WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zbliżając się na miejsce Travis opuścił szybę wpuszczając do wnętrza auta woń świeżego powietrza. Było inne niż w Seattle co nie zaskakiwało, nie odbierając jednak od pozytywnego wrażenia. Jezioro Chelan majaczyło się już w dystansie. Było teraz po ich lewej, ale wynajęty na weekend domek znajdywał się po jego drugiej stronie. Cavanagh powierzchownie zmierzył znajomy widok, nieszczególnie nawet ujawniający upływ czasu. Dla nich mógłby się zapewne zatrzymać, chociaż mieszkańcy miasteczka mieli na to inny pogląd. Postukał palcami o ramę drzwi nim wrócił drugą dłonią do kierownicy wraz z tym jak wszedł w zakręt. GPS posłusznie kierował ich ku celu, chociaż Travis włączył go zaledwie ‘na wszelki wypadek’ jednocześnie niemalże kompletnie wyciszając. Mieli w końcu lepsze rzeczy do słuchania, za głośno też śpiewając, by usłyszeć ewentualne nadchodzące wskazówki.
Nie mógłby się bardziej zgodzić, że potrzebowali tak oderwać się od… od wszystkiego co zostawili w Seattle. Wyjście do baru po prostu nie było już wystarczające, zwłaszcza nie ze świadomością, że Marcus nadal gdzieś tam się kręcił, a Asli zapewne przeklinała go w duchu za bezczelność. Nie planował uciekać od narzeczonej, ale nie dało się ukryć, że to właśnie ich kłótnia skłoniła go by przyspieszyć wyjazd, na ostatnią chwilę rezerwując miejsca dla siebie i Leslie i się pakując. Myślał sobie, że źle to wygląda, ale jednocześnie buntował się przed tym, że miałby nie wyjeżdżać gdzieś z przyjaciółką, choć mieli zwyczaj robić to już wcześniej.
Należało się im obojgu. Po turbulencjach jakie w życiu przeszli to było wręcz zdrowe posunięcie. Zamiast dalej pływać w niezdrowych myślach, kręcić się obsesyjnie wokół wspomnień wybrali relaks nad jeziorem, świeże powietrze i zmianę scenerii. W swojej małej bańce. Kto powiedział, że i Asli nie skorzystałaby na takim wyjeździe? I Blake? Mogli zorganizować coś grupowego, ale wtedy Serenity świeciłoby niemalże pustkami, a to nie odbiłoby się dobrze na interesach. Prawda była też taka, że Cavanagh chciał spędzić ten czas z Leslie, tylko z Leslie. Griffth musiał zrozumieć, że oni już swój wspólny wypad dostali, nawet jeśli przypominał bardziej pracę za którą nikt im nie płacił. W tym wszystkim o zazdrość przyjaciela zapewne najmniej musiał się martwić.
-Póki co żadnych niedźwiedzi na horyzoncie, wiadomości nie kłamały. – Skomentował, okręcając na chwilę głowę w stronę Leslie. –Zatrzymujemy się po jakieś zapasy czy polegamy na naszych? – Wskazał luźno do zbliżającego się niewielkiego sklepu. Na tylnym siedzeniu siedziała podróżna lodówka do której głownie zapakowali wodę, napoje i trochę alkoholu. Jedzenie też się znalazło, ale pogoda dopisywała na tyle by niekoniecznie wzmagać głód, a sam Travis nie zdążył właściwie przygotować nic więcej oprócz kilku kanapek na drogę, chociaż możliwe, że Leslie lepiej zadbała o ich żołądki. -I wiesz co? Myślałem, że przy takiej pogodzie będzie się tutaj kręciło więcej ludzi. – To nie tak, że miasto było opustoszałe, ale zważając na to, że zbliżało się południe nie można też było mówić o turystycznym tłoku. –Nie żebym narzekał. – Uniósł chwilo dłonie w geście kapitulacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyjazdu nad jezioro Chelan wyczekiwała niecierpliwie, starając się każdego dnia nie zerkać na telefon, by sprawdzić, czy Travis się odezwał. Kiedy to nastąpiło, nie potrafiła jednak zwalczyć uśmiechu, który pojawił się na jej ustach. Potrzebowała tego. Odcięcia się od Seattle, Marcusa, rodzinnych problemów, które nie dawały jej spokoju oraz wielu innych spraw, jakimi zaprzątała sobie głowę.
Tylko ona, Travis i ich ukochane jezioro.
Niczego nie potrzebowała w tym momencie bardziej, niż tego poczucia, że coś w tym otaczającym ją zamieszaniu, mogło wyglądać, jak za starych dobrych czasów, kiedy było po prostu dobrze, a w życiu panował ten idealny spokój, którego kurczowo się trzymała. Nie miała pojęcia, kiedy ten wymsknął się jej z rąk, ale dążyła do tego, by go odzyskać. Czekała ją długa droga ku temu, ale nie zamierzała się poddać. Nie byłaby sobą, gdyby dała za wygraną i pozwoliła na to, żeby parszywy los w dalszym ciągu wywracał wszystko do góry nogami. Kiedyś przecież musiało być lepiej. Życie nie mogło nagle zmienić się tak, by już do końca było pasmem porażek, nieszczęść i kłód rzucanych pod nogi z każdej strony.
Wpatrując się w znajome widoki, czuła, jak ogarniał ją ten upragniony spokój. Nad jeziorem Chelan nie mogła natknąć się na żadne problemy. No może poza jakimiś dzikimi zwierzami, które zdecydowałyby się odwiedzić ich domek i pożreć zapasy jedzenia, które ze sobą zabrali. Wierzyła jednak miejscowym artykułom, które głosiły, że niedźwiedzie zniknęły z zaludnionych miejsc i wszyscy przybywający nad jezioro, jak i mieszkańcy miasta, mogli się czuć bezpiecznie.
Czy mogła chcieć czegoś jeszcze, poza tym, co mieli przed samymi nosami? Owszem.
Zerknęła kątem oka na Travisa. Zliczenie, ile razy w ciągu tej blisko czterogodzinnej podróży biła się z własnymi myślami, było niemożliwe. Z jednej strony w jej głowie odbijały się słowa siostry, która udzielała Leslie rad, odnośnie tego, co powinna zrobić. Z drugiej strony trzymały się blondynki te znajome już, liczne obawy odnośnie tego, jak wiele mogłaby zniszczyć swoją szczerością. Była rozdarta i ilekroć myślała nad tym, jak mogłaby zacząć w odpowiedniej chwili rozmowę, do której przygotowywała się od kilkunastu dni, przygryzała nerwowo wargę i karciła się w myślach, przypominając sobie, że tak daleko idące wyznania, mogły zniszczyć wszystko. A tego przecież nie chciała. Patrząc na siedzącego obok niej mężczyznę, uświadamiała sobie boleśnie, że wolała mieć w nim tylko przyjaciela, niż gdyby miała go zupełnie stracić. Nie chciała, by zrobiło się dziwnie, niezręcznie i by w pewnym momencie zatracili zdolność porozumiewania się, co doprowadziłoby do zerwania kontaktu.
Potrząsnęła głową, wyrywając się z zamyślenia.
Nie powinna teraz o tym wszystkim myśleć i psuć humoru sobie, jak i Travisowi.
Chociaż tyle, teraz jak tyle przejechaliśmy, musielibyśmy szukać w okolicy bezpieczniejszego miejsca — odparła, wyglądając raz jeszcze przez okno. Żadnych niedźwiedzi, żadnych szopów i wilków. — Albo musielibyśmy się nauczyć z nimi koegzystować — dodała, ale nie zamierzała udawać, że druga opcja jej odpowiadała. Niedźwiedzie były fajne, ale pod warunkiem, że nie widziała ich w pobliżu siebie. — Jedzenia zabrałam wystarczająco, żebyśmy nie umarli z głodu. Wody też nam chyba wystarczy i wina, pomyślała. Nie mogła się powstrzymać, gdy upychała dwie butelki do swojej torby. W domu leżały i się kurzyły, bo Charlotte pić nie mogła, a głupio tak pić samej i robić kobiecie w ciąży smak. Wolała jednak przemilczeć, bo patrząc na to, ile alkoholu i tak zmieściła ich lodówka, to zapowiadał się weekend na jednym wielkim kacu i kolejny tydzień dochodzenia do siebie.
Jeszcze nie mów hop. Zaraz się okaże, że w okolicy naszego domku są tłumy — rzuciła. Różnie bywało, a lepiej, żeby sobie tych tłumów nie wykrakali. Co jak co, ale liczyła na to, że chociaż tu będą mieć trochę spokoju, żeby odetchnąć w końcu od zgiełku miasta. — Z drugiej strony, to jeszcze nie środek sezonu. Przyjechaliśmy wcześniej niż zazwyczaj — zauważyła jeszcze. Kolejną sprawą było to, że dawno nie odwiedzali tego miejsca. Na tyle dawno, że nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy byli tam ostatni raz. — Swoją drogą, jak to zrobiłeś, że udało ci się wyrwać wcześniej? — zapytała z rozbawieniem, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że ta nagła zmiana terminu i szybka rezerwacja miała związek z Asli. Zakładała, że w jakiś super tajny sposób udało mu się oszukać czas i nadgonić własne sprawy w przyspieszonym tempie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zabawnym było, że chociaż Cavanagh nie zawsze był skory do długich przemyśleń, z doświadczenia dostrzegając ich problematyczne tendencje, to jednak ostatnimi czasy nawet gdyby chciał, nie do końca miał czas przepracowywać przez nowe napływy informacji. Z jednej przepaści w drugą, aż pewne sprawy wtapiały się w tło. Łatwiej było przyjąć pewien określony stan rzeczy. Wiedział, że ktoś z jego Ekipy jest odpowiedzialny za podłożenie mu narkotyków, tak po prostu już było, jego syn już jeździł na jego miejscu. Plan na ślub był w trakcie realizacji. Był z Asli zaręczony, tak było aktualnie, wiec z góry tkwiło w tym założenie, że sprawa się nie zmieni. Może właśnie dlatego osobiście nie uważał, że było w tym coś złego, że chciał wyjechać z przyjaciółką za miasto. Pozornie recepta na problemy, wcale taka problematyczna nie była w jego oczach (oprócz tego, że był to czas, którego nie spędzał z narzeczoną). Travis, jednak, w odróżnieniu do swojej towarzyszki, nie zagłębiał się ostatnio w niuanse ich relacji. Zapewne ostatni raz gdy jego myśli uciekły w tym kierunku wyraźniej był ich wypad do baru karaoke.
Oboje przyjęli swoją początkową umowę jako odgórną ramę zza której się nie wychylali. Były ku temu z resztą powody, tylko podkreślające jak ważni dla siebie byli. Mogliby to zepsuć i chociaż chciał wierzyć, że z tego też by się podnieśli to jednak nie mógł mieć takiej pewności, żadne z nich nie mogło. Podejmowali już tyle ryzyka w swoim życiu, a tutaj jednak okazywali się…działać wbrew swojej naturze…?
-Ewentualnie zabarykadowalibyśmy się w domu. – Zaproponował, jako kolejną opcję. –Koegzystowanie mogłoby być ciekawe. Chodzilibyśmy wspólnie na ryby. – Uśmiechnął się w rozbawieniu. –Myślę, że w tym znaleźlibyśmy wspólny język. – Przysunął dłoń do swojej klatki piersiowej, niczym prawdziwy amator chodzenia po głuszy. –Ale zdecydowanie łatwiej będzie korzystać z naszych zapasów. – Przyznał, przyciskając bardziej pedał gazu gdy zdecydowali się nie zatrzymywać. Skrzynkę piwa Cavanagh posadził jeszcze w bagażniku, w końcu na miejscu już mając dostęp do lodówki będą je zawsze mogli tam wstawić, a on cenił sobie dobry, chłodny, chmielowy trunek na zagłuszenie sumienia i tych myśli co do tej pory nie przetworzył. Brzydki zwyczaj, ale momentami skuteczny.
-Dokładnie. – Wskazał na nią w potwierdzeniu. –Jest do tego dobry powód, więc szczęście powinno nam sprzyjać. – Powinno. Po wszystkim przez co los ich przeciągnął, mogli teraz mieć trochę spokoju dla siebie. Zerknął do niej na krótko, jeszcze nim do końca padło pytanie, później znów skupiając oczy na rozciągającej się przed nimi drodze. Powstrzymał się od mimowolnego skrzywienia na myśl jak to wszystko rozegrał. Asli na to nie zasługiwała. Zwłaszcza nie tych koncertach na jej nerwach przez ostatnie wydarzenia, częściowo poza jego kontrolą, a częściowo bardzo z jego winy. Uniósł w końcu kąciki ust. –Potrafię być całkiem przekonujący. – Brakowało mu trochę przekonania, ale miał nadzieję, że nie rzuci się to szczególnie w oczy, zwłaszcza gdy odbije piłeczkę. –A jak Lottie zareagowała? – Zerknął w stronę Hughes. –Nie pokrzyżowaliśmy jej jakiegoś siostrzanego planu? – Zagaił, unosząc lekko brwi. –Lub waszego. – Dodał. Było już za późno, żeby przyglądać się ewentualnemu rozlanemu mleku, ale na rozproszenie wydawało się to być dobrym pytaniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Umowa. Niepisana ale wciąż aktualna, która wyznaczała granice ich relacji, których nie powinni byli przekraczać.
Mieli swój moment, mieli jakąś historię i mieli się tego trzymać. Wchodzenie dwa razy do tej samej rzeki, podobno nie powinno mieć miejsca. Ale czy aby na pewno? A może błędem nie było to, że spróbowali czegoś więcej, lecz to, że z tego zrezygnowali poddając się za wcześnie? Pytań w głowie Leslie, było wiele. Na żadne nie znajdowała odpowiedzi, bo zdawała sobie, że ta mogła się pojawić tylko i wyłącznie wtedy, kiedy porozmawia z Travisem. I chociaż powinna była wyjaśnić to już dawno, jeszcze zanim związał się z Asli, a ona z Marcusem, to milczała. Teraz zaś nad jeziorem Chelan doszukiwała się szansy na to, by przeprowadzić prawdopodobnie najtrudniejszą z rozmów z wiarą, że... Będzie dobrze. Musiało być. Bo tak, jak napisała jej siostra, jeśli on nie zrozumie, to nie zrozumie nikt. A czy było lepsze miejsce na poruszanie takich tematów niż to, gdzie od lat spędzali weekendy i wakacje, będąc po prostu sobą? Nie było, ale moment wciąż był nieodpowiedni. Musiała poczekać na ten właściwy, teraz po prostu ciesząc się tym, że byli tam gdzie byli.
I myślisz, że barykada dałaby coś w starciu z niedźwiedziem? Z głodnym niedźwiedziem? — zagaiła. Ona sama była sceptycznie nastawiona. Obstawiała, że takie wielkie bydle z łatwością dostałoby się do środka, gdyby mu tylko zależało. — Jasne, więc ty możesz iść z miśkami na ryby, a ja zajmę się kolacją, którą w najgorszym wypadku zjem sama — podsumowała i parsknęła śmiechem. Teren miał być wolny od niedźwiedzi. Tak wyczytał Travis a ona dała wiarę tym informacjom i wolała wierzyć w to, że nie zaskoczą ich nieprzyjemne niespodzianki. Co jak co, ale o relaks w towarzystwie tych drapieżników byłoby ciężko, gdyby musieli się na każdym kroku oglądać za siebie, by w porę uciec na jakieś drzewo, co mogłoby stanowić dla niej niemałe wyzwanie.
Nie wątpię — uśmiechnęła się nieznacznie. Travis potrafił być przekonujący. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości, bo ona sama przytakiwałaby mu chyba na każdy pomysł, jaki zrodziłby się w jego głowie. Nie wnikała więc bardziej i po prostu zaakceptowała taki stan rzeczy, na który nawet nie mogła narzekać, skoro przez najbliższe trzy dni, mogła spędzić czas tylko z nim. Ziszczenie marzeń o powrocie starych, dobrych czasów.
Lottie? Jest zachwycona — zaśmiała się, przypominając sobie dopiero wymienione z siostrą wiadomości. — Przed chwilą z nią pisałam, trochę się wczoraj mijałyśmy i nie miałam okazji powiedzieć, że wyjeżdżamy, ale cieszy się, że ma wolną chatę — wyjaśniła z rozbawieniem, pomijając kilka szczegółów związanych bezpośrednio z Travisem. Nie musiał wiedzieć, przynajmniej nie teraz, jak daleko zabrnęły te wiadomości i żarciki sióstr Hughes, w których można się było doszukać odrobiny prawdziwych przemyśleń. — Kazała cię pozdrowić i mamy się dobrze bawić — dodała. Gdyby miała jakieś plany z siostrą, z całą pewnością by go o tym poinformowała. Tych jednak nie miały, bo fakt, że od dłuższego czasu mieszkały pod jednym dachem w zupełności wystarczył do tego, żeby ich siostrzana relacja była na satysfakcjonującym poziomie. Nie potrzebowały do tego kombinowania, jak spędzić kolejny dzień, kiedy obie doskonale rozumiały, że chwili odpoczynku od siebie również potrzebowały.
To gdzieś tutaj? — zapytała, zauważając, że zaczęli wjeżdżać na teren domków do wynajęcia. Podobnie jak wcześniej i tu nie dostrzegła wielkich tłumów, ale było jej to na rękę. W końcu przyjechali tam po to, by odpocząć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Zależy czy rozpoznawałby nas jako adekwatne przekąski. – Nie wiedział właściwie wystarczająco wiele o tym gatunku by móc stwierdzić czy był zdolny zjadać ludzi na głodzie, ale słyszał, za to, że koty były do tego zdolne po śmierci człowieka. A skoro koty mogły… dlaczego nie niedźwiedź? Miał jednak nadzieję, że te ich debaty były tylko teoretyczne i że będą mogli się zrelaksować zamiast snuć zawiłe plany ucieczki. Lub po prostu skuteczne, to powinno być priorytetem. Zaśmiał się na podsumowanie Hughes. –Dobrze wiedzieć, że posiłek by się nie zmarnował. – Priorytety, czyż nie?
Pokiwał głową z lekkim uśmiechem. Swoje rodzeństwo można było kochać, ale poczucie wolności jakie przychodziło z pustym domem było czymś bezkarnie przyjemnym. Nie chodziło tylko o dowolny ubiór czy salonowy telewizor na wyłączność, przede wszystkim odchodziła obecność samej osoby. Jak miła by ona nie była, to jednak w pakiecie były jej opinie, jej głos, czy chęci do rozmowy. Nie myślał tutaj nawet o samej Leslie, a raczej wrócił chwilowo myślami do tych chwil gdy po rozstaniu, gdy już się z tym pogodził doceniał swoje własne towarzystwo, czy cieszył się właśnie wyjazdem, jego wtedy, dziewczyny. Nie na zbyt długo. Głuchej ciszy dzwoniącej po mieszkaniu też nie lubił. –A dzięki i to mamy gwarantowane. – Uśmiechnął się z niezachwianą pewnością siebie. Przyjechali tutaj właśnie w tym celu. –Jak tam będziesz znowu do niej pisać też ją możesz ode mnie pozdrowić. – Dorzucił, zerkając krótko w jej stronie, przy okazji sprawdzając ekran gpsa.
-Mhm. To będziee… trzeci skręt na lewo. – Mówił jednocześnie wyraźnie lustrując kolejne mijane domki i uliczki. Zazwyczaj zapamiętywał kilka specyficznych punktów odniesienia, a jednym z nich była skrzynka przedstawiająca miniaturę domu do którego należała. Minęli jedną ulicę, a w kolejną już wjeżdżali, choć nie była to jeszcze pora na: ‘cel twojej podróży jest po prawej stronie’ wypowiadanej z dziwnym entuzjazmem, którego i tak by nie usłyszeli. Domy pojawiały się coraz rzadziej rozsadzone, z wkradającą się częściej zielenią, aż w końcu pojawiła się ich znajoma chatka. Za nim jednak do niej podjechali, Travis zatrzymał się na chwilę by odebrać klucze od właścicielki, mieszkającej na tej samej ulicy, acz nie bezpośrednio przy jeziorze – tam znajdowały się miejsca typowo do wynajęcia, bo i najlepiej się sprzedawały.
I jesteśmy. – Zakomunikował wbrew temu, że nie można było scenerii i wyłączenia silnika pomylić z niczym innym. Wysiadając z samochodu przeciągnął się i jeszcze pozwolił sobie na skłon, dając plecom odpocząć od siedzącej pozycji. Miał wygodne siedzenia potrafiące naprawdę ułatwić podróż, ale ciała nie dało się oszukać. Sięgnął jeszcze do wnętrza samochodu, by otworzyć bagażnik i dopiero wtedy przeszedł do niego, by w pierwszej kolejności przenieść ich bagaże do domu. Hughes miała klucze, więc Travis mógł spokojnie przeciążyć swoje ramiona chcąc zabrać wszystko na raz, nawet jeśli nie mógł wliczyć w to lodówki. –Hej, weźmiesz pompkę? – Wskazał podbródkiem na analogowy egzemplarz leżący zaraz przy prawej ściance bagażnika, wciśnięty za pasek. Materac i inne miał już w ramionach i trochę brakowało mu miejsca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To drapieżnik. Na pewno widziałby w nas kawał smakowitego mięsa — odparła. Ona tym miśkom nie ufała i nie zamierzała swojego podejścia zmieniać. Najlepiej byłoby, gdyby wszystkie faktycznie zniknęły w okolicznych lasach i ich się trzymały, kiedy ona nie planowała się w nie zapuszczać, bo dużo bardziej interesowało ją moczenie tyłka w wodzie i wygrzewanie się w letnich promieniach słońca.
Jeśli zaś chodziło o jej rodzinne relacje, nie mogła narzekać na swój pobyt u Lottie. Chociaż początkowo czuła się z tym wszystkim naprawdę niezręcznie, to obecnie była na takim etapie, że dostrzegała w tym liczne plusy. A właściwie jeden, niezwykle dla niej istotny. Po długim czasie, dzięki dzieleniu ze sobą czterech kątów, nieco się zbliżyły. Odnajdywały wspólne tematy do rozmów, zarywały wieczory przed telewizorem, żartując sobie z głupich filmów, a co najważniejsze rozmawiały. O ważnych i lżejszych sprawach. Radziły się siebie nawzajem, dzieliły swoimi przemyśleniami, problemami, troskami i radościami. Tego właśnie Leslie od zawsze oczekiwała jeśli chodziło o jej rodzinę. Chciała, by wszyscy byli zgrani i trzymali się razem, ale zdawała sobie sprawę z tego, że tę rodzinę czekała długa droga, na końcu której wcale nie musiało być tak idealnie. Dowiodło tego między innymi ostatnie spotkanie w domu rodziców. Niemniej, dystans też był potrzebny i cieszyło ją to, że teraz Lottie mogła odpocząć od jej towarzystwa i przez tych kilka dni, pobyć sama ze sobą.
Pewnie, pozdrowię ją — przytaknęła, zastanawiając się nad tym, kiedy właściwie będzie pisała do siostry. I mimowolnie zbiegła myślami w stronę jednej z ostatnich wiadomości, gdzie Lottie zaoferowała swoją pomoc z ewentualną ewakuacją znad jeziora. Leslie miała nadzieję, że ta nie będzie konieczna, a kolejna wymiana wiadomości będzie dotyczyła zapewnienia, że nic się nie zmieniło i jej siostra w dalszym ciągu mogła się cieszyć wolną chatą.
Kolejne minuty siedziała w ciszy, obserwując z coraz większym podekscytowaniem okolicę i rozstawione wszędzie domki. Kiedy się zatrzymali w zawrotnym tempie wyskoczyła z samochodu, by rozprostować kości i zaciągnąć się świeżym powietrzem i zapachem jeziora.
Jasne i daj mi to — przytaknęła i zabrała od niego materac. Może i klucze miała, ale nie zamierzała patrzeć, jak robił za zawodowego tragarza. Przyjechali tam razem i razem mogli się zająć przenoszeniem rzeczy z samochodu do domku. Nie była księżniczką, której stanie się krzywda, jak poniesie coś więcej niż jedną pompkę i dlatego też, nieznacznie obładowana ruszyła za Travisem do drzwi, by po chwili mogli znaleźć się w środku domku. Odłożyła materac, pompkę i swoją torebkę na bok i od razu ruszyła na rozeznanie. Rozejrzała się po przestronnym salonie, uśmiechając w taki sposób, w jaki tylko ona umiała, kiedy obrzucała wzrokiem każdy kąt pomieszczenia.
Jest idealnie. Cholera, jest naprawdę doskonale — stwierdziła i przystanęła przy oknie, wpatrując się w widok za nim. A ten nie pozostawiał nic do życzenia. Jezioro, błękit nieba, okoliczne wzgórza. Czy mogła chcieć więcej? Nie. Miała wszystko to, co było jej potrzebne do pełni szczęścia i poczucia, jak ogarniał ją długo wyczekiwany, wewnętrzny spokój. Jej roziskrzone spojrzenie raz jeszcze omiotło całą okolicę i zatrzymało się na przyjacielu. — Rozpakujemy się, zjemy coś na szybko i idziemy nad wodę? — zapytała z szerokim uśmiechem, od razu ruszając w stronę niewielkiej kuchni. Lodówka była i działała, wszelkie potrzebne naczynia i garnki również mieli, a do tego zauważyła mikrofalówkę, w której mogli sobie w ramach obiadu odgrzać jedno z gotowych dań, które kupiła przed wyjazdem. Tylko czy chciała marnować czas na siedzenie w kuchni? Jasne, że nie. — Albo wiesz co? Weźmiemy coś, co można zjeść bez stania nad garami i zrobimy sobie piknik! — stwierdziła, zmieniając zdanie. Chciała się tylko rozpakować, trochę odświeżyć i wyjść na zewnątrz, by odetchnąć świeżym powietrzem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Travis nie miał zamiaru walczyć i targować się o więcej bagażu, właściwie to pomoc wręcz doceniał. Im więcej uda im się unieść teraz, po tym mniej rzeczy będą musieli wracać. We dwójkę był to sukces już za pierwszym razem. Pierwsza na blacie wylądowała skrzynka, a wraz z nią kilka innych szpargałów, a reszta toreb trafiła pod ścianę. Travis poruszył nieco palcami, otwierając i zamykając dłoń chcąc pozbyć się śladów wrzynającej się w skórę plastikowych elementów, zatrzymany wpół obrocie gdy spojrzał na Hughes. Na ustach i jemu mimowolnie zamajaczył się uśmiech, gdy śledził ją wzrokiem. Piękny widok gdy tak promieniała, wpisując się w definicję tego o czym rozmawiali w pamiętny dzień w barze karaoke. Mrugnął, odchrząknął sam do siebie i też podszedł do okna, otwierając je wraz z osobną ramą na moskitierę. Opierając się o parapet pochylił się do przodu przypominając sobie jak nieco podchmieleni wygłupiali się kiedyś przy ognisku po którym teraz niewiele zostało, aż w końcu jedno wepchnęło drugie do jeziora mając przy tym świetny ubaw.
-Jak za starych dobrych czasów. – Pokiwał z wolna głową. W przeszłości zawsze było jakoś tak lepiej, łatwiej. Pamięć to przewrotny towarzysz, lubi koloryzować i nadawać cieplejszych kolorów temu co już wcześniej sprowadzało na twarz uśmiech. Cavangh nie miał nic przeciwko nie wspominaniu tego momentu gdy przyciął sobie niefortunnie nogę i resztę dnia musieli spędzić w jednym miejscu, czy tego, że ciśnienie pod natryskiem niskie było zawsze wtedy kiedy próbował wziąć prysznic. To nie było konieczne.
-W myślach mi czytasz. – Odpowiedział, już upominając się o pompkę myślał o tym, żeby najlepiej od razu wybrali się nad jezioro. Jedzenie było wręcz na drugim planie, ale jednak nie dało się ukryć, że minęło trochę czasu od ich ostatniego postoju. –Przyniosę lodówkę, ale tak swoją drogą zostało chyba trochę kanapek? No trochę, czyli może ze dwie… – Dodał, gdy spróbował przypomnieć sobie ile zjedli, a ile na pierwszym miejscu mieli. –Koc powinieen byyyć… – Spojrzał się na przyniesione bagaże. –Na tylnym siedzeniu. Przyniosę go z lodówką. – Zakomunikował i wybył z domu. Przy okazji ich głównego schowka na jedzenie i picie zabrał też swoją komórkę i portfel, zmieniając jej tryb na wibracje nawet nie zerkając na ekran, by przypadkiem nie okazało się, że były tam jakieś wiadomości.
-Wino, piwo, czy… Sprite? – Zadał poważne pytanie stawiając lodówkę podróżną nieopodal tej mniej mobilnej. Bez względu na odpowiedź zaczął przepakowywać produkty, w pierwszej kolejności wrzucając chłodzące ogniwa do zamrażarki. –Mamy szklanki… – Zaczął przeglądać szafki. –Ale nie ma kieliszków… – Zauważył. –Wygląda na to, że będziemy pić jak totalni amatorzy. – Stwierdził z żartobliwą powagą. –Czego się te twoje wino doczeka. – Pokręcił głową.
Nie wiedział jakie relaksujące okaże się tu być z Leslie. Czuł jakby w końcu mógł po prostu się rozluźnić, zupełnie jak wypuszczenie z płuc powietrza, którego nie wiedziało, że się wstrzymuje. Nie doświadczał nic, aż tak dramatycznego, ale było coś w tym miejscu, w obecności Hughes co działo na niego wręcz kojąco jednocześnie napędzając go entuzjazmem. Był gotowy rzucić się do wody już teraz, nawet skusić się na to wino, po prostu czerpać z tego czasu nie myśląc o tym co będzie za trzy dni, a nawet jutro.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla Leslie zadziwiającym było to, jak wiele wspomnień można było mieć w związku z poszczególnymi miejscami, które gdzieś ulatywały, ale wracały ze zdwojoną siłą, kiedy wracało się do danego miejsca. Tak też miała w tym momencie, gdy rozpromieniona, z uśmiechem, który nie schodził z jej ust, wpatrywała się w okolicę, co jakiś czas zerkając na Travisa. Zastanawiała się też nad tym, czy za kilka, a może i kilkanaście lat wciąż będą tam wracać, czy może jednak po jego ślubie coś się zmieni, a te wspólne wypady dobiegną końca.
Przygryzła nieznacznie wewnętrzną część policzka.
Nie chciała, by ta ich mała tradycja się skończyła.
Idź, a ja zorganizuję jedzenie — odparła i kiedy wyszedł, by przynieść lodówkę i koc, ona zajęła się przeglądem jedzenia które mieli. Dwie kanapki od Travisa, cztery od niej. To już coś. Dorzuciła do tego paczkę chipsów, jakieś kruche ciasteczka i trochę owoców. Powinno wystarczyć, a nawet jeśli nie, to nie mieli daleko, żeby podejść do domku i skołować więcej jedzenia.
Piwo. Wino zostawimy na wieczór, a sprite na jutrzejszego kaca — zadecydowała. Brzmiało jak całkiem dobry plan. Upić się piwem w tym upale, doprawić winem wieczorem, kiedy będą mogli się rozsiąść na kanapie lub hamaku wiszącym na tarasie, jeśli tylko pogoda się nie popsuje, a w okolicę nie zleci się wiele dziwnych, fruwających żyjątek, gotowych atakować ich z każdej strony. Innej wersji dla przebiegu tego dnia nie przewidywała, aczkolwiek była skłonna wysłuchać ewentualnych sugestii Cavanagha.
Ze szklanki nie będzie takie złe. Z butelki wolę nie pić, mogę stracić umiar — roześmiała się. Szklanki były dobrym zastępstwem dla kieliszków, kiedy jednak piła z butelki, a czasami się zdarzało, łyki robiła zdecydowanie za duże, a to przekładało się na stan trzeźwości umysłu. Tym samym od dawna unikała picia z gwintu wszelkiego rodzaju mocniejszych trunków, a nad jeziorem wiedziała, że tym bardziej było to wskazane, o ile nie chciała doprowadzić do nieszczęścia. Głupio by jej było, gdyby pod wpływem procentów odwaliła jakąś głupotę i nie daj boże, zaczęła się topić, a Travis musiałby jej ratować tyłek. Znowu.
Wciąż mu nie podziękowała za to co zrobił. Z drugiej strony wiedziała, że nie musiała tego robić, nawet jeśli zasługiwał na przeprosiny. Przebłyski tamtego wieczoru, kiedy zabrał ją wraz z Lottie z domu, z dala od Marcusa, dotarły do niej po kilku dniach i czuła się naprawdę głupio z tym, że okładała go pięściami. Nie miało znaczenia, że była w szoku i nie wiedziała co robi. Przyszedł jej pomóc. Zasługiwał na coś więcej niż kilka mocniejszych uderzeń, którymi go uraczyła.
Minęło jednak kilka tygodni i chyba nie chciała poruszać tego tematu. Sprawa z byłym już facetem, powoli szła do przodu. Wdzięczność za pomoc, mogła zaś okazać na wiele innych sposobów. Niekoniecznie słowami. Tymczasem wolała iść się odświeżyć i przebrać, by mogli w końcu iść nad jezioro.
Idę do łazienki. Zaraz wrócę i możemy iść nad wodę — stwierdziła, uśmiechając się do przyjaciela i zgarnęła swoją torbę, w której miała wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Kolejny kwadrans spędziła w łazience, gdzie wzięła prysznic i przebrała się w swoje ulubione bikini, na które swego czasu wydała majątek, bo tak wpadło jej w oko. W końcu zwarta i gotowa do szaleństw nad wodą, zabrała z torby plażowy ręcznik i zeszła do Travisa. — Możemy iść! — obwieściła i zgarnęła z blatu przygotowane wcześniej jedzenie. Materac i butelki z piwem zostawiła przyjacielowi i ruszyła do drzwi, by zaraz pokonać niewielką odległość dzielącą ich od jeziora. Ręcznik rozłożyła nad brzegiem, obok położyła jedzenie i nie zastanawiając się nad niczym, od razu wbiegła do jeziora, popiskując przez śmiech, kiedy uderzył w nią chłód wody. Zignorowała to i rzuciła się w nią, by zaraz z ledwie wystawioną ponad taflę, głową spojrzeć na Travisa. — Tylko nie mów, że tchórzysz! Chodź tutaj, jest ciepła! — zawołała. Kłamała, ale chciała go podjudzić do równie szaleńczego wejścia. Niech cierpi z nią!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Pilnowałbym cię, ale okej. – Zgodził się. Nic go nie kosztowało zabrać szklankę. To było też znacznie lepszym rozwiązaniem niż na nim polegać. Zamiast mieć na oku ile jego przyjaciółka wypija znacznie bardziej prawdopodobnie podawałby jej kolejną butelkę, gdy sięgał by po jedną dla siebie, a potrafił mieć całkiem żwawe tempo. Jak daleko w trunki zabrnęli mógłby się zorientować ździebko za późno.
W odróżnieniu od Leslie Travis nie uważał, aby podjął się jakiegoś wielkiego ratunku. Przyjechał za późno by faktycznie można było to tak nazwać, a kilka uderzeń, które dostał były niczym w porównaniu do paraliżującej myśli co by było gdyby została tam choćby minutę dłużej. Starał się jednak nie myśleć, nie wracać do tematu, ani tamtej nocy skupiając się na tym, że Marcus nie mógł jej już skrzywdzić. Niech się kryje po kątkach, naiwnie liczy, że się wywinie tylko po to by wylądować za kratkami, gdzie było jego miejsce. Travis nie był pewny czy ręczyłby za siebie gdyby gdzieś na niego wpadł. Zdrowy rozsądek mówiłby swoje, ale mógłby zostać poważnie przytłumiony wspomnieniem tamtego wieczoru i emocjonalnej spirali w jaką wpadł Cavanagh na myśl, że coś mogło się jej stać. Żadnych wspólnych wyjazdów, wieczorów i głupich pomysłów. Nie usłyszałby jej śmiechu i nie mógłby spojrzeć w te czarujące oczy. Nic dziwnego, że Griffith tak się zmienił i nie było wątpliwości, że samo więzienie odegrało swoją rolę, ale strata tak bliskiej sercu osoby zabierała cząstkę duszy i już jej nigdy nie zwracała.
Nie ze swoją śmiertelnością mieli się na szczęście mierzyć podczas tego urlopu. Zajadanie kanapeczek nad jeziorem to już co innego. Był przekonany, że będą smakować lepiej niż podczas podróży. –Jasne. – Odprowadził ją wzrokiem, by samemu bezceremonialnie przebrać się w kąpielówki do pół uda stojąc w salonie obok swojej torby, gdy kobieta zniknęła z jego pola widzenia. Z braku laku, ubrania z podróży zostawił po prostu na podłodze w połowicznej organizacji do późniejszego zaklasyfikowania. W wolnym czasie wyciągnął już na zewnątrz koc, znalazł nawet wiadro, które zapełnił nieco wodą, żeby tam wstawić butelki z piwem i podrzucił swój ręcznik na brzeg. Nie śpiesząc się szczególnie. Wrócił akurat gdy Leslie pojawiła się ponownie w salonie. –Panie przodem. – Eleganckim gestem przepuścił ją w progu, wcale nie mając w tym żadnych ukrytych motywów. Zabrał ze sobą materac, pompkę i gościa specjalnego w postaci dmuchanego koła wymalowanego na wzór koła… samochodowego.
Położył fanty obok koca, już schylając się po kanapkę gdy Leslie przeleciała obok niego wpadając do wody. Obserwował ją jeszcze na pół zgięty, marszcząc brwi na te poczynania, nim mimowolnie na usta wcisnął mu się uśmiech. –O tak, na peewno. – Prychnął, prostując się. –Jak w jacuzzi od razu. – Zaśmiał się i sięgnął po koło. –I nie prowokuj mnie Hughes, bo ograniczę ci przywileje. – Poklepał napychaną powietrzem oponę. Mógł użyć swoich płuc, ale nieszczególnie chciał tracić na to czas i dawać go więcej Leslie na rzucanie w niego kolejnymi komentarzami kwestionującymi jego odwagę. Dmuchane koło tworzyło kompletnie inne wrażenie. Rzucił nim w kobietę już w biegu, porzucając metodę stopniowego przyzwyczajania organizmu. Musi sobie poradzić. Z ust wydobyło mu się kilka urywanych wydechów, ale w końcu dał nura, znikając na kilka sekund z powierzchni, by wynurzyć się nieopodal Leslie.
-Kłamczucha. – Rzucił i chlusnął w nią wodą. Nie miał cienia wątpliwości w co się pakował i zrobił to z pełną świadomością. Wszyscy w końcu wiedzieli, że po pewnym czasie temperatura rzeczywiście wydaje się wyższa. –Ale przekonująca to nie byłaś. – Musiał jej to wypomnieć. Znów się zanurzył i wypłynął a środku dmuchańca. –Nasz wierny druh rekin poległ. – Poinformował ją, wywieszając ramiona ‘poza burtę’. Kupili go na jednym z wyjazdów (a może przed?), z resztą podobnie jak koło; było bardzo tematyczne i dlatego wpadło w ich ręce. –Może to był już jego czas, a może nie znosił za dobrze ciągania po trawie… – Możliwe, że używali go jako poduszki przysypiając przy ognisku. Mało wygodnej poduszki. –Wiesz co to znaczy? Będziemy musieli go zastąpić i myślę, że jednym słusznym wyborem będzie… kaczka. – Trochę dramatyczności i ściągnięte brwi miały dodać do teatralnego efektu. Mówił tak jakby nic wcale nie miało się zmienić. Może nie wybiegał tak daleko w przyszłość, a może wypierał to że dla dobra jego małżeństwa powinni zmniejszyć nieco rozmach swoich spotkań (właśnie takich wyjazdów na przykład).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jaaasne. Czy ty wierzysz w to, że będziesz tutaj trzeźwy? — prychnęła. To nie wchodziło w grę. Mieli się dobrze bawić, upić, spędzić razem weekend i wrócić do Seattle z naładowanymi bateryjkami, by tam na nowo mierzyć się z własnymi problemami. Tymi mniejszymi, jak i tymi większymi. Oboje wiedzieli doskonale, że żadne z nich nie wyjdzie z tego wypadu trzeźwe. Mieli zwyczaj pozwalać sobie na alkohol przy wielu wyjściach, a na wypadach takich jak ten, nigdy go nie brakowało, więc tym razem nie mogło być inaczej.
Nie bądź tchórzem, Travis — prowokowała go w najlepsze, ale lubiła to. Lubiła grać mu na nosie, droczyć się i prowokować do szaleństw, do których on czasami prowokował ją. Jak na przykład do ulicznych szaleństw w trumnach, względem których w dalszym ciągu podchodziła jak najbardziej poważnie. Co z tego, że byli dorośli i teoretycznie nie wypadało tak się zachowywać? Wiek był tylko liczbą, a najważniejsze było to, że czuli się młodzi duchem. Przynajmniej ona. Mimo wszystkiego, co ją spotkało, w dalszym ciągu potrafiła i co najważniejsze chciała cieszyć się życiem. Brać z niego garściami, popełniać kolejne błędy, spełniać marzenia i robić głupoty, których mogłaby pożałować oraz te, które na stare lata wspominałaby z uśmiechem na twarzy, opowiadając o nich gromadce wnuków.
Roześmiała się, kiedy dmuchane koło wylądowało obok niej i chwyciła je, obserwując poczynania przyjaciela. O to jej właśnie chodziło. Żeby poszedł na żywioł, tak jak zrobiła to ona. W najgorszym wypadku musiałaby go ratować, gdyby coś poszło nie tak i zimno wody odcisnęłoby swoje piętno na męskim organizmie. Skończył jednak cały i zdrowy, a ona wcale nie narzekala i odpłaciła mu się pięknym za nadobne, kiedy również chlusnęła w niego wodą.
Wcale nie — zaprotestowała z rozbawieniem. Okej, w pierwszym momencie woda wydawała się zdecydowanie za zimna, ale kiedy zanurzyła się cała, przestała zwracać na to uwagę i odnosiła wrażenie, że temperatura, była naprawdę przyjemna. — Bo za dobrze mnie znasz i wiesz, kiedy nie mówię serio — wytknęła mu. Gdyby nie znał jej na wylot, być może byłaby bardziej przekonująca, ale znał ją jak mało kto. — Teraz mi o tym mówisz? Kilka dni temu widziałam podobnego na targowisku w Chinatown. Mogłam kupić, byłby godnym zastępstwem — westchnęła w rozczarowaniu. Rekin był jej ulubioną dmuchaną podporą zarówno w wodzie, jak i przy ognisku. Miała do niego słabość i darzyła go ogromnym sentymentem. Smutno się jej zrobiło, że zostało po nim jedynie wspomnienie.
Fakt, swoje z nami przeżył. Może to rzeczywiście był już jego czas — przyznała. Nic nie było wieczne. W tym dmuchane gadżety do pływania. Kawałek gumy, który można było polubić, ale który jak wszystko musiał prędzej czy później zakończyć swój żywot. Cóż... Życie. Leslie za to rozpromieniła się na wzmiankę o znalezieniu rekinowi godnego zastępcy, który mógłby z nimi przeżyć kolejne wypady. — Tak zdecydowanie. Kupimy wielką, żółtą kaczkę, ale wtedy będziemy wydłużać wyjazdy o dodatkowy dzień, konieczny do tego, żebyśmy ją nadmuchali — pokiwała głową. Tak, to był dobry pomysł. Wielka kaczka i wyjazdy przedłużane o jeden dodatkowy dzień pod pretekstem dmuchania jej. Jeden dzień więcej dla niej. Jeden dzień mniej dla Asli... Czy naprawdę w to wierzyła? Nie.
Odpłynęła nieco dalej i skierowała się w stronę pobliskich skałek przy brzegu. Wysunęła się z wody, przysiadając na jednej z nich, z nogami wciąż zamoczonymi w wodzie.
Myślisz, że za parę lat wciąż będziemy tu przyjeżdżać? — zapytała, przechylając lekko głowę na bok. Była ciekawa, jak Travis się na to zapatrywał. Czy był skłonny zachować po swoim ślubie tę tradycję i poświęcać ich relacji choć jeden weekend do roku, żeby mogli pobyć sami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zagrania Leslie były na swój sposób bardziej skuteczne, bo oboje wiedzieli, że Travis wcale do tchórzliwych nie należał. Coś w nim się burzyło na takie posądzenia, nawet ze świadomością jaką miał, nawet gdy nie było tajemniczą, że Hughes mówi to specjalnie. Nie mógł się na to godzić więc zaczął szybciej przebierać nogą na pompce. Boleśnie zdawał sobie sprawę z tego jak prozaicznie to wyglądało, stwarzając niemalże wrażenie, że specjalnie odwlekał wskoczenie do wody. Nic jednak bardziej mylnego.
-To i wiesz… piski podczas wchodzenia… – Przypomniał jej z rozbawionym uśmiechem. Wystarczyło kobietę obserwować podczas tych pierwszych kroków. Organizm miał swoje własne reakcje nie zawsze skłonne giąć się pod dyktando właściciela. Nie wspominał o tym oczywiście, ale napełniając wiadro wodą już wcześniej wiedział z czym będą mieli do czynienia i to dzięki właśnie tej temperaturze będą mogli mieć schłodzone piwo.
Cavangh pokiwał wyraźnie głową. Zważając na ich brak ostrożności dziw brał, że dmuchana ryba nawet tyle lat z nimi wytrzymała, ale zapewne była to zasługa tego, że na takie wyjazdy nie jeździli jednak każdego dnia, a nawet nie co tydzień. –Solidna wymówka. W pełni się zgadzam. – Odpowiedział z przekonaniem. Wszystko było dobre by tylko mogli trochę dłużej się lenić i nie wracać do swoich obowiązków. Zwłaszcza teraz… chętnie zostałby tu na cały tydzień (ale wtedy zapewne nie miałby już do czego wracać). –Albo… – Zrobił pauzę dla efektu. –albo nigdy nie będziemy jej rozdmuchiwać, będzie siedziała na dachu samochodu i jeden dzień będzie przeznaczony na objazdy na VIPowskim miejscu. – Wskazał palcem do góry, aby jednoznaczne było, że niczym Jaś Fasola jedno z nich siedziałoby na kaczce. Odnosił wrażenie, że to zapewne działało by mniej sprawnie niż fotel jak. Na nim zapewne łatwiej byłoby się utrzymać, ale z drugiej strony nikt nie mówił, że muszą osiągać zawrotne prędkości. To wszystko byłoby zapewne ułatwione gdyby po prostu wsiedli na turystyczny nie-kryty autobus.
Nie wychodząc kompletnie z wody Travis usadził się wygodniej na kole używając go fotelu, a może nawet bardziej leżanki zważając na to jak bardzo był odchylony. Prąd powoli poniósł go w kierunku Leslie, chociaż dzieliło ich nadal kilka metrów. –A dlaczego by nie? – Odparł od razu, jakby była to najoczywistsza oczywistość. –Nawet jakby wszystkie domki zajęli zawsze moglibyśmy się pod namiot wybrać. – Stwierdził, zadając sobie sprawę, że i takie sytuacje się zdarzały, ale wystarczyło zaplanować wyjazd z wyprzedzeniem i nie w powinni mieć problemu z zakwaterowaniem. –Tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz, Lessy. – Uśmiechnął się zawadiacko.
-A ten gość co cię znał jako Ruby? Nie żeby zorganizował coś tego kalibru… – Odchylił ramiona na boki, obejmując symbolicznie okolicę. –Wyszło z tego coś bardziej regularnego? Jakieś kino przynajmniej? – Uniósł brwi w pytającym wyrazie. Wspólne obejrzenie filmu wydawało mu się podstawą. Nie musiało to być zaraz na dużym ekranie, ale znając samego siebie, ważnym dla niego było czy druga osoba mogła wysiedzieć na filmie jeśli mieli w przyszłości spędzać ze sobą więcej czasu. Wolał myśleć o tym i w tym kierunku posłać rozmowę niż zagłębiać się w to dlaczego Leslie w ogóle zadała mu to pytanie. Powierzchownie odpowiedź była banalna, ale nie o to co na wierzchu tutaj chodziło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To były piski radości — odparła bez większego przekonania, zagryzając lekko swoją dolną wargę. Tak mogła się zapierać w nieskończoność, ale wiedziała, że i tak nie dałby wiary tym wszystkim wymówkom i zapewnieniom. Organizm ją zdradził i nie mogła nic na to poradzić. Może przed kolejnym takim wypadem, powinna trochę pomorsować. Wówczas letnia temperatura wody może nie zrobi na niej wrażenia i łatwiej będzie jej go wkręcić.
Kwestia przedłużania pobytu, nawet nie przeszła jej teraz przez myśl. Oczywiście chętnie by to zrobiła, gdyby tylko była taka możliwość, ale nie chciała nadwyrężać cierpliwości Griffitha. Wystarczyło, że dopiero co odpuściła sobie ponad tydzień pracy, czekając aż znikną z jej skóry ślady pobicia, a psychika wróci do względnej formy, którą była w stanie tolerować. Pozostało jej jedynie cieszyć się tym, że teraz mieli dla siebie całe trzy dni i być dobrej myśli, że czas ten nie zostanie skrócony, jeśli zdoła się za radą siostry przełamać.
Jezu, już widzę jak podjeżdżasz pod Serenity z kaczką na dachu. Blake chyba musiałby zamknąć interes — parsknęła śmiechem. Mogła sobie jedynie wyobrazić miny jakiś ludzi pogrążonych w żałobie, które chciałyby skorzystać z usług tego zakładu pogrzebowego, a na dzień dobry otrzymaliby widok dmuchanej kaczki. Z drugiej strony... Może to byłaby dobra reklama dla ludzi bardziej szalonych? Którzy chcieliby zrobić pogrzeb w żartobliwym tonie? Ofertę Serenity zawsze można byłoby poszerzyć o tego typu udziwnienia.
No wiesz... Ślub i te sprawy — westchnęła i zawiesiła wzrok na okolicznych wzgórzach. Lottie miała rację. Kiedy do tego dojdzie, ona nie będzie szczęśliwa. Nie będzie potrafiła cieszyć się szczęściem tej dwójki ze świadomością, że małżeństwo zabierze jej nie tylko faceta, którego darzyła uczuciem, ale również przyjaciela, bo zawsze Asli, będąc jego żoną, będzie stała na pierwszym miejscu. Potem pojawią się dzieci... I wszystko się skończy. Pryśnie, jak mydlana bajka, a po tym co przeżyli zostaną wspomnienia i brak perspektyw na tworzenie kolejnych. — Serio? — zapytała, przenosząc wzrok na Travisa. Nie ciężko było doszukać się w jej spojrzeniu nadziei na to, że nic się nie zmieni i wciąż będzie tak, jak do tej pory. To było jej minimum, którego pragnęła całą sobą, dlatego delikatny, ciepły uśmiech przyozdobił jej usta, kiedy zapewnił, że się jej nie pozbędzie.
Lessy.
Uwielbiała, gdy tak się do niej zwracał.
Ale czar prysł, gdy padło pytanie dotyczące Deana/Masona.
Dean? Znaczy się... — urwała, marszcząc lekko nos — Mason. Okazało się, że on też skłamał. Ale ogólnie to dziwna znajomość. Spotkaliśmy się raz u niego, bo tak się złożyło, że to mój sąsiad. I w sumie... Po tym jednym spotkaniu wróciliśmy do wymiany wiadomości. Chyba kontakt na odległość wychodzi nam lepiej niż w realnym świecie — wyjaśniła ze śmiechem. Może i dobrze się stało? Nie potrzebowała kolejnych komplikacji w swoim życiu, kiedy i tak doskonale wiedziała, że te nie przyniosą oczekiwanych skutków. Nie wyleczą jej z uczuć, które w sobie skrywała. Nie chciała kolejnych romansów i relacji, które prowadziły albo donikąd, albo do dramatów.
Poza tym... Nie byłam nim zainteresowana w ten sposób — dodała i zsunęła się ze skały do wody, by nieco się ochłodzić i odwrócić swoją uwagę od myśli, które kolejny już raz, szły w złym kierunku za sprawą dyskusji o jej życiu uczuciowo randkowym, które tak naprawdę nie istniało i było jedną wielką porażką.
Podpływając do Travisa, chwyciła się koła, czując, że z trudem sięgała dna jeziora w tym konkretnym miejscu i wsparła brodę gdzieś na przedramieniu przyjaciela, unosząc wzrok w górę. — Cieszę się, że tu przyjechaliśmy. Po tym wszystkim, co się ostatnio działo, to jak powiew normalności, której nie da się znaleźć w Seattle — przyznała, zawieszając wzrok na dłużej na jakimś ptaku, który szybował sobie po niebie. Ten to miał życie. Żadnych problemów, żadnych trosk. Wolność, swoboda, a jego jedynym zmartwieniem było to, by przetrwać w tym pokręconym świecie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie pomyślał o pracy. Zderzenie takich odmiennych klimatów było jednak wręcz absurdalnym kontrastem, nawet ze samochodem Travisa pozostawionym na parkingu, nieco dalej od karawanów. Taki element jak wielka żółta kaczka niewątpliwe nadal by się wyróżniał. –Pewnie padłoby na zredukowanie rozmiarów kaczki… – Tak byłoby szybciej i nie pozbawiłoby ich wszystkich pracy. Może nie było to spełnienie marzeń dla samego Travisa, ale płaciło za rachunki i zbliżający się ślub, zwłaszcza, że Blake zatrudniał nie tylko jego, ale również Asli. –W humanitarny sposób oczywiście, nie pozwoliłbym na brutalne przebicie. – Spalanie i wizerunek jego auta by na tym zdecydowanie skorzystały. Jego Ford nie miał do końca tego samego wydźwięku co żółty Mini z którym kaczka mogłaby się nawet całkiem dobrze skomponować. To wszystko, oczywiście, w gruncie rzeczy nie miało znaczenia gdy obracali się w hipotetycznych scenariuszach, acz zakupienie samego dmuchanego towarzysza podróży nadal było aktualnym punktem na liście do zrobienia.
Ślub i te sprawy. Powtórzył w myślach z dozą podobnej markotności. W duchu swojej spontaniczności byłby skłonny chwycić dłoń Mayfield, nawet dając im czas na ubranie się odpowiednio do okazji i już zawitać w urzędzie, by oficjalnie dopiąć formalności. Tak mu się przynajmniej wydawało. Nie napawał go entuzjazmem proces, ale może i przyjmował z pewną dozą ulgi, że to właśnie ten sam proces wydłużał dystans do ołtarza (lub jego odpowiednika). Wiedział przynajmniej co czuł do swojej wybranki, nawet jeśli cała jego osoba ostatnio obracała się w bańce chaotyczności nie zachęcając go do ewaluacji tych uczuć. Nie uważał jednak, że była taka konieczność.
-Jasne. – Uśmiechnął się, wierząc, że nie składał jej pustych obietnic. Był skłonny o to walczyć, gdyby do tego przyszło. Nie można było przecież oczekiwać, że małżeństwo kompletnie zabrałoby im ich indywidualne kręgi znajomych i przyjaciół. Prawda?
Nie był pewien czy kiedykolwiek padło imię wspominanego mężczyzny, ale Travis minimalnie skinął głową, bo wydawało się, że właśnie o niego pytał. Uniósł brew gdy padło określenie ‘dziwna’, nie do końca był pewien co powinien przez to rozumieć i nawet odbiło się to w jego wyrazie twarzy. –Tak… też bywa. – Zdecydowanie słychać było zmianę w tym jak kobieta o Masonie mówiła. Ostatnim razem nerwowość o kłamstwa i prawdę sugerowała, że przynajmniej z perspektywy osobowości mężczyzna wpadł Hughes w oko. Teraz brzmiało to na swojego rodzaju rozczarowanie.
-Nie? – Mruknął zapewne ledwie słyszalnie, zwłaszcza gdy zgrało się to z pluskiem wody. Pytanie właściwie nie potrzebowało odpowiedzi. Leslie najwidoczniej nie chciała kontynuować tematu. Cavanagh pomyślał, że to niefortunne, nawet gdyby nie miało przekształcić się to w coś poważnego, cieplej byłoby mu na sercu widząc jak mówi o tym facecie z pewną dozą ekscytacji i błyskiem w oku, jednocześnie dusząc w sobie ukłucia zazdrości. Zasługiwała by być szczęśliwa, nie psułby jej tego. Teraz nie było już czego i nie wiedział do końca jak się z tym czuł.
Koło zakołysało się i przekrzywiło lekko w stronę po której Leslie się opierała. Travis okręcił w jej stronę głowę. –To prawda. – Przyznał, zerkając do niegroźnych może dwóch sińców nabytych podczas gwałtownego lądowania samolotem. Nie odzwierciedlały nawet ułamka tego przez co przeszli podczas lotu. Przed oczami błysnęły mu niewyraźne ślady krwi. Było jej więcej niż się spodziewał. Przesunął dłonią po twarzy wyrywając się z transu. –Też się cieszę. – Dodał, znów spoglądając na Leslie, wyjątkowo świadom ciężaru jej podbródka. –To było zrypane kilka miesięcy. – Stracił rachubę w tym ile rzeczywiście minęło.
-Wiesz, gdy… w tym samolocie… Nie potrafiłem zaakceptować, że bym cię więcej nie zobaczył, żadnych spotkań, czy wyjazdów. Byłem… – Uśmiechnął się z rozbawieniu. –zły. Na los, na… – Wzruszył ramionami. –Tak nie mogło być. – Jakby miał nad tym kontrolę ponad to co już i tak wtedy zrobił. Wszystko spoczywało w rękach pilotów, którzy na ich szczęście zareagowali wystarczająco szybko. –Częściowo dlatego chciałem tu przyjechać nie zwlekając zbyt długo. – Stwierdził przenosząc wzrok gdzieś na skałki. Wziął szybko wdech wracając do niej. –Nadal jestem ci winien ten karting, ale jeśli się rozstawili, to możemy zrobić wyścigi w rowerach wodnych. – Kosztowałoby ich to zaledwie około 20 minutowy spacer. Posłał jej wpół zachęcający wpół prowokujący uśmiech.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawsze możemy ją przechować u mnie w ogrodzie — stwierdziła. Nie będzie jej trzeba rozdmuchiwać, a za domem nic się jej nie stanie. No i nie będą ryzykować tego, że ktoś się z nią brutalnie obejdzie, gdyby miała zalegać na dachu samochodu pod Serenity. Oni będą mieli wówczas swoją kaczkę, a przy tym żadne z nich nie straci pracy i nie będzie musiało świecić oczami przed Blakiem.
Pokręciła w odpowiedzi głową i wzięła głębszy oddech. Taka odpowiedź musiała Travisowi wystarczyć, bo najważniejsze było to, że była prawdziwa. Nie liczyła na nic względem Masona. Miał być jedynie kolejnym sposobem na zagłuszenie kotłujących się w jej głowie uczuć i przemyśleń, które dotyczyły zarówno tego, co miała kiedyś i co straciła oraz tego w czym tkwiła, będąc z Marcusem. Próbowała różnych metod. Chociaż była w związku, to spotykała się z innymi. Wszystko to prowadziło donikąd i sprawiało, że z biegiem czasu zaczynały ją pożerać wyrzuty sumienia. Jak miała być szczęśliwa sama ze sobą, kiedy nie tylko nie radziła sobie z tym co czuła, ale również coraz częściej łapała się na myśli, że randki z przypadkowo poznanymi facetami, które kończyły się różnie, nie zmieniały niczego, poza tym, jak postrzegała samą siebie? A miała o sobie coraz gorsze zdanie. Nie powinna była tego robić i dlatego w pewnym momencie zakończyła ten dziwny, trwający miesiące cykl, gdzie za zdrady odpłacała się zdradami, a jednocześnie wciąż marzyła. Naiwnie i głupio o czymś, co było poza zasięgiem jej dłoni i czego nie mogła od tak po prostu złapać i kurczowo się tego trzymać.
Może kolejne będą lepsze — stwierdziła. Podobno po burzy zawsze wychodziło słońce. Oni przechodzili tę burzę przez długie miesiące, których nie sposób było od tak zliczyć. Leslie będąc niezwykle optymistycznie nastawioną do wielu rzeczy, obecnie miała spory problem z odnalezieniem w sobie kolejnych dawek pozytywnego myślenia. Za dużo się działo. Jeśli nie w jej życiu, to w życiu bliskich jej osób. Wiara w to, że będzie lepiej umykała, bo z łatwością przychodziło uwierzenie w to, że los uwziął się na wszystkich. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy przyznał, że też się cieszył, ale spoważniała i zrównała spojrzenie z tym męskim.
Travis... — powiedziała cicho, jakby to miało go powstrzymać przed mówieniem o samolocie. Ona sama gdy dowiedziała się po fakcie, że brał udział w locie, który mógł się zakończyć tragicznie, czuła jak grunt osuwał się jej spod nóg. Głowę zalały czarne scenariusze i wyobrażenia tego, że zamiast planować wspólny wypad, mogła planować realizację jego ostatniego pogrzebowego życzenia. Nie zniosłaby tego. Zdała sobie wtedy sprawę, że gdyby kiedykolwiek coś mu się stało, ona najzwyczajniej w świecie nie sprosta zadaniu, które wzięła na siebie w formie żartobliwej dyskusji. Teraz jednak serce Leslie zabiło mocniej, bo w tamtych momentach pomyślał również o niej. Nie tylko o Asli, która powinna być jego jedyną myślą. — Wyszedłeś z tego cało i... — odparła, sięgając do siniaków przyozdabiających jego skórę, po których przesunęła opuszkami palców. — I cieszmy się tym, że zostało ci tylko to — dodała, zrównując swoje roziskrzone spojrzenie z tym jego — Bo ja też nie zaakceptowałabym, gdybyś... Gdybyś odszedł — podsumowała. Nie potrafiłaby. Jego śmierć zabrałaby cząstkę jej duszy i zmiażdżyła już i tak zmęczone wszystkim serce. Nie zostałoby nic po tej Leslie, którą znał. Stałaby się cieniem samej siebie.
Doceniła więc zmianę tematu i spojrzała gdzieś w dal, chcąc wypatrzyć miejsce, w którym mogliby się ścigać. Odmawianie nie było jej mocną stroną. Lubiła wyzwania, które stawiał jej Travis.
Chodźmy, może chociaż na rowerkach wodnych skopię ci tyłek — stwierdziła ze śmiechem i odpłynęła w stronę brzegu, by po wyjściu z wody sięgnąć po ręcznik i nieco się wytrzeć. — Ale pierw musimy się napić! — dodała, kiedy do niej dołączył i sięgnęła po dwie butelki piwa, podając je Travisowi, bo sama nie opanowała magicznej sztuki otwierania jednej o drugą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pstryknął palcami w zgodzie na rozwiązanie przechowywania dmuchanej kaczki. Gdy padła wzmianka o ogrodzie mimowolnie pomyślał o swoim garażu, z którego z resztą zabrał właśnie koło i w którym dowiedział się, że rekin nie będzie im już mógł towarzyszyć. Lubił jednak mieć trochę miejsca do poruszania, zwłaszcza, że pracował tam od czasu do czasu.
-Metodą prób i błędów. – Dorzucił z lekkim, jak sądził, pokrzepiającym uśmiechem. Nie był jedną z tych osób co by jej powiedziała, że bycie samej, nauczenie się po prostu bycia szczęśliwym we własnym towarzystwie mogły być jednym z jej kroków pomiędzy. Nie szczególnie mógł poszczyć się taką historią i chociaż brzmiało to wnikliwie, a jego własne towarzystwo mu nie wadziło to jednak wolał dzielić z kimś łóżko, śniadania czy kanapę podczas filmów. Jeśli mogło być lepiej dlaczego nie spróbować?
Wyczuł od czego chciała go powstrzymać, ale on wcale nie chciał wracać do odgrywania tego wszystkiego w pamięci, więc pokręcił lekko głową w niemym zapewnieniu. To jednak w którym kierunku pognały jego myśli było czymś czym chciał się z nią podzielić gdy mimowolnie znaleźli się blisko tematu. Na całe szczęście używając szybko tracącej pułap maszyny zaledwie jako kontekstu. Pokiwał głową, zdecydowanie uważając się za jednego z farciarzy podczas tego lotu. Pomimo ryzyka jakie podejmował wyszedł z tego niemalże bez szwanku, w kwestii fizycznej przynajmniej. Jeszcze chwilę śledził oczami jej dłoń wiedząc, że gdyby mogła Leslie zabrałby nawet i te siniaki z jego ciała. –Umówmy się, że żadne z nas nie będzie się wybierało na drugą stronę w najbliższym czasie, czyli z kilka dekad. – Dodał, unosząc kącik ust. Kilka lat by przecież nie wystarczyło. Czasu nigdy nie było wystarczająco, więc nie było co czekać, aż rowery przypłyną do nich.
-Jeszcze się okaże. – Uniósł lekko brwi. Walkowerem na pewno nie miał zamiaru jej tego oddawać, ale uważał, że tutaj rzeczywiście ich szanse były bardziej wyrównane. Żadne nie miało dodatkowe treningu. Bez pośpiechu zsunął się z koła by później eskortować je do brzegu z mentalną notatką, że prawdopodobnie powinien odstawić je przynajmniej na podest. Nie warto było kusić sporadycznych powiewów silniejszego wiatru po stracie już jednego towarzysza.
Bez większego wysiłku otworzył pierwszą butelkę typową dla niego metodą i podał piwo Leslie. Do swojego sięgnął już rzucony obok koca otwieracz, którego chwilę musiał wzrokiem szukać. Pociągnął pierwszy głęboki łyk nim klapnął na ziemi zaraz sięgając też po kanapkę. –Hm? – Wskazał na resztę.
-Nie spodziewałem się, tak w ogóle, po tobie takiego entuzjazmu do piwa. – Rzucił w jej stronę. –Czy to ten czas kiedy mam pilnować ile nalewasz do szklanki? – Uniósł lekko brwi, z cały czas kręcącym się po jego ustach uśmiechu. –Jeszcze nas na rowery nie wpuszczą. – Jedno chuchnięcie i właściciel kazałby im wracać do domu. Znając jednak ich na pewno znaleźli by zastępcze zajęcie, pomysłów im w końcu nie brakowało.
-Hm… – Mruknął na wstępie po chwili ciszy, gdy już rozważał alternatywne plany, chociaż nic nie wskazywało, że musiał. –Oglądałaś ten film Tenet? – Chociaż nie planował sprawdzać intensywnie maili w które z reguły rzadko zaglądał, to zabrał laptop, a nawet na wszelki wypadek kilka płyt, pamiętając, że mieli tutaj do dyspozycji stary odtwarzacz DVD, a nawet kasetowy (dwa w jednym). –Sceneria mi się skojarzyła, tylko brakuje nam wypasionego jachtu. – Zawiesił wzrok na horyzoncie poruszających się swobodnie fal, mieniących się w słońcu. Był też prawie pewien, że jacht pływał tam po ocenie, a nie jeziorze, ale to wszystko nieistotne szczegóły.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”