Nie wyczuł jej potrzeby dopieszczenia własnego ego dodatkowymi komplementami. Może i by to zrobił, ale to, jak Aimee na niego spojrzała… to, jak szeroko i szczerze się uśmiechnęła… nie wiedział, co działo się w jej głowie, ale pod nim ugięły się kolana. Znał doskonale to spojrzenie. Pełne zaangażowania, pragnienia, zaufania i oddania. Poczuł ucisk w dołku. Tak dawno nie doświadczył tego uczucia! Uciekał przed nim latami nie chcąc przeżywać powtórki z rozrywki. Przygryzł policzek od środka, bo cholera, to była jedna z przyjemniejszych rzeczy, jakie mu się przydarzyły od dawna. Po umorzeniu procesu poczuł ulgę i lekkość. Ale dzisiaj, stojąc kilkanaście centymetrów od Aimee i mówiąc o uczuciach, o szacunku do niej… Przez chwilę, krótką, niedorzeczną, absurdalną pomyślał, że mógłby patrzeć w te oczy codziennie...
Jej reakcja wybudziła go z tych rozmyślań. Przynajmniej odetchnął z ulgą, że nie wybuchnęła płaczem. Relacja z kobietą w ciąży - szczególnie tak emocjonalną jak Aimee - która nie powinna się denerwować, była niczym rozbrajanie bomby. Tym razem udało mu się powstrzymać wybuch, ale stąpał po cienkim lodzie i był świadomy, że jeden fałszywy krok i czeka go katastrofa. A to
W porządku naprawdę było w porządku. Ale Aimee nie byłaby sobą, gdyby zostawiła to w tak prostej formie. Parsknął krótko na jej obietnico-groźbę kręcąc głową z rozbawieniem i - pod wpływem impulsu, którego nie był w stanie w sobie stłumić - skradł jej szybkiego całusa. -
Myślę, że będę w stanie wziąć to na klatę. - Puścił jej oczko uśmiechając się trochę przepraszająco, a trochę zaczepnie. Właściwie to fakt, że Aimee z nikim się nie spotykała od kiedy się przespali, powinien traktować jako przeszkodę w dalszej swojej intrydze. Gdyby miała kogoś “w zastępstwie”, łatwiej przełknęłaby gorycz rozczarowania, jakie niewątpliwie czekało ją u boku Miltona. A jednak zamiast tego był irracjonalnie zadowolony, jakby mógł mieć do tego jakiekolwiek prawo. Nie mógł ukryć tego, że humor mu się poprawił po jej wyznaniu. Dlatego klasnął w ręce radośnie biorąc się do roboty. Kiedy ustawiła się przy ścianie pierwsze, co Eric zrobił, to roztarcie swojej plamy z policzka na jej nosie i policzku. -
Należało ci się! - rzucił szybko na usprawiedliwienie i zaczął malować kontur, żeby nie mogła się odwdzięczyć tym samym. -
Nie wierć się, bo “przez przypadek” dorzucę ci kilka centymetrów w talii - zagroził z rozbawieniem i przykucnął, aby odrysować jej nogi. Szybko poszło i gdy już się wyprostował zauważył, że w kilku miejscach pobrudził jej farbką ubranie. No cóż, trudno. Ale z plamami wydawała się jeszcze bardziej radosna, o ile w ogóle było to możliwe. -
Pięć kilo? Nie wiem, czy stać mnie na tyle jedzenia, żeby przytyć. Obawiam się, że moja przemiana materii może mieć w tym temacie odmienne zdanie. Ale jeśli tego sobie życzysz - twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! - skłonił się niczym prawdziwy dżentelmen. -
Tylko potem proszę nie narzekać, że się zapuściłem! - Dla symetrii pacnął najpierw ją pędzlem w drugi policzek, a później siebie, żeby od niej nie odstawać. A chwilę później przerzucił ją sobie przez ramię, aby sprawdzić, czy byłaby w stanie go połamać. -
Nope, może nie jestem siłaczem, ale daleko jeszcze ci brakuje do tego, żeby mnie połamać. Aimes, jesteś lekka jak piórko, nawet w dwupaku - odstawił ją na podłogę, bo hello, przecież mieli jeszcze robotę do zrobienia! -
Masz jeszcze jakieś inne farbki? - głupie pytanie, zamieszkał u malarki. -
Nie chcę w konturze narysować siebie tylko “coś swojego”, a ten kolor… - z powątpiewaniem spojrzał na efekt mieszania tego, co Aimee wytworzyła wcześniej -
nie do końca oddaje moją osobowość - uśmiechnął się wesoło kącikiem ust i gdy kobieta zaproponowała namalowanie obrazka z bajki, pokiwał głową z aprobatą, że to dobry pomysł, był jednak drobny problem: -
Uwierz mi, nie chcesz, żebym dotykał się do tego obrazka. Jestem raczej kiepskim artystą. Mogę za to poskładać mebelki, z tym poradzę sobie lepiej. - Wzruszył bezradnie ramionami, bo uzupełnienie konturu to jedno, a stworzenie czegoś “ładnego”, to już zupełnie inna para kaloszy! Zaraz jednak dodał dwa do dwóch i połączył “las” z “Alicją w Krainie Czarów” i coś mu się nie zgadzało… -
Ale czekaj, taki creepy, z filmu Burtona, jesteś pewna? - zrobił wielkie oczy, bo właśnie ten ciemny i mroczny las stanął mu przed oczami w
tej wersji. A to chyba nie były odpowiednie widoki dla niemowlaka. Ale co on tam wiedział o rodzicielstwie? Może to było jakieś nowoczesne spojrzenie na wychowywanie dzieci? I wtedy uświadomił sobie, że naprawdę nie ma pojęcia o tym, jak postępować z dzieckiem. Jak będzie wyglądał poród. Czego oczekuje się od ojca. Zmroziło go lodowate przerażeniem, że nie ma szans, że sobie poradzi. -
Aimee… ja chyba nic nie wiem, o dzieciach, wiesz? - rzucił niby niezobowiązująco, trochę z paniką w głosie. -
A jeśli przez przypadek coś mu zrobię i nawet tego nie zauważę? Albo… albo... nie wiem, coś przeoczę? - dopytał z przejęciem. Strach i wątpliwości zalały jego głowę potężną falą i nagle przestało mu być tak zabawnie z faktem, że odświeża właśnie pokój dla dziecka. Myślał, że zajmowanie się kotem było odpowiedzialne? Kot był niezależny, sam o siebie zadbał, o ile dało mu się jeść i posprzątało kuwetę. A dziecko… dziecko wymagało uwagi i umiejętności dwadzieścia cztery godziny na dobę. I kiedy sobie to uświadomił, zaczął panikować jeszcze bardziej, bo od tego nie było już ucieczki.