WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| jakiś czas po grze z Megan

Clarence miał naprawdę chujowy tydzień. Totalnie pokłócili się z Megan, nie rozmawiali już ze sobą nawet odnośnie Jasona i Katie – to dzieciaki dzwoniły do nich gdy chciały spędzić razem czas w inny sposób niż w trakcie szkoły. Tak więc Alex wziął się za pracę, dając wolne swojemu księgowemu i sam zasiadał codziennie przy papierach. Robił wszystko byle tylko nie myśleć o Meg, która wkurwiła i zasmuciła go ostatnio okropnie. Teraz akurat podjechał do Jacksona, pierwszy raz od dłuższego czasu i razem mieli jechać do Dragona, żeby ogarnąć coś, co mu się w papierach totalnie nie zgadzało. Ściszył nieco radio.
– Nienawidzę jej – powiedział, nagle wchodząc z tym tematem, bo pewnie wcześniej rozmawiali tylko odnośnie pracy, gdyż Alex starał się nie poruszać tematu szatynki, ale w końcu nie wytrzymał. Musiał się wygadac.
– Żadna kobieta w życiu nie wkurwiała mnie tak bardzo jak ona. Sama kurwa nie wie czego chce. – mamrotał, gdy zatrzymali się na światłach. Otworzył szybę w samochodzie i odpalił papierosa. Nigdy nie palił w aucie, ale teraz jakby było mu wszystko jedno, no.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| po grze z Sarah

Jackson był w świetnym humorze. Generalnie z Sarah wydawało się być w porządku. Może nie zaraz-do-siebie-wrócimy w porządku, ale wszystko było na dobrej drodze, żeby faktycznie się zeszli. Oczywiście zupełnie odrębną kwestią był fakt, że Meg się rozstała z Alexem (ponownie), przez co pewnie głównie płakała Sarah w ramię i ostatnich parę dni S&J wymieniali głównie smsy. Był na bieżąco z badaniami, wiedział kiedy miała kolejne usg, ale dzisiaj musiał jechać do Dragona. Clarence miał po niego podjechać, więc gdy to zrobił, wsiadł do samochodu i sobie chwilę jechali, a gdy mężczyzna rzucił tym, że nienawidzi Megan, jakoś tak mimowolnie Jack wywrócił oczami.
– Kochasz ją, Alex – wzruszył ramionami, chociaż było to pewnie ostatnie, co jego przyjaciel chciał usłyszeć. – To też oznaka tego, że ją kochasz – dodał na tekst o tym wkurwianiu, był nawet troszeczkę rozbawiony tym jego bul wersem, ale sam odpalił papierosa i uchylił okno.
– O co właściwie poszło? Co takiego niemożliwego od ciebie chce, że aż tak się o to pożarliście, że chodzisz jak struty od tygodnia? – uniósł brwi, bo pewnie mu pracownicy mówili, że Alex był ostatnio trochę ciężki we współpracy, a sam nie miał okazji pogadać z kumplem od jakiegoś czasu twarzą w twarz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No, taki to pożył. Dlaczego jemu z Megan nie mogło być dobrze? Co zrobił w życiu nie tak? A może to nie w tym, tylko w poprzednim komuś coś odwalił? Spojrzał na Russella jak na wariata.
– Kocham? – prychnął w tym momencie nieźle zirytowany. – Wyobraź sobie, że Sarah do Ciebie przychodzi. Jest super. Wyznajecie sobie miłość, zostaje na noc, uprawiacie seks i kiedy proponujesz jej śniadanie, ona stwierdza że jednak jesteś do bani i to nie ma sensu – powiedział w pełni poważny, a potem zapaliło się pewnie zielone więc ruszył z piskiem opon. Zaciągnął się papierosem, powoli wypuszczając dym.
– Właśnie o to poszło. No i mam dość gadania o ćpaniu. Ja pierdole, żebym jeszcze serio tak ciągle brał. Czasem to zrobię i tyle, a ona sieje dramat jakbym ciągle chodził naćpany, rozumiesz? – złapał kilka głębszych buchów papierów, po czym wywalił niedopałek przez okno. Kątem oka patrzył na radio, przy którym zaczał majstrować żeby znaleźć jakąś spoko stację muzyczną. – Nie wiem, na ten moment się poddaje. Nie mam ochoty na jakiekolwiek kontakty z nią póki co. Teraz to ja muszę to przemyśleć – mruknął, przenosząc wzrok z radia na chwilę na Jacka, a potem na drogę. Nie miał już siły na to wszystko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może dlatego, że nie robił tego, co Megan chciała? Jackson może nie do końca był pod pantoflem, ale wiedział, że zjebał, dlatego też teraz spełniał wszystkie zachcianki Sarah – chciała, żeby trzymał się na dystans, to to robił. Chciała się z nim umówić – przyjeżdżał. Chciała, żeby nie ćpał – nie ćpał. Prosta sprawa, right?
– Czekaj, Meg ci powiedziała, że jesteś chujowy i to nie ma sensu? – uniósł brwi, bo coś mu tutaj nie pasowało. W sensie Sarah mu pewnie opowiadała, że Meg ryczy po nocach i dlatego nie mógł za bardzo przyjechać, a tak chyba się nie zachowuje osoba, która stwierdziła, że druga strona jest beznadziejna, right? Tak czy siak, kiedy powiedział o ćpaniu, to się Jackowi pewnie lampka zapaliła, bo obstawiał, że ma zwycięzcę wśród powodów, dla których Meg zerwała z Alexem.
– Czyli ona nie chce żebyś ćpał. To w czym problem? Zatrudnimy kogoś od kontroli jakości towaru, kilku ziomków, żeby się zmieniali i tyle. Sarah też się nie podobało, że ostatnio przyćpałem, to już nie ćpam – wzruszyl ramionami, jakby to nie był żadny big deal. – Chociaż fakt, i tak robiliśmy to sporadycznie i trochę dramatyzuje – przyznał mu rację, no ale to kobiety są, więc cóż się dziwić? Jackson się przyzwyczaił, że z Herondale’ami nie ma co dyskutować.
– Jak tam uważasz, ale wydaje mi się, że to nie rozwiąże problemu twojego chujowego humoru, Clarence – wywrócił oczyma, zaciągając się głęboko papierosem. Nie zamierzał pytać, czy za nią tęskni i tak dalej, bo umówmy się – to było widoczne na pierwszy rzut oka. Po prostu to ukrywał pod płaszczykiem wkurwienia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Alex nie potrafił tak działać – nie umiał robić tego, co ktoś od niego chciał, bo zwykle Grace robiła to czego on cchciał. I to nie tak, że Megan nie kochał, bo kochał strasznie ale nie zawsze umiał się dostosować...
– Nie do końca, ale coś w tym guście – wzruszył ramionami. Trochę wyolbrzymiał tą rozmowę, jasne, ale taki już był. Megan była drama queen, on by drama king i nie dało się chyba nic na to poradzić. Nie sądził, że Meg ryczy po nocach, myślał że przyjęła to gładko i łagodnie skoro takie właśnie miała życzenie.
– Nie chcę nikogo zatrudniać... – powiedział marudnie, przecierając jedną ręką twarz. – Jeśli i z tego zrezygnuję, to nie będę w tej pracy robił totalnie nic. Jackson, ja kurwa oszaleje siedząc bezczynnie w domu, okej? Nie chcę tego ograniczać, jeśli już to wolę odejść['/b] – westchnął ciężko. – Najchętniej spakowałbym mandżur i wyjechał do jakiegoś ciepłego kraju. Zacząć od nowa. Ale to praktycznie nie wykonalne.. – dodał, woląc przemilczeć już słowa o ćpaniu. Też móglby tego nie robić, ale w gruncie rzeczy potrzebował namiastki normalności i swojego życia. I tak jego praca ograniczała się do robienia faktur czasem albo podpisywania papierków i wypłacania wypłat.
– Nie ma na to chyba żadnego sposobu – powiedział cicho. Jedynie co, to mogli do siebie wrócić, ale teraz to on trochę już się zniechęcił. Przynajmniej chwilowo. I wtedy rozdzwonił się telefon, więc Alex odebrał połączenie na ekranie radia.
– Panie Clarence, mamy problem... jest pan z panem Russellem? – rozbrzmiał kobiecy głos.
– Tak, Stacey. Co się dzieje?
– John pojechał po wszystkie dzieciaki tak jak była umowa i... ktoś już je odebrał
– Co? Jak to kurwa ktoś je odebrał? – miał nadzieję, że była to Megan..
– Podał się za wujka, ale nie ma nazwiska ani nic zapisanego. Według gps, Katie jest w ruchu. Dość szybko się przemieszcza. – i wtedy Alex zahamował na środku drogi, całkowicie odcięty od rzeczywistości. No nie fajnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jackson doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Alex nie do końca potrafił się dostosować, bo budził się w nim mały rebel, który stwierdzał, że nie chce robić tego, czego oczekują od niego inni. Spojrzał na niego i pokiwał głową ze zrozumieniem, bo nie zamierzał tutaj się wtrącać w żadnym wypadku. Nie chciało mu się też wnikać w prawdziwość słów Alexandra, bo nie miał powodów, żeby mu nie wierzyć, right.
– Więc tu jest pies pogrzebany. Słuchaj, marudziłeś ostatnio że chcesz się bardziej wycofać, a jak przychodzi co do czego o ci się nie chce. Jeśli narzekasz na brak roboty, to na pewno znajdziemy coś, co nie uwzględnia próbowania towaru, Alex. Ostatnio mieliśmy pewne propozycje dotyczące oprogramowań rządowych, możesz to wziąć, a czymś się zajmiesz, wszyscy zadowoleni – wzruszył ramionami, bo nie miał problemu, by Clarence zajął się czymś nowym. – To jest nierealne, więc musisz żyć z tym co ci proponuję – zaśmiał się pod nosem. Oczywiście inna sprawa, że gdyby Meg usłyszała, że namiastką normalności jest dla mężczyzny okazjonalne wciągnięcie kreski prawdopodobnie zaczęłaby w niego rzucać jakimiś szklankami, ale przemilczmy to, ok? Ok. A potem Alex gadał ze Stacey no i pewnie gadał na zestawie głośnomówiącym, więc Jack od razu się zestresował.
– To raczej nie Dominic, ostatnio wylądował w szpitalu z amnezją – powiedział wyraźnie zaniepokojony i pewnie szybko zadzwonił do Abla, który zaprzeczył, że dzieciaki są z nim. – Ja pierdole, Alex, co tu się odpierdala? Wysłałem Abe’a za gpsem, trzeba będzie pojechać do Meg i Sarah i im powiedzieć, bo John miał odebrać też Jasona – powiedział zaniepokojony wyraźnie i trochę podkurwiony. – Zapierdolę tego gnoja, jak boga kocham – mruknął pod nosem i przetarł twarz dłonmi, bo nie wiedział, co właściwie zrobić w tej sytuacji.
– Może to czas żeby dzieciaki zaczęły szkołę domową? – uniósł brwi, bo prywatny nauczyciel to żaden problem dla nich, right?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Przemyślimy ten temat jeszcze – mruknął pod nosem, nie mając ochoty dłużej już rozmawiać. Póki co musieli załatwić papierkową robotę w Little Darlings, a potem wydarzyła się sytuacja z tym telefonem i Alex powoli zjechał na pobocze, gdy szok z niego zszedł. Odpalił kolejnego papierosa i zaciągnął się nim kilkakrotnie pod rząd, żeby się lekko ogarnąć.
– Megan nam rozjebie łeb. Mi rozjebie łeb – mamrotał, łapiąc się za głowę. – Zapierdolę tego skurwysyna. Musimy podwoić poszukiwania tej kurwy. Jakiś monitoring w szkole? Na pewno coś da się zrobić – wybrał na ekranie radia numer do Katie (na pewno miała telefon, takie czasy), ale choć telefon był włączony, to nikt go nie odbierał. Przymknął na moment oczy. – Nigdy sobie kurwa nie wybaczę jeśli coś im się stanie. - Wyobraził sobie teraz reakcje Megan i Sarah, gdy im powiedzą. Albo Christine jeśli się dowie. I rodziców obojga panów. Ja pierdole, Alex był tak przerażony w tym momencie, że miał ochotę się popłakać jak dziecko, bo... ktoś porwał jego Katie. Jego małą księżniczkę, którą kochał nad życie.
– Od dziś to dzieciaki nie opuszczają domów tak długo, jak nie znajdziemy tego frajera. Zbyt duże ryzyko – powiedział cicho, odpalając na nowo samochód. On już sam nie wiedział jak zapewnić rodzinie ochronę. Praktycznie każdy sposób którego próbowali okazywał się beznadziejny i niczego nie wnosił. Co się stanie nasepnym razem i co najważniejsze, gdzie były ich dzieci? Porażka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Jak tam chcesz – machnął lekko dłonią i spojrzał na Alexa, ale po telefonie, westchnął cicho. Szczerze mówiąc nawet nie zamierzał mówić o tym wszystkim Christine. Nie mógł jej powiedzieć, bo przecież zabrałaby dzieci do siebie, a u niej wcale nie były bezpieczniejsze.
– Obstawiam, że one obie będą nam chciały rozjebać łeb, ale nie możemy na razie mówić Christine. To jej nie dotyczy, poza tym jest teraz na wyjeździe chujwiegdzie ze swoim latynoskim kochankiem więc… – westchnął cicho. – Już się tym zajmują, ale osoba, która przyszła po dzieci miała kaptur i okulary, więc nie da się ogarnąć twarzy. Nie da się też odczytać numerów rejestracyjnych samochodu, bo ten kutas miał tę specjalną osłonkę na blachy – powiedział, odczytując smsa, którego mu właśnie wysłał Abel. Zacisnął usta wkurwiony i odetchnął ciężko.
– Zabiorę Sarah do siebie, nie może teraz mieszkać tylko z Megan. Meg też przygarnę do Queen Anne, bo obstawiam, że raczej to nie będzie wam służyć, jeśli by się wprowadziła do ciebie – wzruszył ramionami, bo cholera, on nawet nie zamierzał brać pod uwagę opcję, że dzieciaki nie mogą wyjść z tego cało. Sam zadzwonił do Maxa i do Hayley ale bezskutecznie. – Jeśli to profesjonalista to obaj wiemy, że nasze dzieci nie mają już telefonów, ale jeśli chce okupu, to odezwie się niebawem. Jedź do apartamentu, dziewczyny tam powinny być – powiedział spokojnie i pewnie tak zrobili. I chociaż Jack starał się zachować spokój to był totalnie spanikowany.


ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#style
wątek #1

Seattle było wyjątkowe. Mieszkał tu już prawie dwa miesiące i gdy tylko miał możliwość, wybierał się na spacery lub przebieżki po różnych okolicach tego miasta. Mimo jego licznych eskapad, miasto wciąż zaskakiwało go swoją różnorodnością, a nawet swoistą, nietypową osobowością. Na pamięć znał już trasę do domu i do szpitala, a także do centrum - bo przecież sprawy urzędowe same się nie załatwią. Mimo, że wszystko było nowe, Seattle miało swój urok, więc John nie czuł się mocno wyobcowany. Jego środowisko się zmieniło, ale życie toczy się dalej w swoim szalonym rytmie...
Dzisiejsza pogoda raczej nie sprzyjała spacerom. Było chłodno i mżyło, więc przechodniów było jak na lekarstwo (czyli dość niewiele – wbrew pozorom). John lubił taksować ich wszystkich swoim „rentgenowskim” spojrzeniem, co traktował jako swoiste ćwiczenie diagnostyczne - starsze babcinki, które idąc zarzucały nogę by odciążyć schorowane biodra, pochyleni mężczyźni, którym przydałoby się rozluźnienie mięśni kapturowych, młodzież z większymi czy mniejszymi odchyleniami bocznymi kręgosłupa i pojawiającym się smartfonowym garbem. Wszędzie widział pacjentów, bo, jak uważał, nie ma ludzi zdrowych - są tylko niezdiagnozowani. Dziś żadnych nowości - standardowi przechodni ze standardowymi problemami zdrowotnymi, plus jedna młoda kobieta, prezentująca niebanalny wzorzec chodu. Wyprostowana sylwetka, pewny i wydłużony krok - z pewnością miała zacięcie gimnastyczne lub sportowe. Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że była śliczna i zadbana, choć nie miał w zwyczaju oceniać ludzi po wyglądzie. Minął więc atrakcyjną kobietę, jak wielu innych przechodniów tego dnia.
Zatrzymał się przed jedną z restauracji, organizm podświadomie przypominał już, że zbliża się pora posiłku, a skoro już wyruszył na miasto to nie ma sensu przyrządzać czegoś w domu. Co dziś zaoferuje nam Seattle? Kuchnia meksykańska? Owoce morza? A może gdyby przeszedł kilka przecznic dalej, znalazłby jeszcze coś smaczniejszego i, co równie ważne, niezbyt ciężkiego? Dziś miał czas. Poczta zaliczona, urząd zaliczony, ubezpieczyciel zaliczony - mógł zatem skupić się na przyjemnościach...
Mógłby, gdyby nie fakt przeraźliwego trzasku, łomotu i wycia silnika. Zdążył jedynie odwrócić wzrok w stronę dobiegających go dźwięków. Przejście dla pieszych, skrzyżowanie i czerwone BMW, które z piskiem opon niemalże z miejsca ruszyło nie zważając na sygnalizację świetlną. Zapewne młody, niepokorny kierowca, który szarżuje po drodze bez dobrego wyczucia pojazdu, a pogoda nie sprzyjała takim gwałtownym manewrom. Mógł się odwrócić i wrócić do swoich zajęć, gdyby nie fakt, że z krawężnika próbowała podnieść się… dziewczyna, którą jeszcze przed chwilą mijał na swojej drodze. Wyglądało na to, że była w szoku i pewnie gdyby nie adrenalina, nie udałoby jej się utrzymać pionowej pozycji. Wzrok tylko przeniósł za odjeżdżającym samochodem, starając się dopatrzyć rejestrację, końcówka „5396”, ale początek rejestracji śmignął mu już za zakrętem. Nawet nie wiedział w którym momencie znalazł się tuż obok niej, oferując ramię i pomagając przejść kilka kroków w stronę chodnika.
-Wszystko w porządku?- zapytał troskliwie, choć może nazbyt banalnie jak na zaistniałą sytuację.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 5 — ..........Zdecydowanie powinna wybrać dzisiaj podróż samochodem, zamiast próbować dotrzeć do centrum na piechotę. Pogoda bowiem wcale do spacerów nie zachęca i gdyby tylko nie musiała załatwić kilku rzeczy, zapewne zamknęłaby się w swoim mieszkaniu i nie wyściubiłaby nosa spoza swoich czterech ścian. Niestety wyjść musiała, ale zamykając drzwi swojego lokum, w ogóle nie pomyślała, że może lepiej byłoby wziąć auto. Choć, czy gdyby się nad tym chwilę zastanowiła, na pewno wybrałaby tę opcję? Czy mimo wszystko stwierdziła, że da radę, że nie jest aż tak źle — to tylko mżawka, a nie ulewa? Bo, powiedzmy sobie szczerze, Inanna nie przepada za jazdą samochodem. Szczególnie tym swoim starym, ledwo działającym gratem, bo na lepszy jej na ten moment nie stać. Już chyba woli męczyć się z nieprzyjemną pogodą, niż z tym zardzewiałym wozem i innymi kierowcami dookoła, którzy na pewno by ją strąbili. Nic dziwnego, że samochodu używa jedynie w nagłych wypadkach, jak odebranie pijanej Georgii z jakiejś imprezy. I doskonale wie, że ten czas zbliża się nieubłaganie, bo święta i Nowy Rok już tuż za rogiem.
..........Ach, święta!
..........To głównie one wykurzyły ją z mieszkania, bo na przestrzeni lat nauczyła się, że wypada kupić bliskim jakieś prezenty. Skoro ona zapewne jakieś dostanie, trzeba się jakoś odwdzięczyć, tak? A to oznacza, niestety, zakupy. Prezenty dla rodziców i rodzeństwa, może jakichś bliższych znajomych, choć tych można policzyć na palcach jednej ręki. Ale w tym wypadku to dobrze — im mniej ludzi, tym mniej prezentów do kupienia, a to oznacza mniej problemów. Mniej problemów również dlatego, że w tym roku pomyślała o zakupach nieco wcześniej, a nie tak, jak ostatnio, raptem kilka dni przed świąteczną kolacją. Wciąż ma więc czas, aby kupić coś sensownego, a nie jakieś badziewie, które ostało się na sklepowych półkach. Choć szczerze? I tak pewnie skończy się na tym, że kupi jakieś duperele, które do niczego się nie przydadzą, bo kto jak kto, ale ona zdecydowanie nie potrafi w prezenty. Nigdy nie wie co komu kupić, nigdy nie ma ciekawych, nieszablonowych pomysłów. Ale podobno liczy się gest, tak?
..........Problem w tym, że chyba wszechświat postanowił zrobić wszystko, aby na te zakupy się nie wybrała. Poczynając od pogody, przez jakieś remonty na drogach i chodnikach, aż po to pieprzone BMW, które zaczyna hamować z piskiem opon tuż przed przejściem dla pieszych, na którym właśnie się znajduje. I kiedy innym udaje się uskoczyć przed nadjeżdżającym autem, ona nie ma takiego szczęścia — już po chwili ląduje na ulicy, odrobinę zamroczona zderzeniem z samochodem. Całe szczęście, że chociaż zdążył odrobinę wyhamować, dzięki czemu nie została naleśnikiem na drodze. W zasadzie ma się na tyle dobrze, że udaje jej się podnieść do pozycji siedzącej, kątem oka zauważając, jak kierowca rusza z piskiem opon i znika za najbliższym zakrętem.
..........Świetnie, kurwa.
..........Ja pierdolę — rzuca z niezadowoleniem, próbując wstać, ale ból w lewej kostce trochę jej w tym przeszkadza. Kiedy więc obok niej pojawia się mężczyzna i pomaga jej wstać, nie oponuje, a wręcz przyjmuje z ulgą jego pomoc. — Chyba skręciłam kostkę — burczy, kuśtykając obok nieznajomego, aby zejść z ulicy na chodnik. No świetnie. I co teraz? Z zakupów nici, ale jak teraz wróci do domu? Chociaż może najpierw powinna pójść do szpitala, aby zbadali jej tę kostkę? Tylko, no właśnie, jak pójdzie, skoro nie może chodzić?
..........Obrazek
.............once I rose above the noise and confusion
.............just to get a glimpse beyond this illusion

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">013.
<div class="ds-tem4">Dallas & Kaylee</div></div>
</div></div></div></table>

— Pierdolony deszcz! — zaklął, wyładowując frustrację na klaksonie, który wydał z siebie piskliwy, nieco przytłumiony dźwięk. Samochód, którym się przemieszczał, miał już swoje lata, przez co nawet odgłos klaksonu wskazywał na chorobę starczą. Powinien był go wymienić. Niestety miał do niego zbyt duży sentyment, a poza tym nie widział potrzeby inwestowania kilkunastu tysięcy w pojazd, który w mgnieniu oka zniszczyłby się podczas przewożenia drewna oraz narzędzi, niezbędnych do zabawy w stolarza, która od pewnego czasu stała się jego głównym zainteresowaniem. Wysłużona furgonetka nadawała się doskonale do tego typu zadań. <br>
Wracał od rodziców; nawałnica, która od kilku dni wisiała nad Seattle, wywołała kilka zniszczeń wymagających natychmiastowej naprawy, którą nie chciał obarczać ojca będącego w podeszłym wieku. Mimo dyskomfortu spowodowanego wybitym barkiem poradził sobie z uprzątnięciem zwalonego drzewa, które upadając, zahaczyło o ścianę garażu, przy okazji wybijając okno. Niestety stracił przy tym sporo nerwów, co odbijało się na jego obecnym zachowaniu. <br>
Po raz kolejny nacisnął na klakson, irytując się, że samochód przed nim nie ruszył się z miejsca, skutecznie blokując przejazd. Po dziesięciu minutach osiągnął taki stopień wzburzenia, że nie bacząc na spływający po szybach deszcz, wyszedł z auta. Naciągnął kaptur na głowę i podbiegł do drzwi od strony kierowcy. Zapukał w okno, a gdy za szybą pojazdu dostrzegł zniecierpliwioną twarz Kaylee, zamarł. Piękne, przeszło mu przez myśl. Gestem pokazał jej, by uchyliła szybę. <br>
— Pomóc? — spytał, starając się zabrzmieć tak neutralnie, jak tylko potrafił. Kobieta powinna to docenić. Gdyby trafił na kogoś nieznajomego, prawdopodobnie dałby upust gorączkowym emocjom i zamiast pomocy zaoferowałby wiązankę przekleństw. Kaylee była jednak przyjaciółką Adore i choćby z tego względu, musiał wykazać się dobrymi chęciami.


*Pechowa, trzynasta gra!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • #20
Powiedzieć, że przechodziła właśnie przez okropny czas, to tak, jakby nie powiedzieć nic. Nie chciała absolutnie nikomu tego pokazać, ale przynajmniej przed samą sobą w końcu musiała się do tego przyznać – zwaliło jej się zbyt wiele na głowę, nie wyrabiała, nie dawała rady; ani fizycznie, ani tym bardziej psychicznie. Grała silną – spełniającą się fotoreporterkę, najlepszą mamę na świecie, świetną siostrę, dobrą przyjaciółkę i ogarniającą życie kobietę, ale nie, wcale tak nie było. Czuła, że zawodzi w każdym aspekcie. Kiedy deszcze nie ustawały, kiedy wiatry się nasilały, wpadła na najbardziej głupi pomysł na jaki mogła wpaść – zapragnęła zobaczyć czy z rodzicami wszystko okej? Jezus, nie widziała ich tak długo… pewnie można by liczyć nie tyle co w miesiącach, co w latach. Uskuteczniły z siostrami całkowitą odcinkę od swoich rodziców, same radziły sobie doskonale, tak jak zawsze licząc tylko i wyłącznie na siebie. Zupełnie jak w dzieciństwie. Pożałowała już w chwili, kiedy weszła, bo zdawało się, że zupełnie jej nie zauważali, kiedy pytała czy niczego nie potrzebują, czy sobie radzą, czy mają jakąś pomoc? Nie miało to sensu, boże, po co tu przyjechała? Czy oni w ogóle wiedzieli jak ich jedyny wnuk miał na imię? Kiedy w końcu naciągnęła płaszcz przeciwdeszczowy na siebie i już zamykała za sobą bramkę, naprawdę ciepło zrobiło się jej na serduszku, kiedy tata ją złapał i zapytał, czy chłopak dobrze się chowa? Boże, wspaniale. Teraz stojąc na skrzyżowaniu, gdzie sygnalizacja świetlna i tak nie działała, chyba… złamała się totalnie. W ostatniej chwili zatrzymała samochód przed ogromną gałęzią albo może i małym drzewem? I stała już tak… dobrych kilkanaście minut. Zawiesiła się. Za dużo. Grzmoty, deszcze, rodzice, rezygnacja z pracy, co ona najlepszego zrobiła, Jacob, Keylen, z którym bała się porozmawiać…boże, wystarczy, dość. Minęła minuta? Godzina? Czy nie powinna się ruszyć i spróbować tego przesunąć? Albo, co nie byłoby dość mądre w obecnej sytuacji, objechać to drugim pasem? Nie potrafiła. Świat się zatrzymał, a ona, zdawało się, razem z nim. Nie słyszała klaksonu, a dopiero kiedy kątem oka dostrzegła sylwetkę mężczyzny, a zaś doszło do jej uszu pukanie w szybę, potrząsnęła głową i otarła łzy. Kolejna kompromitacja. Brawo Kajli. Najpierw pokiwała głową na nie, ale zaraz później, patrząc przed siebie, kiwnęła kilka razy w górę i w dół. Tak, potrzebowała pomocy. – Tak, proszę – przełknęła ślinę, od razu decydując się wysiąść z samochodu. To nic, że przemokła w pierwszych kilku sekundach. Dopiero wtedy zerknęła na twarz mężczyzny. – Dallas – no pięknie. Wręcz fantastycznie. Poczuła się jak idiotka, kiedy zaproponowała kawę i zostało to zostawione bez odzewu, a przecież po prostu chciała podziękować za tak bezproblemowe załatwienie sprawy. A teraz proszę. Pewnie gdyby wiedziała, co łączyło go z Adore, to nawet nie proponowałaby tamtej beznadziejnej kawy. Skończona kretynka. Nieważne. – Pomożesz mi to przesunąć? – i pyk, już sobie zniknie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stabilizator, który częściowo unieruchamiał poszkodowany podczas akcji ratunkowej bark, znacząco utrudniał mu swobodne poruszanie się. Z powodu pechowej kontuzji, czuł się bezużyteczny. Miasto pogrążało się w chaosie. Pracownicy służb porządkowych stawali na głowach, żeby bez zwłoki usuwać powstałe przez wichurę oraz ulewny deszcz przeszkody, a on mógł jedynie biernie się temu przyglądać; wzburzenie tym spowodowane wzrastało z każda mijającą godziną, którą spędzał w bezczynności. Przyjemność, jaką sprawiał mu zwód strażaka, wynikała z udziału w tego typu operacjach. Czuł niedosyt adrenaliny. Zazdrościł kompanom z wozu sześćdziesiąt jeden, którzy wciąż byli na służbie. Pierdolony urlop zdrowotny! Na szczęście – choć nikt przy zdrowych zmysłach nie cieszyłby się z drzewa, które osunęło się na budynek – rodzice poprosili go o pomoc przy uporządkowaniu bałaganu powstałego na podwórzu przynależącym do rodzinnego domu. Przynajmniej miał czym zająć ręce – oraz głowę.
Ściągnął brwi, dostrzegając wyraźne rozemocjonowanie na twarzy Kaylee; uznał, że najlepiej będzie, jeśli nie spyta o powód, udając, że rzucające się w oczy zmartwienie, umknęło jego uwadze. Choć na takiego nie wyglądał, był całkiem spostrzegawczym mężczyzną. Jednak z uwagi na to, że nie znali się dobrze, pozwolił sobie nie drążyć powodów, przez które słone łzy zalśniły na jej zaczerwienionych policzkach. — Jasne — odparł i bez zbędnego ociągania ruszył naprzód samochodu, który swoimi reflektorami oświetlał złamany konar. Jego średnica była dość duża, ale z odrobiną szczęścia powinni poradzić sobie z jej odsunięciem. — Jeśli nie waży tony, powinniśmy dać sobie radę we dwoje — oszacował pół żartem, pół serio. Choćby zaparli się plecami o samochód, nie pokonaliby tonowego drzewa. — Spróbujmy je zepchnąć — zasugerował i nie bacząc na wybity bark, który od czasu do czasu mu doskwierał, ułożył dłonie na chropowatej powierzchni konaru. — Na trzy. Raz. Dwa. Trzy! — W towarzystwie niesłabnącego deszczu, kilku siarczystych przekleństw wyrywających się z ust Simmonsa oraz przy akompaniamencie świszczącego wiatru, udało im się poruszyć zwalistym klocem blokującym drogę. Sapnął. Wyprostował się i sprawną ręką pokracznie rozmasował kontuzjowane ramię. Nie narzekał. Nie miał ku temu powodów.
— Potrzebujesz gorącej kawy? Albo zimnej whisky? — spytał donośnym tonem, przekrzykując zacinający deszcz. Może nie powinien, jednak przeszło mu przez myśl, że może po prostu potrzebowała towarzystwa. — Młodym ktoś się opiekuje? Jeśli tak to zapraszam do siebie. Możesz jechać za mną. Poprowadzę cię — zaproponował, spoglądając na kobietę, która usiłowała ukazać jak najwięcej siły oraz hartu ducha w przyjętej postawie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zauważyła. Jak to możliwe, że nie zauważyła stabilizatora, który unieruchamiał jego bark. Naprawdę aż tak mocno się zwiesiła, że poprosiła o pomoc mężczyznę, który powinien stać ostatni w kolejce do pomocy komukolwiek teraz? Nie wiedziała kim był z zawodu, nie wiedziała, że pękało mu serduszko na samą myśl, że ekipa jego kompanów pomagała miastu, podczas kiedy jemu pozostało… pomaganie znajomym? Przecież to też było dużo. Bardzo dużo. Ale zdecydowanie nie powinien narażać (już i tak uszkodzonego) ramienia, żeby przesuwać konar drzewa, który blokował przejazd praktycznie obcej mu kobiecie. Przecież totalnie się nie znali. Powinna to ogarnąć. Powinna zachować się jak każdy normalny człowiek – porozglądać się dookoła i to ominąć, a może po prostu zawrócić i wjechać w inną ulicę? Przecież to nie było nic ciężkiego, było to totalnie do wykonania, jakim więc cudem ten mały element wystarczył, by całkowicie się rozpadła? Jak dobrze, że padał deszcz, który skutecznie gubił w swoich kroplach jej łzy. – Jezu, nie, przepraszam – ruszyła za nim, kiedy hardo wyszedł przed samochód, by zerknąć na, jak się okazało, dość potężną gałąź. No idiotka. – Nie zauważyłam, że twoja ręka… co się stało? – czy to było teraz ważne, skoro on machnął ręką i widziała, że nie odpuści? Była pewna, że przed walący w asfalt deszcz i tak nie usłyszał jej pytania. – Jesteś pewny? – chyba był, bo najwidoczniej czuł się jak w swoim żywiole i od razu rozporządził co, gdzie i do czego. Nie oponowała – za jego przykładem zaparła się o to drewno, a na wskazane słowo użyła całej swojej siły, by mu pomóc. Na niewiele się to pewnie zdało, gdzie jej siła w porównaniu do tej jego nawet, jeśli głównie korzystał tylko z jednej sprawnej górnej kończyny. Zerknęła na niego, słysząc jego słowa. – Nie, właściwie to powinnam już jechać – nie powinna, a jego propozycja wydała jej się śmieszna, nie wiedząc czemu. Czy zrobiło mu się głupio? Nie wiedziała. Wyglądało jednak na to, że ustalił sobie wszystko już z góry, za co właściwie była wdzięczna. Zignorował jej słowa, podając gotowe rozwiązanie. Może to i dobrze? Może właśnie szklanka dobrej whisky to było to, czego potrzebowała na koniec dnia. W domu czeka na ciebie dziecko, kretynko. Jakie whisky? Spojrzała na zegarek, ostatecznie kiwając głową. – Jest z nianią – dodała, choć właściwie już nie było sensu – Dallas już wsiadał do samochodu, czekając aż ona pójdzie w jego ślady, co w końcu zrobiła. Może jego też wypadałoby przeprosić za święta i naprawić choć jeden błąd z tego całego bałaganu. Jak dobrze, że to wcale nie było daleko.

/zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”