WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był nie tylko TEN dzień. To była TA CHWILA, która miała być jednym z najpiękniejszych chwil w jej życiu. Przechodząc przez wyłożoną dywanem ścieżkę dostrzegła Daniela stojącego przy różanej pergoli przygotowanej specjalnie na to wydarzenie. Wyglądał tak przystojnie… Aż uśmiech pojawił się na jej twarzy, który miał zatuszować jej lekkie podenerwowanie. Bo o ile przez cały poranek była spokojna, to teraz obawiała się tak wielu czynników.
A co jeśli nagle spadnie deszcz i całe przyjęcie będzie krótsze niż planowali?
A co jeśli z tych nerwów potknie się o swoją własną suknię i stanie się pośmiewiskiem na resztę swojego życia?
I koniec końców a co jeśli wybór tak skromnej sukni ślubnej nie przypadnie Danielowi do gustu? Bo kto wie? Może spodziewał się czegoś innego?
Wszystkie wątpliwości uleciały, gdy odnalazła jego spojrzenie. Widziała w niej tylko szczerą i nieokreśloną miłość. Tak wielką, że czuła przyjemne ciepło wokół swojego serca. I już teraz wiedziała, że wybrała odpowiedniego mężczyznę i to właśnie z nim chce spędzić resztę swojego życia.
Cała uroczystość była skromna i przebiegła spokojnie. Głos jej zadrżał przy czytaniu swojej przysięgi, ale koniec końców udało jej się pohamować łzy. Teraz, gdy przytulała się do ukochanego na parkiecie czuła nie do opisania szczęście. W pewnej chwili wśród przybyłych gości dostrzegła osobę, której nie powinno tutaj być.
- A co ona tutaj robi? – skinęła głową na Jennifer, która w towarzystwie jednego z pracowników firmy siedziała przy stoliku, flirtując i zalotnie zakładając włosy za ucho. – Czy jako Twoja żona mam teraz taką moc, że mogę ją zwolnić? Albo wysłać do pracy gdzieś... No nie wiem. W Oklahomie? – zażartowała, bo ostatnim razem Daniel sam to zaproponował, ale to było tak bardzo nieprofesjonalne, że nie mogła mu na to pozwolić. Wystarczająco dla niej poświęcał i nie chciała mieszać się do jego kariery. Unosząc głowę do góry spojrzała na niego zadziornie, o czym świadczyły nie tylko jej błyszczące oczy, ale także charakterystyczny uśmiech. Po skończonej piosence również wrócili do swojego stolika, chociaż Penny najchętniej by się gdzieś razem ze świeżo poślubionym mężem gdzieś urwała. Rozglądając się dookoła musiała przyznać, że było idealnie. Nie tylko ten dom, który w końcu urządzili po swojemu, nie tylko dopieszczony ogród pełen kwitnących już kwiatów. Ale ludzie. Byli tutaj wszyscy ich bliscy i chociaż brakowało trzech ważnych osób dla Penny wręcz czuła ich obecność. Na pewno byliby z niej dumni, przynajmniej tak zawsze powtarzał jej Dan.
- Mówiłam Ci, że wyglądasz dzisiaj bardzo seksownie? Widziałam Cię w garniturze milion razy, ale ten… - mrugnęła do niego i zalotnie poprawiła kołnierzyk marynarki. Droczyła się z nim każdym ruchem, więc w końcu przysunęła się i musnęła delikatnie jego usta. – Mężu… Teraz już nie możesz się rozmyślić – zażartowała, sięgając po kieliszek z winem.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • chyba37
Stało się.
Daniel niewiele pamiętał z początków tego dnia. Wszystko rozmyło się w nicość, gdy tylko panna młoda pojawiła w ogrodzie. Skupiła na sobie uwagę wszystkich gości, a w szczególności głównego zainteresowanego - pana młodego. Wyglądała przepięknie i Daniel nie mógł oderwać od niej wzroku, kiedy szła - nie, unosiła się ponad - rozciągniętym dywanem, aby znaleźć się wreszcie u jego boku. Ledwo przystanęła, a on już złapał ją za rękę i chyba tylko głos prowadzącej ceremonię powstrzymał go od przytulenia jej mocno do siebie i pocałowania na miejscu. Powiedzieć, że był najszczęśliwszym człowiekiem pod Słońcem to tak, jakby powiedzieć o najpiękniejszej rzeczy na świecie, że jest ładna. Grube niedopowiedzenie, wręcz czysta profanacja!
A w trakcie mówienia "tak" i podczas nakładania obrączki na palec Penelope autentycznie oczy mu się zaszkliły. Kto by pomyślał, że rozczuli się tak na własnym ślubie, którego de facto nigdy nie planował! A jednak! Dlatego nie chciał psuć sobie nastroju w tym dniu rozmawianiem o pracy czy problemach, o których mogli rozprawiać kiedy indziej. - Wszystko możesz - rzucił wesoło. - Ale zapomnij o niej - obrócił ją w tańcu tak, żeby nie musiała na nią patrzeć. Nie liczyła się Jenny ani nikt inny. Daniel i tak był zapatrzony tylko w Penny, więc co za różnica? Cieszył się, że kiedy usiedli przy swoim stoliku, nie dostrzegł nigdzie w zasięgu wzroku Jennifer, żeby nie drażniła mu swoim widokiem żony. Żony! Odwrócił głowę w jej kierunku i mruknął twierdząco zadowolony oddając jej pocałunek. - Możesz mi to powtarzać, nie znudzi mi się - zmrużył leniwie oczy sięgając po owoc winogrona. A gdy zasugerowała, że planuje się rozmyślić, przeniósł na nią wzrok pełen dezaprobaty, że w ogóle coś takiego przyszło jej do głowy! - Żono! - wygłosił poważnie, niskim głosem, z nutką przygany! Mimo to smakował się w tym słowie jak w najbardziej odurzającym afrodyzjaku. - Odwróciłbym obiekt obaw. Mike z Harrym już robią zakłady, ile ze mną wytrzymasz - powiedział z rozbawieniem i obrócił kciukiem obrączkę, co wywoływało odruchowy uśmiech na jego wargach. - Tak sobie myślę… czy jako gospodarze powinniśmy zajmować się swoimi gośćmi, czy w związku z tym, że to nasz dzień, więcej ujdzie nam na sucho? - zapytał pro forma, bo szczerze powiedziawszy nie dbał o to. - W sumie muszę cię porwać na kilka minut - zarządził i udając, że się skrada przed innymi pociągnął ją z ogrodu do środka domu.
Miał coś dla niej. Chciał wręczyć jej to przed ceremonią, ale Aimee pogoniła go mówiąc, że oglądanie panny młodej przed ślubem przynosi pecha. Czy coś. Nie chciał też dawać jej tego przy wszystkich, dlatego zdecydował na mały kompromis i zabrał ją na chwilę z tłumu znikając w sypialni, skąd spod łóżka wyciągnął dość duże pudełko. Trochę się denerwował. Nie chciał wprawiać Penelope w zakłopotanie, szczególnie dzisiaj, ale z drugiej strony nie zamierzał też zamiatać pod dywan faktu, że jej rodziców z nimi nie ma. - Nie mogą być tu z tobą fizycznie, a to marna namiastka ich obecności. Po prostu pomyślałem, że… - urwał, bo nie do końca wiedział, co powiedzieć. Zamiast wytłumaczeń wręczył jej pudełko; w środku znajdował się gruby album, w którym zgromadził setki zdjęć, wycinków z artykułów, spisanych wspomnień ludzi czy innych notatek dotyczących jej rodziców oraz siostry, jakie - pośrednio - zdobył w ciągu ostatnich kilku tygodni z różnych źródeł: dotarł do ich znajomych ze studiów, z pracy, sąsiadów, udało mu się nawet znaleźć jakąś ciotkę w Portoryko, która wysłała mu fotografie małej mamy Penny. Nie spodziewał się wielkiego odzewu, a zebrał mnóstwo informacji, jakie tylko ludzie chcieli - i byli w stanie - przekazać mu na temat państwa Diaz oraz Laury i umieścił je w tym albumie wiedząc, jak mało pamiątek Penelope miała po bliskich. Mimo iż rodzice i siostra nie mogli towarzyszyć córce w dniu jej ślubu, żyli także we wspomnieniach innych osób i to właśnie ten zbiór Penny miała teraz w rękach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Posłała ostatnie spojrzenie w stronę wspomnianej kobiety nie mogąc uwierzyć, że miała taki tupet by się tutaj pojawić nie mając nawet zaproszenia. Daniel jednak miał rację, powinna o niej zapomnieć, bo czy mogła mieć większy dowód na oddanie i uczucie swojego ukochanego? I chociaż zazdrości nie pozbycie się pewnie nigdy, to była w stanie całkowicie mu zaufać.
- Czy ja też mogę dorzucić coś od siebie do tego zakładu? Przy okazji jeszcze coś zarobię na tym wszystkim – obróciła wszystko w żart, uśmiechając się do niego zalotnie. Mimo tak krótkiego stażu ich znajomości przeżyli naprawdę wiele. I nie chodziło tylko o udawane zaręczyny, które rozpoczęły całą lawinę kolejnych wydarzeń. Mieli na swoim koncie wiele trudnych rozmów, wiele głośnych kłótni i problemów, które z biegiem czasu dzielnie przepracowali. Z każdej takiej sytuacji wychodzili silniejsi i jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej w siebie zakochani. – Zaciekawiłeś mnie na tyle bym zaryzykowała niezauważone wymknięcie się z własnego wesela – kolejny uśmiech pojawił się na jej twarzy, ale zanim pozwoliła się pociągnąć ze swojego miejsca chwyciła jedną z małych kanapeczek i z apetytem ją nadgryzła. Jako panna młoda nie miała zamiaru odbierać sobie przyjemności z korzystania z tych wszystkich dobroci i słodkości.
Gdy znaleźli się w sypialni, Penny spojrzała na niego podejrzliwie, bo nie spodziewała się, że faktycznie Daniel przygotował dla niej jakiś prezent. I jeszcze miałby go ukryć w sypialni, gdzie mogła znaleźć go nawet dzisiaj przed ceremonią, gdy przebierała się w białą suknię? Spojrzała na album nieco poważniej i otworzyła pierwszą stronę. Powinna znać go na tyle dobrze by wiedzieć, że w taki czy inny sposób zadba on o to, by jego żona poczuła obecność swoich bliskich w takim dniu. Jednak to wszystko… Czuła jak jej oczy wypełniają się łzami a przecież obiecała Aimee, że nie będzie płakać by nie rozmazać swojego makijażu. Oglądała w ciszy każdą stronę, pobieżnie czytając informacje o swojej rodzinie, które udało mu się zdobyć. Pewnie gdyby był to inny dzień nie wyszłaby z pokoju przez najbliższe kilka godzin, zatracając się w lekturze, dokładnie zapamiętując każde słowo i oglądając zdjęcia, które udało się odzyskać. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że odkąd weszli do sypialni nie odezwała się słowem a jedynie co jakiś czas pociągała nosem.
- To najcudowniejszy prezent, jaki mogłeś mi dać – odłożyła album na bok i przesiadając się na kolana ukochanego mocno wtuliła się w jego silne ramiona. Okazało się, że Dan zna ją na tyle dobrze by wiedzieć, że żadne diamenty, szybkie samochody, ekskluzywne wakacje nie zrobią na Pen takiego wrażenia, jak własnoręcznie wykonany upominek. To trud i czas włożony w jego przygotowanie był odpowiednikiem wartości jakie posiadał. – Może to zabrzmi dziwnie, ale cały dzień miałam wrażenie, że są tutaj blisko mnie. Mój tata pewnie spoglądałby na Ciebie srogo, ale mama byłaby oczarowana – mrugnęła do niego żartobliwie i głaszcząc czule jego policzek, przysunęła się by złożyć na usta pełen miłości pocałunek. – Miałbyś coś przeciwko gdybym podzieliła się tym z Aimee? Ją też czekają niedługo trudne chwilę… - była pewna, że nie będzie protestował, ale skoro był to prezent, wolała otrzymać jego zgodę. Czytając te wszystkie artykuły naprawdę czuła obecność bliskich i chciała by młodsza siostra również mogła to odczuć, zwłaszcza przed porodem i trudną rolą mamy, która czekała na nią już nie długo.
- Tylko trochę mi głupio, bo ja dla Ciebie nic nie przygotowałam – oparła swoje czoło o jego, wiedząc, że dla Daniela nie jest to większym problemem, ale w sumie to mogła pomyśleć o jakimś drobnym upominku, który zawsze będzie przypominać im o tej chwili. Jakby obrączki nie były wystarczające… - Kocham Cię mężu, wiesz?
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czekał w napięciu, poddenerwowany, co jakiś czas to zagryzał wargi, to je puszczał. Nie wiedział, czy nie przekroczył jakiejś granicy, za którą Penelope nie chciała się znaleźć; nie w dniu swojego ślubu. Wstrzymywał powietrze w płucach i wypuścił je powoli dopiero wtedy, kiedy Penny poruszyła się i ze wzruszeniem usiadła mu na kolanach. Rozluźnił się i przytulił ją mocno do siebie. Kamień spadł mu z serca i udzieliło mu się jej przejęcie, bo nie był w stanie wydusić z siebie nawet jednego słowa, dopóki gardła nie opuściła gula luzując uścisk na struny głosowe. Na wspomnienie o srogim spojrzeniu pana Diaz mimowolnie przeszły go ciarki, szybko uświadomił sobie, że w innych okolicznościach na pewno starałby się zrobić wszystko, aby zapewnić ojca narzeczonej - od dziś żony! - że zadba o jego córkę najlepiej, jak będzie w stanie. Odzyskał dzięki temu pewność siebie. - Na pewno tak by było. I chyba potrafię to zrozumieć. Gdybym ja miał oddać obcemu mężczyźnie swoją córkę, zwłaszcza taką jak ty, podchodziłbym nieufnie nawet do najbardziej odpowiedzialnego i troskliwego kandydata. - Kącik ust uniósł mu się do góry. - A albumem oczywiście, że możesz podzielić się z Aimee! - potwierdził kiwając głową. Do niego jeszcze nie docierało, że już niedługo Hale przestanie być tą szaloną, roztrzepaną dziewczyną, a zostanie stateczną matką. Nie, ta wizja nie mieściła mu się w głowie.
Uśmiechnął się wyrozumiale w reakcji na jej niepotrzebne zakłopotanie. Daniel nie oczekiwał od niej prezentów, jemu naprawdę wystarczyła jej obecność, za którą w takich chwilach był niewyobrażalnie wdzięczny. A mając obrączkę na palcu czuł się za nią w jakiś sposób odpowiedzialny. Odpowiedzialny za jej powody do radości i smutku, szczęścia i rozpaczy, ekscytacji i zdenerwowania, poczucie bezpieczeństwa i codzienny spokój ducha. Teraz on był jej rodziną, mimo to nie zamierzał zastępować jej tej poprzedniej. - Wiem, kochanie, wiem. - Pocałował ją w czoło na linii skóry i włosów, co miało być niewerbalnym zapewnieniem, że żywi względem niej te same uczucia. - Nie masz innego wyjścia. Ja też zamierzam dołączyć do zakładu, ile ze mną wytrzymasz. A ponieważ nie lubię przegrywać, zrobię wszystko, żeby wyjść z tego wyzwania zwycięsko - w domyśle: nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Zmarszczył śmiesznie nos mrużąc oczy i skradł jej szybkiego całusa. - Powinniśmy chyba wracać do gości, chociaż wątpię, że nasze zniknięcie mogłoby kogoś zaniepokoić - zaśmiał się. Coś sobie nagle uświadomił. Niespodziewanie wsunął jedną rękę pod jej kolana, drugą oparł o jej plecy i wstając z łóżka do pionu trzymał ją na rękach. - Aimee wygoniła mnie z własnej sypialni, bo ślubny przesąd zabrania widywania panny młodej przed ślubem, więc musimy dopełnić kolejnego. Czy przeniesienie panny młodej przez próg z wewnątrz na zewnątrz też się liczy? - zapytał i wyniósł ją przez drzwi z sypialni wprost do ogrodu. Zanim ją odstawił, śmiejąc się głośno zakręcił się kilka razy dookoła i przytrzymał ją dla utrzymania równowagi, gdy wreszcie stanęła na stałym gruncie. - A pająka w twojej sukni ślubnej poszukam później - dodał konspiracyjnie uśmiechając się zawadiacko w nawiązaniu do innego przesądu zasłyszanego od matki, że znalezienie pająka w sukni jest dobrą wróżbą dla młodego małżeństwa. - Jesteś gotowa? Na resztę nowego choć znanego życia? - Złapał Penny za rękę z szerokim uśmiechem i - idąc tyłem - poprowadził ją w stronę parkietu. - Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar dużo jeść, pić, tańczyć i doskonale się bawić. Nic, absolutnie nic, nie zepsuje mi dzisiaj nastroju. To nasz dzień - skwitował z mocą obracając ją w rytm jakiejś tanecznej piosenki, jaka popłynęła nagle z głośników. - Mamy w ogóle jakąś naszą piosenkę? - zapytał po chwili zastanowienia przyciągając ją do siebie, aby w następnym ruchu uwolnić jedną jej dłoń do kolejnej figury. Pierwsza jego myśl padła na piosenkę Shanii Twain Man, I feel like a woman, jednak nie był to do końca dobry przykład. - Chciałbym mieć więcej tylko naszych zajęć. Nasz poranny rytuał przed wyjściem do pracy, nasz weekendowy czas bez elektroniki, nasza wspólna nowa aktywność, którą polubimy oboje… - uśmiechnął się, bo doskonale pamiętał nieudane podejście przekonania Penelope do biegania. Nie nawiązywał do tego bez powodu. Kątem oka zezował na Toma i jego żonę Kate, którzy - w związku z tym, że ich dziecko urodziło się na dwa tygodnie przed terminem - zdecydowali się przyjść na ślub Daniela i Penny z noworodkiem. Jednak zamiast dobrze się bawić, musieli cały czas doglądać malucha płaczącego przy każdej próbie odłożenia go do wózka. Wiedział, że Penelope chciałaby być matką, a od tamtej nieszczęsnej rozmowy z Gwendolyn Daniel sam coraz częściej o tym myślał, choć jego głowa ciągle pozostawała pełną wątpliwości. Jeśli kiedykolwiek zdecydowałby na dziecko, chciał uniknąć poczucia, że coś go ominęło - bo jako niedoświadczony i nieświadomy rodzicielstwa mężczyzna był przekonany, że po urodzeniu dziecka świat się kończy i istnieje tylko dziecko - dlatego teraz, póki byli jeszcze sami, zamierzał czerpać z życia pełnymi garściami i cieszyć się czasem tylko we dwoje. - Co o tym myślisz? Zastanowisz się nad czymś, o czym zawsze marzyłaś, żeby zrobić, a nie było ku temu okazji? Na nasze małżeńskie randki? - Podobało mu się to określenie! Do tej pory przez różne względy mieli niewiele prawdziwych randek, wszystko było jeszcze do nadrobienia! Przypomniała mu się niespodziewanie ich rozmowa telefoniczna sprzed kilku miesięcy i zanotował, żeby na pierwszą z nich zabrać swoją żonę do planetarium.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Pająka? – kolejny raz zaśmiała się głośno, gdy unosząc ją nad ziemią przechodził przez próg ich sypialni. Co zabawne, to zawsze Penny była tą bardziej przesądną, przestrzegającą wszystkich tradycji i niepisanych zasad a tutaj oto Daniel Graham pokazywał się jej z innej strony. Za każdym razem gdy myślała, że wie o nim wszystko to zaskakiwał ją czymś nowym. I w sumie to nie miała żadnych ku temu obiekcji, lubiła się dowiadywać o nim nowych rzeczy.
Gdy stanęli na parkiecie czuła się jakby nikogo więcej tutaj nie było. Tylko ona i jej mąż. Zapatrzeni w siebie. Zakochani… Cieszyła się, że ten dzień nie przygotował im żadnych niespodzianek i wszystko poszło tak, jak sobie to zaplanowali. Z jednej strony to tylko podpisanie papierka, który kompletnie nic nie zmieniał w ich relacji (poza nazwiskiem Penelope), ale z drugiej strony miało to być ich święto. Data, która co roku będzie przypominać im o tym jak bardzo byli w siebie zapatrzeni, gdy przyrzekali sobie miłość aż do grobowej deski.
- Błagam kochanie, ale niech te nasze zajęcia nie wymagają ode mnie wstawania przed wschodem słońca – zaśmiała się, bo faktycznie fizyczne zajęcia jeszcze przed śniadaniem nie należały do jej ulubionych. To Daniel wstawał pierwszy, wracając z porannego treningu kupował świeże pieczywo i dopiero czując zapach kawy Pen potrafiła wygrzebać się z łóżka. – Daniel Graham podczas weekendu bez elektroniki? Chce to zobaczyć – kolejny raz uśmiechnęła się od ucha do ucha, przypominając sobie, że nawet na wakacjach co chwilę zerkał na wyświetlacz swojego telefonu a wieczorami uciekał do pokoju by sprawdzić pocztę. Miał więc wytrzymać dwa dni odcięty od świata? Nie wierzyła w to ani trochę. Wiedziała jednak, że jej ukochany nie żartuje, że naprawdę chce mieć takie ich zajęcia, więc obiecała zastanowić się nad tym wszystkim. Podczas gdy obracał ją w tańcu również zerknęła kątem oka na młodych rodziców. Dla niej wyglądało to zupełnie inaczej a małe dziecko nie oznaczało końca życia. Może na początku, ale przy okazji dodawało do tego życia czegoś wspaniałego; nowy rodzaj miłości, który może odczuć jedynie rodzic do własnego dziecka.
- Małżeńskie randki? Brzmi fanta… - urwała, gdy jej wzrok powędrował na chwilę wśród gości, których nie miało być na tym przyjęciu. I tyle byłoby ze spokojnej zabawy, bez dramatów, pomyślała kompletnie nie mając pojęcia jak jej mąż zareaguje na nowo przybyłą osobę. Musiała działać. Jeśli nie zrobi czegoś teraz miłe przyjęcie zamieni się w wojnę dwóch silnych i upartych charakterów. – Danny… - ułożyła dłonie na jego ramionach, jednocześnie zatrzymując się w tańcu tak, że jeszcze nie widział co działo się za jego plecami. Martwiła się nie tylko o niego, ale także o Gwen, która udając niewzruszoną uśmiechnęła się jedynie do swojego byłego kochanka i odwracając się z jedną z ciotek Daniela ruszyła w stronę domu. Przynajmniej tutaj obędzie się bez ofiar…
- Proszę Cię zachowaj spokój. Jeśli nie chcesz z nim rozmawiać to ja podejdę i grzecznie poproszę go by wyszedł… - to nic, że to jednak koniec końców mój szef, zaryzykuję nawet karierę dla Ciebie – Ale uważam, że powinieneś go chociaż wysłuchać. Wiem, że nie życzyłeś sobie swojego ojca na naszym weselu, ale może to będzie ten moment, który pozwoli Wam przełamać wszystko co złego wydarzyło się w przeszłości? – nie mogła go powstrzymywać już przed odwróceniem się w tamtym kierunku. W ostatnim momencie jednak złapała jego dłoń, którą mocno ścisnęła, nie pozwalając tym samym by Daniel ruszył niczym rozwścieczony byk w stronę swojego elegancko ubranego ojca, z małym upominkiem pod ręką.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powiedzenie "nie chwal dnia przed zachodem słońca" sprawdziło się w przypadku słów Daniela z iście chirurgiczną precyzją. W jednej chwili beztrosko rozmawiał z żoną o planowaniu przyszłych randek, a w drugiej cała przyjemność rozpadła się jak bańka mydlana, gdy Penelope wypowiedziała słowo "ojciec". Serce Daniela na moment stanęło, żeby w następnej sekundzie zacząć bić w szaleńczym tempie.
- Gdzie jest mama? - pierwsza myśl, wypowiedziana przestraszonym odruchem, zanim zdążył ją przemyśleć. Zaczął nerwowo rozglądać się po ogrodzie szukając kolorowej sukienki Gwendolyn i lokalizując pobrzękiwanie bransolet na nadgarstkach. Dopiero kiedy dostrzegł ją w towarzystwie Susan znikającą w domu, odetchnął z ulgą i mógł skupić się na swojej żonie. - Nie, Penelope, proszę cię, przestań. - Zatrzymał się i złapał jej obie dłonie za nadgarstki, aby nie mogła go przed niczym powstrzymywać. Niczego nie planował, nie zamierzał robić scen, ale wolałby, żeby Penelope stała po jego stronie, a nie na siłę przekonywała go o słuszności pojednania się z ojcem. Po czasie zrozumiał, że zareagował zbyt ostro i uśmiechnął się na przeproszenie luzując uścisk dłoni na jej nadgarstkach. Ostatnie czego potrzebował, to aby bała się go świeżo poślubiona żona, więc złagodniał ostrożnie ujmując w dłonie jej twarz. - Przepraszam, wiem, że chcesz dobrze - starał się brzmieć spokojnie, chociaż w środku gotował się ze złości i bezradności. - W kwestiach prywatnych nie mam mu nic do powiedzenia. Nie chcę słuchać jego gratulacji, nie chcę żadnych prezentów. Dla mnie istnieje tylko jako szef, a w tej roli - ani w żadnej innej - nie ma tu wstępu. Nie zrobimy nic - wzruszył ramionami kątem oka zerkając w kierunku zaparkowanego na podjeździe obcego samochodu i sylwetki Mahoneya górującej ponad żywopłotem. Mężczyzna uchwycił jego spojrzenie i kiwnął głową na powitanie. Pod wpływem jego spojrzenia przeszły Daniela lodowate dreszcze pomimo ciepłej pogody oraz marynarki okrywającej mu ramiona. - Rozumiem, dlaczego uważasz, że pogodzenie się z nim na ślubie to dobry pomysł, ale to nie jest "ten moment"; on nigdy nie nadejdzie. Co złego się stało, już się nie odstanie. Zresztą, wcale nie chodzi o mnie. Mi dał szansę, a ja dzięki ciężkiej pracy umiałem ją wykorzystać. - Urwał zagryzając wargi. Nic miało nie zepsuć mu tego dnia, a jednak zrobił to skutecznie jeden człowiek pojawiając się tu bez zaproszenia. Ponownie spojrzał na stojącego za ogrodzeniem mężczyznę i tym razem nie odwrócił głowy, a wyraz jego twarzy był zacięty. Oszukiwał sam siebie przez lata, że nienawidzi go przez to, co zrobił jego matce, ale to było jedynie tuszowanie prawdy. Nienawidził go za coś innego. Za to, że ojciec nieświadomie kształtował go od kiedy tylko pojawił się na świecie. Zmienił zdanie przenosząc spojrzenie na żonę. - Nie mogę i nie chcę mu wybaczyć, Penny. Odebrał mi matkę, o którą i której bałem się całe dzieciństwo. Zabrał mi osobę, na której miałem polegać, a która polegała na mnie, kilkuletnim wystraszonym chłopcu, nie rozumiejącym dlaczego musi walczyć za siebie i mamę, kiedy inne dzieci… - urwał, bo gardło mu się ścisnęło i nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Zamykając oczy widział wyraźnie biały pokój z białymi meblami, dwa ustawione naprzeciwko siebie krzesła: na jednym siedziała matka, drugie pozostawało puste, a jednak kobieta cały czas prowadziła rozmowę z duchem. A on zagubiony i bezradny cały czas z płaczem błagał ją, aby przestała... Potrząsnął głową odganiając ten obraz i zamrugał powiekami, aby pozbyć się wzbierających się łez. Dzisiejszy dzień był pełen wzruszeń, więc nietrudno było o wyrażenie ich w tej krępującej formie, jakiej Daniel nie chciał okazywać, a na pewno nie na oczach gości weselnych. Szybko opanował emocje i nawet uśmiechnął się sugerując, że wszystko jest już okej. - Nieważne. Nie wracajmy do tego. Po prostu go zignoruj. Będzie tu stał i w końcu się znudzi - powiedział z przekonaniem będąc jednocześnie pewien, że Mahoney celowo czekał na rozmowę z synem niepokojąc gości i robiąc mu tym samym na złość. - Wybacz, muszę sprawdzić, co z matką. Dopilnujesz, żeby goście nie odczuli jego obecności? - poprosił uśmiechając się z wyrozumiałością. Już i tak powiedział za wiele; nie chciał jej pokazać, że odwiedziny ojca poruszyły go jeszcze bardziej, a przecież gdyby Penny go przycisnęła, odczytałaby go w lot. Ona nie musiała mieć popsutego nastroju. Dlatego potrzebował być teraz przez chwilę sam, aby dojść do siebie. Wiedział, że Mahoney nie odpuści, dopóki z nim porozmawia, ale konfrontacja z nim w takim stanie nie przyniosłaby niczego dobrego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamarła widząc zmianę w postawie Daniela. Nigdy nie widziała tych szczerze przestraszonych oczu, gdy wspomnieniami wracał do dzieciństwa. Nie miała pojęcia, że tak to wyglądało i chociaż kilka razy opowiadał jej kilka faktów z tamtego okresu, to jeszcze nigdy nie widziała swoimi oczami tego małego, zagubionego chłopca. Najchętniej poszłaby teraz za nim, mocno do siebie przytuliła i obiecała, że wszystko już będzie dobrze a ta sytuacja nigdy się nie powtórzy. Teraz jego mama radziła sobie dobrze, nawet bardzo dobrze nie licząc kilku epizodów w ostatnich latach.
Wzdychając ciężko obserwowała jak ukochany znika w domu w celu odszukania swojej mamy i zrozumiała, że nie potrzebnie naciskała na niego w sprawie pogodzenia się z ojcem. Tak bardzo chciała by wybaczył mu wszystkie winy, by dzięki temu sam ruszył do przodu, ale przecież nie znała dokładnie problemów jakie rodziły się między tą dwójką. Oboje są dorośli i jeśli Dan będzie gotowy na rozmowę z ojcem o czymś innym niż firma to na pewno to zrobi. Jeszcze chwilę spoglądała w stronę drzwi, za którymi zniknął i postanowiła wrócić do gości. Zanim się jednak odwróciła dostrzegła, że Pan Mahoney patrzy wprost na nią i nie było już odwrotu. Zwłaszcza, że tan ruszył w jej stronę tym swoim pewnym siebie i wyniosłym krokiem.
- Panno Diaz czy… - zaczął tak oficjalnym tonem, że poczuła się jak na jakiejś rozmowie kwalifikacyjnej. Co jednak nie było takim złym odczuciem, bo pomimo, że został właśnie jej teściem, to dalej był jej szefem i najważniejszą osobą w firmie. – Pani Graham – poprawiła go, sama zaskoczona jak pewnie i silnie brzmiał jej głos, gdy wchodziła mu w słowo. Niewiele razy miała okazję go spotkać w pracy, jej stanowisko było zbyt niskie w pozycja w firmie mało znacząca by zapraszana była na spotkania i zebrania. Tam udawał się tylko Daniel.
- Oczywiście, Pani Graham… W sumie to potrzebuję właśnie Pani. Chciałem załatwić tę sprawę przed Waszym ślubem, ale zatrzymało mnie ważne spotkanie. Mniejsza o wymówki. Wiem, że nie podpisaliście z Danielem intercyzy, chociaż bardzo na niego w tej sprawie nalegałem. Jego prywatne życie i jego decyzję. Proszę podał jej nieskazitelnie białą teczkę z logo firmy adwokackiej, która zawsze reprezentowała ich firmę. – Nie długo planuję przejść na emeryturę i udziały w firmie oraz część obowiązków spadnie na Daniela. Jako jego żona, może Pani ubiegać się również o odpowiednią część a nie mogę do tego dopuścić. To rodzinna firma i nie chce by trafiła za jakiś czas w obce ręce. W środku znajdują się odpowiednie dokumenty gdzie zrzeka się Pani wszystkich praw do udziałów oraz majątku firmy. jego ton ani przez chwilę nie zdradził żadnej emocji. Był jak skała, jak dobrze zaprogramowany robot, co niezwykle ją przeraziło. Czy gdyby nie pojawiłaby się w życiu Daniela też by się taki stał? Czy gdyby ojciec przyłożył się do jego wychowania uczyniłby go swoją młodszą wersją? Aż przerażający dreszcz przeszedł po jej plecach. Bez słowa wzięła od niego długopis i przystając przy jednym ze stolików złożyła podpis na obu egzemplarzach.
- Proszę bardzo, Pana firma jest bezpieczna – wcisnęła mu w ręce dokumenty starając się by ludzie dookoła nie zauważyli tej sceny. – Cieszę się, że nie miał Pan wpływu na wychowanie Daniela. Na szczęście daleko padło jabłko od jabłoni – pokręciła z niedowierzaniem głową. – Nawet nie wiesz jak masz wspaniałego syna a teraz proszę opuścić przyjęcie… Nie ma PAN zaproszenia – jej ostry głos był jednoznaczny. Wypraszała właśnie swojego szefa/teścia z własnego wesela. Była tak wściekła nie za dokumenty, przecież i tak nie chciała od niego ani centa i w życiu nie ubiegałaby się o profity z ich firmy. Była wściekła, że jeszcze kilka minut temu próbowała go bronić i namówić męża na wyciągnięcie ręki.
Trzymając teczkę z pozostałymi dokumentami ruszyła w stronę domu. Musieli się odciąć od tego wszystkiego i był na to jeden skuteczny sposób. Zastała Daniela w kuchni, gdzie nalewał dla siebie szklankę wody. Jego widok radował jej serce, zresztą jak zawsze, więc odrzuciła na blat teczkę i mocno się do niego przytuliła.
- Rzuć to w cholerę – powiedziała spokojnie, wprawiając jednak swojego ukochanego w lekką konsternację. – Nie szklankę, spokojnie. Rzuć pracę. Załóżmy swoją firmę Danny. Może na początku będzie trudno, ale z Twoim nazwiskiem i kontaktami wielu stałych klientów pójdzie za Tobą. Jesteś wspaniałym architektem i jeszcze lepszym szefem. Ludzie chcą pracować z Danielem Grahamem a nie pracownikiem Mohoney Development. Jestem nawet pewna, że są ludzie w naszym zespole, którzy bez wahania pójdą za nami – nie przemyślała tego, zresztą jak każdego swojego planu, ale przecież te spontaniczne decyzje zawsze kończyły się dla nich najlepiej. Nawet ślub był spontaniczną decyzję zaledwie po kilku miesiącach związku. A przecież są szczęśliwi! Zmiana otoczenia i kariery również mogła być dla nich zmianą tylko na lepsze. – Zróbmy to prawdziwą rodzinną firmą. Aimee jest genialna w marketingu i reklamie, Eric na pewno też znajdzie dla siebie jakieś miejsce. Uwolnimy się wtedy od wszystkiego i wszystkich – spojrzała wprost w jego oczy by dostrzegł to podekscytowanie genialnym pomysłem. Ale czy Daniel był zdolny do takiego ryzyka?
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Całe szczęście matka była w stabilnym stanie, jednak Susan obiecała mieć na nią oko. Za to Daniel miał większe trudności z dojściem do siebie, a przecież nie zamienił z tym człowiekiem nawet jednego słowa. W pracy potrafił zachować profesjonalizm; wystarczyło, że Bernard wkroczył w jego życie prywatne i już reagował emocjonalnie… Kilka łyków zimnej wody ostudziło jego nerwy i doszedł do wniosku, że powinien z nim porozmawiać na stopie profesjonalnej, bezosobowo. Był już na to mentalnie przygotowany i chciał wprowadzić plan w życie, kiedy do kuchni energicznym krokiem weszła Penny i zrzuciła na niego prawdziwą bombę.
- Penelope, o czym ty mówisz? - zapytał totalnie zbity z pantałyku. Nie rozumiał - rzucić pracę przez jedno nieporozumienie...? I wtedy do niego dotarło; spiął się momentalnie. - Rozmawiałaś z nim… - wypowiedział poważnie nie bawiąc się w zadawanie pytania, bo jaki mógł być inny powód jej rozemocjonowania i rzucenia propozycji zmiany pracy? Starał się nie okazać zniecierpliwienia. Wiedział doskonale, jak lekkomyślna potrafi być Penny. Z drugiej strony gdyby nie jej nieracjonalne zachowanie przed kilkoma miesiącami, kiedy najpierw w trakcie jednego spotkania nakrzyczała na niego za coś, na co nawet nie miał wpływu - nie bezpośrednio - a później podczas drugiego, kiedy na oczach najważniejszych klientów firmy pocałowała go zapoczątkowując cały proces nawiązywania ich bliższej relacji, nie mieliby szansy na swoją miłość. Przypominając sobie tamten dzień i następujące po nim wydarzenia, których nigdy nie planował a jednak doprowadziły go dziś przed ołtarz, rozluźnił się w końcu i zaśmiał się rozładowując napięcie. Objął ją mocniej w talii i pocałował w czoło odgarniając wcześniej włosy z twarzy. - Doceniam zaangażowanie i entuzjazm, naprawdę, ale po tak ryzykownym posunięciu pierwsze co musiałbym podpisać, to umowa o zakazie konkurencji. Nie mógłbym zabrać ze sobą żadnych klientów ani korzystać z tych samych dostawców technologii - zaczął cierpliwie wyjaśniać jej, dlaczego ten pomysł - choć w pierwszej chwili genialny - nie mógł wypalić na dłuższą metę. - Po drugie mała firma ma dużo mniej możliwości w porównaniu do tego, co oferuje MD. No i po trzecie - Pens, jak myślisz, pozwoliłby mi swobodnie pracować nie podkopując mnie na każdym możliwym kroku? To on trzęsie deweloperką w Seattle. Zna wszystkich lokalnych dostawców, poważnych kontrahentów, nie miałbym… - urwał połowie myśli, gdy jego spojrzenie padło na białą tekturę ze znanym mu logo przyniesioną przez Penny z dworu. - Co to jest? - zapytał sięgając po teczkę, jaką Penelope rzuciła na blat. Otworzył dokument i przebiegł szybko wzrokiem po jego treści zatrzymując oczy na podpisie Penelope na samym dole kartki. W innych okolicznościach pewnie uśmiechnąłby się na widok “Penelope Graham”, jednak teraz był zbyt zdenerwowany, aby reagować na takie niuanse. - No chyba… - głos ugrzązł mu w gardle ze wściekłości. Podbiegł szybko do okna, żeby sprawdzić czy samochód Mahoneya jeszcze stoi. Nie zamierzał tak tego zostawić, ale podjazd był już pusty. Prychnął rozzłoszczony kręcąc się nerwowo po kuchni. Sięgnął odruchowo do kieszeni spodni, aby wyjąć telefon, ale przecież nie miał go przy sobie w ślubnym garniturze. - Dlaczego to podpisałaś? - zapytał sfrustrowany, jednak pytanie to było retoryczne i sam udzielił sobie na nie odpowiedzi kilka minut wcześniej - w emocjach była lekkomyślna. Była chaosem. Nie mógł jednak jej winić, ostatecznie nie ponosiła za to odpowiedzialności. To Mahoney był wszystkiemu winny. - A to skurwysyn. Wiedział, jakie jest moje zdanie w kwestii twojego udziału w firmie i że nie zgodziłem się na intercyzę, a mimo to miał czelność podsunąć ci te papiery… - przeniósł obiekt złości z żony na ojca. Może gdyby nie stchórzył i skonfrontował się z nim od razu, uniknąłby tej sytuacji? Wtedy uświadomił sobie, że nie. Mahoney znalazłby inny powód, aby zepsuć im ten dzień. Kto wie, może wykorzystałby do tego jego matkę? Nie chciał nawet o tym myśleć. Już zrozumiał, skąd ta propozycja Penelope. Chociaż chwilę wcześniej był sceptycznie nastawiony do pomysłu rezygnacji z pracy, tym jednym posunięciem Mahoney przypieczętował decyzję syna. Daniel był już zmęczony tym rollercoasterem emocjonalnym i jedyne czego potrzebował, to świętego spokoju w towarzystwie żony. Musiał przedtem zamknąć tę sprawę. - Co jeszcze ci powiedział? - dopytał już spokojniej stając naprzeciwko niej, bo jeśli miał podjąć ryzyko, musiał wiedzieć wszystko. - Wiesz, że jeśli się na to zdecyduję, to nie będzie tylko “zaczynanie od zera”, a prawdziwa batalia o przetrwanie? - w ten zawoalowany sposób zapytał ją, czy jest tego pewna znając prawdziwe ryzyko, jakie już jej wyjaśnił. Po ślubie chciał zdjąć z siebie jeszcze więcej obowiązków i skupić się na żonie, a skok na głęboką wodę w postaci rozpoczynania nowego interesu będzie wymagał od nich obojga jeszcze większego nakładu pracy niż dotychczas. Wiązało się to także z niestabilnością finansową, ale to był mniejszy problem. No i było coś jeszcze: - I co z twoimi studiami? Marzyłaś o Paryżu. Z MD mógłbym wyrwać się na pół roku czy rok pracy zdalnej, jako nowa firma nie będę miał takiej możliwości… - Sinusoida wątpliwości przesunęła się właśnie ze szczytu na dołek, a Daniel znów nie wiedział, co robić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedziała, że swoim nagłym pomysłem wprawi ukochanego w konsternację. On, w odróżnieniu od swojej żony nie lubił spontanicznych decyzji i nie spodziewała się, że od razu przystanie na to szaleństwo. Bo nawet Penny wiedziała, że to szaleństwo. I grzecznie słuchała jak Daniel zaczyna wymieniać wszystkie argumenty sugerujące, że nie może tego zrobić. Nic nie mówiła, że właśnie nagrabiła sobie u szefa i pewnie i tak długo nie popracuje w firmie. Bo nawet jako jego synowa nie mogła liczyć na szczególne względu. Dla niej taka zmiana to nie było nic specjalnego. Jeszcze rok temu zajmowała się ilustrowaniem książek dla dzieci, co nie było jakoś specjalnie stabilnym i przynoszącym zyski zajęciem. W wielu miesiącach musiała się nagimnastykować by mieć pieniądze na zapłatę czynszu w terminie, nie mówiąc już o jakiś wypadach na wakacje czy szalone zakupy. Nie bała się więc trudniejszych czasów, ale Daniel chyba nie był przyzwyczajony do takiego życia i to on musiał podjąć decyzję czy chce zaryzykować.
Nagle jednak zwrócił uwagę na leżącą teczkę i z niezadowoleniem stwierdziła, że nie chciała by dokumenty te wpadły w jego ręce. Mogła ją schować od razu do jednej z szafek w salonie, ale w sumie i tak prędzej czy później dowiedziałby się o podpisanych dokumentach. Jego ojciec wydawał się na tyle zadowolony z osiągniętego celu by pomachać tym przed nosem syna.
- Bo nic od niego nie chce? – rozłożyła bezradnie ręce odpowiadając pytaniem na pytanie. – Nigdy do tej pory nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym mieć jakiś udział w firmie. Jestem architektem krajobrazu… W sumie to nawet nie do końca nim jestem, ale kocham swoją pracę i nie zależy mi na zarządzaniu i profitach – tym razem wzruszyła ramionami z delikatnym uśmiechem, bo przecież Dan doskonale o tym wiedział. Nie raz, nie dwa udowadniała mu, że nie potrzebuje jego pieniędzy a tym bardziej pieniędzy jego ojca. Zdenerwowanie Daniela jednak ją zaskoczyło, więc złapała go za rękę i ponownie obdarowała uroczym uśmiechem. Teraz potrafiła zrozumieć, dlaczego tak bardzo za każdym razem opierał się przed kontaktami z ojcem. To nie był dobry człowiek, w dodatku myślący tylko o sobie i swoich zyskach. Chciała nawet zapytać dlaczego Dan nie zdecydował się na intercyzę, w końcu ona sama niewiele wnosiła do ich małżeństwa. On miał sporo oszczędności, dom, samochody i pozycję w firmie. Ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu, bo przecież dobrze znała na nie odpowiedź i wiedza ta pozwoliła jej zachować spokój. Łączyło ich coś pięknego. Coś prawdziwego. Nawet jeśli by im nie wyszło to Penelope nic by od niego nie oczekiwała.
- Całe moje życie to była batalia o przetrwanie, więc nie boję się tych nowych wyzwań – odpowiedziała bez zastanowienia, wcześniej upewniając ukochanego, że jego ojciec nic więcej od niej nie chciał. Nie musiał wiedzieć o tym niekontrolowanym wybuchem swojej żony i jej walecznym zachowaniu. To było nieprofesjonalne, ale w sumie skoro mieli oboje zrezygnować z pracy to było to teraz mało istotne. Opierając się plecami o kuchenny blat spojrzała na niego wzrokiem pełnym miłości, wsparcia, ambicji i pewności siebie. Jeśli komuś miało się to udać to właśnie Danielowi. – Po pierwsze to mogę skończyć studia tutaj na miejscu. To tylko jeden semestr i przemęczę się jakoś a do Paryża pojedziemy świętować nasze zawodowe sukcesy – mrugnęła w jego kierunku, zaczesując za ucho ciemny kosmyk włosów. – Z tego co kojarzę siostra Erica jest prawnikiem? I to podobno cholernie dobrym, więc może porozmawiaj z nią jakie faktycznie są Twoje zobowiązania wobec MD nawet po odejściu? – rozłożyła bezradnie ręce, bo nie sądziła, że jego ojciec będzie robić problemy. Sam może znaleźć plusy tej rezygnacji skoro nigdy nie odczuwał ojcowskiego instynktu. Przynajmniej będzie miał spokój.
- Ja nie podpisywałam żadnej umowy o zakazie konkurencji, w końcu jestem tylko nic nieznaczącym architektem krajobrazu i mnie nie obejmują takie reguły. Mnie nikt nic nie zrobi, jeśli przejmę na swoje nazwisko kilku ulubionych klientów, którzy chętnie będą z nami pracować. I ostatnie, co najważniejsze… Nie będziemy korzystać z tej samej technologii. Będziemy stawiać na ekologię, na energię odnawialną, nowoczesne materiały, rośliny i zielone ogrody. Może i nie będzie nam łatwo, ale stworzymy coś tylko naszego – podeszła do Daniela i z entuzjazmem ułożyła dłonie na jego ramionach. Czy oni naprawdę rozmawiali o takiej rewolucji w ich życiu? Jakby ślub to było za mało! Jednak to był najlepszy czas na takie zmiany, ostatni dzwonek na zmianę kariery i była gotowa zaryzykować.
- To jak mężu? Skaczemy w to razem? – zagryzła dolną wargę by się nie roześmiać i spojrzała wprost w jego oczy. Nie musiał podejmować decyzji teraz, w końcu w ogrodzie goście wciąż bawili się na ich przyjęciu weselnym, na które powinny wrócić.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W całej sprawie z podpisaniem tych dokumentów nie chodziło tylko o profity i zyski dla jego żony, ale o coś więcej, o czym Daniel nie zdążył powiedzieć Penelope przed ślubem. Teraz nie miało to znaczenia, ale pierwsza rozmowa Daniela i Mahoneya tuż po ogłoszeniu fałszywych zaręczyn jeszcze w ubiegłym roku dotyczyła kwestii finansowych i wtedy - nieświadomy tego, co zajdzie między nimi - zgodził się na intercyzę. Ten związek i tak miał się rozpaść, a Graham nie był jeszcze oficjalnie synem Bernarda. Wszystko się skomplikowało, gdy prawda wyszła na jaw, a Daniel już wiedział, że kocha Penny… i zmienił zdanie odnośnie intercyzy. Potem dostał udziały i miejsce w zarządzie, co tylko zaogniło konflikt na linii Mahoney-Graham. Stary tym mocniej nalegał na rozdzielność majątkową, im więcej głosów poparcia na różnych zebraniach zdobywał Daniel i tym bardziej utrudniał synowi podjęcie każdego przedsięwzięcia. Praca w firmie sprawiała Danielowi coraz mniej przyjemności, zaczynała być nieprzyjemnym obowiązkiem. I na tydzień przed ślubem padł argument, że skoro nie podpisują intercyzy, a firma jest rodzinna, dzieci z tego małżeństwa powinny przyjąć nazwisko dziadka, bo “być może” kiedyś będą chciały przejąć działalność, na co Graham zareagował tylko śmiechem, bo już stracił cierpliwość do tych głupot. Przepychanki i sabotowanie pomysłów syna było jednym, ale wtrącanie się w życie prywatne przelało czarę goryczy.
Daniel pokrótce streścił przebieg tego konfliktu Penelope. Kończąc ostatnie zdanie westchnął cicho. - Wiem, że nie chcesz tych pieniędzy, ale tu chodzi o ogólne zasady. Ani jeden, ani drugi Mahoney nie podpisywał intercyzy. Obie żony mają swoje udziały w firmie. Dlaczego ty miałabyś być pozbywana tego, co ci się prawnie należy? - Może gdyby Penelope była panną z dobrego domu, nie walczyłby tak uparcie. Zresztą, podejrzewał, że wtedy Mahoney też by tak nie nalegał. Pamiętał jednak rozmowę z początku ich znajomości, gdy wspomniała, że wcale nie jest gorsza od tych wszystkich bogatych kobiet przez to, że nie nosi ekskluzywnych ubrań czy nie zakłada drogiej biżuterii. Do tego stopnia zapadło mu to w pamięć, że wziął sobie tamte słowa do serca. Miał nadzieję, że u jego boku niczego jej nie zabraknie, jednak wiążąc się z nim chcąc nie chcąc miała dostęp do pewnych przywilejów. - Boi się, że go wygryzę, bo nie pozwalam sobie wejść na głowę… Wiedział, że każdy prawnik podważy jego absurdalne żądania, które dla mnie były nie do przyjęcia, więc uderzył w ciebie - bezwzględny padalec. Im więcej faktów dostrzegał teraz, tym bardziej miał ochotę zerwać całkiem z tą firmą. Ostatecznie to nie było takie proste. Poświęcił temu przedsięwzięciu piętnaście lat życia. Całe swoje doświadczenie opierał na projektach Mahoney Development. Zawdzięczał całej korporacji naprawdę wiele. Miał zostawić to wszystko za sobą…?
Ale patrząc na swoją żonę tak pełną entuzjazmu, energii, determinacji i przekonania, jakie biło z jej słów, postawy, twarzy i spojrzenia czuł narastającą pewność siebie i chęć podjęcia ryzyka. Zresztą, jeśli nie wyjdzie im ich własna firma, Daniel na pewno ze swoim doświadczeniem znajdzie pracę, a Penelope będzie mogła poświęcić się temu, co kocha. Czy będzie to projektowanie na mniejszą skalę, czy cokolwiek innego ją zainteresuje.
- Północno zachodnie stany jeszcze nie są tak otwarte na ekologię, bo wiąże się to z wyższymi kosztami - zamyślił się szukając rozwiązania, które przyszło mu do głowy w ułamku sekundy. Skoro dla dużych klientów w Seattle byli spaleni, co im szkodziło skoczyć naprawdę na głęboką wodę? - Ale moglibyśmy uderzyć w rynek wschodniego wybrzeża. Bogate stany jak Maryland, New Jersey, Massachusetts, Connecticut czy Nowy Jork na pewno chętnie pójdą na nowoczesne i ekologiczne rozwiązania. Wystarczy wpasować się w odpowiednią niszę… - głośno myślał, bo pomysł zaczynał kiełkować w jego głowie, a cały biznesplan układał się puzzel za puzzlem w mgnieniu oka. - Moglibyśmy większość pracy nadzorować zdalnie stąd i stawiać się na miejscu na końcówkę prac. Albo w ogóle wejść rynek europejski czy północnoafrykański. Na konferencji w Casablance nawiązałem kilka znajomości, może mógłbym się z kimś skontaktować odnośnie nowych projektów. Wtedy nawet twój Paryż byłby w zasięgu ręki... - im więcej mówił, tym bardziej sam był przekonany do tego pomysłu. Cholera, jeśli kiedyś chciał odciąć pępowinę, to był najlepszy moment. W dodatku był w swoim żywiole. Praca od zawsze była dla niego ważna, w MD mógł jeszcze wiele osiągnąć, ale własna firma… To było wyzwanie, któremu mógł podołać. Byłby szefem sam sobie. Pracowałby z żoną tym razem nierozerwalnie, co albo umocni ich małżeństwo, albo przyczyni się do jego rozpadu, aczkolwiek drugą opcję Daniel wykluczył w przedbiegach. To naprawdę miało szansę się udać nawet z tak ograniczonym i skleconym na szybko biznesplanem. - Do tego jakieś mniejsze projekty w Seattle i okolicy… Okej, zróbmy to - podjął decyzję z szybko bijącym sercem. Wraz z tymi słowami dopadła go wolność i trochę nostalgii, ale niczego nie żałował. Ani wzięcia ślubu z tą szaloną kobietą, ani porzucenia pracy. Czuł ekscytację, niepewność nieznanego, ale także pokłady wiary w siebie, czego bez niej nigdy by nie doświadczył. - Boże, czuję się jak nastolatek uciekający z domu albo zrywający się ze szkoły na wagary - parsknął śmiechem i całe napięcie minionych kilkudziesięciu minut z niego uleciało. - Ale wiesz co? Zatrzymam udziały w MD. Jako syn Mahoneya mam do tego prawo. Jeśli myśli, że tak łatwo się mnie pozbędzie, to się grubo myli… - popatrzył na nią z miną pełną nowej siły, ale już nie gniewu. Miał nowy cel, nie musiał tracić dobrego humoru na ten stary. - Tylko Penelope… zanim zgłoszę rezygnację, musimy coś ustalić. - Złapał ją za obie dłonie i przysunął do siebie. Słyszał przez okno, że ich goście już żartują z ich ponownego zniknięcia, ale zanim wrócą do zabawy, chciał wyjaśnić z nią jeszcze jedną kwestię. - Jeśli się w to zaangażuję, początek będzie wymagał ogromu pracy. Wiesz, jaki jestem... pracoholik perfekcjonista - wywrócił oczami. - Gdybym przesadził z obowiązkami, musisz sprowadzić mnie na ziemię. Nie chcę przez ten pomysł oddalić się od ciebie, bo wtedy całe poświęcenie nie miałoby sensu. Obiecasz mi to? Że dasz mi przez łeb, jeśli chociaż przez myśl ci przejdzie, że cię zaniedbuję? Powinnaś to dopisać do swojej przysięgi małżeńskiej, możesz to jeszcze zrobić - uśmiechnął się, ale mówił poważnie. Nie ufał sobie na tyle, żeby rzucić się w wir pracy bez zaworu, który odciąłby go od pracoholizmu w niebezpiecznym momencie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak zwykle w takich chwilach wzruszyła jedynie ramionami czując że ta sprawa od początku nie powinna jej dotyczyć. Nie chciała czerpać z ich nazwiska, nie chciała udziałów w firmie którą budowali od lat. Po części rozumiała, że Mahoney chciał by wszystko zostało w rodzicie, ale prosząc o podpisanie tych dokumentów jakoby wyrzekał się syna i jego rodziny. Było to przykre, na szczęście Dan nie skupił się na tym konkretnym aspekcie całej tej sytuacji. W jej opinii miał prawo prosić ją o podpisanie intercyzy, na którą bez żadnych wątpliwości by się zgodziła. W końcu wiele małżeństw tak robiło i nikt jeszcze źle na tym nie wyszedł.
- Daj już spokój. Może i nie mam i nigdy nie będę miała udziałów w firmie, ale mam coś znacznie ważniejszego – uśmiechnęła się w stronę ukochanego, czule przejeżdżając palcami po jego policzku – Mam Ciebie – a to liczyło się dla niej najbardziej. Daniel Graham stał się najważniejszą częścią jej życia i jeśli miała poświęcić tak błahe sprawy finansowe dla szczęśliwego życia przy jego boku to nie było to żadne poświęcenie. Przybliżając się do niego musnęła jego usta swoimi, ciesząc się, że potrafią o tym wszystkim porozmawiać na spokojnie i bez nadmiernych emocji. Bo chociaż czas i miejsce nie były do tego odpowiednie, to przynajmniej wyjaśnili sobie wiele spraw. Chociaż Penelope dalej była odrobinę zła, że dała się zwieść przeczuciu, że Daniel może pogodzić się jeszcze ze swoim ojcem. Od samego początku to on miał rację i obiecała sobie więcej nie ingerować w jego rodzinne sprawy.
Słuchała jak z każdą sekundą i każdym kolejnym pomysłem Danielowi udziela się jej entuzjazm. Naprawdę to robili? Po sobie się tego spodziewała, w końcu nie byłaby to pierwsza rewolucja w przeciągu ostatniego roku… W sumie… Ostatni rok to była jedna wielka rewolucja. Najpierw ten szalony pomysł z nakrzyczeniem na człowieka, który w tamtym czasie był jej wrogiem numer jeden. Później ten spontaniczny pocałunek, przeprowadzka do jego apartamentu, udawane zaręczyny, praca w wymarzonym zawodzie, zakochanie się w robocie i na końcu ślub. Na podstawie ich historii można było napisać scenariusz do świetnego filmu, więc tylko uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o tym. I zaśmiała się, gdy jej mąż wybiegł planami tak bardzo w przyszłość. Wiedziała, że wszystko jest możliwe jeśli będą trzymać się razem. On jest świetnym architektem i szefem, potrafi wynegocjować najlepsze kontakty a ona jest jego ostoją w ciężkich chwilach. Dlatego prośba jaką wystosował w jej kierunku wcale nie stanowiła dla niej problemu.
- Z przyjemnością Ci to obiecam. Jak zaczniesz znowu zamieniać się w bezdusznego robota to dam Ci przez łeb – zaśmiała się, bo robotem mógł być w pracy, podczas zawodowych spotkań i wyjazdów służbowych. Rola szefa niestety tego od niego wymagała, bo nie mógł pozwolić sobie podwykonawcom i współpracownikom wchodzić na głowę. Jednak po powrocie do domu miał zamieniać się w jej Daniela, tego którego pokochała całym sercem i którego zamierzała wspierać na każdym kroku, niezależnie jakie decyzje będzie podejmować. Popierała także decyzję o nie rezygnowanie z udziałów w firmie ojca, zawsze było to dla niego odpowiednie zabezpieczenie finansowe. – Czeka nas ciężki i bardzo wymagający czas, ale wierzę, że sobie poradzimy. Wiem, że to dużo, że właśnie postawiliśmy na głowie całe nasze i tak mało spokojne życie, ale chciałabym żebyś też mi coś obiecał. Za rok. Równo za rok wrócimy do rozmowy o naszej rodzinie dobrze? Chociaż porozmawiamy i ewentualnie zaplanujemy jej powiększenie? – jej głos nie był już taki pewny jak w momencie, gdy proponowała rzucenie pracy i założenie własnej firmy. Dalej wprost nigdy nie powiedzieli sobie czego od siebie oczekują w tej kwestii. Kilka razy Penny wspominała, że chciałaby mieć dzieci, chociaż jedno, a Daniel wydawał się tym pomysłem nieporuszony. Nigdy też wprost nie powiedział, że ich nie chce, więc niepewność emanująca z jej spojrzenia była całkiem zrozumiałą.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było wiele rzeczy, jakie Daniel podziwiał w swojej żonie. Jej delikatność, spontaniczność, szczerość, otwartość. Najbardziej robiło na nim wyrażenie, że autentycznie cieszyła się z prostych rzeczy, które dla niego były oczywistością. To było proste wyznanie. Mam ciebie. Dwa słowa, przy których kiedyś wywróciłby oczami i rzucił komentarz w stylu “no tak, tak, mamy siebie, ale…” i przytoczyłby całą litanię wymówek umniejszających przesłaniu. Dziś ciepło emanowało z jego serca sprawiając, że wszystko inne przestało być istotne. Przyjemny błogostan ogarnął duszę Daniela, a te dwa słowa "mam ciebie" otuliły go poczuciem bezpieczeństwa, spokoju, miłości. Przez te wszystkie emocje towarzyszące ślubowi, wizycie ojca, podjętą niemal bez zastanowienia decyzję o rzuceniu pracy odnosił wrażenie, że śni i jutro obudzi się starym Danielem Grahamem w pustym apartamencie na Downtown. Ale nie, to musiała być prawda. W innym razie dźwięczny śmiech Penelope nie byłby tak rzeczywisty, tak bliski, tak ciepły. Nikt na całym świecie nie był w stanie go zmienić. I jeśli ktoś miał na niego jakikolwiek wpływ w kwestii pracy, to była właśnie Penelope Diaz. Nie, Penelope Graham. Uśmiechnął się trochę do niej, trochę do swoich myśli.
Uśmiech jednak nie zagościł na długo na twarzy Daniela. Zblakł w mgnieniu oka, kiedy Penelope zaskoczyła go bezpośrednią propozycją. Zagryzł wargi zastanawiając się. Musiał przyznać, że to uczciwe rozwiązanie. Dziś sam nie wiedział, czego chce. Patrząc na Toma i Kate nie odnajdywał się w roli ojca. Ale czy gdyby zaliczyli z Penelope wpadkę, tak jak Aimee z tym całym Erikiem, byłby w stanie to zaakceptować, czy nalegałby na zakończenie ciąży? Patrząc jej głęboko w oczy nie umiał odpowiedzieć jednoznacznie, ale wahania było jakąś odpowiedzią. Nie. Na ten moment dalej nie chciał mieć dzieci. Ale za rok… rok to dużo czasu, na dobrą sprawę on i Penelope znali się krócej, bo ile? Dziesięć miesięcy? Zresztą, nawet za ten rok nie musieli jeszcze podejmować decyzji. Byli na tyle młodzi, że mieli czas na konkretne deklaracje. Dlatego zamiast robić scenę jak przed kilkoma tygodniami, zamiast oburzać się i nerwowo reagować na trudne pytanie, przytulił do siebie ukochaną żonę i wtulając twarz w jej włosy pokiwał głową. - Dobrze. Porozmawiamy o tym za rok - obiecał poważnie. Docenił jej dojrzałość, otwartość oraz fakt, że dała mu czas na przetrawienie tego w konfrontacji z małżeńskim życiem. Przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. - Dziękuję - wyszeptał cicho z poczuciem ulgi, że na niego nie naciska. Tym mogła osiągnąć lepszy efekt niż matka próbami przekonania go, że jest już w odpowiednim wieku. Westchnął cicho i odsunął się od niej na długość ramion uśmiechając się pokrzepiająco. - Wracamy do gości? I tak kazaliśmy im długo na siebie czekać. - Wziął ją za rękę i splótł ich palce razem. Może to było dziecinne i nieodpowiednie, ale potrzebował dzisiaj być przy niej blisko. - Rozmawiałaś już z moją babcią? Jest ciebie szalenie ciekawa. A jej nowy mąż jest od niej dziesięć lat młodszy i… - prowadząc ją w stronę seniorki w rodzinie pokrótce przedstawił żonie historię babci.
Krążyli wśród gości trzymając się za ręce i dbając aby nikt nie poczuł się pominięty. Wszyscy chcieli wypić z nimi ich zdrowie, więc żeby nie paść nieelegancko pod stołem na własnym przyjęciu weselnym, chodzili z kieliszkiem i pili po łyku wina z każdym gościem. Chociaż Daniel wzbraniał się przed zapraszaniem tylu ludzi z firmy, to dziś nie żałował niczego i bawił się świetnie. Z każdym kolejnym przystankiem coraz lepiej. Wynikało to z drobnego szczegółu - przez różne zawirowania nie miał dziś w ustach niczego poza jednym owocem winogrona złapanym w trakcie krótkiej chwili przy stoliku. Aby odetchnąć na chwilę od gości, oddalili się nieco od centralnej części ogrodu, gdzie odbywało się przyjęcie, ale nawet tam nie było im dane zaznać prywatności, gdyż złapała ich osoba odpowiedzialna za catering z zapytaniem, czy - zgodnie z planem - mają już podawać tort weselny. Daniel obiecał, że da znać, jak to ustalą i uprzejmie uśmiechnął się do kobiety z pozwoleniem, że może się oddalić.
- Będziesz rzucać przed tortem bukietem, czy rezygnujesz z tego całkiem? Uprzedzam tylko, że Aimee byłaby niepocieszona, gdyby ominęła ją ta tradycja… Chyba sama liczy na suknię ślubną w bliskiej przyszłości - stwierdził ze śmiechem, ale na dobrą sprawę wolał, aby to nie Hale złapała ślubny bukiet, bo jeszcze przyszłoby jej do głowy brać ślub z tym całym Erikiem, któremu Daniel nie ufał za grosz. - O, o wilku mowa! Masz jakiś radar wyłapujący twoje imię? Czy to łapanie bukietu tak cię przyciąga? - zapytał z rozbawieniem uśmiechając się szeroko do przyjaciółki, która z ciążowym brzuchem trochę go onieśmielała i chyba podświadomie do tej pory unikał jej towarzystwa sam na sam. - Wiem, że nie możesz pić alkoholu z wiadomych względów, ale rumieńce na twarzy świadczą o tym, że chyba dobrze się bawisz? - Celowo zwrócił się do niej w formie “bawisz”, a nie “bawicie”, bo niespecjalnie przepadał za jej nowym - nazwijmy go - partnerem. O Drew przynajmniej coś wiedział, a ten mężczyzna kojarzył mu się z typem spod ciemnej gwiazdy, któremu nie patrzyło dobrze z oczu. Tym bardziej był zadowolony, że Aimee podeszła do nich sama.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej siostra wyszła za jej najlepszego przyjaciela, co Daniela Grahama czyniło nikim innym jak szwagrem panny Hale. Ilekroć Aimes o tym myślała, nie mogła powstrzymać radosnego chichotu. Los postanowił połączyć dwoje jej najbliższych osób. Czy to nie było absolutnie wspaniałe? Ich trójka (a właściwie czwórka, licząc pluskającego się w jej brzuchu Miltona Juniora) właśnie stała się najprawdziwszą rodziną i brunetka była tym faktem niesamowicie wzruszona. Łzy same pchały się jej do oczu, ale dzielnie z nimi walczyła, nie chcąc, aby Penny źle odczytała jej przejęcie i zaczęła się zamartwiać.
Stojąc gdzieś w kącie sali, zajadając się francuskimi makaronikami, po cichu obserwowała jak Państwo Młodzi raz za razem gdzieś znikają. A że w głębokim poważaniu miała wszystkie obyczaje, cieszyła się, że nie czekają oni na noc poślubną tylko już teraz czerpią radość z zawartego związku małżeńskiego i korzystają ze wszystkich jego zalet. Tylko raz, kiedy znowu zniknęli jej z zasięgu wzroku poczuła coś na kształt zazdrości. Nie o to, że nowożeńcy są w siebie tak zapatrzeni i nie mogą nacieszyć się własnym towarzystwem, od samego początku przecież im kibicowała i ich wspierała, powtarzała, że są dla siebie stworzeni. Po prostu... to co udało się im zbudować było piękne, tak bardzo piękne, że w pewnym momencie przez myśl jej przeszło, że najprawdopodobniej ona nigdy nie dogodni tego ideału, nie stworzy związku jak z obrazka. Z dzieckiem w drodze oraz niepewnym swoich uczuć Miltonem... szanse na to miała naprawdę niewielkie.
Pogrążona we wnętrzu swojej głowy nawet nie zauważyła, kiedy bliscy w końcu do niej podeszli. Uśmiechnęła się do nich i mocno ich uściskała. Wyglądali tak pięknie. Wprost promienieli szczęściem.
"Żadnego łapania bukietu, zapomnij. Lekarz zabronił mi uprawiania sportów ekstremalnych" zaśmiała się, z rozbawieniem kręcąc głową. Wbrew temu co Danielowi mogło się wydawać, nie zależało jej na tak bardzo na kwiatach i białym welonie. Małżeństwo nie miało dla niej większego znaczenia, dopóki nie było zawierane między dwoma osobami, które naprawdę bardzo mocno się kochały. A że jej życie uczuciowe było cholernie zagmatwane, czasem wręcz się jej wydawało, że jej uczucia są jednostronne... Nie miała zamiaru podejmować żadnych pochopnych decyzji i wychodzić za mąż jedynie że względu na dziecko. Zresztą, była pewna, że na samo słowo "ślub" Eric dałby nogę w... jakieś trzy, cztery sekundy?
"Bawię się świetnie. Przyjęcie jest znakomite" dodała, ruchem dłoni wskazując na salę. Kwiaty, świece, nastrojowa muzyka, pyszne jedzenie. "Co powiecie na toast? Zostało mi trochę bezalkoholowego szampana" spojrzała na siostrę, a następnie przeniosła wzrok na jej wybranka. "Chętnie się z Wami podzielę" dodała pogodnie, ciągnąć ich do stolika, na którym stała nadpoczęta butelka. "W porządku. W takim razie... Wypijmy za Was. Jesteście dla siebie idealni. Nigdy się nie zmieniajcie. Kocham Was najmocniej na świecie" miała być dzielna, ale łzy i tak zaczęły spływać jej po policzkach. Ach te przeklęte, ciążowe hormony. "Nic mi nie jest, nic mi nie jest!" dodała pospiesznie, wycierając wierzchem dłoni mokre oczy. "Poza tym, uprzejmie przypominam, że wciąż czekam zarówno na taniec z Panią Młoda, jak i Panem Młodym. Tylko proszę bez obrotów" pogłaskała się po materiale opinającym ciążowy brzuszek.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”