WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekObydwoje przebyli podobną drogę. Tylko każde z nich przeprawiało się przez swój labirynt – wzniesiony z innego budulca przeżyć, doświadczeń, poglądów. Każde z nich wpadało w różne sobie, ślepe zaułki; i czasami myśleli, że to koniec. Że to los drwi sobie z nich w najbardziej perfidny ze sposobów – że nakazuje się poddać, ulec. Nakazuje paść na kolana albo wtulić się w bezpieczny kąt jednego z korytarzy, jakie przemierzali.
ObrazekAle korytarze nigdy nie były punktem docelowym. Taki korytarz; myślał sobie – prędzej czy później zawsze okazywał się jedynie etapem przechodnim. Niezależnie od tego, co pchało ich do przodu. Czy był to nóż przytknięty do gardła albo chłód rękojeści pistoletu, ciężkiego od nieodkupionej winy. Czy była to gromadka dzieciaków wpadających żwawo do domu, czy może wspomnienie tych, którzy chcieliby dla nich jak najlepiej.
Ona; wiedziała, że to nie ona będzie tą kobietą – nieważne jak bardzo zaklinałby się, że przecież nadal i wciąż, nawet teraz, pozostawała jedyną. Nieważne jak bardzo zadręczałby się myślą, że nie powinien pozwalać jej czekać tak długo.
ObrazekOn; wiedział, że właśnie tego by chciała. Bo ich spotkanie, które w nieuchronności losu nadejść miało prędzej czy później, cóż; zrobiłaby wszystko, by przydarzyło się im później. Zaprzedałaby własną duszę – ostatnie, poza wspomnieniami, na czym opierało się jej nienamacalne już jestestwo.
Tylko jak budować coś, co opierało się na dopowiedzianych pośmiertnie warunkach i domysłach – jak budować coś, co choć dyktowane było przez nich samych, swoje korzenie znajdowało w sferze odległych, nieuchwytnych zaświatów?
ObrazekNic dziwnego, że został sam. Ludzie nie przepadają za śmiercią. A on – bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej – śmierdział trupami. Tobie też dobrze w tym zapachu, Mae. Wspaniale to podkreślasz.
„Cokolwiek robisz, robisz to źle.”
Taka już domena złych ludzi – bąknął mrukliwie, tonem zdecydowanie głębszym, niż dotychczas. Szarpnął za głosowe struny, których dotychczas nie eksponował; sprawiając, że wraz ze słowem, w powietrzu rozlał się całkowicie obcy pierwiastek innego Newmana.
Newmana. Po prostu – Newmana. Żadnego, kurwa, Crawforda.
Dla mnie… – Westchnął ciężko. Szarpnął smyczą, próbując przytrzymać w ryzach efekty pierwszego upojenia. To z kolei zaraz poprawił, sięgając po swój przydział procentów. – Dla mnie niedługo rozpoczyna się sezon. Zakamufluję się gdzieś na końcu świata, u podnóży Rainiera. Lasy wymagają dozoru. Za szczeniaka wiecznie się tam… – Czknięcie. – Szlajałem.
Proste kłamstwo.
A ty? – Pozwolił sobie swobodnie odbić piłeczkę. – Poza bawieniem się w przyzwoitkę namolnej koleżanki? Dotrze wreszcie do tej łazienki, o której tak ochoczo śpiewała? – sapnął niemal od niechcenia.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chociaż determinowały ich zupełnie inne doznania, efekt był taki sam: poranione dusze stroniły od zażyłości z innymi ludźmi. Rhys prawdopodobnie tak jak i Coleman złapał swoje serce i schował głęboko do szuflady – będąc pewnym, że już nikt nie będzie w stanie uszczęśliwić go tak, jak robiła to Daphne.
Jej serce należało tylko do zimnego, rozkładającego się w trumnie męża. I chociaż gdzieś w głowie przesuwała się myśl, że Charlie nie żył, jakoś… nie mogła, nie umiała pchnąć siebie dalej i popłynąć razem z prądem. Każde obce dłonie były nie tymi, których pożądała, każdemu ze spojrzeń brakowało tego specjalnego błysku w oku. Dla niej uczucie, którym obdarzyła swego męża było wciąż żywe i tlące się tak, jak ognisko. Nie dawało już radości i ciepła, lecz wciąż można było wrzucić w nie ziemniaki i mieć pewność, że po kilku godzinach będą dobre. Dla niej Charles był jedynym, którego mogła kochać w ten sposób. Jej serce miało kształt Colemana i wydawać się mogło, że żaden inny już nie będzie pasował. Poza tym, miała piątkę dzieci. Przy tych rozrabiakach nie była w stanie pomyśleć o spotkaniach z własnymi braćmi, a co dopiero o jakichś miłosnych podbojach.
Szkło uniosło się do ust, aby zaczerpnąć rozkosznie chłodnego i gorzkiego, warzonego w odpowiednich warunkach chmielu. Mae cmoknęła, a następnie koniuszkiem kciuka starła ciemnej barwy pomadę z jego brzegu.
- Nie powiedziałam, że jesteś zły - odparła po dłuższym milczeniu, dopiero teraz przenosząc na niego swój wzrok. Poprawiając się na niewielkim, lecz wyjątkowo długim krzesełku, Mae coś tknęło: dlaczego Gregg uważał się za kogoś, kto musiał robić podłe rzeczy? Przecież był uprzejmy i nawet troskliwy.
- Tylko zajmujesz się złymi rzeczami – powtórzyła swoje słowa niczym mantrę, choć od razu ugryzła się w język. Co jeśli to on miał rację? Dopiero co go poznała: może najlepszym rozwiązaniem będzie powstrzymać się od opinii, dopóki nie przekona się na własnej skórze?
Opustoszały kufel spoczął na blacie wraz z ręką, w której jeszcze przed chwilą był. Palce zastukały radośnie w ciemny mahoń, a ich właścicielka uśmiechnęła się.
- O! Jesteś leśniczym! I zabijasz zwierzątka! – bo któżby inny wędrował po lesie i pilnował tam porządków, jeśli nie oni?
- Chodzisz w tym swoim śmiesznym zielonym uniformie? Nie mów Carol, ona kocha mundurowych - słowa padały z prędkością wystrzeliwanych pocisków z jednego z lepszych karabinów, a sama Mae zdawała się być tym podekscytowana w równym stopniu, co jej koleżanka (gdyby tylko o tym wiedziała).
- Jeszcze chwila, a naprawdę zacznie Cię krokietować – celowo czy nie, jej język płatał figle, wciskając do zdań słowa, które za cholerę tam nie pasowały.
- Myślę, że jeszcze daje mi szansę. Może myśli, że no wiesz – wzruszyła ramionami, odwracając głowę i wzrok, najwyraźniej krępując się własnych myśli i tego co mogłoby być.
- Ja rysuję. Głównie w książkach dla dzieci. Kojarzysz Doktora Dolittle, albo tego Harry’ego Pottera w wersji dla dzieci? – oparłszy łokcie na blacie, ucieszyła się sama do siebie, że tak łatwo i płynnie zmieniła temat.
- Albo te, które przy okazji uczą: na przykład podstawy migania -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekNie wyjął swojego serca. Nie miał na to czasu – utkwiony gdzieś pomiędzy kolejnymi sprawami ostemplowanymi przydomkiem “pilne”; jego serce zostało wyrwane. Jego serce przez kilka ostatnich bić splunęło resztkami tłoczonej krwi – koślawym rozbryzgiem zaznaczyło na szpitalnej ścianie sentencję, która wryła się również u podstawy jego czaszki. Widział ją, ilekroć potylica spoczywała na wezgłowiu wytartego fotela, pozwalając ciężkim powiekom opaść w wyrazie zmęczenia.
Widział szkarłatną frazę swoich pięćdziesięciu trzech minut.
ObrazekPowinien być przy niej częściej. Dziś wiedział już, że wartość wspomnień cenniejsza była od wszystkiego, co postawił ponad nie – od tego zadrapanego biurka wyłożonego aktami. Od zimnej kawy, będącej ulepkiem cukru. Od całkowitego zagubienia się w świecie łączonych wątków bez odpowiedzi.
ObrazekDziś oddałby wszystko, by uzyskać odpowiedź na to jedno pytanie – czy byłby innym człowiekiem, gdyby wybrał inną drogę? Czy byłby lepszy? Czy wciąż, pozwalając podeszwie stopy zetknąć się z chłodem łazienkowych kafelek, zerkałby w lustro, pochłonięty głębią bezdennej przepaści otoczonej piwną tęczówką? Czy wyzbyłby się posmaku odrazy i zawodu, który swoją infekcją obejmował już nie tylko jego osobę, ale również i cały świat?
Przecież postąpił słusznie.
Postąpił tak, jak powinien był postąpić. Jeśli na tym opierała się jedyna szansa, by ją uratować – to tej samej próby podjąłby się raz jeszcze. I jeszcze raz. Do zasranego skutku.
Złe rzeczy? – Zmarszczył brwi, pozwalając, by wąski płat skóry pomiędzy nimi zagiął się w głębokiej bruździe. – Myślę, że po świecie rozleźli się gorsi od tych, którzy wyją do mikrofonu w barze. Ale masz rację, granica jest cienka – prychnął, tym razem pokusiwszy się o nieco bardziej humorystyczny akcent.
Aż strach zapytać kto czyha, według ciebie, w twoim ostatnim kręgu piekielnym. Zamiast Lucyfera chowasz tam dewiantów, którzy nie opuszczają po sobie deski od kibla? Czy szczędzą sosu w kebabie? – Uniósł brew. Zarechotał nawet, kiwając z pobłażaniem głową.
Punkt dla ciebie.
ObrazekA potem słońce – czy może pojedynczy jego przebłysk – zaszło niespodziewanie, kryjąc się pod kłębiastą kurtyną przedburzowej ciszy. Słyszany w oddali pomruk żywiołu. Czy to na wydźwięk słowa „mundurowy”, czy może tak beztroskiego minięcia się dziewczyny z przekazem, jaki starał się uskutecznić. Pal licho; machnął na wszystko ręką, nie pozwalając mimice – i podchmielonemu umysłowi – bardziej zapaść się w sobie, żegnając z rzeczywistością.
A jest jakiś w wersji dla dorosłych? – mruknął nieco nieobecny, przebiegając spojrzeniem po ginących w tłumie twarzach.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[przepraszam za jakość i długość: post pisany z telefonu :eat]

Wybrakowani. Tak najprawdopodobniej nazwałaby siebie i Rhysa, gdyby to postanowił się przed nią otworzyć i przyznać do tego, co zaszło w jego życiu. Może też nie patrzyłaby na niego, jak na kogoś, kto po prostu miał beznadziejny charakter; może wtedy poprawnie przypisałaby mu tę całą obcesowość i dziwny chłód, jaki bił z jego oczu. Na to, że miał w sobie tyle uroku, co zdechła dżdżownica. Byłaby bardziej wyrozumiała, bo przecież śmierć kogoś bliskiego, według niej, tłumaczyła wszystko.
Zamiast tego, Newman był po prostu kolejnym mrukiem i ponurakiem, który przypominał jej rodzeństwo - dlatego też nauczona takich zachowań, po prostu zachowywała się tak jak zwykle. Naturalnie przychodziło jej obcowanie z kimś, kto na dzień dobry ukazywał swe niezadowolenie, kto korzystałby z ironii tak, jak korzystało się ze sztućców - oddzielając od siebie porcję tego, na co miało się ochotę, a co chciałoby się ukryć. Jego tajemniczość i unikanie tematów nie działało na nią jakkolwiek, dając zwykły sygnał, aby zmienić tor kierowanych wypowiedzi na coś innego. Na pogodę, rozcieńczony alkohol czy może i nawet przydługie nogi, w porównaniu do za krótkich spódniczek. Takich jak jej.
- Ta. Nad Tobą plasują się tylko Ci, co nie segregują śmieci - odparła w podobnym tonie, dochodząc do wniosku iż sposób rozmowy musiał jej się udzielić. Nie ukrywała tego, że podobało jej się to. Ta dziwna swoboda w rzucaniu niewybrednych i nie psujących do drobnej kobiety żartów. Carol na pewno już wywracałaby oczami, Rhys natomiast wydawał się być zadowolony. Gdyby dostrzegła jeszcze jak jego kąciki unoszą się w górę, Coleman byłaby wniebowzięta.
- I ci, co nie wpuszczają piesków na łóżko - palec uniósł się, skupiając uwagę barmana na swojej osobie.
„Piwo i cokolwiek on pił”. Dźwięki muzyki ucichły, nastąpiła krzątanina podczas krótkiej wymiany śpiewających i repertuaru, a koncerny zaczął się na nowo: tym razem puszczając coś równie starego: the doors.

People are strange when you're a stranger
Faces look ugly when you're alone
Women seem wicked when you're unwanted
Streets are uneven when you're down


Brew kobiety powędrowała do góry. Umysł wskoczył na wyższe obroty, podsuwając jej coraz to więcej głupich obrazów.

When you're strange
Faces come out of the rain
When you're strange
No one remembers your name


- Myślę, że jakbyś poszukał, to byś znalazł. Wiesz: Harry Potter i Komnata Tajemnic może brzmieć wyjątkowo erotycznie, jeśli przypomnisz sobie, że jego przyjaciółką jest Hermiona - podsunęła mu szkło z napojem, samej zanurzając usta w zimnej, słodowej pianie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekNie otwierał się. Nie otwierał się jako służbista, jako detektyw, jako kochanek, jako człowiek. Nie otwierał się – zamki szwankowały od dawna, a każdy klucz w nich przekręcany, ulegał nieszczęśliwemu złamaniu. Potem stała się cała reszta. Z nią na czele. Z Riggs – tą, która okazała się najbliższa pochwycenia ulotnego sukcesu; tuż po tym, gdy dźgnęła go wytrychem wspólnie rozwiązanych spraw. Wytrychem partnerskiego zaufania. A kiedy zawiodło i to – po prostu wyważyła te cholerne drzwi. Jak miało okazać się wkrótce – na darmo. W klaustrofobicznej przestrzeni tlenu zdawało się brakować nie tylko każdemu, kto decydował się przekroczyć próg jego ciasnej strefy komfortu, zaciągniętej mlecznym tumanem papierosowego dymu. Metrażu brakowało również i dla niego samego.
Zatem… pozostaje mi smażyć się w piekle – skwitował naprędce, wzruszając ramionami. Znów upił łyk czegokolwiek, co przykleiło mu się w ostatnim czasie do rąk; klasycznego piwa czy innego, mocniejszego trunku. Na tym etapie, powiedziawszy szczerze, było mu to już całkowicie obojętne. – Bo, widzisz. Przykro mi, że cię zawiodę, ale… żadnej sierści. W łóżku dopuszczam wyłącznie ludzkie towarzystwo – mruknął, przytknąwszy kciuk do kącika ust. Przetarł opuszką wzdłuż wargi, która, pozostawiona wreszcie w spokoju, odskoczyła lekko na swoje miejsce. Cmoknął pod nosem.
Mae – Odwrócił się nagle. Imię jej, uchodząc z męskiej gardzieli, wybrzmiało tak, jakby zapragnął zaalarmować ją o… jej własnej obecności. – Nie podoba mi się, dokąd to zmierza – rzucił, zdecydowanie bardziej rozluźniony. Początkowe spięcie, które wezbrało w nim przy zejściu ze sceny, teraz nie tyle uchodziło, co wręcz zniknęło, jak przy przebiciu napompowanego do granic możliwości balonika. Wycelował w nią palcem. – Schodzisz na… bardzo intymne sprawy i podejmujesz dwuznaczne tematy. Co ja mam sobie myśleć? – Przechylił głowę na bok; w ten jeden, konkretny sposób – jakby kurczący się mięsień przebiegający wzdłuż szyi, przygnieciony został ciekawością dla odpowiedzi, której wyczekiwał od swojej rozmówczyni.
Nie dam się… zbałamucić. – To nie nagły przypływ swobody. Raczej promile uderzały do tego przygłupawego łba. – Jeśli myślisz, że… Dość. Idę stąd – oświadczył, w kilku haustach wysuszając kolejną porcję piwa. Wstał. Zachwiało nim. Znów grzmotnął na swoje miejsce.
Albo i nie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawda była taka, że wszyscy od czasu do czasu bywamy niemili, burkliwi i nieprzyjaźni. Każdy robi rzeczy, których później się wstydzi i chciałby je cofnąć.. Te żale stają się częścią tego, kim jesteśmy, wraz ze wszystkim innym. Jeśli ktoś próbowałby to zmienić, równie dobrze mógłby uganiać się za chmurami. Raz na jakiś czas pojawiają się osoby, które odciskają piętno na twym życiu. Ich osobowość rozciąga się wokół nas niczym siatka, w którą chętnie wpadamy. Dobrym przykładem była Daphne, czy Charlie. Oboje – i Rhys i Mae – wpłynęli do zastawionych sieci, niczym rybki. Zwabione ciekawością, przepadły doszczętnie i chociaż nie żałowali ani minuty pływania wśród ciasnych sieci, tak wszystko to, co ich otaczało, uległo olbrzymiej zmianie, przypominając tym razem pogodę. Po upałach, ciepłym słońcu i rozkwitających kwiatach, nadeszło zimno. Ciało stroszyło swe włoski w dreszczach, zęby uderzały o siebie, pragnąc tylko się rozgrzać.
Tych, których kochali, mogli szybko znienawidzić. Życie, które wydawało się doskonałe, w jednej chwili mogło obrócić się w gruzy: i wydawać się mogło, że doświadczyli tego na własnej skórze.
Życie, pieprzone 53 minuty, zdruzgotały każdy skrawek ich serca.
- Ej, no chyba nie wierzysz w te brednie. Latające aniołki, jakiegoś czerwonego gościa z widłami, blebleble – Mae machnęła swoimi dłońmi i wywróciła oczami. Chciałaby, aby istniało jakieś inne miejsce, gdzie mogłaby spotkać swojego męża. Jednak jakoś nie potrafiła – wiedziała po prostu, że po życiu nastaje jedno, wielkie nic. Ludzie umierają i urywa się film. Była ciekawa czy Gregg uważał podobnie, czy może zaraz okaże się coś zgoła innego. Bo kto wie, może jednak w jakimś stopniu był wrażliwy?
Zaśmiała się.
- Jeszcze posądzisz mnie o to, że próbuję cię uwieść! O NO WIDZISZ! – uniosła dłoń i wierzchem wskazała na niego.
- A nie mówiłam?! Carol byłaby dumna, że w ogóle próbuję – dodała jeszcze wesoło, patrząc na to, jak ten próbuje się dźwignąć i uciec.
- Naprawdę? Zostawiłbyś mnie tu samą? Bez żadnych skrupułów? A co jeśli ten cały m-morderca tu grasuje? -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekSchematy, schematy. Schematy. Wszystko to, do diabła, schematy. I tylko ich treść zmieniała nieco swoją kolejność – bo choć komuś (ktokolwiek pracował nad życiowymi planami tych dwojga) uwidziało się korzystać z bliźniaczych sobie szablonów, o tyle jednak ubrał wszystko w inne słowa; trochę jak nieporadnie przepisana praca domowa, mająca niepilnemu uczniakowi pozwolić prześlizgnąć się ku dalszym etapom nauki. Trochę tak było – trochę ślizgali się z dnia na dzień, za powód do wyjścia z sypialnianej pieleszy obierając sobie coraz to nowsze, pomijane dotąd alternatywy. Obowiązki; rzadko kiedy będące przyjemnością podobną do ust kochanki smagającej drżącą w przebudzeniu skroń. I nieważne jak bardzo zapierała się, że cała ta jej potomna czereda zasługuje na miano sensu jej życia. Gówno prawda. Miłość to miłość; powiedzieliby jedni. Ale każdy – podświadomie lub nie – wiedział, że i ona pochodzić może z różnorakich źródeł. Jedno z nich – to najważniejsze; zostało odcięte.
ObrazekGdyby jednak zastanowić się nad tym szerzej, ich zgorzknienie również, za pożywkę, obierało sobie różne płaszczyzny. Ona cierpiała z powodu utraconej miłości. On; z powodu tego, że w mało człowieczym geście ulokował swoją miłość w niewłaściwym miejscu. To nie brak Daphne naszprycował serce drzazgami. To pierwiastek wynaturzenia, nieokreślonej dehumanizacji. Złośliwi mówili jej, że praca lepsza, od „skoku w bok”; ale Daphne, pomimo ciepłego uśmiechu, za jakim chowała się w odwecie, wiedziała, że to właśnie ona jest skokiem w bok. Praca – Riggs – to wszystko należało do jego świata. Tam był jego dom, do którego wracał.
A mimo to, nadal, uśmiechała się.
ObrazekNawet wtedy, gdy na tle sterylnie białych – jałowych niemal – ścian szpitalnianego kompleksu niemal nigdy nie odznaczały się kontury jego sylwetki. Bywał przy niej rzadko; obiecując, że następnym razem
Aż nadszedł dzień, kiedy następnego razu być już nie mogło.
ObrazekDrzwi zatrzasnęły się z obydwu stron – jakby te dwie kochanki dowiedziały się o sobie nawzajem, nie mogąc znieść myśli, że żadna z nich – nigdy – nie posiądzie go na wyłączność. Przegrana w wyścigu ze śmiercią przeciwko zdradzonej lojalności czającej się gdzieś w drugim narożniku ringu.
ObrazekAle dostał drugą szansę. Jak wybaczająca żona gotowa raz jeszcze przygarnąć go pod dach wspólnego domu. I choć głupio wyobrazić sobie, że, kimkolwiek była jego „wybranka” – za każdym razem sprowadzała się do tej zapuchniętej mordy Fleckera. Rozkład pożycia gwarantowany.
W n-nic już nie wierzę, Mae – mruknął, nalepiając sobie na usta gorzki, niepasujący do niczego, co tyczyło się ich dotychczasowej rozmowy, uśmiech. Zastukał palcem o blat, przechylił ostatni kieliszek – jego zawartość wlał do gardła; zawartość portfela – do barmańskiej kieszeni.
Uczciwy biznes.
A próbujesz? – Uniósł brew. Spojrzenie miał już widocznie ciężkie – ale nie w fizycznym ujęciu zmęczenia. Ciężkie spojrzenie kogoś, kto przesadził z alkoholem; kto widzi, jak bardzo świat przepadł we własnej zgniliźnie. Kogo bawią drobnostki – bo na dramaty egzystencji czas przyjdzie u kolejnego świtu. Południa. Razem z bólem łba i spiekotą gardła.
Twój morderca to nie mój problem.
Podjął się kolejnej próby dźwignięcia na równe nogi.
Poza tym twoja koleżanka na pewno… na pewno wciąż ma na ciebie oko. Wróci z szybkiego numerka w kiblu, to cię po drodze zgarnie – zasugerował lekko, niemal banalnie.
Krok.
Ucisk skroni, ilekroć mięśnie stawiane były do pionu, okazywał się bardziej zdradziecki, niż przypuszczał.
Krok.
Nie mam całej nocy, Coleman. Idziesz? – bąknął, zerkając na nią kątem oka.
Tylko dokąd, Newman? Tylko dokąd?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przeciwieństwa się przyciągały. Podczas kiedy Newman uciekał w ramiona swojej kochanki, ona robiła wszystko by łapać chwilę z Charlesem, niekiedy poświęcając momenty na sen i regenerację. I jego choroba i dzieci jej nie oszczędzały. Po powrocie ze szpitala, kiedy było już z nim wyjątkowo niedobrze, Coleman musiała zająć się domem. Posprzątać zabawki po najmłodszych rozrabiakach, zmyć naczynia, ugotować obiad i wykonać kolejne zlecenie na rysunki do książek. W pewnej chwili bywało i tak, że spała po dwie, trzy godziny dziennie. A i tak, gdyby ktoś zapytał ją, czy byłaby gotowa funkcjonować w podobny sposób, odpowiadała, że tak; że jeśli byłoby warto, zrobiłaby to bez zawahania. Znów toczyłaby monologi do odciętego ciała mężczyzny, który zjadany zostawał przez nowotwór. Spałaby z nim na łóżku i delikatnie go obmywała i pilnowała, czy nie zrobił sobie odleżyn. Szukałaby znów pomocy w internecie, z nadzieją, że może istniał jakiś magiczny sposób, aby go uratować. Byłaby w stanie przeżyć na nowo cały ten koszmar i trwać w bólu: bo ten zakrywany zawsze wracał ze zdwojoną siłą. Patrząc wstecz, sama była pod wrażeniem tego, że wyglądała tak dobrze, choć w środku było jedno, wielkie pobojowisko; że jeszcze przeszło jej przez myśl, by mieć siłę na dalsze batalie.
Brew powędrowała w górę, kiedy przyznał się do czegoś, co odbijało się od tego, jak bardzo próbował zataić prawdę. Dostrzegając drobny sygnał, że zadziało się w jego historii coś, co postawiło go tutaj, przed nią. Zgorzkniałego, nabzdyczonego i zalanego w trupa mężczyznę. Nie kontynuowała tematu, nie chcąc ani się narzucać, ani naciskać. Dlatego też z wdzięcznością przyjęła jego pytanie.
- Może. Może byłoby łatwiej Ci się domyślić, gdybyś nie był aż tak… zmęczony - odparła na to i wyszczerzyła się w uśmiechu, łapiąc się na tym, że za dnia i bez dawki piwa, sama raczej byłaby mniej wygadana. Mimo to, stan Mae niewątpliwie był lepszy, niż jego.
- Carol byłaby dumna, nie uważasz? Gdyby nie to, że no… ŻE JEJ KURWA NIE MA – odparła, rozprostowując swoje ręce na boki i potrącając pusty pokal, zaraz skupiła się na tym, aby łapać go i przypadkiem nie przewrócić. Następnie zaś wskazała w dal, aby jego mętny wzrok mógł się sam o tym przekonać.
- Więc jasne. Zostaw mnie. Zostaw mnie tu samą, na pastwę losu! Jesteś taki sam jak ta pieprzona policja – wyburczała, widząc jak podnosi się ze swojego miejsca i dość chybotliwie zsunęła się ze swojego krzesła. Obcasy stuknęły niemo o linoleum, które imitowało drewno.
- Poczekaj, Gregg! – gdy nie zareagował, przyspieszyła, a następnie nieśmiało ujęła jego ramię i mocno się go uczepiła.
- Asekuracyjnie. Przecież nie chcemy, abyś się wywrócił, co? – dorzuciła wyjaśniająco, rozglądając się jeszcze za Carol. Czy powinna napisać jej SMSa, że wyrwała dupę?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekI oto jedno słowo, które zawsze zaważało o wszystkim. O kontekście, o rzeczywistości. Domysłach i prawdzie.
ObrazekObrazekWartość.
Szczęście w nieszczęściu – i na odwrót, chciałoby się rzec – każdy posiadał swój własny system wartości. Inaczej porządkował to, co dla niego oczywiste, ważne, potrzebne.
Naturalny porządek rzeczy.
Zwykli ludzie stworzeni zostali na takich, by czerpać z życiowych przyjemności. Zwiedzają miejsca, kosztują nowych smaków. Wzajemnie rozkoszują się własnym towarzystwem. Stworzeni zostali, by być szczęśliwymi.
Ludzie tacy jak on - stworzeni zostali by tego szczęścia chronić.
ObrazekTa dewiza towarzyszyła mu przez całe życie. Tego chciał dla swojej siostry. Pragnął, by przez życie szła dumnie; z godnością, którą on dobrowolnie odrzucał – skrawek po skrawku, jak zmięte dni na kartce kalendarza. Ale lata upływały, a on zrozumiał, że nie jest w stanie zbawić wszystkich. Że, w gruncie rzeczy, zbawić nie przyjdzie mu nikogo. Pozostała więc kolejna wyrwa, która, niezałatana, stanowiła idealny rezerwuar na przelewany w nią alkohol.
ObrazekMoże dlatego pozwolił sobie odejść. Może dlatego, wyjechawszy w kierunku słonecznej Kalifornii, nie pozostawił po sobie słowa. Nie spojrzał w oczy młodej Newman – tłumacząc sobie to feerią fałszywych powodów. Bał się. Cholernie bał się tego, kogo zobaczy w odbiciu tych olbrzymich, czarnych źrenic. Bał się, że dziewczęce źrenice noszą na sobie jego piętno.
ObrazekUśmiechnął się pod nosem; zawczasu, nim kobieca sylwetka nadrobiła kilku kroków, dopadając do niego.
Jestem taki sam, Mae. Jestem taki sam, jak pierdolona policja.
Nie chcemy? – Zmarszczył czoło, odpowiadając dopiero po chwili intensywnego namysłu. Takiego, który świadczyć miał o czymś na miarę nienachalnego zaskoczenia; skupionego na czymś, czego się nie spodziewał. Czego nie przewidział.
Może jakbym rozjebał sobie łeb o jakiś krawężnik, to... przynajmniej... przynajmniej zdążyłbym przed impotencją – burknął, macając się po koszuli w poszukiwaniu kolejnej fajki; zapominając już całkiem nie tylko o poprzedniej, którą najpewniej zaprzedał gdzieś przez omyłkę – w żonglerce między kuflem a kieliszkiem – ale także i o fakcie zagubionej zapalniczki.
Dobra. Powoli.
I ostrożnie przy krawężnikach. Wcale nie chcę zdążyć.

//Koniec || ztx2
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| z mieszkania

- Grunt, że traktujesz kobiety z należytym szacunkiem – zakpiła, gdy Chandler rzucił nic nie znaczącą poradą na temat nie zapraszania – w jego przypadku – kobiet do swojego miejsca zamieszkania. Równocześnie rozwiewało to wszelkie wątpliwości na temat jego EWENTUALNYCH podbojów i sprawiało, że historyjka o siostrze, która razem z nimi mieszka, a której Darby dotychczas, niefortunnie, nie spotkała, stawała się bardziej przekonująca. Nie zakwestionowała jego kolejnych słów, ciekawa rozwoju wydarzeń. Zamiast tego posłusznie udała się do swojego pokoju, zastanawiając się, czy powinna dokonać korekty w swojej obecnej garderobie i ostatecznie zmieniając obcisłą spódnicę na coś luźniejszego; była przekonana, że w takiej odsłonie zwróciłaby na siebie zbyt dużo uwagi w zatłoczonym i przepełnionym pijanymi ludźmi barze. A tego chciała uniknąć, skoro tym razem Czendi miał się popisać. W korytarzu spotkali się odrobinę później, niż było to zaplanowane (czego można się było spodziewać), a Darby zlustrowała współlokatora, unosząc brew ku górze. – Okej, to może się udać – odparła, nieco ironicznym tonem. Nie żeby wyglądał źle – bo tak nie było – ale MUSIAŁA coś powiedzieć, nie potrafiła sobie odpuścić. – Bar na rogu, tak? To nie jest czasem to słynne karaoke? – nie do końca słynne, ale na pewno niejednokrotnie słyszalne, gdy wieczorami wracała do domu. Zdarzało się, że idąc ulicą wymijała grupkę ludzi, tańczących w rytm ulubionych piosenek. Za każdym razem obiecywała sobie, że nie będzie jedną z nich, chociaż zdarzały jej się epizodyczne wizyty na karaoke – i PONOĆ radziła sobie wówczas całkiem nieźle (miała przynajmniej szczerą nadzieję, że tak było). Gdy znaleźli się w lokalu, Darby od razu skierowała się w stronę baru, decydując, że nie jest w stanie rzucić wyzwania – a przede wszystkim oglądać poczynań Chandlera – bez odpowiedniego podkładu. Zamówiła dwa razy tequilę, po czym powiedziała do barmana: - Kolega zapłaci – i posłała szeroki uśmiech w stronę Chandlera.- Słyszysz to? Nie możemy być trzeźwi – skomentowała, mówiąc to mając na myśli grupkę studenciaków śpiewających (powiedzmy, że śpiewających) Wonderwall. – Więc? Jak chcesz mi udowodnić swoje racje? – zapytała, chociaż tak naprawdę już zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu kogoś, kogo Chandlerowi na pewno nie uda się zbajerować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

// nie będzie to zaskoczeniem - również z mieszkania!

- Oczywiście, że traktuję kobiety z szacunkiem, widziałaś kiedyś, żebym zostawił nieopuszczoną deskę klozetową? To mój wyraz szacunku do Ciebie i Rosse - przytoczył bardzo życiowy przykład, dumny przy tym jak paw, zupełnie jakby ta czynność wymagała ogromnego poświęcenia z jego strony albo czyniła go mniej męskim. Takich argumentów to on miał na pęczki, ale nie zamierzał się tak publicznie przechwalać, ponieważ bardzo był z niego skromny chłopina! Natomiast przed samym wyjściem wziął prysznic, wyperfumował się elegancko, jak gdyby chciał wyrwać co najmniej pięć panienek, a nie jedną, nawet włożył na siebie coś bardziej wyjściowego niż sprane dresy. Można więc się z łatwością domyślić, jak wielkie oburzenie wywołał ten złośliwy komentarz Darby, na który Chandler zareagował ironicznym prychnięciem. - Za to to, co masz na sobie, tłumaczy, dlaczego Tobie się nie udaje - odciął się, wciąż lekko wilgotne włosy sobie opuszkami palców przeczesując, żeby nadać im wygląd artystycznego nieładu, no co, poważnie podchodził do swojego zadania! - Jakieś obiekcje? - spytał jedynie, jedną z brwi unosząc, wyraźnie ją wyzywając, żeby swoje ale wygłosiła. Celowo zaproponował taką a nie inną lokację; Jones nic nie robił bez powodu, ale o tym więcej później, bo magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek. W każdym razie na jego usta wkradł się pełen samozadowolenia uśmieszek, kiedy tylko przekroczyli próg lokalu i ruszyli prosto w stronę baru, no takie wypady to on rozumiał. Jednakże mina mu ewidentnie zrzedła, gdy Darby przerzuciła na niego ciężar płacenia za ich drinki. - Tak, zapłacę, bo koleżanka portfel zgubiła na plaży nudystów, straszna tragedia - poinformował barmana konspiracyjnym tonem, głową przy tym kręcąc i wręczając mężczyźnie hajsik za wspomniany już wcześniej alkohol. A widząc, że jego słowa wywołały właściwą reakcję - obrzucenie Walmsley krytycznym spojrzeniem - to Jonesowi dobry humor wrócił. Jak to niewiele do szczęścia potrzeba! - Po co być trzeźwym, jak można być nietrzeźwym? - filozoficznie stwierdził, ramiona przy tym rozkładając bezradnie, z trudem powstrzymując się od krytyki tych wyjących młodzieniaszków na scenie. Z trudem. - Tak, Darby, więc przejdź już do rzeczy - ponaglił ją, opierając się plecami o blat baru i przewracając przy tym oczami, że taką wielką sprawę z tego robiła. Przecież z niego był drugi Tulipan, uwodziciel, mistrz flirtu i tak dalej, więc co to za sztuka wyrwać jakąś wstawioną pannę?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Gentelman z prawdziwego zdarzenia, naprawdę – prychnęła, uznając Czendiego za największego idiotę roku 2020 – a jakby nie patrzeć, konkurencja była całkiem spora. Ale dobrze, fantastycznie, że tak bardzo szedł na rękę jej i siostrze-widmo, że robił coś dobrego dla świata; nie pozostawało nic innego, jak mu pogratulować. Darby co prawda również nie mogła się pochwalić nienagannym zachowaniem, bo na medal najlepszej współlokatorki ewidentnie nie zasługiwała, aczkolwiek nie oznaczało to wcale, że jego argumenty o drobnych zasługach były słuszne. – To co mam na sobie? Daj spokój, wiesz, że wyglądam świetnie – bo wyglądała przecież naprawdę dobrze, nawet jeśli pozbyła się obcisłej spódnicy. Jakby nie patrzeć, Darby jako była uczestniczka konkursów piękności, potrafiła dobrze się dobrze zaprezentować i była świadoma tego, ze inni to widzą. Tak samo jak była świadoma tego, że Chandler nie jest w stanie odpuścić sobie głupich komentarzy, więc teraz jedynie przyglądała mu się z wyrazem rezygnacji wymalowanym na twarzy. – Brak – chociaż miałaby kilka, ale nie chciała już dolewać oliwy do ognia, zwłaszcza, że jej współlokator chodził teraz dumny jak paw. Całkiem poważnie, patrząc na niego miała wrażenie, że wchodząc do zatłoczonego baru czuje się, jakby co najmniej wylądował właśnie na wybiegu bądź eleganckiej gali. Z satysfakcją patrzyła jednak na to, że nikt specjalnie się nie podniósł głowy znad swojego piwa, by przyglądnąć się na dłużej (nawet jeśli dotyczyło to również jej). – Dobrze, że po byłej dziewczynie zatrzymałeś chociaż jej oszczędności. Miałeś rację, należało się – odparła wesołym tonem, chcąc się zemścić za tę plażę nudystów. Chociaż czy byłoby to coś wstydliwego? Czendi pewnie nie zauważył jeszcze, jak bardzo lubiła opalać się topless w ogrodzie. – Po co być mądrym, jak można być głupim? – mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, niż do niego, więc przy „muzyce” (tworzonej przez ludzi, który ewidentnie nie wiedzieli, czym jest muzyka), pewnie nawet tego nie usłyszał. – Zdrowie – powiedziała, unosząc kieliszek do góry, by wnieść toast. Nie mogła jednak na spokojnie się napić, bo też już zaganiał ją do działania. Darby rozejrzała się dookoła, zastanawiając się, w co powinna celować. Ewidentnie napalona panna w krótkiej sukience, która zawiesiła na Jonesie wzrok kilka minut wcześniej? Nie ma mowy. Ta spokojna, siedząca w rogu, której prawdopodobnie już dawno nikt nie podrywał? Tym bardziej. W końcu jej wzrok padł na ładną, wysoką brunetkę, z dużym dekoltem i ładnym uśmiechem. W dłoni trzymała coś, co z daleka wydawało się być szklanką wody, więc Darby uznała, że nie jest na tyle pijana, by odpowiedzieć na zaloty Jonesa. Zresztą wyglądała na osobę, która stroni od alkoholu i przyszła jedynie dla towarzystwa. – Po twojej prawej. Granatowa koszula i szare spodnie. Widzisz? – wskazałaby w jej stronę, ale to chyba dość niegrzeczne zachowanie.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jak zostaniesz damą, to ja gentlemanem, ale na to się chyba nie zanosi, co? - spytał dość retorycznie, szturchając ją przy tym wymownie łokciem i parskając śmiechem, bo ewidentnie taką wizję traktował jako utopijną. Prędzej Kanye West rzeczywiście zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych niż Walmsley pojmie zasady dobrego wychowania. Jones już dawno odkrył, że to ona była tym zwyrolem zostawiającym w lodówce pusty karton po jego ulubionym soku pomarańczowym, więc nie było nawet CIENIA szansy, by nazwał ją kiedykolwiek damą. - Jak zamknę oczy i zastąpię Cię Scarlett Johansson, to nawet, nawet - stwierdził przemiło, jednocześnie wargi przy tym unosząc w złośliwym uśmieszku. Oczywiście, że prezentowała się dobrze, ale nie zamierzał karmić jej ego, bo jeszcze by spuchło i zaczęłaby zadzierać nosa, a on biedny musiałby to znosić. Poza tym on czuł się jak ryba w wodzie nie tylko w barze - doskonale odnajdywał się również w innych miejscach, bo zwyczajnie miał w nosie, co ludzie o nim myśleli. Był człowiekiem o ogromnym dystansie do siebie, więc niespecjalnie go obchodziły komentarze Darby, a oburzał się na ogół tylko dla picu. Tak jak teraz, gdy wspomniała o jakiejś byłej dziewczynie. Uniósł brwi niemalże po linię włosów i obrzucił swoją towarzyszkę niby to zaskoczonym spojrzeniem. - Tak, miałem więcej szczęścia w porównaniu do tych nieszczęśników, co znaleźli Twój portfel, pewnie się nie spodziewali, że będzie pusty, no ale jaki inny miałby być, gdy jego właścicielką jest bezrobotna? - odbił piłeczkę, siląc się przy tym na zmartwiony ton głosu, ba, nawet poklepał pocieszająco Darby po dłoni, ku rosnącemu rozbawieniu barmana, który chyba co wieczór musiał być świadkiem podobnych przekomarzanek. - No nie wiem, Walmsley, to jest pytanie idealne dla Ciebie, Ty mi powiedz - stojąc tak blisko, nie mógł nie usłyszeć, a gdy już to zrobił, to tradycyjnie nie odpuścił idiotycznego komentarza. Jak na razie, to bawił się całkiem nieźle; wyjący panowie zeszli już ze sceny, a zastąpiła ich jakaś ewidentnie wstawiona laska, ale chociaż z ładnym głosem, więc nie zamierzał narzekać. - Za ten wieczór - dodał mimochodem, krzyżując z nią spojrzenie i zerując zaraz swoją szklaneczkę. Pewnie od razu zamówił kolejną, co by czasu nie marnować, w końcu noc zapowiadała się długa! Spokojnie czekał aż Darby wskaże mu kandydatkę na przyszłą panią Jones, a gdy wreszcie do tego doszło, to powiódł spojrzeniem w stronę wspomnianej kobiety. - Okej, może być - rzuciwszy jedynie tyle w odpowiedzi, od razu ruszył prosto na swój cel. Nie do końca wiedział, jak powinien zagadać, bo laska nie była pijana, do tego wyglądała na inteligentną, dlatego powiedział jej prawdę. Że chce pokazać tej niebrzydkiej blondynce przy barze, że jest w stanie poderwać każdą pannę, że może ją czegoś nauczyć. Brunetka wydawała się być rozbawiona całą tą sytuacją, ale po kilkunastu minutach rozmowy wreszcie zapisała mu swój numer w telefonie. Podziękował, pożyczył miłego wieczoru, a następnie wrócił do Darby, której szczęka BANKOWO leżała na podłodze, a jak nie leżała, to powinna. - Słucham, na pewno masz całą masę głupich pytań, na które nie chce mi się odpowiadać, ale odpowiem, bo jestem bardzo wyrozumiały i miły - oparłwszy się jednym łokciem o blat baru, posłał Darby zachęcający uśmieszek, by już zaczęła go dręczyć i wypytywać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podczas tych kilku tygodni wspólnego mieszkania i przebywania (z własnej woli bądź też pod przymusem) w towarzystwie Chandlera, Darby nauczyła się, żeby pewne rzeczy ignorować; po prostu puszczać mimo uszu i udawać, że nic głupiego nie powiedział (po raz kolejny; właściwie jak zawsze). Gdy złośliwy uśmiech nie schodził mu z twarzy, ona odwróciła się w stronę barmana i zamówiła na jego konto kolejną kolejkę, chociaż obecnej nie zdążyli jeszcze wypić; głównie po to, żeby zrobić mu na złość. Nie będzie się z niej przecież tak bezkarnie naśmiewał! – Wolę być bezrobotna, niż mianowana samozwańczo królem kebabów – wcale nie wolała, aczkolwiek próbowała ukryć fakt, że źle jest jej z tym chwilowym (jasne) nieogarnięciem. Do kebabów natomiast nic nie miała – były smaczne, przynosiły chyba jakieś zyski, a zawsze też resztki się znalazły, które Czendi przynosił wieczorami do domu, a ona wyjadała z lodówki. – Swoją drogą, jak się kręci interes? Słyszałam jakieś plotki o kontrolach … ponoć mieliście szczury, tak? – zapytała, nieco głośniej. Chciała jeszcze ulicę podać, ale kompletnie zapomniała pod jakim adresem stoi ta wybitna miejscówka gastronomiczna. Nieważne. Być może ktoś, z obecnie zgromadzonych w barze, rozpozna go za ladą i ucieknie z krzykiem. – Ha, ha – po raz kolejny przewróciła oczami, słysząc jego komentarz. – Może ty coś zaśpiewasz? – zapytała, unosząc brew ku górze. Nie miała pojęcia, czy rzeczywiście chce być świadkiem wyczynów Chandlera i była przekonana, że potrzebują zdecydowanie więcej alkoholu, żeby się na to zdecydować, aczkolwiek … zawsze to jakaś, względnie ciekawa, rozgrywka w ten nudny i nieudany wieczór. Darby była przekonana, że poradziłaby sobie lepiej niż dziewczyna, która ledwo, ledwo wytoczyła się na scenę i zaczęła śpiewać, kołysząc się w rytm muzyki, wśród głośnego aplauzu widowni. Nie myślała nad tym jednak zbyt długo, ponieważ Chandler dziarskim krokiem ruszył w kierunku wskazanej przez nią dziewczyny. Obserwowała ich w uwagą, starając się wyczytać cokolwiek z ruchu warg (ha, jasne… takich sztuczek nie znała), żeby udowodnić mu, że oszukuje. Ale nie mogła. – To chyba jakieś żarty – mruknęła pod nosem, gdy Czendi zaczął zbliżać się z powrotem w jej stronę,z triumfalnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Jej szczęka rzeczywiście leżała na podłodze w momencie, gdy zerkała to na niego, to na nią, nie potrafiąc ukryć zaskoczenia. – Nie ma opcji. Daj mi ten telefon – powiedziała, po czym praktycznie wyrwała mu go z ręki. – Odblokuj – dodała po chwili, przystawiając urządzenie praktycznie go jego twarzy. – Jak ją zapisałeś? Mama, Ross, Gabrielle … czy ty nie masz żadnych przyjaciół? O, dziewczyna z baru 1. Myślisz, że znajdzie się jakaś nr 2 i nr 3? – prychnęła, wykręcając znaleziony numer. Ku jej (kolejnemu) zaskoczeniu, stojąca po drugiej stronie baru dziewczyna odebrała telefon. – Hej, właśnie dałaś mojemu koledze swój numer. Powiedz mi, czy masz może zdiagnozowane jakieś choroby psychiczne? Albo czy niedawno rzucił cię chłopak? A może założyłaś się z koleżankami? Nie będę cię oceniać, jeśli powiesz mi prawdę – zapytała, naprawdę miłym i cierpliwym tonem głosu. Mina zrzedła jej natomiast, gdy usłyszała odpowiedź mówiącą o tym, że Czendi wydaje się być uroczym facetem. – Przebadaj się na wszelki wypadek – dodała, po czym rozłączywszy się, wróciła telefon do rąk właściciela. – Powinniśmy spróbować jeszcze raz – stwierdziła, krzyżując ramiona i uznając, że to będzie dłuuuugi wieczór.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On totalnie nie pojmował, o co Darby chodziło w dziewięciu przypadkach na dziesięć; ba, wręcz mu się wydawało, że najczęściej burzyła się zupełnie niepotrzebnie... o czym zresztą zawsze ją wspaniałomyślnie informował. Matka natura obdarowała go ogromnym poczuciem humoru i najwyraźniej łaskawie podarowała mu też przydział przypadający Walmsley, skoro ona nie miała go za grosz! A jako że był taki z siebie dumny w związku z rzuconym chwilę wcześniej złośliwym komentarzem, to nie zauważył, że na jego rachunku przybyło cyferek. Wciąż za to się szeroko uśmiechał i to trochę w sumie sajko, bo na nikogo konkretnego w tym momencie nie patrzył, więc z boku mógł wyglądać, jak jakiś seryjny morderca szykujący się do ataku. Ale to nie było to; nie, po prostu przypomniał mu się taki super śmieszny film z psem próbującym wejść na zjeżdżalnię od dołu. I dopiero dźwięk stłuczonej godności Darby wyrwał go z tych wewnętrznych śmieszków i zmusił, by obrzucić ją pełnym krytyki spojrzeniem. - Walmsley, powtórz jeszcze raz co powiedziałaś. Na głos, powoli. I zastanów się, gdzie leży problem w Twoim rozumowaniu - zamiast się oburzyć, to jedynie poradził cierpliwie, a wzrok jego zmiękł, jakby spoglądał na wyjątkowo mocno zacofane w rozwoju dziecko. Mając za siostrę Rosse - miał to opanowane do perfekcji! - Bardzo dobrze, od kiedy przestałaś przychodzić, zniknął też i szczur - rzucił lekko, jakby wcale nie przejmował się potencjalną złą sławą, ale dyskretnie kopnął Darby w kostkę, by się przymknęła. Kochał tę budkę z kebabem bardziej niż połowę członków swojej rodziny i byłoby mu ogromnie przykro, gdyby nagle ktoś ją postanowił zamknąć przez głupie plotki. Aż się nachmurzył na samą myśl i ramiona skrzyżował na klatce piersiowej, na dłużej wzrok zawieszając na jakimś bliżej nieokreślonym punkcie. Gdyby przestał sprzedawać kebsa, to straciłby jedyne źródło dochodu i musiałby chyba zostać alfonsem, a z własnego domu zrobić burdel, by jakoś rachunki zapłacić. No, przynajmniej dzięki temu Darby przestałaby być bezrobotną, więc jakieś plusy by to miało! - Tylko jeśli Ty zaśpiewasz ze mną - czy zabrzmiało to jak wyzwanie? Zdecydowanie, a dodatkowo poparte zostało zabawnym poruszeniem brwi, sugerującym, iż Chandler nie wierzył, że Walmsley się odważy. Chociaż kto wie, mówi się, że ludzie po alkoholu różne głupstwa popełniają, czyż nie? Natomiast akcja zagadaj-do-przypadkowej-panny poszła lepiej niż Jones się spodziewał; może dlatego, że na czas rozmowy porzucił niepotrzebną brawurę i przesadnie nie pajacował. W każdym razie zadowolony był z siebie bardzo i nawet to, że Darby zakwestionowała powodzenie misji z miejsca, zbytnio go nie obeszło. - A proszę bardzo - ostentacyjnie przewróciwszy oczami, wręczył jej telefon. - Ale ktoś tu jest niecieeerpliwy - zauważył śpiewnie, ale posłusznie urządzenie odblokował, nawet za bardzo nie przejmując się, że tym samym dał Darby dostęp do wszystkiego. - Mocne słowa, jak na laskę, która w kontaktach ma numery tylko do rodziców - skomentował, ale nie uszczypliwie, bardziej żartobliwie, bo jak już wspomniałam, był w zbyt dobrym nastroju na jakieś złośliwości. Poza tym śmieszyło go potwornie, że Walmsley jest aż tak bardzo zdeterminowana, by dowieść, iż chwilę wcześniej wydarzył się jakiś przekręt stulecia. Spokojnie więc na nią spoglądał z ukosa, z miną jak kot, co dorwał się do śmietanki. Natomiast jak zaczęła podważać jego atuty, to nonszalancko zaczął sobie dłonie oglądać, bo przecież wiedział, że sukces osiągnął tylko dzięki swojemu urokowi osobistemu. Gdy Darby skończyła rozmawiać, to przejął od niej komórkę i wsunął z powrotem do kieszeni spodni. - Po co, Walmsley? - spytał wprost, niebezpiecznie się do niej przybliżając i obejmując - pewnie mimo gorących protestów - ją jednym ramieniem. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Możemy bawić się w to nieskończoność. Za każdym razem będziesz kwestionować moje zdolności, ja Ci będę udowadniać, że jestem w tym dobry, Ty będziesz nękać niewinne panny. Nie wolałabyś wreszcie przejść do rzeczy i poznać ten magiczny sposób, by to w Twoim telefonie wreszcie wylądował numer jakiegoś faceta, hm? - tu spojrzał z powagą w oczy Darby, doskonale wiedząc, że bezczelnie aktualnie grał na jej emocjach, ale hej, nikt nie powiedział, iż Chandler jest pretendentem do objęcia tytułu świętego, prawda?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”