WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="cal6"> #11 </div> Pogoda była do dupy ostatnio - tak najlepiej, określiwszy ją. Dosłownie. Niektóre zajęcia mogły zostać chwilowo odwołane, ale to nie był dla niego żaden problem. Zechciało mu się wyjść na rower, kiedy wszystko zostało jako tako opanowane i pogoda nie płatała znowu, podstępnych psikusów. A lekko nie było. Teraz jednak na spokojnie przemierzał ulice w Central Seattle, obserwując miasto i to, czy zaszły w nim jakieś zamiany przez tą całą nawałnice, jaka przeszła ostatnio przez miasto. Zastanawiał się nad tym, co ostatnio miało miejsce w jego życiu. Czy te zmiany wyszły mu na dobrze, czy może jednak to zwiastuje coś niezbyt dobrego. Ze studiami sobie radził. Już go nosiło, by znowu zacząć pracować gdzieś. Może nawet powrócić na basen, gdzie był przez jakiś czas ratownikiem. Szczególnie, że ma okazję mieszkać ostatnio z Hallie. Nawet jeśli w domu jego ojca. Odetchnął. Gdzieś w ostatnim momencie zrobił unik, kiedy napotkał ogromną dziurę na betonowej powierzchni drogi, przez jaką przemierzał w South Lake Union, by przednie koło zahaczyło o coś ostrego powodując pęknięcie opony i jego upadek.
- Ja pierdole, co to było?! - rzucił przez zęby, bo jednak tego się nie spodziewał, nawet jeśli był uważny, to za bardzo się zamyślił, przeoczając coś ostrego, w tym miejscu powstałe od ulewy, która przyniosła tutaj to dziadostwo. Zdarł sobie coś? Raczej nic nie złamał, bo aż tak szybko nie pędził jeszcze. Widział go ktoś? Zanim się zorientował, ktoś mógł właśnie nad nim stanąć, zanim się zebrał z tego betonu, razem z uszkodzonym rowerem.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Poszukiwanie powiewu świeżości było Tayangowi szczególnie potrzebne w dniach bezpłciowych i przesiąkniętych nudnym zapachem zawodowej rutyny. Rozwlekłe poniedziałki mieszały się z nudnymi wtorkami, powtarzalne środy przechodziły płynnie w senne czwartki - i tylko weekendy skupiały na sobie większe zainteresowanie mężczyzny, gdy wyciągały go z pustego mieszkania i zajmowały czas oraz uwagę wielogodzinnymi spotkaniami w teatrze. Pierwsze próby żyły zwykle swoim chaotycznym życiem, mnóstwem niejasności i niedopowiedzeń. Reżyserskie wizje dopiero klarowały się z wolna, aktorzy próbowali zgrać się ze sobą oraz z wyznaczonymi rolami, a kartki ze scenariuszem raz po raz furkotały w lewo i w prawo, gdy zawodna pamięć nie chciała podsunąć na język odpowiednich słów. To był chaos budzący frustrację i często poczucie straconego czasu, gdy dosłownie nic nie grało jak powinno, a trudności innych wciskały w pokątną rolę obserwatora, który nie miał nawet okazji, żeby coś wnieść od siebie. Mimo tych niedogodności Tayang na każde spotkanie w teatrze - bo jak na razie ciężko było to nazwać próbą - reagował z radością. Potrzebował odmiany od pustych czterech ścian i powtarzalności codziennych zajęć i tej najnudniejszej części aktorskiej pracy - zajmującej wiele godzin, dni, tygodni, ale niewidzialnej dla odbiorców, którzy często nie zdawali sobie sprawy, ile czasu i pracy w domowym zaciszu należy włożyć w rolę, by sensownie wykreować swojego bohatera. O ile taśma filmowa przyjmowała duble i poprawki, to scena była niewybaczalna. Pierwsze - te najbardziej nerwowe- spektakle poprzedzały tygodnie prób, lecz one wcale nie dawały gwarancji, że wszystko pójdzie dobrze, jeśli nie włoży się w swoją aktorską kreację odpowiedniej pracy we własnym zakresie.
Pracował więc. Odcinając się od rozrywek i hucznych spotkań z podobnymi sobie młodymi, artystycznymi, poszukującymi wrażeń, ba, izolując się od całego świata, Tayang schował się w swoim zaciemnionym zasłonami mieszkaniu, żeby na trochę spoważnieć. Z początku było to przyjemne. Doładowało akumulatory psychiczne Taya, które podczas częstych spotkań z ludźmi traciły procenty szybciej niż baterie iPhone'ów. Dłużąca się monotonia samotnych dni zaczęła w końcu męczyć. Te same ściany i meble męczyły swoim obrazem i nawet widok z okien zbrzydł nielitościwie, niezmienny i nudny. W końcu Tay zaczął uciekać na spacery, pragnąc nakarmić oczy czymś innym, kolorowym, a zarazem prawdziwszym niż ruchome obrazki na ekranie telewizora. Potrzeba zmiany otoczenia wypychała go z domu na coraz częstsze i dłuższe wypady, od znajomych zakątków po zupełnie nowe, nieznane mu wcześniej obszary Seattle.
Wracał do domu po jednej z wielu takich ucieczek od monotonii. Ta okazała się znacznie dłuższa od poprzednich, zakończona w pobliskiej kawiarni i zakończona dopiero w chwili, gdy niebo przybierało barwę ciemnego granatu i szykowało się, by obsypać się skomplikowanymi sieciami konstelacji. Powietrze powoli przesiąkało charakterystycznym zapachem wieczoru, światła przejeżdżających ulicą aut coraz mocniej raziły w oczy, a okna cudzych mieszkań zalewała żółć uciekająca spod żyrandoli... tylko mijani przez Tayanga ludzie wydawali się nie zmieniać wraz z porą dnia. Podobnie jak za dnia - licznie przemierzali ulice metropolii, zanurzeni w telefonach lub zamyśleni i z głowami ciężkimi od obowiązków. Tay wydawał się być zagubioną w tej rzeczywistości jednostką, która zamiast gnać do swoich spraw, spacerowym krokiem wracała do domu. Bez pośpiechu. Stół i dywan nie uschną z tęsknoty! Milszy od mieszkania, opatrzonego do bólu, był teraz wilgotny zapach wieczoru, który niesiony był łagodnym wietrzykiem, muskał twarz i wplatał się w kosmyki włosów.
Letnie wieczory w Seattle miały atmosferę nie do podrobienia.
Ostatnio zmieniony 2021-09-20, 02:57 przez Tayang Batbaatar, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Charleigh nie mogło przyśnić się w najgorszych snach, że po przeszło roku rozłąki wpadnie na swojego byłego przy ruchliwej ulicy oraz w okolicznościach takich niekorzystnych dla siebie. Bo do tego spotkania dojść musiało. Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Seattle było wielkim miastem i może łatwo tutaj ukryć się w tłumie przed niechcianym towarzystwem, jednak Char i Tay żyli w specyficznym środowisku. Ich znajomi byli w większości związani z artystycznym światkiem Seattle, a na domiar złego byli kochankowie mieli sporo wspólnych znajomych. To była kwestia czasu, kiedy blondynka wpadnie na niego podczas jakiegoś spotkania towarzyskiego albo gdy wpadnie z koleżanką do teatru, w którym spodziewała się, że najprędzej go zobaczy (zresztą z tego powodu od powrotu do Seattle omijała The Neptune Theatre szerokim łukiem, co było dla niej bardzo nietypowe). To musiało się stać. Charleigh tak długo nie mogła pozbierać się po rozstaniu, które okazało się nagłe i w jej mniemaniu potwornie poniżające, że wolała nie zapędzać się w miejsca, gdzie mogła przypadkiem spotkać Tayanga. Próbowała zapomnieć i żyć swoim życiem, mimo że nie jest łatwo pozbyć się emocji i uczuć, kiedy rozstanie przychodzi niespodziewanie, a ukochana osoba dosłownie znika. Bo jak wyrzucić z głowy kogoś i coś, co całkiem niedawno było gwarancją szczęścia? Głupie serce tęskniło, choć zranione i długo nie dało sobie przetłumaczyć, że fatalnie ukierunkowało swoje uczucia. Char traktowała jako sukces, że po pewnym czasie wspomnienia rzadziej ją prześladowały, a ostatnio nie pojawiały się praktycznie wcale. Niemiła mieszanka żalu oraz tęsknoty ucichła. Wydawało się, że Charleigh zamknęła rozdział związku z czarującym Azjatą i wreszcie była emocjonalnie gotowa, żeby wejść w nowy związek z kimś lepszym, a przede wszystkim poważniejszym.
W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy dziewczyna często wyobrażała sobie to spotkanie. Tworzyła w głowie scenariusze i oczywiście za każdym razem były korzystne dla niej. Mogli spotkać się wieczorem w jakimś klubie, w którym niegdyś bywali razem ze znajomymi albo na imprezie zorganizowanej przez kogoś, kto znał ich oboje. Ewentualnie w teatrze. W każdej opcji Charleigh widziała siebie jako roześmianą i zajętą swoim towarzystwem: czasem koleżankami, czasem innym mężczyzną. W owych wizjach dziewczyna wyglądała nienagannie i wzbudzała jego zainteresowanie i zazdrość, ale była niewzruszona i odrzucała go na różne przykre sposoby. A co najważniejsze, nie odczuwała na jego widok niczego. Tylko obojętność.
Bardzo chciała realizacji takiego scenariusza, ale los rzecz jasna musiał dorzucić swoje trzy grosze i jak zawsze, pokrzyżować jej plany. Wracała z pracy. Zwykle wcześniej kończyła swoją zmianę, ale dziś spędziła w kawiarni wyjątkowo dużo godzin z powodu wolnego zmienniczki. Wracała do domu pięć razy bardziej zmęczona niż zwykle, a steranie odcisnęło się na jej twarzy i przebijało nawet przez makijaż. Senność ciążyła jej na powiekach, choć najbardziej dokuczliwy podczas marszu przez miasto był ból nóg, które buntowały się po dziesięciu godzinach chodzenia na wysokim obcasie. Marzyła o powrocie do domu, prysznicu i wygodnym łóżku.
Przez zmęczenie nie tylko miała problem z dobrym humorem, bo koncentracja i spostrzegawczość też się buntowały i idąc chodnikiem zaraz obok ruchliwej drogi, nie spostrzegła w porę męskiej sylwetki, która zbliżała się z naprzeciwka. W ostatnim momencie podniosła wzrok z chodnika na drogę przed sobą i zdała sobie sprawę, że zaraz wlezie prosto w innego przechodnia.
Oj! — Zrobiła gwałtowny krok w bok, żeby w ostatniej chwil i wykonać unik i nie zderzyć się z obcym człowiekiem, ale w obecnym stanie zmęczenia fizycznego zrobiła to tak niezgrabnie, że krzywo przystanęła na obcasie. Albo nastąpiła na krzywą płytę chodnikową? Mniejsza z tym, bo tego Charleigh prawdopodobnie nigdy nie odkryje. Za to nie ma wątpliwości, że dziewczyna na chwilę straciła równowagę i zachwiała się przy krawężniku. Zaledwie parę metrów stąd było przejście dla pieszych, które miała pokonać i oddalić się w stronę domu i na ostatniej prostej musiała prawie wypaść na ruchliwą drogę! Życie jej nie oszczędzało nawet w takich bzdurach, a kiedy Char dowie się, na kogo prawie wpadła, uzna je za wyjątkowego okrutnika.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co za surowa ocena! Za postawienie w grupie mężczyzn nieodpowiednich do związku i niepoważnych, Tayang gotów był poczuć się urażony i wyrecytować swojej eks całą listę starań i poświęceń, które kiedyś dla niej poczynił. Sam nie dostrzegał wielu własnych win w martwym już od dawna związku z dziewczyną, która lada moment miała zakolebać mu się przed nosem, skręcając kostki w rozpaczliwym tańcu paniki i niezdarności. Tyle wad, tyle irytujących zachowań dostrzegał w Charleigh, że świadomość swoich własnych ukryła się gdzieś między żalami i pretensjami, wzbierającymi z tygodnia na tydzień - aż eskalowały do nieeleganckiego i tchórzliwego rozstania, którego stał się niechlubnym autorem.
On niepoważny? Skądże, był takim poważnym i odpowiedzialnym człowiekiem! Zapomniał czasem o spotkaniu lub telefonie, gdy skręcał się pod kołdrą, z głową ciężką jak z ołowiu cierpiąc na kaca po wieczorno-nocnym spotkaniu ze znajomymi. Ale w takiej sytuacji nie zerka się przecież na zegarek, nie w tym stanie! Znikał nieraz na suto zakrapianych alkoholem imprezach, lecz w branży artystycznej - zwłaszcza aktorskiej - każda znajomość zawodowa, pomysł czy propozycja rozpoczynały się od kieliszka lub innych używek, on zaś nie mógł sobie pozwolić przecież na chowanie się przed zbieraniem szans i nazwisk, które mogą w przyszłości okazać się przydatne. Nie zabierał Charleigh ze sobą, gdy przepadał na dni albo tygodnie, wypędzany ze Seattle zobowiązaniami zawodowymi, ale nie mógł przecież wyrwać jej z życia i pracy, by jako bierny obserwator uczestniczyła w próbach teatralnych czy kolejnych nudnych godzinach na planie filmowym. A że czasami milczał zbyt długo, gdy dzieliły ich kilometry, nie dzwonił, nie odpisywał? Nie zawsze miał głowę do życia osobistego, kiedy praca zajmowała codzienność, a krótki czas odpoczynku koncentrował się na nawiązywaniu znajomości. Zajęty karierą, traktujący relację z jasnowłosą pięknością dość luźno, znacznie luźniej niż ona sama - znikał coraz głębiej w swoim egoistycznym światku i nie zdawał sobie sprawy, że nie daje z siebie tyle, ile powinien.
Może to prawda i nie nadawał się do głębszych relacji miłosnych, a kobiety poszukujące szczęśliwej, trwałej relacji powinny rozejrzeć się za kimś lepszym? A może to tylko Charleigh, mimo niezaprzeczalnej urody i oddania, nie była tą, której poszukiwało jego serce? Mieli inne oczekiwania i wyobrażenia o udanym związku, a takich rozbieżności nie da się pogodzić. Nie, gdy żadna ze stron nie jest zainteresowana szukaniem kompromisów.
Nie sądził, że może spotkać Charleigh w Seattle. Wyjechała na wymarzone studia, dostała się na wymarzony kierunek i na tej informacji kończyła się wiedza o życiu blondynki po ich rozstaniu. Nie odczuwał ograniczenia swobody psychicznej, gdy wychylał nos z mieszkania, żył bowiem w przekonaniu, że dziewczyna jest zajęta nauką, mieszka daleko i pewnie dawno już ułożyła sobie życie po swojemu. Nie spotka jej w ciągu najbliższych lat - bo jak, gdzie? Tylko wyjątkowa złośliwość losu mogłaby sprawić, że ich drogi ponownie się przetną, prowokując zapewne do wyrzucenia sobie nagromadzonych w sercach żalów i pretensji, rozdrapując podgojone rany, wysypując wspomnienia z najdalszych szufladek umysłu...
Jego uwaga skupiła się na przejeżdżającym obok aucie. Sportowy kabriolet ściągał wzrok warkotem wielocylindrowego silnika i zatrzymywał ją na sobie opływowymi kształtami karoserii. Tayang odprowadził go wzrokiem aż do zakrętu. Donikąd się nie spieszył, szedł spacerowym krokiem i obserwował otoczenie, więc chwili zadumania nad drogim samochodem nie uważał za nieodpowiednie zachowanie - ale takim się okazało zaledwie sekundę później, gdy nieuważność na chodniku prawie przypłacił zderzeniem z przypadkowym przechodniem. Zatrzymał się gwałtownie, gdy tuż przed nosem świsnęła mu tleniona czupryna osóbki, która zrobiła gwałtowny unik w bok. Spojrzał na nią i gdy zachwiała się niebezpiecznie na obcasach, jakby lada moment miała zupełnie stracić równowagę i runąć prosto na pobliską drogę, zareagował instynktownie.
- Ej, blondie! - rzucił odruchowo, bez zbędnego zastanowienia wyciągając rękę i chwytając dziewczynę w pasie, by przyciągnąć bliżej i uratować przed upadkiem. - Życie ci niemi...
Pytania już nie dokończył. Dziewczyna znalazła się bliżej i kiedy pewne było, że nie wypadnie na drugą stronę krawężnika, Tayang mógł skupić się na niej, nie na sytuacji - zatrzymał na jej twarzy dłuższe, uważniejsze spojrzenie i zamarł w zdumieniu. Zimny dreszcz niemiłego zaskoczenia spłynął po jego karku. Sunął ścieżką kręgosłupa, aż rozproszył się na plecach i zostawił po sobie bardzo nieprzyjemne uczucie.
Twarz blondynki ukryła się częściowo za długimi włosami, ale Tay nie miał wątpliwości, że w jego objęcia wpadła Charleigh.
Ostatnio zmieniony 2021-08-12, 03:21 przez Tayang Batbaatar, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mówi się, że dziewczynki dojrzewają emocjonalnie szybciej od chłopców i przypadek Charleigh i Tayanga wyglądał jak klasyczne potwierdzenie tej informacji. Oboje szukali w relacjach damsko-męskich czegoś innego, a w każdym bądź razie tak było rok temu i Char miała poważne wątpliwości, że w jego przypadku mogło się coś zmienić w ciągu miesięcy, które minęły od jej rozstania. Traktował lekko związki, ale nie tylko. Bawił się żywotem lekkoducha i żył z dnia na dzień, bez celu i poważnych planów na przyszłość. Charleigh nie mogła za to winić osoby, która żyła artystycznym zawodem, bo ów zajęcie wymuszało na nim pewien brak życiowej stabilizacji, ale mimo to było można inaczej. Inaczej, czyli poważniej, bo nieważne jak Tayang się przed tym stwierdzeniem bronił, ale poważnego podejścia do życia mu brakowało, zwłaszcza w życiu osobistym.
Charleigh stała na drugim biegunie, mimo że była młodsza i nie osiągnęła takich sukcesów jak on. Czasami czuła się, jakby teraz zbierała psychologiczne żniwa braku stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa, z którym wychowywała się w dysfunkcyjnej rodzinie. Miała dwa kierunki, które mogła obrać w swojej sytuacji: przyjęcie modelu życiowego swoich rodziców i ponure egzystowanie w najniższych warstwach społecznych, w jakiejś socjalnej norze w najgorszej dzielnicy Seattle, z butelką i drobnymi kradzieżami na pierwszym planie albo odrzucenie niebezpiecznych wzorców z domu rodzinnego i odcięcie się od takiego życia. Podobno z patologii nie jest łatwo się wyrwać, ale dziewczyna podjęła próby ułożenia sobie życia lepiej i szczęśliwiej niż swoja matka. Jeżeli odrzuca się to, czym nasiąkało się przez kilkanaście pierwszych lat życia, podświadomie szuka się przeciwieństwa postaw, które zapamiętało się z tamtych lat. Tak robiła. Nie było jej potrzeba partnera, który będzie tylko i wyłącznie kompanem do zabawy. Nie chciała płytkiego związku z człowiekiem, który przy pierwszym kryzysie albo lekkich trudnościach wycofa się i znajdzie sobie ciekawszy model. Taki bardziej bezproblemowy i rozrywkowy. Bo według Charleigh dokładnie to stało się rok wcześniej, kiedy obudziła się pewnego poranka i Tayanga po prostu... nie było. Zaangażowała się emocjonalnie w relację, w którą on wcale nie chciał się angażować, tylko nie zauważyła tego w porę, bo zakochanie wyłączyło w jej głowie wszelką ostrożność. Skończyła z bolesną świadomością, że ktoś sprytniejszy wykorzystał jej naiwność i świetnie się zabawił, a później uciekł, kiedy relacja zrobiła się dla niego niewygodna. On nie doszukiwał się win w sobie, a ona... nie widziała swoich.
Jej strach trwał zaledwie sekundę, może dwie, ale jej ciągnął się jak wieczność. Kiedy noga traci stabilizację w bucie na wysokim obcasie, to pozamiatane. Charleigh właśnie miała sobie o tym dobitnie przypomnieć, gdy los zostawił jej do wyboru odegranie dwóch przedstawień na oczach przechodniów: mogła skręcić nadwyrężyć sobie kostkę przy tańczeniu żenującej choreografii w trakcie łapania równowagi albo od razu się poddać i widowiskowo klapnąć na cztery litery. Normalnie druga możliwość wydawałaby jej się mniej żałosna, bo pierwsza wcale nie daje gwarancji, że uniknie się drugiej, ale dzisiaj znalazła się w gorszych okolicznościach. Miała serce w okolicy gardła, gdy próbowała odzyskać równowagę, ponieważ miała w świadomości, że jeśli się przewróci, to wypadnie na ruchliwą ulicę, a od tego do nieszczęścia tylko jeden krok.
Miała szczęście, że przechodzień, na którego prawie wpadła, nie zignorował jej i popisał się refleksem. Została schwytana w pasie i odciągnięta od jezdni, na co przechyliła się wprzód i zamiast runąć na jezdnię, wsparła się całym ciężarem ciała o mężczyznę i odruchowo kurczowo złapała się jego ramienia. Bardzo dzielnie próbowała walczyć z zażenowaniem, gdy stabilnie stanęła na nogach. Uśmiechnęła się z zakłopotaniem, wciąż niespokojna i podniosła głowę, żeby na tego człowieka spojrzeć, przeprosić, podziękować.
W każdym bądź razie taki był plan, ale zdarzenia potoczyły się kompletnie inaczej. Charleigh skrzyżowała wzrok ze spojrzeniem mężczyzny i... zastygła w niemym szoku. Spojrzała prosto w oczy, których nie widziała od miesięcy i w tym ułamku sekundy uświadomiła sobie, że bardzo nie chciała ich zobaczyć, ale paradoksalnie cholernie tęskniła do ich widoku. Nie! Wcale nie tęskniła! Coś ścisnęło jej żołądek i gardło na widok Tayanga. Boże, dlaczego on? Dlaczego tu? Dlaczego teraz? Char poczuła, jakby coś na górze okrutnie sobie z niej zadrwiło.
Otrząśnięcie się z szoku zajęło jej dłuższą chwilę, ale za to jakie się okazało widowiskowe!
Nie dotykaj mnie! — Jeśli inni przechodnie zauważyli jej mały dramat przy krawężniku i spodziewali się wymiany uprzejmych uśmiechów z wybawicielem, to musieli się solidnie zdziwić jej fuknięciem. — I uważaj jak łazisz! — Odepchnęła się gwałtownie od ramienia mężczyzny, o które przed momentem była wsparta i zrobiła długi krok w tył. Nic nie zostało z zakłopotania w jej oczach. Została wyparta przez niechęć i złość, która gromadziła się w niej od chwili rozstania. Negatywne emocje wręcz wybuchły w niej na widok Taya.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogli rozkładać na czynniki pierwsze i poddawać wielogodzinnym analizom niepowodzenie ich związku. Mogli wygrzebywać z głębin pamięci najmniejsze, praktycznie zapomniane już drobiazgi, które zostawiły pierwsze ryski na ich relacji, a później rozpamiętywać je na nowo i obarczać się nawzajem winą za rozstanie. Mogli też odrzucić przeszłość i pójść własnymi ścieżkami, zaakceptowawszy napotkane rozwidlenie dróg. Tayang w lewo, Charleigh w prawo... a może odwrotnie, ale na pewno w dwóch różnych kierunkach, bo ich wspólna trasa już dawno się skończyła. Char wydawała się nadal stać w tym samym miejscu, nie potrafiąc zostawić za sobą przeszłości, nie umiejąc - a może nie chcąc - odrzucić wspomnień o wspólnie spędzonych chwilach. Rozpamiętywała i nakręcała w sobie złe emocje. Tay zaś od miesięcy, ba, od dnia rozstania trwał w głębokim przekonaniu, że już wybrał swoją ścieżkę i śmiało posuwa się nią naprzód, a bolesne rozstaje zostawił już dawno za sobą. Żywy obraz pięknej blondynki wyblakł, a później rozpłynął się wśród setek innych wspomnień, które straciły swoje znaczenie, a Tayang nie miał powodu pomyśleć, że jest inaczej niż mu się wydaje.
Do dziś.
Poczucie winy? Było. Chęć wycofania się czym prędzej, by uniknąć konfrontacji z Charleigh? Pojawiła się. Dały o sobie znać dokładnie te emocje, których spodziewał się po spotkaniu z byłą dziewczyną - i które w ciągu ostatnich miesięcy próbowały w jego umyśle usprawiedliwiać niechęć do odnowienia kontaktu choćby dla zwykłych przeprosin czy zwrócenia rzeczy, które nadal walały się gdzieś w kątach jego mieszkania. W opozycji do nich pojawiły się też jednak inne, niespodziewane i absolutnie niechciane uczucia, które wznieciły paskudny dreszcz emocjonalnego dysonansu poznawczego. Gdzieś daleko, z tyłu głowy zamajaczyło niezrozumiałe - a może doskonale zrozumiałe? - ciepło, gdy znajome kobiece ciało miękko wpadło w jego ramiona i obarczyło na moment swoim ciężarem. Oczy Charleigh wbiły wzrok prosto w jego własne, a on nie uciekł przed nim, tylko odpowiedział na niemy dialog, który rozpoczęła śmiałym spojrzeniem. Jasne oczy, duże, tak zgrabnie skrojone i oprawione grubą kotarą ciemnych rzęs, obnażyły przed Tayangiem mieszaninę emocji. Najpierw zieleń tęczówek była pusta od zdumienia, później zaświeciły w niej iskry złości i żalu. Ale i tak były piękne. Zupełnie jak kiedyś. Patrzył prosto w te oczy i czuł, jak jego serce przyspiesza niespokojnie, a na żołądku niemiłym splotem zaciska się tęsknota. Jak to? Dlaczego? Charleigh była przecież przeszłością!
Przez tę chwilę, gdy blondynka pozostała w jego ramionach, zastygli jak splecione posągi i tylko te pełne emocji spojrzenia zdradzały, że są żywymi istotami. Żywymi i czującymi - przy czym Tayang czuł dużo więcej niż sobie życzył. Zesztywniałe w zaskoczeniu figury ożyły nagle, wraz z okrzykiem, który wydała z siebie Charleigh. Ona odskoczyła od niego z nerwową gwałtownością, on w reakcji na jej pchnięcie wykonał mały kroczek w tył. Cofnął ręce i uniósł dłonie w geście niewinności, chcąc udowodnić dziewczynie i wszystkim przechodniom, że nie dotyka jej nawet małym paluszkiem. Jej słowa mogły zostać fatalnie zinterpretowane przez przypadkowe osoby.
- A co, chciałaś wpaść pod samochód? - odparł, zupełnie bez namysłu przyjmując kpiarski ton, jakby lekceważące rozbawienie miało zadziałać jak tarcza przeciwko niespodziewanym emocjom, drażniącym jego duszę na widok byłej. Usta rozciągnął w uśmiechu, który odpowiadał szyderczej nutce jego słów. - To nie wyglądało jak planowany skok na maskę.
Nie spodziewał się podziękowania za szybką pomoc, widząc gniewny wyraz, który przybrała twarz blondynki. Cała jej reakcja wydawała mu się zupełnie niepotrzebna akurat tu i teraz. Charleigh mogła wycofać się i oddalić bez słowa, jeśli nie potrafiła zwracać się do niego bez niechęci. Po co ściągać uwagę gapiów? Jednocześnie do niepokojącej kombinacji odczuć w głowie Tayanga dołączyło pewne zrozumienie dla dziewczyny, poczucie, że tak nerwowa reakcja na jego widok nie powinna go dziwić. Szczeniackie zachowanie sprzed miesięcy miało prawo boleć ją do dziś. Mogła złościć się, potępiać i żądać wyjaśnień. Tylko czy naprawdę musiała robić to tutaj?
Prawie zapomniał, z jak emocjonalną osobą ma do czynienia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niedoszły lot na ruchliwą drogę nie był planowany i tak samo nie istniało w dzisiejszych planach Charleigh spotkanie z Tayangiem ani w ogóle nic, co mogło wytrącić ją z równowagi. Miała wystarczająco nadszarpnięte nerwy po wyjątkowo długim dniu pracy i marzyła tylko o schowaniu się pod kołdrą w wygodnym mieszkanku. Kubek z ciepłą herbatą, dobra przekąska w wygodnym łóżku oraz jakaś prosta rozrywka dla relaksu to były obecnie jej największe marzenia. Liczyła, że przemknie do mieszkania niezauważona przez nikogo znajomego, bo na zwyczajne pogaduszki nie miała teraz ochoty, a jeszcze głębszą niechęć, tak głęboką, że dna studni mogła dosięgnąć, miała do spotkania z byłym, który dla niej wcale nie był zamkniętym rozdziałem. Nie umiała zdystansować się do niego, kiedy był daleko, więc była pewna, że jeśli zobaczy go w końcu na żywo, to będzie jeszcze gorzej. Spodziewała się porażki, nawet jeśli włoży wszystkie siły w zachowanie dystansu emocjonalnego. Oczywiście, że jej przewidywania stały się słuszne.
Była teraz jak otwarta księga emocji, z której Tayang mógł czytać wszystko, co chciał. W końcu jeśli szukać kogoś znającego język, w którym została zapisana, to on opanował go najlepiej, bo czy mógł istnieć ktoś, kto przestudiował jej umysł dokładniej niż właśnie ten człowiek? Charleigh miała twarz surową od gniewu, który wybuchł w niej z mocą, której się nie spodziewała. Tyle razy roztrząsała w wyobraźni chwilę, kiedy staną z Tayangiem twarzą w twarz i próbowała odgadnąć, co wydarzy się wtedy w jej sercu, że była przekonana, iż w dziesiątkach scenariuszy ów spotkania przewidziała już wszystko. Rzeczywistość rozwiała jej naiwne mniemanie. Zaskoczyły ją rozmiary eksplozji negatywnych emocji, które wzięły ją w swoje panowanie i teraz Char wcale nie zastanawiała się nad miejscem, w którym się znajdują. Była zdolna do zrobienia przedstawienia przed tymi ludźmi, pewnie więcej ich nie zobaczą. Szczegóły kłócącej się pary ulotnią im się z pamięci i... tyle.
Jej twarz wyrażała złość, ale najwięcej emocji ukryło się w oczach, którym Tayang poświęcił sporo uwagi. Ich odcień chłodnej zieleni zwykle koił spokojem lub cieszył pogodnym błyskiem, ale teraz wylewał się z niego żal i mnóstwo pretensji oraz pytań, na które Tay kiedyś nie był łaskaw odpowiedzieć. Być może dlatego Charleigh nie umiała zamknąć rozdziału, który zakończył się definitywnie i tak dawno: nadal miała w głowie mnóstwo niewiadomych. Stawiały pod znakiem zapytania jej charakter, podejście do ludzi. Może to z nią było coś nie tak?
Nie będę ci bić pokłonów, bohaterze! — Nie za dużo sarkazmu w ostatnim słowie? Pewnie w ogóle nie był potrzebny, podobnie jak wybuch, którym ściągnęła uwagę paru przechodniów, ale teraz jej to nie obchodziło. Zapewne zamiast się pieklić, powinna podziękować za szybką reakcję, przeprosić, że nie uważała na drogę i ulotnić się, zanim wykipi to, co teraz burzyło się w niej w środku, ale nic tak nie wyłączało jej zdrowego rozsądku jak negatywne emocje. — Oprawcom nie należą się podziękowania za dobre uczynki, które zrobili przez przypadek! — Zmierzyła jego twarz gniewnym spojrzeniem i pożałowała tego szybciej niż mogła się spodziewać. W pierwszej chwili nie miała pojęcia, po co w ogóle mu się przygląda, aby zrozumieć to kiedy ich spojrzenia znów się skrzyżowały. Coś w jej podświadomości chowało się za murem żalu, pretensji i to tajemnicze coś bardzo nie chciało tracić Tayanga z oczu. Ów coś chłonęło łapczywie widok człowieka, który teraz wydawał jej się personifikacją sercowej krzywdy. Widziała obcość i ohydę w jego czarnych jak noc oczach, ale coś chciało znowu w nich utonąć jak w przeszłości. Jego szyderczy uśmiech działał na nią jak płachta na byka, ale coś widziało przede wszystkim urocze dołeczki w policzkach, które kiedyś uwielbiała w jego uśmiechu, a na domiar złego zaczynało wspominać smak jego ust.
Ostrożnie cofnęła się o jeszcze jeden krok, gdy z przerażeniem uświadomiła sobie istnienie tajemniczego czegoś.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak właśnie czuła się stając oko w oko z Tayangiem? Jak ofiara skonfrontowana z bezlitosnym oprawcą? Nakręcając się w rozkrzyczanej emocjami demonizacji Tayanga, Charleigh zapominała jakby, że związek partnerski jest współdziałaniem dwóch ludzi. Dwie dusze łączą się w otoczoną mgiełką miłości jedność. Dwa serca nadają rytm wspólnie przeżytym chwilom. Dwa umysły działają na najwyższych obrotach, poszukując sposobów, aby ta srebrząca się miłosną magią mgiełka nie opadła. A gdy coś pójdzie nie tak? Jeśli uczucie rozmywa się w powietrzu, dusze wyplątują się z miłosnego splotu i uciekają w swoich kierunkach i to dwie osoby przygniata ciężar poczucia winy. Nie jedną. Nie tą, która wycofała się jako pierwsza - choć oczywiście na nią najprościej jest zrzucić odpowiedzialność za niepowodzenie relacji, co teraz wydawała się robić Charleigh. Oboje o tym wszystkim zapomnieli. A może nie mieli okazji nauczyć się tego wcześniej? Byli tak egoistyczni, skupieni na własnych potrzebach i przyzwyczajeni do brania, że nie potrafili dawać?
Charleigh nadal tkwiła w bólu, tak samo dręczącym, jak i nieprzepracowanym, a teraz demonstrowała to całą sobą. Sztywno wyprostowaną, napiętą - odruchowo zapewne - sylwetką. Zmarszczką, która zarysowała się między brwiami w gniewnym grymasie. Ustami, co zacisnęły się do rozmiarów wąskiej szparki, tracąc kusicielską soczystość. A najbardziej ogniem, który z nienawiścią trawił teraz łąkę w jej tęczówkach. Kiedyś Tay szukał w ich zieleni słodkiego ukojenia i znajdował je, nieważne w jakich okolicznościach zaczynał poszukiwania. Dziś widział w nich nieznane, takie złowieszcze i agresywne! Przepalało na wylot duszę, godziło poczuciem, że Charleigh musi go naprawdę cholernie nienawidzić... ale jak rasowy masochista Tayang wciąż patrzył w ten ogień, z każdą sekundą wzmagając ucisk tęsknoty i pragnień, które wciąż rozgrzewały ciało miękkimi dreszczykami. Te niespodziewane emocje budziły w nim większy niepokój niż groza, jaką epatowała blondynka, ale nie miał w sobie woli ucieczki. Instynkt samozachowawczy przepadł w obliczu starego uczucia.
- Nigdy bym tego nie wymagał - odrzekł, wzruszając nieznacznie ramionami. Nie poddał się prowokacjom, którymi Charleigh naszpikowała swoje słowa. Syczała sarkazmem, by chwilę później warknąć z awanturniczą nutą, ale Tay patrzył tylko niewzruszenie na wulkan emocji, którym stawała się z każdym słowem, mając świadomość, że lada moment może nastąpić erupcja - a tego bardzo nie chciał na środku ulicy, choć paradoksalnie nie wyglądał, jakby szykował się zrobić to, co w tej sytuacji było najmądrzejsze: ominąć dziewczynę i udać się dalej w swoim kierunku. - Chciałem ci tylko pomóc i naprawdę nie oczekuję ani bukietu kwiatów, ani żarliwych podziękowań, ani w ogóle odrobiny wdzięczności.
Nigdy nie analizował ich związku dzień po dniu. Rozumiał, że Charleigh ma święte prawo odczuwać złość i rozgoryczenie po nagłym rozstaniu, którym wymierzył jej bolesny policzek, ale trwał w mylnym przeświadczeniu, że nie zrobił więcej nic złego. Nie szukał swoich win w codzienności, choć bez wątpienia tam właśnie powinien dopatrywać się przyczyn rozstania, nie tylko po stronie Charleigh, ale również i swojej, tylko... po co? Truchło tej miłości gniło już od dawna w niedbałym grobie, który Tayang wykopał mu własnymi rękami wiele miesięcy temu. Zakopał je, otrzepał dłonie i oddalił się czym prędzej, żeby zacząć nowy rozdział. Odszedł nie tylko bez okazania byłej szacunku rozmową czy choćby wyczerpującą informacją, na którą niewątpliwie zasługiwała, ale również bez przemyślenia, wyciągnięcia wniosków. Życie podarowało mu solidną lekcję miłości, wypunktowało wręcz aspekty relacji damsko-męskiej, nad którymi Tay winien popracować. Wystarczyło jedynie sięgnąć po spisaną przez nie karteczkę i przyjąć te wnioski do wiadomości - lecz nigdy tego nie zrobił.
- W każdym razie, nie od ciebie - dodał po chwili wahania. Nie powinien podburzać Charleigh tym zdaniem. Teraz najzdrowiej było wycofać się i uniknąć babskiej złości - to jedna z niewielu lekcji, jakie Tay wyniósł ze związku z wrażliwą, histeryczną czasem w swych emocjach pięknością. Ale to, co działo się teraz w jego sercu, paraliżowało ciało pragnieniem przebywania w pobliżu Charleigh, karmienia nią oczu i ani trochę nie było zdrowe.
Ostatnio zmieniony 2021-08-21, 22:57 przez Tayang Batbaatar, łącznie zmieniany 3 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Charleigh by nie zdziwiło, że Tayang nie wyciągał wniosków z ich rozstania. Bezrefleksyjne życie w zgodzie tylko ze sobą i nieliczenie się z uczuciami innych pasowało do niego jak ulał. W każdym bądź razie idealnie jej się wpisywało w wizerunek tej wersji Tayanga, którą widziała przez okulary zniekształcające, które zostały jej założone na nos przez złość i żal. Emocje lubią tworzyć takiej zniekształcenia. Pod ich wpływem czasami się kogoś idealizuje i nie zauważa wad drugiego człowieka (co pewnie zadziało się z Tayem na początku ich znajomości), a innym razem dodaje się komuś diabelskiego wyrazu do twarzy (i to też się działo, właśnie teraz). To dzieje się niezależnie od rozumu. Na myśli zostaje założony filtr emocji i w pewnym momencie trudno ocenić czy to, co się widzi jest faktem czy dopowiedzianą przez emocje bajeczką. W takim problemie była teraz Charleigh, ale myślała pod takim wpływem negatywnych emocji, że nie próbowała oddzielać rzeczywistości od wytworu własnej, nacechowanej emocjami wyobraźni. Brała bezkrytycznie odczucia, wrażenia i przekonania, które podsuwał jej umysł. Nie mógł się przecież mylić! Tayang był zły.
Czy go nienawidziła? Co za pytanie! Można nienawidzić kogoś, kogo się kocha? Bo Charleigh kochała, chociaż w tej chwili bardzo nie chciała tej miłości i istnienie ów czegoś, co zauważyła chwilę wcześniej uważała za niebezpieczeństwo i wielką osobistą porażkę. Nie chciała się przyznać, czym jest coś, co na widok Tayanga odezwało się w środku poza złością i żalem, mimo że istnienie tego czegoś było ewidentne. Bardzo trudne do przeoczenia. Nie mogła zanegować istnienia czegoś, bo okazało się zbyt oczywiste i silne, więc wolała zostawić to nienazwane. W ten sposób wydawało się mniej groźne, niż gdyby przyznała się przed sobą, że mimo upływu miesięcy i rosnącego bólu nadal go kocha.
No tak, bo ty zawsze chcesz dobrze. Jak najlepiej. Człowiek ze złota i z sercem wysadzanym diamentami. — Patrzyła wzrokiem, w którym nienawistny ogień nie przygasał i nie szczędziła w głosie agresji, która nie gasła, ale mimo że widok Tayanga działał na nią jak płachta na byka, a nawet bolał, to czuła się jak złapana w pułapkę. Nie mogła się z niej wydostać. Pułapką był on sam. Mówiąc nie odrywała od niego wzroku, który nie mógł się nacieszyć jego widokiem. Przez ostatnie miesiące Charleigh unikała wszystkich miejsc, w których mogła spotkać Taya i zanim obejrzała coś nowego, sprawdzała na liście aktorów, czy przypadkiem w tym nie wystąpił. Ukryła w pamięci telefonu wszystkie jego zdjęcia, chociaż nie umiała ich usunąć. Unikała go jak ognia. Wewnętrznie czuła, że to nie jest zamknięty rozdział i jeśli dopuści do siebie jakieś żywsze wspomnienie byłego partnera, jej misternie budowane życie bez niego runie z wielkim hukiem. Nie myliła się. Wszystko upadło na jego widok. — Tylko szkoda, że chcesz najlepiej wyłącznie dla siebie. Jak to szło? Dusisz się na przykrótkiej smyczy, dobrze pamiętam? — Mało co ubodło ją tak, jak słowa, które przytoczyła z jednej z ich ostatnich kłótni. W przeciwieństwie do Tayanga Charleigh ciągle analizowała ich związek i szukała powodów rozstania. Dla niego nie miało to sensu, wolał zerwać się z "przykrótkiej smyczy" i dalej bawić się wolnością bez zastanowienia się nad sobą, ale ona cały czas stała w tym samym miejscu. Tak, Tayang miał rację. Ciągle sterczała na rozstaju dróg i nie umiała skręcić w swoim kierunku. Uczucie nie wygasło, ale wpływ miał też na to fakt, że Tay zostawił ją z tyloma pytaniami. Nie chciał kończyć ich związku refleksją, to jego wybór, ale znów wykazał się niczym więcej niż egoizmem, gdy nie pozwolił jej na taką refleksję. Nic jej nie wyjaśnił, niczego nie powiedział, tylko zniknął i zostawił krótką wiadomość, że to koniec. Zaś ona chciała się uczyć na błędach, szukać powodów niepowodzenia, które w przyszłości pomogą jej uniknąć smutnej powtórki. Nie dostała od Tayanga powodów, więc rozwodziła się nad strzępkami, które miała, między innymi nad tymi słowami, które tak głęboko zaszły jej w pamięć.
Doczekała się kolejnych słów, którymi Tay domknął swoją odpowiedź i uderzyły ją one mocniej od spokoju na jego twarzy. Stał, patrzył i mówił, jakby spotkanie z nią nie zrobiło na nim żadnego wrażenia i to rozpalało w jej sercu jeszcze większy żal. Czyli nic już nie znaczyła, była nikim? Następne słowa mężczyzny były jak potwierdzenie tych przypuszczeń. Bardzo bolesne. — Więc od kogo teraz oczekujesz? Znam tą szczęściarę czy upolowałeś zabawkę na nowym terytorium? — Nie polował jak warczący pies. Był jak kot albo cwany lis. Zdobywał zaufanie urokiem osobistym, wykańczał w zabawie, a później porzucał dogorywającą ofiarę. Charleigh nie wątpiła, że po niej zdążył szybko znaleźć następną. Następne?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tayang był zły.
Charleigh postrzegała go niezwykle surowym okiem, lecz nie był zaskoczony wrogim nastawieniem - bo czego innego mógł się spodziewać? Na pewno nie gorącego powitania, rzucenia się w ramiona ze szlochem utęsknienia czy pogodnego podziękowana za uratowanie przed spotkaniem z twardym asfaltem - a w jego konsekwencji być może też z maską lub kołami rozpędzonego samochodu. Tay wyskoczył z pomocą jak bohater o sumieniu malowanym bielą, kiedy w rzeczywistości nie brakowało na tej jasności brunatnych plam egoizmu i rozczarowań, którymi zranił w przeszłości tę urażoną piękność. Choć wielu z nich nie był świadomy, win za niepowodzenie związku upatrując nadal w niej samej oraz w niedopasowaniu charakterów, wiedział, że uciekając od niej tak nagle, bez słowa ostrzeżenia i lekceważąco, dał jej solidny powód do silnej wrogości. Poza tym - znał jej kobiecą emocjonalność. Zobaczenie Charleigh spokojnej i opanowanej było ostatnim obrazem, jakiego mógłby spodziewać się po ich pierwszym spotkaniu od dnia rozstania. Musiał przygotować się na atak i zdawało mu się, że jest na niego gotów od miesięcy, przecież od pierwszego dnia, w którym ich drogi się rozeszły, utrzymywał z uporem maniaka, że nie robi to na nim żadnego wrażenia; że nie zależy mu na byłej dziewczynie! Dopiero stanięcie z nią oko w oko uderzyło gromem świadomości, że bardzo się mylił.
Sarkazm naszpikowany agresją zadźwięczał w jej głosie, powodując u Tayanga nieznaczne zmarszczenie brwi. Zupełnie jakby ten dźwięk zranił uszy porównywalnie do zgrzytu nienaoliwionych zawiasów lub innego paskudztwa, które stawia włosy na baczność, razi zimnym dreszczem i wykrzywia twarz tym cierpkim doznaniem słuchowym. Bo zraniło. Melodyjny, kobiecy tembr głosu Charleigh zwykle wzbudzał w nim tylko pozytywne emocje. Czasem działał kojąco jak głęboka zieleń jej oczu, innym razem rozpalał ogniem podniecenia, a czasem jeszcze - choć rzadziej zdecydowanie - zaciskał się na sercu ciasną pętlą współczucia, żalu i pragnienia, by schować jego właścicielkę w ramionach i chronić przed złem całego świata. Niezależnie od okoliczności, uszy Taya zwykle z przyjemnością chłonęły nutki jej głosu i wiązały się tylko z pozytywnymi lub neutralnymi doznaniami. Dziś zaskrzypiały wrogością tak głęboką, że ugodziły, choć Tayang był świadom, że zasłużył na ten werbalny atak. Nadal nie poddał się prowokacjom jej słów, był też odporny na negatywne emocje, którymi epatowała - stał niewzruszony jak skała, której nie imają się żadne próby ataku, lecz za fasadą stoicyzmu zakotłowało się wiele emocji. Tęsknota rozdzierała serce, ciepło, którego źródłem był kontakt z byłą, rozlewało się, sięgając najbardziej odległych zakamarków duszy... a wszystko to mąciło bólem poczucie, że wszystko zniszczone. Nie ma już ich, nie ma miłości, którą można ratować - choć jej istnienie brał pod uwagę tylko cichy głosik podświadomości, dławiony nadal przez próby wmówienia sobie, że Charleigh jest mu obojętna.
To uparte wmawianie sobie, że widok blondynki ani trochę go nie poruszył, kierowało jego reakcjami na padające słowa, a w zasadzie - ich brakiem. Niewinnie wsunąwszy dłonie w kieszenie skórzanej kurtki, stał tak niewzruszenie i patrzył na nią ze spokojem oraz błyskiem rozbawienia w oczach, uznawszy to za najbezpieczniejsze maski prawdziwych emocji. Cała bolesna lawina zwalających się na niego gdzieś w środku, bardzo niepożądanych uczuć doskonale skrywała się za taką zasłoną dymną. Rozbawienie zawsze pasuje do kłótni z dziewczyną, aktualną czy byłą. Jest lekceważące, umniejszające i daje wrażenie przewagi nad rozemocjonowaną, ciskającą atakami rozmówczynią. Zdaje się, że działało doskonale, tylko... cholera, dlaczego nie mogło odzwierciedlać prawdziwych emocji Tayanga? Po co mu była ta tęsknota? Radość z zobaczenia Charleigh? Żal, że żywiła do niego tylko negatywne emocje? Poczucie, iż stracił na zawsze coś, co serce pragnęło odzyskać? Życie bez nich, bez tej ich beznadziei byłoby znacznie prostsze!
- To naprawdę ma dla ciebie znaczenie? Nadal tak ci zależy? - odparł, ignorując jej wcześniejsze słowa, choć nie pozostały mu obojętne. Ani atak przesycony sarkastyczną nutą, ani przytoczenie jego własnych słów z jednej z wielu licznych kłótni, które poprzedziły rozstanie. Pozostawił je jednak do późniejszej analizy, skupiając się na zainteresowaniu jego obecnym życiem sercowym, co Charleigh właśnie wykazała. Był sam. Od rozstania wchodził tylko w płytkie, cielesne relacje, sądząc, że nie potrzebuje więzi uczuciowej - choć w głębi jego duszy skrywała się smutna prawda, że nie potrafi rozpocząć kolejnej, kiedy ostatnia nie została jeszcze zamknięta. Nie zamierzał jednak spowiadać się dziewczynie z życia osobistego. Jej pytanie wzbudziło natomiast zastanowienie, jak jest z nią - jest sama czy pocieszyła się po ich rozstaniu? Myśl, że mogła wpuścić do serca kogoś innego, wstrząsnęła Tayangiem w dziwnej irytacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Myślała o sobie i Tayu bardzo często, a jej myśli i analizy umiały wędrować w tak dalekie przemyślenia, że rozważyła najprawdopodobniej każdy element ich relacji tak precyzyjnie, jakby rozmontowała zegarek do każdego trybika. Obecnie nie zastanawiała się nad sobą i byłym prawie nigdy, zaś wcześniej przez jakiś czas robiła to dużo rzadziej, ale przez długie miesiące Tay pojawiał się w jej wyobraźni każdego wieczora, samotnej nocy albo czasem wyskoczył znienacka, kiedy zadumała się nad czymś, co przywodziło jej na myśl jego osobę. Ale gdy rozmyślała nad nim i tym, co wydarzyło się między nimi, naszła ją kilka razy taka myśl, co by się wydarzyło, gdyby Tayang nie był pewny co do tego, że ich drogi rozejdą się na stałe i jest nikła szansa, iż jeszcze się spotkają. Mieli wspólnych znajomych, jednak pamiętnego poranka, gdy obudziła się sama w łóżku i nie znalazła w swoim mieszkaniu jego rzeczy, było pewne, że wyjedzie ze Seattle na wymarzone studia aktorskie. Miała przed sobą perspektywę wyprowadzki do innego stanu przynajmniej na czas studiów, a może na całe życie, a to nie była łatwa sytuacja dla ich związku. Szykował im się związek na odległość, zresztą Charleigh była przyzwyczajona, że Tay często znika na długi czas i nie mają szans spotkać się osobiście, z powodu charakteru jego pracy. Czasem brał udział w zdjęciach daleko od Seattle albo był w dłuższej trasie ze spektaklem teatralnym i nie było szans, żeby mogli się łatwo spotkać. Jednak zawsze wracał do miasta, w którym mieszkał. Nawet gdy nie było go tygodniami, zawsze istniała pewność, że wróci niebawem. Charleigh miała wyjechać na długo i bez gwarancji stałego powrotu, więc jeśli Tayang planował rozstanie, mógł łatwo tak zniknąć i wcale nie musiał się obawiać, że spotka Charleigh na jakiejś ulicy i zostanie zmuszony do wytłumaczenia się z tamtej decyzji. Prawdopodobne, że liczył, że kiedy wróci do Seattle, jej już tam nie będzie.
I tak jej myśli często oscylowały wokół gdybania: co by było, gdyby nie miała się niebawem wyprowadzić, może wtedy by uznał, że jest warta wyjaśnień i ludzkiego rozstania, a nie porzucenia jak rzeczy, która zniknie sobie jak śmieć na ulicy przeturlany przez wiatr w inne miejsce i który nie jest wart pochylania się nad nim. Takich gdybań było oczywiście znacznie więcej, ale to wróciło do niej, kiedy teraz na niego patrzyła i wirowała w kalejdoskopie emocji. Czy Tayang przed rokiem przewidział, że kiedyś wpadną na siebie i wróci do niego pamięć, że tak potraktował dziewczynę, która była mu oddana?
Cóż, nawet jeśli tego nie przewidywał, mimo że z powodu wspólnego środowiska znajomych i otoczenia zawodowego to wydawało się nieuniknione w jakimś dalszym momencie ich życia, to teraz nie wyglądał na przejętego ich spotkaniem. Charleigh nie wiedziała, czego właściwie oczekiwała. Nie spodziewała się, że Tayang padnie na kolana i będzie błagał o wybaczenie, ale liczyła chociaż na jakąś małą oznakę, że odczuwa poczucie winy? Próbowała wyczytać myśli z jego twarzy i oczu, ale na nic to się zdawało. Mogła podejrzewać, że Tay korzysta z niezaprzeczalnych talentów aktorskich, ale nie miała powodów, żeby tak uważać. Na pewno nie podczas wylewu negatywnych emocji, który obecnie blokował jej zdolność w pełni racjonalnej oceny sytuacji. Widziała na jego twarzy obojętność zmieszaną z rozbawieniem i to jeszcze mocniej nakręcało ją w nerwach, ale nie tylko. Najbardziej raniło, a także pogłębiało jawną niechęć do Tayanga, chociaż wcale nie pomogło na poradzenie sobie z prawdziwymi uczuciami, które w głębi duszy do niego żywiła.
Chyba sobie ze mnie kpisz! — Zmroziła go bazyliszkowym wzrokiem. Pewnie, że to miało dla niej znaczenie. Oczywiście, że jej zależało. Ale nie mogła tego wypowiedzieć na głos, bo to będzie jak przyznanie się do uczuć, które w tej chwili były bardzo niewygodne. — Nie wiem za kogo się uważasz, jeśli myślisz, że po tym, jak mnie potraktowałeś, mogę czuć do ciebie coś poza obrzydzeniem. — A jednak mogła! Czuła o wiele więcej i tylko miała nadzieję, że nie zdradziła się z tym przez wybuch, którym zareagowała na widok Taya. Jej głos trochę złagodniał. Był pełny złości, ale cichszy. Wydawało się, że groźba wybuchnięcia awanturą na środku ulicy oddala się, ale Charleigh chyba wolała tamten stan wzburzenia. Kiedy pierwsza fala nerwów odpłynęła, była bliższa innej emocjonalnej reakcji: płaczu. To by było dużo gorsze! — Ciekawi mnie komu powinnam współczuć, ale właściwie masz rację. To nie mój interes. Wsadzaj go sobie komu chcesz.
Rozumiała, że powinna się oddalić. Wciąż istniały dwie drogi, którymi mogła się udać: droga agresji i krzyku albo droga rozklejenia się. Obie były beznadziejne. Przez pierwszą oboje mogli najeść się wstydu, a przez drugą zbyt oczywiste dla Tayanga mogło stać się to, co próbowała za wszelką cenę ukryć. Jeśli jedyne możliwości są złe, najlepiej uciec i nie mierzyć się z nimi, ale nadal nic się nie zmieniało. Tay dosłownie ją bolał, ale zarazem przyciągał i paraliżował w miejscu, bo Charleigh pragnęła mieć go blisko bardziej niż chciała wszystkiego innego. Miłość i nienawiść jednocześnie, choć wydawało się, że to niemożliwe, aby jedno serce pomieściło na raz dwa tak różne uczucia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy wyjazd Charleigh na studia wpłynął na sposób, w jaki Tayang zakończył ich związek? Niewątpliwie. Tak, był przekonany, że nieprędko się spotkają - spodziewał się, iż kiedyś to nastąpi, ale myślał, że znacznie później, najpewniej kiedy dziewczyna skończy już studia, a echa starego związku i emocji dawno już ucichną. Przeliczył się, niemniej wtedy, tamtego dnia, gdy zdecydował, że wymknie się z mieszkania Charleigh po angielsku i wyśle jej jedynie krótką wiadomość, uważał to za najlepsze rozwiązanie. Być może nie dla niej, ale dla siebie owszem. To miało być ciche rozstanie bez emocjonalnych dramatów, które przeczuwał po charakterze blondynki. Wygodne odzyskanie wolności, którą tracił, puszczany na coraz krótszej smyczy. Wolny duch o nomadzkich genach nie potrafił przetrwać w niewoli.
Kąśliwa uwaga o podtekście seksualnym wywołała na jego twarzy kolejny uśmiech, szerszy, acz pozbawiony iskierek radości, co zwykle rozpogadzały jego usta i policzki, na których odciskały się jako dwa głębokie dołeczki - zawsze towarzyszące uśmiechowi Tayanga. Teraz, przy tym uśmiechu również dodały jego twarzy charakteru, na próżno jednak było w nich szukać beztroskiej radości, jaką Charleigh doskonale znała z tego wydania Taya. To był śmiech bezsilności, po części też zażenowania i niedowierzania nad uporem, z jakim dziewczyna próbowała w niego ugodzić. Nie musiała wiedzieć, że robiła to z zaskakującym powodzeniem, a sztuczne rozbawienie i kręcenie głową, na pozór dające kolejny wyraz lekceważącej i niewzruszonej postawie Tayanga, były tylko zmyślną i misternie utkaną talentami aktorskimi zasłoną, za którą skrywały się prawdziwe uczucia.
Prawdziwy był żal. Do niej, do sytuacji, do samego siebie. Zasiał na ustach gorycz, która wdzierała się do gardła przy kolejnych wypowiadanych słowach i coraz więcej wysiłku Tay musiał wkładać w jej zamaskowanie. Z oślim uporem próbowała zniekształcać słowa swą nieprzyjemną nutą.
Prawdziwe było rozczarowanie. Choć nie miał prawa żądać od Charleigh, że rzuci mu się w ramiona; że ucieszy się w ogóle na jego widok, a nawet tego nie chciał - albo tylko wmawiał sobie, że tego nie chce - rozczarowanie ścisnęło go lodowatymi szponami, swoją mocą zaskakując nawet jego samego. Nie liczył na nic pozytywnego, ale gdy już doszło do spotkania, jej jawna wrogość bolała.
Prawdziwa była też miłość. Uczucie wcale nie wygasło, choć przed rokiem przydusiło je zmęczenie i niezgodność na tak wielu polach życiowych, że Tayang nie widział sensu dla ich związku. Odchodził z przekonaniem, że nic już nie czuje, trwał w nim przez kolejne miesiące, dławiąc tęsknotę za Charleigh innymi partnerkami, choć żadnej nie udało mu się przy sobie zatrzymać... a może po prostu nie miał ochoty? Przecież żadna z nich nie miała tych pięknych, dużych oczu, które koiły intensywną zielenią. Usta żadnej nie smakowały tak dobrze i nie potrafiły rozgrzać serca ciepłem uśmiechu jedynego w swoim rodzaju. Nie miały tej pięknej twarzy o drobnym, zadartym nosku i gęstych splotów platynowych fal. Nie mogły równać się z Charleigh, a Tayang wiedział to podświadomie, nigdy nie porównując otwarcie żadnej kobiety do byłej dziewczyny. Dziś podświadomość przebiła się do świadomości, uderzając w serce mieszanką takich emocji, że Tay zląkł się ich charakteru oraz siły i nie mógł pozwolić sobie na dalsze ignorowanie. Mimo że bardzo tego chciał.
Pozostało tylko dalej grać, by zasłonić prawdę i nie dać Charleigh satysfakcji. Bo co ona czuła do niego teraz? Wydawała się nadmiernie rozemocjonowana jak na kogoś, komu były jest całkiem obojętny, niemniej Tay nie miał ochoty otwierać się przed nią z własnymi uczuciami i sprawdzać, co naprawdę kryje się pod ognistym płaszczem wściekłości. Jej ogień nadal płonął, on zaś nie miał w sobie nic z szaleńca, który chciałby się w nim poparzyć. Bariera chłodu chroniła przed tą krzywdą.
- Tak, wiem. Obojętne ci, w co wkładam. Ale najlepiej, gdyby to był mikser, imadło lub szklanka z ciekłym azotem - odrzekł, przeciągając swój śmiech na te słowa, po czym wydusił z gardła głębokie westchnienie, nadal po trosze litościwie rozbawione, a po trosze nacechowane obojętnością. - Tylko po co tak wulgarnie? Przecież możesz brzydzić się mną bez tego jadu. Było, minęło.
Wcale nie minęło.
Ale ta rozmowa powinna już minąć, stwierdził, czując, że coraz trudniej utrzymywać mu pozę niewzruszenia. Charleigh godziła coraz celniej, co prędzej czy później by zauważyła, więc by nie stać się ofiarą w tym przedziwnym i nieplanowanym starciu, po tych słowach Tay po prostu wyminął ją i ruszył przed siebie. Oddalił się stąd krokiem znacznie szybszym niż wcześniej, żeby czym prędzej stracić byłą dziewczynę z zasięgu wzroku i dotrzeć do domu. Nie obejrzał się już. Zbyt mocno bał się, że jeśli jego oczy znów padną na tę wytęsknioną przez serce twarz, zawróci.
To cholerne, nieposłuszne serce!

zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tayang lubił dbać o najlepsze rozwiązania, jeśli miały być rozwiązaniami najlepszymi dla niego, nie dla Charleigh, która w temacie tego, co dla niej dobre, miała silnie zróżnicowane odczucia. Zostawienie kogoś praktycznie bez słowa nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Identycznie złe są pseudo-argumenty, które kręcą się wokół oklepanego "nie wyszło", "nie pasujemy do siebie", "to nie twoja wina", bo tak można mówić po dwóch tygodniach luźnego spotykania się, kiedy dwie osobowości dopiero się ze sobą zderzają. Tak przynajmniej uważała Charleigh. Początek relacji z mężczyzną był dla niej zawsze bardzo niepewny. Wtedy nigdy nie obstawiała, że na pewno się uda, więc jeżeli nie wyszło, to łatwo potrafiła to sobie wytłumaczyć niezgodnością charakterów, priorytetów, podejścia do życia i mnóstwa innych rzeczy, które czyniły dwoje ludzi klockami z dwóch innych zestawów, których za żadne skarby nie da się dopasować.
Trudno porównywać zerwanie znajomości po dwóch tygodniach randkowania z rozstaniem po roku bycia razem, gdy myśli się poważnie o wspólnym zamieszkaniu. Charleigh i Tayang byli wówczas na takim etapie znajomości, że dobrze znali swoje zalety i wady. Wiedzieli, czego dobrego i złego mogą się po sobie spodziewać. Mieli za sobą mnóstwo kłótni podczas docierania się charakterów. Charleigh wydawało się, że jeśli mimo konfliktów, które mieli za sobą, nadal chcieli ze sobą być i potrafili być ze sobą szczęśliwi, nic błahego nie powinno ich rozdzielić. Sądziła, że ich relacja zmierza do czegoś coraz poważniejszego. Owszem, przez długi czas była przekonana, że spotkała tego jedynego. Nie był taki idealny, bo w jego charakterze Char znajdowała sporo wad, nie idealizowała go. Jednak mimo że dostrzegała ów wady, wciąż chciała z nim być i czuła się szczęśliwa. To nie był etap, z którego tak po prostu się wychodzi z dnia na dzień. A Tayang zniknął i zostawił ją, taką emocjonalnie zaangażowaną w ich związek i zranioną i nie widział w tym nic złego, jak widać. To potwornie ją raniło, ale nie mniej raniła ją myśl, że Tay mógł nigdy nie traktować ich relacji tak poważnie jak ona.
Sama nie wiedziała, czego się spodziewała, ale na pewno nie tego, że Tayang tak po prostu stwierdzi, że było, minęło, wyminie ją i pójdzie w swoim kierunku. Wcale nie musiał z nią rozmawiać, ba, kłócić się w środku miasta, przy ruchliwej ulicy i z dziesiątkami par oczu przechodniów jako przypadkowych świadków. Sam na sam, w innych okolicznościach też mógł nie chcieć z nią rozmawiać, choć Charleigh miała poczucie, że ta rozmowa zwyczajnie jej się należy, tak samo jak wyjaśnienia powodów, którymi kierował się, gdy postanowił niespodziewanie od niej odejść. Nie mogła oczekiwać, że Tay będzie stał na środku chodnika i karnie wysłuchiwał jej pretensji i złośliwych uwag, które silne emocje wciskały jej w usta. A jednak mimo że nie mogła tego od niego oczekiwać, zaskoczyło ją, że tak po prostu sobie poszedł.
Poczuła się znowu, jakby grunt osuwał jej się spod stóp. To było to samo uczucie, które towarzyszyło jej pamiętnego dnia, kiedy odczytała jego wiadomość, że powinni się rozejść. Wtedy płakała czytając tą krótką wiadomość raz po raz, jakby nie mogła uwierzyć własnym oczom. Dzisiaj stała jak wryta, patrzyła na oddalającego się Tayanga, który nie zawahał się przy żadnym kroku i czuła, że drugi raz wyślizguje jej się z rąk, jak gdyby teraz straciła go po raz drugi. Jej pierwszą reakcją było pospieszenie za nim, żeby zatrzymać go jakoś przy sobie chociaż na chwilkę dłużej, ale dosłownie po dwóch krokach zatrzymała się, bo dotarło do niej, że to bezsensowne. Ich rozmowa nie miała żadnego sensu. Nie prowadziła do niczego dobrego, tylko pogłębiała ich wzajemne niechęci. Ponadto Tayang wyraźnie dał jej do zrozumienia, że jej nie chce, więc jaki sens był w zatrzymaniu go teraz?
Nie była w stanie ruszyć się, dopóki Tay nie zniknął jej z pola widzenia. Kiedy jego wysoka sylwetka zgubiła się oczom w tłumie ludzi, Charleigh odeszła w swoją stronę. Szła szybciej niż wcześniej, chcąc czym prędzej znaleźć się w domu i w jego zaciszu wypłakać się po tym przypadkowym spotkaniu.

z.t

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”