WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#22

Zapowiadał się bardzo ciepły, letni dzień. W takich chwilach Nate dziękował w duchu za takie wynalazki, jak klimatyzacja i mrożona kawa, które dziś miały przydać się szczególnie. Lubił lato, wtedy też mógł szaleć na świeżym powietrzu i zażywać adrenaliny do woli. Niestety, biorąc pod uwagę przejściowe, acz niezbędne zaniechanie regularnych ćwiczeń, to lato nie zapowiadało się tak dobrze. Kondycja i czujne oko Lavy nie pozwalały mu na takie wybryki, musiał więc je sobie odpuścić jeszcze na jakiś czas, obiecując sobie przy tym, że niedługo na pewno to sobie odbije.
Dlatego na razie musiał nadrabiać w inny sposób. Ciekawą odskocznią od dnia codziennego, przepełnionego pracą, okazała się propozycja Katharine, którą przyjął właściwie bez wahania. Trip za miasto w poszukiwaniu perełek do jej antykwariatu przeważyło w starciu z papierkową robotą. Wiedział, że nie uniknie wypełnienia tego uciążliwego obowiązku, ale otrzymawszy intrygującą alternatywę, z ulgą machnął na to ręką z myślą, iż jeden dzień w tę czy we wtę nie zrobi mu większej różnicy.
Poza tym, nie mógł przecież zostawić przyjaciółki w potrzebie! W końcu niedawno sam jej zaoferował, że może się z nią wybrać, jeśli trafi na dobrą okazję. Tak drobnej kobiecie przydałoby się wsparcie w postaci mięśni i przy okazji… dużego bagażnika. A kiedy ta chwila nadeszła, punktualnie o umówionej, porannej godzinie, pojawił się na podjeździe, trąbiąc przy tym na Wheterby, po czym sam wyszedł z auta wystawić osłoniętą ciemnymi okularami twarz do słońca.
Ostatnio zmieniony 2021-10-11, 20:19 przez Nathaniel Covington, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

#4

Katharine nie często sobie pozwalała na jakiekolwiek wycieczki bez dziecka, nawet takie na jeden dzień, czy popołudnie. Uwielbiała córkę i starałą się spędzać z nią jak najwięcej czasu, ale czasem dla dobra zdrowia psychicznego, jak i biznesu, decydowała się na coś takiego. Lydia w końcu miała też zajebistego ojca, który spokojnie mógłby się nią zająć i kilka dni, a nie tylko jedno popołudnie.
Kobieta dość intensywnie śledziła wszystkie informacje o pchlich targach, czy wyprzedażach garażowych w okolicy. Nie tylko w innych dzielnicach, ale przede wszystkim w okolicznych mniejszych miasteczkach, tam potrafiły się skrywać największe skarby. Tego dnia miał się odbyć spory pchli targ w miejscowości oddalonej o jakąś godzinę drogi. Pewnie, mogłaby sama pojechać, ale skoro jej przyjaciele czasem mieli ochotę na wycieczkę i spędzenie dnia z nią sam na sam, to dlaczego nie skorzystać! Była zadowolona, że Nathaniel nie tylko zaproponował, ale także zgodził się na ten wyjazd. -Już jestem! Zrobiłam mały napad na szafkę z przekąskami Lydii-zaśmiała się, wrzucając torbę zakupową na podłogę samochodu. Były tam krakersy w kształcie zwierzątek, tubki owocowe, soczki w kartonikach i tym podobne. Cóż, dorośli też muszą coś jeść.-Masz adres, czy podać Ci?-zapytała jeszcze, wiedząc że bez GPSa nie ma co ruszać się z miasta. Cóż, mimo wszystko, mimo tego, że poprzedni wieczór w domu państwa Wheterby nie był wcale taki udany, Katie była pozytywnie nastawiona na zakupy. No przecież to jest coś, co kobiety kochają najbardziej!

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

- Dobrze, że nie zna dokładnej jej zawartości, bo inaczej by Ci nie odpuściła - odparł rozbawiony. Lydia potrafiła być czasem twardą negocjatorką. A może po prostu to on, kochany wujek, nigdy nie potrafił jej niczego odmówić? - Przypomnij mi, gdzie to konkretnie miało być? - zapytał, mrużąc oczy podczas intensywnego wyszukiwania w myślach konkretnego adresu, bo miejscowość pamiętał, pozostawały tylko dokładne dane. Wsiadł do samochodu, żeby wpisać to, co podyktowała mu Kath, by po chwili GPS wyświetlił trasę.
- No dobra... Ach, mam dla Ciebie coś jeszcze - oznajmił i z uśmiechem na twarzy wręczył jej ulubioną kawę. Dla niego, z kostkami lodu, była dziś zbawieniem i jednocześnie przyjemnym orzeźwieniem, miał przeczucie, że przyjaciółka również będzie z tego powodu ukontentowana. - To co, teraz już w pełni gotowa na przygodę? - Poruszył sugestywnie brwiami i uśmiechnął się przy tym szeroko, bo kto wiedział, co mogło wydarzyć się po drodze… Nie raz już kiedyś gdzieś ruszali, nawet większą grupą i kiedy wspomniał w głowie stare, dobre czasy, to trochę za tym zatęsknił. Poza tym pożyteczne można było połączyć z przyjemnym.
Ruszenie z podjazdu na drogę i obranie kierunku poza granice Seattle sprawiały, że stawało się to coraz bardziej realne. Naprawdę dawno nie wyjeżdżał z miasta w innych celach, niż zawodowych. - Jak tam w ogóle u Ciebie? - zapytał, zerkając na kobietę. Zawsze ją podziwiał, że udało jej się tyle osiągnąć: wspaniałe małżeństwo, dziecko i do tego prowadzenie własnego biznesu. Coś, do czego kiedyś też dążył, choć już dawno przestał o tym marzyć. W każdym razie, Katharine miała tyle na głowie, a mimo to dawała sobie radę pogodzić wszystko, bez względu na sferę życia, zawsze na sto procent.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Lydia potrafiła pokazać charakterek, czasem ciężko ją było zbyć, ale generalnie była cudownym, uroczym i miłym dzieckiem. Choć za obrabowanie szafki ze smakołykami na pewno by się obraziła. Katharine była jednak spokojna, bo wiedziała, że przy najbliższych zakupach odkupi braki, a dodatkowo pewnie jej coś ładnego przywiezie z targu staroci, na który się właśnie wybierała z Nathanielem. Generalnie państwo Wheatherby nie mieli najmniejszych problemów z córką, jakoś sobie radzili jako rodzice i dlatego też myśleli o drugim dziecku, ale to na razie nie było im dane.
Brunetka zerknęła w telefon na konkretny adres, choć nazwę miasteczka pamiętała. Obawiała się jednak, że potrzeba bardziej szczegółowych informacji, aby GPS poprowadził ich poprawnie i to najlepszą, albo najkrótszą drogą.
-Ooo, tego mi było trzeba-uśmiechnęła sie, odbierając kubek. Cieszyła się, że też dostała mrożoną kawę, bo zwykłą już piła wcześniej, do śniadania. A że wstaje bardzo wcześnie, to już jej organizm zdążył zapomnieć, że coś tam piła.
-Jestem zwarta i gotowa. Już się nie mogę doczekać tego, co trafi w moje łapki-powiedziała, bo była podekscytowana tym, co będzie mogła kupić, choć oczywiście nie umniejszała roli obecności przyjaciela. Zazwyczaj sama jeździła na takie wycieczki, choć zdarzało się jej zabierać córkę ze sobą.
-W porządku raczej. Rozmawiałam ostatnio z Lav, że chce jakiś remont robić w swoim mieszkaniu... Więc nie wiem, czy nie zostaniemy zmuszeni do pomocy w pewnym momencie-zaśmiała się. Ona obiecała się zająć kupnem dodatków, ale jeszcze nie rozmawiały o niczym konkretnym, więc Kat nie wiedziała czego szukać. -Nie ma problemu, że musiałeś wziąć wolne w środku tygodnia?-upewniła się. Choć mężczyzna, tak jak ona, sam był sobie szefem, to czasem najtrudniej w takich sytuacjach zdecydować się na przyznanie sobie urlopu.

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Lydia była cudownym szkrabem, którą lubił rozpieszczać. Właściwie nie miał zbyt wielu znajomych z dziećmi, ale kiedy już mianowały go wujkami to nie miał oporów przed zabawą z nimi albo delikatnym dokuczaniem im. Kto wie, może gdyby losy nie potoczyły się inaczej, też mieszkałby w domku na obrzeżach miasta wśród wesołych okrzyków i śmiechów małych dzieci? Kiedyś nawet przemknęło mu to przez głowę, ale teraz ta wizja go odstraszała. W tamtych czasach musiał mieć mylne wrażenie o tego typu sprawach.
- A więc na co się nastawiamy? - Uniósł wysoko brew, rzucając spojrzenie sugestywne spojrzenie. Skoro jechali na pchli targ to musiała myśleć o czymś konkretnym, co uzupełniłoby jej kolekcję.
- Też o tym słyszałem. Ma znaleźć dla mnie plany pomieszczeń do ewentualnej demolki, więc chyba tego nie unikniemy. Jak się na coś uprze to nie ma zmiłuj - zawtórował jej śmiechem, nawet nie spostrzegając się, jak łatwo Kath zmieniła temat. Właściwie nie miał nic przeciwko wzięciu udziału w takim remoncie. Zawsze to odskocznia od tego, czym zajmował się w pracy, a jednocześnie po części miało to pewien związek. - No cóż, czasem tak trzeba. Ale sama dobrze wiesz, że szef nigdy nie ma pełnego urlopu, bo stale musi być pod telefonem. Mam jednak nadzieję, że przez jeden dzień nic się nie zawali - uśmiechnął się nikle na to nieoczekiwanie przewrotne stwierdzenie, bo równie dobrze mogło zawalić się dosłownie i w przenośni.
- A wiesz, co ostatnio odkryłem? W swojej kolekcji płyt natknąłem się na starą playlistę z naszych wojaży, kiedy było się jeszcze young and wild. - Sięgnął po porysowane opakowanie z bocznej półki drzwi i podał ją kobiecie. - Wydawać by się mogło, że płyta całkowicie się zdarła, a jednak potrafi jeszcze zaskoczyć - pokręcił głową z rozbawieniem na wspomnienia, które wywoływała ta płyta i jednocześnie zadawał sobie pytanie, czemu te lata nie mogłyby powrócić? Może nie było na świecie wehikułu czasu, ale te piosenki same w sobie dawały możliwość powrotu do dobrych czasów. - Musimy ją puścić na najbliższym wspólnym spotkaniu z resztą - westchnął teatralnie, bo właściwie rzadko zdarzało się, by spotkali się wszyscy razem. Niestety, w dorosłym życiu ciężej było ustalać daty spotkań tak, by wszystkim się to zgadzało.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Lydia miała niesamowitego farta, co do ludzi, którymi otaczali się jej rodzice. Wujkowie i ciocie, również te przybierane, tacy jak Nathaniel, rozpieszczali ją i mogła liczyć na nich w każdej sytuacji, czy to ochoty na lody, czy też przytulenia po rozbiciu kolana. Jeszcze trochę, a trzeba będzie jej w lekcjach pomagać, ale na to też pewnie można będzie liczyć bez najmniejszego problemu. Kathrine pierwszej córki i tak szybkiego macierzyństwa i małżeństwa nie planowała, ale musiała uznać, że los wiedział, w co ją wpycha bo w gruncie rzeczy była bardzo szczęśliwa przez cały czas. Pewnie, były wzloty i upadki, gorsze okresy czy problemy, ale kto nie jest w stanie z pełnym przekonaniem powiedzieć, że zawsze mogło być gorzej? Mogło, mogło też być lepiej, ale jest naprawdę dobrze. Ma pracę, rodzinę i przyjaciół. Zdrowie też raczej dopisuje, więc po co szukać na siłę problemów? Nate na pewno dojdzie w swoim życiu do momentu, kiedy powie, że zarówno na stopie służbowej i osobistej jest dokładnie tam, gdzie chce. Niezależnie czy to będzie za 3 miesiące, czy za 3 lata, zapewne będzie tak samo szczęśliwy.
-Na uzupełnienie magazynu, oprócz porcelany i książek, nie mam teraz za wiele ciekawych rzeczy na półkach, a że planuję niedługo urlop, to muszę się zabezpieczyć-Cóż, ona po prostu uwielbiała szperać w starociach, wyszukiwać perełki i tak dalej. Nie musiała ich posiadać na własność, aby ją to uszczęśliwiało. Mężczyźni raczej tego nie zrozumieją... A już na pewno nie pan Wheatherby, który co i rusz znajdował nowe wazony, misy i filiżanki w swoim domu, ups.
-W sumie fajnie, nowe mieszkanie, nowy start... Myślę, że tego potrzebuje-stwierdziła. W życiu ich przyjaciółki też wiele się działo, pewnie potrzebowała takiego projektu, aby się nim zająć, zamiast innymi sprawami. Kathrine to rozumiała i nie miała najmniejszego problemu, aby pomóc przyjaciółce w stworzeniu nowego wystroju.
-Też mam taką nadzieję, bo miałabym potem wyrzuty sumienia-stwierdziła, nijak nie zauważając jakiegoś podtekstu, czy dziwnego tonu głosu, który mógł świadczyć, że te słowa mężczyzny mają jakieś drugie dno. A może powinna?
-Nate! Błagam, powiedz, że zrobiłeś z tego playlistę i masz ją przy sobie!-aż się obróciła i spojrzała na przyjaciela błagalnym wzrokiem. Stworzyć coś takiego w spotify czy innym apple music to przecież była chwila, a oni maja jeszcze trochę czasu przed sobą w aucie i drogę powrotną! Takie słuchanie Britney Spears, czy Maroon 5 na pewno by im umiliło podróż.-Też, muszę pogadać z Kevinem, kiedy ma czas, to zorganizujemy jakiegoś grilla u nas w ogródku-zaproponowała. Letnie wieczory idealnie nadawały się na takie spotkania, nawet jeśli nie cała ekipa ze swoimi drugimi połówkami byłaby w stanie przyjść.

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

W jej wypowiedzi jedna rzecz przykuła szczególną uwagę Nate’a - urlop. W natłoku wszystkich spraw, zaprzątających ostatnio jego głowę, nawet nie zauważył, że zrobiło się lato, co oznaczało wakacje, planowany często z wyprzedzeniem należyty czas wolny. Owszem, widywał w grafikach gdzieniegdzie specjalnie oznakowane pola, ale tym akurat nie musiał się przejmować, bo tym zajmował się kadrowiec. I takim oto sposobem Covington właśnie zdał sobie sprawę, że nie zaplanował żadnego wyjazdu. Trzeba było przemyśleć sprawę!
- Wyjeżdżacie gdzieś? Beze mnie? - zapytał na początku z jawnym zainteresowaniem, a w drugim pytaniu krył się pewien wyrzut, przy którym w kąciku ust błąkał mu się psotny uśmieszek. To oczywiste, że nie zamierzał pchać im się na głowę, w końcu familia miała prawo spędzić trochę czasu w swoim własnym towarzystwie i odpocząć od osób trzecich. Należało im się. Nate nie mógł nic poradzić na to, że wśród najbliższych zdarzało mu się zwyczajnie luzować i wygłupiać, co było przyjemną odmianą dla powagi w pracy i oficjalnych spotkań.
- No, pewnie. Dlatego jeśli uda mi się znaleźć coś wartego uwagi to nie omieszkam podarować tego Lav na parapetówkę. Mam tylko nadzieję, że nie nabędzie żadnego kota, jak to przy rozmowie o remoncie wspominała - westchnął z udawanym niepokojem, choć już tłumaczył Lavender, że to mogłoby stanowić gwóźdź do trumny ich przyjaźni. On był zdecydowanie w team pies. Niedawno dowiedział się, jak ciężki okres ją czekał, dlatego jeśli jakieś zwierzę dla towarzystwa to tylko czworonóg z merdającym ogonem.
- Daj spokój. I tak gorzej już być nie może - stwierdził niedbale ze wzruszeniem ramion, jakby chciał pokazać, że rzeczywiście w tej chwili miał to gdzieś. Wypadek na budowie i ciągnąca się przez to już prawie rok sprawa z osądzaniem pracowników, w tym jego samego i zbrukanie dobrego imienia ojca były już wystarczająco dołujące. O ile nie miała wydarzyć się kolejna katastrofa budowlana w pracy, to ewentualne opóźnienia dało się przeżyć.
- Wiem, że wolisz nowocześniejsze podejście do muzyki, ale płyta to jednak płyta. Tę tutaj też da się odtworzyć - mrugnął do niej okiem, wskazując na trzymane w ręku stare opakowanie, zawierające z tyłu odręcznie pisaną listę piosenek, które mogła włączyć na odtwarzaczu w aucie. - Oczywiście później prześlę Ci playlistę na spotify - dodał rozbawiony, bo przewidział taką możliwość. Znany był z kolekcjonowania płyt kompaktowych, których miał pokaźną kolekcję. A skoro w mieszkaniu posiadał odpowiedni sprzęt do robienia odpowiedniego klimatu, to w samochodzie również był na to przygotowany. - O, świetny pomysł! Byłaby to idealna okazja do przedstawienia wam kogoś - rzucił tajemniczo. Znajomi pewnie domyślali się, że Nate z kimś się okazjonalnie spotyka, ale nigdy nie był na takim etapie relacji, by celowo przyprowadzić dziewczynę na spotkanie z przyjaciółmi, więc to dopiero byłoby zaskakujące wydarzenie.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Nie da się ukryć, że każdego roku urlop był momentem, na który Katherine czekała i odliczała dni. Wystarczyło jej raz w roku, dwa tygodnie beztroski, ciepła i szumu fal. Nie była typem podróżnika, nie pasjonowało jej zdobywanie górskich szczytów, ani kolekcjonowanie pieczątek w paszporcie. -Wiesz, że zawsze przyda nam się opieka do Lydii-zażartowała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie powinna traktować tych wyrzutów ze strony mężczyzny zbyt poważnie, a z drugiej strony wiedziała, że ludzie czasem mieli problemy z tym, aby wyjechać na urlop, kiedy nie ma się drugiej połówki. W końcu po trzydziestce albo ma się rodzinę, albo chociaż tymczasowego chłopaka/dziewczynę, a bycie piątym kołem u wozu mało kogo pasjonuje. Choć absolutnie nie znaczy, że miała jakieś obiekcje co do Nejta, czy traktowała go jakoś gorzej, czy też oceniała go.
-Wiem, że wolisz psy, ale skoro ona chce mieć kota, to niech go sobie ma-zaśmiała się. Ona sama nie specjalnie była zwolenniczką zwierząt domowych, nie planowała mieć ani psa, ani kota, ani koszatniczki, szczura czy też krokodyla. Jednak, jeśli córka zacznie ich na coś namawiać, to trzeba będzie się nad tym zastanowić. Przede wszystkim jeszcze Kevin miałby coś do powiedzenia.
-Pamiętaj, że w którymś momencie dotkniesz dna i się od niego odbijesz i poszybujesz w górę-powiedziała. Każdy ma gorszy czas. Covington miał problemy zawodowe, które na pewno oddziaływały na jego życie osobiste, u Wheterbych problemy były raczej natury osobistej i nie mówiła o nich zbyt wiele.
-Po prostu nie wiedziałam, że masz jeszcze odtwarzacz w samochodzie, bo ja na przykład nie mam-zaśmiała się. Wiadomo, w dzisiejszych czasach używanie spotify, czy innych elektornicznych źródeł było łatwiejsze i nie trzeba było pamiętać, aby zabrać ze sobą wszędzie, gdzie chciało się czegoś posłuchać. -Uwaga, puszczam-ostrzegła, pochylając się nad radiem, przyciskami i tak dalej, aby uruchomić muzykę. I już chwilę później w głośnikach brzmiała już Avril Lavigne. A ona jakimś cudem wciąż znała słowa piosenki na pamięć, choć od lat tego nie śpiewała, ani nie słuchała.
-Przedstawienia kogoś? Nathanielu Covington, spowiadaj się ze wszystkiego. Kto to jest, gdzie ją? Jego?-zawahała się w imię poprawności politycznej, którą oczywiście wspierała. Nie miałaby żadnego problemu z tym, jakby jej przyjaciel okazał się gejem-Poznałeś, długo się już znacie?-zasypała go lawiną pytań, tuż po tym, jak jednak ściszyła muzykę, bo to śledztwo wydawało się jej ważniejsze.

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

W kwestii spędzania wolnego czasu Kate była zupełnym przeciwieństwem Nate’a, gdyż ten uwielbiał podróżować, odkrywać świat i siebie na górskich szlakach i wyjeżdżał, kiedy tylko mógł sobie na to pozwolić. To jednak nie przeszkodziło im w utrzymaniu bliskiej przyjaźni. - Och, taak. Skąd wiedziałaś, że moim najskrytszym marzeniem zawsze było bycie nianią? - zapytał, udając kompletne zaskoczenie. Na moment zatrzymał się przy tej myśli. Ze swoją niemal anielską cierpliwością byłby wspaniałym panem przedszkolanką (bo chyba nie przedszkolaninem? Język polski być trudny). A jakie powodzenie miałby wśród mam! Sprawa była warta głębszego przemyślenia! Gdyby więc nie powiodło mu się w budownictwie to miał idealne wyjście z sytuacji.
- I Ty, Brutusie, przeciw mnie? - odparł, rzucając jej krótkie spojrzenie spod zmrużonych powiek, po czym odwrócił wzrok z powrotem na drogę i westchnął tak, że aż zadrżał mu podbródek. W jego uszach brzmiało to jak zdrada! Na szczęście tylko udawał to poruszenie, opanowując je do perfekcji. Miał świadomość czystego teoretyzowania na temat pomysłu z futrzakiem, więc tak naprawdę nie miał co do tego żadnych obaw.
- Z którego sloganu reklamowego to wyciągnęłaś? - zapytał podejrzliwie z półuśmieszkiem, próbując poważny wątek zmienić w żart i rozluźnić atmosferę. Niee, nie miał na razie ochoty rozmawiać o trudnych sprawach czy nawet o nich myśleć i miał nadzieję, że Katharine to zrozumie.
- I dlatego zaproponowałem jazdę moim autem - powiedział żartobliwie. Mimo pogoni za przygodą i interesowaniu się nowinkami technologicznymi, w wielu sprawach był tradycjonalistą. Poniekąd było to kwestią wychowywania się w rodzinie, w której kultywowano dbanie o drobiazgi i swoje hobby. Jego rodzice byli prawdziwymi wzorami do naśladowania, którzy obudzili w nim skłonności do tradycji. - Umiesz tym w ogóle sterować? - zapytał zaczepnie ze śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Tak bardzo lubił się droczyć. Przed kuksańcem mogło ratować go trzymanie kierownicy, więc jakoś szczególnie nie przejmował się konsekwencjami. Bo co taka mała kobietka mogła mu zrobić?
- Że… - aż się zakrztusił zaskoczony. - Że co, proszę? Jakie jego? Co Ty mi tu sugerujesz? - rzucił całkowicie rozbawiony i jednocześnie wyciągnął rękę, żeby ją przyjacielsko szturchnąć. Kurde, no tego się nie spodziewał! - Teraz się zastanawiam, czy to dobry pomysł na zabranie jej do Was. Narobicie mi jeszcze przypału i ją wystraszycie - zaśmiał się, celowo nie odpowiadając na tę lawinę pytań. A niech teraz jeszcze trochę zżera ją ciekawość!

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Znajomości, aby przetrwały, wcale nie musiały być idealne i takie same - często to przeciwności się przyciągały. Patrząc na to, że Kathrine i Nate nie poznali się i polubili nie przez wspólne hobby, a dużo wcześniej, w szkole zapewne, czy takim czasie. Było ich więcej w grupce, nie każdy musiał z każdym spędzać wolny czas. Przecież na przykład teraz nie było z nimi Lavender, ani Sebastiana, to nie było nic złego, inni nie byli zazdrośni o to, że akurat ta dwójka się umówiła bez nich, nie byli już dzieciakami.
-Lydia mi zdradziła któregoś dnia, przed snem-brunetka doskonale wiedziała, jak Nathaniel doskonale radzi sobie z jej córką, że ta go uwielbia i tak dalej. Wiedziała również, że sama czuje się dość dobrą matką, a za nic w świecie nie chciałaby opiekować się innymi dziećmi. No może poza swoim własnym, o które się nieskutecznie starali. Po prostu nie zniosłaby obecności tylu innych wrzeszczących dzieciaków!
-No co, Lav jest dorosła, niech sama decyduje o sobie-wzruszyła ramionami. Wiedziała, że Covington w gruncie rzeczy by się nie wtrącał, a wcale nie zdziwiłaby się, jakby po kilku wizytach u przyjaciółki lubił podrapać rzeczonego kota za uszkiem czy pobawił by się piórkiem z nim. Koty już tak mają.
-Dno się po prostu nie może urwać, nie można ciągle lecieć w dół!-stwierdziła, bo sama też niespecjalnie lubiła motywacyjne książki i tak dalej. Choć sama też czasem potrzebowała coś przeczytać, skoro nie była gotowa na rozmowę z kimkolwiek.
-No dobra, tu masz rację. U mnie byś płyty nie puścił-a ona naiwnie myślała, że chodzi o jej kierowanie autem! Przecież była dobrym kierowcą, Kevin nie bał się wsadzać do jej samochodu ich jedynego dziecka!-Myślę, że sobie poradzę. Kiedyś takich rzeczy używałam na co dzień-przewróciła oczami. Nie była kretynką, nie była to fizyka kwantowa, powinna sobie poradzić z puszczeniem muzyki.
-No co? Co jest złego w tym, że dla mnie ważne, abyś miał kogoś bliskiego, niezależnie od płci? -zapytała, nieco oskarżycielskim tonem. Ona była tolerancyjna, nie obchodziło jej to, czy Nate sypiał z kobietą, czy mężczyzną. To nie było przecież nic złego, po co tak się oburzać!-Czy my kiedyś skompromitowaliśmy Cię przed kimkolwiek? Wiesz dobrze, że nie...-zauważyła, choć prawda mogła być nieco inna, zwłaszcza ta zamierzchła, z młodzieńczych lat, kiedy potrafili dużo bardziej otwarcie robić sobie żarty z siebie nazwzajem.-Nate, stacja. Muszę siusiu-zauważyła po kilkunastu minutach jazdy.

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Należeli do dosyć sporej grupki znajomych w czasach szkoły, w której każdy był swojego rodzaju indywidualistą, podążającą własnymi drogami. Mimo zróżnicowanych poglądów na świat i hobby, wszyscy potrafili się dogadać i podświadomie uczyć się od siebie pewnych rzeczy. Spędzając czas razem zacieśniali więzy i to było fantastyczne. A kiedy po szkole każdy ruszył w swoją stronę, część z nich potrafiła zachować przyjaźń, która trwała do dziś. Dorosłe życie nie było proste i nie zawsze mogli razem znaleźć się w tym samym miejscu, czy to w życiu, czy po prostu w Seattle, ale potrafili się wspierać.
- Ach, i wszystko jasne - pokręcił głową z rozbawieniem. Czasem mu się zdarzało zostawać dłużej u Wheterby’ch, a wtedy nie trzeba było długo prosić, by przeczytał Lydii bajkę na dobranoc. Oprócz tego czasem rozmawiali na bardzo poważne tematy, z którymi zmagała się sześciolatka, więc całkiem możliwe, że podczas niedawnego spotkania trafiły się im głębokie przemyślenia na temat zostania nianią.
- Ale mówię o tym z czystej troski o nią! Jakoś nie widzi mi się Lav do obrazka starej panny z kotem - cmoknął w niezadowoleniu. Patrząc na sprawę poważnie, przeżywała ciężkie chwile i musiała dbać o siebie, więc nie zaszkodziłby jej towarzysz w dowolnej formie. Choć najlepiej, gdyby spotkała na drodze swojego prawdziwego rycerza na białym koniu, a nie giermka wystrojonego w zbroję swego pana na kucyku.
- Okej, to trafia do mnie lepiej. Zawsze można po prostu tam zostać - przyznał, kiwając beztrosko głową w rytm muzyki, jakby rozmawiali co najmniej o pogodzie. Był z natury uparty, co, zależnie od sytuacji, stanowiło jednocześnie zaletę i wadę. - Ale miło mi, że wierzysz w mój szczęśliwy koniec, dzięki - dodał poważniej po chwili namysłu. Wiedział, że się starała i chciał, żeby miała tego świadomość w nadziei, że zrozumie jego lakoniczność w sprawie. Rzadko się otwierał i niełatwo było mu o tym rozmawiać.
Zaśmiał się na jej słowa. A jednak przyznała mu rację. Niby malutkie zwycięstwo, ale dobrze smakowało! - Mam znajomego, który zarzeka się, że odkąd parę lat temu ostatni raz pływał, nie umie już tego robić - wzruszył ramionami i znacząco zerknął na Kate. W końcu nigdy nic nie wiadomo!
- Nic, ale to takie… niecodzienne słyszeć aluzje, biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie miałem problemu z powodzeniem u kobiet, a do tych z silną osobowością mam szczególną słabość - zaśmiał się pod nosem, nadal w żartobliwym nastroju. Nigdy nie ukrywał się ze swoimi preferencjami, dlatego przyjaciółka kompletnie go zaskoczyła, ale miał niezły ubaw. - Oo, gdyby tylko Maeve tu była, zdecydowanie wyciągnęłaby najbardziej soczyste fakty z mojego życia. W tej kwestii to Wam ufam bardziej - mrugnął porozumiewawczo okiem, mimowolnie na moment wracając wspomnieniami do wspomnień. Cholernie tęsknił za swoją BFF.
Posłusznie zjechał do najbliższego możliwego punktu i zerknął na billboard z ofertą baru. - Hej, jesteś głodna? Mamy nawet dobry czas, a te naleśniki aż wołają o recenzję - zaproponował z zawadiackim uśmiechem. Wcześnie wstał, dlatego oferta pasowała w sam raz na drugie śniadanie.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Pewnie, w wieku dorosłym nie chodzi o to, aby wymieniać wiadomości z przyjaciółmi 24 godziny na dobę, czy spotykać się regularnie w piątkowy wieczór. Chodziło o to, aby móc rozmawiać niezależnie od tego, kiedy ostatni raz mieli dla siebie czas, a z drugiej strony być gotowym aby rzucić wszystko, gdy tylko jest potrzeba, i pojawić się niczym rycerz w lśniącej zbroi. Katherine starała się znaleźć zawsze czas dla swoich znajomych, ale jako jedyna, czy jedna z niewielu, miała też swoją rodzinę i dziecko. Nie była singielką, miała też inne priorytety w życiu. Jednak ceniła bardzo swoich przyjaciół i starała się być dla nich.
Młoda Wheterby jeszcze nie do końca wiedziała co to znaczy zachować tajemnicę, ale też mówiła to, co jej przyszło do głowy, co ślina na język przyniosła. Widać było, że ceniła Nathaniela i to na pewno wiele mówiło o mężczyźnie. Wiele dobrego.
-Lav nie zostanie starą panną z kotem tylko dlatego, że ma kota-zauważyła, choć tak naprawdę podzielała zdanie przyjaciela. W takich chwilach jak ta, Lavender przydałby się mężczyzna w życiu, ktoś kto o nią zadba i ktoś, na kogo będzie mogła liczyć. Jednak jak nie teraz, to może wkrótce, przecież miała mimo wszystko całe życie przed sobą.
-Oczywiście, że wierzę. Chce wszystkiego dobrego dla was wszystkich, niezależnie od tego, z kim czy w jaki sposób. -wyjaśniła. Może Nathaniel pamiętał, bo raczej o tym wiedział, że Kath z Kevinem na początku swojej znajomości na pewno się nie polubili. Dopiero z czasem polubili się, a potem pokochali. Dlatego wierzyła, że nie musi to być miłość od pierwszego wrażenia, aby być szczęśliwym.
-No fakt. Przepraszam, że chciałam być tolerancyjna i otwarta na wszelkie rozwiązania-uśmiechnęła się. Serio, Nate nigdy nie dawał znaków, że może być zainteresowany płcią własną, czy że kobiety dały mu tak popalić, że daje sobie z nimi spokój, ale tak naprawdę nigdy nie zaglądała mu do łóżka, czy do tindera, aby sprawdzić, kogo przesuwa w prawo i jakie ma ustawienia tak naprawdę. Jej to nie interesowało, zaakceptowałaby każdego u boku Covingtona.
-Ja wolę podpuszczać Cie, abyś sam puścił farbę, niż zadawać niewygodne pytania-przyznała niewinnie. Ona nawet nie potrafiła aż tak drążyć, zadawać niewygodnych pytań i tak dalej.
-Pewnie! Możesz mi zamówić z boczkiem i syropem klonowym, jak nie chcesz czekać na mnie-powiedziała, zatrzaskując drzwi auta i udając się do budynku toalet. Zamówienie w temacie naleśników miała opanowane do perfekcji. Słodkie naleśniki miały swój urok, ale zawsze dojadała to po córce, więc swoją porcję wolała mieć wytrawną. No, poniekąd bo syrop klonowy był słodki

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Posiadanie własnej rodziny i kierowanie się przez to zupełnie innymi priorytetami było w tych czasach unikatem. Można by pomyśleć, że takie osoby z czasem przestawały się odnajdywać wśród singli, i wzajemnie, ale w przypadku ich paczki na szczęście było całkowicie na odwrót. Dzięki Katherine, jej mężowi i córeczce wszyscy mieli możliwość znalezienia równowagi. Mimo wielu bodźców z zewnątrz, widok szczęśliwej rodziny podświadomie wpływał na skryte marzenia o założeniu własnej. Przynajmniej tak działała na Nate’a relacja z Wheterby’mi.
- Mam taką nadzieję. W innym razie trzeba będzie poważnie zastanowić się nad potencjalnymi kandydatami i ewentualną swatką - stwierdził żartobliwie, choć z chęcią podjąłby się takiego specjalnego zadania. Jakkolwiek mógł sobie żartować z Lavender, tak w rzeczywistości naprawdę był w stanie zrobić dla niej wszystko. Tak, jak dla każdego z ich grupy.
- To jest nas dwoje - przyznał, z wolna kiwając głową. Tu miała zupełną rację. Wszystkim kibicował z całych sił, by jak najlepiej im się wiodło. Nie było miejsca na zazdrość czy uprzedzenia. Jeśli ktokolwiek miał być szczęśliwy, to niezależnie od okoliczności czy innych czynników, które mogłyby ewentualnie próbować to powstrzymać. I choć może nie wychodziło mu to ostatnio najlepiej, to chciał brać czynny udział we wszystkich etapach doli i niedoli przyjaciół.
- Spoko, Kath. Jakby miało się coś zmienić to dam Ci znać jako pierwszej - mrugnął do niej porozumiewawczo okiem. Oczywiście, sam nie miał nic do innych orientacji, ale raczej nie potrzebował eksperymentować. Na ten moment wystarczyły mu eksperymenty z jedną, konkretną kobietą. Ale o szczegółach przyjaciółce nie zamierzał się chwalić.
- Oo, nie, nie dam się w to tak łatwo wrobić - zaprzeczył rozbawiony. Niewiele osób potrafiło go zagiąć. Albo przemawiała przez niego pewność siebie. Bo może Lava jednak nie uciekłaby od razu, dowiadując się kilku ciekawych faktów z życia młodego Covingtona?
Wszedł do przyjemnej, przydrożnej knajpki, w której można było spotkać typowych kierowców z trasy i złożył zamówienie. Kiedy Katharine usiadła na miejscu zajętym przez Nate’a, na stole, oprócz wcześniej przyniesionych napojów, pojawiły się parujące naleśniki. Mężczyzna tym razem postawił na wersję z serem i malinami.
- Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłem takie rzeczy w trasie - przyznał, zajadając się swoją porcją. Po dość przeciętnym wyglądzie miejscówki nie spodziewał się takich pyszności. W czasie wyjazdów zwykle był to jakiś hot dog ze stacji benzynowej, bo w pośpiechu starał się nie robić zbyt wielu przystanków. Dlatego pewnie takie chwile mu umykały.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Mogło w tym coś być, że jednak osoby posiadające rodzinę lepiej dogadywały się z takimi samymi osobami, a bezdzietne z singlami. Miało to sens, bo rodzice lubili chwalić się dziećmi, osiągnięciami. Mieli pytania, dylematy i tak dalej, a tutaj samotni i nie posiadający dzieci nie potrafili nie tylko doradzić, ale najczęściej nie chcieli tego słuchać. Kath była szczęśliwa w tym aspekcie, że jej znajomi nie wybrzydzali i nie obrażali się, gdy miała dla nich mniej czasu, a jak przyprowadzała córkę ze sobą, to zabawiali ją i cieszyli się z jej obecności. To też nie było wcale takie często spotykane. Brunetka starała się znajdować czas dla wszystkich po równo. Dlatego tym razem była całym ciałem i duszą dla Nathaniela, żadnych rozmów o pracy, ani o dzieciach. Mogli rozmawiać o głupotach, o rozterkach sercowych, ale to miał być taki wypad, jak za czasów licealnych, zanim Katherine poznała Kevina i się w nim zakochała.
-A masz kogoś kto by się dla niej nadawał?-zapytała. Cóż, można było tego nie nazywać swataniem, ale nie zaszkodziło poznać ich ze sobą. Na przykład na tym grillu, o którym wspomniała kobieta. Był to plan, ale każdy pomysł był dobry i mógł się sprawdzić. Skoro mieli być już i tak w większym gronie, bo Covington miał zabrać wybrankę swojego serca, to może i to swatanie nie wyglądałoby tak bardzo oczywiście.
-Wiesz dobrze, że w gruncie rzeczy bardzo prosto do tego doprowadzić. Wystarczy rzucić jakiś temat i dziewczyna zacznie sama się dopytywać, a Ty przecież nie odmówisz jej słodkim oczkom, prawda?-powiedziała niewinnie. Nie znała dziewczyny, nie wiedziała jakie ta ma oczy i tym podobne, ale było to więcej niż prawdopodobne. Mężczyzna musiał to przyznać, że nawet jak ktoś nie będzie się starać, to coś takiego może się wydarzyć.
-W trasie też nie wiem, ale sześciolatka nie ma zbyt wysublimowanych kubków smakowych-zaśmiała się, sama chętniej zjadłaby jakieś owoce morza, czy tatara, ale dzieci takich rzeczy nie jedzą. Jak na potwierdzenie swoich słów, dziabnęła swoim widelcem jedną z malin na talerzu przyjaciela.-Brakuje jeszcze kupienia czipsów, piwa i niespania do szóstej rano w jakimś podrzędnym hotelu, aby było dokładnie tak jak w liceum-zauważyła, z lekką nostalgią. Choć wolała raczej te przyzwoite hotele, w których zatrzymywała się z mężem, to wcale nie znaczy, że gardziła ich nastoletnimi przygodami.

autor

B.

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

I Nathaniel potrzebował spędzenia czasu w tak beztroski sposób, na rozmowach o wszystkim i niczym. I miał do tego cudowną partnerkę, dlatego niezmiernie cieszył się, że na Katherine zawsze mógł polegać.
- Nawet, gdybym poznał ją z jakimś kolegą z pracy to nie jestem pewien, czy potrafiliby znaleźć wspólny język. Wiesz, chłopaki bywają zafiksowani na tematy budowlane - lekko się skrzywił. Niewiele kobiet podzielało pasję do budownictwa i on sam wolał rozmawiać o branżowych sprawach jedynie z kobietami, które napotkał na swojej drodze podczas pracy. Wiedział, że w innym wypadku mógłby stać się po prostu nudny, a nie tego po nim oczekiwano, zwłaszcza na pierwszych spotkaniach. - A może raczej znajdzie się ktoś z Twojego grona znajomych, podzielających opinie o założeniu rodziny? - zasugerował. To był o wiele lepszy strzał. Kobiety zwykle kierowały się właśnie takimi priorytetami i Lavender też raczej patrzyła na przyszłość w takich kategoriach. Jeśli mu tego nie powiedziała wprost to przynajmniej takie miał wrażenie.
- A wtedy wy będziecie przypatrywać się moim tłumaczeniom z wielkim ubawem - dokończył jej myśli nieco ironicznie, przytakując przy tym z wolna głową. Tak, to było więcej, niż pewne, że na grillu wpadnie na minę. Niejedną, zastawioną przez przyjaciół. Musiał więc naprawdę zastanowić się, ile w stanie była Lava wytrzymać. Albo ile pytań był w stanie znieść.
- Jest jedyną osobą, dla której byłbym w stanie zrobić takie pyszności - zawtórował jej śmiechem. Naleśniki to był smak dzieciństwa i przywoływał dobre wspomnienia. Teraz rzadko kiedy wykonywał je według podstawowej receptury, a takie przecież najbardziej przekonywały dzieci do jedzenia. Dzieci były takie mądre - cieszyły się z najprostszych rzeczy, bez żadnego wydziwiania i udziwniania spraw. - Powiedz tylko jedno słowo, a wszystko mogę zaaranżować - odparł wesoło, sprawnie manewrując widelcem po swoim talerzu. Za tymi czasami tęsknił bardziej z powodu klimatu, jaki wtedy się tworzył, niż wątpliwych wygód. Życie przyzwyczaiło go do lepszego, więc fajnie byłoby wrócić do korzeni, choć wiedział, że jego czcze marzenia pozostaną już tylko marzeniami.

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”