzek od środka i milczał przez kolejnych kilka, albo i kilkanaście sekund, zanim odwrócił się do rudowłosej.
- Życia - dokończył jej myśl, wywracając przy tym oczami. - Ludzie często witają mnie mówiąc coś o stracie życia. Do tego też się przyzwyczaiłem, choć nadal nie rozumiem skąd im się to wzięło - oświadczył z pozornym zamyśleniem drapiąc się po zaroście i zupełnie zapominając o tym, że wewnętrzne części jego dłoni pokryte były w kilku miejscach czerwoną mazią. Wyciągnął z plecaka kurtkę, zapiął ponownie zamek i kątem oka spojrzał na Tottie.
- Gdyby to jedynie były kobiety i traciłyby głowę, byłbym w stanie pojąć, a tak? - posłał w eter, lekko wzruszając ramionami. Nie do końca słychać było w tym przesadną pewność siebie, czy swoich umiejętności związanych z podrywem, a prędzej kpinę. Krótko po wyjściu przeczytał jeden pseudo-artykuł, który sugerował, że skoro był oskarżony o morderstwo jednego faceta i aż dwóch kobiet, to ta płeć zdecydowanie bardziej narażona jest na niebezpieczeństwa płynące z jego strony. Szczególnie, że zginęła jego narzeczona, więc pewnie najpierw bawi się ofiarami. Na pewno. Najpierw tracą głowę w przenośni, dopiero później dosłownie. A, że najciemniej pod latarnią, to został współwłaścicielem zakładu pogrzebowego.
- Kucałaś w progu. To miałem na myśli - sprecyzował, nie chcąc dodawać jeszcze więcej niedomówień, które i tak między nimi były... cóż, sięgając poprzednich lat; nigdy nie wyjaśnił jej powodu zawieszenia odwiedzin i niespecjalnie chciał wracać do tego tematu. Łatwiej było poruszać się po teraźniejszości, bo - o dziwo - w rozmowach z nią wydawała mu się bardziej odległa, niż ich skrawek przeszłości.
- Uhm - mruknął sceptycznie, widząc jej poczynania. - Trochę na to za późno - skwitował, przesuwając dłonią po karku i rozglądając się za kimś z obsługi. Jak na złość (a może i nie?) nie było w ich okolicy nikogo, więc obszedł pralkę dookoła i widząc kabel zasilania zmarszczył czoło. Może wystarczyło go odłączyć, automat przestanie działać, a drzwiczki się odblokują?
- Kasa pewnie będzie i tak rozmoczona, a do tego zrobi się wielki bajzel i w najgorszym wypadku dojdzie do spięcia -
poinformował, patrząc to na nią, to na przewód, jakby chciał wyraźnej sugestii odnośnie tego, co ma zrobić. Niby dookoła były jakieś miski, ale woda - tak czy inaczej - wyleje się z praniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Życia.
Zmarszczyła brwi, doskonale wiedząc, że to na pewno nie było słowo, jakie pasowało do myśli, którą chciała wyrazić, lecz jej nie dokończyła. Chciała tam wstawić: pieniądze ewentualnie wolny czas, który również wiązał się z finansami, bo jakoś będzie musiała zapracować, by załatać ten ubytek w domowym budżecie.
- Ojej, nie aż tak! - zaprzeczyła, kręcąc głową z rozbawieniem. - To wbrew pozorom nie jest takie proste - dodała, uciekając wzrokiem. Choć kąciki ust Whitbread wciąż pozostały uniesione, widać było, że jej uśmiech jest znacznie bledszy. Bywały dni, w czasie których myślała, by ze sobą skończyć. Brakowało jej jednak determinacji, by podjąć ten ostateczny krok. Choć może kogoś łatwiej zabić, niż siebie? - przeszło jej przez myśl, jednak nie podzieliła się tym ze znajomym z dawnych lat.
Drgnęła, słysząc kolejne pytanie, które pewnie należało do retorycznych, ale trafiło w czuły punkt Tottie. O ile podtekstów seksualnych nie wyłapywała w locie, o tyle te, które potencjalnie demaskowały jej słabość do Griffitha - natychmiast. Oblała się rumieńcem, interpretując jego słowa jednoznacznie - on wie. Wie o tym, że straciła dla niego głowę, tak długo nie mogąc pozbyć się tego obezwładniającego całe serce i rozum uczucia; usilnego pragnienia wzajemności, która nie następowała…
- Nie wiedziałam, że o tym wiesz… - wymamrotała pod nosem, czując się głupio. Była pewna, że teraz jeszcze trudniej będzie jej spojrzeć w oczy Blake’a. Miała już go zapewnić, że to przeszłość, że nic mu nie grozi z jej strony, ale wtedy uświadomiła sobie, że może źle zrozumiała to, co powiedział? Mimo oporów, zerknęła na przyjaciela Carla porażona przesłaniem, które wynikało z jego wypowiedzi. - To mężczyźni też się w tobie kochali? - zapytała, mając wrażenie, że podąża tropem rozwiązania zagadki, czemu ustały spotkania w więzieniu. - Z… wzajemnością? - To by wiele tłumaczyło. Nie chciał, żeby partner widział go z kobietą, dlatego zakazał widzeń z nią! Miało to sens, a przynajmniej w tej krótkiej analizie, której dokonała Whitbread. - Teraz już rozumiem, czemu miałam nie przychodzić… - dodała ciszej, właściwie nie czekając na wyjaśnienia ciemnowłosego. Czyli Ivory była tylko przykrywką, a moja miłość z góry była skazana na porażkę? Czyli to nie konkurencji Aury się powinnam obawiać, a… Carla?! - podsumowała w myślach, przerażona tymi wnioskami. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała?!
Z tych gnających zdecydowanie błędnymi torami rozmyślań, wyrwała ją informacja o kucaniu.
- Ach, no tak… To rzeczywiście mogło wyglądać głupio - przyznała, parskając śmiechem. - Nie miałam jednak zamiaru robić tu niczego nieprzyzwoitego. Tu ani nigdzie indziej. Zresztą, znasz mnie. Gdzie ja i takie szaleństwa... - dodała, machając ręką, na której dostrzegła odcinające się od bladej skóry niezbyt ładne przebarwienia i nierówności - wciąż gojąca się pamiątka oparzeń, których nabawił się na festiwalu. Od razu schowała rękę za siebie, by nie przyciągała uwagi.
Przez chwilę intensywnie wpatrywała się w obracające się w bębnie pranie, bijąc się z myślami. Zależało jej na tych pieniądzach; wiedziała, że ich potrzebuje i że dotkliwie odczuje ich brak. Będzie musiała znów zgrabnie ominąć prawdę, gdy Aura zapyta ją, czy opłaciła rachunki, do czego się zobowiązała po wypłacie. Tylko, czy w życiu nie zrezygnowała z ważniejszych rzeczy?
- Masz rację… - zgodziła się z Griffithem, opuszczając ręce wzdłuż tułowia i robiąc krok od pralki. - To w końcu nie pierwsza strata, z którą muszę się pogodzić - dodała, siląc się na uśmiech, by te słowa nie zabrzmiały tak śmiertelnie poważnie, zwłaszcza gdy towarzyszyło im spojrzenie, które na chwilę oparła na oczach Blake’a. Nie było w nim wyrzutu, a bardziej chęć odnalezienia tej nici porozumienia, którą przecież mieli przed laty, lecz w niezrozumiały dla Tottie sposób zerwała się tak nagle. Dopiero teraz dostrzegła zabrudzenia na jego twarzy. Czy powinna coś z nimi zrobić, czy może odpuścić? Ryzykować? Dlaczego? Tak łatwo jej przecież wychodziło poddawanie się...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiedział, czy pozbawienie kogoś życia było proste, czy wręcz przeciwnie: wymagało olbrzymich pokładów siły - zarówno tej fizycznej, jak i psychicznej. Wydawało mu się, że nigdy tego nie zrobił, nikogo nie zabił; wiele osób mogłoby się z tym nie zgodzić, uparcie twierdząc, iż to on dokonał potrójnego zabójstwa trzech młodych osób. To stanowiło jedną z wielu tajemnic, które najprawdopodobniej lata temu zostały pogrzebane wraz z ciałami ułożonymi w ciężkich, dębowych trumnach.
Rozbawienie rudowłosej w związku z poruszonym tematem, niekoniecznie pasowało mu do kontekstu wypowiedzi, wszak rozmawiali o śmierci. Zatrzymał się, a konsternacja wraz z kilkoma emocjami przemknęły przez jego twarz, aczkolwiek zanim się do niej odwrócił, to najprawdopodobniej nie było widać żadnej z nich... poza ciekawością. Ją mógł mieć, podobno była jednym ze stopni do piekła.
- Skąd wiesz? - zapytał, opierając swoje spojrzenie na jej oczach. Jak mógł wcześniej je pomylić? W porządku - były niemalże identyczne, zupełnie jak dwie krople wody, lecz ktoś, kto chciał widzieć, a nie tylko patrzeć, potrafiłby je rozróżnić. Warto było być uważnym obserwatorem, dbającym o pamięć o detalach, szyfrujących w pamięci drobne niuanse. Nawet jeśli próbowałby pociągnąć temat życia (i śmierci), kolejne pytanie kobiety oderwało go od swoich własnych przemyśleń. Zmarszczył czoło, patrząc na nią w sposób pytający. Niemo nalegający na to, by rozwinęła myśl. Półsłówka niewiele mu mówiły.
- Kurwa, co? - Wyrwało mu się całkiem mimowolnie, a brwi bezwiednie powędrowały wyżej. Czego nie wiedział? Dlaczego faceci mieliby się w nim kochać? Skąd teoria, że on mógł coś do któregoś z nich? I wreszcie - co do tego miały jej odwiedziny, a raczej ich brak, kiedy odmówił przyjmowania gości, skracając listę zatwierdzonych osób o 3/4?
- Jestem hetero, Tottie. Zawsze byłem i nie sądzę, by coś się w tym temacie miało zmienić - poinformował twardo, lecz spokojnie. Może wcześniejsze parsknięcie mogło wydawać się ostre, więc wolał coś jeszcze sprecyzować. - Nie mam żadnego problemu z osobami innej orientacji, zresztą, przez tyle lat... - urwał, samemu uciekając spojrzeniem w bok. Ona wiedziała o Carlu? Nie wiedziała? Nie miał pojęcia; samemu dowiedział się stosunkowo późno o tym, że przyjaciel gustuje nie tylko w paniach.
- ...w więzieniu można było spotkać zupełnie różnych ludzi. - Czy to zakończenia zdania miało większy sens, w kontekście poprzedniego urywku? Niby tak, jednak nie było czymś, co początkowo zamierzał powiedzieć. Zamiast pluć sobie w brodę, że zagalopował się w przeszłość za daleko i prawie zdradził tajemnicę Carla, kiwnął głową i odszedł od pralki.
- Jeśli potrzebujesz na już tych pieniędzy, to mogę ci pożyczyć - zaoferował, wzruszając obojętnie ramionami. Nie wiedział co prawda, czy było tam dziesięć dolarów, pięćdziesiąt, czy sto, a może więcej - i chyba nieszczególnie martwił się tym, kiedy (i czy w ogóle) będzie mogła mu oddać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba gdzieś podświadomie liczyła, że Blake puści mimo uszu jej niepotrzebne dopowiedzenie, bo odsłaniało tę część Tottie, której nie chciała nikomu pokazywać. Chowała ją pod przytłaczającą swoją objętością kołdrą czarnych myśli, nie mając wtedy sił i chęci, by opuszczać łóżko, dom, swój przepełniony beznadzieją azyl. Znacznie lepiej się czuła wiedząc, że osoby z jej otoczenia postrzegają ją jako uśmiechniętą dziewczynę, tak dzielną i silną, że nawet trauma związana z nagłą śmiercią rodziców, czy późniejsze patrzenie na konanie Ivory (choć o tym właściwie nikt nie wiedział), niedawny stres związany z festiwalem i niepewnością, czy Aura przeżyje, nie złamało jej, a wzmocniło. Bzdura.
- Próbowałam - odpowiedziała lakonicznie, tylko przelotnie łapiąc spojrzenie Griffitha. Bała się jego reakcji, oceny, tego, co sobie o niej pomyśli, choć właściwie powinno być to już Tottie obojętne. Kontakt się urwał, każde z nich poszło w swoją stronę. Co z tego, że pozostało wiele niedomkniętych kwestii; pytań, na które odpowiedzieć można było jedynie domysłami albo nie odpowiadać wcale - w zależności, która opcja pozwalała na ruszenie dalej, a nie trwanie w - na dłuższą metę męczącym - zawieszeniu.
Podskoczyła, nie spodziewając się takiej gwałtownej reakcji mężczyzny. Była ostra. Była… obca. Popatrzyła na niego z przestrachem, ale on nie wygrał z zakłopotaniem, które wręcz ciągnęło rudowłosą do jednego z bębnów pustych pralek, by tam móc schronić się przed eksplozją zażenowania, którą niestosownością swoich słów wywołała u rozmówcy.
- Przepraszam, to po prostu tak zabrzmiało… Musiałam źle zrozumieć - wybąkała, czerwieniąc się jak jabłuszka, które najbardziej smakowały Aurze (w przeciwieństwie do tych zielonych). Starała się jednak wziąć w garść, przypomnieć sobie, że jest już dorosłą kobietą, a nie nastolatką… Jednak przy Blake’u było to zaskakująco trudne. O ile jako tako wychodziło w więzieniu, bo do tych spotkań w jakimś sensie przygotowywała się psychicznie, tak teraz, gdy tak niespodziewanie się zjawił, zastając ją nie tylko zmęczoną ostatnimi tygodniami, ale i zakłopotaną, znów miała wrażenie, że za bardzo przed nim odsłania swoje uczucia, które przecież wygasły…? a przynajmniej powinny, bo tak im kazała Whitbread i czas, który rzekomo jest najlepszym lekarstwem na... wszystko.
- Szkoda - wyrwało się rudowłosej, nim pomyślała, by zamknąć usta. Odkaszlnęła, po czym sięgnęła po opakowanie proszku, które chwilę wcześniej odstawiła. Nagle bardzo zainteresowało ją, co producent napisał na etykiecie. - Wiesz, że Henkel swój pierwszy Persil zaczął produkować w 1907 roku? Najpierw była Soda Wybielająca Henkela w 1878 roku. - Tottie próbowała zagadać Griffitha, by nie zwrócił uwagi na jej komentarz. - To niesamowite, że pamięta się takie głupotki, a zapomina o tak wielu istotnych rzeczach - stwierdziła, odkładając pudełko. Ten ugrany czas pozwolił jej trochę się opanować, więc mogła ponownie spojrzeć na Blake’a i nawet się do niego uśmiechnąć.
- Nie mówmy o więzieniu, Blake. To zamknięty rozdział, który w ogóle nie powinien się pojawić - skomentowała to, jak dokończył myśl. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jakie okropieństwa mogły go spotkać w zamknięciu. I najwyraźniej była zbyt nieuważna (rozproszona?), by wyłapać, że w jego słowach mogło kryć się coś więcej; informacja o jej bracie, o którym tak wiele nie wiedziała i to nie tylko z racji tego, że do tej pory nie odnaleziono jego ciała, ani nie natrafiono na jakikolwiek jego ślad. Nie znała tego Carla z Renton pewnie tak, jak Griffith - jego przyjaciel. Różnica wieku, zamiecione sprawy pod dywan - wszystko sprawiało, że po czasie okazywało się, że inni znacznie lepiej znali rodzinę Whitbreadów niż wychowujące się pod ich skrzydłami bliźniaczki.
Zdecydowała, że podejdzie do mężczyzny i spróbuje zetrzeć to zabrudzenie, które psuło jej ten nieskazitelny obraz Blake’a, jaki pielęgnowała przez lata. Ominęła pralkę i stanęła naprzeciwko ciemnowłosego, w międzyczasie sięgając do kieszeni po chusteczkę. Już prowadziła rękę w kierunku twarzy Griffitha, gdy ten się odezwał, zaskakując Tottie ponownie.
- Mógłbyś? Naprawdę? - zapytała ożywiona tą propozycją. To nie był w końcu pierwszy raz, gdy ratował jej tyłek i dawał poczucie, że można na niego liczyć. Popatrzyła na Blake’a rozczulona jego wspaniałomyślnością... ale wtedy zadźwięczały jej w uszach słowa siostry, by była ostrożna. Przygryzła policzek od środka i ciężko westchnęła. - Choćbym chciała, to nie mogę ich od ciebie pożyczyć… - stwierdziła z wyczuwalną przykrością, smętnie zwieszając głowę, a co za tym idzie i rękę, która trwała w zawieszeniu pomiędzy nimi, przytrzymując między palcami chusteczkę. Widząc gdzieś w zasięgu wzroku rękę mężczyzny, wcisnęła mu ten higieniczny papierek, przez kilka sekund zatrzymując palce na dłoni Blake’a. Teraz nie miała już wątpliwości, że jest prawdziwy.
- Pobrudziłeś się - poinformowała, robiąc krok do tyłu, wciąż nie podnosząc głowy, by spojrzeć na Griffitha.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niż mówić, zdecydowanie wolał słuchać innych. Rejestrować ich słowa, niekiedy doszukując się w nich prawdy, innym razem puszczając mimo uszu - kiedy z wywodu bił nieprzyjemny jazgot fałszu. Czasami analizował; za dużo, niepotrzebnie, błędnie, albo bardzo trafnie. Rzadko kiedy brał do siebie ich określenia w związku ze swoją osobą. Nie doklejał kolejnych łatek, ponieważ już tyle ich na sobie miał, że można było odnieść wrażenie, że cały stworzony jest ze strzępków niechlujnie dobranych cech, emocji, rzekomo swojego podejścia i niby-jego haniebnych czynów. W oczach innych, nie jego; Griffith samemu sobie wydawał się spójny, nawet jeżeli nie było możliwym, aby wyroku wrócił podobny do młodszego o pięć lat siebie. Zmienił go czas, ale przede wszystkim okoliczności i miejsce, w którym - bądź co bądź - dorastał. Patrząc wstecz, miał ochotę parsknąć kpiąco na swoje śmiałe plany odnośnie przyszłości. Wtedy wydawało mu się, że jest tak dojrzały; odpowiedzialny, rozsądny, gotowy na podjęcie pewnych działań i kroków w stronę gorącej Kalifornii. Dopiero później uświadomił sobie, że w wieku dwudziestu pięciu lat o życiu wiedział naprawdę mało i potrzebował kilku kolejnych, by się o tym przekonać. Czy zrobiłby to będąc na wolności? Pewnie tak, aczkolwiek na pewno dorósłby inaczej; w jasnym blasku słońca i pośród ludzi, których chciał mieć przy sobie. Z innym nastawieniem i priorytetami dobranymi pod innym kątem. Ale czy... lepiej? Ciężko stwierdzić.
- Czego próbowałaś? - Zgubił się w jej myślach, pojedynczych słowach. Chciała go sprowokować? Pokazać, że nie wierzy w jego niewinność, podstępem zmusić do przyznania się, że to wcale nie jest takie trudne i nie ma racji? Uniósł wyżej podbródek, starając się oprzeć wzrok na jej tęczówkach, co niestety takim prostym nie było. Uciekała spojrzeniem i chyba nie chciała, by ktoś za nim gonił i próbował schwytać.
- Uhm - mruknął cicho - to pewnie moja wina. Rozmowy z ludźmi nie wychodzą mi najlepiej - stwierdził, rozkładając ręce na boki, przez co prawie wyślizgnęła mu się zabrudzona skórzana kurtka, którą gdzieś tam wciąż trzymał. Poza tym, niepotrzebnie się wzburzył; już nawet mniej emocji wyrażał wtedy, kiedy ponownie nazywano go mordercą. Tottie miała prawo uznać, że może wolał panów, nic w tym złego...ale nie wolał.
- Szkoda, że nie umawiam się z facetami...? - zapytał niepewnie, a na jego czole pojawiła się pozioma zmarszczka. Chyba naprawdę ciężko było im się zrozumieć, bo sprzeczne sygnały błądziły między jedną, a drugą stroną, więc próbując sobie to poukładać i wyciągnąć z treści więcej sensu, nie skupiał się aż tak na ciekawostkach związanych z proszkami.
- Naprawdę - potwierdził, by w następstwie zapytać ile potrzebuje, ale zamiast tego pojawił się jeszcze jeden zwrot akcji. Westchnął ciężko. - Aha - wydukał, wzruszając przy tym ramionami. Nie chciał narzucać jej swojej pomocy, jeśli tego nie chciała. Może bała się, że gdy weźmie pieniądze, to będzie wymagał od niej jakiejś przysługi?
- Ty chyba też - odparował, ruchem głowy wskazując jej rękę, a w międzyczasie zgarniając chusteczkę. Nie wiedział, że to poparzenie, bo ta zaledwie mu mignęła raz, czy dwa razy gdzieś w powietrzu, zatem ciężko było określić przyczynę tego czegoś, co zdobiło jasną skórę Whitbread. Położył kurtkę na wirującej pralce, chcąc doczyścić dłoń, zanim zwróci się o pomoc do osoby pracującej w pralni.
- Co u ciebie, Tottie? Jak ci się żyje? - Uniósł pytająco brew, posyłając jej krótkie, przelotne spojrzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Zabić - odpowiedziała szybko. Za szybko, by przemyśleć, czy to dobre posunięcie, aby mu o tym mówić. Utkwiła wzrok w oczach mężczyzny wypowiadając to słowo, ten jeden złowróżbny, nacechowany dość negatywnie wyraz, przez który skazywano ludzi na śmierć, gdy udowodniło im się winę - choć patrząc na przypadek Blake’a nawet i tego nie było trzeba, by wydać wyrok. W spojrzeniu rudowłosej nie było głodu, czy pragnienia mordu, złowieszczości i odbijających się w tęczówkach chorych fantazji, a bardziej pytanie: rozumiesz mnie? Chociaż... czy mógł ją zrozumieć? Nigdy ich relacja nie była tak głęboka. Tottie była jedynie siostrą jego kumpla, która zawracała mu głowę naście lat temu, wykorzystując niemal każdą nadarzającą się okazję, by spędzać czas w jego wesołym, wtedy jeszcze nieskażonym tak wieloma rozczarowaniami, towarzystwie. Właściwie nawet nie wiedziała, czy Griffith ją lubił, czy po prostu była mniej wkurzająca niż dziewczynki w jej wieku, a to, że poświęcała mu uwagę i interesowała się tym, co robi (pozwalając mu często czegoś ją nauczyć), może trochę pompowało jego pewność siebie i poczucie własnej wartości? Otrzymywał w końcu atencję i uznanie kogoś innego, do tego płci przeciwnej (choć możliwe, że wtedy tak na Whitbread nie patrzył), które przecież korzystnie wpływają na samoocenę. Uśmiechnęła się, ciągnąc spojrzenie ku ustom Griffitha, by finalnie zatrzymać je na plamce, która pozostała po tym, jak potarł to miejsce ubrudzoną dłonią. - Spokojnie, tylko siebie. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić - dodała, machając ręką od niechcenia, by pokazać jak banalny to temat; kwestia niewarta ich czasu i rozmyślań.
Próbowała zagadać, odwrócić uwagę od tamtych słów, dlatego też pospiesznie dodała:
- Cieszę się z twojej wolności, Blake. Miałam nadzieję, że w końcu sprawiedliwości stanie się zadość. Dobrze wyglądasz. Chyba przybyło ci tatuaży? - zapytała, by skierować uwagę na niego. Na jego życie, ciało, cokolwiek. Byle było pozytywnie, z uśmiechem, bez dołowania kogokolwiek...
Pokręciła głową, by zdecydowanie zaprzeczyć.
- Nie, nie. To ja. Moja wina. Bo… - znów urwała, tak jak często zrywała kontakt wzrokowy. Tym razem jednak zbierała się, by zadać to jedno pytanie, które od trzech lat nie dawało jej spokoju. - Dlaczego zakazałeś widzeń? Proszę… nie skazuj mnie na domysły, bo widzisz jakie wnioski wyciągam - stwierdziła z nutką kpiny wobec samej siebie. - Powiedz mi, proszę, prawdę - dodała wręcz błagalnie, próbując odnaleźć spojrzenie Blake’a, by tym razem niczego nie przegapić.
Przygryzła wargę, gdy jednak usłyszał, to co powiedziała, choć tak starała się, by nie przyczepił się do tego słówka.
- Tak, bo wiesz… - przełknęła głośno ślinę, a rumieniec znów przybrał na sile - mam - do ciebie słabość - koleżankę, której się podobałeś i ciężko jej było wybić sobie ciebie z głowy, a tak, gdyby wiedziała, że lubisz facetów, to byłoby jej łatwiej o tobie zapomnieć - wytłumaczyła, śmiejąc się dość nerwowo. Nie była pewna, czy kupi tę jej bajeczkę o nieistniejącej koleżance, ale musiała spróbować. - Takie głupie dziewczyńskie myślenie. Nie przejmuj się tym. Wybacz, jeśli cię uraziłam - dodała z przepraszającym uśmiechem.
Była rozdarta. Mogła swój problem rozwiązać z marszu; wziąć pożyczkę od kogoś pewnego, kto - przynajmniej miała taką nadzieję - nie zbiednieje wyskakując z kilku stów, ale świadomość kolejnego kłamstwa i to oszustwa związanego nie z kim innym jak z Griffithem sprawiała, że się zawahała. Czy to już zawsze będzie tak wyglądać?
- Aura nie byłaby zadowolona, że wzięłam coś od ciebie - poinformowała, nim podniosła wzrok na tyle, by dostrzec wzruszenie ramion mężczyzny. Nie dopytywał, więc niepotrzebnie się tłumaczyła? - Tylko czy musi o tym wiedzieć…? - zapytała samą siebie, spoglądając w kierunku pralki i uwięzionej w jej wnętrzu gotówce. Ona nie musiała jej mówić...
Zerknęła na swoje dłonie, ale nie dostrzegła zabrudzenia, więc spojrzała na Griffitha pytająco, dopiero za moment uświadamiając sobie, że mówi o jej pofestiwalowej pamiątce.
- A, to! Nie, to tak szybko nie zejdzie - stwierdziła z rozbawieniem. - Takie tam małe oparzonko. Niekoniecznie chciana pamiątka po festiwalu w West. Byłyśmy akurat w food court, kiedy zaczęli bawić się ogniem tuż obok nas - dodała dość bezradnie. - Słyszałeś o tych protestach? - zapytała, a że nie śledziła ostatnio gazet, nie wiedziała, że było wymieniane także jego nazwisko.
Uśmiechnęła się do Blake’a przyjaźnie.
- No to właśnie tak mi się żyje - stwierdziła, nawiązując do jego pytania. - Aura bardziej oberwała, więc się nią opiekuję. A ty? Widuję na Phinney twoją nową brykę. Co za czarny humor - skwitowała, parskając śmiechem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zabić. Bez problemu mogła dostrzec zdziwienie, które prędko zawitało w jego wyrazie twarzy. Słowo zaczęło się odtwarzać w głowie, wraz z grającymi w tle dźwiękami pracujących automatów. Tottie i zamordowanie kogo? Nie, nie pasowało mu to, nawet jeśli miałoby to tylko być rozważaniem. Prędzej mógłby uznać, że rudowłosa zgrywa się; chce sprawdzić jego reakcję, albo rzucić, że każdy kiedyś powiedział, że kogoś zabije, bo... wstawiając powód, dla którego miałby to zrobić. Złość, irytacja, a może nawet rozbawienie i droczenie się. Nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, by miała mówić naprawdę. Pokręcił przecząco głową.
- Kto i czym tak bardzo ci podpadł? Muszę mieć świadomość tego, czego powinienem unikać - powiedział niby na poważnie, ale bardziej w tonie głosu rozbrzmiewało powątpiewanie. Słyszał, że - rzekomo - nie ma sensu się nad tym rozwodzić, ale skoro zaczęła, to chyba nie po to, aby nagle zostawić temat za sobą, bez rozwijania go? To dopiero nie miałoby sensu, ale wiedział, że mnóstwo ludzi tak robi, w międzyczasie uznając, że jednak nie chce im się opowiadać danej historii, ani zwierzać się z czegoś.
- Kilka - odpowiedział zgodnie z prawdą, dodatkowo dodając pojedyncze skinienie głową i szybkie spojrzenie na swoje ręce; to jedną, to drugą. Pozornym zaabsorbowaniem chciał chyba tylko kupić czas, ponieważ pytanie kobiety nie było z serii tych, które - jego zdaniem - było prawdopodobieństwo, że padną tak szybko. A z drugiej strony, dlaczego miałoby nie paść i jakie: szybko? Minęły lata, zanim miała okazję zapytać. Zacisnął wargi w cienką linię i leniwie przesunął spojrzeniem po jednym z tatuaży. Ratunek pojawił się nagle i niespodziewanie w postaci młodej kobiety, która podeszła do nich i obdarzyła uprzejmym uśmiechem.
- Macie jakiś problem z którąś z pralek? - zapytała grzecznie, zerkając to na Griffitha, to na Tottie. - Niektóre, te z wywieszkami, czekają na naprawę, ale ludzie potrafią i tak wrzucać do nich swoje rzeczy i czekać, aż się magicznie wypiorą. - Wywróciła oczami z kpiną, a może rozbawieniem? By udowodnić, że tak jest, gestem wskazała jedną z maszyn, gdzie widać było zamknięte za okienkiem kolorowe ubrania. Ich właścicielka siedziała niedaleko, obrócona do nich bokiem i tupała stopą w rytm piosenki lecącej w słuchawkach. Dziewczyna zaśmiała się cicho, ale nie fatygowała się, by ją uświadomić w tym, że trafi czas.
- Z pralką nie, ale... nie wiem, czym zeprać to. - Wskazał palcem przy przeciągłych, krwawo-podobnych mazach. Brunetka przyjrzała im się, zmarszczyła czoło i przeniosła wzrok na Blake'a, skórę i znów jego. Po dawnej wesołości nie było śladu; chyba dopiero teraz zorientowała się, kim ów wysoki mężczyzna jest.
- Ja... ja... Em... Zaraz... Zapytam - mruknęła nieskładnie, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem odeszła. Bez jego kurtki, a on tylko westchnął, niekoniecznie licząc, że wróci z inną wiadomością niżeli odnośnie tego, że ma stąd wyjść. Zdarza się.
- Po pięciu latach raczej już sobie wybiła mnie z głowy. A jeśli nie, niech poczyta na którymś z portali plotkarskich co o mnie piszą, będzie łatwiej - stwierdził, drapiąc się po karku. I tak - nie wydawało mu, aby nadal jakieś mięty do niego (czy też rumianki) mogły wciąż unosić się w powietrzu; prędzej niechęć i widmo oceniania. I - nie, nie domyślił się, że chodzi o jakąś obcą koleżankę, a nie samą Tortillę. Tak samo, jak nie odpowiedział na jej wcześniejsze, ważna pytanie. Celowo, czy zapomniał?
- Widziałem się z nią jakiś czas temu. Okazało się, że mieszka niedaleko mnie - nawiązał przy okazji do ich krótkiej rozmowy. - Wspominałem jej nawet, że mnie to zaskoczyło, bo myślałem, że jesteście nierozłączne. - Uniósł na krótko kącik ust, a jego twarz minimalnie rozjaśniła się w uśmiechu. Rozmowa z Aurą nie należała do super miłych, ani bynajmniej nie była przyjazna, ale złośliwości ze strony rudowłosej nie godziły w niego, a do tego wartością było to, że mówiła mu je w oczy, bez dziwnych szeptów za plecami.
- Też tam byłem, ale nic mi się nie stało. - Poza plotkami, sztucznie nakręconą aferą, zdjęciami, które krążyły po internecie i tym, że musiał ponownie doczyszczać dom z przeróżnych napisów i obrazków zdobiących elewację. - To jak? - zapytał, ostatni raz nawiązując do pieniędzy, a żeby nie było wątpliwości o czym mówi, wyciągnął portfel.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdawała sobie sprawę z tego, że to ona wyskoczyła z tym poważnym tematem, nie wiedząc czemu akurat teraz, akurat jemu i w tym miejscu, jej podświadomość wysłała sygnał, że w gruncie rzeczy, to nie wszystko jest u niej okej, choć do znudzenia powtarzała ten wyświechtany frazes, ozdabiając go uśmiechem i lekkim tonem, który tak idealnie potrafił uśpić czujność rozmówcy - szczególnie tego, dla którego tak naprawdę nie miało znaczenia co się dzieje u Tottie, z Tottie i w Tottie.
- Wystarczy unikać mnie, a nic ci nie będzie grozić - powiedziała pół żartem pół serio i machnęła ręką. Tuż po tym zaśmiała się, szczególnie gdy dostrzegła tę minę Griffitha. - Nie bądź taki poważny. Tylko żartuję. Dawno tego nie robiłam, zwłaszcza w twoim towarzystwie, więc fakt, mogłam już nieco wypaść z wprawy. To by tłumaczyło, dlaczego dowcipkowanie wyszło mi tak koślawo - dodała, żeby ten temat już bez wahania chciał zaliczyć do gadek-szmatek, o których szybko się zapomina, nie przywiązując wagi do słów, które padły. Whitbread wolała, aby mężczyzna uznał ją za wariatkę, niż za bardzo przyglądał się i drążył, co kiełkuje pod tą rudą kopułką.
Czekała na odpowiedź. Cierpliwie. W ciszy, której nie lubiła. Potrzebowała jednak tego gruntu, który mogła uzyskać tylko dzięki prawdzie Blake’a, by wiedzieć na czym stoi; jak daleko może się posunąć, by na nowo tchnąć życie w tą znajomość, ba! czy w ogóle była jeszcze na to szansa, czy może każde z nich ma pójść w swoją stronę, pozostając na etapie uprzejmego kłaniania się podczas spotkania na ulicy, co raczej było nieuniknione, gdy mieszkało się po sąsiedzku i prowadziło aktywny tryb życia. Korzystając z tego, że przyjaciel Carla patrzył na swoje ręce, Tottie nadrabiała te wszystkie uniki, które nie pozwalały jej przyjrzeć się twarzy ciemnowłosego. Miała wrażenie, że ilekroć go spotyka, musi nanosić poprawki na zacierany przez czas obraz Griffitha, boleśnie przy tym uświadamiając sobie, że ten ze znanego, swojskiego Blake’a, staje się coraz bardziej obcy i oddalony, i już niekoniecznie te barwy wspomnień, które kiedyś pasowały mu jak ulał, teraz wciąż pozostawały aktualne i współgrały z nowym, zmienionym mężczyzną, o którym właściwie Whitbread nic nie wiedziała.
Z tych rozmyślań wyrwało ją niespodziewane pojawienie się kobiety, która niby chciała pomóc, ale w ostateczności najwyraźniej zrezygnowała.
- Przepraszam! Halo, proszę pani! Nie wzięła pani kurtki! - powiedziała Tottie, gdy zorientowała się, że ciemnowłosy dalej trzyma w rękach poplamiony materiał, z którym miał problem. Popatrzyła na Griffitha, łapiąc jego spojrzenie. - Tak to teraz wygląda? - zapytała bynajmniej nie miło zaskoczona, patrząc w ślad za kobietą. Zerknęła następnie na kurtkę Griffitha i dobrze, że tam utkwiła wzrok, bo słowa mężczyzny ponownie ją speszyły. Żeby to tylko było pięć lat, Blake - stwierdziła w myślach, wciąż czując, że nie udało jej się skosić wszystkich miętowych margaretek, które chyba zbyt mocno zakorzeniły się w jej sercu i mimo lat posuchy nie wyginęły całkowicie.
- Przekażę jej - powiedziała szybko, zabierając przy tym z rąk ciemnowłosego kurtkę. Nie wiadomo więc było, czy Tottie mówi o przekazaniu porady Blake’a koleżance, czy może wręczeniu kobiecie próbki plamy, by mogła zaradzić jakiego użyć detergentu, by ją wywabić. Ruszyła w kierunku zaplecza, ale nie uszła nawet dwóch kroków, gdy dostrzegła, że w ich stronę zerkają pogrążeni w wymianie zdań już nie tylko kobieta, ale i mężczyzna, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak ktoś z ochrony (choć miejsce nie wyglądało na supernowoczesne, by potrzebowało takich zabezpieczeń…). Whitbread cofnęła się, by zrównać się z Griffithem, by poczekać na ruch pracownicy. Wciąż nie oddała mu skóry, gotowa uznać ją za swoją własność, gdyby to jakoś miało wpłynąć na chęć pomocy Blake’owi - choć to wydawało się Tottie nie do przyjęcia.
Wzmiankę o spotkaniu z Aurą miała już skwitować kiwnięciem głową, bo w końcu siostra również mówiła o widzeniu się z nowym sąsiadem… tylko, że coś tu nie grało. Rudowłosa zmarszczyła czoło, wbijając pytające spojrzenie w przyjaciela Carla.
- Jesteś pewny, że mówiła, że mieszka? - zapytała, czując ukłucie żalu. - Sama…? - dodała, by sprecyzować, o co jej chodzi. Uciekła wzrokiem. Nie rozumiała, czemu siostra się do niej nie przyznała, jednak skoro tak… to czy powinna się dłużej wahać w sprawie pożyczki od Griffitha?
- Byłeś? - podchwyciła, od razu lustrując mężczyznę od stóp do głów, ale na szczęście dodał uspokajające słowa, więc Tottie odetchnęła z ulgą. - Te wakacyjne imprezy na plaży są jakieś felerne… - stwierdziła, kręcąc głową z niezadowoleniem.
Dostrzegając ruch mężczyzny, zerknęła w stronę portfela, który wyciągnął.
- To czterysta dolarów, Blake. Ja… nie będę w stanie szybko cię spłacić - powiedziała zawstydzona, nie unosząc wzroku wyżej niż na ramiona ciemnowłosego. - Pożyczysz mi mimo to? - zapytała niepewnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dawniej powagę i skupienie można było najczęściej zarejestrować na jego twarzy wtedy, kiedy albo zajmował się kwestiami związanymi z muzyką (niezależnie, czy graniem, czy sprawami związanymi z dźwiękiem i akustyką), lub grą w koszykówkę. Starał się w danym momencie maksymalnie na tym zaabsorbować swoją uwagę, i choć zdarzały się sytuacje - co oczywiste - że oprócz takich chwil bywał w przeróżnych sytuacjach poważny, to jednak częściej można było go dostrzec z uniesionymi ku górze kącikami ust. Był realistą, który dużo wartości czerpał z nastawienia optymisty; sądził, że nie ma rzeczy niemożliwych, a ciężką pracą (oraz fartem) człowiek jest w stanie osiągnąć to, czego pragnie. Takie też nastawienie miał wpajane od dziecka - widząc czy to Jackie, która podróżami zdobywała doświadczenie i pisała nowe, znakomite reportaże o różnych problemach na świecie, czy Wayne; inwestor, pomysłodawca, założyciel kilku prężnie rozwijających się start-upów. Pamiętał ten dzień, w którym to oświadczył, iż myśli coraz więcej nad polityką. Całkiem możliwe, że gdyby nie afera związania z pójściem Blake'a do więzienia, zajmowałby wysokie stanowisko; kto wie, może nawet zostałby nowym burmistrzem, skoro swojego czasu miał na to aspiracje? Niestety, pierworodny bynajmniej nie celowo pogrzebał jego karierę polityczną.
- Unikać... uhm, okej... - mruknął, choć nie brzmiało to przekonująco. Jeśli Tottie chciała trzymać się od niego z daleka, mogła zakomunikować to od razu, zamiast krążyć wokół tematu i ugryźć go tak, by wyszło, że to on powinien unikać jej. Powagę nie do końca udało mu się zmyć z twarzy, bo jedynie lekko wzruszył ramionami i przystał na jej propozycję. Nie próbował odnowić większości kontaktów, zatem tym bardziej nie chciał narzucać się ludziom, którzy tej znajomości nie chcieli kontynuować.
- Nie. Nie wołaj, pewnie i tak nic z tego nie będzie. - Pokręcił przecząco głową, co mogło być również protestem wobec tego, że zabrała kurtkę. Planował w takim razie poszukać szczęścia w innym miejscu, może wyjątkowo bardziej mu przychylnym, a jeśli to również się nie uda...zapewne poczyta w internecie i niestety spróbuje pozbyć się zabrudzeń sam.
- Zazwyczaj - potwierdził - niekiedy jest gorzej. Innym razem dłużej udaje im się utrzymać pozory, że mnie nie kojarzą, ani nie oceniają - stwierdził, z uwagą przyglądając się rozmowie kobiety z facetem, jakiego kilka minut wcześniej nawet nie zarejestrował w lokalu. Zdarzały się też miłe odmiany, gdzie ludzie go nie kojarzyli, co w Seattle nie było częstym zjawiskiem. Może jednak powinien wyjechać?
- Nie pytałem, czy mieszka sama, czy z kimś, Tottie - wyjaśnił, marszcząc czoło. - Psa zdążyłem poznać, a czy podczas tych pięciu lat dorobiła się męża i gromadki dzieci... - Urwał, rozkładając ręce na boki. - Nieszczególnie mnie interesowało - oświadczył, nie do końca też pamiętając, co powiedziała wtedy Aura, ale... jedno utkwiło mu w pamięci. Może trochę błędnie, ale minęło od tamtego spotkania trochę czasu, więc miało prawo się odrobinę zniekształcić.
- Nie mówiła, że mieszkacie razem. - Bo faktycznie nie mówiła, ale on też nie zapytał. Spróbował sprytnie podejść, a z wypowiedzi bliźniaczki wywnioskował, że Tottie tam nie mieszka. Nie powiedziała tego jednoznacznie, a zasugerowała - więc totalnie mógł się pomylił w tym swoim stwierdzeniu.
Słysząc wzmiankę na temat wakacyjnych imprez na plaży opuścił wzrok i uśmiechnął się cierpko. Nie mógłby się z tym nie zgodzić. Chwilę później przekierował spojrzenie wgłąb portfela i...
- Mam przy sobie dwieście siedemdziesiąt. - Wyciągnął do niej rękę z banknotami. - Jeśli wyślesz mi numer konta, to resztę mogę przesłać przelewem. - Nie wiedział, czy potrzebowała mieć gotówkę, czy przelew też wchodził w grę, ale jeśli przystała na tę opcję, to pewnie zapisał jej swój numer telefonu, aby mogła przesłać mu dane, na jakie miał dosłać brakującą część kwoty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Mnie - tak, ale nie unikaj odpowiedzi na moje pytania - odparła wciąż starając się zachować przyjazny uśmiech. Nie chciała zbyt mocno naciskać, ale jeśli miało to być ich ostatnie spotkanie, to wypadało postawić wszystkie kropki nad i wcześniej, niż później. Żałowała, że nie umie czytać w myślach innych ludzi, bo wtedy łatwiej byłoby odgadnąć co siedzi w głowie Blake’a; jak często mylnie odbiera jej słowa albo zataja coś, co może pozwoliłoby Tottie spojrzeć na niego inaczej, lepiej zrozumieć to, co się stało. Pewnie gdyby była innym człowiekiem, to pielęgnowałaby żal, sękatą urazę, który przez te lata milczenia porządnie by się już rozrosła i stwardniała, swoimi cierniami raniąc nie tylko powierzchownie, ale na wskroś. Ale przez to, że nie wiedziała, co się tak właściwie stało, a mogła jedynie snuć domysły, bezsilnie patrzyła na ogrom tego drzewka rozczarowania, które swoimi rozłożystymi konarami przysłaniało już nie tylko światło, radość i nadzieję, ale samą widoczność Blake’a. Blake’a, który z niezrozumiałego dla Whitbread powodu zasadził tę sadzonkę na ich, przecież dotychczas całkiem pozytywnym i urodzajnym, gruncie znajomości. Czy wiedział o Ivory? Przyśniła mu się? Objawiła, wskazując Tottie jako tę, która tam była i nic nie zrobiła? Niemożliwe…
Zamilkła, kiedy Griffith tak stanowczo zaprotestował. Utkwiła wzrok w plamach na jego kurtce, uśmiechając się przy tym smutno. Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Mówisz jak ja, Blake, a przecież to ty motywowałeś mnie do działania. Pamiętasz? Myślałam, że kiedyś nie zdążę na finał turnieju tańca, bo za późno dojechałam do Seattle i chciałam odpuścić. Nie wiem jak ci się wtedy udało spowolnić czas, ale zdążyliśmy - oświadczyła z błąkającym się na ustach uśmiechem. - Ta kurtka nie ma dla ciebie znaczenia? Nie chcesz szybko powrócić do jej noszenia? - zapytała, unosząc wzrok na twarz mężczyzny. Złapała jego spojrzenie, chcąc dosięgnąć czegoś więcej niż słów; zobaczyć co zostało z Griffitha, którego znała.
Pokiwała głową, mogąc jedynie się domyślać, że nie jest z tym łatwo.
- Radzisz sobie? - zapytała, spodziewając się, że akurat na to pytanie często odpowiada się byle jak albo dokładnie tak, jak tego oczekuje rozmówca, rzucając: jest okej, które podobne jest do taniej owocowej herbatki, która nawet nie otarła się o prawdziwy owoc, a jedynie udaje, że ma w sobie pełnię ich smaku.
Zaśmiała się w głos, szybko przysłaniając wierzchem dłoni usta, by nie pozwolić chichotowi zbyt długo odbijać się od wszechobecnych automatów.
- Aura? Męża i dzieci? - zapytała rozbawiona. - To dość… abstrakcyjny obrazek - stwierdziła, kręcąc głową. Oczywiście, że chciałaby, żeby siostra wyszła szczęśliwie za mąż i dorobiła się gromadki pociech, które ona - jak przystało na dobrą ciocię - by rozpieszczała, ale póki co się na to nie zapowiadało, a przynajmniej Tottie nic o takich planach bliźniaczki nie wiedziała.
Wesołość jednak nie trwała długo, bo słowa Blake’a podziałały jak gaśnica. Na pewno miała dobry powód, by się do tego nie przyznać. Tak, na pewno to da się wytłumaczyć… Chyba, że zrobiła to specjalnie? W końcu zabroniła mi kręcić się w okolicach domu numer 63, bo tam mieszkał Griffith…!
- To dziwne, ale może po prostu chciała sprawdzić, czy nas rozpoznasz. Mimo upływu lat wciąż wkręcamy ludzi. Teraz też nie możesz być w stu procentach pewien, że rozmawiasz z Tottie. Może jestem Aurą, hm? Brałeś to pod uwagę? - Tu rudowłosa zrobiła poważną, wręcz surową minę, patrząc na ciemnowłosego spod nieco zmrużonych powiek, lekko zadzierając przy tym nos. - Zatkało, Griffith, co? - zapytała, starając się poupychać w tych słowach udawaną kpinę i złośliwość. Długo jednak nie pociągnęła tego przedstawienia, którym chyba przede wszystkim chciała rozbawić samą siebie, bo dzięki temu choć na chwilę udało się Tottie odgonić to nieprzyjemne uczucie, które niczym obuchem rąbnęło informacją o tym, że siostra się do niej nie przyznała.
Niepewnie sięgnęła po banknoty, chcąc już powiedzieć, że tyle wystarczy, ale czy był sens zadłużać się też u innych osób, zwłaszcza widząc, że Blake nie ma nic przeciwko tej pożyczce? A przynajmniej wszystko na to wskazywało…
- Zmieniłeś numer… - zauważyła, gdy poznała nowy szereg cyfr, różniący się od tego, który wciąż miała przypisany do kontaktu. - Adres. Pracę też? - zapytała, bo wciąż nie wiedziała, czy ten karawan to tak dla żartu, czy faktycznie wiąże się to z etatem w jakimś domu pogrzebowym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Całkiem dobrze się tego nauczył - unikania udzielania odpowiedzi na pytania innych ludzi. Nieważne, czy chodziło o innych więźniów, którzy rzucali zaczepnymi, złośliwymi komentarzami nasyconymi kpiną, policję, czy w późniejszym etapie - dziennikarzy. Dużo milczał, bo było to często łatwiejsze, wygodniejsze, sprawiające mniej problemów. Jasne, że wiedział, że i również wiele nieporozumień mogła przynieść ta postawa; ludzie mogli widzieć to, co chcą, a on nic nie powiedział - więc się nie obronił przed błędnymi założeniami i oskarżeniami. Cóż, chyba do tego również się przyzwyczaił i zazwyczaj było mu wszystko jedno. A przynajmniej starał się funkcjonować tak, jak gdyby faktycznie nic nie robiło na nim większego wrażenia. I z czasem to także coraz lepiej mu wychodziło.
- Serio, Whitbread? - mruknął w odpowiedzi, unosząc wyżej brwi. - Przypominasz mi coś, co było sto lat temu i dziwisz się, że stałem się od tego czasu inną osobą? - zapytał z niezrozumieniem, starając się oprzeć spojrzenie na jej oczach. Ze zrezygnowaniem pokręcił głową i wypuścił ciężko powietrze. Jak mogła od niego tego wymagać? Minęło tyle długich lat, podczas których zmieniło się jeszcze więcej, z nim na czele. Nie tylko miał więcej tatuaży, blizn, ale i ciemnych stron - również i w kwestii myślenia, które zdecydowanie nie było tak pozytywne jak dawniej - a co gorsza, odpowiadało mu to. Nie chciał zarażać optymizmem, udawać, że wszystko jest możliwe, bo nie było. Brutalnie się o tym przekonał, że nastawienie, chęci, staranie się - potrafi nic nie znaczyć, kiedy sprawa jest z góry przesądzona i przegrana. Człowiek - niestety - nie decyduje w pojedynkę o swoim losie. Są inni; mogą pomagać, ale w jego przypadku częściej utrudniają.
- To tylko głupia kurtka. - Wzruszył obojętnie ramionami i spojrzał w bok. Co z tego, że ją lubił i była jedną z niewielu rzeczy z dawnego życia, którą postanowił wyciągnąć z kartonu, a nie zamknąć szczelnie w piwnicy. Może powinien? Ten czerwonawy, dziwny ślad po zabrudzeniu nie był czymś przypadkowym, a przypominał o jego winie.
Był winny. Nie wziął ze sobą telefonu, za późno dostał się do samochodu, gdzie nie udało mu się wystukać numeru alarmowego. Stracił przytomność. Może gdyby nie to, nie trzeba byłoby odprawiać trzech pogrzebów. Przełknął ciężko ślinę i odszukał pracownicę pralni; wyglądała trochę tak, jakby wahała się, czy może podejść, czy lepiej trzymać się na bezpieczną odległość.
Nie wiedział, czy Aura z mężem i dziećmi była abstrakcją, ponieważ nie znał jej za dobrze, więc nawet tego nie skomentował. Otaksował za to Tottie, kiedy próbowała zasugerować, że jednak nie ma do czynienia z tą bliźniaczką, za którą ją wziął.
- Nie - oświadczył spokojnie - głos was zdradza. - Trochę, nieznacznie, odrobinę; może się mylił, albo był zanadto wyczulony na dźwięki, przez co skupiał się na nich bardziej, niż powinien; niż robiła to większość ludzi. Aura brzmiała dla niego inaczej, niż Tottie, więc zapewne z zamkniętymi oczami, mając je dwie przed sobą, potrafiłby po ich rozmowie, barwie głosu i tonie, rozpoznać która co powiedziała. A może tylko mu się wydawało i jednak głos także miały identyczny?
- Numer najprawdopodobniej przepadł. Apartament sprzedałem, a plany na przyszłość... - urwał, rozkładając bezradnie ręce na boki. Po Kalifornii został tylko zachód słońca; spóźnił się o ponad pięć lat, i nie miał szans złapać jasnych promieni. Rozchylił usta, by dodać coś jeszcze, ale wtedy zbliżyła się do nich kobieta, aby poinformować, że... wiedzą, jak rozprawić się z plamą, ale najlepiej, jakby odebrał kurtkę jutro. Na twarzy Griffitha wymalowało się zdziwienie, ale bez wahania przystał na tę opcję. Lepsze to, niż odesłanie z kwitkiem i konieczność szukania kolejnej pralni.
- Plany na przyszłość pogrzebałem... A raczej... zostałem współwłaścicielem zakładu pogrzebowego - poinformował, ale czuł, że nie będzie to wielkim zaskoczeniem, skoro wspomniała, że widziała karawan.
- Pamiętaj, by wysłać mi numer konta - przypomniał jeszcze, zanim skierował się do wyjścia.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”