WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z teatralną dramatycznością potarł zaatakowany bok.- No zbyt dawno. – Zgodził się. Pamiętał kiedy ostatni raz mieli wspólny pełnometrażowy wieczór. W lutym, jeszcze przed wyjazdem na tor wyścigowy w Daytona Beach, gdzie miał spędzić kolejny miesiąc; nie opłacało się latać z powrotem do Seattle pracując przez ten czas w tym samym miejscu. Też było tłoczno, trochę wypili, przewidując, że to na pewno będzie świetny początek sezonu, tylko, żeby woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Śmiał się. Nie lgnął do blasku fleszy, były w jego kontrakcie. Jeszcze nie wiedział co go czeka. Beztrosko wpakował się tego samego dnia na samolot, tylko po to, aby kilka tygodni później wrócić znokautowany przez wydarzenia poza jego kontrolą. Był tak zaaferowany sobą, że nie zwrócił nawet uwagi na to, że przez ten czas był z niego mierny przyjaciel.
-Twierdzisz, że nie chcesz mieć na mnie dobrego widoku, kiedy będę ci dedykował piosenkę? – Tak jak ostatnim razem, kiedy przyszło mu śpiewać A Natural Woman Arethy Franklin, tylko jeszcze tego nie wiedział jak się deklarował Leslie. Lepiej by to przemyślał, gdyby nie był już wtedy po kilku piwach. Teraz jednak, podobnie jak Hughes przede wszystkim chciał resetu, więc i niekoniecznie miał zamiar od razu wskakiwać na scenę.
-Przypomnij mi, żebym brał coś z wyższej półki. – Puścił jej szczwany uśmieszek, chwytając już swoją szklankę z piwem, żeby się podnieść z miejsca, akurat wtedy kiedy Leslie go o to upomniała. –Przecież idę, idę. – Podążył za stukotem jej obcasów manewrując ramieniem tak by przypadkiem czegoś nie rozlać, co wiązało się z przewidywaniem ruchów innych osób, odsuwających krzesła nim zerknęły za siebie. Zaskakujące ile z informacji zewnętrznych mózg potrafił przetwarzać jednocześnie generując odpowiednie reakcje. Chleb powszedni w branży w której jego zmysły i refleksy musiały być wyczulone na maksimum, chociaż na sam proces nie poświęcał zbyt wiele uwagi.
-To co mi powiesz panno Hughes? – Uniósł z lekka brew, odstawiając swoją szklankę na kilkukrotnie odznaczoną już cienką podkładkę. Odchylił się w siedzeniu nienachalnie mierząc jej twarz, dostrzegając oznaki zmęczenia, choć nie było to wcale rażące. Kwestia wprawionego oka i znajomej kanwy. Wiedział, że miała ostatnio wiele na głowie, przynajmniej jeśli chodziło o pracę. Nawet nie wspominając o palancie, którego nadal z jakiegoś powodu trzymała w mieszkaniu. On był jak wieczny bagaż na jej ramieniu, wżynający się nieprzyjemnie w skórę swoim ciężarem. –Chcesz pogadać o Sao? – Nie znał szczegółów, wiedział tylko, że kobieta postanowiła wyjechać dość niespodziewanie i że były z Leslie zżyte, więc ta nie mogła znosić tego dobrze. –Czy coś może z repertuaru lżejszego, jak to, że prawie nikt nie oglądał Oscarów i, że musieli zamknąć kilka domków nad jeziorem, bo zaczęła w okolicy grasować niedźwiedzica z młodymi? Tam gdzie byliśmy w zeszłym roku na weekend. – Wyjątkowo nic ekstremalnego, okazywało się, że atrakcje dopiero niedawno się obudziły. –Do wyboru do koloru, wszystkiego posłucham. – Wiernie położył rękę na swoim sercu kontrastując z jego raczej swobodnym wyrazem twarzy i małym uśmiechem w kącikach ust.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na ciebie widok mogę mieć zawsze. Przynajmniej jest na czym oko zawiesić. Do tego głos i mam przedstawienie idealne — uśmiechnęła się. No co jak co, nie mogła mu odmówić niczego. Był przystojny, był zabawny, dobrze śpiewał i uszy nie więdły. Czego mogła chcieć więcej? Poza tym, że najchętniej cofnęłaby czas o kilka lat wstecz, do momentu, w którym miała okazję zatracić się w relacji lepszej niż ta, w której tkwiła obecnie?
Poza tym, że moje życie zaczyna przypominać ruinę? Nie dzieje się nic ciekawego. Chociaż... Poznałam jednego kolesia. Całkiem sympatyczny, ma w sobie coś intrygującego. Problem w tym, że udaję kogoś kim nie jestem i nie mam pojęcia, czemu w ogóle zaczęłam tę gierkę — pożaliła się. Polubiła Deana. Mężczyznę, który myśląc, że chciała popełnić samobójstwo, przystanął obok i ją zagadał. Wówczas przekonana o tym, że więcej się nie spotkają, pokusiła się o drobne kłamstwo, a los wywinął jej numer i postawił ich na swojej drodze wiele kolejnych razów. Zamiast pójść po rozum do głowy, brnęła w kłamstwa, a teraz zaczynała się obawiać tego, że kiedy wyjdą na jaw, całą znajomość szlag trafi.
O Sao? Nie... Wolę ten temat przemilczeć — mruknęła. Temat jej bliźniaczki, był ostatnim, który zamierzała poruszać tego wieczoru. Właściwie wszystkie te życiowe kwestie miały się na ten wieczór stać tematem tabu, którego nie powinni byli poruszać. Tak było lepiej. Jeśli chcieli zachować dobre nastroje powinni byli skupić się na lżejszych tematach — Hej, ja Oscary oglądałam. Jednym okiem, ale jednak — roześmiała się. Prawdopodobnie była wyjątkiem od reguły, bo spora część społeczeństwa olewała rozdanie tych nagród, co w sumie rozumiała, ale i tak nie miała nic lepszego do roboty, więc jednym okiem oglądała galę, a drugim okiem skupiała się na jakiejś internetowej gierce, która miała na celu zabić nadmiar wolnego czasu.
Zamiast słuchać, to lepiej mi opowiedz o tej niedźwiedzicy. Stało się coś komuś, jest agresywna? Myślałam, czy w tym roku znowu tam nie jechać, ale skoro teren przejęły niedźwiedzie, to chyba nie będzie najlepszy pomysł? — zapytała, bo ta kwestia wyjątkowo ją zainteresowała. Coroczne wyjazdy gdziekolwiek były dla niej okazją do odpoczynku. Mogła się zresetować, na moment zapomnieć o swoim związku, o nieznanej siostrze, tajemnicach i grzeszkach, których się dopuszczała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Nie będę zaprzeczać. – Powiedział tonem nieco bardziej w rejonach teatralnych. Potrafił przyjąć komplement, poza tym nie był i kimś noszącym kompleksy ze względu na swój wygląd czy umiejętności wokalne. Wiedział jednak, że zabrzmiałoby to co najmniej dziwnie gdyby po prostu się zgodził.
Uniósł z zainteresowaniem brwi słysząc o nowym facecie. Pomyślał, że może właśnie inny, lepszy kandydat mógłby popchnąć ją to jakiś zmian, na tym właśnie się skupiając, zamiast na ukłuciu zazdrości gdzieś głęboko, głęboko, że właściwie nie mogło to być nawet prawdziwe. Wykrzywił się nieco, gdy kobieta wspomniała o udawaniu. –Lessy… – Mruknął na westchnieniu. –W czym naściemniałaś? – Nie musiał przyjaciółce mówić, że zaczynanie i budowanie czegokolwiek na kłamstwie to nie jest dobry pomysł. Ewidentnie zdawała sobie z tego sprawę. Liczył, że może jednak nie były to kwestie tak kluczowe, że jeszcze będzie mogła z nich wrócić gdy ewentualnie wyjdą na jaw, jeśli Hughes będzie chciała kontynuować znajomość. Szkoda by zapewne było wycofywać się tylko dlatego, że bałaby się wyznać prawdę. W najgorszym wypadku faktycznie pójdą w swoje strony.
Uniósł ramiona w symbolicznym geście kapitulacji. Sam nie lubił gdy ktoś niepotrzebnie naciskał na temat, którego nie chciał poruszać, więc miał zamiar zrobić to samo dla Leslie. Wiedziała gdzie go znaleźć, a i nie był jedyną osobą w jej kręgach do których mogła się zwrócić. Nie można powiedzieć, aby sam radził sobie szczególnie dobrze z nagle znikającymi ludźmi, ale wiedział jakie to uczucie. –Nie liczy się. – Wytknął jej z lekkim śmiechem. Oscary to nie było coś przez co mógłby sam przesiedzieć od dechy do dechy, to tylko mogło grać w tle, lub ewentualnie gdy przyszło oglądać specyficzne klipy, które ktoś inny wyłowił z długich godzin. –Ale dla statystyk już owszem. – Kto niby wiedział czy osoba rzeczywiście siedziała przed telewizorem czy gotowała w kuchni gdy kanał został wybrany?
-Stać podobno nie, jakaś rodzina się tylko trochę strachu nabawiła. Debatują jak je przesiedlić, tylko problem jest, że tam przychodzą właśnie dlatego, że są tam ludzie, przygotowują jedzenie, grille, nawet w odpadach się później niesie ten zapach. Więc jest szansa, że nawet jak wrócą w głąb lasu, z resztą, tam też byłoby lepiej na nich nie wpaść, to mogą z powrotem wrócić jak otworzą na przyjezdnych. – Bardzo słaby układ dla ludzi wynajmujących tam domy. Na pewno mieli inne źródła dochodów, ale tracili i oni i osoby, które chciały spędzić tam czas. –Będą ogłaszać co dalej. Nie pamiętam kiedy, ale… – Zmrużył oczy. –ale chyba jakoś w następnym tygodniu? Także będzie wystarczająco czasu, żeby zobaczyć czy się tam wybierać czy nie. – Wziął łyk piwa, zastanawiając się czy nie było czegoś jeszcze. –Wydaje mi się, że znalazłem solidną alternatywę, trochę dalej od miasta, ale to właściwie plus. Mogę ci podesłać namiary. – Zaproponował. –Różnica jest taka, że jest się dalej od jeziora, trzeba się wybrać na mały spacer. – Połowicznie wzruszył ramionami, nie postrzegając tego jako szczególnie negatywny punkt.
-Wiesz co mi ostatnio chodzi po głowie? Karting. – Odchylił się w siedzeniu. –Nie chciałabyś się może wybrać w najbliższej przyszłości? – Może i dla profesjonalnego kierowcy było to niemal dziecięce zajęcie, ale tak jak czuł, że stracił gdzieś po drodze afery serce swojej pasji, to jednocześnie coś wewnątrz wydawało się w nim umierać za każdym razem gdy musiał ciągnąć się karawanem w limitach drogowych lub poniżej, nie mając tego poczucia, że zaraz wróci na tor.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wzdycha w ten sposób — burknęła, doskonale znając ten ton, który często sprowadzał się do wykładu związanego z tym, jakie głupoty robiła. A robiła ich wiele, nie ucząc się na własnych błędach. Popełniała jakieś i nagminnie je powtarzała, co koniec końców komplikowało jej życie. Z drugiej strony dzięki temu te życie było nieco bardziej urozmaicone — Po pierwsze, nie wspomniałam o tym, że mieszkam z frajerem, który traktuje mnie jak prywatną gosposię. Po drugie, powiedziałam, że nazywam się Ruby i tego się trzyma od kilku tygodni i nie mam pojęcia, jak się z tego wycofać — wyjaśniła, marszcząc czoło, gdy jej twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Polubiła cholernego Deana i nagle zapragnęła być z nim szczera, ale obawiała się, że mogło na tę szczerość być już za późno.
Kwestię wyjazdu Sao uznała za zakończoną. Doceniała również to, że Travis nie naciskał na zwierzenia, bo nie miała na nie najmniejszej ochoty. Była zła na siostrę, bo w ostatnim czasie wszyscy robili z niej chodzącą skarbnicę sekretów. Czego by się nie dowiedziała, miała zakaz puszczania wieści w świat i o ile to nie było problemem, to było nim to, że potem zostawała z tymi sekretami zupełnie sama.
Jak to nie? Coś tam widziałam. Między innymi te beznadziejne sukienki, w które wcisnęły się aktorki — westchnęła. Nie rozumiała, czemu kobiety ubierały na siebie coś takiego. Było wiele innych, ładniejszych kreacji, a tam robił się nie tyle wybieg mody, co wybieg komicznej mody. Do tego monotonia kolorystyczna… Nie wyglądało to jak zlot największych sław ze świata filmu, a raczej jak zlot osób, które namiętnie korzystały z chińskich sklepów internetowych.
Okej, grilla w towarzystwie niedźwiedzia nie potrzebuję do szczęścia — westchnęła. Skoro tak się sprawy miały, wolała tę okolicę omijać szerokim łukiem w najbliższym czasie, aż nie dostanie potwierdzonej informacji, że niedźwiedzi kryzy dobiegł końca i można było się tam czuć bezpiecznie. Ogłoszenia mające mieć miejsce w ciągu najbliższego tygodnia, nie wystarczyły, by poczuła się pewnie i na nowo zapałała sympatią do tych okolic.
Spacer dobra rzecz, może do lata stracę trochę na wadze. Podeślij mi namiar, rozeznam się co to za miejsce — zaśmiała się. Skoro mieli jakąś alternatywę, to warto było rzucić na nią okiem, bo być może to właśnie to miejsce byłoby tym, gdzie mogłaby pojechać, żeby się zrelaksować.
O rany, to brzmi jak powrót do przeszłości. Nie zapomnę, jak zabrałeś mnie na tor. Żałuję, że drugi raz tego nie powtórzymy więc… Ten karting może być dobrą namiastką. Kiedy chcesz iść? — odparła z uśmiechem i lekkim rozmarzeniem, gdy wspomnieniami wróciła do dawnych lat, kiedy pozwalali sobie na różne szaleństwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniósł brew, gdy Leslie przedstawiła skrótowo jak się miała sytuacja z nieznajomym. Nikt nie lubił być okłamywany, z reguły, ale potrafił wyobrazić sobie gorsze wyminięcia prawdy. -Jakoś odnoszę wrażenie, że nie będzie ci robić wyrzutów z powodu imienia. No, ale… - Wziął łyk piwa. -Jak zaczniesz z jednym to będzie trzeba iść za ciosem. - I to mogło się okazać poważniejszą wyrwą na tej drodze. -Ale wiesz jak to jest, problem w głowie zdaje się większy niż jest w rzeczywistości. - Postukał palcem w swoją skroń. Sam mógłby czasami skorzystać z tej rady, ale łatwiej się mówiło, niż identyfikowało wyolbrzymiane kwestie. Nie dziwił się przyjaciółce. Fałszywe imię dawało dozę anonimowości, a cóż… do takiego pożalsięboże partnera też by się nie przyznawał bez względu na to jaką formę miałaby przyjąć znajomość. A im głębiej się brnęło, tym trudniej było zawrócić.
-Beznadziejne? - Spojrzał w lekkim rozbawieniu zmieszanym z zainteresowaniem na towarzyszkę. -No ja tam się nie wypowiem, nie przyglądałem się, ale trzeba trochę powydziwiać, żeby zwrócić uwagę. - Wzruszył ramionami. Z tego co pamiętał stroje potrafiły być zróżnicowane. Szybko można było ocenić kto miał w głowie ‘fiubździu’, a kto przyszedł po prostu na wydarzenie z rodzaju tych eleganckich.
Wychylił się z siedzenia, by zmierzyć ją wzrokiem. -A czym dobrym się zajadałaś? - Rzucił, jakoby rzeczywiście kobieta przybrała na wadze. Zaśmiał się zaraz. -Zgrywam się, ale adres ci podeślę, z resztą stronkę z informacjami o niedźwiedziach też, jak wrócę do domu. Mam wszystko na laptopie. - Przyznał. Może był staroświecki, ale wolał jednak większe ekrany. Komórka była czymś przejściowym, kiedy akurat niewygodnie byłoby sięgać po laptop, lub, oczywiście, gdy używana była do tego do czego pierwotnie została stworzona. -Przypomnij mi w razie jakbym się nie odezwał. - Różnie to z pamięcią bywało, zwłaszcza po dłuższych wieczorach na mieście.
Zwłaszcza teraz gdy stracił pracę. Wiązało się z nią wiele przywieli, teraz miał dostęp do zaledwie namiastki i nie byłby to wcale tani interes. Za to karting był już w rozsądniejszym budżecie i z nim też mieli trochę wspomnień. Uśmiechnął się do własnych myśli i przez chwilę wyglądali jak dwa oczarowane sobą gołąbki. Travis zamrugał. -W następnym tygodniu? Środa wygląda na trochę luźniejszą. - Weekendy wcale nie oznaczały mniej ruchliwych dni w Serenity, wręcz przeciwnie, Travis zdążył zaobserwować, że większość klientów skłaniała się ku dniom, które w tradycyjnych pracach zazwyczaj były wolne. -Obiecuję, że nie skopię ci na wstępie tyłka. - Przyłożył oficjalnie dłoń do swojego serca. -Słowo harcerza. - Którym nigdy nie był i Leslie doskonale o tym wiedziała. -Wiesz, że chyba nadal mam ten kask…- Nie trzeba było przynosić swojego sprzętu, wszystko można było wynająć na miejscu, ale dla Travisa kask zawsze był rzeczą osobistą, dlatego też skołował egzemplarz dla Hughes. -powinien być w garażu…- Powynosił tam klamoty na które nie było miejsca. Jazda dla Nascar wymagała specyficznego sprzętu, więc i nie było powodu jeździć z podstawowym kaskiem, spersonalizowanym poprzez napisy od między innymi Leslie. On sam też wpisał się na jej egzemplarz. Jednego dnia oboje ostatni raz użyli ich do wyścigu.
Uchylił usta na końcu języka mając zapytanie czy Hughes nadal ma swój kask, ale wtedy przed kobietą ustawiony został kolorowy drink. -To od tego pana przy barze.- Kelnerka wskazała na całkiem przystojnego bruneta, który skinął do Leslie głową gdy złapał jej spojrzenie.
-No, przynajmniej wiemy, że nie prezentujemy się jak para.- Skomentował z rozbawieniem kręcącym się w kącikach ust. Wychylił się w siedzeniu by krytycznie faceta zmierzyć. Siedział z kolegą, dobrze się trzymał, choć po oczach wydawało się, że był już po kilku piwach. Twardziel z brakującą masą, by mógł cieszyć się takim statusem.-Numeru nie podrzucił?- Travis zagadnął kelnerkę.
-Mam o niego spytać?- Odpowiedziała Cavanaghowi, ale wraz z nim spojrzenie przeniosła na blondynkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właśnie w tym tkwi problem. Nie wiem, czy chcę zaczynać od małej prawdy i kończyć na tych dużych. Serio, teraz świetnie nam się rozmawia, czasem flirtujemy i czuję się… normalnie. Kiedy dowie się, że jestem w związku, żałosnym bo żałosnym, ale jednak, pewnie wszystko pryśnie — burknęła, przeczesując kosmyki swoich włosów, które opadły jej na twarz, gdy niemal uderzyła czołem w blat stołu, rozdarta między tym co było dla niej dobre, a tym co było właściwie w budowaniu relacji. Musiała jednak przyznać rację Travisowi w jednym. Często to co wydawało się bardzo dużym problemem w głowie, w rzeczywistości wcale takim nie było.
Większą uwagę zwróciłby naprawdę odwaloną sukienką rodem z bajki o księżniczkach, a nie jakimiś dziwactwami — była uparta i uparcie trzymała się swojego zdania w kwestii gustu, jaki miała w odniesieniu do tych wszystkich kreacji. Preferowała normalność, a nie niepotrzebne udziwnienia, które nie tylko przykuwały uwagę, ale robiły z człowieka pośmiewisko i to na cały świat — Poza tym wiadomo, że się nie wypowiesz. Jesteś facetem. Was zadowala co najwyżej idealnie skrojona i dopasowana koronkowa bielizna — dodała, przewracając oczami. Nie mógł zaprzeczyć. Mężczyźni tacy byli. Niby na całokształt zwracali uwagę, niby potrafili docenić to, że kobieta się ładnie ubierze, ale ostatecznie największe wrażenie robiła na nich bielizna.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to zabiłaby go w chwili, w której podjął się tematu jedzenia w odniesieniu do jej wagi. I chociaż to ona zaczęła, to on miał siedzieć cicho, albo powiedzieć, że wszystko było w porządku i wcale na wadze nie przybrała. Ot co, taka logika Leslie. A właściwie to kobieca logika.
Będę czekać, brzmi jak dobra lektura do porannej kawy — skwitowała z rozbawieniem. Kawa, artykuły o niedźwiedziach i informacje o nowym miejscu, które warto byłoby odwiedzić. Niczego lepszego na rozpoczęcie nowego dnia nie mogła sobie wymarzyć — Zadzwonię o szóstej rano, sprawdzić czy radzisz sobie z kacem, to ci przypomnę — zapewniła, ale nie mówiła serio. O szóstej rano obracała się dopiero na drugi bok, śpiąc jak zabita.
Jeśli ludzie nie zaczną masowo umierać, to czemu nie? Od razu po pracy? — zgodziła się, wychodząc z propozycją, by nie tracić czasu na powrót do domu i kolejną drogę na karting. Skoro już razem pracowali, to równie dobrze prosto z Serenity mogli się udać na tor, żeby się wyszaleć. Trochę rozrywki w środku tygodnia jeszcze nikomu nie zaszkodziło — Uważaj co obiecujesz, bo jeśli skopiesz mi tyłek, poczuje się upoważniona do odgryzienia się za niedotrzymanie słowa. Wiesz, że coś wymyślę i będziesz tego żałował przez kolejny miesiąc — mruknęła, grożąc mu palcem w żartobliwym geście. Pewne było jednak to, że coś by wymyśliła. Może wizytę u kosmetyczki, gdzie dotrzymując jej przez pół dnia towarzystwa, byłby zmuszony poddać się wszelakim zabiegom upiększającym?
Chciała wspomnieć o kasku, który faktycznie wciąż miała, choć nieco zakurzony gdzieś na strychu, bo jej facet miał na niego alergię i szlag go trafiał ilekroć słyszał o Travisie bądź czymś co z Travisem było związane, gdyby nie to, że kelnerka od tak przyniosła jej drinka. Marszcząc lekko nos, spojrzała to na szklankę, to na kobietę, to na mężczyznę, a ostatecznie na przyjaciela — A szkoda… Źle mu z oczu patrzy — bruknęła pod nosem, w tych kilku słowach zawierając nie tylko podejście do całej sytuacji, ale również drugie dno. Ukryte. Bo po co miała mówić wprost? Nie wypadało. — Travis, daj spokój — jęknęła, gdy napomknął o numerze, a kelnerka podłapała temat — Nie. Proszę zabrać drinka i mu zanieść. Może nie zauważył, ale nie jestem tu sama — westchnęła, odsuwając szklankę w stronę kobiety, by ta zabrała drinka i zrobiła z nim co chciała. Mogła oddać temu facetowi, a jeśli miała ochotę to mogła wypić. Leslie nie zamierzała korzystać z uprzejmości tego typa, bo to byłoby jak danie mu zielonego światła.
Mam nadzieję, że nie gustuje w niedostępnych, bo popsuje nam cały wieczór — stwierdziła, zerkając z ukosa na mężczyznę, który zerknął w jej stronę po tym, jak kelnerka zaniosła mu drinka i oddaliła się żwawym krokiem do innych klientów. Dla podkreślenia swojej niedostępności pokusiła się o być może niekoniecznie przemyślany ruch, jakim było sięgnięcie do dłoni przyjaciela. Splatając swoje palce z tymi jego, uśmiechnęła się uroczo — Teraz wyglądamy jak para, żartownisiu? — zapytała z miną niewiniątka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na twarzy Cavanagha wymalował się niby to grymas, stonowany i zakrapiany brakiem konkretnego przekonania. Nie mógł mieć pewności jak rzeczywiście nowy znajomy Leslie by zareagował na taką nowinkę. Kobieta miała swoje powody, ale to czy w jego oczach by ją to rozgrzeszyło zależało wyłącznie od tego jaką był osobą. Może w ogóle nie uznawałby, że jest co rozgrzeszać, a z drugiej strony mógł się od niej kompletnie odciąć za zatajenie tego. Gdyby to była prosta sytuacja Hughes nie miałaby takiego dylematu. –Jak go wyczujesz, możesz przynajmniej wspomnieć swoje imię. Wiesz, tak przy okazji jak następnym razem nazwie cię Ruby. – Teraz było dobrze, może koniec końców facet nie okaże się warty zdradzania całej prawdy. –A później szybka zmiana tematu. – Dorzucił żartobliwie.
-Mówisz o tym, czyli zwróciło uwagę. – Wytknął ją palcem. W niektórych kręgach czasami nie miało znaczenia czy ludzie mówili źle czy dobrze, ważne było, że w ogóle mówili. –Wy tak myślicie. – Odparł z szerokim uśmiechem. –Większość z nas zadowala bardzo wiele rzeczy. Sukienka, bielizna, ważne, że ładna kobieta ma to na sobie. Czasami to może być nawet za duży t-shirt. – Pochylił się do przodu, jakby dzielił się teraz sekretną wiedzą. –Ale jeśli to jest mój t-shirt i moja kobieta go ma na sobie, to jest… – Uśmiechnął się kręcąc głową. Nie potrafił ująć tego odczucia w słowa, ale wiedział, co z nim robiło. –Chodzi o to, że czasami naprawdę niewiele nam trzeba. – Z powrotem oparł się plecami o krzesło. –I to nie zawsze musi być koronkowa bielizna, chociaż ta jest niezaprzeczalnie bardzo atrakcyjna. – Rozłożył ramiona na strony. Oczywiście, że nie zaprzeczał tej kwestii, ale uważał, że zdecydowanie było do tego więcej niż tylko bielizna.
-Tylko nie zapomnij odpalić megafonu. – I bez jego użycia na pewno wszystko byłoby głośne jak przez klubowe głośniki, ale skoro już mowa o przypominaniu w najbardziej nieprzyjemny sposób to aż szkoda byłoby tą kwestię pominąć.
Pokiwał głową. –Od razu po pracy, żeby nie robić kilku kursów mogę też i z rana po ciebie przyjechać. – Zaproponował. –Zaparkuję trochę dalej, żeby ten twój się nie pieklił. – Dodał. Miał charakterystyczny samochód, który partner Leslie już wcześniej widział i chociaż osobiście był zdania, że niech sobie palant myśli co chce, przecież razem pracują, to jednak nie chciał przysparzać przyjaciółce dodatkowych problemów. Zaśmiał się na odgrażanie. –Pamiętaj, że tylko na wstępie. Żeby nie było, że chowałem jakieś kruczki. – Takie schowane w ogóle by się nie liczyły dla panny Hughes.
Podobnie jak jego towarzyszka zerknął w kierunku hojnego mężczyzny dopatrując się jego reakcji na zwrócony drink. Zacisnął lekko usta na klepnięcie kumpla po jego ramieniu, który z resztą po chwili sam poczęstował się niechcianym drinkiem wydając się z nich wszystkich najbardziej zadowolony takim obrotem sprawy. –Się jeszcze okaże. – Travis mruknął i odwrócił się w kierunku Leslie gdy poczuł, że ta dotyka jego dłoni. Nie zdążył unieść nawet brwi, a pojawiło się wyjaśnienie tak pięknie zaserwowane od Hughes. –Niewątpliwie. – Powoli pochylił się bliżej do niej, pozostając jednak niezmiennie na swoim miejscu. –Jeśli jest słaby z matmy to masz szansę, że to się uda. – Powiedział przyciszonym tonem, żarcikami próbując rozproszyć dziwne wrażenie wewnątrz klatki piersiowej i niechęć do odwracania od Leslie wzroku.
Po sali rozniosło się dmuchniecie w mikrofon, a zaraz po nim przyszło: -Witam państwa, witam. – Na scenie stał nieco pulchniejszy gość, z godną podziwu ciemną brodą. Miał niski głos ale towarzyszyła mu pewna energiczność, która mimochodem przykuwała uwagę. Travisa również. –Zapewne wiecie jaka to godzina, dla ewentualnych nowych przybyszy: jest czas na karaoke. Zasady są proste, można zgłosić się samemu, można zgłosić swojego znajomego. Siłą nie wciągamy na scenę, ale na pewno będziemy skandować twoje imię. Piosenki łowimy z kapelusza. – Wskazał na stojący na stoliku tuż przy scenie cylinder niczym wyciągnięty z przedstawienia magika. –Czy mamy na sali pierwszego odważnego ochotnika? – Mężczyzna przesunął spojrzeniem po zebranych, głównie tych siedzących bliżej sceny, przy stołach, to oni zazwyczaj zainteresowanie byli karaoke, acz nie zawsze śpiewaniem samym w sobie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może masz rację… Z drugiej strony, jak mu o tym wspomnę, pewnie wszystko się zmieni — mruknęła. Do tej pory byli Ruby i Deanem. Budowali znajomość tkwiąc w tym przekonaniu. Stanie się Leslie i Deanem, mogłoby sprawić, że całe to budowanie relacji zaczęłoby się od zera. O ile w ogóle — Nieważne, jakoś to rozgryzę. Kiedyś… — bo przecież nigdzie się nie spieszyło, prawda? Tkwiła w tym kłamstewku od tygodni, to mogła w nim tkwić jeszcze kilka następnych, w trakcie których jakoś poukładałaby sobie to w głowie.
No… Tak — westchnęła. Różnica polegała jednak na tym, jakie wrażenie na niej zrobiło. A zrobiło negatywne. Faktem było jednak to, że Travis miał rację. Efekt został osiągnięty, bo te wszystkie gwiazdy zwróciły na siebie uwagę. Kiedy podjął się wyjaśnienia, jaki był męski punkt widzenia w odniesieniu do bielizny i tego, w co ubierały się kobiety, zamieniła się w słuch — Chociaż w tym się zgadzamy. Wy uwielbiacie, kiedy nosimy wasze koszulki, a my lubimy je nosić. Są duże, luźne i ładnie pachną — stwierdziła z uśmiechem. Nie było nic lepszego niż męska koszulka, w którą można było wskoczyć i spędzić w niej cały dzień i noc — Nie? To co może zastąpić koronkową bieliznę? — zagaiła z zaciekawieniem, chcąc bardziej poznać ten męski punkt widzenia, zwłaszcza, że do tej pory nie miała okazji prowadzić takiej dokształcającej rozmowy.
Da się zrobić. Gdzieś jeszcze powinnam mieć jeden z czasów studenckich protestów — odparła ze śmiechem. W rzeczywistości jednak, nie zamierzała być aż tak okrutna. Właściwie to wielce prawdopodobnym było to, że o szóstej rano sama spałaby jak zabita, nie chcąc doczekać pobudki wraz z którą uderzyłby w nią bezlitosny kac — Przyjedź i daj spokój, nie będziesz parkował dalej. Jak chce, to niech się piekli — wzruszyła ramionami. Miała to gdzieś. Ten związek już dawno przestał być idealny, a awantury były na porządku dziennym. Jedna więcej nie robiła jej różnicy. Nie w chwili, w której ona i jej facet mieli na sumieniu więcej niż przyjaciel oferujący podwózkę i dobrze spędzone popołudnie poza domem. — Hej, to się nie liczy. Wspomniałeś o tym po fakcie — oburzyła się. To się nie liczyło. Powinien był powiedzieć o tym od razu i nie zamierzała odpuszczać. Travis był skazany na to, by dawać jej fory cały czas.
W ostateczności zmienimy lokal — zasugerowała. Była to jakaś opcja, żeby spędzić wieczór miło, a nie w nerwach, bo niektórzy lubili wciskać się gdzieś, gdzie nie byli mile widziani. Jeśli jej zagrywki nie pomogą, to była gotowa wyruszyć na podbój miasta. Byle tylko skupić się na rozmowie z przyjacielem, a nie denerwować przez natrętów. — Wygląda na takiego, co zamiast mózgu woli używać mięśni. Matma to dla niego czarna magia — stwierdziła z pełnym przekonaniem. Facet, który zwrócił na nią uwagę, nie wyglądał na jakiegoś inteligentnego gostka po studiach, który w swojej głowie krył ogromne ilości wiedzy. Przypominał jej wszystkich tych, których omijała szerokim łukiem. Zaczepliwych, rządnych bójek, konfliktów z prawem i pewnych tego, że stalowe mięśnie są powodem, dla którego powinni dostawać wszystko to, czego zapragną.
Przestała o tym myśleć w chwili, w której odezwał się organizator karaoke. Słuchając go, wbijała w Trevora spojrzenie, które mówiło jasno, że nie zamierzała mu odpuszczać i miał iść na pierwszy ogień, by przełamać wszelkie zahamowania swoje, jak i te jej.
Oczywiście, że mamy. Jeśli chcecie dobrej zabawy, to ten przystojniak wam jej dostarczy — rzuciła głośno, korzystając z okazji, że ludzie patrzeli po sobie trochę się wahając i poklepała przyjaciela po ramieniu — No idź, jedna piosenka, a potem do ciebie dołączę — zachęciła go, bo co innego jej pozostało. Szalona była, ale nie na tyle, żeby występować w pierwszej kolejności przed tłumem ludzi. Zwłaszcza, że koleś siedzący przy barze, nieustannie spoglądał w jej stronę. Nie chciała kusić losu i zachęcać go do tego, by podjął się kolejnych starań o to, by zwróciła na niego uwagę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli to nie był idealny układ to co nim było? Męskie koszulki, czyli produkt uniwersalny. Obniżył brwi na pytanie, wpatrując się chwilę w szklankę gdy rozmyślał nad odpowiedzią. –To zależy. – Wzruszył ramionami. –Nie mogę mówić za wszystkich, ale bieliznę można zastąpić na przykład koszulą nocną? Wcale nie drastycznie obcisłą, albo kompletnie prześwitującą… – Próbował wyprzedzać ewentualne myśli rodzące się w głowie drugiej strony. –Coś co pozostawia trochę dla wyobraźni. – Uśmiechnął się wręcz bezradnie. –W innym otoczeniu, no nie wiem, dajmy jakieś spotkanie ze znajomym, coś… – Potarł swój kark odwracając wzrok gdy budował w głowie dobry przykład. –powiedzmy sukienka, taka zwiewna i uśmiech. Wy… – Tym razem wytykając w nią palcem z przymrużonymi oczami trzymał swoje piwo. –nie lubicie tego słyszeć, ale uśmiech kobiety, taki szczery uśmiech, kurde, to może cały dzień zmienić. Jestem urobiony, nie trzeba idealnie skrajać niczego skąpego. – Nie często znajdywał się w sytuacji gdy mógł o takich rzeczach mówić, a teraz Leslie była zainteresowana i z nią tym bardziej mógł się tym swobodnie dzielić, chociaż nie miał pojęcia czy aplikowało się to do Deana. Wybór stroju, to była rzecz oczywista, ale uśmiech - widział twarze kolegów po jednym takim wyrazie od dziewczyny, którą mieli na oku.
-Okej. – Zgodził się swobodnie. Skoro Leslie uważała, że to nie ma znaczenia, to kim był, żeby dodawać jej więcej kroków wbrew jej własnej woli? –Wcale nie pierwszy raz. Pierwsze co powiedziałem, to że na wstępie to obowiązuje. – Wiedział, że jeśli Leslie będzie naciskać, że tego rzeczywiście nie powiedział to on na to przystanie, tylko po to żeby podczas wyścigów prawie cały czas dawać jej trochę fory, aż w ostatnim wyścigu pójdzie na całość. Byłoby niezręcznie gdyby wtedy też przegrał. Jeszcze się to nie stało, a już poczuł w klatce niekomfortowe ukłucie. Zapił je piwem kręcąc do siebie głową.
Travis uśmiechnął się przekornie, zerkając znowu na mężczyznę. –Żeby jeszcze te mięśnie pomogły mu w barkach. – Możliwe, że to kurtka sprawiała, że trudno było stwierdzić czy facet rzeczywiście pracował z siłą fizyczną, czy tylko nosił się tak jakby mógł poradzić sobie z każdym. Ta pewność siebie potrafiła silnie zakorzenić się w głowie, jak niepasujący tam chwast.
-Oho, mamy pierwsze zgłoszenie, jak się zapatrujesz kolego? – Odezwał się prowadzący.
Cavanagh spojrzał na Leslie jakby chciał mieć do niej pretensje, ale jednocześnie jak mógł tym pięknym oczom mieć cokolwiek za złe? Pokręcił głową z westchnieniem i pociągnął głębszy łyk piwa. Jednak dwa.
-Proszę państwa, idzie do nas. – Mężczyzna komentował żwawo wraz z tym jak Travis podniósł się z miejsca. –I zmierza do kapelusza. – Kontynuował dramatycznie. –Co takiego zacznie nasze dzisiejsze karaoke? – Cavanagh przerzucił skrawki papieru, chwytając w końcu jeden z nich. –Prosimy o werbelek. – Brodacz wskazał na dźwiękowca, dostając idealny dźwięk budujący napięcie.
-Just the way you are. – Oznajmił wokalista, co było słychać może w pierwszych stolikach i już mniej zrozumiale w dalszych, więc zaraz prowadzący włączył się ze słowami dla widowni:
-Mamy Billy Joela. Zaczynamy spokojnie. Jak masz na imię?
-Travis.
-Travis, scena jest twoja. – Wskazał na dźwiękowca który miał drugi mikrofon.
W dwóch krokach był na scenie mierząc zebranych wzrokiem. Powoli. Przetwarzał, że pierwszy raz od dłuższego czasu stał przed szerszym zbiorowiskiem ludzi, wielu skupionych na nim jak kiedyś byli podczas wywiadów dla Nascar. Oczy wróciły do Leslie i w końcu mógł wziąć pełny oddech decydując się, że to robi, chociaż od momentu gdy kobieta go zgłosiła było za późno żeby się wycofać. Zerknął jeszcze do niechcianego adoratora nim podniósł mikrofon do ust. –Piosenkę dedykuję mojej wspaniałej dziewczynie. – Wskazał, bez wahania na Leslie. Teraz nie będzie już wątpliwości.Zapowiadaj, Jimmy.
Lekki, klimatyczny podkład wypełnił lokal. Niektórzy przy barze nadal rozmawiali, ale to było tak normalne, że właściwie nie było nawet na co zwracać uwagi. Światła skupiły się na nim, a na obrazie z rzutnika pojawił się tekst.
-Don't go changing, to try and please me, you never let me down before. – Miał przyjemny głos , delikatny wręcz, choć potrafił też wybrzmieć nie byle siłą. Znajomy czasami mówili mu, że mógłby pójść z tym gdzieś dalej, do teatru, może nawet na Broadway gdyby taką miał fantazję, ale Travis zawsze wiedział, że było to zaledwie hobby, jeśli w ogóle można było to tak nazwać. Zapewne trener wokalny szybko doszukałby się niedociągnięć i błędów, ale skoro nie chodziło o perfekcję...
- I would not leave you in times of trouble, we never could have come this far, mMmm-Mmm
I took the good times, I'll take the bad times, I'll take you just the way you are.
– Patrzył na nią. Patrzył, chociaż nie był pewien czy powinien. Spoglądał w jej stronę tłumacząc sobie, że przecież chciał, żeby było to wiarygodne, a i mógł stanąć za elementami tej piosenki. Znali się już tyle czasu, by zaakceptować swoje wady i zalety, bez potrzeby zmieniania tej drugiej osoby. To taka przyjacielska ballada.
Z fragmentami o miłości obchodził się już ostrożniej. Nie robiłby tego gdyby wszystko było tak przejrzyste jak lubili twierdzić, że jest. Oczy momentami przymykał, a to znowu obejmował część widowni. Miał w sobie coś z naturalnej prezencji na scenie, co dla tych go znających nie było już zaskakujące.
-I want you just the way you are. – Zakończył niżej, nieco ciszej znów spoglądając w jej stronę.
Rozległy się brawa, a brodacz podniósł się żwawo na nogi, pozwalając by wybrzmiały ostatnie dźwięki podkładu nim się odezwał. –No, no, no. – Spojrzał na wokalistę na scenie. –Travis wpadaj tu kiedy chcesz. – Mężczyzna zaśmiał się z lekka.
-A dałoby się nagiąć zasady? – Cavanagh zagadnął.
-Którą część?
-Zamiast losowania, potrzebuję dynamicznego duetu. Moja druga połówka obiecała, że dołączy. – Rozłożył ramiona zerkając na Leslie.
-Pozwolimy mu? – Prowadzący zwrócił się do widowni. Kilka osób kiwnęło głową. –Nie słyszę was, zielone światło dla dynamicznego duetu?
Ktoś w tłumie rzucił ‘dawaj ich’, ktoś inny, że się zgadzają. Wyglądało więc na to, że mieli ich błogosławieństwo. –Zapraszamy więc piękną panią do nas. – Oznajmił, zapraszającym gestem wymachując do Hughes.
W tym czasie z zadowolonym uśmieszkiem, Travis doskoczył do dźwiękowca, by wybrać odpowiedni repertuar. Wymienili kilka propozycji z Jimem, decydując się na Forget You, wersja oczywiście mniej wulgarna nawet jeśli byli już w oficjalnych wieczornych godzinach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hmmm... Skoro tak mówisz — uśmiechnęła się. Męskiej rady dobrze było posłuchać. W końcu nie od dziś było wiadomo, że czasami kobiecy punkt widzenia i ten męski, nieco się od siebie różniły. Nie sądziła tylko jeszcze, że jego rady będzie miała okazję wcielić w życie w najbliższym czasie i to niezamierzenie. I z całą pewnością nie miało dotyczyć to sukienki i uśmiechu... — Więc powala cię na kolana kobiecy uśmiech? — zapytała i odruchowo się uśmiechnęła. Szczerze, może z nutką lekkiego rozbawienia, jakie ogarniało ją, gdy mówił o tym w ten konkretny sposób.
Jesteś okropny. Jak nie dasz mi wygrać, to nigdy mi się nie uda. Masz większe doświadczenie — rzuciła w oburzeniu. To nie było fair. Taka rywalizacja powinna mieć jasne zasady, w których szanse byłyby wyrównane chociaż jeden, jedyny raz. Ona nie jeździła po torach wyścigowych, a jej przygody z samochodem ograniczały się do poruszania po mieście i to w zgodzie z panującymi przepisami. On zaś był kierowcą wyścigowym. Byłym, bo byłym, ale jednak. To z góry skreślało jej szanse na wygranie czegokolwiek, jeśli nie dałby jej forów i to sporych.
O tym zamierzała jednak porozmawiać z nim w ciągu kolejnych dni. Wierzyła, że spojrzenie zbitego szczeniaka, jakim mogłaby go raczyć każdego dnia w pracy, przybliżyłoby ją do tego, by zmienił zdanie i zdecydował się na to, żeby pozwolić jej wygrać.
Słuchała Travisa, nie odrywając od niego wzroku nawet na moment. Przez jej głowę przelatywała niezliczona ilość pytań. Zastanawiała się nad tym, jak mogłaby się potoczyć ich relacja, gdyby nie to, że zdecydowali się pozostać przy przyjaźni. Próbowała wyczytać z niego, czy aby na pewno z jego strony przyjaźń była satysfakcjonująca w stu procentach, czy może jednak tak jak miało to miejsce w jej przypadku, tęsknił do tego, czym mogli się cieszyć przez kilka tygodni.
Ona tęskniła. Cholernie tęskniła za tamtym czasem, kiedy wszystko było prostsze i kiedy była... Szczęśliwsza? Tak, wtedy była szczęśliwa i spełniona. Obecnie zaś czuła, że jej życie się sypało, a to co najlepszego ją spotkało, wymykało się jej z rąk na rzecz innej kobiety. Poczuła zazdrość. Niekontrolowaną, nagłą, gdy przed oczami stanął jej obraz narzeczonej Travisa. Lubiła ją, nie mogła jej niczego zarzucić, ale koniec końców wciąż pozostawała kobietą, która miała go dla siebie. Skrzywiła się, zasłaniając grymas szklanką z drinkiem, którego łyk upiła, obserwując występ Cavangha tak, jakby całe otoczenie przestało istnieć. Powróciło jednak z impetem, gdy Travis przestał śpiewać, a głośne brawa sprowadziły ją na ziemię.
Żartowałam — roześmiała się, gdy tak szybko przystąpił do akcji i postawił ją przed faktem dokonanym, chcąc ją zaprosić do duetu tu i teraz.
Nie mogła odmówić i chować głowy w piasek. Obiecała, że do niego dołączy i z obietnicy zamierzała się wywiązać, dlatego dopiła do końca swojego drinka i wstała, kierując się w stronę niewielkiej sceny. W połowie drogi zatrzymała ją czyjaś dłoń, która ułożyła się na jej ramieniu. Odwróciwszy się, zadarła głowę by spojrzeć wprost w oczy faceta, który siedział przy barze, a teraz wyrósł jak spod zmieni.
Może zabawisz się ze mną? Kiepski ze mnie śpiewak, ale myślę, że spędzisz ze mną czas lepiej niż z nim — wskazał na stojącego tyłem do nich Travisa, który najwyraźniej ustalał repertuar dla ich występu w duecie. Leslie prychnęła zaś pod nosem, słysząc ten denny tekst na podryw, który nie zrobił na niej wrażenia, a już na pewno nie pozytywnego.
Wybacz, wolę sprawdzone towarzystwo, którego nie przebijesz — mruknęła, strząsając jego dłoń ze swojego ramienia i ignorując wzmiankę o tym, że należał do tych upartych, którzy zdobywali to czego chcieli, ruszyła w stronę przyjaciela, przyklejając na usta najbardziej naturalny uśmiech na jaki było ją stać w chwili, w której obcy facet za punkt honoru obrał sobie zepsucie jej tego wieczoru.
Forget you? Masz gust... — zauważyła, przystając obok bruneta i zerkając mu przez ramię w stronę piosenki, której podkład przygotowywał dźwiękowiec. Słowa tej piosenki znała doskonale i chciała tego czy nie, coś ścisnęło nieznacznie jej żołądek. Plusem było to, że braku autentyczności nikt nie mógł jej zarzucić, gdyby przypadkiem... Wczuła się za bardzo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie powiedziałby tego na głos, tak na wszelki wypadek, ale uważał, że Leslie miała cudowny uśmiech. Radosny, czy rozbawiony, to rozświetlało jej twarz tak, że trudno było oderwać od niej spojrzenie. Może nieco zbyt trudno…-Widzę co robisz. – Oznajmił, z rozbawieniem.
Nie kłócił się dalej, kwitując to zaledwie szczwanym uśmieszkiem, na końcu języka mając, że mogłaby mu pozwolić trochę poszarżować po tym jak długo nie miał na to szansy, ale niekoniecznie chciał przypominać o tych nieprzyjemnościach, aktywnie duszonych i wyrzucanych z umysłu.
Czasami zastanawiał się dlaczego jednak nie spróbowali ponownie. Za bardzo się zrazili, czy może jednak próbowali nie zrujnować swojej przyjaźni? Tylko czy, aby na pewno im to groziło? Skoro raz potrafili wrócić… w rzeczywistości może tak naprawdę nigdy nie potrafiąc już spojrzeć na siebie w ten sam sposób. To się wymykało, odchodziło w cień gdy zajęci byli czymś innym, ale znowu przypominało o sobie gdy mieli zbyt dużo czasu by myśleć, albo gdy jedno z nich śpiewało piosenkę-obietnicę o akceptowaniu drugiej osoby dokładnie taką jaka była. Strzał w stopę od kapelusza.
-No słuchaj, do tego nie da się nie śpiewać. – Chwytliwa piosenka, co to dużo mówić. Uznał, że była też bardziej wokalnie przystępna. –Drugie na liście było September, ale… – Pokręcił głową. –Nie chciałem cię pod autobus wrzucać. – Earth Wind & Fire śpiewali tak wysoko, że chociaż się chciało to odtworzyć zazwyczaj nie trafiało się w odpowiednie nuty i łatwo było w rezultacie sporo fałszować. Po co dodawać sobie takiego stresu gdy przyszli się tutaj rozerwać?
Odebrał drugi mikrofon i podał go swojej towarzyszce. Tak skupił się na czymś melodycznie energicznym, a jednocześnie nie przesadnie trudnym, że nie skojarzył o czym konkretnie mówił tekst. Wiedział to oczywiście, ale kontekst się z tym nie połączył w jego głowie. Może dotrze to do niego później…
-Wszyscy siedzicie wygodnie? – Zagadnął prowadzący, mierząc widownię wzrokiem. –To przygotujcie się na Travisa i jego drugą połówkę… – Zatrzymał się patrząc wyczekująco w ich stronę.
-Leslie. – Travis wtrącił szybko.
-i jego drugą połówkę Leslie! Brawa dla nich. – Brodacz wyłączył mikrofon i sam zaczął klaskać a reszta ruszyła w jego ślad. W takim właśnie akompaniamencie ich dwójka znalazła się na scenie mając wykonać piosenkę wcale nie należącą do miłosnych duetów. Jakież to by było oklepane.
Cavanagh uśmiechnął się do blondynki. Widać było w kącikach jego ust i oczu, jaki zadowolony z siebie był, że tak podjął się tej rzuconej mimochodem oferty Hughes. Tak łatwo było wypchnąć go do udziału, ale przecież nie przyszedł tutaj dzisiaj sam. Szturchnął ją lekko ramieniem. –Tylko włącz mikrofon, nie ma oszukiwania. – Rzucił, chociaż wcale nie podejrzewałby jej o takie zagranie i wszyscy bardzo szybko zorientowaliby się, że brakuje drugiego głosu. –Ty zaczynasz czy ja? – Dopytał się, gdy pierwszy wers pojawił się już na ścianie. Wiedział, że dalej w piosence już się zgrają, ale potrzebowali tego pierwszego kroku. Kto wie, czy nie powinien był tego śpiewać nieudany podrywacz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niby co? — zapytała i... uśmiechnęła się. Znowu. Nie była jednak w stanie tego kontrolować i musiał jej to wybaczyć. Ten drugi uśmiech nie miał już jednak nic wspólnego z chęcią przekonania go do tego, by pozwolił jej wygrać. Wiedziała, że to było niemożliwe i nie odpuściłby jej tak łatwo, jakby tego chciała. On miał wygrywanie we krwi. Chciał być najlepszy, a ona to rozumiała. Była więc skłonna przymknąć ostatecznie oko na to, że znowu zostanie w tyle. Jeśli jemu miało to sprawić frajdę, to czemu miała mu jej odmawiać?
Leslie ilekroć o tym myślała, tylekroć znajdowała całkiem nowe wytłumaczenia, które ostatecznie i tak nie przekonywały jej w stu procentach. Czemu nie spróbowali ponownie? Bo przyjaźń była bezpieczniejsza. Bo nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Bo oboje byli w związkach, mniej lub bardziej udanych. Bo... Jeden raz był częścią ich wspomnień, których nie chcieli pogrzebać, na rzecz kolejnych, które mogłyby nie być już tak przyjemne? Takich opcji mogłaby wymienić jeszcze dziesiątki i powtarzała je sobie często niczym mantrę, a ostatecznie i tak wracała do punktu wyjścia, gdzie głównym pytaniem krążącym po jej głowie było to, że może jednak powinna się otworzyć i poruszyć ten temat. I chociaż było to naprawdę kuszące, to gdy przychodziło co do czego i zyskiwała ku temu okazję, z dziecinną łatwością chowała głowę w piasek, udając, że te myśli nie kręciły się po jej głowie.
Chyba nie doceniasz moich możliwości — roześmiała się. A może to ona je przeceniała? Nie wiedziała, ale chodziło tylko o dobrą zabawę, a odrobina fałszu nikomu nie mogła zaszkodzić. W ostateczności zawsze mogła zamilknąć, pozwalając Travisowi dokończyć piosenkę solo. Nie miałby wyjścia, musiałby to zrobić, a ona uraczyłaby go jedynie niewinnym spojrzeniem. Tym jednym, wyćwiczonym, które było w stanie ugłaskać każdego.
Leslie — powtórzyła, uśmiechając się do mężczyzny i zerknęła na odebrany od Travisa mikrofon. by upewnić się, że był włączony. Akurat w tej samej chwili, w której on wspomniał o zasadach i braku akceptacji dla wszelakich oszustw.
Za dobrze mnie znasz, wiesz? — odparła z udawaną powagą, gdy napomknął o włączeniu mikrofonu. Nigdy się do takich zagrywek nie posuwała, ale teraz nie mogła sobie odmówić tej drobnej sugestii, że była gotowa tak postąpić, choć nawet nie przeszło jej to przez myśl. — Zaczynaj. Dołączę — uśmiechnęła się i jak powiedziała, tak zrobiła. Dała Travisowi zacząć, sama zaś po krótkiej chwili dała się ponieść muzyce. Pierwsze wersy wystarczyły, by przypomniała sobie tekst piosenki. Sporą pomocą w chwilach zawahania był tekst wyświetlony na ekranie, z którego nie korzystała jakoś specjalnie. Może kilka razy?
Trying to keep ya, trying to please ya. ‘Cause being in love with you ass ain’t cheap — śpiewała razem z nim, ciesząc się, że nie wybrał niczego romantycznego, by podkreślić w oczach innych, że byli parą. Ta piosenka mogła dać niektórym do myślenia, ale... Wierzyła, że co niektórzy nie byli na tyle inteligentni, by połączyć fakty, a reszta wieczoru miała minąć spokojnie bez konieczności dalszego zmagania się z jednym, konkretnym natrętem, o którym zapomniała wraz z trwaniem piosenki, podczas której bawiła się doskonale. — And although there’s pain in my chest I still wish you the best with a… Forget you — dokończyła ten blisko czterominutowy występ, śmiejąc się. Poradzili sobie, ludzie nie wyglądali na takich, którzy chcieliby uciec do innego lokalu z nadzieją, że znajdą tam kogoś bardziej utalentowanego wokalnie.
Chodź, dajmy się innym zabawić i napijmy się czegoś — rzuciła wesoło, kiedy po brawach, jakimi uraczyli ich klienci i sam prowadzący karaoke, dostrzegła kilka dziewczyn, które kręciły się już obok niewielkiej sceny, ewidentnie też chcąc dać popis swoich umiejętności.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Nie? – Uniósł na nią prowokująco brwi z uśmiechem swawolnie kręcącym się w kącikach ust. Utworu może już nie będą zmieniać, ale nie zaszkodziło przecież trochę się podroczyć, trochę zmotywować. Kto wie, może jeszcze dostanie od Hughes wyjątkowo trudną do wykonania piosenkę będącą niczym miód na serce i zadowolenie z samego siebie. Musieli znaleźć tylko jeszcze trochę czasu w towarzystwie procentów.
-Wstyd by było gdyby było inaczej. – Rzucił w odpowiedzi, grając w ustalonej granicy fikcji i prawdy. Znali się już wystarczająco lat, żeby mimowolnie się siebie nauczyć, choćby tego nie chcieli. Gdyby się oczywiście postarać, można było odpowiednio zawsze patrzeć na czubek swojego nosa, ale Cavanagh wcale nie musiał taki być. Potrzebował tylko trochę lepiej kogoś poznać, żeby postawić go w gronie swoich priorytetów. To, że nie zawsze dobrze o tym decydował, że patrzył się ślepo w martwe strefy było już osobną kwestią. Może powinien nad tym kiedyś popracować, ale póki jeszcze nie sparzył się na tym wystarczająco mocno.
Można było liczyć o angaż ze strony Travisa. Była wyraźna mimika, trochę tanecznego poruszania się po scenie, z oczami często zwróconymi na Leslie i chórki. Mogąc śpiewać to na dwie osoby, w końcu nie musieli tracić na tych jakże wspaniale dopełniających ‘ain’t that some shit’ i ‘oh shit, she’s a gold digger!’. Piosenka nie byłaby bez nich taka sama.
Z wyszczerzem na twarzy zeszedł z Hughes ze sceny, po drodze oddając mikrofony Jimmowi i kłaniając się nawet lekko do losujących z kapelusza pań. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak dobrze się bawił, a właściwie to miał wrażenie, że po prostu ciągnęło się to w nieskończoność, bo pamiętał całkiem dobrze. W tym przypływie dobrego nastroju przyciągnął Leslie do siebie ramieniem. Krótki uścisk z potwierdzeniem: -Jasne, przyniosę. – Zapominając o tym, że tą kolejkę miała stawiać blondynka. Jaka naprawdę była różnica?
Odprowadził towarzyszkę do stołu przy którym wcześniej siedzieli, jeszcze z krótkim: -Dla ciebie to samo? – Nim ruszył do baru. Zawiesił się na blacie, podrzucając barmanowi ich zamówienie. Mimowolnie zerknął w stronę sceny na którą wchodziły dziewczęta, przy profesjonalnej zapowiedzi od brodacza. W linii jego oczu jednak pojawił się natręt z wcześniej, o którym właściwie Travis zdążył już zapomnieć. Uśmiechnął się do niego kiwnąwszy podbródkiem do góry. Nie potrzebował go zaczepiać, ale sprawiło mu to głupią przyjemność zagrać gościowi na nerwach. –Spróbuj swoich szans, może znajdzie się jakiś pasujący repertuar.
-Proszę bardzo. – Barman postawił przed nim dwie szklanki.
-Dzięki. – Chwycił je i odchodząc zanucił: –All I do is loose, loose, loose no matter what… – Jeszcze rzucając facetowi ostatnie rozbawione spojrzenie.
Ten drgnął niespokojnie w miejscu, ale kolega przytrzymał go ramieniem. Oboje zamiast tego odwrócili się w stronę sceny z której zaczęło dochodzić:
Did a full 180, crazy
Thinking 'bout the way I was

Elegancką manierą zaserwował Leslie jej zamówienie, przed swoim miejscem stawiając szklankę z piwem z której chwycił szybki łyk, ale nie usiadł w krześle jak wydawało się, że powinien był. –Skoczę do ubikacji. – Kciukiem wskazał w kierunku odwrotnym do sceny. Jak powiedział tak zrobił. Szybko zniknął z pola widzenia, które uważnie kontrolował delikwent przy barze. Gdy zaczął się podnosić z barowego stołka, usłyszał:
-Daj spokój, Brett. – To go jednak nie powstrzymało.
Jak pan na włościach dosiadł się do Hughes, wybierając miejsce znajdujące się najbliżej niej. Na pewno postarał się posłać jej swój najbardziej czarujący uśmiech, ale w rzeczywistości, w okolicznościach w jakich siebie postawił wydał się znacznie bardziej bezczelny niż cokolwiek innego. Ramię położył na oparciu krzesła Leslie drugą dłonią podsuwając sobie szklankę Travisa.
-Wyrwijmy się stąd. – Rzucił, z pewnością jakby mógł kobiecie zaoferować cokolwiek więcej niż zapyziałe mieszkanie dzielone ze współlokatorem wypominającym mu, żeby zmywał naczynia w umówione wcześniej dni. –Nie trać czasu na tego błazna. – Wziął łyk nie-swojego piwa. –Nie możesz udawać niedostępnej wiecznie. – Pochylił się bardziej w jej stronę, zionąc alkoholowym oddechem. Ramię wcześniej wyłożone na krześle przełożył na jej barki. –To mojego towarzystwa potrzebujesz. – Znowu uśmiech, znów równie nieudany. –A tak jak mówiłem. Nie odpuszczam łatwo, a konkurencja wcale mi nie przeszkadza.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie. Chyba zapomniałeś, jak potrafię śpiewać pod prysznicem — wytknęła język i roześmiała się. Tak, nie raz i nie dwa dała mu pokaz wokalnych umiejętności, gdy brała prysznic po jakiejś imprezce, a alkohol jeszcze buzował w jej żyłach. Do tej pory jej się to zdarzało, aczkolwiek dużo rzadziej. Życie z naczelną marudą, krytykiem i awanturnikiem, odbierało jej nawet tak prozaiczną przyjemność z życia.
Tak, może być to samo — uśmiechnęła się i ruszyła do stolika, przy którym usiadła, obserwując dziewczyny, które dostały się w końcu na scenę i prezentowały swój wokalny talent. O dziwo, wyszło im to naprawdę dobrze i Leslie bawiła się świetnie, mogąc posłuchać kogoś innego. Jednocześnie zerkała kątem oka w stronę baru, nie rozumiejąc, po co Travis zagadywał tego idiotę, który wcześniej postawił jej drinka. Wywróciła oczami. Był uparty. Mógł sobie odpuścić, ale nie byłby sobą, gdyby nie zagrał komuś na nosie głupimi dogryzkami. — Jasne, ewakuuj się, zanim nie trzepnę cię w łeb, za to, że go zaczepiasz — prychnęła pod nosem, wychodząc z założenia, że ubikacja była jedynie tanią wymówką na ucieczkę i danie jej chwili na to, by zapomniała o tym, że chciała zarzucić bruneta kilkoma morałami. Mieli się dobrze bawić. Dalsze prowokowanie jakiegoś podpitego kolesia, nie wróżyło dobrej zabawy. Co najwyżej katastrofę. I to taką, która dotknęła jej szybciej, niż sądziła.
Nie zareagowała. Do tej pory wychodziła z założenia, że ignorowanie takich natrętów było najlepszym sposobem na to, żeby się znudzili i zajęli czymś innym. Albo kimś? Tak, w tej chwili egoistycznie zapragnęła, by znalazł sobie inną ofiarę. Nie żeby życzyła komuś źle. Nie miała jednak ochoty na te wątpliwej jakości towarzystwo.
Możesz zabrać rękę? — mruknęła w niezadowoleniu, marszcząc lekko nos pod wpływem zapachów, które docierały do niej od strony mężczyzny. Jego ręka ciążyła jej i wprawiała w dyskomfort, od którego pragnęła się uwolnić, jak najszybciej. Zerkając w stronę toalet, jęknęła gdy natarczywy koleś sięgnął do jej twarzy wolną ręką i zaciskając palce na jej podbródku, zmusił siłą do tego, by uwagę skupiła na nim, a nie na Travisie. Jęknęła żałośnie. Bolało. W myślach poganiała przyjaciela. Ile można było siedzieć w toalecie?
Puść mnie — warknęła, chwytając nadgarstek mężczyzny i szarpnęła, by ją puścił, na co ten się roześmiał.
Złotko, nie zrozumiałaś. Chcę spędzić z tobą wieczór i zrobię to. Jeśli nie dzisiaj, to jutro. Jak mówiłem, nie odpuszczam łatwo, a ten twój fagas, nie robi na mnie wrażenia. Potrzebujesz prawdziwego faceta, a nie cienkiego śpiewaka.
Nim zdążyła się zastanowić nad tym, co robi, pozwoliła swojej dłoni wystrzelić w górę. Spoliczkowała podpitego twardziela, co było błędem. Zrozumiała to, kiedy ten podniósł się na równe nogi i wbijając palce w jej ramiona, podciągnął ją na równe nogi. Zaskoczona, chcąc odruchowo złapać się czegokolwiek, szturchnęła szklankę z drinkiem, który rozlał się na stolik i jej ubrania. Rozejrzawszy się nerwowo po barze, dostrzegła, że wszyscy byli zainteresowani występem dziewczyn. Nie tym, co działo się przy stoliku i faktem, że mężczyzna zaciskał dłoń na jej ręce i pchnął w stronę wyjścia.
Jesteś tak beznadziejny w łóżku, że musisz się dowartościować siłą i wyższością nad słabszymi? Może na dziwki działa, ale jak szukasz normalnej panny, to wybrałeś sobie kiepski sposób na podryw — zapytała, stawiając mozolnie kolejne kroki w stronę drzwi. Nie powinna się odzywać. Wiedziała o tym. Liczyła jednak na to, że kupi sobie tym dodatkową minutę, może dwie, których potrzebował Travis, stojący jak sądziła w kolejce do toalety, kiedy zza jej drzwi wyszedł pierw jeden, a potem drugi koleś.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-To palant. – Odparł w odpowiedzi, jakby to kompletnie usprawiedliwiało go w działaniach nie biorących pod uwagę konsekwencji. Może gość trochę przypominał mu faceta Leslie, może nie podobało mu się jak na nią patrzył gdy już oczywiste było, że nie był to zaledwie niewinny podryw, a może po prostu nie traktował go jako faktycznego zagrożenia. Sprawiał, jak dla Travisa, wrażenie kogoś kto dużo mówi i niewiele w tej kwestii robi. –Poza tym, wypiłem więcej od ciebie. – Przypomniał jej zgodnie z prawdą.
Na nieszczęście Hughes, ta musiała wpaść Brettowi poważnie w oko. Nie zwracał uwagi na protesty w swojej głowie zapewne przekonany, że była to zaledwie część grania niedostępnej. Zakładał też odważnie, że dotrze do swojego kombi, zapominając w ferworze wygrywania, że kluczyki zostały z jego kolegą. Ten jednak nie wyglądał jakby wielce przejęty był losem pijanego natręta, proszącego się o liścia i docinki, z drugiej jednak strony brakowało mu też motywacji by pomóc niewinnej kobiecie. Występ na scenie okazał się bardziej wciągający niż się spodziewał, a może była to kwestia ładnych widoków. Łatwiej było odwrócić wzrok.
Na słowa blondynki Brett zacisnął palce na jej ramieniu jeszcze ciaśniej. –Uważaj. Teraz jeszcze jestem miły. – Mruknął ostro, znów dysząc jej alkoholem w kark.
Wychodząc z zakrętu Cavanagh jeszcze wycierał dłonie o jeansy, bo kto miał czas na używanie dmuchawców co to więcej hałasowały niż faktycznie dłonie suszyły? Wzrok automatycznie skierował na stolik przy którym oczekiwał, że będzie siedziała Leslie, ale zamiast tego leżało przewrócone naczynie. Gwałtownie zmierzył całe pomieszczenie, szybko poznając blond pukle zwrócone teraz tyłem do niego. –Kurwa. – Wyrwało mu się z ust, gdy jak kubeł z zimnej wody w twarz chlusnęło mu poczucie winy. Trzeba było debila nie zaczepiać, pomyślał ruszając w ich kierunku, jakby paliła się pod nim podłoga. Minęli kilka osób, on też, nikt nie wydawał się tym szczególnie zainteresowany. Wypadł za nimi z lokalu łapiąc Bretta na niestabilnym kroku, ciągnąć go za ramię w swoim kierunku. W pierwszej chwili mężczyzna szarpnął dla stabilności też i Hughes, ale w końcu puścił ją by oprzeć się o zamknięte już za nimi drzwi.
-Jak ci przyjebię to… – Brett urwał, uzyskując wyraźniejszy obraz tego kto tak niegrzecznie pokrzyżował mu plany. Na gębie zaświecił się parszywy uśmiech. –O, jednak zdecydowałeś się pojawić.
-Po prostu się odwal. – Za ten chory wybryk miał ochotę mu przywalić, ale nie chciał jeszcze dodatkowo rujnować tego wieczoru dla Leslie. Wystarczyło, że już raz zaognił sytuację. Zerknął w jej stronę sprawdzając czy była cała.
-Nie wydaje mi się. – Na powrót zrobił krok w stronę Hughes. –Nie zajmujesz się nią więc pozwoliłem sobie… – Uśmiechnął się w jej stronę. –dotrzymać jej towarzystwa.
-Głuchy jesteś? Jeszcze krok a ci przyłożę. – Powiedział z niechęcią, ale i rosnącym akompaniamentem rozeźlenia.
Facet zaśmiał się. –Och, jasne, chciałbym to-
Nie dokończył gdy pięść Travisa przyładowała mu w policzek. Odsunął się o pół kroku, licząc (może trochę naiwnie) na to, że na tym się to skończy. Wiadomość w końcu do Bretta dotrze gdy grancie przetłumaczy mu się siłą, ale niestety tak byłoby zbyt łatwo. Mężczyzna rzucił się na niego z wyzwiskami na ustach. Travis jednak użył jego pędu i odepchnął go w stronę ulicy. Niefortunnie stając na samym progu chodnika Brett mało co nie wyrąbał zębami o chodnik, ale w czasie zaasekurował się stojącym nieopodal samochodem.
-Odpuść sobie. Przejdź się, trochę powietrza zaczerpnij. Może ci zaświta jakiego idiotę z siebie robisz. – O kilka słów za dużo.
Facet znowu na niego ruszył i tym razem Cavanagh już nie budował między nimi dystansu. Wybronił się, później wymierzył prawego sierpowego, sam dostał po twarzy. Zaczęli się szarpać, aż Travis w końcu odepchnął napastnika na budynek, ten gruchnął plecami o ceglaną ścianę, a zaraz zwijał się pod nią po kolanie wpakowanym mu w brzuch. Travis złapał się na tym, że chciał jeszcze go skopać, ale powstrzymał się z wolna odwracając się w kierunku Leslie, która musiała na to wszystko patrzeć.
Uchylonymi ustami wydobywał się przyspieszony oddech, a na języku nie było żadnych odpowiednich słów. Niecodziennie wdawał się w bójki. Właściwie omijał niepotrzebnych konfrontacji, żeby przypadkiem czegoś sobie nie uszkodzić, ale skoro teraz stracił pracę… -Zwijamy się. – Oznajmił w końcu. –Jego głównym zmartwieniem będzie złamany nos. – Podsumował jeszcze, aby nie wyglądało, że zostawiają gościa na śmierć. Był tylko trochę obity. Travisowi udało się wyjść z tego nieco lepiej, chociaż zarobił rozciętą wargę. Kilka cisów przyjął na brzuch więc tam będzie się zmagać z siniakami, a do tego pokiereszowane kostki u dłoni, ale nie uznawał tego za nic poważnego, na pewno nie pokroju złamanych kości. –Niedaleko jest przystanek. – Dodał, kiwnięciem głowy wskazując przed siebie. –Nic ci nie zrobił, prawda? – Nie zdążyłby, ale Cavanagh i tak musiał się upewnić.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”