WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spał. Co jakiś czas obracał się to na jeden to na drugi bok. Lądował na plecach i zamykał oczy, albo wpatrywał się w sufit. Nie był już nawet pewien co najbardziej napędzało jego mózg. Frustracja, czy jednak rozbiegane myśli, pretensje, czy rozważania i odtwarzanie w swojej głowie scenariuszy przyszłych i niepewnych czy wydarzeń, które miały już miejsce. W pewnym momencie zaczął rozważać, czy nie powinien zejść na dół i poczęstować się jeszcze co najmniej dwiema porcjami piwa, ale wtedy w końcu zaczął odczuwać senność. Nie był to jeszcze stan na który liczył, ale było spokojniej, jakby po niekończącym się sprincie sięgnął w końcu przystanku z wodą. Wziął głębszy wdech po czym wypuścił powietrze wolno z płuc skupiając się na samym odczuciu opadającej klatki piersiowej. Coś jednak w oddali zakłóciło głuchą ciszę. Zignorował to, momentalnie uznając, że Leslie kręci się jeszcze po parterze, lub zmierza na piętro nieco podchmielona. Już kilka sekund później jej głos przywołał go do pionu. To nie było pijackie zawołanie.
Pierwsze co w niego uderzyło to brak światła. Wychodząc na korytarz spodziewał się widzieć więcej z tego co działo się na schodach, a jedyne co mógł dostrzec to kontury sylwetki, która stała się wyraźniejsza gdy się do niej zbliżał. –Jestem, Leslie. – Sięgnął do niej, kładąc swoją dłoń na jej ramieniu. –Już, spokojnie. Jestem tu. – Przysiadł na stopniu obok niej, przysuwając się, starając się nawigować w zaledwie skrawach połyskiwania księżyca. Miarowo przesuwał dłonią po jej plecach, chcąc ją objąć, ale jednocześnie wiedząc, że sama musiała mu na to pozwolić. –Co się stało? – Opuścił brwi w zatroskanym wyrazie. Co mogło ją doprowadzić do takiego stanu? Przecież nie ten samochód. A może jednak? Może z procentami krążącymi we krwi łatwiej było o nagły potok skumulowanych emocji. Może jej myśli też skierowały się w beznadziejność ich losu, a stamtąd wszystko mogło być powodem płaczu, a nawet ściskającego mu serce szlochu. –Będzie dobrze. – Szepnął, trzymając ją mocno. Jeśli tylko o ich problemy chodziło to na pewno poradzą sobie z nawigacją przez nie. Może to zająć trochę czasu, może nie być szczególnie łatwe, ale przebrną przez to. Mieli siebie i przyjaciół chętnych im pomóc. Mówiąc to jednak nadal uważał Marcusa za agresywnego bydlaka, nie sądząc, że był też na tyle obsesyjny by przyjechać tu za nimi kręcąc się po okolicy niczym upiór. Minęło tyle czasu, że Travis uznał, że ten po prostu za wszelką cenę próbuje uniknąć policji i konsekwencji. Nic więcej.
Podniósł oczy, zerkając w dół schodów. Nawet brak światła winił na zwierzęta. Może nie niedźwiedzie, ale czy trudno było o to by jakieś gryzonie obrały sobie kable za swój cel? Może nawet szopy pracze w ten sposób wyrażały swoje niezadowolenie tym, że nie mogły dostać się do środka po swoje przekąski. Przyroda w ten weekend przekraczała sporo granic i kolejny krok wcale by Travisa nie zdziwił. Jutro to będzie już jednak ich problem. Zgłoszą właścicielce co się stało, zapakują się i zostawią to za plecami, choć zapewne nie prędko zapomną ile strachu się najedli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo ilości spożytego alkoholu, nie czuła się wstawiona. Piwa spożywane w spokojnym tempie, nie mogły wpłynąć na jej stan w drastyczny sposób. Nie miała problemów z koncentracją, nie miała problemów z równowagą i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co działo się wokół. I żałowała, że tak było, bo wolałaby się zalać w trupa i wmówić sobie, że to naprawdę był tylko koszmar. Senna mara, która postanowiła ją nawiedzić, by do reszty zniszczyć ten dzień. Zamiast tego dostała prawdziwego Marcusa. Psychopatycznego, niebezpiecznego, zazdrosnego i żądnego zemsty, bo nie postąpiła tak, jak tego oczekiwał. Miała być jego kobietą. Jego kochanką. Gosposią. Sprzątaczką i kelnerką. Miała dbać o to, by jego kumple mieli co zjeść kiedy wpadali na libacje oraz o to, by alkoholu nie zabrakło w lodówce. Przy tym miała akceptować jego zdrady, a sama miała pozostać wierna tylko jemu. Gdyby chciała określić dzień, w którym szczęśliwy początkowo związek wymknął się spod kontroli i zmienił o sto osiemdziesiąt stopni, nie byłaby w stanie tego zrobić. Wiedziała tylko, że trwało to miesiącami. Kilka miesięcy za długo. A właściwie to nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie powinna obdarzać jakąś formą uczucia kogoś takiego jak on. Powinna była przewidzieć konsekwencje. Zamiast tego mogła jedynie płakać i drżeć w obawie o swoje i Travisa bezpieczeństwo.
Przylgnęła do niego kurczowo, kiedy pojawił się obok. W jego ramionach czuła się bezpiecznie, chociaż zdawała sobie sprawę, że nie powinna, kiedy za drzwiami czaił się człowiek, gotowy zabić z zazdrości i zawiści. Ale nie odsunęła się. Tkwiła w ramionach przyjaciela, dopuszczając do siebie jego słowa, ale nie wyciągając z nich niczego. Nie potrafiła się uspokoić i nawet nie chciała. Wolała wierzyć, że wraz ze łzami, które spływały po jej policzkach, zniknie zagrożenie, które było tak realne i namacalne. A co gorsza znajdowało się gdzieś w pobliżu. Zdecydowanie za blisko.
Nie będzie. Nic nie będzie dobrze, Travis — załkała, wtulając się mocniej w jego ramiona, choć wiedziała, że nie powinna. W ogóle nie powinna się do niego zbliżać. Mogła narażać siebie, tkwiąc w związku z Marcusem i po rozstaniu, ale nie powinna była narażać nikogo innego na konsekwencje własnej głupoty. Teraz zaś miała wrażenie, że to właśnie robiła. Że na gniew mężczyzny naraziła nie tylko siebie, ale że narażała też Lottie, a teraz również Travisa. Nie powinna była zgadzać się na ten wyjazd. Nie powinna tkwić w tej przyjaźni, wiedząc jak źle Marcus reagował na tą relację i na mężczyznę, na którym zależało jej najmocniej. Płacząc i drżąc, zacisnęła palce na koszulce Cavanagha. Chciała by był blisko, jednocześnie chcąc go odepchnąć i prosić, by zniknął z jej życia. Wszechobecny mrok nie pomagał jej się uspokoić. Ilekroć uchylała powieki, tylekroć bała się tego, że w którymś kącie dostrzeże znajomą, złowrogą sylwetkę. — To... — podjęła i zachłysnęła się powietrzem. Krótki kaszel przerywany kolejnymi falami płaczu, uniemożliwił jej dokończenie.
Wzięła głęboki wdech. Wypuściła powietrze z ust. Wzięła kolejny wdech, powtarzając sobie w myślach, że musiała się uspokoić. Chociaż na moment.
To był on. Marcus. Był przed domem — wyrzuciła na jednym wydechu, unosząc głowę, by z desperacją spojrzeć w oczy Travisa. Musiał jej uwierzyć. Musiał uwierzyć, że nie byli tam sami, a ten cholerny psychopata czaił się gdzieś w pobliżu i mógł zaatakować w każdej chwili. — On tu jest, Travis — dodała żałośnie. Chciała wierzyć, że był to wytwór jej wyobraźni, ale nie potrafiła. To co widziała przed domkiem było prawdziwe. On był prawdziwy. Nie rozumiała tylko, dlaczego wciąż nie wtargnął do środka. Dlaczego nie podjął się próby zabicia jej kolejny raz. Ich. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby jednak pojawił się obok. Czy zabiłby pierw ją, czy może jednak kazałby jej patrzeć na śmierć człowieka, którego nie chciała stracić? Jak brutalny by był? Czy załatwiłby wszystko szybko, czy kazałby im cierpieć?
To był błąd... — rzuciła wyrywając się z objęć przyjaciela i wstała. — Nie powinniśmy tu przyjeżdżać. Nie powinnam... Nie powinniśmy rozmawiać, kontaktować się. Ta rozmowa wczoraj nie powinna się wydarzyć — zaczęła mówić, chodząc nerwowo po półpiętrze. Była zła. Na siebie. Na Marcusa. Na cały świat. Drżąc objęła się ramionami i wsparła o ścianę. — Powinniśmy wracać. Ja do swojego życia, ty do swojego — dodała, wpatrując się w Travisa. Chciała brzmieć pewnie, ale jej głos załamał się przy ostatnich słowach, a zdesperowane spojrzenie mówiło więcej niż słowa.
Odejdź. Zapomnij o nas.
Zostań. Chroń mnie tak, jak tylko ty potrafisz.
Zniknij.
Nie odchodź. Po prostu bądź.
Znienawidź mnie.
Przejdźmy przez to razem.
Nie wiedziała, które z tych słów powinny paść na głos. Za jednymi przemawiał rozsądek, za innymi strach. Za jeszcze innymi serce. Głupie, lojalne względem tej relacji, zagubione i przerażone tym, co przyniosą kolejne godziny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamknął ją szczelnie w swoich ramionach, pewny tego, że nie odstąpi od niej dopóki Leslie nie będzie na to gotowa, niezależnie ile czasu mogłoby to zająć. Czy mógł spać czy nie mógł i tak by tutaj przyszedł bez konkretnych oczekiwań. Sam doskonale wiedział, że czasami jedyne co było potrzebne to świadomość, że można było na kimś polegać, to że druga osoba tam będzie. Nie snuł więc nadziei, bo tak naprawdę nie mógł obiecać, że pomoże. Chciał, żeby było dobrze i w ogólnym pojęciu miał nawet to przekonanie, że będzie dobrze. Gdzieś znajdą swój pozytywny aspekt, nawet jeśli trochę im zajmie dotarcie do niego.
Pokręcił więc głową słysząc jej słowa. Przesunął wyraźniej dłonią po jej plecach.–Nie mów tak, przebrniemy przez to. – Najlepiej jak będą potrafili, bo tylko tyle im pozostawało. Po drodze może ich spotkać wiele potknięć, ale te zdarzały się im przez całe życie i jakoś sobie radzili.
Coś w nim się łamało i jakby trudniej było zaczerpnąć powierza, gdy czuł jak Hughes się go trzyma, jak nadal łka. Świadomość tego co tak poważnie mogło by nią wstrząsnąć powoli jednak zaczynała osiadać na jego ramionach. Oboje potrzebowali ucieczki z Seattle, a powodem Leslie był Marcus. Musiało to na nią spaść, może wkradło się nieprzyjemne wspomnienie, które cały czas snuło się za nią niczym cień. Wystarczyło coś banalnego by jej o nim przypomnieć, jedna nieuważna myśl, która zabrała ją w beznadziejną pętlę. Zacisnął oczy, gdy z takim trudem przychodziło jej powiedzenie czegokolwiek. Nic powiedział, nie chcąc jej pospieszać, ale gdy w końcu odpowiedziała na jego pytanie nie było to dla niego zaskakujące. Chciała przestać myśleć o nim i o tym co jej zrobił, a ten drań nawiedzał ją w cieniach gałęzi barwniejszych przez psotliwą wyobraźnię. Pokiwał głową, jakby jej wierzył, a jednocześnie nie zachowywał się jakby pojmował powagę sytuacji. Wierzył, że go tam zobaczyła, ale nie sądził, że był to rzeczywiście ten Marcus, z krwi i kości. Mimo tego zerknął ponownie na drzwi. Nie słysząc by te nagle rozpostarły się na oścież lub przynajmniej, że ktoś się do nich dobijał tylko potwierdził swoje podejrzenia. Nie chciał nic jednak mówić, bo w przeszłości nie wyszedł dobrze na bagatelizacji uczuć innych prosto w ich twarz.
Cavanagh jeszcze wyraźniej zmarszczył brwi, gdy blondynka wydawała się wręcz od niego uciekać. Nadal siedząc na schodach podążył za nią spojrzeniem, słuchając jej w niezrozumieniu. Niby co tak nagle zmieniło jej zdanie? Podniósł się z wolna spoglądając na stopnie, później znów na nią starając się ułożyć to w głowie. Wraz z Marcusem przyszło do niej poczucie winy o jego związek? Czy to jej eks i jego agresywne zachowanie doprowadziło ją do takiej konkluzji? Tak czy owak nie podobało mu się jak to brzmiało. Żadna z tych rzeczy. Patrzył się na nią, nabierając coraz to wyraźniejszego wrażenia, że wcale nie chciała tego mówić, ale nie powstrzymywało to wywoływanego kłucia w klatce piersiowej.
Znowu zmarszczył brwi, odtwarzając w swojej głowie ostatnie wydarzeniach i to co mówiła Leslie. –On naprawdę tam był. – Miał wrażenie jakby ktoś właśnie przywalił mu w żołądek. Chciał znowu ją przytulić, jakby wcześniej nie zrobił tego właściwie. –Mówisz tak przez niego. – Zauważył z ciężkością tej świadomości. –Bo wydaje ci się, że gdybyśmy zerwali kontakt to w jakikolwiek sposób by pomogło. Tylko, że dla niego to nie ma znaczenia. – Pokręcił głową, kładąc nacisk na ostatnie zdanie. –A ja nie mam zamiaru zrezygnować z tego co mamy. – Nie po tym przez co już przeszli. –I nie myśl, że gdybyśmy tu nie przyjechali, czy w końcu nie doszli do porozumienia to Marcus nagle poprawnie odczytałby sytuację. On jest walnięty i już od dawna byłem na jego czarnej liście. – Naprawdę wątpił, żeby zmiana kilku wydarzeń mogła im pomoc. Jeśli naprawdę tam był, jeśli za nimi przyjechał, to był też odpowiedzialny za alarm w jego samochodzie i zapewne odłączenie prądu. Co on chciał tym osiągnąć?
Travis zmierzył uważniej schody, teraz gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności widząc je nieco lepiej. –Musimy zadzwonić na policję. – Stwierdził ze śmiertelną powagą schodząc na parter. Chciał wyjść na zewnątrz i upewnić się, że nie wzywaliby mundurowych z powodu zwierzaków, ale tak bardzo jak powinien Marcusa zatłuc, tak jednocześnie nie chciał nawigować w ciemnościach narażając się na zadźganie. Właśnie przez takie decyzje postacie w horrorach ginęły. Zaczął więc od zasłonięcia wszystkich okien i upewnienia się, że są zamknięte. –Zastawimy drzwi kanapą. – Oznajmił i korzystając z chwili by zastanowić się co jeszcze mogli zrobić, odnalazł swój telefon na ławie. Nie włączył latarki, bo ta zdecydowanie za bardzo by się wyróżniała, ale samym odblokowanym ekranem oświetlił pomieszczenie szukając czym jeszcze mogliby zablokować okna. Po ich rozbiciu, do środka można było dostać się jeszcze łatwiej niż przechodząc przez zastawiony próg. –Można jeszcze przesunąć lodówkę na jedno z okien. Stół na sztorc i mamy kolejne zakryte. – Robiąc już obchód, z kuchennej szuflady wyjął dwa noże i położył je na ławie. Przez jej długość nieszczególnie skorzystaliby na przestawianiu, więc mogła służyć jako ich punkt odniesienia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała pewności, że jej uwierzy, ale mimo to mówiła. Wyrzucała z siebie to, co widziała, co wstrząsnęło nią do reszty, co odbiło trwały ślad na jej psychice, bardziej niż dzień, w którym była bliska stracenia życia. Tamtego dnia była nastawiona na to, że to będzie po prostu jej koniec. Nastawiła się na to, że nie miała najmniejszych szans i gdyby nie odrobina szczęścia, zapewne tak by się właśnie stało. Ale udało się. Przetrwała, bo ktoś lub coś, jakaś siła wyższa nad nią czuwała. Teraz jednak zdała sobie sprawę z tego, że została wciągnięta w psychopatyczną grę. Że Marcus zamierzał zabawić się jej kosztem i toczyć z nią gierkę, w ramach której każdego dnia miała drżeć o bezpieczeństwo siebie i swoich bliskich. Świadomość, że została w to wplątana i że będzie czerpał z wyniszczania jej psychicznie, była przerażająca. Nie miała sił by się z tym mierzyć. Nie miała nawet siły by myśleć o tym, że mogłaby być przez niego prześladowana.
Zrozumiała, że Travis nie do końca wierzył jej słowom, gdy przyznał jej rację nieco później. Tak, jakby dopiero w tym momencie dopuścił do siebie myśl, że nie chodziło ani o koszmar, ani o wytwór psotnej wyobraźni i skutki jakiegoś stresu pourazowego. Zamiast jednak przyznać mu rację, wolała łamać serce. Swoje i te jego. Wiedziała, że mu na niej zależało. Że kochał ją równie mocno, jak ona kochała jego. A mimo to była gotowa z tego zrezygnować. Zrazić go do siebie za wszelką cenę, by po prostu kazał jej się wypchać, choć w głębi serca pragnęła czegoś zupełnie innego.
Mylę się? Nie. Nie mylę się. Zdradzał mnie, bo wiedział, że czuję coś do ciebie. Awanturował się, bo wiedzial, że spędzałam czas z tobą. Przyjechał tu, wiedząc, że jesteśmy tu razem. Jest wściekły na mnie, ale zemści się na mnie, krzywdząc ciebie. Zrobi to, żeby pokazać mi, jak to jest, kiedy traci się coś, czego tracić się nie chce — wyjaśniła dość nerwowo, ale wydawało jej się że nawet z sensem, kiedy napięcie nieco z niej uszło i była w stanie przelać myśli na słowa. Chciała zrazić do siebie Travisa. Chciała by poszedł na piętro, spakował się i wyjechał, zostawiając ją tam samą. A jednocześnie ze wszystkich sił musiała walczyć z tym, by do niego nie podejść, nie przytulić się i nie przeprosić za to, co wygadywała.
Travis... — jęknęła, gdy całkowicie olał jej słowa i wspomniał o policji, oraz zaczął planować barykadowanie domu. Zeszła po stopniach na sam dół i przystanęła pod jedną ze ścian, opierając się o nią plecami. Nie zamierzała niczego barykadować. Nie miało to najmniejszego sensu. Marcus był przebiegłym sukinsynem, który gdyby chciał ich zabić, zrobiłby to od razu. Nie wiedziała w co zamierzał pogrywać, ale teraz, gdy nieco się uspokoiła i zaczęła logiczniej myśleć, wiedziała, że zamierzał ją terroryzować. A barykadowanie się w domku nie mogło w niczym pomóc. Nie mogła uciekać przez resztę życia. Nie mogła się ukrywac i na każdym kroku drżeć o to, że znowu się pojawi. — Travis! Możesz do cholery przestać? — krzyknęła, gdy do kanapy planował dorzucić lodówkę i stół. Wzdrygnęła się na widok noży. Jej ciało na nowo pokryła gęsia skórka, a przed oczami na nowo stanął Marcus z ostrzem dzierżonym w dłoni. — Zabierz to — mruknęła, wskazując na noże. Może przesadzała, może zaczynała popadać w paranoję, ale nie chciała ich widzieć. Wymijając ławę, skierowała się do kanapy, na której usiadła, podkulając nogi, które objęła, wspierając brodę na swoich kolanach. Westchnęła ciężko.
Nie rozumiał.
Albo nie chciał zrozumieć.
Może i jesteś na jego czarnej liście, ale jesteś na niej przeze mnie — podjęła, nawet na niego nie patrząc. — Gdybym zrobiła co kazał, gdybym zerwała z tobą kontakt, to by nie miało miejsca. Nie wpadłby w tą chorą zazdrość, nie zagrażałby ci i nie pojawiłby się tutaj. Teraz zniszczył ci samochód, bo jesteśmy tu razem. Jak myślisz, jak daleko się posunie następnym razem? Nie mogę cię narażać, rozumiesz? Nie chcę cię narażać i dlatego powinniśmy rano wrócić do domu i... — urwała, bo to było ciężkie. Rezygnacja z czegoś, z kogoś, na kim jej zależało.
Rozstać się.
Zająć własnymi sprawami.
Zakończyć tę przyjaźń.
Zerwać kontakt.

Ja wpakowałam się w to gówno będące imitacją związku. Ja byłam na każde jego skinienie. Ja pozwoliłam na to, żeby dostał obsesji, bo nie odeszłam od niego wcześniej, naiwnie łudząc się, że to będzie chwilowe. I ja muszę za to zapłacić. Nie chcę cię w to wciągać — szła w zaparte, widząc w tym najlepsze wyjście i w końcu unosząc wzrok, by zrównać swoje spojrzenie z tym męskim. Nie chciała tego, ale była zdeterminowana, by ocalić chociaż jego. Jeśli miała zginąć z ręki psychopatycznego byłego, okej, ale chciała mieć gwarancję, że chociaż Travisowi zostanie odpuszczone. Że trzymając się od niej z daleka, zagwarantuje sobie spokój, na który zasługiwał jak mało kto.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie twierdził, że Leslie się myliła. Właściwie to w większości się z nią zgadzał, chociaż nigdy nie mogli być do końca pewni tego co działo się w głowie Marcusa. Nie było jednak wątpliwości, że w taki lub inny sposób chciał skrzywdzić Leslie. Tym bardziej zadzwonienie w tej sytuacji na policję było wskazane. Podejrzewał, że nie zostałby złapany, ale mieliby pewność, że dopóki w okolicy stałby radiowóz to mężczyzna nie zbliżałby się do domu, a do tej pory oni byliby już spakowani i gotowi do odjazdu. Poza tym, dodatkowe dowody o niestabilności psychicznej Marcusa zostałyby zaksięgowane stając się kolejnym powodem by zamknąć go za kratami i długo tam trzymać. -Teraz ja się mylę? Przecież trzeba to zgłosić.
-Trzeba ograniczyć mu drogi dostępu. – Ewentualne. To zwlekanie Travisa zastanawiało, ale nie chciał ryzykować pójścia do spania tylko po to, żeby mężczyzna mógł zarżnąć ich podczas snu, niekoniecznie wierząc, że będzie wstanie zmrużyć oczy. Widząc jak na nie patrzy, zabrał noże i przeniósł je na kuchenny stół, skoro i tak mieli go nigdzie nie ruszać. Chciał mieć je wystarczająco łatwo dostępne, ale wtedy i Marcus mógłby po nie sięgnąć. Jeden w takim razie trafił do pustej szuflady, drugi znalazł się na szafce przy schodach.
Wywrócił oczami słuchając jej wyjaśnień, ale wcale nie chcąc tego robić. Nie chciał tego do czego to dążyło, do czego Leslie próbowała to pchnąć. Pokręcił głową, gdy prawie dotarła do końca swojej wypowiedzi. –Nie wiesz tego, Leslie. Nie możesz wiedzieć, czy te rzeczy by się nie stały. A jeśli on w połowie rozumie na tyle na ile mu przypisujesz to będzie wiedział, że nadal ci na mnie zależy nawet jeśli nie będziemy się spotykać, chociaż, przypomnę ci, będzie ciężko, bo razem pracujemy! Nie wiesz ile on widzi, a ile nie, nie wiesz ile sobie dopisze we własnej głowie i co postanowi po tym zrobić. – Podniósł głos, czując jakby już mu się wyślizgiwała, bo brzmiała jakby podjęła decyzję, a on mógł tylko mówić do ściany. Opierała to na gdybaniach i znajomości tego faceta przez prawie rok, ale czy przez ten rok odwalał takie rzeczy? Nie wątpił w to, że Marcus był mściwy i zdolny do paskudnych rzeczy. Dawał im teraz całkiem ładny popis, a jeszcze nie wiedzieli go w pełnej krasie. Nie mogli mieć jednak gwarancji, że cokolwiek się zmieni. –Sama powiedziałaś, że może cię skrzywdzić, przez skrzywdzenie kogoś na kim ci zależy. To ten skurwysyn musi trafić pudła, a nie dyktować jak masz zmieniać swoje życie, by nie nadepnąć mu na odcisk. Będziesz teraz grać w jego gierki? – Musiał być jakiś sposób, żeby przyspieszyć ten proces, może skoro tak szalenie interesował się gdzie Leslie podróżuje trzeba by go zwabić i upewnić się, że zostałby doprowadzony na komisariat. Żadnych pośredników, ci najwyraźniej wcale nie szukali go skutecznie.
Zacisnął szczękę, chwytając jej spojrzenie. –Nie denerwuj mnie, Hughes. – Warknął. –To nie jest tylko twoja decyzja. A ja nie zostawię cię z tym samą. – Mówił z przekonaniem. –To on jest tutaj tym złym, Leslie. On cię teraz terroryzuje i próbuje kontrolować twoim życiem kiedy już nie jesteście razem. Jasne, może mogłaś rzucić go szybciej, ale to ON jest odpowiedzialny za to co dzieje się teraz, to są jego wybory, nie twoje. – Branie odpowiedzialności za swoje czyny było zdrowym podejściem i często wiązało się to z mierzeniem się z konsekwencjami, ale nie tym. Leslie nie zasłużyła na to by żyć w strachu i wstrzymywać swoje życie, bo Marcus coś sobie ubzdurał. –Nie zostawię cię, słyszysz? – Spojrzał wprost na nią, zniżając ton by móc go stabilnie utrzymać, chociaż w ostatnim słowie przebijało się błaganie by go nie odtrącała.
Nie mogę cię stracić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W porządku. Chociaż nie jestem przekonana, czy to go powstrzyma — mruknęła z jawnym powątpiewaniem. Nawet jeśli powstrzyma go przed wtargnięciem do środka, to czy na pewno powstrzyma przed skrzywdzeniem? Jej wybujała wyobraźnia i doświadczenie, które mówiło, że ten człowiek był nieobliczalny, śmiało podsuwały jej do głowy wizje tego, jak mógłby się zemścić. Chociażby podłożeniem ognia w domku, który był pokryty drewnem. Pod samym nosem mieli idealną podpałkę, miejsce, z którego mogłyby z łatwością zostać zgliszcza, zanim zdążyliby pozbyć się tych cholernych barykad, by wydostać się na zewnątrz. I był to zaledwie jeden z licznych scenariuszy, które zagościły w jej głowie. Inne dotyczyły nawet podróży do domu. Wszystkiego. Nie mogli mieć pewności gdzie właśnie był, co planował, co siedziało w jego głowie i jak bardzo pałał absurdalną chęcią zemsty.
A co jeśli się staną?! Co wtedy? Przeprosisz, że stało się tak, jak myślę, że może się stać? — uniosła się. Nie mogli wykluczyć, że nie będzie tak jak mówiła, ale nie mogli też wykluczyć tego, że tak właśnie się stanie. Miała dość. Niczego nie żałowała bardziej, niż tego, że wciągnęła się w związek bez przyszłości, tylko po to, by zapomnieć o uczuciu do człowieka, z którym nie mogła być. Nie tylko na nic się to zdało, ale też pociągnęło za sobą konsekwencje, które odciskały na niej trwały ślad. — Mogę się zwolnić, wyjechać. To, że będzie mi zależeć, nie będzie miało znaczenia... — dodała ciszej. Tak, mogła się zwolnić. Mogła nawet wyjechać w cholerę, byle tylko pokazać Marcusowi, że dopiął swego i odciął ją od człowieka, o którego był tak chorobliwie zazdrosny. Mogłaby tym zagwarantować spokój sobie, a przede wszystkim Travisowi. Bo chociaż by jej zależało, to nie miałaby tego, na czym jej zależało. Straciłaby to, tak jak stracił to Marcus. Chciała wierzyć, że tyle w zupełności wystarczyłoby do tego, by koszmar, w którym utknęła tak nagle, dobiegł końca. — Nie wiem, Travis. Nie wiem, co mam robić. Mają go zamknąć? Powodzenia, bo na ten moment, nawet nie potrafią go złapać, żeby przesłuchać w sprawie tego, co mi zrobił — pokręciła głową i pociągnęła nosem. Odnosiła wrażenie, że policja była w tym przypadku niespecjalnie zainteresowana tą sprawą i że nie zmieni się nic w tej kwestii, jeśli ktoś nie ucierpi. Ile mieli takich zgłoszeń? Jedno dziennie? Sto tygodniowo? Na każdym kroku można było szukać patologicznych relacji, w których przemoc i zazdrość były na porządku dziennym. Gdyby mieli się zajmować każdym zgłoszeniem, musieliby odpuścić inne ważniejsze sprawy.
A zamiast tego ona była gotowa odpuścić to, co było ważne dla niej.
Czuła się tak, jakby ktoś przyparł ją do zimnego muru w zawiłym labiryncie, odmawiając możliwości znalezienia wyjścia.
To jest moja decyzja — odparła stanowczo, nie odrywając zdeterminowanego spojrzenia od jego oczu, kiedy zarzucał ją kolejnymi słowami, pod wpływem których czuła się jak mała, zagubiona dziewczynka, która chciała być dzielna i odważna, ale w rzeczywistości potrzebowała tego, by ktoś przeprowadził ją przez ciężką sytuację za rękę. Wiedziała, że Travis miał rację. Że to co mówił miało sens, ale nie potrafiła tego do siebie dopuścić, gdy siedziała otępiała na kanapie, a jej zdolność przyswojenia tego co mówił, była ograniczona przez paraliżującą obawę o to, co może się stać. Nie zależało jej na sobie. Nie tak, jak zależało na tym, by chronić innych. Ukierunkowana na obawę o to, że stanie się coś złego, nie była w stanie przyznać racji Travisowi. Wiedziała, że powinna to zrobić. Że powinna pozwolić na to, by trwał u jej boku i by przeszli przez to razem, ale słowa nie chciały przejść jej przez gardło, które zacisnęło się, gdy padło to jedno pytanie, którego dno bez większego problemu rozczytała. Za dobrze znała Travisa, by nie wiedzieć, że w jednym pytaniu kryło się coś więcej.
Nienawidzę go — sapnęła do samej siebie, po czym spuściła wzrok. — I nienawidzę tego, że jesteś tak bardzo uparty — dodała. Bo był uparty. Bardziej niż sądziła. — Powinieneś mi pozwolić zrobić to po swojemu. Odciąć się od ciebie, wyjechać, pozwolić na to, żeby poczuł, że wygrał i że straciłam wszystko, na czym mi zależy. Ułożyłabym sobie życie. Ty też, bo wciąż masz do czego wrócić... — mruknęła i podniosła się z kanapy, by do niego podejść. Dłonią dotknęła lekko zarośniętego policzka, przesunęła po nim opuszkami palców, nie wiedząc co więcej dodać. Była rozdarta. Bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie daj mi uciec.
Zabierz nas stąd... — poprosiła. Nie chciała spędzić tam nocy. Ani minuty dłużej. Chciała spakować rzeczy, wrócić do Seattle i z dala od niego pomyśleć o tym, co powinna zrobić. Co będzie najwłaściwsze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miało go spowolnić, a nie powstrzymać. A gdyby chciał ich podpalić razem z domem, to zapewne rozlałby benzynę dookoła, tak, że nie miałoby znaczenia co by zastawiali, bo wszystkie drogi mieliby odcięte. O kim gorzej to świadczyło ile zdążyli już w głowach zbudować scenariuszy? Nie było nawet pewności, że do czegokolwiek ich to przygotowywało. Pozwalali swojej wyobraźni wprowadzać ich w coraz to gorszy stan, pozwalali Marcusowi mieszać im w głowach nawet gdy już nic nie robił. Jeśli jednak snuł swoje plany, mieli na niego tylko biernie czekać?
-Ale już się stało, Leslie. Już tu jesteśmy. – A co za tym szło Marcus już zdążył pokazać, że tamta konfrontacja w domu Leslie nie była zakończeniem, a ledwie początkiem do jego niemoralnych przedsięwzięć. Travis nie wiedział, czy mógł na dobrą sprawę polepszyć sytuację, ale starał się nie patrzeć na to pod takim kątem. Wiedział czego na pewno nie mógł zrobić, a nie mógł pozwolić by Leslie radziła sobie z tym sama.
Zdusił cisnące mu się na usta ‘to wyjeżdżaj’ i mające nastąpić zaraz po tym ‘nie wiesz czy wtedy cię nie znajdzie i dokończy co zaczął’. Nie chciał żadnej z tych rzeczy mówić, ale nie odzywał się wiedząc, że wyjazd nie był wcale tak fatalnym pomysłem, a gdyby o to zadbać, może Marcus wcale nie mógłby jej wyśledzić. Co nie niestety nie wykluczało, że nie znali jego możliwości. Nie chciał jej stracić, ale frustracja tego jak ograniczone miał pole manewru pchała go w progi nihilizmu. Więc niech się dzieje co chce, niech bliscy odchodzą, skoro uważali, że tak będzie najlepiej, a on wpadnie w bezsensowną rutynę i czas będzie mijać. Może bez Marcusa, a może pod jego przekrwionym okiem, czekając tylko na moment w którym jedno z nich by się ugięło, by móc ich za to ukarać.
-No to się upewnimy, że będą mogli go przesłuchać. – Z drugiej strony, był jeszcze na to zbyt zdeterminowany, lub tak jak później zauważy to Leslie, zbyt uparty, żeby już teraz umyć od tego ręce. –To jego błąd, że tu przyszedł i się pokazał. Teraz wiemy, że obserwuje co najmniej jedno z nas. I wiemy, że działa mu na nerwy gdy spędzamy wspólnie czas. Wykorzystamy to przeciwko niemu i przytargamy go na ten komisariat. Uciekanie to nie jest… – Spuścił oczy, kręcąc głową. –to jest jakieś rozwiązanie… – Sam by się go podjął, gdyby miał gwarancję, że ludzie, których zostawiałby za sobą byliby bezpieczni. Podjąłby się ucieczki razem z nią. –ale można by tak bez końca, wiecznie martwiąc się, że jednak cię znajdzie. – Może tak miało być. Co za bagno. Nie miał zamiaru tego zaakceptować, jeśli była szansa wsadzić tego bydlaka za kratki i upewnić się, że trafi tam na bardzo długi czas, aż dopadnie go demencja.
Uchylił usta, gotowy protestować, ale gdy się podniosła, odchylił tylko głowę, jakby ledwie kręcił nią na boki. Podjął już decyzję, nie mógł teraz nagle wrócić do Asli i udawać jakby wszystko było dobrze. Nie było, a nawet gdyby tylko chciał przesunąć ślub, odłożyć jego termin na czas nieokreślony byłoby to sygnałem, że w ich relacji coś się działo, nad czymś trzeba było popracować. Mayfield niewątpliwie starałaby się go zrozumieć, wspierałaby go i rozmawiała z nim, ale nie chciał tego. Nie chciał jej zwodzić, składać więcej obietnic, których nie mógł dotrzymać. Może to nie była kwestia dojrzenia do ślubu, może po prostu nie chciał wcale spędzić z nią reszty życia, bez względu na to jak wspaniałą była kobietą. –Od wszystkich chcesz się odciąć? Od rodziny? Twoich sióstr? Przyjaciół? Wolisz wszystkich zostawić zamiast pozwolić sobie pomóc? – Sięgnął do jej dłoni, przesuwając po niej z wolna swoim kciukiem nim ujął ją wyraźniej. –Przynajmniej pozwól mi spróbować. – Spojrzał w jej oczy. Mogła mu odmówić, ale musiała zdawać sobie sprawę, że to go wcale nie powstrzyma. On też już zadecydował i nie miał zamiaru od tego odstępować. Zależało mu i choć był egoistą to wszedłby w ogień za ważnymi dla niego ludźmi, co nie zawsze było mądrą decyzją, ani nawet taką, która miała być najlepsza dla niego, ale rodziła się z przekonania, że dla nich było warto.
Skinął głową. –Ale i tak dzwonię na policję. Pewnie go nie znajdą, pewnie nawet nie będą szukać, ale muszą to mieć odnotowane. – Jeśli suma wielu kroków, a przede wszystkim regularne badania były jednym z powodów dla których nie poszedł siedzieć, to lista przewinień sporządzona przez policję mogła stać się dokładnie tym co zapewni miejsce w więzieniu dla Marcusa. Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez ich wrodzoną pochopność facet by się wywinął, bo czegoś nie zgłosili. –Zacznę ogarniać parter w między czasie. – Rozejrzał się dookoła. Najgorsza część była jeszcze przed nimi. Nie wiedzieli nawet czy samochód był w kondycji do pięcio-godzinnej podróży, ale sprawdzenie tego mogli odłożyć na ostatnią chwilę. Poruszanie się w wnętrzu, wydawało się bezpieczniejsze, chociaż Travis zerknął mimowolnie do noża pozostawionego na szafce. Ostatnim razem wystarczyło pióro.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co? Czy ty siebie słyszysz? Chcesz go świadomie prowokować i zgrywać bohatera? — zapytała z autentycznym oburzeniem. Policja powinna to zrobić. Zainteresować się Marcusem, złapać go, przesłuchać i zamknąć. Wszystko jedno czy w szpitalu, czy w więzieniu. Było to ich zadanie, a nie Travisa, jej i nie wiadomo kogo jeszcze, by zastawiać pułapki, wykorzystując fakt, że Marcus ją śledził i wściekał się, bo spędzała wolny czas z Travisem. — Nie. Nie zrobimy tego. Nie będę przynętą. Ty też nie — zaprotestowała, bo to co powiedział, nie wchodziło w grę. Nie mogła się zgodzić na takie ryzyko. Już prędzej wynajęłaby prywatnego detektywa, wydając na niego majątek. W ostateczności płatnego mordercę, choć w tym przypadku nie tylko nie miała bladego pojęcia, gdzie kogoś takiego szukać, ale koniec końców, mimo iż nienawidziła Marcusa całą sobą, wiedziała, że do końca życia gryzłaby się z własnym sumieniem.
Nie... Oczywiście, że nie, ale jeśli to jest jedyne, co mogłabym zrobić? — westchnęła, kręcąc głową. Nie chciała być jak jej siostra. Nie chciała uciekać, zaczynać od zera i nie chciała zapomnieć o najbliższych, z którymi musiałaby zerwać kontakt, jednak potrzeba chronienia wszystkich, na których jej zależało, była silniejsza od zdrowego rozsądku. Spojrzała na jego dłoń, którą ujął tę jej. Czując jej ciepło, czuła wsparcie, które chciał jej dać, a które tak uparcie odtrącała. Miękła pod wpływem jego spojrzenia i pod wpływem tej jednej prośby, pod którą miała wrażenie, że kryło się więcej, niż w obecnej chwili była skłonna przyswoić. Skinęła głową i wtuliła się bez zastanowienia w sylwetkę Travisa. Przylgnęła do niego w uścisku, z którego nie chciała się już wcale wyswobadzać. Jego ramiona były jej bezpieczną przystanią. Taką, której chciała się kurczowo trzymać, ale którą pragnęła też za wszelką cenę chronić przed wszelkim złem.
W porządku. Niech to odnotują — zgodziła się. Wątpiła, że to cokolwiek da. Jej sprawa nie interesowała policji. Była przekonana, że kolejne zeznania trafią na stertę dokumentów, które nie interesowały gliniarzy na tyle, by poświęcili im więcej, niż pięć minut. Nie chciała się jednak dłużej sprzeczać z Travisem i chciała się pozbyć Marcusa, który stał się jej największym problemem, którego chciała się pozbyć, by odzyskać dawną normalność. — Ja pójdę nas spakować — mruknęła, odsuwając się od Travisa i sięgnęła po swój telefon, by włączyć latarkę i udać się na piętro. Tam poszła pierw do swojej sypialni, gdzie spakowała do walizki wszystkie swoje ubrania. Potem zajrzała do tej Travisa, by spakować również jego rzeczy. Na sam koniec dorzuciła wszystkie rzeczy, jakie znalazła w łazience. Jeszcze wilgotne ręczniki, żele pod prysznic, szampony. Upychała to wszystko do walizki i jego torby, co jakiś czas podchodząc do okna, by sprawdzić, czy Marcus nie kręcił się gdzieś przed domem. Wiedziała, że ryzykowali, ale nie chciała spędzić w tym miejscu więcej czasu, niż było to konieczne. Gdy już wszystko było spakowane, a ona była ubrana w świeże ciuchy, zeszła na dół i przystanęła w progu salonu.
Spakowałam wszystko — oświadczyła, wciskając dłonie do kieszeni swoich spodni. Czuła się z tym wszystkim dziwnie. Nie rozumiała, jak to się stało, że miejsce które do tej pory darzyli tak wielkim sentymentem i z którym wiązali tyle wspomnień, w jeden weekend zdołało sprawić, że było jej tam źle. Jasne, znowu miała garść dobrych wspomnień, do których miała wracać w przyszłości, ale splot wydarzeń, który ich dopadł, na ten moment skutecznie wypierał myśli o tym, co dobrego wydarzyło się przez te dwa dni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Ale I tak już nimi jesteśmy, tylko on jest jedynym kto na tym korzysta. – W jakiś chory najwyraźniej sposób. Jeśli nie mieli zamiaru zmieniać swoich przyzwyczajeń, czy nawet rutyn, a Travis wiedział, że nie miał, to coś na pewno zapewni dezaprobatę Marcusa. Oczywistym wydawało się, by obrócić sytuację przeciwko niemu, zamiast pozwalać się zadręczać i wiecznie obracać przez ramię, żeby nie dostać w potylicę cegłą.
-To wcale nie musi być jedyna opcja. – W której skuteczność cały czas powątpiewał. Lub była to wymówka. Tak czy inaczej, jeszcze mogli coś w tej kwestii zdziałać, jeszcze było zbyt wcześnie by oddawać to Marcusowi walkowerem. Nie do końca przyswajał jak mogły skończyć się kolejne konfrontacje, z bliska czy z daleka, ale skoro nadal żyli to dawało im szanse. A jednak czuł w głębi, że bez względu na to jak bardzo chciał zapewnić Leslie bezpieczeństwo wiedział, że sam nie mógł tego zrobić. Nie miał pewności, czy nie będzie miał niedługo na karku szemranych ludzi od których jego ojciec pożyczał pieniądze, nawet jeśli póki co na froncie stał przede wszystkim jego przyjaciel. Jak miał dbać o kogoś innego, kiedy jego własne życie wydawało się łamać w oczach, jak lodowce, bo wciśnięciu tego przeklętego orzecha, a wszystko zaczęło się od feralnego dnia na torze. Był przekonany, że to był punkt wbicia i od tamtej pory szarpał się z przerastającymi go siłami, jednocześnie nie mając zamiaru tego przyznać. Sytuacja bez wyjścia. Jeszcze czego.
Skinął głową, doceniając, że nie próbowała dalej negocjować. Mógłby jej ulec, aby później nalegać na wizytę na komisariacie w Seattle, ale wtedy byliby już zmęczeni i może mniej wiarygodni, a może zbyt znużeni, żeby w ogóle się fatygować. Zabrał powoli swoje ramiona, gdzieś w głębi czując potrzebę by pójść razem z nią, upewniając się, że nic nie czyhało na nią na piętrze, ale zapewnił sam siebie, że usłyszeliby ewentualną wspinaczkę, a zostając na parterze stawiał się jednocześnie na drodze do Leslie.
W pierwszej kolejności zadzwonił na policje, szybko będąc przekierowanym do lokalnego biura szeryfa, któremu miał opisać sytuację. Mężczyzna wydawał się nieco zaspany, ale całkiem kooperatywny, chyba nie do końca zadowolony, że ktoś pod jego nosem wykręca takie numery. Nie powiedział tego na głos, ale Cavanagh słyszał w jego głosie, że ten wątpił w faktyczną wizytę od niestabilnego psychicznie eks.
-Będziemy za piętnaście minut. – Mężczyzna oznajmił, dodając jeszcze, aby przypadkiem nie wybierali się nigdzie do tego czasu. Jeszcze nim odłożył słuchawkę Travis dosłyszał jak szeryf nawołuje kogoś z innego pomieszczenia. Oficer Price i szeryf Hammond.
Dwójka mundurowych zapukała do ich drzwi niedługo po tym gdy Leslie wróciła na parter. Travis podobnie jak ona wydawał się już wszystko spakować, przygotowując bagaże blisko wyjścia. Powstrzymał się od poprzestawiania mebli, chociaż i tak co jakiś czas zerkał podejrzliwie w kierunku okien, przypominając sobie jak blisko miałby do noży gdyby tylko pojawiła się ku temu okazja. Przyjazd policji jednak nią nie był. Słyszał warkot silnika jeszcze nim weszli na ganek, a nawet doszedł go komentarz ‘no na to nie rzuci się tylko farbą’. Travis zdusił w sobie skrzywienie tego co miało to oznaczać i podszedł do wejścia. –Ja też. Powiemy jak było i jedziemy. – Przekręcił kluczyk i otworzył drzwi. Po oczach od razu poświecił mu młodszy oficer, by szeryf wtrącił się obniżając dłoń swojego podwładnego. Przedstawił ich oboje.
-Więc? Możemy wejść? – Pulchnawy mężczyzna około sześćdziesiątki, przykrywający swoją siwą łysinę policyjną czapką poświecił własną latarką ku wnętrzu domku. Został uprzedzony, że nie mieli prądu.
-Tak, jasne. Proszę. – Odsunął się, nadal trzymając drzwi i mimowolnie wyglądając w głąb nocnej ciemności, oczekując, że gdzieś kątek oka zobaczy postać Marcusa.
-Lewarek masz, co? – Zagadnął go młody Afroamerykanin. –Gość przedziurawił ci oponę. Już do niiczego się nie będzie nadawać. – Pokręcił głową.
-Tylko jedną? – Travis spytał na westchnieniu, jakby z góry oczekując innej odpowiedzi.
-Zaskakująco, owszem. Wygląda na to, że swoje emocje skierował na resztę samochodu. – Wskazał kciukiem za siebie, nim zamknął drzwi, akurat kiedy Travis zrobił krok w ich kierunku.
Wszystko po kolei, upomniał sam siebie i wszedł głębiej do pomieszczenia.
Hammon przysiadł już przy stole, kierując światło latarki na punkt obok niego. –Więc, rozumiem, że to ty widziałaś mężczyznę odpowiedzialnego za zniszczenia. Możesz opowiedzieć mi wszystko od momentu gdy zdałaś zaczęło dziać się coś niepokojącego, a oficer Price wszystko ładnie zanotuje? – Zerknął na mężczyznę, który zrozumiał, że też ma zająć miejsce przy stole i jak najszybciej znaleźć swój notes.
Cavanagah zdecydował się dołączyć, wiedząc, że on też będzie musiał zdać swoją relację, chcąc jednocześnie odwlec w czasie zobaczenie swojego ukochanego Forda. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zaczął poruszać kolanem gdy tylko znalazł się w krześle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie będziemy się bawić w prywatnych detektywów — warknęła stanowczo. To nie wchodziło w grę. Już i tak miała dość wiedząc, że go narażała. Nie zamierzała się zgadzać na pogorszenie już i tak kiepskiej sytuacji, w którą wciągnęła Travisa drogą bezmyślności. Powinna była wpaść na to, że Marcus nie da tak łatwo za wygraną, a ten wyjazd nie skończy się dobrze, ale nie zrobiła tego. Potrzebowała tego weekendu. Chciała spędzić czas z przyjacielem, odciąć się od spraw w Seattle, trochę zresetować i nabrać sił na to, by wrócić do pracy i życia, które musiała uporządkować po tym, jak narobiła sobie w nim bałaganu tym jednym, nie mającym żadnego sensu, związkiem.
Kiedy Travis dzwonił na policję, nie odzywała się słowem. Kręciła się bez celu w pobliżu okna, co jakiś czas wyglądając na zewnątrz, by sprawdzić, czy Marcus znowu tam nie stał. Ilekroć odsłaniała firankę i wyglądała na dwór, tylekroć czuła, jak zimne dreszcze przeszywały jej ciało. Jedyną różnicą było to, że teraz miała obok siebie Travisa - faceta, który wiedziała, że nie pozwoli jej skrzywdzić i który zdoła w razie konieczności zareagować. Wierzyła w to. Przecież był jej bezpieczną przystanią, której tak kurczowo chciała się trzymać.
Czekanie na policję, wydawało jej się ciągnąć w nieskończoność. A kiedy ta pojawiła się na miejscu, wcale nie poczuła się lepiej. Wiedziała, że cała ta sytuacja będzie ją zmuszać do tego, by sięgnąć pamięcią do momentów, o których chciała zapomnieć. I nie była w błędzie. Początkowo pozwalała na to, by Travis rozmawiał z mężczyznami. Sama zaś krzywiła się pod nosem, bo i jej niewiele brakowało do tego, by olać rozmowę i wyjść, by sprawdzić, czy samochód faktycznie był w tak złym stanie, jak twierdziło tych dwóch. Siedziała jednak na miejscu i całą siłę woli wkładała w to, by usiedzieć na tyłku do końca rozmowy.
Tak, dokładnie — przyznała, kiwając nieznacznie głową i... Podjęła się całej historii od początku. Powiedziała wszystko. Streściła, jak wyglądały ostatnie miesiące jej związku (z czym nie czuła się dobrze, mając obok siebie Travisa), dzień rozstania i reakcję Marcusa na jej widok, gdy pakowała swoje rzeczy do torby i chciała się po cichu wymsknąć z domu. Opisała ze szczegółami, co ją spotkało tamtego dnia, a całą historię zakończyła na tej nocy, która trwała w najlepsze. Drżała, zerkając nerwowo w stronę drzwi, gdy mówiła o nożu, który dostrzegła w męskiej dłoni. Drżała również wtedy, kiedy opowiadała o swoim ataku paniki. Ostatecznie nie wiedziała, czy policjanci brali jej słowa na poważnie, czy może jednak podchodzili do kwestii psychopatycznego eks z przymrużeniem oka, ale była wdzięczna za to, że jeden z nich wszystko notował.
Po złożeniu zeznań nie drgnęła nawet na moment. Nie zamierzała ich odprowadzać do drzwi, chociaż zapewnili, że zrobią obchód po okolicy, by sprawdzić, czy Marcus nie kręcił się po okolicy i by zyskali czas na to, żeby zmienić koło w samochodzie oraz wyjechać w drogę powrotną do Seattle.
Chodź. Zróbmy co mamy zrobić i jedźmy stąd — mruknęła, gdy dwóch gliniarzy opuściło domek i zniknęło w pobliskich zaroślach. Podniosła się z krzesła i wyszła na werandę spoglądając w stronę samochodu. Chwilowe wahanie ustąpiło stanowczości, która towarzyszyła jej, gdy trzymając swoją walizkę pokonała dzielącą ich od samochodu odległość. Przystanęła przed fordem i obrzuciła go uważnym spojrzeniem. — Kurwa mać... — zaklęła, widząc w jakim stanie Marcus pozostawił ukochany samochód Travisa. Przez kilka chwil nie miała odwagi na to, by spojrzeć przyjacielowi w oczy, ale gdy kątek oka zauważyła go obok siebie, zadarła nieco głowę. — Pokryję koszt naprawy... A teraz.. Mogę chyba tylko przeprosić — westchnęła. W tej kwestii nie mogła zrobić nic więcej. Mogła jedynie oddać mu kwotę, jaką wyda na naprawę Fora, przeprosić i potrzymać latarkę, żeby ułatwić mu wymianę koła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Travis nie odpowiedział nic na jej sprzeciw. Nie potwierdził, że jej posłucha, ani nie zaprzeczył, mając oczywiście plan zrobić swoje, jeśli policja w końcu go nie znajdzie po tym jak upewnią się, że do Seattle dotarły wieści o ich ‘uciekinierze’. Dostaną czas, ale jeśli akurat tak się zdarzy, że mężczyzna znajdzie się zbyt blisko, to Travis nie będzie miał problemu sam sprowadzić go do aresztu. W idealnych warunkach wolałby być na to przygotowany, a nawet zwerbować do pomocy Blake’a by nie zostać głupio zaskoczonym, ale wiedział z doświadczenia, że w sytuacjach nagłych rzadko cokolwiek szło według planu. Nie zaszkodzi oczywiście wspomnieć, aby Griffith miał oko na podejrzane osobistości.
Spotkanie z policjantami okazało się pierwszym okazją dla Travisa by usłyszeć pełną wersję wydarzeń. Nie pytał nigdy Leslie co dokładnie się tam stało, nie chcąc kazać jej ponownie przez to przechodzić. Myślał, że wiedział wystarczająco po tym jak zobaczył w jakim wybiegła stamtąd stanie, w dodatku jeszcze w strachu i panice obijając jego tors gdy zastawił jej drogę. Myślał, że to mówiło samo za siebie. Nie spodziewał się jednak, że ten bydlak chciał ją zabić. T o było tym gorsze i tym gorzej wróżyło na ewentualne konfrontacje. Jeśli wtedy był zdolny się do tego posunąć, to co miałoby go powstrzymać przy następnej okazji? I dlaczego w takim razie nie poszedł o krok dalej dzisiaj? Może jednak brał pod uwagę, że we dwójkę byłoby mu trudniej sobie z nimi poradzić.
Ścigał pod stołem pięść, aż do pobielenia knykci wraz z dalszymi słowami Leslie. Co raz to na nowo odgrywał sobie co się stało i jak swoimi działaniami, nie tylko fizycznymi Marcus terroryzował Hughes. Ktoś taki nie miał prawa dalej szwendać się po świecie bez konsekwencji.
Przypomniał jeszcze policjantom, żeby przekazali to do Seattle, gdzie jest już aktywna sprawa z Marcusem w roli głównej i dla pewności spisał jeszcze ich numery odznak. Nie miał zamiaru ryzykować, że zginie to gdzieś w papierach i nigdy nie dotrze na miejsce by tym bardziej urządzić tego świra. Niech spróbuje się z tego wszystkiego wybronić. Cavanagh nieco sztywno odprowadził oficerów do drzwi, trawiąc jeszcze przyswojone informacje, ale nie odzywając się w żaden sposób na ich temat. Zamiast tego zajął swoje ręce bagażami i podszedł z nimi od razu do samochodu, nie wahając się dopóki nie zobaczyć w świetle księżyca dość głęboko wyrytego krzywo ‘ONA JEST MOJA’ na masce samochodu. Zacisnął szczęki zduszając napływające fale wściekłości w ciężkim oddechu. -Zabiję skurwysyna. – Wymamrotał pod nosem, bez pokrycia.
Nie miał już słów na tą karykaturę człowieka i na to jak jego głupie zazdrości nękały Leslie. Jak w swojej gierce musiał wszystko rujnować, wyżywając się całkiem sprawnie na czymś co tak mocno cenił sobie Travis. Jego Ford Mercury nie był tylko samochodem, był jego oczkiem w głowie, które sam złożył, nad którym spędził wiele godzin i dni, wysiłku i swojego serca. Nie wiedział, że miał być tylko celem wiadomości, czy też samego terroryzowania, ale wyprowadzanie z równowagi wychodziło Marcusowi wyśmienicie w jeszcze tak fatalnym czasie. Zmielił w ustach dalsze obelgi i otworzył tylne siedzenia, żeby wpakować do nich torby.
-Chyba sobie żartujesz. – Odparł z niemalże pretensją, okręcając się w jej stronę. -Nie będziesz mi niczego zwracać, a już tym bardziej nie powinnaś przepraszać o ile sama tego nie zrobiłaś. – A nie zrobiła i oboje doskonale o tym wiedzieli. Otworzył bagażnik, żeby sięgnąć po lewarek i przyniósł go do flaka po lewej stronie. -Musisz poświecić mi latarką. – Tak jak napis na masce mógł, tak już nie docierało tyle światła do boków samochodu, na których przy okazji dopatrzył się w gnieceń i śladów po butach. Tuż przed rozejściem się policja zrobiła zdjęcia, ale uznał, że dla pewności zrobi jeszcze swoje zdjęcia nim wymieni oponę. To był jego samochód, więc będzie mógł to zgłosić na własną rękę, bez niepotrzebnego ciągania blondynki na komisariat, zwłaszcza, że nadal kręcił się po nim Bob.
Jeszcze tuż przed odjazdem oficerowie wrócili z obchodu informując, że nikogo nie znaleźli, acz odkryli odcięty kabel przy zewnętrznej skrzynce. Powiedzieli, że sami powiadomią właścicielkę i przy okazji oddadzą jej klucze. Sprawy nad jeziorem Chelan zostały więc domknięte, a oni mogli wybrać się w pięciogodzinną podróż, zatrzymując się po drodze tylko w celu zakupienia kawy i energetyków. Nawet ze wszystkimi wrażeniami, brak snu i energia wyczerpana na przemiał emocji w końcu zaczęły do Travisa docierać, ale oboje uznali, że nie chcieli się zatrzymywać na dłużej, niewiele oprócz tego mówiąc w trakcie całej podróży.
Dla pewności, nim Leslie trafiła z powrotem do domu Charlotte, Travis zrobił kilka rundek, mających ewentualnie zgubić Marcusa, nawet jeśli wydawało się to niepotrzebne. Nie mógł ryzykować, że kolejne miejsce stanie się potencjalnym celem tego świra. Zamiast też pojechać do domu samochód zabrał do garażu, aby sprawdzić czy nie miał na sobie gpsa ani pluskwy, zakupionym wcześniej sprzętem którego nie miał kiedy używać. Tymczasowo zakleił też maskę, nie wiedząc kiedy znajdzie czas by znaleźć nową i oddać ją do lakiernika, lub kiedy przeprowadzi szczegółowe oględziny. Nie dawał temu jednak zbyt wielkich szans. Dopiero nad ranem trafił do własnego mieszkania, by wyłożyć się na kanapie i zasnąć, niemalże zapominając co jeszcze czeka go po otworzeniu oczu.

/zt. x2

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”