WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdecydowanie nie miał tego szóstego zmysłu, który przydawał się w obcowaniu z kobietami. Zdecydowanie nie wiedział również co powiedzieć, jak się zachować i przede wszystkim, jak wywinąć się od wszelkich, potencjalnych problemów. Darby uważała go raczej za człowieka, który cechuje się typową reakcją: problem? czas uciekać i niewiele robi, by jakoś temu zaradzić i cokolwiek załagodzić. Ba, była wręcz przekonana, że ma rację, niejednokrotnie poddając jego – oraz swoją – cierpliwość próbie ognia. I robiąc to całkowicie niezamierzenie; do takich rzeczy miała raczej naturalny talent. – Mówisz do mnie, jakbym była niepełnosprawna umysłowo. Nie jestem, przestań – oburzyła się, w odpowiedzi na jego dziecinne zagrywki. Prze gi nał – tego wieczoru zdecydowanie przebijał samego siebie pod każdym możliwym względem. Nie dość, że zachowywał się wyjątkowo paskudnie, to jeszcze wyglądał znacznie lepiej niż zwykle, co też ją irytowało. Dlaczego? Bo wykazał to minimum chęci, byleby udowodnić swoje racje. To MINIMUM, którego zazwyczaj brakowało; chociażby wtedy, gdy wielokrotnie prosiła, by nie paradował po mieszkaniu w samej bieliźnie. – Dziękuję za troskę, ale wszystko jest ze mną w jak najlepszym porządku – dodała, wyjątkowo opanowanym tonem. Nie kontynuowała natomiast rozmowy o szczurach; być może darzyła go w tej chwili czystą nienawiścią, ale kebaby nie zrobiły przecież nic złego – powinny dostać szansę na odpowiednie przyrządzenie i zjedzenie przez porządnych ludzi. Powinny dostać szansę, by znaleźć się w jej lodówce – całkowicie za darmo – i utrzymać ją przy życiu do czasu, gdy nie znajdzie pracy. Cieszyła się, że po matce odziedziczyła fantastyczną przemianę materii, bo inaczej, prawdopodobnie, wyglądałaby już jak damski odpowiednik Fat Chrisa Pratta (przy odrobinie szczęścia może połączyłaby ich nawet prawdziwa miłość – do fast foodów oraz siebie nawzajem). – Ja? Nie ma opcji, żebym tam wyszła – energicznie pokręciła głową, chociaż pewnie gdyby wypiła NIECO większą ilość alkoholu, szczerzyłaby się teraz jak głupia. TOZ TO BYŁ PRZECIEŻ PODSTĘP. Darby śpiewała, od czasu do czasu i radziła sobie tak całkiem-całkiem. Sama oceniłaby swoje popisy na 6 bądź 8, w zależności od stanu upojenia, ale niezależnie od własnej, indywidualnej oceny posiadanych umiejętności, była przekonana, że okaże się lepsza od Jones’a. Już nie mogła się doczekać wyrazu jego twarzy, który prawdopodobnie wyglądałby podobnie do tego widniejącego u niej, gdy wrócił z akcji udowodnij, że potrafisz i poderwij. Rzeczywiście protestowała, gdy Chandler niebezpiecznie się do niej zbliżył; chciała odskoczyć, jakby jego dotyk mógł ją poparzyć, ale nie zdołała. Stała tam więc, myśląc o tym, że gdy tylko wróci musi iść pod prysznic, a współlokator, obejmując ją ramieniem, kontynuował swój monolog. – Podobam się facetom. Jestem przekonana, że gdybyśmy nie mieszkali pod jednym dachem, sam w tym momencie byś do mnie podbijał – prychnęła. Problem nie leżał w tym, że była nieatrakcyjna, czy też nie stwarzała dobrego, pierwszego wrażenia. Jej problem leżał w RANDKOWANIU, samym w sobie. – To musi być przypadek, nie ma innej opcji. Niemożliwe, żeby normalna, zdrowa na umyśle i ciele dziewczyna dała ci swój numer bez żadnego ale. W dodatku PRAWDZIWY numer. Taki, na który można dzwonić – dalej była w szoku. Chwilę wcześniej czuła się, jakby oglądała Animal Planet – zaloty zwierząt wydawały jej się TAK SAMO DZIWNE.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Powinnaś się cieszyć, że zwracam się do Ciebie pełnymi zdaniami, bo równie dobrze mogę zacząć rzucać takimi prostymi komunikatami. Ty Darby, ja Chandler, Ty mnie nie wkurwiać, ja pić drinka - zademonstrował od razu, co dokładnie miał na myśli, jednocześnie w odpowiednich momentach palcem wskazując to na nią, to na siebie. Tak, był świadomy, iż irytował ją straszliwie, ale nie umiał się powstrzymać; nie, gdy po kilku krzywych tekstach między jej brwiami pojawiła się taka śmieszna zmarszczka, świadcząca o olbrzymiej chęci popełnienia morderstwa. Było to niemal tak samo fascynujące, jak wepchanie widelca do kontaktu - Jones tylko czekał, aż go pokopie! - A może... - zaczął nagle, nieznacznie przy tym oczy wybałuszając i zaraz głos zawieszając na nie dłużej niż pół minuty, chcąc pewnie jeszcze bardziej podręczyć Darby. - Wcale nie jest z Tobą dobrze i jestem jedynie wytworem Twojej bujnej wyobraźni? - dokończył, wieńcząc to dodatkowo zamaszystym poruszeniem brwi, jakby rzeczywiście to było możliwe. Cóż, jeśli faktycznie Walmsley by go sobie wymyśliła, to zdecydowanie powinna zmienić leki, bo najwyraźniej jej nie służą. Nie żeby miał o sobie niskie mniemanie, aczkolwiek nie ukrywajmy, istniało MNÓSTWO lepszych kombinacji niż samotny sprzedawca kebaba po trzydziestce, mieszkający z młodszą siostrą, która zaczyna płakać po włączeniu pralki, bo kojarzy jej się ona z wczesnym dzieciństwem, kiedy ktoś wysłał ją na testowy lot w kosmos. Na ten kategoryczny sprzeciw swojej towarzyszki, Chandler wymownie przewrócił oczami. - Czyyyli drzeć się pod prysznicem możesz, żeby aż sąsiadka przychodziła i pytała, czy wszystko u nas w porządku, ale taka malutka scena Cię krępuje? Rozczarowujesz mnie, Walmsley - popatrzył na nią z dezaprobatą i pokręcił głową. Uważał, że stać ją na więcej. I dlatego właśnie udawał głęboko zawiedzionego jej postawą, licząc po cichu, że w ten sposób ją sprowokuje do działania, taki był z niego cwany lis! Całe szczęście, iż nie urodził się rudy, wtedy ta manipulacja już na samym początku zostałaby wykryta. - Pozwól, że to właściwie skomentuję - przerwał jej gwałtownie, po czym kucnął, opierając sobie dłonie na udach i parsknął śmiechem. Śmiechem tak wielkim, tak głośnym, że aż przykuł kilka zaskoczonych spojrzeń. Następnie wyprostował się i ponownie oparł się o bar plecami, jak gdyby nigdy nic. - Nie mam nic więcej do dodania w tym temacie - mimo wszystko uzupełnił, wargi rozciągając w łobuzerskim uśmiechu i zaraz spoglądając na Darby z czystym, niezamąconym rozbawieniem. - Och tak, przejrzałaś mnie - znów się konspiracyjnie nachylił, teatralnie dłonią sobie usta zasłaniając. - Tak naprawdę zagroziłem, że wymorduję jej pół rodziny, jeśli nie da mi swojego numeru... Błagam Cię, Walmsley, dorośnij - rzucił jeszcze, nim powrócił do wcześniejszej pozycji. W międzyczasie pojawił się zamówiony przez niego drink, więc Chandler zgarnął szklaneczkę i pociągnął z niej długi łyk. - Albo chcesz mojej pomocy, albo nie. Decyzja należy do Ciebie, ale oferta jest ograniczona czasowo, więc lepiej namyślaj się sprawnie - ostrzegł, już na nią nie patrząc, znów mocząc usta w alkoholu i bez większego zainteresowania skanując bar w poszukiwaniu LEPSZEGO towarzystwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Albo możesz w ogóle przestać mówić. Tak na chwilę, bądź też na zawsze … Serio, wolałabym tę opcję – pełne zdania to jedno, ale po co zawracał sobie głowę tym, żeby ułożyć JAKIEKOLWIEK? Darby wytrzymałaby bez jego głupich uwag! Jasne, może czasami byłoby nudno, bo znajomych w mieście nadal nie miała zbyt wielu, ale szybko nauczyłaby się z tym żyć. A ile nerwów by zaoszczędziła! Jak nic z dwa dodatkowe lata młodości w gratisie. – Wydaje mi się, że nawet najbujniejsza wyobraźnia ma swoje granice, a w tym przypadku zostałyby już dawno, dawno temu przekroczone. Bo co trzeba mieć w głowie, żeby wyobrazić sobie … no, ten całokształt? – i tutaj obdarzyła go bardzo powątpiewającym spojrzeniem, w którym dostrzec mógł wiele – jak na przykład drobne elementy fascynacji wynikającej z faktu, że podobna teoria w ogóle przyszła mu do głowy. Dodatkowo, by na pewno zrozumiał o co jej chodzi, otwartą dłonią, skierowaną w jego stronę, przejechała z góry na dół, w geście prezentującym jego sylwetkę. I może nie miała tak rozległej historii w zabawie z wymyślonymi przyjaciółmi jak Czendi, ale faktycznie, gdyby już czuła się samotna, zapewne zaserwowałaby sobie jakąś lepszą opcję; jak na przykład trzydziestoletniego właściciela całej sieci kebabów, mieszkającego w ładnym penthousie w samym centrum miasta. Na jego kolejne słowa jedynie przewróciła oczami i powiedziała ostatecznie: - Okej, ty zamawiasz piosenkę i śpiewamy wspólnie, umowa stoi – powiedziała, z wieeeeelkim zrezygnowaniem w głosie, jakby pozbywała się właśnie resztek godności – która już tego wieczoru wielokrotnie została uszkodzona, naderwana i rozbita na kawałeczki. Sama ściągnęła na siebie taki los i była tego świadoma. Ale teraz? Chciała mu pokazać, że chociaż w tej kwestii nie ma się czego wstydzić. Ale … - Żałosne – mruknęła, komentując przy tym scenkę, jaką zaprezentował. Tak czy inaczej wiedziała swoje. A on nie był ani trochę zabawny, czy też fajny. Kretyn, idiota, dziwak – pomyślała, aczkolwiek nie powiedziała nic na głos, a jedynie rzuciła mu fałszywie miły uśmiech, zdecydowanie gorszy, niż niejedno mordercze spojrzenie. – Nie chcę twojej pomocy, okej? Nic od ciebie nie chcę. Jesteś … jesteś … CHOLERA, dobra. Jednak tak. Zdradź mi te magiczne tajniki, jak będąc sobą, jesteś w stanie kogokolwiek zauroczyć. Albo inaczej, czy w ogóle jesteś sobą? - miała ochotę zapaść się pod ziemię. Oto ona, Darby Walmsley, poprosiła Chandlera Jonesa o pomoc. TEGO Chandlera Jonesa, króla kebabów, o pomoc w randkowaniu. Pewnie następnego dnia pomyśli, że był to tylko i wyłącznie sen, a potem, gdy odkryje, że jednak nie, wyjedzie do Jemenu.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Uważaj, czego sobie życzysz, bo możesz to jeszcze otrzymać - zwrócił jedynie uwagę bez cienia urazy, wzruszając przy tym obojętnie ramionami, chyba chcąc w ten sposób pokazać, że nieodzywanie się do Darby wcale nie stanowiłoby dla niego tak wielkiego problemu, jak jej się to wydawało. Poza tym potrafił milczeć. Na przykład jak spał, to nie gadał przez sen, a to zdecydowanie się powinno pod kategorię trwania w ciszy podpinać! - Masz niestety rację. Przeceniłem Cię. Zapomniałem, że Twoje możliwości kończą się na wyobrażeniu sobie koła - a tu już nie dało się ukryć, iż jej słowa go dotknęły, bo on się naprawdę postrzegał za całkiem nie najgorszą partię! Nie rozpijał się jak jakiś alkus pospolitus, nie wciągał kredy do tablicy nosem, nawet podatki płacił, jak na porządnego obywatela przystało. Do tego nikt też z krzykiem od niego nigdy nie uciekł, no, nie licząc tej weganki po usłyszeniu, że sprzedawał żarcie napakowane mięsem po brzegi i nie płakał za każdą krówką czy barankiem. Za tym drugim to szczególnie łez nie ronił, bo jego dobry przyjaciel Easton, który wyprowadził się do Turcji, by handlować nielegalnie tymi zwierzątkami właśnie, co jakiś czas mu pocztówkę przesyłał no i mięsko na kebsika, więc jego wrażliwość w tym temacie była dość ograniczona. - Idealnie, Darby - powiedział jedynie, a tajemniczy uśmieszek, który wpełzł w tym momencie na jego wargi, ewidentnie świadczył o tym, że już miał jakiś wyjątkowo durnowaty utwór upatrzony i tak naprawdę tylko czekał, aż Walmsley się złamie. Taki był właśnie z jego intrygant stulecia, proszę państwa. - Może, ale za to jakie prawdziwe! - skwitował z rozbawieniem, resztki łez sobie z policzków ścierając, bo doprawdy, ubawił się przednio. Nawet się nie spodziewał, że Darby ma takie wspaniałe poczucie humoru! Tak mu się nastrój polepszył, iż też jej uśmiech posłał, ale jego to był autentyczny, szczery. - Kuuuuurwa, że też tego nie nagrałem - tu pacnął się otwartą dłonią w czoło, no żałując ogromnie, iż tych wiekopomnych słów współlokatorki w żaden sposób nie uwiecznił. Cóż, będzie musiał zadowolić się tylko tym pięknym wspomnieniem i modlić się do końca swoich lat, żeby starcza demencja mu go nie odebrała, bo byłoby przykro. - Nie ma się czego wstydzić, skarbie. Randkowanie jest dużo bardziej skomplikowane niż Ci się to wydaje pod tą Twoją kręconą czupryną - pocieszył ją i to nawet bez nuty kpiny w głosie, patrząc przy tym na nią z niezamąconą powagą i skupieniem. - Ale przejdziemy do pierwszej lekcji kiedy indziej, bo teraz... teraz przyszła pora na piosenkę - znów wargi rozciągnął w tym subtelnym uśmieszku w stylu Mona Lisy, hehe. - Kojarzysz zespół ABBA i piosenkę... Angel Eyes? - zagaił niby to nonszalancko, dłonie wsuwając sobie do kieszeni spodni po odstawieniu pustej szklaneczki z powrotem na blat baru i powracając wzrokiem do Darby, nie kryjąc narastającego w nim rozbawienia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie wiem w jakim świecie mogłaby to być zła opcja – skomentowała, po raz kolejny wywracając oczami – prawdopodobnie taka reakcja na jego słowa pojawiała się u niej najczęściej i niejednokrotnie całkiem nieświadomie. WŁAŚNIE DLATEGO zastanawiała się, czy czasami, chociaż czasami Chandler Jones mówi cokolwiek, co miałoby sens. Nie, raczej nie. – Ciebie w wersji koło? Hm, jeszcze kilka kebabów i rzeczywiście, obraz będzie całkiem zbliżony – udała, że uważnie mu się przygląda. Absolutnie nie spodziewała się, że jej słowa mogą go urazić – była przekonana, że kto jak kto, ale Czendi nie przejmuje się takimi bzdurami, to raz. A dwa … miała wrażenie, że ten człowiek kompletnie jej nie słucha, skoro wszystkie jej wypowiedzi komentował wzrokiem pełnym politowania i dezaprobaty. Całkowicie niezasłużenie. – Możesz już przestać, Chandler? – coraz bardziej czuła się jak rozwścieczony, obrażony dzieciak. Ręce skrzyżowała i zacisnęła je dość mocno wokół swojego ciała, a na niego spojrzała wzrokiem pełnym nienawiści. JAK ON ŚMIAŁ jej wmawiać, że powiedziała jakąś głupotę? I tak ją wyśmiać, wyprowadzając przy okazji z równowagi? Jedynym pocieszeniem był tutaj fakt, że chociaż napiła się na jego koszt. Gdyby nie to, prawdopodobnie już dawno by stamtąd wyszła. – I mam uwierzyć, że akurat ty się na tym znasz, tak? – niby nadal go podpuszczała, nadal odmawiała jemu – oraz samej sobie – i nadal nie była przekonana do całego przedsięwzięcia, ale już powoli, pomalutku odpuszczała. Nawet jeśli miała wrażenie (niekoniecznie złudne), że zawiera pakt z diabłem. Cały Czendi! Podstępny manipulator, ze zbyt dużym mniemaniem o sobie. – No pewnie, Mamma Mię widziałam z 10 razy. Obie części – tak naprawdę to ze sto, ale tutaj już wstyd się przyznawać. Samą Abbę natomiast znała, lubiła i niejednokrotnie śpiewała pod prysznicem, gdy nikogo nie było w zasięgu wzroku (albo bardziej słuchu). Więc zamówili piosenkę, a na scenie oboje odkryli, że to drugie radzi sobie całkiem nieźle. Dali popis wieczoru – albo i całego tygodnia; powaga, taki, że powinni zawisnąć na ścianie sław! Pod koniec jednak popatrzyli na siebie i obojgu mina zrzedła z zażenowania. Nie wracali do tej chwili – bo jak mogliby przyznać, że całkiem nieźle bawili się w swoim towarzystwie?

/ zt x2
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#8


Początkowo miał kupić wino (ewentualnie dwa) i złożyć Teddy wizytę w domu ale ostatecznie stwierdził, że mogą wybrać się do baru karaoke, o czym też poinformował ją w wiadomości. Jeff nie miał zamiaru śpiewać ale zawsze przysłuchiwał się ludziom, którzy to robili. Czasami wychodziło dość zabawnie ale on sam raczej nie miał w sobie tyle odwagi, przynajmniej nie na trzeźwo. W innych sytuacjach to kto wie, co może się wydarzyć..
Jeffrey potrzebował takiego wieczornego wyjścia z mieszkania, potrzebował spotkania z przyjaciółką i rozerwania się. Mieszkanie samemu chyba nie do końca mu służyło, niby miał święty spokój, mógł robić co tylko chce... ale z drugiej strony był przyzwyczajony do tego, że zawsze ktoś jeszcze kręcił się po domu. Teraz nikt się nie kręcił, więc jeśli zaraz z niego nie wyjdzie to dostanie świra. Z racji tego, że mieszkał sam wpadł na pomysł, że mógłby adoptować jakiegoś zwierzaka, na psa raczej nie miał czasu, bo wiązało się to z dłuższymi, częstymi spacerami ale na kota spokojnie mógł sobie pozwolić. Jednak czy to taki dobry pomysł... Wtedy już całkowicie zostanie nudnym informatykiem z kotem.
W barze pojawił się dokładnie o umówionej godzinie, rozejrzał się od razu dookoła, ale nigdzie nie zobaczył Teddy. Zajął więc wolny stolik w jakimś spokojniejszym miejscu, żeby mogli też bez problemu porozmawiać. Było jeszcze dosyć wcześnie, więc w środku nie było aż tak dużo ludzi. Było jeszcze kilka wolnych stolików i nikt jak do tej pory nie próbował swoich sił przed mikrofonem.
Uśmiechnął się widząc dziewczynę, wstał od stolika żeby ją przytulić i cmoknąć w policzek na powitanie. -Hej.- powiedział i zajął swoje wcześniejsze miejsce. -Muszę się napić i musisz mi wybić z głowy adopcję kota.- i jeszcze kilka innych rzeczy też mogłaby mu wybić z głowy, jednak nie wszystko na raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">006.
<div class="ds-tem4">Teddy & Jeff</div></div>
</div></div></div></table>

Minione miesiące nie były dla niej łatwe. Po tym, jak zostawił ją chłopak, skupiała się głównie na pracy – staż był wymagający, pochłaniał większość czasu, którym dysponowała, a dodatkowo wymagał znacznie dokładniejszego przygotowania niż same studia, bo teraz od poziomu jej wiedzy zależało ludzkie życie, a nie ocena z egzaminu. Mimo to nie traciła entuzjazmu. Dlatego, choć pomysł karaoke wydał się jej co najmniej nietypowy, chętnie przystała na wyjście. <br>
Weszła do środka (prawie niespóźniona – najwyżej minutkę bądź dwie) i szybko odnalazła przyjaciela, z którym przywitała się ciepło. Nie tylko Jeffa zaniedbała. Miała mniej czasu na spotkania towarzyskie, co z kolei wyraźnie odbijało się na jej samopoczuciu. Próbowała nadrabiać zaległości, ale… Ostatnio skończyło się to ogromnym kacem (także moralnym). Chyba powoli zaczęła brakować jej rozsądku, którym podczas studiów wręcz emanowała! — Witaj, piękny chłopcze — zaszczebiotała, uśmiechając się szeroko. — Dlaczego karaoke? Przecież ty w ogóle nie potrafisz śpiewać, a ja nie przepuszczę takiej okazji. Zaciągnę cię do tego mikrofonu czy tego chcesz czy nie — wyjaśniła, bezradnie rozkładając ramiona. Wprawdzie Paddington również nie posiadała słowiczego głosu, ale za to nie przejmowała się tremą. Dla niej liczyła się dobra zabawa. <br>
Usiadła naprzeciwko chłopaka i postukała o blat, słuchając wzmianki na temat adopcji kociaka. <br>
— Chcesz adoptować kota? Poważnie? Właściwie nie mam nic przeciwko zwierzakom, ale naprawdę tego potrzebujesz? Słyszałam, że koty liżą masło. W dodatku niszczą meble i lubią zostawiać mokre niespodzianki w butach — odparła, marszcząc czoło w konsternacji. Nie potrafiła postawić się na miejscu Jeffa, bo nigdy nie mieszkała sama. Wcześniej żyła wraz z rodzicami, a podczas studiów zamieszkała z przyjaciółkami, z którymi wciąż dzieli przestrzeń. Dzięki temu zawsze miała do kogo się odezwać. Na wynajem własnego mieszkania nie było jej stać, ale nawet gdyby było inaczej, chyba nie podjęłaby takiej decyzji. <br>
— Piwo? — spytała, rozglądając się po lokalu. — Dlaczego nikt nie śpiewa? Zakładam, że wszyscy są zbyt trzeźwi na odstawianie Celine Dion. Pozwolę ci wybrać piosenkę — rzuciła pół żartem pół serio.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeffrey też ostatnio trochę ją zaniedbał, mieli dla siebie zdecydowanie za mało czasu. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz udało im się gdzieś wspólnie wyjść, dlatego też najwyższy czas to zmienić. Crawford chyba potrzebował skończyć nawet z tym kacem następnego dnia, jednak od tych moralnych się wzbraniał, Teddy też postara się wybić z głowy głupoty i stanie na straży jej moralności jak będzie trzeba, z Jeffem nic złego jej nie grozi. -Chyba najpierw musisz mnie upić, inaczej mnie tam nie zaciągniesz, nie będę się błaźnił.- odpowiedział, jak się napije to może wtedy zdobędzie się na odwagę i spróbuje swoich sił na tej scenie. -I nie wiem dlaczego karaoke, lubię patrzeć na tych wszystkich ludzi, którym wydaje się, że potrafią śpiewać.- poza tym było tutaj całkiem miło, to miejsce miało fajny klimat i było pierwszym jakie przyszło mu do głowy.
-Chce adoptować kota.- potwierdził jeszcze raz, wbijając jej się w zdanie. -Mówisz? Mój kot na pewno byłby miły i kochany, tak samo jak ja i nie sikałby do żadnych butów. - skrzywił się na samą myśl, może miała racje i to wcale nie był dobry pomysł! -Nie lubię mieszkać sam, wiem to, mimo że wynajmuje to mieszkanie od niedawna. Chyba taki kot mógłby dotrzymać mi towarzystwa, przynajmniej kręciłby się po mieszkaniu.- tak sobie to przynajmniej tłumaczył. Może nie cieszyłby się na jego widok, tak jak na przykład pies, ale zawsze to coś. Jeffrey właśnie podjął taką decyzję i niby się z niej cieszył, bo jednak mieszkanie samemu to też duża swoboda, ale nie był do tego przyzwyczajony. Wcześniej zawsze mieszkał z kimś, z rodzicami, ze współlokatorką, a potem chwilę z Atlasem. -Piwo.- potwierdził i podniósł się ze swojego miejsca, żeby podejść do baru i zamówić im po piwie. Po chwili był już z powrotem i postawił przed Teddy alkohol. -I ja też jestem na to zbyt trzeźwy, za wcześnie na takie szaleństwa.- przyznał. Nie ma mowy, że pójdzie teraz cokolwiek zaśpiewać. -Dlatego nawet nie próbuj mnie tam zaciągnąć.- ostrzegł ją, zanim wpadnie na taki pomysł. -Najpierw opowiadaj co u Ciebie, nie pamiętam kiedy ostatnio Cię widziałem.- na pewno od czasu do czasu wymieniali między sobą wiadomości, ale to nie to samo, co spotkanie na żywo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— To akurat da się zrobić! — zaśmiała się. Kiedy oboje trochę wypiją, mikrofon z pewnością w jakiś magiczny sposób pojawi się w ich dłoniach, a jeśli nie, Teddy chętnie sama po nie pójdzie, by mogli pokazać światu swoje ukryte (głęboko ukryte) talenty. Wprawdzie byli już dorośli, a z pewnością wiele na to wskazywało, ale odrobina szaleństwa nikomu jeszcze nie zaszkodziła? Ona wciąż miała w sobie wiele z dziecka – bo choć w pracy nie mogła pokazać swojego beztroskiego usposobienia, to w towarzystwie Jeffa nie musiała się obawiać krytycyzmu. Gdy sytuacja tego wymagała, była poważna, i podejmowała poważne decyzje. Ale potrafiła się też bawić. I miała nadzieję, że do końca życia nie straci tej cennej umiejętności.
— A może papugę? Taką, która potrafi mówić. Będzie cię witała, za każdym razem, gdy zmęczony będziesz wracał do mieszkania. Będzie ćwierkała: Kochanie! Witaj w domu. Obiad czeka w lodówce — zażartowała, bo w rzeczywistości wizja posiadania zwierzęcia, które potrafi naśladować głos ludzki, była nieco przerażająca. — To chcesz, żebym ci odradziła tego kota, czy raczej pomogła wybrać jakieś fajne imię, co? Bo chyba już sam podjąłeś decyzję — stwierdziła, póki co nie przedstawiając mu kolejnych wyssanych z palca argumentów, które byłoby przeciwko adopcji zwierzaka. Samotność była do dupy, to pewne, więc jeśli chłopakowi brakowało czworonożnego towarzysza, który wskakiwałby mu do łóżka i w zimowe wieczory grzał stopy, to kociak był właściwą opcją.
— Dzięki — rzuciła, gdy postawił przed nią piwo, które zaraz chwyciła, by zrobić kilka łyków. Było przyjemnie zimne i odpowiednio gazowane – idealnie.
Spojrzała na niego, próbując zrobić zasmucone oczy, ale zaraz machnęła ręką, by puścić jego wypowiedź w niepamięć. — Spokojnie, jeszcze kilka szybkich szotów i zmienisz zdanie. Dlatego bądź gotów na jakiś cholernie romantyczny duet — ostrzegła. — Póki co, możemy pośmiać się z nich — zaproponowała, gdy pierwszy odważny mężczyzna pojawił się na scenie.
Łatwo było żartować, gorzej, kiedy przychodził czas na zwierzenia. Wiedziała, że to nastąpi. W końcu musieli jakoś nadgonić miniony czas, ale jednocześnie chyba po prosu nie chciała ponownie się użalać.
— Słyszałeś, że ON* wyjechał? Dostał pracę gdzieś na drugim końcu kraju i uznał, że to dla niego szansa, której nie może zmarnować. Dlatego zostawił mnie tutaj, a sam pewnie teraz rozbija się gdzieś w Nowym Jorku lub innym Chicago — żachnęła. Miała dość wracania do tego tematu, ale w końcu był ważną częścią jej życia, która najwidoczniej musiała minąć. — Już tak nie przeżywam. Jest okej — dodała, uśmiechając się szerzej, by Jeff nie pomyślał, że trzeba ją pocieszać. — A ty? Jak sobie radziłeś beze mnie przez cały ten czas? — spytała, zabawnie poruszając przy tym brwiami.

*były facet Teddy, rozstanie jakoś 3 miesiące temu, bezimienny, bo może go ktoś kiedyś zrobi :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Na pewno, po to tu przyszliśmy.- również się zaśmiał, bo w końcu takie było założenie wieczoru, mieli sie dobrze bawić i napić się piwa. Przynajmniej Jeffrey tego potrzebował, a Teddy w tym wypadku musiała mu po prostu dotrzymać towarzystwa, tym bardziej, jeśli chciała zobaczyć go na tej scenie z mikrofonem w ręce. Oczywiście, że w swoim towarzystwie mogli być totalnie sobą! Niby byli dorosłymi ludźmi z poważną pracą ale chyba każdy miał w sobie coś z dziecka. Jeffrey wiedział, że z nią może robić to, na co akurat ma ochotę (na śpiewanie nie miał, ale przecież i tak w końcu to zrobi).
-Papugę?- zastanowił się nad jej słowami. -Ej nie... Nie potrzebuję żeby gderała mi nad uchem i nie dawała spać w nocy, jeszcze będzie mi mówiła jakieś okropne rzeczy.- i co wtedy? Kot nadal wydawał mu się lepszą opcją, choć i tak miał wątpliwości czy to aby na pewno jest dobry pomysł. -Pójdziesz ze mną do schroniska?- zapytał z małym uśmiechem, no tak, wyglądało na to, że podjął już decyzję, a ktoś musi go pilnować, żeby do domu na pewno wrócił tylko z jednym zwierzakiem. Niby chciał sobie to wybić z głowy ale po co, mógł dać dom jakiemuś biednemu bezdomniakowi. -A potem pomożesz mi wybrać super imię? Jak będę samotny do końca życia, to przynajmniej będę miał kota.- o, no właśnie.
-Na razie nie jestem na to gotowy, daj mi chwilę.- napił się kilka łyków piwa, które ewentualnie mogły ich przybliżyć do romantycznego duetu... ale to tylko piwo, póki co żadne szoty nie pojawiły się na stoliku. Spojrzał w kierunku sceny. -A może jednak ktoś tutaj odkryje swój talent?- ale to chyba nie będzie ten mężczyzna, który aktualnie próbował swoich sił. Jeff zaraz jednak przestał się nim interesować bo zdecydowanie ciekawsze było to, co miała mu do opowiedzenia Teddy. Zmarszczył brwi na jej słowa. -Jak to wyjechał?- o niczym nie wiedział, bo o niczym mu nie powiedziała! -Jak wróci i będzie trzeba go pogonić to daj znać.- powiedział całkowicie poważnie. -Najwyraźniej w ogóle na Ciebie nie zasługiwał.- o właśnie, Jeffie zawsze stanie po jej stronie. -Na pewno wszystko jest już okej?- wolał się jeszcze upewnić, mogła szybciej do niego z tym przyjść, na pewno pozwoliłby jej wypłakać się na własnym ramieniu.
-Okropnie sobie radziłem.- zaśmiał się i znów upił kilka łyków piwa. -Spotykam się z kimś.- wypalił nagle, bo okropnie mu to ciążyło, z nikim o tym nie rozmawiał, a w końcu musiał to z siebie wyrzucić. -Można chyba tak powiedzieć, że się spotykam, nie wiem czym to właściwie jest.- westchnął, no nie wiedział, siedem miesięcy już to trwało, a dalej nie było niczym oficjalnym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Pewnie, że pójdę — obiecała. Bo skoro pomysł z papugą okazał się nietrafiony, nie zamierzała wymyślać kolejnych argumentów, które miałby go przekonać do porzucenia idei adopcji kociaka. Może to wcale nie było głupie posunięcie? Ponoć zwierzęta miały bardzo dobry wpływ na ludzi. — Trzeba będzie znaleźć dobrego weterynarza. Wiesz? Kot będzie wymagał dokładnego przeglądu, szczepień, odrobaczania. I będziesz musiał rozważyć sterylizację — powiedziała poważnie, bo jako lekarz wiedziała, że rutynowe kontrole są cholernie istotne – bez względu na to czy chodziło o ludzi czy o zwierzęta. No i nie mogła pozwolić na to, by przyjaciel przywiązał się do kociaka, który byłby nieuleczalnie chory! To z pewnością złamałoby mu serce. Tak, kontrola była niezbędna. — Będę jego matką chrzestną. Możesz mi go zostawiać, jak będziesz wyjeżdżał — zażartowała, ale skoro miała wziąć czynny udział w wyborze oraz nadaniu imienia zwierzakowi, to musiała przejąć część odpowiedzialności, czyż nie? Od teraz, odwiedzając Jeffa, będzie przynosiła przekąski również dla kota – sardynki się nadadzą?
Zaśmiała się, przez chwilę obserwując mężczyznę, który próbował swoich sił w śpiewaniu; nie szło mu najlepiej, ale Teddy i tak gorliwie mu kibicowała! Brawa należały mu się za samą odwagę, choć wielce prawdopodobne, że wspomógł się odrobiną alkoholu.
— Normalnie. Spakował się i wyjechał — wzruszyła ramionami, całkowicie bezradna. Nie miała wpływu na decyzję byłego chłopaka, bo w ogóle nie wziął jej zdania pod uwagę. — Może nie powinnam mieć mu tego za złe, bo pewnie sama zdecydowałabym się wyjechać z Seattle jeśli dostałabym propozycję rezydentury w jakimś lepszym szpitalu. Wkurza mnie tylko, że postawił mnie przed faktem dokonanym. I nawet nie rozważał związku na odległość. Od razu nas skreślił — opowiedziała nieco więcej. Ciążyło jej to, ale była twarda. Skupiła się na pracy, dzięki której nie miała czasu na długą żałobę. Trochę wylanych łez, trochę tequili i wszystko powoli wracało do normy. Nie mogła przecież pozwolić na to, by złamane serce wpłynęło na jej karierę. — Jest dobrze, naprawdę — zapewnił, uśmiechając się ciepło. Wiedziała, że mogła liczyć na jego ramię, ale chyba potrzebowała w pierwszej kolejności przepracować to sama. Teraz rozmowa o tym nie sprawiała jej wielkich trudności.
Sięgnęła po piwo i zrobiła kilka głębszych łyków – nie miała największej tolerancji na alkohol, więc pewnie po kilku szotach na siłę zaciągnie Jeffa na scenę. Gdy powiedział, jak słabo sobie radził, zmarszczyła gniewnie brwi i aż podniosła się z krzesła, by szturchnąć przyjaciela w ramię. — Nie mogłeś powiedzieć wcześniej? — warknęła, ale w sumie trochę było w tym hipokryzji, bo sama też od razu nie przyznała się do rozstania. Za to kolejne zwierzenie chłopaka sprawiło, że w oczach Teddy pojawił się niebezpieczny błysk. — Chcę wiedzieć wszystko, rozumiesz? WSZYSTKO! Kto to? Czym się zajmuje? Długo się znacie? I jak to nie wiesz? Takie rzeczy się czuje — mówiła podekscytowana tą nowiną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeffrey na pewno słyszał o tym, że zwierzaki mają dobry wpływ na ludzi i dlatego właśnie chciał jednego przygarnąć, a skoro już sobie to wymyślił, to ciężko będzie wybić mu to z głowy. Dobrze, że Teddy jednak nie próbowała, tylko zgodziła się pójść z nim do schroniska. -Okeeej...- odpowiedział, jakby przy okazji zastanawiając się nad jej słowami. -To chyba nie jest aż takie trudne? W Seattle na pewno mamy jakiegoś dobrego weterynarza.- nigdy wcześniej się tym nie interesował, nie miał takiej potrzeby. Jednak teraz faktycznie, będzie musiał znaleźć weterynarza, jak już w końcu zdecyduje się jechać po kociaka. Zdawał sobie sprawę także z tego, że sterylizacja na pewno będzie potrzebna, po pierwsze nie chciał żadnej niespodzianki w postaci małych kociaków (jeśli zdecyduje się na kotkę) ale też nie popierał niepotrzebnego rozmnażania zwierzaków. -Świetnie.- ucieszył sie, Teddy była pierwsza w kolejce do zostania matką chrzestną i to faktycznie ją zaangażował w ten cały swój pomysł.
Jeśli były chłopak zostawił ją, w ogóle nie pytając jej o zdanie to może lepiej, że tak się stało i że wyjechał... przynajmniej przekonała się jakim jest człowiekiem i teraz mogła układać sobie życie po swojemu, być może z kimś bardziej wartościowym. -To tak, każdy powinien mieć szansę na to, żeby spróbować innego życia i spełniać się zawodowo, ale myślę, że jak ktoś jest dla Ciebie naprawdę ważny, to nie zostawiasz go od tak. - pracę niby można zmienić w każdym momencie, a z miłością to już nie jest tak łatwo, mógł jej zaproponować wspólny wyjazd, związek na odległość czy po prostu jakoś to z nią obgadać. No ale stało się, a skoro twierdziła, że jest już dobrze to Jeff też nie chciał ciągnąć tego tematu i przypominać jej o całej sytuacji. Na pewno nie było to dla niej łatwe.
Wzruszył ramionami na jej słowa. -Mogłem, ale ty też nic mi nie powiedziałaś.- no właśnie, oboje przez ten czas pominęli kilka ważnych tematów. Zakrył twarz dłońmi, kiedy zobaczył błysk w jej oczach. Wiedział, że teraz to już wyciągnie od niego wszystko... ale też w jakimś stopniu o to mu chodziło, jeszcze nigdy głośno nie powiedział o tym, że spotyka się z chłopakiem. Popatrzył na nią zabierając dłonie z twarzy, kiedy usłyszał milion pytań. Najpierw upił kilka łyków piwa, a potem próbował ułożyć sobie w głowie odpowiedź. - Rozmiar buta i datę urodzenia też?- zaśmiał się. -Więc... Znamy się jakieś siedem miesięcy, poznaliśmy się na tinderze, jest barberem, musiałem zmienić mieszkanie, a zanim znalazłem to obecne to chwilę mieszkaliśmy razem i... chyba się zakochałem.- wyrecytował w skrócie i westchnął na samym końcu, kiedy przyznał się do swoich uczuć. Na samym początku nigdy nie podejrzewałby, że zakocha się w Atlasie. -Ja to czuje, ale nie wiem czy on też, może czasami zachowujemy się jak para ale nią oficjalnie nie jesteśmy.- starał się mówić o tym naturalnie, szczególnie kiedy użył słowa on, nie chciał robić z tego wielkiej rzeczy, pomimo, że to była część, którą stresował się najbardziej. Jednak jeśli Teddy tego nie zaakceptuje to kto? To ona była jego przyjaciółką, musiała go wspierać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tak dużym mieście z pewnością roiło się od weterynarzy, ale oni potrzebowali takiego, który będzie mógł wykazać się nie tylko odpowiednią wiedzą i doświadczeniem, ale także czułością wobec zwierzęcia, prawda? W końcu oddanie kociaka w ręce potwora, który myślał wyłącznie przez pryzmat pieniędzy, które mógłby zarobić na czworonogu, byłoby ogromnym błędem. Im dłużej rozmawiali o adopcji, tym bardziej przekonywała się do tego pomysłu. Jeśli miało to sprawić chłopakowi odrobinę – albo nawet całą masę – radości, to dlaczego miałby stawać na drodze do jego szczęścia?! — W takim razie to już oficjalne. Będziemy szukać dla ciebie kota — oświadczyła i podniosła piwo ku górze, jakby chciała tym samym przypieczętować podjęcie decyzji.
Wydała z siebie niezgrabne jęki oznaczające bezradność i na kilka sekund oparła czoło o blat stołu; nie czuła się dobrze z tym, jak potraktował ją były partner Skończony Idiota. Choć wmawiała wszystkim, że zdążyła się z tym pogodzić, uwierało ją to, że poświęciła tyle czasu osobie, która w ogóle na to nie zasługiwała. Nie mogła przewidzieć, że ich relacja zakończy się w taki sposób, ale mogła zapanować nad tym, jak bardzo zaangażowała się w łączące ich uczucie. — To już przeszłość. W sumie to życzę mu szczęścia, wiesz? Może zamiast dwóch, niech złamie tylko jedną nogę — uśmiechnęła się szyderczo. — Karma go dopadnie, jestem tego pewna — dodała. Wzięła głęboki oddech, po czym powoli wypuściła powietrze z płuc. Zdecydowanie wolała rozmawiać o przyszłości niż wracać do niewygodnych wspomnień. Szczególnie że przyszłość Jeffa rysowała się niezwykle interesująco.
Wywróciła oczami, gdy przyjaciel zaśmiał się z zaangażowanie, jakie pokazała swoją postawą. Była ciekawa!
— Rozmiar buta w przypadku mężczyzn może mieć ogromne znaczenie — zażartowała, nie mogąc się powstrzymać przed sugestywnym odniesieniem się do rozmiaru penisa, który ponoć zależny był od wielkości stopy – tak słyszała, proszę jej nie oceniać.
— Ty naprawdę się zakochałeś — powiedziała po chwili milczenia, gdy przeanalizowała zarówno słowa chłopaka, jak i mimikę jego twarzy. Może dostrzegła nawet lekki błysk w oku? Miłość zwykle przychodziła niespodziewanie. — Widzisz? Tyle razy próbowałam ci udowodnić, że to MĘŻCZYŹNI wszystko komplikują, ale nie chciałeś mi wierzyć. Teraz masz dowód podany na tacy. Bo wiesz? Jeśli mu nie powiesz, co czujesz, to on się nie domyśli. Już tak po prostu macie, to nieuleczalna przypadłość — oznajmiła. To, że Jeffrey wybrał sobie mężczyznę za obiekt miłosnych westchnień, zupełnie jej nie przeszkadzało. Pewnie nawet się domyślała, bo nie znali się od wczoraj, prawda? Próbowała podejść do tematu swobodnie, może nawet odrobinę żartobliwie. Ale intencje miała dobre. Najlepsze. — To jak ma na imię?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poszukiwania weterynarza były jeszcze przed nim, liczył na to, że w tym Teddy też mu pomoże. Nie miał doświadczenia w tych tematach ale z pewnością jest tutaj potrzebny weterynarz z pasją, nie oddałby swojego przyszłego zwierzaka w jakieś okrutne ręce. Nie było mowy. -Super! Więc musimy niedługo wybrać się do schroniska.- uśmiechnął się zadowolony i także podniósł swoje piwo. Co prawda powinni świętować jak już wybiorą zwierzaka ale mimo wszystko, Jeff cieszył się na ten pomysł.
Gdyby tylko można było przewidzieć wcześniej to, że ktoś w ogóle nie zasługuje na naszą uwagę to byłoby dużo łatwiej. Niestety to było nie do przewidzenia, a często kolorowo jest tylko na samym początku. Jeffowi było przykro, że były facet Teddy tak ją potraktował, jednak najważniejsze było to, że sobie z tym poradziła. Nie chciał więcej od niej wyciągać bo ten temat z całą pewnością nie był czymś co chciała teraz wspominać. -Albo rękę i nogę.- dopowiedział swoje bo w sumie to życzył mu tego samego, skoro zostawił Teddy to wiadomo, że ani trochę go nie lubił. Karma zawsze wracała, więc i w tym przypadku była nieunikniona.
Zdaniem Jeffa, jego przyszłość wcale nie rysowała się tak kolorowo i w głowie miał scenariusze, w których wcale nie żyje z Atlasem długo i szczęśliwie, bo przez ostatnie miesiące nic się w ich relacji nie zmienił i tchórzyli jeśli pojawiały się okazje żeby to zmienić. Parsknął śmiechem na jej słowa. -Tobie tylko jedno w głowie, wszelkie rozmiary zachowam dla siebie.- pokręcił głową rozbawiony jej stwierdzeniem.
-Chyba...- mruknął. -Nie wiem czy naprawdę, to nie jest takie łatwe.- mimo tego, że nie było łatwe, w jego oczach na pewno można było zobaczyć błysk, kiedy mówił o Atlasie. To trwało już jakiś czas i wcale mu nie przechodziło. To przyszło niespodziewanie i nie dało się tego zaplanować.
-Ja niczego nie komplikuje.- odpowiedział niemal od razu w swojej obronie i powoli dopijał już piwo. -Może on w ogóle niczego do mnie nie czuje i wyjdę na debila?- nie wiedzieć dlaczego taka opcja wydawała mu sie być najbardziej prawdopodobna, nawet jeśli Atlas nie jeden raz dawał mu do zrozumienia, że wcale tak nie jest. -Atlas.- nie miał powodów żeby to przed nią ukrywać. Teraz, kiedy widział, że Teddy nie ma kompletnie nic przeciwko to uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Ty nawet nie jesteś zdziwiona, że nie spotykam się z dziewczyną.- stwierdził nagle głośno, czy to naprawdę było takie oczywiste? Może to nie była wcale wielka sprawa, tylko Jeff za bardzo się tym przejmował i ubzdurał sobie, że każdy krzywo będzie na niego patrzył, a może wystarczyło przejść z tym do porządku dziennego. Znali się bardzo dobrze, więc nic dziwnego jeśli domyślała się tego wcześniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Żarty, które zaserwowała blondynka, wcale nie miały na celu wyciągnięcia od Jeffa tego, jakiego rozmiaru buty nosił ów chłopak; chciała jedynie zasygnalizować, że odkrycie tajemnicy w żaden sposób nią nie wstrząsnęło. Z drugiej strony martwiła się o przyjaciela. Wprawdzie świadomość społeczeństwa odnośnie homofobii rosła, a co za tym idzie, zmniejszała się ilość nieprzyjaznych spojrzeń, które można było otrzymać od obcych osób, ale jednocześnie należało pamiętać, że takie zachowania były, są i będą jeszcze przez bardzo długi czas (a może nawet zawsze). Nie chciała by coś podobnego spotkało Jeffreya, ale wiedziała, że chłopcy tego nie unikną. Samą sobie również musiała przygotować, by móc odpowiednio ich wspierać.
— Siedem miesięcy to dość dużo czasu, by dobrze się poznać. Skoro wciąż się spotykacie, skoro żaden z was nie odstawił drugiego na bok, to chyba oznacza, że obaj jesteście zainteresowani, prawda? — stwierdziła, marszcząc czoło w delikatnej konsternacji. To z pewnością nie był dla młodego mężczyzny łatwy do poruszania temat. Teddy była mu wdzięczna z to, że zdecydował się go poruszyć, ale jednocześnie nie czuła się ekspertem, by móc słusznie mu doradzić. Z pewnością będzie trzymała kciuki, by życie Jeffa ułożyło się zgodnie z jego marzeniami; bez względu na to, jakie to będą marzenia.
Wzruszyła bezradnie ramionami. — Może tak się zdarzyć. Ale wtedy będziesz miał jasny obraz sytuacji. Lepiej szybko zerwać plaster, nie? Nawet jeśli wyjdziesz na debila to otrząśniesz się i pójdziesz dalej. Ale jeśli okaże się inaczej, to będziesz miał powody do zadowolenia i przestaniesz się zadręczać tym, kto co czuje — dodała. Rozmowy o uczuciach są cholernie trudne. Blondynka dobrze o tym wiedziała. Nikt nie lubił się odsłaniać, pokazywać swoich czułych punktów, bo to narażało na cierpienie. Mimo wszystko ryzyko często się opłacało. Kto wie, jak będzie w przypadku Atlasa?
— Domyślałam się — powiedziała cicho, ciepło się przy tym uśmiechając. — Miałam swoje domysły, ale nigdy nie ciągnęłam cię za język, bo uważałam, że sam musisz się przekonać. W dodatku to chyba żadna wielka sprawa, nie? Co to za różnica z kim się spotykasz? Ważne, żebyś był szczęśliwy i nie wybierał idiotów. Płeć nie ma wielkiego znaczenia. Przynajmniej dla mnie — wyjaśniła. Związki jednopłciowe są trudniejsze tylko dlatego, że nie są neutralnie postrzegane przez dużą część społeczeństwa. Teddy podchodziła do tego bez uprzedzeń. Dużą zasługę miał w tym fakt, że jej najlepsza przyjaciółka również umawiała się z dziewczynami. Paddington przywykła.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”