WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://static01.nyt.com/images/2015/07 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Yeah, you know when I drink alone
I prefer to be by myself
- - - - - -
ObrazekRhys w swoim życiu zaliczył już sporo epizodów. Część z nich zamknął, inną – wetknął gdzieś między bajki, o ich szczegółach decydując się nie wspominać już nigdy; całą resztę pozostawiając domysłom i plotkom. Od czasu do czasu potwierdzając tylko to i owo, by przy kolejnej okazji zaprzeczyć, wlepiając w rozmówcę niecierpiące błazenady, chłodne spojrzenie. Niezależnie jednak od czasów – za fuchą detektywa ciągnęły się także i inne, niezbyt oryginalne nawyki. Tanie trunki rozstawiane po każdym z kątów obskurnego mieszkania i popielniczki po brzegi wyłożone wypalonymi papierosami. Wszystkie te przyzwyczajenia, którym nadawał tytuł rytuałów – byle tylko uniknąć moralnych pogadanek na temat potrzeby zwalczania uzależnień czy „oczyszczania duszy” z oków nałogu – wszystkie te przyzwyczajenia po śmierci Daphne eskalowały do niezdrowego wręcz poziomu. Balans dnia polegał na prostej zależności – jeśli nie pracujesz, to znieczulasz się procentami, dopóki pracować nie zaczniesz.
ObrazekOstatnio pracował niewiele; i tylko „ta cała Mae” – o ironio – pozostawała na swój sposób jego jedynym światełkiem w tunelu.
Wybacz, dziewczyno. Nie mogę pozwolić, żeby jakiś szczeniak zajmował moje miejsce na szczycie.
Zdrówko – niepytany burknął w kierunku przypadkiem nawiniętego na jego drodze mężczyzny; pozwalając kieliszkom zderzyć się w pojednawczym geście. Chwilę później wczłapywał się już na niewielkie, barowe podwyższenie; w świetle eksponującym zroszoną lekkim potem skórę. W warstewce, w której odbijały się refleksy kolorowych, przyciemnianych lamp – jakby każdemu, kto zamierzał pogrążyć się na scenie, oddawać miały utraconą resztę intymności. Dokładnie tej, której wyrzekali się, wystawieni na lincz spojrzeń przypadkowo tłoczących się między sobą gapiów.
ObrazekZ repertuarem wpasowanym w kulejącą już zdolność lekko poluźnionego aparatu mowy; wydychającego opary przelanego przez gardziel alkoholu. Sporych ilości, biorąc pod uwagę drętwotę niewyważonych ruchów – przewieszone przez statyw mikrofonu przedramię. Opóźnione tempo, wybiegające poza płynącą z głośników linię melodyczną.
Czuł się świetnie. Bawił się świetnie. Przecież tak właśnie (zdecydowanie – nie) wyglądał.
  • said "leave this one alone"
    she could tell right away

    that I was bad to the bone
    bad to the bone
    bad to the bone
B-B-B-B-Bad… – wychrypiał, ogniskując spojrzenie na plastikowym kubku po piwie, przelatującym gdzieś tuż ponad jego ramieniem.
Bawił się świetnie.
Zmęczony.
Bawił. Się. Świetnie.
I nie przypuszczał tylko, że w domu będzie bardziej obcy, niż w kalifornijskiej metropolii.
– WYPIERDALAJCIE Z NIM. TYDZIEŃ TEMU ZARZYGAŁ MOJEJ LASCE KIECKĘ!
… może nie aż tak obcy.
– To ten, co potem stwierdził, że i tak lepiej wyglądałaby bez niej? – zagaił inny, nieco cięższy głos.
– Ta, kurwa. Pierdolony pajac.
– Zgodziła się?
– No chyba cię pojebało.
– Paul mówił, że się zgodziła. – Do rozmowy wtrącił się trzeci, nieco chuderlawy chłopaczyna o przerzedzonym zaroście.
Łupnięcie drzwi; i znikający za nimi mężczyzna, powarkujący pod nosem wściekłe “a niech was wszystkich”, z łapą wciśniętą w kieszeń spodni – przetrzebiający jej dno w poszukiwaniu klasycznego papierosa na poratowanie własnych nerwów, umyślnie rozpalanych przyjacielską złośliwością towarzyszących mu koleżków.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ale czy na pewno wszystko z nim w porządku? Wiesz Rosa, nie wychodzę za często, a ostatnio był taki marudny – Mae wykrzywiła się do telefonu i szczebiocącej po drugiej stronie kobiety.
- Señora Coleman, niech nie szuka wymówek! – odparła nieco charkliwie pulchna meksykanka, która od przeszło dziesięciu lat opiekowała się synami.
Rosa Hernández nie była już kobietą na uchodźctwie, a pełnoprawnym członkiem rodziny – zastępując nieżyjącą już babcię, a matkę Charlesa. W jakimś stopniu będąc również i nią samą. Lubiła jej łamany angielski (którego nie zamierzała się nauczyć) i bezbłędny migowy, a także wypieki, dzięki którym z miesiąca na miesiąc zaokrąglała się coraz bardziej.
- Idzie i bawi się, a my tu z Geoege sobie radzim! – coś szczęknęło w słuchawce, a po dźwięku nastąpił sygnał wyraźnie przerwanego połączenia. Ciemnowłosa przytuliła telefon do piersi, zmuszając tym samym do tego, aby Carol przystanęła i łypnęła na nią ponuro. Ciężkie od tuszu rzęsy opadły, a z ust szarpnęło się głośne westchnienie.
- Matka z domu wyjdzie, ale dom z matki nigdy. Weź chociaż na chwilę nie zaglądaj w ten telefon. Proszę, Mae. Po prostu ten jeden jedyny raz nie patrz na zegarek, na to czy George przesłał ci esa, albo czy mijająca nas straż pożarna nie jedzie przypadkiem do twojego domu… - długonoga blondynka w butach o obcasie sięgającym do nieba podeszła do niej i pociągnęła ją za rękę.
- Odpręż się trochę, dziewczyno. Zaszalej, zapomnij na trochę, że jesteś zarośniętą i smutną wdową, a twoje cycki zostały doszczętnie zniszczone przez stado potworów… -
- Ty to umiesz wesprzeć, Carol. Poza tym ja nie patrzę w wiadomości! -
- Widziałam co robisz z tajniaka. Ale wiesz co? Wybaczę ci, jeśli pójdziesz ze mną na jeszcze piwo. Do tego baru i zagadasz do jakiegoś kolesia! – Mae prychnęła, lecz mimo to ruszyła powoli ramię w ramię ze swoją przyjaciółką, aż finalnie zatrzymała się.
- Muszę siczku, Carol – złączyła nogi i podskoczyła, rozglądając się za czymś, co mogłoby ją poratować.
- Boże. Wypiłaś dwa piwa. Wytrzymaj, już niedaleko. -
- Ale ja muszę! – i nie czekając na reakcję, wleciała w ociemnioną alejkę.
- Tylko szybko, Coleman! Nie znoszę stać jak debil na ulicy! -
- Zaraz, no! Z tej spódniczki cholernie ciężko się wydostać -
Carol była jej rówieśniczką, lecz wiodła zupełnie inny żywot. Stawiając na karierę, a nie na dom i bliskich, mogła zachować figurę i chętne spojrzenia panów, którzy mogli zaoferować jej nieprzespane, upojne noce.
- Już? -
- Daj mi kurwa moment, no! – padła mało przyjemna odpowiedź zza czarnego, plastikowego kosza na śmieci.
- Puścić ci dźwięk deszczu z youtube? -
- Bardzo śmieszne. Bardzo… o idzie. -
- Ja pieprze, nareszcie. Prawie wytrzeźwiałam. Dobra, Mae, poprawiaj kiecę i lecimy. Trzeba ci ogłady, trzeba ci faceta. -
- Wcale nie chcę faceta. Mam ich piątkę w domu, zapomniałaś? -
- Wątpię, że byłabyś chętna na małe bolcowanko z którymś ze swoich synów. -
- Jesteś obrzydliwa, Carol. -
- Nie obrzydliwa, a troskliwa. Po prostu… dlaczego nie możesz się wyluzować i podejść do kogoś? Przecież to proste, idziesz i zagadujesz „hej, to o mnie śniłeś tej nocy, a jeśli nie to będziesz przy następnej”, po czym lądujecie w jego sypialni na niezobowiązujący i niezapomniany seks. Pamiętasz w ogóle co to takiego? -
- Pamiętam, Carol. Pamiętam. Nie rób ze mnie takiej… starej wdowy, okej? -
- Nie wiem, czasami mam wrażenie, że za bardzo wzięłaś sobie do serca to, co mówili na biologii: wiesz, rozmnażanie. A przecież to jest przyjemnoooość! Czy Charles robił ci kiedyś minetkę? -
- O kurwa – Carol zachichotała, otwierając drzwi do baru.
- Postanowione, Mae! Dziś zrobią ci minetę! – dziewczyna złapała za drzwi i otworzyła je, zapraszając gestem do środka.
- Czy to nie to, gdzie jest karaoke? – niemalże jak na zawołanie usłyszała TE dźwięki, które winny nazywać się muzyką, gdyby nie to, że ktoś strasznie zawodził.
- To brzmi bardziej jakby ktoś był na sali tortur i właśnie rozrywano by go na pół – Mae mimo swoich obcasów, zmuszona została do tego, aby stanąć na palcach i dostrzec znaną jej sylwetkę.
- Kupisz piwo? -
- Spoko, a gdzie będziesz? -
- No zaraz przyjdę! – nie chcąc za bardzo się tłumaczyć, skierowała się w stronę swojego dawnego znajomego. Stając w pierwszym rzędzie tej epopei żenady i najprawdopodobniej będąc jedyną osobą, która zaczęła dopingować go tak, jakby był co najmniej gwiazdą rocka.
Desperacja, przemknęło w głowie Carol. Tylko tyle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekZ prowizorycznej – wcale nie za wysokiej sceny – świat wydawał się zupełnie inny. Ale nie z powodu niespełnionych marzeń czy innych, muzycznych ambicji; bynajmniej. Na tę jedną chwilę, na moment oparty o trzon przyjemnego podchmielenia, wszyscy ci ludzie tracili swoje twarze. Zlewali się w jedną, przeraźliwie gęstą masę. Wzajemne przekrzykiwanie się zlepionych ze sobą rozmówców. Plątanina ciał – kobiece łokcie drapiące męskie biodra i uda ocierające się o siebie. Brzęczenie dobiegające z człowieczego gniazda, przerywane okazjonalnym gwizdem; raz mającym wyrazić dezaprobatę, innym razem coś na pograniczu szacunku i uznania.
ObrazekAle ten sam rwetes ustał na moment, kiedy to grupka zagadującego się wzajemnie, mieszanego towarzystwa ucichła u centrum sali, robiąc przejście drobnej szatynce; w akcie dezorientacji przyglądając się jej wyczynom, a następnie podśmiechując pod nosem – w akompaniamencie jakichś, zapewne niewybrednych, żartów. Z pełnych werwy ruchów odejmujących lat, z dłonią wyciągniętą w kierunku kobiecego pośladka, a potem także i tego, co rozgrywało się na scenie.
ObrazekTo prawda, w obecnym stanie przypominał gwiazdę rocka; jedną z tych, które chyliły się już ku upadkowi. Gwiazdę gasnącą, dla jakiej żadną nowością nie było wczołganie się przed publikę, ze świeżo zabrudzonym nosem po wciągnięciu okolicznościowej krechy.
– Dobra, poważnie, kolego. Tobie już wystarczy. Zwijaj się stąd. – Ni stąd, ni zowąd, wraz z dudniącym w basowym tonie głosem, za plecami Rhysa wyrosła również dłoń karcznej obstawy baru. W żelaznym, podkręconym sterydami uścisku zamknęła jego ramię, odciągając od mikrofonu, wyłapującego każdy z odgłosów szamotaniny. Każdy z odgłosów świadczących o oporze, jaki zdecydował się postawić Newman. Z burkliwym „łapy przy sobie” – i może gdyby wszystko to potoczyło się mniej sprawnie; gdyby sam Newman otrzeźwiał w porę, zdążyłby wycofać się z awanturniczej burdy lub przynajmniej uniknął wdepnięcia we wnyki mechanicznych ruchów ochroniarza, które bez większego trudu sprowadziły ociężałe cielsko do parteru.
ObrazekPróbując jeszcze strącić z policzka twardzinę cudzego kolana, jego spojrzenie znalazło się na linii wzroku tej, którą okazję poznać miał przed kilkoma dniami. Wyglądała inaczej; zwiewniej – odświeżona, umalowana, z naszyjnikiem wijącym się wokół jej szyi, tym razem nagiej – nieprzyozdobionej obejmującymi ją, dziecięcymi rękoma.
To ty? – burknął, szarpiąc się jeszcze, by wreszcie resztką sił zakołysać jeszcze napastującym go mężczyzną; a potem strącić go z siebie, choć raczej mijając się z oczekiwanym efektem. – Schodzę już, schodzę. Tylko mnie po prostu, kurwa, puść wreszcie – zazgrzytał zębami, czekając na raczej wątpliwie zasłużone wyswobodzenie.
ObrazekOdzyskawszy jednak swoją wolność, nieporadnie zsunął się z podwyższenia. Czuł na sobie przewiercające, wpatrzone w niego ślepia, goniące za kolejnymi skandalami, jakie podchwycić mogłyby na dalszy żer. I o tych samych ślepiach wiedział nie dlatego, że wyłapywał je w ciemnościach Sali, ale dlatego, że jeszcze przez długi czas nikomu nie przyszło do głowy zagrzać swojego miejsca – wraz z samozwańczym talentem wokalnym – na improwizowanej scenie. W tle pogrywała więc jedynie lekka, tłumiona muzyka; także i wtedy, gdy wyprostowany stanął już naprzeciwko pani Coleman. Dokładając wszelkich starań, by nie zakołysało nim bardziej, niż to konieczne.
Myślałem, że… że ty to tak raczej… dobranocki o tej godzinie… – wydusił z siebie, przemknąwszy otwartą dłonią po własnej twarzy.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mae Coleman niewątpliwie robiła podobną furrorę co jej znajomy, który próbował swoich sił przy mikrofonie. Z werwą, której u siebie nigdy dotychczas nie podejrzewała i wyraźnym poczuciem zadowolenia uniosła swoją dłoń i zgłuszonym okrzykiem zachęciła Newmana do kontynuacji. Do tego, by wyrwany z bezpiecznych ramion nieznanych mu twarzy uznał, że ma w niej pełne wsparcie i najwyraźniej pierwszego (jedynego), prawdziwego fana.
Nie zwracala uwagi na gromadzący się niedaleko tłum. Na ciekawskie zerkanie i przytyki dotyczące zbyt obfitego biustu czy przyciasnej spódniczki, która to z każdym kolejnym podskokiem podwijała się i ukazywała coś, czego nie powinna.
Nie wiedzieć dlaczego, ale widok Gregga w jakimś stopniu podziałał na nią kojąco. Polubiła go. Był życzliwy i nie zachowywał się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Był zwykłym przeciętniakiem z sąsiedztwa i gdyby nie to, że wszystkie inne domy w jej dzielnicy były już zajęte, tak z chęcią miałaby go po drugiej stronie ulicy. Oczywiście całe te wrażenie było jedną, wielką brednią jaką postanowił wymyślić na poczekaniu, aby zaskarbić sobie sympatię i zaufanie. Gdyby tylko choć trochę była podejrzliwa, tak z niespodziewaną trudnością przyszłoby mu się przebić przez ściany, czy to te wyimaginowane, czy jej domu. Bez znaczenia.
Dziewczyna przestała się ruszać i podskakiwać z nogi na nogę, dokładnie w chwili, w której to na scenę nie wkroczył jeden z ochroniarzy, pragnący ukrócić występ niedoszłej gwiazdy. Być może Newman wyłapałby te sygnały: stojącą kobietę i wpatrującą się za kształt tuż za jego plecami i jakoś szybciej zareagował. Był jednak na to zbyt pijany – przez co dość szybko znalazł się na ziemi, zrównując z jej twarzą. Gdy wreszcie uwolnił się z dryblasowych rąk, doskoczyła do niego i uśmiechnęła się.
- To ja – potaknęła na wszelki wypadek, gdyby pewności nie miał i przechyliła lekko swoją głowę.
- Nie spodziewałam się, że masz wiele… ukrytych talentów – odparowała w odwecie i szurnęła lekko swoją nogą.
- A nie! Jak widzisz: dziś na dobranoc mam piwo zamiast muminków -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obrazek“Zwykły przeciętniak z sąsiedztwa”; określenie, które dla wielu stanowiłoby najpewniej pogrzebowy kopczyk dla pozostawionego po sobie, pierwszego wrażenia. Dla niego było czymś, o co ubiegał się z każdym gestem, słowem. Tego wizerunku pragnął się trzymać – jakby pierwotność własnego charakteru pragnął zakleić nieprzejrzystym plastrem.
Ale wiedział, że jego zerwanie zaboli. Jego lub Ją – i nie będzie w tym miejsca na uznanie kompromisów.
Spodziewałem się raczej, że ciężko cię w ogóle od nich oderwać. – Cmoknął pod nosem, wodząc wzrokiem po otoczeniu pełnym znanych-obcych twarzy. Potem oparł się z lekka o scenę, by ostatecznie znów zerknąć na rozmówczynię.
ObrazekMiał do wyboru dwa rozwiązania; na dzisiejszy wieczór podarować sobie choćby i krztynę alkoholu albo kulturalnie napruć się tak, że nie zdąży chlapnąć żadnego głupstwa, mogącego pokrzyżować jego plany. Rzecz jasna – zawsze pozostawała opcja pogonienia jej czy wykręcenia się byle wymówką. Ale raz nadarzonej okazji nie powinno się przepuszczać tak lekką ręką. Wiedział o tym.
W Seattle podobno sporo kradzieży. „I kręci się ten morderca” – rzucił nagle, choć nieco mamrotliwie. Nie chcąc jednak pozostać opacznie zrozumianym, zreflektował się nagle, że wypadałoby sprostować myśli, którym – ewidentnie – dawał się pochłonąć. – No nie patrz tak na mnie, to twoje słowa.
ObrazekWestchnął ciężko, rozmasowując bark; jeszcze przed chwilą twardo dociskany do posadzki przez któregoś z mężczyzn, swoją krępą posturą słusznie przywołującego na myśl cholerne gorylisko. Newman w tym samym czasie skrzywił się nieco, ponawiając próbę wyłowienia z tłumu nieokreślonego „czegoś”, co najwidoczniej frapowało go pomimo stanu pierwszego, drugiego, czy – cholera wie – może nawet i trzeciego podchmielenia. Liczyć przestał gdzieś w momencie przekroczenia progu baru.
Nie, żebym się czepiał, ale póki co, wyglądasz na taką, która piwa jeszcze dzisiaj nawet nie powąchała. Za to albo przyszłaś w towarzystwie, albo masz na tyłach cichą wielbicielkę. – Zmrużył ślepia, bezpardonowo wlepiając je najpierw w przyczajoną gdzieś w okolicy baru Carol – a dopiero potem w stojącą przed nim Mae. Zboczenie zawodowe tłumaczone wrodzoną spostrzegawczością czy innym talentem do wyłapywania szczegółów.
Skaranie boskie z tym, jak łatwo byłoby się zdradzić; jeśli tylko pani Coleman poszłoby do głowy zabrać się za skrupulatne łączenie kropek.
Ukryte talenty – powtórzył pod nosem. – Masz mnie. Gwiazda estrady pod przykrywką. – Kącik jego ust drgnął, opakowując neutralny komentarz w drobny, niedbale wyprowadzony żart.
ObrazekNie wiedział jeszcze dokąd zmierza ta rozmowa; pewien był jednak, że dobrze poprowadzona – stanie się okazją na uzyskanie kolejnej przewagi. I nawet wtedy, gdy sięgało go podstępne poczucie wykorzystania, wiedział, że wszystkiemu, co dzieje się teraz – sama jest sobie winna. Wystarczyłoby nie utrudniać tego, co nieuniknione.
Tak jak on był winien temu, że musi dziś brudzić sobie ręce podobnymi zagraniami.
Byli do siebie bardziej podobni, niż myślał. Niż – być może – pomyśli kiedykolwiek.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mae spojrzała na niego z uśmiechem, a następnie wzruszyła swoimi ramionami, rozkładając bezradnie swoje ręce.
- Życie to nie tylko muminki na dobranoc, czy wspólne siedzenie przed telewizorem - odparła wreszcie, najwyraźniej chcąc się przed nim usprawiedliwić.
- Naprawdę wziąłeś mnie za taką kurę domową, która to… no wiesz, nie wychodzi w ogóle z kuchni i jedyne czym się zajmuje to swoimi dzieciakami? -jej brwi powędrowały do góry. Jak widać, nie tylko Newman był tym, który błędnie oceniał drugą osobę.
I chociaż w jej przypadku można było znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, tak jego detektywistyczny instynkt niewątpliwie był zawodny.
- Matko i co jeszcze? Może pomyślałeś sobie, że zimą siadam i dziergam na drutach? I noszę babcine majtki? Matko, Gregg!- umilkła, przytykając dłoń do swojego czoła, a potem odgarnęła włosy nieco do tyłu. Przecież bywała rozrywkowa. Zdarzało się jej, że siadała w dresie, z rozczochranymi włosami i jedyne, o czym śniła, to chwila spokoju. Czasami jednak potrafiła zostawić gdzieś swoje troski i dzieci, wypić piwo i pójść w tango z Carol, czy Normanem i braćmi.
- Chyba nie jest ze mną aż tak… Co? A skąd niby wiesz? – jej jasne spojrzenie, nieco przytłumione spojrzenie powoli przeniosło się za plecy. Doszukując nieprawidłowości, zaraz napotkała rozanieloną przyjaciółkę, która oprócz piwa, postanowiła unieść także i kciuk.
- Przyszłam z przyjaciółką. Dba o to, abym przypadkiem nie zapomniała o tym, że potrafię być nawet towarzyska![/ba – odwróciła się, choć na jej twarzy zabrakło tego całego entuzjazmu, który był na samym początku. Być może sprawiła to ta cała beztroska, z którą Rhys opowiadał o mordercy. W mig przypominając o dramacie, który obejmował jej i tak podniszczoną już rodzinę.
- Bardzo zabawne. Bardzo! – odparowała mu dość ostro, choć przecież nie powiedział niczego nieprzyjemnego. Na pierwszy rzut oka wydawało się być to niewinną prawdą.
- Może byś sobie nie żartował z tego całego mordercy, gdyby omalże nie zginął ktoś, kogo kochasz, co? I masz rację. Potrzebuję piwa -słowotok raczej był tym, czego jego podchmielony móżdżek z pewnością nie zapamiętał. W tym stanie raczej ciężko – w jej mniemaniu – byłoby skojarzyć, że mogło dojść do jakiegoś dramatycznego zdarzenia.
- Dużo piwa – a następnie, bez żadnych ceregieli odwróciła się i podreptała w stronę Carol.
- No co ty, zwariowałaś? Idź do niego! Idź i zaproś go na szybki seks w łazience -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekŹrenice jego tuliły się do kobiecej sylwetki – i tych, które ją otaczały. Zahaczając o ramiona, kiedy nimi wzruszała. O jakąś nieidentyfikowalną, męską posturę przeciskającą się w wąskim przejściu tuż za plecami Coleman. I gdy tak starannie dobierała swoje słowa, byle zmyć z siebie cień podejrzeń dotyczący jej domniemanego tytułu domowej kwoki, Newman po prostu czekał. Obserwował. Dawał jej wygadać się, obronić, zaprzeczyć. Dawał jej określać się i zdradzać kolejne szczegóły; bez kiwnięcia palcem ze swojej strony.
Miło mi, Mae. Współpraca z tobą to prawdziwa przyjemność.
Nie? No popatrz. To czym ja się zajmowałem przez cały ten czas? – Zaśmiał się, machając w powietrzu zarówno kciukiem, jak i nadgarstkiem – wizualizując w ten sposób przełączanie telewizyjnych kanałów.
ObrazekPomimo oprawy żartu, w swoich słowach zawarł spory kawał rzeczywistości. A już na pewno tej, która to tyczyła się ostatnich dwóch lat spędzonych w Los Angeles. Wysłany na „przymusowy urlop” – a ukrywając się przed pogonią tych, którzy siedzieli mu na ogonie (niezależnie od intencji), znaczną część swojego czasu poświęcał kablówce. Kubańskie telenowele, jakościowo beznadziejne reality-show i obśmiewane przez niego pseudo-kryminały, o fabule niemającej żadnego pokrycia w prawdzie.
ObrazekRozmowa toczyła się więc dalej; choć nieprzygotowany do niej sprawiał wrażenie bardziej mrukliwego, niż przy okazji ostatniego spotkania tych dwojga. Pałeczkę przewodnictwa przekazał zatem szatynce – samemu wystawiając się na całą feerię bodźców – od informacji i sygnałów przez nią wysyłanych, po spojrzenie posłane cisnącemu się w tłumie drabowi, z którym to starł się w niedawnym konflikcie. Uśmiechnął się, kiwnął nawet ręką w ironicznie pojednawczym geście; jakby nie pijany motłoch, ale sąsiedzki, równo przystrzyżony żywopłot oddzielał od siebie ich postacie. Kiedy jednak zaintrygowany wylanym przez dziewczynę słowotokiem, na powrót zdecydował się skupić na niej całość swojej uwagi, szybko przekonał się, że w głowie zajaśniała jej myśl jawnej dezercji. Zmiana nastawienia. Oczywiście.
Naprawdę, miał za nią biegać?
Mnie bawi – mruknął do samego siebie, odprowadzając szatynkę wzrokiem. Patrzył, jak znika między całą resztą pionków; zupełnie tak, jakby nieprzymuszenie wpasowywała się w swoją rolę. Jakby wiedziała, że tam właśnie jest jej miejsce. Wszakże nie była niczym więcej. Pionkiem. Westchnął, raz jeszcze rozprostował bark, a potem już tylko pognał za nią – wyłapując szczątki wypowiedzi Carol, która – prawdę powiedziawszy – ewidentnie nie kwapiła się, by w całej tej swojej zadeptanej subtelności zadbać o poufne zaniżenie tonu.
ObrazekTym lepiej dla niego. W głowie przemknęło mu nawet, że – umyślnie czy nie – jej przyjaciółeczka strzelała do tej samej bramki, do której celował on. Ba; sama przyłączyła się do jego drużyny.
Koleżanka ma rację. – Uniósł brew, pozwalając, by jego twarz przeciął nikły uśmiech. Wyczekał chwilę. Przy odrobinie szczęścia dopowie sobie dokładnie to, co powinna sobie dopowiedzieć. – Niezbyt ładnie tak spławiać ludzi. A już na pewno nie, jeśli mają wobec ciebie dług.
Na wieść o rzeczonym “długu”, oczy Carol lekko się zaiskrzyły. Zapewne rozgrzewała już zwoje mózgowe, by bezkarnie snuć swoje domniemania i fantazje.
Piwo, tak? – zagaił. Pytanie retoryczne. Machnięcie na stojącego przy ladzie, starszego mężczyznę. Bezsłowne porozumienie; klient – barman. – Nie możesz tak uciekać od rozmowy, skoro już zaczęłaś. – Przetarcie kufli. – A ja jestem ciekaw jaki jest ten twój patent na „prawdziwe życie”. – Oparł się łokciem o szynkwas.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ty już chyba straciłaś ten instynkt kocicy, która poluje na swoje ofiary, prawda? - Carol westchnęła z niezadowoleniem, a pomalowane na ciemno usta zsunęły się na prawą stronę, by niesłyszalnie cmoknąć.
- Czy Ty już do reszty wypłukałaś swój mózg tym piwskiem? - ciemnowłosa wyjęła alkohol z dłoni swojej przyjaciółki, a następnie, dosłownie na ułamki sekund, przechyliła swoją głowę na prawo, a potem na lewo; żywiąc tym samym nadzieję, że nikt tego nie słyszał. Ludzie jednak wciąż zacięcie ze sobą rozprawiali. Śmiali się, przytykając dłonie do ust, czoła czy innych części ciała. Będąc skupionymi tak bardzo na swoim rozmówcy, że wydawać się mogło, że świat po prostu nie istniał.
-Ja? Nie. Ale nie powiem co Ty musiałaś sobie wypłukać, że spławiłaś takiego byczka, dziewczyno. I na boga, przysięgam ci, Coleman, że jeśli się za niego nie bierzesz, to ja go zaklepuję-
- Droga wolna, Atkinson - syknęła jej w pośpiechu, gdy wyłapała pierwsze sygnały ostrzegawcze, że Newman niewątpliwie się zbliżał.
- Zacznij kurwa żyć. Zrobiłaś sobie w domu grób. Co, myślisz, że nie wiem? Nie dopuść do tego, abyś była wiecznie takim smutasem, bo kurwa aż się rzygać chce. Jak chcesz, to jesteś seksowna i śliczna, ale najczęściej zamykasz się w tych czterech ścianach i smęcisz - wygarnęła jej Carol i zamilkła dokładnie w chwili, gdy Rhys zatrzymał się tuż obok nich.
- Cześć. Jestem Carol - przedstawiła się dziarsko i radośnie, ignorując skwaszoną minę brunetki. Mae zaś zazgrzytała swoimi zębami, starając się zrobić wszystko, by przypadkiem się za bardzo nie krzywić. Nie trzeba było być geniuszem, aby dostrzec iż przed paroma sekundami doszło między nimi do delikatnego starcia. I choć Coleman próbowała, tak myśl, że nastąpienie Charliego jakimś pierwszym lepszym chlorem po prostu nie potrafiła się zakotwiczyć. Dopiero delikatne stuknięcie pokali o blat zmusiło ją do otrzeźwienia.
- Chyba zwaliłeś z nóg moją koleżankę. Jak widzisz, odkąd z Tobą porozmawiała, teraz nie może wydusić z siebie słowa! - zakokietowała przechodząc do natarcia, podczas gdy Mae złapała szkło w obie swoje łapki i przyciągnęła ku sobie, pozostawiając ścieżkę z białej, świeżej piany.
- Nawet się tobą nie pochwaliła! - blondynka zamilkła, widząc jak Newman przejmuje stery i zadaje pierwsze pytanie. Niewątpliwie, jak nic, to wszystko prowadziło do łóżka! Oczy zaświeciły się jej jak świeczki w starej baśni.
Z jeszcze większym błyskiem przyglądała się temu, jak jej przyjaciółka unosi kufel, a następnie uderza nim o ten należący do znajomego.
- To. Jest. Mój. Patent. - odparła tylko, nim zatopiła usta w miodowym płynie, pochłaniając z marszu pół zawartości: dokładnie tak jak niejeden wyjadacz w pobliskim barze.
- Wcale nie. Jej patent na życie to kapcie i netflix -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekNiejeden złapałby się za głowę (albo i od razu przytknął pistolet do skroni, desperacko ciągnąc za spust), gdyby tylko dostał bilet wstępu do tego zakutego, newmanowego łba. Łba wciąż owładniętego myślą, że zdolny jest przebijać mury. Co jednak zawieruszyło się między jego myślami, to… czysta kalkulacja. I musiał sobie jakoś z nią, do cholery, poradzić.
ObrazekGdyby była tu Riggs” – zagryzł zęby, próbując nie dopuścić do siebie ani krztyny dalszego wyobrażenia. Ale wiedział. Wiedział, że prawdopodobnie nigdy nie pozwoliłaby zniżyć mu się do tego poziomu. Krążyłaby wokół niego, nie pozwalając żadnej z nich – żadnej z kobiet – zbliżyć się do niego w promieniu kilometra.
W promieniu całego Seattle, jeśli byłaby taka potrzeba.
ObrazekPierdolona Riggs. Pewnie w ogóle zabroniłabyś mi tykać tego dzieciaka. Warczałabyś o innych sposobach. O rozwiązaniach, które pozwoliłyby oszczędzić niewinnych.
Pierdolona Riggs gotowa wyrżnąć w pień każdego, kto Rhysem kierował z bezpiecznego stołka. To tylko przeszłość, stary. Skup się; skup się, do diabła.
Tak, Mae. A o piątej nad ranem siłą odholowują cię spod mmmonopolowego. Już to widzę. – Zarzucił ślepiami po suficie, dając jednocześnie do zrozumienia, że raczej nie po drodze mu jest z kobiecymi wyjaśnieniami. Westchnął, dobierając się do swojego piwa i, siorbnąwszy łyka, zmierzył swoim spojrzeniem towarzyszącą pani Coleman koleżankę. Dopiero teraz przyjrzał jej się… porządniej. – Sama nie wierzysz w te brednie. Zreszzztą… nawet koleżanka cię wydała. – Cmoknął pod nosem, po czym przedstawił się pokrótce; „Gregg”. Nie mogła nie poczuć na sobie jego oczu.
Nie ma się czym chwalić. – Wzruszył ramionami, ponownie skupiając się na szatynce. Z Carol – przynajmniej na tamtą chwilę – robiąc sobie kogoś na wzór arbitra w dyskusji. Była kimś, kto przytrzymywał Coleman w miejscu; pozwalając mu krążyć wokoło, na podobieństwo głodnego własnej korzyści sępa. I tak, jak on miał wobec Mae swój wyimaginowany dług, tak panna Atkinson zdecydowanie wyświadczała mu właśnie przysługę. Czyżby oczekiwała, że względem niej też będzie tak skłonny, by się odwdzięczać?
W końcu dopiero się poznajemy, prawda, Mae? – Kląsknął językiem.
– W takim razie korzystaj, póki jej jeszcze dobrze nie poznałeś! – Dziewczyna trąciła łokciem swoją przyjaciółkę, zaśmiewając się w głos. – Straszna nudziara – bąknęła, choć przecież tuż pod dźwięczną warstwą jej głosu pobrzmiewał inny przekaz – „rusz się, idiotko!”; a potem następny „bo jeśli ty nie zamierzasz, to…”.
ObrazekAle do Carol nie miał żadnego interesu.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mae Coleman również goniły demony. Te same przebrzydłe bestie, które szły za blondynem niczym cień, do złudzenia przypominając jego samego. Nim samym się stając.
Wciąż w jej myślach pojawiał się ciemnowłosy mężczyzna w loczkach. Gdzieś mniej – więcej tego samego wzrostu, co ten tutaj – żywy - o równie szalonym, nieopisywalnym kolorze oczu co on.
Tyle tylko, że Newman nie patrzył na nią tak, jak robił to Charles. Brakowało w nich iskry, brakowało w nich uczucia, chęci wytworzenia tej specyficznej formy relacji. Zaślepiona dobrymi chęciami i naiwnością, nie potrafiła odkryć czającego się tam niebezpieczeństwa, które przecież dostrzegłby każdy głupiec czy ślepiec. Dla niej wszystko jawiło się w przyjemnych, pastelowych kolorach.
- Mae – syknęła jej przyjaciółka, jednocześnie zerkając dość nerwowo na dopiero co przybyłego dżentelmena. Posłała mu słaby uśmiech, kiedy to Coleman po prostu ją zignorowała i dopiła swoje piwo.
- Nie chciałam, aby się ogrzało – wyjaśniła, unosząc swoją dłoń i jej wierzchem przecierając usta, zaraz domówiła następną kolejkę.
- Dziewczyno zwolnij. Bo rzeczywiście słowa twojego przyjaciela staną się prorocze. -
- I przynajmniej coś zaliczę: zgon - skwitowała mało radośnie, opierając łokieć na blacie drewnianego i porysowanego stołu. Przez chwilę wpatrywała się w pojemnik z orzeszkami, zastanawiając czy było z nią tak źle, aby… spróbować.
- Mae, dziewczyno… ona tak, no wiesz. Dawno nie wychodziła. Musi się wyszumieć i takie tam – niepewność po raz pierwszy przemknęła po twarzy Atkinson niczym złodziej, zabierając jej najwyraźniej także dobry humor.
- Przecież tego chciałaś, prawda? Abym wyluzowała, nie? – ciemnowłosa wzruszyła ramionami, a następnie trąciła wierzchołkiem buta nogawkę mężczyzny.
- I jeszcze kogoś wyrwę, nie? A może… po prostu was dwoje tu zostawię i pójdę do domu? Przecież tak dobrze się dogadujecie w dopieprzaniu mi, co? – sarknęła wreszcie to, co siedziało jej na wątrobie. Nie zamierzała siedzieć bezczynnie i udawać, że bawiła się dobrze, skoro tak nie było, a tych dwoje znalazło wspólny język.
- Ale przecież… to tylko żarty, Coleman -
- No to kurwa śmieszne w chuj Atkins. Wypominanie mi, że zajmuję się domem po tym jak jakiś chory na umyśle zjeb omalże nie uprowadził mi syna i nie mam ochoty przeruchać połowy Seattle po śmierci męża. Boże, jak ja dawno się tak nie śmiałam! – i rzeczywiście, wygięła usta w czymś, co miało przypominać uśmiech, a było jego prymitywną imitacją.
- Jak widzisz, Gregg, to nie będzie miłe zapoznanie. -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekCałej scence przyglądał się z zainteresowaniem. Żywym – czy może raczej zainteresowaniem, któremu, wraz ze zmianą kobiecego humoru, zdecydował się ukręcić łeb. I chociaż swoje spojrzenie utkwił w toni chłodnego piwa, wciąż nie pozwolił sobie na zawalenie raz ustanowionego zadania; słuchał. Gdyby mógł, zapewne strzygłby uszami, wyłapując co ciekawsze smaczki – z zawodem stwierdzając, że do goryczki piwa, po prostu, nijak nie pasują.
ObrazekNie drgnął nawet wtedy, kiedy but Coleman zahaczył o nogawkę jego spodni. Wiedział natomiast, że jeśli on - lub Carol – pozwoli szatynce żłopać takie ilości piwska, jakich domagało się nie tylko pokiereszowane, ale wręcz złamane w żałobie serce (a takowe często pociągi ma silniejsze od wieloletniego alkoholika), to prędzej czy później naprawdę w ich obowiązku znajdzie się odholowanie dziewczęcia do domu. W jego stanie byłoby to, cóż, z lekka kłopotliwe. Z drugiej strony; gra w ruletkę miała to do siebie, że kusiła wizją wygranej. Wygraną było uchylenie kolejnej furtki – muśnięcie wrażliwej duszy, która sama wystawiała się na sępią pastwę. Procenty miały to do siebie, że nie przepadały za hamulcami.
Jak przeholujesz, to raczej nie będzie komu zajmować się tym domem – mruknął niechętnie, obłapiając opuszkami palców rant kufla, z którego to popijała Coleman. Przyciągnął go do siebie; szkło zazgrzytało na nierównościach blatu.
ObrazekNie wiedział czego się spodziewała; ale nie był z tych, którzy zamierzali płaszczyć się, ilekroć komuś zdarzyło się fuknąć w ich kierunku. Nie zamierzał też padać na kolana, chylić pokornie głowy czy w błaganiach o przebaczenie zagłaskiwać stojących po drugiej stronie popełnionego błędu. Po drugiej stronie naciąganej perfidnie struny.
ObrazekZamiast tego uniósł brew. Ciasno opinająca jego ramię koszula, podwinięta na wysokości łokcia, nasiąknęła brudnawą zawiesiną piwa, kiedy to Newman jeszcze wygodniej oparł się o ladę. Barki lekko drgnęły, wolna dłoń sięgnęła do tylnej kieszeni spodni. Wkrótce jego usta rzeźbione były lekkim wcięciem opierającego się o nie papierosa.
Przesadzasz – wymamrotał, palcami przebiegając po materiale; najpierw spodni, potem koszuli. Burcząc pod nosem, wyglądał na niepocieszonego. Wszystko wskazywało na to, że zgubił ogień – cień podejrzenia rzucając na naszprycowanego sterydami goryla, z którym jakiś czas temu umówił się na swoiste rendez-vous w parterze.
Westchnął ciężko, wbijając igiełkę źrenic w dziewczęce lico.
Nikt nie mówi o połowie Seattle – dodał, na tyle wyraźnie jednak, by ogół wypowiedzi sięgnął kobiecych uszu. Uszu wyczulonych na wszelką nieuprzejmość. Na wszelki przytyk, niepochlebny komentarz.
Przekrzywił lekko głowę. Co z tym zrobisz, Coleman?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mae zmarszczyła swoje brwi, kiedy to zobaczyła jak męskie palce zaciskają się na brzegu szkła i ciągną je ku sobie. Przez chwilę trwała w całkowitym milczeniu, które to tłamszone było przez kolejną gwiazdę najbliższej estrady - znajdującej się o wiele za blisko od ich wrażliwych, zmęczonych już uszu.
Zastanawiała się, czy nie byłoby to zbyt obrzydliwe, gdyby mimo wszystko postanowiła się napić, choć jeszcze przed sekundami jego grabie grzebały we wnętrzu. Z zadbanych, męskich dłoni przeniosła zielonkawe tęczówki na jego twarz, a potem wzruszyła ramionami.
- Przecież taki był plan, prawda? - mieli jej dokuczać, a ona miała grzecznie potakiwać i robić z siebie dziewczynkę do bicia; dokładnie tę samą, jaka majaczyła im w głowie, będąc jedynie mdłym i nierealnym wyobrażeniem.
Bo nie zamierzała nią być - nie zamierzała pozwalać na to, aby żarty tyczyły się tylko jednej strony, podczas gdy było ich aż trzy.
- Plan jest taki, że masz się rozerwać, a nie zalać w trupa - odpyskowała jej Carol, zaciskając palce nieco mocniej na pokalu, gdy przyłapała Coleman na tym, że ta mu się przygląda.
- Nie wiem, dziewczyno. Idź zatańcz. Zaśpiewaj. Cokolwiek, a nie - wiedziała, co krzątalo się w głowie blondynki. Złość. Czysta, nieokiełznana myśl, że najchętniej po prostu by jej przypieprzyła za sceny przypominające te w domu; za zachowania rodem z przedszkola i robienie z siebie albo cnotliwej panny, albo szalonej alkoholiczki. Dość błagalnie przyjrzała się mężczyźnie, który przeszukiwał swoje kieszenie z nadzieją, iż będzie tam ogień. Nie spodziewała się mimo wszystko tego, co padło z jego ust. Wyczekująco tym razem skupiła się na brunetce, która to niewzruszona postanowiła unieść barki w zobojętnieniu.
- O jednej czwartej też nie -
- Wiesz co, Mae, wydaje mi się, że... zostawię was samych - mruknęła wreszcie, zsuwając się z krzesełka i kierując gdzieś w stronę obszernego, zapchanego kwiatami patio. Coleman nie zarejestrowała tego jakoś szczególnie dobitnie.
- Jak będziesz palić, to umrzesz na raka i będziesz bezpłodny. Dostanę piwo? - zauważyła resztkami rozumu, odwracając się tyłem do baru, a przodem do estrady. I radosny humor poszedł w...
- Co Cię podkusiło, aby śpiewać? - zagadnęła wreszcie, gdy w głośnikach pobrzmiała melodia ABBY.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tylko nie śpiewaj. Prawdziwi artyści nie są tu najlepiej traktowani – prychnął, by w tej samej chwili pozwolić własnym ruchom zwiotczeć. Jakby twardy pień drzewa zastąpiony został łamliwym chrustem – ale nie było w tym ni krztyny utraconego rezonu. Raczej jasno przedstawiona myśl, że oto nie zamierza już gonić za nią – że skoro, w przeciwieństwie do Carol, została tutaj, to skazani są na siebie jak ci towarzysze w niedoli. Ot, odrobina swobody, wyszarpana z łapsk zatłoczonego, parnego lokalu.
ObrazekUjąwszy nierozpalonego papierosa pomiędzy palcami, odsunął go nieco od własnych, lekko spierzchniętych warg. Przyjrzał się jej – z tą swoją grobową, przytłaczająco śmiertelną wręcz powagą.
Wtedy szybciej kipnę I zaoszczędzę na gumkach. – Skinął zaczepnie głową, wraz z lekkim wzruszeniem ramion. – A jeśli zachowamy zaproponowaną przez ciebie kolejność, to może nawet i zdechnę zdrów. No, sama przyznaj. – Kącik ust uskoczył na jakiś setny ułamek mikroskopijnej miary. – Brzmi niemal zachęcająco.
ObrazekJeszcze przez chwilę pozwolił sobie odprowadzać wykluczoną z ich – i tak wąskiego – towarzystwa blondynkę. I choć przemykał spojrzeniem wzdłuż długich nóg okutych wysokimi szpilkami, to nijak źrenice jego nie pędziły autostradą; raczej wolno włóczyły się uboczem wiejskiej drogi. W sposób spokojny, nieobecny, przymglony. Ewidentnie nie było w nim miejsca na zbyt śmiałe wyobrażenia, skupione do zalanego alkoholem, małpiego rozumu.
Znów się odkleił.
„Co Cię podkusiło, aby śpiewać?”
ObrazekZmarszczył brwi. Mogła zapytać go o wszystko – o, dosłownie, wszystko. Prędzej gotów byłby wypruć przed nią mentalne flaki, zarzucić sekretem czy dwoma, wycierając sobie pysk serwetką pijackiego amoku. Ale to pytanie było błahostką. Najzwyklejszą, niewygodną błahostką. Kiedy ostatni raz musiał tłumaczyć się z takich banałów?
ObrazekTo przypominało mu, że zardzewiał. Zardzewiał jako człowiek. I albo zamierzał ostentacyjnie odcinać się od przyziemnych spraw – jedynych, jak mu się wydawało, które łączyły światy ich dwojga, albo gotów musiał być, by własnym, gołym paznokciem zacząć rozdrapywać tę warstwę rdzy.
Przywykł już, że ludzie woleli jej unikać. Że ciężko zbliżyć się do kogoś, kogo dotyk podrażnia delikatną skórę.
Zerknął na nią. Czerń ślepia zatrzymała się w kącie – bo i właśnie takie było jego pobieżne spojrzenie. Z ukosa.
Pan goryl wpadł mi w oko. Musiałem jakoś zwrócić na niego swoją uwagę – rzucił ironicznie, pozwalając głębokiej ciszy na moment zagościć między nimi. Tej wewnętrznej ciszy; tej, która istnieć mogła nawet pomimo brzmień muzyki i wesołej igry zebranej tu swołoczy.
A więc rdzewiej, Newman. Po prostu, kurwa, rdzewiej.
Pojednawcze przekazanie szkiełka zapełnionego trunkiem. Sprzeczne dość z burkliwym tonem, jakim operował. Może niema prośba o towarzyskie rozgrzeszenie. Czymkolwiek nie był ten gest – był inny. Ugodowy.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mae wciąż kipiała od bezmiaru emocji, który wezbrał w niej tak, jak deszczowe chmury nad ponurym i szarym Seattle. Jej twarz dalej była lekko zaczerwieniona od emocji, a dolna warga drgała w rytm trzepoczącego w kościanej klatce serca. Te zaś zdawało się tętnić własnym życiem, raz za razem kłócąc się z rozsądkiem. Przymuszało drobne, delikatne ciało do napinania mięśni i eksponowania tego, jak beznadziejnie uparty i wybuchowy charakter tlił się gdzieś we wnętrzu. Przypominało brutalnie o tym, że wystarczył jedynie moment, aby zerwać się z łańcucha i uwypuklić wszystko, co jeszcze nie zdołało się zagoić.
Dużo przeszła. Wciąż bolało. Rany przypominały o sobie za każdym razem, a utęskniona psychika sprawiała, że jakkolwiek lekko podgojone strupki zostawały zdrapywane przy pomocy długich, pomalowanych na granatowo paznokci. Tak jakby obawiała się, że to jeszcze nie pora, że jeśli to zrobi, to wszystko pójdzie na marne, że kiedy przestanie odczuwać te wszystkie nienazwane cierpienia, to po prostu… po prostu zapomni.
Czerwone policzki wciągnęły się do środka, a jej głowa aż przekrzywiła z wrażenia. Mimo to, nie pokwapiła się na to, aby zerknąć w jego kierunku, będąc nieudolnie, kłamliwie zainteresowaną drobną kobietą śpiewającą piosenkę, jaka nie pasowała do jej tonu.
- A no popatrz. Ich strata, Crawford – rzuciła cierpko i bez entuzjazmu dokładnie w chwili, gdy jego godna następczyni zawyła do mikrofonu, powodując pisk słabej jakości sprzętu; natomiast z ust Coleman wyrwało się głośne i niekontrolowane ‘ah!’. Dłonie powędrowały do uszu i ukryły przed hałasem na chwilę, dopóki nie zyskała pewności, że złowrogie dźwięki minęły.
- Myślę, że minąłeś się z powołaniem, wiesz? Cokolwiek robisz, robisz to źle – wytknęła mu, a potem po prostu parsknęła, gdy dotarł do niej komentarz towarzysza.
- Czym się właściwie zajmujesz, Gregg? Oprócz szukania samego siebie, bla bla, drzewa genea… bla bla - ręce niedbale i miękko zamachały na wysokości jej piersi, a zielone spojrzenie zaczepiło o sufit.
- I śpiewania w tanich barach po kilku głębszych? – dokończyła wreszcie, ukradkiem przyglądając się Carol, która to krążyła wokół nich tak, jak krążyły sępy nad dogorywającą kolacją. Jednocześnie nie miała mu za złe tej ironicznej otoczki, której tak kurczowo się trzymał. Tak jak i zwierzęta wydawały ostrzegawcze dźwięki, tak i Rhys starał się otaczać jakąś formą ochrony.
Tylko czy rzeczywiście było co ukrywać?
Brunetka westchnęła, a następnie ujęła w łapki kufel.
- Twoje zdrowie, gardło moje. -

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”