WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To było absurdalne.
Wszystko, począwszy od pory dnia, w której przypadało to spotkanie. Szósta rano była godziną, która dla niego nie istniała. Jego balans życia prywatnego zakładał nadgodziny, niemniej rzadko kiedy zaczynały się przed rozpoczęciem pracy.
Absurdalny był też powód, dla którego zamiast parzyć dla siebie kawę w mieszkaniu, wtaszczał się na przednie siedzenie auta, próbując dostrzec pozytywy w ominięciu godzin szczytu i braku korków.
Nigdy nie widział się w roli nauczyciela. Nie miał cierpliwości do systemu, który wymagał powtarzania tych samych precedensów i tych samych linijek w kółko, w zamkniętej pętli, z której nie można było wykroczyć. Jako student frustrował się charakterem swoich zajęć jeszcze zanim poznał rzeczywistość tego, w jaki sposób wpajane mu zasady aplikowały się do prawdziwych spraw, prawdziwego życia. Jak wszyscy z jego rocznika, był ambitny, był zdecydowany. Chłonął nowe wiadomości jak gąbka, nie mogąc doczekać się wyjścia ze swojego uczelnianego kokonu, tam, w dziki zachód krzykliwych nagłówków gazet i agresywnych rozpraw. Nikt mu wtedy nie powiedział, że zamiast rozpraw, czeka go parzenie kawy - a zamiast krzykliwych nagłówków gazet, przez lata czekać go będzie katalogowanie i wypełnianie dokumentacji.
W drodze na miejsce zbierał w głowie każdy, negatywny aspekt swojego zawodu. Każdy minus i pęknięty szczebel karierowej drabiny. Wszystko, co zachwiało jego przekonaniem o obraniu słusznej drogi i potencjalnie mogło doprowadzić do jej zmiany.
Wszystko, co mogło pozbyć się tego problemu, przez który obudził się o nieludzkiej godzinie by móc przygotować się na spotkanie, narzucić na ramiona marynarkę i wsiąść w samochód tak, jak gdyby czekał na niego ważny klient.
Matka Lily Kang naciskała na udzielanie jej korepetycji z dojazdem do jej mieszkania. Nie wątpił, że był to tylko kolejny sposób, w jaki mogła dodatkowo go poniżyć - dosypać soli na jątrzącą się ranę. Wiedział jednak, że jeśli swoim przysposobieniem lub stylem nauki nie przypadnie do gustu jej córce, być może to ona będzie nalegać na zmianę nauczyciela. Na to podświadomie liczył.
- Gotowa do wyjścia? - spytał, gdy po jego kilku, lekkich uderzeniach w drzwi w przejściu stanęła młoda dziewczyna.
Wyjście nigdy nie było w planach, ale uznał, że plany zawsze można było zmienić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może i ktoś, kto znał Lily jedynie powierzchownie, mógłby pomyśleć, że dziewczyna jest przyzwyczajona do tak wczesnego wstawania - w końcu przy takim trybie życia wszystko dotyczące jak największej wydajności jest możliwe; choć tak naprawdę gdyby chciał się zakładać, to właśnie coś by stracił. Nawet ona nie należała do "rannych ptaszków", a już tym bardziej po spędzeniu kilku nocek pod rząd nad książkami i laptopem.
Wyłączając budzik na telefonie nie była pewna, kogo bardziej w tym konkretnym momencie nienawidzi - swojej matki, czy przyszłego korepetytora, bo nie wiedziała też komu bardziej pasowało dręczenie kogoś, kiedy w pełni żyło tylko okoliczne ptactwo. W pierwszej myśli stawiałaby bardziej na matkę, ale w drugiej - kij wie, jacy są jej znajomi tutaj. "Właśnie, korepetytor" - z tą myślą szybko zwinęła się z łóżka i jak na zombie przystało, bardzo powoli zaczęła przygotowywać do spotkania.
Był krótki okres, w którym naprawdę wierzyła, że matka dała wreszcie spokój z wiecznym nadzorem i "zapewnianiem jej atrakcji", bardzo sarkastycznie to oczywiście ujmując. To nie było też tak, że jej to jakoś bardzo przeszkadzało - przez ostatnie 21 lat nauczyła się z tym już żyć, miło było jednak samej sobie układać czas, albo przynajmniej jego większość, zamiast liczyć się z każdym posunięciem rodzicielki. Wiedziała, że "robi to dla Lily" - no bo przecież nie po to, by zaleczyć własną, nieposkromienie wielką ambicję, prawda? - "tsk".
Była w trakcie zaparzania herbaty, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Domyślając się, że jest to osoba, z którą miała się spotkać - bo kto inny stałby przed jej drzwiami o tak nieludzkiej porze? Odgarnęła z czoła kosmyk niesfornych włosów i spojrzała szybko na telefon - było jeszcze przed czasem. Niewiele, bo 10 minut, ale to był jej czas na względne wstanie na nogi przy pomocy swojej czarnej cejlońskiej. Nie spieszy jej się aż tak bardzo do ponownego wkuwania. Westchnęła cicho i podchodząc z kubkiem w dłoni do drzwi, z gracją godną niezadowolonego z życia szopa uchyliła je nieznajomemu mężczyźnie.
Pierwsze wrażenie? Był w garniturze i wyglądał dość elegancko, co w zestawieniu z bardzo "casualowym" ubraniem Lily tworzyło wręcz komiczny kontrast. Przez to chwilowe zmieszanie zapomniała nawet, że chciała wyrazić swoje lekkie rozgrymaszenie bardziej werbalnie - oczywiście nie jakoś poważnie, ot, zwykłą wzmianką tego faktu. Uniosła wzrok z powrotem do jego twarzy, gdy się nagle odezwał.
- Tak, już zaraz... Co, wyjścia? Gdzie? - pytanie trochę ją zaskoczyło, toteż w głowie pojawiła się inna myśl, lub raczej wątpliwość. - Pan Hayes?
Ostatnio zmieniony 2021-06-14, 22:55 przez Lily Kang, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pan Hayes.
Korepetytor, nauczyciel, nowa atrakcja.
Nawet nie wiedział, które z tych określeń mierziło go mocniej. Każde niosło ze sobą coś, czego nie chciał w tej chwili czuć, choć tylko jedno było w istocie poniżające dla Williama. Nauczanie kogoś innego nie godziłoby w jego dumę, gdyby było skutkiem podjętych przez niego decyzji. Choć nie widział się w roli korepetytora, potrafił się dostosować, jeśli sytuacja tego wymagała. Ale sposób, w jaki został wmanewrowany w ten układ odpalał każdą, czerwoną lampkę w jego głowie. Pijąc kawę czy myjąc rano zęby, na samą myśl o tym, co go czekało, w ustach natychmiast czuł mocny posmak goryczy.
Całe życie pracował na to, by nie znaleźć się już nigdy pod czyimś butem. Krew, pot i łzy kosztował go każdy awans. Każdy sukces, nieważne jak drobny, zdobyty był wieloma wyrzeczeniami i ilością poświęceń wyrażoną w ich dwukrotności. Po tych wszystkich latach, zadomowił się na swoim miejscu, wśród ludzi tak dalekich od jego pochodzenia, jak tylko pozwalała na to rzeczywistość. Zasmakowało mu jedzenie wydarte z ust innym, których pozostawił w tyle - na tyle, że telefon matki Kang, który wytrącił mu następny kęs z ust, pozostawił po sobie ten gorzki posmak, którego nie potrafił się pozbyć. Swoiste przypomnienie tego, od czego nie potrafił uciec - natrętnej myśli w jego głowie niedającej mu spokoju, kwestionującej jego możliwości maskowania się przy tym stole, przy którym zasiadł tak chętnie.
- Na zewnątrz - odparł lakonicznie, spoglądając prosto w wielkie, zdziwione oczy młodej dziewczyny. Dostrzegał różnicę w ich przygotowaniu bardzo wyraźnie - zresztą, nie dało się jej nie zauważyć. Ale była dokładnie tym, czego się spodziewał. Studentką, gotową na życie i zawód na tyle, na ile może być każdy dwudziestoparolatek. - Lily Kang, prawda?
Formalność. Jej matka nie pomyliłaby wysłanego mu adresu - w życiu nie złapał jej na nawet tak marginalnym błędzie. Nie miał pojęcia, jaka mogła być w życiu prywatnym, ale jeśli choć odrobinę przypominała siebie z pracy, niemalże współczuł Lily. Miał tylko nadzieję, że pozostawała błogo nieświadoma na warunki układu, na które Hayes musiał przystać.
- Na dole jest kawiarnia, w której możemy usiąść jak ludzie. Nie jestem lekarzem, żeby udzielać wizyt domowych - dodał, nie mogąc powstrzymać własnej zgryźliwości. Wiedział, że dziewczyna nie była niczemu winna - ale nie potrafił silić się na uprzejmość tak mocno, na ile wymagała tego sytuacja.
Uniósł ostentacyjnie zegarek, spoglądając na wskazówki na jego tarczy. Wciąż był przed czasem, ale zamierzał ten fakt skrzętnie zignorować.
- Mam czas do siódmej - dodał, wymownie spoglądając na jej ubiór, mało dostosowany do wyjścia na zewnątrz - tym samym sugerując jej, że czas, którego potrzebowała na ubranie się, liczył się w czas jego korepetycji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawda była taka, że jakkolwiek Lily wolałaby, by jej matka uzgadniała z nią chociażby nawet mniejsze niż konkretnie to rzeczy - "tym bardziej, że nie ma jej tutaj" i niewiele też wie o prawdziwym przebiegu dnia swojej córki - tak im więcej ona zdawała się na to nalegać, tak tym bardziej rodzicielka wydawała się to ignorować. Ta wręcz chorobliwa nadopiekuńczość w połączeniu z jej apodyktycznym sposobem bycia nie były w ani jednej setnej procenta młodej dziewczynie na rękę, a z biegiem lat mimo, że już przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy, to z racji wieku coraz częściej się spod jarzma matki wyłamywała, a mieszkanie na drugim końcu świata nieco tę sprawę też ułatwiało. Nie były to oczywiście w żadnym wypadku jakieś pełnoprawme "bunty", ale w większości z takich małych nieposłuszeństw potrafiła poprawić sobie dostatecznie humor, nawet jeśli ta druga o tym nie wiedziała. Przede wszystkim wtedy.
Dlatego też uniosła brwi w chwilowym zaskoczeniu - znów - gdy usłyszała słowa Williama. Była gotowa na zacisze domowe, ewentualnie jakąś cicho przygrywającą muzykę w tle, ale w żadnym wypadku nie spodziewała się gwaru kawiarni do uskuteczniania formułek prawnych.
Nie minęła nawet sekunda od oświadczenia mężczyzny, nim uśmiechnęła się do niego lekko - całkiem szczerze, z radością w oczach. Podskoczyłaby wręcz, gdyby nie fakt, że nie przystawało przyszłemu prawnikowi, w dodatku takiemu, przed którym stoi ktoś starszy zarówno stażem jak i wiekiem - stłumiła to więc, mimo to dość oczywisto, a jej ręka z klamki drzwi powędrowała do kubka, który dzierżyła teraz obiema dłońmi.
- Prawda - odparła na wcześniejsze pytanie od razu, po tym, gdy od razu potem nawiązał do wizyt domowych i lekarzy. Ta mała zgryźliwość nie zdołała jednak nawet zachwiać jej właśnie powstałego dobrego humoru, na który wcześniej się raczej nie zapowiadało. - Proszę wejść, zbiorę tylko książki i możemy wychodzić - Zapraszając go do środka zamknęła za nim drzwi, wskazała na rogową sofę nieopodal i zniknęła za drzwiami drugiego pokoju, energicznie pakując wszystko, co będzie jej dziś potrzebne - nie tylko na spotkaniu, ale także na uczelni - do torby.
Możliwe, że Lily w życiu nie wyszłaby, przynajmniej aktualnie, poza pewne konwenanse - z szacunku do tego, czego zdołała nauczyć ją matka, ale także świętego przekonania, że wszystko musi się dziać swoimi prawami i że do każdej sytuacji w tym środowisku istnieją odpowiednie słowa lub czyny. W zasadzie nie tylko w tym środowisku - ona sama sobie to w ten sposób tłumaczyła, choć tak naprawdę wypracowane wzorce zachowań odnosiła też do najprostszych codziennych czynności, prawie nigdy nie wychodząc ponad to, co już wie albo zna. To zaczęło się oczywiście zmieniać po przeprowadzce do USA, mimo to nadal nie były to znaczące czy częste odstępy od "normy". Co innego jednak, gdy ktoś zaproponuje inne wyjście. Gdy ktoś przekona i rozpali w niej ciekawość godną małego dziecka, bo choć miała te swoje 21 lat, w głębi duszy lubiła odkrywać i poznawać to, czego nie przyszło jej jeszcze doświadczyć. Była wtedy niemal gotowa do działania przeciw sobie, byleby sprawdzić, poczuć, zaznać.
- Mają tam pyszne latte - Rzuciła, nie myśląc nawet nad tym, po prostu podekscytowana nieprogramowym wyjściem, wychodząc z pokoju tym samym energicznym krokiem. - Smakowe! - Narzuciła na siebie swoją przydużą, szarą, rozpinaną bluzę i podążając za Hayes'em prawie w podskokach, zamknęła w końcu drzwi na klucz wychodząc z mieszkania.

Dopiero po tej czynności, gdy usłyszała przekręcający się klucz, poczuła się nieco głupio, orientując się w swojej nagłej, entuzjastycznej poufałości.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”