WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Nie patrzy na nią. Nie dlatego, że nie ma na co. Stoi tam, przecież – półnaga. W obwódce widoku dziwnie – nagle zupełnie – bezbronnego. Miednica opięta idiotycznie drogim kawałkiem bieliźnianego materiału. Drżący dekolt przecięty wyraźną linią obojczyka – przysłonięty zebranym pospiesznie kopczykiem ubrań, dociśniętym do piersi.
Fotografował ludzi w różnych konfiguracjach; ubranych, obnażonych połowicznie i w koncepcji pełnoprawnego aktu. Ciała otoczone warstewką farb i tkanin. Twarze, w które wpisany był ból, znudzenie, radość i przyjemne otępienie. Czasem – dobry gust. Innym razem – kontrowersja. A ona stoi tam, teraz. Z ciałem zaciągniętym bardziej woalem jego zapachu, niż czernią oddanej jej – po prometeuszowemu, jakby – skóry. I jest w tym widoku coś innego. Coś, czego nie doświadcza na co dzień.

Nie patrzy na nią, bo wie, że nie skończyłoby się to dobrze.
Próbuje na nią nie patrzeć; bo na próbę – w rzeczy samej – jest też wystawiony.

Chowa aparat do pokrowca, pokrowiec – do plecaka; i gapi się w jego środek, bo środek zagląda w niego dynamicznym pląsem. Potrzebuje chwili, żeby dźwignąć się na równe nogi (i sporej dozy samozaparcia, w walce ze wzbierającym w nim zmęczeniem). Ale wstaje. Przerzuca jedną z szelek przez prawe ramię. Dłoń unosi – dwa palce, krótkim cięciem przeprowadzone przez fragment powietrza – od skroni, na zewnątrz. Na pożegnanie – bez słowa.

Daleko masz stąd do domu? – pyta (po co?).
– Nie – odpowiada.
Szkoda – myśli sobie.

Myśli – i popełnia błąd. Bo decyduje się odprowadzić ją wzrokiem.
Najpierw – ciekawość. Taka zwykła, durna; jak wzrok wbija się w ekran filmiku puszczanego z iPhone’a – zaciekle ignorując tę po-upadkową pajęczynkę (miesiąc temu – na imprezie u Jacoba; z Bonnie na koncercie i potem – jak jej było na imię? – przy jakichś idiotycznych oskarżeniach, kiedy trzasnęła telefonem Zacha o blat jednej ze studenckich ławek). Z pajęczynką, która w narożniku szybki pojawiała się częściej, niż w domowych zakamarkach, podlegającym gruntownemu nadzorowi wyznaczanemu na co drugi parzysty dzień tygodnia. Czyli: jeszcze parę sekund. Tę scenkę tylko, do końca (ale wzrok oderwać – niełatwo).
Najpierw więc – ciekawość. Ciekawość odkładająca się u podeszew stóp ciężarem absurdalnym – bo nieistniejącym, ale dającym odczuwać się w sposób jak najbardziej realny.

Hej, Terry? Czujesz na sobie to spojrzenie?
Jakie ono jest? Jak myślisz?

Robi krok, tyłem zwrócony do tego umęczonego wektora ruchu. Kostkami haczy o siebie, ledwie zachowawszy równowagę. W język próbuje się ugryźć. Przecież wystarczyłoby odejść; zaniechaniem słowa ich znajomość posłać zawczasu na szafot. Profilaktycznie, niemal.

Hej, Terry? – woła (po-co?).

Nie żartuj sobie, co? Skończ z tym cyrkiem. Chodź tu.
Chodź tu, Terry; i daj sobie zaszkodzić pomóc.
Czujesz na sobie to spojrzenie? Jakie ono jest?

Jakim prawemmm… miałaby to być moja strata? – I co takiego miałbym, niby, postawić na szali ryzyka? Ktoś, kto mając wszystko – nie ma nic – całe życie gra na zasadzie va banque.
Słuchaj, mogę… mmmożesz wyjść ze mną, przezzz główne bramki. Powiem, że… – Powiesz? Stary, jesteś pijany w sztok. Cudem będzie, jeśli ten ruchomy slalom zataczającego się metra-siedemdziesiąt-trzy nie wzbudzi podejrzeń. Otwarcie ust z kolei było pewnikiem dla katastrofy. – Powiem, że pomagałaś mmmi przy… – Podnosi aparat. – Przy zdjęciach. Nooo, nie skłamałbym, nie?
Przecież jesteś na paru z nich.
Potem… zrobisz co chcesz. – Pociąga nosem. Wkłada ręce w kieszenie spodni. Głowę odwraca; spojrzenie wlepiając w punkt nieokreślony, nie-żywy (ale i nie-martwy – bo przecież rusza się, i wiruje, i pętelką świateł rozmazanych pogrywa sobie z błędnikiem chłopaka).

long story short: Teresa wylądowała u niego w domu - gdzie kulturalnie użyczył jej kanapy. Następnego dnia od Prescotta odebrał ją Othello. Chyba.

//zt x2

autor

preskot [on/jego]

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”